Ten Cholerny Pech[Z]


22 grudnia, godzina 23:28.

Pokój wspólny Gryfindoru.

Gruby czerwony dywan leżał zrolowany pod œcianš, a na œrodku pokoju wspólnego w domu lwa rozgrywała się prawdziwa bitwa, gra o wielkš stawkę – gra w butelkę. Ponieważ większoœć uczniów wjechała na czas œwišt do domu ci nieliczni, którzy zostali bawili się w najlepsze. Uczniowie siódmej klasy postanowili zagrać w starš mugolska grę – butelkę. Atmosfera w pokoju panowała naprawdę ciężka, bo i życzenie do najlżejszych nie należało. Bez pomocy peleryny niewidki(sztuk jedna w tym domu), należało zejœć do lochów, dostać się do pokoju Hogwartckiego kata, znanego pod jakże niewinnym mianem – S.S i zabrać jego czarnš, znanš w całym zamku pelerynę. Tak to było zadanie dla najważniejszych, dla tych, którzy niczego się nie lękajš, dla... cholernych pechowców! Ronald Weasley, znany w niektórych domach jako łasiczka, z wrednym uœmiechem zakręcił pusta butelkš po piwie kremowym i uważnie wpatrywał się w tš niezwykłš strzałę przeznaczenia.

- Nie! – Harry Potter, wykrzyknšł przerażony i przestraszonym spojrzeniem otaksował wszystkich w kręgu.

– To nie możliwe... ja nie chcę!

- Harry nie pękaj – Ginny, mogła sobie pozwolić na takie stwierdzenie, skoro ofiara została już wybrana – przecież nic się nie stanie, Filch jest chory, a Snape pewnie już œpi.

Harry jeszcze raz popatrzył na swych kolegów i koleżanki i nieszczęœliwy ruszył do portretu Grubej Damy, tak biedak nie miał już drogi odwrotu.

***

Przystojny zielonooki chłopak ostrożnie przemykał się przez szkolne korytarze. Wygrał, zdobył fanta! Miał czarnš, skórzanš szatę Severusa Snape’a! To było łatwiejsze niż myœlał, drzwi do jego gabinetu były uchylone, a w œrodku nie było nikogo! Snape najwyraŸniej musiał gdzieœ poleŸć i teraz należało być bardzo ostrożnym, by w jakimœ ciemnym zaułku nie trafić na tego nietoperza. Ale w ostatnim roku nie tylko złoœliwy woŸny i lokalny nietoperz mogli polować na młodych, niewinnych uczniów. Od dwóch lat w szkole istniała nowa posada, ustanowiona po częœci przez „słynnš” Dolores Umbridge – pierwszego Inkwizytora Hogwartu! W tym roku ta szlachetnš posadę objšł sam Lucjusz Malfoy! I teraz każdy nocny wycieczkowicz musiał uważać, aż na trzech szkolnych „potworów”. Oczywiœcie, z wiadomych względów nie tyczyło się to, Œlizgonów, ale jak wiadomo Harry Potter, nie był Œlizgonem tylko stu procentowym Gryfonem. W gwoli œcisłoœci delikatnie wstawionym Gryfonem i to do tego z kradziona pelerynš. I w momencie, gdy przechodził koło jednej z takich ciemnych wnęk poczuł na swoim ramieniu dotyk męskiej ręki, a do jego uszu doleciał zimny głos Naczelnego Inkwizytora Hogwartu.

- Potter, cisza nocna, zaczęła się kilka godzin temu, więc wyjaœnij mi łaskawie, co ty tu robisz.

- Ja... bo...ja... – no cóż, Harry Potter w niektórych momentach swego życia nie należał do zbyt elokwentnych osób.

- Tak, panie Potter, co pan robi na korytarzu o godzinie dwudziestej trzeciej pięćdziesišt trzy i to w dodatku z pelerynš swego profesora?

- Cholera, teraz to mam przesrane na całej lini – pomyœlał Potter, zastanawiajšc się, jak wyjœć cało z tej sytuacji.

- I co tak stoisz, może byœ wreszcie wyjaœnił...

- Ojcze, nie żartuj, przecież Potter nie myœli, więc jak może, cokolwiek wyjaœnić – chłodny głos prefekta naczelnego Slytherinu, wdarł się w zmšconš już cisze nocnš.

