628 Steele Jessica Nasza bron kobieca


Droga Czytelniczko!

W sierpniu jeszcze cieszymy się wakacjami, lecz już uświadamiamy sobie bliskie nadejście jesieni. Taka już jest kolej rzeczy, że większość z nas, zamiast żyć chwilą teraźniejszą, wybiega myślą w przyszłość.

Nie warto martwić się na zapas, lepiej nauczyć się przeciwdziałać napadom smutku. Wierzę, że sięgasz po nasze książki, zwłaszcza te I serii ROMANS, ponieważ są skutecznym lekarstwem na zły humor

Oto moje propozycje na ten miesiąc:

Dziedzictwo - opowieść o trojaczkach, które odziedziczyły duży majątek, lecz by go otrzymać, musiały spełnić pewne warunki. W sierpniu poznasz Abby, o pozostałych siostrach przeczytasz w październiku i grudniu.

Krew nie woda - chociaż wszyscy zgadzamy się z tym twierdzeniem, czasami o nim zapominamy. Również Sophie popełniła ten błąd.

Pan biznesmen szuka żony - historia, jakich mało. Nie co dzień bowiem obcy mężczyzna proponuje nam małżeństwo, a to właśnie przydarzyło się Lindsay.

Nasza broń kobieca - romans niani z pracodawcą. Banalne? Nic podobnego, bo Fennia jest nadzwyczaj oryginalną dziewczyną. Książka o miłosnych perypetiach jej kuzynki. Astry, ukaże się w listopadzie.

Widzę tylko ciebie, Tajemnicza milionerka (Duo) - poznasz Sophie i Melody, którym życie nie poskąpiło trosk. Pierwsza z nich marzy o wybrnięciu z kłopotów finansowych, druga zaś... chciałaby być choć trochę biedniejsza.

Życzę miłej lektury!

Grażyna Ordęga

Harleąuin. Każda chwila może być niezwykła.

Czekamy na listy!

Nasz adres:

Arlekin - Wydawnictwo Harleąuin Enterprises Sp. z o.o.

00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21

Jessica Steele

Nasza broń kobieca

Aharleojjin*

Toronto ■ Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt ■ Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż

Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa


Tytuł oryginału: Bachelor in Need

Pierwsze wydanie: Hariequin Romanc*. 2000

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Korekta: Janina Szrajer Grażyna Ordęga

© 2000 by Jessica Steele

© forthe Polish edition by Arlekin -Wydawnictwo Harlequin

Enterprises sp. z o.o„ Warszawa 2002

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Hartequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Hariequin

i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone.

Skład i łamanie: Studio Q

Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona

ISBN 83-238-0253-X Indeks 360325 ROMANS - 628

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Fennia kolejny raz spojrzała na zegarek. Już siódma! Gdzie oni się podziewali? Czasami spóźniali się, ale nigdy aż tyle. Lucie, dwuipółletnia córeczka państwa Todd, była oczkiem w głowie swoich rodziców. Mariannę i Harvey pra­cowali wprawdzie do późna, zawsze jednak któreś z nich wyskakiwało na chwilę, by odebrać córkę.

Kate Young, szefowa żłobka, która dobro swoich pod­opiecznych przedkładała nad wszystko, umówiła się z rodzi­cami, że dzieci będą odbierane najpóźniej o pół do siódmej. Uważała, że jeśli ktoś nie jest w stanie odebrać dziecka do tej godziny, to powinien poszukać innego miejsca dla swej

pociechy.

do kuchni.

Spojrzała na Lucie. Dziecko zaczynało się mazać. Wzięła je na ręce, podała ulubionego misia i utuliła. Gdyby odebrano je tak jak zwykle, zapewne byłoby teraz kąpane i szykowane do snu.


6

JESSICA STEELE

Faktycznie, gdy tylko Fennia położyła Lucie do łóżeczka, dziewczynka natychmiast zasnęła.

Podeszła do okna i zaczęła nerwowo wyglądać. Nie wie­działa, czy Kate, wychodząc w pośpiechu, zostawiła klucze do gabinetu, gdzie przechowywana była dokumentacja żłob­ka. Gdyby udało jej się tam dostać, mogłaby sprawdzić, gdzie pracują Toddowie i zadzwonić tam.

Wróciła do pokoju i spojrzała na śpiącą Lucie. Mała wy­glądała teraz jak aniołek i w niczym nie przypominała diab-lątka, którym w istocie była.

- Tak, już wiem! - Fennia przypomniała sobie, gdzie kie­
dyś spotkała rodziców małej. Państwo Todd byli dynamicz­
nymi, młodymi ludźmi, pracującymi w jednej z międzynaro­
dowych agencji reklamowych. Tylko jak się ona nazywała?

W tym momencie na podjazd wjechał duży, elegancki, czarny samochód. Ucieszona, podeszła do okna, lecz mina natychmiast jej zrzedła. Wysoki, dobrze zbudowany, trzy-dziestoparoletni mężczyzna, który właśnie wysiadł z auta, z całą pewnością nie był Harveyem Toddem.

Nie wiedziała, kim jest ten mężczyzna ani czego chce, a jego ogłada i atrakcyjny wygląd nie robiły na niej wrażenia. Zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że niektórzy tatusiowie uważali się za bóstwa, zawsze i wszędzie szukali swojej szan­sy, a ich sposób bycia był więcej niż przyjacielski.

NASZA BROŃ KOBIECA 7

uśmiechem.

Gdy posłała mu surowe spojrzenie, spoważniał, lecz

w oczach nadal błyskały diabelskie ogniki.

drzwi.

ją jednak zaniepokoiło.

- A więc przyjechał pan po Lucie... - zagaiła w nadziei,

że zdoła się czegoś więcej dowiedzieć.

Serce Fennii zamarło. Przypomniała sobie, jak zareago­wały z kuzynką Astrą, gdy ich krewna Yancie padła ofiarą samochodowej katastrofy. Na szczęście Yancie szybko doszła do siebie, ale pierwsze godziny po odebraniu wiadomości

były straszne.

9

8 JESSICA STEELE

ukrywającego swoje prawdziwe uczucia. Mężczyznę, który swoje cierpienia, bo chyba musiał teraz cierpieć, ukrywał przed całym światem.

Fennia zaprowadziła mężczyznę do pokoiku, w którym spała Lucie. Pochyliła się nad małą, a dziecko otworzyło oczka.

- Tatuś? - spytała dziewczynka nieprzytomnie.
Fennia natychmiast się zorientowała, że Lucie również nie

zna tego człowieka.

- Śpij, kochanie - uspokoiła ją, i gdy tylko mała zamknę-

NASZA BROŃ KOBIECA

ła oczka, chwyciła nieznajomego za łokieć i wyprowadziła

z pokoju.

- Nie dziwi mnie to. Widziałem ją może cztery... góra

pięć razy.

- A zatem nie jest pan zbyt blisko ze swoim bratem?

- dociekała Fennia.

- Owszem, jesteśmy blisko, tylko ciężko pracujemy, więc
rzadko mamy okazję się widzieć. Często jednak do siebie

d/.wonimy.

- Taka rodzinna miłość na odległość?

- Proszę sobie darować len sarkazm - powiedział oschle
i podał Fennii wizytówkę.

Bez cienia zainteresowania przeczytała jej treść. Jegar Urquart, prezes tej słynnej, wielkiej korporacji Global Com­munications? Cóż, nierzadko spotyka się tak ważne osobisto­ści, pomyślała Fennia i już miała oddać wizytówkę właści­cielowi, ale coś ją tknęło.

Co robić? Co robić? - myślała gorączkowo. Mówi, że są przyrodnimi braćmi i przedstawia się jako stryj Lucie Todd...

- Jest pan starszy od Harveya - powiedziała dla zyskania


10

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

11



na czasie. - Harvey Todd ma najwyżej dwadzieścia sześć lat...

- Nie? - Jegar Urquart zaczynał wpadać w gniew.
Fennia nic nie mogła na to poradzić. Faktycznie, jeśli ten

mężczyzna mówił prawdę, to bez wątpienia miał dzisiaj bar­dzo ciężki dzień, dopóki jednak nie zdoła potwierdzić jego słów, pod żadnym pozorem nie odda mu dziecka. Tylko czy on o tej porze zdoła udowodnić swoją tożsamość?

Nie czekając na jej zgodę, nieznajomy zrobił krok w stro­nę pokoju, w którym spała Lucie.

Fennia przerwała, jako że nieznajomy zatrzymał się, spoj­rzał na nią uważnie, a na jego twarzy znów pojawił się ów tajemniczy uśmiech, któremu tak bardzo nie ufała.

- Proszę zatem pojechać z nami - zaproponował Jegar

Urquart i z rozbawieniem zaczął się przyglądać, jak Fennia ze zdziwienia otwiera buzię.

i powie...

- Nie mieszkam z matką! - wypaliła, czując jednak, że
jej opór słabnie. Nie miała żadnego rozsądnego pomysłu, jak
inaczej rozwiązać tę sytuację. Dodała więc tylko: - Ale Lucie
jedzie w moim samochodzie.

Uśmiechnął się tryumfująco, a Fennia spakowała wszyst-

ko co, mogło się przydać Lucie w ciągu najbliższej doby.

Następnie wręczyła mu torbę i wzięła przenośny fotelik ze

śpiącą dziewczynką, nie pozwalając się w tym wyręczyć Ur-

quartowi.

Bardzo eleganckie miejsce, pomyślała, gdy zajechali pod jego dom. Tym razem pozwoliła mu nieść śpiącą małą, jako że od garażu do wejścia było kilkanaście metrów. Wreszcie weszli do luksusowego apartamentu na ostatnim

piętrze.

Fennia nie miała tego w planie, lecz ponieważ i tak już przegrała bitwę, przewożąc tu małą, więc dalszy opór nic miał sensu. Jedyne, co jej pozostało, to nie spuszczać Lucie


12

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

13



z oka. Mogła wprawdzie zabrać ją do cioci Delii, przyrodniej siostry mamy, ale nie wydawało jej się to dobrym pomysłem. Ciocia miała już swoje lata, a ten mały diabełek, Lucie, po­trafił niejednemu zajść za skórę... Astra? Też nie, bo potrze­bowała spokoju, by pracować. Może więc mama? Tę możli­wość wykluczyła najszybciej. Po pierwsze nie znosiła dzieci i zaszła w ciążę tylko dlatego, by nie być gorszą od swoich sióstr, a po drugie Fennia i jej matka od dawna przestały nawet ze sobą rozmawiać.

Zauważyła, że Jegar Urquart uważnie się jej przygląda. Zaproponował, by została na noc, bo oczywiście nie miał zielonego pojęcia, jak należy opiekować się dziećmi. W gruncie rzeczy Fennia po prostu spadła mu z nieba.

Ku swemu zdumieniu uświadomiła sobie jednak, że jest akurat odwrotnie.

spraw do zrobienia? Proszę sobie darować te puste poga­wędki.

Pokazał jej, gdzie jest czysta pościel, i wyszedł. Fennia odetchnęła z ulgą.

Dochodziła dziewiąta. Lucie spała smacznie w łóżku przytulona do swego ukochanego misia. Fennia zrobiła sobie herbatę t postanowiła zadzwonić do Kate.

- Mogło być gorzej - wyjaśniła Kate. - Jonathan złamał
wprawdzie obojczyk, ale to wszystko. Miał dużo szczęścia,
Ie nie stracił zębów - dodała z ulgą. - A co u ciebie? Miałaś
jakieś problemy po moim wyjściu?

Fennia przekazała jej wszystkie informacje, choć nie było tego wiele, a następnie zadzwoniła do kuzynki, żeby powie­dzieć, co się stało i że nie wróci na noc.

- Przyjadę i przywiozę ci coś do spania - zaproponowała


14

JESSICA STEELE

natychmiast Astra, ale Fennia, wiedząc, jak bardzo jest zajęta, nie chciała jej fatygować.

Po tej rozmowie Fennia spenetrowała lodówkę i przygo­towała sobie kanapki. Po namyśle zrobiła ich trochę więcej, przewidując, że Jegar Urquart pewnie też nie jadł tego dnia obiadu.

Po kolacji sprawdziła, czy Lucie dobrze śpi, po czym weszła do sąsiadującej z sypialnią łazienki, gdzie znalazła ręcznik, szczoteczkę do zębów i pastę. By jednak nie budzić dziecka odgłosami kąpieli, postanowiła skorzystać z drugiej łazienki, przylegającej do innej sypialni. Przeprała bieliznę i wskoczyła pod prysznic.

W głowie kłębiły jej się różne myśli. Wychodząc dziś rano z mieszkania Astry, postanowiła, że jeszcze raz wybierze się do matki i spróbuje naprawić zepsute stosunki. A niech tam, do trzech razy sztuka! - pomyślała. Czwartej próby nie bę­dzie, przynajmniej na razie... Jednak wydarzenia związane z małą Lucie pokrzyżowały te plany.

Aż do Bożego Narodzenia Fennia mieszkała z matką, jed­nak wszystko runęło w gruzach, gdy pojawił się Bruce Per-cival, wdowiec po jednej żonie, a rozwodnik po drugiej, obecnie przyjaciel mamy. Wzdrygnęła się z obrzydzenia na wspomnienie, jak ten odrażający typ obłapił ją spoconymi rękoma i na siłę próbował pocałować, a gdy nagle wkroczyła matka, natychmiast ochłonął i całą winę zrzucił na Fennię,

NASZA BROŃ KOBIECA 15

która jakoby miała się na niego rzucić w wiadomych zamia-rach! Wstrętny typ!

- Portio, czy naprawdę muszę być na to narażony? Twoja córka ma cokolwiek dziwne obyczaje. Nagle zebrało jej się na amory z narzeczonym własnej matki!

Fennia była przekonana, że jej matka nie da wiary pomó­wieniom przyjaciela, i nawet nie zamierzała się bronić, tylko z niesmakiem patrzyła na miotającego się facecika. Niestety, ku jej przerażeniu, Portia Cavendish potraktowała ją jak wy-ną ladacznicę, dybiącą na wspaniałego Bruce'a, i kazała jej natychmiast wynosić się z domu. Duma nie pozwoliła Fennii podjąć dyskusji na ten temat, i to w obecności tego odrażającego typka, wiec zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała na noc do cioci Delii, a następnego dnia wprowa­dziła się do Astry.

Nie mając ochoty już dłużej roztrząsać tej okropnej histo-rii. Fennia skupiła się na dzisiejszych wydarzeniach... i nagle uświadomiła sobie, że myśli o Jegarze Urquarcie. Musiał się bardzo przejąć bratem i bratową, pomyślała, i zrobiło się jej go szkoda. Żeby tylko wieści ze szpitala były pomyślne...

Był bardzo przystojny i... O czym ja myślę?! - skarciła się i uciekła w bezpieczniejsze, czyli rodzinne rejony. Wró­ciła myślami do Astry i Yancie.

Yancie, Astra i Fennia. Trzy kuzynki i równolatki zara­zem. Urodziły się nawet w tym samym miesiącu! Córki trzech sióstr, poczęte i urodzone chyba dla kobiecej próżno­ści, bo dla miłości z całą pewnością nie.

Gdy tylko nieco podrosły, natychmiast zostały wysłane do szkoły z internatem. Dorastały razem i kochały się jak sio­stry. Gdy jedna z nich doznała krzywdy, cierpiały wszystkie.


16

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 17



0x08 graphic
0x08 graphic
Wzajemnie wynagradzały sobie brak rodzicielskich uczuć, bo ich matki... no cóż... miały kompletnego bzika na pun­kcie pieniędzy i mężczyzn. Wprawdzie szanowne matrony zwały to szlachetną zapobiegliwością i nowoczesną bez-pruderyjnością, lecz ich córki szybko zdefiniowały to jako chciwość i rozwiązłość.

Dziewczęta, przerażone tymi wzorcami, gdy skończyły czternaście lat, złożyły uroczyste śluby czystości. Nigdy, przenigdy tkwiąca w ich genach trucizna lubieżności nie obudzi się, a swoje dziewictwo każda z nich złoży w darze tylko temu jedynemu, właściwemu mężczyźnie.

Fennia, co warto podkreślić, z dochowaniem tych ślubów nigdy nie miała problemów i w jakiś szczególny sposób swe­go wianka strzec nie musiała. Wprawdzie była na kilku, nazwijmy to, eksperymentalnych randkach, a także parę razy zdarzało się jej przyjąć zaproszenie na bardzo śmiałe imprezy towarzyskie, to nigdy nie poczuła najmniejszej potrzeby, by przekroczyć pewne granice. Całym swym jestestwem prze­czyła wszelkiemu promiskuityzmowi*. Była beznadziejnie wstrzemięźliwa i śmiesznie wybredna w wyborze partnerów, co czyniło wielce prawdopodobnym, iż na zawsze pozostanie samotna. I. o dziwo, wcale nie cierpiała z tego powodu. Me-sko-damskie wyczyny jej matki oraz ciotek Ursuli i Imogen sprawiły, że zupełnie nie interesowały ją związki z mężczy­znami.

Inna sprawa, że Yancie powiedziała niedawno, iż w ogóle nie warto zastanawiać się nad takimi sprawami.

- Bo gdy się zakochacie - mówiła - ale tak naprawdę

* Promiskuityzm - bezładne, przypadkowe stosunki płciowe (przyp. red).

z

akochacie, to nawet do głowy wam nie przyjdzie, żeby zachowywać się jak nasze matki. Odkryjecie nagle - przeko­nywała - że chcecie, by trzymał was w ramionach ten jeden, jedyny i nikt inny.

Znów przypomniał jej się Jegar Urquart. Jednak nie zdzi­wi to jej to, że o nim pomyślała. Wypadek rodziców Lucie, poznanie Jegara Urquarta, wrażenie, jakie na niej wywarł, robiąc tak wiele dla zapewnienia bezpieczeństwa swojej bra-tanicy, wreszcie sam pobyt w jego domu, wszystko to wy-kraczało poza rutynowy bieg zwyczajnych wydarzeń. Wyszła spod prysznica i wytarła się. Jej myśli znów po­wędrowały w stronę matki. Wydawało jej się, że w zeszłym tygodniu, na weselu Yancie, coś się zmieniło w jej stosunku do niej. Wszystko wskazywało na to, że związek z tym dra­niem Bruce'em Percivalem należał już do przeszłości, a jego miejsce zajął niejaki Joseph Price.

Bardzo jej zależało, żeby Yancie mogła w pełni cieszyć się tym szczególnym dniem, by najmniejszy szczegół nie zakłócił podniosłej, zarazem radosnej atmosfery. W związku z tym Fennia postanowiła, że odpowie na każdy, choćby najmniejszy uśmiech matki, skierowany w jej .stronę. Ku jej radości Portia Cavendish sama pozdrowiła córkę, a nawet wyraziła podziw dla klasycznego piękna jej szkarłatnej su­kienki druhny. Fennia odnotowała ten fakt w pamięci, później jednak, podobnie zresztą jak druga z druhen, Astra, zbyt była zaaferowana całym wydarzeniem, by zwracać uwa­gę na kogokolwiek prócz Yancie i jej ukochanego, Thom­sona.

Rozmarzona westchnęła na wspomnienie tego szczegól­nego spojrzenia, jakim Thomson omiatał swoją Yancie. Fen-


0x08 graphic
0x08 graphic

18

JESSICA STEELE

nia była pewna, że jej kuzynka będzie szczęśliwa z tym męż­czyzną. Bez wątpienia Thomson kochał Yancie równie moc­no, jak Yancie kochała jego.

Zdała sobie sprawę, że jest bardzo zmęczona. Powinna jak najprędzej się położyć, by następnego dnia być w pełni sił. Coś jej bowiem mówiło, że Lucie zbudzi się bardzo wcześnie.

Ponieważ nadal nie miała w czym spać, więc owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki. Przechodząc obok sypialni, wsunęła głowę do środka. Mała spała spokojnie, toteż bez­szelestnie poszła w stronę garderoby. Zauważyła, że w kuch­ni pali się światło, choć była pewna, że je zgasiła. No cóż, jak widać, jednak nie zrobiła tego.

Przechyliła się przez próg kuchni i wyciągnęła rękę, by wymacać kontakt, ponieważ jednak nie mogła go znaleźć, weszła do środka. Jej nagiemu ramieniu, a polem wyłaniają­cej się zza drzwi reszcie, przyglądała się para niebieskosza-rych oczu.

