żydzi i Józef szczypka


United States Holocaust Memorial Museum poszukuje na Podhalu świadków zbrodni na narodzie żydowskim. Ich relacje trafią do zbiorów amerykańskiej placówki, dokumentującej historię zagłady.

- Interesuje nas dokumentowanie Holokaustu poprzez relacje naocznych świadków - poprzez świadectwa prześladowań wrogów rasowych, wrogów politycznych i religijnych, osób upośledzonych umysłowo i fizycznie oraz wrogów obyczajowych - tłumaczy w rozmowie z Dziennikiem Polskim Maciej Szpórna, przedstawiciel muzeum na Podhalu. - Szukamy świadków lżenia, poniżania, rozbojów, deportacji i morderstw. Chociaż w ramach projektu przeprowadziliśmy dotąd niemal tysiąc wywiadów, chcemy działać tak długo, jak długo żyją świadkowie, mogący uzupełnić naszą wiedzę o tym tragicznym okresie dziejów.

Wszyscy, którzy byli naocznymi świadkami okrucieństw i zbrodni Holokaustu i zgodzą się opowiedzieć o swoich przeżyciach, proszeni są o kontakt pod nr. tel. 018 206 37 39, 660 770 512. Koordynatorem projektu w Polsce jest Monika Rakusa-Suszczewska (monikarakusa@op.pl), a dyrektorem projektu w Europie jest Nathan Beyrak (beyrak@netvision.net.il).

United States Holocaust Memorial Museum (Muzeum Pamięci Holokaustu) z siedzibą w Waszyngtonie jest instytucją zajmująca się badaniem i dokumentowaniem historii Holokaustu.

Za „kolaborację", choć pojęcie to w tym przypadku z trudem daje się zastosować, traktowano też prostytucję uprawianą z Niemcami, a często w ogóle wszelkie kontakty z okupantem, w tym także takie, które nie wykraczały poza naganną może, lecz w istocie dla społeczeństwa niegroźną, współpracę w obrębie czarnego rynku i różnych form spekulacji. Zasięg tych zjawisk jest praktycznie niemożliwy do oszacowania. Pośrednio o jego wielkości może świadczyć fakt, że kierownictwo konspiracji powołało specjalne Komisje Sądzące, które ferowały wyroki infamii, nagany, grzywny, a nawet chłosty. Jak się wydaje, liczniejsze niż wyroki wydane przez komisje były działania spontaniczne - od bojkotu, przez pobicie po zastrzelenie. Szczególną - i jak się sądzi bardzo rozpowszechnioną w GG - formą kolaboracji było donosicielstwo oraz praca agenturalno-informacyjna na rzecz jednej z licznych formacji okupacyjnych: gestapo, Abwehry, służb bezpieczeństwa i policji. O zasięgu sieci agenturalnej nie zdołano, jak dotąd, zebrać wystarczająco reprezentatywnych informacji, ale Włodzimierz Borodziej szacuje, że „niemal 1/3 podejrzanych lub aresztowanych trafiała do kartotek Gestapo przez informacje konfidentów". Znaczna część „wsyp", w tym także w najwyższych kręgach konspiracji, spowodowana była działalnością tajnych współpracowników. Na mocy wyroków sądów konspiracyjnych od stycznia 1943 r. do czerwca 1944 r. zlikwidowano ok. 2 tys. agentów i konfidentów. Jednakże ten nadzwyczaj niebezpieczny dla konspiracji rodzaj kolaboracji rzadko miał podłoże ideowe czy polityczne. Motywem był raczej spodziewany zarobek, zapewnienie sobie i bliskim bezpie-czeństwa czy uczucie zemsty.

Osobny, o wiele bardziej od innych tragiczny, był los znajdującej się na ziemiach polskich największej w Europie Diaspory żydowskiej. Rasizm był jądrem światopoglądu Hitlera i nazistów, antysemityzm zaś jego najważniejszą częścią. W niektórych przypadkach, uzasadnianych doraźnymi potrzebami, führer potrafił powstrzymać swój antyslawizm lub stosować go wybiórczo (np. w stosunku do Slovenskeho Statu czy Drżavy Hrvatskej), ale w antysemityzmie nie uznawał taktyki czy pragmatyzmu politycznego. Z miejsca też, na okupowanych ziemiach polskich, wprowadzono serię przepisów specjalnych: od obowiązku noszenia niebieskich lub żółtych Gwiazd Dawida, przez przymusowe przesiedlanie do tworzonych „dzielnic żydowskich" (getta) i konfiskatę majątku, po zamknięcie gett i skazanie ich mieszkańców na śmierć głodową.

W marcu 1941 r. wszyscy Żydzi - i Cyganie, którym też zakazano poruszania się po kraju i zamykano w specjalnych obozach - zostali wyjęci spod prawa, a od października tegoż roku karą śmierci obłożono zarówno tych, którzy bez zezwolenia opuścili teren getta, jak i osoby, które udzieliły im pomocy bądź schronienia. W gettach stopa śmiertelności wynosiła ok. 20%, a ponad połowa mieszkańców znajdowała się w strefie śmierci głodowej. Grasowały choroby zakaźne. Dziesiątki tysięcy wysyłano do obozów koncentracyjnych. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej przygotowania do „ostatecznego rozwiązania" (Endlosung) - jak enigmatycznie i urzędowo określono akcję wymordowania wszystkich Żydów - zostały przyspieszone: jesienią 1941 r. rozpoczęto budowę ośrodków zagłady (m.in.: Majdanek, Chełmno, Bełżec, Treblinka, Sobibór), a w Auschwitz przeprowadzono próby z komorami gazowymi. Od stycznia 1942 r. zaczęto likwidować „dzielnice żydowskie" w Kraju Warty, często przesiedlając ich mieszkańców do dużych gett w centralnej Polsce, a wiosną 1942 r. - od likwidacji mniejszych gett w GG - zaczął się ostatni, apokaliptyczny rozdział w historii polskiego (i europejskiego) Żydostwa. Setki tysięcy osób, także z okupowanych państw Europy Zachodniej, przewożono do obozów zagłady, duszono w komorach gazowych, a ciała palono w specjalnie zbudowanych krematoriach lub na stosach. Na ziemiach wschodnich, częściej niż gdziekolwiek indziej, stosowano „tradycyjne" metody- rozstrzeliwanie z broni automatycznej, na ulicach, w domach lub w obozach.

