Gabriela Zapolska, Kaśka Kariatyda
Rozpoczyna się przedmową, którą poprzedzają słowa Ignacego Krasickiego (z listu do ks. Adama Naruszewicza): „Pisz, coś wiedział - Poczciwość prawdy się nie lęka”
W przedmowie mowa o tym:
-by Czytelnik bądź Czytelniczka wraz z autorką zajrzeli wspólnie do nędz, nieszczęść
-o niedoli Kaśki, jej stopniowym upadku i końcowej śmierci
-ta Kaśka to przecież taka sama kobieta co Czytelniczka, tylko dużo bardziej nieszczęśliwa
-bohaterka nie ma tyle siły, by odeprzeć pokusę
-największy procent dzieciobójczyń dają służące
-autorka pisze, że sama wiele musiała wycierpieć od „ludzi małej inteligencji i jeszcze mniejszego serca”; takie osoby uważają, że jedynie chęć rozgłosu składnia autorkę do pisaia takich „Kasiek”
-„studia położnicze” - tak książkę „Kaśka Kariatyda” nazwał pewien „brukowy świstek”
-Zapolska uważa, że ta książka pozostawi w umyśle ludzkim trwalsze wspomnienie niż romanse bezcelowe, które mówią o kobietach owiniętych w jedwabie
-zwrot autorki do czytelników, aby czytali „Kaśkę” z sercem (tak też ona ją pisała)
-Zapolska prosi, by nas nie przeraził przejaw sentymentalizmu na czytanych kartkach
-autorka pisze, że nikogo nie naśladuje (choć zarzucano jej plagiaty), ale spisuje to, co widzi
-ludzie z „brudną duszą” widzą tylko formę - nie pytają o treść i cel
-Zapolska przywołuje „Nanę” Zoli -> „Nanę” usprawiedliwiał upadek Francji, a „Kaśkę” niech uniewinnią „trupy dzieci, znajdywane prawie codziennie”
-w ostatnim zdaniu pisarka mówi, że pisze dla „poczciwych”, bo ci się „prawdy nie zlękną”
Pod Przedmową widnieje data: 18 lipca 1887, Warszawa
Treść poprzedzają jeszcze słowa Marii Konopnickiej (o obojętności na ludzkie cierpienie: choć ludzie widzą człowieka rwącego włosy z głowy, nie spytają nawet „co robi, jak żyje”).
Książka nie ma tytułowanych rozdziałów. Fragmenty są oddzielane od siebie zazwyczaj tak: ***
Treść
Pierwsza sytuacja to taka rozmowa wstępna o przyjęcie Kaśki Olejarek (20 lat) do pracy. Pani domu nie jest zachwycona „książeczką służbową” Kaśki. Dodatkowo wcześniej służyła ona u Żydów (państwo Pinkowie Lewi). Pracodawczyni pyta dziewczynę, czy ma rodziców. Wtedy wtrąca się woźny z kantoru, który mówi, że Kaśka jest sierotą. Pani przygląda się dziewczynie i przekonuje ją jej wygląd. Kaśka jest postawną dziewczyną, wysoką, barczystą, ma duże stopy.
Została opisana w następujący sposób: „(…) ciężkie kończyny tworzą z tej dziewczyny typ zwierzęcia roboczego, przeznaczonego do dźwigania ciężarów i tak zwanej „grubej” domowej roboty.” (…) Jest to klasycznie zbudowana kobieta z gminu, gruba w pasie, na szerokich stopach - mimo to pełna wdzięku i łagodnej nieśmiałości.”
Kaśka otrzymuje tę posadę (przede wszystkim dlatego, że wydaje się być dobra do wszystkiego - np. do noszenia wody, bo jest silna) i schodzi schodami na dół (jest ciemno). Nagle naprzeciw jej zjawia się młody mężczyzna z latarką w ręku. Tym młodzieńcem jest stróż kamieniczny - Janek. Przyciąga on dziewczynę do siebie (kobiety, które dotychczas napotykał na swoje drodze lubiły takie rzeczy) Janek chce wiedzieć, kim dziewczyna jest, skąd wraca - pyta ją o to. Kaśka czuje na sobie gorący oddech chłopaka. Ten z kolei zbliża swoje usta do jej ust. Ona się nie wyrywa-czuje, że i tak sił jej zabraknie (chyba jej się to podoba!). Zaczyna prosić Janka, by ją puścił i pozwolił odejść. Swoim wdziękiem i pokorą okazaną przed przewagą męską Kaśka ukoiła wzburzone zmysły chłopaka. Kaśka różniła się od innych dziewcząt, które dotychczas spotkał Janek - zewnętrznymi kształtami i sposobem zachowania.
Janek pomaga opuścić Kaśce ciemne schody. Rozmawiają. Chyba oboje się sobie spodobali. Dziewczyna czuje, że Janek nigdy by jej nic złego nie zrobił - ufa mu. Janek próbuje wytłumaczyć Kaśce różnicę między „państwem a państwem”. To znaczy: Kaśka uważa, że państwo to ci, u których można zarobić określoną sumę pieniędzy, z kolei Janek uważa, że dobrzy państwo nie wyzyskują służącej, nie traktują jej jak maszyny do pracy.
Janek w ogóle krytykuje mieszkańców kamienicy, którą się zajmuje. Za wyjątek uważa pobożną hrabinę i jej syna.
Dowiadujemy się także o nienawiści Jana do księży - w szczególności Jezuitów. Wpływ na to miał pogrzeb jego matki, kiedy to ksiądz chciał za wszystko dodatkowych pieniędzy (nawet za mowę pożegnalna. Jan odrzucił wszystkie formy, a zostawił tylko Boga.
Kaśka udaje się teraz do pracy Rózi (u niej zatrzymała się po stracie poprzedniej posady), by poinformować ją o nowej pracy i opuszczeniu jej izdebki. O Rózi dowiadujemy się następujących rzeczy: mieszka bez ślubu z czeladnikiem krawieckim - Feliksem (dużo starszy od niej), który w Samborze pozostawił żonę i pięcioro dzieci. Rózia pracuje w mleczarni, a także uprzyjemnia gościom pobyt w tzw. nocnych kawiarniach (przez 6 miesięcy). Jej związek z Feliksem był chory- on nie pracował, tylko ją wyzyskiwał -całymi dniami siedział w domu. Rózia się na niego złościła, ale nie wyobrażała sobie, żeby ten mógł ją zostawić. Feliks umiał ją podejść, załagodzić jej nerwy. Ich relacja oparta była głownie na namiętności, cielesności.
