Rajewska Ewa Chwila w Troi


0x01 graphic
 2005-07-07 14:40:38

Chwila w Troi
0x01 graphic
Ewa Rajewska
0x01 graphic

 

 

 

"Czy pamiętacie to rozkosznie błogie uczucie, kiedy, budząc się w letni poranek, słyszeliście pod niebem świergot ptaków, a świeży ciepły wietrzyk wpadał do pokoju przez otwarte okno? - gdy, leżąc jeszcze leniwie w łóżku z półprzymkniętymi oczyma, tak jak we śnie widzieliście zielone konary drzew poruszane wiatrem, lub prześwietlone słońcem złote wody strumyka? Ta radość jest bardzo podobna do smutku, potrafi wzruszyć do łez, podobnie jak piękny obraz czy wiersz. [...] Być może niektórzy mogą mnie winić za to mieszanie rzeczy poważnych i wesołych, inni zaś mogą się uśmiechnąć i pomyśleć, że to dziwne, że ktoś w ogóle chce mówić o sprawach ważkich, i to nie w niedzielę w kościele; ja jednak sądzę - nie, ja jestem tego pewien - że wiele dzieci przeczyta tę książkę uważnie i z miłością, w duchu, w jakim ją napisałem"

Lewis Carroll, Wielkanocne życzenia dla wszystkich dzieci, które kochają Alicję [1]

 

Od czasu, kiedy w 1865 roku pastor Charles Lutwidge Dodgson, młody wykładowca matematyki i logiki oksfordzkiego Christ College, dotąd znany jako autor prac poświęconych przede wszystkim geometrii Euklidesowej [2], pod pseudonimem Lewis Carroll ogłosił drukiem opowieść, którą wymyślił dla swojej małej przyjaciółki, Alice Pleasance Liddell, i na jej gorącą prośbę spisał, Alice's Adventures in Wonderland cieszą się uznaniem i sympatią kolejnych pokoleń czytelników. Nie tylko dziecięcych. Fenomen Przygód Alicji i opublikowanej w 1872 r. drugiej ich części, Through the Looking-Glass and What Alice Found There (Poprzez lustro i co Alicja tam znalazła), przyciąga i dorosłych, i dzieci z tą samą siłą, z jaką bardzo spóźniony i głośno wyrzucający to sobie królik z zegarkiem w kieszeni kamizelki przykuł uwagę pewnej małej dziewczynki w leniwe letnie popołudnie. Jakiż to duch ożywia Carrolliańskie arcydzieło? W jakim duchu zostało ono napisane? Dlaczego baśń Carrolla wywołuje tak żywy oddźwięk u tak różnych odbiorców? Udzielenie odpowiedzi na te pytania nie będzie możliwe, jeśli nie podejmę próby rozpoznania i zrekonstruowania sieci sensów utworu, zaś problem popularności książki należącej do światowego kanonu literatury dziecięcej wśród czytelników dorosłych pozostanie tu nierozstrzygnięty, jeżeli wcześniej uchylę się przed określeniem idealnego odbiorcy, nietożsamego z adresatem baśni. Od uwag poświęconych temu ostatniemu zagadnieniu wypadnie rozpocząć moje poszukiwania "kosmosu sensów" Alicji.

 

Ceniony biograf Carrolla Derek Hudson utrzymuje, że obok Williama Szekspira Lewis Carroll jest najważniejszym angielskim pisarzem, którego dzieła powinien zgłębić cudzoziemiec, chcący najdokładniej zbadać istotę angielskiego charakteru i angielskiego poczucia humoru [3]. Czego dorosły przecież, bo pragnący świadomie (załóżmy, że właśnie z ukierunkowaniem na angielski charakter i poczucie humoru) poznawać obcą literaturę, czytelnik zamierza szukać w książce napisanej dla małej dziewczynki? A dokładniej, w baśni, której każda z części została zainspirowana znajomością z inną małą dziewczynką, lecz Carroll zadedykował obie swej ulubienicy, która pomiędzy ukazaniem się drukiem Przygód Alicji i Poprzez lustro - dorosła. W drugiej części książki w rozmowie Alicji z Humptym Dumptym na temat wieku i dorastania wyraźnie słychać rozczarowany głos autora: "Powiedziałaś, że ile masz lat? [...] Siedem lat i sześć miesięcy! [...] Bardzo niewygodny wiek. Gdybyś poprosiła mnie o radę, powiedziałbym ci, że należy poprzestać na siedmiu... ale teraz jest już za późno" [4].

 

Alice's Adventures in Wonderland powstała na kanwie opowieści, którą Charles Dodgson ad hoc wymyślił i opowiedział trzem siostrom Liddell - trzynastoletniej Lorinie, dziesięcioletniej Alice i ośmioletniej Edith - aby umilić im wspólną letnią wioślarską wyprawę w górę Tamizy. Znamy dokładną datę pamiętnej eskapady z Oxfordu do Godstow - odbyła się 4 lipca 1862. Tak po latach wspominał tę wycieczkę przyjaciel Dodgsona, pastor Robinson Duckworth, również uczestnik wyprawy: "Nadawałem tempo, a on wiosłował na dziobie, [...] jego opowieść zaś powstawała i była opowiadana ponad moim ramieniem Alicji Liddell, naszemu małemu sternikowi. Pamiętam, że odwróciłem się i zapytałem: Dodgson, czy twój romans powstaje ex tempore? - Owszem, wymyślam go po drodze, odpowiedział." Na prośbę zachwyconej baśnią małej Alicji Dodgson zabrał się do spisywania swej historii od razu następnego dnia. Gotowy, oprawiony i ozdobiony własnymi ilustracjami rękopis dzieła, które nazywało się wówczas Alice's Adventures Under Ground  (Przygody Alicji pod ziemią), wręczył jednak Alicji dopiero w listopadzie 1864 [5].

 

Druga część Przygód Alicji, Through the Looking-Glass and What Alice Found There, została napisana z myślą o małej kuzynce autora, Alice Raikes, chociaż Carroll i tę książkę zadedykował dwudziestoletniej już wówczas Alice Liddell. To w jej imię układają się pierwsze litery kolejnych linijek zamykającego Poprzez lustro akrostychu o incipicie A boat, beneath a sunny sky (Łódka pod pełnym słońca niebem), także w wierszu dedykacyjnym nie zabrakło czytelnych aluzji do okoliczności powstania pierwszej opowieści:

 

Ucichł w mych uszach śmiech srebrzysty

I zaszło twarzy twojej słońce;

Już nigdy o mnie nie pomyślisz

W latach młodości nadchodzącej...

Lecz już niczego więcej nie chcę;

Dość, gdy wysłuchać bajki zechcesz.

 

Bajki zrodzonej w dniach minionych,

Która jak dzwonka dźwięk się niosła;

Wśród lata dni rozpromienionych

W jej rytmie biły nasze wiosła...

Echo jej wciąż powraca do mnie,

Choć czas zły każe: "Masz zapomnieć!" [6]

 

Tymże wierszem Carroll zapraszał niegdyś małą, a w 1872 r. już dorosłą dziewczynkę, by wróciła myślą do beztroskiego gniazda dzieciństwa i historii opowiadanych przy ogniu buzującym wesoło na kominku podczas szalejącej za oknami zamieci. W takiej właśnie scenerii przygody Alicji po drugiej stronie lustra biorą swój początek.


"[...] Podczas gdy Alicja siedziała skulona w wielkim fotelu, trochę senna, a trochę pogrążona w rozmowie z samą sobą, kociak rozfiglował się niesłychanie wokół motka wełny, który Alicja starała się zmotać, i toczył go długo to tu, to tam, póki motek znowu całkowicie się nie rozmotał; i oto wyglądał teraz jak plątanina leżących na dywanie przed kominkiem supełków i węzełków, a kociak tańczył pośrodku ścigając własny ogon. - Och, ty paskudne, paskudne stworzonko! - zawołała Alicja, chwytając kotka i obdarzając go pocałunkiem, który powinien był przyjąć jako naganę. - Naprawdę, Dina powinna nauczyć cię lepszych manier! Powinnaś była, Dino, wiesz przecież, że powinnaś! - dodała spoglądając z wyrzutem na kotkę i przemawiając głosem tak zagniewanym, jak tylko umiała..." [7]

 

Beztroskie ciepło dzieciństwa... Pięknie pisała o nim Wirginia Woolf w eseju poświęconym Carrollowi:

 

"Normalnie dzieciństwo powoli blednie. Kiedy chłopiec staje się mężczyzną, a dziewczynka kobietą, utrzymują się w nich strzępy dzieciństwa. Dzieciństwo powraca, czasami w dzień, częściej w nocy. Ale z Lewisem Carrollem było inaczej. Z jakiegoś niewiadomego nam powodu jego dzieciństwo zostało równo odrąbane. Zamieszkało w nim całe i nienaruszone. Nie mógł go rozkruszyć. Toteż w miarę jak płynęły lata, ta zasada w centrum jego istoty, ten twardy blok czystego dzieciństwa wysysał żywotne soki dojrzałego człowieka. Lewis Carroll przemykał się przez świat dorosłych jak cień, materializując się jedynie na plaży Eastbourne w towarzystwie małych dziewczynek, którym podpinał spódniczki agrafkami. Ponieważ jednak dzieciństwo pozostało w nim nienaruszone, mógł robić to, co jeszcze nikomu się nie udało: mógł wracać do tego świata, mógł go odtwarzać, żebyśmy i my stawali się na powrót dziećmi" [8].