- O! - krzyknęła piskliwie, po czym spurpurowiała.

Jegar Urquart przyglądał jej się ze szczerym zaciekawie­niem, i tylko on sam mógłby powiedzieć, co było bardziej interesujące: jej rumieniec, szczupłe ramiona, czy może dłu­gie, zgrabne nogi, dotąd starannie przykryte spodniami.

NASZA BROŃ KOBIECA 19

- A mnie było bardzo miło, gdy znalazłem zrobione przez
pumą kanapki. - Jego oczy się śmiały.

Wzruszyła ramionami. Ręcznik był na swoim miejscu, mimo to na wszelki wypadek przycisnęła go mocniej nagim ramieniem. - A co z państwem Todd? - Nim stąd wyjdzie, powinna

zadać to pytanie. - Gdy zjawiłem się w szpitalu, Harveya właśnie wieziono na operację. Odzyskał przytomność i od razu pytał o żonę. - Widział pan ją?

- Tak. Nic jeszcze nie wiadomo na pewno, ale lekarze podejrzewają poważny uraz kręgosłupa. - Biedna Mariannę - szepnęła Fennia. - A tu wszystko w porządku? - zapytał Jegar.

- Wszystko gra - zapewniła.

Wobec tragedii, jaka spotkała rodziców Lucie, fakt, że stała półnaga przed obcym mężczyzną, nagle stracił za zna­czeniu.

- To do kogo pani dzwoniła? - drążył, najwyraźniej prze­konany, że gdy w grę wchodziło dobro dziecka, Fennia za-chowa wszystkie środki ostrożności.

- Proszę pana, wcześniej nie mogłam sprawdzić, czy fa­
ktycznie jest pan tym, za kogo się podaje, dlatego że Kate,

szefowa żłobka, musiała wcześniej wyjść. Zadzwonili ze szkoły, że Jonathan, jej syn, miał wypadek w czasie meczu. A ja nie mogłam dostać się do gabinetu... - Wiedziała, że plecie głupoty, znów jednak dotarło do niej, jak skąpo jest


20

JESSICA STEELE



odziana. - Więc zadzwoniłam do niej, to znaczy... jak pan wyszedł, to zadzwoniłam, żeby zapytać, czy z Jo... Jonatha­nem...

Była wściekła. Dobre sobie! ,3idulko, nie musisz się tak strasznie denerwować" - przedrzeźniała go w myślach. Szkoda, że nie dodał: „Maleńka, możesz sobie paradować nawet nago, i tak nie zwróciłbym na to najmniejszej uwagi".

Fennia weszła do garderoby i zdjęła z wieszaka najlepszą, jak jej się wydawało, z koszul. Była już w łóżku, wciąż po­irytowana i zła, gdy nagle przyszło otrzeźwienie. O czym, na miłość boską, ona myśli?! Przecież gdyby się komuś z tego zwierzyła, każdy, dosłownie każdy, powiedziałby, że zależy jej na tym, by się podobać Jegarowi. Czyż to nie jest po prostu śmieszne?

ROZDZIAŁ DRUGI

Tak jak przypuszczała, Lucie obudziła się, gdy tylko zro-się jasno. Był piękny, majowy dzień, lecz dla Fennii zaczął się zbyt wcześnie, by mogła docenić jego urodę.

- Mamo! - krzyknęło niezadowolone dziecko i Fennia
już była w pełni obudzona. Jednak Lucie nie było ani w łóż­
ku, ani w pokoju.

Znalazła ją w salonie i od razu wzięła na ręce.

- Dzień dobry, jak się masz kochanie? - Ucałowała
dziewczynkę w główkę.

Hałas w sąsiednim pokoju sprawił, że obie postanowiły do niego zajrzeć. Na jego środku stał pan domu, w koszuli i skarpetkach, za to bez spodni. Widok jego silnych nóg przypomniał Fennii, że koszula, którą ma na sobie, zakrywa niewiele więcej i poczuła się bardzo nieswojo. W dodatku w pewnym momencie, gdy musiała się schylić do Lucie, koszula powędrowała do góry, co nie uszło czujnej uwagi Jegara. Natychmiast jednak z lekka dziki, pierwotny błysk oka przesłonił spokojnym, nobliwym spojrzeniem, dając Fennii do zrozumienia, że nie musi wpadać w panikę.

22 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 23



Jegar, całkiem zbity z pantałyku, podjął jednak błyska­wiczne działanie. Oddał dziecko piastunce, po czym pobiegł do kuchni. Fennia poszła za nim. Ku ich wielkiemu zadowo­leniu, w lodówce był jeszcze kartonik soku.

Lucie odzyskała dobry humor, gdy tylko zobaczyła, że do kubka nalewają jej „socku". Fennia posadziła ją na kuchen­nym stole, co małej bardzo przypadło do gustu. Jegar miał mniej zadowoloną minę, być może dlatego, że Fennia popro­siła go o zostanie z małą, jako że sama postanowiła wziąć prysznic.

- Fennia! - zawołał za nią, ale zignorowała jego pełen
rozpaczy krzyk.

Wzięła jednak najszybszy prysznic w życiu. Prócz szmin­ki i pudru nie miała ze sobą żadnych kosmetyków, ale nawet i tych nie użyła, zresztą jej zdrowa, gładka skóra tak napra­wdę nie potrzebowała tego rodzaju wsparcia.

Zwykle o tej porze czuła się świetnie, naładowana energią i ciekawa nowego pracowitego dnia, teraz jednak było ina­czej. W ciągu zaledwie paru godzin obcy facet dwukrotnie widział ją ledwie co odzianą, i choć sam specjalnie się tym nie przejmował, ona nie czuta się z tym dobrze. Na szczęście zaraz pożegna się z Jegarem Urquartem i więcej już go nie ujrzy.

Popędziła do kuchni.

- Jestem, zanim zaczęło panu mnie brakować - powie­działa żartem. Widać było, że poczuł ulgę, a zarazem uważ­nie przyjrzał się strojowi Fennii. - Mam nadzieję, że nie jest to pana ukochana koszula - dodała roześmiana.

Jegar bez słowa wyszedł z kuchni i poszedł do łazienki.

Fennia wykąpała i ubrała Lucie, a potem wróciła z nią do kuchni, żeby przyrządzić dla małej kaszkę.

Gdy Lucie ponownie zapytała o mamę, wyjaśniła jej, że oboje rodzice są teraz chorzy, ale znajdują się pod dobrą opieką I niedługo będzie mogła się z nimi zobaczyć. W trakcie tej roz­mowy w kuchni zjawił się Jegar. Był w garniturze i z teczką. Wyglądało na to, że ma zamiar wyjść z domu bez śniadania

- Dzwoniłem do szpitala - oznajmił. - Niedługo będę
mógł się z nimi zobaczyć. - Najwyraźniej w trosce o spokój

małej celowo nie użył imion brata i bratowej.

- Proszę im powiedzieć, że z Lucie wszystko w porządku
- odparła. - Sądzę, że warto by było pomyśleć o niani. Oczy-

wiście dzisiaj zawiozę ją do żłobka, ale... Jegar zmarszczył czoło i spojrzał na zegarek, po czym zniknął na chwilę, by zaraz znów się pojawić z kompletem kluczy w ręku.

- Czy mógłbym prosić, żeby dziś także przywiozła pani
Lucie ze żłobka do domu?

W pierwszym odruchu chciała odmówić, bo instynkt jej podpowiadał, że przy tym mężczyźnie powinna być czujna, ponieważ on może ją zranić.

Ale tam, do licha! - ofuknęła się. Zachowuję się jak na-stoletnia idiotka. Spędziłam z nim pod jednym dachem noc, widział mnie prawie nagą, i nic się nie stało!


24

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

25



0x08 graphic
0x08 graphic
Tyle tylko, że w tej sytuacji nie pożegna się z nim na zawsze...

- Oczywiście, nie ma problemu - odparła z uśmiechem, ignorując rozpaczliwy krzyk instynktu. Musi pomóc Jegaro-wi, i tak miał dość kłopotów z bratem i bratową.

W żłobku wszystko toczyło się normalnym trybem i pod­czas leżakowania Fennia wyrwała się po zakupy. Poza tym, co niezbędne, nabyła też zabawki i ulubione łakocie Lucie, by osłodzić jej rozłąkę z rodzicami. Fennia układała też w głowie listę wskazówek, które przekaże niani, bo dziew­czynka nie była łatwym dzieckiem i by uniknąć kłopotów, należało z nią umiejętnie postępować.

Gdy wieczorem zajeżdżała pod dom Jegara Urąuarta, dziew­czynka spała już na dobre. Fennia zaniosła fotelik z małą do windy i wjechała na ostatnie piętro. Przed drzwiami apartamen­tu zawahała się chwilę, nim nacisnęła dzwonek. Nikt nie otwie­rał, a więc niani nie było w domu. Chcąc nie chcąc wyjęła z torebki klucze, które Jegar dał jej tego dnia rano.

Wolała, by niania zdążyła wieczorem zapoznać się z Lu­cie, niestety dziewczynka była tak zmęczona, że Fennia mu­siała położyć ją spać.

Pozostało jej tylko czekać. Przejrzała tytuły książek, po­rozglądała się po domu, a przede wszystkim się nudziła. Czu­ła się w tym mieszkaniu obco i nie na miejscu. Nie zaczęła nawet nic czytać, bo w każdej chwili mógł zjawić się gospo­darz lub niania.

Wreszcie uznała, że powinna coś zjeść, i gdy zaczęła robić kanapki, spostrzegła, że mimowolnie szykuje kolację dla dwóch osób. Robiła właśnie czwartą kanapkę z pastą łoso­siową, gdy zjawił się Jegar.

- Jadłeś coś? - spytała od razu. Wszysdco inne mogło
w tej chwili poczekać.

- Chyba nie - odparł po chwili zastanowienia. - To idź umyć ręce - poinstruowała go, na co on radośnie się uśmiechnął. - To znaczy... zrobiłam kilka kanapek, wiec jeśli chcesz... - poprawiła się zakłopotana, a potem prawie wybuchła śmiechem. Reakcja Jegara pokazała jej, że popeł-niła nie tyle gafę, co drobną śmiesznostkę, wynikłą z częste­go obcowania z dziećmi, a poza tym jego beztroski uśmiech natychmiast zmył z jego twarzy zmęczenie. Jegar posłusznie umył ręce w kuchni, ona zaś postawiła na stole talerzyki i kubki, a potem zasiadła za stołem. - Jak się czują Harvey i Mariannę? - zapytała.

- Od wczoraj jest wielka poprawa. Wszystko wskazuje
na to, ze operacja Harveya się udała, niemniej oboje czeka
długa droga, zanim wrócą do zdrowia. Najważniejsze jednak,

że zagrożenie życia minęło.

-

Jasne. A czy Mariannę odzyskała świadomość? - Tak, rozmawiałem również z nią. Bardzo martwią się o Lucie, ale Mariannę zupełnie się uspokoiła, gdy jej powie­działem, że to ty się nią zajmujesz. Wygląda na to, że mała w domu bez przerwy o tobie opowiadała, chociaż zrozumie-nie jej języka przekracza moje możliwości.

- Nie wymiguj się, tylko szybko naucz się dziecięcej
mowy.

- Jasne, bo nieprędko wypuszczą ich ze szpitala. To może
być kwestia nawet dwóch miesięcy.

0x08 graphic

27

26 JESSICA STEELE

w którym zajmują się leczeniem urazów kręgosłupa, a potem czekają długa rehabilitacja, natomiast Harvey będzie musiał przejść jeszcze kilka operacji.

- Jegar, tak mi przykro!

Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Jej serdeczne, ciepłe współczucie było mu bardzo potrzebne.

Nie bardzo rozumiała tę liczbę mnogą. „Musimy"?

NASZA BROŃ KOBIECA

dowiedziała się, że to ty zajmujesz się małą... Bez przerwy powtarzała, że Lucie czuje się przy tobie dobrze i co by to było, gdyby nagle znalazła się pośród obcych ludzi. Zastana­wialiśmy się... - Przerwał i spojrzał na Fennię. - Otóż za­stanawialiśmy się, czy zgodziłabyś się przyjąć taką pracę - zakończył z pełną powagą. - Ale ja już mam pracę!

- Wiem, wiem, ale Lucie przepada za tobą i czuje się przy tobie bezpiecznie. Wystarczająco mocno przeżywa nieobec-ność rodziców, a teraz ty jeszcze chcesz zniknąć.

Co robić? Co robić? - zastanawiała się gorączkowo. Tak bardzo chciała pomóc w tej sytuacji... Jednak coś ją po­wstrzymywało, czegoś się bała... tylko czego, na miłość bo­tka! Przecież nie odpowiedzialności za małe dziecko, bo akurat w tym była bardzo dobra... więc? - A czy nie ma kogoś, kto mógłby się zająć małą? Może jakaś krewna? Mariannę musi mieć... Mariannę nie ma nikogo.

- A może twoja matka?

- Mieszka za granicą z moim ojczymem, no i ma kłopoty ze zdrowiem.

Fennia czuła, że trudno jej będzie odmówić, zresztą nie wiedziała, dlaczego nie miałaby się tego podjąć.

Postanowiła jednak uściślić pewne sprawy.

- A więc uważasz, że powinnam tu zostawać na noc?
- przerwała milczenie. - Czyli, inaczej mówiąc, zamieszkać

z tobą?

28 JESS1CA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

29



- Ale wracając do tematu, wspomniałeś o kilku miesiącach' Miałabym tu spędzać noce...

Fennia przyjrzała się jego ustom. Pięknie zarysowane, unosiły się nieco w kącikach, gdy się uśmiechał.

Rozbawił go jej dyrektorski ton, więc zareagował uśmie-szkiem, lecz Fennia w ogóle się tym nie przejęła.

głosem. czując, że znów powiedziała coś głupiego. Prze-cież dopiero co sama uznała, że pod tym dachem nic jej nie grozi! Mocno się zaczerwieniła i miała ochotę zapaść się pod ziemię.

- Nie ma obawy, Fennio. Szczerze mówiąc, nie jesteś
w moim typie.

- Do zobaczenia. - Wstała, mocno zirytowana jego pew-
nością siebie. Do diabła z nim! - Wcale nie chcę być w two­
im typie.


30

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 31



0x08 graphic
może się doczekać mojego powrotu. - Obie się roześmiały, po czym Fennia zaczęła się pakować.

Była pewna, ze Jegar po kilku dniach praktyki zacząłby sobie doskonale radzić z małą, musiałby tylko przełamać swoje kawalerskie nawyki i opory. W oczywisty sposób do­bro dziecka bardzo leżało mu na sercu. Bez wahania przyjął dziewczynkę i jej opiekunkę pod swój dach, choć oczywiście mógł znaleźć wygodniejsze rozwiązanie, choćby nianię z własnym mieszkaniem. Wiele kobiet za odpowiednią opła­tą chętnie by się na to zgodziło. Ponieważ jednak byłoby to niekorzystne dla Lucie, z góry odrzucił takie rozwiązanie.

Wychodząc od Astry, patrzyła na tę sytuację już z wię­kszym optymizmem.

Szybko uzgodnili wszystkie szczegóły i Fennia położyła

się spać.

Następnego dnia był piątek. Wieczorem Lucie ani myślała o zaśnięciu, tylko chciała się bawić, więc Fennia, która za­mierzała się rozpakować, poprosiła małą, by jej „pomogła" w tym zajęciu. Najpierw jednak wykąpała dziewczynkę, by natychmiast, gdy tylko zrobi się śpiąca, położyć ją do łóżka, Faktycznie, po mnie więcej dwudziestu minutach „pomaga-nia", Lucie zasnąła. Fennia położyła przy niej misia i wyszła

z pokoju, zostawiając uchylone drzwi, by w razie czego usły­szeć małą.

Kończyła układać ubrania w szafie w swoim pokoju, gdy usłyszała zgrzytnięcie kluczy w drzwiach.

Był zdumiony jej reakcją. Nerwowo spojrzał na zegarek i mruknął:

- Moja kolej?! - zapytał, jakby nie wierzył swoim
uszom. - Przecież ci płacę, żebyś była z Lucie!


32

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

33



Pennia nie była zdumiona. Była urażona!

- Doszliśmy do sedna sprawy, Jegar. Ja nie muszę zajmo­
wać się Lucie, ale ty - tak!

Mruknął pod nosem coś nieparlamentarnego.

Słuchał jej z uniesioną ze zdumienia brwią, jakby nie

wierzył własnym uszom. Fennia przypuszczała, że w podob­ny sposób po raz ostatni zwracano się do niego, gdy był w szkole średniej, ale nie zamierzała roztkliwiać się nad pa­nem prezesem i pozostała nieugięta.

- Ale jutro... - próbował protestować, lecz ku jej zdzi­
wieniu zabrzmiało to dziwnie nieśmiało. Wyraźnie nie za­
mierzał iść z nią na udry. - A co, masz jutro randkę? - zmie­
nił taktykę.

Nie miała, lecz to nie jego sprawa.

- Nie tylko ty masz prawo umawiać się na randki - od­
parła.

Jego spojrzenie wyraźnie powiedziało, że przynajmniej w tej chwili nie uważa Fennii za swoją najbliższą przyjaciół­kę, po czym ruszył do łazienki. Rozległ się szum wody. Casanovą brał szybki prysznic.

Fennia długo nie mogła zasnąć tej nocy. bo wciąż myślała o Jegarze Urquarcie. Chciał jej płacić! Impertynent! Nie po­trzebowała tych pieniędzy. Miała własne, odziedziczone po ojcu. a także zarobione ciężką pracą.

Jej ojciec zmarł na zawał, gdy miała osiem lat. pozostawił jednak wcale pokaźną sumkę, do podziału dla niej, swego jedynego dziecka, i jej matki. Fennia dostała te pieniądze w dniu dwudziestych pierwszych urodzin, prawie rok temu. Była niezależna finansowo.

Choć nigdy nie zaznała niedostatku, wiedziała, jak ciężko trzeba pracować, by zarobić parę funtów, i znała smak zwią­zanej z tym satysfakcji. Natomiast jej matka, choć sowicie wyposażona przez ojca Fennii, niedługo po owdowieniu wy­szła za mąż za bardzo zamożnego Edwarda Cavendisha. Zre­sztą Fennia była przekonana, że Edward pojawił się w jej


34

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

35



życiu, gdy ojciec jeszcze żył... W każdym razie Portia szyb­ko /nudziła się drugim mężem i rozwiodła się, by związać się z kimś innym, tym razem już bez ślubu.

Fennia z wzajemnością bardzo polubiła Edwarda Caven-disha i po ukończeniu szkoły spotkała się z nim. Wprawd/.ic nie powiedziała mu, że czuje się niechciana w domu, ale wcale nie musiała, bo Edward wiedział o tym. Wiedział też, jak trudno jest wytrzymać z kimś, kto stale krytykuje swych bliskich, co było ulubionym zajęciem Portii.

Problem tkwił jednak w tym, że Fennia nie miała pojęcia, jaki fakultet powinna wybrać.

nie od parady.

- Ale- nie laką jak Astra - odparła Fennia. - Takiej to nie ma nikt - roześmiała się Yancie.

Fennia z podziwem myślała o tym, z jaką łatwością Astra przechodziła przez studia, gdy nagle uświadomiła sobie, że Jegar jest już w domu. W pierwszej chwili chciała spojrzeć na zegarek, ale zrezygnowała z tego. Przecież nie obchodziło jej, o której wraca i czy w ogóle wraca. Odwróciła się do ściany i wreszcie usnęła.

Lucie obudziła się bardzo wcześnie. Fennia otworzyła oczy i instynktownie spojrzała w stronę łóżka dziecka. Było puste. Zadowolona, że wreszcie może na siebie włożyć to, co lubi, narzuciła podomkę i wyszła z pokoju, by poszukać małej.

Nie musiała daleko szukać. Drzwi do pokoju, który służył ' panu domu za gabinet, były otwarte. Gdy zajrzała do środka, Lucie właśnie starała się dosięgnąć klawiatury komputera, stojącej na potężnym, antycznym biurku.

Fennia znała kogoś, kto z pewnością nie byłby zadowo­lony, widząc jak psotne paluszki dotykają drogiego sprzętu, toteż natychmiast zainterweniowała.

