DWA ŹRÓDŁA SZCZĘŚCIA
Spotkali się w połowie drogi między swoimi domami na tej samej ulicy,
- Cześć Jacek! Co słychać, dawno cię nie widziałem!
- Cześć! Jakoś leci, Wpadłem na chwilę po oddech, bo mam zabójczą sesję, Pięć egzaminów! A ty ile zdajesz?
- Zero!
Na chwilę zapanowała cisza, w której. Jacek próbował ustalić, co miało znaczyć to "zero". Znał Karola od podstawówki. Nie był złym uczniem, radził sobie dobrze w liceum, na studiach też mu szło nienajgorzej. Czyżby nagle jakieś trudności?
- Wziąłem urlop dziekański i pracuję - pospieszył z wyjaśnieniem Karol. Widzisz, nadarzyła się okazja zwiedzić trochę świata i zarobić, więc skorzystałem. Właśnie jutro wyjeżdżam, Tym razem na Korsykę.
Dopiero teraz Jacek zauważył opaloną twarz kolegi.
- A skąd wróciłeś? - zagadnął.
- Trzy tygodnie w Hiszpanii. Wspaniale! Woda, słońce, plaże i niewielki wysiłek organizowania czasu wycieczkowiczom. Taka jest moja praca.
- A co ze studiami? - zagadnął Jacek.
- Poczekają. Nie spieszy mi się. Ale ty jakoś blado wyglądasz - z troską w głosie, zauważył Karol.
- Chyba się przeziębiłem. Wczoraj mieliśmy w naszej grupie akademickiej modlitewne czuwanie. Trochę podmarzłem, bo nie zabrałem swetra. Do wczoraj było tak gorąco, a potem nagle się oziębiło.
Jacek zakaszlał i dodał uśmiechając się:
- To nie Hiszpania, bracie. To nasza polska kapryśna wiosna.
- Słuchaj! - Karol uderzył dłonią w dłoń aż zaklaskało. Widać było, że rozważa jeszcze jakąś myśl, która go nagle olśniła i po chwili powiedział:
- Kto wie, czy nie mógłbym ci załatwić czegoś podobnego! Reflektujesz?!
- Ja? - zdumiony i zaskoczony tą nagłą propozycją Jacek palcem dotknął piersi, jakby chciał się upewnić; czy Karolowi chodzi o niego.
- Pogadam z takim jednym znajomym i być może się uda.
- Dzięki, że pomyślałeś o mnie, a co ze studiami? Chciałbym jednak skończyć je jak najszybciej.
- No wiesz, rok przerwy to niewiele, a pomyśl, ile różnych fantastycznych zakątków zobaczysz i jeszcze zarobisz trochę forsy - przekonywał Karol.
- Chyba masz rację. Warto się zastanowić. Jeszcze dziś pogadam z rodzicami. Jacek tak zapalił się do pomysłu Karola, aż jego blade policzki lekko się zaróżowiły. Podał rękę koledze i już mieli się rozstać, kiedy nagle coś go zaniepokoiło.
- Słuchaj Karol, czy tam gdzie wyjeżdżasz są jakieś możliwości pójścia w niedzielę do kościoła?
- Właściwie to raczej tak - tym razem to Karol był wyraźnie zaskoczony pytaniem.
- A konkretnie? - naciskał Jacek.
- No wiesz, czasem jest tak, że w promieniu kilkuset kilometrów trzeba szukać katolickiej świątyni, ale często są bliżej.
- To znaczy, że praktycznie nie masz szans na dotarcie do kościoła, biorąc równocześnie pod uwagę, że musisz być do dyspozycji turystów nawet w niedzielę. - No, nie jest to proste, ale wiesz… - Tak wiem - głos Jacka był spokojny. Entuzjazm, który jeszcze przed chwilą ożywiał jego twarz, gdzieś zniknął.
Rozstali się. Jeszcze tego lata Karol wyjechał na Bermudy, potem na Cypr. Jacek natomiast po zaliczonej sesji" wybrał się na sześciodniową pielgrzymkę do Częstochowy, a potem postanowił, że z kolegami na rowerach zdobędą Bieszczady. Kiedy pod koniec wakacji znów się spotkali, obaj wyglądali wspaniale. Brązowi od słońca, odprężeni, uśmiechnięci. Tylko oczy Jacka jakby jaśniej i radośniej świeciły.
Elżbieta Ryszka
Promyk Jutrzenki 7-8/98 s. 30