Akademia Świętokrzyska
Im. Jana Kochanowskiego
W Kielcach
Moja wizja świadomego i odpowiedzialnego wychowania młodego człowieka w oparciu o znane mi wzory osobowe i literaturę
Małgorzata Obrzud- Wojdak
Kielce
2006
Od zarania dziejów tęgie umysły zastanawiały się nad zagadnieniem wychowania. Teorie na temat kształtowania młodych ludzi zajmowały i zajmują ogromne ilości papieru. Tak naprawdę nie ma złotego przepisu: jak dobrze wychować swoje dziecko?
Jestem młoda dziewczyną, studentką. Nie planuje na razie zakładać rodziny, ale z pewnością kiedyś to nastąpi. Chciałabym, aby moje dziecko miało to co najlepsze i aby mogło powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem. Analizując teorie wielu wielkich twórców, dochodzę do wniosku, iż każdy z nich ma przynajmniej odrobinę racji, w tym jak wychowywać dziecko. Z każdej pedagogiki da się coś wynieść i przełożyć na praktykę. Osobiście uważam, idąc za księdzem Januszem Tarnowskim, iż wychowanek nie jest kimś niższym lub mniej wartościowym od wychowawcy, ale przeciwnie, może nad nim górować pod wieloma względami. Nie jesteśmy jego sędziami. Ewentualnie wady musimy dostrzegać, lecz nie wolno ich utożsamiać z dzieckiem. Trzeba znaleźć w nim obraz Boga. Wychowanie powinno być ukierunkowaniem, a nie ciągnięciem na siłę. Każdy z nas, czy to dziecko czy dorosły, ma w sobie pierwiastek dobra i zła. Należy rozwijać ten pierwszy tak, aby skutecznie zagłuszyć ten drugi. My dorośli pozawalamy sobie na rożnego rodzaju błędy, natomiast zabraniamy robić tego dzieciom czy też młodzieży. Dlaczego? Czy oni są jacyś gorsi od nas? Bo nie mają doświadczenia? Bo sami nie wiedzą czego chcą? Bo mają mętlik w głowie? Bo szukają swojej drogi życia? To nie jest sprawiedliwe...
Moja wizja wychowywania opiera się przede wszystkim na miłości i szacunku. Wymagając od dziecka szacunku powinnam sama mu go okazać. Poza tym moja pociecha musi wiedzieć, że mimo tego iż popełnia błędy, ja go kocham, bo jest moim dzieckiem. Człowiek kiedy się rodzi, jest zupełnie zdany na łaskę i niełaskę dorosłych. Niemowlę jest zupełnie bezbronne. Wszystkiego czego mu potrzeba do szczęścia to jedzenie, sucha pielucha, miękki kocyk i poczucie bezpieczeństwa. Zbyt długo śpi, żeby myśleć o czymkolwiek. Niemowlę jest bardzo egoistycznie. Z wiekiem zaczyna myśleć coraz bardziej, odczuwać potrzeby, ale nie może ich jeszcze wyrazić, ponieważ nie pojęło kodu, którym się posługują dorośli. Uczy się go, abym móc coś zakomunikować. Interesuje się światem, rozpoznaje kształty, barwy, przedmioty i ludzi. Chce wszystkiego dotknąć, poczuć, spróbować, nawet jeśli jest to kubek z gotującą się wodą. W wieku 24 miesięcy zaczyna się pojawiać coś takiego jak bunt dwulatka. Na wszystko mówi nie i robi tylko to na co ma ochotę. I tutaj, w tym momencie rozpoczyna się wychowanie. Taki dwulatek nie jest niedorozwinięty ani głupi. Doskonale wie, co mówią do niego dorośli i rozumie to. W tym okresie szczególne znaczenie ma według mnie stanowczość i konsekwentność działań rodziców. Dziecko bardzo szybko uczy się, że na rodzicach można wiele rzeczy wymusić płaczem, krzykiem lub zatrzymaniem oddechu. Kochająca mama często nie może