Law Gdy w małżeństwie nie jest łatwo

background image
background image
background image

PORADNIK DLA MAŁŻONKÓW

Gdy

w małżeństwie

nie jest

łatwo

Maureen Rogers Law

Lanny Law

Przekład

Tomasz Kołodziej

Wydawnictwo WAM

Kraków 2003

background image

Tytuł oryginału

God Knows Marriage Isn 't Always Easy

12 Ways to Add Zest

©

2002 by Lanny Law and Maureen Rogers Law

Published through arrangement with Sorin Books of Notre Dame, Indiana,

acting through Multimedia Product Development, Inc., of Chicago, Illinois.

© Wydawnictwo WAM, 2003

ISBN 83-7318-202-0

WYDAWNICTWO WAM • ul. Kopernika 26-31-501 Kraków

tel. (012) 429 18 88 • fax (012) 429 50 03

e-mail: wam@wydawnictwowam.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. (012) 429 18 88 wew. 322, 348, 366 • (012) 423 75 00

fax (012) 430 32 10

e-mail: handel@wydawnictwowam.pl

Zapraszamy do naszej KSIĘGARNI INTERNETOWEJ

http://WydawnictwoWam.pl

Druk i oprawa

Drukarnia Wydawnictwa WAM • ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

background image

Wstęp

Życie w zdrowym związku małżeńskim jest jednym z najwięk­
szych dobrodziejstw.

Związek, który nie przestał się rozwijać, jest oparciem dla

małżonków, dzięki niemu potrafią oni przetrwać niemal wszyst­
kie napotkane przeciwności. Wędrując przez życie, każde
z nich obdarzone zostało nadzwyczajnym towarzyszem, naj­

lepszym przyjacielem, kochankiem, powiernikiem - kimś, kto

pozwala wydobyć z siebie wszystko, co najlepsze.

Jednakże istnieją również pary, które czują się w swych nie­

udanych związkach uwięzione. W partnerach narasta przygnę­
bienie, gniew, lęk, niepokój i nienawiść. Kiedy ludzie żyją
w nieszczęśliwym małżeństwie, przestają się rozwijać. Ener­

gia marnuje się w gorzkich oskarżeniach, a partnerzy mają trud­
ności w pokonywaniu wyzwań, jakie niesie życie. Zamiast mał­
żeństwa, które czyniłoby życie łatwiejszym i bardziej warto­
ściowym, istnieje destruktywny związek, który sprawia, że staje
się ono tylko trudniejsze.

U większości z nas małżeństwo to wypośrodkowanie po­

między tymi dwiema skrajnościami. Radzimy sobie z wyzwa­
niami niesionymi przez życie najlepiej jak potrafimy, zdając

sobie też sprawę, że można by radzić sobie jeszcze lepiej oraz

że mogłoby być znacznie gorzej. Ślub, wytrwanie w małżeń­
stwie i stawanie się szczęśliwą parą to podróż, podczas której
nie brakuje objazdów, zapór i awarii, i większość z nas ma
świadomość, że możemy uczyć się nowych sposobów na ubo­
gacenie naszego związku.

Gdy w małżeństwie nie jest łatwo

jest cennym przewodni­

kiem po dwunastu strategiach, za pomocą których pary mogą
rozwiązywać łatwe i niezbyt łatwe trudności, jakie zdarzają się

background image

6

WSTĘP

w każdym małżeństwie. W naszej pracy terapeutycznej poma­
gamy innym - nie wspominając już o samych sobie - korzy­
stać z tych dwunastu metod reformujących małżeństwo. Nie­
kiedy, w sytuacji, gdy ludzie są zniechęceni ze względu na stan
swego związku, kilka opowieści i mądrych słów czy odpowied­
nio skrojonych porad może podtrzymać iskrę życia w ich mał­
żeństwie. Żywimy nadzieję, że myśli i historie zawarte w tej

książce zachęcą cię do ulepszenia twego własnego małżeństwa.

Dwanaście strategii dobrego małżeństwa

Dwanaście metod, które polecamy dla ożywienia twego związ­
ku (dodania mu smaku!) to niezbędne elementy dobrego mał­
żeństwa. W niniejszej książce prezentujemy je, przedstawia­

jąc prawdziwe historie, które świadczą o skuteczności tych

metod w małżeństwie zarówno naszym, jak i tych ludzi, któ­
rych znamy lub którym pomagaliśmy. Oto owych dwanaście
metod:

Spotykajcie się i róbcie coś wspólnie

Lanny wychowywał się w Minneapolis, Maureen w Du­
blinie, w Irlandii. Nasz związek przez cały okres swego
trwania formował się dzięki wspólnemu zajmowaniu się
pewnymi rzeczami. Dojrzewał przez lata w dzieleniu ze
sobą wspólnych zajęć.

Akceptujcie w sobie podobieństwa i różnice

W miarę jak stawaliśmy się sobie bliżsi, zaczęliśmy sobie
uświadamiać wzajemne podobieństwa i różnice w wielu
dziedzinach, łącznie z kulturą, osobowością, przekonania­
mi, hobby oraz pochodzeniem naszych rodzin. Akceptu-

background image

WSTĘP

7

jąc wzajemne różnice odkrywaliśmy, jak ubogacają one

nasz związek.

Usiłujcie zrozumieć siebie na wzajem

Wzajemne zrozumienie się zakłada poświęcenie niezbęd­
nej ilości czasu na wyjaśnianie i odkrywanie swych ko­
munikatów, zarówno werbalnych, jak i pozawerbalnych.

Chciejcie odczuć emocje współmałżonka

Obdarzanie partnera uczuciem, otwarcie na jego uczucia
oraz troska o uczucia drugiej osoby są niezbędne do
wspólnego wzrostu.

Umiejętnie kształtujcie swą miłość

Wyrażanie swej dobrej woli względem partnera pomaga
w pogłębieniu wzajemnych relacji.

Dajcie waszemu małżeństwu priorytet

Przedkładanie związku małżeńskiego nad rodziców, nad
przyjaciół i nad stosunki w pracy przyczynia się do roz­
woju małżeństwa.

Obdarowujcie się wzajem dotykiem

Obejmowanie, przytulanie, całowanie i stosunek seksu­
alny są wzajemną komunikacją miłości, także duchową
komunikacją.

Z rozmysłem równoważcie odrębność i jedność

Troszcząc się o własne interesy i jednocześnie zwracając
uwagę na pragnienia drugiego, rozwijamy się w poczuciu
uczciwości, co wpływa na zdrowie naszego związku.

Pomagajcie sobie nawzajem

W małżeństwie staramy się być dla siebie podporą, czyli
poszukujemy sposobów na ulżenie drugiemu w jego tru­
dach.

background image

8

WSTĘP

Rozwiązujcie konflikty, zanim sięgną apogeum

Gdy dochodzi do nieporozumień, narastają uczucia roz­
drażnienia, frustracji i gniewu. Szybkie i szczere rozwią­
zywanie konfliktowych sytuacji jest niezbędne dla roz­
woju małżeństwa.

Chętnie przebaczajcie i jeśli możliwe, gódźcie się

Nawet jeśli się ranimy, istnieje możliwość przebaczenia

sobie nawzajem, a gdy urażona osoba jest do tego zdolna
i pragnie tego, również możliwość pojednania.

Dzielcie swoje radości i smutki

Dzielenie smutku partnera może również umocnić więzy
małżeńskie, jeśli na to pozwolimy.

Podsumowując, będziemy żyć w bardziej udanym małżeń­

stwie, gdy nie zapomnimy o następujących elementach nasze­
go związku: o spotykaniu się, akceptacji, zrozumieniu, współ-
odczuwaniu, miłości, jego priorytecie, dotyku, równowadze,

pomocy, rozwiązywaniu konfliktów, przebaczaniu i dzieleniu

się. Następujące rozdziały ukazują historie i pewne sugestie
pomocne w korzystaniu z tych cennych sposobów ulepszenia
związku.

Słowa podziękowania

Napisanie tej książki zawdzięczamy wielu ludziom. Najpierw

chcielibyśmy podziękować naszym rodzicom za dawanie po­
zytywnego wzoru. Nieżyjący już John i Maureen Rogers (z
Dublina) przez ponad pięćdziesiąt pięć lat stanowili kochającą
się parę. Arlene and Loren Law (z Minneapolis, w stanie Min­
nesota) przeżyli razem ponad sześćdziesiąt lat i byli kochają­
cymi się towarzyszami.

background image

WSTĘP

9

Dziękujemy również naszym dzieciom - Erin, Christine,

Kevinowi i Kathleen - za wyrozumiałość, gdy w zeszłym roku
poświęcaliśmy wiele wieczorów i weekendów na pisanie.

Chcieliśmy wspomnieć także naszego syna, Seana, który zmarł

w 1987 roku.

Dziękujemy wszystkich parom, które znaliśmy i które

uobecniały pozytywne cechy małżeństwa. Pragniemy też po­
dziękować profesorom, pisarzom i kolegom, którzy pomogli
nam uchwycić i zaprezentować jasną koncepcję zdrowego
związku. Należymy do grona szczęśliwych par, które spędziły
pewien czas na warsztatach poświęconych ubogacaniu przez
małżeństwo prowadzonych przez Davida i Verę Mace. Mie­
liśmy okazję, przede wszystkim na przykładzie ich życia,
obserwować podstawy zdrowego i szczęśliwego małżeństwa.
Ich artykuły miały wielki wpływ na nasze własne pojęcie mał­
żeństwa.

Kierujemy podziękowania do wielu pojedynczych osób

i par, z którymi prowadziliśmy psychoterapię. Nasz sposób poj­
mowania małżeństwa był wykorzystywany, przetestowany
i udoskonalany w miarę niesienia pomocy pacjentom, któ­

rym towarzyszyliśmy w naprawie związków. W historiach za­
mieszczonych w niniejszej książce zmienione zostały szcze­
góły pozwalające określić tożsamość osób, aby chronić ich pry­
watność, a czasem dwie lub trzy historie skompilowaliśmy
w jedną.

Pragniemy podziękować naszemu wydawcy, Carlowi Ko­

chowi, za jego wskazówki oraz wydawnictwu „Sorin Books"
za umożliwienie nam upowszechnienia naszych poglądów
o małżeństwie. Owe dwanaście metod odnaleźć można w Bi­
blii, wiele z nich może okazać się pomocne we wszelkich ludz­

kich relacjach, nie tylko w małżeństwie.

Mamy nadzieję, książka ta będzie czytana zarówno przez

żony, jak i mężów. Ufamy, że zostaniecie zainspirowani i za­
chęceni do rozmowy na temat tego, co zostało tu przedstawio-

background image

10

WSTĘP

ne. Starajcie się nie spieszyć z lekturą. Poświęćcie jej trochę

czasu i pozwólcie, aby jej treść pomogła wam w waszej wspól­

nej podróży.

background image

M E T O D A 1

Spotykajcie się i róbcie coś wspólnie

Samo wspólne spędzanie wolnego czasu, nie tylko że

iagodzi stres, ale także buduje pomiędzy zvami mosty

jak nic innego. Bądźcie weseli; stwarzajcie wiele oka­

zji do śmiechu. I róbcie to jak para.

Tim Clinton

Robić coś razem

wydaje się bardzo oczywistym sposobem na

kultywowanie udanego związku, niemniej jednak nierzadko po
kilku latach małżeństwa wiele par zaprzestaje wspólnych za­

jęć. Partnerzy codziennie mają szansę na wniesienie odrobiny

życia do swego związku przez zrobienie czegoś razem. W ten
sposób, poznajemy siebie nawzajem oraz kształtujemy naszą
przyjaźń. Dowiadujemy się, co druga osoba lubi, a czego nie
lubi.

Rodzaj zajęcia nie jest tak ważny jak sam fakt robienia cze­

goś wspólnie: spacer po parku, wspólny posiłek, przytulanie
się na kanapie, oglądanie filmu lub malowanie pokoju. Wizyta
u znajomych lub wspólne wyjście na mecz, do teatru, muzeum
oraz wiele innych rodzajów zajęć ubogaca nasz związek.

Ted i Ann byli bardzo szczęśliwi, podczas gdy spotykali się

ze sobą na randkach. Dzielili wiele wspólnych zajęć, mimo iż
każde z nich miało swoje indywidualne zainteresowania. Przed

background image

12

METODA 1

ślubem, gdy mieszkali jeszcze osobno, widywali się prawie
codziennie, posiadali jednak pewną niezależność. Odkąd się

pobrali, zaczęli odczuwać pewne napięcie.

Obecnie, w drugim roku małżeńskiego pożycia, o którym

myśleli, że będzie rozkwitem szczęścia, okazało się, że nagłe
napięcia i nieporozumienia przeważyły. Przybyli na psychote­
rapię po oświadczeniu Ann, że pragnie separacji. Czuli się od
siebie oddaleni i coraz mniej czasu spędzali razem. Gdy zna­
leźli się sam na sam, zaczynali się sprzeczać. Niestety odkryli,
że spędzanie czasu razem nie jest zbyt przyjemne, znajdywali
więc wymówki, by spędzać go osobno. Często udawali się spać
o różnych godzinach i niekiedy osobno jedli.

Gdy przyjrzeli się swemu związkowi zaczęli zdawać sobie

sprawę, że ich wzajemne unikanie się nasilało jedynie proble­
my. Zachęciłem ich więc, by spędzili ze sobą jakiś czas, po­

czątkowo tylko po to, aby coś wspólnie robić, a nie naprawiać
od razu wszystkie swoje problemy. Po jakimś czasie poinfor­
mowałem ich, że mogą zacząć poruszać nurtujące ich zagad­
nienia.

Zaczęli więc ponownie razem jeść, oglądać telewizję i ro­

bić inne zwyczajne rzeczy, jakimi zwykle zajmują się pary.
Prawie natychmiast Ted i Ann poczuli się pewniej, gdy wypo­
wiadali swe problemy. Pierwszy, jaki się pojawił, dotyczył ich
różnego pojmowania niezależności. Wcześniej Ann była tak
bardzo rozkochana w Tedzie, że minęły miesiące, zanim uświa­

domiła sobie, że brak jej przyjaciółek i niezależności. Po sze­
ściu miesiącach małżeństwa powiedziała Tedowi, że ma za­
miar spotkać się ze swymi przyjaciółmi.

Ponieważ Ted nie odczuwał potrzeby podtrzymywania

swych starych przyjaźni, nie zrozumiał jej chęci spędzenia cza­
su z kimś innym. Podczas naszych sesji Ann wyznała, że po­

wróciła nawet na studia i zaczęła pracować dłużej, tylko po to,
by mieć powód do spędzenia trochę czasu bez Teda. On zaś nie
miał zastrzeżeń co do czasu, jaki ona spędzała w szkole lub

background image

SPOTYKAJCIE SIĘ I RÓBCIE COŚ WSPÓLNIE

13

w pracy. Nie potrafił jednak zrozumieć jej potrzeby bycia
z przyjaciółmi.

Ann zdała sobie sprawę z tego problemu, gdy powiedzia­

ła mężowi: „Ted, kocham cię i lubię być z tobą. Chcę tylko
trochę czasu, na zrobienie niektórych rzeczy bez ciebie". Jej
deklaracja uśmierzyła niepokoje Teda, zgodził się z tym i za­
akceptował przestrzeń, jakiej potrzebowała. Obecnie, gdy
Ann może spędzać jakiś czas z przyjaciółmi, powraca do do­
mu z większym entuzjazmem dla męża. Nie stara się już uni­
kać go.

Ann zaczęła natomiast umożliwiać Tedowi bycie z sobą.

On sam lubił poświęcać czas na swe hobby. Skoro jednak za­
czął przywykać do samotności, Ann musiała zapoczątkować
ich wspólne zajęcia. Teraz uczą się oboje, jak cieszyć się na

powrót swym towarzystwem.

Ile czasu dana para przebywa razem i jakie wybiera zajęcia,

zależy od osobowości partnerów. Jednakże najważniejsze jest
to, aby faktycznie spędzali czas razem.

Nasz związek kształtował się, utrzymywał i pogłębiał dzię­

ki wspólnym zajęciom, czasem nawet tak prostym jak wypicie
filiżanki herbaty. Na ścianie naszego salonu wisi obrazek czaj­
nika i kilku filiżanek. Obrazek był moim prezentem dla Mau-
reen. Na odwrocie napisałem: „Dla mej ukochanej żony w trzy­
nastą rocznicę ślubu - zawsze będę cenił czas spędzony przez
nas na piciu herbaty. Kocham Cię. Lanny". Kilka lat wcześniej
wywiązała się między nami kłótnia. Gdy wyszedłem z domu,
by się uspokoić, droga zaprowadziła mnie do sklepu, w któ­
rym zakupiłem komplet filiżanek, z którego uczyniłem symbol
naszej solidarności. Wspólne picie herbaty stało się naszym
codziennym zwyczajem - w dobrej i złej doli - poprzez całe
dwadzieścia lat naszego małżeństwa. Brzmi to niezwykle pro­
sto i naturalnie, lecz nieraz musimy zwrócić uwagę na wspól­
ne spędzanie czasu, razem wykonując zarówno niezwykłe, jak
i całkiem zwyczajne rzeczy, które nas do siebie zbliżają.

background image

14

METODA 1

Nie możemy naprawdę kogoś kochać, jeśli się z nim
nigdy nie śmiejemy.

Agnes Repplier

Spotykajcie się i róbcie coś wspólnie

• Przedyskutuj ze swym współmałżonkiem następujące

pytania związane z czasem, jaki ze sobą spędzacie:
- Ile czasu spędzamy razem w powszednie dni?
- Jakie rzeczy lubimy robić razem?
- W jaki sposób możemy znaleźć więcej czasu, by go
wspólnie zagospodarować?

• Zagrajcie w waszą ulubioną grę planszową lub w karty.

• Przynajmniej dwa razy w tygodniu udajcie się na trzydzie-

stominutowy wspólny spacer.

• Przypomnijcie sobie, jakie zwyczajne rzeczy sprawiały

wam przyjemność podczas wczesnych lat waszej znajo­
mości. Postarajcie się do nich wrócić.

• Charlotte i Howard Clinebell piszą, że pary mogą wnosić

życie do swego związku przez ożywianie wszystkich ro­
dzajów intymności w małżeństwie: „Istnieje więcej dzie­
dzin będących źródłem bliskości, niż większość z par
może podejrzewać...". Zastanów się nad innymi jeszcze

poglądami Clinebellów:

Bliskość emocjonalna polega na głębokiej świadomości

i dzieleniu z sobą znaczących treści i uczuć.

Czy jest między

wami emocjonalna bliskość?

background image

SPOTYKAJCIE SIĘ I RÓBCIE COŚ WSPÓLNIE

15

Bliskość intelektualna wynika z podzielania tych samych

poglądów.

Czy kiedykolwiek rozmawiacie o swych poglądach,

o czym myślicie, co czytacie?

Bliskość estetyczna jest osobistym dzieleniem się doświad­

czeniem piękna.

Czy oglądacie razem filmy, sztuki teatralne,

czy słuchacie koncertów? Czy kiedykolwiek siadacie obok sie­
bie i przyglądacie się nadzwyczajnym zachodom słońca?

Bliskość twórcza rodzi się z dzielenia się własną kreatyw­

nością.

Czy robicie razem nowe rzeczy: planujecie ogród, kła­

dziecie razem tapety...

Bliskość rekreacyjna jest nieodzowna dla zdrowia psychicz­

nego partnerów, wypełnia studnie naszej energii i umożliwia
„ dziecięcej stronie " człowieka odmłodzenie całej osobowości

poprzez rozładowujące stres zabawy.

Czy znajdujecie jakąś

wspólną rozrywkę: spacer, rower, ryby, ćwiczenia, golf, itp.?

Bliskość pracy rodzi się z dzielenia ze sobą różnorodnych

wspólnych obowiązków, wynikających z utrzymywania domu,
wychowywania dzieci, zarabiania pieniędzy i uczestniczenia
w życiu dzielnicy.

Czy istnieje choć jedno wspólne zadanie,

które pogłębiałoby waszą bliskość pracy?

Bliskość duchowa jest zażyłością, która rozwija się poprzez

wspólne rozważanie spraw najwyższej wagi, dotyczących sen­
su życia, kontaktu z Bogiem i stosunku do świata.

Jak często

zbliżacie się do siebie i rozwijacie w sferze duchowego życia?

Życie małżeńskie nie jest skradzioną, wyizolowaną

częścią życia; jest zintegrowane z wszystkimi życio-
wymi potrzebami; rozjaśnia nie tylko fragment życia,
lecz życie samo w sobie.

Dwight Hervey Small

background image

16

Nasze pudełko na listy

METODA 1

Maureen i ja jesteśmy małżeństwem od ponad dwudziestu lat
i jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadamy, jest duże
pudełko na listy, które pisaliśmy do siebie pomiędzy 1976
a 1980 rokiem. W tym czteroletnim okresie rozmawialiśmy tyl­
ko jeden raz przez telefon, to przez listy się poznawaliśmy.

Maureen pochodzi z Dublina, w Irlandii, ja jestem z Minnea-

polis, w stanie Minnesota. Ponieważ mój dziadek urodził się
w Irlandii, udałem się z wizytą do tego pięknego kraju latem

1976 roku. Dzięki wspólnym przyjaciołom, Maureen i ja spo­

tkaliśmy się na plaży w Dublinie podczas meczu siatkówki.

Przypominam sobie moje emocje, gdy dzwoniłem do niej,

pytając czy chciałaby się ze mną spotkać. Pamiętam też częstą

jazdę autobusem z centrum Dublina do domu Maureen w pół­

nocnej części miasta. Podczas owego lata wiele razem robili­
śmy: kino, teatr, wycieczki autobusem, spacery oraz, co jest
zwyczajem w Irlandii, wspólne picie herbaty w małej kawia­
rence. Lubiąc swe towarzystwo, nigdy nie rozmawialiśmy wiele
o tym, co do siebie czujemy.

Gdy pod koniec lata powróciłem do Stanów Zjednoczonych,

żadne z nas nie wiedziało, czy kiedykolwiek zobaczymy się
znowu. Przez kilka miesięcy wymieniliśmy parę listów, po
czym nasza korespondencja urwała się.

Dwa lata później posłałem Maureen kartkę urodzinową.

Odpisując, poinformowała mnie, że nosi się z planami odwie­
dzenia pewnej rodziny w Ameryce, na Florydzie, w grudniu

bieżącego roku.

Kupiłem więc bilet lotniczy na Florydę, by spędzić z nią

choć jeden dzień. Gdy zbliżałem się do miejsca, gdzie zamiesz­
kała Maureen, podniecenie i nerwy dawały o sobie znać. Mia­
łem nadzieję, że nadal będzie się mną interesować.

background image

SPOTYKAJCIE SIĘ I RÓBCIE COŚ WSPÓLNIE

17

Zaproponowałem jej przejażdżkę i pojechaliśmy nad oce­

an, dokąd było zresztą bardzo blisko, i długo rozmawialiśmy
o tym, co przez ostatnie dwa lata się z nami działo. Mimo iż
było oczywiste, że zależy nam na sobie, zbyt duża rezerwa,
z jaką rozmawialiśmy, nie zdradzała pragnień naszych serc. Po
kilku godzinach spędzonych razem, nadszedł czas pożegnania.
Uścisnęliśmy się. Było to najtrudniejsze i najbardziej kłopotli­
we pożegnanie w moim życiu.

Widziałem się z Maureen, ale nie powiedziałem jej o mych

uczuciach. Gdy odjeżdżałem, czułem głęboką pustkę. Wkrót­
ce miała wrócić do Europy. Odeszła, może już na zawsze.

Tego dnia zdarzyło się jednak coś ważniejszego, niż mo­

głem przypuszczać! Zjednoczyliśmy się ponownie po dwóch
latach rozłąki. Spacerowaliśmy po plaży, wspólnie jedliśmy,
rozmawialiśmy ze sobą cały dzień i patrzyli na fale oceanu.
Uścisnęliśmy się na pożegnanie. Podczas tego krótkiego spo­
tkania nasze życia zbliżyły się do siebie.

Poprzez następne osiemnaście miesięcy, dzięki korespon­

dencji nasz związek zaczął coraz bardziej dojrzewać. Zaczęli­
śmy ujawniać sobie fakty z naszego życia oraz, w końcu, na­
sze wzajemne zainteresowanie sobą. Jesienią 1979 roku Mau­
reen udała się na studia do Paryża, natomiast ja uczyłem się
w Chicago. Wyczekiwaliśmy na listy od siebie i cieszyliśmy
się z każdego znaku życia. Wciąż przychodzi mi na pamięć
dzień, w którym otrzymałem od Maureen kolekcję widokówek.
Oprawiłem je w ramki i spoglądałem na nie każdego dnia.
Coraz bardziej się w sobie rozkochiwaliśmy.

Z upływem miesięcy, brakowało mi jednak czegoś: spotka­

nia się, by razem coś zrobićl

Pewnego dnia przyjaciółka Mau­

reen z Paryża odwiedziła Chicago. Spotkaliśmy się i rozma­
wiali o Maureen. Dziewczyna opowiadała mi o Maureen: jak
się uśmiecha, co ją śmieszy i co robi. Podczas tej rozmowy
zauważyłem nagle, że zapomniałem zupełnie, jak zachowuje
się Maureen w zwyczajnych sytuacjach. Znałem wiele waż-

Gdy w małżeństwie... 2

background image

18

METODA 1

nych cech Maureen, o których nie wiedziała nic jej przyjaciół­
ka, lecz jej zwyczajne codzienne zachowanie umknęło z mojej
pamięci. Przez całą kolejną zimę robiliśmy plany naszego spo­
tkania w Irlandii podczas najbliższego lata.

Latem 1980 roku mogliśmy zanurzyć się całkowicie w na­

szych osobistych historiach. Rozmawialiśmy godzinami, je­
ździli autobusami po całym Dublinie, odwiedzali sklepy i mu­
zea, chodzili razem na przyjęcia. Mimo że poruszaliśmy wiele
ważnych spraw listownie, podczas naszych spotkań byliśmy
bardzo ostrożni w zbliżaniu się do siebie.

Wraz z upływem tygodni, wiedząc, że dysponujemy ogra­

niczoną ilością czasu, odczuwaliśmy naglącą potrzebę zdecy­
dowania, czego dla naszego związku pragniemy. Pewnego dnia
pojechaliśmy pociągiem do Donegal, pięknego miasta w pół­
nocno-zachodniej Irlandii. Spacerując nad brzegiem oceanu,
rozmawialiśmy o nas, ociągaliśmy się jednak ze stwierdzeniem,
czy chcemy się głębiej zaangażować. Wtem zaczęło nagle pa­
dać. Spacer nabrał posępnego charakteru i zaczęło wkradać się
pomiędzy nas milczenie. Czuliśmy się okropnie.

Schroniwszy się w kafejce, spędziliśmy tam popołudnie,

pijąc herbatę. Stopniowo, słowo po słowie, otwieraliśmy się

na sprawy, które nas żywo dotyczyły. Wysączywszy kilka fili­
żanek, wiedzieliśmy już, że nasz związek będzie trwały. Wkrót­
ce zaręczyliśmy się i postanowili pobrać.

Musiałem powrócić do Stanów Zjednoczonych i rozpocząć

naukę w Nowym Jorku. Mieliśmy się rozstać, ponownie, na
cztery długie miesiące zanim się pobierzemy. W dniach, które
bezpośrednio poprzedzały nasze rozstanie, Maureen wybucha­
ła płaczem, gdy napomykaliśmy o moim wyjeździe. Ja zaś po­
wstrzymywałem swe emocje aż do chwili, gdy znaleźliśmy się
na lotnisku w Dublinie. Gdy nadszedł czas wejścia do samolo­
tu, zacząłem płakać. Podobnie jak łączyła nas herbata i spacer

na plaży, teraz łączyły nas łzy. Gdy kroczyłem do samolotu
czułem, że nasze pożegnanie nie przeszkodzi wspólnej przy-

background image

SPOTYKAJCIE SIĘ I RÓBCIE COŚ WSPÓLNIE 19

szłości. Wiedzieliśmy, że wnet będziemy razem i że od począt­

ku będziemy robić wszystkie te zwyczajne rzeczy, które wzbu­
dzały w nas wzajemną miłość.

Zastanówmy się jak po6udzać się wzajem do miłości...,

nie zaniedbując spotkań, jak niektórzy maję w zwycza­

ju, lecz podnosząc się na duchu.

Paweł z Tarsu

Sygnał - „zajęte"

Roger wraz ze swym wspólnikiem otworzył restaurację w sa­
mym sercu miasta, gdzie wiele interesów ubijanych jest pod­
czas kolacji i drinków. Restauracja odniosła sukces i otrzyma­
ła doskonałe referencje w miejscowym magazynie. Roger przy­
znał, że jest pracoholikiem, ale dodał też, że jego ciężka praca

przyniosła wymierne korzyści. „Wychowałem się w biedzie,

obserwując harówkę ojca aż do emerytury. Wkrótce zabił go

jednak atak serca, dziewięć miesięcy po przejściu na emery­

turę". Łzy napłynęły mu do oczu, starał się wytrzeć je palca­
mi. Drogi garnitur Rogera nie był w stanie przyćmić jego pro­

blemów.

Jessica pracowała jednakowo ciężko jako prawnik. Nawet

spędzając długie godziny w biurze, często zabierała pracę do
domu na noc czy na weekend. Jessica nie znała właściwie swe­
go ojca, z wyjątkiem opowiadań o nim. Gdy miała cztery lata,
ojciec opuścił dom. Wpadł w alkoholizm i dwa lata temu do­

wiedziała się, że zmarł jako bezdomny w Kalifornii. Matka
musiała żyć z zasiłków, by wychować swoje dwie córki. Jessi­
ca przyznała, że uwielbia teraz ofiarowywać matce te rzeczy,
których brakowało w domu, gdy dorastała. „Zdobycie mojej

background image

20

METODA 1

dzisiejszej pozycji wymagało ode mnie wiele ciężkiej pracy.
Mimo iż mi się powiodło, nie mogę otrząsnąć się z mego dzie­
ciństwa spędzonego w biedzie". Gdy Jessica opowiadała nam
o tym, Roger był ujęty jej szczerością. Już od bardzo dawna

nie rozmawiali na temat zapomnianych spraw z ich życia.

Jessica i Roger zgłosili się na terapię, gdyż oboje odczuli,

że ich związkowi brakuje solidnej podstawy. Żalili się, że nie
spędzają ze sobą wystarczająco dużo czasu. Unikali sytuacji
znalezienia się w tym samym pokoju czy nawet domu, plano­
wali rozkład zajęć umożliwiający spędzanie czasu daleko od
siebie, unikali kładzenia się spać o tej samej porze. Aby czuć
się ze sobą dobrze, potrzebowali towarzystwa innych osób.

Roger i Jessica siedzieli na kozetce daleko od siebie. Nie

mogłem nie zwrócić uwagi na ich doskonale skrojone ubrania,
drogą biżuterię i opalone twarze. Oboje przybyli ze swymi skó­
rzanymi walizkami, kalendarzami i telefonami komórkowymi.
Ich wystawny styl życia ostro kontrastował z ubogim pozio­
mem wiedzy - i nieudanym życiem małżeńskim.

W trakcie rozmowy Jessica zauważyła: „Kiedyś dużo się

śmialiśmy. Przypominam sobie, jak oczekiwaliśmy na każdą
okazję, by być ze sobą i by nikt nam nie przeszkadzał. Nie mam

pojęcia, co się z nami stało ".

„Sukces zmienił wiele rzeczy - dodał Roger trochę ponuro -

Przedtem byliśmy biednymi studentami, robiącymi zakupy
w najtańszych sklepach".

„Czy jednak nie było to fajne, Roger?" głośno zastanawiała

się Jessica.

Roger nie odpowiedział. Zdawał się zatopiony we wspo­

mnieniach.

Kiwając głową, powiedział nagle: „Nie wiedzieliśmy, że się

zmieniamy. Może to jest jak gotowanie raka w restauracji -
temperatura podnosi się niezauważalnie".

„Myślę, że jesteśmy dobrze upieczeni, a ty, Roger?!" - rze­

kła Jessica.

background image

SPOTYKAJCIE SIĘ I RÓBCIE COŚ WSPÓLNIE

21

Na te słowa oboje pogrążyli się w milczeniu, wiercąc się

i odwracając od siebie. Zapanowało ponure milczenie. Mia­

łem wtenczas okazję przekonać się trochę, jak bardzo byli
w swym związku napięci i zrezygnowani.

Jedyna rzecz, co do której się zgodzili, to fakt, że rzadko się

kłócą. Jessica zażartowała, że jest tak dlatego, że nigdy nie
rozmawiają. Gdy rozmawiają przez telefon, ich rozmowa ogra­
nicza się do podania swego harmonogramu, dlaczego wrócą
do domu spóźnieni, kto ma odebrać pranie i kto zawiezie psa
do weterynarza. W domu, oboje czują się już wyczerpani. Ro­
ger rzuca się zwykle na komputer i przez kilka godzin rozsyła
e-maile do przyjaciół. Jessica kończy swą papierkową robotę
i przed pójściem spać bierze gorącą kąpiel. Idzie spać już
o dziesiątej, a Roger odreagowuje jeszcze oglądając sport w te­
lewizji aż do północy. Tak przez ostanich kilka lat wyglądały

ich utarte zwyczaje.

Ich związek zaczął powoli przekształcać się w przewidy­

walną rutynę. Wspólne życie było komfortowe, choć także su­
che, nudne i puste. Miałem wrażenie, że rozmawiałem ze
współlokatorami, a nie kochankami. Swój związek traktowali

jako coś nieodwołalnego, wierząc, że miłość między nimi była

wystarczająco silna, by przetrwać długi czas bez wzajemnej
komunikacji.

Gdy podałem im myśl o zrobieniu czegoś wspólnie, zapro­

testowali, podkreślając, że są zbyt zmęczeni, by razem gdzieś
wychodzić. Roger utrzymywał, że ostatnim miejscem, w któ­
rym chciałby się spotykać, była restauracja, a Jessica unikała
ludzi, spędzając większość czasu w zatłoczonym biurze lub
w sali sądowej. Jednakowoż, jak na szczerych poszukiwaczy
rozwiązania przystało, nie przestawali zastanawiać się nad po­
mysłem zrobienia czegoś wspólnie w domu, a później może
i nad wspólnym wyjściem.

Zorganizowaliśmy burzę mózgów, szukając możliwości

odciążenia ich tygodniowych harmonogramów. Oboje wyrazi-

background image

ł

22 METODA 1

li zgodę na obcięcie kilku godzin swej pracy. Jessica postano­
wiła nauczyć się zostawiać pracę w biurze i zacząć bardziej
angażować się emocjonalnie w domu. Roger miał zamiar do­
gadać się ze wspólnikiem, by ten wziął na siebie niektóre week­
endy. Jessica poprosiła Rogera o ograniczenie czasu spędzane­
go przed komputerem, więc on z dwóch godzin zmniejszył go
do jednej. Jessica zdecydowała się także, że będzie kończyć
swe zajęcia wcześniej, co umożliwi jej rozmowę z Rogerem,
gdy ten wstanie od komputera.