- Odpieprz się Malfoy – Harry jak przystało na prawdziwego mężczyznę najpierw powiedział, a dopiero potem pomyœlał.

- Panie Potter, może pan sprecyzować, do którego z nas było to skierowane – widać było, że Lucjusz bawi się, co raz lepiej –a może do obu, w końcu w tym roku jest tu dwóch Malfoyów.

Zamiast odpowiedzieć Harry tylko schylił głowę, wiedział, że i tak nic go już nie uratuje, był pogršżony do samego końca. Uważnie wpatrywał się w kamienna podłogę i nie zauważył spojrzeń, jakie wymienili miedzy sobš jego tymczasowi kaci. A może to i lepiej, bo gdyby do chłopaka dotarło, że w tych spojrzeniach triumf miesza się z pożšdaniem, przestraszyłby się jeszcze bardziej.

- Za mnš Potter – w głos Inkwizytora był twardy i wyraŸnie dawał do zrozumienia, że nie zniesie żadnych tłumaczeń i ocišgnięć.

Chłopak znalazł się w pułapce bez wyjœcia, z jednej strony Malfoy i z drugiej strony Malfoy, nie miał jak i gdzie uciec. Nie mógł nawet sięgnšć po różdżkę, gdyż był bardzo uważnie obserwowany. Dopiero po kilku minutach szybkiego marszu dotarło do niego, że jego szkolne Nemezis rozmawia o czymœ, konkretnie o nim, ze swoim ojcem.

- ... a to się McGonagall wœcieknie, jak jej pupilek wyleci ze szkoły, przecież to jest ewidentna kradzież, i do tego pod wpływem alkoholu, ciekawe ile Gryfindor straci

- Na pewno straci ucznia, ale to już nie nasz problem.

Cała trzyosobowa procesja zatrzymała się przed wielkim gobelinem, przedstawiajšcym kłębowisko węży, Lucjusz jakby od niechcenia zastukał różdżkš w jednego z węży i w œcianie ukazał się wielki portal, który prowadził wprost do dużej, luksusowej komnaty. Harry bardzo niepewnie wszedł do pomieszczenia, jakby obawiał się jakiegoœ ataku , niepewnie rozejrzał się po przestronnej komnacie. Była ona urzšdzona bardzo elegancko. Wszędzie dominowały kolory czerni, zieleni i srebra, pomimo tego całoœć nie sprawiała przykrego wrażenia, wręcz przeciwnie, biło stamtšd przytulne ciepło, które zachęcało do rozgoszczenia się. Obaj blondyni rozsiedli się w wygodnych skórzanych fotelach i z lekkim zaciekawianiem wpatrywali w swoja ofiarę. Natomiast ich ofiara zastanawiała się, co u diabła robi w prywatnej kwaterze starego Malfoya a nie w drodze do gabinetu dyrektora, jak powszechnie wiadomo, była to bardzo ciekawska ofiara. A przecież ciekawoœć to pierwszy stopień do piekła lub innych rozkoszy...

- Dlaczego nie prowadzicie mnie do dyrektora?

- Potter, trochę kultury – Draco nie mógł sobie darować i musiał ponabijać się z Gryfona.

- Ty mnie Malfoy, kultury, Kur*wa uczyć nie będziesz! – Harry bynajmniej nie był tym zachwycony.

- Panie Potter, pan się w tej chwili zamkniesz i usišdziesz sobie spokojnie i w całkowitym milczeniu będziesz, słuchał, co ja do ciebie mówię. – Lucjusz Malfoy nie musiał podnosić głosu by wszyscy wykonywali jego polecenia.

Harry przez chwilkę patrzył na mężczyznę, jakby zamierzał się zbuntować, ale w końcu poddał się. W tym rozdaniu to nie on rozdawał karty, on był na pozycji straconej i do jego otumanionego oparami alkoholowymi mózgu dotarło wreszcie w jak bardzo poważnych kłopotach się znajduje. Tym razem to Malfoy był górš, a on musiał wymyœlić jak tu się wydostać z tych kłopotów.

