Roman Dmowski a realizm polityczny
Marcin Wielicki
Ten artykuł nie będzie traktował o tym, co dałoby się określić jako historyczna fabuła, tj. o politycznych dokonaniach Romana Dmowskiego. Natomiast chciałbym się skoncentrować i zwrócić Państwa uwagę na aspekt, który w moim przekonaniu dał wielkość Dmowskiemu. Otóż moim skromnym zdaniem to nie działalność stricte polityczna Pana Romana, nie doktryna, która po upływie dziesięcioleci wymaga modyfikacji, ale duch REALIZMU POLITYCZNEGO dał mu wielkość i uczynił go ponadczasowym politykiem. Gdy Roman Dmowski wchodził w życie publiczne jako polityk, naród polski tkwił w marazmie wywołanym klęską powstania styczniowego oraz co gorsza był zainfekowany romantyzmem politycznym. A więc ulegał wizji marzeń, pragnień, apologii insurekcji skąpanych we krwi przez armie zaborcze i temu, co narodowy publicysta Jędrzej Giertych nazwał "polityką chciejstwa". Nie chłodna kalkulacja oparta na faktach i polityka prowadzona przez fachowców, ale "chciejstwo" romantycznych wizjonerów, poetów i literatów, stanowiło o polityce polskiej. Romantycy polityczni nie patrzyli na stosunek sił, uważali, że "przewaga moralna" sama w sobie już daje zwycięstwo. Odrzucali prosty fakt, że w politycznej walce pomiędzy narodami liczy się siła i słabość, a nie romantyczne mrzonki.
A więc podsumowując: romantyzm polityczny, czyli retoryka cierpiętnicza i kult powstań, (poza którymi nie widziano innej drogi walki politycznej), polska "choroba Moskala" - ślepa nienawiść do Rosji oraz socjalizm i polityka ugodowa-czyli dwa główne nurty, które wówczas wydawało się, iż zdominowały politykę polską. Te czynniki składały się na pejzaż ówczesnej tradycji politycznej. W takich oto warunkach Roman Dmowski rozpoczynał swą drogę polityczną.
Pod prąd
Dmowski doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż aby skierować politykę polską na tory realizmu politycznego, który mógł przynieść niepodległe państwo polskie będzie musiał iść przeciw dotychczasowej tradycji politycznej. I poszedł pod tenże prąd, a rękawicą rzuconą na wyzwanie romantyzmowi politycznemu była książka "Myśli nowoczesnego Polaka". Myśli zawarte w niej pomimo upływu ponad stu lat od pierwszego wydania nadal pozostają jak najbardziej aktualne.
Cała konstrukcja polityki Romana Dmowskiego była oparta o zasadniczy zwrot dla myślenia politycznego w Polsce. Wynikała ona z rozpoznania roli Niemiec i Rosji w naszych losach, oraz z przenikliwego rozeznania dramatycznie zmieniającej się niczym w kalejdoskopie sytuacji na międzynarodowej arenie politycznej i dostosowania do tejże sytuacji wymogów taktycznych. Zimna i precyzyjna analiza historyczna, ekonomiczna i polityczna, (czyli to, co współcześni politolodzy nazywają geopolityką i geoekonomią) dokonana przez Pana Romana jednoznacznie wskazywała na Niemcy jako głównego wroga Polski i narodu polskiego.
Dmowski politykę widział nie tylko poprzez wąski pryzmat bieżącej, współczesnej jemu walki, ale w tytanicznych, tysiącletnich zmaganiach o byt narodu polskiego. I to tysiącletnie doświadczenie uczyło, że istnieje zasadnicza różnica w celach politycznych Niemiec i Rosji w odniesieniu do Polski i Polaków. Celem Niemiec było zawsze i niezmiennie zniszczenie polskiego państwa i narodu. Podkreślam raz jeszcze- zniszczenie, usunięcie, a nie tylko zdominowanie. Natomiast Rosja nie miała ani takich celów, ani nawet sił na ich realizację. To Dmowski i ruch polityczny zbudowany przez niego zrozumiał, że dopóty nie zostanie pobity główny wróg Polski- Niemcy, dopóty nie będzie niepodległego państwa polskiego. Dlatego, gdy tylko Rosja stanęła w obozie przeciwnym Niemcom było to dla nas korzystne.