Kaśka przekazuje Rózi wieści. Gdy jest w kuchni (w tej mleczarni) powraca do niej cała przeszłość: matka, siostry, praca w fabryce i przyjazd do miasta. Następnie odchodzi, ale jeszcze przystaje, zdejmuje chustę z ramion i opiera się o gałąź drzewa. W pobliżu są Rózia, literat i rzeźbiarz (goście mleczarni). Nagle Kaśka słyszy: „Kariatyda!”. Słowo to krzyknął jeden z mężczyzn (rzeźbiarz). Tworzył on już oczami wyobraźni rzeźbę Kaśki.
„I była to rzeczywiście kariatyda, siostra tych sennych olbrzymek, które, wpatrzone w przestrzeń kamiennymi źrenicami, stoją na straży dumne w swej niewoli, dźwigając ciężary na barkach królewskich.”
Kaśka, gdy usłyszała to słowo, zbudziła się ze swej zadumy. Instynktownie poczuła, że ta nazwa właśnie dla niej jest przeznaczona. Nie miała pojęcia o znaczeniu tego słowa, ale wyryło się ono jakby w jej pamięci.
Rzeźbiarz zaproponował Kaśce pozowanie. Dniówka miała wynosić trzy szóstki za godzinę. Dziewczyna nie chciała o tym słyszeć - jak mogłaby się przed kimś rozebrać? Czuła, że mężczyźni rozbierają ją wzrokiem - uciekła.
Kaśka poszła po swoje rzeczy do izdebki Rózi. Feliks wykminił, że Kaśka ma w sobie dużo więcej wigoru niż Rózia, więc on miałby z niej więcej korzyści finansowych niż ma z Rózi. Feliks próbuje złapać Kaśkę z ręce i proponuje jej podobny układ jak ma teraz z Rózią. Dziewczyna zaczyna płakać - czuje się upodlona taką propozycją. Pyta, czy wszyscy mają prawo rzucać się na nią tylko dlatego, że jest biedną służącą, zmuszoną iść z odkrytą głową przez ulicę?
Kaśka usuwa się czym prędzej z mieszkania.
Dziewczyna jest już w mieszkaniu u swoich nowych pracodawców. Pierwszy raz spotyka się z panem domu - Budowskim, który podkreśla, że tylko i wyłącznie on rządzi w tym domu (czyli miesza swoją małżonkę z błotem).
Któregoś dnia pani domu - Julia, prosi Kaśkę o przysługę. Nazywa ją „dzieckiem” i między innymi tym zdobywa serce dziewczyny. Kaśka ma w wyznaczonym czasie podać Budowskiemu list. Okazuje się, że jest to list niby od matki Julii- schorowanej, umierającej, która prosi (niby) córkę o przybycie. Do mieszkania teściowej (przy ulicy Berliśkiej) mąż puszcza żonę. Liczy także na jakiś spadek po staruszce. Jest sfrustrowany, bo biorąc Julię za żonę liczył na posag, ale się przeliczył (często to wypomina).
Kaśka ma odprowadzić panią do jej chorej matki. Wychodzą do z domu. Okazuje się, że to był taki misterny plan! Julia w rzeczywistości miała umówione spotkanie z kochankiem! Kazała odczekać Kaśce z pół godziny i wrócić do mieszkania Budowskich.
Kaśka stała przed kamienicą. Było już ciemno. Bała się spotkać Jana, bo co on by o niej pomyślał? Trafili na siebie. Ich rozmowa była przykra dla Kaśki. Ta wyraziła chęć zamążpójścia - to było jej marzenie. W zamążpójściu widziała także bycie na swoim - to dużo milsze niż całe życie na innych harować. Janek z kolei był „nowoczesny” i uważał, że lepsze są związki bez ślubu - „na wiarę”, bo zawsze można skoczyć w bok, a nie całe życie się kłócić. Chłopak zauważa, że mąż też wykorzystuje żonę - ona na niego pracuje. Wyśmiewał się z Kaśki.
Dziewczyna długo czekała na powrót swojej pani - miała jej otworzyć zasuwę. Julia wraca ze schadzki -na jej twarzy widać spokój.
Następnego dnia Kaśka kupiła liliowe kwiaty, aby ożywić dom państwa. Budowski na widok kwiatów wpadł w szał. Zarzucił dziewczynie, że trwoni pieniądze i potrąci jej za kwiaty z pensji. Julia milczała.
Kaśka podarowała te kwiaty Julii - położyła obok niej na kołdrze. Ale jak później się okazało - pan domu postrzępił kwiaty, zniszczył je i takie zostawił na podłodze. Kaśka pozbierała kilka gałązek, które się uchowały i wetknęła je za ramę obrazu Matki Boskiej.
Drugi raz ma miejsce „myk” z listem. Kaśka znów na prośbę Julii pokazuje list panu. Kobiety wychodzą z domu. Kaśka dostrzega we włosach pani gałązkę bzu. A przecież nie można zabrać czegoś, co zostało złożone Matce Boskiej! Kaśka myśli o przypowieści, którą niegdyś usłyszała. Pewien grzesznik chciał zdjąć Chrystusowi złotą koronę z głowy. Gdy złoczyńca sięgnął po koronę, Pan Jezus wyciągnął żelazne ramię i pochwycił jego rękę.
Potem mamy opis prac wykonywanych w domu Budowskich przez Kaśkę. Jak kładła się o północy, to było dobrze. Dostawał kromkę chleba, która nie zaspokajała jej głodu… Kuchnia - za ciasna na jej gabaryty - jest opisana jak piekło.
Samotność Kaśki. Jest traktowana „z góry” przez służące z innych mieszkań. Dodatkowo małżeństwo, u którego pracowała Kaśka miało najgorszą opinię w całym domu. Potępiano Kaśkę za wcześniejszą służbę u Żydów.
