Ameryka i jej tajne eksperymenty
Napisane przez dr Robert Kościelny
19
Ron Paul, polityk Partii Republikańskiej, członek Izby Reprezentantów oraz kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, stwierdził podczas kampanii wyborczej w 2012 r., że aby wygrać walkę o wolność, nie trzeba przyciągać na swoją stronę większości, wystarczyzirytowana, niezmordowana mniejszość. Polecam te słowa tym, którzy patrząc na naszą scenę polityczną, doświadczają wrażenia, że przekomarzająca się ze sobą postokrągłostołowa większość nie daje Polakom szans na wybicie się na suwerenność. A mniejszość jest za słaba, żeby mogła poprowadzić ku wolności.
Ameryka nie taka jak kiedyś…
Obywatele, którzy chcą być aktywni w ruchu prowolnościowym, muszą mieć odwagę bronić swych przekonań, zwłaszcza wówczas, gdy establishment oferuje im marchewkę prestiżu i władzy lub grozi kijem marginalizacji, ośmieszania, obmowy, a nawet napuszczania agentów urzędów skarbowych, ażeby zmusić ich do gry na zasadach wyznaczonych przez rządzących. Ludzie, którzy chcą walczyć z panującym systemem, powinni mieć świadomość, jak bardzo Ameryka odeszła od tego porządku, o który walczyli, a później budowali ojcowie założyciele, pionierzy i osadnicy. Muszą też zrozumieć na czym polega istota współczesnego sposobu rządzenia. Wielu ludzi uważa, że aby odbudować system, wystarczy zamienić „liberalnych” Demokratów na „konserwatywnych” Republikanów lub odwrotnie. Tę iluzję wzmacniają mainstreamowe media, przedstawiając przekomarzanie się obu stron konfliktu politycznego jako przejaw wielkich różnic ideowych i programowych. Podczas gdy tak naprawdę rzecz dotyczy jedynie drobnej różnicy - jak zarządzać „federalnym lewiatanem”. Przypomnijmy tylko, że mityczna postać potwora morskiego Lewiatana, wprowadzona do dysputy poliycznej przez Tomasza Hobbesa, angielskiego filozofa epoki Stuartów, stała się w języku politologów symbolem wszechwładzy państwa.
Nadzór administracji państwowej nad obywatelami nieustannie rośnie i zaczyna przypominać ten, jaki rozciągały nad mieszkańcami reżimy faszystowskie, które wprawdzie zostawiały własność prywatną w rękach właścicieli, czym różniły się od państw socjalistycznych, ale działalność gospodarczą uwięziły w gorsecie niezliczonych przepisów administracyjnych i podatkowych. Podobnie dzieje się z życiem społecznym i politycznym, gdzie mimo haseł głoszących, że Ameryka jest „najbardziej wolnym krajem na świecie”, swobody obywatelskie są ograniczane, a sami obywatele poddawani coraz to bardziej przemyślnej inwigilacji. Oczywiście wszystko to „dla ich dobra”.
Dlatego należy odrzucić usypiającą obywateli, kłamliwą propagandę mediów głównego nurtu i przyjrzeć się faktom. Gdyby Ameryka była rzeczywiście wolnym krajem, to Państwowa Agencja Wywiadu (NSA) miałaby możliwość „monitorowania” naszych e-maili oraz aktywności w sieci bez nakazu sądowego? Czy musielibyśmy poddawać się procedurom Administracji Bezpieczeństwa Transportu (TSA), za każdym razem, gdy wsiadamy do samolotu? Czy słyszelibyśmy prawie codziennie o wyczynach SWAT [jednostka policji wyspecjalizowana w pacyfikowaniu zamieszek] terroryzującej ludzi i przeprowadzającej akcje no-knock, podczas których giną niewinni obywatele? Wyjaśnijmy, że terminem „no-knock” określa się przeszukania lub inne akcje dokonywane przez policję bez ostrzeżenia lub bez możliwości identyfikacji funkcjonariuszy. Wśród innych przykładów „faszyzacji” Ameryki Ron Paul wymienia brutalne pacyfikacje pokojowych manifestacji i najście agentów federalnych na farmy amiszów, którzy ośmielili się sprzedawać nieprzegotowane mleko, amatorom tego świeżego, surowego produktu spożywczego.
