KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI
(pseudonim Jan Bugaj)
Biografia
-Urodził się 22 stycznia 1921 roku w Warszawie w rodzinie inteligenckiej, prezentującej wysoki poziom umysłowy i kulturalny, co miało wpływ na jego karierę literacką.
-Ociec, Stanisław był krytykiem literackim, publicystą, historykiem literatury, powieściopisarzem. Matka Stefania znana była ze swej działalności oświatowo-pedagogicznej. Wydała także kilka książek dla dzieci.
-Krzysztof był astmatykiem, w celach leczniczych wyjeżdżał do Jugosławii, Bukowiny Tatrzańskiej.
-Ukończył I Państwowe Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie.
-W 1935 Baczyński wstąpił do półjawnej młodzieżowej organizacji socjalistycznej „Spartakus”, patronat nad nią sprawował Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej oraz tzw. Czerwone Harcerstwo, opozycyjne wobec Związku Harcerstwa Polskiego.
Tzw. juwenilia
-Na łamach pisma „Strzały” Baczyński ogłaszał swoje pierwsze wiersze o treści społecznej
poemat Bunt o powstaniu Spartakusa, który wyrażał programową linię pisma i organizacji (był to faktyczny debiut poety, niestety nie zachował się żaden egzemplarz pisma).
-Autor zdyskwalifikował swe początkowe utwory, dwa zachowane bruliony wierszy opatrzył zastrzeżeniem, że „nie mają być nigdy drukowane”.
Od 1938 roku - bardziej poważna twórczość
-W maju 1939 roku zdał maturę, w lipcu zmarł ojciec poety.
-Pierwszy rok wojny jest niemal nieznany od strony biograficznej. Baczyński pracował nad sobą, szukał własnej drogi. Wiersze powstałe od jesieni 1939 do jesieni 1940 autor
w większości odrzucił (w Utworach zebranych znalazły się one wśród wierszy rozproszonych, czyli nie przeznaczonych do druku).
-Latem 1940 Baczyński poznał starszego od siebie poetę i tłumacza Jerzego Kamila Weintrauba, któremu zawdzięczał debiut okupacyjny w ekskluzywnej Bibliotece Sublokatorów Przyszłości. Latem 1940 ukazał się liczący zaledwie siedem utworów „tomik” Baczyńskiego Zamknięty echem, na jesieni drugi, o tej samej objętości - Dwie miłości. Tylko połowę z tych utworów uwzględnił poeta w rękopiśmiennym „kodeksie” przeznaczonym do druku.
Jesień 1940-jesień 1941
-Dalszy krok na drodze jego usamodzielniania się jako artysty, prawdziwy przełom nastąpił
w 1941 roku, będący skutkiem zasadniczej reorientacji poety w stronę problematyki aktualnej.
Pod koniec 1941 roku
-Baczyński poznał swoją przyszłą żonę (pobrali się 3 czerwca 1942) Barbarę
z Drabczyńskich. Historia miłości i małżeństwa Baczyńskich stanowi jeden z najjaśniejszych epizodów w biografii okupacyjnej poety, opromieniony czystą poezją poety. Barbara przeżyła męża zaledwie o kilkanaście dni.
Jesień 1942
-Baczyński zbliżył się do grupy „Płomienie”, zrzeszającą młodzież socjalistyczną, byłych członków przedwojennego „Spartakusa” i ZNMS. Poeta nie zamierzał wyrzekać się swoich ideałów młodości. Do najbardziej aktywnych członków „Płomieni” i zarazem przyjaciół poety należeli: Karol Lipiński, Jan Strzelecki, Marcin Czerwiński, Tadeusz Sołtan. „Płomienie” głosiły hasła humanizmu socjalistycznego, akcentując potrzebę oparcia stosunków społecznych, wyzwolonych od klasowego ucisku, na podstawach solidarności
i braterstwa, opowiadając się za kształtowaniem nowego typu człowieka, łączącego świadomość społeczną z wysokim poczuciem moralności, krytykę mieszczaństwa z otwartą postawą wobec różnych światopoglądów przenikniętych pierwiastkiem humanistycznym
i etycznym. Zbliżenie z „Płomieniami” stanowiło ważny etap na drodze do osiągnięcia przez poetę pełni samowiedzy, uwrażliwiło na moralny wymiar rzeczywistości okupacyjnej, uodparniało później, gdy przystąpił do harcerskich grup szturmowych, na pokusy ideologii „wodzostwa” i walki prowadzącej często do zatraty instynktu moralnego. Pamiętać jednak należy, że formalnie Baczyński nie należał ani do grupy, ani do redakcji pisma „Płomienie”.
-W nakładzie 100 egzemplarzy ukazały się Wiersze wybrane Jana Bugaja, które przyniosły mu rozgłos i uznanie (pojedyncze utwory drukowane były także na łamach antologii konspiracyjnych: Pieśń niepodległa (1942) i Słowo prawdziwe (1942).
-Nazwisko poety zaczęło budzić zainteresowanie wśród znanych pisarzy i poetów (Iwaszkiewicz nazwał go „nadzwyczajnym młodym poetą”; Miłosz wspominał o jego niezwykłej przemianie z „wiecznie chorego” chłopaka w dzielnego żołnierza). Debiut Jana Bugaja był jednak także krytykowany, m.in. przez Andrzeja Obornickiego (właśc. Stanisław Marczak), Tadeusza Gajcego, Andrzeja Trzebińskiego.
-Baczyński wstąpił na tajny Uniwersytet Warszawski na wydział polonistyki. Ostatecznie pół roku później porzucił studia.
