Życie po zdradzie
Pół roku temu okazało się, że mój mąż ma romans. Wiem, że można z tym żyć, ale ja nie umiem wybaczyć. Czy to w ogóle jest możliwe?
Trudno mi o tym pisać, bo choć minęło już kilka miesięcy, nadal boli mnie samo wspomnienie o tym, co się zdarzyło. Nigdy nie myślałam, że to przytrafi się właśnie mnie. Takie rzeczy zdarzają się innym. Pół roku temu okazało się, że mój mąż ma romans. Zaczęło się od flirtu w internecie. W ramach wytchnienia od obowiązków w pracy zaglądał na chata i spędzał tam coraz więcej i więcej czasu. W końcu od żeglowania po wirtualnym świecie przeszedł do realnych czynów. Niewinne spotkania szybko zamieniły się w burzliwy romans. Jesteśmy ze sobą od siedmiu lat, mamy dwoje małych dzieci. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Wszystko to było tym trudniejsze, że mąż coraz bardziej zaplątany i pogubiony, próbował u mnie (!) szukać pocieszenia i rozwiązania. Zmusiłam go, by się wyprowadził i zdecydował, co zamierza. Trzy tygodnie temu wrócił, mówiąc, że zakończył tamten związek. A ja się wcale nie cieszę. Wiem, że podobno takie rzeczy się zdarzają i że można z tym żyć, ale ja nie umiem wybaczyć. Czy to w ogóle jest możliwe? (Marta)
Rady czytelniczek
Czas liże rany
Piszesz, że macie dzieci. I to dla mnie byłby wystarczający powód, żeby spróbować poukładać wszystko od nowa. Wiem, że na razie może to wydawać się nierealne. Za dużo jeszcze bólu... Ale czas leczy rany. Jeżeli wyczujesz, że żałuje tego, co zrobił, że chce być z Tobą i dziećmi, że to było chwilowe zapomnienie i tylko potwierdziło, że nie było warto - pozwól mu postarać się na nowo o Twoją miłość. Uleganie chwili jest ludzkie. A wybaczają najszlachetniejsi!
Magda
Nikt tu nie jest mądry
Podobno można wybaczyć. Gdyby nie dzieci, myślę, że nie byłoby już tego związku. A tak... Nikt nie da gwarancji, że on więcej nie zdradzi. I że ona nie będzie chciała się zemścić. Też zostałam kiedyś zdradzona i właściwie wybaczyłam. To znaczy - tak mi się wtedy zdawało. Nawet wzięliśmy ślub. Jednak poczucie krzywdy tkwiło we mnie głęboko i podświadomie mnie dręczyło. I pewnego dnia sama zdradziłam, a potem się zakochałam.
Nikt nie odpowie Marcie na jej pytanie. Tylko ona sama. Być może każda decyzja, którą podejmie, będzie zła. Wybaczyć w imię dobra dzieci? Rozstać się, bo zostałam zraniona? Czas sam rozwiąże problem...
Wiem, że zdrady nigdy nie da się zapomnieć. Ranę po niej można tylko zaleczyć. Do całkowitego wyleczenia potrzebny jest nowy partner. Taki, który będzie dawał poczucie bezpieczeństwa, i przywróci zachwiane poczucie własnej wartości i wiarę, że wszystko będzie dobrze. (Alicja)
Trudno to udźwignąć
Marta jest silna. Potrafiła przecież postawić kres wypłakiwaniu się męża. Na jej miejscu nie dałabym się wciągać w rozmowy o kochance, w rozpamiętywanie tego, co czuje mąż - nie wiem, czy byłabym to w stanie udźwignąć. Jednocześnie spojrzałabym bardzo uważnie na człowieka, z którym dzieliłam do tej pory życie i "obrałabym" swoje małżeństwo jak cebulę z kolejnych łupinek: z konieczności bycia razem z powodu materialnej zależności, z dobrej relacji męża z dziećmi czy z presji społecznej. Starałabym się dotrzeć do sedna związku, czyli pytania: czy jest w moim mężu coś, za co go szanuję, lubię i na czym mogę oprzeć moje zaufanie do niego?
Jeśli odpowiedź Marty będzie brzmiała pozytywnie, radziłabym, by przedstawiła mężowi swoje warunku i określiła, na co jest gotowa się zgodzić, a na co nie. Prawdopodobnie lista rzeczy, których oczekuje od męża, będzie znacznie dłuższa od tego, co sama jest w stanie mu dać.