Likwidacja ponad półmilionowego getta warszawskiego rozpoczęła się w lipcu 1942 r. W niektórych gettach wybuchały desperackie powstania (m.in. w listopadzie 1942 w Białymstoku) z najsłynniejszym z nich powstaniem warszawskim (kwiecień-maj 1943). Wedle dotychczasowych szacunków zmarło w gettach i obozach ok. pół miliona, a wymordowano w obozach zagłady ok. 2,2 mln polskich Żydów (do czego trzeba dodać tysiące zmarłych i zamordowanych w ZSRR). Stanowiło to łącznie ok. 90% polskiej części Diaspory, z której ocalało w ukryciu lub obozach pracy ok. 100 tys. osób, a w głębi ZSRR dwa razy tyle. Wymordowano też do 3 mln Żydów sowieckich i z krajów europejskich (najwięcej z Węgier). W tym ludobójczym amoku, przygotowanym wszakże z żelazną dokładnością, naziści - wspomagani często przez kolaboracyjne rządy lub powolne sobie formacje policyjne i wojskowe - odrzucili wszelkie kalkulacje ekonomiczne, a nawet militarne. Realizacja rasistowskiej idei okazała się główną racją stanu III Rzeszy.

Hitler wszakże, gdy nie stały mu na przeszkodzie aberracyjne poglądy, potrafił prowadzić grę polityczną, czego dowiódł nie tylko w latach 1933-1939 - gdy wykorzystał wszelkie słabości mocarstw zachodnich, konflikty między niektórymi krajami lub narodami (np. w basenie naddunajskim) czy rewolucyjno-imperialne ambicje Stalina - ale także już po wybuchu wojny. Rozgromił armię francuską i upokorzył Paryż, ale pozwolił na stworzenie tam satelickiego rządu; zgodził się na budowę kolaboracyjnego państwa chorwackiego; w okupowanej Danii pozostawił u władzy ten sam gabinet, któremu wypowiedział wojnę; w Holandii działała lokalna administracja, sądy, organizacje gospodarcze i zawodowe. Niewątpliwie, w przypadku krajów uznawanych za „rasowo bliskie" czy wręcz tożsame z Niemcami, polityka ta miała swój ideologiczny podkład i mieściła się w generalnym programie Tysiącletniej Rzeszy. Lecz kolaborację i tworzenie struktur satelickich inicjowano nie tylko wśród „nordyków", a w nazistowskiej elicie nie brakło zwolenników bardziej tradycjonalistycznej polityki imperialnej, np. wykorzystania konfliktów narodowościowych w obrębie ZSRR czy antykomunizmu wśród samych Rosjan.

Aczkolwiek w polityce niemieckiej wobec podbitej Polski także występowały pewne niuanse, wynikały one raczej z rozbieżności doraźnych interesów (i ambicji) poszczególnych części aparatu okupacyjnego niż z jakichś generalnych koncepcji. Żadna decydująca instancja III Rzeszy nie wystąpiła wobec żadnej ważniejszej polskiej grupy politycznej z jakąkolwiek propozycją kolaboracyjną, ale też polskie elity nie złożyły żadnej oferty współpracy na płaszczyźnie politycznej, a nieliczne inicjatywy podejmowane przez izolowane jednostki zdają się potwierdzać tę regułę. Hitler nie był zainteresowany w zastosowaniu do Polski i Polaków zasady kolaboracji. Ponieważ nie było w Polsce kolaboracyjnego rządu ani nawet struktur militarnych lub paramilitarnych uprawiających polityczną kolaborację i nie powstały żadne polskie jednostki Waffen SS (a w Europie zebrano niemal 200 tys. ochotników do takich formacji) uważa się, iż społeczeństwo polskie - z nielicznymi, pojedynczymi wyjątkami - stawiało świadomy i wytrwały opór wobec niemieckiej okupacji.

Zgodnie z paragrafem 5 dekretu Fuhrera z 12 października 1939 roku, gubernator Hans Frank 15 października 1941 roku wydał rozporządzenie, które nakładało karę śmierci na Polaków, którzy dawaliby schronienie Żydom, przewozili ich, dawali lub sprzedawali żywność, nie zgłosili miejsca ukrywania się Żydów, dali im kromkę chleba lub szklankę wody, itp. Zazwyczaj wyrok wykonywano przez rozstrzelanie lub powieszenie. Inną formą kary było palenie domów, w których ukrywali się Żydzi, wraz z całą rodziną gospodarzy, dziećmi, gośćmi i dobytkiem. Wśród karanych w ten sposób znaleźli się chłopi, robotnicy, księża , profesorowie i lekarze. W wypadku małżeństw polsko-żydowskich, zabijano zarówno męża jak i żonę, a ciała palono gdziekolwiek lub na żydowskich cmentarzach. Można tu wymienić na przykład przypadek (l) listonosza Sernika, który znał niemiecki i w tym języku bronił żydowskiego małżeństwa; (2) Polaka, który protestował przeciw masowej egzekucji Żydów, do oglądania której został zmuszony; (3) innego Polaka, który podał wiadro wody Żydom jadącym pociągiem do obozu zagłady; (4) Polaka, który próbował przerzucić przez mur getta bochenek chleba; i (5) polskiego policjanta, Klisia, który pomagał Żydom uzyskać fałszywe dokumenty. Nie ma pełnych danych o liczbie Polaków zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów lub udzielanie im jakiejkolwiek pomocy.

