2495 Powiew przeszłości


2895 rok III Ery

Powiew przeszłości

Ta opowieść nie ma początku, zaczęła się bowiem tak dawno, że mało kto z żyjących pamięta, że się zaczęła w ogóle. Nie ma też końca, bo nikt z żyjących nie wie, czy w ogóle kiedyś się skończy.

Wiatr zadął ze zdwojoną siłą. Płatki śniegu wirowały wściekle wpijając się w każdą dziurkę zniszczonego płaszcza. Dookoła piętrzyły się coraz większe zaspy. Przejmujący chłód mógłby zamrozić w jeden dzień cały ocean. Nie zrobił tego, bo pod ręką miał jedynie starego elfa. A jego z niewiadomych powodów chciał oszczędzić.

- Bądźcie przeklęci! Słyszycie mnie?! Wiem, że tak! Czy nie dość już się nacierpiałem? Ile lat już tułam się nie mając nikogo nawet, u kogo mógłbym na dłużej się zatrzymać? I jedyne, co potraficie uczynić, to ściągnąć na mnie kolejne nieszczęścia! Bodaj bym zamarzł! Ale nie, na to jesteście zbyt perfidni... Nie macie nawet odwagi mnie zabić! Jesteście żałosni! Cały Val... - jego głos zlał się z ogłuszającym wyciem wichru.

Po chwili wiatr zelżał nieco, zrobiło się jakby troszkę cieplej, a i płatków śniegu było coraz mniej. Zdawało mu się, że na krótką chwilkę zza chmur błysnęło kilka gwiazd. Ale nie trwało to długo, wichura jakby nabrała oddechu w płuca i zaatakowała ponownie. Opadająca z drzewa czapa śnieżna trafiła go prosto w głowę. Osłabiony wielogodzinną wędrówką upadł. Próbował się jeszcze podnieść, ale wyczerpane mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Przez śnieżną mgłę zobaczył dwa ślepia wpatrzone prosto w niego. Ślepia jarzące się złowrogo, sugerujące, tak samo jak obnażone trochę niżej kły, że ofiarę czeka niechybne pożarcie. Wilk chował się na razie pod rozłożystym świerkiem, ale elf wiedział, że jak tylko śnieżyca trochę ustąpi, drapieżnik zaatakuje.

W tej jednej chwili elf zdał sobie sprawę, że wcale nie chce umierać. Jak się jest już tak blisko, nieco inaczej to wygląda. A może też wrodzony instynkt żywej istoty przejmuje wtedy kontrolę nad umysłem. Dość, że przyszła ofiara wilczych kłów szepnęła ostatkiem sił:

- Nie... Jeszcze nie... Błagam... Pomocy...

Twarz opadła mu w śnieg. Po chwili poczuł, że wiatr ucichł zupełnie. Zaśmiał się w duszy, lecz był to szaleńczy śmiech umierającego. Ale wilk nie nadchodził. Nastała absolutna cisza, przynajmniej według niego. Zasnął.

Wielkie było jego zaskoczenie, gdy obudził się w ciepłym łóżku. Obok, na krześle, leżały jego łachmany. W małym kominku wesoło połyskiwał ogień. Za oknem lekko prószył łagodny grudniowy śnieżek. W pokoju był sam - ale zza drzwi dochodziły słabe odgłosy małych kroczków. Ktoś najwyraźniej dbał o spokój gościa.

- Hej! - zawołał słabym głosem elf - Jest tam kto?

Przez chwilę w powietrzu zawisła niepokojąca cisza. Potem drzwi powoli zaczęły się uchylać. Do pokoju wszedł zgarbiony starzec. Mimo pochylonej sylwetki był dość wysoki, miał na sobie brunatny płaszcz i podpierał się laską. Wyglądał tak normalnie, że aż dziwnie... Elf zmierzył go wzrokiem po czym zapytał:

- Skąd się tu wziąłeś?

