Polemika, która nie jest polemiką (a)


Polemika, która nie jest polemiką

0x01 graphic

Krzysztof Wojcieszek
 

Pewnego dnia na moim biurku znalazła się koperta z tekstem artykułu ks. dr Marka Dziewieckiego "Alkohol i młodzież". Lektura przekonała mnie, że jest to jedna z najciekawszych opinii na ten temat, jakie zdarzyło mi się czytać w ciągu ostatnich paru lat. Zaproponowałem redakcji publikację tego materiału i jego okrojoną ze względów technicznych postać mogliście Państwo znaleźć w ostatnim numerze pisma. Zaplanowałem jednak też od razu własny komentarz do tego niezwykle ciekawego artykułu, gdyż z wieloma zawartymi tam tezami nie do końca się zgadzam.


0x08 graphic

Ponieważ Ksiądz Doktor odnosi się do spraw niezmiernie ważnych, tym bardziej wart jest i publikacji i polemiki. Od razu zresztą uspokoję Czytelników: nie sprzeciwiam się ostatecznym wnioskom autora. I ja sądzę, że "skuteczne wychowanie w abstynencji i rozwiązywanie już istniejących problemów wśród młodych nie jest możliwe bez rozwinięcia bogatej sfery duchowej i religijnej." Być może dochodzimy do tego samego wniosku od nieco innej strony. Ze wszelkimi rozumowaniami jest tak, że jeśli ich wynik jest prawdziwy, to nieważne są przesłanki z jakich wychodzono (słynne prawo logiczne o wartości logicznej implikacji). Mogą być nawet całkowicie fałszywe. Jeśli jednak Czytelnik artykułu ks. dr Dziewieckiego oprze się na tych przesłankach, które uważam za fałszywe w innym rozumowaniu, może się okazać, że wejdzie na manowce. Tym bardziej, że te właśnie przesłanki omawianego tekstu, które uważam za niesłuszne mają postać atrakcyjną i przekonującą. Mogą kusić swą oczywistością. Trzeba je zatem skorygować niezależnie od szacunku, jakim darzę Autora.

Wypada rozpocząć od korekty rzeczowej. Moje największe zastrzeżenia budzi fragment artykułu podający motywy picia alkoholu przez młodzież. Autor wiąże picie z kryzysem życia, z odczuwanym bólem, który alkohol ma łagodzić. Sięganie po alkohol miałoby być odpowiedzią na kryzys życia. Cytowana wypowiedź dziewczyny : "dzięki niemu lepiej się czuję i bardziej chce mi się żyć" ma rzekomo świadczyć o takiej właśnie roli alkoholu. Alkohol miałby być lekarstwem na bolesne stany emocjonalne.

