MAŁY, ŚWIĘTY… POWSTANIEC
|
|
|
|
Pomniki są zwykle wysokie i dumne, tak jak dumni są ludzie z tych, co są na pomnikach. Są jednak także pomniki małe i pokorne - jak postać Małego Powstańca przy murach Starego Miasta w Warszawie. To taki mały chłopiec w o wiele za dużym hełmie, jeden z wielu małych chłopców, którym o wiele za wcześnie skończyło się życie, bo wróg-zabójca był o wiele za duży… Zawsze tam ktoś kładzie Świeże kwiaty - może dlatego, że pomniczek mały, a małych się kocha, gdy wielkich się tylko podziwia.
1 sierpnia, czyli w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, przyszedł tam stary żołnierz. Położył pod nogi Małego Powstańca bukiecik niezapominajek i wyprężył się na baczność, z ręką przy daszku wojskowej czapki. Potem usiadł na występie muru i zaczął nucić piosenkę, którą kilkadziesiąt lat temu Śpiewali powstańcy. Wtedy podszedł do niego zaciekawiony harcerz w mundurku. Chwilę stał na baczność, a potem usiadł przy starym żołnierzu i zaczął nucić tę samą melodię. Żołnierz spojrzał na niego, chwycił go za ramię i przygarnął do siebie. Po chwili zaczął opowiadać:
- Takich jak ty i on było wtedy tu wielu. Niewiele mieli lat, ale za to odwagi - aż za wiele… To, by Warszawa była polska, dumna i wolna, było dla nich ważniejsze nawet od życia. Ja też wtedy taki byłem, bo mężczyzna musi mieć serce żołnierza-obrońcy-bohatera. Powstanie to było piekło. Bomby leciały jak grad, dudniły samoloty i wyły syreny, domy waliły się jeden po drugim, czołgi miażdżyły rannych ludzi. Wszystko było w ogniu, a Śmierć szalała jak stado demonów. Był wtedy wśród nas taki całkiem podobny do niego - wskazał na Małego Powstańca - małe toto było, słabe i chude, a sprytne i ruchliwe jak żywe srebro. Był ministrantem i skautem. Nawet dwa razy szedł w pielgrzymce z Warszawy do Częstochowy - o chlebie i wodzie. Marianek miał na imię. Gdy inni wokół płakali, przeklinali, jęczeli lub wyli z bólu - on był cały czas pogodny, jak błękit, którego nie widzieliśmy już od kilku dni. Mimo tego piekła miał oczy pogodne jak bezchmurne niebo. I o niebie nam przypominał, pod dymem, bombami i walącymi się Ścianami. Pamiętam, jak mówił do jakiejś umierającej dziewczyny: „Nie bój się! Nad nami jest niebo i do nieba z tego piekła idziesz. Wytrzymaj, zaraz boleć przestanie. Tam już nic nie boli!��?. Zresztą ten Marianek robił wszystko jakby po drodze do nieba. Kiedy go raz zapytałem, patrząc, jak przebiega do rannych pod seriami karabinu maszynowego: „Czy ty się w ogóle Śmierci nie boisz?��? - on odpowiedział: „Co tam Śmierć - mnie mój Anioł weźmie od razu do nieba, bez pogrzebu!��?.
I tak zginął… Kiedy zobaczyliśmy, że ambulans pełen rannych jedzie wprost na minę, krzyczeliśmy, ale kto w tym piekielnym jazgocie mógł coś usłyszeć. I wtedy Marianek z parapetu okna skoczył wprost na tę minę… Mały dzieciak, a jakie wielkie serce! Nikt z nas nie pomyślał, że tak można tych kilkunastu rannych uratować… „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich��?. Nic z niego nie zostało. I nie miał pogrzebu. Tylko wszyscy powstańcy stanęli na baczność jak przed pomnikiem bohatera. Chyba naprawdę jego Anioł wziął go wprost do nieba. I wiesz, wtedy na kilka chwil dymy się rozwiały i zobaczyliśmy błękit - jakby Anioł robił drogę temu małemu Świętemu…
Stary powstaniec umilkł, a harcerz spojrzał na twarz Małego Powstańca. Wyglądał on tak, jakby patrzył gdzieś bardzo daleko. Nad nim było czyste, spokojne niebo, po którym latały jaskółki.
- Czy wiesz, kto to jest Anioł? - zapytał harcerza stary powstaniec. - To ktoś taki: „pół-ptak i pół-miłość��?. Tak pisał Krzysio Baczyński, też powstaniec, poeta. Też zginął, zaraz po Marianku. Dobrych ludzi to chyba Anioły prowadzą do nieba na skróty…