Dawne przyzwyczajenia trudno przezwyciężyć, Rogerowi

i Jessice udało się w końcu nie przynosić pracy do domu.
Stwierdzili, że polubili spędzać czas razem. Kiedy pojawiły się

problemy, potrafili nad nimi pracować. Większość wieczorów
przeznaczali odtąd dla siebie. Zaczęli robić pewne rzeczy
wspólnie, pracować nad projektem, wyprowadzać psa na spa­
cer lub choćby siedzieć przy kominku albo słuchać muzyki.

Stopniowo odzyskiwali smak przygody, który niegdyś przecież

w sobie odnajdywali.

Wstępowałem w związek małżeński, spodziewając się

gotowego domu. Zamiast tego okazało się, że wiele

jeszcze trzeba wybudować; otrzymaliśmy tylko gołe

ściany.

Philip Yancey

background image

M E T O D A 2

Akceptujcie w sobie podobieństwa i różnice

Poślubienie kogoś jest jak zakup pewnej rzeczy, którą

podziwiałeś przez długi czas na wystawie sklepowej.

Gdy znajdzie się wreszcie u ciebie, możesz ja uwiel­
biać, choć nie zawsze pasuje do wszystkiego, co się
w domu znajduje.

Jean Kerr

Socjolog Richard Klemer przytacza następujące słowa Helo­

izy i Johna, znanych mu małżonków:

Heloiza:
John rujnuje nasz związek! Spędzam godziny, przygoto­
wując dla niego obiad, a on nigdy nie zjawia się na czas,
by go zjeść. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie
zadzwoni do mnie i nie powie, że się spóźni. Zanim się
pobraliśmy, nie był taki. Jestem już zmęczona od błaga­
nia go i krzyczenia na niego.

John:
Przed ślubem nie wyjeżdżała z tym, co teraz, że jej ojciec
zawsze był na czas. Ona i ten jej idealny ojciec! On miał
pracę od dziewiątej do piątej i nigdy nie spóźnił się do
biura ani do domu nawet o minutę. Czuję się jak dziecko,
gdy muszę co pięć minut wszystko jej zgłaszać.

background image

24

METODA 2

John uważał, że nie ma problemu, jeśli wróci do domu póź­

niej, gdy coś zatrzyma go w pracy. Kiedy przedłużał pracę przed
ślubem, matka nigdy go nie krytykowała. Teraz zaś nie może
pojąć, dlaczego żona odmawia podania mu obiadu, gdy przy­
chodzi do domu z opóźnieniem. Heloiza oczekuje od Johna

stawienia się na obiad na czas, jak zawsze robił to jej ojciec.

Podobnie jak John i Heloiza, wszyscy wnosimy do małżeń­

stwa przekonania, tradycje i przesądy w związku z pewnymi
sprawami dotyczącymi związku małżeńskiego. Jednakże z fak­

tu, że małżonkowie posiadają różne przekonania, nie wynika,
że nie mogą wypracować satysfakcjonujących obojga rozwią­
zań. Problemy powstająjednak wtenczas, gdy partnerzy nie są
zdolni lub nie chcą, zrozumieć swych myśli i uczuć.

Zaakceptowanie wzajemnych różnic i dostosowanie się do

nich jest niezbędne w budowaniu zdrowego związku. Za­
nim mężczyzna i kobieta się pobiorą, mieszkają oddzielnie
przez dwadzieścia lub trzydzieści lat. Rozwijają osobiste na­
wyki i wartości. Po ślubie mieszkają razem, jedzą razem, śpią
razem i oddają się sobie wzajem. Zaczynają odsłaniać przed
sobą swe ciała, umysły oraz najgłębsze ambicje. Wcześniej
mogli nie traktować tego jak atak na własną prywatność. Sil­
ne pragnienie przyciągało ich do siebie i poświęcali wiele
z własnych osobistych pragnień, by nie zakłócać harmonii swe­
go związku. Wzajemna miłość tworzyła w nich pewien rodzaj
zespolenia.

W miarę zdobywania do siebie zaufania, mąż i żona stop­

niowo coraz mniej ukrywają swe różnice. Ludzkie niedosko­
nałości stają się dla nich coraz bardziej widoczne. Wzrastali
w różnych rodzinach i różnych środowiskach. Możliwe też, że
pochodzą z różnych klas społecznych, różnych regionów, a mo­
że nawet i z różnych krajów. Mogli utożsamiać się z różnymi

szkołami, religiami, filozofiami, kulturami i poglądami poli­
tycznymi. Dlatego też nieporozumienia, niezgoda i koniecz­
ność dostosowania się powinny być brane pod uwagę.

background image

AKCEPTUJCIE W SOBIE PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE

25

Gdy zakochałem się w Maureen, nie zdawałem sobie spra­

wy, jak bardzo różnimy się pod względem zainteresowań i sty­
lu spędzania wolnego czasu. Podczas gdy ja wspominałem
wyjścia na mecze jako dziecko z moją rodziną, Maureen pa­
miętała, jak rodzina zabierała ją do muzeum i galerii sztuki.
Kiedy spędzamy wakacje w jakimś innym mieście, interesuje

ją, gdzie są muzea, a ja poszukuję obiektów sportowych. Gdy

oglądamy telewizję, Maureen preferuje programy dokumen­
talne o nauce i historii, ja zaś wolałbym oglądać sport.

Jeśli szanujemy te różnice, wspieramy się nawzajem w na­

szych zainteresowaniach. Po wspólnych dwudziestu latach za­
cząłem znajdować pewną przyjemność w muzeach i sztuce
oraz programach dokumentalnych, choć przyznaję, że Mau­
reen chyba zawsze będzie bardziej nimi zachwycona. Podob­
nie Maureen zaakceptowała moje upodobanie do sportu i nie-
kie-dy chodzi ze mną na mecze. Specjalnie dla mnie wybrała
się nawet ze mną na mecz futbolowy z okazji naszej dziesiątej

rocznicy.

Akceptując wzajemne różnice, zauważyliśmy także swe

podobieństwa. Oboje cenimy angielskie komedie, książki, du­
chowość, kino i nauki społeczne. Z powodu tego że oboje je­
steśmy terapeutami zdrowia psychicznego, dzielimy z sobą tak­
że wiele zainteresowań związanych z wybranym przez nas za­
wodem.

Wszyscy jesteśmy wyjątkowi. Gdy dwoje ludzi łączy się ze

sobą, naturalnie łatwiej im jednoczyć się wokół swych podo­
bieństw. Różnice mogą dzielić. Jednakże gdy wzajemnie się
akceptujemy, różnice mogą także ubogacić związek.

Potrzeba dwojga, aby odnieść w małżeństwie sukces,
a wystarczy tylkoo jeden, by go zmarnować.

Herbert Louis

background image

26

METODA 2

Akceptujcie w sobie podobieństwa i różnice

• Porozmawiajcie ze sobą o tym, na ile jesteście podobni

lub różni w następujących dziedzinach:
osobowość
wartości, przekonania i systemy etyczne
rodzina, pochodzenie i kultura

poziom socjoekonomiczny
poziom wykształcenia
religia
hobby i spędzanie wolnego czasu

• Opowiedzcie, jak każde z was odebrało osobiście jakieś

ważne wydarzenie, które oboje przeżyliście.

• Stwórzcie obrazek, zacznijcie od namalowania dwu na­

kładających się kół. Gdzie powstaje część wspólna, na­
piszcie „MY" i zanotujcie wszystkie rzeczy, które sym­
bolizują wasze podobieństwa. W pozostałych częściach
kół, które się nie nakładają, napiszcie „JA" i umieśćcie
tam listę tych rzeczy, które symbolizują waszą indywidu­
alność.

• Biorąc pod uwagę wartości i przekonania, w jakich zo­

staliście wychowani, jak sobie radzicie z zaakceptowa­

niem drugiego, zwłaszcza jego różnic?

• Co potraficie zaakceptować w swoim partnerze?

Akceptacja przychodzi łatwiej, jeśli nie spodziewasz

się po drugim doskonałości. Akceptacji pomaga także
stałe posiadanie przed oczami wszystkich jego dobrych
cech.

Annie and Steve Chapman

background image

AKCEPTUJCIE W SOBIE PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE 27

Śmierć naszego syna

W sierpniu 1987 roku oczekiwaliśmy narodzin naszego trze­
ciego dziecka. Mieliśmy już dwie śliczne dziewczynki. Erin
miała pięć lat, a Christine dwa i pół. Z pewnych powodów pod­
czas ciąży byłam nieco bardziej niespokojna niż wcześniej
i często domagałam się od lekarza zapewnień, że wszystko jest

w porządku. Mimo iż z badań USG wynikało, że dziecko jest
zdrowe, nie mogłam pozbyć się przeczucia o nadchodzącej tra­
gedii. Przypisywałam je moim celtyckim przesądom.

Przed udaniem się na porodówkę, brałam udział w pogrze­

bie starszego pana, którego Lanny i ja kiedyś poznaliśmy. Gdy
stałam obok jego trumny, przy jego ciele pozbawionym życia,
moje mające urodzić się wkrótce dziecko gwałtownie mnie
kopnęło, jakby na znak protestu wobec zbliżających się naro­
dzin. Dotykając zimnej ręki bliskiego nam starszego pana i jed­
nocześnie czując silne kopnięcie dziecka, zastanawiałam się
nad cyklami życia i śmierci, oraz jak jesteśmy bezbronni,
zwłaszcza gdy znajdujemy się u tych przeciwstawnych biegu­
nów życia, dzieciństwa i starości.

Podczas mej ciąży Lanny był bardzo zaangażowany zawo­

dowo. Starał się jednak być blisko mnie i nawiązywać kontakt
z dzieckiem, ile tylko mógł. Kiedy tamtej nocy udałam się póź­
niej do szpitala, był podekscytowany i starał się być mi po­
mocny, mimo iż sam był wtenczas fizycznie wyczerpany.

Przyciemnione światło, muzyka klasyczna i spokój perso­

nelu medycznego ułatwiły mi poród. Miałam nawet sposob­
ność wezwania na czas rodzenia mego osobistego lekarza. Spo­
kojnie, jakby nie chcąc zakłócać ciszy tego momentu, nasze
dziecko, chłopak- Sean, przyszło na świat. Wyglądał jak wil­
gotny, mały ptaszek trzymający swe skrzydła skulone na desz­
czu. Powitaliśmy go z radością, całując jego czerwony po-

background image

28

METODA 2

marszczony nosek. Od zaraz zakochaliśmy się w naszym ma­
łym człowieczku.

Nietypowo jak na noworodka, Sean prawie nie spał. Jego

czarne jak węgiel oczy zdawały się pożerać wszystko wzro­
kiem, tak intensywnie, że Lenny skomentował: „Wygląda jak
mały turysta rozglądający się wszędzie!" Nie wiedzieliśmy
wtenczas, że Sean uda się z powrotem tam, skąd przybył, po
krótkiej wizycie u nas.

Po kilku dniach zapadł na ciężką chorobę. Lekarze odkryli,

że ma zagrażającą życiu wadę serca i że bez transplantacji szyb­

ko umrze. Z powodu niemożności znalezienia dawcy, Sean sta­
wał się coraz słabszy, by znieść operację i powiedziano nam,
że nie można niczego już dla niego zrobić. Walczył ciężko o ży­

cie, a my staliśmy przy nim w nocnej ciszy. Mogliśmy trzymać
go w ramionach aż do chwili, gdy opuścił ten świat i udał się
do wieczności oraz pozostawać przy martwym ciele tak długo,

jak tego pragnęliśmy.

Około trzeciej nad ranem zabraliśmy nasze rzeczy ze szpi­

tala i odjechaliśmy do domu, pogrążeni w żałobie rodzice -
pusty fotelik niemowlaka tkwił na tylnym siedzeniu. Od rana
następnego dnia zaczęli napływać do naszego domu goście.
Płakaliśmy razem z przyjaciółmi i rodziną. Odwiedziliśmy dom
pogrzebowy, mieliśmy wybrać trumienkę. Potem udaliśmy się
zobaczyć ciało syna.

Oboje, Lanny i ja, byliśmy w głębokiej żałobie w tych

pierwszych dniach po naszej stracie. Parę dni później odbył się
pogrzeb, Lanny niósł Seana w małej trumnie. Na nagrobku wy­
pisaliśmy słowa: „W ręce Boga".

Gdybyśmy powiedzieli, że byliśmy zdruzgotani przez stratę

naszego ślicznego chłopczyka, nie oddałoby to w pełni głębi
naszego smutku. Powiadomienie naszych córeczek, że ich brat
nigdy nie przyjedzie do domu, było dotkliwie bolesne. Nie
mogły zrozumieć, dlaczego go nie ma. Tak samo i my. Widok
pustej kołyski, nowo urządzony pokój wraz ze świadomością

background image

AKCEPTUJCIE W SOBIE PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE

29

wyciekającego mleka z mych piersi, to ciężar prawie niemoż­
liwy do zniesienia. Dziwiło mnie, że świat wciąż się kręci, gdyż
świat wokół mnie uległ zniszczeniu.

Wkrótce po pogrzebie Seana wpadłam w głęboką depresję.

Żal bardzo mną owładnął i nie potrafiłam się od niego wyzwo­
lić. Lanny musiał stać się dla naszych dziewczynek mamą i ta­
tą, nie przerywając jednocześnie wykonywania swego wyma­
gającego zawodu. Moje mleko w końcu wyschło, lecz łzy wciąż

spontanicznie ciekły. Lanny jednak przez pierwsze tygodnie
zdawał się prawie nie płakać. Dziwiłam się temu i wkrótce
moje zadziwienie przerodziło się w złość: „Czemuż on nie cier­

pi tak samo jak ja?" - co rusz się zapytywałam.

Znalazłam pocieszenie w regularnym odwiedzaniu grobu

Seana, lecz Lanny nie przywiązywał do tego tyle samo wagi,

co ja. Moje ramiona opustoszały i tęskniły za dzieckiem. Nie
mogłam w nocy spać, a Lanny nie miał problemu z zapada­
niem w głęboki i ciężki sen.

Czując ból, porównywałam różnice, jakie mi się jawiły

w naszej żałobie. Doszłam do wniosku, że moje doświadcze­
nie śmierci Seana było jedyną prawdziwą drogą żałoby po wła­
snym dziecku. Przyjęłam, iż z samego faktu, że Lanny nie tak
często wylewał łzy, że mógł spać, że nie odwiedzał grobu tak
często jak ja, wynika, że nie jest okryty żałobą. Posunęłam się
nawet tak daleko, że oskarżyłam go o niekochanie swego syna
tak bardzo jak ja!

Byłam tak skoncentrowana na naszych różnicach w sposo­

bie doświadczania żałoby, że przestałam dostrzegać podobień­
stwa. A podobieństwa dotyczyły tego, że nasze serca były roz­
bite, oboje byliśmy wyczerpani, oboje zaczęliśmy bać się i nad­
miernie troszczyć o córki oraz czuliśmy winę z powodu gene­
tycznej wady, z jaką narodził się nasz syn.

Stopniowo, rozmawiając o naszym rozdarciu, naszym bólu

i naszych różnicach, zaczęliśmy widzieć owe podobieństwa.
Lanny przeżywał żałobę w swym wnętrzu; ja wyrażałam ją na

background image

30

METODA 2

zewnątrz. Zdałam sobie też sprawę, że część swego smutku
zatrzymał na później, gdyż bardzo troszczył się o mnie, pracu­

jąc i starając się opiekować córkami, gdy ja miałam bardzo

mało energii. Musieliśmy zaakceptować stan, w jakim każde
z nas się znajdowało i pozwolić sobie wzajem na doświadcze­
nie naszych różnic. Byłam wdzięczna Lanny'emu za umożli­
wienie mi przeżycia żałoby po synu w dla mnie właściwy spo­
sób, a pokonawszy swój gniew, stałam się zdolna do ułatwie­
nia mu tego samego.

Przekonaliśmy się również, że różnice mogą być pomocne

w okresie obchodzenia żałoby. Mój długotrwały smutek po­
pchnął Lanny'ego do przyjrzenia się własnemu bólowi. Umie­

jętność, radzenia sobie ze swym żalem, jaką posiadał Lanny,

zachęcała mnie do znajdywania uzdrowienia i pójścia przez
życie do przodu.

Różnice, które tak przycinają ludzi do siebie upo-
czątków, mogą stać się zarzewiem konfliktów w mał­

żeństwie. Radzenie sobie z różnicami prowadzi z po­

wrotem do zachwytu, jaki towarzyszył zakochaniu.

Daniel Lambrides and Stephen Grunlan

Wzięta pisarka i konserwatywny duchowny

Judy oświadczyła, że większość ludzi nigdy by nie odgadła, że

jest żoną pastora. Jej mąż był duchownym konserwatywnego

Kościoła protestanckiego, a ona uważała, że nie posiada profi­
lu żony konserwatywnego pastora. Spoglądając na jej długie
do pasa włosy z jasnymi pasemkami, jej barwną bluzkę, róż­

nokolorowe sznury naszyjników wokół szyi, zaczęłam rozu­
mieć, co ma na myśli. Biała wykrochmalona koszula Harrego

background image

AKCEPTUJCIE W SOBIE PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE

31

i tradycyjny krawat, jego spodnie wyprasowane na ostry kan-
cik bardzo kontrastowały ze swobodnym stylem Judy.

Judy i Harry spotkali się dwadzieścia pięć lat temu na wie­

czorze autorskim. Judy pochodziła z zachodniego wybrzeża,
a Harry z południa. Judy pociągał czar południowego spokoju,

jakim emanował Harry. Energia Judy i jej temperament od­

krywcy zachwycały z kolei Harrego. Harry wychowany został
w surowej religijnej atmosferze. Zaś rodzina Judy nie była re­
ligijna, posiadała jednak silne przekonania odnośnie ochrony
praw zwierząt, przyrody i surowców naturalnych. Po krótkim
okresie narzeczeństwa pobrali się i udali na wschodnie wybrze­
że, by umożliwić Harry'emu ukończenie seminarium, podczas
gdy Judy była nauczycielką w szkole. Małżonkowie odwiedzali
wiele różnorodnych kościołów, zapoznając się z różnorakimi
tradycjami i spotykając nowych ludzi.

Na kilka miesięcy przed otrzymaniem dyplomu, Harry za­

czął poszukiwanie kościoła, w którym by mógł pracować. Po

wielu dyskusjach zdecydowali, że nie odejdą od wyznania,
w którym wychował się Harry, gdyż Judy nie przynależała do
żadnego. Po kilku miesiącach i wielu rozmowach Harry zna­

lazł pracę w kościele na południu. Dwa miesiące później oboje

mieszkali na małej plebani.

Kościół ten już od pewnego czasu nie posiadał pastora, tak

że Harry miał wiele do zrobienia. Wnet zabrał się do roboty.
Praca Judy nie została tak dobrze zdefiniowana. Rola żony pa­
stora nie wiąże się z jakimiś określonymi obowiązkami, miała
więc problemy z wyobrażeniem sobie, co mogłaby robić.

Życie zaczęło toczyć się normalnym trybem w tej małej,

południowej, rolniczej parafii protestanckiej. Jednakowoż mał­
żonkowie wpadali również w regularny tryb konfliktów. Harry
czuł się bardzo dobrze w roli pastora. Lubił systematyczność
i rozkład zajęć w kościele, realizował program odwiedzin
i regularne nabożeństwa niedzielne. Judy przepadała za tą czę­

ścią ich życia, która dotyczyła opieki nad innymi, odwiedzania

background image

*

32

METODA 2

potrzebujących, prowadzenia na łonie natury szkoły niedziel­
nej dla najmłodszych lub spotkania z młodzieżą w piątkowe
wieczory.

Natomiast nie cierpiała spotkań organizacyjnych w parafii,

herbatek u starszych pań i ich śpiewów. Na tym polegał pro­
blem. Harry był przekonany, że zarówno on, jak i jego żona nie
powinni kwestionować oczekiwań swych parafian, zwłaszcza

dlatego, że byli młodzi i to był ich pierwszy kościół. Zaczęli

kłócić się codziennie. Wszystko zaczęło się pewnego week­

endu, gdy Harry zaproponował Judy prowadzenie rozpoczyna­

jących się wkrótce rekolekcji dla kobiet.

Judy odmówiła, a Harry, czując się zdruzgotany, wpadł

w gniew: „Nie mogę w to uwierzyć! Mówiłaś, że będziesz mi
pomagać w pracy. Wiedziałaś, jaki jestem, gdy za mnie wy­

chodziłaś. Dlaczego więc nie możesz dalej tego robić? Chcesz,
żebym cię błagał, prosił? Aleja nie będę. Nie mogę uwierzyć
w twój egoizm. Myślałem, że ci na mnie zależy. Ale chyba się
myliłem. Zdaje mi się, że ty dbasz tylko o samą siebie i o to, co

jest dobre dla ciebie".

Gdy wyrzucał z siebie złość, w Judy zaczynała gotować się

krew. Więc odpowiedziała z krzykiem: „To ja nie mogę ci uwie­
rzyć! Nazywasz siebie pastorem? Jedynym człowiekiem, dla
którego jesteś w tym małżeństwie pastorem jesteś ty sam! Przy­
wiozłeś mnie do tego zapyziałego miasta i myślisz, że ja przy­

jechałam tu chętnie. Poświęciłam dużo, by towarzyszyć ci

w twojej pracy. I mówię „twojej" pracy, bo to jest twoja praca,

twoi

ludzie, twoje miasto, i mam już od tego wszystkiego mdło­

ści. Nie cierpię tego!"

„Tak...? Jeśli tak, myślę, że wiesz jak sobie z tym poradzić,

co?" Mówił Harry, a Judy rzuciła się w stronę sypialni.

Wyszarpała walizkę i zaczęła wrzucać do niej swe rzeczy.

Harry nadal był wściekły: „O, tak najlepiej, po prostu odejdź.

Uciekaj. Nie martw się o mnie. Poradzę sobie sam. Radziłem

sobie doskonale sam, odkąd tu się zjawiliśmy".

background image

AKCEPTUJCIE W SOBIE PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE

33

Judy przestała się pakować. Jej twarz była czerwona, i kie­

dy zabrała głos, cedziła słowa przez zaciśnięte zęby: „O, to
podłe, Harry. Za nic nie podziękujesz... Pomagałam ci, jak tyl­
ko mogłam, a ty nie możesz tego zauważyć. Harry jesteś tak

przejęty byciem pastorem, chcesz tak dobrze wypaść w oczach

swej małej parafii, że wolisz poświęcić nasze małżeństwo.
Harry, teraz to ja cię nienawidzę!"

Harry wymaszerował z pokoju, wypadł z domu i poprzez

ulicę skierował się do kościoła. Gdy usiadł w cieniu nawy, usły­
szał zatrzymujący się przed plebanią samochód. Zobaczył, jak
Judy wkłada walizkę do taksówki, a samochód natychmiast
odjechał. Siedział oszołomiony, gapiąc się przed siebie. Wie­
dział, że Judy była nieszczęśliwa, oczekiwał jednak, że powoli
się dostosuje. Gdy o tym pomyślał, zdał sobie sprawę, że już
od kilku miesięcy nie napisała żadnego opowiadania, i nie mógł
przypomnieć sobie, kiedy ostatnio malowała - kolejne z jej
ulubionych zajęć.

Judy zatelefonowała tego samego ranka z motelu niedaleko

lotniska. Harry prosił ją, by wróciła, ona chciała jednak mieć

kilka dni dla siebie, by ochłonąć. Trzy dni później, Judy wróci­
ła na plebanię.

Podczas swego wyjazdu, Judy skontaktowała się z miejsco­

wą galerią sztuki, która zainteresowała się jej twórczością, pod­
pisała także kontrakt z miejskim periodykiem na napisanie sze­
ściu opowiadań. Gdy wróciła do domu, wydała się Harremu
bardziej energiczna i żywa niż ostatnimi czasy.

Następnego dnia oboje, Judy i Harry, udali się na spotkanie

rady kościelnej i wytłumaczyli, że Judy nie będzie prowadzić
rekolekcji dla kobiet, i że w związku z jej rozkładem zajęć pi­
sarskich i artystycznych nie będzie już tak bardzo zaangażo­
wana w prace kościoła. Nie obyło się bez oznak niezadowole­
nia, lecz Judy i Harry byli nieugięci. Opuścili spotkanie trzy­
mając się za ręce.

Gdy w małżeństwie... 3

background image

34 METODA 2

Dziś, wiele lat później, Harry nadal głosi w niedzielne po­

ranki kazania. Tego samego dnia można spotkać w kościele i Ju-
dy. Tak samo łatwo można spotkać ją na wystawie sztuki lub

jako wolontariuszkę w miejscowym schronisku dla zwierząt.

Wolność w małżeństwie - tak. Ale potrzeba także

i jedności. Zbyt wiele wolności kończy się separacją
i rozwodem. Zbyt wiele jedności przytłacza. Szczęśli­

wi, którzy mogą utrzymać elastyczną łączność mię­
dzy rozwijającymi się osobowościami. Dla nich mał­

żeństwo będzie wyzwalającą siłą i twórczym doko­

naniem.

Robert Blood

background image

M E T O D A 3

Usiłujcie zrozumieć się wzajemnie

Porozumiewanie się jest siłą i sercem wszystkich sto­

sunków międzyludzkich.... Porozumiewanie się to naj­

ważniejsze z wszystkich źródeł szczęścia i zdrowia.

Porozumiewanie się jest niezbędnym fundamentem

naszego szczęścia.

John Powell

Ludzie wymieniają myśli przez słowa i czyny i dochodzą do
wzajemnego zrozumienia, gdy słuchają drugiego. Zrozumie­
nie między dwojgiem ludzi oznacza, że się znają i odczytują
wzajemne komunikaty.

Klapki z oczu zaczynają spadać, gdy małżonkowie zdają

sobie sprawę, że ich partner nie jest w zupełności taki, jak się
spodziewali. Goethe zauważył wiele lat temu: „Miłość jest rze­
czą idealną, małżeństwo realną; pomieszanie realnego z ideal­
nym nigdy nie uchodzi bezkarnie". Problemy pochodzą z nie­
świadomości, zamętu i niezgodności co do oczekiwań, jakie
względem siebie oraz swego związku, mają małżonkowie. Mąż
odkrywa, że żona, zupełnie nie tak, jak jego matka, woli ra­
czej pieniądze wydawać niż oszczędzać. Żona stwierdza, że jej
mąż, inaczej niż jej rodzina, wolałby spać raczej na pocero­
wanym prześcieradle, niż kupić nowe. Gdyby zabrakło poro­
zumiewania się, byliby względem siebie rozgoryczeni, z po­
wodu wyuczonych a nieprzemyślanych postaw, sądów wyni-

background image

36

METODA 3

kłych z kryteriów czyhających niezauważalnie, lecz bardzo nie­
bezpiecznych.

Partnerzy powinni komunikować się między sobą w spo­

sób pomocny we wzajemnym zrozumieniu. W naszym małżeń­
stwie, Maureen i ja, często korzystamy z techniki „1 do 10",
aby dać wyraz temu, jak odbieramy pewne rzeczy. Na przy­

kład, 1 oznacza najmniej, a 10 - najbardziej, każde z nas wska­
zuje, jak bardzo ma ochotę na wyjście do restauracji na kola­
cję. Jeśli jedno powie „5", a drugie „7", od razu widzimy, że

jedno było raczej niezdecydowane, a drugie chciałoby iść. Je­

śli jedno powiedziałoby „2", a drugie „9", szybko moglibyśmy
stwierdzić, że jedno z nas bardzo chce wyjść, podczas gdy dru­

gie niewątpliwie nie chce. W takim wypadku powinniśmy po­
rozmawiać ze sobą, by przekonać się, co tu robić, w oparciu
o wzajemne zrozumienie. Metoda ta nie przekonuje każdego,
nam w każdym razie pomaga.

Pewnego dnia, kilka lat temu, w ostatniej chwili okazało

się, że mamy do dyspozycji wolny wieczór, gdyż dwoje na­
szych młodszych dzieci, które wciąż wymagały opieki, miały

być wtenczas poza domem. W porywie chwili chciałem zapro­
sić Maureen na spektakl do miejscowego teatru. Zapytałem ją
w skali od 1 do 10, jak bardzo chciałaby tam pójść. Odpowie­
działa „3", gdy zwróciła się do mnie z pytaniem, jak bardzo ja
chciałbym, odrzekłem „9" (ponieważ faktycznie bardzo chcia­
łem iść). Wypowiedziawszy swe noty, każde z nas wyjaśniło
czynniki wpływające na taki, a nie inny wynik. W tamtym
wypadku Maureen wyznała, że chciałaby wiedzieć takie rze­
czy wcześniej, gdyż teatr był miejscem, gdzie trzeba się ładnie

ubrać i jeśliby miała więcej czasu na przygotowanie, jej pra­
gnienie pójścia do teatru mogłoby być większe.

Zrozumiawszy jej racje, powiedziałem, że nie musimy iść

i że możemy spędzić wieczór w domu. Jednakże po kilku mi­

nutach powiedziała: „Chodźmy". Spytałem ją, dlaczego zmie­
niła zdanie. Odpowiedziała, że ostatnio zrobiłem coś, co bar-

background image

USIŁUJCIE ZROZUMIEĆ SIĘ WZAJEMNIE

37

dzo chciała, żebym zrobił, mimo że nie przyznałem temu wy­
sokiej noty. Gdy o tym myślała, zdecydowała, że nadszedł czas
zgodzić się ze mną i dołączyć do mnie w zamiarze zrobienia
czegoś, czego pragnąłem bardziej niż ona. Ubraliśmy się od­
świętnie i spędzili razem uroczy wieczór.

Podobna decyzja w innej sytuacji mogłaby stanowić pro­

blem. Niewykluczone, że Maureen powiedziałaby „nie" bez
podawania przyczyn, a ja mógłbym czuć się pokrzywdzony.
Mogłaby powiedzieć „tak", mimo że nie miałaby ochoty, a ja
nigdy nie wiedziałbym, że jej pójście ze mną jest darem złożo­
nym z miłości, gdyż nie miała rzeczywiście wielkiej ochoty na
wyjście do teatru. Moglibyśmy rozpocząć słowne przepychan­
ki, ja starając się przekonać ją do pójścia, a ona umacniając
swą niechęć. Jednakże przez owo proste przypisywanie noty,
unikamy ekstremalnych „tak" i „nie". W ten sposób widzimy

swe racje wyraźniej i możemy negocjować w sprawie złago­
dzenia różnic.

Komunikacja niewerbalna także powinna być zrozumiała.

Czasami partnerzy rozumieją się bez słów. Jeślibym zapytał
Maureen, czy pójdzie na spektakl, i spoglądalibyśmy na sie­

bie, mogłaby jedynie pokręcić głową, wskazując „nie". Jeśliby

czuła, że wywieram na nią nacisk w sposób nie fair, mogła­
by „potraktować mnie milcząco" i zakomunikować: „Lanny,
odejdź, nie ma mowy, żebym wyszła z tobą dziś wieczór!"
Uciekając się do czułego dotyku, partner może powiedzieć:
„Kocham cię". Jednakowoż gesty mogą być niewłaściwie
interpretowane, więc często ważne jest wyjaśnianie ich sło­
wami.

Dzięki korzystaniu z techniki „1 do 10", każde z nas mogło

zwrócić uwagę na inne kwestie związane z pójściem do teatru
i rzucić inny pomysł odnośnie do tego, co robić tego wieczoru.
Zadaliśmy sobie dwa pytania: „W skali od 1 do 10, jak bardzo
chcemy spędzić ten wieczór razem?" „W skali od 1 do 10, jak
bardzo chcielibyśmy spędzić go osobno i zrobić coś samemu?"

background image

38

METODA 3

Przypominam sobie, że mieliśmy kiedyś zaoszczędzone dwa

dni urlopu. Po spędzeniu razem pierwszego dnia, gdy plano­
waliśmy następny, powiedziałem: „W skali od 1 do 10, czuję
mniej więcej „8", że potrzebuję trochę czasu dla siebie w cią­
gu tego dnia". Maureen odrzekła natychmiast, że ona widzi
czas dla siebie na około „5". Gdy o tym rozmawialiśmy, zde­
cydowaliśmy, że spędzimy dzień razem oraz że będziemy mieć
trochę czasu osobno.

Zaleta techniki „od 1 do 10" polega na tym, że w krótkim

czasie oboje potrafimy rozeznać, w jaki sposób każde z nas
odbiera daną decyzję. Używamy także skali „1 do 10", podej­

mując decyzje takie jak: kto wykona jakąś pracę domową, kto
zaopiekuje się psem, kto kupi mleko i chleb i kto pomagać
będzie dzieciom odrabiać zadania. Owa technika komunikacji
- „1 do 10" - może być wykorzystana niemal do wszystkiego.
Pośród wielu narzędzi ułatwiających porozumiewanie się, oto
zaledwie jedno. Kluczem do komunikacji jest znalezienie spo­

sobów, które pomogą wam rozmawiać ze sobą jako parze, ro­
zeznawać to, czego oboje potrzebujecie i chcecie, i dlaczego.

Przyjąwszy, że nawet pomiędzy najbliższymi istota­
mi ludzkimi, nie przestaje istnieć bezgraniczny dys­
tans, niezwykle współżycie dwojga ludzi będzie się
rozwijać; jeśli osiągną sukces w miłowaniu tej odle­

głości pomiędzy sobą, która każdemu z nich umożli­

wia zobaczenie się wzajem w całości na tle nieba.

Rainer Maria Rilke

background image

USIŁUJCIE ZROZUMIEĆ SIĘ WZAJEMNIE

39

Usiłujcie się zrozumieć

• Zastanów się, jak technika „1 do 10" mogłaby być wyko­

rzystana w porozumiewaniu się małżonków w prawie
wszystkich sytuacjach. Na przykład:
- Jak bardzo chciałbyś pójść na mecz?
- Jak bardzo jesteś teraz zły z powodu naszych relacji?
- W jakim stopniu cieszysz się z tego, jak się nam ukła­
da?
- Jak bardzo chciałbyś poświęcić nasze oszczędności na
wakacje?
- Jak bardzo chciałbyś oszczędzać pieniądze zamiast je
wydawać?
- Jak bardzo chciałbyś wyprowadzić psa na spacer?

• Zastosuj technikę „1 do 10" na przykładzie ostatnich de­

cyzji, jakie oboje wspólnie podjęliście. Zaznacz, na czym
polegał problem i jak bardzo, w skali od 1 do 10, chcieli­
ście tej lub tamtej rzeczy. Poniżej znajduje się lista przy­
kładowych pytań, którymi możesz na początku się posłu­
żyć. W każdym przypadku zastanów się jakiś czas i zde­
cyduj, jaka jest twoja własna nota. Następnie poświęćcie
trochę czasu na podanie swych punktów i racji związa­
nych z wybraną notą.

- Do jakiego stopnia jesteś zadowolony ze sposobu, w ja­
ki korzystamy ze swych pieniędzy?
- Do jakiego stopnia zadowala cię nasze życie erotyczne?
- Do jakiego stopnia zadowala cię ilość czasu, jaką spę­

dzamy razem?

- Jak odpowiada ci nasz sposób spędzania wolnego czasu
w dniach wolnych od pracy czy w wakacje?
- Jak bardzo zadowalasz się ilością czasu, jaką możesz
poświęcić dla samego siebie?
- Jak odpowiada ci nasz podział prac domowych, czy wy­

daje ci się on sprawiedliwy?

background image

40

METODA 3

• Udajcie się na wspólny spacer i spędźcie trochę czasu

w milczeniu, chłonąc widoki i odgłosy. Wzajemne zrozu­
mienie może być także zakomunikowane podczas ciszy.