Istnieją jednak fragmentaryczne raporty dotyczące poszczególnych przypadków, na przykład ogłoszenie dowódcy SS i policji Galicji (28 stycznia 1944) podające nazwiska pięciu Polaków skazanych na śmierć za pomoc Żydom. Szeroko znany był przypadek ogrodnika Ludomira Marczaka i jego rodziny, którzy zginęli na Pawiaku 7 marca 1944 roku, za ukrywanie w ziemiance wykopanej w ogrodzie, około 30 Żydów, wśród nich Emanuela Ringelbluma, kronikarza Powstania w Getcie, który zginął wraz z innymi. Między 13 września 1942 a 25 maja 1944 na kielecczyźnie zastrzelono lub spalono żywcem za pomoc udzieloną Żydom około 200 chłopów. Taki sam los spotkał 17 osób w Krakowskiem. Na nowosądeckim cmentarzu, między 1939 a sierpniem 1942, zastrzelono 300 do 500 Żydów i Polaków, tych ostatnich za ukrywanie Żydów. Ten sam był powód egzekucji wykonanej na 40 Polakach w Lubelskiem, 47 w Rzeszowskiem i 19 w Warszawskiem. W województwie lwowskim prawie tysiąc mieszkańców Lwowa ukarano śmiercią w obozie w Bełżcu za udzielanie pomocy Żydom. W procesie Eichmanna przytoczono również kilka indywidualnych przypadków (np. drą Józefa Barzmińskiego). Raport naczelnika Kierownictwa Walki Cywilnej, Korbońskiego, ilustruje taki przypadek:

3 maja 1943. 22 marca w Mszanie Dolnej Volksdeutsch Gelb powiesił za nogi chłopa i torturował go na śmierć za sprzedanie ziemniaków Żydowi.

Przed 01 września 1939 roku w powiecie limanowskim żyło około 2700 Żydów. Ocalało niespełna 10 proc.

W wielu przypadkach motywy mordów dokonywanych na Żydach były z pewnością przemieszane, antysemityzm sąsiadował ze zwykłą chęcią rabunku - pisanie tylko o tym pierwszym zniekształca więc rzeczywisty obraz wydarzeń. Często po prostu nie wiemy, co się dokładnie stało, kto i dlaczego zabijał.

Stereotyp „żydokomuny” żywił się zresztą nie tylko udziałem Żydów w oficjalnych instytucjach i aparacie represji, ale także politycznym i propagandowym wsparciem udzielanym nowej władzy przez organizacje żydowskie. W lutym 1945 r. Centralny Komitet Żydów w Polsce, najważniejsza żydowska organizacja, w swojej odezwie, zatytułowanej „Cała Polska niemal już wolna”, głosił: Uratowana ludność żydowska nigdy nie zapomni […] zbrodniarzy spod znaku NSZ i AK, którzy wysługując się bandytom hitlerowskim, brali czynny udział w mordowaniu bezbronnej ludności żydowskiej . Niebezpieczeństwo wiążące się z taką retoryką i sposobem traktowania tego, co najświętsze dla Polaków, dostrzegali wówczas także ludzie o poglądach lewicowych, dalecy od antysemityzmu. Jak można opluwając i depcząc powstanie warszawskie jednocześnie oblepić całą Warszawę plakatami „Cześć powstańcom w getcie” - zapisała Maria Dąbrowska w swoim „Dzienniku” w czerwcu 1945 roku .

 

Z punktu widzenia Żydów komuniści zapewniali - a przynajmniej tak się wydawało tuż po wojnie - ochronę przed polskim antysemityzmem, a także zapowiadali budowę świata bez dyskryminacji rasowej. Jednak dla większości Polaków deklaracje takie jak cytowana wyżej były jawnym przystąpieniem środowisk żydowskich do obozu nowych okupantów. Jak pisała Krystyna Kersten, mit AK-owców morderców Żydów stanowił odpowiednik mitu Żydów w UB-morderców Polaków. Jedno z najtragiczniejszych zapętleń tamtego czasu polegało na tym, że znacząca część sił przeciwstawiających się komunistom utożsamiała ich z Żydami, zaś z drugiej strony PPR-owska propaganda tworzyła zbitkę, w której swoich przeciwników identyfikowała z antysemityzmem.