Być może tak jest u osób z tzw. grupy ryzyka, wchodzących w uzależnienie, choć trzeba by to jeszcze osobno zbadać, ale nie jest to motyw inicjacji alkoholowej, czy nawet używania alkoholu charakterystyczny dla większości. Ta właśnie większość ma INNY MOTYW, a jest nim fałszywe przekonanie normatywne wyznaczające specjalną rolę alkoholu w życiu młodych ludzi. Młody człowiek, u progu życia przeprowadza coś w rodzaju dowodu społecznego w znaczeniu, jakie nadaje temu słowu Cialdini. Jest niepewny co do faktycznej roli alkoholu, zasięgu jego używania, rzeczywistych skutków, gdyż widzi skrajne efekty picia. Docierają do niego absolutnie sprzeczne komunikaty, reklamy i ostrzeżenia. Podwójnym językiem mówią dorośli ujawniając sprzeczności pomiędzy zaleceniami, a własną praktyką życiową. Taka sytuacja niepewności sprzyja, zdaniem psychologów społecznych, podejmowaniu decyzji opartych na uproszczonych przesłankach. Z nich najważniejszą jest wynik obserwacji jak czynią inni, jakie zachowanie podejmują moi rówieśnicy. Temu mechanizmowi należy przypisać tak dramatyczne wydarzenia, jak samobójstwo tysiąca osób w sekcie Jonesa. A tam przecież szło o życie całych rodzin. Opieranie się w sytuacjach niepewności na pobieżnych obserwacjach zachowań innych ludzi jest naszą podstawową busolą w zmiennym i zaskakującym świecie. Wręcz musimy tak reagować. Przypomina mi to sytuację zaobserwowaną kiedyś na uroczystej kolacji. Ponieważ większość uczestników tej imprezy nie miała dotychczas okazji uczestnictwa w radykalnie wyszukanej konsumpcji, dość długo trwało samo rozpoczęcie jedzenia. Gorączkowo obserwowano bywalców luksusowych lokali i to, co oni robią z tą masą serwetek, tajemniczych sztućców czy dziwnych przystawek. Sam przeżyłem podobne chwile niejeden raz. Doskonale pamiętam, na przykład sytuację nad brzegiem atlantyckiego fiordu w Szkocji, gdy na chybił trafił wybrałem coś pod nazwą "to samo" w ślad za moim miejscowym opiekunem. Okazało się, że jest to talerz pełen gotowanych omółków czy innych małży z rodzaju Mya w czarnych skorupkach. Kopiasta górka muszli wystawała ponad dymiącą rzadkawą ni to zupkę, ni to sos. Mój przewodnik pochwalił nasz (nasz?) wybór wskazując na odległy o kilka metrów brzeg morza, z którego ponoć przed chwilą wydobyto te cuda. Zupełnie nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Jeść pojedynczo wydłubując poszczególne okazy czy najpierw chlipać gorzkawą zupkę? Czynić to sztućcami czy palcami? Delektować się rozlegle czy wcinać szybko wciągając? Rozglądałem się zatem na lewo i prawo z nadzieją, że ktoś inny zamówi podobne atrakcje, a w końcu skupiłem uwagę na gościnnym tubylcu opowiadając mu cokolwiek, aby zyskać na czasie i powtarzać zaobserwowaną taktykę uporania się z zawartością talerza. Strategia ta dała wyniki, gdyż w końcu zmęczyłem większość zdecydowanie gorzkich i niesmacznych mięczaków i potwierdzając fundatorowi rzekomo odczuwaną rozkosz.

Przytaczam tę anegdotkę, gdyż właściwie każdy młody człowiek jest jak gość w restauracji życia. Karta dań wypełniona niezrozumiałymi słowami, doświadczenia mało, gdyż w przeciwieństwie do wyposażonych w instynkt zwierzątek nie rodzimy się z gotowymi wzorcami. Uczymy się ich i z tego to powodu podlegamy społecznemu wpływowi. Najpierw patrzymy, co robią inni. Wypracowujemy opinię o tym, jakie zachowania są najczęstsze, do czego prowadzą, jakich skutków można po nich oczekiwać. Najważniejsze jest jednak pytanie o częstość. Pytanie to oczywiście nie może być adekwatnie rozstrzygnięte. Nie mamy możliwości wykonywać ankiet, debat, indagacji, aby przekonać się jak faktycznie zachowują się koledzy. Musimy się opierać na powierzchownych obserwacjach. Te zaś są zafałszowane, gdyż nasze postrzeganie wyróżnia specjalne podkreślanie tego, co niezwykłe. To właśnie zauważamy, bo może to być źródło jakiegoś potencjalnego zagrożenia, a przynajmniej zmiany sytuacji, wymagającej dostosowania. To zaś co silniej zauważone, zostaje przeniesione na pozycje powszechnego zachowania. Co zaś powszechne, to obowiązujące. Dlaczego?

Ponieważ ewentualną ceną za niedopasowanie jest wykluczenie z grupy, inność, obcość czyli coś gorszego od śmierci.

Sytuację tę ilustruje następująca opowieść. W pewnym domu poprawczym dla dziewcząt modne było barwne opisywanie zaliczonych przygód erotycznych. Dziewczęta tam osadzone, często sprawczynie naprawdę ciężkich przestępstw, nie żałowały sobie pikantnych opowieści. Pewnego razu zaszła konieczność dokonania badań okresowych. Okazało się, że większość wychowanek jest dziewicami!