Sprawdzone fakty
Większość z cytowanych opinii polityka z Partii Republikańskiej pochodzi ze wstępu do książki „Amerykańskie pole bitwy: Wojna z Amerykanami” (Battlefield America: The War on the American People, 2015). Jej autor John W. Whitehead jest założycielem i prezesem Instytutu Rutherforda, organizacji stawiającej sobie za cel obronę wolności obywatelskich i praw człowieka. Jak czytamy na stronie Instytutu, Whitehead powszechnie uznawany jest za jednego z najbardziej głośnych i zaangażowanych adwokatów wolności obywatelskich. Podejście Whitehead do kwestii swobód obywatelskich przyniosło mu wiele wyróżnień i osiągnięć, w tym Węgierski Medal Wolności i Nagrodę Milnera S. Balla za całokształt działalności, czyli za dziesięciolecia trudnej i ważnej pracy, a także [za jego] nieskazitelną uczciwość wykazywaną podczas obrony swobód obywatelskich dla wszystkich.
Zaraz na początku książki Whitehead przytacza kilka wypowiedzi znanych i poważanych osób, które mogą świadczyć o tym, że USA zamienia się w państwo policyjne, w którym obywatele, niczym mieszkańcy w byłych demoludach, dzielą się na trzy kategorie: tych, którzy siedzą, tych, którzy już siedzieli i tych, których odsiadka dopiero czeka.
Paul Craig Roberts, amerykański ekonomista, publicysta oraz polityk, asystent Sekretarza Skarbu USA ds. Polityki Gospodarczej w czasie pierwszego roku prezydentury Ronalda Reagana (1981−1982), powiedział, że obecnie 17 tys. lokalnych sił policyjnych posiada na swym wyposażeniu nowoczesne helikoptery typu Blackhawk, karabiny maszynowe, granatniki, urządzenia służące do rozbijania bram i drzwi, materiały wybuchowe, środki chemiczne, a nawet czołgi. Cały ten ekwipunek tylko czeka, aby ujawnić swoje mroczne oblicze obywatelom łamiącym prawo.
Samo w sobie nie byłoby to może jeszcze tak przygnębiające, gdyby nie fakt, że rozbudowane przepisy prawne, zarówno federalne, jak i stanowe sprawiają, że właściwie nie sposób nie wykroczyć przeciwko któremuś z nich. Ponad 4,5 tys. praw federalnych oraz ponad 400 tys. innych zasad i regulacji sprawiają, że przeciętny Amerykanin codziennie łamie co najmniej trzy z nich, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. John Baker, profesor prawa, stwierdził wprost: Nie ma w Ameryce obywatela powyżej 18. roku życia, który nie mógłby zostać oskarżony o złamanie jakiegoś prawa federalnego. I nie jest to żadna przesada.
Chociaż liczba przestępstw z użyciem przemocy sukcesywnie spada i jest najniższa od 40 lat, dramatycznie wzrosła liczba osadzanych w więzieniach za przestępstwa bez stosowania przemocy, takie jak kierowanie samochodem przez osoby, których pozbawiono prawa jazdy. Mimo że ponad 40 mln obywateli USA żyje poniżej minimum socjalnego, rząd przeznacza coraz większe pieniądze na Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego i uposażenia pracujących tam funkcjonariuszy.
Obywatel jak świnka morska
Przekształcanie Stanów Zjednoczonych w państwo policyjne par excellence to jedno zjawisko, które należy nagłośniać. Drugie, równie upiorne, to przemiana kraju w laboratorium doświadczalne, w którym rolę świnek morskich odgrywają ludzie. John W. Whitehead zamieścił dwa tygodnie temu na stronie The Free Thought Project artykuł na temat przypadków, które świadczą o tym, że rząd USA nadal prowadzi tajne eksperymenty, a my jesteśmy szczurami laboratoryjnymi.