 

W przywołanym wyżej fragmencie Poprzez lustro można rozpoznać „ducha”, czy może raczej klimat, o którym Carroll pisze w cytowanych na początku rozdziału Wielkanocnych życzeniach, choć tam czytaliśmy o świergocie ptaków w letni poranek, tutaj zaś - o padającym śniegu i opowieściach przy kominku. Na ów klimat składają się nie skażony poważnymi, „dorosłymi” problemami optymizm i błogostan, w którym doniosłą rolę gra poczucie bezpieczeństwa. Wizja pełna uroku dla dorosłego czytelnika, nie wyjaśniająca jednak w żaden sposób, dlaczego po baśń Carrolla chętnie sięgają również młodsi czytelnicy - Przygody Alicji nie zostałyby obwołane najsłynniejszą w literaturze światowej książką dla dzieci i nie byłyby przez dzieci z takim zainteresowaniem słuchane i czytane, gdyby opowiadały tylko o bezpieczeństwie i beztrosce dziecięcego życia, do których tęsknią dorośli. Skoro adresatka opowieści jest podwójna - w przypadku Poprzez lustro jest nią i kilkuletnia Alice Raikes, i dwudziestoletnia Alice Liddell - musi istnieć także wspólny mianownik, koncentrujący na sobie uwagę i dziecięcego, i dorosłego odbiorcy.

 

Jest nim żywiołowy Carrolliański humor wyrastający na, dla intelektu czytelnika czasem dosyć wymagającej, glebie nonsensu, niczym obdarzone głosem kwiaty na twardych grządkach w ogrodzie po drugiej stronie lustra - "Ziemia tu jest bardzo twarda. [...] W większości ogrodów [...] okopuje się grządki i ziemia jest miękka jak kołderka, więc kwiaty śpią pod nią nieustannie", tłumaczy Alicji przyczynę tej zadziwiającej zdolności Tygrysia Lilia [9]. Carroll "nie okopuje grządek", nie ułatwia zadania i rozwiązań swoich zabawnych kalamburów i logicznych zagadek nie podaje na tacy (ogrodniczej taczce?), toteż nie ma mowy o tym, by jego rozweselony czytelnik się zdrzemnął - musi nadążać za wartką, pełną zaskakujących zwrotów akcją - "Coraz zaskakującej! - wykrzyknęła Alicja (tak zdumiona, że na chwilę zapomniała poprawnego języka w buzi.)" [10].

 

"Wielu wspaniałych satyryków i moralistów pokazuje nam świat na opak i każe nam go widzieć tak, jak go widzą ludzie dorośli, bez litości. Jeden Lewis Carroll pokazuje nam świat na opak tak, jak go widzi dziecko, i każe nam się śmiać, jak śmieją się dzieci - beztrosko", pisała Virginia Woolf [11]. Carrolliańska baśń to zaproszenie - wystosowane zarówno do czytelnika dziecięcego, jak i do dorosłego - do udzielenia sobie małej prywatnej dyspensy od rzeczywistości po to, by za białym królikiem wskoczyć w głąb prowadzącej nie wiadomo dokąd nory, wypijać zawartość małych tajemniczych buteleczek, ciasteczka niewiadomego pochodzenia zajadać wprost z podłogi i bez zaproszenia przysiadać się do cudzych stołów zastawionych do zwariowanych herbatek. A wszystko to - nie wspominając o kwestionowaniu kompetencji Sądu Najwyższego w osobach Króla i Królowej Kier czy krytykowaniu dowcipu opowiedzianego przez lustrzanego Komara, owada o wielkości kurczęcia - bez długofalowych konsekwencji. Beztrosko ("w duchu, w jakim ją napisałem"). Czy Carroll zaprasza wszystkich czytelników na wesołą wycieczkę (ucieczkę)? Skądże znowu. Na ożywczo nonsensowną, szaloną eskapadę. Z szarej codzienności porywa nas do grającej barwami krainy wyobraźni, w której wszystko jest możliwe, czas podwieczorku może trwać przez całą wieczność, a marzenia o zostaniu królową się spełniają, do tej samej Troi, do której trafiają małe, rozczarowane życiem dziewczynki z Chwili w Troi Wisławy Szymborskiej. Ponieważ do tego utworu nawiązuje moja koncepcja odczytania Alicji i zaczerpnięte z niego cytaty będą się w tej pracy pojawiały jeszcze kilkakrotnie, pozwolę sobie przypomnieć pełny tekst wiersza.

 

CHWILA W TROI

 

Małe dziewczynki

chude i bez wiary,

że piegi znikną z policzków,

 

nie zwracające niczyjej uwagi,

chodzące po powiekach świata,

 

podobne do tatusia albo do mamusi,

szczerze tym przerażone,

 

znad talerza,

znad książki,

sprzed lustra,

porywane bywają do Troi.

 

W wielkich szatniach okamgnienia

przeobrażają się w piękne Heleny.

 

Wstępują po królewskich schodach

w szumie podziwu i długiego trenu.

 

Czują się lekkie. Wiedzą, że

piękność to wypoczynek,

że mowa sensu ust nabiera,

a gesty rzeźbią się same

w odniechceniu natchnionym.

 

Twarzyczki ich, warte odprawy posłów,

dumnie sterczą na szyjach

godnych oblężenia.

 

Bruneci z filmów,

bracia koleżanek,

nauczyciel rysunków,

ach, polegną wszyscy.

 

Małe dziewczynki

z wieży uśmiechu

patrzą na katastrofę.

 

Małe dziewczynki

ręce załamują

w upajającym obrzędzie obłudy.

 

Małe dziewczynki

na tle spustoszenia

w diademie płonącego miasta

z kolczykami lamentu powszechnego w uszach.

 

Blade i bez jednej łzy.

Syte widoku. Tryumfalne.

Zasmucone tym tylko, że trzeba powrócić.

 

Małe dziewczynki

powracające [12].         

 

Małe, chude, piegowate dziewczynki. Skoro wiersz Szymborskiej wprowadza nas w krąg greckich historii i mitów, przy dużej dbałości o koloryt lokalny można by je nazwać z grecka - małymi nimfami. Ale nie nimfetkami, to zupełnie inny, znacznie rzadszy gatunek Małej Dziewczynki. Nimfami. Zapewne nieprzypadkowo zoologowie ostatnie stadium larwalne niektórych owadów określają także mianem „nimfy”. Stadium dorastającej, a jednak ciągle jeszcze Małej, Dziewczynki wymaga przepoczwarzenia, to stadium przejściowe, niewdzięczne, niedocenione. Nie skupiające niczyjej uwagi. Nijakie. Mało obiecujące - któż zagwarantuje poczwarce, że, "podobna do tatusia lub mamusi, szczerze tym przerażona", pewnego dnia przemieni się w pięknego motyla? Rozczarowane swoją rzeczywistością, uciekające w marzenia, w których szukają  rekompensaty za wszystkie pominięcia, za wszystkie upokarzające niezauważenia ze strony braci koleżanek, nauczyciela rysunków, Małe Dziewczynki Szymborskiej trafiają do swoich wyśnionych Troi w rolach najpiękniejszych z pięknych Helen. "Ach, polegną wszyscy". Ileż psychologicznej prawdy w tej dokonanej siłą dziewczęcej imaginacji zemście.

 

Małe Dziewczynki Szymborskiej przed swoją codziennością chronią się w Troi, porywane znad talerza, znad książki, sprzed lustra, zupełnie jak obdarzona bujną wyobraźnią mała Alicja, która została przecież porwana do baśniowej Troi dwukrotnie: znad nudnej, ponieważ pozbawionej ilustracji i konwersacji[13] książki, czytanej przez starszą siostrę, oraz sprzed lustra, kiedy, pozostawiona samej sobie, prowadziła długie rozmowy o dobrym wychowaniu z kociakiem, pokazując mu w lustrze, jak brzydko wygląda, gdy jest nadąsany. Prawda, mógłby ktoś powiedzieć, że Alicja nie do końca była "małą dziewczynką, chudą i bez wiary, że piegi znikną z policzków, nie zwracającą niczyjej uwagi". Alice Liddell wyglądająca z fotografii Dodgsona jest doprawdy śliczna; zwróciła uwagę przynajmniej jednej osoby - poważnego autora książek o Euklidesie, zostając jego ulubienicą, muzą dwóch jego literackich książek i modelką pozującą do szeregu znakomitych zdjęć, przy robieniu których Dodgson, niczym dobra wróżka, przebierał ją w rozmaite kostiumy, od żebraczki po małą Chinkę - także w ten sposób przenosząc dziewczynkę z jej codzienności do Troi.