Podobny paradoksalny efekt uzyskują socjologowie badający zachowania seksualne populacji. Okazuje się, że nie można prawidłowo zestawić liczby kobiet i mężczyzn w zakresie kontaktów seksualnych. Mężczyźni podają ich znacznie więcej, niż odpowiednia grupa kobiet. Panuje bowiem wśród nich przekonanie, że "chłop żywemu nie przepuści. A juści, a juści... Gdy przepuści, widać chłopem nie jest. Respondenci wolą nawet nie myśleć o takiej sytuacji. Na wszelki wypadek NAWET W ANKIECIE starają się dopasować do tego rodzaju normy.

Twierdzę, że temu samemu prawu odpowiadają i zachowania alkoholowe młodzieży.

Dowodzi tego choćby fakt, że blisko 10% uczestników prywatek pije z wyraźnym i wiadomym uczuciem fizycznego dyskomfortu, wyłącznie aby spełnić domniemane oczekiwania kolegów i nie odpaść. Jak silny jest to mechanizm dowodzi pewne doświadczenie mego kolegi po fachu. Jako wychowawca kolonijny spowodował, że grupa młodych chłopców napiła się piwa, gdyż bardzo chciała. Zadbał jedynie o to, aby piwo było bezalkoholowe. Mimo braku procentów wiele osób wykazywało wyraźne objawy intoksykacji alkoholowej. Wielu wykazywało wręcz dumę po "udanej akcji" i urosło w oczach kolegów. Jakież było ich zdumienie, gdy prawda wyszła na jaw.

Przekonanie, że wszyscy piją, a jeśli nie wszyscy, to większość, a jeśli nawet mniejszość, to wszyscy tacy jak ja, a jeśli nawet nie wszyscy tacy jak ja, to na pewno wszyscy tak wyjątkowi i fajni faceci, jak ja, to przekonanie normatywne mające swój kształt i przestrzeń, swoją treść, jest odpowiedzialne za sięganie po alkohol. Jego obowiązywanie rozciąga się dalej niż grupa rówieśnicza, gdyż dotyczy kolejnych pokoleń. To zwyczaje rodziców są w tym względzie absolutnie głównym wyznacznikiem normy. I to zwyczaje niekoniecznie skrajnie alkoholowe, ale, jak wykazały badania, nawet okazjonalne picie rodziców staje się motywem do uznania normy "zawsze tak było". I tak być musi...

Ta właśnie przeklęta i powszechna pomyłka sprawia, że w wieku do 20 lat tylko 0,5 % populacji nie przeszło inicjacji alkoholowej.

Czym zatem jest picie w młodym wieku? Oprócz motywu poznawczego jest to konsekwentna obrona więzi grupowych. Jako takie będzie kontynuowane nawet w przypadku świadomości negatywnych konsekwencji indywidualnych. Pijący młody człowiek składa w ten sposób "ofiarę" w imię spójności grupy. Lojalność wobec rodziny (która ponoć pije) i wobec drugiej rodziny ( grupa rówieśnicza, która też ponoć pije) jest absolutna. Jest to jeden z powodów, dla których aż 60% dzieci alkoholików kontynuuje nałóg rodziców POMIMO traumatycznych doświadczeń. Znany mi jest przypadek dziecka, które za zwykłą normę uważało picie szklanki denaturatu do obiadu.

Empiryczne dane wskazują na to, że skuteczne zakwestionowanie tego rodzaju błędnych przekonań normatywnych jest najskuteczniejszą ze znanych obecnie strategii profilaktycznych. Nie jest to jednak łatwe do osiągnięcia. W jednej z warszawskich szkół osobiście prowadziłem eksperyment profilaktyczny w postaci zapoznania uczniów z wynikami badania epidemiologicznego w sprawie picia. Gdy opisałem wyniki, które były korzystne (3-4 osoby pijące dość mocno w klasie) podniósł się szum. Jak to? Taki słaby wynik?

W końcu jeden z chłopców nie wytrzymał i potoczył się taki oto autentyczny dialog:
- Czy pan się nie pomylił? To nie są wyniki naszej klasy!
- Nie, to wasze wyniki. To przecież klasa trakcji elektrycznej, prawda?
- No tak, ale to niemożliwe, u nas się pije więcej...
- Badania były wykonane bardzo wiarygodnym i sprawdzonym sposobem, amerykańskim, dodatkowo sprawdzonym w Polsce przez najlepszych badaczy.
- Co z tego, nie zna pan młodzieży?
- Co masz na myli?
- No, nie widział pan Słupska w telewizji?!
- Ale tu nie jest Słupsk, tylko wasza klasa...