Kaśka któregoś razu, gdy miała kilka wolnych godzin (to chyba było w niedzielę) przypomniała sobie książki, które niegdyś tak pobudzały jej wyobraźnię. W tych książkach świat był piękny, życie dobre -one pozwalały marzyć. Kaśka umiała czytać, ale nie umiała pisać. Poprosiła Budowską, by ta pożyczyła jej jakąś książkę. Niestety wszystkie książki w mieszkaniu należały do Budowskiego, więc Julia bała się którąkolwiek pożyczyć. Ale przypomniała sobie o jednej schowanej książce (chyba dostała ją od matki). Tytuł brzmiał „Kobieta, czyli historia łzy i śmiechu” (autorka: Julia Goczałowska). Niestety książką ta nie spełniała oczekiwań Kaśki - ciężko się ją czytało i nie stanowiła ona oderwania od rzeczywistości.
Dowiadujemy się, że Jan obgaduje Kaśkę z Marynką. Marynka była niegdyś kochanką Jana. To bardzo interesowna dziewczyna, która była bardzo rozczeniowa (Jan musiał kupować jej różne rzeczy). Marynka czerpała materialne korzyści ze znajomości z mężczyznami. Dziewczyna była zazdrosna o Janka (były jej znane jego relacje z Kaśką) - chciała dominować. Dlatego też nastawiała inne służące przeciw Kaśce.
Janek także w pewnym momencie nastawił się przeciwko Kaśce. Wspólnie z Marynką psuli rzeczy, za które potem Kaśka musiała płacić z pensji - np. zrywali sznury do wieszania bielizny.
Ogólnie był zwyczaj, że służące miały wolne niedziele i wtedy też mogły wychodzić „na miasto”. Ale Kaśka nie w każdą niedziele miała wychodne.
Mamy opis dnia, kiedy Kaśka niedzielę „wychodną”. Mamy opis ludzi przechadzających się ulicami. Wojskowi, ludzie w mundurach - wywyższają się, ludzie po cywilu - znacznie mniej. Kobiety, które pracują jako służba bądź niegdyś pracowały chcą dorównać swoim paniom strojem.
Wieczorem, w nocy mają miejsce wrzaski, w szynkach leje się piwo, wódka.
Samotność Kaśki wśród tłumu. Kobiety, które nie idą pod rękę z mężczyzną, mają u swego boku dobrą koleżankę, przyjaciółkę. Kaśka jest sama- u jej boku nie ma nikogo.
Kaśka nie miała na sobie kapelusza w dzień świąteczny - świadectwo ubóstwa.
Kaśka pomyślała o Rózi -może ona ma dziś wolne w mleczarni? W mleczarni Rózi nie było. Kaśka waha się, czy iść do mieszkanka Rózi - nie chce konfrontacji z Feliksem. Zdecydowała się. Gdy weszła do środka zobaczyła Rózię i Feliksa, z tymże Róża, ku zaskoczeniu Kaśki, była ładnie ubrana wyszykowana. Rózia na widok przyjaciółki zaczęła słać w jej stronę obelgi. Dowiadujemy się, że Feliks okłamał Rózię i powiedział, że kiedy Kaśka przyszła po swoje rzeczy składała Feliksowi niemoralne propozycje i znieważyła Rózię. Chłop znów okazał się przyczyną utrapienia Kaśki.
[Rózia z Kaśką pracowały niegdyś w tej samej fabryce- stąd się znały.]
Kaśka jest w szoku, jest bardzo zaskoczona i zdezorientowana tym, co zaszła. Wybiegła z mieszkania Rózi i pomyślała o Kościele - tam zawsze czuła się zrozumiana. Weszła do kościoła i tam się zasiedziała, bo gdy się „ocknęła”, to zdała sobie sprawę, że nie zdąży wrócić na określoną przez Budowskich godzinę. Jakiś mężczyzna zaczepia ją na ulicy - szuka kochanki. Kaśka biegnie. Nikt z przechodniów nie próbuje uwolnić jej od natręta (pijany żołnierz). Kaśka wchodzi do bramy, a za nią ten pijany facet. Zjawia się Jan. Ma miejsce bijatyka, Jan chce wyrzucić kanoniera za próg bramy. Kaśka biegnie na górę - nie może się spóźnić. Potem marzy o swoim wymarzonym mężczyźnie - w jej wizji jest nim Jan.
Nazajutrz Kaśka schodzi na dół, by podziękować Janowi za wczorajszą pomoc. Janek widzi ją i czuje, że ta dziewczyna nie oszukuje ludzi. Wita się z nią serdecznie. Kaśka tłumaczy mężczyźnie, że nie chadza tak po nocy z własnej woli (nie chce, by Jan myślał, że chodzi kokietować mężczyzn). Jan proponuje Kaśce wspólny spacer w jej najbliższy wolny dzień.
Zjawia się grupka pijanych facetów (wśród nich literat z mleczarni). Kaśka wśród nich dostrzega małego rzeźbiarza (z mleczarni, ten od Kariatydy). Rzeźbiarz także wypatrzył Kaśkę - podszedł do niej i powiedział, żeby nie była głupia, że zrobi z niej arcydzieło. Jan wyczuł, że rzeźbiarz pragnie Kaśkę, ale nie dla siebie, lecz dla ogółu.
Ta grupa facetów się wydurniała - w efekcie cylinder znalazł się w rynsztoku. W oczach Jana to symbol zarozumiałości i pychy właścicieli cylindrów.
W Kaśce zaszła zmiana - żyła Jankiem, nie obchodziły jej docinki innych dziewcząt.
Dziewczyna wyznawała następującą zasadę: „co pańskie, to pańskie - ruszać się nie godzi”.
Julia okłamywała męża zawsze ze spokojem, jej głos nigdy nie zadrżał (spostrzeżenie Kaśki). Wchodziła w układy ze służącymi - okradanie męża. Z relacji odautorskiej dowiadujemy się, że Julia była córką niższego urzędnika. Opowieść o romansie Julii. Student, z którym spotykała się na schadzki wypatrzył ją któregoś dnia z mężem. Po spojrzeniu wiedział, że mu ulegnie. I tak się stało. Student ten był bardzo pewien siebie w sprawach damsko-męskich, ale nigdy nie „brał się” za kobiety, które w jakikolwiek sposób go przewyższały.