Główny wróg - Niemcy
Od 1907 roku, kiedy powstał antyniemiecki mariaż w Europie złożony z Rosji, Francji i Anglii Dmowski robił wszystko, aby w Polsce nie doszło do zwrócenia nastrojów przeciw Rosji. Wszak należy pamiętać o słowach grabarza Polski króla pruskiego Fryderyka II, który w latach 70-tych, XVIII wieku, tak pisał do swojego posła w Warszawie: "Gdy Rosja jest niezadowolona z Polaków, to nam może tylko dogadzać. Stajemy się przez to niezbędnymi dla tego państwa. Życzyć, więc bardzo należy, aby tam u was ludzie robili wszystkie możliwe głupstwa, aby drażnili Rosję i ściągali na siebie jej zły humor" (Władysław Konopczyński, "Fryderyk Wielki, a Polska", Poznań 1981, str. 173). Ten scenariusz polityczny zrealizował później Bismarck doprowadzając swą umiejętną polityką do rozerwania zbliżenia politycznego pomiędzy Rosją, a Francją poprzez wybuch powstania styczniowego w Polsce. Dmowski przewidział niebezpieczeństwo po raz kolejny w historii wygrania przez Niemców swojej sprawy rękoma Polaków. Profesor Roman Wapiński mówi nawet o swoistym makiawelizmie Dmowskiego, który robił wszystko, aby nie przeszkodzić w doprowadzeniu do starcia otaczających nas kolosów: Niemiec i Rosji.
Niepodległość Polski była celem tej polityki, wbrew insynuacjom adwersarzy z obozu romantyzmu politycznego. Decyzja polityczna u Pana Romana jest wolna od wszelkich uczuć, instynktów i sentymentów. Jest wyliczona z zegarmistrzowską precyzją. Gdy w Wielkiej Brytanii sir Halford Mackinder, w Niemczech generał Karl Haushofer to u nas właśnie Roman Dmowski, syn kamieniarza z warszawskiej Pragi wprowadził do naszego myślenia politycznego dyscyplinę zwaną geopolityką i uczył wyciągać z niej wnioski, a przez to korzystne decyzje dla Polski. To jedna z wielu zasług Pana Romana. Dmowski był jednak politykiem kierującym się chłodnym rachunkiem i twardym realizmem. Marzenia romantyków o niepodległości zyskiwanej jednym aktem czyjejś woli, jakimś magicznym "czynem", jednym wielkim zrywem, po którym odzyskamy wolność i będziemy się pławić na łonie niepodległej ojczyzny odrzucał i z całą bezwzględnością odzierał ze złudzeń.
Kiedy w środowisku emigracyjnym na Dmowskiego napadł słownie sztokholmski antykwariusz Henryk Bukowski, weteran powstania styczniowego, zarzucając mu: "Myśmy inaczej w 1863 roku działali! Innymi drogami szli do niepodległości!”. Na co Dmowski zripostował: "Aleście nie doszli. Ten, kto przegrał, nie ma prawa żądać, żeby go naśladowano". Dla pokolenia wychowanego w tradycji kultu powstań, strategia oraz taktyka obrana przez Dmowskiego i kierowanego przez niego Ruchu Narodowego budziła szok i niezrozumienie. Nasuwa sie tutaj analogia z politykiem starożytnej Grecji Demostenesem, który mówił do ludu Aten: "Chciałbym się wam przypodobać o Ateńczykowie, ale wolę was ocalić". Pan Roman prawdy pod korcem nie chował. Swoją misję pojmował prosto: w duchu realizmu politycznego mówić narodowi prawdę, często trudną i bolesną, ale prawdę.