- Dzień dobry, kochanie - zwróciła się do Lucie, lecz
zanim zdążyła ją wziąć za rączkę, poczuła, że w pokoju jest
jeszcze ktoś.

Zamierzała miło przywitać się z Jegarem, jednak ten uprzedził ją warknięciem:

Spojrzał groźnie w jej brązowe oczy, a potem na małą.

- Do mojego gabinetu wstęp surowo wzbroniony! Na
twardym dysku, a także na dyskietkach i na płytach, zapisane
są efekty wielu miesięcy pracy.


36

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

37



0x08 graphic
0x08 graphic
- Przestań gderać, Jegar - przywołała go do porządku,
a gdy stanął jak wryty, podała mu Lucie. - Wymyśl lepiej,
dokąd dziś zabierzesz swoją bratanicę.

- Ja?! - krzyknął w panice
Fennia od razu odzyskała wigor.

nie wymiguj.

- Dobrze - zgodziła się po długiej chwili i, nie mogąc już dlużej zachować powagi, roześmiała się.

- Kobieto pod twą słodkością jad kryje się zdradliwy...

- wyskandował z ponurą miną, lecz w jego oczach zalśniły
wesołe iskierki,

- To nasza broń kobieca - spointowała, na co razem wy­
buchli śmiechem.

Wizyta w zoo zaczęła się udanie. Miło było patrzeć, jak Lucie przygląda się zwierzętom okrągłymi ze zdziwienia oczyma. Przez pierwszą godzinę była aniołkiem, później jed­nak zażądała, żeby Jegar niósł ją na barana, a prawdziwe kłopoty zaczęły się przed klatką z gorylami, skąd za żadne skarby nie chciała się ruszyć. Po upływie następnej godziny ekscherubinek przekształcił się w potwora. Mała wrzeszczała dosłownie bez przerwy.

- wyjaśniła, po czym wzięła małą z ramion Jegara.

- A co byś powiedziała na lody? - Fennia zniżyła się do
niepedagogicznej łapówki, ale zrobiło jej się żal małej. Być
może tęskniła za rodzicami, i stąd jej zły nastrój.

Po zjedzeniu lodów Lucie od razu wrócił dobry humor. Jegarowi niestety nie.

38 JESSICA STEELE

NASZA BRON KOBIECA

39



0x08 graphic
0x08 graphic
zapewnić, że bardziej nieznośne już nie bywają. Co innego

dorośli...

W jednej z restauracyjek w okolicy zoo zjedli lunch, pod­czas którego Jegar przekonał się, że jak na swój wiek Lucie bardzo ładnie zachowuje się przy stole.

Przyjrzała mu się uważnie. Próbował z nią flirtować? Chyba nie. Ponieważ jednak nie wiedziała wiele o flirtowa­niu, wzięła ową „miłą osobę" za dobrą monetę.

- To prawda - odpowiedziała z uśmiechem. - Ale to ty
zostajesz z Lucie wieczorem.

Jeśli sądziła, że popsuje mu tym nastrój, myliła się, bo

tylko się uśmiechnął.

Niedługo potem wrócili do domu. Jegar pojechał do szpi­tala, a Fennia ułożyła małą do popołudniowej drzemki. Chwilę po tym zadzwoniła ciocia Delia.

- Masz dla mnie jakąś niezwykłą propozycję spędzenia
dzisiejszego wieczoru? - spytała żartem przyrodnią siostrę
swojej matki.

- Przyjdź do mnie na kolację. O siódmej.

Nim Jegar wrócił do domu, Fennia zdążyła nakarmić ma­łą, trochę się z nią pobawić, wykąpać i ubrać w piżamkę. Z antologią bajek pod pachą wzięła Lucie i poszła przywitać się z Jegarem.

książkę i spytała:

- Czy mógłbyś przeczytać Lucie jakąś bajkę? A ja w tym
czasie przygotuję się do wyjścia.

Z wyrazu jego twarzy było widać, że to ostatnia rzecz, na jaką miał teraz ochotę.

Fennia weszła do łazienki. Wzięła prysznic, zrobiła deli­katny makijaż i wyszczotkowała włosy. Włożyła czerwoną jedwabną sukienkę, chwyciła torebkę i była gotowa do wyj­ścia. Przechodząc obok sypialni Lucie, słyszała Jegara, który usypiał małą. Mimo tego, że dziecko już spało, przytulone do swego ukochanego misia, Jegar nadal czytał, pewnie w obawie, że mała się zaraz obudzi.

Fennia zajrzała do sypialni. Wyglądał żałośnie, jednak gdy ją zauważył, uśmiechnął się.

0x08 graphic
40 JESSICA STEELE

- A jeśli się obudzi? Jeśli wpadnie w panikę, że ciebie nie
ma i zacznie płakać? Co wtedy zrobię?

Zrobiło jej się go żal. Chciała nawet zrezygnować z wyj­ścia, ale nie mogła, bo chodziło o honor. Zasugerowała mu przecież, że wybiera się na randkę. I co, miałaby się przyznać, że nie czeka na nią żaden facet?

- Zost... - zaczęła - ... zobaczę, może uda mi się wrócić
wcześniej. Mam nadzieję, że ty też byś to dla mnie zrobił.

- Oczywiście! - skłamał bez najmniejszej żenady.
Uśmiechnęła się kwaśno i wyszła.

Fennia z ochotą poszła na spotkanie z ciocią Delią, cho­ciaż niedawno widziały się na ślubie Yancie. Wspominały, jak pięknie wyglądała panna młoda i jak ona i Thomson wy­dawali się szczęśliwi, wyjeżdżając w podróż poślubną.

Potem Fennia opowiedziała ciotce o Lucie Todd i o tym, co stało się z jej rodzicami.

Przed dziesiątą była już z powrotem. Cicho weszła do środka lecz Jegar natychmiast się pojawił, żeby się z nią

NASZA BROŃ KOBIECA 41

przywitać. Jego wzrok spoczął na jej długich, zgrabnych nogach, wyłaniających się spod czerwonej sukienki.

- Co prawda zrobiłam to dla ciebie, ale niech ci będzie.
Jegar uśmiechnął się zabójczo, lecz Fennia to zignoro­
wała.

Teraz? O tej porze, kiedy przyzwoici ludzie szykują się do snu? Kto jednak powiedział, że Jegar do takowych należał?

Cóż za arogancja! Jakaś nieszczęsna kobieta z utęsknie-


42

JESSICA STEELE



niem czeka na randkę, a ten drań powiada, że może się z nią zobaczyć kiedy indziej! I do tego ta obłudna delikatność: .Jeśli sprawiam ci tym dużą przykrość". Dla mnie możesz zniknąć na całą noc! - warknęła w duchu.

To śmieszne, ale nagle poczuła smutek, a nawet... za­zdrość? Nie, to przecież absurd!

- Masz moje błogosławieństwo - przemówiła, przerywa­jąc milczenie. - Tylko postaraj się być cicho, gdy wrócisz - dodała jakby od niechcenia.

Godzinę później przewracała się w łóżku z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wydawało jej się, że komuś takiemu jak ona, kto w tak niewielkim stopniu interesuje się płcią prze­ciwną, nie powinno być aż tak przykro z powodu randki Jegara.

ROZDZIAŁ TRZECI

Fennia obudziła się wcześnie rano. W świetle dnia chciało jej się śmiać z tego, że poprzedniego wieczoru cierpiała z po­wodu randki pana domu. Zresztą, wcale nie cierpiała, tylko była wściekła, że Jegar zrobił sobie wychodne, gdy tak na­prawdę to był jej wolny wieczór.

Powtarzała to sobie do skutku, i wreszcie uwierzyła w to wyjaśnienie. Weszła do pokoju Lucie, która też już się obu­dziła.

Fennia i Lucie pomaszerowały do kuchni, gdzie wkrótce dołączył do nich Jegar. Na jego twarzy widać było ślady uroków nocy, wzrok miał błędny.

44

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 45



0x08 graphic
Po śniadaniu wyszła z Lucie na dwór. W czasie spaceru zastanawiała się, czy Jegar nie dokonał nadinterpretacji umo­wy, uznając, że Fennia będzie się zajmowała dzieckiem w czasie weekendów. Osobiście uważała, że powinien być to obowiązek Jegara.

Starał się, to prawda. Codziennie jeździł do szpitala, po­zwolił też na dezorganizację swojego życia, byle tylko Fen­nia, a nie jakaś obca osoba zajmowała się Lucie. Na pewno nie był więc egoistą i chciał jak najlepiej dla innych, choć równocześnie starał się jak najwięcej wytargować dla siebie. Fennia uśmiechnęła się. Taka próba sił była nawet zabawna.

Gdy wychodziły z domu, Jegar. mimo niewyspania, na­tychmiast zabrał się do pracy. No cóż, przyjmując pod swój dach bratanicę, bardzo skomplikował sobie życie. Fennia postanowiła dać mu jak najwięcej czasu na pracę, dlatego wróciły dopiero po czterech godzinach.

Fennia poczuła, że serce jej zadrżało. Co, do diabła? Jegar mógł sobie mieć cały tabun „najfajniejszych dziewczyn", a jej i tak nic do tego. Nie powinna wyjść na zazdrosną idiotkę, za wszelką cenę musi nad sobą zapanować.

Szybko zaprowadziła Lucie do łazienki, żeby jej umyć rączki i buzię oraz przygotować do wyjścia.

Mała nie miała apetytu i zjadła niewiele, dlatego Fennia uważnie jej się przyglądała. Wiedziała, że maluchy potrafią się rozchorować dosłownie w ciągu godziny. Miała jednak nadzieję, że dziewczynka za bardzo się sforsowała podczas porannego spaceru i była tylko zmęczona.

Po lunchu Jegar odwiózł je do domu i pojechał do szpitala. Fennia przyszykowała dla małej spanie w salonie na sofie, bo Lucie marudziła i nie chciała iść do swojego pokoju. Gdy zasnęła, Fennia dotknęła jej czoła. Nie miała gorączki, może co najwyżej lekki stan podgorączkowy.

Po przebudzeniu Lucie kleiła się do Fennii i nadal nie chciała jeść, ale Fennia zbytnio się tym nie przejęła. Niektóre dzieci tracą na pewien czas apetyt i nie oznacza to jeszcze choroby.

Lucie bawiła się spokojnie aż do wieczora, kiedy przy­szedł czas na sen. Fennia uśpiła ją bajką i wyszła z pokoju.

Wzięła się za sprzątanie w kuchni, kiedy zjawił się Jegar.

Z jakiegoś powodu to jego „Uhm" wydało jej się dziwne.

46

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

47



0x08 graphic
0x08 graphic
- Wiec dobrze. Owszem, wyszedłem wczoraj wieczorem,
ale ty też wyszłaś. Czy w związku z tym wykopiesz topór
wojenny, gdybym urwał się i dziś?

Ach więc to dlatego tak enigmatycznie odpowiedział, gdy mu zaproponowała wspólny posiłek.

- Jak rozumiem, już się umówiłeś z „najfajniejszą dziew­
czyną" na kolację, więc nie będę złośliwie rzucać ci kłód pod
nogi. - Okrasiła to wyniosłym uśmiechem, natomiast Jegar
wyraźnie ucieszył się z takiego obrotu rzeczy. - A przy okazji,
Lucie nie powinna iść jutro do żłobka. To nic poważnego, ma
tylko lekką temperaturę. U małych dzieci zdarza się to często.

Uśmiech błyskawicznie znikł mu z twarzy.

Gdy wyszedł, Fennia z energią, która nie wiedzieć czemu podobna była furii, zabrała się za sprzątanie.

Następnego ranka Lucie zaczęła głośno domagać się mamy. Fennia rozumiała, co dziewczynka przeżywa i bar­dzo jej współczuła. Z uwagi jednak na to, że mała nie była całkiem zdrowa, nie mogła wysłać jej z Jegarem do szpi­tala. To byłoby zbyt ryzykowne.

Jegar wyszedł do pracy wcześnie, a Fennia zadzwoniła do Kate, żeby wyjaśnić sytuację. Poczuła ulgę, gdyż szefowa odniosła się do sprawy z pełnym zrozumieniem.

- Przez kilka dni potrzymaj małą w domu. Chorujcie
zdrowo i wracajcie szybko - zakończyła ciepło Kate.

Było dopiero pół do dziewiątej, a Lucie już się pokładała i cały czas chodziła za Fennia. Na szczęście o dziewiątej przyszła pani Swann, gosposia Jegara. Okazało się, że zna się na dzieciach i świetnie sobie daje radę z małą.

- Pan Jegar opowiedział mi o tobie przez telefon, ale nie
wspomniał, że jesteś taką śliczną dziewczynką.

Lucie chciała co prawda, żeby Fennia ją cały czas nosiła na rękach, była jednak zauroczona szczupłą, miłą panią. Koło jedenastej mała ucięła sobie drzemkę, a po obudzeniu, ku uciesze obu kobiet, apetyt jej wrócił i zabrała się za pałaszo­wanie lunchu. Pani Swann wyszła około południa, a dziew­czynka znów zasnęła na przeszło godzinę. Po przebudzeniu była już zupełnie zdrowa.

Wypoczęta i pełna energii, Lucie przeszła samą siebie, i gdy wreszcie, po długich namowach, położyła się do łóżka


0x08 graphic
48 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 49



i zasnęła, Fennia uznała, że dziś naprawdę należy jej się wol­ny wieczór.

Postanowiła, że wpadnie do Astry, wzięła więc prysznic, założyła jedwabną bluzkę i dżinsy oraz zrobiła makijaż. Za­częła się czesać, gdy usłyszała szczęk klucza w zamku. Z nie­wiadomego powodu serce znów jej zadrżało i ponownie po­czuła dziwne, do niedawna zupełnie jej nie znane onieśmie­lenie. Ależ ze mnie idiotka! - skarciła się w duchu.

Jegar był w salonie i właśnie nalewał sobie szklaneczkę whisky. Spojrzał na Fcnnię. Jego wzrok powędrował wzdłuż jej nóg aż po samą górę i spoczął na kruczoczarnych włosach. Fennia zamarła. Jegar zajrzał jej w oczy, a następnie zawiesił wzrok na jej ustach. Milczeli.

Spojrzał na nią i westchnął. Wyjątkowo ją to rozbawiło. Co, u licha, jest w nim takiego, co wywołuje w niej tak dziw­ne reakcje?

- Rozumiem, że z małą już wszystko w porządku, bo
inaczej nie ruszałabyś się stąd na krok. Mam rację?

Fennia zrozumiała, że musi tego faceta trzymać na dys­tans, bo zaczynał zbyt dobrze ją rozumieć, podczas gdy ona nie potrafiła go przeniknąć i wciąż ją zaskakiwał.

- Lucie jest już zdrowa, ale na wszelki wypadek jeszcze
jutro zatrzymam ją w domu, A przy okazji, pani Swann
świetnie sobie z nią radzi.

- Och, moja droga, czy oglądałaś się ostatnio w lustrze?
Patrzyła na niego tępym wzrokiem. Nie rozumiała, o co

mu chodzi, zaatakowała więc na ślepo:

- A co, może nie zgodziłam się ci pomóc?

Jego spojrzenie omiotło jej aksamitną skórę i regularne rysy twarzy.

- Jestem estetą i zwłaszcza podczas śniadania wolę pa­
trzeć na ciebie - oświecił ją.

Jej serce znów zadrżało, a umysł pogrążył się w chaosie, bo Fennia znalazła się na zupełnie sobie nie znanym gruncie. Mruknęła więc tylko błyskotliwie:

-Hę?

Jegar studiował jej surową i pełną oburzenia twarz.

- Nie ośmieliłbym się.

Fennia obróciła się na pięcie i wyszła.

- Mówię szczerą prawdę! - zdążył jeszcze krzyknąć do
jej znikających pleców.

Astry nie było w domu, więc Fennia zrobiła sobie kawę i usiadła w kuchni. Była na siebie zła, bo wręcz obsesyjnie myślała o Jegarze.

Zaczęła się krzątać, zrobiła inspekcję lodówki i przyrzą­dziła lasagne dla Astry... Wszystko na nic, bo wciąż tylko Jegar i Jegar.


50

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

51



0x08 graphic
Była wściekła na siebie. Z drugiej jednak strony mieszkali pod jednym dachem i coraz lepiej się poznawali, nic więc dziwnego, że ją intrygował. Tym bardziej, że na pewno nie był banalnym facetem. Przystojny jak diabli, bystry, inteli­gentny.. . no i uroczy, kiedy tylko tego chciał. A kiedy indziej do przesady ostry, gdy ją i Lucie wyrzucił ze swojego gabi­netu. Również trochę egoista i manipulant, sprytnie zabiega­jący o wieczorne wyjścia kosztem Fennii. Ale przede wszyst­kim człowiek dobry, dla najbliższych zdolny do poświęceń.

No i potrafił sprawić, że czuła się przy nim pobudzona i pełna życia.

Pobudzona? Pełna życia? Na miłość boską, o czym ona myśli?

Przypomniała sobie, jak jej powiedział, że jest bardzo piękna i oczy jej zwilgotniały. A potem dodał, że nie ośmie­liłby się z niej żartować. No cóż, pewnie bał się jej reakcji, bo się przekonał, że Fennia potrafi być bardzo uszczypliwa. W to akurat mogła uwierzyć. Ale zachwyty nad jej urodą? Wierutna bzdura, fałszywy komplement! Fennia absolutnie nie uważała się za piękność, co najwyżej za niebrzydką dziewczynę, domyślała się jednak, że gdy kogoś się naprawdę pragnie, wtedy patrzy się na niego przez różowe okulary. Mogła więc uchodzić za piękność, ale tylko w oczach męż­czyzny, któremu bardzo na niej zależało. A wtedy, choćby była bardzo oporna i złośliwa, taki ktoś zrobiłby wszystko, aby ją zdobyć.

A ponieważ tak wcale się nie działo, wniosek jest jeden: Jegar absolutnie jej nie pragnął.

No cóż, w gruncie rzeczy to dobrze...

Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Astra zapew-

ne je kolację z klientem i prowadzi trudne, biznesowe roz­mowy.

Wróciła do domu o jedenastej i od razu zajrzała do Lucie.

Jej łóżko było puste! Była zła na siebie, że na tak długo wyszła z domu. Mała wyspała się w ciągu dnia i teraz pewnie marudziła. Ruszyła na jej poszukiwania i nagle zauważyła otwarte na oścież i jasno oświetlone drzwi salonu.

Stanęła w progu i ujrzała arcyciekawy obrazek. Na kana­pie siedział Jegar w towarzystwie niezwykle eleganckiej, do­biegającej trzydziestki blondynki, a między nimi siedziała panna Lucie i głośno domagała się przeczytania bajeczki.

Fennia zamierzała zapytać, czy może się przyłączyć do wspólnej zabawy, lecz blondyna ją uprzedziła;

- Nareszcie wróciła niania! - W jej głosie była zarówno
ulga, jak ów specyficzny, pełen wyższości ton, przeznaczony
jedynie dla służby.

Och ty! Poczekaj! Fennia dziarsko wkroczyła do środka.

Charmaine Rhodes nie zaszczyciła jej nawet podaniem ręki, co Fenia skwitowała kpiącym uśmiechem, natomiast Jegar przedstawił Fennię jako osobę, wobec której miał wiel­ki dług wdzięczności. Mimo to panna Rhodes nadal trakto­wała ją jak powietrze, raz tylko obrzuciwszy ją zimnym, odpychającym spojrzeniem. Lecz Fennia miała to w nosie.


52

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 53



Nieraz już spotykała takie zarozumiale osoby i uważała, że to one miały problem z samooceną, nie zaś ona.

Wiele też powiedział Fennii sposób, w jaki ta kobieta interesowała się obrazami młodych i nie zawsze znanych twórców, które wisiały na ścianach salonu. Pytała o nazwi­ska, nazwy galerii, w których zostały kupione i oczywiście o ceny, natomiast nie miała nic do powiedzenia na temat samych dzieł. Był to dla niej taki sam handlowy towar, jak proszek do prania czy materiały budowlane, a nie twory du­cha i talentu. Ta ponad wszelkie wyobrażenie zarozumiała damulka na dodatek jest jeszcze potwornie chciwa, z niesma­kiem pomyślała Fennia.

Wreszcie Jegar zaproponował, że odwiezie Charmaine do domu, a gdy wyszli, Fennia z ulgą odetchnęła. Zapakowała Lucie do łóżka i sama też się położyła.

