BONES Nie szukaj w lesie wiewiórki


Fanfiction

Armalkolit

Dwoje młodych ludzi przedzierało się przez las. Idący przodem mężczyzna pewnie rozgarniał gałęzie. Wyraz jego twarzy był zacięty i nie wróżył niczego sympatycznego. Kobieta będąca tuż zanim rozglądała się z niepokojem, co chwilę potykając się o wystające korzenie. Wśród leśnej ciszy można było usłyszeć jej drżący głos:
-Kotku, może nie idźmy już dalej? Kiedy indziej pokażesz mi tę wiewiórkę czy coś tam...nie podoba mi się ta gęstwina, wolałabym, żebyśmy wrócili na ścieżkę. Tutaj jest tak dużo...O Boże!
Głośny krzyk przestraszył ptaka, który do tej pory siedział na drzewie. Wzbił się w powietrze, a jego śladem poszły inne. Mężczyzna podbiegł do dziewczyny, która z przerażeniem wskazywała na sieć pająka.
-Co się...to tylko pająk nie powinnaś panikować Glorio.
Jego głos był szorstki. Wypuścił dziewczynę z objęć i ruszył dalej mówiąc:
-W tym lesie nie ma nic strasznego...
W tym momencie jego wzrok napotkał ciało zwisające bezwładnie z gałęzi. Wyglądało równie obrzydliwie jak te, które można pooglądać w co mocniejszych serialach kryminalnych. Oprócz tego strasznie śmierdziało. Było w stanie intensywnego rozkładu. Zwierzęta już się nim zajęły. Najgorsze były robale, które na nim żerowały. Gloria wpatrywała się w nie. Nie mogła oderwać wzroku choć bardzo tego pragnęła. Nagle wszystko zaczęło robić się coraz ciemniejsze, najpierw pojawiły się cienie, potem były widoczne już tylko kontury. Gloria osunęła się na ziemię. Jak przez mgłę usłyszała tylko:
-Skarbie?!
Może to i lepiej, że straciła przytomność. Na ziemi, na którą upadła również można było dostrzec wiele owadów.

Agent specjalny Seeley Booth i dr Temperance Brennan siedzieli na kanapie w gabinecie dr Sweetsa. Panowała absolutna cisza. Brennan wpatrywała się w oczekiwaniu w dr Sweetsa, który tymczasem nie spuszczał oczu z Bootha. Ten uparcie patrzył w okno, mimo że zdecydowanie nie było za nim nic ciekawego.
-Agencie Booth...
Powiedział zachęcająco Sweets.
Niestety podjęta przez niego próba nawiązania rozmowy została całkowicie zignorowana.
-Uciekanie od problemów niczego nie rozwiąże. Należy stawić im czoła i wszystko wyjaśnić. W kontaktach międzyludzkich szczerość potrafi często wiele ułatwić.
-Booth...
Bones również na niego spojrzała.
-Zgadzam się ze Sweetsem.
Booth, nadal milcząc i podpierając głowę ręką, obrócił się w jej stronę. Był zły, a w jego oczach można było dostrzec żal. Popatrzył na stół by uniknąć jej wzroku.
-Tak? Zgadzasz się z nim? To dobrze, że chociaż z NIM się zgadzasz, bo niestety JA nie zasługuję już na twoją uwagę.
-Booth... Jeśli masz jakiś problem z Netem, to...to powinieneś mi o tym powiedzieć. Zwłaszcza, że my już...
-Nie, nie chcę tego słuchać!
Booth gwałtownie zamachał rękoma.
-To wasza sprawa, nie będę się wtrącał. Zwłaszcza, że i tak ignorujesz moje rady. Poza tym ja nie mam z nim żadnego problemu, za to niestety ty będziesz miała z nim dużo problemów.
Zignorował próbującą coś powiedzieć Bones i zaczął tłumaczyć Sweetsowi.
-Jej nowy chłopak, Net, to handlarz narkotyków. Mówiłem jej, ale jej nie przeszkadza, że spotyka się z kryminalistą. Rozumiesz? Handlarz narkotyków!
Sweets poprawił się na krześle.
-Z tego co mi wiadomo agencie Booth Net był jedynie podejrzany o handel narkotykami, ale niczego mu nie udowodniono.
W tym samym momencie Brennan odezwała się z wyrzutem:
-Booth, nie mów o mnie jakby mnie tu nie było. Poza tym nie zignorowałam twoich oskarżeń wobec Neta, po prostu uznałam je za bezpodstawne i...
W tym momencie zadzwoniła komórka Bootha. Odebrał on ją szczęśliwy, że nie będzie musiał kontynuować tej rozmowy. Miał żal do Bones, ale zdecydowanie nie miał zamiaru tego tutaj roztrząsać. Szybko zakończył rozmowę. By uniknąć patrzenia na Brennan swoje słowa skierował jakby do Sweetsa:
-Mamy sprawę.
Sweets podniósł się z krzesła. Brennan na początku była mocno zdezorientowana. Wyglądało to tak jakby to on, a nie ona, miał jechać z Boothem. Między nimi ostatnio się nie układało, ale nie podejrzewała, że dojdzie to do aż takiego stopnia. Zresztą należało przecież oddzielić życie prywatne od zawodowego. Ona i Booth. Co się właściwie stało? Na szczęście jednak to oni wyszli z gabinetu pozostawiając w nim Sweetsa z wyraźną chęcią powiedzenia jeszcze czegoś.
-Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności. Możemy dzisiaj gdzieś pojechać? Np. do jakiejś restauracji?
-Oprócz nas będzie tam również dużo innych ludzi. Nie nazwałbym tego „na osobności”.
Zauważył ze złością Booth. Był wściekły.
-Ich obecność przecież nie będzie nam przeszkadzać.
Bones siliła się na obojętność, ale było jej przykro. Spojrzała w orzechowe oczy Bootha. Nie dodała na głos: „ostatnio to moja obecność ci przeszkadza”. Nie musiała. Oboje o tym pomyśleli. Booth nareszcie nie uciekał od niej spojrzeniem. Chciał krzyczeć: „nie prawda, przecież uwielbiam być z tobą!”, ale nie mógł. Był na nią zły. Jak mogła spotykać się z takim palantem jak Net? Dlaczego jego zdanie już się dla niej nie liczy? Widocznie za wiele ich różniło.
W samochodzie panowała cisza pełna napięcia. Żadne z nich nie chciało się odezwać. Ona nie chciała usprawiedliwiać się przed nim, a on nie chciał jej już więcej ranić. Słowa jednak mają w sobie wielką moc.
Brennan obserwowała krajobraz za oknem. Jeszcze przed chwilą znajdowali się w samym centrum Waszyngtonu. Teraz pędzili samochodem po wiejskich dróżkach. Na horyzoncie zamajaczył las. Krople deszczu bębniły o szyby. Niebo przecięła błyskawica rozświetlając wszystko jasno na krótką chwilę.
Samochód zwolnił. Brennan oderwała wzrok od pojedynczych kropel spływających po szybie. Byli w lesie. Nawet nie zauważyła kiedy do niego wjechali. Była zbyt zajęta Netem. Myślała o nim. O tych wszystkich chwilach, które razem przeżyli. Westchnęła. Dopiero po chwili zorientowała się, że Booth intensywnie się w nią wpatruje.
-No co? - warknęła i wysiadła z samochodu głośno trzaskając drzwiami. Wszyscy zebrani w tym miejscu technicy FBI spojrzeli w jej stronę. Wyglądali jak, mówiąc kolokwialnie, zmokłe kury. Mówiąc szczerze miała to gdzieś. Czuła jak spływają na nią hektolitry wody. Ale to też miała w tej chwili gdzieś.
-Gdzie te kości?
Jakiś chłopak wskazał jej gęsty las i ścieżkę wyznaczoną przez lampy podwieszone na drzewach. Nie czekając na Bootha ruszyła w gęstwinę. Deszcz padał coraz mocniej. Czuła, że brodzi w błocie. Co chwila potykała się o wystające korzenie. Szła uparcie dalej. Słyszała jak Booth kroczy kilkadziesiąt metrów za nią. Zaklął.
Po chwili dotarła w miejsce, gdzie rozciągnięta była niebieska płachta. Camille stała przy jednym z drzew osłoniętych od deszczu. Brennan zajrzała jej przez ramię. Dostrzegła szkielet. Zawieszony był na fragmencie liny. Dostrzegła na niektórych kościach pozostałości tkanek. Nie mógł wisieć od dawna. Trzy, góra cztery dni.
-Dlaczego ja tu jestem? Widzę sporo tkanek.
Camille odwróciła się o 180 stopni i spojrzała na dr Brennan. Wyglądała na mocno zdenerwowaną. Booth, który właśnie wyłaniał się z krzaków też.
-Prawdopodobną przyczyną śmierci jest zadanie ciosu w potylicę jakimś tępym narzędziem. Potrzebujemy kogoś, kto ustali…
-Zack mógł to zrobić.
-Daj spokój, Bones. Przecież kochasz pracę.
-Ciebie chyba nikt nie pytał o zdanie. - odpowiedziała nawet nie zaszczycając partnera spojrzeniem - Z resztą ty i tak nie słuchasz tego, co ja mam do powiedzenia. Widzisz tylko swoje własne `ego'.
-Ja ciebie nie słucham?! - krzyknął Booth - I tu się mylisz. Te wszystkie twoje wszystkie wykłady, antropologiczny punkt widzenia…
-Zawsze mi przerywałeś!
Camille obserwowała całą sytuację. Doskonale wiedziała od czego to wszystko się zaczęło - Net. Booth widzi w nim tylko handlarza narkotyków, któremu nic nie udowodniono, bo potrafił wspaniale zatuszować wszelkie sprawy. Konflikt między partnerami narastał, a teraz najwidoczniej przerodził się w otwartą wojnę.
-Bo to wszystko za długo by trwało!
-To trzeba było mi powiedzieć!
-Przepraszam bardzo, ale może powrócimy do sprawy? - przerwała w końcu Cam - Booth idzie porozmawiać ze znalazcami naszej ofiary, a dr Brennan do kości.
Partnerzy mierzyli się jeszcze przez chwilę wściekłym wzrokiem. W końcu każde z nich, w milczeniu, zajęło się swoją robotą.
Po bliższym przyjrzeniu się szkieletowi Brennan mogła potwierdzić diagnozę postawioną przez Camille. Ofiara była kobietą, rasy kaukaskiej. Około trzydziestu do trzydziestu pięciu lat. Na jednym z jej wyschniętych palców dostrzegła obrączkę. Mężatka. Na jej szyi spoczywał jeszcze srebrny naszyjnik z serduszkiem. Zaczęła jeszcze dokładniej przyglądać się kościom. Na jednej z nich dostrzegła dziwne ślady. Tworzyły bliżej nieokreślony wzorek. Przywodził jej jednak na myśl coś, co już kiedyś widziała. Nie mogła sobie tylko przypomnieć - co.
Booth tymczasem przedzierał się kolejny raz przez krzaki. Tym razem zmierzał w zupełnie innym kierunku od tego, z którego przybyli. Po chwili wyszedł na leśną drogę. Dostrzegł karetkę. Kręciło się przy niej kilku sanitariuszy.
-Chciałbym porozmawiać ze szczęśliwymi znalazcami szkieletu. - powiedział ironicznie.
-Ale tylko chwilę. Dziewczyna jest w szoku. Chłopak też nie jest zdolny do mówienia. Są w szoku.
-Jasne. Nie zabiorę im zbyt wiele czasu.
Sanitariusz wskazał tył ambulansu. Siedziała tam dwójka młodych ludzi. Wyglądali na nie więcej niż osiemnaście lat. Byli do siebie przytuleni, nakryci kocem. Mimo wszystko i tak trzęśli się jak osika.
-Agent specjalny Seeley Booth. Możemy porozmawiać?
Młodzi spojrzeli na niego przerażonymi oczami.
-Czego właściwie szukaliście w tych krzakach?
-Chciałem pokazać coś Glorii.
-Co?
-Niedaleko od tamtego miejsca wiewiórki mają swoje gniazdo. Właśnie urodziły się młode…
Booth przerwał mu ruchem ręki. Nie chciał słuchać wykładu na temat wiewiórek. Nie miał w tej chwili na to najmniejszej ochoty. Po rozmowie z Bones dalej był wściekły. Na samą myśl o tych wszystkich zezowatych, biomaniakach itd. robiło mu się słabo.
-Kiedy byłeś tam ostatni raz? U tych wiewiórek…
-Przedwczoraj. Ale szedłem zupełnie inną drogą. Zajmowałem się badaniami nad tymi zwierzętami.
-Jasne, rozumiem. Nic dziwnego się nie działo kiedy tu przychodziłeś?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
-No, cóż. Jeśli jeszcze coś sobie przypomnicie… Tu jest moja wizytówka.
Jeden z sanitariuszy spojrzał na niego z politowaniem. Nic dziwnego. Przez ten deszcz był już przemoknięty do suchej nitki. Bones stała teraz pod płachtą rozciągniętą ponad drzewami, a on musiał chodzić w tę i z powrotem by porozmawiać z dwójką nastolatków, którzy nic nie widzieli i nic nie słyszeli.
-Macie już coś? - zapytał powracając w miejsce pracy Camille oraz Brennan. Obie przeszyły go swoimi mądrymi spojrzeniami.
-Oprócz kości, paru tkanek, śladów na kościach oraz obrączki, nie mamy nic.
-Dobra, Bones. Nie musisz być aż taka zgryźliwa.
Mruknęła coś do siebie pod nosem, jeszcze raz spojrzała na piszczel lewej nogi i ponownie powiedziała coś z niezadowoleniem. Następnie zatoczyła dłonią koło przy swoim prawym uchu.
-Pakujemy wszystko i jedziemy do Instytutu.
Booth klasnął. Wreszcie jakaś mądra decyzja z jej strony.
-W takim razie my też pojedziemy. Może do Royal Diner? Chciałaś ze mną porozmawiać.