Uczestnicy spotkania, mieszkańcy Krzeptówek, próbowali bronić Wacława Krzeptowskiego. Przypominali, że ufundował przed wojną karabin i tysiące naboi dla wojska polskiego. - To był majętny gazda, pożyczał pieniądze od Żydów. Na 6 procent na pół roku. Potem z tych sześciu robiło się 12, aż w końcu było do spłaty 120 procent - niektórzy zakopiańczycy sugerowali, że Goralenvolk było odpowiedzią na żydowski wyzysk górali. Zdaniem prelegenta taka interpretacja historii jest niedopuszczalna. - Żydzi nie łamali prawa, działali przed wojną zgodnie z przepisami. Nie musiał od nich pożyczać pieniędzy. Goralenvolk to formacja przeciwko Polakom. Była to próba odłączenia od Polski części narodu. Postawa Wacława Krzeptowskiego, który przybywa do Rabki i dziękuje Niemcom za oczyszczenie miasta z Żydów, jest obrzydliwa. Podobnie jak cynizm Andrzeja Krzeptowskiego, Szatkowskiego, Cukra. Naturalnie, w góralskiej społeczności były i szlachetne osoby, jak choćby kultowa postać przewodnika, kuriera Józefa Krzeptowskiego - podsumowuje Ryszard Kotarba. I zapowiada dokładne zbadanie tematyki Goralenvolku, tak aby za dwa lata można było przedstawić wszystkie wątki jego historii.

Byli, rzecz jasna, ludzie, mający sporo gotówki, ale byli to szmalcownicy, którzy w czasie wojny dorobili się na ludzkim nieszczęściu. Pewno i w Zakopanem nie byłoby kłopotu ze znalezieniem takich, ale kontakt był ryzykowny. O tym, że działały tu całe rodziny, wyspecjalizowane w przeprowadzaniu ludzi przez granicę, wiedział każdy. Że nie wszyscy robili to z poczucia patriotycznej solidarności - też wiedziano. Ciszej już znacznie mówiono o kilku rodzinach, które nagle w czasie okupacji zaczęli dokupywać grunta, stawiać domy, obsprawiać się w nieruchomości poza Podhalem. Wymieniano nazwiska osób, które zapłaciły spore sumy, by ich - wraz z pokaźnym nieraz dorobkiem życiowym - przeprowadzono przez granicę. Ostatni raz widziano ich w Zakopanem. Do Budapesztu ani tym bardziej do Włoch już nie dotarli. Byli to głównie Żydzi, ale także Polacy, nawet jeden Francuz.

W obozie Michał przez kilka miesięcy był w jednym baraku z żydowskim lekarzem z Krakowa, który dowiedziawszy się, że jest z Zakopanego, opowiedział mu, jak to pewien dobrze znany Michałowi przewodnik z zacnej rodziny najpierw zażądał od niego horrendalnej ceny za przerzucenie przez Tatry, a po bezpiecznym dotarciu do Podbańskiej najpierw go pobił do nieprzytomności, potem ograbił doszczętnie, a następnie zostawiwszy nieprzytomnego w namiocie, przyczepił mu do piersi kartkę z napisem “Jude” i nasłał grenschutzów. Żyd nie przeżył obozu, ale już idąc do gazu zaklinał Michała, by ujawnił jego historię. Dotąd tego nie zrobił, ale miał taki zamiar.

Teraz, gdy wojna się kończyła, opuszczone przez Niemców domy żydowskie lub nawet polskie były łatwym terenem dla rabunku. Dziadostwo tam głównie pozostało, ale i ono w dużych ilościach mogło dać początek nowym fortunom. Z takimi ludźmi nie było co pertraktować o sprzedaży “Irysów” czy “Sary”.

Obrazy trzeba było dobrze zabezpieczyć, a potem albo zwrócić Wassermanom, albo przewieźć za granicę i tam sprzedać.

Po 15 stycznia Niemcy dość pospiesznie zaczęli się ewakuować, próbując przedrzeć się na zachód, co nie było już takie proste, bo front po prostu częściowo ominął Tatry i zatrzymał się w okolicach Orawy. 16 stycznia oddział AK “Kurniawa” dowodzony przez Tadeusza Studzińskiego niemal oficjalnie przemaszerował przez Kościeliską i na Krzeptówkach powiesił otoczonego złą sławą góralskiego kolaboranta - Wacka Krzeptowskiego. Reszta działaczy Komitetu Góralskiego - przywódców “goralenvolku” chciała się zabrać na zachód wraz z uciekającymi Niemcami, ale ci nie chcieli słyszeć o pomaganiu niedawnym sojusznikom. Część zatem tradycyjnie poszła w góry, chcąc przedrzeć się na Węgry, część wyjechała własnym przemysłem na Śląsk i dalej. Kilku zostało w Zakopanem, paradując po Krupówkach już bez uniformów góralskich i próbując wytłumaczyć ziomkom, że wszystko to co robili, robili dla ich dobra, albo dla dobra regionu. Najbardziej wyśmiewali ich warszawiacy, którzy nadal nadawali ton miastu.

27 stycznia pojawił się pod Giewontem przedstawiciel londyńskiej Delegatury Rządu na kraj i przywiózł nominację dla doktora Stanisława Totwena na burmistrza miasta. Zaczął powstawać - jeszcze konspiracyjnie - pierwszy powojenny zarząd Zakopanego.

Ale większość Polaków, którzy pomagali Żydom przeżyła wojnę i niemieckie prześladowania. Obecnie pozostają w kontakcie z rodzinami żydowskimi, którym pomagali, odwiedzają ich w Izraelu, w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, a nawet osiedlają się w Izraelu na zaproszenie rodzin od dawna tam mieszkających. W Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie, na większości tabliczek upamiętniających tych, którzy ratowali Żydów, można dostrzec polskie nazwiska. Według broszury zatytułowanej Las Sprawiedliwych, autorstwa Szymona Datnera, dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, do kwietnia 1968 roku Instytut sporządził listę 343 Polaków zamordowanych za pomaganie Żydom. Nazwisk następnych 101 ofiar Instytut nie mógł zidentyfikować. Wśród mas Polaków, którzy starali się uratować jak największą liczbę Żydów, były też wyjątki inne niż szantażyści i donosiciele, których polskie Podziemie karało śmiercią. Oddziały partyzanckie frakcji faszystowskiej Narodowych Sił Zbrojnych organizowało obławy na Żydów ukrywających się w lasach. Byli oni również odpowiedzialni za zabicie w Warszawie dwóch oficerów Kwatery Głównej AK pochodzenia żydowskiego: inż. Jerzego Makowieckiego i Ludwika Widerszala.

