Nie wiedzieli, dlaczego są mordowani pragną zemsty


O dzieciach ulicy wyciągających ręce po pieniądze, dziewczynach pobitych za noszenie dżinsów, białych, którzy "zawsze" mają pieniądze, prześladowaniu chrześcijan, zemście i wojnie, która może - ale nie musi - wybuchnąć mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka Szałowska - misjonarka, która wraz z mężem spędziła dwa lata w Sudanie Południowym.

0x01 graphic

Aneta Wawrzyńczak: - Dlaczego akurat Sudan?

0x01 graphic


Agnieszka Szałowska: - W wielkim skrócie: w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco pojechałam w czasie wakacji do Albanii. U Salezjanów też poznałam Pawła, założyliśmy rodzinę. Żadne z nas nie miało preferencji co do kraju, do którego chciałoby jechać na misję. Ale powstał mały kłopot - gdzie można by nas wysłać? I wtedy trafiliśmy do zgromadzenia Misjonarzy Kombonianów. Okazało się, że w Sudanie Południowym jest otwierana sieć radiowa, a mój mąż ma ogromne doświadczenie w tej dziedzinie z pracy w Polsce. Po załatwieniu wszystkich spraw, wyjechaliśmy w 2008 roku.

0x01 graphic

- Przyjeżdżają Państwo do Sudanu - i co?

- I zaczynamy pracę. Jedna ze stacji jest w Dżubie, pozostałe osiem w innych diecezjach Sudanu Południowego, więc Paweł krążył między nimi, a ja mieszkałam cały czas w Dżubie. Z wyjątkiem dwóch miesięcy, gdy byliśmy razem w Górach Nuby.

0x01 graphic

- Musieli się Państwo wyróżniać; jak odnosili się do Państwa ludzie tam, na miejscu?

- Zanim dotarliśmy do Dżuby, przez trzy miesiące mieszkaliśmy w Kenii. Zauważyliśmy, że Kenijczycy mają postawę roszczeniową wobec białych - dzieci podchodzą na ulicy, wyciągają ręce, proszą o pieniądze. Nie spotkaliśmy się z tym w Dżubie, ale do Kenii napływała większa pomoc międzynarodowa - i przez dłuższy okres - dlatego ludzie przyzwyczaili się do myśli, że biali zawsze mają pieniądze. Natomiast Sudan, a szczególnie południowa część, aż do 2005 roku był zamknięty na pomoc zagraniczną. Gdy przyjechaliśmy tam kilka lat po podpisaniu pokoju, nie było jeszcze tych negatywnych zachowań. Czuliśmy się bardzo dobrze. Im dalej od miasta, tym bardziej byliśmy traktowani jak goście; z wdzięcznością, że przyjechaliśmy. Wszyscy zadawali nam mnóstwo pytań - tak samo jak my im.

Oczywiście dalej wyróżniamy się na ulicy, ludzie nas pokazują palcami, wołają za nami "kawadzia", "biały!". To czysta ciekawość, żadne negatywne postawy. Dopiero w minionym roku, zauważyłam pierwsze kilka wyciągniętych rąk dzieciaków, wołających o pieniądze. Myślę, że w Sudanie traktowanie białego jak skarbonkę, kogoś, kto niesie pomoc, będzie się to upowszechniać. Dla nich biały człowiek, to ten, który przyjeżdża z pomocą.

0x01 graphic

- Więc co z ubóstwem? Bieda aż piszczy?

- Bieda to bardzo szerokie pojęcie. Czasem mam wrażenie, że rozumiem ją zupełnie inaczej niż media. Czytam bardzo dużo artykułów i reportaży. Wszędzie dominuje przekonanie, że Sudan Południowy jest niewydolny, że nie udźwignie niepodległości. "Dowiaduję się", że nic nie ma, ludzie nie pracują; że to najbiedniejszy i najbardziej zacofany kraj na świecie. Moim zdaniem wcale tak nie jest. Oczywiście jest bieda, spowodowana chociażby zanikiem rolnictwa. W końcu ludzie przez 40 lat skupiali się na tym, by ocalić życie. Wioski były palone. Nie myśleli o tym, by przez cały sezon uprawiać zboże, a później czekać aż ono dojrzeje i zbierać je. Nie mogli czekać. Musieli uciekać. Przez to Sudan Południowy nie jest samowystarczalny pod względem produkcji żywności; trzeba ją dowozić z zagranicy, głównie z Kenii i Ugandy. Jest mnóstwo problemów, ale musimy pamiętać, że jest to kraj rozwijający się.