Dochodziła szesnasta. W restauracji nie było zbyt wielu ludzi. Większość z pracujących siedziała już w zaciszu swojego domu. Pogoda też odstręczała od wychodzenia z domu. Ciężkie, ciemne, ołowiane chmury przetaczały się powoli po październikowym niebie. W każdej chwili znów mogło zacząć padać.
-Pewnie masz mi wiele do powiedzenia. - zaczął Booth odkładając kartę dań na swoje miejsce. Między nimi znów wytworzyła się nić porozumienia. Tego właśnie było potrzeba, aby oboje poczuli, że potężny głaz spadł z ich serca.
-Mam. I mam też nadzieję, że mnie wysłuchasz.
Booth udał, że zamyka usta niewidzialnym kluczykiem, a następnie wyrzuca go za siebie. To wywołało na jej twarzy szczery uśmiech. Kelnerka przyniosła zamówione przez nich dania. Brennan sięgnęła po szklankę z wodą i upiła z niej łyk. Spodziewała się, że będzie mogła trochę odłożyć ten moment, ale Booth najwidoczniej nie miał zamiaru jeść, póki nie usłyszy co ona ma do powiedzenia.
-Zerwałam z Netem.
-Nie tego się spodziewałem. Ale miło mi to słyszeć. Mogę dowiedzieć się jaki był ku temu powód?
-Niezgodność charakterów, jakby to powiedział Sweets. Rozstaliśmy się tydzień temu.
Bootha wbiło w krzesło. Tyle czasu ją ignorował. Nie chciał wysłuchać tego wszystkiego…
-Przykro mi.
-Nie sądzę, aby naprawdę było ci przykro, ale dziękuję.
Bones nakryła jego dłoń swoją. Booth poczuł jakby przepływ prądu elektrycznego. Szybko zabrał dłoń chociaż było to bardzo miłe uczucie. Zaczął szybko coś mówić, by ukryć zmieszanie:
-Oczywiście, że mi przykro Bones. Mówiłem, że ten drań złamie ci serce.
-Net nie złamał mi serca Booth. Po prostu oboje uznaliśmy, że do siebie nie pasujemy. Poza tym nie jest ci przykro, jesteś zadowolony, bo wydaje ci się, że znów miałeś rację. Chociaż to nieprawda, ponieważ nie zerwałam z Netem dlatego, że był podejrzany o handel narkotykami. I nie miałam z nim żadnych kłopotów.
-To, że jeszcze nie miałaś z nim kłopotów nie oznacza, że nie będziesz miała. On wie, gdzie mieszkasz!
Po tych słowach Booth pomyślał, że to mało przyjemna myśl. Skoro Net wiedział, gdzie mieszka Bones to znaczy, że zapewne tam był. Do tego istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zawsze przebywał tam kompletnie ubrany. To wyobrażenie go dręczyło.
-Ty też wiesz gdzie mieszkam, to znaczy, że mam wynająć ochronę?
-Lepiej zostawmy to Bones, bo nasz dopiero co zawarty pokój obróci się w piach - powiedział Booth nie mogąc opędzić się od myśli o Necie.
-Popiół, Booth.
-Co? - zapytał nieprzytomnie Seeley.
-Mówi się popiół - odpowiedziała Brennan z wyjątkowo szerokim uśmiechem.
Booth spojrzał na nią z konsternacją i niedowierzaniem. Po chwili uśmiechnął się.
-Bones!

Gdy znaleźli się w instytucie Bones miała zamiar szybko zająć się oględzinami kości. Przeszkodziła jej w tym jednak Angela. Złapała ją prawie zaraz po wejściu.
-Kochana, musimy poważnie porozmawiać.
Bones była wyraźnie zaskoczona, ale bez większych protestów udała się za Angelą do jej pracowni. Chciała zachować się jak prawdziwa przyjaciółka, więc uznała, że nie może odmówić. Podejrzewała, że chodzi o Hodginsa. Dlatego gdy tylko Angela powiedziała pierwsze zdanie jej zaskoczenie znacznie wzrosło:
-Zauważyłam, że ostatnio nie dogadujesz się z Boothem. Czy to ma jakiś związek z Netem? Myślałam, że już zerwaliście? Posłuchaj, rozumiem, że masz prawo umawiać się z kim zechcesz, ale czy dla jakiejś krótkotrwałej znajomości warto narażać przyjaźń z Boothem? Przecież idealnie się uzupełniacie.
„I idealnie do siebie pasujecie” dodała w myślach Angela. Zawsze uważała, że tych dwoje jest sobie przeznaczonych. Dziwne, że sami zainteresowani jeszcze na to nie wpadli.
-Właściwie to już rozwiązaliśmy nasz drobny konflikt z Boothem, ale dziękuje za troskę.
-Naprawdę kochana? Tak się cieszę.
Angela energicznie uściskała Brennan.
-Po za tym byłabym wdzięczna, gdybyś nie nazywała Neta handlarzem narkotyków. Jak wiesz nic nie zostało mu udowodnione, więc w świetle prawa jest niewinny.
-Ja mimo wszystko bardziej polegam na opinii Bootha. Poza tym pamiętaj, że on się tylko o ciebie troszczył.
„No i był zazdrosny.”
-Wiem, ja również polegam na jego opinii. Tylko, że...ostatnio doszłam do wniosku, że nie mogłabym być z kimś, kto mówi mi co mam robić, z kim mam się spotykać, a z kim nie. Żadna relacja nie może opierać się na zniewoleniu.
-Nie mogłabyś być z kimś? Być z kimś? - Angela nie mogła ukryć radości - kochana, czy ty aby przed chwilą nie przyznałaś, ze chciałabyś być z Boothem?
-Oczywiście, że nie, a na pewno nie w takim sensie jak myślisz - Brennan ostro zaprzeczyła - chodziło mi o to, że nawet w przyjaźni nie można być zniewolonym....
-Ty chcesz być z Boothem.
-Oczywiście, że nie, jesteśmy tylko partnerami...
-Oczywiście, że tak, przed chwilą to przyznałaś.
-Oczywiście, że nie, miałam coś całkiem innego na myśli - Bones poczuła, że sytuacja wymyka się jej spod kontroli.
-Och, kochana.
Angela jeszcze raz mocno uścisnęła Brennan, po czym z szerokim uśmiechem wyszła z pokoju.
Bones stała zmieszana nie bardzo wiedząc co robić. Nie czuła do Bootha nic więcej niż zwykłą sympatię. Nic więcej...By się utwierdzić w tym przekonaniu powiedziała jeszcze:
-Nie chcę być z Boothem.
Angela już tego nie usłyszała, za to wyznanie to dotarło do uszu Hodginsa, który akurat wszedł do pokoju.
-Ja też nie chcę być z Boothem jeśli cię to pocieszy - powiedział na wstępie - widziałaś Angelę?
-Przed chwilą wyszła - stwierdziła zamyślona Bones.
Camille weszła na platformę. Gdy używała swojej karty można było usłyszeć charakterystyczne piknięcie. Zack, pochylony nad kośćmi, obracał czaszkę w dłoni uważnie się jej przyglądając. Wydawało się, że pochłonięty pracą nie dostrzegł jej przybycia, jednak gdy zrobiła jeszcze jeden krok podniósł na nią wzrok.
-Udało ci się ustalić narzędzie zbrodni?
-Ślady na czaszce wskazują, że została uderzona w kość potyliczną czymś twardym i to z dużą siłą. Przedmiot ten pozostawił wyraźne ślady - tutaj Zack wskazał odpowiednie miejsce na czaszce - miał kształt ostrosłupa i był dość ostro zakończony.
-Co daje nam w sumie...?
-Nie mam pojęcia.
-Więc się dowiedz.
-To nie wszystko. Na jednej z kości zaobserwowałem dziwne ślady. Na razie jeszcze nie udało mi się ustalić co je spowodowało.
W tym samym momencie obok nich pojawił się Hodgins.
-Widzieliście może Angelę?
-Nie - odpowiedziała Camille - ale może zamiast szukać swojego króliczka zająłbyś się pracą?
-Już się zająłem - Hodgins uśmiechnął się - na ciele ofiary znalazłem muchy z gatunku calliphora erythrocephala. Na podstawie ich cyklu rozwojowego ustaliłem czas zgonu na 2 dni temu.
-To potwierdzałoby moje ustalenia.
-W takim wypadku czy teraz mogę zająć się poszukiwaniami mojego króliczka?

Booth siedział w swoim gabinecie. W ręku trzymał piłkę baseballową i odbijał ją o blat biurka. Myślami był bardzo daleko. Znów krążyły one wokół Neta oraz Brennan. Teoretycznie ta dwójka do siebie pasowała. On umiał słuchać, a ona potrafiła go zrozumieć. Tutaj nie było mowy o niezgodności charakterów. Coś musiało się wydarzyć między nimi… A on nie zapytał się co? Dopiero teraz dotarł do niej obraz tego jak zachowywała się przez ostatnie kilka dni. Była rozdrażniona. Ale dlaczego nie powiedziała mu o wszystkim od razu?
-Bo nie chciałem słuchać… - powiedział sam do siebie. Dopiero teraz dostrzegł, że w drzwiach ktoś stoi. Odłożył piłkę na miejsce i spojrzał na swojego gościa. Był to wysoki brunet w średnim wieku. Ubrany był w czarny garnitur, a pod pachą trzymał skórzaną teczkę.
-Mogę w czymś pomóc?
Mężczyzna nie ruszył się z miejsca. Nawet nie drgnął. Obserwował tylko agenta siedzącego w fotelu, za swoim biurkiem. Cały gabinet wyglądał dość przyjemnie. Jego wzrok spoczął na zdjęciach stojących na szafce.
„Blond chłopiec i jego ojciec.” Pomyślał mężczyzna robiąc krok do przodu i wyciągając rękę w stronę agenta.
-Jason Flint. Wygląda na to, że będę miał zająć pańskie miejsce.
Booth zamrugał oczami. Nie tego się spodziewał. Właściwie w ogóle nikogo się nie spodziewał. Jego brwi zbiegły się w jedną linię.
-Jak to `zająć moje miejsce'? Ja się nigdzie nie wybieram.
Mężczyzna spojrzał na numer znajdujący się na szklanych drzwiach. Wszystko się zgadzało. Dzisiaj rano dostał polecenia od swojego przełożonego: przejąć wszystkie śledztwa Seeleya, zająć jego biuro oraz rozpocząć współpracę z doktor Temprance Brennan.
-Przykro mi. Cullen zadzwonił do mnie dzisiaj rano…
-Człowieku, o czym ty mówisz?!
Booth nie wytrzymał. Wstał z fotela i oparł ręce o biurko. Spojrzał Flintowi w oczy. Nie wyglądało to na żaden głupi żart ze strony jego kolegów.
W tym momencie do gabinetu wkroczył Cullen.
-Seeley, musimy porozmawiać. Zapraszam do mnie.
-A w tym czasie on - wskazał na Flinta - zajmie mój fotel i moje biurko.
Szli długim korytarzem. Booth obserwował swoje buty. Nie było w prawdzie w nich nic ciekawego, ani wyjątkowego, ale to było lepsze niż patrzenie, jak gabinet Cullena powoli wyłania się na końcu korytarza. Teraz miał powód aby się martwić. O swoją posadę.
Cullen zamknął za nim drzwi na klucz. Pozasłaniał wszystkie żaluzje. Wolał aby inni pracownicy biura nie wiedzieli o tej sprawie i rozmowie.
-Mogę wreszcie się dowiedzieć o co chodzi?
-Siadaj.
-Postoję.
-Siadaj!
Cullen podsunął mu krzesło. Usiadł. Dostrzegł jakieś zdjęcia leżące na biurku. Nie mógł jednak zobaczyć co na nich jest, bo zasłonięte były przez jakieś kartki.
-Czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć? - Cullen wlepił w niego te bystre oczka - Dostałem te zdjęcia…
Wyciągnął spod papierów jedną fotografię. Booth omal nie spadł z fotela. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

Brennan stała nad kośćmi. Spojrzała na zegarek. Dochodziła 23. Jak ten czas szybko leci. Westchnęła. Przed nią było jeszcze mnóstwo pracy. Rozejrzała się wkoło. Światła były przyciemnione. Teraz platforma wyróżniała się na tle całego Instytutu. Wszyscy pracownicy poszli już do domu, aby móc wrócić następnego dnia o 8 i pracować dalej nad tym, czego nie zdążyli zrobić wcześniej.
Ona nie lubiła odkładać niczego na później. Sięgnęła po kubek z kawą. Był pusty. Zaklęła. Dlaczego kawy nie ma nigdy, kiedy jest potrzebna?
Spojrzała na swój telefon, leżący koło jednej z kości. Nikt nie dzwonił. Dziwne. Przecież Booth już dawno powinien tu być i odciągać ją od pracy. Czasem była mu za to wdzięczna.
Znów zaczęła przyglądać się kości, na której były jakieś dziwne ślady. Zack nie potrafił ich do niczego dopasować. Ona też. Angela wzięła czaszkę do rekonstrukcji. Najwidoczniej przed wyjściem zapomniała ją odnieść.
Ślady były nieregularne. Niektóre na siebie nachodziły. Jeśli miałaby odnieść ich kształt do jakiegoś zwierzęcia byłaby to dżdżownica. Pytanie tylko, co mogło pozostawić te ślady.
-Widziałem, że cię tu znajdę, Bones.
Usłyszała gdzieś w oddali ciepły głos swojego partnera. Podniosła wzrok. Dostrzegła go stojącego tuż przy schodach prowadzących na platformę. Było zbyt ciemno aby mogła dostrzec jego zmartwiony wyraz twarzy.
-Nigdzie się nie wybieram. - oznajmiła wracając do kości. Spodziewała się, że Seeley wkroczy na platformę, wyjmie jej z ręki narzędzia, chwyci za ramiona i wyprowadzi z Instytutu. Tak się jednak nie stało. Booth stał dalej w tym samym miejscu.
-Spodziewałam się, że zaciągniesz mnie siłą do domu… Chodź tutaj.
Odpowiedziało jej głuche milczenie partnera. Coś było nie tak. Odłożyła długopis oraz zeszyt, w którym sporządzała notatki z sekcji i zeszła po schodach. Jego oczy błyszczały w mroku.
-Zawiesili mnie. - wydusił wreszcie z siebie.
-Co? Za co?
Seeley wzruszył ramionami. Nie miał ochoty o tym wszystkim mówić. Brak zaufania szefa, niesłuszne podejrzenia i te zdjęcia… W jego gabinecie siedział teraz jakiś Jason Flint. Obiecał, że niczego nie zmieni. Pozwolił nawet zostawić zdjęcia Parkera.
-Booth, co się stało?
-Nic.
-Za coś musieli cię zawiesić. Mi możesz powiedzieć.
-Ktoś przysłał Cullenowi zdjęcia, na których był handlarz narkotyków, swoją drogą przyjaciel Neta, i ja. Ktoś uchwycił jak kupuję prochy. - westchnął - To fotomontaż. Ktoś mnie wrabia!
Brennan odsunęła się od niego kilka kroków.
Najpierw nie wiedziała co powiedzieć. Te wszystkie informacje docierały do niej z wielkim opóźnieniem. Booth podejrzany o zażywanie narkotyków.
„Trafiła kosa na kamień” to była jej druga myśl. Najpierw oskarża Neta. Przez kilka tygodni ciągle jej powtarzał, że to kryminalista. Ktoś nieodpowiedni dla niej. A teraz sam został podejrzany. Historie lubią się powtarzać.
„Nie, Booth taki nie jest” trzecia myśl. Podeszła do niego szybko i przytuliła. Była mu to winna. Kiedy ona miała kłopoty, on był przy niej. Pozwalał wypłakiwać się w ramię. Wyżalić się.
-Wszystko będzie dobrze. - powiedziała cicho - Kto mógł to zrobić?
-Pomyślałem o…
-Necie? - przerwała mu Brennan - Popadasz w paranoję.
Booth odsunął ją od siebie i spojrzał w szafirowe oczy przyjaciółki. Dlaczego ona nie chce mu uwierzyć? Przecież to wszystko jest takie oczywiste. Kto inny chciałby się na nim zemścić? Tylko Net. Pewnie myśli, że to przez niego związek z Brennan się rozpadł.