'Dialog dia miłości jest tym, czym krew dia ciała. Gdy

zatrzymuje się przepływ krwi, ciało umiera. Gdy ga­

sną rozmowy, miiość umiera a rodzi się uraza i za-
wziętość.

Reuel Howe

Prezent ojca dla matki

Byłam jedenastym z dwanaściorga dzieci robotniczej rodziny
z Dublina, w Irlandii. Mój tato lubił przechwalać się, że posia­
da po pół tuzina chłopców i dziewcząt. Wyżywienie i ubranie
dwanaściorga dzieci ze skąpej wypłaty ojca wymagało od ro­
dziców mozolnych starań. Mieliśmy dwie ciasne sypialnie
w małym domku z czerwonej cegły stojącym w rzędzie innych
domów. Rodzice spali na niewygodnej, rozkładanej kanapie
w małym pokoju gościnnym na parterze, toteż sześciu chłop­
ców zajmowało jedną sypialnię, a sześć dziewczynek drugą.
Rodzice nigdy nie skarżyli się na trudy. Przeciwnie, mogliśmy
nieraz słyszeć, jak dziękują Bogu za dwanaście silnych i zdro­
wych dzieci.

Choć pieniędzy było mało, jako dzieci nigdy właściwie nie

zdawaliśmy sobie sprawy, jak biedni byli nasi rodzice. Oprócz
dwóch ciasnych sypialni na piętrze, łazienki wielkości szafy,
mieliśmy na parterze dwa inne pokoje - mały pokój gościnny,
gdzie nocą spali rodzice, a w ciągu dnia zajmowali się nami,
oraz kuchnię służącą mamie za punkt dowodzenia. W kuchni
znajdował się szeroki drewniany stół, który miał za zadanie

background image

USIŁUJCIE ZROZUMIEĆ SIĘ WZAJEMNIE

41

służyć nam za stół do posiłków, centrum odrabiania zadań do­
mowych, deskę kuchenną, stół do szycia, deskę do prasowania
i planszę do gry.

Kuchnia zawsze była punktem najważniejszym i najcieplej­

szym miejscem w domu, gdyż tam znajdował się piec, w któ­
rym zawsze się paliło (nawet latem). Tam też zostały zainstalo­

wane radio i telewizja (po 1961 roku), i tam wszyscy zbierali

się wieczorami. Nadal zdumiewa mnie fakt, jak matce udawa­
ło się uporać z wszystkimi obowiązkami w takim pomieszcze­

niu, gdzie potykało się o wózki dziecięce, suszyły się nad
ogniem pieluchy, dwanaście dzieci bawiło się lub odrabiało
zadania, ojciec usiłował posłyszeć ostatnie wiadomości i, oczy­
wiście, pies gryzł swoją kość!

Większość z nas, dzieci od jednego roku życia do dwudzie­

stego, urodziło się w domu. Gdy matka była w ciąży z jedną
z moich sióstr, powstały pewne powikłania i na krótko przed

porodem musiała udać się do szpitala. Martwiła się o dzieci
pozostawione w domu na długie godziny, jakie spędzaliśmy
bez ojca, który co dzień musiał iść do pracy. Kobiety z sąsiedz­
twa wspomagały się wzajem, dlatego natychmiast mieliśmy
kilka „matek" troszczących się o nas. Ojciec odwiedzał matkę

co wieczór w drodze z pracy i mógł przewidywać, że potrzebu­

je podniesienia na duchu. Obmyślił plan i zaczął wcielać go

w życie.

Jego plan polegał na odnowieniu naszego małego domku,

zanim matka zostanie zwolniona ze szpitala z kolejnym dziec­
kiem. Popełnił pierwszy błąd, mówiąc matce: „nie poznasz tego
miejsca, jak je zobaczysz!" Matka nie mogła zmrużyć oka
w swej nieprzytulnej sali szpitalnej i rozmyślała o nowych ta­

petach w kuchni albo nowym linoleum na podłodze. Nie mo­

gła się doczekać!

Nadszedł wreszcie dzień wyjścia ze szpitala. Dzieci, podło­

gi, drzwi, nawet psy, były wyszorowane; wyglądaliśmy przez
frontowe okna w wesołym oczekiwaniu na jej przyjazd. Kiedy

background image

»

42 METODA 3

matka weszła do domu, wydała nieartykułowany okrzyk, któ­
rego nikt nie mógł zrozumieć. Dowiedz się czytelniku, że więk­
szość wewnętrznych ścian w naszym małym domku z czerwo­
nej cegły było pomalowanych na szary stalowy kolor okrętów
wojennych!

Były to lata wojny, gdy Europa płonęła w ogniu. Brakowa­

ło pieniędzy, a tym bardziej farby. Ojciec zrozumiał potrzebę
podniesienia matki na duchu, i starał się znaleźć sposób na po­
cieszenie jej. Znalazł jedyną dostępną farbę i wziął się do pra­
cy, nieprzerwanie myśląc o żonie. Dla jego praktycznego umy­
słu, mimo że kolor nie był słonecznie żółty ani pogodnie błę­
kitny czy radośnie czerwonawy, był to nowy kolor, a poza tym
czysty. Ponadto farba była wytrzymała jak żelazo!

Mimo że szarość okrętu wojennego nie byłaby zapewne jej

pierwszym wyborem, ani nawet setnym!, zrozumiała miłość,

jaką chciał wyrazić tato. Wykorzystał to, co posiadał, by ją

okazać. Sądzę, że można powiedzieć, że ich miłość była tak

promienna, że rozjaśniała szarość tych ścian.

Atmosfera zaufania, w której małżonkowie mogą

szczerze ze sobą rozmawiać, wydaje zdumiewające

rezultaty.... [Każda para] rozpoczyna wyjaśnianie
nieporozumień, wyrażanie uczuć, które uprzednio tłu-
miła od szczerej komunikacji między sobą. W rezulta­
cie małżeństwa, które trwały w przygnębieniu i po­
wierzchowności, ożywają i zaczynają się rozwijać.

David and Vera Mace

background image

USIŁUJCIE ZROZUMIEĆ SIĘ WZAJEMNIE

43

Zatańczysz ze mną?

Margaret przeżywała piekło zakładając kolejną parę rajstop.
Właśnie podarła jedne, starając się wciągnąć je na swe obfite
biodra. Gdy spojrzała w lustro i zobaczyła, jak wygląda prze­
stała się ubierać i powoli opadła na łóżko, rajstopy rozpaczli­

wie ściskały jej uda. Na twarzy miała wypieki, zmęczona sta­
raniami, by dobrze wyglądać.

„Kogo ja próbuję oszukać?", zapytała kobietę w lustrze.

Popatrzyła na swe białe ciało próbujące wyzwolić się ze stani­
ka i majtek, po czym wolno zwinęła rajstopy w dół aż do ko­
stek.

Denny zawołał spod prysznica: „Jesteś już ubrana, Mag?"

Na co dźwięcznym głosem odpowiedziała wesoło: „Tak,

jeszcze minutka".

Zawsze była wesoła, nawet jeśli czuła w sobie coś przeciw­

nego. „Śmieszka Maggie" nazywali ją przyjaciele. Margaret
wyciągnęła swe codzienne czarne, luźne spodnie. „One potra­
fią wiele wybaczyć", powiedziała sprzedawczyni w butiku dla
„puszystych". Odnalazła szeroką, czarną bluzkę. „Zatuszuje
mnóstwo grzechów", powiedziała ta sama ekspedientka. Mar­
garet powiedziała do siebie: „Czy to w ogóle ważne, co mam
na sobie? Denny nigdy nic nie zauważa i nie lubi, jak wydaję
pieniądze na niepotrzebne rzeczy". Ubrała się szybko, zanim
Denny wszedł do sypialni. Kilka lat temu zaczęła się ubierać
i rozbierać po ciemku, a Denny nie zwrócił na to uwagi.

Denny założył szybko ubranie i udali się do klubu. Był to

ich zwyczaj już od łat. Spotykali przyjaciół (cztery pary) co
sobotę wieczór. Pili kilka drinków, jedli kolację i tańczyli tro­
chę - to jest wszyscy tańczyli z wyjątkiem Margaret. Denny

prosił ją do tańca, lecz ona odmawiała. W końcu przestał, i kie­
dy rozpoczynały się tańce, znajdywał przy barze starego przy­

jaciela z wojska i rozmawiał z nim aż do zamknięcia lokalu.

background image

44

METODA 3

Margaret obserwowała wirujące w tańcu pary. Lubiła podpa­
trywać ludzi, a zwłaszcza obserwować kobiety w lśniących
sukniach i jak swobodnie płyną po parkiecie.

Tego wieczora Margaret jadła więcej niż zwykle, i wiedziała

dlaczego. W poniedziałek miała wizytę u swego lekarza, dokto­
ra Bradleya. Lubiła go i szanowała, on jednak zawsze mówił jej
to samo. Tym razem to Margaret umówiła się na spotkanie, gdyż
od kilku miesięcy nie czuła się dobrze. Dr Bradley wysłuchał
słów Margaret i wszystkiego, co jej dolegało. Przeprowadził kil­
ka badań i umówił się z nią na kolejne spotkanie za tydzień.

Przed datą tego spotkania, dr Bradley zadzwonił do niej i po­

prosił o przyjście jeszcze tego samego dnia. Margaret była bar­

dzo zdenerwowana i prosiła Denny'ego, by z niąposzedł. Dia­
gnoza wskazywała na cukrzycę. Margaret była załamana.
Dr Bradley przepisał jej leki i zalecił dietę, a także odbycie
w miejscowym szpitalu zajęć na temat panowania nad wagą
ciała.

W drodze do domu Margaret cały czas płakała, a gdy dotar­

ła, rzuciła się na łóżko. Tamtej nocy Denny, nie chcąc jej prze­

szkadzać, spał w pokoju gościnnym. W środku nocy obudził
go zapach smażonego dania. Poszedł do kuchni i znalazł tam
Margaret zabierającą się do zjedzenia dużego hamburgera.

Im bardziej Danny unosił się gniewem, tym szybciej jadła.

Gdy zaczął sprzątać stół, pokręcił z przerażeniem głową. „Nie
wiem, co z tobą robić, Margaret. Nie słyszałaś, co powiedział
ci dzisiaj dr Bradley? Musisz z tym skończyć. Co robisz, chcesz
się zabić?"

Margaret nic nie rzekła, kontynuując spożywanie zakaza­

nego posiłku. Denny stał bezradny, patrząc, jak jedzenie znika
z talerza. „Mam tego dość", powiedział i wybiegł do pokoju
gościnnego, trzaskając drzwiami.

Wstał o świcie. Margaret wciąż nie spała. Posprzątała kuch­

nię i siedziała w salonie, oglądając wschód słońca. Przemawia­

jąc jakby do słońca, rzekła na głos: „Mam problem".

background image

USIŁUJCIE ZROZUMIEĆ SIĘ WZAJEMNIE

45

Denny podszedł do niej i usiadł obok. Nie spojrzała na nie­

go, wyrzuciła z siebie wszystkie lata cierpienia spowodowa­
ne otyłością. Zanim Denny wyszedł do pracy, Margaret wyko­

nała telefon, zapisując się na zajęcia poświęcone kontroli wagi

ciała.

Wieczorem Denny wrócił wcześnie do domu i przyniósł ze

sobą opakowany prezent. Margaret czekała z kolacją. Wręczył

jej pudełko i powiedział: „Nie będzie kolacji, wychodzimy!"

Najszybciej jak mogła otworzyła prezent i zobaczyła nie­

bieską, lśniącą sukienkę swego rozmiaru. W środku pudełka
znajdowała się kartka z napisem: „Kocham Cię taką, jaka je­

steś, chcę jednak, byś była zdrowa. Twój Denny".

Tego wieczora po raz pierwszy tańczyli ze sobą tak długo.

Denny wraz z żoną uczęszczał na zajęcia. Odtąd w sobotnie
wieczory Margaret doskonale się bawi, tańcząc na oczach wie­
lu obserwatorów.

Zawsze powinieneś mieć nadzieję na poprawę życia,

gdyż zawsze możesz nauczyć się nowych rzeczy.

Virginia Satir

background image
background image

METODA 4

Chciejcie odczuć emocje drugiego

Empatia umożliwia nam spontaniczne odczuwanie

tego, co czuje partner. Empatia może nie prowadzi do

zgody, ale pozwala wyrazić zrozumienie.

Don Dinkmeyer i Jon Carlson

W każdym rozwijającym się małżeństwie, relacje pogłębiają

się, gdy ludzie troszczą się o wzajemne uczucia. Otwierając
serca na uczucia drugiej osoby, zbliżamy się do siebie.

W drodze z pracy do domu, Gary rozmyślał, jak podzielić

się z Judy tą fantastyczną wieścią, że właśnie otrzyma stano­
wisko, którego oczekiwał od ponad roku. Jednak tego popołu­
dnia Judy miała sprzeczkę ze swą matką i gdy Gary wszedł do
domu, płakała. Zapytał ją, co się stało, powiedziała mu o ko­
lejnej awanturze z matką, kłótnia dotyczyła nierozwiązanych
od lat kwestii.

Wielekroć Gary słuchał opowiadań Judy o jej problematycz­

nych stosunkach z matką. Ale teraz, przynosząc tak dobrą wia­
domość, nie chciał po prostu słuchać ponownie jej skarg. Był
w świątecznym nastroju. Starając się okazać nieco wrażliwo­
ści wobec bólu Judy, stał, słuchając jej słów, i zaczął przeglą­
dać świeżo dostarczoną pocztę. Unikał kontaktu wzrokowego
z żoną, gdyż nie miał zamiaru wdawać się w dłuższą rozmowę
o Judy i jej matce. Miał dobrą wiadomość i chciał się nią po­
dzielić. Chciał komuś powiedzieć!

background image

48

METODA 4

Przebrawszy się w zwykłe ubranie, zachmurzył się z powo­

du swego niezdecydowania. Może powinien usiąść przy żonie
i odczuć raz jeszcze jej ból? albo iść do niej i powiedzieć jej
swą dobrą wiadomość, wiedząc, że załamałby się, gdyby nie
miała nastroju do uczczenia jego sukcesu. Zastanawiał się tak­
że, czy nie powinien uniknąć jakiejkolwiek rozmowy.

Gary usiadł na brzegu małżeńskiego łoża, myśląc o Judy,

o ich małżeństwie, i uspokajając się. W końcu westchnął, lecz
zdecydował, co robić.

„Judy, połóż się wygodnie na sofie. Zaraz zrobię świeżej

kawy, coś do jedzenia i potem możemy porozmawiać".

Oczy Judy były czerwone, lecz uśmiechnęła się lekko. Kie­

dy Gary przyniósł kawę i kanapki, zapytał ją: „Co takiego po­
wiedziała matka, że jesteś tak załamana?"

„Powiedziała, że się o nią nie troszczę, bo nie zadzwoniłam

dwa dni z rzędu. Męczy mnie ta presja, wina i wstyd, jakie mi
zarzuca. Próbuje mnie kontrolować, całe moje życie, nawet
teraz, gdy wyszłam za mąż".

W przeszłości Gary chciał wszystko naprawiać, proponując

rozwiązania. Dzisiaj był o wiele mądrzejszy, więc tylko słu­

chał. Kiedy Judy wyrzuciła to wszystko z siebie, Gary objął

ją. Przytuliła się do niego.

W końcu, gdy ostatnia łza już obeschła, usiedli w milcze­

niu. „Dzięki. Ty tak dobrze potrafisz słuchać w kółko tego sa­
mego, ale to zawsze sprawia, że czuję się lepiej".

Później, tego samego wieczora Gary podzielił się swą do­

brą wiadomością. Judy rzuciła się na niego i zepchnęła z sofy,
mówiąc: „Musimy to uczcić. Chodźmy na ogromny najbar­
dziej tuczący deser, jaki istnieje!" Istotnie, wyszli z domu
i świętowali.

Podziwiałem wrażliwość Garego. Ogromna cierpliwość,

samodyscyplina i prawdziwa miłość były tu konieczne, biorąc

pod uwagę cierpienia Judy spowodowane konfliktem z matką.
Fakt, że ktoś słuchał jej bólu pomógł jej opanować gniew.

background image

CHCIEJCIE ODCZUĆ EMOCJE DRUGIEGO

49

Gdyby brakło słuchacza, mogłaby go przenieść na Garego lub

zagrzebać w sobie, skąd mógłby zaprawiać goryczą ich zwią­

zek i zatruwać wzajemne relacje.

Podobnie jak Gary, mamy pokusę dostarczania rozwiązań

i odpowiedzi. Jednakże, jak w wielu innych kłopotliwych spra­

wach, Judy musiała odnaleźć odpowiedzi sama. Wtedy zaś

potrzebowała tylko złapać oddech po tak żywej emocjonalnej

reakcji. Dopiero wtenczas mogła posłuchać Garego. Oto spo­

sób, w jaki kochający się partnerzy powinni funkcjonować.

Może następnym razem to Judy będzie osobą przynoszącą do­

bre wieści, a Gary potrzebował będzie wyrzucić coś z siebie.

Często najlepsze, co możemy zrobić, to po prostu być blisko

uczuć ukochanej osoby.

Zazwyczaj tylko wtedy, gdy czujemy się bezpiecznie,

ośmielamy się podjąć ryzyko niezbędne dla intymno­
ści. Imbardziej człowiek ufa w związek tym bardziej
o niego dba, a jednocześnie, bardziej czuje się wolny,
by się w nim zmieniać.

Sidney Hurwitz

Chciejcie odczuć emocje współmałżonka

• Nazwij kilka swych uczuć, na które chciałbyś, aby twój

partner był bardziej wrażliwy. Oznajmij owe uczucia. Na­

stępnie poproś ją lub jego o zrobienie tego samego.

• Usiądźcie naprzeciwko siebie w wygodnych fotelach.

Spójrzcie sobie w oczy. Po kolei podzielcie się swymi naj­

głębszymi uczuciami, spoglądając na siebie. Jeśli chce­

cie, podajcie siebie dłonie; trzymajcie się za ręce i wyra­

żajcie kolejno te uczucia.

Gdy w małżeństwie... 4

background image

50

METODA 4

• Niekiedy uczucia trudno wypowiadać słowami. W takim

wypadku może pomogłoby wam zapisanie uczuć na kart­
ce. Napisawszy je, niech każde z was po kolei przeczyta,
co napisało. Odpowiedz partnerowi pisemnie.

• Rozważcie następujące słowa z Biblii: „Ciesz się z cie­

szącymi. Gdy się smucą, dziel ich smutki". Gdy skończy­
cie rozmyślanie nad tym fragmentem, zastanówcie się: Jak
wygląda otwarcie waszych serc na siebie nawzajem, za­
równo w szczęściu, jak i smutku? Podzielcie się odpowie­
dziami.

Wszyscy uczestnicy gry przedmałżeńskiej dopuszcza-

>

ją się dużej dozy nieuczciwości i podstępu.... Owa ma-

skarada odbywa się w dużej mierze z powodu strachu,

że drugi człowiek nie może kochać nas takimi, jakimi

jesteśmy, toteż musimy próbować przemienić się w coś,

o czym myślimy drugi człowiek by pokochał.

Marjorie Casebier i Robert Lee

Odmienić sny

Don i Kathleen mieszkali w małym miasteczku na środkowym
zachodzie. Spotkali się w miejscowym składzie drewna, gdzie
oboje pracowali.

Kathleen wychowała się w surowej rodzinie metodystów.

Skórzana kurtka Dona i jego połyskujący Harley były dla niej

przepustką do innego świata. Don zawsze twierdził, że otrzy­
mał twarde wychowanie, jego ojciec opuścił matkę i czterech
synów, gdy Don miał zaledwie siedem lat. Matka, by związać
koniec z końcem, sprzątała domy, a chłopcy, kiedy tylko wy­
starczająco dojrzeli, podejmowali po zajęciach szkolnych pra-

background image

CHCIEJCIE ODCZUĆ EMOCJE DRUGIEGO

51

cę. Szkoła nie była dla Dona, bardziej nadawał się do pracy.

W wieku szesnastu lat skończył edukację i podjął pracę w skła­
dzie drewna.

Po roku chodzenia ze sobą, Kathleen i Don postanowili się

pobrać. Zaślubiny odbyły się w miejscowym parku. Wszystko
odbyło się prosto, wesoło i bardzo do nich obojga pasowało.
Na uroczystość licznie przybyli członkowie rodziny Kathleen

oraz matka Dona oraz bracia z żonami i dziećmi. Swój miodo­
wy miesiąc spędzili w chatce przyjaciela nad brzegiem jezio­
ra, po czym zamieszkali w małym, wynajętym domku na obrze­
żach miasta.

Po paru latach ich dom był schludny i bardzo dobrze zago­

spodarowany. Kathleen miała gust i dbała o wystrój, a Don

w odpowiedni sposób wykorzystał swe ciesielskie umiejętno­

ści. Podczas pierwszych Świąt Bożego Narodzenia, jakie spę­
dzili razem, Don zrobił Kathleen niespodziankę w postaci za­

bawnego, żółtego pieska - labradora, którego nazwała

„sprzeczka". Małżeństwo bardzo im odpowiadało. Don my­
ślał, że może i za bardzo, gdy gładził swój okrągły brzuch.
Kathleen była doskonałą kucharką. Brakowało tylko jednego.

Na piątą rocznicę ślubu Don zabrał Kathleen do drogiej re­

stauracji. Posiłek był nadzwyczajny. Kathleen ubrała nową su­

kienkę, Don po raz pierwszy od ślubu założył krawat. Jedna­
kowoż Don i Kathleen nie mieli wesołych min. Nie mogli otrzą­
snąć się z czającego się w nich smutku. W końcu zaczęli roz­
mawiać o chęci posiadania dziecka. Od trzech lat pragnęli cią­
ży, ale bez rezultatu. Rodziny pozakładane przez ich rodzeń­
stwa miały dzieci. Nawet osiemnastoletnia siostrzenica Kath­
leen urodziła dziecko sześć miesięcy temu. Współpracownicy
Dona także wszyscy mieli dzieci i ich nietaktowne, a czasem
i bolesne żarty na temat jego niepłodności załamywały go.

Następnego dnia po południu Kathleen umówiła spotkanie

ze specjalistą zajmującym się niepłodnością. Byli zdetermino­
wani poznać, gdzie tkwi ich problem, wciąż jednak obawiając

background image

52

METODA 4

się rozstrzygnięcia, które z nich jest tego przyczyną. Końcowy
wynik badań wykazał, że byli ofiarą „niewyjaśnionych przy­
czyn niepłodności". Cieszyli się dobrym zdrowiem i martwił
ich brak ostatecznej odpowiedzi.

Przez rok kontynuowali różnorodne terapie. Z każdym mie­

siącem jednak, gdy Kathleen miała okres przeżywali duże na­
pięcie. Łatwo lały się łzy. Oboje skrywali w sobie rozpacz.

Kathleen uszyła żółtą dziecięcą pościel. Nazwała ją „po­

ścielą nadziei". Teraz postanowiła oddać ją swej siostrzenicy,
oczekującej drugiego dziecka. Don już dwa lata wcześniej, spo­
rządził kij baseballowy w swoim warsztacie, który teraz leżał
na zakurzonej półce w garażu. Jednocześnie stawali się dla sie­

bie coraz bardziej opryskliwi. Przestali uczęszczać w sobotnie
wieczory do klubu kerlingowego. Od miesięcy Kathleen nie

chodziła już na spotkania koła krawieckiego, a Don przestał
interesować się jeżdżeniem na motocyklach w miejscowym

klubie.

W dniu, w którym kobiety udawały się z prezentami do

nowo narodzonego dziecka siostrzenicy Kathleen, Don spo­
glądał na żonę, jak opakowywała swą żółtą pościel nadziei.

Stał, obejmując jej trzęsące się ramiona, gdy ta skrywała swe

łkanie w jego piersiach. Gdy wzięła kilka głębokich oddechów
i wytarła łzy, Don poszedł do garażu i przyniósł jakieś rzeczy
opakowane w gazety. Zapytał, czy w pudełku z pościelą jest

jeszcze miejsce na kij baseballowy, który z taką miłością nie­

gdyś wykonał dla ich przyszłego potomka. Przyszła teraz kolej
na Kathleen, i trzymała w ramionach Dona, gdy ten usiadł przy
stole w kuchni, przesuwając swymi dużymi dłońmi po gład­
kim drewnie.

Później, tego samego wieczoru, kobiety obdarowywały dzi­

dziusia różnorodnymi prezentami. „Ochy" i „achy" wydosta­
wały się z ich ust. Podarunek Kathleen był ostatnim, jaki otwo­
rzono. Szerokie pudełko było dziwnie lekkie, lecz pięknie opa­
kowane. Siostrzenica pospiesznie otworzyła paczkę i zobaczy-

background image

CHCIEJCIE ODCZUĆ EMOCJE DRUGIEGO

53

ła mnóstwo miękkiego papieru. Zatopiła ręce w papierze i na­
trafiła rękami na kopertę. Wewnątrz koperty znajdowała się

śliczna, wykonana ręcznie kartka i sowity czek bankowy. Zna­
lazła też ręcznej roboty kupony, mające być formą zapłaty dla
Kathleen za opiekowanie się dzieckiem oraz inny kupon, który
miałby być zapłatą dla Dona za wykonanie wielu niezbędnych

napraw w domu siostrzenicy. Owa ogromna hojność sprawiła,
że oczy wszystkich zaszkliły się łzami.

Gdy Kathleen późnym wieczorem powróciła do domu, Don

przygotował dla niej gorącą czekoladę. Usiedli przy kuchen­
nym stole, uśmiechając się do siebie. Przed nimi leżała pościel
dziecięca i kij baseballowy. Zaś na samym wierzchu spoczy­
wała szara koperta ze znakiem agencji zajmującej się adopcją

i formularze do wypełnienia.

Jedyny istotny argument na korzyść małżeństwa to

fakt, że pozostaje ono najlepszym sposobem na pozna­

nie się.

Heywood Broun

Czerwone, lśniące pudełko

Boże Narodzenie 1944 było bardzo mroźne, zapamiętał dzie­
więcioletni wówczas Frank Junior. Jedyne o czym myślał owe­
go grudnia, to kolejka, jaką zauważył w witrynie sklepowej na
Main Street. Mając pięcioro młodszych braci i sióstr, nie był

pewien, czy może marzyć o tak wspaniałym prezencie.

Oprócz pociągów, Frank uwielbiał spędzać wolny czas na

siedzeniu w garażu na złamanym stołku, słuchając swego ojca,
Franka Seniora, gwiżdżącego melodie podczas naprawiania
samochodów. Spędzali w ten sposób czas aż do późna w nocy,

background image

54

METODA 4

Frank Senior gwiżdżąc, a Frank Junior starając się rozwiązać
zadanie domowe z matematyki. Nie trzeba było wiele mówić,
dobrze było znajdować się w swoim towarzystwie i z dala od
rozwrzeszczanego grona młodszego rodzeństwa.

Pewnej nocy, gdy jak zwykle Frank gotował się do spania,

ojciec poprosił go o pójście na strych i przyniesienie kilku sta­
rych ręczników, których chciał użyć w warsztacie. Kiedy Frank
wspiął się na strych, nagle coś przykuło jego uwagę: długie,
czerwone pudełko z obrazkiem kolejki. Przyjrzał się mu uważ­
nie, badając każdy szczegół na obrazku. Nie mógł powstrzy­
mać swego podniecenia. Do Świąt pozostały zaledwie cztery
dni i nie wiedział, czy zdoła je wytrzymać.

Wigilia odbywała się zgodnie z tradycyjnymi świąteczny­

mi zwyczajami, lecz Frank nie mógł skoncentrować się na ni­
czym innym, jak czerwone pudełko na strychu. Po uroczystej
kolacji, śpiewano kolędy wokół pianina, po czym nadszedł czas
na spanie. Gdy dzieci śpią, oczekiwanie odchodzi w sen.

W nocy Frank przebudził się wskutek panicznych posztur­

chiwań ojca. Natychmiast zanurzył się w dymie i zaczął kasz­
leć. Starał się podążać za ojcem, ale zgubił się w gęstym dy­
mie. Silne ramie uchwyciło go i wydostało z domu. Frank Se­
nior przykazał synowi pozostać z młodszym rodzeństwem pod
drzewem z przodu domu. Wnet pojawił się ponownie, niosąc
wiotkie ciało matki. Frank Senior położył ją na śniegu i wrócił
do domu po dwie małe dziewczynki.

Franky wstrząsał matką aż oprzytomniała. Sąsiedzi nadbie­

gali ze swych domostw, aby im pomóc. Mężczyźni starali się
wejść do domu w poszukiwaniu Franka Seniora i dwóch ma­
łych dziewczynek, płomienie ognia odrzucały ich jednak
wstecz. Franky, jego matka i młodsi bracia mogli tylko z trwo­
gą spoglądać, jak cały dom - z Frankiem Seniorem i dwoma
dziewczynkami w środku - stawał w płomieniach.

Dziś, wiele lat później, Franky sam jest ojcem dorosłego

syna i córki. 7 grudnia, został powiadomiony telefonicznie, że

background image

CHCIEJCIE ODCZUĆ EMOCJE DRUGIEGO

55

jego dziewięćdziesięcioletnia matka podupadła poważnie na

zdrowiu.

Gdy Frank przybliżył się do łoża matki, przywołał młod­

szych braci i objęli ją, podobnie jak uczynili to wtedy, gdy jako
mali chłopcy wiele lat temu na pokrytym śniegiem trawniku
oglądali obracanie się w popiół ich dotychczasowego świata.

Betty mogła tylko próbować wyobrazić sobie uczucia, jakie

przeżywał Frank. Jego matka od dziesięciu miesięcy chorowa­
ła na skutek wylewu, choć trzymała się dzielnie aż do pierw­
szych śniegów. Potem zaczęła powoli gasnąć, obecnie ledwo
co oddychała. Siedzieli przy niej aż minęła północ. Wtedy
to wydała z siebie jeszcze kilka krótkich oddechów i oddała
ducha.

Betty widziała, jak Frank bierze na siebie obowiązki orga­

nizowania pogrzebu. Pocieszał braci i zwracał uwagę na każdy
szczegół związany z pochówkiem. Od tamtej tragicznej Wigi­
lii, gdy miał dziewięć lat, przywyknął do brania na siebie od­

powiedzialności.

Święta odbywały się tradycyjnie. Mimo że Boże Narodze­

nie zawsze było dla Franka ciężką przeprawą, nieugięcie starał

się zachowywać pogodny nastrój ze względu na Betty i dzieci.
Betty zaproponowała, że tego roku mogą ograniczyć odwie­
dzanie krewnych, zabawy i dekoracje, lecz Frank nie chciał
o tym słyszeć - „Musimy myśleć o dzieciach i o wnukach".

Frank robił wszystko, co w jego mocy, by dać się ogarnąć

nastrojowi świąt, Betty mogłaby jednak przysiąc, że cierpiał.
Podobnie jak ojciec, Frank nie był zbytnio rozmowny. W mia­
rę zbliżania się Świąt, Betty dostrzegała jego narastające zmę­

czenie. Nierzadko znajdywała go ze wzrokiem skierowanym
w przestrzeń. Zgadywała, że utrata matki, była dla niego do­
tkliwsza niż potrafił wyznać. Nie mogła nakłonić go do rozmo­
wy na ten temat, a on nie wylał jednej łzy. Była też niemal
pewna, że rozmyślał o stracie ojca i siostrzyczek. Dawało jej
to do myślenia.

background image

56

METODA 4

W wieczór wigilijny Berty i Frank podejmowali swe doro­

słe dzieci i wnuki na tradycyjnym świątecznym posiłku. Gdy

dzieci odjechały, Frank zaproponował zmywanie naczyń rano,

gdyż był zbyt zmęczony robić to nocą. Betty odrzekła, by po­

szedł spać, że ona nie czuje się jeszcze zmęczona i położy się

później.

Następnego ranka Frank przebudził się podczas gęstej śnie­

życy. Leżał na łóżku, wspominając przeszłe Święta, i jak mat­

ka starała się podtrzymywać w nich ducha. Słyszał, jak Betty

krząta się w kuchni i poczuł zapach bekonu i kawy. Schodząc

na dół, usłyszał kolędy, których słuchała w radiu. Kończyła już

poranną prasę. Śniadanie nie było jeszcze gotowe, podała mu

więc gazetę i filiżankę kawy. Poszedł usiąść na swoim ulubio­

nym fotelu w salonie. Gdy wszedł do pokoju, nie zauważył od

razu, co znajdowało się pod choinką, lecz wkrótce to dostrzegł.

Jego ręce drżały.

Betty wzięła od niego filiżankę, a Frank skierował się wol­

no w stronę drzewka. Ukląkł przed nim na oba kolana. Długo

przypatrywał się obrazkowi na pudełku, jakby pogrążył się

w spirali czasu, która wrzuciła go z powrotem w rok 1944. Po­

nownie był dziewięcioletnim chłopcem, samotnym, siedzącym

na zimnej podłodze strychu z oczyma utkwionymi w marze­

nie, które się urzeczywistnia, czerwone, lśniące pudełko z ob­

razkiem kolejki. Mógłby przysiąc, że słyszy pogwizdywanie

ojca i śmiech małych siostrzyczek.

Betty położyła rękę na jego ramieniu i powiedziała, „otwórz,

Frank". Delikatnie otworzył wyblakłe czerwone pudełko, łzy

napłynęły mu do oczu. Tam, wciąż zapakowana w oryginalny

żółty papier, znajdowała się kolejka. Frank wpił w nią wzrok.

Przesunął palce po opakowaniu, dziurawiąc je, jakby był dziec­

kiem. Nie był jednak gotów, by zdjąć je zupełnie. Wystarczyło

mu zaledwie zawiesić wzrok na obrazku.

„Gdzie to znalazłaś?" - wyszeptał. Betty opowiedziała

o swych poszukiwaniach w Internecie, by znaleźć dokładnie

background image

CHCIEJCIE ODCZUĆ EMOCJE DRUGIEGO

57

ten sam model oryginalnej kolejki, jaką Frank spodziewał się
dostać w przeddzień tragedii.

„Nie mogę ofiarować ci tego, co utraciłeś, kochanie, chcę

jednak być z tobą". Powiedziała i objęła go.

W końcu Frank popłakał się i opłakiwał wszystkie swe stra­

ty i wszystkie wygrane. Wszystko, co mógł wypowiedzieć
przez łzy, to słowa podziękowań.

„Kocham cię, Frank". Betty chciała powiedzieć te słowa,

była jednak wewnętrznie przekonana, że lśniące, czerwone pu­
dełko z kolejką przemówi dużo bardziej wymownie do męż­
czyzny, którego obejmowała i do dziewięcioletniego chłopczy­
ka, który mógł się wreszcie wyzwolić.

Cząstka twej duszy zabliżniła się z moją.

Subtelny rodzaj wspólnoty, zv naszej odrębności.

Jak dwa drzewa zakorzenione głęboko w oddzielnych

ogrodach,
Gdy ich korony schodzą się ze sobą,
Tworząc niepojęty ornament na tle nieba.