Bieda? Trudno powiedzieć, czym jest bieda. Jeśli mamy chatę, bez komputera, bez telewizora, bez prądu czy bieżącej wody - czy to już jest bieda, czy zwyczajne życie? W Sudanie to zwyczajność. Normą jest życie w skupiskach - miastach, osadach złożonych z jednej rodziny albo członków tego samego plemienia. Jeśli w pobliżu jest studnia to dobrze, jeśli jej nie ma - wodę znajduje się w korycie rzeki albo czeka na deszcz. Taka jest codzienność.

0x01 graphic

- Spotkałam się z opinią, że w Sudanie ludzie idą do pracy tylko po to, by zarobić na konkretną rzecz, najlepiej kojarzącą się z zachodem, np. odtwarzacz muzyczny. Gdy już go kupią, rzucają pracę, bo zarobili na to, co chcieli. Spotkała się Pani z taką formą "konsumpcjonizmu"?

- To nie jest konsumpcjonizm. Oni nie mają tego w naturze, nie gromadzą rzeczy w domu, nie zależy im na tym, by posiadać jak najwięcej. Telefony czy sprzęt muzyczny to dla nich ciekawostka, coś nowego. I na pewno nie kupują ich ludzie, którzy nie mają czego jeść. Oni po prostu nie odkładają na później. W Afryce żyje się od zbiorów do zbiorów. Jeżeli dzisiaj mam jedzenie, to jest super i zjadam to, co mam. Jeżeli zarobię pieniądze, to po to, by kupić sobie jedzenie dzisiaj. Nikt nie myśli się o tym, co będzie jutro. Dzisiaj to jest dzisiaj; i dzisiaj musimy przeżyć. A jutro? "Inshallah"! "Jak Bóg pozwoli!".

Chce mi się śmiać, gdy ktoś mówi, że w Afryce trzeba wprowadzić to, co my mamy w Europie: cywilizację! Moim zdaniem dla Afrykanów cywilizacja oznacza krzywdę. Widać, że w Sudanie zanika rodzima kultura, ludzie przestają wytwarzać produkty, które od wieków wyrabiali. Zamiast tego każdy ma 2-3 telefony komórkowe; one są po prostu bardzo łatwo dostępne i bez problemu można je kupić.

0x01 graphic

- Myśli Pani, że postawa pt. "żyjemy dniem dzisiejszym, a co będzie jutro, to się zobaczy jutro" wynika z ich tragicznych doświadczeń, tej bliskości zagrożenia? Z ulotności rzeczy materialnych, a tym bardziej życia?

- Tak, ale - oprócz wojny - wynika to również z cyklu naturalnego. Do niedawna Afrykanie nie posługiwali się pieniędzmi, więc nie mieli wyrobionej świadomości, że na jutro muszą odłożyć dwa funty, a na pojutrze trzy dolary. Zbierali żywność tak, by nakarmić rodzinę, a gdy jedzenia zabrakło - kombinowali, skąd je wziąć. Jest bardzo wiele plemion pasterskich, które wędrują ze stadami, więc one w ogóle nie planują. To nie tyle jest doświadczenie wojny, co afrykańska rzeczywistość.

Władze w Chartumie prowadziły politykę, określmy ją "divide et impera", "dziel i rządź": zaogniały konflikty pomiędzy plemionami z Południa, zbroiły Nuerów i podsycały ich nienawiść do Dinków. Czy to rzutuje na dzisiejsze relacje?