Jegar wrócił po kilkunastu minutach, tak więc odwiezienie blondynki nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Fennia dobrze spała tej nocy.

Następnego ranka spotkali się w kuchni. Jegar był zamy­ślony, a nawet zatroskany, przy tym co i rusz zerkał na Fen-nię, jednak milczał.

niem, dla wzmocnienia efektu okraszając swe słowa drwią­cym spojrzeniem.

Jegar na moment utkwił w niej lodowaty wzrok, po czym bez słowa wyszedł.

Ki diabeł? - pomyślała Fennia i powtórzyła to, gdy pan domu po powrocie z pracy bez słowa zamknął się w swoim gabinecie. Siedział tam murem do późna, mimo że miał prze­cież wychodne.

Gdy następnego wieczoru Fennia wróciła z Lucie ze żłob­ka, zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę.

I tak przegadały prawie godzinę. Fennia bardzo polubiła starszą panią.

Lucie leżała już w łóżku, gdy wrócił Jegar. Znów poma­szerował prosto do swojego gabinetu.

Powinna powiadomić Jegara o telefonie mamy, było to takie oczywiste i proste, a jednak... nie miała odwagi zastu­kać do jego pokoju. Co się z nią działo? Czyżby znów stała się płochliwą nastolatką? Zresztą nawet w tamtych latach nie brakowało jej śmiałości. A teraz? Co w nią wstąpiło?

Po kwadransie wzięła się w garść i z dwiema filiżankami kawy na tacy dziarsko wymaszerowała z kuchni. Zastukała do gabinetu i weszła do środka.

- Pomyślałam, że masz ochotę na kawę.


54

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

55



0x08 graphic
- To bardzo miło z twojej strony. - Odwrócił się znad
komputera i spojrzał na nią, a Fennia poczuła, że znów go
lubi.

Tak naprawdę nie byli w stanie wojny, tylko ich kontakty uległy pewnemu ochłodzeniu.

No cóż, może i Jegar cenił w niej umiejętność postępo­wania z dwulatką, lecz jeśli chodzi o nowoczesną technikę, wyraźnie miał ją za matoła. Czas wyprowadzić szanownego pana prezesa z błędu!

Roześmiał się.

Sprawa była dość skomplikowana. Portia ciosała jej kołki na głowie, by zwolniła się z biura, bowiem uważała, że praca hańbi Fennię, jako że dla prawdziwej kobiety jedynym źródłem dostatku powinien być bogaty mąż lub kochanek. Wtedy zatrudniła się w żłobku, czego jej matka nie uznała już za pracę, lecz za wdzięczne dziewczęce hobby. Wszak lady Di, nim została księżną, przez jakiś czas była przedszko­lanką... Niemniej Fennia uwielbiała swoje obecne zajęcie.

- spytała z uśmiechem.


56

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 57



Stłumiła drżenie serca i postanowiła zrewanżować się mi­łym słowem o pannie Rhodes, nic jednak nie zdołała wymy­ślić. Jak bowiem ciepło mówić o Królowej Śniegu?

- Charmaine ma na pewno inne zalety - mruknęła wresz­
cie z lekkim przekąsem.

Jednak on wziął jej słowa za dobrą monetę i szczerze, choć zarazem z lekka dwuznacznie się uśmiechnął, czym sprawił Fennii naprawdę dużą przykrość. No cóż, zrozumiała, o ja­kich walorach zimnej piękności pomyślał Jegar...

- Jeśli twoją przyjaciółkę zirytowało zachowanie małej,
to ty, jako uznany znawca kobiet, na pewno wiedziałeś, jak
poprawić jej humor - dodała Fennia z zupełnie już jawną
uszczypliwością.

Przypatrzył jej się uważnie.

- Jaki tam ze mnie znawca, gdy z tobą ponoszę same
porażki, choć naprawdę się staram.

Odebrało jej mowę. To było jak grom z jasnego nieba. Rychło się jednak pozbierała.

Bezczelny typek! - pomyślała ze złością. Próbuje ją roz­wścieczyć, by odpłacić za złośliwy przytyk o „znawcy ko­biet". Miała już dosyć tej nieprzyjemnej rozmowy.

- Jutro wieczorem jestem umówiona. Chciałabym wyjść
o siódmej. Byłabym wdzięczna, gdybyś się zjawił o tej godzinie.

Jegar nie odpowiadał, a drwiący uśmieszek nagle zgasł na jego ustach. To już coś, ucieszyła się i mszyła do swojego pokoju.

Fennia starannie szykowała się na swoją „randkę". No cóż, wszelkie pozory musiały być zachowane, dlatego włożyła elegancką i dyskretnie seksowną sukienkę w bananowym kolorze. Lucie przyzwyczaiła się już do stryjaszka, zostawia­ła więc ją z czystym sumieniem.

Jegar przyszedł do domu piętnaście po siódmej i Fennia darowała mu tak niewielkie spóźnienie. Przez chwilę jej się przyglądał z wyraźną aprobatą, widać jednak było, że jest w kiepskim nastroju.

0x08 graphic
0x08 graphic
58 JESSICA STEELE

- Nie wracaj zbyt późno - powiedział na pożegnanie.
- Muszę jutro bardzo wcześnie wstać.

Roześmiała się perliście.

- Bidulek! Zapowiada się szampański ubaw, wiec sam
rozumiesz...

Tylko spojrzał na nią tak jakoś dziwnie, czym sprawił Fennii naprawdę dużą frajdę.

Astra ucieszyła się na jej widok.

- Przyszła kartka od Yancie. - Jej długie, rude włosy
opadały swobodnie na ramiona, a z zielonych oczu biła wiel­
ka radość.

Fermi a wzięła od niej pocztówkę, na której było tylko jedno słowo: Cudownie!!!

- Och, Astro - westchnęła Fennia. - To takie wspaniałe,
że Yancie jest zakochana w mężczyźnie, któremu może
w pełni zaufać.

NASZA BROŃ KOBIECA 59

diabeł? Była naprawdę wściekła na siebie - Napijesz się ka­wy? - szybko spytała kuzynkę.

- Chętnie.

Rozmowa zeszła na temat, który bardzo je poruszał, mia­nowicie nowych facetów nieokiełznanych w swej kobiecości rodzicielek.

60

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

61



Gdy tylko przekroczyła próg, natychmiast spostrzegła, że cały dom stoi na głowie. Jegar był jeszcze na nogach, wy-pachniony i ubrany w świeżą koszulę, choć już bez spodni. W jednej dłoni trzymał misia, a w drugiej rączkę Lucie. Mała cała we łzach, domagała się mamy.

- Och, moja maleńka! - Fennia wzięła ją na ręce i utuliła.

Dziecko westchnęło, /achlipało, po czym ucałowało swo­ją opiekunkę. Fennia wiedziała, że widok mamy unierucho­mionej na szpitalnym łóżku niósł z sobą pewne ryzyko, lecz z drugiej strony dziewczynka coraz bardziej cierpiała z po­wodu rozłąki.

Gdy wyczerpana płaczem Lucie szybko zasnęła, Fennia postanowiła naradzić się z Jegarem na temat wizyty w szpi­talu. Należało przygotować się na wszelkie ewentualności, bowiem mała mogła różnie zareagować. Tym niemniej Fen­nia uważała, że spotkanie córki z mamą jest konieczne.

Jegar czekał na nią w kuchni.

- Dziwne, że w ogóle wróciłaś, a nie zostałaś tam na noc!
No cóż, nastała pora, by przywołać do porządku szanow­
nego pana Urquarta.

- Miałam taki zamiar... - Fennia słodko westchnęła
i marzycielsko zmrużyła oczy. - Niestety musiałabym wstać
o nieludzkiej porze, by zdążyć po Lucie, a to takie nieprzy­
jemne. ..

Jegar tylko patrzył na nią wrogo\

- Ale nie o tym chciałam mówić - dodała po chwili. -
Kiedy wybierasz się do szpitala? Bo w tej sytuacji koniecznie
powinieneś zabrać ze sobą Lucie.

- Wielka mi rewelacja. Sam wpadłem na ten pomysł -
warknął.

- Jakżeby inaczej, przecież jesteś najmądrzejszy na świe­
cie - odcięła się i wyszła z kuchni. Tylko ze względu na
śpiącą Lucie nie trzasnęła drzwiami.

Była tak wściekła na Jegara, że długo nie mogła zasnąć. Naprawdę miała dość tego faceta. Marzyła tylko o tym, by Mariannę i Harvey jak najszybciej doszli do zdrowia i zajęli się córką. A wtedy Fennia wyfrunie stąd, że tylko się będzie za nią kurzyło!


NASZA BROŃ KOBIECA

63



0x08 graphic
ROZDZIAŁ CZWARTY

Lucie po nocnych harcach spała długo i słodko, lecz Fen-nii nie było to dane, bo o bladym świcie obudził ją Jegar. Zastukał do drzwi i wszedł do środka. Fennia otworzyła oczy i ujrzała go przy swym łóżku. Spojrzała na budzik.

- Co tu robisz? Jeszcze prawie noc...

Spojrzał na nią w taki sposób, że przestała rozumieć, jak przed kilkoma godzinami mógł doprowadzić ją do szewskiej pasji.

Poczuła się głupio, rozmawiając z nim na leżąco, więc usiadła. Na nieszczęście przygniotła koszulę i ściągnęła ra-miączko, odsłaniając prawie całą pierś. Szybko doprowadziła się do porządku, ale i tak bardzo się speszyła. Być może jednak Jegar niczego nie zauważył...

Podniosła głowę. Niestety, mina Jegara mówiła sama za siebie. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Podszedł i usiadł na krawędzi łóżka.

- Powiedz... dlaczego mnie oszukujesz? - zapytał.

- No dobra, idę. - Spojrzał na nią wesoło.
Atmosfera nieco zelżała. Fennia pomyślała, że być może

była dla Jegara zbyt surowa.

Jegar już się nie śmiał, tylko uważnie jej się przyglądał. No tak, wykazała o niego nadmierną troskę. To błąd! Jeszcze gotów pomyśleć, że zależy jej na nim.

Wreszcie sobie poszedł.

Cały dzień dręczył ją problem zupy. Była na siebie wściekła. Ale cóż, słówko się rzekło... ugotowała więc rosół,

Wieczorem, po położeniu Lucie spać, Fennię op dziwny niepokój. Nie da się ukryć, że niecierpliwił


64

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

65



0x08 graphic
dała Jegara, który jednak wrócił dopiero po północy. Nie wierzyła, ze pracował do tej pory. Rozgoryczona, nie przy­witała się z nim, tylko udała, że śpi.

Rano nabrała pewności, że jej podejrzenia były słuszne. Jegar nie harował do późna, tylko się bawił na jakiejś miłej kolacyjce. Dowód był oczywisty: nawet nie zajrzał do mi­krofalówki, w której stała zupa.

Miała tego dosyć. Ona się o niego troszczy, a on ma to w nosie. W końcu jest trzydziestoparoletnim facetem, który sam świetnie potrafi o siebie zadbać. Gdyby nie Lucie, na­tychmiast by się stąd wyniosła.

W tym momencie pojawiła się mała i poprosiła o „socek". Fennia zdążyła ją umyć, nakarmić i napoić, zanim Jegar wstał.

- Zostań chwilę z Lucie - poprosiła i szybko pobiegła się
wykąpać.

Gdy wróciła, zastała Jegara na rozmowie z bratanicą, a właściwie na próbie rozmowy, bo stryjaszek ni w ząb nie rozumiał małej.

- Chce, żebyś poszedł z nią odwiedzić rodziców - prze­
tłumaczyła Fennia. - Obiecałam jej to i powinieneś się zgo­
dzić. Zresztą rozmawialiśmy już o tym.

Jegar spojrzał na nią niepewnie.

- Może byś poszła z nami... - mruknął z ociąganiem.
Dobre sobie, pomyślała ze złością. Już miała mu ostro

odmówić, ale spojrzała na małą. Było jasne, że dziewczynka bardzo tego pragnie.

- Zgadzam się ze względu na Lucie - odpowiedziała po­
woli. - Nie chcę, żeby miała jeszcze jeden powód do łez.

A łez nie brakowało tego dnia, bo gdy poszli do szpitala.

wylało się ich całe morze. Mariannę płakała, Lucie szlochała, a Fennia ukradkiem ocierała z policzków słone kropelki. Harvey, który na wózku przyjechał do sali żony, też miał dziwnie zamglone spojrzenie.

Gdy mała wreszcie się uspokoiła, Fennia zostawiła ich samych, by mogli pogadać w gronie rodzinnym, i poszła przejść się po ogrodzie.

Po tej wizycie przyszły następne, i Lucie wreszcie przy­wykła, że mama nie wraca z nimi do domu.

Mijał tydzień za tygodniem. Fennia radykalnie zmieniła taktykę i Jegar mógł liczyć co najwyżej na to, że zrobi mu kawę, i to tylko wtedy, gdy szykowała ją również dla siebie. Skończyły się dobre czasy, żadnych kanapek, o zupkach już nie wspomniawszy. Zimny wychów, i tyle. Żadnej zabawy w dom.

Natomiast Lucie już zupełnie przyzwyczaiła się do stryjka Jegara, dzięki czemu Fennia niektóre noce spędzała u Astry, choć nie robiła tego zbyt często. Godnym odnotowania jest również fakt, że dwa razy, gdy późnym wieczorem wróciła do domu, zastała Jegara w damskim towarzystwie.

Życzyła mu szczęścia. On w swoje wolne wieczory wy­chodził i wracał bardzo późno, lub zamykał się w gabinecie i pracował prawie do świtu.

W poniedziałek Fennia poszła z ciocią Delią do teatru, a w środę umówiła się na kolację z Astrą. Były to bardzo miłe spotkania, jednak Fennia czuła, że w ten sposób tylko odwle­ka to, co powinna zrobić już dawno, czyli spróbować pogo­dzić się z matką.

- Do trzech razy sztuka - powiedziała Astrze. - Cóż naj-wyżej zatrzaśnie mi drzwi przed nosem.


66 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 67



Wróciła do apartamentu Jegara z mocnym postanowie­niem, że pojedzie do matki w swój następny wolny wieczór. W mieszkaniu panowała cisza. Jegara nie było w gabinecie, w salonie nie grasował żaden stwór w rodzaju Charmaine.

Chwilę później, w łóżku, poczuła, że chętnie pogawędzi­łaby sobie z nim przy kawie. Wiedziała, że taka zabawa w dom nie miała sensu, jednak unikanie się i omijanie też nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Z tą myślą zasnęła.

Ponieważ jej matka przywiązywała olbrzymią wagę do wyglądu, Fennia dołożyła wszelkich starań, żeby w piątkowy wieczór zaprezentować się jak najlepiej. Poszła do fryzjera, zrobiła manikiur, umalowała się nie tak delikatnie jak zazwy­czaj. Nie chciała dać matce pretekstu do jakichkolwiek kąś­liwych uwag, które doprowadziłyby do kolejnej kłótni. By tego uniknąć, musiała wyglądać jak modelka na wybiegu. I tak też się stało.

Gdy wrócił Jegar, rzuciła mu na powitanie:

Zresztą, gdyby chciała, miałaby z kim się umówić. Choćby ten miły, samotny tatuś jednego z jej podopiecznych. Nawet próbował, ale się nie zgodziła.

Jegar spojrzał na nią uważnie, a potem, sam o tym nie wiedząc, powiedział jej największy komplement:

- Ty nie zaliczasz kolejnych facetów, bo to absolutnie nie
w twoim stylu. Z natury jesteś monogamistką. Uczciwa,
wierna i oddana.

Fennia patrzyła na niego z niedowierzaniem i z podziwem zarazem. Miała łzy w oczach. Przejrzał ją do głębi, dotknął jej największego kompleksu. Pragnęła być właśnie taka, jak ją określił, za nic nie chciała upodobnić się do swojej matki! Wolałaby już umrzeć,

Nie mogła dalej drążyć tego tematu, bo musiałaby się całkiem odsłonić przed Jegarem.

- Do zobaczenia! - pożegnała się i szybko wyszła.
Jadąc do matki, cały czas myślała, co tak naprawdę sądzi

o niej Jegar. Wprawdzie niewiele ją to obchodziło, ale cóż... wciąż się nad tym zastanawiała.

Wreszcie znalazła się pod drzwiami mieszkania Porui Ca-vendish.

- Mogłaś najpierw zadzwonić! - lodowatym głosem
przywitała ją przez domofon matka.

Poprzednim razem, gdy do niej zadzwoniła, Portia rzuciła


68 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

69



słuchawkę, lecz Fennia nie przypomniała jej o tym, wszak przybyła tu z pokojową misją.

Usadowiły się w salonie.

Zaległa nieprzyjemna cisza. Fennia uświadomiła sobie, że choć po skończeniu szkoły z internatem mieszkała z matką aż cztery lata, to wystarczyło tylko pięć miesięcy rozłąki, by ostatecznie uznała, że już nigdy nie wróci pod ten dach.

Fennia westchnęła ciężko, bo matka mówiła szczerą pra­wdę. Jak wybrnąć z sytuacji?

Jedyne nazwisko, jakie przyszło jej do głowy, to oczywi­ście Urquart. Ale Jegar, który jak diabeł święconej wody bał się bliższych związków i programowo fruwał z kwiatka na kwiatek, pękłby chyba ze śmiechu, gdyby się dowiedział, że występuje w roli narzeczonego panny Massey.

Zadzwonił dzwonek u drzwi i matka natychmiast straciła


70

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 71



zainteresowanie sprawami swojej córki. No cóż, audiencja dobiegała końca.

Portia wróciła do salonu w towarzystwie Josepha Price'a, nie była już jędzowatą babą, tylko rozkoszna nastolatką.

Kaczuszka! Ale obciach! - pomyślała Fennia i stłumiła chichot. Jej matka też nie była szczęśliwa.

Wracała do apartamentu Jegara w poczuciu, że udało jej się nieco skruszyć lody między nią a matką, jednak nic czuła się z tego powodu ani odrobinę szczęśliwsza. Ich wzajemne stosunki stały się bardziej poprawne niż kiedykolwiek przed­tem, ale cóż. w kontaktach z bliskimi przecież nie o popraw­ność chodzi, a o prawdziwą bliskość. A one z matką były sobie zupełnie obce i żadna dyplomacja tego nie zmieni.

Jegara zastała w kuchni, właśnie robił sobie kawę. Cho­ciaż ostatnio między nimi różnie się układało, Fennia bardzo potrzebowała przyjaznej duszy.

- Zrób i dla mnie - poprosiła.

Spojrzał jej w oczy i wyczytał w nich smutek. Nie w ta­kim nastroju wraca się z miłej randki.

Usiadła za stołem i podziękowała za kawę. Zastanowił ją pełen powagi wyraz twarzy Jegara.

- Co się stało? - zapytał. - Gdzie podziała się ta radosna
i pełna życia dziewczyna, która wyszła stąd przed dwiema
godzinami?

Fennia poczuła, że musi się wziąć w garść.

To zaszło za daleko, pomyślała.

- Dobrze, niech ci będzie, że jestem drań, łajdak i nie
wiem co tam jeszcze o mnie myślisz, czy możesz mi jednak
powiedzieć, jak się ma twoja matka?

Zacisnęła usta. Co w nim jest takiego, że jednocześnie wzbudza niechęć i sprawia, że chce się jej śmiać? Tym razem jednak się nie roześmiała. Chciał się dowiedzieć, jak się mie­wa jej matka. Jest w formie, cisnęło jej się na usta, gdy


72

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 73



przypomniała sobie swoją rodzicielkę, jak mizdrzyła się do narzeczonego.

Fennia zdumiała się.

Rozmowa z matką świadczyła chyba o tym, że i ona chciała coś zmienić. A że nie była taką matką, jaką Fennia pragnęłaby mieć, to już nie jej wina. Ona też nie postępowała w życiu tak, jakby sobie tego życzyła Portia.

Tyle tylko, że Jegar też się poderwał i stanął w drzwiach do kuchni. Gdy zrobiła krok, ani drgnął, Mimo swoich stu dziewięćdziesięciu centymetrów na obcasach, Fennia poczu­ła się... małą dziewczynką.

Bardzo tego nie chciała, lecz nagle słowa same zaczęły płynąć jej z ust. Nie potrafiła powstrzymać potoku zwierzeń.

