Szum anielskich skrzydeł
Krzysztof Lipka
Muzyka jest anielską mową skierowaną do człowieka.
Każdy anioł przeraża. Lecz, biada mi, dla was
zaśpiewam, o was, nieomal zabójcze ptaki
duszy, wiedzący o was.
R. M. Rilke „II Elegia duinejska”
„Anielska muzyka”... Czy rzeczywiście istnieje muzyka anielskiego pochodzenia? Otóż istnieje niewątpliwie, o ile nie brzmiąca, to bez wątpienia malowana. Jeżeli bowiem byli tacy, którzy ją słyszeli, a może nawet zanotowali, inni malowali ją, niewykluczone, że także po osobistych kontaktach z aniołami.
lutnia, lira, dudy...
Oto niebiański Fra Angelico („Brat Anielski”), słodki i radosny; na jego „Koronacji Najświętszej Marii Panny” widzimy aniołów koncertujących na lutni, lirze, organach, harfie i trębitach. Oto Melozzo da Forli, jeden z twórców najbardziej ekspresyjnych aniołów, tańczących, uderzających w struny lutni, w membrany tamburu i tamburyna. Oto Filippino Lippi, fresk konchy w kaplicy św. Tomasza z Akwinu (zwanego il dottore angelico) w bazylice S. Maria Sopra Minerva: Madonna w glorii otoczona aniołami, które grają na lutni, trombone, lirze, tamburze, trianglu i dudach. Wyobraźmy sobie (usłyszmy) ten zestaw instrumentów: ileż radosnej wrzawy roztaczają one wokół! Ucieleśniają ponadziemskie szczęście i harmonię, taka bowiem jest właśnie prawdziwie anielska muzyka, przeznaczona na szczególnie podniosłe momenty.
Spośród archaniołów jedynie Michał dysponuje wielką trąbą, którą obwieści koniec świata i powoła ludzkość do Zmartwychwstania; w tradycji Koranu będzie to archanioł Israfel. Wszyscy inni anieli śpiewający i grający na instrumentach, to przedstawiciele najniższego chóru trzeciej hierarchii. Okazuje się, że ci tylko aniołowie posługują się muzyką, którzy mają bezpośrednio do czynienia z ludzkością. Muzyka jest zatem pośrednikiem, anielską mową skierowaną do człowieka. A że aniołowie są pośrednikami między Bogiem i ludzkością, muzyka okazuje się sygnałem wysyłanym od Boga do człowieka.
CHÓRY
Istnieją dzieła religijne, w których chóry wykonawców reprezentują chóry anielskie; choćby kompozycje liturgiczne Kościoła katolickiego, na przykład Antonia Vivaldiego (słynna „Gloria”) czy Gabriela Pierné, które nawiązują, przynajmniej specyfiką brzmienia, przynajmniej symbolicznie - do chórów anielskich. Od najdawniejszych czasów wszelkie śpiewy i kantaty na Boże Narodzenie odwołują się do śpiewów anielskich, towarzyszących przyjściu na świat Zbawiciela; także śpiewy i hymny maryjne stanowią aluzję do anielskich koncertów. Aniołowie koncertują także w momentach tragicznych, gdy na przykład żegnający się ze światem święci dzięki ich muzyce doznają złagodzenia cierpień i poznają przedsmak Raju. Oto „Męczeństwo św. Andrzeja” pędzla Mattia Preti: ponad głową i rozpiętymi na krzyżu ramionami świętego unoszą się aniołowie; jeden muzykuje na skrzypcach, drugi na harfie, trzeci na trombone, dwa inne śpiewają, trzymając przed oczyma kartki z wypisanymi z partytury głosami. Jak widać nawet dla bytów pośrednich między człowiekiem a Bogiem muzyka nie jest rzeczą na tyle prostą, by mogła być całkiem improwizowana, powstająca z czystego natchnienia, bez nut. Chóry w katolickich pasjach muzycznych są po części odpowiednikiem malarskich anielskich piet, z których bodaj najpiękniejsza, autorstwa Antonella da Messina, znajduje się w Prado. Gdy chorały pasji protestanckich są skierowanym do Boga głosem członków zboru, w pasjach katolickich możliwa jest interpretacja odwrotna: pojmowanie chórów anielskich jako przekazujących człowiekowi muzyką Boże posłanie.