 

Mała bohaterka Carrolla posiada pewne cechy właściwe Małym Dziewczynkom Szymborskiej. Przypomnijmy sobie ripostę daną Białemu Rycerzowi, który w zwycięskim pojedynku odbił małą zakładniczkę Rycerzowi Czerwonemu - o siedmioletnią Alicję stoczono przecież prawdziwą walkę na ubitej ziemi, która Mała Dziewczynka by jej nie pozazdrościła? Odpowiedź to dumna i znamienna. "Było to pełne chwały zwycięstwo, prawda? - powiedział dźwigając się z ziemi zdyszany Biały Rycerz. Nie wiem - powiedziała Alicja z powątpiewaniem. - Nie chcę być niczyim więźniem. Chcę być Królową" [14]. Przywołaną formułę "chwili w Troi" proponuję jednak rozumieć szerzej, nie jako próbę rysowania mniej lub bardziej wymuszonych paralel między obydwoma utworami, lecz jako metaforę rekompensacyjnej ucieczki czy też wyprawy w świat wyobraźni, na którą autor namawia nie tylko małe i nie tylko dziewczynki. Wycieczka z szarej codzienności do baśniowej, Carrolliańskiej Troi to wyprawa terapeutyczna i radosna, prawem królującego triumfalnie nonsensu pozwalająca odwracać naturalny porządek rzeczy - i z wypiekami na policzkach obserwować, co będzie dalej. Trzeba podkreślić, że prawa "naturalnego porządku" w Alicji nigdy nie zostają zawieszone całkowicie, właśnie z pamięci o nich i z konsekwentnego ich egzekwowania w rzeczywistości "nienaturalnej", w świecie na opak, rodzi się komizm. Podczas uczty koronacyjnej Alicji Czerwona Królowa przypomina nam, że wyrządzanie afrontu znajomym jest oznaką braku wychowania, zasada pozostaje zasadą, choćby miał być to afront szczególnego rodzaju, a wśród znajomych miałby znajdować się barani udziec, a zatem część samej uczty: "Pozwól, że przedstawię cię udźcowi baraniemu. Alicja - Baranina; Baranina - Alicja. Udziec barani powstał z półmiska i skłonił się Alicji, która odwzajemniła ukłon, nie wiedząc, czy ma ją to rozśmieszyć, czy zatrwożyć. [...] Krojenie kogoś, komu było się przedstawionym, jest niezgodne z etykietą. Zabierzcie pieczeń! Proszę nie przedstawiać mnie puddingowi! - zawołała pospiesznie Alicja - bo nie zostanie nam zupełnie nic z obiadu!" [15].

 

Nonsens Carrolla nie polega na tym, że bohaterowie czy narrator wypowiadają się w sposób bezładny znaczeniowo lub składniowo, lecz wynika on z przedstawiania sytuacji rażąco obcych ludzkiemu doświadczeniu (jak wówczas, gdy rzeczona sztuka mięsa składa ukłon małej biesiadniczce) lub takich, które są wewnętrznie sprzeczne [16]: "Kiedy już wspominasz o pagórku - przerwała Królowa - mogłabym ci pokazać pagórki, w porównaniu z którymi ten nazwałabyś doliną. Nie, nie nazwałabym - powiedziała Alicja, tak zdumiona, że wreszcie odważyła się jej zaprzeczyć. - Pagórek nie może być doliną, jak wiadomo. To byłby nonsens... Czerwona Królowa potrząsnęła głową. Możesz to nazywać "nonsensem", jeżeli sobie życzysz - powiedziała - ale ja słyszałam nonsensy, w porównaniu z którymi ten wydałby ci się tak sensowny jak słownik" [17].

 

Nonsens jest słowem kluczowym dla obu części Przygód Alicji, pojawia się wielokrotnie na ich kartach. Jego doniosłą rolę zapowiada expressis verbis prośba Alicji-Secundy z wiersza otwierającego Przygody: "[...] In gentler tones Secunda hopes / There will be nonsense in it!" Secunda - czyli, jak się domyślamy, druga pod względem starszeństwa z sióstr Liddell, a zatem i pierwowzór bohaterki naszej baśni, Alicja - prosi, aby w opowieści narratora nie zabrakło nonsensu [18].

 

W Wielkanocnych życzeniach Carroll nazywa swoją baśń "księgą nonsensu" i w cokolwiek purytański sposób tłumaczy się z jej napisania:

 

"[...] Nie wierzę, że Bóg wymaga od nas, byśmy dzielili życie na dwie połowy, byśmy w niedzielę przybierali uroczysty wyraz twarzy, a każdego innego dnia tygodnia uważali, że wspominanie o Nim jest nie na miejscu. Czy sądzicie, że Bóg dba jedynie o oglądanie klęczących postaci i słuchanie modlących się głosów? [...] Z pewnością niewinny śmiech [dzieci] jest równie miły Jego uchu, jak najwspanialszy hymn, który kiedykolwiek zrodził się w przyćmionym świetle najbardziej uroczystej katedry" [19].    

 

Jeśli zgodzimy się ze Stanisławem Barańczakiem, że "mówienie nonsensów [...] niczego nie załatwia, o nic nie walczy, nie służy niczemu użytecznemu, nie służy w ogóle niczemu poza sobą samym i wywołanym przez siebie śmiechem" [20], konsekwencją tego będzie przyznanie, że w baśni Carrolla dominuje najbardziej wysublimowana funkcja poetycka, bo czyż tak pojmowany nonsens nie jest autotelizmem do kwadratu?

 

Dlaczego "wiktoriańska" chwila w Troi? Aby wskazać z jednej strony na stereotyp epoki purytańskiej, pruderyjnej i konwencjonalnie sztywnej, zatem tym silniej prowokującej wzrastającą w niej dziewczynkę do ucieczki w marzenia, z drugiej zaś - na najbardziej podstawowy dla Przygód Alicji kontekst historycznoliteracki. Lata narodzin i rozkwitu poezji nonsensu przypadają właśnie na panowanie królowej Wiktorii. To nie Carroll był prekursorem nurtu - był nim Edward Lear, autor wydanej w 1846 roku Księgi nonsensu; do grona klasyków kierunku zalicza się jeszcze Williama Schwencka Gilberta, Alfreda Edwarda Housmana i Hillaire'a Belloca. Jeśli zaś przyjrzeć się nienonsensownej angielskiej literaturze dla dzieci tamtego okresu, do najchętniej czytanych baśni należały The Water Babies (1863, Wodna dziatwa) Charlesa Kingsleya oraz At the Back of the North Wind (1871, Na grzbiecie Północnego Wiatru) i The Princess and the Goblin (1872, Księżniczka i kobold) George'a MacDonalda. Warto wspomnieć, że to MacDonald oraz brat Kingsleya, Henry, również powieściopisarz, namawiali Dodgsona do opublikowania Przygód Alicji i to ich opinia o dziele miała zaważyć na decyzji autora [21].

 

Dotychczasowe rozważania poświęciłam objaśnianiu moim zdaniem dominującego kierunku interpretacji baśni Carrolla - wyprawie w krainę nonsensu; ukierunkowanie na nonsens jako wehikuł komizmu miałoby także stanowić swoistą "część wspólną" książki czytanej przez czytelnika dorosłego i dziecięcego. Wróćmy jeszcze na chwilę do problemu odbiorcy idealnego Alicji.