Czerwiec 1943 roku
-Kazimierz Wyka ogłosił na łamach krakowskiego „Miesięcznika Literackiego” obszerną rozprawę krytyczną, która ustaliła wysoką rangę poezji Baczyńskiego i przyznała mu pierwszeństwo wśród rówieśników.
Wiosna lub lato 1943 roku (dokładny termin trudny do ustalenia)
-Baczyński przystąpił do Grupy Szturmowych Szarych Szeregów, czyli harcerskich oddziałów bojowych podległych Komendzie Głównej AK, które, utworzone w listopadzie 1942, już niebawem miały się wsławić szeregiem bohaterskich akcji, głośnych w całym kraju, potem zaś złożyły dowody nieustraszonego męstwa w dniach powstania warszawskiego.
Grudzień 1943 roku
-Założone zostało pismo „Droga”, skupiające młodzież akowską o przekonaniach lewicowo-socjalistycznych. Baczyński objął tutaj dział poezji, ogłaszając także wiersze. „Droga” (tak jak „Płomienie”) reprezentowała platformę zasadniczo ponadpartyjną, wolną od sekciarskich
i dogmatycznych ograniczeń, otwartą w sensie światopoglądowej. Współpracowniczką „Drogi” była także żona Baczyńskiego - Barbara, pisująca pod pseudonimem Agnieszki Dembowej.
1943/1944
-Po wstąpieniu do słynnego batalionu „Zośka” (nazwanego tak od pseudonimu poległego rówieśnika, absolwenta tego samego liceum - Tadeusza Zawadzkiego), Baczyński otrzymał przydział do plutonu „Alek” kompanii „Rudy”, stanął na czele sekcji liczącej pięciu harcerzy. Dla zdobycia niezbędnych kwalifikacji wojskowych wstąpił równocześnie do tajnej Harcerskiej Szkoły Podchorążych Rezerwy „Agricola”. Szkołę ukończył na początku 1944 roku, otrzymując stopień st. strzelca podchorążego.
-Baczyński nie był stworzony do roli żołnierza, wiele jednak czynił, by stanąć na wysokości zadania. Wziął udział w brawurowej akcji wysadzenia pociągu na trasie Tłuszcz-Urle, nie licząc akcji pomniejszych, wszędzie szukając okazji do wykazania swoich umiejętności bojowych i konspiracyjnych. Bez wahania udzielił swojego mieszkania jako skrytki na broń, odbywały się tam również zajęcia tajnej podchorążówki. Przeważnie jednak spotykały go niepowodzenia. Końcowy egzamin z ćwiczeń w terenie wypadł słabo, szczęściu też mógł zawdzięczać poeta, iż cały wyszedł z ćwiczeń w leśnej bazie pod Wyszkowem, kiedy jego patrol znalazł się w zasadzce nieprzyjacielskiej. Ostatecznie z „powodu małej przydatności” w warunkach bojowych, poeta został rozkazem dowódcy kompanii z 1 lipca 1944 zwolniony z dotychczasowej funkcji, z zamiarem przeniesienia go na stanowisko szefa prasowego kompanii. Baczyński odebrał tę decyzję jako degradację i na własną prośbę przeniósł się do batalionu „Parasol”.
-W dniu wybuchu powstania warszawskiego poczet plutonu, w którym znajdował się Baczyński, otrzymał rozkaz stawienia się na odprawę. Ale odwołanie rozkazu przyszło za późno i poeta wraz ze swoim oddziałem znalazł się poza plutonem. 2 sierpnia przyłączył się do grupy II baonu motorowego, przygotowującego atak na silnie obsadzony przez Niemców Pałac Blanka. Tu 4 sierpnia 1944 roku, czwartego dnia powstania, Baczyński poniósł śmierć. Zwłoki poety, złożone do grobu w ruinach Ratusza, zostały ekshumowane dopiero w 1947 roku. Pochowany został na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
WIERSZE
1) [Niebo złote ci otworzę…]
(dn. 15 VI 1943r.)
Wiersz bez tytułu, zaczynający się od słów „Niebo złote ci otworzę…” jest lirykiem miłosnym, zapewne dedykowanym jego ukochanej żonie i powierniczce - Barbarze. Jak podaje Kazimierz Wyka, małżeństwo Baczyńskich było niezwykle zgodne, a jego śmierć
w powstaniu warszawskim nabiera cech symbolu i każe przenosić wiersze miłosne Baczyńskiego w obręb mitu wiecznej szczęśliwości, każe wierzyć, że czysta miłość jest możliwa i zdarza się w świecie śmierci i nienawiści, nawet jeśli - w ostatecznym rozrachunku - ta śmierć tryumfuje.