patrzeć jak jej pociecha traci głos przez płacz i ustępuje. A to nie jest dobre rozwiązanie. Dziecko wie czego chce w tym momencie, ale nie zawsze jest to coś, co jest dla niego dobre. Rodzące się zakazy powodują w dziecku frustracje i złość. Ale zauważyłam, iż tak samo szybko te emocje się pojawiają jak i znikają. Pozwalając dziecku na wszystko wychowujemy małego terrorystę, z którym później ciężko jest sobie poradzić. Kiedy dziecko nauczy się już, że są rzeczy które mu wolno i takie których mu nie wolno nie będzie próbowało manipulować dorosłymi. Z wiekiem słownik małego człowieka wzbogaca się i potrafi on już werbalizować swoje pragnienia, potrzeby i obawy. Rozpoczyna się etap, na którym można już porozmawiać z dzieckiem. Zaczynają się pytania, często krępujące i trudne, ale uważam, iż na każde należy odpowiedzieć. Nie ma nic gorszego dla malucha jak odpowiedź:” dowiesz się tego w swoim czasie” bo on nie wie kiedy to będzie. Dorosły wychowujący dziecko powinien cały czas mieć na uwadze fakt, iż taki maluch obserwuje rodziców cały czas. Uczy się od nich wszystkiego, albo przynajmniej większości. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i dziecko powinno zdawać sobie sprawę z tego, że jego rodzice nie są idealni. Stwierdzenie:
Są dwa punkty:
Rodzice maja zawsze racje.
Jeśli rodzice nie mają racji patrz punkt pierwszy.
To najbardziej bezsensowne słowa jakie w życiu słyszałam. Dziecko tez ma swoje racje, poglądy i powinniśmy pozwolić mu je głośno wypowiadać. Zanim stworzy swoja grupę znajomych ma oparcie jedynie w rodzicach i powinni oni być dla niego partnerami. Ale zdarzają się sytuacje, w których czasami wypada dąć dziecku klapsa. Nie jestem zwolenniczką kar cielesnych pod tytułem katowanie dziecka czy bicie pro forma. Delikatny klaps w momencie popełniania złego czynu jeszcze nikomu nie zaszkodził. Pamiętam z dzieciństwa, że zazwyczaj dostawałam po pupie słusznie i wiedziałam, że ta kara mi się należy. Nie rodził się we mnie żal i gniew o to, że mnie zbito bo zasłużyłam. Skoro nie reagowałam na słowa mamy to trzeba było użyć odrobiny siły. Moja mama jest przykładem osoby, która doskonale poradziła sobie z wychowaniem dziecka sprawiającego trudności wychowawcze. Nie ma wykształcenia pedagogicznego, ale poradziła sobie wyśmienicie. W końcu jestem na studiach. Wiele się od niej nauczyłam. Ona wiedziała, że to iż sprawiam trudności nie jest jednoznaczne z tym, że jestem zła. Obserwowała mnie i widziała moją wrażliwość. Udało się jej nade mną zapanować poprzez uczucia i emocje. Na początku krzyczała na mnie i nie umiała inaczej ze mną rozmawiać, ale później stwierdziła, że jedynie długie, żmudne rozmowy mogą zrobić ze mnie człowieka. Udało jej się. Powoli zaczęła mi dawać margines błędu, przy czym zmuszała mnie do tego, aby się uczyć na tych błędach. Rozmawiała ze mną coraz więcej, pytała o zainteresowania, kim chce być w przyszłości, co lubię, zupełnie tak jakby mnie poznawała od początku. Pozwalała mi robić to, na co miałam w danej chwili ochotę, wyrażała swoje zdanie na ten temat a później w razie czego słyszała: przepraszam mamo, miałaś rację. Jest ona dla mnie pewnym fenomenem wychowania.
