Ach, te 18-stki...
Wyk. Miszcz
Trochę faktów z życia ;)
Nina była piękną dziewczyną o ciemnych włosach i oczach. Podobała się niemal wszystkim kolesiom z klasy i w ogóle ze szkoły, no. Ona miała w sobie to coś - śliczna, miła, wesoła, zabawna...
Pewnego dnia, idąc do kościoła ze swoimi wiernymi przyjaciółkami, Mariką i Anastazją. Przed budynkiem ujrzały trzech ministrantów rozdających jakieś karteczki. Marika i Anastazja w ogóle nie zwróciły uwagi na chłopców. Nina, gdy tylko spojrzała w oczy ministranta stojącego w środku, to coś poczuła. A on, gdy zauważył, że jedna z dziewczyn na niego patrzy, przestał rozdawać kartki wchodzącym do kościoła i znieruchomiał. Zapanowała cisza. Tę ciszę przerwał inny z ministrantów:
- A może byście mi tak pomogli, co? - tylko on z całej trójki rozdawał papierki.
Odpowiedziała mu cisza. Gdy dziewczyny wchodziły do kościoła, koleś stojący pośrodku odprowadził je wzrokiem, tj. Ninę.
Ledwo weszły do budynku, a Nina musiała podzielić się z dziewczynami swoimi emocjami:
- Widziałyście tego pośrodku? Ale ciacho... - szeptała podniecona.
- Zależy dla kogo - Anastazja nie była nim zachwycona.
- Ooo, Nina - Marika wiedziała, co i jak.
Na mszy Nina, Anastazja i Marika usiadły jakoś z przodu, żeby mieć lepsze widoki na przystojnych ministrantów . Marikę też coś uderzyło. Tak jak jej przyjaciółka, zauroczyła się w jednym z ministrantów. Gdy zjawił się boski Niny, Marika szturchnęła ją łokciem. Gościu usiadł tak, żeby móc patrzeć na swoją boginkę. „O, rany - pomyślała Nina. - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. To jakby on był TYM”.
Przez miesiąc tak było. Nina często widywała go na ulicy. Zawsze miał na twarzy lekki uśmieszek. Cholernie rozbrajający i zwalający z nóg. Istne bóstwo, no. Widać było, że oboje są sobą zainteresowani. Niestety też byli na tyle nieśmiali, że przez bardzo długi czas żadne z nich nie odważyło się pierwsze odezwać. „Cholera, są przecież wakacje - myślała Nina. - Muszę się wziąć w garść i jeszcze przed buddyzmem go zakręcić”. Nie wiedziała jednak, jak to zrobić. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie ta nieśmiałość. Dosłownie za każdym razem, gdy była idealna okazja, żeby do gościa zagadać, laska mieszała się i wciąż powtarzała: „Następnym razem”. Ten „następny raz” jednak nigdy nie nastąpił.
Pewnego dnia Nina z rodziną wybrała się na cmentarz rowerami. Wracając do domu zobaczyła swojego ukochanego. Coś ją podnieciło - koleś był na podwórku białego domu. Obok tego domu mieszkała jej koleżanka z klasy, Samanta.
Następnego dnia w szkole (wakacje minęły, a lachor wciąż powtarzał „Następnym razem”, heh) Nina zagadała do Samanty w tej sprawie. Dowiedziała się, że ten koleś ma na imię Adam, przezwisko „Mazak” i że jest o rok młodszy. Tymi informacjami musiała podzielić się ze swoimi ziomalicami:
- Młodszy??? O, Boże - skomentowała to Marika. - Nie lubię młodszych.
Samanta pozostawiła to bez komentarza. Nina jednak się tym nie przejęła. Tak czy siak była pewna myśli, że to TEN i trzymała się jej. Aż do czasu...