Tempe siedziała w Instytucie całą noc. Na zmianę myślała o kościach leżących na stole ze stali nierdzewnej, oraz o Seeley'u. Czuła się beznadziejnie. Nie wiedziała jak pomóc im obojgu. Spojrzała na notatnik. Od godziny nie napisała nic nowego. Wybiła trzecia. Już za trzy lub cztery godziny zaczną się schodzić pracownicy.
Jak ten czas szybko leci.
Zamknęła oczy.
-Cii. Nie budź jej. - powiedziała Angela chwytając Zacka za kołnierz koszuli - Biedaczka całą noc tutaj siedziała.
Zack chciał już coś powiedzieć, ale dziewczyna mu na to nie pozwoliła. Delikatnie wyciągnęła z ręki przyjaciółki długopis, chwyciła jej notatnik i wręczyła go Addy'emu.
-Przepraszam bardzo - na platformie pojawił się mężczyzna w garniturze. - Szukam doktor Temprance Brennan.
Angela spojrzała pytająco na przybyłego. Nigdy wcześniej go nie widziała. A ma pamięć do twarzy. W końcu to jej praca. Mężczyzna wyglądał elegancko i poważnie. Jego wzrok był wzrokiem nastolatka - pełen fascynacji.
-A kim pan jest?
-Agent specjalny Jason Flint. Mam zastąpić agenta Bootha.
-Zastąpić? Ale on się przecież nigdzie nie wybiera. - powiedział Zack przeglądając notatki sporządzone przez doktor Brennan.
-Booth został zawieszony.
Wszyscy odwrócili się w stronę Tempe, która najwidoczniej musiała się przebudzić pod wpływem ich rozmów. Miała podkrążone oczy i lekko potargane włosy, a na jej policzku coś odcisnęło swój kształt podczas snu.
-Jak to zawieszony? - słowa Brennan zrobiły na Angeli równie duże wrażenie jak jej wygląd.
-Ktoś przysłał Cullenowi zdjęcia, na których Booth kupuje towar od handlarza narkotyków. Został zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy - odpowiedziała Bones.
-Obecnie ja będę z panią współpracował. Jason Flint - agent wyciągnął rękę na powitanie. Czuł się trochę nieswojo w tym miejscu, wśród ludzi, którzy się znali i przyjaźnili. Nie życzył źle agentowi Boothowi i nie chciał wchodzić między młot, a kowadło. Jednak z drugiej strony musiał wykonywać polecenia swoich przełożonych. Czasem był zły na siebie, że jest tak porządny. Powinien umieć się sprzeciwić, ale nie chciał stracić swojej pracy. Miał na utrzymaniu rodzinę.
-Posłuchaj Jason - zaczęła Angela bojowym tonem - nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale musisz wiedzieć, że my wszyscy stoimy murem za Boothem. Cała ta sytuacja jest jedną wielką mistyfikacją. Chciałabym zobaczyć te zdjęcia, jestem pewna, że to fotomontaż.
-Oczywiście rozumiem pani postawę, ale zajmuje się tym już FBI. A ja - Jason również postanowił postawić sprawę jasno - także mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni. Nie mam zamiaru w żadnym stopniu działać przeciwko agentowi Boothowi i wiem, że jest mu zapewne bardzo ciężko, ale muszę wykonywać swoje obowiązki. Mam nadzieję, że nasza współpraca okaże się skuteczna.
-I krótka - dodała Angela. Trudno jej było poczuć sympatię do Flinta -jest wiele ważniejszych rzeczy niż obowiązki - dokończyła świdrując go wzrokiem.
-Angela - Brennan spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem - musimy dalej pracować. Agent Flint nie ponosi żadnej winy. Jedyne co możemy teraz zrobić to złapać mordercę tej kobiety.
Tempe starała się zachować spokój, ale przychodziło jej to z wielką trudnością. Czuła pulsujący niepokój, każde uderzenie jej serca było pełne strachu, gdyby nie jej opanowanie jej ręce na pewno by drżały. Nie wiedziała czemu tak się czuje, dlaczego nie może skoncentrować się na pracy, czego tak się obawia. Jej uczucia były gwałtowne i całkowicie nieracjonalne. Booth miał kłopoty, ale dlaczego ona tak bardzo się boi?
-Skończyłaś już rekonstrukcję twarzy? - zwróciła się do Angeli. Jedyne czego mogła być teraz pewną, była praca.
-Tak - przyjaciółka patrzyła na nią z niepokojem i wyraźnie starając się pokonać niechęć do Flinta- udało mi się ustalić tożsamość zmarłej. To Agnes Cruel. 33 lata. Mieszkała razem z mężem w domu na przedmieściach.
-W takim wypadku pojedziemy go odwiedzić - Jason ucieszył się na myśl, że będzie mógł opuścić to miejsce przesiąknięte antypatią do niego.
Skierował się do wyjścia a za nim podążyła Brennan. Angela położyła jej rękę na ramieniu.
-Możemy chwilę porozmawiać?
-Naprawdę muszę już iść.
-Może chociaż się uczesz kochana. I wypij mocną kawę.
Brennan kiwnęła głową bez przekonania i wyszła.
-Popatrz na nią, jak ona się tym wszystkim przejmuje - Angela odprowadziła Bones wzrokiem.
-Jest po prostu nie wsypana - odpowiedział Zack.

Cała droga do domu ofiary minęła w milczeniu. Po wypiciu kawy Brennan poczuła się zdecydowanie lepiej, ale nadal nie była zbyt rozmowna. Jason na początku próbował jakoś rozładować atmosferę pełną napięcia, ale po kilku nieudanych próbach zrezygnował. Bones martwiła się o Bootha. Chciała do niego zadzwonić, ale nie miała zamiaru wysłuchiwać kolejnych oskarżeń wobec Neta. Gdy dojechali na miejsce zdecydowała się w końcu wykonać telefon. Jason poszedł zadzwonić do drzwi, a ona powiedziała, że zaraz do niego dołączy. Seeley nie odbierał. Ani za pierwszym, ani za drugim, ani nawet za czwartym razem. Jej niepokój wzmógł jeszcze bardziej na sile. Flint zdążył już w tym czasie wrócić.
-Nikogo nie ma w domu. Sąsiadka powiedziała, że mąż wyjechał w delegację i podała mi adres siostry ofiary. Może od niej się czegoś dowiemy.
Brennan poczuła się głupio. Dała się ponieść emocjom i tak długo wydzwaniała do Bootha podczas gdy powinna pomagać Flintowi.
-W takim razie jedźmy do niej.
Siostra Agnes mieszkała w małym domku jednorodzinnym. Ogród był zadbany, rosło w nim wiele odmian róż. Pośród kwiatów, na ławce, siedziała młoda kobieta. Była ubrana w kwiecistą fioletową sukienkę. Czytała książkę. Obraz ten sprawiał idylliczne wrażenie, jakby nie docierały tutaj problemy zewnętrznego świata. Gdy Flint i Bones podeszli do furtki kobieta podniosła na nich wzrok.
-W czym mogę pomóc? - zapytała wstając.
-Agent Jason Flint i dr Temprance Brennan. Chcielibyśmy porozmawiać o pani siostrze.
-O Agnes? - kocie oczy kobiety zalśniły złością.
-Tak.
-Proszę wejść - powiedziała po chwili zastanowienia.
Jej dom sprawiał równie dobre wrażenie jak ogród. Był urządzony z wyczuciem oraz dobrym gustem. Wszystko miało swoje miejsce i było wręcz pedantycznie przemyślane. Idealnego porządku nie zakłócał żaden drobiazg.
-Niestety mamy dla pani złą wiadomość, pani siostra nie żyje - powiedział Flint, gdy Caroline Braun wskazała im miejsce na kanapie.
Kobieta wyglądała jakby w ogóle się tym nie przejęła. Nadal wpatrywała się w nich nieufnym i wrogim wzrokiem. Była bardzo piękna. Biła od niej siła oraz pewność siebie. Jednak Flint miał teraz przed oczami obraz innej niezależnej kobiety. Angela Montenegro zrobiła na nim duże wrażenie. Ale przecież nie mógł nic wiedzieć o jej związku z Hodginsem.
-Widzę, że nie za bardzo to panią poruszyło. Czyżby miała pani jakiś konflikt z siostrą? - zapytał delikatnym głosem, zachęcającym do zwierzeń.
-Nie, dlaczego miałabym mieć z nią jakiś konflikt?
-W rodzinie nie zawsze układa się tak jakbyśmy chcieli.
-Możliwe - Caroline nie przejawiała chęci do współpracy.
-Kiedy po raz ostatni widziała pani siostrę? - Brennan postanowiła przejść do konkretów.
-Trzy dni temu.
-Czyli dzień przed jej śmiercią.
-Widocznie, nie wiem kiedy zginęła.
-Kiedy dokładnie to było?
-Około 18. Przyszła do mnie, ale właśnie wychodziłam. Byłam umówiona.
-Później jej już pani nie widziała?
-Nie.
-Może nam pani powiedzieć co robiła pani dwa dni temu?
-Byłam z moim chłopakiem. W jego domu.
-Cały dzień?
-Cały dzień.
Brennan i Flint wymienili spojrzenia. Rozmowa z Caroline Braun była bardzo trudna. Do tego kobieta wyraźnie chowała jakąś urazę do swojej siostry.
-Czy pani chłopak może to potwierdzić? - Jason nachylił się w stronę Caroline.
-Tak - odpowiedziała patrząc na niego stalowymi oczami.

Chłopak Caroline sprawiał dużo sympatyczniejsze wrażenie. Był wysokim, przystojnym, dobrze umięśnionym mężczyzną. Mieszkał całkiem niedaleko, więc Jason zaproponował, że pójdą do niego pieszo. Brennan od razu pomyślała o Seeleyu. On nigdy nie rozstawał się ze swoim SUVem. James Blake powitał ich szerokim uśmiechem. Nie zdążyli nawet przekroczyć progu, gdy on mrugnął już porozumiewawczo do Brennan i rzucił jej komplement. Robił to prawdopodobnie z przyzwyczajenia, sprawiał wrażenie notorycznego podrywacza.
-Przyhamuj James - Flint utemperował jego zapały - jesteś chłopakiem Caroline Braun?
-Tak - Blake zrobił minę niewiniątka.
-Co robiłeś dwa dni temu?
-Byłem z Caroline. Wpadłem do niej rano i tak jakoś się złożyło, że nie wyszedłem aż do następnego dnia.
-Byliście u niej? - zapytała Bones wysoko unosząc brwi - To dlaczego ona twierdzi, że byliście tutaj?
Blake wyraźnie się zawahał, co natychmiast wykorzystał Jason.
-Jak było naprawdę James?
-Słuchajcie, ja w to nie wnikam. To sprawa między nimi - powiedział wystawiając ręce w obronnym geście - Nic na to nie poradzę, że obie na mnie leciały. Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj. Przed chwilą Caroline zadzwoniła do mnie z prośbą, żebym powiedział, że spędziliśmy ten dzień razem. To gorąca laska, zresztą rozmawialiście z nią, nie chciałem jej odmówić.
-Agnes na ciebie leciała? Przecież miała męża.
-To stary nudziarz, kto by się nim przejmował - Blake prychnął z rozbawieniem.
-Wiesz, że Agnes została zamordowana dwa dni temu?
Oczy Jamesa rozszerzyły się z przerażenia.
-Jak to zamordowana?
-Możesz nam powiedzieć co w takim razie naprawdę robiłeś dwa dni temu?
-Byłem z kumplami w klubie golfowym, trochę pograliśmy, potem wyskoczyliśmy na jednego. Mogą to potwierdzić.
-Na pewno ich o to spytamy - Jason uśmiechnął się szeroko.
Gdy tylko wyszli od Blake'a z nazwiskami i adresami jego kumpli zapisanymi w notesie Flinta komórka Brennan zadzwoniła. Wyjęła ją szybko z kieszeni płaszcza. Myślała, że to Booth. Spojrzała na wyświetlacz i poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. To nie był on, tylko Angela.
-Tak?
-Mamy problem kochana. Przed chwila w instytucie był Booth. Był nie do opanowania. Chciał wejść na platformę, ale nie miał karty. Trochę to nim wstrząsnęło. Ochrona wyprowadziła go na zewnątrz. Teraz siedzi na schodach, ale nie chce z nikim rozmawiać. Zwłaszcza ze Sweetsem.
-Już jadę.
Tempe schowała komórkę do kieszeni i spojrzała na Flinta.
-Jedź, jeśli musisz. Ja jeszcze raz porozmawiam z panią Braun. Weź mój samochód.
-Dziękuję - Brennan poczuła, że jest mu winna jakieś wyjaśnienia - Ja i Booth, długo razem pracowaliśmy.
Nie wiedziała co ma mówić.
-Jedź - powiedział miękko Flint. Właściwie nie był do końca bezinteresowny. Miał nadzieję, że Bones powie o jego zachowaniu Angeli i dzięki temu zdobędzie jej sympatię.