Janet Miles

background image
background image

M E T O D A 5

Umiejętnie kształtujcie swą miłość

Nie ma trudności, której miłość by nie pokonała;
nie ma choroby, której miłość by nie uleczyła;
nie ma drzwi, których miłość by nie otworzyła;
nie ma brzegów, których by miłość nie połączyła;
nie ma murów, których by miłość nie mogła zburzyć;
ani grzechu, którego miiość nie mogłaby odkupić.

Emmet Fox

Potrzebujemy miłości, by być zdrowymi i dojrzałymi ludźmi.
Miłość jest wyrazem dobrej woli wobec innych. Jest to pra­
gnienie dobra drugiego sercem, umysłem i wolą, jak to tylko
możliwe i zgodnie z jego potrzebami. Gerald May powiada:
„Kochać to troszczyć się, troszczyć się to ofiarować samego
siebie, a ofiarowanie samego siebie oznacza zgodę na przyję­
cie cierpienia".

Miłość jest fundamentem przyjaźni i małżeństwa. Gdy taka

miłość istnieje w małżeństwie, kształtuje ona życie zarówno
męża, jak i żony. Kiedy uczymy się wyrażać dobrą wolę wo­
bec innych i wobec siebie, kiedy szukamy i troszczymy się
o dobro drugiego, rozwijamy się jako jednostki, jako para, J
i tworzymy nową rzeczywistość: nas!

Julie i Jim spotkali się w klubie dla samotnych organizują­

cym różnorakie imprezy towarzyskie. Gdy się pobrali, pięć lat
temu, Julie przekroczyła już trzydziestkę, a Jim był po czter-

background image

60

METODA 5

dziestce. Oboje byli niezależni i wskutek tego, że żadne z nich
nie żyło w długotrwałym związku miłosnym, małżeństwo wy­
magało od nich zmiany wielu przyzwyczajeń.

Ostatnie dwa lata bycia ze sobą były bardziej udane, nato­

miast trzy pierwsze lata małżeństwa stanowiły nieprzerwane
pasmo zmagań. Oboje radowali się z posiadania towarzysza,
z którym dzieli się życie, byli jednak dla siebie niecierpliwi
i często względem siebie krytyczni. W rezultacie sprzeczali się
ze sobą i podnosili na siebie głos. Oboje zastanawiali się, czy
faktycznie życie małżeńskie było lepsze od życia w pojedyn­
kę. Nierzadko odczuwali w swym towarzystwie strach i oba­
wiali się, czy ich zachowanie nie wywoła u drugiego negatyw­
nej reakcji, zwłaszcza co do spraw, które przeradzały się w kłót­
nie bez rozwiązania.

Jim z Julie kłócili się bez ustanku cały tydzień przed ślu­

bem ich dwojga przyjaciół. Nie byli wręcz pewni, czy chcą
pojechać nań razem. Podczas mszy ksiądz wychwalał pozy­
tywne aspekty związku małżeńskiego, oparte na opisie miłości
zaczerpniętym z Biblii; że miłość „jest cierpliwa, łaskawa, nie
zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie unosi

się gniewem".

Kaznodzieja przypominał słuchaczom, że „miłość wszyst­

ko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzie­

ję, wszystko przetrzyma"*. Ciesząc się z zaślubin swych przy­
jaciół, czuli, że ogarnia ich smutek z powodu swego własnego

małżeństwa. Widzieli, jak podekscytowani są państwo młodzi,
przypominali sobie też, jak byli szczęśliwi jeszcze niespełna
trzy lata temu.

Następnego dnia po weselu Jim i Julie postanowili, że trze­

ba coś zrobić, by naprawić swe małżeństwo. Słowa Hymnu
o miłości wydrukowano na zaproszeniu weselnym. Przez

' Słowa „Hymnu o miłości" (1 Kor 13) parafrazowane na podstawie Biblii Tysiąclecia,
wyd. piąte (przyp. tłum.).

background image

UMIEJĘTNIE KSZTAŁTUJCIE SWĄ MIŁOŚĆ

61

weekend Jim z Julie dyskutowali długo, jak inaczej wyglądał­
by ich związek, jeśliby potrafili żyć według tych słów. Zobo­
wiązali się, że spróbują.

Nabyli ozdobną tablicę i wypisali na niej fragment hymnu.

Powiesili ją w zaszczytnym miejscu w domu jako przypomnie­
nie, jak chcą żyć. Poprzez kolejne dwa lata starali się wziąć
sobie do serca każdą zapisaną frazę.

Pierwszy wers brzmi tak: „Miłość cierpliwa jest i łaskawa".

Jim i Julie starali się więc być dla siebie bardziej cierpliwi i ła­
godni. Prawdopodobnie najwięcej oporów wzbudzały w nich
słowa: „miłość nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie
cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z praw­
dą". Ostre wymiany zdań i gniew są sporadyczną częścią każ­
dego związku, toteż Jim i Julie nadal tego doświadczali. Róż­

nica polegała na tym, że starali się nie pamiętać sobie nawza­

jem niedociągnięć partnera. Zamiast dusić pewne rzeczy w so­

bie, gromadzić zapasy amunicji, zdecydowali się opisywać tak
szybko, jak to możliwe, co ich irytuje i mówić drugiemu, jak
to odczuwają. Aktualnie, zamiast wyrzucać z siebie pokłady
oskarżeń i wpadać we wściekłość, starali się ograniczać do
wypowiadania własnej prawdy, mówiąc rzeczy następujące:
„Gdy mi przerywasz, załamuję się". Zamiast powiedzieć: „Nie
przerywaj mi, jesteś taki niewrażliwy".

Ostatnie słowa na tablicy brzmią: „miłość wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszyst­
ko przetrzyma". Zdaniem obojga małżonków, umiejętne wy­
siłki, przezorne ukierunkowanie na własną miłość - oparte na
Biblii - pomogły ich małżeństwu przetrwać. Przebaczając so­
bie wiele zgrzytów owych pierwszych trzech lat, nie mogli
o nich zapomnieć. Przypominanie sobie ciężkich czasów, jest
dla nich impulsem do kształtowania miłości - umiejętnego
i świadomego kształtowania.

background image

METODA 5

Miłość leczy człowieka, zarówno tego, który ją ofia-

ruje, jak i tego, który ją przyjmuje.

Karl Menninger

Umiejętnie kształtujcie swą miłość

• Sporządź listę swoich zachowań, którymi się uszczęśli­

wiacie. Poświęćcie czas na podzielenie się tym szczęściem
ze sobą.

• Zaskocz swego partnera notką, kartką, kwiatem lub po­

darkiem wyrażającym proste: „Kocham cię".

• Znajdź dziś czas na miłe słowa pod adresem współmał­

żonka.

• Napisz o skutkach, jakie przynosi miłość w twoim mał­

żeństwie. Jak wygląda życie w twoim związku, gdy czu­

jesz się kochany? Jak wygląda życie, gdy nie czujesz się

kochany? Podzielcie się ze sobą swymi przemyśleniami
na ten temat.

• „Kocham cię" można wyrazić na wiele sposobów. Zasta­

nów się, w jaki sposób twój partner pozwala ci poznać, że

jesteś przez niego kochana/y? Porozmawiajcie o tym.

• Podobnie do Jima i Julie rozmawiajcie o swym związku

w świetle tego samego fragmentu Biblii (1. Listu do Ko­
ryntian 13, 4-8). W jakim stopniu wasze małżeństwo ilu­

struje te definicje miłości?

- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
- Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się
pychą; nie jest bezwstydna.
- Miłość nie szuka swego.

background image

UMIEJĘTNIE KSZTAŁTUJCIE SWĄ MIŁOŚĆ

63

- Miłość nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie

cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się
z prawdą.

- Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszyst­
kim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Miłość jest poznaniem, że drugi człowiek troszczy się
o nas

- czule, serdecznie i że możemy na nim zawsze

polegać: oto nieodzowna potrzeba każdej istoty ludz­

kiej, której wszystkie pozostałe pragnienia są poddane.

Charlotte i Howard Clinbell

Miłość odmładza mych rodziców

Ich siwe głowy pochylone jednakowo, jedno z nich trzyma
szkło powiększające, a drugie usiłuje nawlec igłę, trudno orzec,
gdzie jedno się kończy, a drugie zaczyna. Nawet jednakowo
wyglądają.

Mój ojciec, Loren, ma osiemdziesiąt pięć lat, matka, Arle-

ne osiemdziesiąt sześć. Są małżeństwem od sześćdziesięciu

jeden lat. Rodzice przeżyli wspólnie całe życie. Chodzili już

z sobą mając lat kilkanaście, w swych małych miasteczkach
w północnej Dakocie, dojrzewali we wzajemnej miłości i po­
brali się w 1939 roku. Przeżyli lata wojny i niepokoju, nie wie­
dząc, dokąd ojciec (żołnierz) zmuszony będzie się udać, i wie-
lekroć musieli się rozstawać. Po drugiej wojnie światowej prze­
nieśli się do Minneapolis i wychowali czterech synów. Wspie­
rali się wzajemnie. Przyjęli do swych rodzin synowe, wnuki
i prawnuki. Byli z nami, swymi dziećmi, gdy którykolwiek
z nas był zniechęcony, sfrustrowany, czy potrzebował pomocy.

Przeżyli razem czasy choroby, śmierć dziecka, rany, zawały,

background image

64

METODA 5

zabiegi chirurgiczne oraz załamania - lecz przeszli przez nie
zwycięsko, z miłością.

„Miłość sprawia, że się nie starzejesz" - mówi mama, mru­

gając okiem. Ich życie składało się z drobnych gestów miłości
powiązanych ze sobą w długi łańcuch. Zaczęło się od tego, że
on nosił jej książki do szkoły; teraz nosi jej rzeczy, gdyż mama
cierpi na artretyzm kolan. Ona nosiła jego dzieci, a teraz w to­
rebce nosi parę zapasowych baterii do jego aparatu słuchowe­
go. Od sześćdziesięciu jeden lat parzy kawę, gdy ona bierze
prysznic, a ona zawsze pozwala mu czytać sobie komiksy przy
śniadaniu, i śmieją się razem.

Oboje bardzo się zaniepokoili, gdy dwa lata temu zaczyna­

ła tracić wzrok. Zwrócili się o pomoc do lekarzy i dowiedzieli,
że cierpi na postępującą chorobę oczu. Ja, ich najmłodszy syn,
przypominam sobie, jak jeździłem z nimi do okulisty, i jak ten
tłumaczył na czym polega terapia laserowa, której miał spró­
bować, aby ocalić jej wzrok.

Poprawa nie nastąpiła, przeciwnie wzrok matki szybko się

pogorszył i lekarze uznali ją za niewidomą. Tego smutnego

dnia, gdy wrócili do domu z kliniki z wieścią o jej poważnej
chorobie, mama udała się do kuchni przygotować kolację. Oj­
ciec obserwował jej ruchy w kuchni, i jak z pomocą szkła po­
większającego próbowała odczytać etykietki na pojemnikach.
Zdał sobie sprawę, co powinien zrobić. Stanął za nią z tyłu,
odwiązał jej fartuch i poprosił, by usiadła i sobie odpoczęła.

Obserwowała męża gotującego obiad, robiącego coś, co

przez lata zwykła czynić sama. Uśmiechała się, widząc, że uży­
wa prawie wszystkich naczyń, jakie znalazł w szafce. Tego
wieczoru jedli spaghetti i choć narzekał, że niezbyt dobrzeje
przyrządził, dla matki było to najlepsze spaghetti, jakie kiedy­
kolwiek jadła. Tata zażartował, że nawet starego psa można
nauczyć szczekać, zwłaszcza że opanował także robienie za­
kupów i pranie. Mama coraz mniej widziała, tata czytał jej na
głos modlitewnik.

background image

UMIEJĘTNIE KSZTAŁTUJCIE SWĄ MIŁOŚĆ 65

Ich dnie były zawsze wypełnione ciekawymi zajęciami,

pomaganiem sobie nawzajem oraz częstymi gestami miłości

i poszanowania - gestami, które nieraz nie potrzebowały słów,
i były nieoczekiwane, lecz znaczące. Codzienne pielęgnowa­
nie związku skutkowało zdrowym, kwitnącym i fascynującym
małżeństwem dwu zakochanych istot po osiemdziesiątce.

Mimo słabego wzroku matki i jej artretycznych kolan, czę­

sto wychodzili razem na spacer ścieżką w pobliżu swej kamie­

nicy, pochylając się, podnosząc śmieci, karmiąc kaczki w po­

bliskim stawie i pozdrawiając spotkanych przechodniów. Mi­

łość może wiele przetrwać.

Co jeden człowiek daje drugiemu? Daje coś z siebie.,

z tego, co ma najcenniejszego, daje coś ze swego życia.

Erich Fromm

Przemiana serca

Liza myjąc ciało swego obłożnie chorego męża nie traktowała

tego jako czynu miłości. Stała się specjalistką w przewracaniu

Rona z boku na bok, nie naruszając jego gorsetu na plecach.

Ich dwunastoletni syn, James, oczekiwał u nóg łóżka z po­

ranną prasą i filiżanką kawy dla swego taty. Zadawał co rano

to samo pytanie: „Jak się masz, tato?"

Ojciec odpowiadał: „Och, doskonale, synu", nie będąc przy

tym zbytnio przekonującym.

Wyprawiwszy Jamesa i dwie córki - Korę i Marię - do au­

tobusu szkolnego, powróciła do kuchni. Od dwóch godzin była

na nogach, a nie zdążyła jeszcze napić się kawy. Ledwie na­

pełniła filiżankę, a Ron już wołał z sypialni o basen. Zanim

wróciła do kuchni, kawa całkiem wystygła.

Gdy w małżeństwie... 5

background image

66

METODA 5

Skosztowawszy jeden łyk, wylała resztę i zaczęła załado­

wywać zmywarkę. Wyprostowała się, zobaczyła krople desz­
czu uderzające w kuchenne okno i przelękła się, gdyż rozwie­

siła na zewnątrz pranie, bo suszarka do bielizny zepsuła się.

Musiała przebyć przez zarzucony rupieciami garaż, by do­

stać się do ogrodu. Odkąd zdarzył się ten wypadek, nie cierpia­
ła tam wchodzić. Przeciskała się pomiędzy dwoma skuterami
śnieżnymi Rona, chroniąc swój ciężarny brzuch. Zatrzymała
się przed jednym z nich, przesuwając ręką po wykrzywionym
metalu. Poczuła mdłości i szybko pobiegła do łazienki. Ron

ponownie prosił o basen.

Cztery miesiące temu po obfitych opadach śniegu Ron i Ja­

mes wzięli dwa skutery i ruszyli na przejażdżkę. Gdy policja
stanęła u drzwi, dowiedziała się, że skuter Rona uderzył w drze­
wo i że mąż odniósł ciężkie obrażenia. Poważne uszkodzenie
kręgosłupa i złamane nogi przykuły go do łóżka.

Gdy otrząsnęła się z szoku, tracąc panowanie nad sobą, Liza

musiała zmierzyć się z narastającym gniewem. Gniewem na
Rona i jego samolubne hobby oraz złością na samą siebie za
obojętne przyglądanie się, gdy zakupywał nowe „zabawki" lub
gdy pakował się na wyjazd w poszukiwaniu przygód. Zanim
mieli dzieci, Liza uwielbiała uczestniczyć w tych zajęciach
wraz z Ronem. Teraz zaś, cóż... posiadanie sprawnej suszarki
do prania było ważniejsze niż dwu nowych skuterów.

Kilka tygodni później, Ron był w stanie przenieść się na

krzesło w salonie. Liza postanowiła, że nadszedł czas, by po­
rozmawiać z nim o uczuciach, jakie żywiła.

„Ron, muszę powiedzieć ci to wszystko, inaczej zwariuję".

Gdy zaczynał jej przerywać, powiedziała: „Nie, kochanie, nie
przerywaj mi. Albo wyrzucę to z siebie od razu, albo nigdy
tego nie zrobię. Proszę". Kiwnął głową. Jego wzrok nie odry­
wał się od jej oczu, teraz pełnych łez.

„Kocham cię, jestem jednak tak zła, to boli. Uwielbiałam

wszystkie te nasze wypady, kampingi i łowienie ryb, teraz jest

background image

UMIEJĘTNIE KSZTAŁTUJCIE SWĄ MIŁOŚĆ

67

jednak inaczej. Ledwo sobie radzę, ciężko mi. Suszarka się

zepsuła. Dom wymaga poważnych napraw. Nie cierpię tych
przeklętych błyszczących maszyn stojących w garażu, nie cier­

pię, jak muszę brodzić w śniegu, żeby zdejmować zamarznięte
pranie. A teraz jeszcze coś. Nie chodziliśmy razem do kina.

Dziewczynki rzadko widują cię w weekendy. Ja również chcę
widzieć cię częściej i spędzać z tobą więcej czasu, ale twoje
skutery i kobieta w ciąży do siebie nie pasują".

Urwała. Twarz Rona wykrzywił grymas złości i bólu. Wpił

w nią wzrok. „Pomyśl o tym, Ron. Chcę byś był blisko na­

szych dzieci". Liza szybko wstała i poszła do kuchni, zanim
łzy trysnęły jej z oczu.

Minęły dwa tygodnie, gdy wczesnym rankiem w sobotę

Liza usłyszała pukanie do drzwi. Na ganku stało czterech kole­
gów Rona, wędkarzy. Zaczęła opowiadać im, że Ron wciąż

jest unieruchomiony, gdy dostrzegła, że zamiast sprzętu do ło­

wienia ryb, trzymają w rękach młotki, piły, gwoździe i wiele
innych narzędzi. Weszli do domu, mrugnęli do Rona, który pod­
party siedział w pokoju, wydobył z kieszeni listę rzeczy do zro­
bienia. Rozbiegli się po domu.

Gdy zaczęli pracować, ponownie zadzwonił dzwonek, przy­

szły ich żony i przyniosły posiłki dla całej rodziny, przygoto­

wane do zamrożenia.

„Co się dzieje, Ron? Jak to wszystko zorganizowałeś?" Ron

pociągnął Lizę do siebie i objął ją.

„Przykro mi Lizo, kilka tygodni temu twe słowa bardzo mnie

dotknęły i byłem bardzo zły. Teraz widzę, jakim byłem ego­
istą, jak dysponowałem moim czasem i naszymi pieniędzmi.
Nigdy nie chciałem cię ich pozbawiać. To dlatego, że się za­
mknąłem w moich własnych sprawach. Przebaczysz mi?"
W odpowiedzi uścisnęła go i ucałowała.

background image
background image

M E T O D A 6

Dajcie waszemu małżeństwu priorytet

Każdą parę małżeńską cechuje przynależność do
trzech rodzin. Należą przede wszystkim do samych
siebie. Stanowią „my" nowej rodziny, którą razem za-
kladają. Jednocześnie należą do ,jego" rodziny i do
,jej" rodziny. Jeśli mamy tworzyć własną silną rodzi­
ną, musimy koniecznie związać się wiernie z miejscem,

skąd pochodzi „nasza" rodzina, a nie „twoja" czy
„moja".

Evelyn Duvall i Reuben Hill

Gretchen i Craig są małżeństwem od dwunastu lat i przez więk­
szość tego czasu byli ze sobą szczęśliwi, zwłaszcza w pierw­
szych latach małżeństwa. Oboje są po trzydziestce i mają dwo­

je dzieci, w wieku ośmiu i sześciu lat. Ostatnio zaczęli się co­

raz częściej kłócić i niekiedy oburzać na stosunki, jakie każde
z nich utrzymuje z innymi ludźmi.

Gretchen pochodzi z bardzo zżytej rodziny z małego mia­

steczka w zachodniej Minnesocie. Utrzymuje z krewnymi bli­
ski kontakt. Rodzina Craiga spotyka się na święta, urodziny
i podczas lata w rodzinnym domku letniskowym. Craig pracu­

je wraz ze starszym bratem w małej rodzinnej firmie. Rodzice

są właścicielami tego przedsiębiorstwa i niekiedy kontrolują
Craiga, zwłaszcza gdy jest w pracy.

Na początku małżeństwa Gretchen i Craig byli tak zako­

chani, że niczego tak nie pragnęli, jak spędzać czas ze sobą.

background image

70

METODA 6

Ich małżeństwo było ważniejsze od rodziców, rodzeństwa,

przyjaciół i kolegów z pracy. Byli przekonani, że kontakty z in­

nymi są na drugim miejscu, pierwszeństwo przyznawali swo­

jemu związkowi. Wracali z pracy do domu, oczekując niecier­

pliwie wieści, jak minął im dzień.

Natomiast święta i wakacje były zawsze pełe stresu. Czer­

pali wiele przyjemności z przebywania ze sobą i z przyjaciół­
mi, lecz obydwie rodziny chciały gościć ich na święta, obie
rodziny posiadały domki letniskowe, gdzie dorosłe dzieci mo­
gły przyjeżdżać. Mimo że Gretchen i Craig kochali swoich ro­
dziców i rodzeństwo, presja i naciski ze strony obydwu rodzin
zaczynały ich drażnić.

W pierwszych latach małżeństwa Gretchen i Craig odwie­

dzali regularnie domy swoich rodzin dwa lub trzy razy w ciągu
lata, jednak pewne weekendy spędzali z przyjaciółmi.

Po urodzeniu pierwszego dziecka Gretchen zaczęła praco­

wać na pół etatu. Gdy pojawiło się drugie dziecko, przestała
w ogóle chodzić do pracy. Craig natomiast wydłużył godziny

pracy, by utrzymać dotychczasowy poziom dochodów. Wsku­
tek dłuższej pracy Craiga i narastających potrzeb dzieci mieli

dla siebie coraz mniej czasu. Utraciwszy kontakt z koleżanka­

mi z pracy, Gretchen zaczynała nawiązywać ponownie bliższe

stosunki ze swymi rodzicami i rodzeństwem.

Ponieważ jej siostra także miała małe dziecko i mieszkała

w Minneapolis, rozmawiały przez telefon i spotykały się ze
sobą dwa lub trzy razy w tygodniu. Czasami ich matka przy­

jeżdżała do miasta i spędzała czas z córkami i wnuczętami.

Craig zaczął spędzać coraz więcej czasu ze swym starszym

bratem i ojcem. Wychodzili po pracy na drinka, na jesień urzą­
dzali polowania, a wiosną i latem łowili ryby. Craigowi spodo­
bały się też bardziej weekendy w domku swoich rodziców. Gdy
odwiedzał z Gretchen jej rodzinę, poświęcała czas siostrze
i matce, a on nudził się.

background image

DAJCIE WASZEMU MAŁŻEŃSTWU PRIORYTET 71

Gretchen chciała natomiast jeździć na weekendy do domku

swoich rodziców, a nie do teściów. Zauważyła, że gdy udają
się z Craigem w odwiedziny do jego rodziny, on odchodzi na

bok z ojcem i bratem. Ona także nie bawiła się już tak dobrze

jak niegdyś.

Prawie niezauważalnie Gretchen i Craig przestali stawiać

swój związek na pierwszym miejscu. Inne kontakty wypełniły
czas i przestrzeń, jaki potrzebowali dla siebie.

Gdy rozmawialiśmy o tym, co zaszło, zdali sobie sprawę,

że muszą ponownie znaleźć skuteczne sposoby na wzmocnie­
nie więzi przyjacielskiej. Mieli nadzieję, że to zmniejszy ich
wzajemną niechęć do swoich krewnych. Bardzo wyraźnie zo­
baczyli, że muszą postawić swój związek na pierwszym miej­
scu. By ocalić swoje małżeństwo, musieli dać mu pierwszeń­
stwo przed rodzicami, przyjaciółmi i znajomymi z pracy.

Biblijny fragment o małżeństwie - „opuści człowiek ojca

i matkę i złączy się ze swoją żoną"* - wskazuje na lojalność
względem małżonka, który musi mieć priorytet nawet przed
sprawami rodziny, z której się pochodzi.

Tb, co rzeczywiście ważne, to abyś nigdy nie pozwolił
los współmałżonkowi zapomnieć, że jesteś mu oddany.

Lois Liederman Davitz i Joel R. Davitz

Dajcie waszemu małżeństwu priorytet

• Zrób remanent wszystkich szpargałów swego życia.

Szpargałami mogą być liczne gadżety, za dużo zajęć, za
dużo trosk, zbyt dużo obowiązków, zbyt dużo ludzi. Za-

* Por. Mt 19,5 (przyp. tłum.).

background image

METODA 6

pisz przynajmniej kilka z tych szpargałów, których chciał­
byś się pozbyć, gdyż mają tendencję odciągania cię od
twych powinności względem partnera. Postaraj się wyko­
nywać to ćwiczenie co sześć miesięcy. Zwróć uwagę, czy
usuniętej rzeczy nie zastępujesz nową.

• Sporządź listę ważnych związków z ludźmi (z dziećmi,

rodzicami, dobrymi przyjaciółmi, wspólnikami w pracy,

itd.) W skali od 1 do 10 (1 = małe zobowiązania i lojal­

ność; 10 = wiele zobowiązań i lojalności) zaznacz numer

przy imieniu każdego człowieka. Zwróć uwagę na naj­

wyższe wyniki i zobacz, czy te związki nie zagrażają cza­

sem priorytetowi twego małżeństwa. Pokaż tę listę współ­

małżonkowi i porównaj ją z jego listą.

• Spójrz na swe małżeństwo i przemyśl pewne sytuacje,

kiedy lojalność względem innego związku przedkładałeś

nad swoje małżeństwo. Co się stało? Jak wpłynęło to na

twój stosunek do współmałżonka? Jak wpłynęło to na nie­

go samego?

• Wykonaj poprzednie ćwiczenie z perspektywy współmał­

żonka: Zastanów się nad sytuacjami, gdy podejrzewałeś

swego partnera, że przedkłada lojalność względem inne­

go związku nad wasze małżeństwo. Jak wpłynęło to na

jego stosunek do ciebie? Jak wpłynęło to na ciebie?

• Jako wyraz dania waszemu związkowi najwyższego prio­

rytetu zaplanuj jakieś ważne wydarzenie i przeżyjcie je

razem, na przykład: wyjazd, wspólny urlop, remont miesz­

kania, zasadzenie drzewa.

Niektórzy ludzie są zmęczeni małżeństwem, ale czło-

Wiek^nigdy nie znudzi się towarzyszem, który patrzy

na świat przez te same, choć jednakowo śmieszne
i zniekształcające okulary.

Frank Case

background image

DAJCIE WASZEMU MAŁŻEŃSTWU PRIORYTET 73

Pogrzeb mego ojca

W roku 1993 ojciec upadł nagle na podłogę w kuchni i nagle
zmarł na zawał serca w wieku osiemdziesięciu dwu lat. Może
to zabrzmi śmiesznie, ale o taki rodzaj śmierci się modlił, bez

długuch mąk oraz bez pożegnań. Była to dla nas nagła śmierć,
lecz nieodżałowana na zawsze.

Powrót ze Stanów Zjednoczonych do Irlandii na jego po­

grzeb był najsmutniejszą i najbardziej samotną podróżą, jaką
mi przyszło odbyć. Tato zawsze czekał na mnie na lotnisku,
ubrany w charakterystyczny, brązowy sztruksowy kapelusz
z zielonym piórem na boku. Jego szeroki uśmiech w morzu
głów na lotnisku był dla mnie punktem odniesienia.

Teraz, gdy odszedł, myśl, że nie cierpiał, dodawała mi otu­

chy. Samolot przebijał się przez chmury, a ja obserwowałam

wschód słońca ponad zielonymi polami Irlandii. Wyobrażałam

sobie nawet, jak umiera na podłodze w kuchni. Nagle podniósł
się i opuścił swe umęczone, artretyczne, osiemdziesięciodwu-
letnie ciało i ponownie był zdrowym, atletycznym, energicz­
nym młodym mężczyzną, który uśmiechał się do nas z wybla­
kłych fotografii wiszących w kuchni na ścianie.

Na jego pogrzebie zgromadziła się cała rodzina, dzieci i ich

małżonkowie, wnuki i prawnuki. Zachwycający był widok tej
małej armii pochodzącej od jednej pary ludzi. Zachowaliśmy
nasze irlandzkie zwyczaje pogrzebowe, które nas pokrzepiały,
i czuwaliśmy przy jego trumnie, śpiewając wszystkie te stare
ballady, jakie tato śpiewał nam, gdy byliśmy dziećmi zasypia­

jącymi na jego kolanach. W ciszy pełnej szacunku obserwo­

waliśmy naszą podeszłą w latach matkę, jak zbliżała się do jego
trumny. Gdy ściskała jego pozbawione czucia ciężko spraco­
wane dłonie, przypomnieliśmy sobie, jak uczynili ze swego
związku priorytet.

background image

74

METODA 6

Tego dnia matka, wracając do domu z cmentarza, przecho­

dziła przez ogródek z ojca kwiatami, by stanąć u drzwi małego
domku z czerwonej cegły, gdzie wraz z tatą przeżyła pięćdzie­
siąt lat. Zatrzymała się, by spojrzeć na krokusy, wychylające
swe główki znad grządek. Tato lubił je najbardziej. Nazywał je
najdzielniejszymi kwiatkami, jako że były pierwsze, które od­

ważyły się przebić w mroźne wiosenne powietrze. Matka po­
gładziła je, zanim skierowała się w stronę pustego domu.

Zapaliwszy ogień w kominku, udała się wąskimi schodami

do sypialni, gdzie spali razem od tylu lat, gdy dzieci w końcu
dorosły i opuściły dom. Stanęła w drzwiach i spojrzała na lewą
stronę łóżka, gdzie sypiał tato. Drzwi do szafy były otwarte,
wisiała tam jego ulubiona tweedowa marynarka, którą miał

na sobie w dniu śmierci. Matka podeszła do szafy i zdjęła ją
z wieszaka, a potem długo przyciskała do twarzy. Ciche łzy
płynęły z jej oczu, opadła na łóżko, gdzie kładł się ojciec. Do­
tykała palcami skórzanych guzików i łat na łokciach i wkłada­
ła ręce do kieszeni. Zwolna wypróżniała zawartość kieszeni na
łóżko: parę monet, pudełko zapałek, chusteczka, kilka parago­
nów ze sklepu.

W wewnętrznej kieszeni znajdowała się pożółkła, zniszczo­

na kartka papieru, równo złożona w mały kwadrat. Matka
ostrożnie rozkładała złożony papier. Gdy go rozwinęła, zauwa­
żyła równy, czytelny rękopis taty wypełniający kartkę. Spisał
swoją ulubioną piosenkę - piosenkę, którą często jej śpiewał.
Gdy czytała te słowa, miało się wrażenie, jakby to on przema­

wiał do niej spoza grobu. W dniu, w którym zmarł, nosił w kie­

szeni piosenkę o miłości: „Srebrne nici pośród złota". Oto jej
fragment:

Skarbie mój, w me dni jesienne,

Pośród złota nici srebrne,
Świećcie dziś z mojego czoła,
Życie bardzo szybko kona.

background image

DAJCIE WASZEMU MAŁŻEŃSTWU PRIORYTET

75

Ty, mój skarbie, zawsze będziesz,
Dla mnie najpiękniejsza, młoda,
Tak, mój skarbie, zawsze będziesz,
Dla mnie najpiękniejsza, młoda.

Wiedzieliśmy, że tato nas kochał, swoje dwanaścioro dzie­

ci. Przyglądając się jednak matce wypowiadającej niskim gło­
sem słowa piosenki miłosnej, zdałam sobie sprawę z tego,
o czym zawsze wiedzieliśmy - matka była w sercu taty pierw­
sza i pierwsza w jego umyśle, duchu i woli. Przypuszczalnie
to pomagało im radzić sobie z wszystkim, co ich spotykało.
Bez tej więzi, może nigdy nie kochaliby nas tak mądrze i tak
gorąco.

„Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze
swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem".... (Dosłowne

znaczenie hebrajskiego słowa włączyć się" oznacza

przywiązać się, przylgnąć, być do kogoś przyklejonym,

Mąż i żona są ze sobą sklejeni, jak dwa kawałki pa­

pieru. ... konsekwencją owego przywiązania do sie­

bie jest fakt, że mąż iżona są sobie najbliżsi, bliżsi

niż cokolwiek innego lub ktokolwiek inny na świecie.

Walter Trobisch

Więzy rodzinne

Podziwianie wschodu słońca nad świeżo obsianymi polami
było jedną z nielicznych przyjemności, na które pozwalał so­
bie Danny. Stawał na werandzie domu i długo obserwował pro­
mienie światła kładące się na jego ziemi, po czym wychodził
by rozpocząć swój piętnastogodzinny dzień pracy na rodzinnej

background image

76

METODA 6

farmie. Zwyczaj ten nie był nowy, od pokoleń mężczyźni i ko­
biety w rodzinie Danny'ego witali dzień, obserwując wschód
słońca i nie powracali do domu aż słońce za ich plecami po­
nownie zaszło.

Mattie, od pięciu lat żona Danny'ego, popijając drugą fili­

żankę kawy obserwowała jego wyjazd traktorem z podwórza.
Miała za sobą kolejną bezsenną noc. Chrapanie Danny'ego
i wstawanie do dziecka nie pozwalały jej odpocząć. Nocą Mat­
tie starała się tłumić swój płacz. Nie chodziło jej o to, by nie
przeszkadzać Danny'emu, gdyż ten spał głębokim snem zado­
wolonego z siebie człowieka. Obawiała się raczej, że mąż usły­
szy płacz dziecka, wstanie i zacznie się krzątać nie zważając
na to, że ona także jest zmęczona i potrzebuje snu. Mattie nie

była szczęśliwa od pierwszego roku małżeństwa.

Danny i Mattie spotkali się na uniwersytecie. Ona mieszka­

ła w mieście, on przybył na studia. Studiował rolnictwo, spo­
tkali się na zajęciach w laboratorium. Natychmiast wpadli so­
bie w oko. Danny'ego pociągała radość życia Mattie, jej pra­
gnienie poznawania świata i zdobywania doświadczeń. Danny

podbił serce Mattie swym zdrowym sądem, szacunkiem do

ciężkiej pracy, wiernością i zaangażowaniem w sprawy, w któ­
re wierzył. Intrygowała ją historia jego rodziny.

Przodkowie Danny'ego kilka pokoleń temu, przybyli do

Ameryki ze Szwecji, rodzina od zawsze uprawiała tę samą zie­
mię. Ojciec Mattie służył w wojskach powietrznych, wycho­
wywała się więc w różnych częściach świata, nie mając nigdy
miejsca, które nazwałaby domem. Nieudane małżeństwa, roz­
bite więzy rodzinne skłaniały Mattie do myślenia o historii swej
rodziny jak o wielkim bezładzie.

Chodzili ze sobą na studiach i pobrali się wkrótce po uzyska­

niu dyplomów. Mimo że rolnictwo popadało w recesję i ojciec
Danny'ego regularnie przysyłał smutne wieści o kolejnym są­
siedzie, który tracił farmę, Danny zdecydował się powrócić do
domu i pracować na gospodarstwie razem z ojcem. Mattie ocze-

background image

DAJCIE WASZEMU MAŁŻEŃSTWU PRIORYTET

77

kiwała z radością chwili, gdy w końcu będzie mogła gdzieś

osiąść na stałe. Po krótkiej podróży poślubnej, przenieśli się do
domostwa stworzonego z zachowanych budynków farmerskich,
znajdującego się niezbyt daleko od domu rodziców Danny'ego.

