A jednak traktat lizboński ma też pozytywy Bojkot wyborów do PE Europejskie wartości Francja Le Pen skazany Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej Propaganda unijna Rację mieli realiści


A jednak traktat Lizboński ma też „pozytywy”:

Przemilczany paragraf

20 lutego 2008 roku w Niemieckim Parlamencie odbyło się posiedzenie poświęcone Traktatowi Lizbońskiemu. Na spotkaniu tym profesor Schachtschneider z uniwersytetu w Noremberdze wydobył na światło dzienne dotychczas przemilczany paragraf.

Profesor wyjaśnił, że ów nieznany paragraf oznacza, że wraz z ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego przywrócona zostanie w Europie kara śmierci. Kara ta nie jest zapisana w żadnym osobnym traktacie lecz jako przypis, ponieważ wraz z traktatem reformującym Unię Europejską, akceptujemy również Kartę Praw Podstawowych która mówi, że nie ma kary śmierci - lecz później jest przypis który mówi o wyjątkach…

“Pozbawienie życia nie będzie uznane za sprzeczne z tym artykułem (czyli zakazem kary śmierci - przypis Redakcja), jeżeli nastąpi w wyniku użycia siły, która jest co najmniej absolutnie niezbędna:

a) w obronie jakiejkolwiek osoby przed bezprawną przemocą;

b) w celu wykonania zgodnego z prawem zatrzymania lub uniemożliwienia ucieczki osobie zatrzymanej zgodnie z prawem;

c) w działaniach podjętych zgodnie z prawem w celu stłumienia zamieszek lub powstania.”

Ponadto “Kraj/stan może stworzyć klauzulę dla kary śmierci w odniesieniu do czynów popełnionych w czasie wojny lub nadciągającego zagrożenia wojną; taka kara będzie zaaplikowana tylko w instancjach (ułożonych) w ramach prawa i w zgodności z jego klauzulami.”

Profesor Schachtschneider zaznaczył, że klauzula ta jest czymś wyjątkowo skandalicznym, ponieważ wyraźnie została zamaskowana w traktacie pod postacią przypisu do przypisu i poza ekspertami nikt nie zdołałby go odkryć.

Podsumowując, w całej Unii Europejskiej będzie można zabić osobę, która zaatakowała drugą osobę, osobę próbującą zapobiec aresztowaniu drugiej osoby lub pomagającej jej w ucieczce po zatrzymaniu, będzie można strzelać z ostrej amunicji do osób biorących udział w zamieszkach i powstaniu przeciwko władzy w celu ich stłumienia. Oprócz tego każdy kraj będzie mógł indywidualnie ustanowić prawo skazywania na śmierć podczas wojny i w okresie, gdy władza będzie obawiała się wybuchu wojny.

Niepokojące jest, że w przypadku próby obalenia dyktatora, albo zwykłych zamieszek, UE zezwala na zabijanie osób protestujących przeciwko polityce władzy. Niepokoi również fakt, że będzie można skazywać na śmierć za każdym razem, gdy władza będzie obawiała się wybuchu wojny. Ciekawe, czy polscy politycy wiedzą o tym? I czy wiedzą, że także mogą znaleźć się po stronie demonstrantów?

Bojkot wyborów do PE!

Uczestnicząc w wyborach do PE:

a)  automatycznie tym samym uznajesz narzucony podstępnie obcy i
niebezpieczny dla Polski i Narodu Polskiego twór - UE.

b) uczestniczysz w przeniesieniu w ogólnej świadomości społecznej centrum
władzy z Warszawy (stolicy RP) do Brukseli (stolicy eurokołchozu) i
faktycznie uznajesz władzę brukselskich władców na Polską i Narodem
Polskim - dla których PE jest tylko listkiem figowym.

c) dajesz dowód tego, że ostatecznie akceptujesz podstępne oszukańcze
działanie towarzyszące wpychaniu Polski i Narodu Polskiego pod but
Brukseli - ostatecznie, że można ci napluć w twarz, a ty powiesz, że to
majowy  deszcz pada.

d)  utwierdzasz w bezkarności wszystkich tych, którzy doprowadzili swym
działaniem do ruiny Państwo Polskie i Naród Polski.

e) wyznajesz teorię mniejszego zła (tak krawiec kraje, jak materiału staje)
zamiast stosowania kryteriów: prawdy i fałszu, dobra i zła.  Chcesz leczyć
śmiertelnego na ciele wrzoda metodą jego ugłaskiwania, wprowadzania do jego
wnętrza pojedynczych zdrowych komórek.

f) dajesz dowód tego, że brak u ciebie wiary i tego ognia, które są
konieczne dla  odbudowy i utrzymania niepodległego i suwerennego Państawa
Polskiego - że się poddałeś, że ostatecznie masz już mętalność niewolnika,
że można cię błystkotkami łudzić.

2.
Trzeba też wiedzieć o istnieniu funkcjonującej z bardzo dobrym skutkiem
zasadzie: wystaczy, że był, że złożył swój podpis - resztę tak czy siak się
dorobi.
Idąc do wyborów, biorąc kartę do głosowania, podpisując listę, dajesz
frkwencję wyborczą, którą propaganda dniem i nocą będzie rozdmuchiwać i
interpretować na wszelkie wygodne im sposoby. Co do skali głosów nieważnych
będzie obowiązywał nakaz milczenia, ewentualnie tu i ówdzie ktoś o tym powie
półgębkiem.
Do tego, gdy ktoś był i jest jego podpis na liście, to niezmiernie łatwo
jest podmienić plik głosów nieważnych na plik głosów ważnych - i to
praktycznie bez ryzyka wpadki, bo jakim cudem ktoś udowodni, że oddał głos
nieważny.
Przy podrabianiu podpisów (i to w ostatniej fazie otwarcia lokalu
wyborczego) na dużą skalę bardzo łatwo jest wpaść, łatwo ustalić dokonanie
przestępstwa, a oprócz tego zabiera to sporo czasu, a i wtajemnicznonych
ludzi potrzebna by była znaczna ilość, aby fałszować podpisy na dużą skalę,
trzeba by zliczyć ile się takich podpisów sfałszowało, no i szukać
sposobności aby taką znaczną ich ilość jakoś podrzucić.
Zabieranie kart do domów to już znaczne ułatwienie dla dokonania szwidlu.
Podpisy już są. Wystarczy obserwowć ilu delikwentów wzięło kartę do
głosowania i nie wrzuciłojej do urny. Co jakiś czas niewielkimi partiami
można to uzupełnić. Jeśli ktoś przyszedł ze strachu (bo w przeciwnym razie
możemu to zaszkodzić) i zabrał kartę do domu, to jeszcze z większego strachu
nigdzie i w żadnych okolicznościach tej karty już nie wykorzysta - a do tego
swoje już zrobił, bo podniósł frekwencję wyborczą.