Mijały dni, tygodnie, lata... A Nina wciąż nie znała swojego mena i ciągle powtarzała tę swoją gadkę. Gdy znalazła się w drugiej klasie liceum, jej stosunek do gościa się nie zmienił. Wiedziała, że on z lekka se ją odpuścił, ale dziewczyna nie poddawała się. W tej szkole poznała laskę, z którą chodziła do gimnazjum, ale do równoległej klasy. Nie dość, że z tej samej parafii, to jeszcze znała kolegę jej boskiego. Nina po znajomościach załatwiła se nr tel. kom. swojej big love. „Tera będzie łatwiej” - myślała w przekonaniu, że wciąż ma szansę jak 4 lata temu. Napisała do niego jeszcze tego samego wieczoru, co dostała nr. Odpisał jej. Zdradziła, kim jest. Wydawał się jej słodki i miły. Poczuła to coś, co te parę lat temu. W sobotę zadała mu pytanie... Dostała odpowiedź... Była bardzo szczęśliwa. Myślała, że to zauroczenie przerodzi się w coś poważniejszego. Jakże była rozczarowana, gdy na umówioną mszę jej „kolegi” nie było. Nie wiedziała, co się stało. Nie wytrzymała i tego samego wieczoru napisała do niego. Musiała się przecież dowiedzieć, dlaczego go nie było, skoro „mówił”, że będzie. I wtedy stało się to. Jego odpowiedź brzmiała: „Specjalnie napisałem, że będę na 9, a wiedziałem, że mnie nie będzie...”. na te słowa Nina poczuła, że ten kozak w jakiś sposób złamał jej serce. Postanowiła dać se z nim spokój. Nie było to wcale takie proste.
Dokładnie miesiąc po „tym zdarzeniu” po raz kolejny Nina napisała do swojego Księcia z Bajki. Chciała się dowiedzieć, dlaczego ją okłamał. Odpowiedź dostała dopiero w nocy. Nie dość, że ją obudził, to jeszcze słowa nie były zbyt miłe: „Odczep się ode mnie dziewczyno, nie rozumiesz? Ja mam już laskę...”. Nina nie mogła się powstrzymać i rozpłakała się w poduchę. W dodatku miała potem problem z zaśnięciem. Wtedy już na dobre Mazak złamał jej serducho. Od tamtej pory więcej do niego już nie pisała.
Pech chciał, że coraz częściej go widywała. Od tamtego „zdarzenia” minęło sporo czasu, ale jej wciąż było ciężko. Choć go wcale nie znała, czuła się tak, jakby z nią zerwał po czterech latach bycia razem.
Powoli zbliżały się wakacje i... organizowane 18-stki. Z czasem Nina zapomniała już o Mazaku. A jeśli go gdzieś widziała, to miała go w dupie.
Koleżanka z klasy Mariki urządzała swoje 18-ste urodziny w jednym z klubów dyskotekowych. Marika postanowiła, że weźmie ze sobą Anastazję i Ninę. Anastazja zrezygnowała w ostatniej chwili. Spowodowało to focha ze strony Mariki. Nina mimo wszystko zgodziła się iść, pomimo, że prawie pół roku temu ona chciała wziąć ją ze sobą na 18-stkę Karola, a ta jej bezczelnie odmówiła:
- No bo towarzystwo nie będzie mi odpowiadało...
Jednak pogodziła się z tym i poszła z kimś innym.
Wielkie wydarzenie stało się na imprezie tej kumpeli Mariki. Już na samym początku, gdy laski poszły se potańczyć, Nina zauważyła, że uśmiecha się do niej jakiś kozak. A że dziewczyna była miła, odwzajemniła uśmiech. Po krótkim czasie ten kozak zaprosił ją do tańca. Zgodziła się. Marika z boku przyglądała się im i trochę podśmiechiwała, w duchu zazdroszcząc jej, że jej nikt nie poprosił do tańca. Widać było, że Nina wpadła mu w oko, gdyż kolo przy kolejnych kawałkach tańczył se obok niej i ciągle na nią patrzył. Nie ma co, spodobała mu się, i to bardzo. Gorzej było z jej punktu widzenia - nie był w jej typie. W ogóle jej się nie podobał. Raz zatańczyli trzymając się za ręce, ale potem Nina wolała już trzymać się od niego z daleka.