Ćwierć wieku temu gazeta „Albuquerque Tribune” przedstawiła dowody na to, że podczas zimnej wojny rząd USA przeprowadzał eksperymenty z użyciem promieni elektromagnetycznych i cząstek materii na obywatelach USA bez ich wiedzy i zgody, wszystko w ramach tajnych badań. Informacja wywołała burzę, więc żeby uspokoić społeczeństwo, Bill Clinton, ówczesny prezydent USA, powołał komisję (ACHRE) mającą zbadać wszystkie wątki w tej bulwersującej Amerykanów sprawie.
Komisja przedstawiła swoje ustalenia i powzięte na ich podstawie zalecenia w sprawozdaniu z 1995 r., i chociaż Clinton dwa lata później wydał memorandum, w którym nakazywał zrealizować kilka zaleceń ACHRE, biurokratyczne opóźnienia uniemożliwiły mu, przed opuszczeniem urzędu, odpowiednie zatwierdzenie wydanych poleceń. Departament Zdrowia i Opieki Społecznej ostatecznie opublikował wytyczne Clintona jako tymczasowy wniosek w Rejestrze Federalnym w 2002 r., ale nie zostały one zatwierdzone przez odpowiednie agencje i departamenty.
Tak więc, choć wydaje się to szalone, jest prawą: dzisiaj w kraju, który […] posługuje się wątpliwymi metodami zbierania danych wywiadowczych oraz przeprowadzania przesłuchań, kontynuuje się tajne badania na ludziach, tak jak robiono to zaraz po II wojnie światowej, pisał Cheryl Welsh w Bulletin of The Atomic Scientists.
Powołując się na jedną z najbardziej poczytnych w Stanach Zjednoczonych gazet „USA Today”, Whitehaed opisał wypadek z 2017 r., kiedy to FEMA „przypadkowo” wystawiła na działanie śmiertelnej dawki rycyny prawie 10 000 strażaków, ratowników medycznych i innych osób podczas symulowanych ataków bioterrorystycznych. W 2015 r. odkryto z kolei, że laboratorium wojskowe „przez pomyłkę” wysyłało przez dekadę śmiercionośną dawkę wąglika do laboratoriów i firm współpracujących z Departamentem Obrony.
Podczas gdy wszystkie wymienione incydenty zostały ocenione przez władze federalne jako „wypadki”, nie trzeba kopać zbyt głęboko lub sięgać zbyt daleko w przeszłość Stanów Zjednoczonych, aby wskazać na liczne przykłady mówiące o tym, iż rząd niejednokrotnie celowo przeprowadzał tajne eksperymenty na niczego niepodejrzewającym społeczeństwie − zarówno obywatelach, jak i nieobywatelach USA.
John W. Whitehead przypomniał kilka znanych przypadków z przeszłości − o niektórych pisałem swego czasu w Teorii Spisku − kiedy to rząd uznał, że jest upoważniony do tego, aby eksperymentować na ludziach, niemających pełnych praw społecznych, takich jak więźniowie, pacjenci szpitali psychiatrycznych i ubodzy Murzyni.
Na przykład w Alabamie 600 czarnym mężczyznom chorym na kiłę nie udzielono pomocy medycznej, chcąc zbadać, jak przebiega naturalny proces rozwoju nieleczonej choroby wenerycznej. Nota bene w 2010 r. rząd USA ujawnił, że amerykańscy naukowcy celowo wszczepili krętki syfilisu setkom gwatemalskich więźniów w latach 40. XX w.
W Kalifornii transplantowano wiekowym więźniom jądra zwierząt hodowlanych oraz młodych więźniów, na których wykonano wyrok śmierci, aby sprawdzić czy podniesie to ich „wigor”. W Connecticut chorym psychicznie wstrzykiwano wirusy zapalenia wątroby.
Ustalenia dziennikarskiego śledztwa
Reporter Associated Press Mike Stobbe, po przeprowadzeniu wielotygodniowego śledztwa, ujawnił przed paru laty liczne przypadki medycznych eksperymentów dokonywanych na ludziach przez rząd Stanów Zjednoczonych. Miały one miejsce kilka dekad temu.
W Maryland śpiącym więźniom wkraplano do nosa wirusa pandemii grypy. W Georgii 24 więźniom-wolontariuszom wprowadzano przez penisa bezpośrednio do dróg moczowych bakterie rzeżączki. W Michigan pacjenci w szpitalu psychiatrycznym byli narażeni na grypę po wstrzyknięciu eksperymentalnej szczepionki przeciw grypie. W Minnesocie 11 „wolontariuszom” wstrzyknięto malarię.