Przyjechała do Instytutu najszybciej jak mogła. Nie raz przejeżdżając na czerwonym świetle. Gdy wysiadła od razu dostrzegła go na schodach. Już chciała do niego podbiec, ale zawahała się. Zaraz pewnie znowu zacznie oskarżać Neta, wszystko zacznie się od początku. Ale w tej chwili Net w ogóle ją nie obchodził. Podeszła do niego, usiadła i przytuliła go najmocniej jak tylko mogła.
-Bones - wyszeptał jej do ucha- chyba trochę mnie poniosło....
-Nie myśl teraz o tym Booth, wszystko będzie dobrze.
Brennan nie wiedziała czy ma rację, ale czuła smutek pomieszany ze szczęściem, że może go wspierać w tej sytuacji. Musiała być przy nim. Jak kiedyś on, był przy niej.

Obserwował ich ze swojego samochodu. Właściwie nie wiedział po co tu przyjechał. Może chciał błagać ją o wybaczenie? Chciał dostać kolejną szansę. Temprance Brennan jest kobietą, o którą warto walczyć. Już tyle zrobił żeby ją odzyskać, a dalej do niego nie zadzwoniła. Te wszystkie znaki zostawione po drodze. Wszystko na nic. Póki był przy niej ten agencik od siedmiu boleści… Musi się go pozbyć. Najwidoczniej wysłanie tych zdjęć przyniosło odwrotny skutek.
Ale zaraz. Ona wstaje ze schodów. Kłócą się. Słyszy strzępki wymiany zdań aż tutaj. Czy to możliwe, że wypowiedziała jego imię? Czy możliwe, że kłócą się o niego?
-Booth! Net w życiu by czegoś takiego nie zrobił!
Tempe kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Ale to nie ważne. Znów będziemy razem. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko.
Agent też wstaje. Wygląda na wściekłego. Chwyta ją za ramiona i tłumaczy coś energicznie. Z budynku wybiega dwóch ochroniarzy. Odciągają go. Tempe wbiega do budynku. Najwyższa pora by teraz on wkroczył do akcji.
Wyłączył silnik swojego czarnego porsche, wysiadł i ruszył w kierunku wejścia do Instytutu Jeffersona. Ochroniarze w dalszym ciągu starali się uspokoić Bootha.
-Dzień dobry.
-To ty!
Usłyszał w odpowiedzi. Chwilę później ktoś szarpał go za kołnierz koszuli. Odepchnął od siebie napastnika.
-Agencie Booth, myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Uśmiechnął się szeroko pokazując rząd białych ząbków. Musiał go jakoś sprowokować.
-Zaraz zetrę tobie ten uśmieszek z twarzy.
Uderzył go w twarz. Poczuł jak coś ciepłego spływa mu do ust.
„Brawo agencie Booth! Jeszcze trochę i wyrzucą cię z pracy na dobre!”
Kolejne ciosy posypały się na niego. Nie mógł grać przecież niewiniątka. Miał kilku świadków, że to Seeley Booth zaczął. On działa tylko w obronie własnej.
-Hej! Uspokójcie się! Obaj!
Pomiędzy walczących wcisnął się Jason. Musiał się gwałtownie schylić by nie oberwać od Seeleya. W końcu oba byczki się uspokoiły.
-Agencie Booth, słyszałem co się stało, ale nie powinien pan wyładowywać złości na niewinnej osobie.
-Niewinnej? - prychnął Seeley - To on przysłał zdjęcia Cullenowi.
-Jakie zdjęcia?
Net zrobił minę niewiniątka i wzruszył ramionami. Booth dostrzegł w jego oczach ten błysk oznaczający: „Tym razem to ja wygrałem.”
-Znajdę jakieś dowody, wtedy zobaczymy kto jest górą.
Angela obserwowała całe zajście przez okno. Widziała jak Brennan i Booth się kłócą, później Neta idącego w stronę Seeleya. Sprowokował go. Ale w świetle prawa liczy się to, kto zadał pierwszy cios. Wszyscy widzieli, że był to Booth. Gdyby nie Jason ta dwójka z całą pewnością by się pozabijała.
-Angie, wszystko ok.?
Usłyszała za swoimi plecami głos Hodginsa. Nie miała pojęcia jak długo tam stał, ale najwidoczniej wystarczająco aby dostrzec, że ocierała łzy spływające co chwila po jej policzku.
-Nie. Nic nie jest ok. - westchnęła - Czy Tempe naprawdę nie widzi, że Net to oszust?
-Jesteś do niego uprzedzona.
-Ja? Ty też nie widzisz od czego to wszystko się zaczęło?
-Od tego, że Booth nie chciał zaakceptować związku dr Brennan z Netem.
Hodgins przytulił mocno swoją narzeczoną. Wiedział jak ona przejmuje się problemami przyjaciół. Właśnie za to ją kochał. Była twarda, a jednocześnie taka wrażliwa. Teraz jednak nie powinna mieszkać się w tą sprawę.
-Rozumiem, że wam ciężko, ale musimy znaleźć mordercę Agnes Cruel. - obok nich pojawiła się Camille - Jason ma już jedną podejrzaną. Musicie sprawdzić w jakiś sposób, czy jej siostra nie była w to wplątana.
-Dlaczego akurat my?
-Bo też zajmujecie się tą sprawą.
Brennan siedziała w swoim gabinecie. Głowę miała podpartą na rękach. Pierwszy raz miała wrażenie, że to wszystko ją przerasta. Chciała móc zamknąć się w swoim mieszkaniu, nie odzywać się do nikogo i rozwiązać problemy, które zaprzątały jej głowę. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku i wylądowała na okładce jej najnowszej książki. Gdyby mogła cofnąć czas, napisałaby ją zupełnie inaczej. Kathy nie związałaby się z przystojnym agentem. Zostałaby starą panną. Bez męża, dzieci, wielkiego domu na przedmieściach. Właściwie… Mogła zacząć wszystko pisać od nowa. Poprosiłaby wydawcę o zmianę terminu.
Nie. Nie mogła. Musiała stawić temu wszystkiemu czoło. Zostanie zmieniona tylko dedykacja.
-Wyglądasz przepięknie kiedy tak nad czymś myślisz.
Podniosła wzrok. W progu swojego gabinetu dostrzegła wysokiego blondyna o brązowych oczach. Właśnie to spojrzenie ją zauroczyło. Może dlatego, że tak bardzo przypominało Seeleya? A może nie. Cały obraz młodego boga psuła zakrwawiona koszula w kolorze kości écru.
-Co się stało? - zapytała wstając z krzesła i podchodząc do niego.
-Twój partner mnie pobił. Twierdzi, że wysłałem jakieś zdjęcia. O co mu chodzi?
-Net, przepraszam za niego. Nie wniesiesz skargi, prawda?
Mężczyzna uśmiechnął się na znak, że tego nie zrobi. On nie, ale ktoś inny przecież może powiadomić o całym zajściu jego przełożonego.
Usiedli na kanapie. Brennan czuła się trochę nieswojo w jego obecności. Nie rozstali się ze względu na konflikt charakterów. Po prostu nie czuła się przy nim bezpiecznie. Coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, że Net jest przestępcą.
To dlaczego broniła go przed Boothem?
Musiała się jakoś usprawiedliwić.
-Tempe, to ja powinienem ciebie przeprosić.
Położył dłoń na jej kolanie. Drgnęła lekko. Jeszcze nic straconego.
-Niby za co? To ja z tobą zerwałam.
-Ale to była moja wina. Wybaczysz mi? Trochę mnie wtedy poniosło.
-Trochę?! - zrzuciła jego dłoń, wstała i zaczęła przechadzać się po gabinecie - Net, to nie było trochę. Zrobiłeś to wbrew mojej woli! Takich rzeczy się nie zapomina.
-Przepraszam, że przeszkadzam…
Do środka wszedł Jason. Brennan zaklęła. Powinna kupić sobie tabliczkę, na której będą godziny przyjęć. Czy ona nie może mieć chociaż chwili dla siebie?! Czy żąda zbyt wiele?
-Właśnie wychodziłem. Nie będę wam przeszkadzać w pracy.

Angela weszła po schodach na trzecie piętro i zatrzymała się przed drzwiami oznaczonymi numerem 23. Właściwie nie wiedziała czy dobrze zrobiła przyjeżdżając tutaj. Ale musiała porozmawiać razem z Boothem. Nawet nie mogła sobie wyobrazić tego, jak on musi się czuć. Opuszczony przez wszystkich, łącznie z Tempe.
Wszystko sobie dokładnie poukładała podczas jazdy taksówką. Wszystkie elementy tej układanki złożyła wreszcie w jedną całość.
Zadzwoniła.
Booth otworzył drzwi dopiero po pięciu minutach. Wyglądał okropnie. Najwidoczniej nie zdążył się jeszcze przebrać, bo jego koszula była cała we krwi. Do nosa miał powkładane chusteczki, które miały zatamować krwawienie. W kąciku ust była jeszcze stróżka zastygłej krwi. Cierpiał. Widziała to w jego wzorku i gestach.
-Hej. - powiedziała cicho wchodząc do środka.
-Cześć, Angie. Przyszłaś aby mi powiedzieć, że mam za swoje.
-Nie. Przyszłam aby tobie powiedzieć, że masz absolutną rację. Jestem niemalże pewna, że to Net wysłał te zdjęcia do Cullena. Chcę tobie pomóc, ale musisz być ze mną szczery.
Booth wzruszył ramionami. Co innego mu zostało? Przynajmniej jest jeszcze jedna osoba, która widzi w nim uczciwego człowieka. Wskazał Angeli kanapę. Sam usiadł na fotelu, naprzeciwko niej.
-Czy spotkałeś się kiedyś z tym mężczyzną ze zdjęcia?
-Nie.
-W takim razie musi to być fotomontarz. Nigdy nie kupowałeś narkotyków?
Już miał zamiar ją wyrzucić z mieszkania, kiedy sobie uświadomił, że jest jedyną osobą, która chce mu pomóc. Powinien odpowiadać na te pytania.
-Nie.
-Wspaniale. Kochasz Tempe?
-Proszę? - Booth spojrzał na nią oczami szerokimi ze zdziwienia - Skąd tobie to przyszło do głowy?
-Każdy idiota to zauważy. - Angela uśmiechnęła się do niego promiennie - Kochasz, czy nie?
Właściwie, to nigdy się nad tym nie zastanawiał. Bones była dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Czuł to od dawna.
Zastanawiał się długo w końcu mógł odpowiedzieć:
-Kocham.
-Net też to widział. Poczuł się zagrożony. Doszedł do wniosku, że Temprance z nim zerwała przez ciebie. Musi wyeliminować przeciwnika z gry. Niepotrzebnie dałeś się sprowokować dzisiaj na parkingu…
-Idiota musiał oberwać. Należało mu się.
-Ale to ty go uderzyłeś jako pierwszy.
Dopiero teraz do niego to wszystko dotarło.
-Jasna cholera, Angie. Wyrzucą mnie z FBI?
Przemilczała odpowiedź.

-Czyli uważasz, że zabiła siostra lub mąż Agnes.
Brennan bawiła się długopisem, jednocześnie starając się skupić na sprawie i nie myśleć o Seeleyu. To było wyjątkowo trudne zadanie.
-Caroline była zazdrosna o to, że Agnes ma takie powodzenie u mężczyzn mimo, że jest mężatką. Mąż natomiast nie mógł przeboleć jej zdrady.
-Oboje mają wspaniałe motywy. - westchnęła Brennan - Alibi Caroline się nie potwierdziło, więc jak na razie ona jest naszą główną podejrzaną.
-Dokładnie. Mąż został już powiadomiony i powinien wrócić z delegacji dzisiaj wieczorem. - Jason zamknął swój notatnik - Mamy już narzędzie zbrodni?
Brennan pokiwała przecząco głową. Zack właśnie nad tym pracował.
-A te dziwne ślady na kościach?
-Zajmę się tym jeszcze dzisiaj.
-Doktor Brennan. - spojrzała na Jasona - Nie mam pojęcia dlaczego agent Booth oskarżył tego człowieka o wysłanie zdjęć, nie wiem także kim ten człowiek może być, ale jedno jest pewne. Powinna pani wyjaśnić sobie wszystko z partnerem. Was łączy coś więcej niż tylko przyjaźń.
Jason Flint zebrał wszystkie swoje rzeczy i wyszedł, zostawiając Temprance Brennan z natłokiem myśli. Od tego wszystko dostała migreny. Kiedy umysł jej podpowiada, że powinna najpierw pogadać z Netem, serce wyrywa się w stronę Bootha.
Po piętnastu minutach wreszcie zdecydowała.
Pierwszy raz podjęła decyzję nie pod wpływem racjonalnego myślenia, poszła za głosem serca.