Opór na temat wyników był uzasadniony. Była to pierwsza klasa. Badania robiliśmy na początku szkolnej kariery uczniów, gdy nie byli zorientowani, jak tu jest, w tej budzie. Widać niektórzy z nich doszli do przekonania, że normą jest picie. Jeśli doszli do takiego wniosku i zaczęli licytować się w piciu, to wyniki badań ujawniłyby swoistą pułapkę, w którą wpadli. Wytworzyłaby się sytuacja klasycznego dysonansu poznawczego. Woleli zaprzeczać, niż uznać tego rodzaju pomyłkę. Wybór był prosty: ograniczenie picia do poprzedniego stanu lub odrzucenie badań.

Jak to się ma do tez ks. dr Dziewieckiego? Sądzę, że zbyt mocno opiera się on na mechanizmach indywidualnych, gdy w rzeczywistości chodzi o grupowe. W tym wypadku nie tyle chodzi o wynik emocjonalny indywidualnego kontaktu nastolatka z substancją pod nazwą alkohol, ile o poczucie, że jest się wewnątrz aktualnej grupy społecznej. Dopiero, gdy usuniemy wpływ tego masywnego czynnika pozostaną nam te powody picia, które mają charakter indywidualny.

Innymi słowy picie jest w pewnym sensie problemem przypadkowym, w takim znaczeniu, że młody człowieka wpada w pułapkę ze względu na sam fakt kontaktu z alkoholem, a nie ze względu na określone tło emocjonalne tego zachowania. W piciu jest coś ze samosprawdzającej się przepowiedni: oczekiwanie gratyfikacji spotyka się z wyraźnym spełnieniem. Cały proces można opisać tak:
- obserwacje otoczenia, analiza częstości danych zachowań i ich znaczenia społecznego,
- pragnienie upodobnienia się do innych, przynależności,
- inicjacja alkoholowa,
- bezpośrednie wrażenia pozytywne lub neutralne,
- następcze odczuwanie jedynie doraźnych i niezbyt dotkliwych skutków,
- uznanie dowodu społecznego za trafny ("ci co piją, wiedzą co robią, dlatego tak wielu pije"),
- powtarzanie cyklu zawsze w okolicznościach związanych z kontekstem normy.

Być akceptowanym, być z innymi. Czy tak trudno nam zrozumieć ten rodzaj potrzeby? Oczywiście potrzeba ta ma swoje natężenie. Jeśli ktoś na przykład wyżej sobie ceni więź z Bogiem, niż z grupą rówieśniczą, to podjęcie decyzji abstynenckiej nie będzie dla niego stanowić problemu. Tym, między innymi tłumaczę łatwość decyzji abstynenckich podejmowanych w ruchu oazowym. Ponadto ruch ten to obszar INNYCH norm, choć budowanych również drogą obserwacji otoczenia. Charakterystyczne jest zjawisko masowego wypełniania kart z decyzją abstynencką podczas obserwacji składania takich deklaracji przez dużą grupę uczestników oaz.

Zatem gra toczy się o więzi, wokół więzi. Więzi osobowe to temat odsyłający nas do istnienia. Jaki jest kontakt młodego człowieka z rzeczywistością? Jaki ma dostęp do prawdy, dobra, do realności napotkanych osób. Czy aktualna kultura ułatwia mu ten kontakt, czy utrudnia? Oto ostateczne pytania profilaktyki problemów alkoholowych wśród młodych ludzi. Nie na darmo takie znaczenie mają tu odniesienia rodzic - dziecko. Chodzi bowiem o relacje, a ta jest modelem wszelkich relacji osobowych.

