kontrowersje wokol Ojca Pio 2


Ojciec Pio i problem Kościoła (1)

Kościół miał z Ojcem Pio problem. Świętość i nadzwyczajność zakonnika wykraczała poza ustalone od wieków procedury i burzyła święty spokój watykańskich urzędów. Oto w zapomnianym przez wszystkich klasztorze, gdzieś na odległej prowincji południowych Włoch, zaczynają dziać się rzeczy dziwne, niepokojące i wymykające się spod kontroli. Czy ostrożność i podejrzliwość wobec nich to cnota czy grzech?

Łatwo dziś wytykać palcami tych, którzy kiedyś potępiali Ojca Pio. Łatwo się oburzać, czytając wrogie a nawet obraźliwe słowa, jakie ludzie Kościoła kierowali pod jego adresem. Można się dziwić, że wielkie postacie, jak Jan XXIII, biskup Albino Luciani (późniejszy papież Jan Paweł I) czy prof. Agostino Gemelli, z dezaprobatą patrzyły na wydarzenia w San Giovanni Rotondo, czy wręcz uważały Ojca Pio za szarlatana i oszusta.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, trudno zrozumieć motywy, jakimi kierował się Kościół, prowadząc „kampanię przeciwko Ojcu Pio”.  Czterdzieści lat po śmierci Stygmatyka, po jego procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym, nasza wiedza o życiu tego zakonnika jest prawie kompletna. Poznaliśmy korespondencję Świętego i zapiski jego kierowników duchowych, które obnażają największe sekrety jego duszy. Mamy setki wspomnień i świadectw potwierdzających świętość jego życia. Znamy opinie lekarzy na temat stygmatów, a teologów na temat „fenomenów mistycznych”, jakimi został obdarzony. 

Poza tym wiemy, że każda kanonizacja poprzedzona jest drobiazgowym procesem, w czasie którego wyjaśniane są wszelkie, choćby najmniejsze zarzuty wobec kandydata na ołtarze. Ogłaszając kogoś świętym, Kościół kładzie na szalę cały swój autorytet, włącznie z dogmatem o nieomylności papieża. 

Pamiętajmy jednak, że ludzie współcześni Ojcu Pio, nawet wysoko postawieni w hierarchii kościelnej, nie mieli nawet w połowie takiej wiedzy, jaką my dziś dysponujemy i opierali się na różnej wartości informacjach z drugiej ręki.

Trzeba powiedzieć jasno - Kościół miał z Ojcem Pio problem. Świętość i nadzwyczajność zakonnika wykraczała poza ustalone od wieków procedury i burzyła święty spokój watykańskich urzędów. Oto w zapomnianym przez wszystkich klasztorze, gdzieś na odległej prowincji południowych Włoch, zaczynają dziać się rzeczy dziwne, niepokojące i wymykające się spod kontroli. Czy ostrożność i podejrzliwość wobec nich to cnota czy grzech?

Za życia nikogo nie można nazywać świętym - tymczasem dla tysięcy ludzi odwiedzających San Giovanni Rotondo Ojciec Pio był ważniejszy niż wszyscy święci razem wzięci. Cuda dokonywane przez osobę choćby najbardziej świątobliwą, ale żyjącą, są sprawą mocno podejrzaną i nie mogą liczyć na kościelną aprobatę. A w dodatku w pierwszej połowie XX wieku w samych Włoszech żyło co najmniej trzech innych stygmatyków, kilkudziesięciu cudotwórców i setki albo tysiące mistyków, którym objawiała się Matka Boża i różni święci...

Kościół - rozumiany jako instytucja - zachował się w sprawie Ojca Pio bardzo ostrożnie. Dziś powiedzielibyśmy złośliwie, że  jak zwykle próbował niewygodny problem ukryć i przeczekać. Pierwsze decyzje Świętego Oficjum (słynnej kongregacji wcześniej zwanej Świętą Inkwizycją) szły w tym kierunku, by zakazać Ojcu Pio publicznego pokazywania się i nie dopuścić do rozgłosu w mediach. 

Tego ostatniego uniknąć się nie dało. Gdy tylko wieść o stygmatach wydostała się poza klasztor, skromny kapucyn stał się bohaterem wszystkich mediów, a historia jego życia na dobre zagościła na łamach gazet. Dziennikarze nie tylko opisywali cudowne wydarzenia z San Giovanni Rotondo, ale równie chętnie przeciwstawiali pobożnego zakonnika księżom i biskupom, których sposób życia był grzeszny i gorszący. 

Zwabiony prasowymi informacjami i przekazywaną z ust do ust wieścią tłum czcicieli i ciekawskich okupował od rana do nocy przyklasztorny plac. Po otwarciu kościoła ludzie bili się o najlepsze miejsca przy ołtarzu. Każdy chciał być najbliżej Świętego, zobaczyć go i dotknąć. Obrywano mu kawałki habitu „na relikwie”, włamywano się do klasztoru, by zdobyć prześcieradło, którego używał, czy zakrwawioną chusteczkę. Prawdziwymi lub fałszywymi „relikwiami” handlowano. Co bardziej przedsiębiorczy mieszkańcy „załatwiali” (oczywiście odpłatnie) cuda i łaski za wstawiennictwem „ich Świętego”. Pobożne kobiety uznały, że mają „monopol na Ojca Pio”: tylko one go prawdziwie kochały, jedynie one w pełni go rozumiały. Wiele przedziwnych i wcale nie cudownych rzeczy zaczęto robić „w imieniu Ojca Pio”. W obronie jego czci fanatyczni zwolennicy posuwali się do oszustw, oszczerstw i szantażu. Pobożne dziewczęta z odległych zakątków Włoch uciekały z domów, by zamieszkać w pobliżu Świętego...

Niestety, kościelny plan, by Stygmatyka ukryć i poczekać, aż umrze (a potem ewentualnie wynieść go na ołtarze) spalił na panewce.

Kościół był bezradny. Nie było procedur, które dałoby się zastosować w takiej sytuacji. Skoro więc sprawy nie dało się "zamieść pod dywan", wybrano inne rozwiązanie. W końcu jaka to sztuka ukarać jednego zakonnika, nawet Bogu ducha winnego? To dużo łatwiejsze, niż przywoływanie do porządku tysięcy mniej lub bardziej fanatycznych czcicieli...

Edward Augustyn

Ojciec Pio i Święte Oficjum (2)

Napływające do Watykanu donosy na Ojca Pio były powodem poważnego zaniepokojenia i reakcji Świętego Oficjum. Ta słynna kongregacja Stolicy Apostolskiej - dawniej zwana Świętą Inkwizycją, a po Soborze Watykańskim II Kongregacją Nauki Wiary - orzekała o sprawach najważniejszych dla wiary i Kościoła, wydając wyroki na heretyków i nakładając kary na niepokornych.

W 1976 roku Kongregacja Nauki Wiary poprosiła biskupa Croviniego o przestudiowanie materiałów na temat Ojca Pio zgromadzonych w archiwum Świętego Oficjum. Z notatek biskupa można wnioskować, że znalazł tam ponad 1200 dokumentów z lat 1918-1968 (a więc od otrzymania stygmatów przez Ojca Pio aż do jego śmierci). Z reguły były to wielostronicowe opinie i relacje z wizytacji, nie brakowało też donosów i skarg... Jednak dokładna liczba i treść tych materiałów wciąż nie jest znana. Nie udostępniono ich nawet Kongregacji ds. Spraw Kanonizacyjnych dla potrzeb procesu beatyfikacyjnego. Dopiero w ostatnich latach otwarto część archiwum, zawierającą dokumenty sprzed 1939 roku. Pozostałe materiały nadal czekają na odtajnienie.

Nie oznacza to wcale, że należy spodziewać się w przyszłości jakichś sensacyjnych odkryć. Dokumenty były „nieznane" publicznie, ale bardzo dobrze znali je kardynałowie Świętego Oficjum i Kongregacji Nauki Wiary, którzy nie zaniedbali żadnego szczegółu i nie zlekceważyli żadnego zarzutu stawianego Ojcu Pio. Z powodu tych dokumentów trzykrotnie odmawiano zgody na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, uzasadniając decyzję lakonicznym „pro nunc obstare” („aktualnie istnieje przeszkoda”). Postulatorzy musieli na własną rękę szukać tej przeszkody (okazało się, że nie jednej) i próbować ją wyjaśnić. Nieoficjalnie mówiono, że najbardziej obciążające były oskarżenia Ojca Pio o niemoralność ze strony jednej kobiety i dwóch zakonników oraz katastrofalna opinia o Stygmatyku wydana przez biskupa Maccariego po wizytacji w roku 1960. O każdej z tych spraw napiszemy w oddzielnych odcinkach.

Tymczasem wróćmy do kontaktów Świętego Oficjum z Ojcem Pio. Zaniepokojeni rozwojem sytuacji kardynałowie zaczęli regularnie słać inspekcje do klasztoru w San Giovanni Rotondo.

Kontrolę, jak wiadomo, przeprowadza się nie po to, by chwalić, ale by szukać błędów. Kto dobrze szuka, ten znajdzie. Wizytatorzy przesłuchiwali zakonników, kler diecezjalny i wybrane osoby świeckie. Zbierali plotki i krążące po mieście pogłoski. Kontrolowali księgi finansowe klasztoru i sprawdzali, jak zakonnicy przestrzegają zakonnych przepisów. W sposób szczególny obserwowali Ojca Pio, wielokrotnie go przesłuchiwali, poddawali oględzinom stygmaty i zbierali każdą najmniejszą informację na jego temat (jedno z pierwszych rozporządzeń Świętego Oficjum nakazywało przełożonemu klasztoru „stałą obserwację Ojca Pio” i raz na dwa miesiące pisanie na jego temat obszernego sprawozdania).

Biskupie przesłuchanie wyglądało inaczej, niż to sobie dziś wyobrażamy. Hierarcha siedział w fotelu a Ojciec Pio klęczał przed nim, trzymając ręce na Ewangelii. Najpierw składał przysięgę, że będzie mówił prawdę. Potem, cały czas na klęczkach, odpowiadał na pytania - szczegółowe, podchwytliwe, podszyte nieufnością, czasem wręcz upokarzające. Na koniec składał kolejną przysięgę, że zachowa w tajemnicy szczegóły przesłuchania. Takie „sesje” odbywały się raz lub dwa razy dziennie przez kilka dni trwania wizytacji.