Na początku małżeństwa Mattie była tak zajęta urządzaniem

domu, że nie zwracała uwagi na styl życia męża i jego rodziny,
który później mocno dawał się jej we znaki. Mężczyźni w ro­
dzinie Danny'ego mieli zwyczaj przychodzenia przed udaniem
się w pole do domu rodzinnego na śniadanie. Wieczorami Dan-
ny oraz jego starsi bracia powracali do rodziców na kolację,

zanim skierowali się do swych własnych domów, żon i dzieci.
Soboty wyglądały tak samo jak każdy inny dzień tygodnia,
a zwyczaje Danny'ego nie zmieniały się i w niedzielę, gdy co
tydzień zabierał rodziców do kawiarni w pobliskim miastecz­
ku i stamtąd do kościoła. Niedzielny obiad także miał miejsce
w domu rodziców.

Po kilku miesiącach takiego życia, Mattie zapytała swą star­

szą szwagierkę, jak one radzą sobie z długą nieobecnością
swych mężów. Pytanie to wymagało wiele odwagi ze strony
Mattie, gdyż czuła się już nieco wyobcownia. Jedyna odpo­
wiedź, jaką otrzymała, brzmiała: „przywykniesz do tego".

Mattie nie mogła jednak przywyknąć do tego, że każdą

wolną minutę Danny spędzał w domu rodziców. Nawet gdy
była brzydka pogoda i nie można było pracować w polu, Dan­

ny zostawiał Mattie i udawał się z wizytą do rodziców.

Myślała, że gdy narodzi się dziecko, mąż będzie częściej

zostawał w domu. Kiedy Joey zaczął chodzić, Danny zabierał
go z sobą. Mattie miała więc nadzieję, że teściowie czasem
zaopiekują się dzieckiem i wraz z mężem będzie mogła pójść
do kina lub na kolację. Nic takiego. Danny tłumaczył się, że

jest wieczorem zbyt zmęczony. Jego ojciec mawiał: „Nie rozu­

miem, dlaczego wy młodzi musicie wychodzić. My z Marthą
nigdy nie pozwalaliśmy sobie na takie przyjemności". Po ja­
kimś czasie Mattie przestała nawet pytać, czy razem wyjdą.

background image

78

METODA 6

Jej samotność przerodziła się w smutek, smutek w bez­

nadzieję, a w końcu popadła w depresję. Nie mogła jeść ani
spać. Rzeczy, które ją niegdyś cieszyły, nie interesowały ją
więcej. Przestała widywać garstkę przyjaciół, których poznała
w mieście, a jej motywacja i energia do utrzymywania domu
znikły. Zdarzały się dni, że nawet się nie myła. Danny skarżył
się na jej wygląd i nieporządek w domu. Zaczęli się kłócić,
kończyło się to tym, że udając się w pole zabierał z sobą synka
do mamy.

Z powodu nieobecności syna, Mattie nie widziała sensu

wstawania z łóżka, więc nie wstawała. W takim też stanie za­

stała ją jej mama, Susan, gdy przyjechała do niej z wizytą.
Susan niepokoiła się o córkę od kilku miesięcy. Mattie prze­
stała pisać i dzwonić. Gdy rozmawiały przez telefon Mattie

wydawała się bez życia. Po południu Susan zawiozła Mattie
do lekarza, i jeszcze tego samego dnia przyjęto ją do szpitala
z powodu jej depresji.

W szpitalu Mattie codziennie siadywała w pokoju odwie­

dzin, mając nadzieję, że zobaczy, jak w drzwiach pojawia się
Danny. Po trzech dniach przyszedł. Powiedział jej, że nadszedł
czas zbiorów i że nie może zostać dłużej. Siedzieli naprzeciw­
ko siebie i prawie nie rozmawiali.

Mattie widziała, jak Danny przygląda się innym ludziom,

pomyślała, o ile łatwiej by jej było, gdyby musiała o jego
względy konkurować z inną kobietą. Nie łudziła się, że posia­
da wielkie szanse starając się rywalizować z silnymi więzami
rodzinnymi i tradycjami kultywowanymi od pokoleń.

Gdy wizyta dobiegała końca, na twarzy Danny'ego widać

było niemal ulgę. Ucałował ją pospiesznie w policzek i wy­

szedł. Nigdy nie zjawił się ponownie.

Po wyjściu ze szpitala Mattie z synem przeniosła się do

swojej matki. Danny nie dzwonił do niej, z wyjątkiem tego

razu, gdy chciał poinformować ją, że nie otrzymał jej listu z do­
kumentami rozwodowymi. Powiedział, że nie może długo roz-

background image

DAJCIE WASZEMU MAŁŻEŃSTWU PRIORYTET

79

mawiać, gdyż rozmawia z aparatu rodziców i że ma wiele pra­
cy. Po tej rozmowie prysła cienka nić nadziei, że Danny mógł­
by ją odzyskać.

Oto miłość prosi, poszukuje, puka do drzwi, znajduje
{pozostaje wierna temu, co znajdzie.

Augustyn z Hippony

background image
background image

M E T O D A 7

Obdarowujcie się dotykiem

W zdrowym małżeństwie życie seksualne kształtuje

się i rozwija, wnosząc w pożycie małżeńskie ciepło,,

radość i trwałość. ... Pary powinny być seksualnie

spontaniczne w podążaniu za swymi impulsami, cie­
szyć się nimi i nie bać się ich..

Charlotte i Howard Clinebell

Obejmowanie, ściskanie i całowanie oraz inne formy kontaktu
fizycznego są znakomitymi, pozawerbalnymi sposobami oka­
zywania partnerowi miłości. Czułe trzymanie się za ręce pod­
czas spaceru może być niezwykle intymne. Przytulanie się, gła­
skanie po szyi lub karku podczas siedzenia na kanapie zbliża
do siebie. Ucałowanie współmałżonka w policzek, czoło lub
szyję może być wspaniałym wyrazem miłości. Wzajemne czu­

łe dotykanie się i sprawianie sobie przyjemności przez dotyk
może być doświadczeniem głębokiej bliskości.

Unikanie czułego dotyku może nadwątlić związek. Ludzie

przeżywający konflikty małżeńskie często zdają się odbierać
dotyk jako coś niezręcznego i nienaturalnego. Tak też było
w przypadku Denny'ego i Jill. W pierwszych latach bycia ze
sobą mieli wiele pozytywnych doświadczeń seksualnych. Obo­

je oczekiwali chwil podniecenia, którymi cieszyli się w łóżku.

Ostatnio jednak zauważyli, że ich pożycie seksualne podupa-

Gdy w małżeństwie... 6

background image

82

METODA 7

dło. Jill stawała się dla Denny'ego opryskliwa. On zaś zaczął
dłużej pracować i poświęcać więcej czasu na swe hobby. Jed­
nocześnie Jill wzięła na siebie więcej obowiązków domowych,
robiąc rzeczy, które uprzednio wykonywał w domu Denny. Nie
mogąc rozwiązać tej sytuacji, Jill czuła się jeszcze bardziej
rozdrażniona. Gdy Denny próbował zbliżyć się niej i ją do­
tknąć, odsuwała się.

Zaczęli mnożyć wymówki, aby uniknąć intymnych kontak­

tów. Oglądając telewizję nie siadali obok siebie na kanapie.
Podczas gdy kiedyś chodzili spać o tej samej porze, obecnie
oboje szukali sposobów, by się unikać.

Jill przyznała, że nawet wszczynała kłótnie przed spaniem,

by uniknąć seksu lub udawała się do łóżka wcześnie, tłuma­
cząc, że jest zmęczona. Denny ze swej strony zasypiał na ka­
napie lub sugerował, że lepiej mu się śpi w innym miejscu.
W miarę upływu czasu całowali się coraz rzadziej, obejmowa­
li się sporadycznie, i generalnie unikali wzajemnego dotyku.
Zwrócili się o pomoc, gdyż przypuszczali, że dopóki nie roz­
wiążą innych problemów, brak intymności i czułości będzie
kolejnym problemem, a nie jedynie symptomem.

Często zdarzają się sytuacje, że prary czują się emocjonal­

nie związane, lecz z jakiegoś powodu zaniedbują fizyczną in­
tymność. Niekiedy jedna lub obie strony czują się nienatural­
nie wobec seksualnej intymności. Czasami istnieją nierozwią­
zane problemy seksualne mające swe źródło w przeszłości jed­
nego lub obojga partnerów. Niekiedy para doświadcza przy­

jemności seksualnej, lecz sposób fizycznego kontaktu stał się

dla jednego lub obojga partnerów niezręczny i nie potrafią
o tym rozmawiać. Tego typu sprawy, powodują, że para może
zacząć unikać intymności fizycznej.

Na przykład, Cathy i Mack zalewali się łzami, gdy po raz

pierwszy spotkali się ze mną. Bardzo się kochali, lecz w ciągu

czterech lat małżeństwa odbyli stosunek seksualny tylko kilka
razy. Negatywne doświadczenie miłosne początków ich pozy-

background image

OBDAROWUJCIE SIĘ DOTYKIEM

83

cia małżeńskiego zniechęciło ich do uprawiania seksu. Oka­
zjonalnie, na skutek poczucia winy, wstydu lub powinno­
ści próbowali ponownie zbliżyć się seksualnie, lecz zazwy­
czaj czuli się potem sfrustrowani. Mimo że czerpali przyjem­

ność ze spędzania ze sobą czasu i wspólnych zajęć, unikali ja­
kiejkolwiek rozmowy na tematy seksualne. Unikali nawet trzy­

mania się za ręce, całowania czy obejmowania. Czuli, że się
nie nadają.

Początek ich terapii miał miejsce wtenczas, gdy zaczęli po

prostu z sobą o tym rozmawiać. Z wolna, zaczynając od poje­
dynczych gestów, zaczęli przywracać swą fizyczną intymność.

Wiele z nas - zarówno kobiet, jak i mężczyzn - posiada zło­

żone odczucia względem swego ciała i seksualności. Mimo
rzekomej rewolucji seksualnej, odnosimy się do swego ciała
nieufnie i powściągliwie traktujemy intymność seksualną. Wie-
lekroć partnerzy nie zdają sobie sprawy z bogatej różnorodno­
ści sposobów dotykania się. Wiedząc, że seks nie jest jedynym
rodzajem miłosnego dotyku, nie praktykujemy zbytnio innych,
mniejszych form intymności, które mówią: „kocham cię".
Możemy jednak się ich nauczyć. Przyjemność dotykania się
wzbogaca nasze poczucie wartości, dodaje nam ducha i zbliża
nas do siebie coraz bardziej.

Poznanie ciała drugiego i jego ruchów, tak intymnych,

że oboje poruszają się w harmonii ze sobą jakby tań­

cząc walca - oto małżeństwo. Położyć się ze sobą pod
koniec dnia, przyciągnąć do siebie, choć na krótkę, uko­
chaną osobę, kiedy fizyczne napięcie uchodzi pod

wpływem delikatnej glorii ciała przytulonego do ciała
- oto małżeństwo.

Dorothy T. Samuel

background image

84

METODA 7

Obdarowujcie się dotykiem

• Jeśli tego dawno nie robiliście, zapytajcie współmałżon­

ka, jakiego rodzaju dotyk sprawia mu przyjemność, za­
równo w sypialni, jak i poza nią. Zapamiętajcie to i doty­
kajcie się w sposób, jaki preferuje druga osoba, chyba że
wydaje się to komuś zbyt sztuczne. Rozmawiajcie o do­
tyku, który sprawia wam przyjemność, i o dotyku, który

jest nieprzyjemny.

• Dotyk ręki partnera lub jego ramienia może być intymny.

Masaż szyi lub pleców partnera również może być intym­
nym aktem. Porozmawiajcie, co robić, aby było więcej
tego typu codziennych gestów w waszym związku.

• Podobnie jak w tańcu, ważna jest koordynacja seksualnej

intymności tak, aby przyniosła korzyść dla obojga, dla cie­
bie i twego małżonka. Rozmawiajcie o seksualnej intym­
ności, jakiej doświadczacie, przed, podczas i po stosunku
seksualnym. Jakie rzeczy chcielibyście zmodyfikować

w każdym z tych etapów?

• W jaki sposób wartości i wierzenia twoje i twojego par­

tnera, wpływają na waszą seksualną intymność? Czy po­
życie intymne daje wam szczęście i czy jest w zgodzie
z waszymi przekonaniami i wartościami?

Lewa jego ręka pod głową moją, a prawica jego obej­

muje mnie. ... O jaka piękna jesteś, jakże wdzięczna,
umiłowana, pełna rozkoszy! ... Niech mnie ucałuje

pocałunkami swych ust! Bo miłość twa przedniejsza

od wina. ... Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy!

Wprowadź mnie do swoich komnat.

Pieśń nad Pieśniami

*Kompilacja (2,6; 7,7; 1,2; 1,4) (przyp. tłum.).

background image

OBDAROWUJCIE SIĘ DOTYKIEM 85

Nigdy nie przestałem cię kochać

Darlene pochyliła się, by zakręcić kurek nad wanną. Zanim się
rozebrała, odczekała chwilę, aż para pokryje lustro. Stojąc,
spojrzała na srebrzyste linie rozstępów na brzuchu - „linie mi­
łości", jak zwykła je nazywać. Znajdowały się tam od czasu
urodzenia pierwszego z czworga dzieci. Zastanawiające, jak te
linie bardzo ją męczą.

Wyprostowała się, by rozebrać się przed wejściem do wan­

ny i przez moment zobaczyła swe odbicie w szybie okiennej.
Zapomniała zaciągnąć zasłony. Patrzyła na nią kobieta wyglą­
dająca jakby właśnie opuściła obóz koncentracyjny. Jej ogolo­
na głowa zaznaczała się białością na tle żółtawej skóry obcią­
gającej ciasno odstające kości. Darlene starała się nie patrzeć,
lecz jej oczy zwróciły się w stronę czerwonych, świeżych blizn
na klatce piersiowej, gdzie znajdowały się wcześniej jej piersi.
Szybko zaciągnęła zasłony.

Darlene i jej mąż, Ike, nie przypominali zbytnio owej

uśmiechniętej, młodej pary z ich weselnego zdjęcia. Ike, męż­
czyzna w średnim wieku, utył od zbyt obfitych służbowych
kolacji, stracił też swe porywające czerwone włosy, zanim jesz­

cze skończył trzydziesty piąty rok życia. Blond loki Darlene
wypadły na skutek chemoterapii. Nosiła teraz jasną perukę.
Ike i Darlene byli dobrym małżeństwem. Wychowali czwórkę
dzieci. Ike osiągał sukcesy w pracy, a Darlene, odkąd najmłod­
sze z dzieci zaczęło chodzić do szkoły, udzielała się w społecz­

ności lokalnej.

Ike i Darlene czerpali zawsze wiele przyjemności z życia

seksualnego. Sex był dla nich czymś naturalnym, każde z nich

jednakowo często podejmowało inicjatywę. Przywiązywali też

wagę do obejmowania się i dotykania poza sypialnią. W pew­
nym momencie zaskoczył ich nowotwór.

Darlene dzielnie znosiła zabiegi i leczenie. Rak zaatakował

jednak nie tylko jej piersi, ale pozbawił ją przyjaźni ze swym

background image

86

METODA 7

ciałem. Przestała inicjować zbliżenia seksualne i nie mogła ze­
brać się w sobie, by odpowiedzieć na inicjatywę Ike'a. Nawet
gdy ją obejmował, jej ciało stawało się sztywne i niewrażliwe.
Ostatni raz, gdy widział ją nagą, miał miejsce przed zabiegami
chirurgicznymi.

Wychodząc z wanny założyła sukienkę. Skierowała się do

sypialni i usiadła na łóżku, by nałożyć balsam na gojące się
rany. Zsunęła sukienkę akurat w chwili, gdy do sypialni wkro­
czył Ike. Zanim zdążyła wciągnąć ją z powrotem, stał już przy

niej. Spoglądając jej w oczy, wziął z jej rąk lekarstwo. Pochy­

lił się by ucałować jej blizny i czule kładł na nie balsam. Z jej
oczu cicho płynęły łzy, gdy skrzyżowały się ich spojrzenia. Jej
ciało drżało, choć za chwilę powoli rozluźniło się, gdy położyli
się obok siebie.

Podczas jednej z późniejszych wizyt u mnie, Darlene po­

wiedziała nam, że to humor pomógł im przetrwać jej chorobę
nowotworową i amputację obu piersi. Gdy siedzieli blisko sie­
bie na szerokiej kanapie, ich ręce splatały się ze sobą, wyglą­
dali na bardzo zakochaną parę. Darlene uśmiechała się, cytu­

jąc dedykowane sobie wiersze Ike'a, proste rymy płynące z ser­

ca. Ściskając jego rękę, powiedziała: „Ike był bardzo cierpli­
wy. Nie chciałam, by mnie dotykał. On jest jednak zawzięcie

uparty, z czego się teraz cieszę. Nie zaprzestawał delikatnych
pieszczot. Stopniowo pojmowałam, że wciąż mnie kocha, że
mnie chce. Zajęło mi to dużo czasu, ale myślę, że doświadcza­
my teraz przyjemności dotyku na więcej sposobów, niż gdy
byliśmy młodzi. To jest takie dobre".

W duszy ludzkiej zapisane jest prawo „wszystko albo

nic dla miiości". Dar ciała jest jedynie znakiem decy­

zji oddania całego siebie w darze, co zakłada także

wzajemne obdarowywanie się wszystkimi swymi se­
kretami.

Paul Tournier

background image

OBDAROWUJCIE SIĘ DOTYKIEM 87

Kochankowie ze szkolnych lat

Bill i Cindy wciąż pamiętająpodniecenie towarzyszące ich po­
całunkom w pustej klasie po lekcjach. Codziennie po zaję­
ciach skradali się do sali znajdującej się w suterenach, w któ­
rej już nikt nie uczył. Zamykali za sobą drzwi i sadowili się od
nich z daleka. Wspominają, swoje obawy, czy nauczyciel,

jakiś uczeń lub woźny, idąc korytarzem, nie znajdzie ich kry­
jówki.

Krótko po ukończeniu szkoły średniej para zakochanych

pobrała się. Bill i Cindy pamiętają swój miodowy miesiąc, kie­

dy to na kilka dni zaszyli się w opuszczonym domku letnisko­

wym. Żadne z nich nie miało przedmałżeńskich doświadczeń

seksualnych, wiele więc musieli się o swych ciałach nauczyć.
Śmiali się serdecznie, gdy Cindy mówiła: „właściwie stoso­
waliśmy metodę prób i błędów!"

Pewnego razu w środku zimy, w pierwszą rocznicę ślubu

udali się z kilkutygodniową wizytą do jej rodziny. Stary wiej­

ski dom nie posiadał centralnego ogrzewania. Aby nie zmarz­

nąć, leżeli w łóżku tak długo, jak tylko mogli. Przypominają

sobie, jak kochali się na skrzypiącym łóżku, starając się być

tak cicho, jak to możliwe, by nikt ich nie usłyszał. Wtenczas
poczęło się ich pierwsze dziecko, i zanim powrócili do domu,
Cindy miewała poranne mdłości.

Gdy dzieci zaczęły wstępować w ich życie, przypominają

sobie, że wielekroć tulili się do siebie i pragnęli seksualnej in­
tymności, lecz dzieci ich rozpraszały. Płaczący niemowlak
chciał jeść, więc miejsce Billa przy piersiach żony zajmowało
dziecko, i ono się nimi cieszyło! Innym razem, w nadziei, że
ich przedszkolaki śpią, po cichu zbliżali się do siebie, nic dziw­
nego, że dziecko budziło się i wołało o coś do picia, przycho­
dziło lub wpełzało do łóżka rodziców. Niemniej jednak, mimo

background image

88

METODA 7

iż seks przestał wchodzić w grę, Bill i Cindy ściskali się w łóż­

ku i obejmowali swe ciała.

Cindy wspomina, jak dzieci półżartem zarzucały im, że sta­

ją się zbyt sentymentalni. Gdy Bill i Cindy obejmowali się

w kuchni czy wspólnym pokoju, jedno z dzieci wciskało się

jakoś pomiędzy nich i uczestniczyło w pełnych ciepła piesz­

czotach.

Mają także wspomnienia chwil, gdy musieli się rozstawać,

i jak bardzo tęsknili za swoim intymnym dotykiem, dni, gdy

Bill wyjeżdżał na delegacje służbowe. Bywali też zajęci jako
rodzice, dzieci pochłaniały ich zupełnie. Ich dni były do ostat­
ka wypełnione, zostawał jednak czas na pocałunki, uściski,
pieszczoty i siedzenie obok siebie na kanapie. Postępując w la­
tach nie przestali cieszyć się swoim dotykiem.

Gdy rodziło się kolejne dziecko, musieli stawać się w swej

intymności coraz bardziej twórczy. Zdarzały się też, że Bill
i Cindy kłócili się i unikali kontaktu fizycznego. Zawsze jed­

nak godzili się i przebaczali sobie słowami i dotykiem.

Dzisiaj, pięćdziesiąt lat po ślubie, mają dorosłe dzieci, wnu­

ki a nawet kilkoro prawnuków. Sąsiedzi i przyjaciele znający
Billa i Cindy wspominają, że widywali ich, jak chodzili ze sobą
na codzienny spacer. Obecnie, gdy każde z nich jest już po sie­
demdziesiątce, nierzadko widuje się ich idących ze sobą i trzy­
mających się za ręce. Chodzą wciąż razem na koncerty, obej­
mując się czule.

Gdy Cindy bolą nogi, Bill często je masuje. On sam rów­

nież od lat cierpi na ból pleców, Cindy często wciera w nie
maści, by ulżyć jego cierpieniom. Pomarszczeni i siwi, nie
posiadają już młodzieńczej iskry w oku, jak ich kilkunastolet­
nie wnuki. Ona jednak wciąż widzi w nim przystojnego Billa,
a on w niej swą śliczną Cindy.

Seks jest czymś, co rodzi wiele radości, co jest dawane

i przyjmowane w wolności, prowadzi do dobrych, głę-

background image

OBDAROWUJCIE SIĘ DOTYKIEM

bokich, poruszających duszę kulminacji, jest czymś, co
sprawia, że stare małżeństwo spogląda na sieSie od

czasu do czasu i albo przymyka oko, albo śmieje się,
albo okazuje pokorę na wspomnienie przeszłych rado­
ści i oczekuje na te, które jeszcze przed nimi.

Sidney M. Jourard

/;

background image

J

background image

M E T O D A 8

Z rozmysłem równoważcie

odrębność i jedność

Znalezienie odpowiedniej równowagi pomiędzy odręb­

nością i jednością jest kluczem do zdrowego związku
i więzów rodzinnych. ... Oczywiście, rzeczy nie za­
wsze się równoważą, nie szkodzi, jeśli tylko będziecie
mieć tego świadomość.

David H. Olson i Amy K. Olson

John i Betty byli ze sobą od dziewięciu lat, ich małżeństwo
było burzliwe, wiele razy rozstawali się. Wzajemna miłość
przyciągała ich z powrotem do siebie, natomiast za każdym
razem, gdy ze sobą powtórnie zamieszkiwali zaczynali mieć
problemy prowadzące do kolejnej separacji.

Kiedy byli razem, Betty doskwierała utrata niezależności,

zdawała się nie mieć głosu w podejmowaniu wspólnych decy­
zji i zawsze naginała się do wszystkiego, czego chciał John.
Zaczynała buntować się i odchodziła od niego. Gdy żyli od­
dzielnie, wracało jej poczucie własnej indywidualności i, pa­
radoksalnie, zaczynali spędzać ze sobą coraz więcej czasu.
Potrafiła bronić swych racji i stawała się bardziej pewna, cze­
go chce i pragnie.

background image

92

METODA 8

Podobnie jak Betty, każdy kto się żeni lub wychodzi za mąż,

ma dwojakie zadanie: stawać się czyimś partnerem, jak i nie
przestawać być niepowtarzalną jednostką. Wiele osób ma ten­
dencję do wyzbywania się własnych pragnień, w celu zmini­
malizowania konfliktów z partnerami. Chcą dobrze żyć ze swy­
mi małżonkami, stąd preferują dostosowawcze, adaptacyjne

i pojednawcze cechy swych osobowości. W rzeczywistości nie­
którzy niemal w całości wyzbywają się własnych zaintereso­
wań i potrzeb. Zadziwiająco często mamy do czynienia z po­
dobną sytuacją, jak w przypadku Betty i Johna. Inaczej postę­

pują ludzie w zdrowym związku, równoważąc indywidualną
wolność i wierność wobec partnera.

Podstawową sprawą nie jest pytanie, ile małżonkowie po­

siadają wolności w porównaniu z całkowitą wolnością robie­

nia wszystkiego, czego zapragną, lecz pytanie jak pogodzić
wolność jednostki i wspólne zajęcia, które przyczyniają się do
rozwoju związku. Małżeństwo musi podzielać podstawowe
wartości i dzielić ze sobą najważniejsze zajęcia. Owa wspól-
notowość nie powinna im jednak przeszkadzać w podążaniu
własnymi drogami. W zdrowym małżeństwie powinny być wy­
rażone indywidualne pragnienia i zainteresowania.

Gdy ludzie zatracają w małżeństwie własną jednostkowość,

ulegają w związku „fuzji". Zgodnie ze słownikiem terapii ro­
dzinnej (Family Therapy Glossary), fuzja to: „tendencja do sta­
wania się tak emocjonalnie związanym z inną osobą, że po­
czucie samego siebie i własnych granic zaczyna być trudne do
rozróżnienia z drugą osobą, z czego wynika silna współzależ­
ność". Tego typu utrata samego siebie wskazuje, że w małżeń­
stwie zabrakło równowagi.

Żyjąc w małżeństwie, powinniśmy utrzymywać zdrowe

poczucie naszej odrębności. Gdy jednostki będące w związku
zachowują i potwierdzają swoje „ja", mogą o siebie dbać. Bet­
ty żyjąc w separacji, mogła spojrzeć na siebie jak na jednost­
kę, która może oprzeć się naciskom ze strony partnera. Gdy

background image

Z ROZMYSŁEM RÓWNOWAŻCIE ODRĘBNOŚĆ I JEDNOŚĆ

93

mieszkała z Johnem, nie potrafiła o siebie zadbać i zatracała
poczucie własnej tożsamości.

Równowaga oznacza, że oboje małżonkowie zwracają uwa­

gę na swojej własne zainteresowania oraz na zainteresowania
drugiego. Poświęcenie uwagi własnym pragnieniom, potrze­
bom i czynom oraz pragnieniom, potrzebom i czynom partne­
ra jest wkładem w formowanie się zdrowego związku.

Brak równowagi zachodzi w małżeństwie wtenczas, gdy

zainteresowania jednej osoby stałe zyskują pierwszeństwo.
Dwa pytania dopomogą nam w przywróceniu równowagi:

- Czego potrzebuję i pragnę w mym życiu i w moim związ­

ku z tobą?

- Czego ty potrzebujesz i pragniesz w twoim życiu i twoim

związku ze mną?

Gdy człowiek skupia się za bardzo na własnych potrzebach

(pytanie pierwsze) przejawia tendencję do stawania się samo­
lubem. Gdy zaś skupia się za bardzo na potrzebach drugiej oso­

by (pytanie drugie), tendencję do gubienia samego siebie.
W tym drugim przypadku potrzeby i zainteresowanie danej

osoby mogą być ignorowane.

Utrzymywanie w związku małżeńskim „równowagi" ma na

celu stawianie na równi potrzeb i zainteresowań obojga par­
tnerów. Poddawszy się terapii, Betty i John starali się wykazy­
wać większą wrażliwość na wzajemne potrzeby. Spotykając
się ze sobą, uczyli się wypowiadać swe osobiste potrzeby oraz
zapytywać drugiego, czego potrzebuje. John postawił drugie
pytanie: „Betty, jakie są twoje potrzeby w twym życiu i mał­
żeństwie, abyś była szczęśliwa?" Gdy korzystali z tych pytań,
ich wiedza o sobie i szacunek dla siebie nawzajem zaczęły się
pogłębiać. Ponownie pojawiła się nadzieja.

Śpiewajcie, tańczcie i cieszcie się, lecz niech każde
z was będzie odrębne, ponieważ mimo iż struny lutni
są odrębne, wprawia je w ruch ta sama melodia.

background image

9 4 M E T O D A 8

Stójcie przy sobie, lecz nie nazbyt blisko:

gdyż kolumny świątyni stoją w oddaleniu, a drzewo

dębu i cyprys nie rosną w swoim cieniu.

Kahil Gibran

Z rozmysłem równoważcie odrębność i jedność

• Jak szanujesz potrzebę samotności współmałżonka? Czy

oboje macie wystarczająco dużo przestrzeni i czasu dla
samych siebie? Rozmawiajcie o osobistej potrzebie cza­
su i przestrzeni.

• Dobre związki umożliwiają zarówno zajęcia wspólne, jak

i odrębne. Czy oboje poświęcacie czas na oba rodzaje ak­
tywności? Jakie są wasze wspólne zajęcia, a jakie podej­

mujecie niezależnie od siebie?

• Zastanówcie się i przedyskutujcie pewne decyzje mające

wpływ na związek małżeński. Zadajcie sobie pytanie: Czy

ja jestem wolny w podejmowaniu decyzji o moim życiu?

Czy mój partner jest wolny w podejmowaniu decyzji
o swoim życiu? Czy oboje wypracowujemy decyzje, któ­
re dotyczą nas obojga?

• Sumując wszystko, czego dotyczy prowadzenie gospodar­

stwa domowego (np. zarabianie pieniędzy, płacenie ra­
chunków, dbanie o stan domu, utrzymanie samochodu,
opieka nad dziećmi), zastanówcie się czy podział odpo­

wiedzialności jest sprawiedliwy? (Innym sposobem na
podejście do tego zagadnienia jest porównanie, ile godzin
czasu wolnego posiada w tygodniu każdy z partnerów.)

• Jakie są inne aspekty naszego życia razem, gdzie jest rów­

nowaga, a gdzie jej brak? Sporządźcie listę owych spraw

background image

Z ROZMYSŁEM RÓWNOWAŻCIE ODRĘBNOŚĆ I JEDNOŚĆ

95

i zastanówcie się nad nimi, dzieląc się własnymi przemy­
śleniami.

Małżeństwo nie jest rytuałem ani celem samym w so­
bie, jest to długotrwały, skomplikowany, intymny
wspólny taniec i nic nie jest bardziej ważne niż wasze
osobiste poczucie równowagi i wasz wybór partnera.

Amy Bloom

Troska i podział

David i Kristi w swoim związku są jak zawodnicy jednej dru­
żyny. Są małżeństwem od ponad dwudziestu lat, a on nadal
otwiera dla niej drzwi samochodu. Spotkali się, gdy Kristi prze­
niosła się z innego stanu na studia. David pochodzi z arysto­
kratycznej rodzinny i twierdzi, że ich spotkanie w bibliotece
nie było miłością od pierwszego wejrzenia. Rzeczywiście, obo­

je chodzili wtenczas z kimś innym, nadawało to więcej swo­

body ich stawaniu się dobrymi przyjaciółmi.

Kristi była osobą raczej towarzyską i gustującą bardziej

w gotowaniu dobrych dań i spędzaniu czasu z grupą przyjaciół
niż w studiowaniu i pisaniu wypracowań. David był typem su­
miennego studenta i nieco mniej obchodziło go towarzystwo.
Swymi talentami umieli się między sobą dzielić, często wy­
mieniając wypracowanie na domowy obiad, i oboje byli zado­
woleni z takiego obrotu rzeczy. Zdaje się, że takie były podwa­
liny ich związku - wzajemna przyjacielska pomoc.

Po krótkim czasie Kristi i David przestali spotykać innych

ludzi i zaczęli ze sobą chodzić. W ciągu roku doszło do zarę­
czyn, a w osiemnaście miesięcy od spotkania byli już małżeń­
stwem. Podczas gdy rodzice zachodzili w głowę, czy Kristi nie

background image

96

METODA 8

powinna poczekać z małżeństwem aż zdobędzie dyplom, wszy­

scy byli zgodni co do tego, że Kristi i David po prostu do siebie

pasują.

Po ukończeniu studiów David poczuł pragnienie zostania

pastorem. Kristi podzielała jego zapał i postanowiła wesprzeć
go w studiowaniu w seminarium. Udało się jej znaleźć zatrud­
nienie na stanowisku kierowniczym, niezmiernie ją to cieszy­
ło, mogła także wykorzystać i docenić swe umiejętności orga­
nizacyjne. Jej talent organizacyjny i umiejętność kierowania
ludźmi szybko zostały rozpoznane. Składano jej propozycje
prowadzenia poważnych projektów. Odpowiedzialność bardzo

ją emocjonowała i wzmacniała w niej poczucie własnej warto­

ści. Projekty te niekiedy zmuszały ją do pracy w weekendy.

David wiedział, jak bardzo Kristi lubi swą pracę i jak bar­

dzo chciała wykonywać ją dobrze, więc jej pomagał w czasie
weekendów. Doceniał finansowy wkład Kristi w jego własną
edukację, widział też, jak wzmacnia się jej pewność siebie i po­
czucie wartości wraz z każdym zakończonym projektem. Za to
Kristi widziała, z jaką pasją David traktował swe powołanie
i zdawała sobie sprawę, że praca w kościele pasowała do nie­
go doskonale. Chciała, by realizował swe marzenia i cieszyła
się też, że znalazła spełnienie w tym, co sama robi.

Gdy David ukończył seminarium zaczęto dzwonić do niego

z różnych kościołów. Pewnego śnieżnego lutowego dnia Kristi
odebrała w pracy telefon od Davida. Z wrażenia nie mógł zła­

pać oddechu, gdyż dwa kościoły zaproponowały mu pracę. Je­
den z nich znajdował się w miasteczku rodzinnym Kristi. Był
to mały kościół, lecz posiadał wiernych stałych członków. Dru­

gi kościół był większy i bardziej znaczący, z bogatą historią
swego wyznania. Ów większy znajdował się trzy stany dalej
od miejsca, gdzie wychowywała się Kristi.

Po pracy Kristi wracała do domu, przedzierając się przez

śnieżycę i korki na drodze. Czuła ciężar na sercu. David praco­
wał bardzo ciężko, by ukończyć seminarium i teraz mógł

background image

Z ROZMYSŁEM RÓWNOWAŻCIE ODRĘBNOŚĆ I JEDNOŚĆ

97

w końcu sam wziąć odpowiedzialność za parafię. Zastanawia­
ła się jednak, jak mogłaby wyprowadzić się i żyć trzy stany
dalej, zostawiając ojca, zwłaszcza że jego zdrowie ostatnio się
pogarszało. Niemniej jednak nie mogłaby poprosić Davida, aby
pożegnał się z tamtym ważnym kościołem.

David oczekiwał jej z uroczystą kolacją. Upiekł pizzę. Kri-

sti zmusiła się do uśmiechu i uścisnęła go mocno.

„Czy możesz w to uwierzyć, Kristi? Kto mógłby przypusz­

czać, że zadzwonią do mnie z dwóch kościołów!"

„Ja w to wierzyłam, Davidzie. Pracowałeś na to tak ciężko.

Zawsze chciałeś przyjąć na siebie taką odpowiedzialność".

Spoglądając przez okno na ruchliwą ulicę, zadał jej pyta­

nie, którego oboje się obawiali: „Co sądzisz o opuszczeniu tego
miasta?"