Z drugiej strony, niektórzy wysoko postawieni i zdeklarowani przedwojenni antysemici, tacy jak przywódca skrajnej prawicy ONR, Jan Mosdorf; wydawca tygodnika Prosto z mostu, Stanisław Piasecki; znany dziennikarz, Adolf Nowaczyński, całkowicie zmienili swoje poglądy. Mosdorf robił wszystko, co w jego mocy, by pomóc Żydom w obozie oświęcimskim i zginął razem z Żydami. Piasecki i Nowaczyński stali się orędownikami prześladowanych Żydów. Adolf Berman, czołowy przedstawiciel Żydów, który przeżył i obecnie mieszka w Tel Aviwie, docenił rolę, jaka odegrali Polacy, pisząc: "Opis męczeństwa Żydów w Polsce często opiera się na cierpieniach, jakich doświadczali Żydzi prześladowani przez polskich szantażystów i donosicieli, przez "granatową" policję, faszystowskich chuliganów i inne męty społeczne. Dużo mniej pisze się o tym, że tysiące Polaków narażało własne życie, aby pomagać Żydom. Znacznie łatwiej jest dostrzec brudy i męty na powierzchni rzeki, a trudniej jest dostrzec czysty nurt głębi. Ale istniał nurt...Nadejdzie czas, kiedy będziemy mieli wielka Złotą Księgę Polaków, którzy w ten straszny "czas pogardy" podawali Żydom bratnią dłoń, ratowali Żydów od śmierci i stali się dla żydowskiego ruchu oporu symbolem humanitaryzmu i braterstwa narodów."

W Mszanie u rodziny Bukowiec i Horowski ukrywał się Żyd pochodzący z Francji.

Szymon Kunz ze Szczawy był właścicielem tartaku i sklepu na Kra-

mażówce. Kunz uniknął getta. Jakiś czas ukry-

wał się, ale niestety został schwy-

tany przez hitlerowców. Według

relacji świadków opowiedział Niem-

com, że ma w domu dużo złoto i je-

śli chcą, to może im je dać. W asy-

ście żołnierzy pojechał do swojego

domu. Po powrocie wszyscy odje-

chali w stronę Nowego Targu. Po

drodze Kunz uciekł. Podobno za-

brał z domu pistolet, który pomógł

mu w ucieczce. Jego dalsze losy nie

są znane. Wiele osób twierdzi, że

Kunz nie zginął z rąk Niemców,

ale zrobili to „nasi”. Nie wiadomo,

kogo należy rozumieć przez to okre-

ślenie. Tragicznie zakończyła życie

Klugierowa. Podczas okupacji ukry-

wała się na terenie wsi. Mieszkańcy

odmówili jej pomocy. Znalazła więc

schronienie na Sotwinie. Wydawa-

ło się, że będzie bezpieczna, bo tam

stacjonowali partyzanci radzieccy.

Józef Rusnarczyk pamięta, że jesie-

nią 1943 lub 1944 roku znalazł nad

potokiem zwłoki Klugierowej. Oko-

liczności jej śmierci, podobnie jak

Kunza, nie są dokładnie znane. Dra-

matyczna jest także historia Żyda

z okolic Łącka ukrywającego się na

terenie Kamienicy. Został schwy-

tany przez partyzantów i uznany za

szpiega. Rozpoznał go Franciszek

Kurzeja i odprowadził do placówki

„Gryfa” w Zbludzy. Następnie ukry-

wał się u partyzantów na Szałasiu.

Jak wspomina Franciszek Cepielik,

został rozstrzelany przez partyzantów w ostatnich dniach wojny.

Po wielu latach swojego istnienia z te-

renu gminy zniknęła prawie cała społecz-

ność żydowska. Wraz z nimi zginął ich

dorobek materialny i duchowy. Dziś po-

została po nich jedynie pamięć i kilka do-

mów, które po ich śmierci zostały zajęte

Na początku rozdziału podano, że nie ma pełnego wykazu Polaków zabitych przez Niemców za udzielanie pomocy Żydom. Najwięcej zrobił w tym kierunku Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie, który podaje nazwiska 343 Polaków zamordowanych za udzielanie pomocy Żydom. Od roku 1968 minęło 20 lat i nie dokonał się żaden postęp w tym kierunku. Istnieje powód, aby sądzić, że w Instytucie pracowali Żydzi wrogo nastawieni do Polaków, którzy woleli rolę oskarżycieli niż sędziów, stąd zaniedbanie w poszukiwaniu przypadków Żydów ocalonych przez Polaków. Jest też możliwe, że po opublikowaniu fragmentarycznych danych z 1968 roku, pewne wpływowe koła żydowskie wstrzymały dalszą działalność Instytutu w tym zakresie. Zadania tego podjęły się jednak dwie organizacje: Związek Byłych Więźniów Politycznych, głównie więźniów Oświęcimia, którzy liczbę Polaków zamordowanych za udzielanie pomocy Żydom szacują na 2 500; i Fundacja Maksymiliana Kolbego. Wydana przez nią publikacja Męczennicy miłosierdzia podaje nazwiska 2 300 Polaków, na których wykonano wyrok za pomoc Żydom. Autor opracowania, Wacław Zajączkowski, został uhonorowany odznaczeniem Yad Vashem, gdyż kilkoro członków jego rodziny zostało zamordowanych za pomoc Żydom.