W toku studiów poznałam kilka interesujących opcji na temat wychowania. Szczególnie spodobała mi się idea Korczaka, Gordona i antypedagogika. Korczaka cenię za to, że pozwolił dzieciom na ich mały świat, za filozofię króla Maciusia I, za to, że potrafił zaufać młodym ludziom i dąć im wolną rękę. Za bezwarunkową miłość w stosunku do dzieci, które nie były jego. Stworzył taką Rzeczpospolitą Dziecięcą. Gordon natomiast uświadamia fakt, iż dziecko jest małym człowiekiem, z wszystkimi ludzkimi cechami, uczuciami i reakcjami oraz wartości uniwersalne, które dają możliwość bycia wolnym, samo określającym się podmiotem własnego istnienia. Mówi o wychowaniu bez zwycięzców i pokonanych. Wychowanie ma wspomagać rozwój dziecka, a hamować go. Każdy ma swoje potrzeby i powinien je rozwijać. Dziecko również. Jest ono istotą autonomiczną i ma własną świadomość. Wychowawca według niego nie jest żadnym guru, tylko pomocnikiem i partnerem. Antypedagogika pojmuje znowu wychowanie jako międzypokoleniową wojnę wychowawczą. Szczerze to bawią mnie stwierdzenia, że każdy akt wychowawczy to: „planowe niszczenie”, „mały mord”, „psychiczne tortury”, „pranie mózgu”, „duchowa wykańczalnia i deformacja”, „socjalna forma zewnętrznego opresjonowania ludzi”, a pedagodzy to „ tendencyjni faszyści”. Podoba mi się w antypedagogice negacja konkretnej tradycji praktyki pedagogicznej. Pozostawia pole do nowatorstwa w kwestii wychowania. Poza tym generalne założenie jest takie, że pedagogika nie istnieje. I coś w tym jest.
Nie jestem zwolenniczką totalnego liberalizmu. Seneka powiedział, iż drzewo nie smagane wichrem nigdy nie wyrośnie na zdrowe i mocne. Dziecku należy stawiać wymagania i z czasem podnosić poprzeczkę, ale trzeba mieć też wzgląd na jego możliwości. Nie uważam również, że dziecku trzeba pozwalać na wszystko. To też nie jest dobre rozwiązanie. Faktem jest, iż ma ono swoje potrzeby i zachcianki, ale my, jako dorośli też nie zawsze je spełniamy. Dziecko na przykład musi zdawać sobie sprawę z tego, iż rodzice mogą nie mieć pieniędzy w danym momencie, że nie mają czasu, że musi iść do przedszkola bo oni muszą iść do pracy. Uważam, że skoro ktoś decyduje się na założenie rodziny, to jest świadomy tego, że musi tej rodzinie poświęcać czas. Póki dziecko jest małe bardzo potrzebuje obecności rodziców. Ich akceptacji i miłości. Należy mu mówić przy każdej okazji, że się je kocha, a nie tylko egzystować ze świadomością, ze ono to wie. W dziecku często rodzą się wątpliwości i często chce usłyszeć te słowa „kocham cię”. Jeśli chodzi o wiek dorastania, niestety rodzic musi się liczyć z tym, że jego dziecko w tym momencie kształtuje swoją tożsamość, szuka własnej drogi życia. Chce gdzieś przynależeć. Bunt, który towarzyszy temu okresowi jest zazwyczaj normalny. I trzeba go zaakceptować. W tym właśnie wieku dziecko potrzebuje akceptacji i oczekuje większego przyzwolenia na pewne rzeczy. To już nie jest maluch, to młody człowiek z rozwiniętą świadomością, który myśli już bardzo konkretnie, który chce o sobie decydować. To człowiek, który