Narrator (jawi się jako autorka książki - kobiecy punkt widzenia) mówi na temat miłości Kaśki tak: Nie mówię „Kaśka kochała”, ale po prostu „Kaśka była zakochana”. Nawet kobieta w łachmanach musiała kiedyś kochać po raz pierwszy.
To przewinienie wcześniejsze Julii (wyjęcie z ramy Najświętszego obrazu gałązki bzu) już teraz wydaje się Kaśce dużo mniej straszne (Kaśka, jej moralność zmienia się pod wpływem rosnącego w niej uczucia do Jana). Gdy Kaśka rozpakowuje zakupy z kosza, Julia przedstawia jej jak służące z nią współpracowały. Julii chodzi o to, by Kaśka oddawała jej część reszty pieniędzy, która zostaje po zakupach - przecież co pana domu, to i jego żony. Julia zniża się do poziomu Kaśki, by ją przekonać. Tylko kłamstwa, zło przemieniają Julię - staje się wtedy bardziej ożywiona. Kobieta (delikatnie) grozi Kaśce, że zatrudni inną dziewuchę. Kaśka boi się, że gdy straci pracę, to już nigdy nie zobaczy Jana. Usypia swe sumienie wymówkami. Decyduje się i kładzie Julii pod poduszą drobne monety (pan domu i tak się nie doliczy). Kaśka żałuje, że wcześniej nie zaczęła podbierać „zakupowych” pieniędzy, bo teraz mogłaby nabyć kapelusz na umówione wyjście z Janem.
Nadszedł dzień spaceru z Janem. Pierwszym punktem było odwiedzenie menażerii (tu dzikie zwierzęta). W ostatniej salce był „LEDIŻERCA”. Człowiek okazał się być Żydem. Rozdzierał żywe króli i jadł je - nie robiło to już na nim wrażenie, przyzwyczaił się, taka była jego praca. Drugi punkt randki to Wysoka Góra. Jan kupuje tu od Żyda paczkę pierników i kilka karmelków z „wierszami”. Następnie para przechodzi koło kościoła Paulinów. Kaśka chce zmówić tam pacierz, Jan się z tego śmieje. Trzecim miejscem, w które się udają jest piwiarnia. Tam poznają jakąś inną parę. Kaśka trochę się upiła. Ma miejsce konfrontacja Kaśki z Maryną, ale Jan zapobiega spięciu (wychodzą z Kaśką). Kaśka dobrze się bawiła, ale mimo to czuje niesmak w sercu.
Służba, która nie ma już poparcia Jana przestaje dokuczać Kaśce. Jan usiłował zaciągnąć Kaśkę do jak najciemniejszych zakątków, bo tam - wg niego - stawała się ona łatwiejsza.
Na stychu, gdy Kaśka skończyła rozwieszać pranie, doszło do pocałunku Kaśki z Janem. Nakryła ich Marynka. Potem nastąpiła ostra kłótnia Marynki i Jana. Jan powiedział jej, że taka, co to z każdym nie ma prawa źle mówić o uczciwej Kaśce.
Pan Budowski zachorował na kamienie żółciowe. Julia martwi się, że teraz nie będzie mogła pójść na umówioną schadzkę. Julia wydaje się być obojętna na cierpienie męża, na jego bóle, ale podaje mu wszystko, co trzeba. Kaśka dostała polecenie, by powiadomić studenta, że Julia nie przyjdzie. Student (kochanek Julii) zaleca się do Kaśki (w dziewczynie z gminu widzi łatwy kąsek). Kaśka każe studentowi ją puścić - odważnie podnosi głowę i patrzy mu w oczy. Jego twarz przypomina jej poczwarkę, którą niegdyś oglądała na rycinie. Kaśka była przekonana, że złe twarze noszą za sobą nieszczęście. Uciekając z miejsca spotkania z kochankiem Julii potrąca Marynkę z konewką - śledziła ją?
Mija koniec lata, nadchodzi jesień. Budowski długo chorował. Któregoś razu kazał przynieść Kaśce świeżego powietrza w garnku! Następnie zarzucił jej, że przyniosła stęchłe powietrze.
Marzenia Kaśki (o których myślała w kościele) zaczęły się spełniać. Teraz Janek przychodził do kuchni, w której pracowała i rozmawiał z nią. Im bardziej Jan zbliżał się do Kaśki, tym więcej na Kaśkę gadano, ale -o dziwo- Maryna nigdy się do tego nie przyłączała.
By móc kupić więcej rarytasów dla Jana, Kaśka już nawet „koszykowym” nie dzieliła się równo z panią. Jan pamięta o imieninach Kaśki - przynosi jej kartę z powinszowaniem, ciepłe rękawiczki i ciepłe pończochy. Janowi i Kaśce w świętowaniu przeszkodził Budowski, który znalazł siły, by wstać z łóżka. Julia wiedziała o odwiedzinach Jana, ale jej to nie przeszkadzało (Jan zachował się wobec niej jak dżentelmen). Jan zostaje wyrzucony z mieszkania.
Koszmary senne dręczą Kaśkę. Czuje, że mówi Janowi „nie”, ale zaczyna ulegać. Cały dom popychał Kaśkę do upadku. Teraz jeszcze pan wypominał jej Jana. Modliła się mało, czuła, że modlitwa nie płynie z jej serca.
Jan ubzdurał sobie, że skoro Kaśka nie ulega mu, tzn., że kogoś ma.
Umiera matka Julii. Kaśka dostaje polecenie, by powiadomić o zajściu studenta - kochanka pani. Jan śledzi Kaśkę. Oczywiście studenta uznał, że kochanka Kaśki. Jan w przypływie złości uderza kilka razy Kaśkę (nie zważając na przechodniów). Nie jest jej przykro, że Jan ją pobił (tak to już jest, że mężczyzna bije kobietę), ale dlatego, że posądził ją o romans z tym podłym studentem.