Wyjaśnienie "sięgania po alkohol" proponowane przez ks. dr Dziewieckiego jest przesycone dążeniem do wyraźnego wskazania wewnętrznych przyczyn takiego zachowania młodych ludzi. Tymczasem dokonane zestawienie czynników ryzyka, a więc empirycznych wskazówek umożliwiających przewidywanie, że dana osoba, narażona na działanie tych czynników, będzie mieć kłopoty z używkami, prawie nie zawiera takich elementów jak ewentualny "kryzys życiowy". Zawiera za to mnóstwo elementów środowiskowych: dostępność alkoholu, ceny, obyczaje w domu i otoczeniu, zachowania grupy rówieśniczej, kulturowe przekazy na temat picia, warunki życiowe np. w postaci konfliktu w rodzinie. Rozumiem, że za obu wizjami stoją trochę inne założenia co do natury człowieka. Wspomniana lista jest bowiem pod pewnym względem przerażająca. Informuje nas ona, że ważne ludzkie sprawy mogą zależeć od automatyzmów, mechanicznych układów czynników, od czegoś na kształt przypadku. Te dwie wizje nie muszą być całkiem sprzeczne. Okazuje się, że ludzie podlegają w pewnym stopniu wspomnianym automatyzmom ze statystyczną regularnością, uchwytną dla badaczy. Picie jest jednym z zachowań, które najczęściej podlega pseudodecyzjom. W rzeczywistości, będąc dla młodych ludzi ważną sytuacją, regulowane jest bardzo często, o ile nie zawsze, pracą automatycznego pilota. Wyższe władze ludzkie, takie jak wola czy intelekt, ulegają przeważającemu wpływowi wyobraźni, emocji, tzw. niższych władz, służących jedynie do codziennej, niemęczącej regulacji czynności życiowych. Pracując wiele lat obserwuję z coraz większym zdumieniem ten aspekt picia młodych (i starych).

A zatem może to być wynik tak prozaicznych wpływów jak reklamowe inwazje, trendy gospodarcze, typ edukacji szkolnej itd. Decyzje i owszem, zapadają, ale nie w umysłach młodych, lecz w umysłach aranżujących gospodarkę dorosłych. Pozwolę sobie na jeszcze śmielszą wycieczkę. Jeśli uznawać wpływ demoniczny, mogłoby się okazać, że ostatecznym miejscem podejmowania tego rodzaju decyzji jest jakiś pozaludzki umysł osobowego zła. Co prawda większość z nas w diabła nie wierzy, ale wtedy musi uznać logikę empirycznych badań wskazujących na bezrefleksyjność wielu zachowań destrukcyjnych ludzi. W tym nie ma ludzkiego sensu, jest przypadek. Przerażające, prawda?

Gdyby poprzestać tylko na czynnikach ryzyka wizja byłaby mroczna i pesymistyczna. Na szczęście te same badania wskazują na decydującą rolę chroniącą zasadniczych odniesień osobowych. Relacje osobowe, angażujące całego człowieka, z wyższymi i niższymi władzami, chronią najlepiej i najskuteczniej. I to we wszelkich wymiarach: w relacji do siebie samego, w relacji rodzice - dzieci, w relacji Bóg - człowiek czy człowiek - inne osoby (wspólnota, naród). Możemy się chronić w relacjach i to wystarcza, gdyż są pomostem do realnych osób, które kochamy. Zaskakujące, że taki wniosek nie płynie wyłącznie ze strony filozofii czy teologii, które zajmują się relacjami, ale ze strony nauk szczegółowych.

Nieco upraszczając, można powiedzieć, że zło żeruje na sprowadzaniu osoby ludzkiej do poziomu zwierzęcia i czyni to, paradoksalnie, poprzez wpływy kulturowe, społeczne, to dobro broni się aktywizując w człowieku to, co w nim specyficznie ludzkie, to co stanowi pełną OSOBĘ LUDZKĄ. Tu chyba byśmy się zgodzili z ks. dr Dziewieckim, choć droga dojścia jest nieco inna i wnioski praktyczne dla organizacji pracy profilaktycznej też.