Pozostanie w domu, to najpewniejszy sposób na bojkot wyborów.

Na każdą władzę pada blady strach, gdy rządzony przez nią naród odmawia jej
posłuchu nie idąc do urn wyborczych - pozostając w domach.

Totalny bojkot tych wyborów do PE, to również jedyny sposób - w aktualnych
warunkch -
wyrażenia bezwzględnego sprzeciwu Narodu Polskiego wobec
podstępnie wprowadzanego Traktatu Lizbońskiego (Konstytucji dla superpaństwa
UE)

Boguchwała, A.D. 19 kwietnia 2009r.
Józef Bizoń

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso przyjął w Brukseli Wielkiego Mistrza Zakonu Maltańskiego Fra Mateusza Festinga. Podczas spotkania, wraz z Wielkim Kanclerzem Zakonu, Janem-Piotrem Mazery, podpisano ważne europejskie porozumienie.

W swoim stanowisku Wielki Mistrz zaznaczył: ,,To porozumienie pociąga za sobą wiele implikacji: konstytuuje bazę potrzebną do rozwoju i wzmacniania relacji pomiędzy Zakonem a Europą”

Z kolei Barroso zaznaczył, że: ,,Komisja Europejska podziela wartości prezentowane przez Zakon Maltański oraz jego misję i zrobi wszystko by wspierać zakon w jego pracy”

Memorandum stwierdza, że Komisja Europejska i Zakon Maltański podkreślają ważność łączących je zasad i wartości a także podkreślają, że ich zbliżenie, wraz z innymi państwami partnerskimi, bazuje na promowaniu szacunku dla ludzkiej godności, wolności, solidarności, sprawiedliwości i dobrym rządzeniu. Partnerzy podejmą współpracę następujących dziedzinach:

- udział w sytuacjach zagrożenia i po-kryzysowych, co obejmować będzie rehabilitację oraz przyszły rozwój

- medyczna i socjalna pomoc dla dotkniętych negatywnymi skutkami migracji

- wsparcie lokalnego rozwoju ekonomicznego i społecznego

- ochrona dla osób poszkodowanych w wyniku przemytu ludzi a także dla innych narażonych grup społecznych

- szerzenie i propagowanie praw człowieka

- Dialog między kulturowy i między religijny

- sponsoring dla seminariów i warsztatów dotyczących ważnych dla wspólnoty tematów

Następnie Barroso i Wielki Mistrz rozmawiali na wiele ważkich tematów międzynarodowych np. na temat Środkowego Wschodu, sytuacji humanitarnej w strefie Gazy, migracjach w Europie (zwłaszcza w rejonie Morza Śródziemnego), inicjatywach humanitarnych Zakonu w różnych krajach Europy oraz o planach dotyczących Europejskiego Roku Walki z Biedą i Wykluczeniem Społecznym.

Komentarz: I kto tu kłamie odnośnie wartości? Wielki Mistrz czy Barroso? Gołym okiem widać, że Zakonu (w jego tradycyjnym rozumieniu) oraz Komisji Europejskiej nie łączą przecież żadne wspólne wartości. Zakon powołany został jako organizacja religijna, opiekująca się chorymi ale także walcząca z muzułmanami, chroniąca pielgrzymów i szerząca wiarę w Boga. Jednakże w wymienionych polach współpracy nie ma nic na temat nowej krucjaty, obrony przed emigracją muzułmańską itp. Jedyna kwestia religijna podniesiona na spotkaniu to oczywiście dialog między-religijny. Ciekawe czy Jean Parissot de la Valette też rozmawiał by na temat dialogu między-religijnego w obliczu inwazji tureckiej na Maltę? Tak samo pozostałe kwestie: wykluczenie społeczne, szerzenie i propagowanie praw człowieka? Dlaczegóż to Wieli Mistrz ma się tym zajmować? Czy Zakon nie ma czasem wyznaczonych, własnych celów, że musi przyjmować cele ,,nowoczesnej Europy”? Poza tym śmieszy fragment o ty, iż UE zrobi wszystko żeby wspierać zakon w jego misji. Ciekawe co by Barroso powiedział, gdyby Maltańczycy wysłali swoją flotę przeciwko Turcji.

Podsumowując: Raymund du Puy, Jean de Villiers, Philippe de l'Isle Adam czy De la Valette przewracają się grobie.

P.S. I jakoś nie zauważyłem, żeby Wielki Mistrz był ubrany przepisowo: ,, Takoż niechaj wszyscy bracia ze wszystkich zgromadzeń, którzy od teraz ofiarują się Bogu i Świętemu Szpitalowi w Jeruzalem, noszą na szatach na płaszczach krzyż dla chwały Boga i Krzyża Świętego i niechaj przez swoją wiarę i czyny i posłuszeństwo chronią nas na duszy i na ciele, wraz z wszystkimi chrześcijańskimi dobroczyńcami, przed mocą piekielną na tym i na tamtym świecie. Amen.”

Francja: Le Pen skazany na 3 miesiące więzienia w zawieszeniu

Sąd w Paryżu skazał szefa prawicowego Frontu Narodowego na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu i 10 tysięcy euro grzywny. Według sędziów, Jean-Marie Le Pen bagatelizował zbrodnie nazizmu, mówiąc, że okupacja niemiecka we Francji nie była szczególnie "nieludzka".

Proces odnosi się do słów przewodniczącego Frontu Narodowego opublikowanych w 2005 roku przez prawicowy tygodnik "Rivarol". Le Pen oświadczył tam że: "We Francji okupacja niemiecka przynajmniej nie była szczególnie nieludzka, nawet biorąc pod uwagę jej niedoskonałości, nieuniknione w kraju o powierzchni 550 tysięcy kilometrów kwadratowych".

Paryski sąd apelacyjny tym wyrokiem potwierdził orzeczenie sądu pierwszej instancji wydane w ubiegłym roku, uznając Le Pena za winnego "współudziału w negowaniu zbrodni przeciw ludzkości".