Wiersz zaczyna się, niczym zamierzchła kosmogonia, niczym legenda, otwarciem przestrzeni i określeniem jej wyznaczników. Poeta pragnie swojej ukochanej „przychylić nieba”, pragnie otworzyć dla niej - lokowany w chrześcijańskich wyobrażeniach w niebie - raj. Pragnie otworzyć „niebo złote”, a więc najcenniejsze, drogocenne, mające w sobie coś
z wykwintu i subtelności tej barwy. Baczyński buduje swoje obrazy na dysonansach i po wprowadzeniu elementu łagodności, nieomal gładkości, nagle wprowadza symbole pozostające ze sobą w konflikcie znaczeniowym. Biała nić ciszy przypomina zarazem „ogromnych dźwięków orzech, który pęknie, aby żyć”. Cisza ciągnąca się jak „biała nić” rośnie i przypominać zaczyna poecie zbyt zbliżony w swoim kształcie do kuli, do orzecha pękającego i dającego życie. Będzie on rósł i będzie żył, a zarazem owa cisza żyła „zielonymi listeczkami”, będzie się odbijała w „śpiewie jezior”, będzie nieustannie grała o zmierzchu, aż pojawi się wraz ze śpiewem ptaków i wschodzącym pośród mgieł słońcem - „ptasi śpiew”. Poeta w jakiś przedziwny sposób pragnie zmieniać dla swojej wybranki materialną formę rzeczywistości. W zgodzie z poetyką ulotnego erotyka, chce znosić kontrasty i wyrównywać to, co postrzępione, mogące ranić. Tylko bezgranicznie zakochany mężczyzna może zmieniać w wierszu twardość ziemi w obraz „miękkich mleczów”, płynnie, lekko unoszących się w przestrzeni. Tylko poeta wpatrzony w oczy swojej wybranki może chcieć oddzielić cienie od przedmiotów i znieść wszelkie potencjalne zagrożenia. Baczyński - jakby czarodziejskim ruchem, magicznym gestem - „zwija” całą przestrzeń, a wykorzystuje do tego - niczym iluzjonista - iskrzące kocie futro, iskrzące kocie cienie. Tworzy w ten sposób bezpieczną enklawę miłości, w której na swoim miejscu są wreszcie „barwy burz”, ukształtowane jakby dla potwierdzenia autentyczności tego uczucia „serduszka listków”, a nawet „deszczów siwy splot”. To ostatnie porównanie, przywodzące na myśl siwy warkocz, pozostaje w opozycji symbolicznej i semantycznej zarazem w stosunku do - nieco infantylnych, ale lokujących się znakomicie w doświadczeniu młodzieńczej miłości - owych zdrabnianych, serduszkowatych liści.
W zwrotce następnej aura magii i czarodziejstwa jeszcze się wzmaga, a poeta zapowiada następne działania tego rodzaju. Ujawnia tutaj też niezwykłe złożony charakter przestrzeni w jego wyobraźniowych krainach. Powietrze w nich występuje w formie „drżących strug” i jeszcze przypomina dym z jakiegoś anielskiego domostwa. Wcześniej mowa była o raju, a zatem anioły i symboliczne anielskie domostwa są tutaj jak najbardziej na miejscu. Poeta zapowiada, że dla ukochanej zmieni drżące strugi powietrza w „aleje długie”, a jeszcze dodatkowo - mieszając konsystencję żywiołów - uczyni z nich „brzóz przejrzystych śpiewny płyn”. Tutaj ujawniają się subtelne metaforyzacje rzeczywistości, tutaj widać jak plastycznie Baczyński ją kształtuje i poddaje w wyobraźni zdumiewającym metamorfozom. To, co twarde może w jego imaginacji zmienić się w delikatną miękkość kwiatów, a to co chropowate i wyniosłe może nagle przybrać konsystencję płynu. Powietrze może występować w formie strug i nagle ulatywać do nieba (raju) razem ze snującym się, jak anielskie włosie, dymem. Do tego jeszcze te poddawane przekształceniom przedmioty i te transformowane obrazy, mogą wydawać dźwięki, mogą kojarzyć się z „żalem wiolonczel”. Na tym nie koniec - każdy nowy obraz, każdy nowy kształt podlega u Baczyńskiego kolejnym przemianom - generuje kolejne mutacje wyobraźniowe. Tutaj to, co było strugami powietrza i zamienione zostało w długie aleje brzóz, co przekształcone zostało w „śpiewny płyn”, w żałosny odgłos grających wiolonczel, jeszcze dookreślone zostało, a zarazem spuentowane, dwoma niezwykle wyrazistymi metaforami. Jedna z nich, to „różowe światła pnącze” a druga, to „pszczelich skrzydeł hymn”. Zarówno pierwsza, jak i druga przenośnia skojarzona została na zasadzie połączenia przeciwstawnych desygnatów znaczeniowych - czegoś twardego
i konkretnego jak pnącza, z czymś ulotnym jak światło i - w drugim przypadku - czegoś konkretnego, ale kojarzącego się z lekkością i ruchliwą migotliwością, z czymś poważnym, przywołującym nastrój świętości i uświęcenia, zarazem równie jak „śpiewny płyn”
i „wiolonczel żal”, czy „pnącze światła”, niematerialnego.