 

Przygody Alicji w Krainie Czarów i Po drugiej stronie lustra to książki, które Carroll adresował do dzieci, jednak dziecko nie byłoby w stanie rozpoznać wszystkich sensotwórczych wątków, z których Alicja została utkana, nie zdołałoby "zrekonstruować historycznego znaczenia dzieła, [...] które mu zostało nadane w momencie tworzenia", jak powinien to uczynić odbiorca idealny według Aleksandry Okopień-Sławińskiej [22]. Chciałoby się powiedzieć, że Carrolliańska "chwila w Troi" to chwila podwójna, dziecinna i dorosła, zaś czytelnikiem idealnym jest czytelnik wyrobiony literacko, który, by sparafrazować autora Alicji, przez wszystkie dojrzałe lata zachował szczere i pełne miłości serce dzieciństwa. Książka Carrolla projektuje dwóch odbiorców, będą to odpowiednio: "czytelnik naiwny" i "czytelnik świadomy", bogatszy od naiwnego o zdolność czytania tekstu jako tekstu właśnie oraz o pamięć, że jest on fikcją literacką - a jednocześnie nie pozbawiony wrażliwości pozwalającej mu poddać się urokowi opowieści, dowodzi w swej rozprawie o "prozie dwupoziomowej" (duplex fiction) Danuta Zadworna-Fjellestad [23]. Czytelnik naiwny traktuje opowieść jako historię prawdziwą i reaguje na nią w sposób emocjonalny, poddając się strategiom narracji; nie musi być dzieckiem, musi jednak zachowywać się właśnie jak naiwny czytelnik dziecięcy. Czytelnik świadomy natomiast powinien być zdolny do dokonania interpretacji wykorzystującej wszystkie możliwości implikowane przez utwór, powinien dać się uwieść opowieści jak czytelnik naiwny - jeśli nie wróci do swojego pierwotnego, dawno już zarzuconego, dziecięcego sposobu postrzegania i przeżywania, nie zmieści się w króliczej norze i nie zdoła przejść przez lustro - a jednocześnie świadomie poddawać ją krytycznemu osądowi. Opowieść Carrolla przekonuje dorosłego czytelnika, by spróbował wyobrazić sobie, że jest czytelnikiem dziecięcym. Najpierw nęci go atmosferą beztroski i bezpieczeństwa, właściwą szczęśliwemu dzieciństwu, a kiedy już go przyciągnie i rozmarzy, każe mu się nią błyskawicznie znudzić i namawia na wagary w królestwie nonsensu.

 

"Ci, dla których umysł dziecka jest zapieczętowaną księgą, i którzy nie potrafią dostrzec blasku boskości w dziecięcym uśmiechu, czytają te słowa na próżno; jednak dla kogoś, kto kiedykolwiek prawdziwie kochał dziecko, wszystkie wyjaśnienia są zbędne" - tłumaczył sens Przygód Alicji sam autor [24]. Chociaż jego baśń miała być opowieścią dla dzieci, współcześnie nie brakuje głosów wtórujących Martinowi Gardnerowi, który - wielki umysł ścisły, światowy specjalista w dziedzinie matematyki rekreacyjnej i autor słynnej Alicji z komentarzami (The Annotated Alice) - czytanej w dzieciństwie książki Carrolla nie polubił, nie docenił i nie zrozumiał. "Muszę wyznać, że zainteresowałem się Lewisem Carrollem dopiero w czasie studiów na uniwersytecie w Chicago - pisze Gardner. Jako dziecko zachwycałem się przede wszystkim baśniami L. Franka Bauma. Bardzo chciałem przeczytać opowieści o Alicji, ale odpychały mnie od nich gwałtowne przeskoki akcji, brak spójnego wątku i niesympatyczne postacie, występujące w obu snach bohaterki. Rzecz jasna, nie docierały do mnie subtelne żarty autora, jego gry słów, paradoksy logiczne i filozoficzne podteksty" [25]. "Minęły czasy, kiedy dziecko w wieku poniżej lat piętnastu, nawet w Anglii, mogło czytać Alicję z tą samą przyjemnością, jaką przynosi lektura, powiedzmy, O czym szumią wierzby czy Czarodzieja z Krainy Oz. Dzisiejsze dzieci oszołamia, a czasem przeraża niesamowita atmosfera snów Alicji" [26] - konkluduje Gardner.

 

W obu częściach książki przygody Alicji rozgrywają się we śnie bohaterki, stąd właśnie ów Carrolliański „ostry montaż”, zupełnie nieprzewidywalne zmiany dekoracji: jak to się dzieje, że Alicja, przeskakując strumień, znajduje się niespodziewanie w przedziale kolejowym? Dlaczego przedział nagle znika? Jakim cudem ciemny sklepik Owcy może się w jednej chwili stać łódką płynącą po rzece, i równie znienacka wrócić do poprzedniego stanu? Gdzie w okamgnieniu podziewają się cztery tysiące dwustu siedmiu żołnierzy i dwóch gońców wraz z Białym Królem, Lwem i Jednorożcem? Na podobne pytania może odpowiedzieć poetyka oniryzmu, prawda, że nie każdemu dziecku bliska. Ale i nie każdemu dorosłemu. Odmawianie dzieciom zdolności do czerpania przyjemności z lektury Przygód Alicji, co czyni Martin Gardner, jest infantylizowaniem dziecięcego odbiorcy. A zarzuty "ciemności" atmosfery, rzekomej niesympatyczności książkowych postaci? Są one błahostką w porównaniu z okrucieństwem niektórych baśni ze zbioru braci Grimm, te zaś usprawiedliwia Bruno Bettelheim, argumentując, że skłaniają one dzieci do konfrontacji z ich niejednokrotnie podświadomymi lękami, i tym samym przygotowują do życia w realnym świecie [27].

 

Jakie płaszczyzny znaczeniowe, poza wyprawą w krainę nonsensu i wspomnianym przed chwilą oniryzmem, powinien z dzieła Carrolla wyinterpretować odbiorca idealny? Ile z nich składa się na "kosmos sensu" Alicji? Zacznijmy od sondowania tych, które pozostają w zasięgu czytelnika dziecięcego, stopniowo przechodząc do tych wymagających większej świadomości literackiej.

 

Przygody Alicji i Poprzez lustro to dwie części literackiej baśni, a każda baśń, oczarowując swoim pięknem i uniwersalnością, wspiera rozwój dziecięcej osobowości, opowiadając o dręczących dziecko konfliktach wewnętrznych w taki sposób, że ono nieświadomie je rozumie, i interpretując baśń po swojemu, samo znajduje sposób na ich rozwiązanie, napisał Bettelheim [28]. Przygody Alicji pozwalają się czytać jako przypowieść o poszukiwaniu własnego głosu w zgiełku "dorosłych" zakazów i nakazów oraz pedantycznie sprecyzowanych norm dobrego wychowania, o dorastaniu do dojrzałego pojmowania swojej odrębności, istnienia własnego i istnienia świata. Co nie najmniej ważne, jest to poszukiwanie uwieńczone sukcesem - baśnie, by działały, muszą kończyć się szczęśliwie Długa droga dzieli małą Alicję, która, spadając w głąb króliczej nory, ćwiczy dyganie w powietrzu i zastanawia się, czy wypada zapytać pierwszą napotkaną dorosłą osobę, czy miejsce, do którego doleciała, jest Australią czy Nową Zelandią ("A ona pomyśli: cóż to za głupia dziewczynka! że o to pytam. Nie, lepiej nie pytać: może zobaczę to gdzieś wypisane" [29]) i Alicję, która, składając zeznanie przed trybunałem złożonym z ubezwłasnowolnionego Króla Kier oraz histerycznej, wydającej wyroki śmierci na prawo i lewo Królowej, potrafi zawołać: "A któż się z wami liczy! [...] Jesteście tylko zwykłą talią kart!" [30]. Podobnie w drugiej części baśniowych przygód mała bohaterka, z początku bardzo onieśmielona majestatem Czerwonej Królowej i ustawicznie przez nią strofowana (już od chwili spotkania: "Skąd przybywasz? [...] I dokąd idziesz? Wyprostuj się, mów grzecznie i nie młynkuj palcami. [...] Dygaj, kiedy zastanawiasz się, co powiedzieć. [...] Mówiąc otwórz usta nieco szerzej i zawsze zwracaj się do mnie: «Wasza Królewska Mość». [...] Idąc stawiaj palce nóg na zewnątrz... i nie zapominaj, kim jesteś!" [31]), jako zwykły pionek pokonuje sześć pól szachownicy i po pomyślnie zdanym egzaminie sama zostaje królową Co istotne, obydwa baśniowe światy, do których trafia Alicja - odbite w krzywym zwierciadle światy dorosłych - są przestrzeniami gry (w karty, w krokieta oraz rozgrywki szachowej); umowność reguł, którymi są rządzone (spójrzmy tylko na Królową grającą w krokieta przy pomocy flaminga i jeża i na bramki-żołnierzy, które z nudów przemieszczają się po całym boisku), staje się tym wyraźniej widoczna - i prowokuje do zgłaszania reguł własnych. Karciana i szachowa rzeczywistość baśni Carrolla nie przeraża naszej małej bohaterki, lecz nęci ją i napawa optymizmem. Alicja chce grać.

 

"[...] Przez kilka minut Alicja nie odzywała się, przyglądając się okolicy... a była to przedziwna okolica. Przecinała ją pewna ilość wąskich strumieni płynących zupełnie prosto i dzielących cały obszar na równe pasma, przecięte z kolei żywopłotami, które rozciągając się od strumyka do strumyka dzieliły teren na kwadraty.