Jednocześnie, Le Pen został uwolniony od cięższego zarzutu postawionego mu przez prokuraturę - gloryfikacji zbrodni wojennych nazistów. Na grzywnę w wysokości kilku tysięcy euro skazano także redaktorów pisma, które opublikowało wypowiedź Le Pena.

Lider Frontu Narodowego był do tej pory wielokrotnie skazywany przez sądy za wzywanie do nienawiści rasowej, apologie zbrodni wojennych i antysemityzm.

300 tys. zł na produkcję filmu dokumentalnego w konkursie "Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej" przeznaczył Polski Instytut Sztuki Filmowej i miasto Lublin. Film, w myśl regulaminu, ma m.in. "dostrzegać inspirujące znaczenie Unii Lubelskiej dla procesów integracyjnych we współczesnej Europie". W ocenie historyków, rzetelna produkcja spełniająca ten wymóg powinna skupić się na pokazaniu współczesnej Europie kultury politycznej samorządności i wolności - dziedzictwa nie tyle Unii Lubelskiej, co Rzeczypospolitej - niemającej wiele wspólnego z przerośniętą i bezduszną biurokracją Unii Europejskiej.

Konkurs "Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej", zorganizowany z myślą o obchodach 440. rocznicy Unii Lubelskiej, wygrał scenariusz na film "Od Unii do Unii" w reżyserii Andrzeja Marka Drążewskiego. Według oceny ekspertów Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, jest to "film przeplatający materiały archiwalne ze zdjęciami współczesnego Lublina", który "ukazuje niezwykłość oraz wielokulturowość tego miasta". Dokument - jak czytamy - "nosi znamiona dużej znajomości podejmowanego tematu oraz może w atrakcyjny sposób przybliżyć widzowi historię i kulturę Lublina". Nagrodzony przez PISF i miasto Lublin projekt otrzymał na produkcję 300 tys. złotych. Film ma być gotowy w październiku br.

Tymczasem w wymogach regulaminowych wśród zadań, które film ma spełniać, wymieniono obok problemu "znaczenia dziedzictwa Unii Lubelskiej dla Lublina jako miejsca tolerancji, wielokulturowości i spotkania tradycji Wschodu i Zachodu" dostrzeganie inspiracji "Unii Lubelskiej dla procesów integracyjnych we współczesnej Europie". W ocenie prof. Andrzeja Nowaka, historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, patrząc dziś na kształt obydwu unii, takich inspiracji doszukać się trudno, bo ani współczesna biurokracja, ani administracyjna samowola urzędników brukselskich nie mają wiele wspólnego z dorobkiem Rzeczypospolitej, będącej w ówczesnej Europie swoistym centrum wolności, przyciągającym ludzi szukających lepszego życia. - Co dzisiaj przyciąga do UE? Na pewno nie wolność i nie samorządność, tylko nadzieja na dobrobyt. Ona niestety stopniowo zaczyna słabnąć wskutek kryzysu - zauważył prof. Nowak.

Dużą wagę do filmu przywiązują władze Lublina. "Czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów to czasy wymiany międzynarodowej, tolerancji religijnej, bujnego rozwoju w dziedzinie handlu i kultury, czasy świetności Lublina i rozległego państwa. Drugi ważny fakt historyczny odnosi się do tego, co dzieje się, kiedy najważniejsze z europejskich wartości zostają pogwałcone" - czytamy na stronach internetowych Lublina, starającego się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. - Jest to próba przedstawienia, w jaki sposób tradycja niesie w przyszłość wartości, które zostały wcześniej, w pewnym sensie dzięki Unii Lubelskiej, rozpropagowane i ugruntowane w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, i jak to się odbija dzisiaj w charakterze miasta - powiedział nam Grzegorz Linkowski z lubelskiego magistratu, nadzorujący ten filmowy projekt. - Będzie to taki głos tradycji pokazujący, w którym kierunku UE powinna podążać. Chcemy pokazać coś, co jest naszą wartością. Powinniśmy też uczyć, jak naprawdę powinna wyglądać m.in. tożsamość chrześcijańska czy wielokulturowość w Europie. Mamy nadzieję, że w filmie uda nam się to pokazać - dodał.

Marcin Austyn

A jednak komuś się pokręciło....

 

W załączniku tekst o przekazaniu 300 tys zł na film dokumentalny od Unii Lubelskiej po Unię Europejską. Myślę że fragment o Unii Lubelskiej będzie miał  "obciążenie" finansowe na 5 tys zł a reszta "pójdzie" na ciężar propagandy o UE...

Dodam tylko że za te kwotę można byłoby zrobić 2 lub 3 lub 4 bardzo dobre filmy o wymiarze "europejskim" ale z tematyką np. o polskich patriotach walczących o wolność waszą i naszą....

Piotr Zarębski

Propaganda unijna w Polsce osiągnęła apogeum.

Jej charakter dobrze oddają również terminy "propaganda integracyjna" lub "globalistyczna" oznaczające przekształcanie Unii Europejskiej w jedno socjalistyczne państwo. Już obecnie Unia posiada swą stolicę, parlament, walutę, przygotowuje wspólną dla wszystkich członków konstytucję i armię. Są to wystarczające czynniki dla stworzenia superpaństwa likwidującego automatycznie państwowość i autonomię poszczególnych podmiotów Unii. Superpaństwo w swej strukturze ma zastąpić obecny, niedoskonały - zdaniem jego twórców oraz unijnej propagandy - porządek państwowy i społeczny i narodowy w Europie porządkiem doskonałym.

Owa idea doskonałego porządku ma swe źródło w socjalizmie utopijnym XIX wieku. Jej przywoływanie świadczy o nowej, kolejnej po XIX i XX w. próbie urzeczywistnienia socjalizmu. Świadczy o próbie podjętej pomimo wyrosłego na tej utopii totalitaryzmu komunistycznego, pomimo towarzyszącej jego ustanowieniu liczbie ponad stu milionów ofiar. Wreszcie pomimo jego klęski. Znawcy idei socjalizmu twierdzą, że mamy do czynienia z trzecią fazą jej rozwoju. Fazą postkomunistyczną, w której istotną rolę w miejsce kolektywizmu i autorytaryzmu odgrywają rynek i własność prywatna oraz demokracja jako niezbywalne czynniki współczesnej cywilizacji. Jednakże stanowią one jedynie nowe instrumenty - twierdzi Martin Mali w książce "Sowiecka tragedia" - w osiąganiu tego samego celu: socjalizmu, idealnego porządku.