Na pytanie dziennikarza, czy ludzie ci rzeczywiście wyrażali zgodę na wzięcie udziału w tak niebezpiecznych badaniach, Stobbe odpowiedział: W starych publikacjach medycznych, opisujących przebieg eksperymentów na ludziach wprawdzie najczęściej mówi się o ochotnikach, jednak z niektórych z tych przekazów jasno wynika, że pacjenci nie bardzo zdawali sobie sprawę, na co się w rzeczywistości godzą. Wiemy też z niektórych doniesień prasowych o kilku badaniach, w których uczestniczące osoby były ubezwłasnowolnione.
Mike Stobbe mówił też, że w podczas jednego z badań przeprowadzanych na Brooklynie na początku lat 60. ochotnikom nie powiedziano, że wstrzyknięto im komórki rakowe. Naukowcy wstrzyknęli komórki nowotworowe 19 starym i osłabionym pacjentom w żydowskim szpitalu chorób przewlekłych (Jewish Chronic Disease Hospital) w nowojorskiej dzielnicy Brooklyn, aby sprawdzić, czy ich ciała odrzucą komórki rakowe. Dyrektor ośrodka stwierdził, że pacjentów nie poinformowano, jakie to komórki zostały wprowadzone do ich organizmów za pomocą strzykawki, ponieważ nie było potrzeby − zabieg uznano za nieszkodliwy.
W tym samym czasie, na leżącej niedaleko Brooklynu Staten Island od 1963 do 1966 r. przeprowadzono kontrowersyjne badania medyczne w Willowbrook, stanowej szkole specjalnej. Dzieciom celowo podano doustnie wirusy powodujące zapalenie wątroby, po czym robiono im zastrzyk, aby sprawdzić, czy można je wyleczyć gamma globuliną.
W opisanych przykładach, w eksperymentach brali udział ludzie nieświadomi tego, w czym tak naprawdę uczestniczą. Ale, jak stwierdził Stobbe, również osoby formalnie poinformowane, w jakim doświadczeniu mają wziąć udział, nie były w lepszej sytuacji.Podczas rekrutacji ochotników, kandydatów pytano jedynie, czy chcą wziąć udział w badaniu. Informowano ich również, że lekarze szukają właśnie medykamentów na chorobę „X”. Ale niekoniecznie musiano mówić chętnym do wzięcia udziału w badaniach, na jakie ryzyko naraża się osoba, na której przeprowadzane będą doświadczenia.
Reporter Associated Press podał przykład jednego z byłych więźniów, odsiadującego w Filadelfii wyrok w latach 60. „Człowiek ten przeszedł kilka strasznych badań, które wcześniej opisano mu jako nieszkodliwe i bezbolesne - jedno z nich miało polegać na testowaniu nowego sposobu kąpieli bąbelkowej. W rzeczywistości więzień doświadczył straszliwego bólu. Usunęli mu z pleców wierzchnią warstwę skóry i nałożyli na ranę substancje chemiczne, wywołujące straszliwy ból. Raczej nie tego spodziewalibyśmy się po teście nowej metody kąpieli bąbelkowej. Tak więc, ochotnicy nie zawsze wiedzieli, w co się pakują.
Spadkobiercy III Rzeszy?
W 2016 r. ogłoszono, że naukowcy pracujący dla Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego będą uwalniać różne substancje lotne i cząstki na zatłoczonych platformach nowojorskiego metra, w ramach eksperymentu mającego na celu przetestowanie kierunku i drogi przepływu powietrza w czasie ataku bioterrorystycznego. Rząd ogłosił, że owe substancje lotne nie będą toksyczne, dlatego nie należy obawiać się ich negatywnego wpływu na zdrowie pasażerów przebywających w tym czasie w korytarzach dworca.Władze poinformowały, że w naszym najlepszym interesie jest poznanie, jak szybko może się rozprzestrzeniać chemiczny lub biologiczny atak terrorystyczny. I spójrzcie, jak fajna jest ta technologia − powiedzieli rządowi klakierzy − naukowcy mogą użyć czegoś o nazwie DNATrax, aby śledzić ruch mikroskopijnych substancji w powietrzu i żywności.