Unikając jego spojrzenia, Krsiti odrzekła: „Doskonale!"
Pomiędzy kawałkami pizzy David z zachwytem opowiadał

o swej przyszłości. Jednocześnie Kristi bez entuzjazmu spo­
glądała na błyszczące kartki informatora, które napłynęły
z owego dużego kościoła.

David przestał jeść i spojrzał na Kristi. „Dlaczego się temu

przyglądasz?"

Kristi usiłowała się rozpogodzić i powiedziała: „Gdyż chcia­

łabym wiedzieć coś więcej o nowej posadzie mego męża!"

„Kristi, ja wiem, że ty chcesz być bliżej swego ojca. Nie

biorę tego kościoła".

Kristi wyciągnęła ręce poprzez stół i objęła Davida. „O, Da-

vid, dziękuję ci. Nie chciałam gasić twego zapału, ale tak mar­
twiło mnie opuszczenie taty".

David ucałował ją, spojrzał w oczy i powiedział: „A poza

tym, ten duży kościół chciał, bym był członkiem zespołu, a nie
głównym odpowiedzialnym, jak ten mniejszy kościół".

„Ty draniu", śmiała się, odtrącając go półżartem.
Dwadzieścia lat później David i Kristi nadal mają się do­

brze. Kristi jest najważniejszą osobą w jednej z części przed-

Gdy w małżeństwie... 7

background image

98

METODA 8

siębiorstwa. Gościła menadżerów z innych miast, a David na­
uczył się gotować, by pomóc w domu. Kristi oddała do dyspo­
zycji parafii Davida swe profesjonalne umiejętności i wspo­
maga jego pracę duszpasterską. Oboje osiągnęli sukces w pra­
cy zawodowej i w swoim małżeństwie.

Ból odkrycia siebie jest nic nie wart, chyba że w znale­

zieniu samych siebie, znajdujemy także siebie nawzajem,

Cynthia J. Symonds

Kto powinien kontrolować wydatki?

Danielle i Peter kolejny raz starli się w sprzeczce o pieniądze.
Peter od zawsze kontrolował ich finanse.

Peter znał wszystkie szczegóły związane z ich pieniędzmi

i odpowiadał półsłówkami, gdy Danielle zapytywała o ich spra­
wy finansowe. Gdy prosiła o pieniądze, dawał jej ile potrzebo­
wała. Nie spodobało mu się jednak, że ostatnio prosiła o coraz
więcej. Zbywał ją milczeniem. Prosiła ponownie. Znaleźli się
w patowej sytuacji.

Danielle była gotowa przyjąć nową pracę, a jej pozycja

wymagała bardziej eleganckich strojów. Powiedziała Peterowi
kilka razy, że potrzebuje 500 dolarów, by nabyć trochę nowych
ubrań. On zaś albo mówił jej „nie", albo unikał w ogóle tego
tematu. Gdy zbliżała się data rozpoczęcia pracy, Danielle sta­
wała się coraz bardziej rozdrażniona.

„Peter, muszę mieć te ubrania szybko, gdyż zaczynam pra­

cę w przyszłym tygodniu".

„Masz wiele dobrych ubrań - odpowiadał jej Peter - Poza

tym, nie podoba mi się twoja postawa, i nie mamy teraz pie­
niędzy!"

background image

Z ROZMYSŁEM RÓWNOWAŻCIE ODRĘBNOŚĆ I JEDNOŚĆ 99

Podczas obiadu z przyjaciółką Danielle płakała, opowiada­

jąc o całej tej sytuacji. Przyjaciółka zapewniała ją, że Peter po-

s-tąpił niesłusznie i że powinna iść za radą swego sumienia.
Danielle zdobyła się na śmiałość i poszła na zakupy. Kiedy na­
była nowe ubrania bez jego zgody, Peter wpadł we wściekłość.

„O czym ty myślisz? Jak mogłaś zrobić coś tak głupiego?

Wiesz, że nie pozwoliłem ci kupować tych ubrań! Oddaj je
natychmiast!"

Kiedy kłócili się w przeszłości, Danielle spokojnie stawiała

swe zarzuty, teraz jednak opanował ją gniew: „Peter, przez
ostatnie kilka lat, wydałeś kilka tysięcy na narzędzia, których

właściwie nie potrzebujemy, ja prawie nic nie mówiłam. Tobie
wolno wydawać pokaźne sumy na wszystko, co ci się spodo­
ba, bez konsultowania ze mną. Nie prosisz mnie o aprobatę.
Dlaczego ja powinnam prosić cię o zgodę, żeby kupić ubrania,

jakich potrzebuję do nowej pracy?"

Nigdy przedtem Danielle nie mówiła tak otwarcie o pienią­

dzach. Peter był oszołomiony. Popatrzył milcząco a potem
wypadł z domu.

Pojechał na dłuższą przejażdżkę, aby ochłonąć. Kochał

Danielle i nie lubił, gdy się gniewała i czuła zraniona. Tylko
stosunek do pieniędzy ich różnił. Stopniowo przyjął, że to, co
powiedziała Danielle, było prawdą. Wydawał pieniądze tak,

jak sam sobie życzył. Ona zaś nigdy się nie skarżyła.

Gdy Peter odjechał, Danielle czuła jednocześnie niepokój

i ulgę. Obawiała się jego reakcji na swój wybuch gniewu i nie
mogła przewidzieć, co zrobi po powrocie do domu. Z drugiej

jednak strony czuła się dobrze, że powiedziała swoje zdanie.

Była z siebie dumna.

Upływały godziny, a Peter nie wracał. Gdy usłyszała otwie­

ranie i zamykanie drzwi, ścisnęło ją w żołądku. Nie wiedziała,
czego się spodziewać. Peter potrafił być nieprzyjemny, ale po­
trafił także być tak miły. Z bukietem kwiatów w ręku, Peter
tłumaczył się: „Przykro mi, że postępowałem w ten sposób.

background image

100

METODA 8

Zatrzymaj te ubrania". Nie powiedział słowa więcej, lecz od
razu poszedł spać.

Następnego dnia napięcie między nimi słabło, ale ciągle coś

wisiało w powietrzu. Po kilku dniach niezbyt ważnych rozmów
Peter zapytał w końcu Danielle, czy mogliby porozmawiać
o ich sytuacji finansowej. Danielle zastanawiała się, co też
może mieć na myśli. Ponieważ to on ściśle kontrolował finan­

se, nie mogła uwolnić się od niepokoju, czy nie chodzi tu o ko­
lejny krok w stronę panowania nad pieniędzmi.

Peter rozbroił ją, gdy zaproponował wyjście na kolację.

Kiedy przybyli do restauracji, wręczył Danielle kopertę. Otwo­
rzyła ją, i czytając, zaczęła płakać.

Moja kochana Danielle, jesteś światłem mego życia i wspa­

niałym towarzyszem. Przez wszystkie wspólne lata rzadko kie­
dy skarżyłaś się na moje wydatki. Wspierałaś moje hobby i za­
wsze byłaś hojna. Dziękuję Ci! Przez kilka ostatnich dni wie­
le myślałem, musimy dokonać pewnych zmian odnośnie wy­
dawania pieniędzy. Tak samo jak podejmowaliśmy wspólnie
decyzje w wielu innych dziedzinach naszego małżeństwa, tak­
że odnośnie do wydatków musimy podejmować wspólnie de­
cyzje. Proszę, wybacz mi za te wszystkie czasy, gdy okazywa­
łem się niewrażliwy na Twoje potrzeby finansowe. Kocham
Cię. Peter.

List ten, jak i rozmowa, która później nastąpiła, otwarły

nowy rozdział w ich małżeństwie. Odtąd oboje pracują nad bu­
dżetem rodzinnym. Oboje przeznaczają sprawiedliwą sumę na

swoje potrzeby. A co ważniejsze, dzięki podzieleniu się cięża­

rem wydatków, nabyli coś może jeszcze bardziej cennego: po­
kój i harmonię w swoim związku.

Jeśli poszukujesz szczęścia kochając i dbając o same­

go siebie, i nie zważasz na swego bliźniego, nie mo­

żesz być szczęśliwy. Jeśli starasz sie kochać bliźniego,

background image

Z ROZMYSŁEM RÓWNOWAŻCIE ODRĘBNOŚĆ I JEDNOŚĆ 101

bez równoczesnej miłości i troski o samego siebie, niech

"Bóg pomoże twemu bliźniemu. Żadne z was nie bę­
dzie szczęśliwe.

Nancy Loving Tubesing i Donald A. Tubesing

background image
background image

M E T O D A 9

Pomagajcie sobie nawzajem

Jak piękne, jak wielkie i wyzwalające jest to doświad­

czenie, gdy małżonkowie uczą się ... pomagać sobie
wzajem.

Paul Tournier

Wzajemna pomoc jest nieocenionym sposobem na rozwinię­
cie poczucia solidarności w małżeństwie. Podanie pomocnej
dłoni w celu przyniesienia ulgi małżonkowi zdaje się być oczy­
wistym składnikiem rozwoju wiernego związku. Pomoc jed­
nak powinna być systematycznym i świadomym wyborem.

Alice i Cal uwielbiają zaskakiwać się drobnymi gestami

pomocy. Oboje dzielą między siebie robienie zakupów. Ze swej

strony Cal często telefonuje, zanim wyjdzie z pracy, spraw­
dzając, czy nie powinien czegoś kupić w drodze do domu. Sta­
ra się pamiętać o zakupach cięższych rzeczy, takich jak wiel­

kie butle z płynami, mleko, sok, napoje, tak by Alice nie mu­

siała nosić wiele ciężkich rzeczy do domu. Gdy jedno z nich

usłyszy, że drugie wróciło z zakupów, jest natychmiast gotowe
do pomocy przy wnoszeniu rzeczy do domu.

Cal nie ma nic przeciwko spędzaniu czasu w samochodzie,

dlatego też, kiedy dzieci mają gdzieś jechać, jest chętny do
zawiezienia ich lub odebrania. Alice częściej odrabia z dzieć-

background image

104

METODA 9

mi zadania domowe lub składa bieliznę. Drobne akty pomocy
nie tylko że oszczędzają czas i energię, ale są też oznaką wza­

jemnej troski i grzeczności. To zaś, samo w sobie, mogłoby

być najważniejszym powodem świadomego pomagania sobie.

Powszechnym terenem napięć w stosunkach między mał­

żonkami jest sprawiedliwy podział obowiązków w gospodar­
stwie domowym. Dziś jest to częściej spotykany problem niż
kiedyś, bowiem wzrasta liczba par, w których oboje partnerzy
pracują poza domem. Dopóki nie czynią świadomych wysił­
ków, by sobie pomagać, dopóty rosnąć może wzajemne uprze­
dzenie i gniew.

Otwarcie i chęć niesienia pomocy powinny być niezachwia­

ną postawą, gdyż za każdym razem, gdy w związku coś się
zmienia, zmieniają się też obowiązki. Na przykład, gdy po­

jawiają się dzieci, małżonkowie wnet zdają sobie sprawę, że

ich podział zajęć i sposób współdziałania musi zostać za­
adaptowany do nowej sytuacji. Lub też, gdy jedno z małżon­
ków musi spędzić dodatkowe godziny w pracy, drugie powin­
no może pomagać więcej w domu. Pomaganie powinno więc
stać się ciągłym procesem - łatwo adaptowalnym i obopólnie
uznanym.

Zack i Denise przybyli na terapię, gdyż byli skłóceni z po­

wodu podziału obowiązków domowyych. Każde z nich czuło,
że drugie wykorzystuje go w sprawach związanych z zajmo­
waniem się domem i opieką nad dwojgiem małych dzieci. Za­
nim posiadali dzieci, Denise pracowała w pełnym wymiarze
godzin jako nauczycielka. Oboje chętnie zrezygnowali z pew­
nych rozrywek, gdy urodziły się dzieci i raczej równo rozdzie­

lili między siebie obowiązki domowe. Wraz z pojawieniem się
drugiego dziecka, Denise zaczęła czuć się przeciążona. Gdy

zakończył się trzymiesięczny urlop macierzyński, powróciła do
pracy na pełny etat. Najęli opiekunkę do dziecka. Każdego
wieczora Denise musiała przynajmniej przez dwie godziny
przygotowywać lekcje na następny dzień. Zack wracał także

background image

POMAGAJCIE SOBIE NAWZAJEM

105

zmęczony z pracy. Wieczorem jednak musieli nadal opieko­
wać się dwójką małych dzieci.

Mając coraz więcej zajęć, Denise miała coraz mniej czasu

na prowadzenie domu. Spodziewała się więcej pomocy ze stro­
ny Zacka. Oboje stawali się bardziej sfrustrowani nadmiarem
pracy. Czas, jaki mieli dla siebie, jako pary, zmniejszał się i żad­
ne z nich nie miało już czasu na własne zainteresowania. Zdali
sobie sprawę, że szybko się wypalą, jeśli będą utrzymywać
obecne tempo życia.

Zack pracował w przedsiębiorstwie, gdzie niemożliwy był

nienormowany czas pracy ani praca na pół etatu, Denise mogła

jednak powrócić do pracy półetatowej. Po dwóch miesiącach

mieli już nowy rozkład zajęć i wszystko zaczęło się układać.
Denise była zadowolona z godzin swej pracy. Mogła teraz po­
święcić więcej uwagi prowadzeniu domu. Dzięki nowemu po­
działowi zajęć, było między nimi mniej napięcia. W zasadzie
oboje mogli wygospodarować trochę czasu na rozrywkę i po­
wrócić do dawnych zainteresowań.

Niestety sprawy potoczyły się jeszcze inaczej. Nie musząc

poświęcać wiele czasu na pomoc w domu, Zack zaczął spę­
dzać w nim jeszcze mniej czasu niż dotychczas. Pracował dłu­
żej i uczestniczył w zawodach kręglarskich. Denise czując się

oszukaną przez Zacka i jego wolność, zaczęła w ciągu dnia
częściej widywać swoich przyjaciół i ograniczyła swe zaanga­

żowanie w prace domowe. Następnie małżonkowie zaczęli się
sprzeczać co do wyglądu domu, kto powinien opiekować się
dziećmi oraz co do ilości czasu, jaką każde z nich mogło mieć
na rzeczy inne niż praca lub opieka nad dziećmi.

W miarę zwiększania się napięcia, Zack i Denise przestali

sobie wzajemnie pomagać. Przestali też słuchać i negocjować.

Wiele się przez to popsuło. Podczas naszych terapeutycznych
sesji ponownie odkryli poczucie spełnienia, jakiego doświad­

czali w pierwszych latach małżeństwa, gdy sobie spontanicz­

nie pomagali. Zanim urodziły się dzieci potrzeba pomagania

background image

106

METODA 9

drugiemu pojawiała się nieświadomie. Gdy życie stawało się
bardziej złożone, musieli bardziej świadomie podejmować de­
cyzje o pomocy.

Podczas naszego ostatniego spotkania Zack uśmiechnął się

i powiedział: „Wiecie, czuję się jak stary dureń".

„Jak to?" - zapytałem.
„Płaciliśmy wam za terapię - mówił z uśmiechem - pod­

czas gdy jedyne co powinniśmy zrobić, to zapytać się jedno
drugiego, jak możemy być dla siebie bardziej pomocni. To zna­
czy, że nie jest to odkrycie rakiety".

„Nie, to nie jest odkrycie rakiety. To bardziej skomplikowa­

ne. Gdy zbudujesz rakietę, odpalasz ją w przestrzeń i to mniej
więcej na tyle. Wzajemne pomaganie sobie jest zadaniem na
całe życie, które trzeba podejmować co rusz od nowa".

Nie moglibyśmy znieść samotności, bez kogoś, kto by
nas kochał i troszczył się o nas.

David Mace

Pomagajcie sobie nawzajem

• Wspólnie zastanówcie się, jak sprawiedliwie podzielić

domowe obowiązki. Porozmawiajcie, jak ich wykonywa­

nie może stać się sposobem na pogłębienie waszego
związku.

• Jeśli troszczycie się o starszych rodziców, dzieci lub je­

steście odpowiedzialni za rzeczy, które wiele od nas wy­

magają, usiądźcie na chwilę i wypiszcie zewnętrzne źró­

dła wsparcia, które mogłyby wam pomóc. Nie obawiajcie
się szukać pomocy.

background image

POMAGAJCIE SOBIE NAWZAJEM 107

• Zróbcie niespodziankę partnerowi, robiąc coś, co w zwy­

kłym podziale obowiązków przypada jemu.

• Sporządźcie listę sposobów, w jakie pomagacie sobie

nawzajem. Zróbcie nową listę sposobów, w jakie mogli­
byście pomagać sobie jeszcze częściej. Porównajcie obie

listy.

• Powiedzcie sobie, co to dla was znaczy, gdy współmał­

żonek pomaga wam.

• Niekiedy nie pomagamy drugiemu w jakiejś sytuacji, gdyż

po prostu nie wiemy jak. Możesz przełamać swoją nie­
wiedzę. Pozwól partnerowi stać się swoim nauczycielem.
Wyodrębnijcie jedną rzecz, jaką każde z was może na­
uczyć drugiego i uczcie się od siebie nowych umiejęt­
ności.

Rzeczywistość jest taką, że nieodzownie potrzebuje­

my siebie nawzajem, nie tylko by się utrzymać, nie tyt­

kę by dotrzymywać sobie towarzystwa, ak w celu
odkrywania sensu naszego życia... 9^ie możemy stać
się w-pełni sobą, bez zdolności dzielenia się z drugim
sprawami, które najbardziej nas łączą.

M. Scott Peck

Od przemocy do uznania

Irenę pokazała mi bliznę na czole, którą zasłaniała pod włosa­
mi. „Ta blizna pochodzi z Wigilii Bożego Narodzenia 1976 ro­
ku" - powiedziała. Pod ubraniem znajdowały się inne blizny.
Powiedziała mi, że zna dokładnie datę i okoliczności każdej
rany. Starała się wyjaśnić mi, dlaczego przez dwadzieścia pięć
lat pozostawała w patologicznym związku.

background image

108

METODA 9

W ostatniej klasie szkoły średniej zaszła w ciążę. Po uzy­

skaniu świadectwa wyszła za Jimmy'ego, swoją miłość ze
szkoły. Niedługo po narodzeniu dziecka w ich domu zrodziła
się przemoc. Na początku była to agresja słowna. Jimmy pra­
cował w bardzo dobrze prosperującej rodzinnej firmie, lecz
w pracy nie cierpiał przyjmowania poleceń swego ojca. Wiele-

kroć stres związany z ojcem rozładowywał na swej żonie.

Irenę zauważyła, że jeśli prowadzi wszystkie sprawy do­

mowe bez zarzutu, atmosfera staje się mniej napięta. Jej życie
stało się serią ustawicznych wysiłków, by uszczęśliwić męża.
Po pięciu latach małżeństwa mieli już troje dzieci, a przemoc
stawała się dotkliwsza. Jimmy zarówno werbalnie, jak i fizycz­
nie ranił żonę, wykorzystywał przeciwko niej dzieci, groził jej
i bez końca znęcał się psychicznie. Rozporządzał też wszystki­
mi pieniędzmi.

Irene uważała tydzień za dobry, jeśli zniszczeniu ulegały

tylko przedmioty domowe, a ona nie odnosiła żadnej rany. Cza­
sami myślała, że zaczyna wariować, a niekiedy wierzyła Jim-
my'emu, gdy mówił, że zasłużyła na to, by ją bić. Stała się
mistrzynią w odczytywaniu humoru męża i dostosowywaniu
swego zachowania do jego nastrojów.

W oczach mieszkańców Jimmy uchodził za wzorowego

obywatela. Miejscowi ludzie byli wdzięczni za pracę, jaką
umożliwiało im przedsiębiorstwo Jimmy'ego. Zasiadał w ra­
dzie kościelnej i był szczodrobliwym darczyńcą miejscowej
organizacji charytatywnej. Sponsorował organizacje dziecię­
ce. Irenę była energiczną wolontariuszką w szkołach, kościele
i w organizacjach samorządowych. Była troskliwą i kochającą
matką i przyjaciółką. W oczach wszystkich wyglądali jak wier­

na i zżyta para.

Gdy pewnego razu udzielano jej pomocy medycznej z powo­

du pobicia, Irene przypisała winę swojej niezręczności. Nikt nie
zadawał jej nigdy pytań o jej siniaki, a ona była zbyt przerażona
i zawstydzona, by powiedzieć komuś o przemocy w domu.

background image

POMAGAJCIE SOBIE NAWZAJEM

109

Gdy dzieci podrosły, opuściły dom tak prędko, jak tylko

możliwe. Odtąd pozostawała z nim sam na sam. Pewnego ran­
ka wybuchła kłótnia. Jimmy rzucił się na nią i rozciął jej war­
gę. Potem natychmiast wyszedł do pracy, pędząc na złamanie
karku. Irene zapomniała, że tego ranka zaprosiła na kawę swą
przyjaciółkę Julie. Usiłowała obłożyć lodem swą napuchniętą
i krwawiącą wargę, kiedy Julie zapukała do drzwi. Najpierw
Irene starała się jakoś wytłumaczyć skaleczenie, lecz w końcu
wyrzuciła z siebie całą historię.

Julie zaprowadziła Irene do lekarza, który następnie spro­

wadził profesjonalną pomoc prawniczą. Wyprowadziła się
z domu krótko po tym zajściu. Jimmy odmawiał przyznania,
że ma jakieś problemy. Ostatecznie rozwiedli się.

Irene musiała zaczynać życie od nowa w wieku czterdzie­

stu trzech lat. Przeniosła się do innej części miasta i zdobyła

nową pracę. Przez pierwszy rok, nie miała pojęcia, jak radzić

sobie z odzyskaną wolnością. Nie była pewna, jakie kupić

meble do mieszkania ani nawet co ugotować na obiad. Zawsze
planowała wszystko zgodnie z oczekiwaniami Jimmy'ego, aby
był zadowolony i spokojny.

Odkryła w sobie zamiłowanie do fotografii i podczas kursu

fotograficznego spotkała Kena. Jego żona zmarła cztery lata
temu. Wyrażał się o niej i ich małżeństwie z czułością. Irene
lubiła jego serdeczny śmiech i poczucie humoru. Zaczęli się ze
sobą spotykać. Zapoznali się ze swymi dorosłymi dziećmi,

poznała też chorego umysłowo syna Kena, Ricka, a po roku
pobrali się. Ta poraniona kobieta nie tylko kochała Kena, opie­
kowała się także czule Rickiem. Spędzała wiele godzin, grając
z nim w karty. Zawsze miała pod ręką jego ulubione zabawki
i zainteresowała go zbieraniem znaczków.

W nowym małżeństwie Irene była szczęśliwa, jednak spu­

ścizna po pierwszym stale jej ciążyła. Z powodu dojmujących

przeżyć, jakie musiała znosić, cierpiała na niekończące się, sil­
ne bóle głowy. Ken był opiekuńczy, zawoził ją na wizyty do

background image

110

METODA 9

lekarza, kupował lekarstwa, a nawet w środku nocy masował

jej pulsujące skronie.

Pewnego weekendu, który Ken spędzał łowiąc ryby z przy­

jacielem, Irena udała się jego nowym samochodem do super­

marketu. Lubiła prowadzić i przekonywała się, dlaczego Ken
tak to uwielbiał. Podczas robienia zakupów zaczęła ją boleć
głowa. Wydawało jej się, że był to nadzwyczaj silny atak. Od­
czuwała jakby stalowe obręcze coraz ciaśniej ściskały jej gło­
wę. Nie miała w torebce żadnych lekarstw, by powstrzymać
ten ból i wkrótce zrobiło jej się bardzo niedobrze.

Natychmiast pozostawiła pełny wózek z zakupami i wybie­

gła z supermarketu. Dotarła już prawie do samochodu i z tru­
dem uniknęła wymiotów. Usiadła za kierownicą i starała się

jechać do domu tak ostrożnie, jak to tylko możliwe, nieomal

niczego nie widząc, z powodu oślepiających bólów głowy. Gdy
wjechała w ulicę blisko domu, znowu zaatakowały ją nudno­
ści. Nacisnęła hamulce, samochód wpadł w poślizg na war­
stwie grysu, wjechał na krawężnik i uderzył w drzewo. Jej gło­
wa zaczęła krwawić. Niczego jednak nie zauważyła, wydosta­
ła się z wozu, by zobaczyć szkody. Samochód był rozbity. Ire­
ne usiadła na trawniku i zaczęła łkać. Sąsiadka nadbiegła z do­
mu na pomoc.

Następnego dnia nie zważała nawet na posiniaczoną i krwa­

wiącą głowę ani na przeszywający ból. Siedziała z drżeniem

pod kocem, oczekując chwili, gdy Ken przekręci klucz. Kiedy
usiłowała zasnąć, powracały do niej straszne sceny z długich

lat bicia, sinych oczu, nabrzmiałych warg, łamanych kości i wy­
rywanych włosów. Jej ciało zachowywało pamięć, i cierpiała
od czubka głowy po palce u nóg. Usłyszała szybkie otwieranie
i trzaśnięcie drzwi wejściowych. Zdawała sobie sprawę, że Ken
musiał zobaczyć na podjeździe swój rozbity samochód. Sły­
szała jego ciężkie kroki na schodach, jak pędził w stronę sy­

pialni. Zeskoczyła z łóżka i na czworakach starała schować się
do kąta.

background image

POMAGAJCIE SOBIE NAWZAJEM 111

Krzyczała: „Nie, nie, nie, proszę, proszę, nie bij".
Ken rzucił się do niej: „Irene, czy wszystko w porządku?

Mój Boże, gdy zobaczyłem samochód, myślałem, że nie ży­

jesz. Proszę cię, kochanie, powiedz, że wszystko w porządku".

Z płaczem wpadła w jego ramiona. „Przykro mi, Ken. Jest

mi tak przykro".

„Nic się nie stało, Irene. Wszystko naprawimy".
„Tak, ale, Ken, przykro mi, że myślałam, że mnie zbijesz".
Ken kołysał ją w ramionach, ocierając jej łzy i uspokajając.

Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to wdzięczność, że po­
nownie odnalazł miłość. Lata przemocy nie odebrały Irene sub­
telnego ducha.

Nawet gdy obejmował ją łkającą i przerażoną, kochał ją

wręcz bardziej.

Gdy jej łzy obeschły, Ken pomógł jej na powrót dostać się

do łóżka. „Odpocznij, Irene. Przeżyłaś straszne chwile. Tak się
cieszę, że nic ci nie jest. Tak się cieszę, że jesteś moją żoną.
Czy mam ci coś przynieść?"

„Nie, mój drogi. Proszę tylko, byś mi przebaczył, że w cie­

bie zwątpiłam".

„Kochanie, już to zrobiłem, teraz odpocznij".
Irene ponownie zaczęła cicho płakać, tym razem jednak to

łzy wdzięczności i szczęścia zalewały jej oczy.

Razem dwoje ludzi zrobi więcej niż dwoje osobno.

Lepiej jest dwom niż jednemu, gdyż mają dobry zyski
ze swej pracy. Bo gdy upadną, jeden podniesie drugie­

go. Lecz samotnemu biada, gdy upadnie, a nie ma dru­
giego, który by go podniósł

Księga Koheleta

'

Por. Koh 4,9-10 (przyp. tłum.). '

background image

Chcę ci pomóc

METODA 9

Mimo iż są w średnim wieku, Pat i Lorraine są małżeństwem
dopiero od roku. Żona Pata zmarła osiem lat temu, a Lorraine
od dziesięciu lat jest rozwiedziona.

Znali się już wiele lat temu, kiedy oboje uczęszczali do tej

samej szkoły średniej. Choć mijali się co dzień w szkolnych
murach, obracali się w odmiennym towarzystwie i nie poznali
się dobrze ze sobą. Pat był gwiazdą futbolu i spędzał czas

w gronie sportowców i wielbicieli. Lorraine grała w orkiestrze,
więc przebywała w towarzystwie innych muzyków. Oboje
przypomnieli się sobie, gdy po trzydziestu pięciu latach poja­
wili się na spotkaniu absolwentów.

Pat posiadał teraz dobrze prosperującą firmę budowlaną,

a Lorraine była nauczycielką muzyki w szkole średniej. Pat
lubił sposób bycia Lorraine, a ona podziwiała jego bystrość
umysłu i pewność siebie. Chodzili ze sobą krótko i pobrali się
w sześć miesięcy po spotkaniu.

Postanowili sprzedać swoje domy i kupić mieszkanie. Kie­

dy na krótko przed ślubem podpisywali umowę kupna, Lorra­
ine zauważyła, że Pat mruży oczy. Podczas kilku zaledwie mie­
sięcy spotykania się Lorraine zauważyła wiele razy, że Pat ma

kłopoty ze wzrokiem.

Nakłaniała go usilnie, aby udał się do okulisty. Myślała, że

z wiekiem staje się uparty i nie chce pogodzić się z faktem, że
stan jego wzroku się pogarsza. Widziała, jak wpływa to na jego

pracę, gdyż sekretarka musiała czytać mu wszystkie listy. Pew­
nego wieczora, gdy jego wnuk prosił go o przeczytanie bajki,
Pat zaproponował, że opowie mu bajkę z pamięci, gdyż „oczy
dziadka są zmęczone".

Przez kilka miesięcy Lorraine naciskała na męża, aby zba­

dał wzrok. On wciąż się ociągał. Pewnego sobotniego poranka

background image

POMAGAJCIE SOBIE NAWZAJEM

113

zaproponowała, że udadzą się samochodem na miejsce, gdzie
zwykle jedli śniadanie. Zamiast tego zawiozła go jednak do
przychodni okulistycznej. Gdy skręciła do ośrodka, Pat wpadł
w gniew. Odmówił wyjścia z samochodu. Lorraine nie mogła
uwierzyć, że stawia tak zdecydowany opór i była zdezoriento­
wana, dlaczego przekornie sprzeciwia się trosce o własne zdro­
wie. Pat usiadł na miejscu kierowcy i zawiózł ich z powrotem

do domu.

Lorraine nie mogła znieść tego dnia napiętej atmosfery

w domu, wyszła więc na kolację do przyjaciółki. Tej nocy wra­
cała do domu dłuższą drogą i, prowadząc samochód, rozmy­

ślała nad wszystkimi sprawami. Nie mogła odgadnąć przyczyn
osobliwych reakcji męża w związku z jego wzrokiem.

Było późno, gdy wróciła, starała się wślizgnąć po cichu, nie

przeszkadzając mężowi. Kiedy znalazła się w środku, usłysza­
ła jego głos z biura. Mówił przyciszonym głosem, wsłuchiwa­

ła się więc chwilę. Wyglądało, jakby z książeczki swego wnu­
ka próbował odczytywać wierszyki. Lorraine nie zauważyła
najmniejszego znaku obecności chłopczyka, więc słuchała da­
lej. Wyłapując słowa Pata, jego „problem z oczami" stawał się
oczywisty.

Weszła do biura, a on szybko złożył książkę. Ucieszył się,

że ją widzi, podszedł i prosił o wyrozumiałość za swoje zacho­
wanie tego dnia.

Lorraine natychmiast mu przebaczyła i ucałowała go. Trzy­

mając go w ramionach, wyszeptała: „Pat, dlaczego mi nie po­
wiedziałeś?"

Pat uwolnił się z objęć, odwrócił się i podszedł do okna.

Nie mógł na nią spojrzeć. Po dłuższej przerwie odezwał się:

„Ponieważ myślałem, że zaczniesz mną pogardzać. Nikomu
o tym nie mówiłem. Gdy byłem młody, obawiałem się drwin.
Teraz, kiedy jestem starszy, pomyślałem, że stracę szacunek
u ludzi. W szkole byłem w drużynie futbolowej, awansowano
mnie po prostu z klasy do klasy. Nie miało to dla nich znacze-

Gdy w małżeństwie... 8

background image

»

114 METODA 9

nia, że nie umiałem czytać. Liczyło się jedynie zdobywanie
punktów na boisku".

Lorraine wzięła w swe ręce jego zaciśnięte pięści. „Ale to

ma znaczenie dla mnie, Pat. Nie dla mojego dobra, ale dla two­

jego".

„Tak, ale już za późno, Lorraine, radziłem sobie dotąd dzię­

ki mej bystrości i sądzę, że nadal będę tak robił".

„Pat, masz rację. Twoje zdolności umożliwiły ci, że tak da­

leko zaszedłeś, więc pomogą ci też teraz nauczyć się czytać.
Chcę ci pomóc. Pozwól mi sobie pomóc".

„Jak możesz darzyć szacunkiem dorosłego mężczyznę, któ­

ry nie umie czytać?"

„Pat, kocham cię i szanuję cię. Proszę, pozwól mi sobie

pomóc".

Pat popatrzył na stół, utkwił wzrok w książeczce z wierszy­

kami i wziął ją w ręce. Ponownie zasiadł na kanapie. Po chwi­
li, która dla Lorraine wydawała się wiecznością, otworzył ją na
pierwszej stronie. Lorraine usiadła przy nim, a on zaczął od­
szyfrowywać pierwsze zdanie.

Pobrać się to zdobyć szersze spojrzenie na życie.

William Inge

background image

M E T O D A 1 0

Rozwiązujcie konflikty,

zanim osiągną apogeum

Jeśli dwie osoby mieszkają ze sobą przez dwadzieścia
pięć lat i nie doświadczają ostrej wymiany zdań,

wskazuje to na brak śmiałości, jaki podziwiać można

jedynie u owiec.

Alan Patrick Herbert

Maureen znajduje przyjemność w pierwszych dziesięciu mi­

nutach dziennika telewizyjnego, więc chce, abym był cicho
w tym czasie. Z racji tego że jestem mniej zainteresowany tymi

dziesięcioma minutami, mam zwykle skłonności do zaczyna­
nia pogawędek. Bardzo się wtedy denerwuje. Dwadzieścia mi­
nut później role odwracają się. Kiedy ja chcę oglądać wiado­
mości sportowe, ona próbuje ze mną rozmawiać. Oboje roz­
mawiamy podczas prognozy pogody.

Konflikt w związku małżeńskim jest czymś naturalnym,

a jego skutki widoczne są codziennie. Spory powstawać mogą

na temat tego, jaka temeperatura powietrza powinna być w do­
mu, czy spać pod jedną czy dwiema kołdrami. Kiedy para się
pobierze, zaczynają istnieć odtąd dwa głosy, dwie opinie i dwa
rozstrzygnięcia wielu decyzji. Radzenie sobie z naszymi nie­
uniknionymi konfliktami i umiejętność rozwiązywania ich mo­
że stać się decydującą sprawą w każdym małżeństwie.

background image

116

METODA 10

Przypuszczalnie najbardziej konfliktowym zagadnieniem,

jakiego dwoje naszych klientów - Judy i Sam - doświadczało

przez wiele lat, jest wychowywanie dzieci. Oboje zgadzają się,
że wszystkie dzieci powinny mieć świadomość porządku, wy­
magań oraz dyscypliny, tak jak i komfortu, miłości i wyrozu­
miałości. Jednakże sposób, w jaki owe wartości są wprowa­
dzane w życie, to inna historia.

Sam opowiada się po stronie tolerancji i wyrozumiałości.