Z punktu widzenia celu utopii mamy do czynienia z wyraźnym continuum od socjalizmu dziewiętnastowiecznego poprzez komunizm do trzeciej fazy. Propaganda próbuje zatrzeć obraz ciągłości socjalizmu podkreślając - jako gwarancję oderwania się od niej - nowe instrumenty realizacji utopii: rynek, własność prywatną, demokrację. Liczy przy tym na naiwność Polaków, na ich nieuwagę i bezkrytycyzm wobec zachodu. Liczy na to, że uda się przedstawić instrumenty jako cel, ukrywając ten, który jest właściwy i nieodłączny dla utopii socjalizmu. Doskonały porządek bez Boga i uformowanie odpowiedniego dla tego porządku człowieka, który wierzy w ostateczne szczęście na ziemi i do niego ogranicza swoje istnienie.

Aby osiągnąć taki cel, już dziewiętnastowieczni socjaliści włączali w swą koncepcję społeczną pojęcia chrześcijańskie i mówili o raju na ziemi oraz o Królestwie Bożym na ziemi, negując przy tym samego Boga i wszelką transcendencję. Odwoływali się nawet do chrześcijańskiego ideału miłości bliźniego, który ich zdaniem winien służyć socjalizmowi jako ostatecznej fazie dziejów ludzkości. Próby wykorzystania chrześcijaństwa do ustanowienia socjalistycznego, ateistycznego porządku zostały od razu zdemaskowane w XIX wieku jako fałszywe teologicznie, etycznie, metafizycznie.

Genialną z tego punktu widzenia analizę socjalizmu przedstawił Fiodor Dostojewski w "Biesach", "Braciach Karamazow" i "Dzienniku pisarza". Wykazał, że socjalistyczne królestwo Boże na ziemi jest nie tylko królestwem bez Boga i wbrew Bogu, ale jest jednocześnie królestwem ducha niebytu, antychrysta. Ukazał nicość tych, którzy chcą wykorzystać symbole chrześcijaństwa do realizacji utopii ateistycznych. Symbolizuje ich Wielki Inkwizytor w Braciach Karamazow występujący z krzyżem jako ideolog utopii socjalistycznej. Próba wykorzystania przez niego największej wartości chrześcijan, krzyża została proroczo przedstawiona przez Dostojewskiego w rozmowie Wielkiego Inkwizytora z Chrystusem. W rozmowie tej wystąpił on przeciw boskości Chrystusa, jego odkupieńczej męce i zmartwychwstaniu.

Każda późniejsza próba, zwłaszcza po rewolucji bolszewickiej analizy świadomości zniewolonej utopią socjalizmu i jego mutacji, komunizmu nie mogła nie brać pod uwagę analiz i wniosków Dostojewskiego.

Obecnie, gdy socjalistyczna propaganda unijna osiąga w Polsce apogeum, szczególnie o nich musimy pamiętać, właściwie oceniać propozycje polityków i propagandzistów globalistycznej integracji w Europie przedstawiane jako przejście ze świata biedy do świata doskonałego; zachować dystans, gdy decyzje różnych osobistości i komisji z Brukseli mają charakter pokusy wielkiego Inkwizytora przedstawionego w Braciach Karamazow. Musimy pamiętać, że manipulacja propagandy będzie ukazywała zagrożenie ideologicznego zniewolenia z przeciwnej strony. Już teraz słyszymy, że jeśli nie wejdziemy do Unii czeka nas los Białorusi i jej oraz Rosji postkomunistyczna bieda.

Tymczasem ani Rosja sama ani Rosja w związku z Białorusią nie zagrażają nam ideologicznie i nie one próbują narzucić nam socjalizm w trzeciej fazie jego rozwoju. Zagrożenie ze strony Rosji ma inny charakter, wynika z odradzającej się w niej idei imperialnej, o której polscy politycy i propagandziści nie tylko nie mówią, ale nawet nie chcą słyszeć. Ich świadomość jest albo zredukowana do świadomości ekonomicznej i przekształca ich typ w homo oeconomicus albo jest świadomością utopijną zniewoloną przez ideologię socjalizmu w nowej fazie. Najbardziej charakterystycznymi symptomami zniewolenia utopią, jakiemu poddały się polskie elity i propaganda z nimi związana, są powtarzane przez nich formuły: "Wejście Polski do Unii Europejskiej nie ma alternatywy", "Jest to konieczność", "Jest to najlepsze rozwiązanie", "Poza Unią nie będziemy istnieć". Formuły te wykluczają wolność myślenia, wolność wyboru, krytycyzm wobec świata. Narzucają natomiast dyspozycyjność wobec ideologii unijnej pojedynczych osób i całego narodu. Dyspozycyjność granicząca z pogańskim fatalizmem, który wkrada się do świadomości ludzi wraz z tezą o wejściu do Unii jako wyższej konieczności. Formuły te nie tylko zniewalają świadomość Polaków, ale też kierują ich na drogę zrzucenia odpowiedzialności za Polskę.

Analizy świadomości zniewolonej, jakie stworzyli Rosjanie na początku i u schyłku wieku XX, między innymi Aleksander Sołżenicyn, wskazują na jedyną drogę jej zwyciężenia i wyzwolenia. Drogę religijnego odrodzenia i autentycznego powrotu do Boga.
Szczęść Boże.

Prof. dr hab. Anna Raźny

Rację mieli realiści

Jarosław Kaczyński

Warto dalej podążać drogą ambitnego eurorealizmu. Mówi on Unii „tak”, choć wiąże z tym jasne wymagania. Zakłada solidarność w sprawach, w których warto działać wspólnie, ale nie redukuje roli suwerennych państw narodowych - pisze szef PiS

Tuż przed wyborami do europarlamentu publikujemy opinie na temat szans i celów Polski w Unii Europejskiej. Nasze łamy udostępniliśmy politykom mającym do tej kwestii odmienne podejście: byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i byłemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Pięciolecie polskiej obecności w Unii Europejskiej, które zbiega się z okrągłą rocznicą końca komunistycznego ustroju w naszym kraju, to dobra okazja do podsumowań i poszukiwania odpowiedzi na pytanie: co dalej? Nie ma polskiego polityka lub eksperta, który mógłby, nie narażając swojej powagi i wiarygodności, stanąć dzisiaj przed opinią publiczną i powiedzieć, że przystąpienie Polski do Unii było błędem. Albo argumentować tak: skoro nie udało się wynegocjować lepszych warunków naszej akcesji, to nie należało przystępować do Unii.