Następnie pisano raport. Prawie każdy zawierał zarzuty co do organizacji życia klasztornego i zarządzania „ruchem pielgrzymów”. Zauważano, że mieszkańcy miasteczka mieli zbyt duży wpływ na zakonników, że nie zachowywano klauzury (tzn. że świeccy wchodzili do tych części klasztoru, które powinny być zarezerwowane dla zakonników), że kapucyni nie radzili sobie z tłumem, a w kościele nie było należytego spokoju i powagi, że ofiary pieniężne na cele dobroczynne wydawane były bez wiedzy miejscowego biskupa i przy udziale osób świeckich, niejednokrotnie o podejrzanej reputacji. Przyczyn wszelkiego zła upatrywano w fanatyzmie tłumu, w szukaniu sensacji przez media i - szczególnie - w sianiu zamętu przez „pobożne kobiety" z otoczenia klasztoru.

Na marginesie dodajmy, że władze kościelne domagały się, by kapucyni żyli tak, jakby nic szczególnego w ich klasztorze się nie działo. Chodziło o to, by nie podgrzewać emocji i nie propagować „kultu” Ojca Pio. Ale z drugiej strony oburzano się, że nad chaosem spowodowanym najazdem tłumów nikt nie panuje, że bracia nie radzą sobie z  organizacją spowiedzi dla setek oczekujących i zachowaniem porządku w kościele. Widać też wyraźnie, że rzymskie pałace biskupie i małe klasztory południowych Włoch dzieliła ogromna przepaść: intelektualna, kulturalna, mentalna. Klasztor w San Giovanni Rotondo, jak wiele innych, żył swoim wiejskim życiem, uwikłany w sieć układów, typowych dla małej, lokalnej społeczności. Skupieni przy nim ludzie - zakonnicy i świeccy - czuli się u siebie, chcieli sami decydować o własnych sprawach. Każdy „inspektor" traktowany był jak obcy - podejrzliwie i wrogo. Problemem było zwykłe porozumiewanie się wizytatora z miejscowymi, o głębszym zrozumieniu już nie wspominając. Rzadko który z dostojników brał pod uwagę specyfikę życia w wiejskim klasztorze, które w niczym nie przypominało pracy w dykasteriach Stolicy Świętej...

Odnosząc się do Ojca Pio, prawie wszyscy wizytatorzy podkreślali pokorę, posłuszeństwo i życie modlitwą Stygmatyka. Zauważano też jego bezradność a nawet irytację atmosferą, która go otaczała, przepełnioną przesądami i fanatyzmem. Zdarzały się jednak, choć rzadko, oceny negatywne. W 1929 roku biskup Macchi napisał, że Ojciec Pio „żyje w ułudzie, brak mu pokory, a w dodatku używa perfum, które dają mu dewotki". W sprawozdaniu z 1951 roku pojawiła się uwaga, że Ojciec Pio podczas przesłuchania zachowywał się w sposób nerwowy, „pokrętnie tłumaczył się i oskarżał". Najcięższe zarzuty znajdziemy w raporcie biskupa Maccariego z 1960 roku: „On nie ufa mnie, a ja jemu" - pisał biskup o zakonniku. - „Kluczy, kłamie, wykręca się od odpowiedzi". Ale temu zagadnieniu poświęcimy oddzielny odcinek cyklu.

Wizytatorami byli nie tylko ważni dostojnicy Świętego Oficjum, kardynałowie czy biskupi. Często przysyłano mało znanych, ale dociekliwych urzędników niższego szczebla, czasem wyznaczano zakonników, również kapucynów. Różne było podejście inspektorów do obowiązków, odmienne metody. Jedni byli wyrozumiali, inni podejrzliwi a nawet uprzedzeni. Ojciec Celestino da Delsio, kapucyn z kurii generalnej, wizytujący klasztor w 1924 roku, był łagodny w ocenach i sporo spraw zbagatelizował. Wspomniany biskup Macchi mieszkał podczas wizytacji u proboszcza San Giovanni Rotondo, powszechnie znanego z wrogości wobec Ojca Pio i w jego domu przesłuchiwał świadków. Biskup Crovini w 1960 roku udawał chorego, który przyjechał na leczenie do Domu Ulgi w Cierpieniu (szpitala założonego przez Ojca Pio). Świadków wzywał do szpitalnego pokoju i przyjmował w piżamie...

Raport z wizytacji wysyłano do Świętego Oficjum. Zanim sześciu kardynałów tej kongregacji podjęło decyzję, relacja trafiała jeszcze przed komisję teologów i prawników. Z reguły ich opinia była nieprzychylna wobec Ojca Pio i to właśnie oni, na równi z rygorystycznymi wizytatorami,  wnioskowali o najsurowsze kary. Plenarne posiedzenie kardynałów Świętego Oficjum często zmieniało te opinie i łagodziło kary, rzadziej je zaostrzało. Zdarzało się, że o „ułaskawieniu" Ojca Pio decydował dopiero papież, który musiał zatwierdzić każdą decyzję kongregacji. Najwyraźniej istniał w Watykanie jeszcze drugi, mniej oficjalny obieg informacji, dochodziły do głosu różne opcje, działały „grupy nacisku", które próbowały przeforsować taką czy inną, pomyślną dla siebie decyzję.  

Edward Augustyn

Ojciec Pio i kary kościelne (3)

Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku poświęcił karom kościelnym dużo więcej miejsca, niż obecny. Między innymi przewidywał możliwość  nałożenia kary bez przeprowadzania procesu (ex informata conscientia). Dzięki temu nie musiano Ojcu Pio przedstawiać żadnych zarzutów ani przeprowadzać postępowania sądowego. O podjętych krokach Watykan informował kurię generalną kapucynów, a przełożeni zakonni przekazywali decyzję zainteresowanemu.


Wizytatorzy z Watykanu nie znajdowali podstaw do ukarania Stygmatyka z San Giovanni Rotondo. Nadzwyczajna pobożność i znaki męki Chrystusa na ciele mogły ich drażnić, ale nie podlegały kanonom kodeksu prawa. Co najwyżej sugerowano potrzebę przebadania i ewentualnie leczenia zakonnika. Poza nielicznymi wyjątkami (o czym pisałem w poprzednim odcinku) nie kwestionowano jego pokory i świętości życia. Natomiast prawdziwie twardym orzechem do zgryzienia było to fanatyczne uwielbienie, jakim tłum otaczał zakonnika. Dlatego też kroki dyscyplinarne podejmowane wobec Ojca Pio tłumaczono koniecznością opanowania niezdrowej atmosfery, egzaltacji i szerzenia się zabobonów.

W 1922 r. Święte Oficjum po raz pierwszy zaleciło, by Ojciec Pio nie odprawiał mszy świętej o stałej porze, nie błogosławił ludzi, nie pokazywał stygmatów i nie odpisywał na listy. Zabroniono mu kontaktów z dotychczasowym spowiednikiem i kierownikiem duchowym, ojcem Benedyktem. Polecono też władzom zakonnym, by przeniosły Ojca Pio do innego klasztoru, oddalonego od San Giovanni Rotondo, najlepiej w północnych Włoszech.

Powyższych poleceń nie wykonano. Co prawda w rozporządzeniu nie było kategorycznych nakazów, a raczej zalecenia, jednak takiego pisma, podpisanego przez samego papieża, na pewno nie można było lekceważyć. Tymczasem kapucyni z San Giovanni Rotondo zastosowali się tylko do jednego punktu - ojciec Benedykt zmienił klasztor i do końca życia nie spotkał się już z Ojcem Pio. Można się było spodziewać, że kolejne pisma z Watykanu będą miały ostrzejszą formę.

Biografowie zużyli morze atramentu, aby usprawiedliwić niesubordynację zakonników. Najczęściej przytacza się opinię, że kapucyni ulegli wzburzonym mieszkańcom San Giovanni Rotondo, którzy domagali się, by Ojciec Pio nadal odprawiał poranną mszę i udzielał błogosławieństwa zebranym. Oczywiście stygmaty od samego początku były skrywane przed oczami tłumów pod wełnianymi rękawiczkami, a Ojciec Pio pokazywał je bardzo niechętnie i tylko na wyraźne polecenie przełożonych. Ale już pocałowanie w rękę Świętego, czy to po spowiedzi, czy w czasie, gdy przechodził wśród tłumów, było największym pragnieniem pielgrzymów i nikt nie zamierzał im tego zabraniać. Łamano też zakaz korespondencji, bo Ojciec Pio dostał pozwolenie od gwardiana a nawet samego prowincjała na pisanie listów do niektórych osób "w drodze wyjątku i w ścisłym sekrecie".

Prawdziwym zarzewiem konfliktu na linii San Giovanni Rotondo - Watykan, i to na wiele lat, stał się nakaz przeniesienia Ojca Pio do innego klasztoru. W połowie 1923 roku dostarczono oficjalne pismo (tzw. obediencję)  nakazujące przeprowadzkę Ojca Pio do Ankony. Zakonnik powtarzał, że gotów jest wyjechać „choćby zaraz, w środku nocy, jeśli tylko taka jest wola przełożonych", ale nie było to proste. Klasztor od dłuższego czasu dzień i noc był pilnowany przez uzbrojone straże mieszkańców, którzy postanowili bronić „swojego Świętego”. Gdy tylko w pobliżu pojawiała się jakakolwiek nieznana osoba, zwłaszcza w sutannie, wszczynano alarm. Zdarzało się, że uzbrojone bojówki wyważały bramę i wkraczały do klasztoru, by zrewidować podejrzanych gości. W 1924 roku burmistrz powiedział wprost wizytatorowi z Rzymu: „Jeśli przeniesiecie Ojca Pio, kilka kościołów pójdzie z dymem i kilka głów spadnie, w tym głowa biskupa Manfredonii”. 

Mieszkańcy San Giovanni Rotondo nie tylko kochali Ojca Pio i uznawali za świętego. Wiedzieli, że zawdzięczają mu wszystko - żyli z wynajmowania pokoi, zakładania hoteli i restauracji dla pielgrzymów, organizowania transportu, produkcji pamiątek (pierwsze obrazki Stygmatyka pojawiły się w sprzedaży już w 1919 r.). Przyklasztorny biznes był solą w oku dla wielu. Biskupi w pasterskich listach, a księża w niedzielnych kazaniach zakazywali „pielgrzymek do Ojca Pio”. Ekonom parafii San Giovanni Rotondo, ks. kanonik Palladino, mówił z ambony, że „kapucyni to żarłoki i oszuści. Zrobili w klasztorze burdel. Gdybym mógł, spaliłbym ich klasztor razem z tym całym Ojcem Pio”. A biskup Gagliardi, ordynariusz diecezji, stawiał sprawę jasno: „Albo odejdzie Ojciec Pio, albo ja”. Przeszedł na emeryturę w 1929 r.