przygotowuje się do dorosłości. Swoimi zakazami i konserwatyzmem nie pomagamy mu w poszukiwaniach siebie. Często wtedy młodzi chcą rozmawiać z rodzicami, chcą się poradzić, zwierzyć. I bardzo cierpi, kiedy zostaje odrzucony. Rodzice często boja się rozmawiać z młodzieżą. Boja się ich coraz trudniejszych pytań. Wtedy chce się wiedzieć co robili rodzice w młodości, jakiej muzyki słuchali, jak się poznali i dlaczego się pobrali. Czasami zdarza się, ze jest to temat tabu. Dorośli boja się, że jeśli powiedzą że popełniali błędy strąca u dziecka autorytet. A trzeba sobie jasno powiedzieć, że autorytet powinien być przede wszystkim autentyczny. Młodociany wie, że nie ma ludzi idealnych, i wie że jego rodzice też tacy nie są. Zatajając fakty z przeszłości tylko się pogrążamy, a niczego tym nie zyskujemy. Czasami dziecko dowiaduje się o swoich rodzicach od innych i w momencie konfrontacji z nimi używa zasłyszanych argumentów. Rozbija to i wytrąca z równowagi rodzicieli. Taka szopka jest zupełnie niepotrzebna. Nie jest grzechem popełniać błędy, ale grzechem jest nie wyciągać z nich wniosków. Myślę, że lepiej jest, kiedy dziecko dowie się prawdy o swoich rodzicach od nich samych, niż od obcych ludzi. Sam rodzic ma w tym momencie możliwość wytłumaczenia się, „zrobiłem to, ale teraz wiem, że nie było to dobre posuniecie”. Robiąc coś takiego dajemy dzieciom możliwość uczenia nie na naszych błędach, a nie tylko na błędach ich samych.
Ja chciałabym być dla swojego dziecka bardziej przyjaciółką, niż guru, czyli nieomylnym autorytetem. Chciałabym, aby dziecko rozmawiało ze mną. Wiem, że są rzeczy o których rodzice nie powinni wiedzieć, ale powiernikami takich spraw są przyjaciele z grupy rówieśniczej. Sama chciałabym żeby inni szanowali moja prywatność dlatego ja nie chciałabym wiedzieć o moim dziecku wszystkiego. Chciałabym uświadamiać mu, jakie przeszkody może w życiu spotkać i jakie pokusy. Nie chce powiedzieć dziecku „masz nie pić i palić bo to szkodzi”. No dobrze, szkodzi to na pewno. Ale czemu szkodzi? Jakie są skutki stosowania używek? Co może być konsekwencją nieodpowiedzialnego sexu? A właśnie. Rodzice boja się rozmawiać z dziećmi o sexie, uczuciach, miłości i fascynacji drugą osobą. Szkoda, bo to są rzeczy naprawdę nurtujące młodego człowieka. Myślę, że wiedza jaka posiadam i umiejętność rozmowy pozwoli mi na otwarte rozmowy z moim dzieckiem. Chciałabym, żeby miało do mnie szacunek, jako do matki ale nie chciałabym żeby moje dziecko bało się mnie. Żeby kochało mnie świadomie i umiało powiedzieć, dlaczego mnie kocha. Nie tylko dlatego, że tak ma być, bo jestem jego matką, ale również z innych przyczyn wiadomych tylko jemu. Chciałabym dąć dziecku prawo wyboru, wyboru znajomych, szkoły, zawodu, sympatii, koloru włosów, subkultury, muzyki, religii. I bardzo nie chciałabym, aby moje dziecko czuło się jako najlepsza inwestycja w moim życiu. Nie chciałbym, aby żyło ze świadomością, że jest mi cos winne, kiedy już będę stara. Chciałabym, aby opieka nade mną, gdy już zdrowie zawiedzie, wypłynęła z niego samego.