- Nie wiem, czy władze zaogniały konflikty wewnętrzne na Południu. Na pewno rząd finansował LRA (Lord's Resistance Army - `Armia Bożego Oporu', fanatyczna organizacja partyzancka powstała w 1987 roku na północy Ugandy; czytaj więcej), która atakuje tereny m.in. Sudanu Południowego czy Ugandy. Podobnie działają milicje w Darfurze. Z pewnością rząd prowadzi politykę zmierzającą ku spieraniu się różnych grup. Wydaje mi się, że gdy już Sudan Południowy stanie się niepodległym państwem, inne plemiona upomną się o władzę, która obecnie jest w większości w rękach Dinków: są głównym trzonem SPLA (Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu, sudański ruch partyzancki działający na południu kraju - red.), mają większość w rządzie na Południu, mają swojego prezydenta. Drugim pod względem wielkości plemieniem są Nuerowie. Oni też chcą - i będą chcieli - mieć prawo decydowania o państwie. Podobnie jak inne, mniejsze plemiona.

0x01 graphic

0x01 graphic

- Jeśli dojdzie do "rozwodu" i Południe stanie się niepodległym krajem - myśli Pani, że Dinkowie spróbują zagarnąć władzę tylko dla siebie?

- Mam nadzieję, że Sudan Południowy nie stanie się dyktaturą jednego plemienia. Władze w Dżubie zdają sobie sprawę, że są pod obserwacją naprawdę szeroko pojętej wspólnoty międzynarodowej i otwartą wojną domową ryzykują, że wszelka pomoc zostanie wycofana. Większość organizacji międzynarodowych w sytuacji zagrożenia likwiduje placówki. Mam nadzieję, że to będzie elementem stopującym dyktatorskie zapędy jednego plemienia.

0x01 graphic

- Al-Baszir zapowiedział, że nie będzie stawiał przeszkód, jeśli Sudańczycy z Południa opowiedzą się za secesją, ale równocześnie podkreślił, że kraj nie jest przygotowany na samodzielne funkcjonowanie. Jednocześnie wielu komentatorów obawia się, że podział oznacza wojnę.

- Chyba wszyscy spodziewają się wewnętrznej wojny domowej między plemionami. Jest to doświadczenie bardzo wielu krajów afrykańskich. Całkiem niedawno Kenia pokazała, że u nich również ten problem nie wygasł.

Wydolność to strasznie trudne pojęcie. Sudan Południowy dopiero od 5-6 lat zaznaje pokoju, na nowo zaczynają funkcjonować ministerstwa czy uniwersytety, ludzie, którzy uciekli w czasie wojny, często bardzo dobrze wykształceni za granicą, wracają. Ten kapitał - intelektualny i materialny - chcą zainwestować w rozwój swojej ojczyzny. Pokój oznacza możliwość uzyskania większej pomocy ze strony organizacji międzynarodowych, a Sudan Południowy bardzo polega na pomocy zagranicznej. Największym źródłem własnych dochodów jest ropa, jak dotąd dystrybuowana przez Rząd Jedności Narodowej w Chartumie. Myślę, że to jeszcze potrwa zanim kraj się w pełni rozwinie. Na razie nie ma rozbudowanego lokalnego przemysłu; pierwsza fabryka jaka powstała, to wytwórnia napojów orzeźwiających utworzona przez zagranicznego inwestora. Ale widać, że mieszkańcy Południa chcą - i że potrafią. I, wbrew niektórym pogłoskom, drogi też są; może nie rewelacyjne, ale są.

Poza tym do Sudanu Południowego wracają ze swoimi siedzibami te organizacje międzynarodowe, które musiały opuścić terytorium z powodu wojny, m.in. kombonianie, którzy zarządzali misją w regionie z Nairobi.

0x01 graphic

- Nie spotkała się Pani z zarzutami: najpierw nas podbijaliście, a teraz jesteście tacy dobrzy, teraz nam pomagacie?

- Nie, bo wobec nas Afrykańczycy bardzo rzadko wyrażają negatywne opinie. Oni myślą o nas: biały człowiek, to ten, który przyjeżdża z pomocą. No i że jesteśmy bogaci. W całej Afryce, nie tylko w Sudanie, panuje przekonanie, że biały ma pieniądze. Trudno jest wytłumaczyć Afrykańczykowi, że w naszych krajach są osoby żyjące w nędzy czy bezdomne.

Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś wrzeszczał: twoi przodkowie zrobili nam krzywdę. Nigdy nie rozmawiałam z żadnym Sudańczykiem o ich stosunku do kolonializmu. Mają jakby zakodowaną większą cierpliwość - także wobec nas - i większą życzliwość. Za wszelką cenę starają się być uprzejmi. Tego osobiście wielokrotnie doświadczyłam.

0x01 graphic

- To wobec Pani i Pani męża. A między sobą?

- Zanim wyznaczono granice, życie toczyło się swoim własnym rytmem, plemiona zajmowały konkretne tereny. Gdy wkraczały na teren innego plemienia, wybuchała bitwa - zupełnie jak kiedyś w Europie między krajami. Odkąd zostały wyznaczone granice, tereny naturalnie zajmowane przez plemiona trochę się zatarły. Przykładem jest tu plemię Aczoli, które żyje na terytorium trzech krajów. W państwach, gdzie tradycje demokratyczne są dłuższe, np. w Kenii, ludzie bardziej utożsamiają się z państwem jako instytucją. Co prawda, przedstawiając się, najpierw mówią, z jakiego są plemienia, a dopiero później z jakiego państwa. Natomiast w Sudanie są ludzie, którzy żyją jeszcze bardzo tradycyjnie, nigdy nie opuszczali swojej wioski. Samochód, biały człowiek - to wszystko jest dla nich nowością, budzi ciekawość.

0x01 graphic

- Czy Sudańczycy z południa zdają sobie sprawę, dlaczego tak wiele doświadczyli? Że wojna toczyła się o władzę, o zasoby naturalne?

- To nie jest tylko kwestia zasobów. Ropa została odkryta stosunkowo późno, a wojna trwa od 1955 roku. Afrykanie mówią, że jest różnica w traktowaniu się różnych nacji w Afryce. Ludy pochodzenia arabskiego odnoszą się z wyższością wobec plemion nilockich czy tzw. czarnych Afrykańczyków, m.in. z południowego Sudanu, Tanzanii, Kenii, Ugandy, Etiopii. Dla ludów arabskich byli oni źródłem niewolników czy taniej siły roboczej z jednej strony i zasobów z drugiej. Pierwszą przyczyną konfliktu była próba stworzenia z dwóch nacji jednego narodu, co w praktyce oznaczało dominację Północy nad Południem w wymiarze ekonomicznym i religijnym - władze próbowały wprowadzić w całym kraju prawo szariatu. No i nigdy nie było mowy o tym, że mieszkańcy Sudanu są jednym narodem. Konsekwencją był wybuch wojny, którą zakończył 12-letni pokój. Później zaczęła się kolejna wojna, a w międzyczasie, po odkryciu ropy, doszedł ten aspekt ekonomiczny. To, z jednej strony, zaogniło konflikt, z drugiej zaś sprawiło, że kraje zachodnie zainteresowały się tym regionem. W końcu jest o co się bić.

A propos szariatu. Jak funkcjonuje Południe pod względem religijnym? Jak chrześcijaństwo, islam i animizm funkcjonują tuż obok siebie?

- Na południu muzułmanie są mniejszością. Razem z mężem przyjechaliśmy, gdy już panował pokój. W tym okresie (od 2008 roku do teraz - red.) nie zaobserwowaliśmy żadnego konfliktu religijnego. W Dżubie są i kościoły, i meczety. Wyznawcy różnych religii funkcjonują razem.

0x01 graphic


Znalazłam ostatnio zdjęcie przedstawiające kilku muzułmanów. Trzymają transparent: "My też chcemy secesji". To nie jest wojna religijna w wymiarze jednostkowym. Religia mogła być pozorowanym czy narzucanym powodem konfliktu, ale ludzie naprawdę potrafią ze sobą żyć

0x01 graphic

- Jak wygląda sytuacja kobiet?

