Miron Białoszewski, Donosy rzeczywistości
Poeta, prozaik, dramatopisarz, urodzony 30 lipca 1922 w Warszawie, zmarł 17 czerwca 1983 tamże.
W okresie okupacji zadał maturę na tajnych kompletach i rozpoczął studia polonistyczne. Przeżył powstanie, po jego kapitulacji został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Uciekł z transportu i po zakończeniu wojny wrócił do Warszawy. Pracował najpierw na Poczcie Głównej, później, w latach 1946-1951 jako dziennikarz w "Kurierze Codziennym" i "Wieczorze". W latach 1951-1955 utrzymywał się ze współpracy z pismami dla dzieci i młodzieży ("Światem Młodych" i "Świerszczykiem-Iskierką"), dla których pisał, częściowo wspólnie z Wandą Chotomską, wiersze i piosenki. Choć pierwsze utwory opublikował już w 1947 (wiersz "Chrystus powstania" w tygodniku "Warszawa" i opowiadanie "Ostatnia lekcja. Wspomnienie okupacyjne" w "Walce Młodych"), za datę właściwego debiutu uznaje się rok 1955. Wtedy bowiem poezja Białoszewskiego została zaprezentowana (z wprowadzeniem Artura Sandauera) w "Życiu Literackim" w ramach "Prapremiery pięciu poetów", obok wierszy Herberta, Harasymowicza, Czycza i Drozdowskiego. W tym samym roku Białoszewski drukuje na łamach "Twórczości" "Karuzelę z madonnami", a w 1956 wychodzi jego tomik poetycki "Obroty rzeczy", złożony z wierszy pisanych w latach 1952-1955, z których wyboru dokonał Sandauer.
Książka ta wzbudziła ogromne zainteresowanie krytyki i czytelników. Próbowano znaleźć formułę opisującą twórczość poetycką Białoszewskiego, zarówno tę zawartą w pierwszym tomiku, jak i w następnych - "Rachunku zachciankowym" (1959), "Mylnych wzruszeniach" (1961), "Było i było" (1965), "Odczepić się" (1978), oraz wyborach, zawierających także teksty wcześniej nie drukowane: "Wiersze" (1976), "Poezje wybrane" (1976) i tomiku w serii "Poeci polscy" (1977).
Mimo wysiłków krytyki Białoszewski pozostał przez całe życie "poetą osobnym". Jego twórczość z trudem daje się poddawać klasyfikacjom, niełatwo znaleźć twórców mu pokrewnych. Generacyjnie związany z pokoleniem wojennym (Baczyński, Gajcy, Różewicz, Szymborska, Herbert) znacznie odbiegał od nich poetyką swojej twórczości. Z wyboru był outsiderem, nie uczestniczył w życiu politycznym, unikał wiązania się z organizacjami i grupami poetyckimi.
Tym, co charakteryzuje jego poezję, oprócz związków z XX-wieczną awangardą, jest pogłębiona refleksja nad językiem, dlatego bywa często określany mianem "poety lingwistycznego". W swoich wierszach wykraczał poza granice przyjętego języka literackiego, rozbijał jego schematyzm. Interesowały go takie zjawiska jak mowa wykolejona, zakłócona błędem lub nieporadnością, bełkotliwa gadanina, przejęzyczenia i przypadkowe zbiegi okoliczności językowych, inercja i automatyzm. Odwoływał się do języka mówionego, potocznego i dziecięcego, nieustannie wypróbowując granice systemu językowego. Gra ze słowem nie stała się w jego twórczości celem samym w sobie, zawsze była poszukiwaniem sposobu na właściwy opis rzeczywistości.