W tym miejscu należy jasno i wyraziście podkreślić: Roman Dmowski, choć był realistą politycznym, a przez to śmiertelnym przeciwnikiem romantyzmu w polityce, nie odrzucał drogi walki zbrojnej, ale traktował ją jako jeden ze sposobów zmagań o interesy narodowe. A więc działał zgodnie z przesłaniem autora słynnego traktatu „Der Krieg” - „O wojnie" generała Carla von Clausevitza, że "wojna jest przedłużeniem polityki" - nigdy odwrotnie. Stąd udział narodowców w organizowaniu powstań: śląskich, czy Powstania Wielkopolskiego. Pamiętajmy, że to Dmowski zorganizował Błękitną Armię generała Hallera we Francji, która w czasie I wojny światowej walczyła po stronie koalicji antyniemieckiej. Była ona mocnym atutem politycznym w ręku Dmowskiego. Tak więc kalkulacja jest prosta: jeżeli są REALNE szanse na uzyskanie wymiernych korzyści politycznych, wówczas należy sięgnąć po narzędzie walki zbrojnej. W innym przypadku czynić tego nie wolno, bo może to doprowadzić do tragedii narodowej, czego dowodem są powstania robione w obcym interesie, utopione w morzu polskiej krwi- tego nas uczy Dmowski.
Front wewnątrzpolski
Roman Dmowski i kierowany przez niego Ruch Narodowy musiał także stoczyć walkę z dwoma głównymi nurtami polityki polskiej: polityką ugodową realizowaną przez konserwatystów i socjalizmem. Politykę ugodową obnażył w książce "Upadek myśli konserwatywnej w Polsce". Pan Roman pomny na klęskę Aleksandra Wielopolskiego, który próbował zapobiec tragedii Powstania Styczniowego wyciągnął wnioski z tamtej lekcji politycznej. Otóż Wielopolski szukał siły i oparcia swej koncepcji w polityce gabinetowej i swym umiejętnościom dyplomatycznym. Siłą rzeczy był skazany na praktycznie samotną walkę i choć miał rację to przegrał (a w konsekwencji tego Polska), bo nie miał siły. Wszak w polityce nie wystarczy mieć rację. Poza tym Dmowski był ostrym krytykiem postaw kastowych arystokracji i części ziemiaństwa polskiego. Wypominał arystokracji, że izolując się w społeczeństwie przestała pełnić funkcję żywej elity narodu, funkcję, do której rościła sobie historyczne pretensje. Kastowe postawy traktował też, jako archaiczne zabytki minionej epoki- szkodzące i narodowi i samej szlachcie.
Pan Roman swej siły politycznej szukał i znalazł w narodzie polskim - zorganizowanym, świadomym swych celów narodzie. I to jest kolejną niekwestionowaną zasługą ruchu politycznego kierowanego przez Dmowskiego- wprowadzenie ludu do narodu. Wiązało się to z przekazaniem stanowi włościańskiemu praw politycznych oraz docenieniem go jako czynnika stanowiącego siłę narodu. Wszak lud przechował swą własną kulturę i instynktowny patriotyzm. Pan Roman dostrzegał zjawisko gwałtownych zmian w strukturze współczesnych mu społeczeństw, tak znakomicie opisanych przez Jose Ortegę Gasseta w „Buncie mas” oraz napór fali tendencji rewolucyjnych jaskrawie widoczny od 1905 roku. Dmowski sam wywodząc się z warstw plebejskich, znał realność i zagrożenie płynące z rewolucyjnej walki klas. Myślenie w kategoriach kastowych (jakie występowało u konserwatystów), czy klasowych (występujące u socjalistów i różnego rodzaju czerwonych sekciarzy) uważał za jedno z największych zagrożeń dla wolności i przyszłości narodu.
Dlatego do walki z tymi prądami Dmowski zaprzągł demokratyzm i solidaryzm narodowy w oparciu o katolicyzm. Jednakże należy podkreślić, że według Pana Romana demokracja to nie formalistycznie pojmowana struktura, cały zestaw instytucji nazywanych czasem złośliwie, ale jakże trafnie „maszynką do głosowania”. Demokracja w rozumieniu, jakie nadał temu pojęciu i jego ruchu to realizacja interesów oraz pragnień większości narodu - większości, która objawia się w dłuższej historycznej perspektywie, a nie w takich czy innych, jakże często manipulowanych głosowaniach. Jak widzimy Dmowski traktował demokrację jako narzędzie polityki, a nie cel sam w sobie. Nie był opętany mesjańską wręcz misją niesienia światu demokracji tak jak to czynią współcześni nam politycy od lewa do prawa, czego przykład mieliśmy podczas tzw. „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie.