Jechała samochodem przez zatłoczone ulice Waszyngtonu. Dzień powoli chylił się ku końcowi. Nareszcie. Miała go kompletnie dość. Jeszcze wczoraj pracowała razem z Boothem. Dzisiaj miała innego partnera. Jej życie przewróciło się w kilka chwil do góry nogami.
Chciała być już w domu. Wziąć ciepłą kąpiel, położyć się w łóżku i spać. Chciała aby to wszystko okazało się koszmarnym snem.
Samochód przed nią zahamował gwałtownie. Gdyby nie jej doskonały refleks, z całą pewnością wjechała by w niego. Zatrąbiła wściekle. Kolejny niedzielny kierowca! Wyprzedziła go. Spieszyła się. Musiała wyjaśnić z Boothem kilka ważnych kwestii. Znowu.
„Historie lubią się powtarzać.”
Jechała bocznymi uliczkami. Była to znacznie dłuższa droga, ale na godziny szczytu odpowiednia.
Ciężkie, ołowiane chmury spowiły wieczorne niebo. Znów zaczęło padać. Włączyła wycieraczki, ale nie działały. Pięknie. Przecież miała oddać samochód do naprawy, ale oczywiście o tym zapomniała. Miała ważniejsze sprawy na głowie.
To było prawdziwe oberwanie chmury. Nie mogła jechać dalej. Kolejna „dobra” wiadomość tego dnia. Zaklęła. Booth mieszkał zaledwie trzy ulice dalej. Nie miała wyjścia, musiała iść na piechotę.
Otworzyła drzwi samochodu. Krople deszczu spadały na ziemię z zawrotną częstotliwością. Tworzyły smutną melodię. Może marsz żałobny? Wysiadła i ruszyła przed siebie. Nie spieszyła się. Teraz przynajmniej mogła się skupić na tym, co powie Boothowi.
Latarnie rzucały mdłe światło na chodnik oraz przechodniów, którzy chowali się pod swoimi parasolami. Ona szła zamyślona, przemoknięta do suchej nitki.
Nogi same przyprowadziły ją pod jego blok. Spojrzała w górę. Doskonale wiedziała, które okna należą do niego. Paliło się w nich światło. Podeszła do drzwi prowadzących na klatkę schodową. Były zamknięte. Już miała nacisnąć guzik domofonu, przy którym widniał numer 32, ale cofnęła rękę. Nie była pewna czy dobrze robi. Dzisiaj wyraźnie dała Boothowi do zrozumienia, że ma się nie wtrącać w jej życie prywatne. Niby dlaczego teraz ona sama ma się zacząć przed nim zwierzać?
Pewnie i tak nie będzie chciał słuchać.
Już miała odejść, kiedy w drzwiach stanęła pani Fitz-Patrick. Miła, starsza kobieta mieszkająca obok Bootha.
-Doktor Brennan. - pani Fitz-Patrick uśmiechnęła się do niej smutno - Przyszła pani do Seeleya? To dobrze. Biedny chłopak. Chciałam pożyczyć dzisiaj od niego szklankę cukru. Kiedy otworzył mi drzwi… Nie poznałam człowieka. Co się stało
-Przepraszam, ale nie mogę o tym rozmawiać.
-Sprawy służbowe. Rozumiem.
Pani Fitz-Patrick przepuściła ją w drzwiach i sama wyszła na tą ulewę, wcześniej rozkładając parasol w wielkie kwiaty.
Brennan wbiegła po schodach. Przeskakiwała po dwa stopnie. Booth jest załamany. Kto wie co mu przyjdzie do głowy.
W końcu dotarła na trzecie piętro. Musiała przystanąć na chwilę i złapać oddech. Kiedyś, dla zabawy policzyli wszystkie stopnie. Było ich dokładnie 80. Tak, jeszcze tyle przed chwilą ją dzieliło od mieszkania Seeleya. Teraz pozostało do pokonania kilka kroków. Nie mogła się wycofać.
Stanęła przed drzwiami z numerem 32. Przez chwilę nasłuchiwała odgłosów dochodzących z wewnątrz. Leciała jakaś smutna piosenka. Był w domu. Zapukała. Minęła minuta, dwie, trzy… Nikt nie otwierał. Zapukała jeszcze raz.
-Booth, to ja. Otwórz.
-Nie ma mnie w domu!
Głos Bootha dochodził z głębi mieszkania. Zaczęła walić pięścią w drzwi. Przemoczone ubrania na niej ciążyły, była wściekła. Nie po to tutaj przyjechała, aby usłyszeć od niego samego, że nie ma go w domu!
-Booth! Otwórz!
-Nie słyszałaś? Nie ma mnie w domu! - odpowiedział jej głos pełen nienawiści.
-Booth… Proszę… - wyszeptała. Oparła się o drzwi. Czuła jak po jej policzkach spływają łzy. Chciała go przeprosić za to wszystko co powiedziała i opowiedzieć co naprawdę wpłynęło na to, że zerwała z Netem.
Zamek szczęknął. Drzwi się otworzyły.
-Po co tu przyszłaś?
-Przeprosić, wyjaśnić.

Obudził ją zapach kawy i świeżego pieczywa. Przeciągnęła się. Poczuła przejmujący ból w karku. Najpierw otworzyła prawe oko, później lewe. Nie była u siebie w domu. Usiadła gwałtownie. Prawie uszkodziła przy tym Neta, który podszedł do niej z tacą ze śniadaniem.
-Małe co nieco dla śpiącej królewny. - uśmiechnął się.
-Co?
-Nie czytałaś Kubusia Puchatka?
Pokiwała przecząco głową.
-No cóż ja również nigdy nie lubiłem tej bajki.
Położył na stole tacę, na której znajdowała się filiżanka kawy, kanapki i dwie tabletki aspiryny. Wczoraj nie zostało na niej ani jednej, suchej nitki. Nie chciał aby jego ukochana się rozchorowała.
Bones żałowała, że Booth nie wpuścił jej do siebie. Czuła się źle, nie chciała się z nim kłócić. Czy naprawdę powodem całej tej sytuacji był Net? Brennan próbowała to wszystko sobie racjonalnie poukładać. Ale nie mogła, coś wymykało się jej umysłowi.
Ona i Booth co się właściwie stało? Coś się zmieniło. Ale nie chciała tego przyznać. Obiektywna prawda była taka, że Seeley bez żadnych podstaw oskarża Neta. Bones spojrzała w jego brązowe oczy. Net uważnie obserwował ją z czułym uśmiechem na ustach. Wczoraj tak troskliwie się nią zajął. Chciała zapomnieć o wszystkim co ją trapiło. Przyjechała do niego by nie myśleć o utraconym przyjacielu. Ale nie udało się, myślała o nim całą noc.

-Jestem królem laboratorium - Zack Addy uśmiechnął się.
Hodgins spojrzał na niego podejrzliwie.
-A co takiego odkryłeś?
-Udało mi się ustalić narzędzie zbrodni.
Hodgins szybko podszedł do przyjaciela, który wskazywał ślady na czaszce.
-Długo zastanawiałem się co mogło spowodować aż takie obrażenia. Znaleźliśmy kawałki drewna…
-Tak, kawałki emaliowanego drewna - przerwał lekko już zniecierpliwiony Hodgins. Był ciekawy do jakich wniosków doszedł Zack.
-Agnes Cruel została popchnięta na krawędź stołu. To natomiast spowodowało pęknięcie u podstawy czaszki, co z kolei przyniosło śmierć.
Hodgins popatrzył na przyjaciela z podziwem. Choć wcale nie chciał tego przyznać, musiał powiedzieć...
-Jesteś królem laboratorium.
-Czy słusznie mogę się po tym spodziewać przełomowych odkryć? - zapytała Camille, która właśnie przejechała identyfikatorem po czytniku i znalazła się na platformie.
-Zack odkrył narzędzie zbrodni.
-Agnes Cruel została popchnięta na krawędź stołu - powiedział w tym samym momencie Zack dumnie wypinając pierś.
Camille popatrzyła chwilę na kości.
-Sama kiedyś uderzyłam się o krawędź stołu. Nie myślałam, że to może być tak niebezpieczne - powiedziała masując z niepokojem głowę - W takim razie, czy mógł to być wypadek?
-Nie. Gdyby sama się przewróciła nie doznałaby tak silnych obrażeń.
-Po co morderca powiesił ją później na drzewie? Chciał upozorować samobójstwo? Nie łatwiej byłoby mu porzucić ciało gdzieś, gdzie prawdopodobnie nikt by go nie znalazł? To wszystko razem jakoś się nie trzyma. Udało ci się ustalić pochodzenie tych dziwnych śladów na kościach? - ostatnie pytanie było skierowane do Zacka.
-Jeszcze nie.
-Za to ja znam odpowiedź na twoje poprzednie pytania - powiedział Hodgins z uśmiechem -
Lina, na której została powieszona Agnes została wykonana z włókna lnianego. Jest wiele firm wykonujących takie liny, ale właścicielem jednej z nich jest Mathew Stock, chłopak, który znalazł ciało.
Hodgins spojrzał na Zacka tryumfująco.
-Nie tylko ty jesteś królem laboratorium.
-Mogłem się tego spodziewać, moje zwycięstwo było zbyt proste.
-Muszę zadzwonić do Boo....do Flinta - szybko poprawiła się Camille.

Flint przyglądał się uważnie chłopakowi siedzącemu w pokoju przesłuchań. Był to mężczyzna średniego wzrostu w wieku 25 lat. Miał jasno brązowe włosy i okulary o czarnych oprawkach na nosie. Ubrany w sposób nie przykuwający uwagi, szary podkoszulek i jeansy. Firmę odziedziczył po ojcu niecały rok temu. Oprócz tego studiował biologię. Razem ze swoją dziewczyną Glorią Bucket znalazł ciało Agnes Cruel. Ale czy tylko znalazł?
Siedział niespokojnie, nerwowo rozglądając się co chwilę. Flint specjalnie postanowił chwilę przetrzymać go w niepewności. Oprócz tego chciał opracować odpowiednią technikę, by wydusić z tego chłopaka wszystkie informacje, które będą mu potrzebne. Prowadzenie przesłuchań nie było takie łatwe, jak to pokazane jest w tych wszystkich serialach kryminalnych. Ludzie ukrywali różne fakty, często nawet nie związane ze sprawą, co i tak powodowało liczne komplikacje. Flint ostatni raz spojrzał na Stocka. Ten przypadek nie wydawał mu się trudny.
-Wiesz o czym chciałbym z tobą porozmawiać Stock? - zaczął twardo.
-Domyślam się - odpowiedział chłopak lekko jąkając się. Całą pewność siebie stracił w chwili, gdy tylko FBI ponownie się z nim skontaktowało. Nie spodziewał się tego, ani nie był na to gotowy. Nie potrafił zachować spokoju, gdy rzeczywistość wymykała się z ram jego planów.
-Możesz mi teraz dokładnie opowiedzieć o Agnes Cruel?
-O kim?
-Tak nazywała się kobieta, której ciało znalazłeś razem ze swoją dziewczyną. Poprawka: tak nazywała się kobieta, którą zamordowałeś.
„Mathew nie jest zbyt bystry albo jest strasznym panikarzem. Z liną, na której powieszono Agnes łączy go jedynie to, że jego firma produkuje podobne. Mógłby powiedzieć, że to zbieg okoliczności” przemknęło przez myśl Flintowi, gdy Stock wpadał właśnie w sidła paniki.
-Ja jej nie zamordowałem! - wychrypiał.
-To dlaczego powiesiłeś jej ciało na drzewie? - wysyczał Jason.
-To wszystko nie tak. - Stock ukrył twarz w dłoniach - Znalazłem ją dzień wcześniej, kiedy byłem tam obserwować wiewiórki. I wtedy pomyślałem...
-Co takiego pomyślałeś Stock? Że nastraszysz swoją dziewczynę?
-Tak - wyjęczał chłopak, co całkowicie zaskoczyło Jasona. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, wydawało mu się to zbyt bezsensowne. Zaskoczony, przez chwilę nic nie mówił, jednak Mathew kontynuował.
-To wszystko przez Glorię. Ona... Mnie zdradziła. - podniósł głowę, a jego w jego oczach zalśniły ogniki gniewu - Dowiedziałem się o tym i postanowiłem ją ukarać. Nie wiedziałem jak, ale... Jak ona mogła mi to zrobić? - Stock potrząsnął głową i wrócił do swojej opowieści - Wtedy znalazłem ciało tej kobiety. Pomyślałem, że to jakiś znak z nieba. Siostra Glorii kiedyś się powiesiła…
„No, tak. Czego innego mogłem się spodziewać?” westchnął Jason. Zemsta zemstą, ale w tak okropny sposób? Nie, to było nie do pomyślenia.
-Ona mnie zostawiła. - powiedział do siebie - Co ja bez niej zrobię?
Stock wyglądał jakby był w transie. Jason spojrzał na niego z odrazą.
-Jesteś szalony.
-Ja ją kocham.
-Gdybyś ją kochał nie robiłbyś takich rzeczy. Na razie będzie lepiej jeśli poszukasz sobie adwokata.
Gdy Jason wstał, Stock ponownie ukrył twarz w dłoniach.
Brennan ze smakiem zjadła śniadanie, które przyrządził jej Net. Nie zdawała sobie sprawy, że była aż tak głodna. Gdy jadła Net cały czas ją obserwował.
-Przepraszam cię kochanie - pogładził ją delikatnie po dłoni.
Bones otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz on natychmiast jej przerwał.
-Ciii teraz zjedz sobie spokojnie. Naprawdę żałuje wszystkich tych złych rzeczy, które miały miejsce, ale jestem pewny, że to wszystko możemy naprawić... - mówił ciągle gładząc ją po dłoni - Chciałem cię także przeprosić za tą bójkę z Boothem, wiem, że to twój partner, ale rozumiesz...
-To nie ty zacząłeś - ucięła Bones.
-Mimo wszystko przepraszam - dokończył Net z szerokim uśmiechem. Chciał pogrążyć Bootha, wybielając przy okazji siebie i jak na razie wszystko układało się po jego myśli. Nie przypuszczał, że będzie tak łatwo.
-Zjedz sobie spokojnie, a ja wyskoczę na chwilę po gazetę, dobrze skarbie?
Pocałował ją w czoło i wyszedł z mieszkania. Tempe została sama. Rozejrzała się niepewnie po pokoju, w którym się znajdowała. Był urządzony pomysłowo i wyraźnie manifestował bogactwo właściciela. Brennan zajęła się jego oglądaniem, by myśli o Boothcie zrzucić w najciemniejsze zakamarki pamięci. Najpierw podziwiała czarny dywan przeplatany złotymi nićmi, potem asymetryczny regał z książkami wykonany z przydymionego szkła, drewniany stół na wygiętych w zmyślny łuk nogach, a na końcu telewizor plazmowy i włączony komputer stojący na drewnianym stoliczku. Wyszła na balkon i odetchnęła świeżym powietrzem. Wtedy właśnie zadzwoniła jej komórka.
-Cześć słodziutka. - usłyszała głos Angeli - Wysłałam ci mailem kilka ważnych informacji, możesz na nie szybko zerknąć?
-Tak, właściwie, to tak. - odpowiedziała Brennan - Jestem u Neta, ale nie powinien mieć nic
przeciwko jeśli użyję jego komputera.
-U Neta? - głos Angeli był wyraźnie zawiedziony.
-Tak, już patrzę na to co mi wysłałaś.
Brennan rozłączyła się i usiadła przy komputerze. Gdy poruszyła myszką wybudził się ze stanu czuwania. Chciała włączyć internet, ale wtedy usłyszała jakiś szelest. W mieszkaniu był ktoś jeszcze. Przestraszona Bones drgnęła i niechcący otworzyła jakiś folder. Odwróciła głowę w stronę, z której dochodził hałas. No tak, zapomniała, że Net ma kota. Zwierzę zaczęło ocierać się o jej nogi, a Brennan ponownie spojrzała na monitor. Zaniemówiła z wrażenia. Poczuła, że robi się jej gorąco. Słyszała jedynie bicie swojego serca. Na monitorze widoczne było zdjęcie przedstawiające jakiegoś mężczyznę, który kupował narkotyki. Brennan obejrzała następną fotografię.
Przedstawiała ten sam obraz tylko, ze tym razem zamiast nieznajomego mężczyzny był na nim Booth. Poczuła, że traci grunt pod nogami. Wszystko stało się jasne. Boże to Net! Booth jednak miał rację!
Wtedy usłyszała za sobą głos:
-Co robisz kochanie? - zapytał Net.