- Czy nie ja powinienem zadać to pytanie? - odparł nieznajomy.

- Może masz rację. Otóż, tydzień minął już, odkąd wyruszyłem z Sankaos. Idę czas cały na północ, zbaczając trochę na zachód, by dotrzeć do Żelaznych Wzgórz. Nie jest to prosta wędrówka, samemu gdy sroga zima szaleje wszędzie na północ od morza Rhun. Ale dużo już podróżowałem, nieraz bywałem w gorszych tarapatach. Niemniej wdzięczny ci jestem, żeś mnie wspomógł, gdy byłem w potrzebie. Lecz powiedz ty teraz, kim właściwie jesteś? Przecież te rejony to pustkowia.

- To prawda. Chociaż „te rejony”, jak je określasz, leżą o ponad sto mil bardziej na wschód, niż byś chciał. Daleko stąd do Żelaznych Wzgórz, a i droga niebezpieczna, wilków dużo w lasach, orkowie z gór zeszli głodem przymierając. Nie najlepsza to pora na samotną podróż.

- Mimo to pójdę. Dwaj kupcy z Esgaroth czekają na wieści, jakie im niosę. Mam też sprawę do załatwienia z pewnym krasnoludem z Żelaznych Gór. Obiecałem mu, że zakończymy ją tej zimy. Zawsze dotrzymuję obietnic. - bolesny grymas zmienił na krótko twarz elfa. Spuścił wzrok i spojrzał na swoje dłonie. Starzec przyglądał mu się z zaciekawieniem.

- Nie dojdziesz do celu wędrówki, jeżeli wyruszysz teraz - rzekł.

- Przyszłość pokaże. Nie znasz mnie, nie wiesz, przez co przyszło mi już przechodzić. Nie będzie ta wędrówka jedną nawet z najcięższych w moim życiu.

- Strasznieś pewny własnych sił, panie elfie. Mniemam, że uzasadnione są twe przechwałki. Bowiem z ostatniej przygody nie można by wyciągnąć tak pochlebnych dla ciebie wniosków. Jednakże, raz jeszcze powiadam ci, wstrzymaj się z podróżą. Posłuchaj rady doświadczonego starca. Nie idź.

- Muszę. Już powiedziałem. Nie próbuj mnie zatrzymywać.

- Chodzi ci o użycie siły? Nie - starzec uśmiechnął się - nie zmuszę cię do niczego. Zrobisz jak zechcesz. Teraz wszakże odpocznij jeszcze, a może zrozumiesz, że radzę ci dla twojego dobra.

To powiedziawszy, starzec odwrócił się w stronę drzwi.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - rzekł elf. Starzec przystanął w progu. Odwrócił głowę i mruknął:

- Co proszę?

- Pytałem, kim jesteś. Zręcznie wywinąłeś się od odpowiedzi, lecz ja mimo to chciałbym ją usłyszeć.

- Hmm... Jestem... - zawahał się na chwilę - ...starcem - i dodał już pewnym głosem - W dodatku zmęczonym starcem. Zmęczonym po ratowaniu pewnego beztroskiego elfa, nieprawdaż? Odpoczynek należy się nam obu. Śpij.

Podpierając się na lasce wyszedł z izdebki, delikatnie przymykając za sobą drzwi. Przez chwilę słychać było jeszcze jego powolne kroki, potem i one ucichły.

Elf zamknął oczy i pogrążył się w rozmyślaniach. Po chwili znów zmorzył go sen. Nie był to jednak sen spokojny - przywołał mu przed oczy obrazy z najbardziej odległych zakamarków pamięci, z czasów, kiedy miał jeszcze liczne rodzeństwo i kiedy był księciem, poważanym zarówno przez elfów, jak i przez ludzi. Kiedy brał udział w wielu bitwach i wyprawach, które łączyło jedno - w końcu wszystkie kończyły się klęską. Czuł, że klęska jest czymś, co będzie z nim do końca żywota. Znów powróciło pragnienie, by ten koniec nastąpił szybko. Przynajmniej przyniesie zapomnienie...