Czy można sobie wyobrazić dzisiejszą Polskę jako nieuczestniczący w strukturach europejskich kraj tranzytowy między Niemcami a republikami bałtyckimi, dla których członkostwo w Unii jest wręcz potwierdzeniem ich niepodległości? Kraj, którego towary nie mogą być swobodnie sprzedawane na rynkach zachodniej Europy, a jego obywatele nie mogą legalnie pracować w coraz większej liczbie państw? Który nie korzysta z unijnego wsparcia inwestycyjnego i subwencji rolnych, nie ma żadnego wpływu na kształt unijnego prawodawstwa, ale w dużym stopniu musi się do niego dostosować, jeśli chce być w miarę „kompatybilnym” partnerem gospodarczym swoich sąsiadów?

Owszem, można sobie taką Polskę wyobrazić, ale nie jest to obraz zachęcający. Chyba że ktoś wyobraża sobie nasz kraj, między Rosją a Niemcami, w roli „drugiej Szwajcarii”, ale do tego trzeba nader bujnej wyobraźni, obejmującej także nowe ukształtowanie terenu i połączeń transportowych, prawie trzykrotnie wyższy poziom PKB na obywatela oraz spełnienie paru innych marzeń.

Udział Polski w europejskiej integracji należy traktować jako wyraz dziejowej sprawiedliwości, a zarazem wielką i realną szansę dla naszego kraju.

Za żelazną kurtyną

Europę dzieli 76 lat od złowieszczego momentu, w którym do władzy w Niemczech dopuszczono partię narodowosocjalistyczną. Jej zbrodnicza polityka szybko znalazła poparcie w szerokich kręgach niemieckiego społeczeństwa i tamtejszej gospodarki. Niemiecka Rzesza, początkowo współpracując ze Związkiem Sowieckim, rozpętała wyniszczającą wojnę przeciwko innym narodom.

Polska, która miała do wyboru także inne opcje, zdecydowała się bronić wartości zachodniej cywilizacji, przez co stała się pierwszą ofiarą agresji, okrutnie doświadczoną przez działania wojenne i okupacyjny terror. Historyczną konsekwencją rozpętanej przez Niemcy wojny było awansowanie Związku Sowieckiego i zawładnięcie przezeń znaczną częścią Europy.

Długie panowanie komunistyczne w tej części kontynentu miało wymiar nie tylko geopolityczno-militarny, lecz także ideologiczny, ustrojowy, społeczny i ekonomiczny. Niosło nowe zbrodnie, krępowanie ludzkiej wolności i inicjatywy, demoralizację, marnotrawstwo i inne kosztowne absurdy. Stan ten trwał przez blisko pół wieku. Zachód nie potrafił, a poniekąd nawet nie chciał, skutecznie mu się przeciwstawić („syndrom Jałty”).

Europejski legislator, urzędnik czy sędzia nie powinien decydować o tym, co obywatele europejskich państw mają myśleć i w czym gustować

Polska nie mogła więc korzystać z owoców wielkiej prosperity, jaka w drugiej połowie minionego stulecia była udziałem wolnego świata. O dobrodziejstwach planu Marshalla, społecznej gospodarki rynkowej i wspólnego europejskiego rynku, nie wspominając już o demokracji i przestrzeganiu praw człowieka, nasz naród mógł wówczas tylko marzyć. Dla Polaków, podobnie jak dla naszych sąsiadów na wschodzie i południu, los okazał się o wiele mniej łaskawy niż dla większości Niemców, którym zaraz po wojnie, podobnie jak Austriakom niewiele później, dane było znaleźć się w wolnym świecie i maksymalnie wykorzystać wszystkie związane z tym szanse i korzyści.

Prawo do oczekiwań

Przezwyciężenie podziału naszego kontynentu na demokratyczny, wolnorynkowy Zachód i totalitarny, po zęby uzbrojony, ale gospodarczo niewydolny Wschód nie było dziełem zachodnioeuropejskich polityków i dyplomatów. Dokonały tego narody ujarzmione przez komunizm. Wyjątkowy jest w tym dziele udział narodu polskiego.

Bezprecedensową formą mobilizacji 10 milionów obywateli przeciwko komunistycznej opresji był ruch „Solidarności” inspirowany nauczaniem naszego rodaka Jana Pawła II i głęboko zakorzeniony w naszej chrześcijańskiej i niepodległościowej tradycji. Ruch ten rzucił wyzwanie światowemu systemowi komunistycznemu i pozbawił jego ideologię i struktury, oparte na przemocy i kłamstwie, ostatnich pozorów społecznej legitymacji.

Dołączywszy - z dużym, ale niezawinionym przez siebie opóźnieniem - do „wspólnego europejskiego domu”, mamy prawo oczekiwać europejskiej solidarności w praktyce. Mamy więc prawo oczekiwać, że będziemy nadal otrzymywać wsparcie swojej pracy na rzecz wyrównania dystansu dzielącego nasz kraj od europejskiej czołówki. To wymaga kontynuowania wspólnotowej polityki spójności przy odpowiednim zaangażowaniu unijnych funduszy.

Mamy także prawo oczekiwać, że nasz prorozwojowy wysiłek nie będzie krępowany coraz bardziej rygorystycznymi przepisami unijnymi (np. ekologicznymi), dostosowanymi do możliwości najlepiej rozwiniętych krajów Europy - takimi, które nie obowiązywały, gdy kraje te, reprezentując poziom gospodarczy zbliżony do naszego dzisiejszego, rozwijały się w szybkim tempie.

Mamy wreszcie prawo oczekiwać traktowania nowych państw członkowskich na równi z krajami starej Unii. Gdy mowa o równości traktowania, mam na myśli choćby wysokość płatności dla rolników, dopuszczalność narodowej pomocy zagrożonym gałęziom gospodarki (zachodnie banki i przemysł motoryzacyjny z jednej strony, polskie stocznie - z drugiej), warunki działania polskich usługodawców na całym obszarze Unii, prawa polskich emigrantów zarobkowych i ich rodzin, warunki zatrudnienia Polaków w działających u nas firmach z innych krajów Unii czy sposób reagowania unijnych instytucji na przypadki dyskryminowania Polski w stosunkach gospodarczych z państwami trzecimi.

