Sens cierpienia
„I cierpienie musi mieć sens, cierpienie jest przecież nierozłączną częścią życia, tak samo jak los i śmierć. Bez cierpienia i śmierci życie człowieka nie może osiągnąć pełni”
Zacznę od sprawy pozornie dość oczywistej. Najczęściej przyjmowanym przekonaniem jest uznanie, iż cierpienie jest złem, a nawet, że zachodzi tożsamość pomiędzy cierpieniem a złem. Jak się wydaje, w filozofii bliskie temu są poglądy utylitarystów. Jednakże oczywiście taka tożsamość nie zachodzi. Przede wszystkim w tych systemach filozoficznych, w których wartości moralne wyznaczają pojęcia dobra i zła, o cierpieniu może w ogóle nie być mowy — tak jest np. w etyce Kantowskiej. Zresztą wiele norm moralnych nie wiąże się, w każdym razie bezpośrednio, z jakikolwiek cierpieniem. Dotyczy to np. rygorystycznych zasad określających życie seksualne. Także takie “grzechy główne”, jak kłamstwo czy lenistwo wcale nie muszą przysparzać cierpienia. Z kolei nie każde cierpienie jest złe (np. dolegliwości wynikłe ze świadomie przyjętej ascezy czy treningu sportowego, cierpienie jako sygnał choroby czy uszkodzenia organizmu), można też uznać, że żadne cierpienie nie jest złem, jeśli jego ostateczną przyczyną jest decyzja Boga. Wreszcie można też twierdzić, że cierpienie jest dobrem.
Obecnie przejdę do próby uporządkowania tych, a także innych jeszcze możliwych stanowisk.
Cierpienie ma sens, choć należy je eliminować
Cierpienie jest uzasadnione poprzez arbitralną decyzję Boga. (Po prostu Bóg tak chciał). Bóg poddaje człowieka próbie. Tu przykładem może tu być najbardziej znany tekst o cierpieniu zawarty w Biblii — Księga Hioba. Przypomnijmy — Bóg zsyła na swojego wiernego czciciela, pobożnego Hioba, coraz większe cierpienia fizyczne i psychiczne. Ani Hiob, ani jego bliscy nie pojmują sensu tych cierpień. Pozornie chodzi tu o sprawdzenie, czy Hiob wytrwa w swej wierze, jednak pomysł tego rodzaju wychodzi nie od Boga, lecz od Szatana. A kiedy Hiob zapytuje o powody i cel swego cierpienia, w odpowiedzi pojawia się hymn ku czci potęgi krokodyla i hipopotama. Tajemnica nie zostaje wyjaśniona, choć oczywiście myśl chrześcijańska wraca do pytania unde malum? wielokrotnie, od świętego Augustyna po współczesność. Zauważmy jednak, iż w przytoczonej tu opowieści o cierpieniu nie zachodzi utożsamienie cierpienia i zła, chociaż można je tu domniemywać.
Może też cierpienie być karą za popełnione czyny, wymiarem Bożej sprawiedliwości. Obie powyższe koncepcje nie tłumaczą, dlaczego cierpią np. małe dzieci (nie popełniły niczego złego i nie są świadome, więc nie mogą być poddawane próbie — dotyczy to także zwierząt) ani nie wyjaśnia cierpienia wiekuistego potępienia. Nie wiadomo też, dlaczego cierpienie nie jest rozdzielone równomiernie, niektórzy ludzie doznają go w nadmiarze, inni (często niegodziwi) są od niego niemal wolni.
Dość podobnie przedstawia się sprawa w epikureizmie, gdzie istotną rolę odgrywają emocje. Także i tu cierpienie jest skutkiem nieuzasadnionego lęku wynikłego z błędnego rozpoznania problemu bogów i śmierci. Odmiennie niż w buddyzmie przyjmuje się tu, że człowiek w naturalny sposób raczej doznaje przyjemności niż cierpienia i samo rozpoznanie tego faktu ma charakter terapeutyczny. Oczywiście także i w tej koncepcji cierpienie jest złem i winno być eliminowane.
2. Cierpienie ma sens, ale jest nieuchronne
Można np. przyjąć, że cierpienie jest integralnie związane z rozwojem w dziejach ludzkości — tak jest u Hegla. Jest ono czymś nieuchronnym, jako istotny element postępu. (Modyfikacją takiego poglądu jest uznawanie, iż miarą postępu w dziejach ludzkości jest właśnie eliminacja cierpienia — Oświecenie, koncepcje pozytywistyczne, w jakimś sensie marksizm).
Można też uznać, że cierpienie to integralny składnik świata o naturze dwoistej, a jego twórcą jest zły Bóg. Tak głoszą religie dualistyczne, takie jak zoroasterianizm, manicheizm, gnoza czy herezja katarów.