Władze kościelne i zakonne bały się przenosin Ojca Pio i próbowały zrzucić odpowiedzialność na administrację państwową. Jednak mimo dobrych stosunków między faszystowskim reżimem a Kościołem, lokalne władze odmówiły spełnienia tej prośby. Co więcej, członkowie milicji faszystowskiej ("czarne koszule") stanowili trzon bojówek broniących klasztoru a głównym organizatorem obrony był burmistrz Francesco Morcaldi - członek partii faszystowskiej, cieszący się poparciem władz regionalnych i centralnych.

"Obediencja" nie została wykonana, ku oburzeniu jednych, a satysfakcji drugich. Ojciec Luigi d'Avelino, zastępca prowincjała, który osobiście zdecydował o wstrzymaniu przeniesienia, został za karę wydalony z prowincji i zakazano mu pełnienia jakichkolwiek funkcji kierowniczych w zakonie. Trzech innych zakonników z San Giovanni Rotondo przeniesiono do różnych klasztorów. Ojciec Pio pozostał.

Wydawało się, że sprawa przycichła i nawet Święte Oficjum odpuściło. Jego sekretarz, kardynał Merry de Val, zdecydował o odłożeniu przeniesienia Ojca Pio do czasu, aż władze świeckie będą w stanie zagwarantować bezpieczeństwo tej operacji. Żeby jednak nie pomyślano, że Kościół zapomniał o problemie, Święte Oficjum wydawało w miarę regularnie komunikaty odnoszące się do wydarzeń w San Giovanni Rotondo.

W 1923 roku ogłoszono, że "fakty przypisywane Ojcu Pio nie mają charakteru nadprzyrodzonego". W rok później ostrzeżono wiernych, by nie kontaktowali się z Ojcem Pio w żaden sposób, ani bezpośrednio, ani listownie. Na indeksie umieszczono książki szerzące kult Ojca Pio, które w tym czasie się pojawiły. Wyłączono klasztor w San Giovanni Rotondo spod jurysdykcji prowincjała i podporządkowano go bezpośrednio generałowi zakonu. Zlikwidowano przyklasztorne "niższe seminarium", w którym Ojciec Pio był spowiednikiem a przez pewien czas nawet dyrektorem.

Równocześnie trwała wojna na donosy i kompromitujące oskarżenia,  którą prowadził z jednej strony biskup Gagliardi wraz z niektórymi księżmi z diecezji, a z drugiej - zwolennicy Ojca Pio pod wodzą burmistrza Morcaldiego i Emanuela Brunatto, zaufanego "syna duchowego" Ojca Pio. Sam Brunatto zasługuje, by poświęcić mu oddzielny odcinek naszej serii, gdyż walka, jaką przez lata prowadził w obronie czci Stygmatyka, była bezpardonowa i przyniosła wiele ofiar.

W końcu cierpliwość hierarchów została wyczerpana. 23 maja 1931 roku Stolica Apostolska wydała dekret, w którym zakazywano Ojcu Pio wykonywania posługi kapłańskiej z wyjątkiem odprawiania mszy świętej „prywatnie”, tzn. w kaplicy klasztornej, przy zamkniętych drzwiach i z udziałem tylko jednego ministranta. Była to zatem, zgodnie z kanonem 2279 Kodeksu Prawa Kanonicznego, jedna z najpoważniejszych kar, jaką Kościół mógł nałożyć na kapłana - tzw. suspenda częściowa.

Dekret dotarł do klasztoru San Giovanni Rotondo 9 czerwca wieczorem. Dwa dni później Ojciec Pio odprawiał już mszę w wewnętrznej kaplicy. Jego zwolennicy rozpoczęli szeroką akcję mającą na celu odwołanie decyzji. Dotarli do najwyższych władz państwowych i kościelnych. Wspomniany już Emanuel Brunatto zagroził opublikowaniem książki, w której umieścił materiały kompromitujące biskupów i kardynałów (w tym najbliższych współpracowników papieża). Książka pt. "Antychryst w Kościele" ukazała się w Paryżu w pierwszych miesiącach 1933 roku. W lipcu tego samego roku Święte Oficjum, w akcie łaski z okazji Roku Jubileuszowego, odwołało zakaz odprawiania przez Ojca Pio mszy w kościele. Prawo spowiadania przywrócono mu w marcu 1934 roku.

Mówiąc o karach nakładanych na Ojca Pio należy jeszcze wspomnieć o całym szeregu drobnych, ale niezwykle uciążliwych ograniczeń, jakim poddawany był Stygmatyk aż do ostatnich dni swego życia. Nie były to kary w sensie ścisłym, bo nie przewidywał ich żaden kodeks. Raczej chodziło o zwykłe złośliwości, podejrzenia, dokuczliwe uwagi, które miały utrudnić mu życie. A wszystko w myśl zasady, że upokorzyć zakonnika nigdy nie zaszkodzi - jeśli jest kłamcą i oszustem, należy mu się taka kara, jeśli zaś okaże się niewinnym - powinien przyjąć wszystko w milczeniu, jako Boże doświadczenie i pomoc w osiągnięciu świętości...  

W tego rodzaju prześladowaniach przodowali już nie kardynałowie czy biskupi, ale zakonni współbracia Świętego. Gwardian klasztoru, o. Rosario, zakazał braciom udzielania jakiejkolwiek pomocy Ojcu Pio, a nawet podtrzymywania go w czasie wchodzenia po schodach (Ojciec Pio miał już wtedy ponad siedemdziesiąt lat). Za zgodą wyższych władz zakonnych zainstalowano pod łóżkiem Świętego podsłuch, podobnie jak w rozmównicy, gdzie spotykał się z kobietami, które od lat wiernie mu służyły i które uważał za swe "najbliższe córki duchowe" (prawdopodobnie podsłuch zainstalowano także w konfesjonale). Nakazano mu odprawiać mszę świętą nie dłużej niż 30-35 minut ("wzorem innych pobożnych kapłanów"), a na spowiedź jednej osoby przeznaczać maksymalnie 3 minuty. Wreszcie konfesjonał otoczono dwoma kratami, co wierni uznali za symbol uwięzienia (chodziło o to, by tłum nie stał zbyt blisko i nie przyglądał się spowiedziom innych osób). Ojciec Rosario miał też zwyczaj zakładania drążków i łańcuchów na ławki, w których siedziały najbardziej wierne "pobożne kobiety", żeby przez cały czas nabożeństwa nie mogły ruszyć się z miejsca...

Edward Augustyn

Ojciec Pio i kwas karbolowy (4)

Podejrzenia, że Ojciec Pio sam sobie zrobił stygmaty przy pomocy kwasu karbolowego, pojawiły się już kilka tygodni po wystąpieniu ran. I do dziś tlą się w głowach tych, którzy nie wierzą w nadprzyrodzoność tego rodzaju faktów. Wszystko zaczęło się pod koniec września 1918 roku, gdy gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo, ojciec Paolino da Casacalenda usłyszał od „pewnej pobożnej kobiety”, że Ojciec Pio ma stygmaty na dłoniach. Zakonnik parsknął śmiechem, bo wydawało mu się to absurdalne.

Jak potem tłumaczył, już wcześniej zauważył na dłoni Ojca Pio czerwoną plamę, ale był pewny, że to ślad po użyciu kwasu karbolowego, który obydwaj kapucyni na początku września rozcieńczali, by uzyskać środek dezynfekujący. Ojciec Paolino też miał podobne plamy, które jednak po kilku dniach „same zeszły”, uznał więc, że skóra Ojca Pio po prostu wolniej się goi. Ale zaintrygowany słowami kobiety wszedł bez pukania do celi Ojca Pio i zastał go piszącego przy biurku, a na jego dłoni i grzbiecie ręki dostrzegł wyraźną czerwoną plamę. Ojciec Pio przyznał, że znaki te pojawiły się 20 września podczas modlitwy w chórze klasztornym.

0x08 graphic
Przełożony powiadomił o tym prowincjała, a wieść o niezwykłym zjawisku lotem błyskawicy obiegła świat, ściągając do małego miasteczka na półwyspie Gargano setki ciekawskich.

Od kwietnia do października 1919 roku klasztor odwiedziło kilku lekarzy, którym przełożeni z Rzymu zlecili zbadanie stygmatów. Ich opiniom poświęcimy oddzielne części naszego cyklu, na razie poprzestańmy na konkluzji, że dwóch z nich (dr Romanelli i dr Festa) uznało stygmaty za zjawisko, którego medycyna nie potrafi wyjaśnić, a dwóch sugerowało, że jest możliwe, by powstały na skutek autosugestii lub użycia środków żrących (prof. Bignami i o. dr Gemelli - ten ostatni wydał bardzo surową opinię, choć prawdopodobnie w ogóle nie badał Ojca Pio). 

Nic dziwnego, że ludzie próbowali racjonalnie wytłumaczyć dziwne zjawisko. Dziennikarze przepytywali naukowców, którzy mówili o możliwych i wytłumaczalnych przez naukę przyczynach stygmatów (w tym czasie we Włoszech żyło co najmniej troje stygmatyków), a co niektórzy chętnie odnosili się do relacji gwardiana o kwasie karbolowym.

Po blisko dwóch latach od pojawienia się stygmatów do Świętego Oficjum trafiły dwie relacje farmaceutów z Foggii, którzy zeznali, że słynny kapucyn prosił ich o dostarczenie środków medycznych dostępnych tylko na receptę. Zeznania te znajdują się w „odtajnionym” archiwum Watykanu, stąd w ostatnich latach stały się powodem ponownej dyskusji w mediach o samookaleczaniu się Ojca Pio.

Autorem jednej relacji był Valentini Vista, właściciel apteki w Foggii. Usłyszał opowieści o Ojcu Pio i udał się do niego z prośbą o modlitwę w pewnej intencji. W zeznaniu, złożonym biskupowi Foggii w lecie 1920 roku, wspomina swoją spowiedź u Stygmatyka, która go rozczarowała - napisał, że była „w pośpiechu, w zakrystii, na oczach tłumu”, a spowiednik zadał mu „typowe pytania, jakie zadają wszyscy księża”. Był też oburzony, że Ojciec Pio zapytał go, czy należy do masonerii.