- Im bardziej tradycyjny region, tym mniejsze prawa ma kobieta. Zwyczajowo zajmuje się domem i dziećmi i wciąż istnieją regiony, gdzie żyją rodziny poligamiczne, co jest dopuszczalne. W Sudanie Południowym charakterystyczne jest też zaburzenie podziału obowiązków domowych - w tradycyjnym plemieniu pasterskim mężczyźni i chłopcy co najmniej pół roku spędzają w terenie, na wypasie bydła, a kobiety zostają same w domu i musza utrzymać pozostałe dzieci i siebie. Jak sobie radzą? Zazwyczaj sprzedają to, co im się uda wyhodować - orzeszki ziemne, mango, owoce baobabu, pomidorki. Część z nich, te, które przeszły jakiś kurs albo mają takie zdolności, szyją albo naprawiają zniszczone ubrania. W Górach Nubijskich produkują perfumy, parzą kawę w kantorkach, sprzedają przyprawy. W miastach są bardziej wyzwolone, pracują w szkołach, w ministerstwach, w mediach. Mają własne źródła dochodów. Tradycyjny podział rodziny się zmienia. Zdarza się też, że dziewczyna decyduje się zamieszkać sama. Ale wciąż obowiązuje tradycja, pozwalająca ojcu decydować, za kogo ma wyjść za mąż. Dziewczęta mają coraz większe prawa, ale nadal mniejsze niż chłopcy. Widać to w dostępie do edukacji.

0x01 graphic

- Czy to, że kobiety się emancypują, mogą studiować, pracować, spotyka się z protestami grup stojących na straży tradycjonalizmu?

- W Dżubie, stolicy, coraz mniej kobiet nosi tradycyjne stroje. Starsze i owszem, ale młodzież woli nosić dżinsy. Raz nawet młode dziewczyny zostały pobite przez policjantów, bo nosiły zbyt obcisłe spodnie. Policjanci zostali później za to ukarani.

Zgromadzenia misjonarzy widzą potrzebę, by sprawami kobiet zająć się oddzielnie. Organizują dla nich spotkania, mówią im, jakie mają prawa, jak naturalnie planować rodzinę. Tradycyjnie w Sudanie jest tak, że kobieta zajmuje się najmłodszym dzieckiem dopóki je karmi i nie umie ono chodzić. Później takie dziecko przechodzi pod opiekę starszego rodzeństwa - głównie dziewczynek, bo chłopcy wędrują z ojcami za bydłem. To właśnie syn jest tym, w którego się inwestuje, posyła do szkoły, a córka tą, którą trzeba wychować na dobrą matkę i zręczną gospodynię.

Byliśmy kiedyś na otwarciu nowej szkoły. Każda klasa przygotowała swoją piosenkę. Ale nie były to byle jakie przyśpiewki. Młodzież śpiewała, że chce pokoju, prawa głosu i możliwości decydowania o swojej przyszłości. Dziewczynki dodawały: my też chcemy edukacji, też chcemy decydować o swoim życiu. One mają taką postawę, ale nie zawsze mogą coś z tym zrobić. Małe wioski są wciąż zamknięte, władzę sprawuje starszyzna albo lokalny przywódca. Wystarczy, że ojciec, wuj czy starszy brat powie: masz wyjść za mąż za tego mężczyznę, bo on ofiaruje za ciebie tyle a tyle krów; ona ma niewiele do powiedzenia. W miastach to się trochę zmienia, coraz mniej jest tradycyjnych chat, ludzie przenoszą się do budynków bardziej w naszym stylu, a przez to zanikają więzi wspólnotowe, a także zwierzchność wspólnoty nad poszczególnymi jej członkami.

0x01 graphic

- Mówimy o szkolnictwie, o studiach. A według oficjalnych statystyk na Południu jest bardzo wysoki poziom analfabetyzmu - wśród mężczyzn to 80%, wśród kobiet nawet 90%. Czy to jest rzeczywiście widoczne?

- Wydaje mi się, że większość osób, które urodziły się w czasie wojny, choćby z powodu braku dostępu do szkół, nie zna języka pisanego. Posługują się językiem arabskim, ale nie potrafią go zapisać. Dotyczy to głównie dorosłych kobiet. Nie wiem, czy 90% to nie są zawyżone statystyki, tym bardziej, że od zawarcia pokoju w 2005 roku wznowiono system edukacji dorosłych. W szkołach w ciągu dnia lekcje mają dzieci, a popołudniami dorośli. Bardzo inwestuje się również w kształcenie kobiet. Dopiero od kilku lat dzieci chodzą do szkoły według roku urodzenia. W wyższych klasach, na poziomie naszego gimnazjum czy liceum, można spotkać osoby w różnym wieku, w tym dorosłych. Władze kraju nadrabiają czas. Sam fakt, że niepełnosprawni mają dostęp do edukacji, o tym świadczy.