Z odmiennego opisu sytuacji wynikają jakby nieco inne zalecenia praktyczne. Przede wszystkim wydaje się, że dla profilaktyki problemów alkoholowych mało przydatna jest wiedza z zakresu uzależnień. Dotyczy ona bowiem zbyt wąskiego kręgu osób. Z tego powodu postulujemy używanie terminu profilaktyka problemów alkoholowych, co niesie inną treść, lepiej dostosowaną do odbiorcy profilaktyki. Po drugie postulujemy przeorientowanie profilaktyki na intensywną pracę Z DOROSŁYMI, od których zależy picie młodych. Trzeba pracować z rodzicami, ze sprzedawcami, z politykami, z dziennikarzami...

Jest to oczywiście praca trudna z uwagi na tzw. "zaszłości" czyli pierwotne zaangażowanie dorosłych w picie, w interesy robione na piciu, w eksploatację innych ludzi. Świat nie jest rajem, ale ... pracować mimo wszystko trzeba. Czynić dorosłych w jakimś aspekcie bardziej dorosłymi.

Na koniec dwie krótkie uwagi merytoryczne. Choć picie młodych znacznie wzrosło, głównie na początku lat 90-tych i z inspiracji dorosłych, to jednak nadal DOMINUJE nieutracona tęsknota za lepszym życiem. Dysponuję odpowiednimi badaniami, nawet opublikowanymi przez PARPA. Jest to nasza szansa. Musimy się jednak nauczyć być bardzo uważni. Wyczuwać nawet lekkie powiewy dobra, jak choćby ułamkowy spadek picia przez uczniów "środka" czyli większość warszawskich licealistów. Co prawda jest to spadek minimalny w odniesieniu do bardzo wysokiego pułapu, ale odnotowuję również i to drgnięcie. Jak również fakt, że w ubiegłym roku około 700 tys. nastolatków wzięło udział w zajęciach profilaktycznych. Nie tylko wierzę, ale i trochę wiem, że ta praca psuje szyki tych, którzy chcieliby rozpić nasze dzieci. Przypisuję jej, między innymi ów delikatny spadek. Spadku tego nie ma w grupie młodzieży najwięcej pijącej. Jest ona jak kra lodowa oderwana od lądolodu - dryfuje coraz dalej od normalności. Sądzę, że los tej części dzieci porusza duszpasterskie serce i umysł ks. dr Dziewieckiego. Im bliżej do tej granicy zupełnego kryzysu, tym bardziej jego uwagi zyskują na znaczeniu. W znacznej mierze je zresztą podzielam. Sądzę, że warto oba teksty czytać jakby równocześnie. W każdym razie jeszcze raz podzielę się moją opinią: od wielu lat nikt nie napisał na ten temat tekstu głębszego niż artykuł ks. Dziewieckiego. Polemizować, uzupełniać, wyjaśniać taki tekst, to zaszczyt. Cieszę się, że na łamach "Remedium" doszło do tej wymiany uwag.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wiara, która nie jest ślepa
Pierwsza ksiazka abstynencka ktora nie jest nudna
Jest decyzja sądu ws uczennicy, która nie chciała nosić identyfikatora z czipem
T. Halik - Co nie jest chwiejne..., religia, Teologia
1-Cholesterol nie jest trucizną-Poczta Zdrowia, ZDROWIE-Medycyna naturalna, Poczta Zdrowie
To nie jest żart
Gdy protokół powypadkowy nie jest zgodny z prawdą
DO?TLEJEM NIE JEST?LEKO Z WYCHOWAWCY
Demokracja nie jest pojeciem jednorodnym - Sartori, Politologia UMCS (2005 - 2010) specjalność samor
NIECH MÓWIĄ ŻE TO NIE JEST MIŁOŚĆ, PIOSENKI DLA GIMNAZJUM
Czasami nie jest tak łatwo jakby miało się to wydawać
Referat Autobiografia pisarza nie jest tylko chronologicznym zapisem jego życia
Law Gdy w małżeństwie nie jest łatwo
pediatria gielda, pediatria1-3 od Pawła, 1) Co nie jest p/wsk do immunoterpaii swoistej :
kultura e by III rok, KARNAWAŁY, JUNG „ARCHETYPY I SYMBOLE” (nie jest łatwo)
Rejestr Windows - praca magisterska, praca magisterska, Obecna wersja postać rejestru nie jest czymś
Czytanie nie jest trudne
Piekło nie jest puste
To nie jest klub dla wtajemniczonych, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA

więcej podobnych podstron