- Wygląda to zupełnie jak wielka szachownica! - powiedziała wreszcie Alicja. - Powinno być widać na niej poruszające się figury... i oto są! - dodała uradowanym głosem, a serce jej zaczęło bić szybciej z podniecenia, gdy ciągnęła dalej: - Rozgrywa się tu ogromna partia szachów... wielka jak świat... jeżeli to w ogóle jest świat. Och, cóż za zabawa! Jakbym chciała być jedną z tych figur! Mogłabym być nawet Pionkiem, gdyby tylko dano mi do nich dołączyć... chociaż, oczywiście, najbardziej chciałabym być Królową" [32].

 

Dziewczynka przystępuje do gry - i wygrywa, zostaje królową.

 

Na podstawie naszej współczesnej wiedzy o literaturze wiktoriańskiej można zaryzykować stwierdzenie, że dla dziecięcego czytelnika z tamtych czasów naczelną wartością dzieła Carrolla był jego humor oraz nie tylko brak wyraźnego dydaktyzmu, ale wręcz - bardziej lub mniej subtelne - ośmieszanie tendencji moralizatorskich. Dzisiaj wśród książek dla dzieci nie przeważają już dzieła natrętnie moralizujące, jednak dowcip Carrolla śmieszy nadal. Przypomnijmy sobie, jak nad wyraz rozważnie postępuje siedmioletnia Alicja, znalazłszy buteleczkę opatrzoną etykietą z napisem "WYPIJ MNIE".

 

"[...] Łatwo powiedzieć, Wypij mnie, ale mądra mała Alicja ani myślała się z tym spieszyć. - O, nie! - oświadczyła. - Najpierw dobrze obejrzę, czy gdzieś nie ma ostrzeżenia trucizna. - Czytała bowiem niejedną pouczającą opowiastkę o dzieciach, które uległy poparzeniu, pożarciu przez dzikie bestie i innym przykrościom tylko dlatego, że nie były uprzejme pamiętać o kilku prostych zasadach, wpajanych im przez życzliwe osoby, jak to: rozgrzany do czerwoności pogrzebacz oparzy cię, jeśli będziesz za długo trzymać go w ręce, albo: palec bardzo głęboko skaleczony nożem zazwyczaj krwawi, albo - o czym Alicja zawsze pamiętała - jeśli napijesz się z butelki z napisem „trucizna”, prędzej czy później prawie na pewno ci to zaszkodzi" [33].

 

Zawartość tajemniczej buteleczki okazuje się niezwykle smaczna... Nietrudno wyobrazić sobie uśmiech na twarzy Carrolla, w chwili, gdy pisał tę scenę. Uśmiechnąć musi się także jego mały czytelnik, kiedy odkrywa, jak radośnie "antyszkolna" jest to opowieść. Ile czasu i energii Alicja, skądinąd, jak się dowiadujemy, ambitna i pilna uczennica, poświęca zastanawianiu się, w jaki sposób - i czy byłoby to grzeczne? - można by uniknąć lekcji. W Przygodach Alicji Kapelusznik namawia bohaterkę, żeby zawarła układ z Czasem, pozwalający w mgnieniu oka przepływać przedpołudniowym, przeznaczonym na lekcje godzinom; w Po drugiej stronie lustra z kolei Komar przedstawia jej korzyści, jakie przyniosłoby zgubienie własnego imienia - bez niego guwernantka nie mogłaby przecież zawołać dziewczynki na zajęcia! Alicja opiera się dzielnie tym podszeptom, jednak nie potrafi powstrzymać łez na myśl, że po zjedzeniu czarodziejskiego ciasteczka (teraz już bez chwili zastanowienia, czy może być ono trujące, czy nie) przemieniła się w swoją koleżankę Mabel, "[...] a ona, och, ona wie tak niewiele! [...] tyle nauki przy każdej lekcji! Nie, postanowiłam już: jeżeli jestem Mabel, pozostanę tutaj!" [34]. Co martwi najbardziej Alicję, która urosła tak, że aż zaklinowała się w domku Białego Królika, ze stopą uwięzioną w kominku i ręką wystawioną za okno? "[...] tu już nie ma miejsca, żeby bardziej dorosnąć. [...] To byłoby w pewien sposób pocieszające... nigdy nie być staruszką... ale w takim razie... zawsze będą jakieś lekcje i zawsze trzeba będzie się uczyć! Och, tego nie chciałabym wcale!" [35]. Pocieszenie przynosi jej myśl, że skoro w domku jest zbyt mało miejsca dla niej, podręczniki na pewno się nie zmieszczą. A skoro już jesteśmy przy podręcznikach, wypadnie wspomnieć "najbardziej suchą" opowieść Myszy o przejęciu władzy przez Wilhelma Zdobywcę, dzięki słuchaniu której przemoczeni do nitki bohaterowie mieli się osuszyć - jej tekst nie został przez Carrolla spreparowany, lecz zaczerpnięty żywcem  z obowiązującego podówczas podręcznika do historii Short Course of History (1862) autorstwa Havillanda Chepmella [36].

 

Oprócz takiego porozumiewawczego "mrugania" autora do gnębionego przymusem szkolnym dziecięcego czytelnika, Przygody Alicji ośmieszają także wiktoriańskie metody wychowawcze - jednak rozpoznanie tego poziomu odniesień leży już poza kompetencjami dziecięcego odbiorcy. Można się zastanawiać, czy baśń Carrolla pozwala się czytać jako swoista "powieść pedagokomiczna". Przywoływałam porady składające się na krótki kurs dobrego wychowania, jakich Czerwona Królowa udzieliła Alicji; kolejną lekcją tego, co każdej dobrze wychowanej panience czynić wypada, a czego nie, jest egzamin na królową.

 

"- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, proszę pani... - zaczęła [Alicja] nieśmiało, spoglądając na Czerwoną Królową.

- Nie odzywaj się nie pytana! - przerwała jej ostro Królowa.

- Ale gdyby wszyscy byli posłuszni tej zasadzie - powiedziała Alicja, która zawsze była gotowa posprzeczać się nieco - i gdybyśmy odzywali się tylko wtedy, kiedy ktoś się do nas odezwie, a te inne osoby czekałyby także, aż my się odezwiemy, wtedy, rozumie pani, nikt inny nie mógłby się odezwać i...

- Śmieszne! - zawołała Królowa. - Jak to? Czy nie pojmujesz, moje dziecko... - Tu urwała i zmarszczyła brwi, a później, zastanowiwszy się, zmieniła nagle przedmiot rozmowy. - Co masz na myśli, mówiąc: jeśli naprawdę stałam się Królową? Jakie masz prawo, żeby nazywać się w ten sposób? Jak wiesz, nie możesz zostać Królową, póki nie zdasz koniecznego egzaminu. A im prędzej go rozpoczniemy, tym lepiej" [37].

 

Ale tuż przed nim mała bohaterka w koronie, zanim jeszcze zdążyła się nacieszyć swoją nową rolą, z całą powagą karci sama siebie: "[...] Nigdy bym się nie spodziewała, że tak prędko będę Królową... i coś ci powiem, Wasza Królewska Mość - podchwyciła surowym tonem (bo zawsze lubiła sama siebie strofować) - to nie uchodzi, żebyś się tak wylegiwała na trawie! Pamiętaj, że Królowe muszą się godnie zachowywać!" [38]. Czy fakt, że Alicja, by nie tracić czasu, już spadając w głąb króliczej nory ćwiczy zgrabne dyganie, nie jest znamienny? Wiktoriański advocatus diaboli z przymrużeniem oka namawia do buntu - przyjrzyjmy się scenie, w której obrażona na Alicję z powodu ciągłego sprowadzania rozmowy na drażliwy temat psów i kotów Mysz opuszcza towarzystwo, nie dokończywszy opowieści. „Jaka szkoda, że nie chciała zostać!, westchnęła Lora, gdy Mysz znikła im z oczu. A stara Krabina skorzystała z okazji, żeby pouczyć córkę: Widzisz, moja kochana! Niech to będzie dla ciebie nauczką, żeby nigdy cię złość nie poniosła! - Ugryź się, mamo, w język!, odparła jej opryskliwie młoda Krabianka. Z tobą nawet ostryga by się wściekła!" [39].