Jason siedział samotnie w swoim mieszkaniu. Był wieczór, chmury przybierały najróżniejsze kolory i kształty. Słońce powoli zachodziło. Podziwiał ten widok w zamyśleniu. Był zawiedziony, że dzisiaj nie spotkał się z Angelą. Nie wiedział na co liczy, chciał ją tylko zobaczyć.
Mąż Agnes Cruel nie wrócił dzisiaj z delegacji. Z powodu złych warunków pogodowych jego lot z Australii został odwołany. Poza tym należało czekać aż prokurator wyda nakaz przeprowadzenia badania wszystkich stolików w domu Caroline na obecność krwi. Jason uśmiechnął się. Wydawało mu się zabawnym, ze to właśnie stół jest narzędziem zbrodni. Przynajmniej trudno się go pozbyć. Mathew Stock załamał się po przesłuchaniu. Nie chciał dalej zeznawać ani powiedzieć, gdzie znalazł ciało Agnes Cruel zanim powiesił je na linie. Śledztwo chwilowo znalazło się w martwym punkcie.
Tego dnia Jason nie zaliczyłby do udanych gdyby nie to, co stało się zaledwie chwilę później. Otwierał właśnie butelkę whisky by napić się w samotności, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Otworzył je. Zamarł. Zdawało mu się, że śni na jawie. A przecież jeszcze nic nie wypił! Stała przed nim Angela.
-Mogę wejść? - zapytała z rezerwą.
-Oczywiście proszę - Jason próbował opanować zaskoczenie.
-Słuchaj agencie Flint...
-Mów mi Jason.
-Dobrze, więc Jason...
-Może usiądziesz? - przerwał jej.
-Właściwie mam do ciebie ważną sprawę - powiedziała Angela sceptycznie.
-Tak podejrzewam, dlatego może usiądziesz? Będzie nam się łatwiej rozmawiało niż tak w drzwiach.
Angela kiwnęła głową i weszła do mieszkania. Jason zamknął drzwi i wskazał jej miejsce na kanapie. Sam usiadł obok niej.
-Coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc?
-Chodzi o agenta Bootha. Musimy mu pomóc jak najszybciej wrócić do pracy. Będę szczera. Chcę z powrotem widzieć go na twoim miejscu.
-Rozumiem. Tylko, że ja naprawdę nie mogę nic zrobić w tej sprawie.
Angela spojrzała na niego zaskoczona. Nie przypuszczała, że Jason przyjmie jej słowa z takim spokojem. Może źle go oceniła?
-Nie mam żadnego wpływu na jego powrót do pracy. Napijesz się?
Angela kiwnęła głową.
-Musimy wymyślić jakiś sposób, by mu pomóc.

Booth siedział w swoim mieszkaniu. Nie spał całą noc. Dręczyło go to, jak postąpił z Brennan. Jak w ogóle mógł tak postąpić? Dlaczego nie zaprosił jej do mieszkania? Zachował się jak kretyn. Nie. Gorzej, jak idiota. Był nietrzeźwy, ale to go przecież nie tłumaczy. Bones przyszła z nim porozmawiać. Chciała się przed nim otworzyć i opowiedzieć wszystko. Ale co z tego skoro on nie chciał słuchać!
Włączył telewizor. Leciał akurat poranny dziennik. Na próżno czekał na jakieś pozytywne wiadomości. W Nowym Yorku poszukiwany jest brunet, 180 cm wzrostu, podejrzany o napad na kantor oraz śmiertelne postrzelenie właściciela. FBI rozbiło gang zajmujący się handlem żywym towarem, podczas akcji zostało rannych trzech agentów - dwóch z nich nie przeżyło…
Booth spojrzał na kalendarz. Piątek, 13. To wiele tłumaczy.
Myślami powrócił do jego ostatniej rozmowy z Angelą. Pierwszy raz powiedział komuś co czuje do Brennan. Kochał ją. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy wiedział, że nie jest w stanie przejść obok niej obojętnie. Może właśnie dlatego nie mógł ułożyć sobie życia z żadną inną kobietą? Podświadomie pragnął by każda z nich była tą cudowną Temprance Brennan. Ale ona jest jedyna i niepowtarzalna.
Wstał z fotela i podszedł do komputera. Zalogował się na swoją pocztę. Miał dwanaście nowych wiadomości. Większość z nich była SPAMem. Jeden mail od Parkera i Rebecci. Przesyłali mu zdjęcia ze słonecznej Hiszpanii. Pojechali tam na wakacje. Seeley uśmiechał się smutno widząc swojego małego synka na grzbiecie pięknego konia rasy andaluzyjskiej, kąpiącego się w basenie, jedzącego śniadanie w hotelowej restauracji. Tęsknił za nim, teraz sto razy bardziej. Ostatnia wiadomość została wysłana z adresu: t.brennan@jefferssonian.com. Bones do niego napisała?
Otworzył ją szybko. W załączniku były jakieś zdjęcia. Przeczytał dołączoną do nich wiadomość:
„Booth, dopiero teraz uwierzyłam w każde Twoje słowo przeciw Netowi. Żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Byłam ślepa.
Zdjęcia w załącznikach są z komputera Neta. Zachowaj je jako dowód.
Wszystko wyjaśnię Tobie później. Spotkajmy się w Instytucie o 11.
Bones.”
Booth otworzył pierwszy z załączników. Już wcześniej widział gdzieś to zdjęcie. Pacnął się ręką w czoło. Fotografie wysłane do Cullena. Ale tutaj był ktoś inny. Otworzył drugi załącznik. Zdjęcie było takie samo jak poprzednie z tą różnicą, że on już na nim był.
Bones przesłała mu dowód na to, że zdjęcia są fotomontażem. Serce zaczęło nić mu jak szalone. Nagrał to wszystko na CD i na wszelki wypadek zrobił dwie kopie. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Wygląda na to, że Net nie jest aż taki sprytny. Tym razem duet: Booth i Brennan pokaże mu, gdzie jest właściwe miejsce dla ludzi jego pokroju.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Jeśli chciał być w Instytucie na czas, musiał się pospieszyć.

Angela kręciła się niespokojnie przed wejściem do Instytutu. Na palec nawijała nerwowo kosmyk włosów. Musiała porozmawiać z Jasonem. To co wydarzyło się ostatniej nocy nigdy nie powinno mieć miejsca. Przecież jest zaręczona z Hodginsem!
-Witaj Angie.
Po jej plecach przeszedł przyjemny dreszczyk podniecenia, kiedy usłyszała jego niski, ciepły głos. Wzięła głęboki oddech. Nie chciała, aby zobaczył w jaki sposób na nią działa. Musiała być twarda… Po raz kolejny w swoim życiu.
-Jason, dobrze, że cię widzę. Posłuchaj…
-Wyszłaś. Nawet nie wiem kiedy.
-Możesz się na chwilę zamknąć. - warknęła - Widzisz ten pierścionek? Jestem zaręczona z Jackiem Hodginsem i nie chciałabym aby w jakiś sposób dowiedział się o tej nocy. Jasne?
Usłyszał wszystko bardzo dokładnie. Nie mógł tylko zrozumieć jak to się stało, że tak wspaniała kobieta zadaje się z facetem, który gada do robaków i traktuje je jak swoje własne dzieci. Nie chciał jej zranić. Najwidoczniej ta jedna noc musiała mu wystarczyć.
-Mam nadzieję, że dotarło.
-Dotarło.
-Więc chodźmy do środka.
Punktualnie o godzinie 11 wszyscy, do których zostały wysłane wiadomości od Temprance, czekali na nią w gabinecie. Booth kręcił się niespokojnie w tę i z powrotem. Angela stała przy drzwiach wypatrując Tempe, a Jason zajął wygodne miejsce na kanapie.
-Gdzie ona jest? - zapytał Booth setny raz zatrzymując się na chwilę i spoglądając w stronę Angie. Ta tylko wzruszyła ramionami. Dostała maila od Tempe, w którym podany był tylko czas oraz miejsce spotkania. Nic więcej.
-Spędziła noc u Neta. - westchnęła cicho.
-Domyśliłem się. Przecież nie poszła do niego po to, by grzebać w jego komputerze…
-Nie podnoś głosu. - upomniał go Jason.
Sytuacja zagęszczała się z minuty na minutę. Booth zaczął chodzić coraz szybciej, Jason bębnił palcami w poręcz kanapy, a Angela wzdychała co chwila. Miała złe przeczucia. Już miała to powiedzieć na głos, kiedy na korytarzu dostrzegła sylwetkę Tempe.
-Przepraszam was za spóźnienie. - wysapała wpadając do środka - Miałam drobne problemy z transportem.
-To gdzie ten Net mieszka? Na wsi?
-Daruj sobie, Angie. - odezwał się Booth. Brennan dopiero teraz dostrzegła, że on jest w tym pokoju. Patrzył na nią. Ona patrzyła na niego. Oboje nie wiedzieli co powinni teraz zrobić, co powiedzieć.
-Booth, przepraszam…
Angela uśmiechnęła się pod nosem. Wyglądało na to, że topór wojenny został wreszcie na dobre zakopany. I to bardzo głęboko. Czasem, w przyjaźni, przydaje się porządna kłótnia. Obie strony obrzucają się wyzwiskami, piszą obraźliwe SMSy, obgadują za plecami. Aż w końcu cała złość mija. Nie zawsze sama z siebie. Czasem potrzebny jest jakiś bodziec zewnętrzny, ale obie strony godzą się. Są jeszcze lepszymi przyjaciółmi. Odkrywają się na nowo.
Brennan i Booth padli sobie w ramiona. Brakowało im tego. Tęsknili za tymi wszystkimi posiłkami w Royal Diner, rozmowami podczas jazdy samochodem. Ale najbardziej tęsknili po prostu za tą drugą osobą. Odzyskali utraconą część siebie.
-Ja ciebie też przepraszam, Bones. - wyszeptał - Zachowałem się jak kretyn.
-Raczej jak idiota. - odpowiedziała i odsunęła się od niego. Mieli niewiele czasu, jeśli chcieli udowodnić Netowi, że to on wysłał te zdjęcia do Cullena.
Angela i Jason słuchali uważnie, aby nie uronić żadnego słowa z historii Brennan. Booth natomiast obserwował uważnie każdy, nawet najdrobniejszy gest, swojej przyjaciółki. Tak bardzo żałował tego wszystkiego, co zrobił. Ona też nie pozostawała bez winy. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdyby otworzył jej drzwi, ona nie pojechałaby do Neta i nie znalazłaby tych zdjęć. Czuł jednak w kościach, że Bones zrobiła to wszystko wbrew sobie. Szukała pocieszenia. Net musiał być pierwszy na jej liście.
-Więc co chcecie teraz zrobić? - zapytał Jason, kiedy Brennan zakończyła swoją krótką opowieść. Booth podziękował jej wzrokiem, że pominęła fakt, iż nie wpuścił jej do mieszkania. To raczej by się nie spodobało Angie. Jeszcze niedawno chciał od niej pomocy, a teraz, kiedy Bones sama do niego przyjechała odwrócił się od niej.
-Pokażemy Cullenowi te zdjęcia. Powinien znów przywrócić Bootha do pracy.
-Nie sądzę. - Jason pokiwał sceptycznie głową - Dzisiaj rano ktoś do niego przyszedł i powiedział o bójce przed Instytutem.
-Kto? Przecież ochroniarze mieli niczego nie zgłaszać. Wszystko miało rozejść się po kościach.
-Z antropologicznego punktu widzenia…
-Bones. - Booth postanowił przerwać wykład zanim będzie za późno - Tak się tylko mówi.
Zapadła cisza. Na usta wszystkich cisnęło się tylko jedno imię: Net. Czy facet nie może tak po prostu odpuścić? Tonący brzytwy się chwyta.
-Przepraszam, że przeszkadzam w tym zebraniu - do gabinetu weszła Camille - ale ktoś was szuka.
Wskazała Cullena pochylającego się nad biurkiem, na którym leżało kilka kości i czaszka. Przyglądał się im przez dłuższą chwilę. Kiedy dotknął czaszkę, ta rozpadła się na kilkadziesiąt części. Podeszła do niego jakaś stażystka, spiorunowała wzrokiem i uprzejmie poprosiła aby odszedł na co najmniej trzy metry od jej stanowiska.
-Kiedy jechałam do Instytutu zadzwoniłam do niego. Pomyślałam sobie, że lepiej się dogadamy jeśli nie będzie na swoim terenie. - powiedziała Brennan - O dziwo przyznał mi rację.
-W takim razie go przyprowadzę.
Camille wycofała się z gabinetu. Angela popatrzyła na Temprance wzrokiem pełnym blasku i podziwu. Wiedziała, że to było dla niej strasznie ciężkie doświadczenie. Najpierw nikt nie akceptował jej związku z Netem, później on wywinął jej taki numer, a teraz…
„Piątek, 13. Zobaczymy dla kogo ten będzie bardziej pechowy.” Pomyślała Angie kładąc przyjaciółce dłoń na ramieniu.
Do środka wkroczył Cullen.
-Doktor Brennan, dziękuję za telefon. Co to za ważne dowody w sprawie Seeleya?
-Mam je na płycie.
Booth wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza plastikowe opakowanie, w którym była płyta CD wraz ze zdjęciami z komputera Neta. Brennan wskazała mu swój komputer. Usiadł na krześle i włożył płytę do napędu.
-Skąd to macie? - zapytał Cullen zaglądając Boothowi przez ramię.
-Doktor Brennan znalazła to na komputerze Neta McGee. Uważamy, że to właśnie on wysłał te zdjęcia.
Cullen wyprostował się, a jego twarz przybrała poważny wygląd. Myślał nad czymś gorączkowo. Jego oczy biegały od Bootha do Brennan i z powrotem.
-Dostałem zgłoszenie, że Net McGee został pobity przed Instytutem. Możecie to wyjaśnić? Ochroniarze wszystkiego się wypierają.
-A kto to zgłosił? Bo chyba nie sam poszkodowany?
-Przykro mi, ale to jest informacja tajna.
-Ale to Net go sprowokował. - Angela wskazała palcem Bootha - On nie jest niczemu winien!
-Przykro mi. Teraz będę musiał rozpatrzyć i tą sprawę. Nie zapowiada się, że Seeley szybko wróci do pracy.
Siedzieli w Royal Diner. Musieli nadrobić stracony czas. W prawdzie to były tylko dwa dni, ale dla nich to stanowczo za dużo.
Złożyli zamówienie, teraz czekali aż kelnerka je przyniesie. Milczeli. Wyglądało to tak, jakby bali się, że niewłaściwie słowo znów kogoś zrani, że otworzy ledwo zabliźnione rany.
-Może po prostu do tego nie wracajmy? - zaproponował Booth, kiedy zorientował się, że od pięciu minut patrzą sobie w oczy.
-Chciałabym tobie opowiedzieć o tym… - urwała. W jej oczach zalśniły łzy - Chcę tobie powiedzieć dlaczego zerwałam z Netem.
-To nie jest odpowiednie miejsce.
Booth uścisnął jej dłoń. Pierwszy raz od dwóch dni poczuła się naprawdę bezpieczna. Chciała aby ta chwila trwała wiecznie.
Angela stała razem ze Sweetsem po drugiej stronie ulicy. Byli tam tak na wszelki wypadek. Nie zapowiadało się jednak na wznowienie konfliktu. Na linii Booth i Brennan zapanował pokój.
Już mieli zamiar wracać do Instytutu, kiedy kilkanaście metrów od nich pojawił się Net.
-Sweets, zrób coś.
Angela szarpała energicznie doktorka za rękaw jego płaszcza. Wyraźnie zbladła.
-On ma broń.