Stąd też nazwa jaką przybrał stworzony przez niego ruch polityczny - Narodowa Demokracja. A więc demokracja w służbie narodu, a nie odwrotnie. Dla realisty politycznego Dmowskiego wartością nadrzędną jest Polska - demokracja i polityka to tylko narzędzia służące narodowi. Podobnie jak walka zbrojna, która też jest tylko elementem walki politycznej.
Przejdźmy teraz do kolejnej kwestii. Może to zabrzmi przewrotnie, ale Dmowski opierając się o katolicyzm wyzyskał go do celów politycznych. Pomijając kwestię duchową i korzyści z tego tytułu płynące dla Narodu Polskiego to katolicyzm i wypływający z niego solidaryzm narodowy nakreślony przez Papieży w encyklikach społecznych wyzyskał Pan Roman do walki o jedność narodu przeciw czerwonej walce klas i próbom rozbicia narodu. Dlatego też komunizm nigdy nie znalazł w Polsce podatnego gruntu.
Dmowski zwycięzca
Tak, więc podsumowując: Dmowski dokonał zasadniczego przewrotu w polskiej tradycji politycznej i myśleniu o polityce w Polsce. Obalił powstańczy mit jako jedyną drogę do niepodległości. Rosjanina - archetyp wroga nie tylko w literaturze romantycznej, ale także w polityce zdemistyfikował. Pokazał, że raz ten Rosjanin jest nam wrogiem, ale w innym układzie geopolitycznym jest sojusznikiem. Świat polityczny jest zmienny, a sytuacja w nim płynna-zmieniać można wszystko, także odwracać sojusze- byleby to tylko służyło interesowi narodowemu. Według Dmowskiego Polska ma zmienne sojusze, zaś stały jest zawsze interes narodowy.
Do walki z kastowością arystokracji wprowadził demokrację na arenę polityczną, podobnie przeciw próbom rozczłonkowania społeczeństwa przez walkę klas wytoczył działa solidaryzmu narodowego w oparciu o katolicyzm. A wszystko to w imię realizmu politycznego dla interesu narodowego.
Na zakończenie warto zadać sobie pytanie: jakie przesłanie na dziś daje nam Roman Dmowski jako realista polityczny? Pan Roman chciał stworzyć obóz polityczny całkowicie niezależny i kierujący się zimnym wyrachowaniem geopolitycznym. Chciał uwolnić nas od mesjanistów, prowokatorów oraz agentów obcych mocarstw. Chciał, by głupota nigdy nie była naszym doradcą. Prawie mu się to udało. Jednakże po hekatombie krwi, jaką złożył Obóz Narodowy na ołtarzu ojczyzny w walce z Niemcami oraz komunizmem dzisiaj trzeba zaczynać prawie od początku. I dlatego jest to przede wszystkim postulat odbudowy elit myślących kategoriami polskiego interesu narodowego. Wszak polityka polska po 1989 roku nadal jest w niewoli frazesowiczów, marzycieli, „zdenerwowane charaktery” i politycznych katechetów wychowanych na Piłsudskim, Giedroyciu czy Miłoszu, którzy wzięli nasz naród w moralną dzierżawę.
Elita myśląca kategoriami polskiego interesu narodowego, wychowana na Dmowskim nie powie tak jak politycy począwszy od SLD skończywszy na PiS, iż „myśmy myśleli, że Niemcy są naszymi najlepszymi adwokatami i będą prowadzić wspólną politykę europejską wobec Rosji” gdy Rosja i Niemcy podpisali umowę o budowie gazociągu pod Bałtykiem. Narodowa elita powie: biada narodowi, który musi liczyć na sympatię czy „adwokaturę” innych (w tym przypadku Niemiec). Wodziance pustych frazesów elita wychowana na Dmowskim przeciwstawi idealizm pracy realnej. Winy za polityczne klęski nie przypisze obcym, ale zada gorzkie i bolesne pytanie; dlaczego jesteśmy słabi? Dlaczego jesteśmy piłką, a nie graczem?
Co na dzisiaj?