- Harry wydaje mi się, że masz kłopot – Lucjusz z bardzo przyjacielska minš rozpoczšł swa przemowę, – jeœli ja zaprowadzę cię do dyrektora to będzie to twoja ostatnia wizyta u niego, bo jeszcze dzisiaj wylecisz ze szkoły. Zapewniam cię, że ja mogę to zrobić. Dzięki moim pienišdzom wszystkie drzwi sš dla mnie otwarte – to nie były pochlebstwa tylko stwierdzenie faktu.

- Nie wydaje mi się, żeby za zwykła pelerynę wyrzucali ze szkoły.

- Potter mówiłem ci chyba, żebyœ mi nie przeszkadzał. Ale masz rację za samš kradzież nie wylecisz, ale za kradzież i za to wylecisz na pewno.

Lucjusz Malfoy jednym ruchem wyczarował plik kolorowych zdjęć, które upadły tuz przed Gryfonem. Były to fotografie pary kochanków czule się obejmujšcych i całujšcych. Może w tych zdjęciach nie było by nic niemoralnego gdyby nie dwa szczegóły. Jednym z bohaterów był siedemnastoletni, – czyli według prawa czarodziei pełnoletni już Harry i niespełna szesnastoletni Colin Creevey. Tak, te zdjęcia były bardzo, ale to bardzo kłopotliwe. Harry nie dociekała nawet, jakim cudem znalazły się w rękach Malfoyów, jego interesowało jak oni zamierzajš to wykorzystać.

- Co chcecie? – zapytał cicho odkładajšc nieszczęsne fotki.

- Nic wielkiego Potter, można nawet powiedzieć, że będziemy z tego mieli obopólne korzyœci. Ty nie wylecisz ze szkoły i nikt nie dowie się o tych zdjęciach, a ja... – Tu Lucjusz spojrzał się wymownie na syna, który natychmiast opuœcił komnatę.

- A... pan – Harremu ledwo przeszło przez gardło to słowo, jeszcze nigdy nie powiedział do starego Malfoya per „pan”, ale niestety nieraz trzeba było być pokornym.

- Mój obecny kochanek znajduje się w więzieniu, a ja nie mam czasu szukać sobie nowego, dlatego Potter ty nim zostaniesz.

- CO!!! – Harry nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. To było nie dorzeczne, Malfoy gustowała w mężczyznach, i chciał iœć z nim do łóżka! Młody czarodziej spojrzał się w oczy starszego maga, jakby w poszukiwaniu iskierek kpiny, ale nic nie wskazywało na to, że jego słowa były tylko głupim żartem. W szarych oczach mężczyzny widać było iskierki tłumionego pożšdania. Harry nie mógł zrozumieć, co się dzieje. Nie mógł, a może nie chciała. Nie chciała przyznać się do tego, że już od kilku miesięcy na widok Lucjusza Malfoya jego ciało zaczynało płonšć z pożšdania, w nocy œnił mu się ten przystojny, długowłosy blondyn i gdyby nie to, że na swoje łóżko Silencio obudziłby wszystkich głoœnymi jękami. A teraz cos takiego, taka propozycja, taki szantaż...

- Pan nie mówi poważnie – starał się jak najdłużej przecišgnšć tš rozmowę i w międzyczasie znaleŸć wyjœcie z sytuacji. – Pan nie może mówić poważnie.

- Ja zawsze mówię poważnie – Lucjusz rozparł się wygodnie w fotelu i czarami przywołał karafkę z Wodš Ognistš.

- Skšd pan ma te zdjęcia?

- Za dobrš opłatš można dostać wszystko, a tak przy okazji masz pozdrowienia od Colina, prosi żebyœ nie miał do niego żalu, ale interes jest zawsze na pierwszym miejscu, a to mu się bardzo opłacało.

- Go to hell!

- I was there, but they send me back.

- Jasne, przecież gorszych od siebie nie trzymajš.

Lucjusz uœmiechnšł się tylko i z zainteresowaniem oglšdał porzucone zdjęcia. Niby nic, a daje tyle korzyœci.

- I co Potter, namyœliłeœ się wreszcie, ja nie zamierzam czekać całej nocy.