Rozpatrzmy jeszcze kwestie rodzeństwa. Kiedy jest kilkoro dzieci w domu zazwyczaj pojawia się zazdrość, rywalizacja o względy rodziców. Chciałabym, aby moje dzieci wiedziały, że kocham je wszystkie tak samo, bez wyjątku i różnicy. Nie jest możliwe, aby dzieci były takie same. Jedno może być grzeczne, ambitne ale mało zdolne i poświęcać nauce dużo czasu; drugie może być urwisem, ale za to bardzo zdolnym a mało ambitnym; a trzecie z kolei ani zdolne ani ambitne. Czasami jednym dzieciom trzeba poświęcić więcej czasu, ale pozostałe muszą wiedzieć, dlaczego ja więcej czasu spędzam z jednym z nich. Żadne nie powinno poczuć się odrzucone. Chciałabym, aby w moim domu panowała zdrowa demokracja. Aby moje dzieci też miały coś do powiedzenia w decydujących sprawach. Aby czuły się pełnowartościowymi członkami rodziny. Nie chciałabym dopuścić do faworyzacji jednego z moich pociech, bo to zazwyczaj kończy się konfliktem rodzeństwa miedzy sobą oraz z rodzicami.
Chciałabym uwrażliwiać dzieci na piękno, dobro i prawdę. Trzy najważniejsze wartości. Chciałabym uczulić ich na obojętność wobec innych, na przemoc i wszelkie rodzaje zachowań agresywnych. Przy czym nie chciałabym, aby moje dziecko dało się pobić, chciałabym aby umiało się zdrowo i racjonalnie obronić, nie czyniąc krzywdy nikomu. W dzisiejszym zwariowanym świecie zapomina się o uczuciach, a przecież są one takie ważne. Kierują naszym życiem i postępowaniem. Młody człowiek, kiedy przezywa pierwszy zawód miłosny bardzo cierpi. I najgorsze jest to, że często zostaje w tym cierpieniu zignorowany i wyśmiany przez rodziców, słysząc słowa, że są gorsze rzeczy na tym świecie. Dla tego nastolatka to jest właśnie najgorsza rzecz na świecie. Chciałabym, aby moje dziecko przyszło do mnie i opowiedziało o tym, że jest mu źle. Każdy z nas ma w życiu jakiś dramat i trzeba to umieć uszanować. Dla każdego jego problem jest najważniejszy na świecie. Wtedy nie myśli się o dzieciach głodujących w Afryce, ale o sobie samym. Chciałabym również ukształtować w dziecku akceptację siebie takiego jakim jest. Aby kochało siebie samego, swoje ciało z wszystkimi jego wadami. Bo kiedy ktoś nie kocha siebie, nie może pokochać innych. Chciałabym po prostu, aby moje dziecko powiedziało mi kiedyś, że jestem dobra matką...
Być może moja wizja wychowania jest bardzo idealistyczna. Myślę jednak, ze nie jest niemożliwa do spełnienia. Nie wiem na ile mi to wyjdzie i czy faktycznie będę potrafiła zrealizować to wszystko o czym tu pisałam. Wiem jedno, chciałabym, aby tak było. Moje poglądy na wychowanie oparłam o doświadczenia z dzieciństwa, o to czego mi brakowało a co było bardzo dobrą metodą wychowawczą oraz o wiedzę zdobytą w ciągu swoich studiów. Myślę również, że oprócz znajomości teorii i nurtów wychowania bardzo przydaje się wiedza z zakresu psychologii, zwłaszcza psychologii rozwoju oraz społecznej. Pozwala zrozumieć, co w danym momencie rozwoju czuje i myśli dziecko, istota rozumna i rozwijająca się. Poza tym będąc rodzicem czasami warto cofnąć się w czasie i przypomnieć sobie jakim się było i czego nam brakowało u rodziców. Kiedy to zrobimy, zrozumiemy motywy postępowania dziecka i łatwiej będzie nam się wczuć w jego sytuacje. Empatia dziecka i matki nie jest trudna, wszak jest to ciało z ciała, które nosiło się pod sercem przez całe dziewięć miesięcy. Tak naprawdę nikt nie zna się lepiej niż matka i dziecko. Dlatego nie powinni nigdy zapominać, że kiedyś byli jednym ciąłem. Powinni się wzajemnie uzupełniać i wspierać. Wychowanie leży w otwartym umyśle i horyzontach...