VIII VT


VIII

Z samego rana do celi weszło trzech strażników wyprowadzili nas i przeprowadzili w nieznane nam miejsce. Ja, Ros i Em stanęliśmy za barierką dla przesłuchiwanych, a przed nami siedziało pięciu nieznanych nam mężczyzn w ciemnym koncie dostrzegłam siedzącego króla.

- Wiecie za co zostaliście skazani- zapytał jeden z nich dość nieprzyjemnie

- Wiem, ale nie rozumiem dlaczego? Za podanie własnego imienia?!

- A więc wypierasz się kłamstwa i twierdzisz, że nazywasz się Lady Izabella Marie Swan.

- Tak potwierdzam, że nazywam się Izabella Marie Swan- odparłam spokojnie

- Jesteś zwykłą oszustką- wrzasnął najstarszy z całej piątki rozpoznałam go to był sam Lord Edmund Stanley zesłał na stryczek miliony osób.

- Przyznasz, że to trochę dziwne mieć taki sam tytuł i nazwisko.

- Nie. Przypadki się zdarzają- odpowiedziałam

- Ty nawet nie jesteś z nimi spokrewniona nikt z rodziny króla Francji cię nie zna. Tak więc Izabello Marie Swan oskarżam cię o kłamstwo, zdradę przeciwko koronie Anglii oraz za używanie czarów w stosunku do księcia Edwarda I. Ty i twoi wspólnicy zostaniecie ścięci jeszcze dzisiaj w południe.

Strażnicy wyprowadzili nas i zaprowadzili do jakiegoś śmierdzącego pomieszczenia. Ros się rozpłakała a ja usiadłam na podłodze zakrywając twarz dłońmi.

- To wszystko moja wina- powiedziałam- Gdybym nie chciała przechodzić przez te pieprzone drzwi teraz zapewne siedzielibyśmy sobie zapewne w naszym mieszkaniu oglądając jakiś durny mecz.

- Bello- powiedział Em- Co się stało z twoim duchem walki? Chyba się tak nie poddamy?! Nie wiem jak wy ale ja nie zamierzam umierać w tym średniowieczu.

- A niby co mamy zrobić za trzy godziny będziemy już trupami! A tak przy okazji to nie jesteśmy w średniowieczu.

- Musimy spróbować uciec!- powiedział dobitnie Em

- Co więc proponujesz?- zapytałam Em uśmiechnął się tylko zadziornie.

PWR:

- Zapłacisz mi za to jeżeli wrócimy!- Bella podeszła do mnie i przedarła mi u samej góry kawałek sukni odsłaniając mój dekolt i praktycznie piersi. Podeszłam do krat obejmując je dłońmi i przyciskając się do nich ( czułam się jak jakaś dziwka już na wejściu)

- Hej ty!- zawołałam do strażnika. Mężczyzna wstał i podszedł do mnie.

- Czegoś ci potrzeba?- zapytał od niechcenia

- Nie- powiedziałam przygryzając wargę widziałam że wzrok mężczyzny utkwiony jest na moim biuście- Jestem tylko ciekawa dlaczego taki przystojny rycerz nie chodzi w srebrnej zbroi, nie walczy o królestwo i nie pomaga dama w potrzebie?

- Twierdzą, że nie nadaję się na rycerza- odpowiedział przełykając ślinę- Dlatego pilnuję więźniów.

- Ale na pewno byłbyś dobrym rycerzem- powiedziałam gładząc ręką mój dekolt- Dobry rycerz musi pomagać damą czyniłbyś to?

- Oczywiście- prawię wrzasnął- pomógłbym każdej gdyby tylko była w potrzebie!

- Bo wiesz ja jestem teraz w potrzebie jeżeli mi pomożesz to po wszystkim cię wynagrodzę.

- O jakim wynagrodzeniu i pomocy mówimy?

- Dam ci ten złoty pierścionek i pół sakiewki monet jeżeli mnie i moich przyjaciół wypuścisz- pokazałam mu z oddali pierścionek

- Naprawdę złoty?

- Tak- Em mi go kupił żal mi było go oddawać ale pocieszył mnie i powiedział że kupi mi jeszcze ładniejszy choć ja i tak wolę mój stary pierścionek.

- No dobrze- powiedział biorąc kluczę i otwierając drzwi, a ja dałam mu pierścionek i monety.