Białoszewski jeszcze przed opublikowaniem debiutanckiego tomu poezji zaczął działać również w dziedzinie teatru - w 1955 wraz z Lechem Emfazym Stefańskim i Bogusławem Choińskim założył prywatny, eksperymentalny Teatr na Tarczyńskiej, gdzie wystawił m.in. "Wiwisekcję", "Kabaret", "Szarą mszę" i "Wyprawy krzyżowe". Po jego rozpadzie Białoszewski założył w swoim mieszkaniu na placu Dąbrowskiego Teatr Osobny wraz z malarzem Ludwikiem Heringiem i aktorką oraz malarką Ludmiłą Murawską - napisał dla niego m.in. "Osmędeuszy", "Działalność". Zbiór programów i tekstów tego teatru został wydany w roku 1971 ("Teatr Osobny"), a wpływ myślenia teatralnego daje się zauważyć również w jego poezji.
Proza Białoszewskiego to również swego rodzaju gra z językiem i przyzwyczajeniami czytelniczymi. Autor wybiera formy sytuujące się na granicy ogólnie przyjętej literackości - pamiętnik, dziennik, reportaż, wykorzystując wiele form języka. Zaciera różnice gatunkowe utworów, przeplata niekiedy prozę i poezję prowadząc także nieustanną grę pomiędzy światem fikcji kreowanym przez narratora a biografią autora. Opublikowany w 1970 "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" wykorzystał formę opowieści ustnej do opisu powstania z perspektywy cywila, dokonanego w sposób pozbawiony patosu, zwyczajny. Okazał się dziełem wybitnym, oryginalnym, a jednocześnie sprawiającym wrażenie dużej autentyczności. Kolejne tomy prozy: "Donosy rzeczywistości" (1973), "Szumy, zlepy, ciągi" (1976) i "Zawał" (1977) czy "Rozkurz" (1980) to pisane w specyficzny dla Białoszewskiego sposób relacje z codziennych zajęć pisarza, spotkań z przyjaciółmi, dziennych i nocnych włóczęg. Trudno jest opisać, o co chodzi - bowiem głównie opisane jest właśnie w donosach jego Zycie, przygody, jednak w sposób pamiętnikowy - bliski twórcy, nie czytelnikowi. Wydane pośmiertnie, lecz przygotowane przez autora "Obmapywanie Europy" i "AAAmeryka" to z kolei zaskakujące w formie opisy podróży po Europie i Stanach Zjednoczonych.
Miron Białoszewski zgodnie uznawany jest za jedną z najistotniejszych postaci literatury polskiej wieku dwudziestego i, równie zgodnie, za postać wyjątkową i jedyną w swoim rodzaju, zarówno jeżeli chodzi o poetykę twórczości, jak i filozofię życia.
Bibliografia
Poezja:
"Obroty rzeczy", Warszawa, PIW, 1956.
"Rachunku zachciankowy", Warszawa, PIW, 1959.
"Mylne wzruszenia", Warszawa, PIW, 1961.
"Było i było", Warszawa, PIW, 1965.
"Odczepić się" Warszawa, PIW, 1978.
"Wiersze" Warszawa, PIW, 1976.
"Wiersze" Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1976).
tomik w serii "Poeci polscy" Warszawa, Czytelnik, 1977 .
"Trzydzieści lat wierszy" Warszawa, PIW, 1982.
"Stara proza. Nowe wiersze." Warszawa, PIW,1984.
"Oho", Warszawa, PIW, 1985.
Proza:
"Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" Warszawa, PIW, 1970.
"Donosy rzeczywistości" Warszawa, PIW,1973.
"Szumy, zlepy, ciągi", Warszawa, PIW, 1976.
"Zawał", Warszawa, PIW, 1977.
"Rozkurz", Warszawa, PIW, 1980.
"Obmapywanie Europy. AAAmeryka. Ostatnie wiersze", Warszawa, PIW 1988
"Teatr osobny. 1955-63" Warszawa, PIW, 1971.
— Wszystko to przerabiałam.
Ledera
Są takie chwilee,
że jak się schylee,
to mam cię w tyle...