Opisawszy swoje bezpośrednie kontakty z Ojcem Pio (potem jeszcze podtrzymywane korespondencyjnie), aptekarz przechodzi do głównej części zeznania. Wyjawia, że jego młoda kuzynka, Maria de Vito, również farmaceutka, spędziła w San Giovanni Rotondo miesiąc na rekolekcjach dla pobożnych kobiet. Po powrocie powiedziała mu, że Ojciec Pio prosi o dostarczenie 100 g kwasu karbolowego, który chciał wykorzystać do dezynfekcji. Życzenie spełniono, podając buteleczkę przez kierowcę autobusu. Prośba była potem powtarzana, a po kilku tygodniach pojawiło się nowe zapotrzebowanie - tym razem chodziło o cztery gramy weratryny.

Tu należą się Czytelnikowi dwa wyjaśnienia.

Kwas karbolowy to stara nazwa środka chemicznego dziś znanego wszystkim uczniom chemii pod nazwą fenol. Jest to substancja żrąca, a rozcieńczona stanowiła jeden z pierwszych w medycynie środków odkażających i jako taka w czasach Ojca Pio była bardzo znana.

Z kolei weratryna to środek pochodzenia roślinnego o właściwościach drażniących. Stosowana była przez farmaceutów w bardzo małych ilościach (ok. 5 mg na dawkę) jako składnik pigułek.

Druga relacja złożona biskupowi Foggii pochodziła od Marii De Vito, która potwierdzała zeznanie pana Visty. W archiwach Watykanu zachowano karteczkę, którą Ojciec Pio przekazał młodej kobiecie. Oto jej treść:

„Droga Mario! Niech Pan Jezus cię zawsze pociesza i błogosławi! Chciałbym prosić cię o przysługę. Potrzebuję 200-300 gramów czystego kwasu karbolowego do sterylizacji. Proszę cię, przyślij mi to w niedzielę za pośrednictwem sióstr Fiorentino. Przepraszam za kłopot”.

Jeśli bez emocji spojrzymy na wspomniane relacje, dojdziemy do wniosku, że są one tylko potwierdzeniem faktu, że Ojciec Pio potrzebował wyżej wspomnianych środków chemicznych. W jakim celu? Można się domyślać, ale najprościej byłoby spytać samego zainteresowanego.

Zrobił to poniekąd w naszym imieniu biskup Raffaele Carlo Rossi, wizytator wysłany przez Święte Oficjum w czerwcu 1921 roku. Jak napisał w swojej relacji, liczącej 150 stron, wizytacja trwała tydzień. W jej trakcie przesłuchał pod przysięgą zakonników i księży diecezjalnych. Samego Ojca Pio przesłuchiwał sześć razy, a oprócz tego dokładnie oglądał jego rany na rękach, stopach i boku (zmierzył je przy pomocy krawieckiej miarki, dokładnie opisał i narysował - szkic został dołączony do raportu).

Z relacji wynika, że Stygmatyk zrobił na wizytatorze dobre wrażenie - odpowiadał jasno, rzeczowo, był skromny i pobożny. Na różnego rodzaju pytania o krążące po mieście pogłoski, że ma też ranę na głowie albo że umrze w wieku 33-34 lat, jak Chrystus (czyli w najbliższym czasie), Ojciec Pio uśmiechał się tylko i mówił: „ludzie opowiadają, co chcą”.

Do niektórych szczegółów przesłuchania wrócimy jeszcze, przy omawianiu problemów Ojca Pio dotyczących innych kwestii. Teraz poprzestańmy na pytaniach o stygmaty. Zakonnik przyznał, że używa kwasu karbolowego do dezynfekcji strzykawek, którymi robi zastrzyki chłopcom w niższym seminarium, jako ich opiekun. Co do weratryny, zeznał, że chciał jej użyć dla żartu, jaki wspólnie z chłopcami planowali zrobić jednemu starszemu ojcu. Mieli zamiar wsypać mu trochę tej drażniącej substancji do tabaki…

Biskup najwyraźniej wytłumaczenie przyjął, ponieważ Watykan nigdy już nie wracał do sprawy środków chemicznych. Być może z upływem lat zadecydował też zdrowy rozsądek, bo trudno było sobie wyobrazić, by przez tak długi czas (stygmaty na ciele Ojca Pio utrzymywały się przez pięćdziesiąt lat) ktoś zadawał sobie rany żrącą substancją i nie było to ani zauważone, ani nie przyniosło tragicznych komplikacji dla reszty organizmu.

Wróćmy na koniec do raportu biskupa Rossi, by poczuć atmosferę tego przesłuchania. Relacja wizytatora:

„W tym miejscu ja, podpisany Wizytator, choć już przyjąłem przysięgę od Czcigodnego Ojca Pio, przypomniałem mu o wymowie tego świętego aktu oraz o powadze sprawy i zapytałem, co sądzi o składanej przysiędze. Odpowiedział: - To akt najbardziej uroczysty, jaki może złożyć człowiek, ponieważ wzywa Boga na świadka prawdy.

Gdy to powiedział, wezwałem go, by pod świętą przysięgą odpowiedział na następujące pytania, zadawane jedno po drugim, klęcząc i trzymając ręce na świętej Ewangelii. (…)

- Czy Czcigodny Ojciec przysięga na świętą Ewangelię, że nie wytwarzał, nie powodował, nie podtrzymywał, nie wspomagał, nie zachowywał, bezpośrednio lub niebezpośrednio, znaków, które nosi na rękach, stopach i piersi?

Odpowiedź: - Przysięgam.

- Czy Czcigodny Ojciec przysięga na świętą Ewangelię, że nigdy nie wykonywał żadnych znaków na swej skórze, to znaczy, że nigdy nawet przez autosugestię, nie wykonał niczego, co mogłoby potem stać się widoczne (…)? 

Odpowiedź: - Przysięgam, na miłość Bożą, przysięgam! Wolałbym raczej, żeby Pan mnie uwolnił od tego, czego nie jestem godny.”

Edward Augustyn

Ojciec Pio i badania lekarskie (5)

Niespełna rok po otrzymaniu stygmatów Ojciec Pio został poddany kilkakrotnie badaniom lekarskim. I nie chodziło wcale o leczenie krwawiących ran, lecz o wyjaśnienie ich pochodzenia. Opinie medyków sporo tłumaczyły, ale w najważniejszej sprawie były - niestety - sprzeczne. Jedni podkreślali nadprzyrodzony charakter stygmatów, inni udowadniali, że są przejawem stanu chorobowego, na który dodatkowo nałożyły się takie czy inne okoliczności. I znów okazało się, że to po prostu kwestia wiary.

0x08 graphic
Pierwszy kontakt świata medycyny ze stygmatami Ojca Pio miał miejsce we wrześniu 1918 roku, a więc w kilka dni po pojawieniu się zagadkowych ran. Zachował się po nim jedynie mały ślad w relacji, jaką prefekt Foggii sporządził dla ministerstwa spraw wewnętrznych. Prefekt napisał, że miejscowy lekarz, doktor Angelo Merla, socjalista, który w tym czasie pełnił także urząd burmistrza San Giovanni Rotondo, zbadał Ojca Pio, a stygmaty, o których rozpowiadali już ludzie, to „żółto-brunatne plamy, takie same, jakie powstają po użyciu jodyny". Prefekt dodał, że „trudno uznać plamy za rany gruźlicze, ani też precyzyjnie określić ich naturę, także z tego powodu, że medyk nie wykonał wystarczająco dokładnych badań. Ale nie wykluczałby hipotezy, że mogły zostać sztucznie wykonane”.

Przyjęło się jednak uważać, że pierwszym lekarzem, któremu przełożeni Zakonnika zlecili wprost zbadanie Stygmatów, był doktor Luigi Romanelli, chirurg ze szpitala w Barletcie, a prywatnie przyjaciel ojca Agostina, spowiednika i kierownika duchowego Ojca Pio. Doktor przyjechał do klasztoru 15 maja 1919 roku, czyli osiem miesięcy po pojawieniu się stygmatów. U swego „pacjenta” najpierw się wyspowiadał, następnego dnia uczestniczył w odprawianej przez niego mszy i przyjął komunię, po czym przystąpił do badania. Na koniec wizyty, jeszcze w klasztorze, napisał relację z jej przebiegu.

Badanie doktora Romanellego było dość powierzchowne i bardzo delikatne. Porównując jego opis ze sporządzonymi po kilku miesiącach relacjami innych lekarzy, można mieć nawet wątpliwości, czy przyjrzał się ranom dokładniej albo też czy emocje nie wzięły góry nad obiektywną oceną. 

Lekarz wyjechał z San Giovanni Rotondo umocniony w wierze, a w raporcie napisał, że rany Ojca Pio powstały w wyniku działania „czynnika ponadnaturalnego”. Takie stwierdzenie z pewnością nie spodobało się kardynałom Świętego Oficjum, gdzie ostatecznie opinia lekarska trafiła. Uznano je za przekroczenie kompetencji medycznych, a atmosferę dodatkowo popsuł fakt, że obszerne fragmenty relacji (która miała pozostać tajna) już po kilku dniach opublikowały włoskie dzienniki.

Na żądanie Watykanu kuria generalna kapucynów poprosiła o ekspertyzę profesora Amico Bignamiego z Królewskiego Uniwersytetu w Rzymie. Był on specjalistą z zakresu patologii, człowiekiem niewierzącym, a nawet znanym ateistą. Przyjechał do San Giovanni Rotondo w lipcu 1919 roku i podczas dwudniowego pobytu kilkakrotnie badał stygmaty Ojca Pio. Z wizyty sporządził raport dla generała kapucynów a jego kopię przekazał do Watykanu. Po niespełna trzech latach generał zakonu zorientował się, że raport profesora Bignamiego zniknął z archiwum kurii generalnej, wraz z wieloma innymi dokumentami na temat Ojca Pio. Mimo to (a raczej właśnie dlatego) opinia profesora Bignamiego była dobrze znana i komentowana w kręgu obrońców Stygmatyka.

Oczywiście w relacji sporządzonej przez człowieka niewierzącego nie znajdziemy ani słowa o nadprzyrodzonym pochodzeniu stygmatów. Zaskakujące są jednak rozbieżności w opisie stygmatów w porównaniu do raportu doktora Romanellego, choć oba badania dzieliły raptem trzy miesiące.