3. Cierpienie ma sens i jest czymś pozytywnym
Można uznać, że cierpienie jest czymś pozytywnym. Może być sposobem, w jaki Bóg doświadcza wybranych, ukochanych przez siebie ludzi, chociaż sens tego doświadczenia jest niepojęty. Cierpienie podjęte dobrowolnie może stanowić pokutę i zmazanie winy. Może sprzyjać duchowemu rozwojowi człowieka. W niektórych koncepcjach cierpienie jako skutek czynów z poprzednich wcieleń jest sygnałem i szansą, aby w następnych uniknąć podobnych błędów — jest więc sposobem na uczenie się i doskonalenie w toku wcieleń.
Cierpienie może być cennym doświadczeniem sprzyjającym twórczości. Jest też pozytywnym elementem jako składnik ascezy, treningu sportowego i aktywnego życia. Jest wówczas niejako ubocznym skutkiem wyboru celów i środków prowadzących do określonych zadań, jednak, jak się wydaje, w takim przypadku jest ono wprawdzie uzasadnione, ale nie jest samo przez się wartością.
Cierpienie może świadczyć o niezwykłości człowieka — cierpienia artysty, geniusza — częsty motyw romantyzmu i przełomu antypozytywistycznego. Własne cierpienie uwrażliwia na niedolę innych ludzi.
4. Można uznać, że cierpienie jest ze swej natury bezsensowne
Właśnie jego istnienie w świecie każe stwierdzić, iż świat z natury jest zły, a w każdym razie obojętny. W najskrajniejszej wersji taki pogląd został wyrażany w poglądach Artura Schopenhauera i jego mniej znanych następców — Edwarda von Hartmanna i Mainländera. Wola czy Nieświadome, które są przyczyną cierpień odczuwających stworzeń, same są “ślepe” i bezosobowe i nie można ich ani oskarżać, ani liczyć na ich pomoc. Swoista terapia, jaką proponuje Schopenhauer, zależy wyłącznie od jednostek, które od takiej sytuacji potrafią się uwolnić. W gruncie rzeczy podobne myśli można odnaleźć w egzystencjalizmie.
6. Cierpienie ma jakiś sens, ale nie jest on rozpoznawalny
Jego istnienie w świecie wynika z woli Boga, ale nie wiadomo, dlaczego Bóg tak chce. Jest rezultatem prawa karmana, ale nie wiemy, dlaczego takie prawo istnieje (np. buddyzm). Można więc uznać, że przyczyny cierpienia z punktu widzenia całości świata nie są znane, ale jest sprawą istotną jego eliminacja. Tu istnieje wiele możliwych propozycji — od koncepcji stoickich po postawę lekarza, który pytania o ontologiczny sens cierpienia nie musi sobie stawiać w dążeniu do jego usunięcia.
Wreszcie pytanie o przyczyny istnienia w świecie cierpienia, jako ogólny problem filozoficzny, można uznać za pytanie źle postawione — neopozytywizm. Oczywiście nie wyklucza to uznania, iż jest zasadnym badanie przyczyn różnych jego rodzajów i szukanie sposobów jego usunięcia — kierunki pozytywistyczne, utylitaryzm.
Przypatrzmy się teraz bardziej szczegółowo tej sytuacji, w której podejmuje się działalność mającą na celu zniesienie cierpienia. Są to dwie zasadnicze możliwości. Jedna to uznanie, iż cierpienie jest wprawdzie związane z ludzką egzystencją, ale można przyjąć taką postawę, która je zneutralizuje, chodzi więc wówczas o dostarczenie wskazówek, jak taką postawę uzyskać. Druga, to przyjęcie, że, przynajmniej w konkretnym wymiarze, cierpienie jest czymś incydentalnym i trzeba, rozpoznając jego przyczyny, starać się o jego usunięcie. Nie są to w gruncie rzeczy podejścia wykluczające się, gdyż można też uznać, iż przyczyny cierpienia zawarte są w ludzkiej świadomości, w postrzeganiu i przeżywaniu świata przez jednostkę i poprzez przekształcenie świadomości można cierpienie usunąć. W obu jednak przypadkach, co jest tu niezwykle istotne, cierpienie zostaje uznane za zło, za coś, co nie powinno mieć miejsca, a jego usunięcie jest zasadniczym zadaniem tego, kto taki fakt rozpoznaje.