- W święta Bożego Narodzenia matka zaprosiła na kola­
cję swojego przyjaciela. Pod jemiołą, niby po przyjacielsku,
zaczął mnie całować". Nie tak niewinnie, w policzek, tylko
w usta. Nie mogłam go powstrzymać, bo użył siły. - Fennia
zrobiła się śmiertelnie blada i aż wzdrygnęła się z obrzydze­
nia na to wspomnienie. - Wtedy weszła matka, a ten drań
mnie oskarżył, że cały czas go prowokowałam i w końcu


74

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

75



zmusiłam go do tego pocałunku. - Fennia czuła, że za chwilę się rozpłacze. - I moja matka uwierzyła jemu, a nie mnie.

Powiedziała mu wszystko, nie było nic do dodania. Prag­nęła tylko paść na łóżko i popłakać w poduszkę, by ukoić skołataną duszę. Zrobiła krok do przodu, lecz Jegar znów ani drgnął. Nagłe poczuła jego dłoń na podbródku. Nie chciała mu spojrzeć w oczy. Bała się jego komentarza. Jednak on delikatnie uniósł jej głowę do góry i ich spojrzenia spotkały się na chwilę.

- To już minęło, Fen - powiedział, po czym, jakby była to najbardziej naturalna rzecz pod słońcem, wziął ją w ra­miona.

Serce waliło jej jak oszalałe, cała drżała. Zdumiewało ją i to, co się działo, i to, że nie próbowała się temu oprzeć.

Nagle poczuła wszechogarniający, błogi spokój. W ra­mionach Jegara, z głową wtuloną w jego tors. czuła się naj­szczęśliwszą kobietą na świecie.

Pragnęła, by nigdy się to nie skończyło, jednak po chwi­li do głosu doszedł rozsądek. Niechętnie uwolniła się z ob­jęć i próbowała cofnąć.

Jegar zwolnił uścisk, chociaż jedną ręką nadal ją obejmo­wał. Spojrzała do góry. Pochylił głowę, po czym delikatnie ją pocałował. Fennia zamarła w bezruchu. Dotyk jego ust był tak niesamowity, cudowny, uzdrawiający. Nie odepchnęła go, nie opierała się, nie zaprotestowała. Całe jej ciało przebiegł dreszcz.

Jegar delikatnie przerwał pocałunek, a gdy zdjął z jej ple­ców dłoń, Fennia zaczęła uświadamiać sobie, co właściwie się stało.

- Jeśli chciałeś sprawić, bym poczuła się lepiej, to ci się

udało - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło i szybko dodała: - Dobranoc.

Pospiesznie opuściła kuchnię.

Czekały ją długie nocne rozmyślania. O matce, o jej do­mu, który dzisiaj stał się dla Fermi i całkiem już obcym miej­scem, wreszcie o Jegarze.

Nie chciała mu się zwierzać z przykrej historii z eksnarze-czonym matki, a jednak to zrobiła. I dzięki temu poczuła się lepiej.

Tylko dlaczego w jego ramionach zaznała takiego ukoje­nia? No cóż, ona oyła w stresie, a on okazał się życzliwą duszą...

Zachował się jak prawdziwy przyjaciel. I tak właśnie po­winno być! Do tej pory toczyli cichą wojnę, a to był błąd. Wystarczyła cieplejsza chwila... jak to między przyjaciół­mi... i nagle życie stało się piękniejsze. Mieszkali pod jed­nym dachem, razem opiekowali się Lucie i nie powinni być dla siebie obcymi ludźmi.

1 chyba już nie byli! Zwierzyła mu się ze swoich trosk, a on jej cierpliwie wysłuchał i podniósł na duchu... a nawet przytulił po przyjacielsku... terapeutycznie... pocałował...

Po przyjacielsku? Terapeutycznie? - zastanawiała się w półśnie, i nagle same oczy jej się zamknęły. Najważniej­sze, że wreszcie zostaliśmy przyjaciółmi, zdążyła jeszcze pomyśleć i odpłynęła w słodkie, senne marzenia.

Następnego dnia, gdy Fennia otworzyła oczy, ujrzała nad sobą uśmiechniętą, niebieskooką dziewczynkę. Cała rozpro­mieniona, wzięła małą do kuchni. Pełna ciepłych uczuć do Jegara, postanowiła zrezygnować z elektrycznej wyciskarki i własnoręcznie przygotowała sok z kilku pomarańczy.


76

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

77



Po paru minutach dołączył do nich Jegar. Podała mu szklankę soku ze świeżo wyciśniętych owoców.

Po śniadaniu Fennia zabrała Lucie na spacer, a Jegar po­szedł popracować w swoim gabinecie. Umówili się, że wcześniej niż zwykle zjedzą lekki lunch, by Lucie mogła się trochę przespać, a potem we trójkę pojadą do Harveya i Ma­riannę.

Gdy Fennia położyła małą do łóżka, rozległ się dzwonek. Jegar otworzył drzwi i zaprosił kogoś do środka, a Fennia postanowiła się nie narzucać i zamknęła się w swoim pokoju.

Nagle pojawił się u niej Jegar.

Fennia ze zdziwienia uniosła brwi, nie pamiętała bowiem, by matka kiedykolwiek nazwała ją tak pieszczotliwie.

Fennia powstrzymała się od komentarza, który sam cisnął się jej na usta, lecz schowała się za dobrymi manierami i za­pytała:

Jegar stał bez słowa, przypatrując się obu kobietom.

- Przepraszam, z tego wszystkiego zapomniałam was so­
bie przedstawić. - Fennia znów przypomniała sobie o do­
brym wychowaniu. - Mamo, to Jegar Urquart, a to moja
mama, Portia Cavendish.

Fennia usiadła obok maiki.

Fennia nie wiedziała, co ją bardziej peszyło, kokieteryjne zachowanie matki w stosunku do Jegara, czy jej podejrzenie, że Fennia jest jego kochanką.

Fennia miała ochotę rąbnąć go w łeb. Jakim prawem za­bawiał się w taki sposób?

- Jegar i ja... - Fennia wiedziała, że jeśli teraz nie wy­
jaśni wszystkiego, sprawa będzie nie do odkręcenia.

W tej jednak chwili, taszcząc pod pachą misia, do pokoju wkroczyła Lucie.

- Pan ma dziecko! - zawołała Portia.


78

JESSICA STEELE



0x08 graphic
Jegar nie zaprotestował, świetnie się bawiąc tą sytuacją. Lucie podeszła do Portii i podała jej misia.

- Misio cacy... a to baba... - Lucie uśmiechnęła się do
Portii.

Wreszcie i Fennia miała swoją chwilę zabawy. Portia za­wsze czuła cichy uraz do córki, że ta z każdym rokiem robiła się starsza, aż wreszcie wyrosła na kobietę, czym obnażała wiek swej matki, a tu jakieś wstrętne dziewuszyszko nazwało ją babcią... Nie mogło być' większej obrazy!

- Muszę lecieć-, spóźnię się! - Portia gwałtownie pode­
rwała się z kanapy, zupełnie ignorując dziecko.

Fennia wzięła Lucie na ręce i powiedziała jedyną rzecz, jaka w tych okolicznościach miała sens.

- Odprowadzę cię do drzwi, mamo.

Gdy wróciła do salonu, Jegar siedział ciągle w tym sa­mym miejscu. Wcale się nie uśmiechał, miał wręcz ponury wyraz twarzy. Widocznie nie myślał już o tym, co zaszło podczas wizyty matki. Rozumiała jednak, że wiele będzie mu musiała wyjaśnić.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Na szczęście wyjaśnienia musiały poczekać. Lucie była tak podniecona zbliżającą się wizytą u rodziców, że mowy nie było, by choć na chwilę przysnęła. Wreszcie ruszyli do szpitala, a jedyne słowa, jakie wypowiedzieli, adresowane były do małej.

Szczęśliwie okazało się ze uraz kręgosłupa Mariannę nie jest aż tak poważny, jak początkowo przypuszczano. Małżon­kowie szybko wracali do zdrowia i wreszcie powiało pra­wdziwym optymizmem. Tak jak poprzednio Fennia zostawi­ła ich samych, by mogli pobyć w gronie rodzinnym.

Dzień był piękny, więc powędrowała do przyszpitalnego ogrodu. Usiadła na ławce i zaczęła się zastanawiać, co stało się przyczyną niespodziewanej wizyty matki. Do tej pory Portia w ogóle nie interesowała się losem córki, dlaczego więc teraz ją odszukała? Zastanawiała się też, jak to wszystko wytłumaczy Jegarowi. I wtedy właśnie spostrzegła, że on stoi obok niej.

80 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 81



0x08 graphic
0x08 graphic
wobec mnie. Prawda zaś jest taka. że próbujesz mnie złowić na męża.

Dosłownie ją zamurowało, a gdy już doszła do siebie, zaatakowała z furią:

Fennia skinęła głową.

- A nie pomyślałaś, że gdy powiesz jej, gdzie mieszkasz,
twoja matka zechce przyjechać i to sprawdzić, a widząc
mnie. właśnie tak sobie pomyśli?

- Nie, nie pomyślałam. - Znów wezbrała w niej złość.
Ale ja jej wcale nie powiedziałam, gdzie mieszkam!

Jegar przyjął wprawdzie jej odpowiedź jako logiczną i wiarogodną, a mimo to zapytał:

82

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

83



0x08 graphic
ście zauważy), że Portia natychmiast się wyniosła, gdy tylko pojawiła się Lucie.

- Nie wszyscy lubią dzieci - odparła Fennia dyploma­
tycznie. - A skoro już o nich mowa, jedno z nas musi pójść
po Lucie. Toddowie mogą potrzebować pomocy. - Ku jej
zdziwieniu, Jegar zgodził się przerwać rozmowę.

Gdy wrócili do domu, Fennia starała się nie wchodzić mu w drogę, bo jego bliska obecność nagle stała się trudna do zniesienia. Oczywiście wciąż o nim myślała, co i rusz zacis­kając pięści. Naprawdę zalazł jej /a skórę! Co w nim jest takiego? Dotąd jeszcze nikt tak bardzo jej nie zdenerwował.

W niedzielę próbowała zadzwonić do ciotki Delii i do Astry, ale żadnej z nich nie zastała. Oczywiście nie miała pretensji, że jedna z nich podała matce jej adres, jednak dzi­wiło ją, iż nie została o tym powiadomiona. Musiała to wy­jaśnić.

W poniedziałek rano Fennia powiedziała Jegarowi:

bądź razie musiałby to być bardzo wyrozumiały facet - dodał kpiąco.

Nie pomyślała o tym. Jednak nie zniosłaby sytuacji, w której musiałaby przyznać się matce, że wciąż jest sama jak palec. Westchnęła ciężko.

- Masz rację, wyglądałoby to dziwnie. - Spojrzała na
niego z ukosa. - To ja już nie wiem. co mam zrobić, żebyś...

- Uśmiech, który nagle pojawił się na jego twarzy, sprawił,
że przerwała. - O co chodzi?

- Jeśli wpadłeś na diabelski pornysł, abym...

Babsztyl! Na pewno jakiś babsztyl! - pomyślała Fennia. Nie była zadowolona, ale nie miała wyboru, bo pomysł z matką przecież upadł.

84

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

85



Było jej przykro, że Jegar ma zamiar urwać się na dwa kolejne wieczory. Poza wszystkim, powinien więcej czasu poświęcać swojej bratanicy. Tak, chodzi o dobro Lucie. W tym rzecz.

Nareszcie wszystko stało się jasne. Dobroduszna Kate wiedziała, że Fennia chce pogodzić się z matką i z rados*cią starała się w tym pomóc. Gdy tylko Portia dostała adres, natychmiast zorientowała się, w jak bardzo drogiej dzielnicy zamieszkała jej córka i postanowiła udzielić jej reprymendy, że niepotrzebnie trwoni odziedziczony majątek na luksusowy apartament. Rzecz jasna ona, Portia Cavendish, wydałaby te pieniądze mądrzej.

Niestety, nie mogła podzielić się z Jegarem informacją, w jaki sposób matka zdobyła jego adres, bo buszował gdzieś po mieście. Wrócił dobrze po pierwszej w nocy i Fennia miała nadzieję, że za swoje grzechy zapłaci bólem głowy.

Rano zastanawiała się, co za bies w nią wstąpił, że tak źle zaczęła mu życzyć. Nigdy taka nie była! No cóż, widocznie Jegar Urquart miał na nią fatalny wpływ i dlatego zmieniła się na gorsze. Pod względem logiki temu wyjaśnieniu nie sposób było cokolwiek zarzucić.

Uporawszy się z tym problemem, zajrzała do Lucie, nie było jej jednak w pokoju. Wtedy usłyszała, że w gabinecie

Jegara ktoś wali w klawiaturę komputera. Szybko tam po­mknęła, spodziewając się najgorszego. Święty gabinet pana domu!

Drzwi były otwarte, komputer włączony, a Lucie stała na

krześle i bębniła w klawiaturę.

- Witaj, kochanie - powiedziała do małej, zamknęła dys­
kietkę i szybko ją wyjęła, Lucie nie mogła dokończyć dzieła
zniszczenia.

Mała spojrzała na ekran, potem na Fennię, a następnie wyciągnęła rączkę po dyskietkę.

- Znajdziemy sobie inną, mój skarbie.

Ze stojącego na biurku pudełka wzięła dyskietkę bez na­
lepki i włożyła ją do stacji. Jednak Lucie miała już na co
innego ochotę. f

- Misio - oznajmiła i wybiegła z gabinetu.

Fennia została jeszcze chwilę, by wyłączyć komputer, gdy jednak spojrzała na ekran, wprost ją zamurowało. Dys­kietka wcale nie była pusta, lecz zawierała najbardziej poufne dane.

- Co ty tu robisz, do jasnej cholery?!

Jegar, odziany jedynie w slipy i koszulę, jak tornado wpadł do gabinetu. Gdy tylko spojrzał na ekran, w jego oczach zabłysła żądza krwi.

- Więc mnie zastrzel! - syknęła. - To nie moja wina, że
Lucie lubi się bawić komputerem.

- Jakoś jej tu nie widzę!


86

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 87



Dziecko spojrzało na jedno i na drugie, po czym zwróciło się do wujka:

- Dafenibuzi.

Gdy zwolnił uścisk i napięcie trochę opadło, Fennia wy­buchła śmiechem, lecz Jegar nadal zionął złością.

Rzucił jej tylko wściekłe spojrzenie, po czym stanął przy di zwiach, jednoznacznie dając do zrozumienia, że wraz z Lu-^ 10 mają opuścić gabinet. Fennia bezzwłocznie wyszła, a Je­gar za nią.

Mimo śmiechu, jakim zakończył się ten niemiły incydent, ma myślała o tym zdarzeniu przez resztę dnia. Zachowa­nie Jegara bardzo ją przestraszyło. Jeśli ta oferta dla Lomax Mortimer Trading faktycznie zawierała aż. tak poufne dane, ego zostawił dyskietkę, która je zawierała, w pudełku I czystymi dyskietkami? Ależ tak, nagle zrozumiała, przecież ijlepszc miejsce, by ją ukryć, bo przecież nikt by jej tam /ukał. Bardzo sprytne. Wiedziała jedno: to, że te dane były wprost bezcenne dla urencji, zrozumiałby nawet kompletny idiota.

Przez następnych kilka dni Fennia starała się nie wchodzić


88

JESSICA STEELE

Jegarowi w drogę, on również omijał ją szerokim łukiem. Ich wzajemne kontakty ograniczyły się do wymiany niezbędnych komunikatów.

Pod koniec tygodnia Fennia poczuła, że powinna wyje­chać gdzieś na weekend, by spokojnie przemyśleć parę spraw. Chciała zapytać Jegara o to, czy poradzi sobie sam przez sobotę i niedzielę. Lucie czuła się przy nim zupełnie swobod­nie, na przykład uwielbiała wdrapywać się mu na kolana, gdy czytał gazetę.

Mała spała już, gdy w piątek wieczór wrócił z pracy. Fen­nia odczekała, aż weźmie prysznic, po czym wyszła ze swego pokoju, żeby z nim porozmawiać. Zastała go w salonie.

- Chciałabym zamienić z tobą kilka słów - zaczęła bez
zbędnych wstępów.

Wstał i uprzejmie wskazał fotel. Przyglądał jej się przy tym bardzo uważnie.

Fennia zaczęła się zbierać w sobie, żeby go poprosić o dwa wolne dni. Nie, nie prosić, tylko oznajmić, że wyjeż­dża na weekend.

Jegar wysłuchał jej, po czym uśmiechnął się rozbrajająco.

- Jeśli chcesz odejść z tej pracy, to niestety nie mogę się
zgodzić.

Nie, nie zamierzała zrezygnować z opieki nad Lucie. Zro­biło jej się wręcz smutno na samą myśl, że miałaby stąd odejść i... nigdy już go nie zobaczyć.

NASZA BROŃ KOBIECA 89

- Nie sądzisz, że nam obojgu dobrze by zrobiło, gdyby zaczeło nam siebie brakować? - Nieprawdopodobne! Cóż za

wzruszający ton! - Wyjeżdżam jutro - przywołała się do po-

rządku. Spodziewała się, że zapyta: „O której?" albo: „Kiedy wra-casz?". Lecz nic z tych rzeczy, natomiast usłyszała: - Z kim jedziesz?

- Zapewniam cię, że mogę wyjechać na weekend o włas-
nych siłach - wyjaśniła, z trudem kryjąc zdumienie.

- Aha.

gdzię urwać na dzień albo dwa?

jczy. Do licha! O czym ja myślę?!

90 JESSICA STEELE

Jego spojrzenie zatrzymało się na jej roześmianych ustach, po czym powędrowało w stronę równic roześmianych oczu.

Ross Armitage wcale nie był nudny. Młodszy o dziesięć lat od swego brata, okazał się inteligentnym i wesołym kom­panem.

Fennia miała na sobie długą sukienkę z czarnej krepy, bez rękawów i ze stójką. Wyglądała w niej naprawdę dobrze, co Ross często podkreślał. A gdy ujrzała Charmaine Rhodes w fantastycznej, supermodnej złoto-czarnej kreacji, poczuła w sobie ducha rywalizacji.

Fennia bawiła się naprawdę dobrze. Polubiła znajomych Jegara, a z Nancy Enstone dogadała się, że choć w różnych latach, ale skończyły tę samą szkołę.

By nieco spacyfikować Rossa, który wyraźnie próbował ją zawłaszczyć, wciągnęła do rozmowy Vana Enstone"a, któ­ry w pewnej chwili wrócił do tematu szkoły, którą skończyły Fennia i jego żona.

NASZA BROŃ KOBIECA 91

- Dobrze wspominasz tamte lata? - zapyta! i uśmiechnął
się miło.

Fennia też się do niego uśmiechnęła. Wydał jej się sym­patyczny. A czy dobrze wspomina tamte czasy? W każdym bądź razie w szkole było jej lepiej niż w domu.

Wielkie dzięki! Absolutnie nie życzyła sobie, żeby jej szkolne lata stały się tematem publicznej rozmowy. Ross, jak się zorientowała, miał coś wspólnego z giełdą.

- Zawsze mnie ciekawiło, czy gra na giełdzie jest tak
stresująca, jak się powszechnie uważa - zmieniła temat.

Ross zaczął zasypywać ją szczegółami dotyczącymi swo­jej pracy, gdy do rozmowy wtrąciła się Isla Armitage:

- Czy twoim zdaniem warto kupować akcje Lomax Mor-
timer? Pomyślałam, że...

Fennia jak gdyby nigdy nic rozejrzała się wokół stołu. Odnalazła wzrok Jegara, który również zachowywał całko­wicie beznamiętny wyraz twarzy. Jej spojrzenie powędrowa­ło teraz w stronę Neville'a Armitage'a. Nie miała pojęcia, co Ross doradził żonie Neville'a, wiedziała za to z całkowitą pewnością, że jeśli teraz piśnie choć słowo o ofercie Jegara, której zarysy niechcący poznała, to konsekwencje będą po­ważne.


92

JESSICA STEELE

Po paru chwilach goście przenieśli się do salonu, by w wy­godnych fotelach wypić kawę lub drinka. Fennia pomyślała, że to dobry moment, by sprawdzić, czy Lucie się nie obudzi­ła. Zajrzała do pokoju, ale dziewczynka spała spokojnie. Gdy wracała korytarzem, natknęła się na Rossa Armitage'a, który wyszedł jej szukać.