W licznych dziełach renesansu, szczególnie włoskiego, odnaleźć możemy intonacje, które przywodzą na myśl przedstawienia muzyki anielskiej w malarstwie; na przykład tak typowe, fanfarowo dźwięczące instrumenty dęte w muzyce Giovanniego Gabrielego kojarzą się nieodparcie z licznymi wizerunkami aniołów dmących w najrozmaitsze trąby, trębity, cynki, kornety, szałamaje, trombone, puzony, bombardy i inne instrumenty dęte, przede wszystkim blaszane, które zauważamy na dziesiątkach włoskich arcydzieł plastycznych tego okresu. Szczególnie sztuka wenecka obfituje w anielskie koncerty; przypomnijmy choćby liczne postacie aniołów lutnistów i wiolistów z obrazów Giovanniego Belliniego czy Vittore Carpaccia. Najbardziej bodaj wzruszający jest koncert związany z geniuszem baroku, Vivaldim. Na plafonie nawy głównej wykwintnego chiesa della Pičta, gdzie Vivaldi spędził czterdzieści lat życia, pracując jako pedagog, dyrygent i kompozytor, króluje olśniewający fresk Giambattisty Tiepola, na którym kilku muzykujących aniołów wzlatuje tak samo zwiewnie jak wirtuozowskie frazy Vivaldiego.
temat podyktowany przez anioły
Jest też inny rodzaj muzyki anielskiej - ta, którą usłyszeli wybrani. Byli wśród nich kompozytorzy, którym udało się ją zapisać. Nie wiem, czy należał do nich wielki wirtuoz violi da gamba Marin Marais, ale muzyka jego była przez współczesnych uważana za tak niebiańsko piękną, że kompozytora nazywano „aniołem gamby”. Określano go tak w przeciwieństwie do jego rywala, Antoine'a Forqueray'a, którego muzykę uznawano za diaboliczną, a twórcę okrzyknięto na dworze Ludwika XV „demonem gamby” (czyli upadłym aniołem). Podobnych „demonów” instrumentów, których posądzano o konszachty z siłami nieczystymi, było więcej, że przypomnę znane przykłady skrzypków Giuseppe Tartiniego i Niccolo Paganiniego. A przecież w muzyce tych mistrzów, ocenianej jako diaboliczna przez omylnych mieszkańców ziemi, pozostał jakiś pierwiastek niebiański, który lepiej słyszymy my dzisiaj.
Haendel twierdził, że kiedy komponował słynne „Alleluja” z oratorium „Mesjasz”, widział i słyszał anielskie chóry. Również niezwykle religijny Anton Bruckner słyszał we śnie melodie anielskie i spożytkował je w swoich symfoniach i „Requiem”.
Istnieją wreszcie utwory, które przeszły do historii muzyki jako kompozycje wprost anielskiego pochodzenia. Najbardziej znane z nich to Roberta Schumanna „Wariacje na temat we śnie podyktowany przez anioły”. Był rok 1853 i kompozytora gnębiły już psychiczne dolegliwości, kiedy w nocy z 17 na 18 lutego ujrzał anioły, które tak wyraźnie podyktowały mu temat w Es-dur, że po przebudzeniu zdołał go zanotować. Temat i wariacje, które Schumann stworzył na jego podstawie, tchną spokojem i słodyczą iście anielską. Jest to ostatni utwór napisany przez niego i dlatego bywa także nazywany „Wariacjami na temat ostatniej myśli”. W trzy dni po owym śnie, kompozytor został umieszczony w zakładzie dla umysłowo chorych. W pięć lat po śmierci Schumanna własne wariacje na ten sam temat stworzył jego przyjaciel, Johannes Brahms. Napisał je na cztery ręce; być może, by grywać wraz z zaprzyjaźnioną wdową po Schumannie, słynną pianistką, Klarą Wieck. A może dlatego, by temat podpowiedziany przez anioły nie pozostał przeznaczony dla samotnego wykonawcy - wszak melodię podyktowali aniołowie; może dwóch, może kilku. Taka myśl jest bliska romantycznej duszy Brahmsa.