Pijak w pociągu do Kobyłki w Wigilię podczas
podczas dwugodzinnego stania pod sygnałem
— I tak cała zimę muszę siedzieć na tej pace.
Roma w Otwocku, jak Igor był mały
— Ona jest taka dwulewicowa.
Z rozmowy telefonicznej
— Mówię ci, Lesiu, te sny to człowieka nieraz na cały dzień
zrujnują.
Ciotka Genowefa ze Świerzowej
— Jeden tylko ksiądz szedł... Księża znajomi byli, ale szli po
cywilnemu. Zaraz się zapisałam do partii. Bo jestem wierząca, ale
nie praktykująca. Tego dziecka nie chciałam... o, tak się urodziło.
Jeden, niedorozwinięty, jest w Iwoniczu.
Znajoma napotkana pod Krosnem do Le.
— Tylko nie Siopena, tylko nie Siopena.
Dziecko Waldka
— Raj. Tylko tu.
Lu. w Wołominie
— Tu mieszkać.
Lu. w Sochaczewie
— Niechby się, panie, tylko zaczęło, to zaraz tu się naprzeciwko
zajmie mieszkanie.
Mój ojciec w 1955 roku jeszcze
— Chciałam zrobić głowę stryja, ale się nie zgodził. Gdyby Jur
mu powiedział o naszym stosunku, toby się zgodził. Chciałam
robić głowę Przybosia, ale nie mogłam go złowić.
Marylka
Mama do Baśki, w palcie, przed wyjściem na
targ do Pionek po 50 latach życia
— ach
— co ci jest?
— mój Boże
— no, co ci jest?
— bo człowiek jest taki mały
— moja nic nie je
— a moja nie, moja wszystko
— a moja nic
— moja je
Idące, ulica Warszawska, Otwock
— Jeszcze wy rządzicie!
W tramwaju na pomoście( do tych na
pomoście, nas)
— To wszystko jest pożyczane.
Ledera
— Nikomu nie wierzę.
Ledera
— Nieprawda, że jak się ściana świeci, to kolano (przy ścianie) nie.
Dopiero świeci!
Lu.
— Jak nie kaszlę, jak mi nie wali serce, jak mnie nic nie boli, jak
mnie nie dusi i jak mi nie wyskakuje przepuklinka, to czuję się
świetnie.
Barbara Nalepowa
przed śmiercią na rok, dwa
— Po co pan ma jechać do Lublina? Pan wsiądzie dwie stacje
bliżej: też Matka Boska płacze.
Jedna poasażerka do mnie przed Lublinem
w pociagu, w okresie kiedy Matka Boska
płakała w Lublinie.
— O matko, znów spadł mi pies!
Ledera
— Ja znam te semestry. I wiem, co ze sobą zrobić. Ale ludzie są
niemożliwi, niemożliwi. Ja znam te semestry. Ja mam co zarobić,
ja muszę swoją robotę odrobić.
Pijak w pociągu z Otwocka
— Uch, ale jestem pijana!
Jedna „taka” podobna do tego Chrystusa
z włosami na plecach, skręcająca w Aleje,
łapiąca się za gałązkę
— Przepraszam pana, ja tu zostawiłam szproty.
Emfazy w Filharmonii
— I to się zmarszczy? to się kiedyś zmarszczy?
Hania Nałkowska młoda przed lustrem
— Nie wierzę w to, że umrę.
Ledera
— Wiesz, Miron, Mauersbergerowi dzwoniło w uchu przez miesiąc,
poszedł do lekarza, a to był świerszcz u niego w pokoju.
Mewa
— My nie chcemy odpocząć.
Mewa z Heniem
— Syn Marnotrawny (Rembrandta) ma w pięcie wszystkie
problemy malarstwa.
Lu.
— I to dosłownie.
Lu.
— Błagam was, tylko nie róbcie tłoku...