Czy można wierzyć zapewnieniom rządowym o tym, że eksperyment będzie bezpieczny dla zdrowia, pyta cytowany wyżej Whiteheat, przypominając jednocześnie, że jest to przecież „ten sam rząd”, który w 1949 r. rozpylił bakterie do systemu wentylacyjnego Pentagonu, największego na świecie budynku biurowego. W 1950 r. na rozkaz władz federalnych rozpylono bakterie ze statków marynarki wojennej u wybrzeży Norfolk i San Francisco, w tym ostatnim przypadku narażając zdrowie 800 tys. mieszkańców miasta.
W 1953 r. agenci rządowi przeprowadzili „próbne” ataki za pomocą wąglika w St. Louis, Minneapolis i Winnipegusing. Podobno władze lokalne zostały poinformowane, że umieszczono niewidzialną zasłonę dymną w celu zamaskowania miasta na radarach wroga. Późniejsze eksperymenty obejmowały tak szeroki obszar, jak Ohio, Teksas i Michigan do Kansas. W 1965 r. rządowe testy objęły Narodowy Port Lotniczy w Waszyngtonie. W 1966 r., przeprowadzono eksperyment, podczas którego naukowcy z armii wystawili milion pasażerów metra w Nowym Jorku na działanie bakterii przenoszonych drogą powietrzną, powodujących zatrucie pokarmowe, wyliczał kolejne przykłady skandalicznych i bezprawnych działań rządu John W. Whitehead.
Obecnie rządzący nami są kontynuatorami poczynań poprzedników sprzed kilku dekad, podkreśla Whitehead. Waszyngton wykorzystuje kupowaną przez nas technologię − urządzenia GPS, komórki, smartfony, urządzenia monitorujące − aby nas śledzić, kontrolować i więzić. Krótko mówiąc - zbiera na nas „haki”. Prezes Instytutu Rutherforda nie ma wątpliwości, że etyka rządu nie zmieniła się znacznie od czasów Zimnej Wojny.Pozostaje pytanie: dlaczego rząd to robi? Odpowiedź jest zawsze taka sama: pieniądze, władza i całkowita dominacja nad obywatelami.
Okropności wymierzone przeciwko Amerykanom przywodzą na myśl te, które dokonywali hitlerowcy w swych laboratoriach i obozach śmierci. W rzeczywistości, po drugiej wojnie światowej, rząd USA zwerbował wielu pracowników Hitlera, [w ramach Operacji Paperclip] przyjął za swoje jego bezwzględne procedury postępowania z ludźmi podczas eksperymentów, jak też jego nastawienie do prawa i porządku. Na koniec zaczął stosować nazistowską praktykę.
Przypomnijmy tylko, że w ramach tajnych działań amerykańskich służb specjalnych, pod koniec II wojny światowej oraz bezpośrednio po niej do Stanów Zjednoczonych trafiły setki hitlerowskich badaczy. Byli to zarówno matematycy, fizycy i chemicy tworzący dla Hitlera plany nowoczesnych typów broni i uzbrojenia, jak i lekarze dokonujący zbrodniczych eksperymentów na więźniach obozów koncentracyjnych i jeńcach wojennych. Ludzi tych ściągano do Ameryki wraz z rodzinami. Otrzymywali oni od rządu USA nowe tożsamości, a ich przeszłość puszczano w niepamięć - pod warunkiem że teraz pracować będą dla wolnego świata, równie gorliwie jak wcześniej dla brunatnego.
https://www.rutherford.org/about/about_john_whitehead
https://www.amazon.com/Battlefield-America-War-American-People/dp/1590793099
https://thebulletin.org/2009/06/outlaw-nonconsensual-human-experiments-now/
https://eu.usatoday.com/story/news/2017/02/20/fema-center-for-domestic-preparedness-ricin-foia-documents/98173336/
https://www.pbs.org/newshour/health/medical-slideshow-code
https://thefreethoughtproject.com/us-government-experiment-citizens/
http://www.nbcnews.com/id/41811750/ns/health-health_care/t/ugly-past-us-human-experiments-uncovered/#.XKimLtIzaM9