Zdarzenie na moście Milwańskim
Na kamiennym moście w południowej Italii stał człowiek spoglądając w dół na rwącą wodę - zabarwiona krwią rzeka unosiła ze sobą jego legiony i cesarstwo. Był rok 312 n.e. i raz jeszcze boscy cesarze rzymscy toczyli wojnę. Tak jak ich bogowie."
Pewnie nieco słyszeliście o Konstantym Wielkim. To za jego panowania chrześcijaństwo wyszło z podziemia - z prześladowanych stali się prześladowcami. Ale to nie było tak, jak wam mówią na historii (albo przynajmniej jak mi powiedziano na historii) - Konstantyn Wielki "po prostu" zobaczył znak na niebie w postaci krzyża, a potem wyrysowano na tarczach żołnierzy krzyże i dzięki temu wygrano coś tam. A Konstantyn zaraz się potem ochrzcił! Ale to nie było takie proste. Lepiej zacznijmy od początku.
Żeby ruszyć na Rzym, Konstantyn Wielki musiał zebrać wcześniej prawie stutysięczna armię. Pod jego sztandarem znalazły się wojska z Hiszpanii, Brytanii, Niemiec i Francji. Celem było panowanie nad Rzymskim Imperium.
Sztandar Cesarza Zachodu przetoczył się przez Italię, oczywiście rozgrywając kilka potyczek. Jednak żołnierze wiedzieli, że prawdziwa bitwa dopiero ich czeka - najcięższe jeszcze przed nimi. Nowa taktyka Konstantyna poskutkowała - zamiast grabić bogactwa zdobytych miast i "puszczać ze smyczy" żołnierzy, trzymał ich mocno w ryzach, ani trochę nie pozwalał na jakiekolwiek masakry i grabieże. Dzięki temu miasta na drodze do Rzymu poddawały się bez większego oporu, szybciej, ponieważ nie trzeba było się obawiać masakr tamtejszej ludności.
Nie ułatwiało to zbytnio przemarszu. I tak Konstantyn stoczył kilka zażartych walk, nim doszedł ze swoimi oddziałami pod Rzym. Tam dopiero miała się rozegrać ostateczna bitwa. Cesarz Wschodu, Maksencjusz oczekiwał go z rzymskimi legionami przy moście Milwiańskim. Obie strony miały pod dowództwem doświadczone, najlepsze wojska z całego imperium. Jednak nie tylko ziemskie siły ich wspierały. Cesarz Zachodu darzył sporym respektem nadprzyrodzony panteon zwerbowany przez Maksencjusza. Bogowie przychylili się do Cesarza Wschodu, ale byli to pogańscy bogowie. Po stronie Cesarza Zachodu stał tylko jeden bóg, lecz był nim Bóg Najwyższy, który chwilę przed walką pobłogosławił Konstantyna cudowną bronią.
Bronią Konstantyna był krzyż.
Na niebie ukazał się Konstantynowi i kilku jego ludziom krzyż. Uformował się pośród chmur w jaśniejącym świetle. Niektóre relacje podają, iż znak pojawił się przed nadejściem armii Konstantyna, ale niektóre podkreślają, że wydarzyło się to dzień przed Bitwą o Most Milwiański. Takie "widoki" nie były zresztą pierwszymi. Znaki pojawiały się na niebie już wcześniej, przybierając różne kształty, np. kształt świetlistych promieni słonecznego kręgu lub zakrzywionego krzyża, zwanego swastyką. To zjawisko przyczyniło się do stworzenia całej "nauki" opartej na wyjaśnianiu znaczenia znaków z chmur, bądź spadających gwiazd. Był to pewien rodzaj wróżenia, nazwany aeromancją. To zjawisko okazało się początkiem, introdukcją do snu, który nawiedził go w nocy. Sen przedstawiał według różnych źródeł, anioły, bądź też samego Chrystusa, który objaśnił znaczenie krzyża na niebie. Nakazano Konstantynowi przyjąć krzyż jako znak swej armii i wymalować go na tarczach żołnierzy. Kimkolwiek był ów boski posłaniec, wywarł na Konstantynie odpowiednie wrażenie.
Cesarz zgodnie z zaleceniami kazał wymalować na tarczach żołnierzy krzyż.