Unifikacyjna mania

Europejska jedność powinna polegać na solidarności i wspólnocie działania wobec rzeczywistych wyzwań i zagrożeń. Unia nie powinna być natomiast strukturą służącą do forsowania utopijnych projektów ideologicznych i „cudownych” pomysłów w dziedzinie inżynierii społecznej. Nie potrzeba unifikacji ani „harmonizacji” w dziedzinach, w których korzystna jest konkurencja różnych sposobów życia i aktywności.

Bogactwem naszego kontynentu jest nie uniformizm, lecz różnorodność. Musi ona istnieć nie tylko wewnątrz państw członkowskich, lecz także pomiędzy nimi, w wymiarze europejskim. Systemów prawnych, obyczajów i kultury nie należy sprowadzać do „jedynie słusznego” europejskiego szablonu.

Europejski legislator, urzędnik czy sędzia nie powinien decydować o tym, co obywatele europejskich państw mają myśleć i w czym gustować, jak mają pracować, odżywiać się i świętować, jakim związkom między ludźmi należy w państwach członkowskich nadawać rangę prawną, a jakie pozostawić poza zasięgiem zainteresowania władz publicznych. Unifikacyjna mania, widoczna w niektórych unijnych dyrektywach i interpretacjach dotyczących delikatnych spraw gospodarczych i społecznych, w których należałoby zaufać mądrości poszczególnych narodów i krajowych prawodawców, powinna ustąpić miejsca rzeczywistej europejskiej solidarności wobec wspólnych strategicznych wyzwań. Do tych należy niewątpliwie bezpieczeństwo militarne i energetyczne.

Nie jest przypadkiem, że dwaj najwięksi europejscy „gracze”, chętnie uchodzący za liderów europejskiej integracji, są w praktyce nastawieni dość sceptycznie do idei rzeczywistego „uwspólnotowienia” polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz spraw obronności. Postęp integracji w tej sferze pozbawiałby te państwa możliwości prowadzenia samodzielnej gry w polityce światowej, zwłaszcza wobec Rosji, i czyniłby niemożliwymi takie działania podejmowane na własną rękę przez poszczególne państwa członkowskie Unii, jak choćby budowa gazociągu północnego.

Pole gry

Dodatni bilans pięciolecia polskiego członkostwa w Unii Europejskiej wyraża się nie tylko w statystykach. Także w aspekcie jakościowym możemy mówić o sukcesie naszego udziału w europejskiej wspólnocie.

Pokazaliśmy, że Polacy to społeczeństwo nowoczesne i otwarte, zdolne do korzystania z szans związanych z otwarciem granic dla przepływu ludzi, towarów, usług i kapitału oraz z dostępem do funduszy europejskich, społeczeństwo mobilne i przedsiębiorcze, głęboko europejskie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Polacy wykazują też o wiele większe zrozumienie dla narodów aspirujących do pełnoprawnego udziału w europejskiej wspólnocie niż niektóre rządy i społeczeństwa starej Unii. Można u nich dostrzec lęk przed zmianami i chęć obrony swoich starych przywilejów w nowej rzeczywistości. Postawy te bywają w paradoksalny sposób „kompensowane” nieodpowiedzialnymi próbami podważania chrześcijańskich fundamentów wolnego świata.

Otwartość, solidarność, poszanowanie równości suwerennych państw, odrzucenie jednolitego wzorca społecznej modernizacji mogą i powinny się stać znakiem rozpoznawczym polskiej obecności w Unii i przykładem dla innych.

W mijającym pięcioleciu mogliśmy spierać się o kształt reformy instytucjonalnej Unii, o przyszłość europejskiej polityki spójności i wspólnej polityki rolnej, o wybór najlepszego dla Polski momentu wprowadzenia w naszym kraju waluty euro, o tempo i zasady rozszerzania Unii na wschód i o wiele innych spraw. Możemy uczestniczyć w rozwiązywaniu tych i innych problemów, ponieważ jesteśmy formalnie pełnoprawnym członkiem Unii, z jej wszystkimi zaletami i wadami.

Nie jest to klub dobroczynności państw starej Unii wobec nowych krajów członkowskich ani miejsce budowy europejskiego raju bez barier, „poza którym nie ma zbawienia”, jak chcą nasi euroentuzjaści. Ale oceny znaczenia Unii nie można też ograniczać, jak czynią radykalni eurosceptycy, do piętnowania przypadków nierównego traktowania państw członkowskich, biurokratycznych przerostów i utopijnych zapędów. Nie sposób ignorować istnienia takich zjawisk i lekceważyć ich szkodliwości. Można się im jednak przeciwstawiać, jeśli jest się wewnątrz europejskiej wspólnoty, a nie poza nią.

Unia jest przede wszystkim polem skomplikowanej gry narodowych interesów. Trzeba się nauczyć jej reguł i uczestniczyć w niej bez kompleksów wobec starszych stażem członkowskim i bogatszych od nas państw. Dobrze pojęta europejska solidarność, która jest i pozostaje „wartością dodaną” integracji, per saldo opłaci się wszystkim.

Tak dla Unii

Warto więc dalej podążać drogą ambitnego eurorealizmu. Mówi on Unii „tak”, ale wiąże z tym jasne wymagania aksjologiczne i pragmatyczne. Zakłada solidarność w sprawach, w których warto działać wspólnie, ale nie redukuje roli suwerennych państw narodowych.

Odrzuca - jednakowo niebezpieczne dla trwałej wspólnoty europejskich narodów - antyunijne fobie i „hiperunijne”, federalistyczne utopie. Dla zwolenników ambitnego eurorealizmu (wierzę, że można ich spotkać w różnych partiach) trafne i aktualne są słowa Jana Pawła II. Sześć lat temu, w pamiętnym przemówieniu do Polaków na placu Świętego Piotra, nasz rodak mówił:

„Wiem, że wielu jest przeciwników integracji. Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego narodu. Podzielam ich niepokoje związane z gospodarczym układem sił, w którym Polska - po latach rabunkowej gospodarki minionego systemu - jawi się jako kraj o dużych możliwościach, ale też o niewielkich środkach. Muszę jednak podkreślić, że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Wejście w struktury Unii Europejskiej, na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego narodu i bratnich narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków. Polska potrzebuje Europy”.