Medycy zgodni byli jedynie co do miejsca i kształtu ran na dłoniach i stopach. Określili ich położenie na mniej więcej trzecią-czwartą kość śródręcza oraz drugą kość śródstopia. Jednak już w ocenie wyglądu stygmatów widzimy różnice. Według doktora Romanellego pokrywała je miękka „membrana”, podbarwiona krwią, rany były głębokie, a przy ucisku nie wyczuwało się żadnych tkanek niżej położonych, także kości. Profesor Bignami opisał je natomiast jako okrągłe, sczerniałe i miękkie strupy, częściowo odchodzące od tkanki skórnej. W jego ocenie były to obrażenia dość powierzchowne, obejmujące tylko naskórek i górną warstwę skóry właściwej, z pewnością nie sięgające tkanek miękkich, a tym bardziej kości dłoni. Na stopach zakonnika doktor Romanelli zaobserwował identyczne rany jak na dłoniach, tymczasem prof. Bignami zobaczył tylko niewielkie przebarwienia, bez jakiegokolwiek uszkodzenia skóry. Podkreślił też, że zarówno rany na dłoniach, jak i na stopach, wraz z ich najbliższym otoczeniem, miały kolor charakterystyczny dla roztworu jodu.

Obaj lekarze stwierdzili dużą bolesność skóry w okolicach stygmatów, obaj też napisali, że podczas badania rany nie krwawiły, ich granice były bardzo wyraźne, a sąsiednie tkanki nie wykazywały żadnych oznak stanu zapalnego czy chorobowego.

Spora różnica występuje też w opisach rany na piersiach. Doktor Romanelli umiejscowił ją w szóstej przestrzeni międzyżebrowej lewej i stwierdził, że jest to jedna głęboka rana, krwawiąca obficie krwią tętniczą. Tymczasem profesor Bignami zaobserwował między 5. a 9. żebrem lewym jedynie przebarwienie skóry, w kształcie odwróconego krzyża, przypominające zadrapanie naskórka i mocno zabarwione roztworem jodu. Podczas badania „rana” nie krwawiła. Bignami zauważył również wiele innych przebarwień na skórze Zakonnika, zarówno po stronie piersiowej, jak i grzbietowej.

Jednak największą i najpoważniejszą niezgodność między dwoma opiniami medycznymi widzimy w ocenie przyczyn pojawienia się stygmatów. Doktor Romanelli uznał, że nie można ich wytłumaczyć w oparciu o wiedzę medyczną i stwierdził ich nadprzyrodzony charakter.

Profesor Bignami przyznał natomiast, że - teoretycznie - mogą być trzy przyczyny zaobserwowanych objawów:

  • 1) świadome i dobrowolne samookaleczenie,

  • 2) stan chorobowy,

  • 3) częściowo stan chorobowy i po części sztuczne podtrzymywanie uszkodzeń skóry.

Naukowiec z Rzymu odrzucił na wstępie pierwszą hipotezę, jako najmniej prawdopodobną. Po wnikliwej obserwacji „pacjenta”, badaniu ogólnym i przeprowadzonych z nim rozmowach uznał, że Ojciec Pio nie wykazuje żadnych cech człowieka, który mógłby dokonać takiego samookaleczenia: jest zrównoważony psychicznie, szczery, otwarty, nie konfabuluje.

Co do drugiej teorii - profesor Bignami ocenił, że podobne objawy spotyka się w niektórych chorobach układu nerwowego, m.in. w przebiegu neurotycznej martwicy skóry. Jednak uszkodzenia charakterystyczne dla tej jednostki chorobowej są zwykle umiejscowione przypadkowo, nigdy tak symetrycznie (środek dłoni obu rąk, środek stóp), jak w przypadku Ojca Pio. W oparciu o tę hipotezę trudno byłoby też wyjaśnić wyraźną granicę między tkankami „chorymi” a zdrowymi - zwykle tkanki sąsiednie ulegają infekcji i wykazują stan zapalny, zmniejszający się stopniowo w miarę oddalania od ogniska choroby.

Pozostała zatem hipoteza trzecia, do której skłaniał się Bignami. Profesor z dużym prawdopodobieństwem stwierdził, że rany Zakonnika powstały w wyniku stanu chorobowego (np. wspomnianej martwicy skóry), a następnie były sztucznie podtrzymywane - czy to wskutek autosugestii, czy nieświadomego stosowania środków chemicznych. Ojciec Pio przyznał, że co dwa-trzy dni zapuszczał rany jodyną, której roztwór przygotował sobie zaraz po pojawieniu się stygmatów (czyli prawie rok wcześniej). Bignami zauważa, że stara jodyna nabiera właściwości drażniących i zamiast przyspieszać gojenie rany, utrudnia je.

Na koniec wizyty w klasztorze profesor Bignami zalecił odstawienie jodyny oraz innych medykamentów, zabandażowanie rąk „chorego”, opieczętowanie ich oraz codzienną komisyjną kontrolę. Zapewniał, że po kilku dniach rany całkowicie się zagoją. Po wyjeździe lekarza gwardian wraz z dwoma zakonnikami codziennie zmieniali bandaże ale - jak zeznali pod przysięgą - stygmaty nie znikły. Wręcz przeciwnie, pod koniec tygodnia, w okolicach piątku, krwawiły jeszcze bardziej.

Rozbieżności między relacjami obydwu lekarzy skłoniły przełożonych do wezwania trzeciego specjalisty, którym był doktor Giorgio Festa z Rzymu, zaprzyjaźniony z generałem zakonu. Jego wizyta zaczęła się 8 października 1919 roku, została wcześniej zapowiedziana, a ekspert miał okazję zapoznania się wpierw z relacjami swych poprzedników, jak również z wieloma świadectwami cudownych uzdrowień przypisywanych wstawiennictwu Ojca Pio, które zrobiły na nim duże wrażenie.

Po przeprowadzeniu rutynowych badań ogólnych lekarz przystąpił do oględzin stygmatów i opisał je w podobny sposób jak prof. Bignami, z tym że zauważył podczas badania niewielkie krwawienie z ran, także tych na stopach i piersiach. Jednak co do pochodzenia stygmatów, doktor Festa odrzucił hipotezy o ich naturalnym (stan chorobowy lub zranienie), jak i sztucznym (substancja chemiczna) źródle. Zauważa, że od trzech miesięcy (czyli od wizyty Bignamiego) Ojciec Pio nie stosuje już roztworu jodu do dezynfekcji ran, a ich charakter nie odpowiada żadnym znanym medycynie jednostkom chorobowym (analizuje przypadki uszkodzenia skóry w przebiegu gruźlicy, w chorobach systemu nerwowego, histerii, neurotycznej martwicy skóry, chorobach krwi i układu krążenia). Słowem, konsekwentnie polemizuje z tezami prof. Bignamiego i konkluduje, że to, co dla nauki jest tajemnicą, można wyjaśnić jedynie w świetle wiary.

Niespełna rok później doktor Festa jeszcze raz odwiedził klasztor w San Giovanni Rotondo, tym razem wspólnie z doktorem Romanellim. Pierwszy lekarz „od stygmatów” żalił się bowiem w listach do swego przyjaciela o. Agostina, że zakwestionowano jego opinię, wzywając specjalistów z Rzymu. Przyznał, że w porównaniu z profesorem Bignamim ma niewielkie doświadczenie naukowe i mniejszą wiedzę, a jego relacja nie była opinią lekarską sensu stricto, uważał jednak, że powinien zostać poproszony o konsultację lub co najmniej poinformowany o kolejnych badaniach „jego” pacjenta. W doktorze Fescie widział natomiast bratnią duszę i całkowicie zgadzał się z jego interpretacją zdarzeń. Tak więc obaj medycy przygotowali w lipcu 1920 roku tzw. drugą relację (podpisaną nazwiskiem doktora Festy), w której oprócz stygmatów opisują też niewytłumaczalne z ich punktu widzenia stany hipertermii Ojca Pio (gorączka sięgająca 45 st. Celsjusza) i zapach wydobywający się z jego ran. Ponownie polemizują z opiniami profesora Bignamiego, a także z innymi pozytywistycznymi próbami wyjaśnienia fenomenów mistycznych.

W roku 1925 dr Festa sporządził kolejną, trzecią relację, gdzie podjął dyskusję z o. Gemellim, znanym franciszkaninem, lekarzem i psychologiem w jednej osobie, który przygotował dla Świętego Oficjum bardzo krytyczną opinię na temat Ojca Pio. Ale temu tematowi poświęcimy oddzielny odcinek cyklu.

Po badaniach stygmatów przeprowadzonych w latach 1919-1920 zarówno przełożeni, jak i sam Ojciec Pio nie wyrażali już zgody na kolejne oględziny ran. W 1925 roku, kiedy Stygmatyk miał poddać się operacji przepukliny, nie wyraził zgody na narkozę, aby nie dać lekarzom (operował doktor Festa, asystował doktor Merla) okazji do zbadania stygmatów wbrew jego woli. Jednak pod koniec zabiegu pacjent stracił przytomność, co doktor Festa nie omieszkał wykorzystać i obejrzał rany na rękach, nogach i boku. Stwierdził, że były „identyczne” jak w czasie badania przed pięcioma laty.

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy z powodu różnych chorób Ojciec Pio poddawany był leczeniu szpitalnemu, stygmaty z bliska widziało jeszcze kilku innych lekarzy (dr Luigi Pancaro, dr Alberto Caserta, prof. Francesco Lotti i prof. Giuseppe Sala), którzy jednak nie badali ich wprost, mieli jedynie możliwość obejrzenia ich gołym okiem i porównania obfitości krwawienia. Przy okazji badań rentgenowskich płuc i kręgosłupa Ojca Pio wykonano też, bez wiedzy i zgody pacjenta, zdjęcia rtg jego dłoni i stóp, potwierdzające, że stygmaty nie uszkodziły tkanek kostnych.

Profesor Lotti nakręcił w dzień przed śmiercią Ojca Pio film z jego ostatniej mszy, na którym zauważył wyraźnie, że na grzbiecie obu dłoni Zakonnika nie było już stygmatów; jedyny ich ślad zachował się w postaci strupa na wewnętrznej stronie lewej dłoni. Dokumenty z badania ciała zmarłego (podpisane przez prof. Salę) potwierdzają, że w chwili śmierci ani na rękach, ani na nogach, ani na piersi Stygmatyka nie było już żadnych śladów ran, nawet w postaci blizn.

Dodajmy na koniec, że za niewiarygodną uznaje się relację doktora Cardone, pierwszego lekarza Ojca Pio, jeszcze z czasów jego pobytu w Pietrelcinie. Wielce zasłużony, a w chwili pisania świadectwa już ponad dziewięćdziesięcioletni lekarz wyznał, że stygmaty Zakonnika przenikały dłoń na wylot, tak że „przechodziło przez nie światło”, a podczas badania kciuk włożony z jednej strony rany spotykał się z palcem wskazującym po drugiej stronie.