Wyrastał w tolerancyjnym domu i nie przypomina sobie, by
kiedykolwiek dostał klapsa. Judy, także osoba wrażliwa, wy­
chowywała się w bardziej zdyscyplinowanej atmosferze niż

Sam. Pamięta klapsy i niemiłe kary. Kiedy więc ma miejsce

większa sprzeczka związana z dziećmi, Sam kładzie nacisk na
elastyczność i wyrozumiałość, podczas gdy Judy na ograni­
czenia i konsekwencje. Jedno z nich, albo Judy, albo Sam,
zwykle ustępuje pola, gdy poróżnia się na temat wychowy­
wania dzieci. Niekiedy zdaje się to nawet dobre, lecz na krót­
ką metę, zazwyczaj strona ustępująca czuje, że nosi w sobie
ogrom niechęci. Kiedy indziej unikają rozwiązywania konflik­
tu, wtenczas oboje są niezadowoleni. W obu wypadkach na­

pięcie sta-je się z czasem coraz większe i w rezultacie zatruwa

cały związek.

Aby osiągnąć sukces w małżeństwie, partnerzy powinni

przyjąć, że nieporozumienia są rzeczą normalną, nie bać się
konfliktu i widzieć go jako okazję do nawiązania porozumie­
nia i stworzenia głębszej intymności. Powinni też mieć zawsze
na uwadze cenne rady pochodzące z książki Don Dinkmeyera
i Jona Carlsona, którzy polecają dwa następujące kroki w roz­
wiązywaniu konfliktów małżeńskich:

Krok 1. Okazujcie sobie wzajemny szacunek.

Źródłem

każdego konfliktu jest raczej postawa jednego lub obydwu part­
nerów niż jakaś konkretna kwestia. W małżeństwie cechują­
cym się wzajemnym szacunkiem, każdy z partnerów chce zro­
zumieć i uszanować punkt widzenia drugiego.

background image

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY, ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM 117

Krok 2. Zastanówcie się, gdzie tkwi problem.

Większość

par ma trudności ze zidentyfikowaniem istoty problemu. Kto
co robi w domu, jak wydawać pieniądze, mieć lub nie mieć

stosunku seksualnego nie są zazwyczaj prawdziwymi przyczy­

nami. Oczywiście te nieporozumienia powinny być rozwiąza­
ne. Jednakże prawdziwym powodem jest cel lub skutek, do
którego dąży partner. Kiedy tylko zdefiniuje się istotę pro­
blemu, łatwiej jest rozwiązywać powierzchowne nieporozu­
mienia.

Bez wzajemnego szacunku i świadomości tego, co faktycz­

nie jest powodem nieporozumień, konflikty powracają jak błęd­
ne koło. David i Vera Mace podkreślają trzy sposoby na rozwi­
kłanie węzła nieporozumień podczas zmagania aię z odmien­
nymi stanowiskami:

1. Kapitulacja oznacza, że jeden z partnerów w sposób nie­

przymuszony ustępuje, by zbliżyć się do drugiego. Aby

jednak metoda ta działała, obie strony powinny kapitulo­

wać jednakową ilość razy. Jeśli jeden kapituluje dziewięć­
dziesiąt pięć razy, podczas gdy drugi tylko pięć, kapitula-
cja przestaje być skuteczna i uczciwa.

2. Kompromis oznacza, że każdy z partnerów ustępuje czę­

ściowo, by zbliżyć się do wspólnej decyzji. W przypadku
ustalenia, kiedy dziecko powinno wracać do domu: jedno
z rodziców może uważać, że właściwą porą jest powrót
o północy, a inne o 1, więc dzielą różnicę na pół i zgadza­

ją się co do 24:30.

3. Koegzystencja oznacza, że obie strony akceptują, że mają

różne zdania. Oczywiście, w niektórych sprawach wza­

jemne stosunki nie układają się dobrze, wtedy pewne de­

cyzje muszą być podjęte niezależnie od tego, czy oboje

partnerzy się godzą czy nie.

W wielu decyzjach, jakie para podejmuje, jedno z tych

trzech podejść może znaleźć zastosowanie.

background image

118

METODA 10

Jeśli dwoje ludzi szanuje się nawzajem i uczciwie stara się

znaleźć prawdę w danej kwestii, kapitulacja nie uwłacza god­
ności żadnej ze stron. Osiągnięcie kompromisu może wręcz
okazać się dobrą sposobnością do lepszego poznania się. Ko­
egzystencja - przyjmowanie odmiennych stanowisk w pew­
nych sprawach - jest zdrowa. Jedyną rzeczą, która prowadzi
do większych kłopotów niż rozwiązywanie konfliktów, jest nie-
rozwiązywanie ich.

Walka pomiędzy jednostkami, które dzierżą władzę,
może się skończyć jedynie wtedy,gdy wszystkie stro­
ny wezmą pełną odpowiedzialność za powstanie kon-

fliktu.

Kathlyn i Gay Hendricks

Rozwiązujcie konflikty, zanim się zaognią

• Zidentyfikujcie i nazwijcie te rzeczy, które prowadzą do

napięć i konfliktów.

• Co robicie jako para, aby rozwiązywać wasze konflikty?

Jak sprawdzają się wasze strategie? Jakich zmian potrze­
bujecie, aby radzić sobie z konfliktowymi sytuacjami?

• Przyznawaj się do swych uczuć. Unikaj oskarżania. Aby

zastosować takie podejście wypowiadaj „ja komunikaty"
(np., „złoszczę się naprawdę!") zamiast „ty komunikatów"
(np., „ty mnie naprawdę złościsz!"). Pomyśl o ostatnim
sporze, jaki miał miejsce między wami. Spróbuj ułożyć
, ja komunikaty", które będą wyrazem prawdy o tobie, lecz
nie oskarżaj, nie obwiniaj swego partnera. Powiedz te „ja

komunikaty" na głos i zapamiętaj, co wtenczas czujesz.

background image

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY, ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM 119

Następnym razem, gdy dojdzie do sprzeczki, postaraj się
użyć „ja komunikatów". Mogą okazać się pomocne.

• Wypróbujcie zastosowanie „kapitulacji, kompromisu i ko­

egzystencji" w radzeniu sobie z różnorodnymi sytuacja­
mi, w których brak zgody. Pomoże wam, jeśli ty i twój
partner określicie, które podejście wybieracie.

• Sięgnij pamięcią do niektórych kłótni i różnicy zdań, ja­

kie miały miejsce między wami. Kto zwykle „wygrywa"
te kłótnie? Jak reagujesz, gdy twój partner wygrywa

sprzeczkę? Jak reagujesz, kiedy to ty wygrywasz? Co

mówią o waszym związku te reakcje?

• Zastanówcie się nad niniejszym fragmentem z Biblii, do­

tyczącym rozwiązywania konfliktów. Porozmawiajcie, jak
można by go odnieść do waszego partnerstwa: „Niech nie
wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tyl­
ko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała do­
bro słuchającym. [...] Niech zniknie spośród was wszelka
gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie -
wraz z wszelką złością" (List do Efezjan 4, 29.31).

Kłótnia sama w sobie, może okazać się nawet pomoc­

na, jeśli ukazuje głębsze uczucia męża iżony. Jeśli
tylko para wie, dlaczego się kłóci, może i powinna
dokonać koniecznych zmian we współżyciu, aby nie
musiała powtarzać tej kłótni.

David Mace

background image

120 METODA 10

Proszę zostań

W 1910 roku w Dublinie, w Irlandii, przeżywali jedynie naj­
mocniejsi. Mój ojciec opowiadał nam historie o ciężkich wa­
runkach życia w mieście, gdzie oszałamiające bezrobocie i bie­
da jednakowo silnie zaznaczały swą obecność co choroby
i śmierć.

Aggie i Patrick mieszkali na ostatnim piętrze biednej ka­

mienicy robotniczej w centrum miasta. Aggie miała włosy czar­
ne jak noc, sięgające po pas. Jej oczy były równie ciemne i swą
żywością oddawały jej temperament. Była wyzwolona i już

podówczas angażowała się w obronie praw kobiet.

W swojej dzielnicy była nieoficjalnym pracownikiem so­

cjalnym. Często wzywano ją do pomocy podczas porodu. Od­
wiedzała chorych, myła umierających i zmarłych, oddawała co
tylko mogła ludziom będącym w mniej korzystnym położeniu
niż ona. Czuła wiele litości wobec kobiet żyjących w biedzie,
których dzieci cierpiały głód i zapadały na ciężkie choroby.
Wraz z Patrickiem i rodziną mieszkała jak inni w chłodnych,
wilgotnych, zatłoczonych pokojach pozbawionych konieczne­
go zaplecza, w mieszkaniu, gdzie dziecko miało wiele szczę­
ścia, jeśli dożyło piątego roku życia.

Patrick pracował jako mieszacz whiskey w dużej wytwórni

w centrum miasta. Był człowiekiem pracy, przyjacielskim męż­
czyzną, kochającym mężem i ojcem. Patrick i Aggie wycho­
wywali się razem na tej samej ulicy. Ich rodziny pomagały so­
bie, gdy brakowało żywności. Patrick był dobry w swoim za­
wodzie i z czasem zaczął czerpać z niego oraz z jego produk­
tów przyjemność. Jego uzależnienie od alkoholu narastało po­
woli i niepostrzeżenie, choć Aggie zaczynała zauważać zmia­
ny w jego postawie i zachowaniu.

Pomagając innym w zżytej ze sobą społeczności, Aggie nie

była pozbawiona własnych problemów. Już przed trzydziestką

background image

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY, ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM 121

miała siedmioro dzieci. Zagrożenie gruźlicą wciąż wisiało
w powietrzu i ludzie byli ogromnie przeczuleni na jakąkolwiek
oznakę zbliżającej się epidemii. Nadszedł czas, gdy jej własne
dzieci zapadły na tę straszną chorobę, a ona bezsilnie obser­
wowała, jak jedno po drugim odchodzi. Jej dom był do tej pory
miejscem pełnym gwaru i śmiechu. Zanim doczekano końca
epidemii, jej liczna rodzina została przetrzebiona. Tylko dwoje
dzieci pozostało przy życiu, ochraniała je z wielkim oddaniem.

Wkrótce po pojawieniu się gruźlicy sytuacja ekonomiczna

zaczęła jeszcze bardziej się pogarszać, rozprzestrzeniało się
ubóstwo i choroby, bezrobocie stawało się normą. Wytwórnia
Patricka przestała istnieć, a on nie miał już pracy. Aggie i Pa­
trick stracili swój dom. W tych ciężkich czasach szukał pocie­

szenia i ratunku w towarzystwie innych bezrobotnych męż­
czyzn w miejscowym pubie. Zazwyczaj gdy opuszczał pub
dzień już się kończył, pieniądze też się kończyły. Tak wygląda­
ło ich życie przez kilka miesięcy. Aggie błagała go, płakała,
złościła się i groziła, jednak wszystko to było jak rzucanie gro­
chem o ścianę.

Pewnej zimnej i mokrej nocy Patrick wyszedł z pubu i jak

zwykle chwiejnym krokiem zdążał do domu. Poślizgnął się na

jezdni i podniósł mokry i ubłocony, a jego ubranie kleiło się

do trzęsącego się ciała. Miał wiele kłopotu z wejściem po scho­
dach aż na ostatnie piętro, gdzie mieszkał z Aggie. Zaczął wa­
lić w drzwi, które poddały się i otworzyły, nie stawiając oporu.
W pokoju było ciemno i cicho. Stanął przy zimnym kominku,
ledwo trzymając się na nogach, przyglądnął się wszystkiemu.
Gdy jego oczy przywykły do ciemności, zauważył kartkę pa­

pieru przymocowaną do wieszaka. Na stole kuchennym zapa­
lił świecę i usiadł.

Po chwili, gdy oczy przywykły do światła zaczął czytać.

Jego wargi drgały szybko, wczytywał się w kartkę, skończył
i natychmiast przeczytał ją powtórnie. Wstał szybko od stołu
i pobiegł do sypialni, gdzie bez światła mógł dostrzec puste

background image

122

METODA 10

łóżka. Wypadł z mieszkania i chwiejąc się powędrował w mgli­
stą noc, przedzierając się ulicami miasta jak człowiek ucieka­

jący przed śmiercią. Zanim dotarł do portu, usłyszał sygnał stat­

ku. Miał nadzieję, że zdoła odnaleźć Aggie na czas, gdyż jeśli­
by zdążyła wejść na pokład, mógłby już nigdy nie zobaczyć
ponownie ani jej, ani ich dwu małych chłopców.

Gdy skręcił za rogiem w ulicę prowadzącą do nabrzeża,

przeraził go widok tłumu, siedzących i stojących w deszczu,

gotowych do wejścia na statek. Ludzie ustawiali się w rzędy
i z tobołkami z wysiłkiem przechodzili w górę pomostu. Pa­
nicznie rozglądał się w tłumie za żoną, ale stłoczone postacie

pod strugami deszczu zdawały się jednakowe. Nagle rzucił mu
się w oczy znajomy czerwony pled. Odwrócił ją gwałtownie.

Jej oczy otwarły się szeroko, gdy zobaczyła Patricka stoją­

cego przed nią, przemoczonego i drżącego. Dwoje małych dzie­
ci uchwyciło się jego nóg i przytulało do ojca. Patrick błagał

ją, by pozostała.

Nie mógł odgadnąć, co oznaczało jej spojrzenie na pogrą­

żony we mgle statek. Jej twarz rozluźniła się, gdy usiadła na
wytartej walizce. Patrick chwycił ją, objął mocno, uzmysła­
wiając sobie nagle, jak blisko był utraty swej rodziny.

Wąskimi ulicami ruszyli w powrotną drogę. Aggie niosła

walizkę. Patrick trzymał w ramionach śpiące dzieci. Gdy zna­
leźli się w domu, Aggie położyła chłopców do łóżka, Patrick
zapalił ogień. Aggie wciąż nie wiele mówiła, a Patrick wie­
dział, że to on powinien zacząć mówić pierwszy.

Chrząknął. „Aggie, wiem, że to musiało być dla ciebie

okropne - to że straciłem pracę i to wszystko - moje przepija­
nie resztek pieniędzy, jakie nam pozostały. Tak bardzo się po­
grążyłem, Aggie - mężczyzna ma swą dumę, wiesz..."

Aggie odwróciła od niego głowę, a Patrick urwał i popra­

wił się. „Wiem, wiem, Aggie. Nie powinienem się tłumaczyć.
Przykro mi".

background image

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY, ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM • 123

Siedzieli przez chwilę w milczeniu. „Aggie, oboje cierpie­

liśmy i zdaję sobie sprawę, że zostawiłem cię samą z naszymi
kłopotami, a sam pocieszałem się butelką whiskey. Nie byłem
dla ciebie oparciem. Tylko przydawałem ci nędzy i jest mi z te­
go powodu bardzo, bardzo przykro. Proszę cię, przebacz mi.

Wiem, że czeka mnie wiele pracy, by na nowo zyskać twoje
zaufanie. Dzisiejsza świadomość straty ciebie prawie mnie
zabiła".

Aggie wstała i zdmuchnęła świecę. Przysunął się do niej,

ona pogładziła jego mokre włosy. Chciała się do niego ode­
zwać, pokrzepić go, nie mogła jednak nic wykrztusić. Była

bowiem zbyt wycieńczona bezustanną walką o przetrwa­
nie. Dopiero o wschodzie słońca położyła się na krótki odpo­
czynek.

Tego ranka, gdy Aggie rozwieszała ich mokre ubrania Pa­

trick pojawił się w ogrodzie w towarzystwie Ojca Mateusza,
miłego i przyjaznego proboszcza. Nie tylko, że brał udział
w ślubie Aggie i Patricka, ale także chrzcił ich oboje jako nie­
mowlęta, przewodniczył też pogrzebom ich dzieci. Aggie za­
prosiła Ojca Mateusza do ich pokoju na herbatę.

Gdy Patrick parzył herbatę, Ojciec Mateusz tłumaczył Ag­

gie, że jej mąż przyszedł do kościoła wcześnie rano i chciał
z nim porozmawiać o swym pijaństwie, o braku pracy i wszyst­
kich trudnościach, jakie on i Aggie muszą znosić. Ojciec Ma­
teusz postanowił, że mu pomoże. Patrick zobowiązał się co
tydzień spotykać się i rozmawiać z proboszczem o swym pro­
blemie z alkoholem. Zgodził się przestać pić, a Ojciec Mate­
usz dał mu nazwisko przyjaciela prowadzącego zakład napra­
wy rowerów, który poszukiwał pracownika. Patrick postano­

wił spotkać się szybko z właścicielem zakładu.

Gdy Ojciec Mateusz przestał mówić, Aggie uśmiechnęła

się. „Dziękuję, Ojcze. Nasze kłopoty stały się dla nas obojga

po prostu za ciężkie. Nie mogłam dłużej żyć w ten sposób.
Modlę się, abyśmy dali radę teraz".

background image

124

METODA 10

Usłyszawszy to, Patrick powtórzył w ciszy ostatnie słowa

w swojej własnej modlitwie i modlił się, by już nigdy nie przy­
czynił się do pogorszenia ich spraw.

Pojawienie się gniewu ma na celu popchnięcie nas do
konkretnych działań - ale nie wywoływanie działań

pełnych gniewu.

Julia Cameron

Na sprzedaż

Lisa i Perry Albrightowie spotkali się, pracując w tej samej fir­
mie. Perry'ego pociągał w Lisie jej naturalny entuzjazm i cie­

płe stosunki z ludźmi. Nic dziwnego, że była w firmie jednym
z najlepszych specjalistów sprzedaży. Lisa podziwiała energię
Perry'ego, jego profesjonalizm i umiejętność motywowania

swego zespołu do pracy. W chwili, gdy ich związek zaczął sta­

wać się poważny, Lisa zaczęła pracę w innej firmie. Oboje są­

dzili, że ta zmiana była dla ich związku dobra, gdyż zbyt wiele
czasu spędzali na rozmowach o pracy. Współpracownicy Per­
ry'ego nie byli zdziwieni, kiedy zapowiedział swe zaręczyny
z Lisa. Wkrótce potem zaplanowali ślub.

Pewnego dnia, trzy lata później sąsiedzi mogli zauważyć na

placu przed domem Albrightów tabliczkę „Na sprzedaż". Tego
wieczora Perry przybył do domu pierwszy i też zobaczył szyld
„Na sprzedaż". Pozostał chwilę na podjeździe, spoglądając na
napis. Nikły uśmiech pojawił się na jego wargach, zanim się­
gnął po teczkę i ruszył do drzwi wejściowych. Lisa przybyła
do domu pół godziny później, wraz z Cody i Cassy, ich dwu­
letnimi bliźniakami.

Perry był już wtenczas prawie gotowy z obiadem i zapachy

z kuchni bardzo się Lisie podobały. Ten błogi spokój domowe-

background image

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY, ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM 125

go ogniska nie przypominał scen, jakie niedawno panowały
w rodzinie Albrightów. Kilka miesięcy temu czas rodzinnego
obiadu wypełniony był krzykiem dorosłych i płaczem dzieci.
Perry chwytał za swą porcję i ruszał w kierunku telewizora
w sypialni, Lisa zamykała się czasem w łazience i nie pokazy­
wała się niemal przez godzinę. W zasadzie dom Albrightów
był tak wielki, że Perry i Lisa mieli wiele miejsca do wyboru,
aby siebie uniknąć.

Lisa i Perry znaleźli dom swych marzeń dokładnie trzy lata

temu. Myśleli, że z ich dochodami mogą sobie na niego po­
zwolić, choć wiedzieli, że niewiele będą mogli odłożyć. Było
to zanim Lisa zaszła w ciążę z bliźniakami, zanim firma Per-
ry'ego zrezygnowała z kilku pracowników, a Perry pogodzić
się musiał z obcięciem pensji. W związku z tymi zmianami Al-
brightowie zdecydowali, że będą musieli ciężej pracować. Ja­
kiś czas zdawało to egzamin, lecz zadomowiły się w nich fi­
zyczne wyczerpanie, napięcie i niepokój.

Perry tracił nadzieję i zaczął mieć trudności z codziennym

chodzeniem do pracy. Niekiedy udawał chorego, zawoził bliź­
niaki do żłobka, wracał do domu i grał w gry komputerowe.
Lisa się wściekała. Upominała Perry'ego, lecz nawet jeśli skła­
dał obietnice, że więcej tego nie zrobi, wiedział, że je złamie.
Potem Lisa zdecydowała, że będzie robić podobnie.

Sposobem na rozładowanie napięcia stały się dla niej zaku­

py, stąd w ich nowo umeblowanym gabinecie zaczęły piętrzyć

się rachunki. Lisa zakupiła także kilka nowych ubrań, choć

w szafie wisiało jeszcze sporo sukienek, z których nie zdążyła

odciąć metek. Będąc już w niezłym kryzysie finansowym, Per­

ry i Lisa pożyczyli pieniędzy i udali się do pobliskiego kasyna.

Z racji że gotówka stanowiła teraz poważny problem, oboje

zaczęli prosić rodziców i krewnych o pożyczkę. Wkrótce sieć

wspierających ich osób zaczęła się kurczyć. Perry zrozumiał
w końcu, w jak poważnej są sytuacji. Zdali sobie sprawę, że

sięgnęli dna, kiedy opiekunka dzieci złożyła Albrightom wy-

background image

126

METODA 10

mówienie, ponieważ dwa z ich czeków okazały się być bez

pokrycia. Tej nocy, kiedy bliźniacy leżeli już w łóżkach, Lisa

i Perry usiedli w swoim biurze, przeglądając w końcu rachun­
ki. Gniew zmienił się w obezwładniające poczucie rozpaczy.
Zdali sobie sprawę, że mają kłopoty i natychmiast potrzebują
pomocy.

Perry spojrzał na żonę i zapytał: „Jak to wszystko mogło

nam się przydarzyć?"

Lisa spuściła głowę. Odpowiedzią miało być kręcenie gło­

wą. „Jak mogliśmy być tak bezmyślni?" Łzy zatoczyły się jej
w oczach, oślepiając wzrok utkwiony w oświadczeniach z ban­
ku i w kwotach wyznaczających ich dług. Perry podszedł
i usiadł obok. Oboje czuli wielkie rozgoryczenie i strach.

„Co z nami jest nie tak, Liso?" Wstał i zaczął przechadzać

się wzdłuż pokoju, odczytując ile komu są winni. Zaczęły
w nim rosnąć złość i frustracja. Lisa słuchała go, sama coraz
bardziej wypełniając się złością. Wnet zaczęli oskarżać się na­
wzajem i krzyczeć, aż bliźniaki obudziły się i zaczęły płakać.

Kiedy dzieci ponownie posnęły, Lisa i Peny czuli się zbyt

wyczerpani na kłótnię. „To nam nic nie da, Liso - Perry objął
żonę ramieniem - Nie możemy dalej obwiniać jedno drugiego,
lecz musimy wymyślić, jak wyjść z bagna, które sami stwo­
rzyliśmy". Owego wieczora siedzieli razem przy stole, każde
z kalkulatorem i notesem i zaczęli zastanawiać się nad sposo­
bem pozbycia się długów.

Następnego dnia Perry umówił ich na spotkanie z agentem

banku. Po kilku spotkaniach w banku i z doradcą finansowym
zdecydowali, że sprzedadzą dom i spłacą swe długi. Lisa zna­
lazła też inny odpowiedni dom, choć dużo mniejszy.

Gdy stali patrząc, jak odjeżdża przeprowadzająca ich cięża­

rówka, popatrzyli w stronę synów, bawiących się pomiędzy
kartonami.

„Oto nasz nowy początek, Liso. Tym razem zróbmy to le-

Piej".

background image

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY, ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM 127

„Tak, lepiej i wspólnie".

My kielich twego małżeństwa był zawsze pełen miło­

ści, kiedy się pomylisz, uznaj to; kiedy zaś będziesz

miał rację

- milcz.

Ogden Nash

background image
background image

M E T O D A 1 1

Chętnie przebaczajcie i jeśli możliwe,

gódźcie się

Nie możemy kochać, nie akceptując przebaczenia, a im

głębsze nasze doświadczenie przebaczenia, tym więk­

sza nasza miłość.

Paul Tillich

Przebaczenie i zapomnienie urazów względem drugiego są
dwoma wielkimi wyzwaniami w małżeństwie - jak i w każ­
dym związku. W związek, w którym brakuje przebaczenia,
wkrada się alienacja, jak nieproszony gość, który wtrąca się

i rozsiewa ziarno zwątpienia w duszach obojga partnerów. Jed­
nakże przebaczenie nie jest czymś natychmiastowym i sponta­

nicznym. Większość z nas musi robić to świadomie. Jeśli jed­
nak nasze małżeństwo ma rozkwitać, musimy to robić.

Pewnego dnia Julie spakowała rzeczy i opuściła męża,

Tima. Tim od lat stosował wobec niej werbalną przemoc. Naj­
pierw płakała, później zaczęła się izolować. On usprawiedli­
wiał się, a ona mu przebaczała. Potem on na nowo na niej się
wyżywał. Powtarzało się to nieprzerwanie. W końcu miała
dosyć.

Kiedy poznałam Julie, była pełna złości, czuła się skrzyw­

dzona i winna. Była zła i zraniona z powodu krzywdy jakiej

Gdy w małżeństwie... 9

background image

130

METODA 11

doznała. Czuła się winna, gdyż sądziła, że zawsze powinna

Timowi przebaczać i być może nie powinna odchodzić. Było
pewne, że Julie musiała wiele rzeczy przemyśleć.

Najpierw musiałam pomóc jej zrozumieć, czym istotnie jest

przebaczenie, a czym nie jest. Przebaczenie nie jest zapomina­
niem o przemocy Tima ani jego usprawiedliwieniem. Przemoc

jest złem. Nikt nie ma prawa krzywdzić drugiego człowieka.

Julie miała wszelkie podstawy, aby obwiniać Tima za jego po­
stępowanie. Przebaczenie nie pozwala także nikomu na uchy­
lanie się od odpowiedzialności za to, co zrobił.

Robert Enright, założyciel Międzynarodowego Instytutu

Przebaczenia na Uniwersytecie Wisconsin, opisuje przebacze­
nie jako: „zapomnienie o urazie, do której masz prawo, i ofia­

rowanie osobie, która cię uraziła, przyjaźniejszego traktowa­
nia, niż na to zasługuje". Siostra Helen Prejean, autorka książ­
ki „Przed egzekucją" i główna bohaterka filmu o tym samym
tytule, dodaje: „Nie uważam, żeby przebaczenie miało być po­
błażaniem okrutnej krzywdzie, jaką się komuś wyrządziło, ale
uważam je za siłę, pozwalającą kochać i niedopuszczającą, aby
nienawiść i zgorzknienie zapanowały nad mym życiem".

W wypadku Julie przebaczenie dla Tima nie oznaczało, że

powinna pozwolić na przemoc lub że powinna pobłażać jego

czynom. Przebaczenie oznaczało, że mogła - w czasie dla sie­
bie odpowiednim - wyzbyć się urazy, do której miała prawo
i wciąż traktować Tima pozytywnie, a nawet go kochać. Rów­

nie ważne jest to, że przebaczając, nie pozwala, aby nienawiść
i zgorzknienie zapanowały nad jej życiem.

Przebaczenie uleczy, albo nie, rany zadane związkowi, jest

jednak niezbędne dla naszego własnego uzdrowienia. Jeśli Tim

nie przestałby traktować w ten sposób żony, pojednanie z nim
byłoby zapewne złym rozwiązaniem. Jednakże przebaczenie
mu mogłoby wzmocnić Julie i pomóc jej w poczynieniu kolej­
nych kroków. Przebaczenie jest decyzją nie mającą związku
z zasługami drugiej osoby ani z tym, czy okazuje skruchę. Prze-

background image

CHĘTNIE PRZEBACZAJCIE I JEŚLI MOŻLIWE, GÓDŹCIE SIĘ 131

baczamy, więc możemy uwolnić się z goryczy i nienawiści,

jakie drążą naszą duszę - i w końcu zniszczyć w sobie owe

negatywne uczucia.

Pewne poczynania zbliżają do przebaczenia. Jedną z odpo­

wiednich decyzji jest zmierzenie się z naszymi wszystkimi od­
czuciami: naszą złością i krzywdą, naszą winą i wstydem. Po­
winniśmy też szczerze zdać sobie sprawę z naszych darów i do­
brodziejstw. Innymi słowy bierzemy odpowiedzialność za na­
sza uczucia, upadki i za naszą moc. W pewnym sensie „bierze­
my się w garść", spoglądając otwarcie na nasze życie.

Jeśli tylko pozwalają na to okoliczności, bardzo pomocne

może być zaangażowanie w zajęcia dające wiele satysfakcji.
Podejmujemy je nie dlatego, aby uniknąć cierpienia, ale aby
uwolnić się od problemów i odzyskać aktywność i poczucie
siły. Udajemy się więc na spacer po parku, gonimy z psem,
plewimy ogród, czytamy książkę lub naprawiamy ulubiony me­
bel. Uwolnienie się na jakiś czas od emocji pomaga w poważ­
nych sytuacjach, jak w przypadku Julie, lub nawet w mniej­
szych tarciach, jak choćby w sytuacji, gdy partner (po raz pią­
ty) zapomina zatankować samochód.

Kolejny element procesu wybaczenia polega na powstrzy­

maniu się od zemsty i karania drugiego. Oddanie pięknym za
nadobne prowadzi ostatecznie do pogorszenia sytuacji. Wyjazd

samochodem z prawie pustym bakiem po to tylko, aby wykoń­
czyć resztkę benzyny, wiedząc, że współmałżonek ma gdzieś

jechać, prowadzi jedynie do zaostrzenia napięcia i powstania

gwałtownych emocji. Właściwa postawa polegałaby na nie-
wypowiadaniu się. Lepiej byłoby uczynić względem partnera

jakiś mały gest dobroci.

Pzebaczamy świadomie, gdy jesteśmy na to gotowi. Może­

my mówić słowa na głos, przynajmniej do samych siebie. Nie
powinniśmy się czuć zobligowani do wypowiadania słów prze­
baczenia w obecności drugiej osoby. Jeśli zaś małżonek pozo­
stawiający zawsze prawie pusty bak usprawiedliwia się, z ra-

s

background image

132

METODA 11

dością daj wyraz swemu przebaczeniu. Julie także może wciąż
przebaczać Timowi, jednakże powiedzenie mu tego mogłoby
go tylko zachęcić do regularnego stosowania przemocy. Kiedy
zaś, i jeśli w ogóle pojednanie stanie się możliwe, będzie mo­
gła wyrazić słowa przebaczenia.

Przebaczenia możesz dokonać samotnie; pojednanie wyma­

ga zaangażowania z obu stron. Julie może przebaczyć Timowi,
lecz aby się pojednać i odbudować związek, Tim także musi

powziąć pewne decyzje. Musi przestać stosować przemoc.
Zgodnie z tym, co powiedział Louis Smedes w książce: „The
Art of Forgiving" [Sztuka przebaczenia]: „Przebaczenie nie ma
w sobie więzów. Pojednanie posiada wiele więzów".

Większość konfliktów w małżeństwie może zostać rozwią­

zana przez przebaczenie. Powinniśmy pozwalać pewnym roz­
drażnieniom odejść wraz z uściskiem dłoni i cichymi słowami
przebaczenia, przypisując je indywidualnym cechom naszego
partnera. Większe przewinienia, jak przemoc Tima względem
Julie, wymagają znacznie bardziej ostrożnych poczynań.

Jeśli Julie i Tim mają się pojednać, Julie powinna zadać

sobie kilka trudnych pytań: Co istotnie czuję względem Tima?
Jeśli mamy się pojednać, co powinno się wydarzyć i czego spo­
dziewam się po naszym związku? Jakie są moje minimalne
wymagania? Co powinnam powiedzieć Timowi? Czy wciąż
żyje we mnie gniew i niechęć? (Jeśli Julie nie uwolni się od
ogromu złości i niechęci, potrzebować będzie więcej czasu,
zanim uczyni kolejny krok.)

Skoro tylko znajdzie odpowiedzi na powyższe pytania,

może nawiązać z Timem kontakt, aby dowiedzieć się, co on
myśli o tej sytuacji. Jeśli będzie sprawiał wrażenie, że jest
otwarty na odbudowanie ich związku, Julie mogłaby spotkać
się z nim w bezpiecznym miejscu i porozmawiać. Jeśli od­
niesie wrażenie, że Tim ją rozumie, powinni porozmawiać
o przyczynach ich konfliktów. Na czym polega przemoc słow­
na? Skąd pochodzi ta przemoc? Jak on może temu zaradzić?

background image

CHĘTNIE PRZEBACZAJCIE I JEŚLI MOŻLIWE, GÓDŹCIE SIĘ 133

W pewnych poważnych sprawach dobrym rozwiązaniem jest
wizyta w poradni.

Ostatecznie Julie musi wyjaśnić, jakie sąjej potrzeby i okre­

ślić granicę tolerancji, jeśli mają się pojednać. Tim powinien
ofiarować coś więcej, niż same zapewnienia; powinien poczy­
nić konkretne kroki, aby odbudować ich związek.

Małżeństwo może przeżyć dzięki przebaczeniu. Jest to wiel­

ki dar, jaki sobie wzajem ofiarujemy. Miłość oznacza, że czę­
sto

mówimy „przepraszam". Kiedy związek podupada, nieprze­

rwanie potrzeba nam przebaczenia i nadziei na pojednanie.

Przebaczenie nie jest czymś, co robisz dla kogoś inne­

go; to coś, co robisz dla samego siebie. Udzielaj sobie

daru przebaczenia.

David Schell

Chętnie przebaczajcie i jeśli możliwe, gódźcie się

• Zapisz na kartce, z jakiego powodu mógłbyś przeprosić

swego współmałżonka. Wybierz ostatnie przewinienie
i postaraj się za nie przeprosić, za pomocą miłych słów
i prostych gestów.

• Czy żywisz niechęć do swego partnera? Jeśli tak, dlacze­

go? Co się stało? Rozważ możliwość porozmawiania
o tym kiedy uznasz za słuszne. Pamiętaj o używaniu ,ja
komunikatów". Tym, co pomaga, kiedy chodzi o przeba­
czenie drugiemu człowiekowi, jest przywołanie w pamię­
ci okoliczności, kiedy mnie przebaczono. Pomyśl o sytu­
acjach, kiedy tobie coś wybaczono. Jak się czułeś? Komu
sam chciałbyś teraz przebaczyć?

background image

134

METODA 11

• Jeśli wraz z partnerem potrzebujecie pojednania, zadaj­

cie sobie kilka trudnych pytań, jakie zostały umieszczone
we wstępie do tego rozdziału: Czego potrzebujesz, gdy
czujesz, że wyrządzono ci krzywdę? Czego potrzebujesz,
aby odbudować związek, jeśli dokonałeś czegoś złego?

Głupiec ani nie przebaczy, ani nie zapomni; naiwniak

przebacza i zapomina; mędrzec przebacza, ale nie za­
pomina.

Thomas Szasz

Przemęczeni

Beverly i Jack wyglądają staro jak na swój wiek. Kiedy opo­
wiadają o swym małżeństwie, oboje zapadają się w fotele, uni­
kając swoich spojrzeń. To drugie małżeństwo Beverly i trzecie
Jacka. Spotkali się w szpitalu, gdzie pracowała Beverly, a Jack

stawił się na wykonanie testów alergicznych.