Budowski rozkazuje Kaśce iść na ulicę Berlińską po Julię (nie wróciła jeszcze). Kaśka musi obudzić Jana i poprosić go o otworzenie zamkniętej już bramy (upokorzenie dla niej!).
Nie wiedziała, gdzie jest ulica Berlińska, była bardzo zagubiona, zdenerwowana. Postanowiła wrócić do bramy (przez którą wcześniej wypchnął ją Jan - tak, że aż się wywróciła na twarz). Jan z Kaśką ponownie się zetknęli - temu zrobiło się nagle żal Kaśki. Przysunął się do niej i wyszeptał, że zostanie jej mężem. Kaśka oddała się mu.
Jan triumfuje - Kaśka jego kochanką. Ale ten wstydzi się tak ubogiej kochanki; chciał komu się da pokazać upadek Kaśki i siebie jako niezawodnego uwodziciela. Jan zaczyna się już oglądać za innymi panienkami. Marynka cieszy się, bo uważa, że skoro Kaśka przeszła już przez „to” nie będzie więcej nosa zadzierać.
Nadeszła zima. Kaśka kilkakrotnie spotkała Jana rozmawiającego z Marynką. Kaśka zmieniła się - zmizerniała, ale jej ciało wciąż pozostawało Kariatydą.
Kaśka napotyka na Jana rozmawiającego z Rózią. Rózia zmizerniała, ma podbite oko. Mówi, że ma interes do Kaśki, a ta wita ją bardzo serdecznie. Jan widzi w Rózi kolejną zdobycz. Zagaduje do niej, ale ona ma ważniejsze rzeczy na głowie. Kaśka nakłada na ramiona Rózi swoja jedyną ciepłą chustkę (by ta się ogrzała). Kobiety są już na górze- w kuchni, gdzie pracuje Kaśka. Rózia zwierza jej się. Opowiada, że sięgnęła do szuflady grubej właścicielki mleczarni. Boi się teraz policji. Dodatkowo Feliks ją wykiwał. Powraca temat Kaśki i Feliksa. Kaśka mówi Rózi, że Feliks kłamał, ale nie mówi, że to on ją podrywał (tym sprawiłaby Rózi przykrość).
Kaśka wymyśliła, że Rózia zamieszka (potajemnie) na strychu. Jan z przyjemnością pozwala Rózi zostać na strychu.
Kaśka odejmuje sobie od ust, by zanieść Rózi jedzenie (oddaje jej swoją porcję!). Któregoś dnia słabnie na strychu - jawny dowód słabości Kaśki w pewien dziwny sposób cieszy Rózię.
Julia prosi Kaśkę o zaniesienie jakiegoś listu na Politechnikę - do pana, który robi rzeźby w kamieniu (pana Wodnickiego). Wnętrze Politechnika przypominało Kaśce kościół (to wnętrze ją onieśmielało). Było pusto. Nagle zza drzwi wyszedł jakiś chłopiec, zbliżył się do Kaśki i z piersi wydobył jakiś dziwny, zwierzęcy głos - to był głuchoniemy. Chłopiec prowadzi ją za rękę. Z jednych z drzwi wychodzi ten mały rzeźbiarz (od Kariatydy). Myśli, że Kaśka przyszła, bo zdecydowała się przyjąć jego propozycję, ale ona od razu wyprowadziła go z błędu i powiedziała o liście do Wodnickiego. To rzeźbiarz okazuje się być tym Wodnickim. Ale list nie był adresowany do niego, więc prosi Kaśkę, by chwilę zaczekała. Ona boi się jednak (ma złe wspomnienia po wydarzeniach ze studentem - kochankiem Julii). W pracowni Wodnickiego są dwie wyrzeźbione postaci - dwa apostołowie, Piotr i Paweł (można było ich rozpoznać po kluczach - emblematach). Parafianie, którzy zamówili te figury do swego kościoła walczyli o każdy centymetr - aby rzeźba była jak największa.
Druga rzeźba to rzeźba historyka, który niedawno zmarł; u jego stóp pacholę czytające z księgi. W chłopskiej dziecinie Wodnicki uwięził cały proces budzenia się ludu.
Rzeźbiarz nie poprawił natury - miał model brzydki i wiernie go naśladował.
Kolejną rzeźbą był gipsowy Samson.
Następna to marmurowa Świtezianka (z wygładzonymi rysami; symbol lepszej przyszłości). Świtezianka ma na sobie tylko siatkę. Kaśka analizuje, czy była ona aż tak biedna, że nie stać jej było na koszulę?
Rzeźbiarz spróbował znów namówić Kaśkę na pozowanie - teraz zaproponował jej „trzy szóstki” za godzinę (Wodnicki wskazał na Świteziankę- myślał, że tym zachęci Kaśkę). Wodnicki opowiada o dziewczynie, która pozowała do rzeźby Świtezianka. Kaśka ucieka z pracowni. Biegnie za nią mara Świtezianki (widzi w niej jakby siebie, ale też trupa). Naga dziewczyna wyciąga ręce przed mężczyzną, który z niej szydzi. Kaśka nie wie, czy to ona, czy dziewczyna, która pozowała do Świtezianki.
Jan jest u Rózi - na strychu. Rozmawiają, przyniósł jej siennik. Rózia kłamie Janowi, że Kaśka mówiła o nim jak o swoim przyszłym ślubnym. Rózia tak jak i Jan popiera związek „na wiarę”. Jan z Rózią coraz bardziej zbliżają się fizycznie do siebie.
Kaśka żali się Rózi - jest jej przykro z powodu obojętności Janka. Rózia na to, że chłopi już tacy są, po czym dodaje, że może ma już inną w głowie. Kaśka- w złości - mówi, że ona zabiłaby tę „drugą”. Rózia kłamie Kaśce, że Jan powiedział, że nie ma żadnych obowiązków wobec Kaśki, bo nie był jej pierwszym. Kaśka postanowiła wytropić, kto jest kochanką Jana.
Marynka się rozchorowała - prawdopodobnie śmiertelnie (nieustannie kasłała). Dowiadujemy się z narracji, że Marynka nakryła Jana z Rózią - wówczas zaczęła sympatyzować ze zdradzoną Kaśką.