W zwrotce ostatniej wkracza do wyobraźniowych i magicznych krain Baczyńskiego tragedia i groza wojny. Poeta zwraca się do kochanki, jak do matki, jak do najczulszej opiekunki, jak do lekarza, przynoszącego ulgę zranionemu. Ukochana ma oddalić od niego - niczym przyjazna dłoń usuwająca szkła z oka - obraz dni, w jakich przyszło im żyć, czas wojny, czas dziejącej się apokalipsy. Po zwiewnych i metaforycznych opisach raju
i bytowania w nim kochanków - nagle pojawia się niezwykle konkretna, przerażająca wizja - „białe czaszki” toczone „przez płonące łąki krwi”. Ten czas nazwany dalej zostanie „czasem kalekim”. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na kolorystkę tego wiersza. W pierwszych trzech zwrotkach pojawiły się barwy mające raczej pozytywny wyraz w kulturze i sztuce - złoto, biel, zieleń, a także kolory stonowane: siwy, różowy. Natomiast w zwrotce czwartej pojawiły się barwy zdecydowane i w tym konkretnym przypadku, mające wydźwięk negatywny - czerń i czerwień. Nawet owa biel ma tutaj inny charakter, niż w zwrotce pierwszej, bo skojarzona z czaszkami jest tutaj elementem przerażającej wizji, wojny zabijającej i odzierającej ciała z ich powłok. Poeta prosi ukochaną, by zakryła przed jego wzrokiem te straszne obrazy, prosi ją by groby okryła „płaszczem rzeki”, prosi by - tak jak matka ociera pot i kurz z czoła dziecka - otarła z jego czoła „pył bitewny”, by starła osadzający się na jego twarzy „tych lat gniewnych/ czarny pył”. Ta prośba jednocześnie prośbą o miłość, bo tylko w niej można przetrwać i tylko ona jest jedyną nadzieją dla cierpiących. Ona oddala nawet najstraszniejsze obrazy i koi ból niczym najwspanialszy, cudowny lek. Miłość młodzieńcza idealizuje i koloryzuje, ale w zetknięciu z realną
i czyhającą na każdym kroku śmiercią, odkrywa właściwy sens każdej dobrej egzystencji. Niebo złote ci otworzę… jest też lirykiem mówiącym o tym, że nie można żyć bez drugiego człowieka - upewniającym czytelnika w przekonaniu, że w lustrach innych, kochających oczu, nawet na dnie piekła dostrzec można raj, dostrzec można uczucie pośród nieludzkich, apokaliptycznych zdarzeń. I w takim kontekście, owa rozpisana na pulsujące i barwne obrazy prośba o miłość jest też najprawdziwszym miłości wyznaniem. Miłość Krzysztofa Kamila Baczyńskiego do Barbary Drabczyńskiej, jego jedynej i ukochanej żony, ale też… miłości człowieka do człowieka.
2) W żalu najczystszym
(dn. 21 III 1942r.)
W wierszu bardzo charakterystyczna jest refleksja Baczyńskiego nad tym, czym powinny być pojęcia wolności i miłości w rozumieniu społecznym. Wiersz jest typowo „norwidowski” - twórczość tego poety wywołała u Baczyńskiego wyraźny ślad w sposobie widzenia aktualnych problemów historycznych i filozoficzno-moralnych. W wierszu widać wyraźnie, jak poeta wykraczał myślą poza doraźnie aktualną problematykę walki z najeźdźcą, jak dokonywał rachunku sumienia z najbliższą przeszłością swego kraju i wybiegał wyobraźnią w jego przyszłość pełen niepokoju, by nie powtórzyła się sytuacja „gdzie się wolność stawała skuwaniem w imię powstałych, którzy kładli nowe kajdany”. Również i styl tego wiersza, oparty na charakterystycznych właśnie dla Norwida niedopowiedzeniach
i aluzjach myślowych, świadczy o tym, że Baczyński był urzeczony tym wielkim poetą.
3) Z lasu
(dn. 27 VI 1944r.)
Dla Baczyńskiego - poety najważniejsza była nie sama jego decyzja pójścia drogą żołnierskiego obowiązku ani nawet wola pisania pod dyktando epoki i zgodnie z aktualnymi, społecznymi potrzebami, lecz fakt, że te decyzje, będące wynikiem głębokiego procesu duchowego, pozostawiły w jego utworach wyraźny ślad artystyczny. Chodziło nie tylko
o oswojenie się z myślą o śmierci, która to myśl młodego poety o żywej wyobraźni nie opuszczała na chwilę. Chodziło nie tylko o sam kanon etyczny poety-żołnierza. Chodziło także - i to jest może najważniejsze - o uporanie się z własną wrażliwością moralną i intuicją historyczną, która w trudnym, złowrogim momencie dziejowym, jaki poprzedzał powstanie warszawskie i wyzwolenie Polski spod władzy okupanta, nie pozwalała poecie iść do walki beztrosko, nie zdawać sobie np. sprawy z ogromu ofiar w tej walce, a także konfliktów politycznych czających się za fasadą wspólnego patriotycznego zrywu. Stąd nie tylko przejmująca, ale i głęboko tragiczna tonacja wielu wierszy poety. Patrząc na swoich towarzyszy broni, młodych żołnierzy Polski podziemnej, Baczyński odczuwał konflikt pomiędzy czystością ich postawy a wielką grą polityczną, w której byli piosnkami. Pisze
o tym w jednym z ostatnich swoich wierszy, Z lasu:
Żołnierze smukli. Twarzyczki jasne,
a moce ciemne trą się i gniotą,
lądy się łamią, sypie się złoto
i chyba pancerz ziemi za ciasny
pęka, rozsadza i grzmi, i grzmi.
Twarzyczki jasne! na widnokręgach
armie jak cięgi gną się i kruszą.
O moi chłopcy, jakże nam światy
odkupić jedną rozdartą duszą?
4) Rodzicom
(dn. 30 VII 1943r.)
W czwartą rocznicę pogrzebu swego ojca, Stanisława - byłego legionisty, żołnierza powstania śląskiego, krytyka literackiego, a przede wszystkim ceniącego sobie niezależność człowieka, który starał się w tym samym duchu wychować syna, Krzysztof Kamil Baczyński napisał wiersz o wymownym tytule Rodzicom.