Taka elita nie wystraszy się oskarżeń „opinii publicznej” o rzekomy szowinizm. Będzie miała odwagę jasno powiedzieć, iż w naszym położeniu pomiędzy Rosją a Niemcami nie ma miejsca dla słabego, albo średniego kraju. W tym układzie może utrzymać się tylko silne państwo- Wielka Polska. To kleszczowe położenie zmusza polityków narodowych do zajęcia konkretnego stanowiska. Polska, o której sądzą niektórzy, że jest za mała by żyć i za duża by umrzeć musi oprzeć swą politykę na jednym z sąsiadujących państw. Jest naiwnym marzeniem romantyków, że możemy mieć przyjaciela zarówno za Odrą, jak i za Bugiem. Marzenie to łatwo może zamienić się w koszmar: wróg na Zachodzie i wróg na Wschodzie.
Nowoczesny polityk polski nie ulegnie antyrosyjskiej fobii. Nie ulęknie się oskarżeń różnej maści komitetów obrony Czeczenii i rusofobów o rzekomą prorosyjskość, czy wręcz agenturę. Ze spokojem powtórzy za Dmowskim: „Ułożenie na przyszłość naszego stosunku do Rosji, jest najważniejszym zadaniem całej naszej polityki (…) Wejście na równą drogę z Rosją przyszłości to praca wymagająca wielkiego wysiłku myśli i energii. Jest to najtrudniejsze z zadań naszej polityki, nie tylko ze względu na przeszłość, ale także i dlatego, że wobec jego wagi dla naszej przyszłości, najwięcej tu napotykamy przeszkód ze strony obcych, wrogich wpływów zarówno nowoczesnych nas, jak w Rosji”.
Elita nowoczesnych Polaków powie narodowi: musimy być silni- moralnie, gospodarczo, militarnie, kulturalnie, gdyż tylko silny może pozostać w dzisiejszym świecie suwerennym. Słabym i biednym trudno jest dochodzić swoich praw u silnych i bogatych.
Narodowy polityk nie będzie wystawiać na pokaz narodowych ran i cierpień; chce natomiast jasno i trzeźwo myśleć, mądrze działać i wytrwale pracować. Pamiętajmy, że warunki się zmieniają, ale niezmiennymi pozostają prawa rządzące współżyciem narodów. Tak jak kilka tysięcy lat temu, dwieście lat temu, jak i dzisiaj czy jutro armia, która pragnie zwyciężyć, będzie biła armię, która chce złożyć broń. Naród, który pragnie zginąć, nigdy nie będzie żyć. Lud, który wygłasza romantyczne hasła i wierzy w pomoc „dobrych wujków z zachodu”, tudzież „najlepszych adwokatów”, zamiast kuć żelaza przed żelazem nie obroni się. Żadna konferencja międzynarodowa, żaden postęp w technice, żadna integracja z ponadnarodowymi tworami tych aksjomatów nie obali!
Nowa, narodowa elita w polityce polskiej to wymóg czasu. To kwestia wypełnienia testamentu politycznego, jaki nam pozostawił Dmowski. Elita, która podniesie z demoliberalnego błota Miecz Chrobrego - miecz koronacyjny królów polskich i tym mieczem dobije smoka romantyzmu politycznego. Tego romantyzmu, który jest sprawcą tylu nieszczęść i tragedii w naszej historii. Tym też mieczem nowa elita wskaże drogę realizmu politycznego. Drogę króla Bolesława Chrobrego, drogę Grunwaldzkiej victorii, oraz szlak walki politycznej Romana Dmowskiego - drogę do Wielkiej Polski.