Obudził się w miarę wypoczęty. Za oknem zimowe słońce przebijało się przez chmury i pogoda zachęcała do podróży. Wiedział, że nie ujdzie nawet pięciu mil zanim nie zerwie się jakaś zamieć. Jednak postanowił wyruszyć. Tym bardziej, że zza drzwi nie dobiegały żadne odgłosy - przynajmniej nie będzie musiał raz jeszcze spierać się ze staruszkiem. Nie czuł wdzięczności dla swego wybawiciela - dawno już oduczył się tak powszednich emocji. Właściciel tej chatki był jedynie kolejnym napotkanym stworzeniem w nieskończonej wędrówce elfa. Chociaż było w nim coś...

Ubrał się, pościelił łóżko i ugasił tlący się jeszcze ogień w kominku. Raz jeszcze rozejrzał się po pokoju, przypiął swój wyszczerbiony nieco myśliwski nóż do pasa, wziął tobołek i otworzył drzwi.

- Czemu wy zawsze działacie tak pochopnie?! - starzec stał tuż za drzwiami i z groźną miną wpatrywał się w elfa. Laska stała tuż obok, ciekawe, że nie była o nic oparta.

- My...? - elf poczuł, że się boi. Dawno się tak nie czuł - nawet gdy był bliski śmierci.

- Tak, wy! Ty i twoi martwi bracia! Niczego się nie nauczyłeś?!

- Ja nie... O czym ty mówisz?

- Zawsze dotrzymujesz obietnic, powiadasz. Naprawdę? Kiedyś złożyłeś jedną, pamiętasz? Wraz z braćmi i z waszym ojcem. Przysięgaliście...

- Skąd to wszystko wiesz?! - teraz elf był już naprawdę przerażony.

- Przysięgaliście, że nie spoczniecie, póki...

- Przestań! Kim jesteś, starcze?! Czemu mnie dręczysz rozdrapując rany?

- Rozdrapując? Ja chcę ci pomóc je zaleczyć. Ale wpierw ty musisz pomóc sam sobie. Myślę, że wstrzymasz się jeszcze z wyjazdem, Maglorze, ostatni żyjący synu Feanora. Myślę, że krasnolud Erkhi może jeszcze poczekać. Że są na świecie sprawy pilniejsze, niż rozrachunki z kupcami z Esgaroth. Że czas przestać użalać się nad sobą i szukać śmierci w coraz to nowych przygodach. Nadszedł czas, by poważnie porozmawiać.

- ...Tak... Chyba... chyba masz rację.

Elessar



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przeszczepy Narządów Unaczynionych 2
J Kossecki, Cele i metody badania przeszłości w różnych systemach sterowania społecznego
Kliniczne aspekty przeszczepian Nieznany
Tor przeszkód rozwijający sprawność motoryczną, Gimnastyka1
Franz Stanzel - Sytuacja narracyjna i epicki czas przeszły, Kulturoznawstwo, literaturoznawstwo
Kryminalistyka - przeszukanie, kryminalistyka
Kolonialna ekspansja europejska, H I S T O R I A-OK. 350 ciekawych plików z przeszłości !!!
Polska w XIX wieku przeszęa trzy najwa+niejsze powstania, wszystko do szkoly
Ocena pokonania taktycznego toru przeszkód - konspekt, Konspekty, SZKOLENIE TAKTYCZNE
Przeszczepianie narządu (rogówki od zmarłego), Deontologia - Etyka
Czas przeszły niedokonany
ODMIANA CZASOWNIKA ZACZĄĆ W CZASIE PRZESZŁYM
temat Przemiany pamięci o przeszłości i jej konsekwencje
oswiadczenie pracownika o przeszkoleniu bhp

więcej podobnych podstron