Potraktujmy to jako dowód, że przez pięćdziesiąt lat życia Ojca Pio ze stygmatami pojawiały się przeróżne opowieści na jego temat, czasem nawet powtarzane przez osoby cieszące się autorytetem, które nie znajdują jednak żadnego potwierdzenia w faktach.

Edward Augustyn

Ojciec Pio i wizyta psychiatry (6)

Jego opinia zadecydowała, że Świętego Pio za życia uznano za oszusta lub chorego psychicznie, a po śmierci wstrzymywano proces beatyfikacyjny. Ojciec Agostino Gemelli - franciszkanin, lekarz, psycholog, rektor uniwersytetu w Mediolanie. Przez pół wieku największy autorytet naukowy włoskiego Kościoła. Nazwał Stygmatyka „mistykiem z urojenia”, a jego rany uznał za objaw histerii i samookaleczenia. Biografowie wciąż próbują wyjaśnić, dlaczego przez tyle lat walczył z kapucynem z San Giovanni Rotondo.

Edward Gemelli z Mediolanu wstąpił do zakonu franciszkanów w 1903 roku, przyjmując imię Agostino. W tym samym roku nowicjat u kapucynów zaczynał Francesco Forgione z Pietrelciny, przyjmując imię zakonne Pio. Gemelli był o dziewięć lat starszy od Ojca Pio. Przed zakonem zdążył skończyć studia medyczne na prestiżowej uczelni i rozpocząć pracę naukową u wybitnego neurologa prof. Goldiego, późniejszego laureata nagrody Nobla. Był ochrzczony, ale uważał się za osobę niewierzącą. Do jego nawrócenia przyczynił się między innymi biskup Mediolanu, kard. Achille Rati, przyszły papież, z którym Gemelli pozostawał w wielkiej przyjaźni.

Młody franciszkanin miał poważne naukowe ambicje - planował zająć się studiami nad medycznym aspektem stygmatów św. Franciszka. Dlatego ciężko przeżył tzw. kryzys modernistyczny w Kościele, gdy Pius X poddał miażdżącej krytyce próby godzenia nauki z religią. Wierność Kościołowi kosztowała Gemellego dużo - musiał zrewidować swe poglądy i zrezygnować z wielu planów. Niemniej jednak nietypowe wykształcenie zakonnika zostało wykorzystane przez kościelne władze: po święceniach wysłano go na dalsze studia z zakresu neurologii, psychologii eksperymentalnej i psychiatrii do najlepszych ośrodków niemieckich.

W czasie I wojny światowej Gemelli szerzył wśród wojska kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, jeżdżąc po jednostkach frontowych, gdzie spowiadał, głosił kazania, badał i leczył żołnierzy, a ze szczególną zawziętością demaskował przypadki symulanctwa, dezercji i samookaleczeń. W 1921 roku założył pierwszy i przez długi czas jedyny we Włoszech uniwersytet katolicki w Mediolanie. Był jego rektorem przez blisko pięćdziesiąt lat, aż do śmierci. Został przewodniczącym Papieskiej Akademii Nauk. Poparł faszystowskie prawo rasowe, oskarżano go też o antysemityzm. Po II wojnie zadbał o rozwój swego uniwersytetu, a oczkiem w głowie była dla niego powstająca przy wydziale medycznym poliklinika w Rzymie, później nazwana jego imieniem. Zmarł w 1959 roku.

18 kwietnia 1920 roku o. Gemelli w towarzystwie kilku osób przyjechał do San Giovanni Rotondo. Był już znaną osobistością, zatem jego wizyta odbiła się echem w miasteczku i kapucyńskiej prowincji. Jak sam potem zeznał, słyszał wiele o Ojcu Pio i chciał osobiście poznać tego zakonnika. Po wizycie napisał krótką, ale pełną wątpliwości relację-donos dla Świętego Oficjum. Po sześciu latach, atakowany przez czcicieli Ojca Pio, a szczególnie przez doktora Giorgia Festę i Emanuela Brunatto napisał kolejną, tym razem obszerniejszą i bardziej krytyczną opinię o Zakonniku ze stygmatami.

W pierwszej relacji o. Gemelli nie stwierdził jeszcze u Ojca Pio „żadnych oznak chorób psychicznych”. Raczej uznał go za „człowieka o ograniczonej świadomości, niskim napięciu psychicznym i monotonnym procesie myślowym”, u którego nie widać „żadnych elementów charakterystycznych dla życia duchowego”.

Lekarze, którzy wcześniej badali zakonnika, odnosili się do jego „odmienności” albo z czcią (Romanelli, Festa), albo przynajmniej z szacunkiem (Bignami) [zob. Ojciec Pio i badania lekarskie (5)]. Natomiast o. Gemelli nie uważał za stosowne przejmować się odczuciami kapucyna. Zalecał - dla „dobra wiary katolickiej” - przenieść go w odosobnione miejsce, zamknąć w szpitalu, zagipsować szczelnie przynajmniej jedną rękę i jedną nogę, zbadać pod mikroskopem wydzielinę z ran, a nawet treść wymiocin - wszystko po to, by naukowo udowodnić słuszność postawionej przez siebie tezy.

Jednak samo badanie medyczne nie wystarczy - dodał Gemelli, który poznał już sprzeczne opinie swych poprzedników. Definitywną ocenę „przypadku Ojca Pio” mogłaby wydać jedynie komisja złożona z lekarza, psychologa i teologa. Dodajmy, że Gemelli mógłby sam stanowić taką „komisję” - w końcu był lekarzem, psychologiem i teologiem w jednej osobie.

Nie wiadomo, jakim sposobem czciciele Ojca Pio poznali treść relacji Gemellego. Dodajmy na marginesie, że w historii Stygmatyka co chwilę mamy do czynienia z jakimiś znikającymi dokumentami, albo z wykradanymi z najtajniejszych archiwów sekretami. Być może należy to złożyć na karb specyfiki południowych Włoch, gdzie popularność informacji jest wprost proporcjonalna do stopnia jej tajności. Jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że nad tymi wszystkimi zjawiskami unosi się duch jednej osoby, po mistrzowsku rozgrywającej intrygi, czyli Emanuela Brunatto, wiernego ucznia Ojca Pio, nawróconego specjalisty od oszustw i szantażu. Poświęcimy mu kolejną część naszego cyklu.

W każdym razie w 1925 roku doktor Festa, oburzony opiniami profesora Bignamiego i o. Gemellego, po których nałożono pierwsze sankcje na Stygmatyka [zob. Ojciec Pio i kary kościelne (3) oraz Ojciec Pio i Święte Oficjum (2)], przesłał do Watykanu obszerną analizę problemu wraz z uwagami co do wyników badań swych poprzedników. Informował w niej o uchybieniach, jakich dopuścił się Bignami, i dowodził, że w świetle nauki stygmaty kapucyna, a także cudowny zapach unoszący się wokół niego i przypadki uzdrowień za jego wstawiennictwem są absolutnie niewytłumaczalne, zatem mają źródło ponadnaturalne.

Znaczną część relacji doktor Festa poświęcił wizycie o. Gemellego. Poinformował Święte Oficjum, że franciszkanin nigdy nie badał Ojca Pio, bo w czasie pobytu w San Giovanni Rotondo nie posiadał pisemnego pozwolenia władz kościelnych i kapucyni odprawili go z kwitkiem. Że jego rozmowa ze Stygmatykiem była bardzo krótka, w dodatku przerwana w oschły sposób przez Ojca Pio, który zorientował się co do prawdziwych intencji gościa. I że opinie o. Gemellego o stygmatach w ogóle, a o ranach kapucyna w szczególności, są błędne i skażone empiryzmem „upartego pozytywisty”. Doktor Festa prosił też władze kościelne o umożliwienie mu spotkania twarzą w twarz z o. Gemellim i przedstawienia swych racji.

Kardynałowie Świętego Oficjum na konfrontację się nie zgodzili, ale poprosili o. Gemellego, wtedy już rektora uniwersytetu, by odparł zarzuty. Odpowiedział po roku, nie zostawiając suchej nitki na raporcie Festy. Pomijając przytyki do nienaukowości elaboratu, Gemelli stwierdził, że w czasie odwiedzin w San Giovanni Rotondo wielokrotnie i długo rozmawiał z Ojcem Pio, oglądał jego rany (choć przyznaje, że nie badał ich przy pomocy żadnych narzędzi), że „odgrywał komedię” przed kapucynami, udając nawróconego i przekonanego do cudu, by zaskarbić sobie życzliwość Stygmatyka i lepiej poznać jego prawdziwe zachowanie. Uznał, że stygmaty zakonnika w niczym nie przypominają prawdziwych ran i wyglądają jak samookaleczenia, które wyrządzają sobie żołnierze przy pomocy różnych środków chemicznych. Powtórzył opinię o „poważnych niedostatkach intelektualnych” Ojca Pio, a jego posłuszeństwo, wewnętrzny spokój i pokorę, które wszyscy z podziwem podkreślali, uznał za przejaw bardziej upośledzenia umysłowego niż praktykowania cnót.

Można się domyślić, komu uwierzyli kardynałowie Świętego Oficjum oraz sam papież. Kary nałożone na Ojca Pio w latach dwudziestych i trzydziestych z pewnością nie były bez związku z opiniami o. Gemellego. Ten zaś przez wiele lat nie reagował na coraz to bardziej napastliwe artykuły i książki, w których kwestionowano jego ocenę wydarzeń w San Giovanni Rotondo. Zareagował dopiero w 1952 w liście do angielskiego jezuity o. Cyryla Martindale z redakcji „The Month”, który opublikował tekst na temat Ojca Pio i przywołał w nim opinię franciszkanina sprzed lat. Gemelli wyjaśniał, że badanie stygmatów przeprowadził na „zlecenie władz kościelnych”, że badanie to było „bardzo dokładne” i odbywało się w obecności prowincjała kapucynów, ale jego wyników nikt nie zna, bo zostały przekazane do Watykanu „sub secreto”. W związku z tajnością opinii, wszelkie zarzuty stawiane przez wielbicieli Ojca Pio są bezpodstawne, a on sam, Gemelli, też nie ma zamiaru  ich komentować.

W 1957 roku o. Gemelli napisał jeszcze inny list do jednej z gazet, która podjęła temat stygmatów. Wprawdzie sam dokument nie zachował się, znamy go jednak z relacji redaktora Giorgia Pillona. Według dziennikarza rektor uniwersytetu zaprzeczał, by ktokolwiek zabroniał mu badania stygmatów Ojca Pio, gdyż, jak wyjaśniał, „nigdy nie prosił o zgodę na takie badanie ani nigdy nikt takiego badania mu nie zlecał”.