 

Podkreślałam, że wielkim atutem książki Carrolla jest brak dydaktyzmu. Owszem, jako się rzekło, ale tylko natrętnego i wyraźnego dydaktyzmu, ponieważ pewnej dającej się dostrzec między wierszami tendencji do kształtowania młodych umysłów tej opowieści napisanej przez matematyka odmówić nie można. Obie części Przygód Alicji, pełne zagadek, gier słownych i paradoksów, uczą podstaw logicznego myślenia. Uważna lektura już pierwszych kilku stron baśni przekonuje, że całość będzie skutecznym antidotum na zleniwienie czy zautomatyzowanie nie tylko bardzo młodego intelektu. Część spośród zagadek Carrolla nie sprawi większych trudności nawet najmłodszym i wywoła uśmiech zadowolenia na ich buziach, nad innymi wszakże - bardziej lub mniej rekreacyjnie - głowili się uczeni: matematycy, językoznawcy, filozofowie. Tak było chociażby w przypadku słynnej zagadki Kapelusznika: dlaczego kruk przypomina biurko? Carroll przyznał co prawda, że pisząc Przygody Alicji, nie myślał o żadnym konkretnym rozwiązaniu. Dołączył je jednak po latach do kolejnego wydania książki z 1896 roku - i nie udało mu się zadowolić czytelników; konkurencyjnych rozwiązań szarady ciągle przybywa [40].

 

Ale od początku: jeśli Alicja spada w głąb nory tak długo, że podejrzewa, iż znalazła się w pobliżu środka Ziemi, na jakiej szerokości i długości geograficznej może się teraz znajdować? I czy przeleci Ziemię na wylot? - to nie jest dziecinnie proste pytanie, w tym przebraniu Carroll przedstawia nam problem rozważany już przez Plutarcha, a rozwiązany przez Galileusza. Jeśli pominiemy opór powietrza oraz siłę Coriolisa (odśrodkową złożoną) wywołaną ruchem obrotowym Ziemi, przedmiot wrzucony do tunelu przebijającego Ziemię na wylot będzie spadał ze wzrastającą prędkością i malejącym przyspieszeniem do chwili, w której dotrze do środka Ziemi - tam wartość jego przyspieszenia będzie równa zeru, tłumaczy Gardner. Ze wzrastającym przyspieszeniem, lecz przy malejącej prędkości, przedmiot minie środek Ziemi i będzie spadał dalej, aż osiągnie wylot tunelu po przeciwnej stronie. Po czym zmieni kierunek i spadanie zacznie się od początku [41]. Idźmy dalej: czy można złożyć ukłon w powietrzu? Czy życie ludzi po przeciwnej stronie globu toczy się do góry nogami? Jak wygląda płomień świecy po zdmuchnięciu świecy? Czy, skoro małe dziewczynki jadają tyle samo jajek, ile węże, można je uznać za gatunek węża? Być może, gdyby każdy zajmował się tylko swoimi sprawami, świat kręciłby się o wiele szybciej, niż się kręci, ale ile dodatkowego zachodu byłoby z dniem i nocą (no właśnie, ile?)? Czy sprawiedliwe jest zamykanie królewskiego posłańca w więzieniu, zanim jeszcze popełni przestępstwo (pamiętajmy, że w świecie po drugiej stronie lustra czas biegnie wspak) - a jeśli niedoszły kryminalista się rozmyśli i okaże się, że cierpiał niewinnie? Śpiący Czerwony Król był częścią snu Alicji i sam śnił o niej - kto zatem wyśnił kogo? Pytania można by mnożyć.

 

Gry słowne Carrolla to przede wszystkim zabawa w tworzenie fałszywych etymologii. Dlaczego kwiaty w ogrodzie po drugiej stronie lustra czują się bezpieczne pod opieką rosnącej nieopodal wierzby? Ponieważ, gdyby zagrażało im jakieś niebezpieczeństwo, drzewo "Mogłoby wierzbnąć z całej siły! - zawołała Stokrotka. - Dlatego przecież nazwano je wierzbą!" [42]. Carroll objaśnia także na przykładach skomplikowane procedury sądowe:

 

"[...] Jedna z obecnych na sali świnek morskich zaczęła wiwatować, lecz zaraz została przywołana do porządku przez woźnych trybunału. (Odbyło się to w ten sposób, że woźni zrobili porządek w kącie sali, przywołali tam świnkę, wsadzili do worka, usiedli na nim - i był spokój). Cieszę się, że widziałam, jak to przebiega, pomyślała Alicja. Nieraz czytałam w gazecie, że podczas rozprawy sądowej publiczność usiłowała wznosić okrzyki, lecz została bezzwłocznie przywołana do porządku przez woźnych trybunału. Nareszcie wiem, co to znaczy" [43].

   

Jak również skomplikowane procedury wyciągania syropu ze studni z syropem, stosowane przez pewne trzy dziewczynki mieszkające na jej dnie. "Kiedy one same były w tej studni! [...] Oczywiście, że były - rzekł Suseł - już od stu dni" [44]. Wskazywanie na podobieństwo brzmieniowe słowa "wierzgnąć" i neologizmu "wierzbnąć", od którego miałby rzekomo pochodzić rzeczownik "wierzba"; dosłowne odczytanie zwrotu "przywołać do porządku" (zaprowadzonego już przez woźnych w kącie sali); homofon "w studni" -"od stu dni" - są skierowaną do najmłodszego czytelnika żartobliwą sugestią, by badał wcale nieoczywiste związki między desygnatem a jego nazwą, prowokują do uważnego przyglądania się strukturze języka - i strukturze świata. To także rodzaj dydaktyzmu, podkreśla Edward Balcerzan, nad pytaniami "śmiesznymi" mogą się nadbudowywać pytania bardzo poważne: o porządek rzeczy i porządek nazywania rzeczy [45].

 

Kolejny kamyczek do ogródka odbiorcy idealnego - kontekst autobiograficzny Carrolliańskiej opowieści. Przygody Alicji, w większym stopniu niż Po drugiej stronie lustra, noszą na sobie pamięć swojej genezy - opowieści ustnej adresowanej do konkretnej małej dziewczynki i przesyconej aluzjami do jej życia i rzeczywistości. I tak Alicja i jej siostry to nie tylko Prima, Secunda i Tertia z pierwszego liryku, lecz także trzy siostrzyczki z opowieści Susła: Elsie, Lacie i Tillie - Elsie wymawia się jak monogram L. C. [Lorina Charlotte], Lacie to anagram Alice, Tillie zaś to zdrobnienie od `Matilda' - tak nazywano w domu najmłodszą Edith [46]. W języku polskim ginie jeszcze jedna aluzja: wspomniane "trzy siostrzyczki" to w oryginale "three little sisters" - ponieważ przymiotnik "little" brzmi bardzo podobnie do nazwiska "Liddell", powyższą frazę można rozumieć także jako "trzy siostry Liddell". Trzy panny Liddell to również Alicja, papuga Lora (skrót od "Lorina") i Orlątko ("Eaglet" miało przez podobieństwo brzmieniowe sugerować imię "Edith"), które wraz z Kaczorem ("Duck" to przyjaciel Dodgsona i uczestnik pamiętnej wycieczki, pastor Duckworth) i drontem Dodo (w tej roli sam Dodgson, który nie mógł pokonać wady wymowy i zdarzało mu się jąkać przy podawaniu swojego nazwiska) biorą udział w wyścigu kumotrów [47]. Można podejrzewać, że i obszerny fragment rozdziału Wełna i woda z drugiej części książki, w którym Alicja łapie "kraba" (zbyt głęboko zanurza wiosła i nie może utrzymać ich w rękach) oraz zbiera pachnące sitowie, jest echem wspólnych wioślarskich wypraw. Dinah to prawdziwe imię prawdziwej kotki Alice Pleasance Liddell, a być może słuszne są też domniemania, że pierwowzorem postaci wiecznie moralizującej Księżnej i apodyktycznej Królowej była surowa matka dziewczynki [48].

 

W tym miejscu nie sposób uniknąć wzmianki o przyjaźni, jaka łączyła Dodgsona i małą Alice, oraz o sympatii, jaką autor Przygód Alicji darzył inne małe dziewczynki - i hipotezach, którym dostarczyły one pożywki. Niestrudzony badacz nie tylko dzieła, ale i życia Carrolla-Dodgsona Robert Stiller w przedmowie do swego przekładu dywaguje nad prawdziwością pogłosek, jakoby 31-letni Dodgson oświadczył się o rękę 11-letniej Alice Liddell i został odrzucony: "[...] różnica wieku nie była zbyt wielka na to, aby mógł ożenić się z nią w pięć czy sześć lat później! Ani tak długie narzeczeństwo, ani tak wczesne zamążpójście nie byłyby w tych czasach niczym nadzwyczaj wyjątkowym", broni Dodgsona Stiller [49]. Poszlaką w tej sprawie miałaby być anonimowa satyryczna jednoaktówka z 1874 roku, zatytułowana Cakeless, opowiadająca o planach matrymonialnych pewnej matrony - rzekomo pani Liddell - względem jej trzech córek; na marginesie egzemplarza przechowywanego w British Museum ówczesny czytelnik dopisał: "dgs-n dostał kosza" Stiller zastanawia się, czy hipoteza ta nie tłumaczyłaby ochłodzenia, a pod koniec 1863 roku zerwania stosunków pomiędzy Dodgsonem a rodziną Liddell; matka Alicji spaliła wówczas wszystkie listy, które dziewczynka otrzymała od pisarza. Pozostając w kręgu dociekań biograficznych, Phyllis Greenacre twierdzi, że przywiązanie Carrolla do Alice Liddell i innych małych przyjaciółek, które później zajęły jej miejsce, jest efektem nierozwiązanego w dzieciństwie dylematu edypalnego i straty ukochanej matki [50]. Nie chcę wchodzić w szczegóły mniej lub bardziej sensacyjnych i wcale licznych teorii na temat życia prywatnego autora, tak długo, jak nie oświetlają one w żaden sposób interesującego mnie tematu. W pełni identyfikuję się ze stanowiskiem, które najbardziej lapidarnie wyraził Stanisław Barańczak: "Zgoda, Lewis Carroll był nieśmiały i jąkał się, a także przyjaźnił się z całym tłumem kilkuletnich dziewczynek, które uwielbiały jego opowiastki i pozowały mu do fotografii (niektóre nawet do aktów, co - mimo zgody i obecności w takich wypadkach matki dziewczynki lub innego opiekuna - balansowało już na krawędzi skandalu), ale czy nonsensowny humor Alicji albo Snarka sprowadza się wyłącznie do tych psychologicznych osobliwości autora?" [51].