Nina była pewna, że to tylko taka przygoda, nic więcej. Po paru godzinach impreza w końcu dobrnęła końca i wszyscy się rozeszli w pizdu. Ninę szczerze nie interesował kozak, z którym tańczyła. Jednak dowiedziała się, że ma on tak samo na imię jak Mazak. Dobrze wiedziała, że coś jest z tym imieniem.
Parę dni później doszły do niej wieści, że „chłopak w koszuli (ten, z którym wtedy tańczyła)” pytał się o nią i chciał jej namiary na naszej-klasie. No i stało się.
Pewnego dnia napisał do niej na gg. Ledwo się przedstawił, a ona pomyślała niezadowolona: „O, Boże...”. Jednak uznała, że miło jej się z nim „gawędziło”. Wieczorem nie mogła zasnąć, gdyż była przez to pobudzona. Czuła, że to początek przygody. Co prawda na początku unikała go na gg, ale od pewnego czasu to się zmieniło. Dzień po dniu coraz chętniej z nim pisała. W końcu przyznała się do myśli - zakochała się - chociaż tak bardzo tego nie chciała. Brakowało tylko jednego - spotkać się z nim.
Wiedziała, że ten dzień w końcu nadejdzie. Dni mijały, a on ciągle nie nadchodził. Podczas jednej rozmowy ze swoim nowym kolegą, Nina dowiedziała się, że on jest ministrantem. Poczuła, że serducho jej mocniej zabiło. Teraz wiedziała, że coś musi z tego być. Miała słabość do ministrantów. W końcu nadszedł TEN dzień. Adam zaprosił ją na swoją 18-stkę.
Odbyła się u niego w domu. Nina myślała, że będą sami. Bardzo się pomyliła. Gdy stanęła w drzwiach, zobaczyła z 10 osób, a w innym jeszcze trochę. Zastała w nim kogoś, kogo nigdy by się tu nie spodziewała. Na kanapie zobaczyła nikogo innego, jak Mazaka, gawędzącego beztrosko z innymi kolesiami. Jeden z nich zauważył znieruchomiałą Ninę i dał znak Mazakowi. Ten odwrócił się. Jego zdziwienie było na tyle wielkie, że aż otworzył usta. Nina nie wytrzymała i wyszła. Chciała jak najprędzej opuścić to miejsce, ale Adam chwycił ją za rękę.
- Dokąd idziesz? - zapytał.
Nina wyrwała mu swoją rękę i zapytała oburzona:
- Co on tu robi? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się znacie?
- O kim ty mówisz?
- O Mazaku... Dlaczego...
- Nie znam go. Nawet z nim nie rozmawiałem.
- Nie rozumiem...
- Kumpel z nim przyszedł.
- Wybacz, ale nie mogę być w jednym pomieszczeniu z kimś, kto...
- Daj spokój, on cię nie zje! Chodź.
W końcu dziewczyna dała się przekonać. Nie czuła się dobrze na tej imprezie - była jedyną dziewczyną spośród około 15 chłopaków. Poza tym większość z nich piła, niektórzy palili - dla niej to już dno dna. Chciała się ulotnić, ale wiedziała, że to nie wypada i jednak została.
Po jakimś czasie prawie wszyscy byli na tyle schlani, że zachciało im się striptizerki. Popatrzeli na Ninę - w tym także Adam. Jeden z pijanych gostków dosiadł się do niej i próbował się wessać w jej ciało. Odtrąciła go przerażona i uciekła w płaczu słysząc za sobą jeszcze ich spite śmiechy. Adam zawołał za nią:
- Ty, lala! Nie bądź taka drętwa, chodź do nas...
Mazak, jedyny z trzeźwych, pobiegł za dziewczyną. Na „do widzenia” rzucił kumplowi, który próbował ją przelecieć na oczach innych:
- Pojebało cię?!
I już po chwili go nie było. Szybko ją dogonił, a ona nawet nie chciała z nim rozmawiać. Mazak tym razem się nie poddał.
- Zaczekaj.
- Niby na co?!
- Wezwę taxówkę. Pojedziemy do mnie, ogarniesz się.
- Co???
- Nie mogą cię w domu zobaczyć w takim stanie. Jeszcze sobie coś pomyślą.