I może warto ten nowy "kontrakt" wysłać do męża e-mailem? (Katarzyna)
Komentarz psychoterapeutki Zofii Milskiej-Wrzosińskiej
Początkująca mężatka myśli, że zdrada zdarza się innym. Ulega ona złudzeniu, że miłość jest swoistą szczepionką uodporniającą na cudzy seksapil, sądzi więc, że inna kobieta nie może zainteresować zakochanego w niej partnera. Ma prawo tak myśleć, bo bez tej iluzji trudno związać się z drugim człowiekiem. Ale po kilku latach nadchodzi rozczarowanie: mąż dostrzega atrakcyjność innych, ożywia się na imprezach, mówi z aprobatą o figurze sąsiadki. To nie musi oznaczać, że przestał kochać - ale wzbudza niepokój, bo trwałość związku nie opiera się już na bezkonkurencyjnej atrakcyjności żony, ale na świadomej decyzji męża. A z decyzjami różnie bywa - czasem ich moc słabnie.
To właśnie zdarzyło się mężowi pani Marty. Zaczął szukać wytchnienia w Internecie - a potem już jakoś samo poszło... Teraz chce wrócić, ale czytelniczka wcale się nie cieszy, bo nie umie wybaczyć. Nic w tym dziwnego - na wybaczenie i radość za wcześnie. Najpierw trzeba rozważyć, czy w ogóle warto marnotrawnego męża przyjąć z powrotem. Trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników.
Po pierwsze - czy poza zdradą mamy mężowi wiele do zarzucenia. Czy zdradził nas niechluj, nierób, kutwa i w ogóle niedojda, czy też oddany, uroczy partner, na którego dotąd nie miałyśmy powodu się uskarżać.
Po drugie - czy dla dzieci mąż jest dobrym ojcem. Nie oznacza to, że w imię dobra dzieci trzeba wszystko wybaczyć. Bezdzietna mężatka może - jeśli chce - zerwać na zawsze wszelkie więzi z tym, który ją zranił, ale matka, jeśli mądrze kocha swoje dzieci, i tak jest skazana na jakiś kontakt z ich ojcem.
Po trzecie - czy istnieje ryzyko recydywy. Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, trzeba wiedzieć, co właściwie skłoniło naszego męża do zdrady i czy mamy wpływ na te okoliczności. Jeśli poszukał on sobie innych atrakcji, bo lubi młode, a my mamy więcej o kilka lat i kilogramów, to istnieje niebezpieczeństwo nawrotów, bo w końcu młodsze się nie staniemy. Jeśli jednak zrobił to, bo zmęczone życiem nie miałyśmy dla niego od miesięcy dobrego słowa ani erotycznej życzliwości - to może to być dobrą nauczką dla obojga.
Po czwarte - jaki był styl zdrady: czy niewierność pociągnęła za sobą utratę lojalności i rozumu, czy też mąż zachował podstawowe zasady. Jeśli w ferworze erotycznej gorączki naruszał ważne rodzinne zwyczaje, zapomniał odebrać dziecko z przedszkola, pokazywał się z "narzeczoną" publicznie i przepuszczał na nią rodzinne fundusze - to warto się zastanowić, czy z tym panem jest sens dalej coś budować.
Po piąte wreszcie - czy mąż przejawia poczucie winy i gotowość zadośćuczynienia. Gdy przede wszystkim obwinia nas, dowodząc, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo tamta dała mu tyle ciepła i miłości, a my jesteśmy oschłą zołzą - to raczej nie ma czego żałować. Również deklaracje, że przecież nie może być odpowiedzialny za obustronny poryw namiętności, rokują niezbyt dobrze.
Gdy rozważania doprowadzą nas do decyzji, żeby jednak spróbować, pamiętajmy, by nie utrudniać sprawy niepotrzebnymi błędami. Nie oczekujmy, że rana zagoi się szybko i bezboleśnie - przeciwnie, proces zdrowienia musi potrwać. Mamy prawo nie czuć euforii ani ulgi, normalne jest poczucie emocjonalnego odrętwienia. Z drugiej strony nie warto nękać skruszonego męża wyrzutami i wybuchami zazdrości. Jeśli ma poczucie winy i chce wszystko naprawić, to dajmy mu szansę. Nie wolno jednak tolerować nostalgicznych zadumań, a także prób wciągania nas w rozmowy o "tamtej" i jej niezwykłej psychice. Nie ma zgody na utrzymywanie kontaktów, choćby przez e-mail czy SMS-y, pod pozorem, że "ona bardzo cierpi", albo że człowiek dobrze wychowany odpowiada na pozdrowienia.
A na przyszłość bądźmy mądrymi dorosłymi kobietami i nie wierzmy w żadne platoniczne zażyłości. Strzeżonego Pan Bóg strzeże!