To ostatnie, co usłyszałem od Barbary,
jak wychodziłem z Lusią z jej pokoju. Za
kilka godzin umarła. Zrobił sie przy niej
straszny tłok. Na pogrzebie — 1000 osób.
Aż tratowali groby.
— Wszędzie jest jednakowo.
Ala do Janka, oboje z kocem, jak szukali
trawy,tej lepszej, bo każda z daleka
w skrócie wydawała im się lepsza.
Siedzę u Mewy. Coś spadło. Mewa nic. Siedzi. Pytam:
— Coś spadło?
— Tak. Zawsze coś musi spadać.
— Jak służyłam u tych Rosjan na Długiej, mieli pięć pokojów,
to bekało i bekało. Po nocach. Przyszedł Dziadek Kubek.
Nocował. Bekało i bekało. Aż sprowadzili popa. Wyświęcił.
I przestało.
Ciotka Andzia
— Pamiętaj, że jestem pijany, ale jestem inteligentny.
Broniewski do mnie u pani Zawadzkiej
o 3 w nocy
— Radość w sercu! Radość w sercu! — i wystawiał swoją żonę
za okno, jak się złościła.
— daj spokój...nie lubię geografii...
— dlaczego?
— bo się wciąż zmienia
Lu
— Wiesz, Leszek, bo mnie cholernie interesują ikony.
Ze spotkanie Le. So. z kolegą sprzed 20 lat
W Cepelii na Krakowskim Przedmieściu, wchodzi baba, i od drzwi:
— Ikony są?
— Ona przyjedzie na te dwa dni... na ten praznik... no... na
Rewolucję...
Reginka
— Nie wrzeszcz, bo ci zrobię dzieciaka.
Ze Szkoły Handlowej
— Nasza mamusia maluje, śpiewa... i tworzy.
Basia o Ciotce Władce z Grodziska, artystce
— A kto nie jest zachwycony soba?
Mama Lencowa
— Dzidzia, nie głosuj!
Uczennica z Włoch do przechodzącej pani
pod pięćdziesiątkę na uwagę tej pani, żeby
się tak nie pchały na ulicy, jak się mijały,
bo ciasno od śniegu, a one szły parami, tę
panią ta odpowiedź zatkała, a ta i te inne
poszły od razu dalej na wysokich korkowych
nóżkach dryp-dryp
— Lalunia, tylko nie mów,że my tu jesteśmy.
Te panie, pochowane na noc w nowoczesnych
śmietnikach na schodach na Śniadeckich, do
treciej żony Igora
— Prawda, pani Heleno?
Pani Helena z papierosem w fifce, z pumek-
sami i przesuwając się na ścianie kamienicy
na Brackiej do rogu Chmielnej do Pani Heleny
tej z rzodkiewkami
— Dziecko, nie śmiej się, to są poważne sprawy.
Lu. do Lu. Kiedy wekslowaliśmy pociągiem
z Wrocławia z workiem od występów teatral-
nych na perony Głównego w Warszawie, a ja
przedtem waliłem w kanapę PKP, żeby Lu.
wstała, bo spała , a była 6 rano, i ona się zbu-
dziła i w śmiech, bo ja cały kurz na siebie, a
Lu. na to właśnie tak, bo w Warszawie wody
nie było, Wisła zamarzła niżej ulotów rur, na
Marszałkowskiej sprzedawali po 8 zł kubeł
wody, Lu. żałował, żeśmy nie przywieźli
z sobą choć wody w butelkach.
— Lesiu, ale tobie będzie żal umierać!
Ciotka Genowefa do Le. po jego opowia-
daniach po powrocie z Włoch, Hiszpanii,
Holandii i Lourdes
— Dziecko, ty teraz siedź tu, a ja przesiądę się do tylnego rzędu,
bo teraz mnie mogą pobić.
Witkacy do Mewy na swojej sztuce
— Już wiem, ja do wszystkiego mam stosunek.
Lu. po powrocie z
budki telefonicznej