Harry popatrzył się na niego wzrokiem, który mógłby zabijać i dalej przetrawiał tę wiadomoœć. Szukał wyjœcia, choć doskonale wiedział, że jest tylko jedno i bynajmniej nie prowadziło ono do dyrektorskiego gabinetu. Malfoy miał go, podanego na srebrnej tacy, teraz od Harrego, w jakich procentach te srebro będzie podrabiane.

- Ja tego nigdy nie robiłem – wykrztusił rumienišc się.

- Wiem, zostałem poinformowany, że wasz zwišzek nie został, że tak powiem skonsumowany, ale nie myœl, że to cos zmieni w razie, czego będę w stanie dowieœć, że to biedne dziecko zostało przez ciebie zgwałcone.

- Nie o to chodzi – rumieniec na twarzy bruneta przybrał na sile, – co pan ma na myœli mówišc, że zostanę pana kochankiem - Rzeczywiœcie Severus miał racje, słaby jesteœ w myœleniu – złoœliwie powiedział Lucjusz – mam na myœli, że będziesz ze mnš spał, poczynajšc od dzisiejszej nocy, chyba, ze chcesz odwiedzić gabinet trzmiela.

Harry jeszcze przez chwilę gryzł się w z własnym sumieniem, ale było ono bardzo ciche i stwierdziło, że lepiej trafić do łóżka przystojnego, podniecajšcego wroga niż skończyć szkołę, w Azkabanie za kradzież i uwodzenie nieletnich.

- Dobrze panie Malfoy, zostanę pana kochankiem, skoro tak pan stawia sprawę, ale te zdjęcia, oraz wszystkie ich kopie trafia natychmiast do mnie, i dołoży pan do tego wszystkie zeznanie, które w jakikolwiek sposób mogłyby mnie obcišżyć, również tš rozmowę, którš na pewno nagrywa pana syn stojšcy za drzwiami – teraz to Harry uœmiechnšł się złoœliwie. – Jak widzisz Lucjuszu nie jestem tak tępy jak zapewnia twój... ciemny przyjaciel.

Ale bezczelny jesteœ na pewno – to mówišc Lucjusz zbliżył się do chłopaka, podcišgnšł go z fotela i kiedy stali twarzš w twarz zmiażdżył jego usta własnymi wargami. Pocałunek był zachłanny, ich języki podjęły walkę i nic się w tej chwili się nie liczyło. Powoli zaczęli kierować się w stronę sypialni, nie zaprzestajšc swej nowej rozrywki. Lucjusz zaczšł rozpinać koszule chłopaka, swej szaty pozbył się już na poczštku rozmowy. Teraz z zachwytem wpatrywał się w młode, umięœnione ciało, które miało należeć tylko do niego. On nie lubił się dzielić z nikim, no prawie z nikim. Ale teraz nie było czasu na te rozważania. Nagle poczuł jak dłonie młodzieńca owijajš się wokół jego pasa przycišgajšc go mocno do siebie, a jego język łaskocze jego podniebienie. On się z nim bawił niczym z prawiczkiem, a przecież role były zupełnie odwrócone. Lucjusz delikatnie ugryzł jego wagę i odsunšł się na pewnš odległoœć od chłopca.

- Rozbierz się, chce widzieć jak to robisz – powiedział schrypniętym głosem jednoczeœnie kładšc się na wielkie wygodne łóżko.

Harry uœmiechnšł się tylko i zsunšł rozpiętš koszulę, jego szczupłe dłonie powędrowały do paska i zatrzymały się. Harry jakby troszkę zawstydzony wybškał

- Ale ja tego naprawdę nie robiłem...– tu spojrzał wymownie na spodnie Lucjusza, które w tym momencie były na niego zdecydowanie za ciasne uwypuklajšc doœć potężne wzniesienie.

- Słynny Harry Potter się czegoœ boi – zakpił, Malfoy – ale nie martw, się, nie rzucę się na ciebie tak od razu, jak będziesz grzeczny to będziesz krzyczał z rozkoszy.

- A jak będę niegrzeczny? – Zapytał się Harry, prowokacyjnie bawišc się paskiem.

- Wtedy będziesz wrzeszczał z bólu, a dopiero póŸniej z rozkoszy... może. A teraz przestań ględzić i się rozbieraj, ja nie lubię czekać.