Autor jest prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Z wykształcenia prawnik, w PRL działał w opozycji, w 1976 r. rozpoczął współpracę z KOR. Od 1979 r. należał do redakcji kierowanego przez Antoniego Macierewicza podziemnego miesięcznika „Głos”. W 1980 r. został członkiem „Solidarności”. Po 1989 r. był senatorem oraz posłem na Sejm. Od lipca 2006 r. do listopada 2007 r. - premierem Polski

Rzeczpospolita

GŁOS Z POLSKI

„Co czeka Polską Żeglugę Promową?”

Dla fachowców zajmujących się Żeglugą Promową nie jest tajemnicą, że żegluga promowa szczególnie na Morzu Bałtyckim jest tą tzw. „kurą, która znosi przynosi złote jajka”. Przy dobrym zarządzaniu powinna przynosić znaczące zyski. Nic, więc dziwnego, że jest wielu chętnych do przejęcia tego interesu.

Jakie są, zatem zasadnicze fakty dotyczące Żeglugi Promowej?

Po wielu zasadniczych przygotowaniach takich jak wybudowanie w Świnoujściu Bazy Promowej i pierwszego promu, uruchomiono pierwsze połączenie promowe pomiędzy Świnoujściem a szwedzkim Ystad. Był to niewątpliwie jak na ówczesne czasy duży sukces. Ludzie morza kolejny raz wykazali, że są to twardzi i nieustępliwi, zawsze dążący do obranego celu, mimo wielu spotykanych po drodze przeszkód.

Interes, którym wówczas zajmował się polski przewoźnik, czyli Polskie Linie Oceaniczne, szedł nadspodziewanie dobrze, więc rozwijano się dalej… Podstawiono dalsze promy, uruchomiono następne połączenie - tym razem z Kopenhagą. Wybudowano drugą bazę promową w Gdańsku, co pozwoliło uruchomić następne połączenia z Gdańska do Helsinek i z Gdańska do Szwecji. Polska Żegluga Promowa rozrastała się. Powołano nowe przedsiębiorstwo żeglugowe, czyli Polską Żeglugę Bałtycką z siedzibą w Kołobrzegu, która stała się właścicielem przejętych od PLO promów jak również infrastruktury - bazy promowej w Świnoujściu. Konkurenci, czyli wielkie firmy żeglugi promowej na Morzu Bałtyckim takie jak Duńska DFDS czy duńsko-niemiecka firma Scandlines AG robiły wszystko, co możliwe, by wyciąć czy lepiej przejąć od Polaków ten interes.

Przypomnę, gdy zdarzyła się tragedia z promem Heweliusz natychmiast w prasie rozpoczęło się oczernianie naszego przewoźnika. Nie informowano jednak, że prom Heweliusz został zbudowany przez Norwegów. Jednak do tak zwanej transformacji gospodarczej pod batutą pana Balcerowicza nie udawało się konkurencji zrealizować zamiarów przejęcia polskiej firmy. Kłopoty zaczęły się pojawiać dopiero po zastosowaniu przez Balcerowicza terapii szokowej. Dziś połączenia z Gdyni do Finlandii i Szwecji są już w posiadaniu obcego przewoźnika. Na rynku pozostała póki co Polska Żegluga Bałtycka, ale już jako spółka skarbu państwa i należąca do przedsiębiorstwa Państwowego Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie spółka promowa Unity Line.

Ostatnie dane wykazują, że duńska DFDS jest zdecydowanym potentatem w przewozach promowych na Morzu Bałtyckim, jak również na Morzu Północnym. Rocznie przewozi 1,8 mln pasażerów i 200 tys. samochodów ciężarowych. Dla porównania Unity Line przewozi rocznie 260 tys. pasażerów i ok. 120 tys. samochodów ciężarowych. Ta spółka jako de facto przedsiębiorstwo państwowe prosperuje dobrze. Natomiast skomercjalizowane przedsiębiorstwo Polska Żegluga Bałtycka, czyli spółka skarbu państwa ma nieustające kłopoty. Widać wyraźnie na tym przykładzie, że nieprawdą jest, iż skomercjalizowane przedsiębiorstwo, czyli spółka skarbu państwa jest lepiej zarządzana niż przedsiębiorstwo państwowe.

Ale oto zaistniało realne zagrożenie wypchnięcia polskich armatorów zajmujących się żeglugą promową, jak również i operatorów promowych, z tak trudem wywalczonych połączeń pomiędzy Polską a Skandynawią przez takie firmy jak duńska DFDS czy duńsko-niemiecka firma Scandlines AG. Oto, bowiem Dyrekcja Polskiej Żeglugi Promowej na czele z jej prezesem panem Warchołem przy wsparciu panów posła PO Karpiniuka i vice ministra ochrony środowiska Stanisława Gawłowskiego, którzy to działają za przyzwoleniem ministra skarbu Aleksandra Grada, robią wszystko, by dokończyć dzieła zniszczenia pozostałości gospodarki morskiej.

W tym wypadku sztandarowy prom PŻB „Wawel” pływający pomiędzy Świnoujściem a Ystad nie wydzierżawiono polskiemu armatorowi Unity Line, który to chciał go wyczarterować. Postawiono mu, bowiem takie zaporowe kryteria, których nie był w stanie przyjąć jak np. żądanie 40 tys. euro dziennie, jednak szybko, bo 1 listopada 2008 r. wydzierżawiono go duńskiej firmie DFDS.

Następnym krokiem zapewne będzie przejęcie przez DFDS Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Już wróble na drzewach ćwierkają, że przetarg na kupno PŻB z Kołobrzegu ma być ogłoszony przez Ministerstwo Skarbu w marcu tego roku, a sam zakup może być zrealizowany już w czerwcu. Jeśli więc potentat przewozów promowych na morzu Bałtyckim, jakim niewątpliwie jest DFDS przejmie PŻB, przejmie również nie tylko jej promy, ale i całą infrastrukturę (nadbrzeża, biura podróży w całej Polsce itd.) Stworzy to również natychmiast bezpośrednią silną konkurencję dla już jedynego polskiego przewoźnika, czyli Unity Line - należącego w 100 procentach do przedsiębiorstwa państwowego Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie.