Wiersz jest zapisem lirycznym dialogu autora z rodzicami. Jak w wielu wierszach Baczyńskiego występuje w tym utworze częściowe zakłócenie chronologii czasu oraz ciągłości przestrzeni (przypomnijmy - rozmowa poety z ojcem nie mogła się wtedy odbyć, bo ojciec od czterech lat nie żył). Przeszłość łączy się z teraźniejszością, a dotychczasowe doświadczenie życiowe autora podlega wersyfikacji. Staje się to zrozumiałe, gdy uświadamiamy sobie, że młody, dojrzały nad wiek człowiek musiał - w ciągu zaledwie kilku okupacyjnych lat - podejmować i rozwiązywać kwestie, które w normalnych warunkach ludzi podejmują i rozwiązują przez całe życie. Rzecz jasna, młoda, nadmiernie wrażliwa osobowość nie mogła im podołać. Świadczą o tym ewidentne „ślady” z jednej strony rozczarowań, bólu, rozdrażnienia, z drugiej zaś protestu i nadziei. Poeta mówi gwałtownie:
A otóż macie i wszystko.
Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof,
i jeszcze ciało - to tak niewiele.
Podmiot liryczny występuje w roli człowieka, którego już nie ma wśród żywych,
a który pojawia się na ziemi, by dokonać rachunku życia. Ta rola podmiotu nasyca rozwijający się dialog atmosferą nieustannego obcowania żywych z umarłymi. Sprawia, że wspomnienia podmiotu z dzieciństwa przeplatają się z obrazami tragicznej młodości. Obraz „dzieciny”, której nadano imię Krzysztof, zmienia się w obraz rozgoryczonego podmiotu lirycznego. Znajomość legend o świętym Krzysztofie wywołuje w wyobraźni podmiotu obraz dziecka najpierw „po kolana brodzącego w blasku”, a później „w ziemi brnącego po kolana”. Czy można się dziwić, że dziecko nie może udźwignąć ciężaru i powinności, jakie się kojarzą z imieniem Krzysztof? Niewątpliwie poeta wiedział, że imię wybrane dla niego przez matkę miało „znaczyć” jak swego rodzaju wróżba. Ale mogło też być „odbiciem” życzeń matki czy pewnego rodzaju błogosławieństwem udzielonym synowi na całe życie. Święty Krzysztof był jednak nie tylko niestrudzonym przewoźnikiem, ale także męczennikiem - Baczyński też stał się poniekąd męczennikiem, więc urzeczywistnił się symboliczny, etymologiczny sens imienia Krzysztof, czyli przenoszący Chrystusa, noszący go w sobie, wyznający.
Matka „ja” lirycznego z wiersza pokładała w jedynaku duże nadzieje:
Po co imię takiej dziecinie? (…)
Myślałaś, matko: „On uniesie,
on nazwie, co boli, wytłumaczy,
podźwignie, co upadło we mnie, kwiecie
- mówiłaś - rozkwitaj ogniem znaczeń”.
Syn był świadom, że powinien zrealizować marzenia matki, lecz los sprawił, że mógł tylko krzyczeć:
Nie umiem, matko, nazwać, nazbyt boli,
nazbyt mocno śmierć uderza zewsząd.
A zatem pragnienia matki i ojca nie mogą się spełnić w czasach, kiedy miłość „zrodzi - nienawiść, struny łez”. Zdaje się, że podmiot ma pretensje do matki za wybrane imię, które, zamiast amuletem, stało się przekleństwem. Ze wspomnień Edmunda Semila (napisał książkę - wspomnienia o Baczyńskim) dowiadujemy się, że matka też miała żal do siebie za nadanie synowi tego imienia. To wszystko dowodzi, że podmiot liryczny zna rozterki rodziców i właściwie sam je podziela.
Poeta pamięta, że ojciec kształtował mu charakter, ucząc uczciwości i poczucia godności. Stanisław Baczyński, jako stary legionista, nie zapomniał zaszczepić w synu miłości do ojczyzny oraz uświadomić obowiązek cierpienia za nią, gdy przyjdzie na to pora. Ojcowskie słowa przypomina Krzysztof po latach:
Ojcze, na wojnie twardo.
Mówiłeś pragnąc, za ziemię cierpiąc:
„Nie poznasz człowieczej pogardy,
udźwigniesz sławę ciężką”.
Choć młody poeta przejął tę ojcowską wiarę, jednak rzeczywistość dyktuje mu następujące pytanie:
I po cóż wiara taka dziecinie,
po cóż dziedzictwo jak płomieni dom?
Być może młodziutki Krzysztof wątpi, czy przedwojenna lekcja była potrzebna, ponieważ życie nie potwierdziło racji wychowawców. Druga wojna światowa sprawiła, że rozczarowanie do ideałów dwudziestolecia było znaczące. Zrozumiałe zatem staje się pozorne rozczarowanie podmiotu lirycznego do lekcji udzielanej mu przez rodziców oraz do ich systemu wartości, gdy mówi, że „wiary więdną”.
Jednak lekcja ta nie była daremna - podmiot świadomie podjął decyzję
o przystąpieniu do konspiracji i „broń dźwiga pod kurtką”. Mało tego: „Pójdę dalej - mówi - to od was mam: śmierci się nie boję”. W tych słowach, skierowanych zarówno do nieżyjącego ojca i truchlejącej w obawie o syna matki, poeta wypowiada się nieco w innym niż poprzednio tonie. Słychać tu jakby słowa cierpiącego św. Krzysztofa, który pogodził się ze swoim losem i przyjmuje go godnie. To, czego, jak mu się wydawało, nie potrafi - „Nie umiem, matko, nazwać, nazbyt boli”; „wiary więdną” - zrealizował niezwykle dokładnie. Jest twardy, nosząc broń pod kurtką, wierzy w sens swojej walki i choć przychodzi mu zaznać człowieczej pogardy, dźwiga „sławę ciężką”, bo nie jest mu „wszystko jedno”.