Marynka zaczęła nienawidzić mężczyzn. Gdyby miała drugą szansę, nie zmarnowałaby swego zdrowia, życia.
Kaśkę z Maryną (podczas przypadkowego spotkania przy studni) połączyła wzajemna litość. Maryna wyjawia Kaśce, kto jest kochanką Jana. Kaśka wpada w szał, biegnie na górę - do Rózi (zwierzęcość Kaśki, dzikość!). Kaśka bije Rózię (pobojowisko, podarte ubrania, krew). Gdy Jan odciągnął Kaśkę poczuł potrzebę jej pobicia i zrobił to. Tłum kobiet, które przybiegły patrzył na te zdarzenia. Weszło dwóch policjantów (cesarsko-królewscy urzędnicy) - pobiegła po nich Marynka. Niestety okazali się oni dobrymi znajomymi Jana. Jan powiedział im, że to pijana Kaśka wszczęła bójkę - policjanci ją aresztowali. Kaśka wyprowadzana szeptała do Jana, by nie dał jej zabrać…
Kaśka prowadzona przez służbistów ulicą zostaje obrzucona obelgami; jakiś dorożkarz uderzył ją batem w plecy.
Izba z zatrzymanymi- tu jest teraz Kaśka. Ma miejsce kłótnia Polaka z Rusinem - policjanci użyli tzw. interwencji kułakowej: obdarzyli mężczyzna jednakową ilością kułaków, by pokazać, że wyznają równouprawnienie.
Kaśka ujrzała postać pana Rimotata (policyjny austriacki urzędnik) i zadrżała.
Opisane zostają dwie historie aresztowanych ludzi. Pierwsza dotyczy dwóch aresztowanych mężczyzn - artystów. Jeden z nich wymierzył kulkę (po pijaku) w głowę policjanta stojącego przy bramie. Ich przesłuchanie było zabawne, bo oni ciągle się śmiali (ich przesłuchanie było jak przestawienie; Rimotat często prawie nie mógł powstrzymać się od śmiechu).
Druga historia dotyczy młodego chłopaka (Piotrek Szarzak, 15 lat). Domagał się swym zew. wyglądem i wew. ustrojem odzienia, pożywienia, odpowiedniej nauki. Na pytanie, czy był karany Piotrek odpowiedział: „A jakże”, a na pytanie „Za co?” odpowiedział -„Nie wiem”.
Chłopak przyznał się do zarzucanej mu kradzieży, ale raczej dlatego, że był już tak wycieńczony, że nie miał siły się bronić. Nie spytano go nawet, dlaczego ukradł. Jeśli to zrobił, to może dlatego, że był głodny?
Przyszła kolej na Kaśkę (przesłuchanie). Nie chciała mówić o swoim nieszczęściu (bo wkoło kręciło się zbyt wielu ludzi. Jej milczenie nie spodobało się. Została skazana na 36h furdygi (długa, wąska izdebka) o chlebie i wodzie (wszystko cuchnące). W furdydze Kaśka doszła do wniosku, że byłaby skłonna wybaczyć Janowi; całą złość przelała na Rózię.
Po opuszczeniu furdygi Kaśka wiedziała, że nie ma już powrotu do państwa. Ukryła się w krzakach - z dala od miasta. Tam spotkała jakąś bezdomną, która mówiła, że to jej krzaki, ale w konsekwencji się dogadały. Bezdomna podzieliła się z Kaśką chlebem. Powiedziała też coś na temat dziecka, że najgorzej jak facet zostawi, a się okaże, że kobieta jest w ciąży. Wtedy dziecko albo się komuś podrzuca, albo zabija. Kaśka w przerażeniu po prostu uciekła.
Kaśka dzwoni do bramy domu, w którym była na służbie. Otwiera Jan (jako stróż), ale popycha on Kaśkę na ulicę i ostentacyjnie zamyka bramę na klucz. Z relacji narratorskiej dowiadujemy się, że Jan wyrzucił ze strychu Rózię - obie kobiety mu się znudziły. Kaśka stojąc tak przed tą bramą poczuła w sobie ruchy istoty - zostanie matką!
Budowski dokonał wpisu do książeczki służbowej Kaśki - napiętnował ją jako najnikczemniejszą istotę, odebrał jej tym samym prawo zarobku. Julia, gdy Kaśka przyszła do Budowskich po swoje rzeczy, nawet nie wyszła z pokoju. Marynka pomogła Kaśce z rzeczami.
Kaśka pracuje teraz „dziennie” w pobliskiej pralni; pomieszkuje w mieszkaniu dawnego znajomego mularza (wraz z współlokatorami). Jedynym towarem na sprzedaż, jaki Kaśce pozostał było jej ciało. Pralnię, w której dorabiała Kaśka nagle zamknięto. Inni mularze (współlokatorzy K.) wypowiedzieli jej „kąt”. W „Pralni zagranicznej” wyzwano ją od włóczęg. Kaśka stoi przed wystawa rzeźnickiego sklepu i patrzy na rozłożone szynki.
Kościół Benedyktynów. Kaśka wchodzi do środka. Widzi kobietę płaczącą przy konfesjonale. Sama też decyduje się na spowiedź. Ksiądz wróży jej piekło, potępia ją, nakazuje pokutę. Ale czy ona właśnie teraz nie pokutuje najbardziej, przechodząc przez te wszystkie najsroższe męczarnie?
Ksiądz wychodzi z konfesjonału - nawet nie spojrzy na ledwo trzymającą się w pionie Kaśkę. Ona wyciąga za nim ręce - chce spytać księdza o jakąś pracę, powiedzieć, że dawno nie jadła. Kaśka popełnia świętokradztwo: rozgniata w ręku woskowy krzyżyk i żuje kawałki wosku (jest taka głodna; myśli, że to jedzenie). Staruszek, który przyszedł zamknąć kościół ocalił życie Kaśce. Znalazł ją nieprzytomną na posadzce kościoła i zabrał do siebie. Gdy Kaśka doszła już do siebie starzec zaproponował jej, aby za 3 dni zgłosiła się do zakrystii- może dostanie pracę (mycie podłóg w kościele etc.). Kaśka musiała opuścić już dom starca- znów wylądowała na ulicy. Usiadła. Nagle za ramię złapał ją ten głuchoniemy chłopak (od Wodnickiego). Głuchoniemy szybko pojął obecne życiowe położenie dziewczyny. Złapał ją za rękę i ciągnął do gmachu Politechniki. Odstąpi jej swój siennik w pracowni Wodnickiego, a sam gdzieś tam sobie przycupnie. Kaśka zasnęła na sienniczku, miała odchylone ramię. Głuchoniemy dotknął go- poczuł poparzenie.