Jak karano za pomaganie Żydom w innych krajach? W Norwegii, która liczyła około 2 000 Żydów, nie zanotowano ani jednego przypadku. W Danii, jeden człowiek o nazwisku Heiteren został zabity, gdy pomagał Żydom dostać się na prom, którym mieli płynąć do Szwecji. Liczba Żydów w Danii wynosiła 6 000. W Holandii, w której zamieszkiwało 140 000 Żydów, osoby, które im pomagały, były wysyłane do obozów koncentracyjnych, a ich majątek był konfiskowany. W Belgii, która była domem dla 90 000 Żydów, kilka tysięcy ukryło się wśród gojów, ale w tym kraju nie było aresztowań za taki czyn. We Francji, liczącej 270 000 Żydów, Francuz pomagający Żydowi był internowany w obozie, a kilku księży z diecezji lyońskiej zostało aresztowanych za ukrywanie żydowskich dzieci. We Włoszech (kraju sprzymierzonym z Niemcami), gdzie mieszkało 50 000 Żydów, istniały przepisy antyżydowskie, lecz nie dopuszczały one ludobójstwa. Gdy rząd Mussoliniego został obalony 25 lipca 1943 roku i zastąpiony rządem marszałka Badoglio, Niemcy natychmiast rozpoczęli działania przeciw Żydom zamieszkującym na terenach przez nich kontrolowanych. Lecz wielu Żydów zdołało się ukryć, z tego 3 000 w Watykanie. Nie było przypadku skazania na śmierć Włocha, który ukrywał Żyda.

Jak widać, nie można porównywać sytuacji w Polsce, gdzie 2 500 Polaków zginęło za pomaganie Żydom, a Europą Zachodnią, gdzie na wszystkie kraje razem wzięte (Danię, Norwegię, Holandię, Francję i Włochy) miał miejsce jeden przypadek śmierci, Duńczyka, który pomagał Żydom wsiąść na prom do Szwecji. Ponadto, we Francji rząd Petaina-Lavala aktywnie pomagał w chwytaniu Żydów i wysyłaniu ich do obozów zagłady, a robił to z własnej inicjatywy, zanim otrzymał rozkazy niemieckie. A mimo to amerykańscy Żydzi oskarżają o antysemityzm Polaków, a nie Francuzów.

Komentarze

0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
1

TO straszna historia... nie doceniamy czasów w których żyjemy.

magbu 2009-08-18 21:53:49

2

"Ludzie ludziom zgotowali..." Żyjemy w czasach, kiedy Polacy emigrują do Niemiec:(

stokrotka 2009-08-19 01:08:07

3

Nigdy nie będę w stanie zrozumieć motywów i bestialstwa nazistowskich oprawców. Łzy same lecą z oczy jak się czyta o tak potwornym i nieludzkim bestialstwie... szczególnie wobec dzieci... zastanawiam się co działo się w głowach i sercach oprawców opętanych nienawiścią na tyle silną żeby zabić resztki odruchów ludzkich... nawet zwierze okazało by więcej serca... tego nigdy nie zrozumiem i nie wybaczę... Pokój duszom pomordowanych

Anathar 2009-08-27 13:13:32


Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

« powrót

Cmentarz żydowski w Mszanie Dolnej, a raczej to, co pozostało z zabytkowego, XVIII wiecznego kirkutu, znajduje się na osiedlu Marki przy ul.Zakopiańskiej. Kirkut jest nazwą powszechnie przyjętą na określenie cmentarzy żydowskich. Jest to jednak słowo pochodzenia niemieckiego (od Kirchhof, plac przy kościele, na którym grzebano zmarłych). Sami Żydzi chętniej używają hebrajskiego bejt olam ??? ???? (dom świata albo dom wieczności).

Na ziemiach polskich Żydzi po raz pierwszy otrzymali przywileje gwarantujące nienaruszalność i ochronę cmentarzy w 1264- stało się to za sprawą Statutu Kaliskiego wydanego przez Bolesława Pobożnego.

Cmentarze te budowano najczęściej za miastem i - w odróżnieniu od zwyczajów chrześcijańskich- nie chowano ponownie w tym samym grobie; grób był wieczysty, nienaruszalny, Prawo sprzeciwia się bowiem ekshumacji. Szczątki pochowanego miały oczekiwać nadejścia Mesjasza. Wznoszono zasadniczo 2 rodzaje nagrobków: najbardziej rozpowszechnione macewy, w kształcie półokrągłej tablicy, nawiązujące kształtem do tablic przymierza - Dekalogu. Poniżej macewy na mszańskim cmentarzu:

Drugim rodzajem nagrobka jest ohel, przypominający namiot. Na naszym cmentarzu mamy wyłącznie macewy. Ohele były bardziej okazałe, stawiano je raczej na grobach osób sławnych, zwłaszcza słynących ze świętości cadyków czy osób zamożnych. Można je zobaczyć na cmentarzach w większych miastach, np. na krakowskim cmentarzu REMUH.

Na nagrobkach ryto inskrypcje, najczęściej w języku hebrajskim, określające imię osoby, imię jej ojca oraz to, czym zajmował się za życia. W górnej części znajduje się najczęściej krótka inskrypcja:

Tu pochowany (po nikbar)

Zaś u dołu macewy:

Niech dusza jego będzie związana

w wieniec życia wiecznego

To odpowiednik chrześcijańskiego :”Niech odpoczywa w pokoju” czy „Wieczny odpoczynek..”