- Powiedział to głosem, który w jego mniemaniu brzmiał jak
najbardziej uwodzicielska muzyka, co do tego Fennia nie
miała żadnych wątpliwości.

- Przechylił ku niej głowę.

- Do cholery, natychmiast się uspokój! Co za bałwan!

- Fennia szybko się od niego odsunęła.

- To wprost niewiarogodne! - krzyknął zdumiony Ross.
Naprawdę był zaskoczony. Fennia nie mogła tego pojąć.

Zachowywał się tak, jakby wszystkie kobiety marzyły tylko o tym, by znaleźć się w jego łóżku... Co za becwał! Spojrzała na niego ze wstrętem.

Jednak nie zrażony niczym Ross nadal napierał na Fennię, usiłując przyciągnąć ją do siebie.

NASZA BROŃ KOBIECA 93

- Neville i Isla właśnie się żegnają - mówił dalej Jegar.
Stanął obok Fennii i delikatnie ujął jej dłonie. - Wszystko

w porządku? - spytał łagodnie.

Fennia szybko się pozbierała, co przyszło jej tym łatwiej, że miała obok siebie Jegara. Uśmiechnęła się do niego i po-wiedziała:

- Lucie śpi dobrze.

Ross wreszcie się zmył pod pretekstem, że musi poszukać brata

- Czy ktoś już kiedyś ci mówił, że jesteś niesamowita?
- zapytał Jegar.

Uznała, że stara się jej tylko pomóc zapomnieć o przy­krym incydencie.

- Nie zaczynaj! - ostrzegła go.

Zaśmiał się, po czym uniósł jej dłoń i pocałował.

- Widzę, że już w pełni doszłaś do siebie.

W duchu zgodziła się z nim. Nie miała tylko pojęcia dlaczego jej serce wali, jakby chciało wyskoczyć z piersi, Dlaczego cała drży...

- Pójdę pożegnać się z Neville'em i Islą. - Wyswobodzi-
ła dłoń.

Armitage'ów już nie było, a Nancy i Van Enstone'owie zaproponowali Charmaine, że podwiozą ją do domu. Fennia odwróciła głowę, gdy Charmaine nadstawiła Jegarowi poli-czek do pocałowania.


94

JESSICA STEELE

Chwilę po nich ekipa od cateringu odjechała i zostali z Je-garem sami. Fennia nagle poczuła się onieśmielona.

- Ach, ta twoja zapobiegliwość - mruknął z podziwem.
Nareszcie dom opustoszał. Wprawdzie Jegar poczłapał za

Fennią do kuchni i pomagał jej we wszystkim, ale czuła się zmęczona. Pogasili światła w całym domu, a w końcu znaleźli się pod drzwiami sypialni Fennii.

- Dziękuję ci za ten wieczór - powiedział Jegar.

NASZA BROŃ KOBIECA 95

nie drgnęła, gdy padła nazwa Lomax Mortimer. - Spojrzał na nią czule.

- Czyżbym aż tak wiele zyskała w twoich oczach? - spy-
tała. - Jeszcze we wtorek oskarżałeś mnie o szpiegostwo
przemysłowe...

Jegar położył dłonie na jej ramionach, co na Fennii zrobiło wprost piorunujące wrażenie.

- Daj spokój. Zawsze miałem o tobie dobre zdanie - po­
wiedział z naciskiem.

Wiedziała, że pragnie ją pocałować. Stała i nie mogła się poruszyć, a serce waliło jej jak oszalałe.

Poczuła jego usta na swoich. Były ciepłe i delikatne. A potem nagle stały się żarliwe i gorące. Och, jak dobrze wtulić się w tego mężczyznę, czuć jego ciało, i całować. całować...

1 gdy Jegar próbował się cofnąć, przywarła do niego jesz-cze mocniej. Wtedy przerwał pocałunek i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnął się przy tym ciepło.

Następny pocałunek sprawił, że poczuła się bliska rozko­szy. Był gorętszy, jakby nią zawładnął. Gdy Jegar przestał ją całować, nie bardzo wiedziała, co się dzieje.

- Chciałabym... to znaczy - chrząknęła, bo zaschło jej
w gardle z wrażenia. Tak naprawdę chciała tylko jednego.
Chciała go pocałować! - Pójdę się położyć - powiedziała
i nagle spurpurowiała. - Do... do siebie -jąkała się. - Do
licha, dlaczego Lucie nie zapłacze? Wtedy byłabym urato­
wana - sapnęła z desperacją.

Jegar zaśmiał się i wypuścił ją z objęć.

- Zamiast niej, ja cię uratuję. Życzę ci miłych snów, Fen-
nio. - Cofnął się o krok.


96

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 97



Fennia zamierzała pójść do swojej sypialni, lecz nie wie­dzieć czemu, nie ruszyła się z miejsca. Nie sposób też ustalić, jak do tego doszło, że po chwili znów tonęła w ramionach Jegara.

Każdy następny pocałunek, a było ich wiele, Fennia przyjmowała z coraz większą radością. Czuła je już nie tylko na ustach, lecz także na policzkach, na szyi, wzdłuż dekoltu sukienki. Gdy zaś na swych ramionach, a potem piersiach, poczuła męskie dłonie, ogarnął ją prawdziwy płomień.

Skoro jest tak cudownie, dlaczego ma być to zakazane? - tłumiła rozpaczliwy krzyk sumienia i poczucia przyzwoi­tości. Skutecznie.

Już byli w jej sypialni, a niecierpliwe palce rozpinały za­mek sukienki. Co to? Sukienka spłynęła już na podłogę, a usta Jegara zachłannie wpiły się w wargi Fennii.

Tak, pragnęła tego mężczyzny, i nie było już od tego odwrotu. Dotąd nie znała tego uczucia, lecz teraz wypełniło ją całą.

Gdy jednak Jegar zaczął rozpinać jej stanik, ogarnęła ją panika. Jeszcze chwila, a będzie zupełnie naga, i wtedy... i wtedy już nie oprze się pokusie. Stanie się kochanką Jegara. Występną, rozpustną kobietą. Jak jej matka.

- Jegar... - szepnęła i wyrwała mu się z ramion.

Jak miała mu to wytłumaczyć? Jak w takiej chwili opo­wiedzieć o wszystkich lękach i obawach? O obronie przed matczynym stylem życia, przed jej mentalnością i całym sy­stemem wartości? O panicznym strachu, by nie przeważyły jej geny? I wreszcie o uroczystych panieńskich ślubach, zło-żonych wraz z Astrą i Yancie? Nagle z sąsiedniego pokoju dobiegł płacz Lucie.

- Rozwiązanie jak z kiepskiego filmu - zawołała Fennia, podniosła z podłogi sukienkę i wybiegła z sypialni, zosta­wiając Jegara z zawiedzioną miną.


ROZDZIAŁ SZÓSTY

Gdy uspokoiła małą i wróciła do siebie, Jegara już nie było. Co ciekawe, nie wiedziała, czy się tym cieszyć, czy martwić.

Podczas bezsennych godzin Fennia analizowała, minuta po minucie, ostatnie wydarzenia. Zastanawiała się, jak Jegar odebrał jej namiętność przeplataną z wahaniem. Czy zamie­rzał naciskać na nią, czy też decyzję pozostawiał jej? Od­szedł, gdy ona pobiegła do Lucie. Zrobił tak, bo był już znudzony i rozczarowany, czy też uczynił tak z szacunku dla Fennii?

Były to pytania bez odpowiedzi, ale wiedziała jedno: za­kochała się. Nie pragnęła tego uczucia, lecz gdy spadło na nią, nic już nie mogła poradzić. Jest zakochaną kobietą... i chciałaby być nią do końca swych dni.

Zrozumiała też, dlaczego ostatnio czuła się tak okropnie. Wszystko przez Jegara. Kochała go, lecz nie wiedziała, co on do niej czuje. Oczywiście na pewno jej pożądał, lecz to jeszcze nie miłość. Przynajmniej tyle Fennia wiedziała o ży­ciu. Dobre i to.

Jegar pragnął wielu kobiet, które ochoczo wstępowały do jego haremu. Był młody, przystojny, pełen uroku, miał pie­niądze i władzę. Najpiękniejsze kobiety nie potrafiły mu się oprzeć, również Fennia prawie mu uległa...

NASZA BROŃ KOBIECA 99

Lecz to już nigdy się nie powtórzy. Nie dołączy do tego

haremu. bo nie pozwoli jej na to duma. Fennia zrozumiała też ostatecznie, że jest zupełnie inna niż jej mama i nie grozi jej seksualne rozpasanie. Gdy Ross

Armitage dobierał się do niej, czuła wstręt i obrzydzenie, natomiast w ramionach Jegara przeżywała najwspanialsze uniesienia. Bo kochała tego mężczyznę. Jest stuprocentową

monogamistką i tylko przy tym jednym jedynym przeistacza sie w kobietę namiętną, a reszta rodzaju męskiego mogłaby dla niej w ogóle nie istnieć. Tylko że zakochała się w Jegarze Urąuarcie, który wcale

monogamistą nie był, tylko wręcz przeciwnie. A ona za żad-ne skarby świata nie zostanie jedną z jego panienek. Był wczesny ranek. Wyszła z sypialni, żeby zajrzeć do

Lucie. Ponieważ dziewczynka spała jak aniołek, Fennia po­szła do kuchni, by zaparzyć sobie herbaty.

- O! - krzyknęła i zrobiła się karminowa.

Nie przyszło jej do głowy, że Jegar mógł już być na

nogach. Ale był i dumał nad kubkiem herbaty. Też nie mógł

zasnąć, lecz na pewno zupełnie / innych powodów niż ona.

W każdym razie w milczeniu uważnie się jej przypatrywał.

- Tak łatwo się czerwienię - rzuciła nerwowo, coraz bar-
dziej zmieszana.

Uśmiechnął się, a Fennia zadrżała. Co on, do diabła, knu-je? - zastanawiała się nerwowo.

- Czy jesteś dziewicą? - Wszystkiego się spodziewała,
tylko nic tego.

- Co to ma... co ciebie to... - Zupełnie się zaplątała, lecz
po sekundzie jako tako doszła do siebie. - Jesteś pewien, że

kuchnia to właściwe miejsce do zadawania takich pytań?


100

JESSICA STEELE

Jegar świetnie się, bawił. Wstał, wyjął z kredensu filiżankę, napełnił herbatą i postawi! przed nią. Fennia usiadła przy stole i czekała, co będzie dalej.

- Jesteś"? - powtórzył delikatnie, a przy tym lekko żartob­
liwie.

Tak. kochała tego faceta, ale wyraźnie przesadził. Jakim prawem wypytywał ją o najbardziej intymne sprawy?

Jej policzki zapłonęły żywym ogniem. Tylko nie to! - po­myślała w panice.

- A to, że się teraz czerwienię, wcale nie znaczy, że się
tego wstydzę...

Ale ze mnie idiotka! - zawyła w duchu.

- Dlaczego nie zdecydowałaś się na eksperyment?
Cóż za tupet! Co za arogancja! I za grosz delikatności.

Eksperyment! A niech go...

- Jegar, wczorajszy wieczór to zamknięta karta. Żadnych
aluzji, żadnych komentarzy... - powiedziała przez zaciśnięte
wargi.

NASZA BROŃ KOBIECA 101

Lucie i tylko dlatego tu jestem - dodała. - Nawet o tym nie myśl! - zakończyła łamiącym się głosem.

- Ale myślę.

- Więc sobie myśl, ale daj mi święty spokój - powiedzia-
ła ostro. - To nie ma sensu. Jestem tu z powodu Lucie i mu-

sisz pamiętać, że tylko to się liczy. Żadnych tam... takich... Odwróciła głowę, bo nagle zwilgotniały jej oczy. Przecież marzyła o „tam... takich...".

Długo na nią patrzył, zanim powiedział:

- Jesteś bez serca, ale muszę się z tobą zgodzić. Możemy
milo wspólnie spędzać czas, ale najważniejsza jest Lucie.

- To znaczy, że gdyby coś się między nami zdarzyło,
stałoby się to z jej szkodą? Tak uważasz? Żadnych przygód?

- wyrwało jej się z głębi zbolałego serca, lecz przy komplet-nie uśpionym rozumie. - Co ja mówię?! - zreflektowała się. Czyżby jednak była rozpustną kobietą? - Nie interesują mnie żadne przygody! - krzyknęła. - Nigdy ich nie miałam i...

- Dzięki, Fennio.

102

JESSICA STEELE

Patrzył na nią z wielkim zainteresowaniem. Naprawdę byt zaintrygowany i skory do dalszej dyskusji.

Lecz Jegar stanął jej na drodze.

Spojrzawszy na jego mocarną postać, uznała, że nie będzie się kompromitować zbędną szarpaniną, i gniewnie rukając, z królewską godnością na powrót zasiadła za stołem.

Ku jej niezadowoleniu Jegar usiadł obok niej.

103

NASZA BROŃ KOBIECA

dewiantami, tylko starają się żyć po swojemu. A co, może nie wolno?

- Ależ wolno, wolno, i wcale nie mówiłem o dewiacjach,

tylko...

- Musisz też wiedzieć - przerwała mu ostro - że moje

dwie kuzynki...

- Twoje kuzynki mają takie same poglądy?
Posłała mu wściekłe spojrzenie.

- Przestań! Szkoła nie ma z tym nic wspólnego. Wieki
temu postanowiłyśmy, że nie będziemy się wdawać w żadne

przelotne i przypadkowe związki, ot co.

- Skoro więc to nie szkoła tak was ukształtowała, musiał
to zrobić dom - stwierdził Jegar.

Poczuła panikę, bo Jegar był coraz bliżej odkrycia jej najbardziej strzeżonej tajemnicy.

Czuła, że za chwilę coś mu zrobi. Na przykład palnie w ten zarozumiały i zbyt dociekliwy łeb.

- Niczego się nie boję! -1 to była prawda, bo ostatecz­
nie stwierdziła, że jest monogamistką i rozpasanie jej nie
grozi. Nie chciała jednak, by Jegar, mimo że go kochała,
zbyt głęboko wnikał w jej pilnie strzeżone sekrety. Nie

była jeszcze na to gotowa. Niemniej cała złość już jej minęła. - Proszę cię, Jegar, nie mówmy o tym - powie-działa błagalnym tonem.


0x08 graphic
104 JESSICA STEELE

Komplement sprawił jej wielką radość, zarazem jednak wzbudził czujność. Nie zamierzała nabierać się na gładkie słówka.

NASZA BROŃ KOBIECA 105

spokojnie. - Wcale nie musisz flirtować, by łamać męskie

Jegar bawił się z nią jak kot z myszką. Miała już tego dosyć. Fcnnia sapnęła gniewnie, a potem mruknęła:

- Pójdę sprawdzić, co z Lucie.

Nim jednak zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, Jegar po-łożył rękę nu jej ramieniu i zatrzymał ją.

Jednak Jegar, wielce ubawiony tą teatralną sztuczką, nie cofnął ręki.

- Z kim skontaktowała się twoja matka, by zdobyć ten adres? Z twoją kuzynką czy z ciotką? Wiedziała, że sprytnie zmienił temat, by ją zatrzymać.

- Z żadną z nich. Moja matka zadzwoniła do Katc Young,
szefowej żłobka.

Zabrał dłoń, więc Fennia wstała.

- Czy po wizycie matki kontaktowałaś się z nią w jaki­
kolwiek sposób?

- Nic, ostatni raz widzieliśmy ją razem - odparta niepewnie.
Do czego on zmierzał? I kim dla niej był? Przyjacielem?

Partnerem? A może rywalem?

0x08 graphic
106 JESSICA STEELE

- Och, Fennio.. - Jegar położył ręce na jej ramionach.

- To twoja matka, czy raczej jej stosunek do mężczyzn, tak
fatalnie wpłynął na twoje życie. Zostałaś skrzywdzona, do­
znałaś trwałego urazu...

Zamarła w bezruchu. Odkrył jej najbardziej bolesną taje­mnicę, lecz wcale nie czuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie

- cudownie. Pragnęła przytulić się do niego i wypłakać
wszystkie gorzkie żale... ale nie mogła tak postąpić. Musiała
być lojalna wobec matki.

- Pozwól mi wyjść - poprosiła miękko.

Nie posłuchał jej, tylko przyciągnął ją do siebie. Nie była w stanie tego znieść. Kochała go i czuła się taka słaba...

Jegar zrobił krok w tył.

Oczy zwęziły mu się w wąskie szparki, Fennia spodzie­wała się szybkiej, celnej riposty, tymczasem to, co usłyszała, zarazem uspokoiło ją, jak oblało bolesnym chłodem:

- Możesz mi wierzyć, Fennio, nie zrobię tego. Nigdy.
- Powiedziawszy to, Jegar wyszedł.

Fennia miała o czym myśleć, bowiem z własnej winy zna­lazła się w potrzasku. Pragnęła Jegara i w jego ramionach czuła się cudownie, lecz jednocześnie taka bliskość groziła,

NASZA BROŃ KOBIECA 107

że zdradzi się ze swoją miłością, a na to, przy jego niezaanga-

żowaniu, nie pozwalała jej duma. Z drugiej strony, odpycha-

go tak gwałtownie, zapewne uznana została za histerycz-

ke, za osobę głęboko zaburzoną w sferze seksu, czyli innymi

bo Fennia wiedziała już, że jest najzdrowszą pod słońcem

i zdolną do prawdziwej namiętności monogamistką. Tyle tyl-

ko że jej ukochany wcale nie był nią zainteresowany...

Kolejne dni potwierdzały te podejrzenia, bowiem Jegar,

jeśli nawet nie znikał na pół nocy, to przyprowadzał do domu

swoje zdohycze.

Raz zaprosił na intymny wieczór Carlę, rozchichotaną brunetkę, kiedy indziej króliczkiem tygodnia została Davina, rudowłosa włosa bogini, szybko zastąpiona przez Miriam, stylizu-jącą się na intelektualistkę blondynkę z wielkim biustem, Ponadto w roli pogotowia ratunkowego czuwała Charmaine Rhodes, zawsze gotowa na wezwanie. Trzeba jednak przy­znąć, ze przyjaciółki Jegara nigdy nie zostawały na noc. W czasie tych wizyt Fennia zamykała się w pokoju, ucie-kajac w lekturę. Niestety, bywała wówczas tak wściekła, że niewiele rozumiała z tego, co czytała.

Zdesperowana, rozważała nawet pomysł, by samej zacząć chodzić na randki, gdy jednak pomyślała, że musiałaby się mizrzyć do jakiegoś faceta, który nic dla niej nie znaczy, szybko zrezygnowała.

Minęły dwa tygodnie od ich pamiętnej rozmowy w kuch­ni, kiedy to z taką stanowczością zakazała Jegarowi wszel­kich intymniejszych gestów, a on przystał na to. Dziewczyną wieczoru była sławetna Charmaine Rhodes.


108

JESSICA STEELE

Fennia patrzyła przez okno swojej sypialni. Była w fatal­nym nastroju i ze wstrętem odrzucała wszelkie domysły* czy Charmaine zdołała już okiełznać współczesne wcielenie Ca­sanovy, czyli szanownego pana Urquarta, gdy usłyszała pu­kanie do drzwi.

- Telefon do ciebie, dzwoni Ross Armitage - powiedział
z kamienną twarzą Jegar. - Jeśli chcesz, mogę go spławić.

Oczywiście nie paliła się do rozmowy z tym prostakiem, powzięła jednak diabelski zamiar.

- W salonie masz gościa, czy mogę więc odebrać w two­
im gabinecie? - spytała, i natychmiast skorzystała z okazji
do drobnej uszczypliwości: - Czy też nadal jest to dla mnie
zakazany teren?

Posłał jej ponure spojrzenie i poprowadził za sobą, jakby sama nie znała drogi. Nie dość na tym, łamiąc wszelkie konwenanse, nie zostawił jej samej, tylko murem tkwił przy biurku, przysłuchując się rozmowie. Nie mogło być lepiej, ucieszyła się Fennia.

NASZA BROŃ KOBIECA 109

Oczywiście zamierzała go spławić, dopiekając przy tym solidnie. lecz najważniejsze było to, by udało się jej załatwić inną sprawę.