Opera Paula Hindemitha „Mathis der Maler” opowiada dzieje wielkiego malarza niemieckiego gotyku, Mathisa Grünewalda. Jego poliptyk z Isenheim przedstawia w scenie Narodzin koncert anielski o niezwykłej ekspresji i pięknie; trzy anioły grają na trzech odmianach violi da gamba, w grupie tej wirtuoz grający na najniżej brzmiącej violi doczekał się sławy najbardziej zapewne znanego muzykującego anioła. W operze Hindemitha, której wystawienie przewiduje żywe obrazy według Grünewalda, w tym właśnie koncert trzech aniołów, przewijają się także odpowiednie do tematyki i przedstawień ołtarza z Isenheim śpiewy kolędowe, chorał gregoriański i protestancki, a także melodie ludowe, jak „Es sungen drei Engel”. Całość, mimo ogromnej przegrody czasów i stylów, znakomicie oddaje tak nastrój późnego średniowiecza, jak i klimat malarstwa Grünewalda.
U kompozytorów współczesnych anioły w największej liczbie można spotkać w dziełach Oliviera Messiaena, którego spuścizna, natchniona i tematycznie głęboka, najczęściej porusza sprawy Wiary, Odkupienia, Najświętszego Sakramentu, Kościoła. Od organowych „Narodzin Pańskich” przez „Les Corps Glorieux”, „Kwartet na koniec świata”, fortepianowe „Dwadzieścia spojrzeń na Dzieciątko Jezus” aż do ostatniego wielkiego dzieła, opery „Święty Franciszek z Asyżu” - anioły zawsze przemawiały przez muzykę Messiaena.
SAMOTNY GENIUSZ
Znam tylko jeden tekst mówiący o muzyce nie anielskiej, a tak potężnej, że budzącej trwogę nawet w aniołach. Z „Maltego” Rainera Marii Rilkego pochodzi następujący cytat:
Twoja muzyka: gdybyż mogła być wokoło świata, nie wokoło nas. Gdybyż ci zbudowano fortepian w pustyni Tebaidy. I Anioł zawiódłby cię przed samotny instrument, przez turnie pustynnych gór, kędy leżą króle i hetery, i anachoreci. I cisnąłby się wzwyż i precz - w lęku, abyś nie zaczął.
I wtenczas promieniowałbyś, promieniejący, niesłyszalny; oddając Powszechności, co Powszechność jedynie dźwigać zdolna.
Mowa o Beethovenie, „któremu jeden z bogów zamknął słuch, aby nie było dźwięków oprócz dźwięków jego”, o którego muzyce wielokrotnie powiadano, że jest nie anielska, ale wręcz boska, boska w sensie potęgi i niezwyciężonej energii. To on, geniusz otwierający w muzyce epokę nowoczesności, kończy świat, „niedokończony przed stworzeniem Dźwięku”. Anioł, który jest istotą skupiającą w sobie promienie dwóch światów, ziemskiego i niebiańskiego, „cisnąłby się wzwyż i precz - w lęku”, aby największy z mistrzów nie zaczął gry. Nawet wysłannik niebios nie ma dość siły, by stanąć w bliskości ludzkiego ducha w chwili jego twórczego aktu. Nawet anioł nie jest w mocy udźwignąć tego, „co jedynie Powszechność dźwigać zdolna”. To, co udźwignie powszechność, samotnie dźwigać potrafi jedynie twórca; dlatego wielcy pracują zawsze w samotności. I nawet anioł z respektem przed tą samotnością się cofa, przed tym ciężarem, który „wielcy anachoreci” wśród pustyni dobywają z siebie.
Muzyka powstaje z nas i wznosząc się tworzy nad światem kopułę, „sklepienie muzyki”, jak w owych obrazach Fra Angelica, gdzie właśnie w kopulastym otoku umieszczeni muzykujący aniołowie opasują przedstawianą scenę. To sklepienie jednak jest już nieludzkie, wyrosłe z nas - przerasta nas, ogarnia nasz świat, nasze miasta, budowle, katedry, roztacza nad nami tęczę muzyki, która króluje ponad wszystkim. Taki obraz, jeszcze sugestywniejszy, znajdujemy w zakończeniu „VII Elegii duinejskiej”:
Aniele,
tobie to jeszcze pokażę, tu! w twoim wejrzeniu
niech ocalone stanie na koniec, strzeliście.
Słupy, pylony, Sfinks, wznoszący się szaro opór -
wśród miasta niszczejącego albo obcego - katedry.
[...] - i muzyka
wzbiła się jeszcze wyżej i nas przerosła.