On nie miał dzieci. Ona miała dwóch synów. Pierwsze mał­

żeństwo Beverly było pełne przemocy. Jej synowie widzieli,

jak matka była bita. Opuściła męża wtenczas, gdy zaczął bić

chłopców. Starszy syn, Ben, mający teraz 16 lat, zawsze prze­

jawiał jednakowo zawzięty charakter jak jego ojciec. Zarówno

Beverly, jak i Jack coraz bardziej martwili się z powodu jego
wybuchów wściekłości, a ostatnio Ben dopuścił się nawet

fizycznego upokorzenia matki, pod nieobecność Jacka. Bever-
ly sama obwinia się o złe zachowanie syna. Uważa, że powin­

na była opuścić męża wcześniej. Ben doświadczył tak wiele
przemocy.

Jack chciał, by Ben sam wziął odpowiedzialność za swe

czyny i namawiał Beverly do konsekwentnego postępowania
wobec niego. Od ponad roku Beverly i Jack otrzymywali tele-

background image

CHĘTNIE PRZEBACZAJCIE 1 JEŚLI MOŻLIWE, GÓDŹCIE SIĘ 135

fony ze szkoły w związku z coraz bardziej nagannym zacho­

waniem syna. Został on nawet zawieszony na trzy dni za roz­
boje; uznany za winnego i oddany pod nadzór kuratorski przez

sąd dla nieletnich. Jeśli przestałby spełniać warunki pozosta­
wania na wolności, umieszczono by go w więzieniu dla nielet­
nich. Dla jego matki jest to najgorsza wizja. Uważa bowiem,
że jeśli tylko Ben dostanie się raz do więzienia, skończy jak
kryminalista, podobnie jak jego ojciec.

Zachowanie Bena stawiało przed ich małżeństwem wielkie

wymagania. Jack był kiedyś komandosem i jego podejście do
Bena nie było nonsensowne. Beverly zaś pamiętała brutalne
traktowanie jakiego nauczył go własny ojciec. Starała się go
rozpieszczać, aby zrekompensować mu okrutne dzieciństwo.

Oboje, Beverly i Jack, robili dla Bena wszystko co tylko

mogli. Jednocześnie jego brat, Jay, obserwował kłopot, jaki
Ben sprawiał całej rodzinie. Starał się być w równym stopniu
miły, co Ben niemiły. Pewnego dnia Jack wybierał się do pra­
cy. Gdy wyciągnął portfel, by dać Jayowi pieniądze na obiad,
odkrył, że brakowało w nim dwieście dolarów, które dzień
wcześniej podjął z bankomatu. Zapytał o to Beverly, ona ni­
czego nie wiedziała. Ben poszedł już do szkoły, więc nie mogli
go spytać.

Wieczorem, gdy Jack zadał mu pytanie o brakujące pienią­

dze, chłopak wpadł we wściekłość i wybiegł z domu.

Beverly domagała się, by Jack poczekał kilka dni zanim

wyciągnie wobec syna konsekwencje. Następnego dnia Jack
znalazł dwieście dolarów na podłodze obok łóżka. Owe dwie­
ście dolarów znalazło się w czterech pięćdziesięciodolarowych
banknotach, a nie w dziesięciu banknotach dwudziestodolaro-
wych, tak jak sam odebrał je w bankomacie.

Pod koniec miesiąca, gdy przeglądał wyciągi z kont, zauwa­

żył wypłatę dwustu dolarów mającą miejsce następnego dnia
po jego pierwszej wypłacie dwustu dolarów. Nie powiedział
nic Beverly, zaczęło go to jednak męczyć.

background image

136

METODA 11

W końcu zadał jej pytanie o owe 200 dolarów, a ona zaczę­

ła płakać. Następnego dnia po zniknięciu pieniędzy, Beverly
widziała, jak Ben przyniósł do domu swoje nowe zakupy. Po­
stanowiła więc go o to zapytać. Nie przyznawał się do kradzie­
ży dwustu dolarów, lecz nie umiał wytłumaczyć skąd miał na­
gle tyle pieniędzy. Towar jaki zakupił został już otwarty i uży­
ty. Zadzwoniła do sklepu, lecz nie przyjmowano tam żadnych
zwrotów. Beverly zdała sobie sprawę, że kradzież oznacza, że
Ben może popaść w konflikt z prawem i organami do spraw
ścigania nieletnich. Nie mogła wziąć się w garść, aby zawia­
domić o kradzieży, wypłaciła więc dwieście dolarów i umie­
ściła je w miejscu, gdzie miał je odnaleźć Jack.

Jack był wściekły z powodu jej kłamstwa i że ponownie sta­

rała się chronić Bena. Ona zaś wściekle oskarżała męża, że nie
rozumie ani jej, ani jej syna i traumy, jakiej doświadczali przez
tyle łat.

Jack poczuł się pokonany. Nie widział możliwości konkuro­

wania z mocnymi więzami matki i syna. Niemniej jednak posta­
nowił wezwać policję. Ben został zaaresztowany, po czym uzna­
ny za winnego i skazany na pobyt na jakiś czas w ośrodku dla
nieletnich. Beverly długo nie potrafiła tego mężowi wybaczyć.

Obecnie, już bez Bena, który doprowadzał ich emocje do

wrzenia, Jack i Beverly rozmawiają o wielu rzeczach, uczą się

siebie nawzajem i obdarzają przebaczeniem, które uzdrawia ich
związek.

Jeśli kobieta raz przebaczy swemu mężczyźnie., nie

może odgrzewać jego dawnych win na śniadanie.

Marlene Dietrich

background image

CHĘTNIE PRZEBACZAJCIE I JEŚLI MOŻLIWE, GÓDŹCIE SIĘ 137

Zastąpiony

Wendy i Mike rozumieli się bez słów. Śmiali się z tych samych
rzeczy i choć byli małżeństwem od dziesięciu lat, nadal przy­
tulali się na kanapie, oglądając telewizję. Wendy lubiła swą
pracę w zakładzie dentystycznym, a Mike pracował w sklepie
z odzieżą męską. Posiadali skromne dochody, lecz na ich po­
trzeby wystarczające, chociaż Mike od czasu do czasu tracił
głowę i kupował drogi sprzęt wędkarski. Wendy, będąc wyro­
zumiałą kobietą, starała się rozumieć, że Mike czuje potrzebę
pójścia z kolegami na ryby.

Ich życie sprawiało wrażenie w pełni przewidywalnego, aż

około rok temu Chad, jeden z kolegów Mike'a z dzieciństwa,
musiał wyprowadzić się z domu, który wynajmował. Chad
zwrócił się do Mike'a z pytaniem o możliwość wynajęcia ich

piwnicy, zanim znajdzie coś odpowiedniego. Mike i Wendy
zgodnie stwierdzili, że nie powinno to stanowić dla nich pro­
blemu. Zakupili właśnie nowy samochód i dodatkowy dochód
mógłby się przydać na opłaty z nim związane. Chad się wpro­
wadził, a Mike i Wendy szybko się przyzwyczaili.

Jakiś czas po wprowadzeniu się Chada, sklep M i k ' a stra­

cił kilku sprzedawców i szef prosił go o zastępstwo w jeden
wieczór w tygodniu oraz w soboty. Mike'owi spodobał się ten
pomysł, zgodzili się z żoną, że dodatkowe pieniądze okażą się

przydatne podczas urlopu.

Zważywszy że Mike długo pracował i wracał do domu póź­

no w nocy, Wendy czuła się samotna i rozdrażniona. W domu
znajdował się tylko jeden telewizor, dlatego Chad siadałz Wen­
dy wieczorem i wspólnie oglądali te same programy. Wendy
uznała, że Chad jest wesoły i dobrze się z nim rozmawia. Nocą,
kiedy miała odbierać Mike'a z pracy, Chad oferował się, że po
niego pojedzie. W niedziele, gdy oglądali sport, Chad także się
do nich przyłączał. Wnet zapraszali go na wspólne wyjścia,

Gdy w małżeństwie... 10

S

background image

138

METODA 11

jakby był nowym członkiem rodziny. Cała trójka wstąpiła też

do klubu kręglarskiego.

Mike i Wendy coraz mniej czasu spędzali z sobą jako para.

„Wendy i Mike" stali się właściwie „Wendy, Mike i Chad" -
zaprzyjaźnione trio. Kiedy więc Mike pracował w godzinach

nadliczbowych, Chad towarzyszył Wendy na spotkaniach to­
warzyskich lub po prostu z nią wychodził.

Po kilu miesiącach Mike zaczął zwracać uwagę na zażyłe

stosunki łączące Wendy i Chada. Niekiedy wychodzili wieczo­

rem i zapominali go zaprosić, by się do nich przyłączył. Mike
starał się wiele o tym nie myśleć, a nawet wyrzucał sobie, że
posiada podejrzliwą naturę.

Pewnego wieczora, gdy wrócił do domu późno z pracy,

Wendy i Chad nadal byli nieobecni. Zrobił sobie coś do zje­
dzenia, po czym wyszedł zapalić papierosa. Zapalniczka zaci­
nała się, więc zaczął szukać zapałek. Wendy także paliła, po­
stanowił więc zajrzeć do szuflady w jej biurku. Znalazł pudeł­
ko zapałek, natrafił też na kartkę od Chada.

Na kartce widniał napis: „Mojej ukochanej". Mike był oszo­

łomiony. Czytał kartkę raz za razem, nie mogąc uwierzyć. Póź­
niej, kiedy Wendy i Chad wpadli do domu, śmiejąc się, Mike
przywitał ich trzymając im kartkę przed oczami. Z wściekło­
ścią rzucił się na Chada. Rozpoczęła się walka i Wendy musia­
ła wezwać policję.

Mike spędził noc w areszcie. Następnego dnia wrócił do

domu po ubrania. Chad już się wyprowadził. Wendy siedziała
w kuchni, gdy Mike pakował swoje rzeczy. Gdy przechodził
przez kuchnię w drodze do wyjścia, Wendy stanęła przed nim.

„Proszę, Mike, nie odchodź. Wiem, że popełniłam wielki,

okropny błąd. Proszę, wybacz mi. Uporajmy się z tym". Bła­
gała go i położyła rękę na jego ramieniu.

Spojrzał na nią, nigdy nie wydawała mu się piękniejsza.

Coś jednak w nim zamarło. Czuł się doszczętnie oszukany

przez jedyną kobietę, jaką kiedykolwiek kochał oraz przez naj -

background image

CHĘTNIE PRZEBACZAJCIE I JEŚLI MOŻLIWE, GÓDŹCIE SIĘ 139

lepszego przyjaciela. Chwycił ją za rękę i przyglądał się jej
przez dłuższą chwilę, po czym nie mówiąc słowa, ocierając się
o nią, zamknął za sobą drzwi.

Wszyscy mówią, że przebaczenie jest piękną ideę aż
do czasu, gdy sami mają coś przebaczyć.

C. S. Lewis

S

background image
background image

M E T O D A 1 2

Dzielcie swoje radości i smutki

Czego kobiety najbardziej oczekują od swych mężów?
Nie chodzi im o większy dom ani o lepszą zmywarkę
do naczyń, ani o nowszy samochód. Chodzi im raczej
o pewność, że „ręka w rękę" staną razem wobec dobra
i zła, jakie, zaoferuje im życie.

James Dobson

W dniu naszego ślubu, złożyliśmy sobie z żoną następujące
obietnice:

- Biorę ciebie za męża / żonę;
- Obiecuję cię kochać, być dla ciebie cierpliwym, wyrozu­

miałym i uprzejmym;

- Obiecuję, że będę cię szanował, otaczał uczuciem, że po-

zostanę ci wierny we wszystkim oraz że oddam ci całego
siebie;

- Obiecuję opiekować się tobą w zdrowiu i w chorobie;

w niedostatku i bogactwie, w czasie radości i w czasie

smutku.

- Obiecuję cię pocieszać i dodawać ci otuchy.

Przygotowując swój ślub przeglądaliśmy wiele tradycyjnych

przysiąg małżeńskich i skompilowaliśmy te słowa w wyniku
refleksji nad naszym pragnieniem dzielenia ze sobą życia. Ślu-

background image

142

METODA 12

bując sobie, ponad dwadzieścia lat temu, nie wiedzieliśmy, co
przyniesie nam życie. Najpierw wiele przyjemności sprawiało
nam odwiedzanie ulubionej restauracji w pobliżu naszego przy­
tulnego mieszkanka w Rochester, w stanie Nowy Jork. Mieli­

śmy także wspólne zobowiązania, pracowaliśmy razem w gru­

pie dla trudnych nastoletnich dziewcząt.

Przeprowadziwszy się do Duluth, w stanie Minnesota,

uwielbialiśmy chodzić na spacery wzdłuż Jeziora Górnego od­
dalonego jedną przecznicę od naszego domu. Pewnego ranka
przyszło nam obojgu znosić widok zalanej piwnicy, gdy pękła
rura z wodą. Dzieliliśmy z sobą wiele radości, widząc jak roz­
wija się czwórka naszych zdrowych dzieci, oraz dotkliwy smu­
tek, kiedy kolejne dziecko zmarło.

Jako rodzice współdziałaliśmy w trosce o naszą rodzinę.

Odbywaliśmy z dziećmi nieuniknione wyprawy na pogotowie
z powodu różnorodnych urazów oraz przeżywali czasy, kiedy
dzieci chorowały i potrzebowały specjalnej opieki. Razem się
smuciliśmy, gdy zmarł nasz czternastoletni pies Sammy. To­

warzyszyły nam niekończące się obowiązki: utrzymywania
domu czystości, przygotowywania posiłków, opieki nad dzieć­
mi, pracy zawodowej i płacenia rachunków. Były liście do gra­
bienia, trawniki do strzyżenia, śnieg do odgarniania, okna do
wymiany i samochody do naprawy.

Większość par małżeńskich przypomina sobie czasy, kiedy

się kochali, byli dla siebie cierpliwi, wyrozumiali i uprzejmi
oraz czasy, gdy okazywali się niekochający, niecierpliwi, nie­

uprzejmi i wulgarni. Wspomnienia mogą okazać się zarówno

szczęściem, jak i przekleństwem, w zależności od tego, jak

układało się małżeństwo.

Po trzydziestu pięciu latach małżeństwa Kevin i Denise po­

siadali wiele wspomnień głębokiej zażyłości, lecz także pewne

najświeższe reminiscencje wzajemnej izolacji. Przekroczyw­
szy już sześćdziesiątkę, Kevin niedawno poinformował Deni­

se, że myśli o opuszczeniu jej. Przez ostanie pięć lat, kilka

background image

DZIELCIE SWOJE RADOŚCI I SMUTKI

143

spraw ułożyło się nie najlepiej w jego życiu i popadł w depre­
sję. Jego zdrowie fizyczne pogarszało się i wskutek przepisa­
nych leków borykał się z okresową impotencją. Ominął go
awans w przedsiębiorstwie, gdzie pracował od piętnastu lat
i wyprzedzili go młodsi mężczyźni. Jego dawne pogodne uspo­
sobienie opuściło go i został gorzki, sfrustrowany i zły męż­
czyzna. Bliski związek, w jakim zawsze żył z Denise, wyda­
wał się od niego oddalać.

Wiele ze sobą przeżyli przez te wszystkie lata, tak że Kevin

czuł się skłonny pozostać z żoną, ze względu na samego sie­
bie, na Denise i na troje dorosłych już dzieci oraz wnuki. Ke-
vin chciał być odpowiedzialny. Zawsze też był. Ponadto uwa­
żał małżeństwo za związek trwający całe życie. Jego życie na­
tomiast zdawało się zdążać do całkowitej katastrofy.

Denise zdawała sobie sprawę z trwającej w ich związku od

dłuższego czasu pustki, lecz przeżywszy z Kevinem tak wiele
wspólnych chwil, była zaskoczona, gdy mówił jej o separa­
cji i rozwodzie. W zawodzie nauczycielki Denise bardzo do­

brze się odnajdywała, ponadto zbliżała się do emerytury. Na­
wiązali odrębne dobre przyjaźnie i zainteresowania, choć na­

dal mieli wspólnych znajomych, z którymi od czasu do czasu
razem się spotykali. Wszyscy, którzy ich znali, uważali ich za
szczęśliwych.

Kiedy zjawili się na terapii, Kevin powiedział, że czuje się

blisko związany z dziećmi i ich rodzinami. Od wielu lat w let­
nie weekendy cała duża rodzina zbierała się we wspólnym dom­
ku letniskowym oraz regularnie odwiedzała dom rodzinny
w ciągu roku. Kiedy Denise poinformowała dorosłe dzieci, że
Kevin myśli o rozwodzie, byli bardzo dotknięci i źli. Synowie
byli zdezorientowani i wściekli, córka wpadła w depresję.

Nawet teraz, w bólu, Kevin i Denise uznawali łączące ich

więzy. Przeżyli razem zbyt wiele historii, łączyły ich zbyt licz­
ne wspomnienia, zwłaszcza rodzinne. Mimo iż czuli emocjo­
nalny dystans, spali ze sobą od trzydziestu pięciu lat, jedli ra-

background image

144

METODA 12

zem, dzielili dom i czas wolny, ponadto posiadali niezliczone
wspólne doświadczenia życiowe. Razem założyli rodzinę i cie­
szyli się obecnie z wnuków. Co mogli więc jeszcze zrobić?

Początki ich pojednania pojawiły się w chwili, gdy Kevin

zaczął mówić o swej depresji, poczuciu straty z powodu sta­
rzenia się, poczuciu zdegradowania w pracy oraz o frustracji
i lęku z powodu impotencji. Mimo że Denise słuchała go do­
tąd uważnie, Kevin mógł w końcu zauważyć jej autentyczną
troskę i nieodmienną miłość. Zrozumiał też, że cały jego ból
związany ze starzeniem się i mniejszą aktywnością, niż gdy
był młodszy, nie pozbawił żony szacunku do niego.

Dzięki rozmowom i zmianie leków jego postawa poprawiła

się, podobnie jak jego seksualna sprawność. Sytuacja w pracy
nie polepszyła się, lecz z czasem przywykł. Wciąż zmagając
się ze stanami depresyjnymi, Kevin zaczął cenić wszystko, co
łączyło go z Denise i z ich rodziną. Pozwolił sobie także za­

uważyć, jak bardzo cenią go inni.

Wzajemne troski i problemy oraz wspólna praca, mająca

jeden cel, połączyły Denise i Kevina, podobnie jak połączyły

mnie i Maureen. Dziś nadal pracujemy nad wypełnieniem na­
szych małżeńskich ślubów: nad cierpliwością, wyrozumiało­
ścią, uprzejmością do siebie nawzajem; nad szacunkiem i uczu­
ciem do siebie; nad wiernym oddaniem się sobie; nad opieką
w chorobie i w zdrowiu, w czasie radości i w czasie smutku;
nad wzajemnym pocieszaniem się i dodawaniem otuchy. Nie­
kiedy musimy powrócić do naszych pierwszych przyrzeczeń
i naszych wspomnień oraz przypomnieć sobie wszystko, co
razem dzieliliśmy, wszystko, co łączy nas ze sobą.

Kłopoty są częścią życia i jeśli o nich nie mówicie., nie
dajecie osobie, która was kocha żadnej szansy, by ko-
chata was na miarę waszych oczekiwań,

Dinah Shore

background image

DZIELCIE SWOJE RADOŚCI I SMUTKI 145

Dzielcie swoje radości i smutki

• Zaplanujcie wieczór na oglądanie dawnych filmów i na­

grań wideo lub na przejrzenie starych fotografii. Wspo­
minajcie szczególne wydarzenia, w jakich braliście udział

jako para i jako rodzina.

• Przywołaj na pamięć zarówno dobre, jak i ciężkie czasy.

Rozważ, w jakim stopniu wasze dwa życia wymieszały
się ze sobą głęboko. Zapisz swe refleksje na temat jedne­
go lub dwu wspomnień. Porozmawiajcie na ten temat.

• Znajdź krótką sentencję filozoficzną, która podtrzymywa­

ła was na duchu i pozwalała przeżyć ciężkie czasy.

• W przyrzeczeniach małżeńskich często słyszymy o obiet­

nicach wspierania się w chorobie i zdrowiu, w niedostat­
ku i bogactwie, w czasach radości i smutku aż do śmier­
ci. Jak ważne jest dla ciebie to długoletnie zobowiązanie,

jako możliwość głębokiej wymiany myśli pomiędzy

wami?

• Biblia głosi: „Jeden drugiego brzemiona noście. [...]

W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadej­
dzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustanie­
my. A zatem dopóki mamy czas, czyńmy dobrze...". (List
do Galatów 6, 2. 9-10). W jakim stopniu twoje wartości
i wiara oraz wartości i wiara partnera mają wpływ na to,

jak dzielicie ze sobą życie? W jaki sposób przeżywacie

swe wzajemne kłopoty i wzajemne radości?

,Ja" jest wiotkim sowem, słowem nieuczynnym. ,,My"

jest słowem bardziej pokaźnym i urzekającym, gdyż

podwaja możliwość zrozumienia świata.

Mary Paąuette

background image

W chorobie i zdrowiu

Kiedy Mary zaszła w ciążę z pierwszym dzieckiem, postano­
wili z mężem, Stevem, że gdy urodzi się potomek, Mary zo­
stanie z nim w domu. Pierwszym dzieckiem okazał się chło­
piec. Czworo kolejnych dzieci szybko pojawiło się jedno po
drugim.

Jak większość ludzi Mary i Steve przeżywali stresy, radzili

sobie jednak z każdym wyzwaniem najlepiej jak umieli. Steve
musiał daleko dojeżdżać do pracy, spędzał więc wiele godzin

poza domem. Zanim wrócił do domu, Mary zwykle nakarmiła

już dzieci, wyprawiła chłopców na trening hokeja, a dziew­

czynki na lekcje tańca. Ani Mary, ani Steve nie lubili szczegól­
nie tej sytuacji. Nie mogli jednak znaleźć żadnego innego roz­
wiązania, starali się więc sprostać wszystkiemu najlepiej jak
to możliwe. Znaleźli się między młotem a kowadłem: pomię­
dzy potrzebami swych dzieci i potrzebami starzejących się ro­
dziców, w większości spraw radzili sobie jednak nie najgorzej.

Następnie w przeciągu kilku miesięcy Steve zaczął cierpieć

na nadzwyczajne dolegliwości fizyczne. Gdy udał się w końcu
do lekarza, odkryto podejrzanego guza. Po dokonaniu prze­

świetlenia, lekarz skierował go do szpitala. Liczne badania

potwierdziły obecność guza, wymagającego interwencji chi­
rurgicznej. Operacja przebiegła dla Steva pomyślnie, przynaj­
mniej tak myśleli lekarze. Zabieg pozostawił jednak po sobie
ataki przeraźliwego bólu. Dwie kolejne operacje miały dopro­
wadzić do uśmierzenia bólu, lecz żadna nie była skuteczna.
Nie pomagały także żadne leki.

Chociaż Mary i Steve byli wdzięczni, że przeżył pierwszą

operację, oboje przyznawali jednak, że jego ból stanowił ko­
lejne wyzwanie dla rodziny. Steve przestał pracować, a jego
zasiłek ledwie wystarczał na opłacenie rachunków. Mary mu­
siała wziąć na siebie więcej obowiązków rodzicielskich. Dzie-

146

METODA 12

background image

DZIELCIE SWOJE RADOŚCI I SMUTKI

147

ci uczyły się pomagać w obowiązkach domowych i innych pra­
cach. Ponieważ hałas i zamieszanie mogły sprawić ojcu ból,
starsze dzieci łagodziły sprzeczki młodszego rodzeństwa.

Z grona dzieci jedynie Brent, wpadając w poważne kłopo­

ty, sprawiał, że sytuacja stawała się bardziej napięta. Najpierw
pogarszały się jego stopnie. Następnie zaczął przebywać w to­
warzystwie kolegów o wątpliwej reputacji. Ostatecznie dyrek­
tor szkoły, do której chodził, zadzwonił do Mery i powiedział,
że Brent pojawił się w stanie wskazującym na zażycie narko­
tyków. Mary natychmiast zabrała go na badanie krwi, które
potwierdziło te podejrzenia.

Mary i Steve byli zrozpaczeni. Zapisali Brenta na terapię

dla uzależnionych od środków chemicznych i wraz z wszyst­
kimi dziećmi zaczęli terapię rodzinną. W miarę jak dzieci za­
czynały o sobie opowiadać, oboje poczuli się bardzo zaniepo­
kojeni. Uzmysłowili sobie też, jak bardzo czuli się niezręcz­
nie, otrzymując pomoc ze strony przyjaciół i rodziny.

„Uczono nas, byśmy byli samowystarczalni": powiedziała

Mary do jednej z przyjaciółek. „Dlaczego nie prosiłam o po­
moc? Myślę, że oboje ze Stevem zaprzeczaliśmy, w jak trud­
nej byliśmy sytuacji i jak niespokojne są nasze dzieci".

Od niedawna zachowanie Brenta poprawiło się trochę. Po­

zostałe dzieci wydają się w dobrej formie. Dziadkowie poma­
gają przy dzieciach, Steve i Mary mają czas dla siebie. Obec­
nie więcej ze sobą rozmawiają. Co noc, gdy kładą się spać,
zadają sobie pytanie, za co mogą dziś czuć się wdzięczni. Zda­

ją sobie sprawę, że w atmosferze złych wieści mogliby się za­

tracić w troskach i bólu. Rozmowy pomagają. Choć wszystkie
ich problemy nie zostały rozwiązane, mogą przyznać, że w wie­
lu aspektach kłopoty ponownie ich do siebie przybliżyły -
w chorobie i w zdrowiu.

W życiu każdego człowieka potrzebna jest ANAM

CARA, braterska dusza. Jej miłość cię zrozumie., ta-

background image

148

METODA 12

kiego jakim jesteś, bez masek i udawania... Tam, gdzie

jesteś zrozumiany, jesteś u siebie. Zrozumienie ożywia

przynależność. Kiedy rzeczywiście czujesz się zrozu­

miany, czujesz się wolny do powierzenia się duszy dru­

giego człowiek i do zaufania jej, i schronienia się

w niej.

John 0'Donohue

Poprzez wszystko razem

Tego dnia, kiedy Bill wrócił wcześnie z pracy, mógł od razu
zgadnąć, z kim żona rozmawia przez telefon. Penny podparła
głowę ręką, a jej barki opadały ciężko. Dwie czarne strugi łez
pomieszane z tuszem do rzęs spływały po jej twarzy. Bill pod­
szedł do telefonu, wziął słuchawkę z jej rąk, posłuchał groźne­
go głosu z drugiej strony i przerwał połączenie. Penny bez sło­
wa wstała i poszła umyć twarz. Tego samego wieczoru pod­
czas kolacji żadne z nich nie poruszało sprawy telefonu.
W przeszłości rozmawiali o tej sytuacji zbyt dużo.

Po kolacji telefon znowu zadzwonił. Tym razem odebrał

Bill. Słuchał przez jakiś czas, a następnie, nie mówiąc ani sło­
wa, odłożył słuchawkę. Penny nerwowo odwiesiła ścierkę do
naczyń. „Bill, może powinniśmy tam pojechać. Czułabym się
okropnie, gdyby coś się stało".

Bill spoglądał na szybkie ruchy swej żony wycierającej ta­

lerze. Wstał i założył płaszcz. „Jadę z tobą", zawołała, usiłując
założyć kurtkę.

Jechali przez miasto w milczeniu. Gdy skręcili w zabłoco­

ną drogę, Penny zobaczyła, jak Bill zaciska zęby. Ona nato­
miast zaczęła bardziej się denerwować, gdy mały domek poja­
wił się przed ich oczami. W oknach nie świeciło się światło,

background image

DZIELCIE SWOJE RADOŚCI I SMUTKI

149

a zewnętrzne drzwi trzaskały na wietrze. Wyszli z samochodu
i podeszli do drzwi wejściowych. Podnieśli cztery gazety leżą­
ce na progu. Po wewnętrznej stronie drzwi nadepnęli na stos

poczty, po czym dotarł do nich charakterystyczny odór. Skie­
rowali się w stronę, skąd dochodziły ciężkie oddechy. Penny
znalazła kontakt. Zawahała się. Nie była przygotowana na wi­
dok, jaki miał ukazać się jej oczom. Na twarzy pojawił się gry­
mas strachu.

Jej matka leżała zemdlona na kanapie, cała pokryta wymio­

cinami. Ostrożnie stąpali po porozrzucanych butelkach, aby do
niej dotrzeć. Fetor i zanieczyszczone ubrania to dla Penny wię­
cej niż mogła znieść. Bill pomógł jej dostać się do łazienki
i starał się przebudzić swą teściową: „Mable, obudź się. Obudź
się, Mable!".

Mable ocknęła się i natychmiast wyrzuciła z siebie długą

tyradę nieprzyzwoitych słów pod ich adresem. Zamachnęła się,

próbując uderzyć Penny. Bill pozostał na zewnątrz, gdy Penny

starała się umyć matkę w łazience. Przez cały czas Mable wy­
krzykiwała do Penny przekleństwa i straszne oskarżenia. Gdy
Mable została umyta i położona w łóżku w czystej pościeli,
Penny i Bill wzięli się za mieszkanie. Penny usiłowała szoro­

wać starą kanapę, lecz Bill zatrzymał ją i wypchał mebel przez
tylne drzwi na zewnątrz.

Penny jest najstarsza z czwórki rodzeństwa, nikt z rodziny,

oprócz niej nie ma żadnego kontaktu z ich rozszalałą matką.
Ojciec Penny zmarł na marskość wątroby pięć lat temu i pijań­
stwo matki jeszcze się wzmogło. Od kilku lat starali się zapew­
nić jej leczenie, ale ona zawsze odmawiała.

Dwa tygodnie po tym incydencie Penny miała znowu jeden

z „tych" telefonów. Znała już zwyczaje swej matki tak dobrze,
że od razu potrafiła powiedzieć, ile wypiła drinków i jaki to był
alkohol. Penny rozpoznała, że to była whisky, gdyż alkohol ten
zawsze wywoływał ostre ciągi słowne. Gdy matka wrzeszcząc
była w połowie zdania, Penny usłyszała nagle upadek telefonu

background image

150

METODA 12

i następnie jeszcze silniejszy odgłos. Zaczęła wołać matkę przez
telefon, lecz nie było żadnej odpowiedzi.

Z telefonu komórkowego zadzwoniła natychmiast na pogo­

towie i wybiegła, udając się do domu matki. Ambulans przy­
był wcześniej niż Penny. Zabrano Mable do szpitala, przeszła
straszny wylew. Przeżyła go, lecz będzie odtąd potrzebować
bezustannej opieki. Skończyły się jej pijackie dni.

Kiedy Penny i Bill umieścili Mable w domu opieki społecz­

nej, wyszli stamtąd z poczuciem ulgi.

„Bill, chodźmy na spacer wzdłuż rzeki. Kwitną właśnie

róże".

Kiedy przechadzali się pośród drzew, Penny złapała męża

za rękę. Idąc ręka w rękę, po jakimś czasie przystanęła i spoj­
rzała na niego. „Wiesz, nie mogę sobie wyobrazić zbyt wielu
mężczyzn, którzy czyściliby wymiociny swej teściowej. Jesteś
niezwykłym facetem, Bill".

„Cóż, jak mówią: «Co dobre dla gęsi, dobre i dla gąsiora»,

czy coś w tym rodzaju. Chodźmy napić się jogurtu. Myślę, że
to najodpowiedniejszy sposób na uczczenie pierwszego tygo­
dnia trzeźwości Mable!".

Doświadczenie uczy, że miłość nie polega na patrze­
niu na siebie, ale na patrzeniu razem w tym samym

kierunku.

Antoine de Saint-Exupery

background image

Spis treści

WSTĘP 5

Dwanaście strategii dobrego małżeństwa 6
Słowa podziękowania 8

METODA 1

SPOTYKAJCIE SIĘ I RÓBCIE COŚ WSPÓLNIE 11

Nasze pudełko na listy 16

Sygnał - „zajęte" 19

METODA 2

AKCEPTUJCIE W SOBIE PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICE 23

Śmierć naszego syna 27

Wzięta pisarka i konserwatywny duchowny 30

METODA 3

USIŁUJCIE ZROZUMIEĆ SIĘ WZAJEMNIE 35

Prezent ojca dla matki 40
Zatańczysz ze mną? 43

METODA 4

CHCIEJCIE ODCZUĆ EMOCJE DRUGIEGO 47

Odmienić sny 50
Czerwone, lśniące pudełko 53

METODA 5

UMIEJĘTNIE KSZTAŁTUJCIE SWĄ MIŁOŚĆ 59

Miłość odmładza mych rodziców 63
Przemiana serca 65

METODA 6

DAJCIE WASZEMU MAŁŻEŃSTWU PRIORYTET 69

Pogrzeb mego ojca 73
Więzy rodzinne 75

METODA 7

OBDAROWUJCIE SIĘ DOTYKIEM 81

Nigdy nie przestałem cię kochać 85

Kochankowie ze szkolnych lat 87

background image

152

SPIS TREŚCI

METODA 8

Z ROZMYSŁEM RÓWNOWAŻCIE

ODRĘBNOŚĆ I JEDNOŚĆ 91

Troska i podział 95

Kto powinien kontrolować wydatki? 98

METODA 9

POMAGAJCIE SOBIE NAWZAJEM 103

Od przemocy do uznania 107

Chcę ci pomóc 112

METODA 10

ROZWIĄZUJCIE KONFLIKTY,

ZANIM OSIĄGNĄ APOGEUM ....... ... 115

Proszę zostań 120

Na sprzedaż 124

METODA 11

CHĘTNIE PRZEBACZAJCIE I JEŚLI MOŻLIWE,

GÓDŹCIESIĘ 129

Przemęczeni 134

Zastąpiony 137

METODA 12

DZIELCIE SWOJE RADOŚCI I SMUTKI 141

W chorobie i zdrowiu 146

Poprzez wszystko razem 148


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy w małżeństwie nie jest łatwo
kultura e by III rok, KARNAWAŁY, JUNG „ARCHETYPY I SYMBOLE” (nie jest łatwo)
kultura e by III rok, JUNG, JUNG „ARCHETYPY I SYMBOLE” (nie jest łatwo)
Szkoła Olympus Gdy nic nie jest proste co należy wiedzieć o perspektywie
Gdy nic nie jest prost2
Gdy nic nie jest proste
Gdy nic nie jest prost1
Gdy protokół powypadkowy nie jest zgodny z prawdą
Czasami nie jest tak łatwo jakby miało się to wydawać
Gdy protokół powypadkowy nie jest zgodny z prawdą
W małżeństwie zwykle zakładamy, że wszystko jest nasze, wspólne A nie jest
T. Halik - Co nie jest chwiejne..., religia, Teologia
1-Cholesterol nie jest trucizną-Poczta Zdrowia, ZDROWIE-Medycyna naturalna, Poczta Zdrowie
To nie jest żart
DO?TLEJEM NIE JEST?LEKO Z WYCHOWAWCY
Demokracja nie jest pojeciem jednorodnym - Sartori, Politologia UMCS (2005 - 2010) specjalność samor
NIECH MÓWIĄ ŻE TO NIE JEST MIŁOŚĆ, PIOSENKI DLA GIMNAZJUM
Referat Autobiografia pisarza nie jest tylko chronologicznym zapisem jego życia
pediatria gielda, pediatria1-3 od Pawła, 1) Co nie jest p/wsk do immunoterpaii swoistej :

więcej podobnych podstron