Podobnie rzecz ma się w buddyzmie. “Cztery szlachetne prawdy” objawione przez Buddę po jego “przebudzeniu” są ukazaniem przyczyn cierpienia i sposobu, w jaki należy je usunąć. Zasadnicza przyczyna — awidja, niewiedza stanowiąca źródło przywiązania i związanego z tym nieuniknionego cierpienia winna zostać zastąpiona przez właściwe rozpoznanie sytuacji człowieka w świecie, co spowoduje ustanie przyczyny i kres cierpienia. Nie mówi się tu (w każdym razie w buddyzmie pierwotnym) o radzeniu sposobie z poszczególnym rodzajami cierpienia, stanowi ono problem całościowy i tylko jako taki może on zostać rozwiązany. Inaczej niż w epikureizmie, w którym świat uznany jest za dobry, a cierpienie jest jedynie sprawą ludzkiej świadomości, w buddyzmie jest ono uznane za istotny element świata przejawionego. Uwolnienie się od niego wymaga w gruncie rzeczy wydostania się ze świata zjawisk, lecz nie jest to możliwe bez radykalnej zmiany postawy poznawczej, choć oczywiście słowo “poznanie” nie musi być tożsame z uzyskaniem wiedzy dostępnej na drodze intelektualnej.
Podobne jest przekonanie, iż cierpienie, chociaż jest istotnym składnikiem świata, nie jest w odniesieniu do człowieka nieuchronne i że zadaniem filozofa czy mistrza jest wskazanie na to, w jaki sposób świadomość może być przekształcona. Zresztą zarówno w przypadku buddyzmu, jak i epikureizmu mówi się o “terapii” i przeprowadza analogie z medycyną.
Z kolei w medycynie najbliższe temu jest podejście psychoanalityczne, rozmaitych szkół i kierunków. Także i tu zasadniczą sprawą jest zmiana świadomości, uzyskanie wiedzy staje się drogą usunięcia zaburzeń powodujących dolegliwości, zarówno psychiczne, jak i niekiedy fizyczne. Pozostając w tej tematyce - zadaniem lekarza jest też rozstrzygnięcie kwestii, jaki rodzaj i stopień fizycznego cierpienia jest niezbędny jako sygnał choroby, informacja o nieprawidłowościach jako objaw nieuchronnie towarzyszący zabiegowi operacyjnemu, i podjęcie starań o to, aby każdy inny niż ten nieunikniony rodzaj i stopień bólu został niezwłocznie usunięty. Także rozstrzygnąć musi kwestię, jaki bolesny czy okaleczający zabieg jest warunkiem wyzdrowienia czy choćby niepogorszenia stanu zdrowia, a jaki jest zbędny, choćby dlatego, że nie rokuje już poprawy.
Reasumując możemy dojść do wniosku, że warunkiem osiągnięcia szczęścia jest doznanie cierpienia. Ból nie jest wyłącznie doświadczeniem niszczącym, ma swój głęboki moralny sens. Bez niego nie staniemy się ludźmi, nie osiągniemy duchowej dojrzałości. Pozostaniemy niedorośli przed śmiercią, jak określił to ksiądz Twardowski w przepięknym wierszu Oda do rozpaczy. Oczywiście nie jest łatwo zaakceptować doświadczenie cierpienia. Boimy się bólu i własnej słabości. Szukamy drogi do szczęścia. Pytamy o to, jak żyć, by nie cierpieć. Oszukujemy sami siebie, gdyż cierpienia nie możemy się wyrzec i nie możemy go uniknąć. Jest treścią naszego życia. Człowiek nie kamień - stwierdził już Kochanowski - nie potrafi nie odczuwać bólu, tego nie nauczy żadna filozofia. Cierpienie trzeba zaakceptować i przeżywać z godnością .Gdy człowieka spotyka nieszczęście, przychodzi czas na refleksję. Uświadamiamy sobie naszą słabość, kruchość istnienia, pozorność pewnych wartości. Pytamy też - dlaczego? Dlaczego to nas spotkało? Czym zawiniliśmy? A może cierpienie jest tylko próbą, a nie karą? Są to trudne pytania. Pytania Hioba i ojca Paneloux. Dramatyczne pytania o sens miłości i wiary. O sens sprawiedliwości i zaufania.
Bólu nie można określić ani zdefiniować. Każdy jest sam ze swoim cierpieniem. Sens cierpienia określa się wobec pojęcia szczęścia i tłumaczy, że nadaje ono sens naszemu człowieczeństwu. I tak jest, dopóki nie przekroczy ono ludzkiej miary. Pewnych spraw nie zrozumiemy nigdy, przerastają bowiem naszą wyobraźnię. Jak pojąć ból człowieka, który patrzy na śmierć całej swojej rodziny? Nigdy nie pojmiemy całej grozy wojny i Holocaustu. Tak jak nie dowiemy się, co czuje kobieta, mieszkanka Algierii, której zamordowano ośmioro dzieci. Jej zdjęcie obiegło cały świat. Ale czy świat zrozumiał?
Mowa o słynnym zdjęciu, prezentowanym na „World Press Photo 2000”