„Myśl Polska” - Nr 48 (27.11.2005) Marcin Wielicki
Jak Polacy na Kremlu bywali
Jan Engelgard
|
W Polsce panuje przekonanie, że ustanowienie przez Rosję nowego święta narodowego w dniu 4 listopada ma wydźwięk antypolski. W listopadzie roku 1612 polsko-litewski garnizon na Kremlu skapitulował przed moskiewskimi wojskami księcia Dymitra Pożarskiego i kupca Kuźmy Mnina. Od tego momentu liczy się w Rosji koniec tzw. wielkiej smuty. Władze Federacji Rosyjskiej ustanowiły to święto dla podkreślenia idei odbudowy państwa. Zapomina się u nas tylko o jednym - bliskość daty 4 listopada z datą 7 listopada (dawne święto rewolucji październikowej) wskazuje na to, że władzom obecnej Rosji chodziło o stworzenie przeciwwagi właśnie dla bolszewickiej tradycji. No cóż, jeśli temu ma to służyć, to nie ma się, co obrażać - bierzemy wszak udział w dekomunizacji Rosji. Poza tym, co by o tym wszystkim nie sądzić, jest to dla nas nobilitujące, że święto narodowe Rosji związane jest z czasami chwały Rzeczypospolitej. |
Z tym większym zainteresowaniem przyjąć należy książkę Tomasza Bohuna traktującej o tym właśnie fragmencie naszych dziejów. Czyta się tę książkę świetnie - czuje się oddech historii. Wojska hetmana Stanisława Żółkiewskiego weszły do Moskwy pod koniec września 1610 roku. Hetman przybył w okolice miasta po zwycięstwie pod Kłuszynem, gdzie rozbił wojska moskiewskie i posiłkujące je oddziały zagraniczne. Wcale nie zamierzał wkraczać na Kreml, ale uległ namowom propolskiego stronnictwa moskiewskiego z księciem Mścisławskim na czele. Jesienią 1610 Żółkiewski nie musiał wkraczać do Moskwy, planował raczej skierowanie wojska na leże zimowe gdzieś dalej. Jednak ze względu na namowy Rosjan - zmienił zdanie. Wojska wkraczały do miasta, w tym na Kreml, nocami małymi grupami - by nie budzić wśród przeciwników opcji polskiej oporu. W sumie do Moskwy weszły pułki Aleksandra Gosiewskiego, Marcina Kazanowskiego, Ludwika Wejhera, Aleksandra Zborowskiego - razem ok. 5.000 ludzi. Większość z nich już nigdy Moskwy nie opuściła.
Z punktu widzenia militarnego wejście polskiego garnizonu do Moskwy było błędem, gdyż - jak wykazał czas - szybko został on zamknięty w pułapce, z której już nie wyszedł. Chociaż początkowo stosunki Polaków i Litwinów (byli w polskich oddziałach także Niemcy, Tatarzy i Kozacy) z ludnością miasta były dobre, to z czasem uległy gwałtownemu pogorszeniu. Polskie dowództwo próbowało trzymać wojsko w ryzach - surowo karano wszelkie przypadki gwałtów, kradzieży i profanacji. W marcu 1611 w mieście wybuchły walki, a duża jego część spłonęła - to wynik działań przeciwpolskiego spisku, a także buntu prowincji. Pod miasto stopniowo przybywały moskiewskie oddziały pospolitego ruszenia, które odcięły polski garnizon od świata zewnętrznego. Oczywiście początkowo ta blokada nie była szczelna - w marcu 1611 do pod Moskwą pojawił się pułk Mikołaja Strusia. W końcu 1611 garnizon zaopatrzono w żywność i inny sprzęt. Przełomowym momentem polskiej epopei w Moskwie było przybycie pod miasto oddziałów Pożarskiego i Mnina (sierpień 1612). W tym czasie w okolicach Moskwy pojawiły się też oddziały hetmana Jana Chodkiewicza (razem ok. 7.000 ludzi). W dniach 1-3 września 1612 rozegrała się u bram Kremla zażarta bitwa, która zdecydowała o losie polskiego garnizonu. Pomimo początkowych sukcesów Chodkiewicz przegrał - nie wprowadził do miasta 400 wozów z zaopatrzeniem, zabrakło mu 1800 metrów! Odejście Chodkiewicza oznaczało koniec załogi na Kremlu. Głód powalił ją do końca - w listopadzie Mikołaj Struś poddał miasto. Większość żołnierzy zginęła po kapitulacji rozszarpana przez kozaków dońskich i moskiewskie pospolite ruszenie. Bardziej znaczący jeńcy czekali na uwolnienie do roku 1619, kiedy zwarto rozejm polsko-moskiewski. Taki był koniec tej epopei, ale i koniec nadziei na osadzenie Władysława IV na tronie cara Rosji. W historii Rosji to wydarzenie symboliczne i mityczne, ale dla nas to mimo wszystko epizod, ale jakże brzemienny w skutki. Ze skutków tego epizodu nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy. Pamiętajmy jednak, że opisane tutaj wydarzenia miały miejsce 393 lata temu.
„Myśl Polska” nr 48 z dn. 27.11.2005 Jan Engelgard
Tomasz Bohun, „Moskwa 1612”, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2005, ss. 280
2