Angela szarpała energicznie doktorka za rękaw jego płaszcza. Wyraźnie zbladła.
-On ma broń.
-A co ja mam z tym zrobić? - Sweets uniósł obie ręce w obronnym geście. On jest psychologiem, a nie psychiatrą czy negocjatorem.
-A co tobie najlepiej wychodzi?! Zagadaj go na śmierć!
Angela pchnęła Słodkiego prosto na Neta, a sama przebiegła szybko na drugą stronę ulicy. Bardzo żałowała, że musi przerwać tą romantyczną chwilę, ale tutaj chodziło o życie jej przyjaciół. Net jest z tej grupy ludzi, którzy są nieprzewidywalni. Przecież nie znalazł się w tej okolicy i w tym momencie przez przypadek.
-Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale wygląda na to, że Net postanowił ostatecznie rozwiązać pewien problem.
Brennan i Booth spojrzeli najpierw na przyjaciółkę, a później podążyli wzrokiem za jej palcem wskazującym. Pod drugiej stronie ulicy stał Sweets i rozmawiał razem z wysokim blondynem. Nie było wątpliwości. To był Net. Nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że jakiś idiota za wszelką cenę stara się go odciągnąć od Royal Diner.
-Przecież nie możemy uciec.
-Na spokojnie, to ty raczej z nimi nie porozmawiasz. - mruknęła Angela nerwowo spoglądając na Neta i Sweetsa - Broni nie masz, a widelce i noże raczej nie są odpowiednie na tą okazję!

-…i dlatego uważam, że Bush przyczynił się do upadku naszego amerykańskiego mocarstwa. To przez niego mamy ten cały kryzys. On mieszka sobie w tym Białym Domu, a co trzecie dziecko chodzi do szkoły głodne!
Sweets nawijał jak katarynka. Z początku nie bardzo wiedział co powiedzieć. Zazwyczaj wymagane są od niego opinie krótkie, ale treściwe. Jednak po pierwszych trzech słowach zaczęło mu się to wszystko podobać. Postanowił zagrać biednego biznesmena, któremu nic w życiu nie wychodzi. Jego dwie, dobrze prosperujące firmy zbankrutowały, żona odeszła zabierając cały majątek, psa oraz kota. Dostał takiego słowotoku, że sam był zaskoczony. Net z początku nie wyrażał zainteresowania jego problemami, ale po kilkunastu nieudanych próbach wyminięcia go doszedł do wniosku, że kilka minut go nie zbawi. Wyglądało na to, że Tempe na razie nigdzie się nie wybiera. Niech zdąży się pożegnać z agencikiem. Musiał się na nim zemścić.
-…szkoły prywatne dla bogaczy. Pan wybaczy, ale nie rozumiem: dlaczego? Wszyscy powinni zdobywać wykształcenie na tym poziomie. Jeśli ograniczamy biednym dostęp do nauki, oni dalej pozostaną biedni. Zamknięci w swoich gettach.
-Mógłby się pan wreszcie zamknąć? - zapytał Net mierząc Sweetsa morderczym spojrzeniem. O ironio. Doktorkowi już cisnęło się na usta, aby zaprosić swojego słuchacza na terapię, ale po chwili sobie przypomniał kim on dokładnie jest. Kryminalista, przestępca, morderca. Raczej nie miałby ochoty na spotkanie z psychologiem z biura federalnego.
-Dziękuję, że zechciał mnie pan wysłuchać. Chyba już pójdę. Do zobaczenia.
-Mam nadzieję, że nie. - mruknął Net spoglądają w stronę restauracji Royal Diner. Tam, gdzie jeszcze minutę temu siedziała jego ukochana nie było nikogo. Zaklął szpetnie. Miał w tej chwili ochotę zabić tego gadatliwego matoła, ale on zapadł się pod ziemię.
-Net McGee?
Podeszło do niego dwóch, umundurowanych policjantów.
-Tak. W czym mogę pomóc?
-Pojedzie pan razem z nami na komendę. Musimy wyjaśnić kilka spraw.

Cała trójka przyjaciół opuściła Royal Diner tylnym wyjściem. Wybrali taki moment, w którym Net zdawał się nie patrzeć w ich stronę. Parę osób spojrzało na nich ze zdziwieniem, gdy szybko rzucili się w stronę drzwi, ale najważniejsze, że niczego nie zauważył wysoki blondyn stojący po drugiej stronie ulicy. Booth żałował, że musiał zostawić na miejscu samochód, ale zabieranie go tuż sprzed nosa Neta byłoby tylko kuszeniem losu. Wmieszali się w tłum, a gdy oddali się już od Royal Diner na znaczną odległość złapali taksówkę. Pojechali do domu Bootha. W zaistniałych okolicznościach było to jedno z niewielu miejsc, w których mogli na spokojnie porozmawiać. A oboje bardzo pragnęli szczerej rozmowy. Gdy Angela upewniła się, że Booth i Brennan znaleźli się bezpiecznie w mieszkaniu Seeleya i po drodze nie przyszedł im do głowy żaden głupi pomysł, szybko się ulotniła. Nie chciała przeszkadzać tej dwójce. Jej wyjście nie zostało przez nich zauważone. Stali zapatrzeni w siebie.
-Miło, że tym razem wpuściłeś mnie do mieszkania - powiedziała Brennan przerywając kłopotliwą ciszę.
Booth znów poczuł się głupio przypominając sobie swoje wczorajsze zachowanie.
-Przepraszam Bones, ale myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy...
-Nie mam do ciebie żalu Booth, rozumiem, że mogłeś być na mnie zły z wielu względów...
Seeley popatrzył na Brennan. Potężny głaz spadł mu z serca. Nareszcie się pogodzili. Odzyskał ją i to było najważniejsze. W tej chwili nie myślał o swoich kłopotach w pracy. Ona była dla niego najważniejsza.
-Chodź tu Bones - spojrzał na nią z szerokim uśmiechem i mocno ją przytulił.
Trwali tak w uścisku przez dłuższy czas, a panująca w mieszkaniu cisza przestała już być kłopotliwa. Booth pomyślał, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Kochał Brennan i nie chciał być tylko jej przyjacielem. Ale najbardziej na świecie chciał po prostu przy niej być. Na jej warunkach, tak by mógł ją wspierać i troszczyć się o nią. Był gotowy przyjąć wszystko co kobieta jego życia ma mu do zaoferowania.
-Booth - usłyszał jej cichy szept przy swoim uchu.
-Tak? - zapytał.
Brennan odsunęła się od niego, aby móc spojrzeć w te cudowne, czekoladowe oczy.
-Pamiętasz co chciałam ci powiedzieć, kiedy byliśmy w Royal Diner?
-Tak, ale naprawdę nie wiem czy powinniśmy do tego wracać. Teraz jest jak dawniej - powiedział Booth starając się ukryć niepokój.
Nie chciał wracać do tematu Neta. Rozmowa o nim była jak stanie na cienkim lodzie. Jeden fałszywy ruch i wszystko się zapada. Seeley czuł, że jeszcze jeden konflikt z Brennan byłby stanowczo ponad jego siły.
-To dla mnie ważne. Nie wierzę w psychologię i choć jestem wspaniałym antropologiem nie jestem specjalistą w kwestii uczuć, Booth. Ale czuję, że jeżeli ci o tym powiem będzie mi...- Bones zamyśliła się, a Seeley dostrzegł, że jej oczy zaczęły intensywnie lśnić - lżej. Zerwałam z Netem, ponieważ on mnie…
-Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
-Zgwałcił. - dokończyła mimo wszystko. Ciężko jej było o tym mówić. Net zrobił coś takiego, a mimo to broniła go przed Boothem. Zachowywała się irracjonalnie. Nie chciała jednak pokazać, że wszyscy inni mieli rację, a ona jedna się myliła. Nie lubiła się mylić. A wczoraj… Dlaczego pojechała właśnie do Neta? Dlaczego znów spędziła z nim noc?
-Zabiję bydlaka - była to pierwsza myśl jaka przyszła Boothowi do głowy.
Kolejną było to, że powinien być przy Brennan. Jak ona musiała się z tym wszystkim czuć? A on, idiota, niczego wcześniej nie zauważył. Już miał zamiar coś powiedzieć, ale zdążył tylko otworzyć usta, kiedy zadzwoniła jego komórka. Wydobył ją z kieszeni swojej bluzy.
Rozmowa nie trwała długo.
-Cullen chce się ze mną natychmiast widzieć.
-Więc jedź.
Brennan podeszła do okna i spojrzała przez nie. Ciężkie, ołowiane chmury przewijały się spokojnie po październikowym niebie. Zapowiadało się na porządną ulewę.
-Nie mogę cię zostawić samej.
Tempe westchnęła ciężko. Tak bardzo chciała móc mu powiedzieć…
-Więc jedźmy razem.
-My, jak to pięknie brzmi - powiedział Seeley, gdy wychodzili.
Najpierw udali się pod Royal Diner. Niebezpieczeństwo ze strony Neta na pewno już minęło, nie było więc sensu dłużej męczyć się bez samochodu. Dopiero stamtąd ruszyli do głównej siedziby FBI.

Brennan czekała na Bootha w jego gabinecie. Nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić. Spojrzała na zegar. Seeley był już w gabinecie Cullena od dwudziestu minut. Jej niepokój wzrastał z każdą kolejną minutą.
Do gabinetu wszedł Jason. W ręku trzymał kubek z kawą. Wyglądał na odrobinę zaskoczonego obecnością doktor Brennan.
-Niestety nie mamy zbyt wielu postępów w naszej sprawie - uśmiechnął się krzywo.
W jego związku z Angelą również nie było żadnych postępów. Co gorsza dla niego, nie było żadnego związku. Flint był honorowym mężczyzną i nie chciał się narzucać. Postanowił jednak walczyć jeśli dostrzeże choć cień powodzenia. Wszystko zależało, więc od tego czy na pewno jest ona szczęśliwa w związku z Hodginsem. Jason uznał, że dr Temperance Brennan będzie dobrym źródłem informacji na ten temat. Nie za bardzo jednak wiedział jak dyskretnie się o to zapytać.
-W instytucie Jeffersona pracują świetni specjaliści, Angela, dr Hodgins... - zaczął próbując złapać jakiś trop.
Brennan spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. Jason uznał, że nie za bardzo rozumie jego podchody.
-Również tam pracuję i także uważam się za świetnego specjalistę - powiedziała - ale nie rozumiem jaki to ma związek z brakiem postępów w naszym śledztwie.
-Żaden - przyznał Jason - właściwie to słyszałem, że Angela jest w związku z dr Hodginsem?
-Właściwie to są zaręczeni - sprostowała Brennan.
Jason poczuł się jakby leżał na podłodze, a dr Temperance kopała go prosto w brzuch. Uznał, że w tym wypadku najlepsza będzie szczerość
-Ich związek jest udany?
-Tak, kiedy ludzie się zaręczają zazwyczaj uważają swój związek za udany. Z moich obserwacji również wynika, że zdają się uchodzić za szczęśliwych.
Jason zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie o kubku kawy w swojej dłoni.
-Hym kawy? - zapytał.
-Nie, dziękuję.
Wypił ją jednym haustem chociaż wolałby coś znacznie mocniejszego. W tym momencie do gabinetu wszedł Booth.
-Hej kolego - zaczął wesoło - możesz wstać z mojego fotela? Poza tym nie przypominam sobie bym zapraszał cię do mojego gabinetu. Bones jak miło, że czekałaś w moim gabinecie.
Zdezorientowany Jason wstał z fotela prawie wylewając przy tym kawę.
-Hej, uważaj na mój dywan, nie chcę mieć tutaj żadnych plam - powiedział Seeley wymijając go i zapadając się w fotelu - ach jak miło wrócić na stare śmieci.
-Booth! Czy to znaczy, że przywrócili cię do pracy?
-Tak - odpowiedział Booth z szerokim uśmiechem - chociaż właściwie nie do końca. Na razie będę musiał zająć się papierkową robotą, a o pracy w terenie mogę jeszcze pomarzyć, ale jesteśmy na dobrej drodze.
-Tak się cieszę Booth. Ale jak to się stało? Net - imię to niechętnie przeszło przez gardło Brennan - wycofał zarzuty?
-Nie Bones, ale zapadł się pod ziemię! A skoro nie ma Neta nie ma i sprawy o pobicie. Dwóch policjantów chciało zatrzymać go pod Royal Diner ale im uciekł. Nikt nie wie gdzie jest ani co się z nim stało. Myślałem, że najszczęśliwszym dniem w moim życiu będzie ujrzenie Neta za kratami, ale temu dniu zdecydowanie nie wiele brakuje.
Dwójka ludzi znajdujących się w tym gabinecie promieniała radością. Trzecia zaś czuła się trochę nie na miejscu.
-Właściwie to miałem jechać porozmawiać z mężem Agnes Cruel...
-Tak, tak - Booth pospieszył go ręką - A i jeśli chcesz mogę pomóc ci w pakowaniu twoich rzeczy - zaproponował wesoło.
-Dziękuję, ale jakoś sam sobie poradzę.
Jason wziął ostatni łyk kawy i wyszedł zostawiając tę dwójkę z ich sukcesem.