Nina przyznała mu rację - wyglądała naprawdę okropnie. Zaczekali na taxówkę, którą Mazak wezwał, a następnie zapłacił. Stanęli przed furtką Mazaka; musiał wyjąć klucze. Weszli do domu, a nim egipskie ciemności i cisza.
- Wszyscy śpią? - przerwała ją Nina.
- Nie - odpowiedział. - Pojechali do babci. Jesteśmy sami.
Nie wiedzieć czemu, dziewczyna zarumieniła się. Nie chcąc, żeby Mazak to zobaczył, odwróciła szybko głowę.
- Kibel jest tam - dodał.
Nina czmychnęła prędko we wskazane miejsce i zamknęła za sobą drzwi. Tam zmyła tapetę z twarzy. Gdy skończyła, usiadła na podłodze i rozpłakała się na dobre. Mazak musiał to usłyszeć, bo wparował do kibla bez pukania, pomógł dziewczynie wstać z zimnej podłogi i zaprowadził ją do swojego pokoju.
- Zaczekaj tutaj - rzekł. - Zaraz wrócę.
- Dobrze... - odpowiedziała mu zachrypniętym głosem od płaczu.
Wrócił po 5 minutach z melisą. Wręczył ją Ninie. Wypiła. Trochę się uspokoiła, ale wciąż czuła się fatalnie.
- Jak on mógł - zaczęła znowu. - Jak mógł...
- Zapomnij o nim - próbował ją pocieszyć. - Ten frajer zrozumie swój błąd. Tak jak ja...
- Słucham?
- Nie, nic - Mazak zmieszał się. - Ale chcę powiedzieć, że on nie jest Ciebie wart.
- Może masz rację...
I, nie zastanawiając się nad swoim wyczynem, Nina oparła się o ramię Mazaka, gdy tak siedzieli na łóżku. Łzy po raz kolejny pociekły jej po policzkach. On to zauważył i wytarł je ręką. Następnie objął dziewczynę ramieniem, a ona jeszcze bardziej się do niego przytuliła. „Raz Cię straciłem, drugi raz nie mogę na to pozwolić” - pomyślał. Po chwili namysłu Mazak pocałował Ninę we włosy. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy tak, jak 4 lata temu...
- Nie oszukujmy się - rzek Mazak. - Nie igrajmy z tym.
- Ale... ale Ty... Co z twoją dziewczyną?
- zerwaliśmy. To nie miało sensu.
„Najwyższy czas” - pomyślała Nina złośliwie. Oboje wiedzieli, co się stanie w następnej chwili. Stało się. Przysunęli się do siebie jeszcze bliżej i pocałowali się. W końcu ich usta się spotkały. Po chwili się oderwali i popatrzyli na siebie. Mazak słodko się uśmiechnął, a Nina położyła sobie ręce na sercu.
- Też to poczułaś? - zapytał bez wahania.
- Motyle... - Nina nie mogła w to uwierzyć.
Jednak musiała, po czym rzuciła się na niego. Teraz oboje leżeli już na wyrze i całowali się namiętnie. Szybko się tym zmęczyli i tylko leżeli na łóżku mocno w siebie wtuleni. Po jakimś czasie zasnęli.
Następnego dnia Nina wróciła do domu dopiero wieczorem. Jej mama nie ukrywała swojego niepokoju:
- Dziecko kochane, gdzieś ty była! Myślałam już, że coś się stało...
- Tak, stało się - odrzekła, a mama wybałuszyła na nią oczy.
Nina opowiedziała jej wszystko: impreza, kolesie, ćmiki i alkohol, zboczeńcy i Mazak. Gdy mama się dowiedziała, że Mazak jest tym jedynym, nie była zadowolona, ale wiedziała, że będzie musiała się z tym jakoś pogodzić.
- Wiesz, on nie jest taki, za jakiego go miałyśmy jeszcze jakiś czas temu.
- No już dobrze. To kiedy go przyprowadzisz?
Nina zdała se sprawę, że jej rodzina mimo wszystko polubi jeszcze Mazaka. „Już ja do tego dopilnuję, żebyście go polubili” - pomyślała. Nigdy nie była taka szczęśliwa.