- A zrobił byś cos jeszcze dla tej damy?- wskazała na mnie Bella- Jeśli chcesz być rycerzem musisz pomagać damą- mężczyzna pokiwał głową

- A co z tego będę miał?

- Srebrne kolczyki w zamian, że zawieziesz nas do zamku!

- Ależ to samobójstwo- stwierdziła

- Idziesz na ten układ czy nie- wrzasnęła na niego Bella

- Niech wam będzie- powiedział i wyprowadził nas tyłami do powozu. Powiózł nas blisko zamku i wskazał drogę którą do niego dojdziemy.

EPW:

Byłem na nią wściekły, że mnie okłamała, ale nie mogłem pozwolić na to by ją ścieli. Gnałem do Tower jak oszalały z moją strażą. Gdy przejechaliśmy przez bramy zszedłem z konia i pognałem do środka.

- Gdzie ona jest?!- wrzasnąłem do strażnika, który uklęknął przede mną.

- Panie ty mój błagam o litość- zaklinał mężczyzna- Moja matka choruje potrzebowałem pieniędzy a ona je dawała.

- Gdzie ona jest?!- powtórzyłem pytanie dobitniej- zaczął prawie płakać wtedy jeden z moich strażników podszedł do niego i przyłożył mu nóź do gardła.

- Powtórzę pytanie jeszcze raz gdzie ona jest?!

- Kazała się zawieść do zamku. Panie ty mój błagam cie o litość!

- Masz tu sakiewkę monet - rzuciłem mu ją- Weź trzech więźniów i każ ich ściąć tylko bez ludu zrozumiano!?

- Tak Panie.

Wyszedłem z pomieszczenia i dosiadłem mojego konia i czym prędzej ruszyłem w kierunku zamku.

BPW:

Nie było łatwo dostać się do zamku wszędzie byli strażnicy, ale gdy tylko przeszliśmy przez główna bramę razem z innymi ludźmi odetchnęliśmy z ulgą. Czułam się trochę jak postać z jakiegoś filmu w tej czarnej pelerynie. Em „pożyczył” dla nas trzy czarne peleryny. Szliśmy tak pewien czas z grupą ludzi ale kiedy znaleźliśmy się przed głównym wejściem do zamku skręciłam w pierwszą ścieżkę Edward pokazywał mi rożne przejścia z dziedzińca przez ogród. Pamiętam jak jeszcze niedawno spacerowałam tu razem z nim, a teraz na pewno on nie chce mnie znać. Weszliśmy do zamku i od razu skierowaliśmy się do sali z „drzwiami”.

- Postępujemy dość nierozsądnie pozostając w zamku- powiedziałam cicho

- Musimy się gdzieś ukryć do nocy- zaczął Em- No chyba nie wolałbyś zostać w Tower?- zapytał z uśmieszkiem

- Lepiej tu niż tam- Em wszedł do sali obok i przyniósł nasze rzeczy.

- Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam się przebrać w moją ukochana koszulkę- powiedział podając nam nasze rzeczy. Usiadłam na podłodze i zaczęłam wyciągać z plecaka jeansy, T-shirt i parę ukochanych trampek oraz rzeczy, które zamierzałam stąd zabrać a mianowicie portret Esme, tabliczkę z tych przeklętych drzwi i zapiski Jamesa.

- Bardzo ładny zbiór materiałów- zaśmiał się Em podchodząc do mnie- My też z Ros nie próżnowaliśmy- wskazał na rzeczy, które Ros pakowała.

- Przyda nam się to w naszej pracy.

- Tak- odpowiedziałam smutno. Przebrałam się i usiadłam w rogu, zegary wskazywały godzinę dwunastą a więc teraz miałam zginać. Nagle usłyszeliśmy kroki paru osób były coraz lepiej słyszalne.

- Przeszukać cały zamek!- krzyknął mężczyzna. Rozpoznałam głos to był Edward. Szukał nas.

- Musimy stąd wyjść- szepnęłam

- Dlaczego ?- zapytała Ros- Tu nie powinni nas szukać to miejsce ponoć jest według nich przeklęte.

- Oni może nie, ale Edward tak.- Gdy głosy ucichły wyszliśmy drugimi drzwiami i wtedy naszych uszów doszedł dźwięk otwierających się drzwi. Biegliśmy sami nie wiedząc gdzie.

