Życie po zdradzie
Początkująca mężatka myśli, że zdrada zdarza się innym. Ulega ona złudzeniu, że miłość jest swoistą szczepionką uodporniającą na cudzy sex-appeal, sądzi więc, że inna kobieta nie może zainteresować zakochanego w niej partnera.
Ma prawo tak myśleć, bo bez tej iluzji trudno związać się z drugim człowiekiem. Ale po kilku latach nadchodzi rozczarowanie: mąż dostrzega atrakcyjność innych, ożywia się na imprezach, mówi z aprobatą o figurze sąsiadki. To nie musi oznaczać, że przestał kochać - ale wzbudza niepokój, bo trwałość związku nie opiera się już na bezkonkurencyjnej atrakcyjności żony, ale na świadomej decyzji męża. A z decyzjami różnie bywa - z czasem można je zmienić.
"Trudno mi o tym pisać, bo choć minęło już kilka miesięcy, nadal boli mnie samo wspomnienie o tym, co się zdarzyło. Nigdy nie myślałam, że to przytrafi się właśnie mnie. Ta-kie rzeczy zdarzają się innym.
Pół roku temu okazało się, że mój mąż ma romans. Zaczęło się od flirtu w internecie. W ramach wytchnienia od obowiązków w pracy zaglądał na czata i spędzał tam coraz więcej i więcej czasu. W końcu od żeglowania po wirtualnym świecie przeszedł do realnych czynów. Niewinne początkowo spo-tkania szybko zamieniły się w burzliwy romans.
Jesteśmy ze sobą od siedmiu lat, mamy dwoje małych dzieci. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Wszystko to było tym trudniejsze, że mąż, coraz bardziej zaplątany i pogubiony, próbował u mnie (!) szukać pocieszenia i rozwiązania. Zmusiłam go, by się wyprowadził i zdecydował, co zamierza. Trzy tygodnie temu wrócił, mówiąc, że zakończył tamten związek. A ja się wcale nie cieszę. Wiem, że podobno takie rzeczy się zdarzają i że można z tym żyć, ale ja nie umiem wybaczyć. Czy to w ogóle jest możliwe?
Marta"
To właśnie zdarzyło się zapewne mężowi pani Marty. Zaczął szukać wytchnienia w Internecie - a potem już jakoś tak samo poszło... Teraz chce wrócić, ale czytelniczka wcale się nie cieszy, nie umie wybaczyć. Nic w tym dziwnego - na wybaczenie i radość za wcześnie. Najpierw trzeba rozważyć, czy w ogóle warto marnotrawnego męża przyjąć z powrotem. Otóż trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników.
Po pierwsze - czy poza zdradą mamy mężowi wiele do zarzucenia. Jeśli zdradził nas niechluj, nierób, kutwa i łóżkowa niedojda, to co innego niż gdy niewierny jest oddanym, uroczym parterem, na którego dotąd nie miałyśmy powodu się uskarżać.
Po drugie - czy mamy dzieci, dla których mąż jest dobrym ojcem. Nie oznacza to, że w imię dzieci trzeba wszystko wybaczyć, ale o ile bezdzietna mężatka może - jeśli chce - zerwać na zawsze wszelkie więzi z tym, który ją zranił, to matka, jeśli mądrze kocha swoje dzieci, i tak jest skazana na kontakt z ich ojcem.
Po trzecie - czy istnieje obawa recydywy. Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, trzeba wiedzieć, co właściwie skłoniło naszego męża do zdrady i czy mamy wpływ na te okoliczności. Jeśli poszukał on sobie innych atrakcji, bo lubi młode, a my mamy więcej o kilka lat i kilogramów, to istnieje niebezpieczeństwo nawrotów, bo w końcu młodsze się nie staniemy. Jeśli jednak zrobił to, bo zmęczone życiem nie miałyśmy dla niego od miesięcy dobrego słowa ani erotycznej życzliwości - to może to być pożyteczną nauczką dla obojga.
Po czwarte - jaki był styl zdrady: czy niewierność pociągnęła za sobą utratę lojalności i rozumu czy też mąż zachował podstawowe zasady. Jeśli w ferworze erotycznej gorączki naruszał ważne rodzinne zwyczaje, zapominał odebrać dziecko z przedszkola, pokazywał się z "narzeczoną" publicznie i przepuszczał na nią rodzinne fundusze - to warto się zastanowić, czy z tym panem jest sens dalej coś budować.
Po piąte wreszcie - czy mąż przejawia poczucie winy i gotowość zadośćuczynienia. Gdy przede wszystkim obwinia nas, dowodząc, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo tamta dała mu tyle ciepła i miłości, a my jesteśmy oschłą zołzą - to raczej nie ma czego żałować. Również deklaracje, że przecież nie może być odpowiedzialny za obustronny poryw namiętności, rokują niezbyt dobrze.
Gdy rozważania doprowadzą nas do decyzji, żeby jednak próbować, pamiętajmy, by nie utrudniać sprawy niepotrzebnymi błędami. Nie oczekujmy, że rana zagoi się szybko i bezboleśnie - przeciwnie, proces zdrowienia musi potrwać. Mamy prawo nie czuć euforii ani ulgi, normalne jest poczucie emocjonalnego odrętwienia. Z drugiej strony nie warto nękać skruszonego męża wyrzutami i wybuchami zazdrości. Jeśli ma poczucie winy i chce wszystko naprawić, to dajmy mu szansę bez ustawicznego dręczenia. Nie wolno jednak tolerować nostalgicznych zadumań, a także prób wciągania nas w rozmowy o "tamtej" i jej niezwykłej psychice. Nie ma zgody na utrzymywanie kontaktów, choćby przez e-mail czy SMS-y, pod pozorem, że "ona bardzo cierpi", albo że człowiek dobrze wychowany odpowiada na pozdrowienia.
A na przyszłość bądźmy mądrymi dorosłymi kobietami i nie wierzmy w żadne platoniczne zażyłości. Strzeżonego Pan Bóg strzeże!