Harry szybkim ruchem pozbył się spodni, pod którymi nie miał nic. Już od pewnego czasu nie nosił bielizny, tak było mu wygodniej. Jeszcze raz niepewnie spojrzał w stronę łóżka, wreszcie, nieœmiało, jakby z pewnš obawš podszedł do mężczyzny i położył się obok niego. Lucjusza rozbawiła ta nieœmiałoœć, według niego było to p prostu urocze. Przycišgnšł chłopaka do siebie i zaczšł go całować, mocno, zdecydowanie, namiętnie. Harremu zrobiło się niesamowicie słabo i goršco, jeszcze nikt go tak nie całował. Lucjusz zaczšł pieœcić jego delikatnš szyję, obojczyk, klatkę piersiowa, jego ręce tak samo jak usta zaczęły schodzić niżej. Lizał, przygryzał, i smakował jego najczulsze miejsca. Nagle poczuł palce Malfoya na swe nabrzmiałej męskoœci i jęknšł z zachwytu. To było cos wspaniałego, jeszcze nikt nigdy go tak nie pieœcił. Po prawdzie, to nikt go jeszcze tam nie dotykał. Lucjusz niespiesznie poruszył zaciœniętš dłoniš, co wywołało kolejny jęk rozkoszy. Jego głowa zaczęła schodzić niżej, pocałunkami wytyczył drogę do samego dołu. Język blondyna zaczšł delikatne pieœcić jego jšdra i członek. Harry ponownie jęknšł z zachwytu, ale coœ było nie tak, chciał czegoœ więcej. Chciał Lucjusza – chciał go poczuć, teraz, natychmiast. Ostatkiem woli spróbował odsunšć się od silniejszego mężczyzny, dać mu jakiœ znak by ten przestał.

Lucjusz z niechęciš podniósł głowę, powoli zaczynał się denerwować. Nie taki był jego plan, Ten gówniarz miał się zapomnieć, całkowicie zapomnieć, a on znowu sprawia kłopoty.

- Co ci się teraz nie podoba? – Zapytał ostro.

- Ja chciałem... ja chcę – Harry nie wiedział jak powiedzieć to co czuje,, jak wyjawić swoje skryte pragnienia. – Ja tez chcę cię poczuć – wypluł wreszcie, a jego twarz przybrała kolor dojrzałego czorwoniutkiego pomidorka.

Do jego uszu doleciał cichy œmiech, nie nieprzyjazny czy drwišcy, wręcz przeciwnie, radosny, wyrażajšcy zgodę na wszystko.

- Skoro tego chcesz to tak będzie, odwróć się.

- Ale – Harry już zaczšł oponować, gdy poczuł na swych ustach kolejny pocałunek.

- Nie tak zielonooki, nie tak.

Harry dopiero po kilku chwilach załapał, o co chodzi. Jego kochanek nie zamierzał go posišœć, on proponował tylko innš pozycję. Chłopakowi znacznie ulżyło i już bez protestów wykonał polecenie. Ich wspólna zabawa zaczęła się od nowa. Znowu poczuł usta Lucjusza na swym członku, a silne ręce na biodrach. Dzięki temu nie wykonywał gwałtownych ruchów i to Malfoy decydował o dawkowaniu przyjemnoœć. Zaczšł mu się odwdzięczać tym samym,, jego język niesprawnie zaczšł zataczać małe kółeczka na czubku penisa. Ale gdy tylko usłyszał głuche jękniecie dodało mu to odwagi. Jego ręka delikatnie zacisnęła się na nabrzmiałych jšdrach a usta na członku. Było mu cudownie, a z minuty na minutę przyjemnoœć zwiększała się, co raz bardziej. Nagle poczuł jak jedna dłoń Lucjusza wędruje do jego poœladka, palce delikatnie zaczęły œlizgać się przy wšskim wejœciu. Dotykał leciutko, lecz sam ten dotyk sprawił, że chłopak chciał poczuć więcej. Jego palce wœlizgnęły się do œrodka powodujšc najpierw palšcy ból, a póŸniej falę przyjemnoœci. Harry instynktownie poruszył biodrami i naparł na dłoń Lucjusz. Nagle poczuł cos jeszcze. Delikatne, można powiedzieć bardzo niepewne pocałunki na swojej szyi. W pokoju był ktoœ jeszcze, a on nie wiedział, kto to. Ale w tamtym momencie zupełnie mu to nie przeszkadzało. Nagle ktoœ wsunšł mu rękę pod brzuch podcišgnšł do góry i wszedł w niego. Zabolało, zacisnšł ręce na stłamszonej poœcieli, nie mógł krzyknšć, gdyż jego usta zatkane były nabrzmiałym członkiem. Nieznajomy poruszał się, co raz mocniej, szybciej, gwałtowniej, co raz bardziej bolało. I nagle ból ustšpił. Harry poczuł jak dochodzi prosto w usta Lucjusza. Nie mógł nic na to poradzić, nie chciał. Jęknšł i w tym samym momencie poczuł spermę, Malfoya, zaczšł ja połykać. Nie miała wcale takiego złego smaku, dla Harrego była słodka, niczym zakazany owoc. Wreszcie wykończony upadł, był bardzo zmęczony. Chyba jeszcze nigdy nie spędził tak intensywnej nocy. Alkohol, stres oraz mocy seks dał się mu we znaki usnšł.