Pomny rodzicielskiej nauki, narzekając wszakże na los, który go spotkał, zachowuje wierność ideałom młodości. Wie, ze rodzicom zawdzięcza siebie takiego, jakim jest, oraz takiego, jakim się staje.
Nakładanie się na siebie różnych przestrzeni, różnych obrazów zachowuje swoją logikę, to znaczy prawdopodobną logikę myślenia człowieka ocierającego się o śmierć. Potrafi on wszystko zobaczyć w jednej chwili. Obraz następuje po obrazie, jak na ekranie podczas szybszego niż potrzeba przesuwania się taśmy filmowej. Stosując w pierwszych trzech zwrotkach czas przeszły („nie ma”, „matka myślała”, „ojciec uczył”) po to, aby przejść do bezosobowej refleksji w dwóch kolejnych zwrotkach zaczynających się lamentacyjnym powtórzeniem: „I po cóż wiara”, „po cóż dziedzictwo”, „a po cóż myśl”, unaocznił Baczyński typową reakcję psychiczną człowieka, który marzył o czymś innym, a zyskał co innego. Ale
i w tym przypadku, jak po każdej refleksji mającej znamiona smutku, melancholii, przychodzi albo depresja psychiczna, albo nowa siła. Toteż nic dziwnego, że podmiot liryczny, zmieniając czas na teraźniejszy, niezbędny jest do bezpośredniego zwrotu ku rodzicom, łamie się chwilowo, popada w zwątpienie. Świadczą o tym cztery ostatnie zwrotki o zakłóconej regularności sylab i rytmu, przedstawiające skutki marzeń i zarazem obrazujące zwątpienie podmiotu lirycznego, na przykład: „już nie wiem”, „cóż zrodzi”, „może i dzieło”, „może
i wszystko jedno”. Owo zwątpienie, potęgowane modlitewnym patosem, słowami „matko”, „ojcze”, znaczną ilość pauz obrazujących gwałtowność i wielość cisnących się myśli, jest przedstawione jako powszechna katastrofa ukazana w tonacji patetycznej o niemal modlitewnym zabarwieniu.
W ostatnich dwu wersach przeradza się ona w pewność i zdecydowanie:
Pójdę dalej - to od was mam: śmierci się nie boję,
dalej niosąc naręcza pragnień jak spalonych róż.
Co prawda: „naręcza pragnień jak spalonych róż”. A jednak można powiedzieć, że poeta znowu dokonał wyboru.
Różnorodność odcieni smutku człowieka, któremu nie dane było sprawdzić później okupacyjnych doświadczeń, została spotęgowana typową dla Baczyńskiego kolorystyką (biel, szarość, czerwień) i głównie żeńskimi „pojękliwymi” rymami: -inie, -się, -eń, -ąc, -ąk, -rzą,
-ną, -ję, -ją, sprawiającymi, że cały wiersz, w którym podmiot liryczny walczy ze sobą, z niepokojącymi go myślami, jak gdyby rozpływał się we łzach, w przerażającym żalu. Być może jest to ślad nieustających poszukiwań poety, który decyduje się prowadzać czynną walkę z wrogiem, walczył również o odpowiedni kształt swojej poezji.
Każda wielka walko poety-żołnierza - zarówno z konwencją literacką, z opornym słowem, jak też z wrogiem czy z wątpliwościami psychologicznymi i moralnymi - dodawała Baczyńskiemu ufności w sens własnych poczynań i siły do ich realizacji. Tak rzecz się przedstawia w wierszach Elegia… (o chłopcu polskim), Wybór, W takiej ciszy oraz w liryku Rodzicom, w którym determinacja podmiotu lirycznego została podkreślona kończącym wiersz rymem męskim: „kurz” - „róż”. Podmiot liryczny wie, że wybrawszy swoją drogę życia, wybrał śmierć, lecz już się jej nie lęka, ponieważ on, Krzysztof Baczyński, pogodził się z tym, że historia wyznaczyła mu los, który stał się jego powołaniem. Owo powołanie niejako, „wywołała” matka poety, dając synowi na chrzcie imię świętego Krzysztofa męczennika. W pewnym sensie chłopiec otrzymał takie imię po to, by był, a właściwie by stawał się nieśmiertelnego „czasu kurzem” tylko.
5) Miłość
(Istnieją dwa wiersze pod tym samym tytułem, tutaj omówiony jest wiersz zaczynający się słowami „O nieba płynnych pogód…”; 8 wrzesień 1942r.)
O erotykach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego nie napisano zbyt wiele. „Odkrył” je Kazimierz Wyka, który stwierdził, że „od Tetmajera nie mieliśmy prawdziwej liryki miłosnej”, ocenił wiersze miłosne Baczyńskiego bardzo wysoko. Erotyki Baczyńskiego nazywane są „perłami polskiej erotyki XX wieku”. Adresatką większości tych wierszy jest narzeczona, później żona poety - Barbara.