- Nie obraź się, bo naprawdę cię lubię, ale „Ritz" to

elegancki lokal, wiec z twoimi manierami nie powinieneś się

tam pokazywać. Co innego, gdybyś zaprosił mnie na lunch

do baru... A po długie, najbliższe wieczory mam zajęte, bo

zarezerwowałam je dla kogoś innego.

Podczas pierwszej części jej przemowy Jegar radośnie sie uśmiechał, jednak pod koniec mina mu zrzedła. Udało się! Wreszcie jest górą!

Natomiast Ross był w szoku.

Też pytanie!

110

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

111



Nic nie odpowiedział, spojrzał tylko gniewnie i pomknął do swojej Charmaine.

Fennia już miała opuścić gabinet, gdy nagle uświado­miła sobie, że dla ratowania twarzy będzie musiała następ­nego dnia wyjść na cały wieczór. Zadzwoniła więc do Astry.

Następnie zadzwoniła do ciotki Delii, ale ta z kolei była zaproszona na posiedzenie jakiegoś komitetu.

Jej mały kłopocik polegał na tym, że jak idiotka zakochała się w facecie, który z powodu swych licznych przygód mi­łosnych nie miał czasu zakochać się w niej.

Tak więc nie pozostało jej nic innego, jak samą siebie zabrać do kina lub zaprosić na kolację, bowiem pozostać w domu absolutnie nie mogła. Samotna w kinie lub w restau­racji ... Wzdrygnęła się. No cóż, życie czasami bywa okropne i okrutne...

Chwyciła za słuchawkę i wystukała inny numer.

- Domyślam się, że twój kalendarz pęka w szwach i nie

ma mowy o tym, żebyś zabrał swoją ukochaną kuzynkę na kolację? - zapytała cioteczno-przyrodniego brata, Greville'a.

- Tobie, Fennio, nigdy bym nie odmówił - odparł Gre-
ville. - Znasz mnie i wiesz, że uwielbiam towarzystwo piek­
nych kobiet. Jutro wieczorem ci odpowiada?

Kochany, niezawodny Greville. Wszystkie trzy zawsze

mogły na nim polegać. Fennia szczerze życzyła mu szczęścia.

choć o to było trudno, bo właśnie lizał rany po fatalnym

małżeństwie i bardzo przykrym rozwodzie, wskutek czego

zraził się do stałych związków.

- Co my byśmy bez ciebie zrobiły, Greville?

- Zgadza się. Powiedz, dokąd się wybierzemy, to spotka-
my się na miejscu.

Podała kuzynowi adres, po czym wyszła z gabinetu, pro-gramowo ignorując wesołe śmiechy Jegara i Charmaine, do­chodzące z salonu.

Następnego dnia Fennia oschle przypomniała Jegarowi, ze to ona ma dzisiaj wychodne i dodała równie oficjalnym tonem:

- Byłabym wdzięczna, gdybyś wrócił najpóźniej kwa­
drans po siódmej.


112 JESSICA STEELE

Jegar wrócił koło siódmej i zamknął się w gabinecie, wi­docznie więc nie był ciekaw tajemniczych „onych". W tym czasie Fennia szykowała się do wyjścia. Jej cioteczny brat, Greville, byl wysokim, przystojnym mężczyzną, z którym miło było się pokazać na mieście. Lucie spała spokojnie w łóżeczku, ale nawet gdyby się obudziła, była już na tyle przyzwyczajona do stryjka, że w takich przypadkach albo go przywoływała, lub z miśkiem pod pachą ruszała na jego po­szukiwania.

U drzwi rozległ się dzwonek. Fennia wzięła torebkę i wy­szła do przedpokoju, lecz Jegar panterzymi susami uprzedził ją i pierwszy dopadł do drzwi. Nim jednak je otworzył, ob­rzucił ją badawczym spojrzeniem. Długa, prosta sukienka, czarne, lśniące włosy i piękna twarz... Wyczuła, że robi na nim wrażenie. Była pewna, że usłyszy jakiś komplement, lecz Jegar tylko sucho zapytał:

Fennia prawie parsknęła śmiechem, bo jakoś do tej pory nie bawił się w nocnego stróża.

- Dobra, w trzy minuty pożrę kolację i biegiem wrócę do
domu. A jak nie dam rady, poproszę, żeby mi zapakowali na
wynos.

NASZA BROŃ KOBIECA 113

Poczęstował ją mało przyjaznym spojrzeniem i wreszcie otworzył drzwi.

Na widok swego kuzyna Fennia natychmiast uśmiechnęła sie alodko, a Grevilłe w lot pojął, o co chodzi. Mimo to chciała jak najprędzej się ulotnić, by przez przypadek nie wyszło na jaw, że ten przystojny facet jest jej krewnym, co byłoby prawdziwą katastrofą. Jednak dobre maniery nie po­zwalały na błyskawiczną rejteradę.

- Poznajcie się. Pan Greville Alford, pan Jegar Urquart
- dokonała prezentacji.

Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, a potem Greville zwró-cił się do Fennii:

- Byłoby miło, ale mamy zarezerwowany stolik w „Sa-
voyu" - odparł Greville uprzejmie i ciepło spojrzał na Fen-

nię - Gotowa? Odpowiedziała uśmiechem, po czym przemaszerowała obok Jegara. starając się nie przesadzić z oznakami triumfu, bo wtedy naraziłaby się na śmieszność.

Greville zabrał ją oczywiście nie do „Savoyu", ale do miłej. kameralnej restauracyjki.

- Co tam słychać w wielkim świecie? - spytała Fennia.

- Wreszcie się jakoś pozbierałem... - Uśmiechnął się
smutno. - A jeśli chodzi o sprawy zawodowe... - Greville
był członkiem rady nadzorczej Addison Kirk Group, firmy,
której prezesem był Thomson Wakefield, świeżo poślubiony
maż Yancie. - Mieliśmy ostatnio spore zamieszanie, bo
wyraźnie odczuliśmy brak Thomsona.


114

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 115



Spojrzał na nią uważnie.

- Trafiona, zatopiona?

No i wygadałam się! - pomyślała Fennia.

Żałosna próba zmiany tematu... Przecież Greville, męż-

czyzna inteligentny i przenikliwy, na pewno już się domyślił, kto złamał serce jego ukochanej siostrzyczce.

- Jakoś sobie radzimy - odparł i do końca kolacji nie
nawiązał już do bolesnego tematu, tylko ze wszystkich sił

starał się rozbawić Fennię. co mu się zresztą udało. Gdy około jedenastej zajechali pod apartament Jegara. Fennia bardzo była wdzięczna kuzynowi za miły wieczór. Naprawdę tego potrzebowała.

Greviłle wszedł z nią do budynku, objął ją i pocałował na pożegnanie.

- Dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy - zawołał,
gdy wsiadała do windy.

Fennia nie zdążyła jeszcze dojechać na ostatnie piętro, a już myślała o Jegarze,

Gdy tylko weszła do mieszkania, natychmiast pojawił się w przedpokoju. Stłumiła poryw serca i standardowo zapytała o Lucie.

Jednak jej chłodne powitanie okazało się ciepłym zefir-kiem wobec arktycznego lodu, jaki bił z głosu Jegara.

- Nie zaprosiłaś pana Alforda na kawę?

Fennia nagle zrozumiała, że ma dosyć tej zabawy w na-stroje i miny. Postanowiła szybko zakończyć rozmowę i pójść do siebie.

- Nie chciałam nadużywać twojej gościnności.
Niestety, gdy tylko ruszyła z miejsca, Jegar złapał ją za ramię

i zawlókł do salonu. Tam wreszcie z wściekłym piskiem zdołała strząsnąć z siebie jego rękę. Jegar miał w oczach mord. Szykowała się awantura, jakiej świat nie widział.

- A ty uważasz, że wszystko jest w porządku? - zapytał
z porażającą pogardą.


116 JESSICA STEELE

- O czym ty mówisz?

- Wprost nie do wiary! - eksplodował. - Naprawdę nic
wiesz? A więc ci powiem! - ryknął. - Byłaś u niego!

Miała tego dosyć. Na co ten facet sobie pozwalał? Ale dobrze, sam się o to doprasza.

- To wprawdzie nie twoja sprawa, lecz skoro jesteś tak
bardzo wścibski... Oczywiście, że byłam u niego. Nie pierw­
szy i nie ostatni raz.

O rany, będzie ciężko! - pomyślała, patrząc na Jegara. który wyglądał jak bokser przed zadaniem /nokautującego ciosu.

Lecz on znów schwycił ją za ramiona.

NASZA BROŃ KOBIECA 117

znalazł. Sam jesteś żałosny kochaś! Przyjrzyj się najpierw sbie, a potem osądzaj innych. Dureń i cham!

W bojowym szale z całej siły kopnęła go w goleń, a Jegar puścił jej ramiona, złapał się za nogę i jęknął. No cóż, Fennia nie była eteryczną mimozą, tylko silną i wysportowaną dziewczyną, więc uderzenie do symbolicznych nie należało, I mimo że /. natury nie lubowała siew sadystycznych prakty-kach, okrzyk bólu, który dobiegł jej uszu, stał się dla niej nąjpiękniejszą melodią. Zastanawiała się przez chwilę, czy dla równego rachunku nie dołożyć w drugi goleń, ale uznała, że będzie dosyć.

Dumnie wyprostowana ruszyła ku drzwiom, lecz Jegar już się zdołał pozbierać i znów ją przytrzymał.

W jego oczach płonęła żądza zemsty. Uderzy mnie? - po-myślała w popłochu. Nic, to nie było w jego stylu. On za-mierzał siłą ją pocałować i w ten sposób poniżyć.

- Ani się waż! - krzyknęła.

- To ty zaczęłaś! - odpowiedział, choć było to wierutne
łgarstwo.

Pochylił głowę, szukał jej ust.

A w niej wszystko krzyczało „Nie!'\ Jak on śmiał miłosną

pieszczotę zamieniać w akt zemsty? Dlaczego tak wszystko

brukał? Zachowywał się po prostu jak bydlak. Wściekłość

i gorzki płacz rozrywały jej duszę. To było takie poniżające

i obrzydliwe.

Zaczęła się rozpaczliwie szarpać, lecz Jegar nie ustępował.

- Ty draniu, nie daruję ci tego. Zabiję cię!


118

JESSICA STEELE

Nadal nic do niego nic docierało. Zapamiętały w swej złości, nie zwalniał uścisku.

Wreszcie, kompletnie wyczerpana, szepnęła:

- Jegar, nie rób mi tego...

Nagle spojrzał na jej bladą twarz i pełne smutku oczy... i przeraził sic.

- Fennio, wybacz... - Słowa uwięzły mu w gardle. - Nie
wiem, co mnie naszło, nigdy dotąd... - kajał się szczerze.
- Błagam, wybacz mi...

Głęboko zawstydzony i pełen pogardy dla siebie, chciał odejść. On, kulturalny i wykształcony mężczyzna, uważający siebie za człowieka mądrego i subtelnego, zachował się jak prostacki brutal. Co w niego wstąpiło? Nigdy sobie tego nie daruje.

Ruszył ku drzwiom. I nagle usłyszał:

- Już dobrze, Jegar. Nic się nie stało. Tylko trochę kule­
jesz... Jak noga?

Podeszła do niego i jakoś tak spontanicznie, zupełnie bez­wiednie, musnęła ustami jego wargi. A potem on ją delikatnie pocałował.

Wtedy odsunęli się od siebie, z zaciekawieniem zerkając jedno na drugie. I nagle, nim zdołali cokolwiek pomyśleć, znów wpadli sobie w ramiona, szczodrze obdarzając się po­całunkami.

- Fennio! - szepnął.

Przywarł do niej silniej. Odpowiedziała z namiętno­ścią, jakiej nigdy nie spodziewała się doświadczyć. Pragnęła Jegara.

Poczuła jego palce na zamku sukienki.

- Chcesz? - zapytał.

NASZA BRON KOBIECA 119

- Tak... - Przymknęła oczy.

Nawet się nie spostrzegła, gdy jej sukienka wylądowała na podłodze. Jegar wziął ją na ręce. Gdy uniosła powieki,

prawie nadzy leżeli na jej łóżku.

Bała się, lecz za nic nie zrezygnowałaby z tego, co za chwilę miało ją spotkać.

znieruchomiała.

- Nie denerwuj się, moja piękna. Powiedz tylko słowo,
a przerwiemy... - Czule modulował głos.

Ale jej nie było już tak dobrze. Jegar odnosił się do niej jak psychoterapeuta do swojej pacjentki. A przecież ona wca-te nic była zablokowana i pragnęła być traktowana jak czuła, namiętna kobieta!

- Nie denerwuję się. - Poczuła, że powinna to powie-
dzieć. - Nie chcę tego przerywać - wyznała i pocałowała go.

Jegar żarliwie odpowiedział na tę pieszczotę i Fennia za­pomniała o wszystkich obawach.

Nadzy, byli już tylko o krok od spełnienia. Instynktownie dopasowy wała się do jego ciała, drżąca w oczekiwaniu, coraz blizsza pełnego wyzwolenia... Jeszcze chwila, a...

Nagle poczuła paniczny lęk. Jej ciało wciąż pragnęło mi­łości, lecz duszę Fennii ogarnął mrok. Kochała Jegara, prag­nęła być jego kobietą, ale on nie darzył jej miłością. To było tylko chwilowe pożądanie. Jaką więc miała teraz odegrać rolę? Przelotnej kochanki? Wykorzystanej panienki?

Odwróciła głowę.


120

JESSICA STEELE



- zawołała rozpaczliwie. Pragnęła go tak bardzo... ale mu­
siałaby się wyrzec samej siebie...

- Znienawidzisz mnie! - zaszlochała.

Myślała, że ją pocałuje, utuli, uspokoi... przybliżył usta do jej warg... I nagle wszedł w nią.

Och, nie przeżyła rozkoszy, tylko trochę bólu i obezwład­niającą pustkę. Jegar spojrzał w jej smutne, rozżalone oczy. na jej nie łaknące już miłości ciało.

Szybko się z niej zsunął i usiadł na krawędzi łóżka. Fennia też się uniosła. Miała przed sobą jego nagie plecy.

- Jegar, ja cię... - Nie potrafiła wyznać, że go kocha. - Ja
cię... pragnę.

Zerwał się na równe nogi i stanął przy drzwiach.

- Fennio, nie możesz mnie mieć, dopóki nie wyzwolisz
się ze swoich zahamowań - powiedział tylko i wyszedł.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Po kilku godzinach, w czasie których drobiazgowo anali­zowała wydarzenia ostatniego wieczoru, Fennia wreszcie na krótko zasnęła. Obudziła ją cicha krzątanina, a więc Jegar Jest już na nogach. Nie, nie chciała go widzieć. Nie była na to jeszcze gotowa.

Wreszcie, gdy wyszedł do pracy, podniosła się z łóżka.

Ten wtorek wydawał jej się najdłuższym dniem w życiu. Cżuła się fatalnie, rozdygotana i skora do płaczu. Wciąż wra-cały wspomnienia z ostatniej nocy.

Nie chciała, by Kate cokolwiek spostrzegła, nie zniosłaby jej troski. Musiała też wyćwiczyć obojętny wyraz twarzy, by Jegar nie zorientował się, w jakim stanie ducha jest Fennia. Zresztą, czy w ogóle się tym zainteresuje? Przecież mu na niej nie zależy...

Pełna niepokoju wróciła do domu. Czekając na Jegara, czuła się jak w pułapce. Nie wiedziała, gdzie się skryć, byle tylko nie natknąć się na niego.

A jeśli znów pójdzie na jakąś uroczą kolacyjkę? Lub przy­wlecze do domu następną kochanicę? Z wściekłości zacisnę­ła pięści... i nagle zrozumiała, że jest zazdrosna. To uczucie


122

JESSICA STEELE

wprost ją rozsadzało. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie do­świadczyła.

By nie zwariować, zajęła się praniem, i wtedy usłyszała, że otwierają się wejściowe drzwi.

Po krokach poznała, że poszedł do kuchni. A więc szukał jej. Pomyślała, że to śmieszne, tak się przed nim chować.

Chwilę później Jegar zjawił się w pralni i spojrzał na nią lodowato. Wyglądał jak oficer śledczy, twardy, bezwzględny, okrutny. W jego oczach dostrzegła jakieś straszliwe oskarże­nie. Przeraziła się nie na żarty. O co tu chodzi? No dobrze, ta noc z jej winy wypadła fatalnie, więc mógł być na nią zły... ale on jej nienawidził! Zbladła, a potem zrobiła się purpurowa.

Nagle zaczęła się zastanawiać, czy Jegar nie oszalał. O co tu chodzi? Bo przecież nie o nieudany seks... Nie będzie się

NASZA BROŃ KOBIECA 123

jednak nad tym zastanawiać. To nie miało żadnego sensu. Dumnie uniosła głowę.

- Kiedy mam się wyprowadzić? - rzuciła oschle, by nie-
co oprzytomniał.

chwile... Fennia już nic cierpiała, tylko była wściekła. Już nie kochała, tylko nienawidziła.

- A niech cię diabli, Jegar! Zachowujesz się jak psycho-
tyk i pewnie nim jesteś. Żałuję, że cię poznałam, nic gorsze­
go nie mogło mnie spotkać. Proszę cię tylko o jedno, nie
wyżywaj się na Lucie, a swoje frustracje przelej na worek
treningowy. I to ty znikaj z moich oczu! - Z uniesioną głową
ruszyła do wyjścia.

Lecz na drodze stanął jej Jegar.

cił? - syknął z pogardą. - Gadaj, i to już!

Spojrzała na niego półprzytomnie... i nagle zrozumiała.

Jegar wcale nie był też wściekły za to, że się w nim zakocha-11 On ją oskarżał o jakieś machinacje finansowe. Był więc małym, wietrzącym wszędzie spiski, pętakiem. Tacy ludzie, K swoją chorą podejrzliwością, potrafią zatruć wszystko wo-


124

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 125



0x08 graphic
kół siebie i należy się ich wystrzegać jak zarazy. Ze też wcześniej na to nie wpadła...

Uczciwa? Do czego on pije? Jakich to malwersacji mia­łaby dokonać? To śmieszne i straszne zarazem.

łaś na pomysł, by pohandlować z Addison?

Nie zamierzała zostać w tym domu ani sekundy dłużej.


126

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

127



garem postanowiła zmyć z siebie podejrzenie o szpiegostwo, Nie chciała, by tak o niej myślał przez resztę życia...

Nie miała zamiaru mu wyjaśniać, że Alford jest jej bratem ciotecznym, i że to wcale nie była randka...

Uniosła dumnie głowę. Wcale nie czuła się przegrana. Tc Jegar pogrążył się w chaosie niskich, brudnych podejrzeń, na­tomiast ona ma czyste sumienie. I tylko ono jej pozostało...

Poszła do swojego pokoju.

Czy to ten sam człowiek, w którego ramionach leżała zaledwie wczoraj wieczorem? Jak mogła się tak pomylić? Tłumiąc łzy. zaczęła zbierać swoje rzeczy.

Gdy z walizką i kluczami wyszła do przedpokoju, z tru­dem się powstrzymała, by nie zajrzeć do Lucie.

Jegar już czekał na nią przed drzwiami, a gdy podeszła do nich, otworzył je szeroko. To było jak wbicie noża w serce. Fennia niedbałym ruchem rzuciła klucze na stolik.

Dopiero w sobotę doszła do siebie, ale i tak Jegar stale pojawiał się w jej myślach. Nie dawało jej spokoju, jak mógł coś takiego o niej pomyśleć.

Gdy opuściła apartament, długo jeszcze siedziała w samo­chodzie i nie mogła uwierzyć, że to. co się wydarzyło, nie Jest tylko koszmarnym snem. Gdy w końcu trochę się uspo­koiła, była już noc.

Instynkt podpowiadał jej, że nie powinna być sama. W pierwszym odruchu chciała pojechać do cioci Delii, bo zawsze lądowała u niej, gdy pokłóciła się z matką. Teraz jednak zranił ją potwór w ludzkiej skórze i ciocia Delia nie­wiele mogła pomóc na takie cierpienie.

Postanowiła pojechać do Astry.

- Fennia! - zawołała Astra na widok kuzynki. - Co się
stało? Wyglądasz fatalnie...

- Nie wiem, czy sama wyszłam, czy zostałam wyrzucona,
nnia starała się żartować. - Chyba jednak... zostałam...

wyrzucona. - Rozpłakała się.