 

Obok tego kontekstu "osobistego" obie Alicje posiadają kontekst bardziej uniwersalny - są silnie zakorzenione w kulturze i wężej - w literaturze angielskiej. Zakorzenienie to przejawia się w skali mikro na poziomie leksykalnym, chociażby przy podawaniu jednostek miar: Alicja maleje do dziesięciu cali i rośnie, przekraczając dziewięć stóp, płacząc, wylewa całe galony łez, tak, że posadzkę wkrótce pokrywa kałuża o głębokości czterech cali. Tutaj przynależą także, jak je nazywa Stiller, charakterystyczne angielskie "jedzonka", szczegół niezmiernie istotny dla wszystkich dzieci ("Były sobie raz trzy dziewczynki - zaczął z wielkim pośpiechem Suseł - i nazywały się Elsie, Lacie i Tillie. Mieszkały na dnie studni - Co tam jadły? spytała Alicja, którą zawsze bardzo interesowały sprawy jedzenia i picia" [52]). Na kartach Przygód Alicji pojawiają się pudding, custard i toffi czy tarts, ciastka, za domniemaną kradzież których Walet Kier stanął przed sądem; w Poprzez lustro przywołana zostaje popularna w okresie Bożego Narodzenia zabawa o nazwie snapdragon, polegająca na wyławianiu rodzynków z płonącego rumu i zjadaniu ich na gorąco. Na wyższym poziomie, dotyczącym angielskiej obyczajowości, znajdziemy w Alicjach grę w krokieta czy picie herbatki. Jeśli zaś chodzi o nawiązania do szeroko pojmowanej literatury angielskiej, trzeba zauważyć, że baśń Carrolla zaludniają postaci wyłonione z angielskich idiomów - jak Cheshire Cat ("to grin like a Cheshire Cat" oznacza "szczerzyć się jak kot z Cheshire", czyli bardzo szeroko), Mad Hatter i March Hare ("mad as a hatter"; "mad as a March hare" - "szalony jak kapelusznik"; "wściekły jak zając w marcu"), a także Tweedledum i Tweedledee ("tweedledum and tweedledee" - polski odpowiednik brzmiałby "nie kijem go, to pałką"). Zarówno Tweedledum i Tweedledee, jak Humpty Dumpty oraz Lew i Jednorożec pochodzą ze znanych każdemu angielskiemu dziecku nursery rhymes - co więcej, akcja tych dziecięcych rymowanek toczy się na oczach, a niekiedy i przy udziale naszej bohaterki: skompletowawszy przy jej pomocy rynsztunek bojowy, bracia Tweedle biją się o zepsutą grzechotkę, Humpty Dumpty po rozmowie z Alicją spada z muru i królewscy ludzie spieszą mu na ratunek, Lew i Jednorożec staczają nierozstrzygniętą walkę o królewską koronę, po czym, poczęstowani pokrojonym przez Alicję ciastem ze śliwkami, zostają "wybębnieni' z miasta. Rzeczywistość konkretnego nursery rhyme otwiera się na świat przedstawiony głównej narracji.

 

Zabawne wierszyki, w które obfitują obie Alicje, niejednokrotnie okazują się świetnymi parodiami utworów zupełnie poważnych - moralistycznych wierszy Isaaca Wattsa czy liryków Roberta Southeya, Jamesa M. Saylesa czy nawet Williama Wordswortha, a także wielu zapomnianych dzisiaj twórców. To już nie gra słowna czy zagadka logiczna, tutaj Carroll zaprasza swoich czytelników do gry z angielską tradycją literacką - dla jego współczesnych aluzje te były przejrzyste. Pamiętając o podwójnej genezie tychże utworów, Antoni Marianowicz próbował tłumaczyć je, stosując prawo substytucji - i tak jak Carroll Wattsa, tak on sam parodiował Stanisława Jachowicza.

 

Przenikającego opowieść Carrolliańskiego ducha, tego, w którym Alicja została napisana, niełatwo jednoznacznie określić, nawet rozbijając go na części składowe. Wyprawa w krainę nonsensu, oniryzm "ostrego montażu", poszukiwanie własnej tożsamości, metafora świata - przestrzeni gry, parodia pedagokomiczna i satyra na wiktoriańską obyczajowość, aluzyjność "personalna" i kulturowa, wstęp do logiki i filozofii języka, złożony intertekstualizm, szczególny przypadek Entwicklungsroman... Czy wskazane płaszczyzny znaczeniowe składają się na pełnię sensu baśni Carrolla, czy z Przygód Alicji już nic więcej nie da się wyinterpretować? Bynajmniej, to książka prowokująca do nowych, częstokroć kontrowersyjnych odczytań [53]. Baśń Carrolla jest dziełem otwartym - na nadinterpretacje. Przypomina czarodziejski - i jakże podobny do któregoś z tajemniczych, to znikających, to znów pojawiających się i pełnych egzotycznych towarów, sklepów cynamonowych - sklep Owcy, w którym obowiązuje samoobsługa: "Nigdy nie podaję rzeczy ludziom do ręki... to nie uchodzi... musisz je sobie sama wziąć" [54]. A sięgać można w tylu różnych kierunkach i po tak zaskakujące przedmioty... "Ciekawa jestem, dlaczego to nie uchodzi? - pomyślała Alicja, torując sobie drogę pośród stołów i krzeseł, niemal po omacku, gdyż tamten koniec sklepu pogrążony był w mroku. - Wydaje mi się, że jajko oddala się coraz bardziej, w miarę jak przybliżam się do niego. Zaraz, cóż to jest? Krzesło? Jak to, mogę przecież przysiąc, że ma gałęzie! Jakie to dziwne, natknąć się tu na rosnące drzewo! A oto i mały strumyczek! No, no, jest to najdziwniejszy sklep, jaki widziałam w życiu!" [55].

 


0x01 graphic


[1] L. Carroll, An Easter Greeting to Every Child Who Loves Alice, w: tegoż, Alice's Adventures in Wonderland, illustrations by J. Tenniel, Penguin Books, London 1994, s. 150. Tekst Wielkanocnych życzeń Carrolla włączono do wznowienia Przygód Alicji w Krainie Czarów, które ukazało się wiosną 1876 roku  [zarówno przekład, jak i podkreślenie pochodzą ode mnie - w tym i kolejnych fragmentach, o ile nie zaznaczę inaczej - E. R.].

[2] Zob. R. D. Sutherland, Language and Lewis Carroll, Illinois State University, Mouton, The Hague-Paris 1970.

[3] D. Hudson, Lewis Carroll, Longman, Green & Co., London-New York-Toronto 1958, s. 5.

[4] L. Carroll, Przygody Alicji w Krainie Czarów. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra, przekł. i wstęp M. Słomczyński, Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media, Warszawa 2001, s. 192-193.

[5] Podaję za E. Guiliano, The Illustrated World of Lewis Carroll and His Alices, w: L. Carroll, The Complete Illustrated Works, Gramercy Books, New York 1995, s. xi-xii. Zob. także: R. Stiller, Wielebny w Krainie Czarów, w: L. Carroll, Przygody Alicji w Krainie Czarów. Alice's Adventures in Wonderland, przekł., wstęp i oprac. R. Stiller, Lettrex, Warszawa 1990 [w kolejnych przypisach to wydanie przekładu Stillera będę nazywała "wersją dwujęzyczną" - E.R.].

[6] Przeł. M. Słomczyński, s. 125.

[7] Tamże, s. 128.

[8] W. Woolf, Lewis Carroll, przeł. E. Życieńska, w: tejże, Pochyła wieża. Eseje literackie, Czytelnik, Warszawa 1977, s. 195.