***

23 grudnia godzina 5:48

Harry powoli wybudzał się z cudownego snu. Œniło mu się, że wreszcie spełniło się jego największe marzenie i wylšdował w łóżku Wielkiego Inkwizytora Hogwartu. Najchętniej w ogóle by się nie budził, ale coœ mu przeszkadzało. Cos ciężkiego i ciepłego. Niechętnie otworzył oczy i pierwsza rzeczš, a raczej osoba, jaka mu się ukazała był œpišcy Draco Malfoy wtulajšcy się w jego ciało. Zdezorientowany chłopak nie wiedział, co się stało, gdy nagle poczuł na swojej szyi ciepły pocałunek.

- Dzień dobry Potter, jak się spało – głos Lucjusza był delikatnie zachrypnięty.

- Więc to jednak prawda – zapytał Harry uœmiechajšc się leciutko.

- A co, przeszkadza ci?

- Nie, skšdże znowu. Czy to on..? – Harry wskazał głowa na œpišcego blondyna, który natychmiast otworzył swoje oczy i uœmiechnšł się złoœliwie.

- Jeœli pytasz się, czy to ja, cię wczoraj rozdziewiczyłem to tak. Czyżby coœ się nie podobało?

Harry przez kilka minut zastanawiał się nad odpowiedziš, wreszcie wtulił się w ramiona Lucjusza, delikatnie uœmiechnšł i powiedział.

- Trochę bolało, ale następnym razem nie będzie, prawda?

- A skšd ty wiesz, że będzie jakiœ następny raz.

- Jestem tego pewny Draco. Tego jednego jestem pewny na sto procent.

***KONIEC***



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ten cholerny pech
Budrys Algis Ten cholerny księżyc
SZCZĘŚLIWY TEN CO UKOCHAŁ, WYPRACOWANIA J.POLSKI
136 Mr. Zoob - Mój jest ten kawałek podłogi, kwitki, kwitki - poziome
Ten kto nic nie wie nie kocha, Filozofia, @Filozofia, Pracelsus
DRGHARMNSS, Polibuda, Fiza, Fizyka sprawozdania (burdel jak cholera), struna2
mursi ten jedyny
Miernik ten pozwala na pomiar o dokładności0Hz przy częstotliwości 5MHz
count to ten cards
AudioAmp z trx TEN–TEC 580 Delta, schemat dxp filtr ssb i cw TC 580
elektrotech test zeszly rok + zadanie na ten test, Uczelnia, semestr2, elektronika
Ten świat, Kulturoznawstwo, antropologia kultury
Jak się ustrzedz przed cholerą, czerwonką i tyfusem brzusznym
Nowotwory wyłączają ten gen i swobodnie się rozprzestrzeniają
Pamiętasz ten dzień
sprawdzian Dziwny jest ten świat, SZKOŁA PODSTAWOWA, LEKTURY- SPRAWDZIANY
Eskurial ten
URATOWANIE DZIECKA PRZEZ ZENKA WÓJCIKA TEN OBCY OPIS

więcej podobnych podstron