- Tam są!- krzyknął jeden z nich

- Biegnijcie do wyjścia spotkamy się tam- krzyknęłam do Em i Ros i pobiegłam w przeciwnym kierunku. Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Słyszałam za sobą głosy mężczyzn.

- Nie pozwólcie jej uciec- krzyczał jeden z nich.

Cały czas przyspieszałam. Czułam, że nie mam szans na ucieczkę że mnie złapią i teraz to już naprawdę będzie po mnie. Czułam się przez nich osaczona gdzie bym nie wbiegła byli wszędzie. Musiałam się gdzieś ukryć szukałam jakiegoś miejsca i wtedy go zobaczyłam a w sercu poczułam ból czułam, że płonę że moje serce płonie wiedziałam że go zraniłam oszukała, ale co mu miałam powiedzieć wiesz przeniosłam się z dwudziestego pierwszego wieku. Tak bardzo chciałam do niego podejść, przytulić go, pocałować, ale to nie było mi dane. Patrzyłam na niego z mojego tymczasowego ukrycia nagle Edward znikł mi z oczu. Stałam tam i stałam i patrzyłam w dal, poczułam jak łzy ściekają mi po policzkach i nagle jakaś ręka zasłoniła mi usta i ciągnęła w ciemny korytarz nic nie widziałam zaczęłam się szarpać, ale postać trzymała mnie w żelaznym uścisku. Mężczyzna na pewno to był mężczyzna wciągnął mnie do jakiegoś pokoju zamykając szybko drzwi. W pokoju było dużo kurzu i tylko przez delikatnie rozchylone zasłony wpadało trochę światła. Obróciłam się w stronę mężczyzny i zobaczyłam Edwarda.

- Edward- krzyknęłam rzucając mu się na szyję płacząc.

- Izabello- powiedział delikatnie obejmując mnie- Szukałem cię!

- Edwardzie tak bardzo cię przepraszam- powiedziałam przez łzy odrywając się od niego.

- Kim ty tak naprawdę jesteś?- zapytał patrząc na mnie z bólem w oczach.

- To jak się nazywam to nie kłamstwo. Pamiętasz jak powiedziałeś że mówię tak jakbym pochodziła z innej epoki- Edward tylko kiwnął głową- Bo tak jest, nie pochodzę z szesnastego wieku.

- Co?!- oburzył się Edward

- Nie okłamuję cię przysięgam. Pochodzę z dwudziestego pierwszego wieku te drzwi to prawda, przeszłam przez te drzwi i cofnęłam się o czterysta osiemdziesiąt pięć lat.

- Bello na miłość boską takie rzeczy nie istnieją.

- Ja też nie mogłam w to uwierzyć, ale gdy zobaczyłam twojego ojca, a potem ciebie uwierzyłam. W moich czasach o ty i twoja rodzina występuje w każdej książce, dzieciaki się o was uczą… Wiem, że to wszystko brzmi jak brzmi, ale to prawda.

- Próbujesz powiedzieć, że pochodzisz z przyszłości!

- Tak- odparłam

- Udowodnij to- zażądał.

- Twój ojciec planuje wojnę z Italią na dwór wysłał parunastu szpiegów wojnę chce przeprowadzić zaraz po wojnie z Hiszpanią ponieważ liczy na wygraną.

- Skąd to wiesz?

- Mówiłam, że jestem z przyszłości. Na planach wojny są cztery pieczęcie- mina Edwarda mówiła sama za siebie.

- Tego nikt nie wiem poza mną.

- Teraz mi wierzysz?- zapytałam podchodząc do niego.

- Ale to nie możliwe.

- Wiem, że jest ci trudno w to uwierzyć, ale dzisiaj musimy wrócić do swoich czasów. I tylko dzięki tobie wiemy jak mamy wrócić.

- Dlatego tak bardzo dopytywałaś się o tego maga- stwierdził

- Tak. Dzisiaj jest pełnia i musimy opuścić to miejsce- Edward zamyślił się, a ja czekałam aż coś w końcu powie.

- Rano powiedziałaś że mnie kochasz mówiłaś wtedy prawdę?- zapytał

- Tak, kocham cię jak nikogo innego na tym świecie- gdy wypowiedziałam te słowa łzy znowu zaczęły ściekać po moich policzkach. Edward objął mnie i pocałował.

- Ja ciebie też kocham Izabello- byłam taka szczęśliwa jak nigdy dotąd.

- Musimy znaleźć księcia- Edward oderwał się ode mnie i otworzył drzwi.