Warto w tym miejscu zacytować fragment rozmowy przewodniczącego Rady Pracowniczej PŻM kpt.ż.w. Mirosława Folty z jednym z wiceministrów skarbu. Na zadane pytanie przez kapitana, „dlaczego resort godzi się na wpuszczenie do Polski i przejęcie polskiego rynku przez duńską firmę”, w odpowiedzi uzyskał słowa: ”Przecież jesteśmy w Unii Europejskiej”

Ale to nie wszystko. Kolejnym zagrożeniem dla polskiego rynku promowego i polskiego operatora Unity Line jest duńsko-niemiecka Scandlines (założona przez duńskie i niemieckie koleje). Ta firma ma w swojej dyspozycji 19 promów, które pływają na 9 połączeniach, pomiędzy 14 bałtyckimi portami. Rocznie przewozi 18,5 mln. pasażerów, 4 mln. samochodów osobowych i 1 mln ciężarowych.

Na wiadomość, że Stocznia Szczecińska Nowa ma problemy z wybudowaniem dla PŻM dwóch promów planowanych do wejścia w latach 2010 -2011, w Szczecinie zjawił się szef firmy Scandlines John Steen Mikkelsen, który w rozmowie z prezesem Zarządu Portu Szczecin i Świnoujście Jarosławem Siergiejem (właścicielem terminalu promowego w Świnoujściu) szef DFDS wyraził zainteresowanie wejściem firmy z promami do Świnoujścia dokładnie na te nadbrzeża, z których miałyby odpływać promy PŻM zbudowane w Stoczni Szczecińskiej Nowa.

No cóż, nic dodać nic ująć. Obecny rząd pana Tuska ma już niewątpliwie wiele zasług w gospodarce morskiej. Na dzień dobry zlikwidował Ministerstwo Gospodarki Morskiej, zwolnił doświadczonych ludzi w administracji morskiej, obsadzając te miejsca przypadkowymi osobobami. Dobitnym przykładem jest zwolnienie dyrektora Urzędu Morskiego w Słupsku w pełni kompetentnego i z dużym doświadczeniem kpt. ż.w. Józefa Gawłowicza, a obsadził ten stołek stewardem, czyli kelnerem. Obecny rząd nie wykorzystał dorobku uprzedniego ministra gospodarki morskiej Marka Gróbarczyka, jak choćby daleko zaawansowanych prac nad budową gazoportu w Świnoujściu czy zdecydowanej walki na forum Komisji Europejskiej w sprawie polskiego rybołówstwa. Rząd Tuska doprowadził do pełnej zapaści Polski przemysł okrętowy, tzn. nie tylko stocznie, ale i całe zaplecze, i to w tym czasie, gdy rząd niemiecki pompuje olbrzymie środki w obronę swoich stoczni, nie licząc się z decyzjami urzędników unijnych. Na tym przykładzie widać wyraźnie, dlaczego robi się wszystko, by mówiąc językiem prostym, wyciszyć prawdę, zrobić wszystko, by do społeczeństwa nie dotarły sprawy dotyczące jej przyszłości. By po prostu postawić społeczeństwo przed faktem dokonanym. I dlatego też m.in. prowadzi się działania zmierzające do tego, by zabrać społeczeństwu TV TRWAM I dlatego tak się nęka wszystko to, co jest związane z naszym Radiem Maryja. O tych jakże bardzo bolesnych i szkodliwych, a zapewne niestety nieodwracalnych faktach, nie poinformują przecież tzw. środki masowego przekazu - masowego ogłupiania naszego społeczeństwa. Nie można podawać przecież do społeczeństwa tego, że jutro ten czy inny zakład pracy, czyli nasz narodowy majątek, zostanie oddany w obce ręce, że w wyniku tego stracą pracę następni obywatele. Te sprawy możemy nagłaśniać, informować nasze społeczeństwo wyłącznie za pomocą czysto polskich środków społecznego komunikowania, którym są TV TRWAM, Radio Maryja i katolickie rozgłośnie, NASZ DZIENNNIK tygodniki NASZA POLSKA, NIEDZIELA i im podobne. Niestety są to bardzo nieliczne media. Chwała, więc im za to, że są - WIELKIE DZIĘKI.

Próżne, więc ich zamiary. TORUNIA, szanowni burzyciele, nie uda się wam wymazać z mapy Polski. MY NA TO NIE POZWOLIMY.

Jeszcze jedno, Panie Premierze Tusk i Panie ministrze Grad, od ludzi morza związanych swym życiem z gospodarką morską, a bardzo zatroskanych, by to, co zbudowali nasi Wielcy poprzednicy, dla których drogowskazem było przesłanie wyhaftowane krwią pokoleń na sztandarach - Bóg - Honor i Ojczyzna, nie zostało obecnie bezpowrotnie zniszczone, wystawiam Panom „CZERWONĄ KARTKĘ”. I proszę pamiętajcie Panowie, że premierem czy ministrem jest się dziś, a jutro już NIE. Państwo Polskie będzie po wsze czasy istnieć i pokolenia wystawią Wam cenzurki. Zadbajcie proszę, by były dobre, czego z całego serca Wam życzę.

Kpt.ż.w. inż. Zbigniew Sulatycki



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Polska Traktat lizboński
Traktat lizboński referat
2 Traktat Lizbonski maj 10
Traktat lizboński, pliki zamawiane, edukacja
Poznaj Traktat z Lizbony
Traktat Lizboński opracowany
Konkluzje Rady Europejskiej czerwiec 2009 dot Irlandii i Traktatu z Lizbony
23 Główne postanowienia i realizacja Traktatu z Lizbony
PRAWDA O TRAKTACIE LIZBOŃSKIM(1)
Europejskie porządki traktat Lizbonski, Wokół Teologii
02 Traktat Lizboński pozwoli strzelać do tłumów
czym jest traktat z lizbony
Traktat z Lizbony prezentacja MD 7 12 09 SP
Zmiany systemowe wprowadzone przez Traktat z Lizbony, Instytucje i prawo Unii Europejskiej
01 Traktat Lizboński instrukcja dla początkujących
Traktat lizbonski, Instytucje i prawo Unii Europejskiej
Traktat lizboński, Prawo europejskie
Traktat lizbonski i pozostale
Traktat lizbonski i pozostale

więcej podobnych podstron