0x01 graphic

- Ma Pani na myśli rozwiązania infrastrukturalne, zapewniające tym osobom możliwość uczestniczenia w zajęciach lekcyjnych?

- Tak, ale nie w wioskach, chociaż zdarza się, że wspólnota dba o to, by ktoś towarzyszył w drodze do szkoły dziecku np. z zespołem polio (wirusowe zapalenie rogów przednich rdzenia kręgowego, zwane też chorobą Heinego-Medina - red.). W Dżubie dzieci niewidome mają oddzielną szkołę, własny system nauczania; dzieci niesłyszące chodzą do normalnych szkół, ale mają przydzielonego nauczyciela znającego język migowy. Jest też mini-szkoła w centrum rehabilitacyjnym dla niepełnosprawnych, w którym pracowałam. Na razie są tam dwie klasy, do których chodzą dzieci z bardzo różnymi niepełnosprawnościami.

System opieki społecznej może nie ma jeszcze wielkich możliwości, ale jego pracownicy starają się wyszukiwać dzieci, które jeszcze nie chodzą do szkoły, m.in. właśnie niepełnosprawne. Mogą im zagwarantować zarówno pomoc fizyczną, np. protezę czy operację, a także dostęp do edukacji.

0x01 graphic

- Szpitale są budowane przez organizacje międzynarodowe czy własnym sumptem władz Sudanu Południowego?

- I tak, i tak. Są szpitale budowane przez organizacje medyczne, np. Lekarze bez Granic albo przez kościół. Ale to nie jest tak, że stawia się szpital, lekarze przyjeżdżają z zagranicy i leczą miejscowych. Władze wkładają wiele wysiłku w to, by wykształcić lokalny personel. Ludzie spoza Sudanu starają się tylko służyć poradą. W Górach Nuby jest szpital zbudowany we współpracy diecezji i gmin lokalnych, w którym jest tylko jeden lekarz spoza Sudanu - Amerykanin, który pomagał zorganizować ten szpital, przygotowywał personel, a teraz nadzoruje pracowników.
A co z sierotami? Spotkałam się z informacjami, że władze co jakiś czas prowadzą akcje "oczyszczania" dużych miast z osieroconych, bezdomnych dzieci, które wałęsają się po ulicach.

- Jedyna akcja tego typu, o której słyszałam, została przeprowadzona w Nairobi wiele lat temu. Władze zgarniały wtedy tzw. dzieci ulicy - bezdomne, zażywające środki odurzające i próbujące zarobić żebractwem lub kradzieżą. Większość tych dzieci wylądowała w innych miastach, gdzie takiego zakazu nie było. W Sudanie problem dzieci dopiero powstaje. Tam, podobnie jak w Ugandzie, sierotami zajmuje się najbliższa rodzina.

0x01 graphic

0x01 graphic

- I nie widuje się dzieci ulicy?

- Dopiero przed wyjazdem, w połowie ubiegłego roku, zobaczyłam pierwszą dwójkę bezdomnych dzieci. To, że wyciągały ręce po pieniążki wyglądało raczej na zabawę w stylu: "na pewno się nie odważysz". Zakładają się między sobą, które podejdzie do białego i poprosi o jałmużnę. To nie osiągnęło takiej skali jak w Kenii, gdzie jest sporo slumsów.

0x01 graphic

- W Sudanie nie ma slumsów?

- Nie, jeszcze nie.

0x01 graphic

- Jeszcze nie?