- Jak on śmiał? - krzyknęła Astra, natychmiast biorąc
stronę Fennii. Objęła ją ramieniem i posadziła na kanapie.

128

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIKC A

129



Następnego dnia Fennia, jadąc do pracy, zastanawiała się. co /robi, jeśli wpadnie na Jegara, gdy przywiezie Lucie do żłobka. Nic takiego jednak się nie stało, bo jego asystem zadzwonił do Kate i poinformował, że w najbliższym czasie mała nie będzie chodziła do żłobka. Poprosił jednak o zatrzy­manie miejsca. Na koniec, w imieniu szefa oraz państwa Todd, wyraził uznanie dla profesjonalizmu i zaangażowania personelu.

Fennii zrobiło się przykro, że nie zobaczy Lucie, bo na­prawdę się do niej przywiązała.

Po powrocie do domu jedynym pocieszeniem była rozmo wa z Astrą.

Wkrótce Fennia przekonała się, że noce są jeszcze gor-sze od dni, bo samotność skłaniała do rozmyślań. Przede wszystkim na temat Jegara. Wspominała nie tylko złe, ale również te dobre chwile, gdy był czarujący i sprawiał, że sie śmiała i czuła się szczęśliwa. A przede wszystkim, gdy ją całował...

Ale co z tego, że było tak cudownie, skoro wzgardził jej

uczuciem?

W gorzkich rozpamięty waniach odkryła, że dla niej jedy­nym prawdziwym sensem życia może być tylko miłość. Nie-stety, dla niego najważniejsza była praca...

Nagle coś ją olśniło. Wszystkie gorzkie słowa, jakie skie-rował do niej Jegar, dotyczyły domniemanej afery szpiego­wskiej, nie zaś uczuć. Może więc...

Chwyciła za słuchawkę. Powie mu, że Greville jest jej kuzynem, a nie facetem, który płacił jej za informacje.

Tylko co to zmieni? Jegar nagłe jej nie pokocha, a Greville nadal pozostanie przedstawicielem konkurencyjnej firmy... Zaś Lucie ma już na pewno nową nianię i Fennia do niczego już nie jest potrzebna.

Szkoda, że nie usłyszy jego głosu... Odłożyła słuchawkę.

Następne dni były takie same: praca, pogawędka z Astrą, I cały czas Jegar, Jegar, Jegar... Fennia czuła, że musi się choć na trochę gdzieś wyrwać.

- Masz pilną robotę?

- Tak... przeproś ją w moim imieniu. Na pewno niedługo się do niej wybiorę.


130

JESSICA STEELE

Był cudowny, słoneczny letni dzień. Delia jak zwykle przyjęła Fennię z radością.

- Może wypijemy herbatę w ogrodzie? Mam też wspa-
niałe ciasteczka, zaraz wszystko przygotuję.

Gdy już zasiadły wśród drzew i kwiatów, ciocia spytała

Delia AIford przyjrzała się uważnie siostrzenicy. Fennia wie działa, że ciocia jest mądrą kobietą i potrafi dużo zrozumieć bez słów, wyczytać smutek z oczu i dociec jego przyczyn... Jednak ciocia taktownie powstrzymała się od komentarza.

Ucięły sobie miłą, rodzinną pogawędkę. Obie z utęsknie niem oczekiwały powrotu Yancie i Thomsona z podróży po­ślubnej.

Nagle do rozmowy włączyła się trzecia osoba.

NASZA BROŃ KOBIECA 131

Gdy wrócił, oznajmił, że dzwoni ciotka Ursula, która ko­niecznie chce się dowiedzieć, kiedy przyleci Yancie.

- Jak twoje sprawy? - spytał serdecznie Greville, gdy
zostali sami.

- Wyprowadziłam się i znów mieszkam z Astrą - powie-
działa wprost.

132

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

133



0x08 graphic
Fennia roześmiała się. Wiedziała, że jej zrównoważony kuzyn, gdy chodziło o najbliższych, byłby do tego zdolny.

Fennia poczuła się nieswojo. Wkroczyła na grząski teren Mogła popełnić jakąś niedyskrecję, a mimo wszystko nic chciała zdradzać sekretów Jegara. Jednak zamierzała wyjaś­nić tę sprawę.

- Tak, od wtorku, gdy z troski o ciebie postanowiłem go sprawdzić. Przy okazji dowiedziałem się, że nasze firmy walczą o ten sam kontrakt. - Uśmiechnął się do niej zachę­cająco. - U nas, w Addison Kirk, mamy ludzi, którzy zajmu­ją się poszukiwaniem nowych możliwości inwestowania i dokonywania fuzji.

dek otworzyłam dyskietkę z tą ofertą, a potem okazało się, te wasze propozycje dla Lomax Mortimer Trading są prawie identyczne.

Greville zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

- Uważnie penetrujemy rynek i często korzystamy
z poufnych informacji, wyszukując projekty, które są do
wygrania, ale nigdy nie posuwamy się do szpiegostwa
- wyjaśnił poważnie. - Global dowiedział się o naszej
ofercie dokładnie w tym samym czasie, co my o jego. To
normalne, że dwie, albo i więcej firm startuje do tego
samego przetargu, o czym twój przyjaciel Urąuart dobrze
wie, bo takie są reguły gry. Tak więc czysty przypadek
sprawił, że staliśmy się konkurentami, a to, że nasze wy­
liczenia i szacunki okazały się podobne, tylko dobrze
świadczy o profesjonalizmie obu firm.

\ - Czysty przypadek? - upewniała się Fennia. - Chcesz powiedzieć', że nie było przecieku informacji?

Fennia znów poczuła się fatalnie. Skoro Jegar wiedział, że dwie firmy mogą zaproponować zbliżone warunki i nie ma w tym nic dziwnego, to awantura, którą jej zrobił, musiała mieć inną przyczynę. A zatem wiedział, że ona go kocha i właśnie dlatego wyrzucił ją z domu. Tak bardzo nie chciał jej miłości...

- Nie dopuszczę, by Urąuart obwiniał cię o coś, czego
nie zrobiłaś, a jak cię znam, nawet nie byłabyś w stanie!


134

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

135



0x08 graphic
- Greville zdenerwował się ponownie. - Zadzwonię do niego
i powiem mu, co o nim myślę!

- Przerwał, bo spostrzegł wracającą Delię.

- Proszę cię, Greville, nie rób tego - błagała Fennia. - Tu
prawda, zależy mi na Jegarze, ale nie chcę być z człowie­
kiem, który ma mnie za złodziejkę i oszustkę...

Fennia, by choć przez jakiś czas nie zadręczać swoich najbliższych ponurym nastrojem, postanowiła wybrać się za miasto.

Lunch zjadła w przytulnej, wiejskiej gospodzie, nacieszy ła się pięknem letniego dnia na wsi i ruszyła w powrotni) drogę do Londynu. W poniedziałek musiała być wcześniej w pracy, gdyż jedna z pracownic wyjeżdżała na urlop i Fen­nia obiecała ją zastąpić.

Od domu Astry dzieliło ją zaledwie pół godziny drogi, ale zatrzymała się na stacji benzynowej, by nabrać paliwa. Nagle ze złością spostrzegła, że przy sąsiednim dystrybutorze tan­kuje Charmaine Rhodes. Poczuła niemiłe ukłucie zazdrości

Czuła na sobie spojrzenie Charmaine, ale nie zamierzała choćby się przywitać, bo nienawidziła tej wyniosłej i zimnej kobiety. Jednak, ku jej zdziwieniu, panna Rhodes podeszła do niej. Po jej minie natychmiast zorientowała się, że nic miłego z pewnością nie usłyszy. Nie pomyliła się.

- Co, znalazłaś inną pracę? - spytała Charmaine ironicz­
nie, nie kryjąc pogardy.

Fennia poczuła, jakby ktoś grzebał nożem w otwartej ra

nie. Najwyraźniej Charmaine musiała coś słyszeć od Jegara. Ta myśl sprawiła jej ból.

- Wiem, że Jegar cię wywalił - syknęła Charmaine.
Serce Fennii znów ścisnęło się z bólu, bo przecież Jegar

tak naprawdę nigdy jej nie zatrudnił.

- Naprawdę niewiele wiesz - odparła chłodno.

Przez cały wieczór zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, opowiadając Charmaine takie głupoty, jednak doszła do wniosku, że ta kobieta jest zbyt wyrachowana, by wspomnieć Jegarowi o tym spotkaniu.

- Czas do domu - powiedziała Kate, gdy pół godziny po
skończeniu dyżuru Fennia nadal tkwiła na posterunku.


136

JESS1CA STEELE



0x08 graphic
Wyszła wreszcie ze żłobka i ruszyła do domu. Po drodze wstąpiła do supermarketu, dzięki czemu udało jej się zająć czymś myśli.

Lecz i tak wciąż się zastanawiała, czy Jegar spędzi dzi­siejszy wieczór z Charmaine, Carla, Miriam, czy też z Davi ną? Z którą z nich?

A może niania ma wychodne i musiał zostać z Lucie?

Nagle rozległ się dzwonek u drzwi.

Astra zapomniała kluczy? Niemożliwe. Musiała to być któraś z wesołych mamusiek. Fennia przykleiła do twarzy standardowy uśmiech, otworzyła drzwi, po czym niemal je zatrzasnęła.

Momentalnie zrobiła się czerwona jak pomidor. Tylko jeden człowiek mógł wywołać u niej taką reakcję.

Nie dostała halucynacji.

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Yyy - zdołała tylko wykrztusić. Nie mogła przecież
powiedzieć, że wprost szaleje ze szczęścia. Wreszcie nieco
się opanowała. - Czy z Lucie wszystko w porządku?

- Mała tęskni za tobą, ale poza tym nic się nie dzieje.
Zajęła się nią pani Swann. a od środy moja matka, która
wróciła do Anglii. Ona i jej mąż zatrzymali się u mnie na
jakiś czas.

Ucieszyła się, bo w takim wypadku Jegar nie może teraz zapraszać swoich kochanek do siebie... A jeśli którąś z nich przedstawił swojej matce? Nie, dość tego mazgajstwa, pomy­ślała Fennia. Z tym facetem trzeba twardo, nie można po-I zwolić, by wciąż był z siebie taki zadowolony.

A więc właściwie już ją przeprosił i to powinno wystar­czyć. Należało teraz chłodno podziękować i zatrzasnąć mu drzwi przed nosem drzwi. Ale nie zrobiła tego. To tyle w kwestii twardego postępowania.

- Greville chce się z tobą zobaczyć - powiedziała tylko.
Mimo jej błagań, kuzyn stanowczo obstawał przy tym zamia-

r

e i nic nie mogło go powstrzymać. - A po co, u licha, Alford miałby się ze mną spotkać? spytał ostro.


138 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

139



I to mają być przeprosiny?

Usiedli na przeciwległych końcach długiej kanapy.

Jegar potrząsnął przecząco głową.

- Powiedziałem, że popełniłem wielki błąd i muszę cię
osobiście przeprosić.

O rany, „wielki błąd"! Aż tyle się nie spodziewała.

- Powiedziałeś, że popełniłeś wielki błąd... - Fennia
z naciskiem wróciła do najważniejszego tematu.

Jegar spojrzał na nią i wreszcie się uśmiechnął. Poczuła się tak jakoś... dobrze.

Było jej naprawdę miło... i tylko miło. Wyjaśnili przykre nieporozumienie, i tyle, bo miłość nadal pozostanie tam, gdzie jej miejsce: w sercu i marzeniach Fennii.

- Skoro już mnie nie podejrzewasz, to ci wybaczam - po­
wiedziała i zerwała się na równe nogi. Z widocznym ociąga­
niem zrobiła krok w stronę drzwi, gotowa się z nim pożeg­
nać. Chciała, by został dłużej, lecz w tej sytuacji nie miało
to sensu.


140

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

141



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Podeszli do drzwi, Jegar położył dłoń na klamce... ale jej nie nacisnął.

- A tak przy okazji... - Uśmiechnął się. - Dlaczego po­
wiedziałaś Charmaine, że jesteśmy kochankami?

Patrzyła na niego przerażona. No cóż, wkopała się.

Czyli jeden powód do zazdrości mniej. Ale co z pozosta­łymi?

Odwróciła wzrok, by nie widział jej oczu i nic wyczytał z nich prawdy.

Nagle się speszył, co w jego przypadku było czymś wielce niezwykłym.

- Co to za sytuacja? - spytała zaintrygowana. Nieba by


142

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA 143



0x08 graphic
mu przychyliła, tyle tylko, że zupełnie nie wiedziała, o co mu chodzi. - Czy mogę ci jakoś pomóc?

- Tak, i to bardzo. Po prostu usiądź i wysłuchaj mnie.
Znów wiec znaleźli się w salonie i zajęli tę samą kanapę.

Lecz Jegar się nie poddawał.

- Długie godziny zastanawiałem się nad każdym słowem,
gestem, spojrzeniem, które padły między nami, i właśnie
dlatego ci nie wierzę.

Ona też spędziła wiele godzin na tym samym...

- Możesz... możesz to jakoś bliżej... uzasadnić?

- Jasne! - podjął z zapałem. - Fennio, obsesyjnie myśla­
łem o tym, co powiedziałaś, gdy opuszczałaś mój dom: „A
czy jest sens się wypierać?". Wreszcie gdy stłumiłem w sobie
zazdrość i zacząłem logiczniej myśleć...

Był zazdrosny? Fennia myślała, że śni.

- ... to zrozumiałem, że oskarżając cię o to wszystko,
popełniłem wielki błąd. Jednego nie mogłem tylko zrozu­
mieć. Dlaczego od początku nie próbowałaś zaprzeczyć, ja­
koś się bronić, a tylko spytałaś, czy jest sens się wypierać...
W końcu zrozumiałem. Każde z nas mówiło o czymś innym!

- Ja... to znaczy... - Nie wiedziała, co powiedzieć, lecz
. Jegar nie dał jej czasu na żadne wykręty.

- Zaledwie sześć dni, przypominam. Nic, Fennio. musisz
, wymyślić inną odpowiedź. I bez żadnych matactw.

Też mi coś! Ogarnął ją tak silny gniew, że straciła całą I czujność.


144

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

145



Spojrzała na niego. Na jego twarzy rysowało się wielkie napięcie. Poczuła, że musi mu teraz jakoś pomóc, zachęcić...

- Mów dalej - szepnęła. - Chcę tego słuchać.

W nagrodę poczuła ciepły dotyk jego ust na policzku.

Pamiętała ten wieczór. To właśnie wtedy pojęła, że go kocha.

- Nie zawsze wszystko od razu rozumiemy... - mruknęła
wymijająco.

Jegar przyjrzał jej się uważnie, po czym wziął głęboki oddech.

146

JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

147



0x08 graphic
0x08 graphic
i jak bardzo się boisz, by nie być taka, jak ona. Dlatego... kryjesz w sobie pewne lęki... ale nic się nie bój. Kocham cię, Fennio. Kocham cię z całego serca. I poradzimy sobie z twoimi kłopotami.

- Och, Jegar! - Kochał ją! Kochał ją! - Nie... nie sądzę,
bym miała wielki problem. Owszem, jestem trochę nieśmiała
w stosunku do mężczyzn... Ale przezwyciężyłam już ten strach,
który towarzyszył mi tyle lat. Naprawdę mnie kochasz?

- Kocham cię całym sobą - zapewnił szczerze.
Fennia wstrzymała oddech i spojrzała w jego niebiskosza-

re oczy.

Spojrzał na nią ponurym wzrokiem.

Jeśli dasz mi dojść do słowa, to ci wytłumaczę, że... - Za­wahała się, lecz Jegar natychmiast ją ponaglił:

- To mi to wytłumacz!

Zrobiła to w jedyny możliwy sposób.

Ich usta zetknęły się. Jakże cudowny był ten delikatny pocałunek...

- Powiedz, od kiedy wiesz, że mnie kochasz? - zapytał.
Uśmiechnęła się.

0x08 graphic
0x08 graphic

148

JESSICA STEELE

- Nie chcę, byś kiedykolwiek w przyszłości była nie­
szczęśliwa - zamruczał, a potem pocałował ją z czułością.

W jego ramionach zapomniała o całym bólu, którego wcześniej doznała.

NASZA BROŃ KOBIECA 149

mnie gotowało. Oprócz gniewu, kłębiły się we mnie także inne uczucia, o których nie chciałem wiedzieć.

0x08 graphic

150

JESSICA STEELE

Pobrać? Serce waliło jej z mocą pioruna.

NASZA BROŃ KOBIECA 151

Jegar krzyknął radośnie, objął ją i pocałował. Potem długo na nią patrzył, aż wreszcie zapytał:

Fennia roześmiała się, lecz Jegarowi wcale nie było do śmiechu.

- Mój kuzyn. Greville jest synem przyrodniej siostry mo­
jej matki. Znam go od dziecka i traktuję jak ukochanego
starszego brata.


152 JESSICA STEELE

NASZA BROŃ KOBIECA

153



- Nadal do końca nie wierzę, że się zgodziłaś za mnie wyjść.
Uśmiechnęła się.

Fennia spojrzała w lustro i nerwowo się uśmiechnęła. Je-gar nie chciał czekać ze ślubem ani chwili dłużej, niż to było konieczne. Ona zresztą też nie, toteż ostatnie dwa tygodnie przeżyła w zawrotnym tempie, żeby ze wszystkim zdążyć na czas. Musiała kupić wspaniałą, zwiewną suknię ślubną, a tak­że odpowiednie sukienki dla swych kuzynek, Yancie i Astry, oraz załatwić masę innych spraw,

Otworzyły się drzwi, w których stanął Greville.

Astra i Yancie delikatnie, żeby nie pomiąć sukni, uścisnę­ły siostrę.

- Do zobaczenia w kościele.

Chwilę później Fennia przyjechała do kościoła w towa­rzystwie Edwarda Cavendisha, człowieka, którego nadal tra­ktowała jak ojczyma. Wózek inwalidzki stojący przed wej­ściem wskazywał, że Mariannę Todd zdołała o własnych si­łach wejść do środka.

Fennia była okropnie zdenerwowana. Astra i Yancie sprawdzały, czy wszystko jest na swoim miejscu. Zagrały organy i panna młoda, prowadzona przez Edwarda, ruszyła w stronę ołtarza. Za nią krok w krok podążały Astra i Yancie.

Czekało na nich dwóch mężczyzn. Pierwszym był Harvey Todd, który miał się już na tyle dobrze, że mógł być świadkiem swego brata, drugim zaś wysoki, niezwykle przystojny mężczy­zna, Jegar Urąuart, mężczyzna, którego całym sercem kochała.

154

JESSICA STEELE


0x08 graphic
Nie była w stanie nic powiedzieć. Mogła tylko na niego patrzeć, ale jej pełne najgłębszej miłości spojrzenie wystar­czało za najpiękniejsze słowa. Ksiądz uśmiechnął się do nich, po czym dał znak do rozpoczęcia ceremonii.

Fennia drżała na całym ciele, lecz gdy Jegar ujął jej dłoń, po czym spojrzał w oczy, od razu poczuła się pewniej.

Niedługo potem stali przed wejściem do kościoła, a dzień był piękny, słoneczny. Goście zaczęli im gratulować, ktoś sypnął ryżem, a fotograf robił mnóstwo zdjęć.

Uścisnął delikatnie jej ramiona i, patrząc jej w oczy, po­wiedział:

- Zapamiętaj ten dzień, Fennio Urąuart. To dzień, w którym
uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Uśmiechnęła się do niego.

"tym razem Jegar nie musiał czekać na przetłumaczenie. Żarliwie pocałował żonę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Steele Jessica Nasza bron kobieca
628 Jessica Steele Nasza broń kobieca Matki i córki1
Nasza broń kobieca Steele Jessica[1]
840 Steele Jessica Zaręczyny na niby
Steele Jessica Zalegla randka
Steele Jessica Zaręczyny na niby
R780 Steele Jessica Zaległa randka
780 Steele Jessica Zalegla randka
753 Steele Jessica Sekret panny mlodej
Steele Jessica Harlequin Romans 840 Zaręczyny na niby
Steele Jessica Intruz z Werony
780 Steele Jessica Zalegla randka
098 Steele Jessica A jednak miłość
Steele Jessica Sekret panny młodej
Steele Jessica Intruz z Werony
0098 Steele Jessica A jednak miłość

więcej podobnych podstron