Umieszczano także symbole graficzne. Nawiązywały one albo pokolenia, do którego należał zmarły, bowiem każdy Izraelita był członkiem jednego z dwunastu pokoleń, od imion 12 synów Jakuba. I tak np. lew oznaczał przynależność do pokolenia Judy, jeleń- Neftalego. Z kolei przechylony dzban lub misa oznaczały nagrobek należącego do pokolenia Lewiego, lewity, a wzniesione dłonie: kapłana, należącego do arcykapłańskiego rodu Aarona.

Poniżej nagrobek z lwem, zatem zmarły należał do pokolenia Judy, a napis głosi:

„Tu pochowany jest Ozer, syn Icchaka, zmarły w 1903 r”

Innym symbolem była np. korona, oznaczająca osobę, która wsławiła się czymś ważnym za życia. Dotyczyło to najczęściej ludzi sławnych z dobroci, pomagających innym.

Korona symbolizowała bowiem wieczną nagrodę dla zmarłego; wierzono, że korona dobrego imienia przewyższa wszystkie ziemskie korony. Oto przykład takiego nagrobka:

Tu pochowany jest Icchak Jochanan, syn Symeona Lejba.

„Żył z trudu rąk swoich, ze swego chleba dawał biednym” Zmarł w 1902 r.

Na grobach kobiet umieszczano często świeczniki, gdyż to kobieta zapalała szabatowe świece i błogosławiła szabat. Na wielu nagrobkach spotkamy symbole Izraela: gwiazdę Dawida lub menorę, siedmioramienny świecznik. Groby rabinów, uczonych mężów, zdobiły często wizerunki świętych zwojów.

Udając się na żydowski cmentarz musimy pamiętać, że to święte miejsce, dlatego należy nałożyć nakrycie głowy. Żydzi bowiem, w przeciwieństwie do chrześcijan, nakrywają głowy w czasie modlitwy, w synagodze i na cmentarzu. Warto szanować obyczaje tych, na których święty teren wkraczamy. Żydzi używają jarmułek, zwanych też kipami. Nam wystarczy jakiekolwiek nakrycie: czapka czy kapelusz. Inne także są zwyczaje odwiedzających. My przynosimy kwiaty i znicze. Żydowskim zwyczajem jest przynoszenie na grób kamyczków, które nieraz układają się w całe stosy. Na grobach, zwłaszcza sławnych pobożności mężów, zostawia się kwitełes: małe karteczki z modlitwami lub prośbami o orędownictwo. Taką karteczkę zostawił także w szczelinie Muru Płaczu w Jerozolimie, Jan Paweł II, odwiedzając to najświętsze dla wszystkich Żydów miejsce.

Odnowę cmentarza żydowskiego w Mszanie zainicjował i sfinansował inż. Leo Gatterer, ocalały potomek żydowskiej rodziny przewiezionej w czasie okupacji do Mszany i tu straconej.

„Dwa tysiące z hakiem” - to zbeletryzowany reportarz o Góralach-ZAGÓRZANACH osiedlających się zaraz po wojnie na Ziemiach Zachodnich.
Książka ta oddaje wiernie atmosferę dzieciństwa Józefa SZCZYPKI, Jego wyjazdu na tzw. ”Ziemie Odzyskane” oraz pierwsze lata tam spędzone.
Szczególnie ciekawe dla „mszańskiego” czytelnika tej książki były i są właśnie „mszańskie” wątki wspomnień Józefa SZCZYPKI, których kilka pozwolę sobie dalej zacytować. Warto wspomnieć, że Józef SZCZYPKA był także moim mszańskim rówieśnikiem, a w pierwszym roku po wojnie - podobnie jak autor strony - również członkiem mszańskiej drużyny skautowskiej. W swojej znanej tutaj książce pt. „Dwa tysiące z hakiem” - wspomina np., jak to w Dniu Zwycięstwa - 9 maja 1945 roku na rynku mszańskim: ”...Pan TOLIŃSKI paraduje w zielonej rogatywce z lilijką i dużym białym piórem. Jest wodzem miejscowych Skautów i właśnie jego drużyna występowała dziś w pełnej gali”.
Opisując późniejsze już harcerstwo na tzw. „Ziemiach Zachodnich”, J.SZCZYPKA, z pewną nostalgią wspomina też to dawne, „mszańskie”: „...A w ogóle cóż to za harcerstwo! Jak niepodobne do mszańskiego oddzialiku Pana TOLIŃSKIEGO! Tam były rogatywki i lilijki, „OJCZYZNA - NAUKA - CNOTA”, były feerie barwnych wstążeczek, chust i proporców, były podniecające magie sprawności i „marszów z podchodami”...”.
I dalej Józef SZCZYPKA tak opisuje ów Dzień Zwycięstwa:
„Jest dziewiąty dzień maja - wielki, wspaniały, rozświąteczniony. Jest rok czterdziesty piąty. Południe gęste od światła, od zieleni, wilgoci i zapachów pięknej górskiej wiosny... Miasteczko tętni ferworem. Gwar. Pan Fraś uśmiecha się różowiutko za oszklonymi drzwiami apteki. Może duma o owej famie głoszącej, iż on - znawca wszelakich mikstur - służył razem z Hitlerem w jednym z austriacko-cesarskich pułków... Infułat Skalski siedzi w plebańskim ogródku i z lubością patrzy na jasne twarze parafian kroczących wąskim, spadzistym chodniczkiem z rynku ku budynkowi z czerwonej cegły, którego już nie zdołał wykończyć infułatowy poprzednik - ksiądz Stabrawa, świętej pamięci proboszcz i męczennik...”