Choć chrześcijanie uznali krzyż za własny, wszystko wskazuje na to, iż ów znak był pochodzenia pogańskiego. Sol Invictus, Bóg Słońca, był czczony przez Konstantyna, to pogańskie bóstwo było wystarczająco wszechmocne i łaskawe, by swoim światłem ogarnąć pozostałych bogów. Z pewnych źródeł wynika, że Konstantyn przed bitwą odbył pielgrzymkę do Autun, w którym znajdowała się świątynia Sol Invictusa. A więc krzyż wymalowany na tarczach armii Konstantyna był raczej symbolicznym krzyżem Boga Słońca, niż stricte chrześcijańskim.
Bitwa
Maksencjusz zdążył dobrze umocnić Rzym. Miał nawet spore szanse pokonać Konstantyna. Był naprawdę pewny zwycięstwa. Przed bitwą zasięgnął rady swoich wyroczni. Przepowiednia jasnowidzów przekazała całkowicie sprawiedliwość - oznajmiła Cesarzowi Wschodu, że nieprzyjaciel Rzymu zginie w nadchodzącej bitwie. Maksencjusz tak bardzo wierzył swoim wyroczniom, że pozwolił im nawet wyznaczyć domniemany dzień bitwy - bitwy, która miał wygrać Maksencjusz. Jego legiony miały opuścić fortyfikacje miasta, aby pokonać przeciwnika 28 października. Tymczasem oddziały Konstantyna miały przewagę strategiczną i psychiczną po poprzednich walkach przecinających ich pochód. Miały także na swoich tarczach cudowny krzyż, który miał przynieść im zwycięstwo. Nieważne, czy był to krzyż chrześcijański, czy Sol Invictusa - Bóg stał po ich stronie. W czasie bitwy wojska Konstantyna oskrzydliły legiony, które wcześniej opuściły umocnienia i zagnały je w stronę mostu. Więc most stał się jedyną drogą ucieczki dla Rzymian. Ale było ich zbyt wielu. Stłoczenie tylu legionistów na wąskim moście stało się przyczyną zguby legionów Maksencjusza. Ci, którzy weszli na most ostatni, zostali wycięci przez atakujące oddziały. Resztę stratowano, ponieważ, jak wcześniej powiedziałem, most był wąski. Nie było ratunku dla spanikowanych wojsk. Obrońcy Rzymu spotkali swoje przeznaczenie na moście, czasami spadając do wody w pełnym rynsztunku. Maksencjusz wpatrywał się w wodę. Bezlitosna rzeka unosiła jego legiony i cesarstwo. On także runął w wodę, wypełniając słowa przepowiedni. Nieprzyjaciel Rzymu zginął w bitwie. Maksencjusz, już strącany tyran, nie zrozumiał, że to właśnie jego miała na myśli wyrocznia, w której przepowiednie bardzo wierzył. Była to jego ostatnia bitwa w życiu. Wyłowiono jego ciało z wody, a potem jeszcze go ścięto. Lecz miał okazję jeszcze raz spojrzeć na Rzym z włóczni, na której zatknięto jego głowę. "Uroczyście" obnoszono głowę Cesarza Wschodu, tyrana, po ulicach miasta. Konstantyn mógł rozpocząć swoje panowanie.
Konstantyn - poganin??
Opinie wielu chrześcijańskich historyków odchodzą od prawdy. Konstantyn wbrew opiniom, nie tak szybko nawrócił się na wiarę chrześcijańską. Za nim się ochrzcił minęło wiele lat. Na razie pozostał poganinem. Tak naprawdę włączył chrześcijaństwo do jakiegoś większego systemu, wiążąc go z niektórymi obrządkami pogańskimi. Na namową Konstantyna, Kościół chrześcijański przyjął niedzielę, "dzień Słońca", jako dzień świętowania i zarazem odpoczynku. A niedziela była również świętym dniem w pogańskim kulcie Sol Invictusa. Nie tylko to jednak zmienił. Przeniósł uroczystości związane z narodzinami Chrystusa, które wcześniej były obchodzone w styczniu, na 25 grudnia, dzień narodzin Boga Słońca. Dał również wszystkim swobodę wyznania za pomocą Edyktu Mediolańskiego. Edykt stał się podstawą prawną i fundamentem Cesarstwa Konstantyna. Dzięki niemu można było swobodnie wyznawać monoteizm, czcić tylko jednego boga, ale wyłącznie jednego. Powoli obywatele rzymscy porzucali wielobóstwo, politeizm, i wybierali jedynego boga, prawdziwego jedynie w ich oczach. Odrzuceni bogowie stopniowo stapiali się w jedność z Najwyższym, a Sol Invictus miał tą przewagę nad innymi bogami, że mógł być wszystkim dla wszystkich, nawet dla chrześcijan. Konstantyn przeważnie nie używał imienia Sol Invicusa. Natomiast zawsze powoływał się na ingerencję Bóstwa, czy Najwyższego Boga i jedynie te miana pojawiały się na posągach upamiętniających święty Krzyż Konstantyna.