[9] Przeł. M. Słomczyński, s. 144.

[10] L. Carroll, Alicja w Krainie Czarów, przeł. J. Kozak, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 21.

[11] W. Woolf, Lewis Carroll..., s. 196. 

[12] W. Szymborska, Chwila w Troi, w: tejże, Poezje, Czytelnik, Warszawa 1977, s. 67.

[13] Ten wspaniały - choć nie występujący w oryginale - rym wewnętrzny jest wynalazkiem Macieja Słomczyńskiego.

[14] Przeł. M. Słomczyński, s. 215.

[15] Tamże, s. 244-245.

[16] Na temat nonsensu por. Słownik terminów literackich, red. J. Sławiński, Ossolineum, Wrocław 2000.

[17] Przeł. M. Słomczyński, s. 146-147.

[18] L. Carroll, All in the Golden Afternoon, w: The Complete Illustrated Works, Gramercy Books, New York 1995, s. 3 [kolejne cytaty w wersji oryginalnej będę podawała za tym wydaniem - E.R.].

[19] Tamże, An Easter Greeting to Every Child Who Loves Alice, s. 151.

[20] S. Barańczak, Snark jest Bądziołem, w: E. Lear, L. Carroll, W. S. Gilbert, A. E. Housman, H. Belloc, 44 opowiastki, wybór, przekł., wstęp i oprac. S. Barańczak, Znak, Kraków 1998, s. 8.

[21] Zob. R. Stiller, Wielebny..., s. 5-6.

[22] A. Okopień-Sławińska, Relacje osobowe w literackiej komunikacji, w: Problemy teorii literatury. Seria II. Prace z lat 1965-1974, wyboru dokonał H. Markiewicz, Ossolineum, Wrocław 1987, s. 41.

[23] D. Zadworna-Fjellestad, Alice's Adventures in Wonderland and Gravity's Rainbow: A Study in Duplex Fiction, University of Stockholm, Stockholm 1986.

[24] L. Carroll, The Complete Works of Lewis Carroll, with an introduction by A. Woollcott and the illustrations by J. Tenniel, The Nonesuch Library, London 1939, s. 7.

[25] M. Gardner, Wszechświat w chusteczce. Rozrywki matematyczne, a także zabawy, łamigłówki i gry słowne Lewisa Carrolla, przeł. W. Bartol, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 9.

[26] M. Gardner, Introduction, w: The Annotated Alice. Alice's Adventures in Wonderland and Through the Looking-Glass by Lewis Carroll, with an introduction and notes by M. Gardner, Penguin Books, London 1970, s. 7-8.

[27] Zob. B. Bettelheim, Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, przekł. i przedmowa D. Danek, PIW, Warszawa 1985.

[28] Tamże, s. 44 i następne.

[29] Przeł. R. Stiller, wersja dwujęzyczna, s. 35.

[30] Przeł. M. Słomczyński, s. 119.

[31] Tamże, s. 146-151.

[32] Przeł. M. Słomczyński, s. 147-148. Podkreślenie pochodzi od tłumacza.

[33] Przeł. J. Kozak, s. 17-18.

[34] Przeł. M. Słomczyński, s. 25-26.

[35] Tamże, s. 39.

[36] Cytat z H. Chepmella zlokalizował w Przygodach Alicji Roger Lancelyn Green; jego odkrycie odnotował Gardner w The Annotated Alice..., s. 46.

[37] Przeł. M. Słomczyński, s. 234-235

[38] L. Carroll, Alicja w Krainie Czarów i Po drugiej stronie lustra, przeł. R. Stiller, Wydawnictwa "Alfa", Warszawa 1986, s. 207.

[39] Przeł. R. Stiller, wersja dwujęzyczna, s. 75.

[40] Wyjaśnienie Carrolla brzmiało: "Because it can produce a few notes, though they are very flat; and is nevar put with the wrong end in front". W tłumaczeniu Wiktora Bartola: "Ponieważ może wydać kilka nut(at)tek, choć bardzo płaskich; co więcej, nigdy nie można go postawić tyłem do przodu". Rzeczownik notes oznacza zarówno "nuty", jak i "notatki", przymiotnik flat można tłumaczyć jako "płaskie" lub "matowe" (w odniesieniu do głosu) czy "bemolowe", wyjaśnia Bartol. Pisarz świadomie zniekształcił słowo never, by otrzymać kruka (raven) czytanego wspak. Zob. M. Gardner, Wszechświat w chusteczce..., s. 12 oraz L. Carroll, The Annotated Alice..., s. 95. 

[41] Zob. L. Carroll, The Annotated Alice..., s. 27-28.

[42] Przeł. M. Słomczyński, s. 142.

[43] Przeł. J. Kozak, s. 140.

[44] L. Carroll, Alicja w Krainie Czarów, przeł. A. Marianowicz, "Nasza Księgarnia", Warszawa 1977, s. 68.

[45] E. Balcerzan, Odbiorca w poezji dla dzieci, w: tegoż, Kręgi wtajemniczenia. Czytelnik - Badacz - Tłumacz - Pisarz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982, s. 72.

[46] L. Carroll, The Annotated Alice..., s. 100.

[47] Wszystkie przywołane rozwiązania onomastyczne pochodzą od R. Stillera.

[48] Sugestia R. Stillera. Zob. Wielebny..., s. 10.

[49] Tamże, s. 10-11.

[50] P. Greenacre, Swift and Carroll. A Psychoanalytic Study of Two Lives, International University Press, New York  1955, s. 134.

[51] S. Barańczak, Snark jest Bądziołem, s. 8.

[52] Przeł. R. Stiller, wersja dwujęzyczna, s. 151.

[53] Prawem ciekawostki można wspomnieć o interpretacjach dokonanych w duchu Freudowskiej psychoanalizy - jeden z krytyków, William Empson, w upadku Alicji w głąb króliczej nory upatrywał symbolicznego powrotu dziewczynki do łona matki; wypłakane przez bohaterkę łzy miały być płynem owodniowym. Interesująco przedstawia się lektura Przygód Alicji przez pryzmat historii i krytyki Kościoła - Shane Leslie z opowieści Carrolla wyinterpretował alegorię polemik religijnych w wiktoriańskiej Anglii: odstawiony przez Alicję na półkę - z obawy, by rozbijając się, nie zranił nikogo na dole - słoik z marmoladą pomarańczową symbolizuje tu protestantyzm, a potwór z nonsensownej ballady, Jabberwock, to nic innego, jak przerażające upostaciowienie brytyjskiej wizji papiestwa. Ciekawostki ciekawostkami, wszakże, jak się okazuje, nawet najbardziej nieprawdopodobnych tez można bronić z pozycji naukowych - w 1984 poważne Towarzystwo Historyczne z San Francisco opublikowało rozprawę dowodzącą, że obie części Przygód Alicji napisała królowa Wiktoria. Zob. D. Zadworna-Fjellestad, Alice's Adventures in Wonderland and Gravity's Rainbow..., s. 17 oraz L. Carroll, The Annotated Alice..., s. 8.

[54] Przeł. M. Słomczyński, s. 188.

[55] Tamże.

 

 Ewa Rajewska

Zamieszczone na stronie głównej zdjęcie siedmioletniej Alice Pleasance Liddell utalentowany pionier fotografii Charles Lutwidge Dodgson alias Lewis Carroll wykonał w 1859 r. Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetowej galerii fotograficznej Princeton University Library.

0x01 graphic
Tekst pochodzi z serwisu www.podteksty.pl - 0x01 graphic
111 © podteksty.pl 0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chwila w Troi (m76)
PLACEK Z RABARBAREM I KRUSZONKÄ„, ciasta i ciasteczka Ewa Wachowicz
Pewność, Ewa Lipska - poezja
chwila zapomnienia
Maćkowiak Ewa - Ćwiczenia z Czakrami, aura, czakry,bioterapia
3 Bit, EWA WACHOWICZ - Przepisy
BABKA KOKOSOWA, ciasta i ciasteczka Ewa Wachowicz
Pankiewicz Wreszcie przystanek ta chwila
0940 Żyj tylko chwilą ? Mono
Wystarczy chwila
Projekt 2 - Ewa Litwinek, Akademia Górniczo - Hutnicza, Technologia Chemiczna, Studia stacjonarne I
systemy konspekt Ewa Dadacz, systemy klasa II
TA SAMA CHWILA
BAJM TA SAMA CHWILA
Ewa Stemposz Sprawdzian 2
Recenzje artykułow, matma 2, Ewa Flaga EE i A, II rok
Modlitwy (madziuniaa), Prosta modlitwa, Wystarczy chwila, jedno słowo, krótka myśl,
Ewa Stemposz Sprawdzian 3
srodowisko, Ewa Siodłowska

więcej podobnych podstron