A oto Jego ciekawy opis „miasteczka” - Mszany Dolnej:
„Zwie się ono Mszana Dolna. Nie byle jakie: „bram cztery ułomki”... Linia kolejowa i szosa... Opodal Gorce. Spokojne, granatowe stożki wciskające się lasami w gąszcze chudych pólek chłopskich, w mocne pręgi miedz, w oślizgłe, zryte strumieniami, kamieniste dróżki. Tuż: ciężka, pokryta smrekową szczecią piramida Lubogoszcza, na poły poszarpana wyrębami i wścibskimi, wysoko pobudowanymi chałupami. Krańce „krainy kęp i wiecznej nędzy” - ziemi Władysława Orkana, który urodził się i mieszkał w odległej stąd o siedem kilometrów wsi Poręba Wielka”.

0x01 graphic

Zgodnie z paragrafem 5 dekretu Fuhrera z 12 października 1939 roku, gubernator Hans Frank 15 października 1941 roku wydał rozporządzenie, które nakładało karę śmierci na Polaków, którzy dawaliby schronienie Żydom, przewozili ich, dawali lub sprzedawali żywność, nie zgłosili miejsca ukrywania się Żydów, dali im kromkę chleba lub szklankę wody, itp. Zazwyczaj wyrok wykonywano przez rozstrzelanie lub powieszenie. Inną formą kary było palenie domów, w których ukrywali się Żydzi, wraz z całą rodziną gospodarzy, dziećmi, gośćmi i dobytkiem. Wśród karanych w ten sposób znaleźli się chłopi, robotnicy, księża , profesorowie i lekarze. W wypadku małżeństw polsko-żydowskich, zabijano zarówno męża jak i żonę, a ciała palono gdziekolwiek lub na żydowskich cmentarzach. Można tu wymienić na przykład przypadek (l) listonosza Sernika, który znał niemiecki i w tym języku bronił żydowskiego małżeństwa; (2) Polaka, który protestował przeciw masowej egzekucji Żydów, do oglądania której został zmuszony; (3) innego Polaka, który podał wiadro wody Żydom jadącym pociągiem do obozu zagłady; (4) Polaka, który próbował przerzucić przez mur getta bochenek chleba; i (5) polskiego policjanta, Klisia, który pomagał Żydom uzyskać fałszywe dokumenty. Nie ma pełnych danych o liczbie Polaków zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów lub udzielanie im jakiejkolwiek pomocy. Istnieją jednak fragmentaryczne raporty dotyczące poszczególnych przypadków, na przykład ogłoszenie dowódcy SS i policji Galicji (28 stycznia 1944) podające nazwiska pięciu Polaków skazanych na śmierć za pomoc Żydom. Szeroko znany był przypadek ogrodnika Ludomira Marczaka i jego rodziny, którzy zginęli na Pawiaku 7 marca 1944 roku, za ukrywanie w ziemiance wykopanej w ogrodzie, około 30 Żydów, wśród nich Emanuela Ringelbluma, kronikarza Powstania w Getcie, który zginął wraz z innymi. Między 13 września 1942 a 25 maja 1944 na kielecczyźnie zastrzelono lub spalono żywcem za pomoc udzieloną Żydom około 200 chłopów. Taki sam los spotkał 17 osób w Krakowskiem. Na nowosądeckim cmentarzu, między 1939 a sierpniem 1942, zastrzelono 300 do 500 Żydów i Polaków, tych ostatnich za ukrywanie Żydów. Ten sam był powód egzekucji wykonanej na 40 Polakach w Lubelskiem, 47 w Rzeszowskiem i 19 w Warszawskiem. W województwie lwowskim prawie tysiąc mieszkańców Lwowa ukarano śmiercią w obozie w Bełżcu za udzielanie pomocy Żydom. W procesie Eichmanna przytoczono również kilka indywidualnych przypadków (np. drą Józefa Barzmińskiego). Raport naczelnika Kierownictwa Walki Cywilnej, Korbońskiego, ilustruje taki przypadek: 3 maja 1943. 22 marca w Mszanie Dolnej Volksdeutsch Gelb powiesił za nogi chłopa i torturował go na śmierć za sprzedanie ziemniaków Żydowi.

Mszana Dolna, 1.III.1957 r.                            Aleksander Kalczyński

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cadreski Józef Żydzi w swojej religji i wnioski stąd wynikające
Korzeniowski Józef ŻYDZI Komedia Teatralna
zydzi Polscy na aryjskich papierach zdegenerowaqni mordercy i zdrajcy, ZYDZI W HISTORII POLSKI
Bliska miłość z dystansu, Kraszewski Józef Ignacy
Żydzi kto jest kim w rządzie, religia
Szczypta statystyki w sprwaie WIG
20 Żydzi w Polsce Kalendarium(1)
Żydzi, przestańcie KŁAMAĆ ! ! !
Żydzi w województwie śląskim
Polscy Zydzi laureatami Nagrody Nobla
zydzi
hebrajczycy, Izarelici, Żydzi
Zydzi na Bliskim Wschodzie Studia Judaica
Dlaczego jestesmy wazni, Żydzi
Żydzi kłamstwa TVN o rydzyku, Żydzi
31 Żydzi i komunizm Rosyjscy Żydzi a komunizm
kogo musza przeprosic zydzi wyd maron

więcej podobnych podstron