- Panie znaleźliśmy ich- wskazał na moich przyjaciół

- Zaprowadź ich do mojej komnaty- powiedział , a sam wziął mnie za dłoń i kierował w stronę jego sypialni.

- Bello- krzyknęła Ros gdy weszłam z Edwardem do środka- Jak dobrze, że nic ci nie jest

- Wszystko w porządku- zapewniłam ją

- Wiem wszystko- głos zabrał Edward

- Czyli nie będziesz nas powstrzymywał i pozwolisz nam wrócić do naszych czasów?- zapytała Ros

- Nie mogę wam tego zabronić- odpowiedział

Ten dzień jak dla mnie mógłby się nigdy nie skończyć. Po paru godzinach siedzenia z Edwardem dołączyłam do moich przyjaciół którzy znajdowali się w sali z drzwiami, Edward cały czas mi towarzyszył. Zapadał zmrok. Nagle do komnaty wpadł jeden z rycerzy.

- Wybacz panie, ale Hiszpanie atakują!- powiedział. Co to nie możliwe to miało się dzisiaj stać przecież wiedziałam, że on ma zginąć ale nie mogłam na to pozwolić nie dopuszczałam tej myśli do siebie że go stracę. To wszystko było takie niesprawiedliwe.

- Edwardzie nie możesz tam iść!- krzyknęła do niego.

- Bello co ty wyprawiasz!- wrzasnął na mnie Em- Nie możesz tego zrobić!- ostrzegł mnie.

- Zrozum Em ja go kocham- Edward patrzył to na mnie to na mojego przyjaciela- Edwardzie- zaczęłam- jeśli pójdziesz wałczyć to zginiesz. Proszę cię nie idź.

- Jeśli ją posłuchasz cała historia ulegnie zmianie- ostrzegła go Ros.

- Ona ma rację Bello wtedy losy mogą się całkowicie inaczej potoczyć.

- Edward, proszę cię nie idź

- Kocham cię Bello, ale muszę taki jest mój obowiązek. Gdybym tylko mógł poszedł bym za tobą, ale nie zostawię mojego kraju u ludu.

- Więc proszę cię chodź ze mną- zaczęłam płakać. Słuchać było odgłosy walki.

- Wierz mi chciałbym. Pamiętaj o mnie, tylko dla ciebie Bello moje serce zaczęło bić nigdy tak nikogo nie kochałem jak ciebie, ale ty musisz wrócić i żyć jak dawniej w tym swoim świecie.

- Ja ciebie też kocham- powiedziałam płacząc. Edward objął mnie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.

- Musimy już iść Bello- powiedział Ros. Drzwi otwarły się.

- Edward…

- Muszę najdroższa spotkamy się kiedyś w tamtym świecie. Skoro Bóg tak chciał. Ty nie możesz tu zostać, a ja nie mogę iść, a teraz musisz już iść- objął mnie i pocałował po raz ostatni, a potem opuszkami palców starł moje łzy.

- Żegnaj moja Izabello- powiedział całując moja dłoń. Em złapał mnie i pociągnął w stronę korytarza było czuć tam chłód zaczęłam się szarpać.

- Bello musimy iść!- powiedział Em stanowczo- Wchodziliśmy coraz bardziej głębiej w korytarz Edward nadal stał przy drzwiach, które się jeszcze nie zamknęły powiedział mi dzisiaj żebym nie płakała bo chce zapamiętać mój uśmiech a nie płacz.

- Edward- krzyknęłam próbując się wyrwać z uścisku Em'a

- Kocham cię Izabello- usłyszałam i drzwi zamknęły się z hukiem. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nawet się nie obejrzałam a wyszliśmy z korytarza szarpałam drzwi próbując je otworzyć ale one nawet nie drgnęły.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
VIII VT
zajęcia VIII
Instrumenty rynku kapitałowego VIII
Prawo medyczne wykład VIII Obowiązek ratowania życia
Turystyka, wykład VIII, Agroturystyka
Wykład VIII Synteza układów sekwencyjnych
VIII 3
Lecture VIII Morphology
VIII Konflikt
Wykład VIII 03 04 2012
Pieśń VIII 1
MGLab Formularz VIII 4
MGLab Formularz VIII 3
Anatomia PC Wydanie VIII
Wykład VIII, Studia Biologia, Mikrobiologia, wykłady z ogólnej

więcej podobnych podstron