Kaśka spała u stóp Świtezianki - symbolika. Jakby opozycja: martwa Świtezianka - żyjąca Kariatyda. Rano Kaśkę obudził Wodnicki. Kaśka pozuje - Wodnicki ją namówił. Kaśka uspokaja się, bo Wodnicki widzi w niej „model”, nie kobietę. Do pracowni wchodzi jakiś mężczyzna w kapeluszu i pyta, czy pomnik dla historyka zrobiony. Dwaj mężczyźni mają odmienne podejście do sztuki. Wodnicki wydobywał z rzeczy ich naturalną brzydotę, która miała przyćmić rzucające się w oczy piękno, z kolei dziennikarz był zdania, że sztuka ma szukać wytchnienia (wg niego chodzi o ideał, nie rzeczywistość). Dziennikarz niedawno ożenił się z baronową, teraz nosił głowę wysoko, a przecież sam był człowiekiem z niskiej klasy społeczeństwa. Przyczepił się do bosego, obdartego chłopięcia u stóp zgasłego historyka. Wg niego powinien być tam raczej anioł! Nawiązuje się między mężczyznami rozmowa o Kaśce. Wodnicki traktuje ją przedmiotowo, mówi nawet do dziennikarza, że może ją sobie wziąć. On na to, że nie lubi takich brudnych- woli damy.
Poznajemy dziennikarza jako nieuczciwego. Jeszcze przed pójściem na spektakl napisał o nim złą recenzję, bo chciał się zemścić na jego autorze.
Głuchoniemy chłopak bardzo dbał o Kaśkę. Wg narratora było to przywiązanie na kształt wiernego psa). On przyniósł jej koc, ona podzieliła się z nim jedzeniem - tak sobie żyli.
Kaśka pozowała przez kolejny tydzień. Pewnego dnia do pracowni wszedł kochanek Budowskiej, ale nie poznał Kaśki. Opór Kaśki podniecił studenta. Rzeźbiarz opuścił swoją pracownie, a wraz z nim student. Ale ten drugi zaraz powrócił - chciał wykorzystać Kaśkę (szarpanina!). Kaśkę uratował głuchoniemy. Narrator (jawiący się jako autorka książki) pisze, że to jedyny mężczyzna, który nie wykorzystał słabości Kaśki… ale przecież był to mężczyzna-idiota!
Wodnicki powiedział Kaśce, że jest już niepotrzebna i żeby więcej tu na nocleg nie przychodziła.
Gdy Kaśka wykonywała swe prace w kościele podszedł do niej ksiądz (poznał ją) i zakazał takiej jak ona pracował w Domu Bożym.
Kaśka znów udała się do bramy - tam, gdzie niegdyś pracowała. Spostrzegła ją Marynka. Na pytanie Marynki, co pocznie Kaśka odpowiedziała, że rzuci się do wody. Ale zgodne były co do tego, że jak przyjdzie co do czego, to strach skoczyć.
Marynka zobowiązała się załatwić Kaśce nocleg u Sznaglowej (na Gliniankach). U Sznaglowej idzie się w dług- potem Kaśka najmie się na mamkę i jej pracodawcy spłacą jej dług. Marynka idzie z Kaśką do Sznaglowej i przedstawia Kaśkę jako swoją krewniaczkę. Kaśka zostaje przyjęta pod dach Sznaglowej. Kaśka usłyszała jęki jakiejś kobiety. Czternastoletnia dziewczynka (Madi) wybiegła i powiedziała do Sznaglowej: „Nieżywe” (chodziło o niemowlę, które zmarło po narodzinach). Kaśka widziała, jak Madi (stojąca na zewnątrz domu) otrzymała od matki „pakunek” (był to trup tego zmarłego dziecka). Tak jakby to przekazywane niemowlę było pod krzyżem, bo krzyż odznaczał się w oknie. W tym małym domu na Gliniankach przewijała się masa kobiet- także damy (pacjentki Sznaglowej). Sznaglowa miała niemieckie pochodzenie (-> akcent), była akuszerką. Nie wahała się w rozdawaniu zabójczych środków -byle była zapłata; usuwała też ciąże.
Starsza córka Sznaglowej - Fina, była nielubiana (dumna i samolubna). Brzydziła się rzemiosłem matki. Druga córka, młodsza - Madi, była zupełnie inna, aktywna, rozweselała inne kobiety. Ona w przeciwieństwie do matki nie dzieliła pacjentek na „lepsze” (bogatsze) i „gorsze” (biedniejsze). W tym domu mieszkały także 3 sieroty - widocznie Sznaglowa podjęła się je wychować, ale raczej więcej czasu poświęcała im Madi (choć w większości chodziły „samopas”). Sznaglowa nie dbała o powierzane jej dzieci- ważne, by dziecko żyło. Płaciła kobietom za wzięcie na wychowanie dzieci oddanych w jej ręce (płaciła im, ale nigdy nie z góry, bo nie wiadomo, czy dziecko nie umrze).
W nocy wyrzucano trupy noworodków do rowów otaczających Glinianki.
Kaśka otrzymała od Sznaglowej nowy ubiór. Kobieta wręcz zmuszała Kaśkę do jedzenia (pewnie dlatego, że wtedy szybciej mogłaby dla niej zarabiać). Ale Kaśka mimo jedzenia mizerniała (wew., moralna zgryzota). Narrator-autorka zaznacza, że Kaśka nie była bohaterką sentymentalną, która roztkliwia się nad własną niedolą, ale była smutna - nic dziwnego po tym, co przeszła!