Przekonany o własnej boskości, Konstantyn nie objaśniał w tym względzie chrześcijan, a powstrzymywał od wzajemnego zwalczania się, aby w swoim długo oczekiwanym królestwie zaprowadzić niebiańskie panowanie na Ziemi. Nie pojmował szerzących się gierek prowadzonych przez rozmaite odłamy. Za najbardziej logiczną uznawał wiarę Arian, jednak za swego panowania przyznał rację i pierwszeństwo odłamowi, znanemu później jako chrześcijaństwo ortodoksyjne, aby zwyczajnie położyć kres waśniom. Konstantyn, według wielu historyków i badaczy Pisma Świętego, nie tylko zjednoczył Kościół Chrześcijański, ale i właściwie przyczynił się do powstania współczesnego Kościoła. Na Sobór Nicejski w 325 roku wymusił przyjazd przedstawicieli różnych sekt. Ariańską wiarę w jednoosobowego Boga ogłoszono herezją, ponieważ ostatecznie, przyjęty przez większość dogmat stwierdzał, że Boga należy wyznawać w Trójcy Św. - jako Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Św. Wszystkie teksty religijne i historyczne, które nie były zgodne z obowiązującym dogmatem były zakopywane lub palone. Wydawano nowe Biblie, które odzwierciedlały postanowienia Soboru. Prześladowani tak długo chrześcijanie, nagle sami stali się prześladowcami. Zapał wytępienia wszelkich myśli heretyckich osiągnął niezbyt pocieszający skutek. Dziesiątki lat później wzburzony tłum chrześcijan splądrował Bibliotekę Aleksandryjską. Pod przewodnictwem swoich biskupów, ortodoksyjni szaleńcy spalili bardzo wiele dawnych religijnych i historycznych dzieł ludzkości. Nie muszę mówić o wielkiej stracie, jaką poniosła ludzkość. Ironią losu jest fakt, że Konstantyn, pogański cesarz, ukształtował część dziejów Kościoła chrześcijańskiego - przeszłych, obecnych i przyszłych. Jego najważniejszym celem było zjednoczenie swoich poddanych, by zapobiec jakimkolwiek walkom religijnym. Konstantyn, jak wielu cesarzy przed nim, zamordował swojego syna. Później jego żonę, Faustę. Konstantyn, mimo wszystkich zasług i chrześcijańskiej pozłoty, był raczej cesarzem odlanym z cesarskiej formy. W młodości wprowadził krwawe przedstawienia w stylu cyrku rzymskiego, gdzie wysyłano na śmierć jeńców i więźniów. Ale z drugiej strony okazywał wielką wyrozumiałość i łagodność zwyciężonym. Nie był potworem, jak wielu jego poprzedników, ale wprowadzał w życie wizję, w której widział siebie jako wojownika, religijnego i wojennego mesjasza, i czynił to, co uważał za konieczne. Za jego panowania chrześcijaństwo odznaczyło się pozycji bezprecedensowej potęgi, a na łożu śmierci podstarzały mesjasz, który był prawie do końca wierny wierze pogańskiej, nagle się ochrzcił. Było to doskonale zakończenie jego zręcznych, czasem wielkich rządów.
Konstantyn zmarł, oddając swoją duszę w ręce Bogu Najwyższemu - choć nie miało to znaczenia, czy pogańskiemu Bogu Słońca, Czy Bogu chrześcijan. Był pewien, że powita go Bóstwo, które kiedyś naznaczyło jego życie i śmierć cudownym krzyżem na niebie.