- Bardzo widoczna jest migracja ze wsi do miast. Głównym motywem jest praca. Ludzie na wsi dostrzegają, że bez pieniędzy coraz ciężej jest wyżyć. Do miast napływa bardzo wiele osób, ale dzielą się na trzy grupy: ze wsi, z obozów dla uchodźców i z zagranicy. Lądują w miastach, bo tam mają jakiekolwiek perspektywy. W końcu dojdzie do takich sytuacji jak w Nairobi, że nie dla wszystkich jest praca i nie wszyscy mają "normalne" warunki życia.

0x01 graphic

- Czy po tych ludziach, zwłaszcza wracających z obozów dla uchodźców widać, jak wiele doświadczyli? Widać, że mają niezabliźnione rany?

- Usłyszałam dwie rzeczy, które dały mi do myślenia. Po pierwsze - nie ma w Sudanie Południowym rodziny, która by kogoś nie straciła albo w której nie byłoby nadużyć, np. seksualnych. W każdej rodzinie jest coś takiego, ale nigdy nie odważyłam się zadać bezpośrednio pytania. I widzę, że oni też potrzebują czasu, żeby komuś zaufać i dopiero wtedy zaczynają się otwierać, opowiadać o przeszłości. O tym, co jest dobre, bardzo chętnie opowiadają. Ale o przeszłości wciąż bardzo trudno jest rozmawiać.

Po drugie - każda rodzina była zmuszona do posiadania broni. W 2009 roku w Dżubie ogłoszono obowiązkową zbiórkę broni - służącej głównie do obrony. Trochę się tego zebrało, a i tak mówiło się, że to nie wszystko.

0x01 graphic

- Czy osobiście spotkała się Pani z osobą, rodziną, grupą, której historia zapadła Pani szczególnie w pamięć, która przeraziła Panią okrucieństwem jej doświadczeń?

- Nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Jedynie misjonarze, którym udało się być w kraju w czasie wojny, opowiadali o nalotach, bombardowaniach, ucieczkach, głodzie. Myślę, że to "standardowe" doświadczenie przeciętnego Sudańczyka. Małych dzieci nie, ale dorosłych i młodzieży - jak najbardziej. Każdy ma swoją historię do opowiedzenia.

0x01 graphic

- A historie kobiet, które zostały prosto z ulicy zgarnięte, przetrzymywane po kilka dni w zamknięciu, brutalnie bite i gwałcone - czy na Południu się o nich słyszy?

- Na Południu nie. Tylko w związku z atakami LRA. Zachowanie członków tej armii trudno nazwać ludzkim. Są brutalni, mordują, porywają dzieci, głównie chłopców, których zmuszają do walki, robią z nich okrutnych małych żołnierzy; gwałcą i porywają albo zabijają kobiety.

0x01 graphic

- A prześladowania chrześcijan?

Na Północy wydaje mi się, że są - nigdy tam nie byłam, więc trudno mi coś powiedzieć na ten temat. Ale na Południu nie widziałam niczego takiego. Obecna kampania medialna jest, według mnie, akcją profilaktyczną. Prezydent al-Baszir zapowiedział, że jeśli Południe się oddzieli, to na Północy wprowadzi prawo szariatu. Dlatego sporo osób ucieka z Północy. Ale jest zagrożenie, że ci, którzy zostaną, będą siłą zmuszani do nawrócenia na islam.

0x01 graphic

- Czy ludzie z południa mają przekonanie, że doświadczyli ludobójstwa?

- Myślę, że nie używają takich określeń. Kiedyś nauczycielka, z którą pracowałam, powiedziała, że nie potrafi sobie wyobrazić ile ludzi zginęło i jak byli potraktowani. To w ustach Sudańczyka z Południa znaczy wiele. Oni nie mają skłonności do przesadzania, do używania przesadzonych określeń. Myślę, że nawet nie znają pojęcia ludobójstwa w sensie karnym, ale to, o czym mówią czy piszą w swoich wspomnieniach, można określić właśnie tak. Tylko że w ich świadomości to istnieje inaczej niż w naszej. Dla nich to były bezwzględne ataki, zabijanie z powodów, których oni nie rozumieli i świadomość, że muszą uciekać, bo w każdej chwili, każdej minucie grozi im śmierć.

Czytaj również: Palili ich w pociągach, porywali dzieci - koszmar powróci?