Kaśka rozpamiętywała Jana, szamotała się między nienawiścią a przywiązaniem serdecznym. Mimo tego, że ksiądz ją potępił nie odeszła od Boga, żarliwie się modliła. Kaśka rozmyślała o kobiecie, która zeszłej nocy urodziła martwe dziecko, a potem zmarła. Nie chciała, by jej dziecko pozostało w tym domu i było „samo sobie”. Zapragnęła skontaktować się z Janem, by w razie czego zajął się ich dzieckiem (gdyby ona zmarła przy porodzie).
Jedna z trzech sierot (dziewczynka) umiera. Dziewczynka nie miała nawet podpisanej trumienki.
Kaśka leżała na łące, umówiła się z Marynką. Przechodzi grupka panów. Jeden zauważa Kaśkę i podchodzi do niej (dziewczyna ma zamknięte oczy). Chciał ją podszczypnąć. Nagle zamarł. Tym mężczyzną był Jan. Chciał uciec, ale Kaśka złapała go za ramię, chustka spadła jej z ramion. On zobaczył jej położenie - była w ciąży! Ten widok go przeraził. Na wieść o dziecku Jan mówi, że go to „ni parzy, ni ziębi”. Kaśka patrząc na twarz Jana widzi przyczynę wszystkich swych nieszczęść. Jan wystraszył się gniewnej twarzy Kaśki. Chciał uciec, więc odepchnął ją. Spadła na dno Starych Dołów (z wysokości kilku metrów). Jan, gdy dobiegł do grupki kolegów, kreował się na „macho” - zatrzymała go przecież dziewczyna. Koledzy byli dla niego pełni podziwu za to, że stosunki z kobietami przychodziły mu tak łatwo.
Drogą wzdłuż domków przechodziły gromadki pijanych ludzi. Ich śpiew wymieszał się ze zwierzęcym krzykiem Kaśki (ból rodzenia). Narodzone dziecko Kaśki (dziewczynka) zmarło. Madi polała główkę dziecka wodą i symbolicznie ochrzciła je imieniem Maria. Do izby, w której leżała Kaśka znów dobiegły głosy bawiącej się grupy ludzi- górował głos Jana… Kaśka była w tym czasie już nieprzytomna z bólu i wysiłku.
Rozmowa z Maryną - mówi do Sznaglowej, że da pieniądze na trumienkę - chce, aby dziecko Kaśki było godnie pokonane. Kaśka wyszeptała do Marynki, że Jan powiedział, że to nie jego dziecko. Ale nie miała siły i chęci, by więcej tłumaczyć.
Madi i Sznaglowa dopuściły się oszustwa. Trzy guldeny, które dała Marynkana trumienkę Sznaglowa zabrała dla siebie, a dziecko Madi owinęła w papier i zaniosła gdzieś do rowu (jak inne zmarłe dzieci). Sznaglowa wymyśliła, że powie Marynie, że nie mogła dłużej z pochówkiem, bo ciało zaczęło się rozkładać.
Madi wychodzi z domu po cukier, a tam policjanci i kilku cywilów. Jeden z policjantów trzyma w rękach pakunek- zmarłe dziecko Kaśki. Rozpoczęło się śledztwo i poszukiwanie matki dziecka. Madi dostała cynk od przyjaciela, że zaraz w jej domu będzie rewizja. Dziewczyna krzyczy do matki (po niemiecku; językiem rodzinnym posługiwano się w nadzwyczajnych wypadkach) o rewizji. Sznaglowa i Madi szybko ubrały Kaśkę i kazały jej opuścić dom. Kaśka nie miała już sił. Osunęła się na ziemię przy nogach policjanta, który trzymał trupa jej dziecka. Jeden policjant chciał ją ocalić i powiedział do komisarza (komisarz Rimotat), że to jakaś pijaczka. Nie uwierzył. Lekarze wydali osąd, że Kaśka jest matką znalezionego trupa. Kaśka jęczała: „Janie, Janie!”. Została przewieziona do szpitala miejskiego (oddział położniczy). Po pewnym czasie lekarze przestali się nią zajmować, bo nie miała szans na przeżycie („trup za życia”). Szpital, korytarz szpitalny był miejscem kobiet (dziewczyny do posług chorych, dozorczyni etc.), lekarze przechodzili sporadycznie. Siostry miłosierdzia opiekowały się chorymi kobietami. W chwili zgonu Kaśka bezustannie wołała Jana. Imię to zagłuszało psalmy pokutne śpiewane nad łożem Kaśki (wg narratora-autorki to symbol wiecznego triumfu mężczyzny nad kobietą). „Na ścianie czernił się krzyż drewniany”. Kaśka konała. Nie widziała tego krzyża - już prawie nic nie widziała.
Opis umierającego ciała Kaśki (sztywne nogi, stopy…). Rozkład trupa Kaśki zaczyna się niemalże od razu. Ciało Kaśki zostaje przyrównane teraz do posągu (miała szeroko rozwarte źrenice - wpatrzone w dal z wyrazem skargi).
* * *
Ranek. Opis prosektorium (sala przeznaczona dla studiów wakacyjnych). Kościotrup kobiecy w kącie. Pochyla się jakby podsłuchiwał rozmowę o miłosnych podbojach gadających ze sobą mężczyzn. Kościotrup uśmiechnął się - śmiał się z ich opowiastek czy ze swojej (niegdyś) łatwowierności? Dzwonek. Mężczyźni (studenci) biorą się do pracy. Na platformie są dwa trupy - niemowlę i kobieta. Blondyn krzyknął: „Kobieta moja!” i nikt mu tego prawa nie odebrał. Jest zachwycony rozmiarami jej ciała. Wyobrażał już sobie, jak postawi tego kościotrupa pod fotografiami swoich kochanek (także Julii). Ten student to były kochanek Julii Budowskiej. Zrzuca z trupa Kaśki ostatnią zasłonę. Na ciało kobiety patrzyli wszyscy zgromadzeni, ale ona nie oblewa się już rumieńcem wstydu.
Wyniszczona za życia Kaśka ofiaruje jeszcze swe ciało ludzkości, pod skalpel - Kariatyda!
Z PRZYPISÓW WIEMY, ŻE AKCJA ROZGRYWA SIĘ WE LWOWIE.
9