Miłość jest jednym z niewielu tak zwanych „czystych” erotyków poety, to znaczy wierszy, w których - przynajmniej pozornie - nie ma „śladu” wojny. W jakiej sytuacji lirycznej znajduje się podmiot i adresatka wiersza? Wiemy o tych dwojgu niewiele i bardzo dużo zarazem. Wiemy, że się kochają i są ze sobą bardzo blisko:
Słońce, słońce w ramionach (…)
tak pół mnie, a pół Bogu…
Jest to właściwie jedyna o nich konkretna informacja, choć nie wypowiedziana wprost - nie ma w utworze bezpośredniego wyznania uczucia. Znajduje się tych dwoje ludzi
w pięknym, szczęśliwym, wręcz nierealnym świecie. Niezwykłość poetyckiego pejzażu podkreśla użycie przez Baczyńskiego dużej ilości tropów stylistycznych: oryginalnych metafor (kaskady iskier, oddech nieba, kryształ pełen owoców białych, oczy miękkie
w mroku), porównań (serca jak dzbany łaski, serca jak gwiazdki), paralelizmów (zwłaszcza częste anafory - powtórzenie tego samego słowa lub zwrotu na początku kolejnych segmentów wypowiedzi); kolorystyka wiersza jest utrzymana w tonacji jasnej, „pogodnej” (biel, zieleń, krajobraz prześwietlony słońcem). Skłonność do budowania poetyckich wizji
i wręcz barokowe bogactwo wyobraźni związał Baczyński z urzekającym światem natury, który dla dwojga zakochanych staje się Arkadią miłości. Motyw arkadyjski podkreślają
i wzmacniają słowa-klucze: nieba, ptaki, drzewa, kaskady, dzbany, obłoki, lot, słońce, owoce, zdrój. Jest ich w utworze wiele; należą do pola słownictwa o zabarwieniu dodatnim (pojawiają się nie tylko w erotykach Baczyńskiego, ale także wierszach wojennych,
w których poeta posługuje się zasadą kontrastu, przeciwstawiając obrazy pożogi z obrazami młodzieńczych marzeń; np. w utworach: Z głową na karabinie, [Niebo złote ci otworzę…], Mazowsze).
Łatwo zrozumieć, dlaczego i przed czym uciekał w wierszach miłosnych młody poeta. On i jego rówieśnicy zostali „porażeni okupacją”, wojna wdarła się do ich życia w sposób brutalny. Przerwała im pełną marzeń młodość, czas, kiedy pragnienia przyjaźni i miłości SA najsilniejsze. Nic więc dziwnego, że szukali ucieczki przed katastrofą, że w ich poezji ożywały arkadyjskie mity.
Z motywem odejścia od okrutnego świata koresponduje motyw lotu, oderwania od ziemi. W Miłości sygnalizują go znów słowa-klucze (nieba, obłoki, lot) i utworzone dzięki nim obrazy poetyckie:
takie oczu obłoki,
taki lot - za wysoki (…)
Uniosę je, przeniosę
jak ramionami - głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom.
Motyw lotu pojawia się w poezji od dawna, zwłaszcza często pojawia się
w twórczości romantyków. W wierszu pojawia się także typowy dla Baczyńskiego motyw rzeźby: „jak cokoły drzewa z szumem na poły”. W motywie tym jest żądza doskonalenia się, moralistyczna pasja świętości. U jej podłoża zaś leży pragnienie dania oporu czasom, które niosły ze sobą nie tylko groźbę fizycznej przemocy, lecz także: odkrywały zbrodniczość ludzkiej natury. Od zła uciekał Baczyński w poetyckie wizje. Azylem najpewniejszym, zachowującym człowieka w moralnej czystości, okazała się jednak miłość. Przeżycie szczęścia z ukochaną osobą dawało ukojenie. Świadczy o tym wiersz ukazujący dwoje ludzi w intymnym zbliżeniu:
Słońce, słońce w ramionach
czy twego ciała kryształ…
Miłość daje radość, spokój, wprowadza ludzi w stan „łaski”:
serca jak dzbany łaski,
Takie serca jak gwiazdki…
To uświęcenie przez miłość otwiera przed zakochanymi całkiem nowy świat, umożliwia dostrzeżenie uroków natury (nieba płynnych pogód, ptaki, drzewa). Ów promienny świat jest przez ludzi niezauważalny:
Nie wydeptana ziemia,
nie wyśpiewane Bogu
te drzewa…
Jakie są przyczyny tej „ślepoty”? Jedną z nich może być bardzo ludzka cecha - niedocenianie szczęścia, jakie daje nam obcowanie z naturą, niezauważanie jej piękna. Człowiek na ogół ceni jakąś wartość, kiedy ją utraci. Zamiast cieszyć się życiem, ludzie zabijają się nawzajem.
W erotykach Baczyńskiego zauważyć można nieustanny dialog miłości i śmierci. Wszyscy krytycy zgodnie potwierdzają też „powściągliwość i czystość” tych erotyków. K. Wyka powiedział: „W sprawach miłości u Baczyńskiego w sposób zdumiewający, zgoła niespotykany w jego wieku, kojarzył się takt, subtelne ich dotknięcie ze spokojną i męską powagą”. Młodego poetę cechuje delikatność w wyrażaniu uczuć, jest subtelny, wrażliwy, traktuje ukochaną jak dar: „tak pół mnie, a pół Bogu…” Dla Baczyńskiego kobieta jest ucieleśnieniem najwyższych wartości, stąd szacunek i powaga jego wierszy.
W Miłości można wyczytać bardzo mocne przeświadczenie, iż uczucie dwojga zakochanych dzięki poezji „ocaleje od zapomnienia”, zostanie „unieśmiertelnione”:
Twych kroków korowody (…)
twe odbicia u wody (…)
i twój śmiech i płakanie
nie odpłynie, zostanie.
Uniosę je, przeniosę
jak ramionami - głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom.