0x01 graphic

- Czy z ich zachowań, wypowiedzi można by wnioskować, że pałają żądzą zemsty, że żywią chęć odwetu?

- Słyszałam bardzo różne, sprzeczne wypowiedzi. Znam kobietę, która mówiła, że nie chce secesji, bo jej rodzina mieszka na Północy, a w razie podziału, będzie odseparowana od nich. Ktoś inny stwierdził: jeżeli nie będziemy mogli pojechać do Chartumu, gdzie będziemy spędzać wakacje? Jednocześnie w jednym z regionów zauważyłam rozróżnienie: oni-Arabowie i my. Jednak dotyczyło to raczej kwestii ekonomicznych - Arabowie są bogatsi, wiedzie im się lepiej.

Ludzie na Południu mówią o tym, co się wydarzyło w czasie wojny, ale bardzo ogólnie. Nawet, jeśli wspominają, czego doświadczyli ze strony żołnierzy z Północy, myślą w kategoriach politycznych. Myślą: "do takiej sytuacji doprowadzili konkretni politycy, wojskowi, rząd". Ludzie zdają sobie sprawę, że ich sąsiad nie jest tym, który siedział w samolocie i zrzucał bomby na ich domy. Nie spotkałam się z nienawiścią. Przy okazji referendum pojawiały się stwierdzenia: "chcemy być wolni, nie chcemy być obywatelami drugiej kategorii" czy nawet: "nie chcemy być podwładnymi Arabów".

0x01 graphic

- To znaczy, że patrzą w przyszłość, a nie oglądają się na przeszłość?

- Zdecydowanie. Wiążą wielkie nadzieje z przyszłością. Myślę, że najbardziej pragną pokoju. I wiedzą, że w warunkach pokoju można wiele zrobić - co pokazały ostatnie lata.

- Gdyby mieli położyć na jednej szali pokój, ale bez oddzielania od Północy, a na drugiej wolność, własne państwo, ale duże ryzyko wybuchu wojny, co wybraliby?

0x01 graphic



- Oni wiedzą, że nie ma alternatywy. To, że nie udało się stworzyć jednego państwa nie jest kwestią ostatnich pięciu lat, ale pięćdziesięciu. Całe to doświadczenie pokazuje, że na tak różnorodnym pod względem etnicznym terenie nie da się stworzyć jednego państwa. Mieli świadomość, że od momentu podpisania CPA (Comprehensive Peace Agrement - porozumienie pokojowe podpisane w 2005 roku - red.) do referendum obowiązuje okres przejściowy i nawet, jeżeli jest pokój, jest on bardzo nietrwały. Teraz myślą: "kto wie, co mogłoby się stać, gdybyśmy pozostali jednością?". Dla nich priorytetem jest niepodległość. A później chcą zrobić wszystko, żeby utrzymać pokój.
Rozmawiała Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dlaczego Twój makler wolałby, żebyś TEGO nie wiedział
Dlaczego Twoj makler wolalby zebys TEGO nie wiedzial
K , nie wiedzieliśmy! sed3ak
Czasem lepiej nie wiedzieć
wykresy z inicjowania, Uczelnia, Semestr VI, VI Semestr, Chemia Polimerów, nie wiem czy są dobre sto
16 niesamowitych faktów o których nie wiedziałeś
Ciekawostki o ludzkim ciele o których być może nie wiedzieliści
Oto1 powodów dlaczego?ceci są?jni
12 NIE PYTAĆ, DLACZEGO
jakby ktos nie wiedzial to inne grupy mialy takie pytania na wejsciowce
Dlaczego są konflikty
Do ostatniej chwili miałam mieszane uczucia i nie wiedziałam czy wybrać się na ten Dzień Wspólnoty
facet chciał się ożenić i nie wiedział co zrobić JNT3ABPDLUVR2RUM2AY6VLSQBSWHORBIILL2RUA
Egzamin ogolna,nie wszystkie odp sa dobre z tego co pamietam1
Kolagen i elastyna dlaczego są tak ważne dla skóry
Odpowiedzi do ZS Moniki nie wiem czy sa wlasciwe
K , nie wiedzieliśmy! sed3ak

więcej podobnych podstron