Znając dziś wspomnienia świadków pamiętnej wizyty, jak również obie relacje franciszkanina, które upubliczniono wraz z częścią watykańskich archiwów do 1939 roku, a zwłaszcza fragment w którym Gemelli sam przynaje, że wizyta miała prywatny charakter i nikt jej "nie zlecał", widzimy że Gemelli zaprzeczał sam sobie i po prostu mijał się z prawdą. A nawet największy autorytet raz przyłapany na kłamstwie traci na wiarygodności.

Można się zastanawiać, dlaczego osoba o takim autorytecie miałaby ferować wyroki bez pokrycia, a potem jeszcze kłamać i mataczyć. Czy Gemellego zawiodła pamięć szczegółów? Czy może - jak tłumaczą biografowie Ojca Pio - w grę wchodziła urażona ambicja naukowca, który uważał się za największego i jedynego specjalistę od stygmatów, a któremu najpierw uniemożliwiono badanie, a następnie podważano jego opinię? A może w grę wchodziło przekonanie o własnej nieomylności i zwykła niechęć przyznania się do błędu? Czy też brak wiary, że ktoś tak niewykształcony i nierozgarnięty jak Ojciec Pio mógł zostać wybrany przez Boga? Odpowiedzi trzeba by szukać w zakamarkach duszy wybitnego franciszkanina. Niestety, tę tajemnicę zabrał ze sobą do grobu.

Publikowane w niektórych biografiach informacje, że o. Gemelli przed śmiercią napisał list, w którym miał żałować swych działań przeciwko Stygmatykowi, albo że na łożu śmierci wyznał swemu przełożonemu, że mylił się w ocenie Ojca Pio, nie znajdują potwierdzenia w dokumentach ani w relacjach świadków.

Edward Augustyn

Ojciec Pio i szemrane towarzystwo (7)

0x08 graphic
W skargach na wydarzenia w San Giovanni Rotondo najczęściej pojawiały się oskarżenia, że kapucyni i sam Ojciec Pio tolerują działania nielicznej, ale bardzo głośnej grupy fanatyków. Rzeczywiście, już na początku lat dwudziestych wytworzyła się wokół klasztoru „grupa trzymająca władzę”, która stała się przyczyną poważnych kłopotów Stygmatyka w relacjach z władzami kościelnymi.

 

Najbardziej wyrazistym reprezentantem męskiej części tego towarzystwa jest Emanuel Brunatto. Jego życie starczyłoby na fabułę kilku filmów przygodowych, kryminalnych i szpiegowskich: czarujący oszust, sprytny szantażysta, genialny intrygant, inteligenty gracz. W latach 1921-1926 był najbliższym współpracownikiem Ojca Pio, do końca życia zaś jego wiernym czcicielem i zapalczywym obrońcą.

Zanim jednak poznamy burzliwe losy tego człowieka, którego Stygmatyk nazywał dobrodusznie „Francuzikiem” albo „swoim policjantem”, wyjaśnijmy rzecz najistotniejszą - czy zakonnik wiedział o podejrzanych działaniach i szemranych interesach swego zausznika.

Takiej tezy dowieść nie sposób. Wręcz przeciwnie, wiele razy Ojciec Pio publicznie odcinał się od inicjatyw Brunatta, krytykował je, a nawet prosił w listach, by ten zaprzestał szkodliwej działalności, i groził zerwaniem życzliwej dotychczas znajomości. Nigdy jednak do spełnienia tej groźby nie doszło - w drugiej połowie lat trzydziestych, gdy Brunatto już otwarcie prowadził walkę z Kościołem, Ojciec Pio kontaktował się z nim przez osoby trzecie, a w latach czterdziestych przyjął od swego „enfant terrible” sporą darowiznę na budowę szpitala, z pewnością nie zdając sobie sprawy, w jaki sposób te pieniądze zostały zarobione.

Tak czy inaczej, nawet jeśli stwierdzimy, że nie można Świętego obarczać odpowiedzialnością za łajdactwa jego bliskich, poznanie meandrów życia Brunatta pozwoli zrozumieć lepiej zarzuty, jakie kierowano w stronę Stygmatyka: że inspiruje lub przynajmniej akceptuje brudną grę swego „duchowego syna”.

Emanuel Brunatto był młodszy od Ojca Pio o pięć lat. Urodził się w Turynie w 1892 roku, w rodzinie dość majętnej, związanej z Kościołem i zaprzyjaźnionej z działającym w tym mieście i w tych czasach Janem Bosko. Tuż po skończeniu salezjańskiej szkoły średniej, mając dziewiętnaście lat, ożenił się z kobietą trzydziestoletnią, wywołując zgorszenie w mieszczańskim społeczeństwie. Podczas I wojny służył w jednostkach zaopatrzenia i wzbogacił się na nielegalnym handlu żywnością i bronią, które zamiast na front trafiały do spekulantów. Po wojnie zakłada, jedna po drugiej, różne firmy, których jedyną działalnością było zaciąganie kredytów. Skazany za oszustwa ucieka wymiarowi sprawiedliwości oraz… własnej żonie.  Z kochanką o imieniu Giulietta wędruje po Włoszech, żyjąc z kawiarnianych występów. Zostaje ponownie skazany za opowiadanie politycznych dowcipów i znów udaje mu się wywinąć od więzienia. Ima się różnych zajęć: jest przedstawicielem handlowym producenta likierów, współpracuje z kilkoma rzymskimi redakcjami, objawiając swój niewątpliwy talent dziennikarski. Jednak najlepiej wychodzi mu zbieranie kompromitujących materiałów na temat włoskiej śmietanki politycznej i towarzyskiej, które z zyskiem sprzedaje -  albo samym zainteresowanym, albo plotkarskim gazetom. Dla swej ukochanej Giulietty zakłada w Neapolu firmę modniarską, w której zatrudnia dwie krawcowe z Paryża oraz swoją byłą żonę. Szyją dla  najbogatszych mieszczan i arystokratów, a na międzynarodowych targach mody młody biznesmen zostaje uhonorowany dyplomem od samego króla.

O Ojcu Pio Brunatto przeczytał po raz pierwszy w gazecie w 1919 roku. Po dwóch latach przypomniał sobie o tym dziwnym zakonniku z Gargano, dokładnie wtedy, gdy o nim samym przypomniał sobie wymiar sprawiedliwości. Zamknął świetnie prosperującą firmę i wyjechał do San Giovanni Rotondo.

Po spowiedzi u Stygmatyka przeżywa nawrócenie. Zamieszkuje w górach, w szałasie, kilka kilometrów od miasteczka, skąd codziennie o czwartej rano przychodzi do kościoła, by służyć do mszy Ojcu Pio. Gdy po kilku miesiącach zapada na zapalenie oskrzeli, kapucyni udzielają mu schronienia w klasztorze. Mieszka w celi obok swego duchowego ojca, uczestniczy we wszystkich praktykach zakonników, uczy francuskiego chłopców w niższym seminarium. Jako jedyny ma klucz do celi Stygmatyka i przywilej całowania rąbka jego habitu. Należy też do grona kilku osób, które decydują o przeznaczeniu pieniędzy ofiarowanych Ojcu Pio przez wiernych na cele dobroczynne. Między innymi jest inicjatorem założenia w miasteczku szkoły kroju i szycia dla biednych dziewcząt, której dyrektorem zostaje niejaka Giulietta...

Kiedy roznosi się wieść o planowanym przeniesieniu Ojca Pio w odległy region Włoch, organizuje - wraz z burmistrzem Morcaldim - bojówki strzegące w dzień i noc klasztoru. Podejmuje też czynną walkę z największymi wrogami zakonnika - biskupem Gagliardim, ordynariuszem diecezji Manfredonia, i księżmi z San Giovanni Rotondo. Jednego z nich, kanonika Giuseppe Miscio, autora broszury demaskującej „oszustwa kapucynów i niemoralne prowadzenie się Ojca Pio”, oskarżył o szantaż i wsadził do więzienia. Afera ta odbiła się głośnym echem w całym włoskim Kościele, jako że wiele osób uznało, iż to sam Stygmatyk wytoczył proces księdzu i domagał się jego uwięzienia. Wyjaśnienia Ojca Pio i prowincjała kapucynów, że zakon nie ma z całą sprawą nic wspólnego, nie wszystkich przekonały.

Decyzją Świętego Oficjum Brunatto musiał opuścić klasztor w 1925 roku. Przeniósł się do Pietrelciny i zamieszkał przy rodzinie Forgione. Zajął się organizacją budowy kościoła i klasztoru kapucynów w miejscu, które wskazał kiedyś proboszczowi Ojciec Pio. Zgodnie z kodeksem kanonicznym było to przedsięwzięcie bezprawne, bowiem ani władze zakonne, ani kościelne nie pozwalały na założenie klasztoru w tym mieście. Decyzja o jego erygowaniu zapadła dopiero po zakończeniu II wojny światowej.

W drugiej połowie lat dwudziestych Brunatto rozpoczyna w Rzymie swoją „mission impossible” - dociera do sekretarza stanu Watykanu oraz każdego z kardynałów Świętego Oficjum i próbuje osobiście przekonać ich o świętości zakonnika z San Giovanni Rotondo oraz o fałszywych oskarżeniach, jakie pod jego adresem kieruje kler diecezjalny. Dociera również do o. Agostina Gemellego, a przez zaprzyjaźnionych jezuitów udaje mu się zainteresować sprawą samego Mussoliniego.

W 1926 roku pod pseudonimem Giuseppe De Rossi wydaje książkę „Padre Pio da Pietrelcina”, jedną z pierwszych biografii Stygmatyka, świetnie napisaną, a w dodatku ustanawiającą po dziś dzień obowiązujący „kanon” wiadomości na temat dzieciństwa, młodości i pierwszych lat kapłaństwa zakonnika. Ponieważ książka miała formę wywiadu-rzeki, jej publikacja spowodowała kolejne ataki na Ojca Pio, który jakoby sam propagował kult własnej osoby.