Baczyński żył ze świadomością śmierci, również jego uczucie do żony „owiane było pewnością jej utraty”. Pisanie było dla niego instynktownym działaniem na przekór sile zniszczenia; im więcej wierszy - tym większa nadzieja, że któreś z nich pozostanie
i przetrwa. Poeta chciał odcisnąć siebie w czymś trwalszym niż samo życie.
Erotyki Baczyńskiego są „kroniką liryczną jego uczuciowej biografii”. Miłości nadał poeta rangę najwyższą. Tylko ona chroniła przed złem - choć nie mogła uchronić przed śmiercią. Baczyński, świadom życia w „mrocznym czasie”, intuicyjnie przeczuwający nieuchronną śmierć, w swych lirykach „ocalał od zapomnienia” swoje uczucia, świat wartości i nienaruszony ład natury, w które nie przestał wierzyć.
6) Pokolenie
(Istnieją dwa wiersze pod tym samym tytułem, tutaj omówiony jest wiersz zaczynający się słowami „Wiatr drzewa spienia…”; 22 VI 1943r..)
Wiersz Pokolenie to obraz świata wewnętrznego pokolenia, ale pokolenia, w którym dokonały się przemiany (dotyczące głównie świata wartości) pod wpływem określonej sytuacji historycznej.
Syntaktycznie wyróżniona pierwsza część wiersza (5 pierwszych strof) to metaforyczny obraz świata zewnętrznego. Jest to przeciwstawienie dojrzewającej przyrody, pełni lata i okrutnej wojennej rzeczywistości.
Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała.
Kłosy brzuch ciężki w górę unoszą
i tylko chmury - palcom czy włosom
podobne - suną drapieżnie w mrok.
Ziemia owoców pełna po brzegi
kipi sytością jak wielka misa.
Tylko ze świerków na polu zwisa
głowa obcięta strasząc jak krzyk.
Proste konstrukcje składniowe czynią opis jasny, przejrzysty, komunikatywny. Krótkie zdania przeplatają się z rozwiniętymi i ze zdaniami złożonymi. Są to zdania orzekające. Charakterystyczny jest zupełny brak pytań i refleksji z nimi związanej. Realia przedstawionego świata zewnętrznego nie zmieniły się, lecz są teraz ukazane w innej scenerii zewnętrznej. Kształt syntaktyczny tej części wiersza (różne rodzaje wypowiedzeń), orzekający, oznajmujący przede wszystkim, powoduje, że powiadomienie o danym stanie rzeczy ma charakter konkluzji, pełni w tekście funkcję swego rodzaju deklaracji, której uzasadnienie przynosi dalszy ciąg tekstu.
Cztery następujące strofy odsyłają do świata wartości, który w wierszu jest wyróżniony przez zmianę struktury syntaktycznej:
Nas nauczono. Nie ma litości.
(…)
Nas nauczono. Nie ma sumienia.
(…)
Nas nauczono. Nie ma miłości.
Te krótkie zdania pojedyncze to skondensowanie, streszczenie świata wartości pokolenia. Wojna prowadzi do kryzysu wartości, stąd konstrukcje składniowe z negacją: nie (ma).
Te wnioski są tak widoczne dzięki budowie syntaktycznej wiersza. Przytoczone zdania mają stałe miejsce w strukturze wiersza, rozpoczynają kolejne trzy strofy. Przeciwstawione zdaniom złożonym, rozbudowanym stają się tym bardziej widoczne. Są jakby tytułami do strof. Tu skupia się uwaga odbiorcy. Nie tylko zanegowanie zdania, ale także wysunięty na początek zaimek osobowy „my” w schemacie „nas nauczono” sprawia, że staje się on najważniejszy dla odbiorcy (tym dobitniej charakteryzuje więc pokolenie).
Zmiana struktury syntaktycznej w kolejnej strofie ma również swoje znaczenie:
Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,
żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.
Podkreśla ona, że pamięć jest inną wartością, której nie można zanegować, której nie można nakazać. Stąd inna postać modalna „trzeba zapomnieć” (a nie np. „nie ma pamięci”, co by było zgodne z budową syntaktyczną wcześniejszych strof). Zmieniona struktura syntaktyczna jest jednocześnie sygnałem przejścia do kolejnej części wiersza, do refleksji ogólnej, stanowiącej zakończenie.
Syntaktycznie stanowi ona trzecią część wiersza. Struktura składniowa jest odmienna, bo i funkcja zakończenia jest różna. Nie chodzi tu o przedstawienie rzeczywistości, wyeksponowanie cech, jest to ogólna ocena pokolenia, będąca jednocześnie przewidywaniem przyszłości. Jest to refleksja prowadząca do wniosku, „że aktualna walka - choć święta, konieczna - to jeszcze jeden <<pokład>> krwi i nieszczęścia, równie obojętny przyszłości co spory epoki kamiennej”.
Stanowią ją dwa rozbudowane zdania złożone o dowolnym porządku syntaktycznym. Semantycznie stanowią całość, strukturalnie są rozbite. Tym razem jest to segmentacja zdania złożonego, taka, w której pierwsze zdanie jest przewidywaniem bliższym (rzeczywistość powojenna: gruzy, cisza, osamotnienie); zdanie drugie jest przewidywaniem dalszym (znaki pamięci i czasu).
I tak staniemy na wozach, czołgach,
na samolotach, na rumowisku,
gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,
gdzie zimny potop omyje nas,
nie wiedząc: stoi czy płynie czas.
Jak obce miasta z głębin kopane,
popielejące ludzkie pokłady
na wznak leżące, stojące wzwyż,
nie wiedząc, czy my karty iliady
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,
czy nam postawią, z litości chociaż,
nad grobem krzyż.