Skalne miasto. Petra
Sebastian Musioł
W Biblii pojawia się kilkakrotnie pod nazwą Sela. Dla Arabów jest to Wadi Musa, czyli Dolina Mojżesza. Opodal, na jednym ze szczytów czczony jest zresztą grób Aarona. Turyści odwiedzający Jordanię znają ją jednak jako Petrę, co po grecku oznacza oczywiście skałę. Trudno się dziwić nazwie miasta wykutego w miękkim, pomarańczowym i jedwabistym kamieniu.
Stary Testament przekazuje, że zanim Nabatejczycy utworzyli tu swoje królestwo, bajeczną dolinę i tereny wokół niej zamieszkiwali Edomici. Potomkowie Ezawa, skłóceni z Judejczykami, ustąpili pod naporem koczowniczych ludów arabskich około IV w. przed Chr. Mniej więcej dwieście lat później namioty nabatejskie znikły w Rakmu, a ludzie zasiedlili wygrzebane własnymi rękami setki jaskiń.
Petra jest zadziwiającym dwu-miastem. Odwiedzający jej ruiny muszą najpierw pokonać kilkusetmetrowy odcinek wąskim, głębokim kanionem. Wzdłuż jego ścian wykuto, częściowo przykryty ceramicznymi rurami, akwedukt, dzięki któremu mieszkańcy mieli stały dostęp do świeżej wody. W wypadku obfitych opadów, kanały odprowadzały deszczówkę do specjalnych cytern. Niestety, była to także pięta achillesowa obrońców. W 63 r. przed Chr. rzymskie legiony nie musiały mozolnie oblegać Nabatejczyków. Wystarczyła akcja saperów, którzy stłukli kilka odcinków rurociągu, by miasto się poddało. W ten sposób Pompejusz w drodze do Egiptu podporządkował Rzymowi niewielkie pustynne królestwo.
Bajeczne kolory skał w wąwozie podkreśla dodatkowo gra cieni i sączące się ze szczeliny wysoko nad głową słońce. Żeby doświadczyć wszystkich uroków spaceru w przeszłość, trzeba jednak wcześnie wstać. Najpiękniejsze fragmenty trasy zachwycają w porannym słońcu, które uwydatnia architektoniczne smaczki. Tędy musiały wkraczać do miasta karawany z południa. Na jednej ze skał odkryto niedawno grupę rzeźb przedstawiających objuczone wielbłądy z jeźdźcami.
Najwyższą nagrodą jest wszakże widok Chazne, zwanej też Skarbcem Faraona (ang. Treasury). Ostatnie kroki przebywa się niemal przeciskając wyciosanym w kamieniu korytarzem. Aż nagle na naturalnym dziedzińcu wyrasta - dokładnie na wprost wyjścia - olśniewające mauzoleum. Dziś plac pokrywa gruba warstwa piasku i kamieni. Poziom placu podwyższył się o dobrych kilka metrów, pochłaniając m. in. wysokie schody. Pod nimi znaleziono zupełnie niedawno ślady świątyni, być może chrześcijańskiej. Dwukondygnacyjna budowla wykuta została w skale od góry do dołu. Jest okropnie pogruchotana i podziurawiona przez Beduinów. Przekonani o ukrytych w niej skarbach ostrzeliwali ją, dopóki zupełnie nie zniszczyli wielkiej kamiennej bani na zwieńczeniu portyku.
Dalej Ulica Fasad - otoczona rzędami grobowców, wydrążonych na kilku poziomach, z rozmachem dekorowanych - do dziś budzi mieszankę podziwu i zakłopotania. Skąd mieszkańcy Petry mieli tyle energii i wrażliwości?
Kiedy wąwóz staje się szerszy i ”otwiera” się na rozleglejszą dolinę, po lewej jego stronie widać wykuty w masywie amfiteatr, a z prawej - nieco powyżej - tzw. Grobowce Królewskie. To fascynujące zderzenie świata umarłych z życiem, symbolizowanym przez teatr. Może jednak to nasze myślenie jest skrzywione; a bliska nekropolia dodawała powagi słowom wypowiadanym na scenie, gdyż nie służyły one taniej rozrywce, lecz głębokiej refleksji?
Stąd już niedaleko do miasta. Droga jest brukowana z kolumnadą i wiedzie korytem rzeki okresowej.
Nabatejczycy utrzymywali się z zaopatrywania karawan w wodę i żywność. Nakładali myta, pośredniczyli w handlu przyprawami, srebrem, kadzidłem, mirrą, czyli towarami luksusowymi. Rozkwitające centrum handlowe mogło liczyć w I w. po Chr. nawet 30-40 tysięcy mieszkańców. Zmysł biznesowy - jak byśmy dziś powiedzieli - uchronił od dominacji egipskiej i syryjskiej. Pamiątkę zależności od Imperium Romanum zostawił ok. 130 roku Hadrian, wizytujący prowincje swego cesarstwa. Szczątki potężnej bramy otwierają ciąg sklepów wzdłuż głównej ulicy. Równocześnie w oczach turysty brama ta wyraźnie oddziela część miasta przeznaczoną dla żywych od ”miasta umarłych”. Faktycznie jednak stragany i sklepy ciągnęły się daleko w dolinę poza bramę, z licznymi ryneczkami po bokach.
Wśród ruin wyróżniają się oczywiście świątynie, a nieco z boku, na sąsiednim stoku, pozostałości kościoła bizantyńskiego.
W głębi miasta trzeba się wspiąć wysoko ku Muzeum, aby w Wadi Siyagh podziwiać prawdziwe jaskiniowe osiedle. Piętrowe domostwa zamieszkiwali zamożniejsi Nabatejczycy. Głównie dlatego, że nie brakuje tu cienia w upalne dni.
Za miastem czeka jeszcze jedna niespodzianka. Monastyr, położony godzinę forsownego marszu w górę, ”opiera” się na potężnej skale na skraju rozległego płaskowyżu. Parę kroków dalej, na szczycie wzniesienia, można odpocząć i posłuchać piszczałki Beduina pasącego owce.
|
|
(za: Gość Niedzielny Nr 28/2004