Dzięki osobistym kontaktom i niewątpliwym zdolnościom w zakresie autopromocji i public relations prof. Brunatto (jak go teraz oficjalnie tytułowano) zaskarbił sobie przychylność kard. Gaspariego, sekretarza stanu papieża Piusa XI, oraz wielu innych wysoko postawionych dygnitarzy. W roku 1927 zostaje asystentem biskupa Bevilacqua, który otrzymał misję skontrolowania diecezji Manfredonia. W czasie kilku tygodni wizytacji, przesłuchań księży i świeckich Brunatto gromadzi obszerny materiał kompromitujący biskupa Gagliardiego oraz jego zwolenników. Niewątpliwie człowiek ten miał szczególny dar do wyciągania tajnych informacji i zawiązywania intryg. W niedługiej przyszłości będzie się nawet domagał powierzenia mu funkcji szefa tajnej policji watykańskiej.

W 1929 roku wraz z Francesco Morcaldim, znanym dotąd jako burmistrz San Giovanni Rotondo, a chwilowo studentem na uniwersytecie w Bolonii, przygotowuje do druku książkę „List do Kościoła”, w której zamierzają opublikować zebrane przez Brunatna materiały. Wieść o tym wywołuje niepokój w kręgach kościelnych, wszyscy - łącznie z Ojcem Pio - próbują odwieść ich od szkodliwego pomysłu. Gdy na początku lat trzydziestych na Stygmatyka zostają nałożone kary kościelne, złożona do drukarni w Lipsku książka staje się elementem nacisku na władze kościelne, by odwołały restrykcje. Bez wiedzy Brunatta były burmistrz zgodził się przekazać do Watykanu wszystkie wydrukowane egzemplarze, a także matryce drukarskie i oryginały dokumentów w zamian za obietnicę „uwolnienia” Ojca Pio. Paczki zostały przekazane za pośrednictwem nuncjatury w Niemczech, ale złagodzenie kar nie nastąpiło. Wściekły Brunatto przygotował więc kolejną publikację (wydaje się, że był na tyle przebiegły, że oryginalne dokumenty zabezpieczył nawet przed swoim wspólnikiem), tym razem pod pseudonimem John Willougby i znaczącym tytułem „Antychryst w Kościele Chrystusowym”. W pracy tej dodatkowo umieścił materiały (natury obyczajowej) kompromitujące kurię rzymską i najbliższe otoczenie papieża.

Nawet po częściowym odwołaniu kar w lipcu 1933 roku (świętemu kapucynowi zezwolono na odprawianie mszy w kościele, ale nadal obowiązywał go zakaz spowiadania) nie przestał grozić władzom zakonnym. W liście do prowincjała napisał, że jeśli do Wielkanocy 1934 roku Ojciec Pio nie odzyska "pełnej wolności, jak inni kapłani, Willougby wypuści wydrukowaną już książkę na rynek”. W marcu zezwolono Stygmatykowi na spowiadanie mężczyzn, od maja mógł spowiadać kobiety.

W latach trzydziestych Emanuel Brunatto zostaje przedstawicielem handlowym spółki Anonima Zarlatti, która opatentowała projekt lokomotywy spalinowej i miała zamiar sprzedawać go liniom kolejowym na całym świecie. Rzecz ta nie byłaby warta uwagi, gdyby nie fakt, że większość akcji tej spółki została ofiarowana Ojcu Pio przez dotychczasowego właściciela w dowód wdzięczności za cudowne uzdrowienie żony. Zakonnik związany ślubem ubóstwa prosił ofiarodawcę, by przekazał akcje wskazanym przez siebie zaufanym osobom - byli wśród nich Francesco Morcaldi, Cesare Festa (brat doktora Giorgia Festy), siostry Serritelli (o których obszerniej opowiemy w kolejnym odcinku, poświęconym kobietom w życiu Ojca Pio), mocna grupa z Bolonii pod przewodnictwem pobożnej hafciarki Caroliny Giovannini, organizatorki „pielgrzymek do Ojca Pio”, oraz - co zrozumiałe - „inż. Brunatto”. Dochód ze sprzedaży wynalazku miał być przeznaczony na dzieła dobroczynne. Przedsięwzięcie upadło, a akcjonariusze skłócili się: ci z San Giovanni Rotondo oskarżali bolończyków o fanatyzm, a wszyscy razem podejrzewali Brunatta o nieuczciwość i machlojki finansowe.

W tym czasie nasz bohater mieszkał już, na koszt firmy, w Paryżu i roztaczał przed wspólnikami miraże ogromnych zysków, jakie osiągną po sprzedaży patentów do Niemiec, ZSRR, USA, Anglii, Francji, Polski i wielu innych krajów. Przynaglany przez akcjonariuszy, a nawet przez samego Ojca Pio (zakonnik w liście prosił go, by „nie doprowadzał do desperacji tych ludzi”, którzy powierzyli mu cały swój majątek), Brunatto zapewniał o swym wielkim zaangażowaniu i ogromie pracy wkładanej w propagowanie patentu, jednak powoli wszyscy tracili nadzieję, że przedsięwzięcie się powiedzie.

Wiele dowodów wskazuje na to, że pobyt Brunatta w stolicy Francji miał całkowicie inny cel: pod przykrywką działalności biznesowej nasz bohater zajmował się tym, co umiał robić najlepiej - intrygami w środowiskach włoskiej emigracji i politycznych kręgach Paryża. Utrzymywał ścisłe kontakty z szefem tajnej policji faszystowskiej, Arturem Bocchinim i - choć nie figurował na liście tajnych agentów - kilkakrotnie otrzymał od niego konkretne zadania. Przyczynił się m.in. do odrzucenia wotum nieufności dla sprzyjającego faszystom rządu francuskiego, korumpując posłów opozycji pieniędzmi z ambasady włoskiej. Po śmierci papieża Piusa XI polecał ministrowi Bocchiniemu swoje usługi i znajomości w Watykanie, dzięki którym rząd Mussoliniego mógłby wpływać na wybór kolejnego następcy Świętego Piotra.

Po wybuchu wojny i zajęciu Paryża przez hitlerowców Brunatto zarobił krocie na spekulacjach i nielegalnym handlu z żołnierzami niemieckimi. Historycy szacują, że jego majątek powiększył się wówczas o 25 mln franków (dla porównania - miesięczny zarobek lekarza wynosił w tych czasach tysiąc franków). Trzeba przyznać, że część tej sumy przedsiębiorczy Włoch ofiarował na cele charytatywne: ponad milion przeznaczył na zorganizowanie darmowej kuchni dla biednych przy jednym z paryskich dworców, a 3,5 miliona franków przesłał na konto Komitetu Budowy Szpitala w San Giovanni Rotondo, umożliwiając w ten sposób rozpoczęcie prac przy realizacji największego marzenia Ojca Pio.

Dodajmy jeszcze, że w tym samym czasie napisał, pod pseudonimem Emanuele de Pio, sztukę teatralną o św. Franciszku („Brat Słońce”), która odniosła spory sukces i przez wiele tygodni utrzymywała się na afiszu słynnego teatru Vieux Colombier. Spore fundusze przeznaczył też na założenie studia filmu animowanego, które wykorzystywało najnowocześniejsze technologie animacji na potrzeby propagandy rządu w Vichy.

Niemiecki sąd wojskowy skazał go za spekulację na trzy miesiące aresztu, od którego udało mu się wywinąć. W 1948 roku sąd francuski skazał go za kolaborację na karę śmierci. Po apelacji w 1951 roku karę zmieniono na pięć lat więzienia, a dwa lata później sąd kasacyjny zastosował nadzwyczajne złagodzenie wyroku i w efekcie Brunatto nie przesiedział w więzieniu ani jednego dnia.

Jako wybitny katolicki dramaturg Brunatto zdołał też oczarować nuncjusza apostolskiego w Paryżu, arcybiskupa Angela Roncallego, późniejszego papieża Jana XXIII. W archiwach zachował się list nuncjusza do premiera Włoch napisany w 1946 roku, w którym biskup poleca politykowi „doktora Emanuela Brunatto, wybitnego rodaka, dobrze znanego prezydentowi, który w Paryżu podejmuje studia socjologiczne i ekonomiczne...”. Przyszły papież dodaje, że „zna dobrze i wysoko ceni tego męża silnej wiary katolickiej i wielkiej pobożności, i śmie twierdzić, że kontakt z nim i jego ideami mógłby okazać się użyteczny dla obecnych i przyszłych interesów Włoch”.

Dodajmy tylko, że pisząc te słowa, Roncalli nie mógł wiedzieć o ciążących na Brunatto zarzutach kolaboracji z rządem Vichy i hitlerowcami.

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Emanuel Brunatto znów wraca do gry toczącej się w San Giovanni Rotondo. W 1955 roku zakłada „Stowarzyszenie Obrony Dzieł i Osoby Ojca Pio z Pietrelciny”. Gdy na przełomie kolejnej dekady wybucha skandal z podsłuchami zamontowanymi w celi i konfesjonale zakonnika, interweniuje w ONZ, gdyż uznaje, że działania władz kościelnych łamią podstawowe prawa człowieka. Domaga się międzynarodowego arbitrażu w sporze między Watykanem, kapucynami i czcicielami Stygmatyka. W 1963 roku przygotowuje do druku „Białą księgę”, w której „demaskuje spisek zawiązany przeciwko Ojcu Pio”.

Umiera w swoim mieszkaniu w Rzymie 10 lutego 1965 roku. Bogate archiwum dokumentów, jakie zbierał przez całe życie, zaginęło. Niektórzy biografowie podejrzewają, że został otruty.

Edward Augustyn



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nowenna do Ojca Pio, Ojciec Pio, Św. Ojciec PIO
Nowenna do Ĺšw Ojca Pio
Modlitwa Ojca Pio Pozostan ze mna, Panie (P Pałka)
Przepowiednia ojca Pio, Dary Ducha Świętego
Zamknięcie urny z ciałem Ojca Pio, Ojciec Pio, Św. Ojciec PIO
Cuda Ojca Pio, Ojciec Pio, Św. Ojciec PIO
iv 1 biesaga t kontrowersje wokol nowej definicji smierci mp 22006 20 2328
Mysli Ojca Pio na kazdy dzien r Nieznany
Rozważania różańca z tekstem Ojca Pio, Religijne, Różne
Melosik - postmodernistyczne kontrowersje wokół edukacji - opracowanie(1), Pedagogika
Kalendarium życia Ojca Pio, Ojciec Pio, Św. Ojciec PIO
Podstawowe zalozenia i kontrowersje wokol integracji PL z UE
Psychometria 2009, Wykład 10, Źródła błędów w testowaniu; Kontrowersje wokół inteligencji
KONTROWERSJE WOKÓŁ POJĘCIA GATUNKU
Życiorys Ojca Pio, Ojciec Pio, Św. Ojciec PIO
Msza św. Ojca Pio

więcej podobnych podstron