Do domu, w którym niegdyś mieszkała ofiara, Flint wziął ze sobą jednego z agentów FBI znacznie młodszego starzem. Stół w domu Caroline, siostry ofiary, został sprawdzony. Nie znaleziono na nim śladów krwi. Istniała jednak możliwość, że Agnes zginęła w swoim własnym domu. Dojechali na miejsce. Zapukali. Otworzył im łysiejący mężczyzna w wieku około 40 lat.
-FBI - Flint pokazał odznakę - Nazywam się Jason Flint i chciałbym porozmawiać z panem na temat śmierci pańskiej żony.
Mężczyzna zdejmując krawat gestem zaprosił ich do środka.
-Właśnie wróciłem z podróży. Nie spodziewałem się, że powita mnie... Ta sytuacja.
-Rozumiem panie Cruel i proszę przyjąć moje najszczersze kondolencję.
-Dziękuję.
-Jeśli chcemy jednak szybko złapać mordercę pana żony musimy przeprowadzić rozmowę na ten przykry temat - powiedział Flint świdrując Cruela wzrokiem.
Jego spojrzenie było przenikliwe, jakby przeglądał swojego rozmówcę na wylot. Właśnie dlatego poprzednia dziewczyna Jasona z nim zerwała. Nie mogła znieść tych bystrych oczek. Może miała za wiele na sumieniu?
-Oczywiście, mam nadzieję, że szybko dostanie on to na co zasłużył.
-Jak długo byliście państwo małżeństwem?
-7 lat.
-Po takim czasie najczęściej pojawia się kryzys - Flint nadal nie spuszczał wzroku z pana Cruela - mieliście państwo ostatnio jakieś problemy?
-Sugeruje pan, że zamordowałem swoją żonę?
-Panie Cruel... Nic takiego nie powiedziałem.
Zapadał pełna napięcia cisza. W tym momencie przypomniał o sobie młodszy agent FBI.
-Mogę zabrać się do pracy?
Jason posłał mu karcące spojrzenie.
-Panie Cruel, pozwoli pan, że zbadamy pański stół na obecność krwi pańskiej żony? Swoją drogą ciekawe ile pan po niej dziedziczy.
Jason chciał zasiać niepokój w sercu pana Cruela. Nie wiedział czy to on jest mordercą, ale na pewno niczemu by to nie zaszkodziło.
-A co jeśli odmówię?
-Nie może pan odmówić - Flint ukazał w uśmiechu białe zęby i zamachał mu papierkiem przed nosem - Mamy nakaz.
Agent podszedł do stojącego w salonie drewnianego stołu. Przetarł specjalnym patyczkiem po jego pierwszej krawędzi po czym zanurzył go w probówce z jakimś płynem. Pan Cruel obserwował wszystko uważnie. Jason tymczasem przypatrywał się jemu w poszukiwaniu jakiejkolwiek reakcji z jego strony. Przy badaniu drugiej krawędzi agent skinął głową i ruszył w stronę Jasona.
-A więc panie Cruel wiemy już gdzie została zamordowana pańska żona.
-To o niczym nie świadczy - odparł mężczyzna głośno wciągając powietrze.
-O czymś to na pewno świadczy, chociaż rzeczywiście nie koniecznie o tym, że to pan ją zamordował. Ponoć w czasie tego tragicznego wydarzenia przebywał pan w Australii. Czy byłby pan na tyle uprzejmy by udostępnić nam informację mogące to potwierdzić? Numery lotów, hotele, w których się pan zatrzymał?
-Oczywiście - odparł pan Cruel - Przekażę wam te informacje przez mojego adwokata.
-Adwokata? No, no - powiedział kpiąco Jason krzyżując ręce na piersiach.
Była to ostatnia rzecz, którą powiedział zanim pan Cruel nie wyrzucił ich z domu. Kolejny podejrzany do kolekcji. Tylko kto naprawdę zamordował Agnes Cruel?

Booth pochylał się nad biurkiem w swoim gabinecie. Tak, to był JEGO gabinet. Poustawiał wszystkie swoje rzeczy od nowa. Zdjęcie z Parkerem na biurko. Piłeczka baseballowa na szafkę za jego biurkiem. Tabliczka z napisem: agent specjalny Seeley Booth wróciła na swoje miejsce.
Nudna papierkowa robota trochę ostudziła jego początkowy entuzjazm, ale nawet jej nie udało się go całkowicie zgasić. Był zbyt szczęśliwy, zdecydowanie zbyt szczęśliwy, pomyślał przeciągając się w fotelu. W tym momencie do pokoju wszedł Jason Flint.
-Flint czyżbyś znów pomylił mój gabinet ze swoim?
-Nie po prostu tak pomyślałem...
-Że? - odkąd Booth dowiedział się, że wraca do FBI, szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-Tak się składa, że zaraz jadę na miejsce, w którym morderca porzucił ciało Agnes Cruel. Po rozmowie ze Sweetsem Mathew Stock zgodził się je wskazać. I pomyślałem, że może dobrze by było gdyby cały świat się o tym dowiedział... Może ktoś również zechciał, by tam pojechać?
Booth na początku nie rozumiał do czego zmierza Jason. Teraz jednak wszystko do niego dotarło. Właściwie równy chłop był z tego Flinta. Booth bardzo chciał pomóc w śledztwie i oderwać się od nudnej pracy. Podniósł się z krzesła.
-Akurat postanowiłem się przejść rozprostować nogi...

Jechali w milczeniu. Kiedy wychodzili z biura „całkiem przypadkiem” wpadła na nich Brennan. Nie chciała siedzieć w domu i rozmyślać nad tym, co właściwie zrobiła w swoim życiu nie tak. Booth też uznał, że tak będzie lepiej. Ktoś powinien mieć cały czas oko na jego partnerkę. Net w każdej chwili mógł się pojawić. Kto wie co przyszłoby mu do głowy? Raz już się pojawił z bronią w miejscu publicznym.
Znów opuścili zatłoczone ulice Waszyngtonu by po dwudziestu minutach znaleźć się na polnej drodze prowadzącej do lasu, który majaczył już na horyzoncie.
Zaczęło się ściemniać. Flint prowadził, co zaczynało powoli działać Boothowi na nerwy. Zazwyczaj to on był panem i władcą. Nie lubił być zależny od kogoś. Jak prawdziwy samiec alfa.
Brennan siedziała skulona na tylnym siedzeniu samochodu. Obserwowała krajobraz przewijający się za oknem. Chociaż nie chciała, myślała o tym co zaszło między nią, a Netem. Nie potrafiła zrozumieć samej siebie. Zazwyczaj przemawiała przez nią racjonalność. Była bezpośrednia. Nie mogła się jednak zdobyć na to, by od razu powiedzieć Boothowi co zrobił jej Net. A tej nocy znów była razem z nim.
Samochód zwolnił. Wjechali do lasu. Jeszcze nie wszystkie liście zdążyły opaść z drzew przez co zrobiło się jeszcze ciemniej.
-Hej, zatrzymaj się na chwilę. - odezwała się Brennan. Jason spojrzał na nią pytająco, ale wykonał polecenie. Tempe wysiadła natychmiast. Booth i Flint ruszyli za nią.
-Gdzie idziesz?
Brennan wskazała coś, co znajdowało się między drzewami.
-Grota?
-Mówiąc poprawniej, jaskinia. - Bones uśmiechnęła się - To przecież niedaleko od miejsca, gdzie zostały znalezione kości. Może tam coś znajdziemy? Macie latarki?
-To nasze podstawowe wyposażenie.
Booth wypiął dumnie pierś, a Jason uśmiechnął się nieznacznie. Nie przepadał za osobami pokroju Seeleya. Ulubieniec szefa, trochę niepokorna dusza, znający odpowiedź na każde pytanie, przypisujący sobie wszystkie zasługi… Booth był jednak wyjątkiem, który da się polubić.
-Dlaczego nikt wcześniej tego nie zauważył? - zapytał Booth podchodząc trochę bliżej i włączając latarkę. Najpierw oświetlił ziemię, później ścianę, aż w końcu dotarł do sklepienia. Dziesiątki małych, błyszczących oczek wpatrywały się w niego uparcie. Wzdrygnął się. Ten widok nie należał do najprzyjemniejszych. Nienawidził tych małych, skrzydlatych stworzonek.
-Wchodzimy?
-Ja… Popilnuję wejścia. - Booth oddał latarkę Jasonowi. Brennan uśmiechnęła się złośliwie.
-Boisz się ssaków, które są znacznie mniejsze od ciebie? Daj spokój. Przecież one nie są groźne.
-Mam alergię na nietoperze.
Bones wywróciła oczami i weszła do środka razem z Flintem.
Jaskinia nie była duża. Ledwo mieściły się w niej dwie osoby. Brennan rozglądała się spokojnie. Miała dziwne przeczucie, że są bardzo blisko rozwiązania całej sprawy. Jej wzrok padł na kamień leżący w najdalszym kącie jaskini. Serce zabiło znacznie szybciej. Dostrzegła znajomy wzorek. Wreszcie znalazła…
-Ślady z prawej piszczeli Agnes Cruel. Tutaj Matthew musiał znaleźć ciało. Już wtedy musiało być ono w stanie intensywnego rozkładu.
-To by się zgadzało z tym, co chłopak powiedział Sweetsowi, ale przecież dowody wskazują na to, że Agnes Cruel została zamordowana w swoim domu.
Brennan wzruszyła ramionami i już miała odpowiedzieć, że właściwie nie do niej należy szukanie mordercy, ona zajmuje się tylko badaniem okoliczności, w jakich nastąpiła śmierć, ale jej uwagę przykuło coś innego. Poświeciła latarką na niewielką wnękę w skale. Leżały tam zużyte strzykawki, igły oraz puste saszetki.
-Zadzwonię do techników. Niech zabiorą to wszystko do laboratorium.

Brennan weszła do swojego mieszkania. Rzuciła klucze na szafkę, upewniła się, że zamknęła drzwi i poszła do salonu. Nie miała się rozbierać. W butach i płaszczu rzuciła się na kanapę. Była wykończona. Ten dzień obfitował w wiele niespodzianek. Najpierw znalazła zdjęcia w komputerze Neta, później pogodziła się z Boothem, musieli uciekać z Royal Diner, bo Net chciał ich zabić, opowiedziała Boothowi o tym wszystkim, co ją spotkało…
Musiała chwilę odpocząć. Poza tym, wszystkie dowody znajdowały się w dobrych rękach. Zack zaczął analizować kamień, a FBI ściągało odciski ze strzykawek.
Sen przyszedł bardzo szybko.
Obudził ją dzwonek do drzwi. Spojrzała na elektroniczny zegarek stojący na stole. Zielone kreseczki tworzyły rząd czterech cyfr. 23:46. Nie miała ochoty wstawać. Wtuliła głowę w poduszkę z nadzieją, że ten ktoś pod drzwiami sobie poszedł. Niestety. Komuś bardzo zależało na tym, aby porozmawiać z panią doktor. Przeklęła swojego gościa i ruszyła w kierunku drzwi. Poczuła przyjemny zapach tajskiego jedzenia. Jej humor poprawił się momentalnie. To musiał być Booth. Otworzyła drzwi bez patrzenia przez wizjer. Już miała powiedzieć coś błyskotliwego, ale zamarła. Przed nią stał Net. W ręku trzymał reklamówkę z tajskim jedzeniem z ich ulubionej knajpki. Cofnęła się o kilka kroków. Net najwidoczniej odebrał to jako zaproszenie do środka. Chciała go wypchnąć za próg, ale nie mogła się poruszyć. Chciała krzyczeć, wzywać pomoc. Nie mogła. Net zbliżał się do niej powoli. W jego oczach dostrzegła złowrogi blask.
Nagle w drzwiach pojawił się Booth.
Rozległy się strzały.
-Bones… Bones obudź się. To tylko zły sen.
Gdzieś z daleka dobiegł ją głos Bootha. Ostatnie, co widziała zanim otworzyła oczy to twarz Neta, która wykrzywiona była w szyderczym uśmiechu. Poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka.
Seeley siedział obok niej. Czekoladowe oczy przyglądały się z czułością każdemu detalowi jej twarzy. Dostrzegła w jego oczach ciepły blask. Ten, który jeszcze tak niedawno całkowicie zagasł. Bała się, że już na zawsze.
-Dzwonił Jason. - powiedział cicho Booth - Na jednej z torebek zostały znalezione odciski Neta.
-Dlaczego, do cholery, muszę cały czas o nim słuchać?!
Usiadła gwałtownie. Była wściekła. Chciała zapomnieć, a wszystko zmówiło się przeciwko niej. Co chwila ktoś go wspominał.
Jej oddech znacznie przyspieszył. W myślach zaczęła liczyć do dziesięciu. Musiała się uspokoić.
Booth wstał z podłogi i usiadł obok Brennan. Na stoliku postawił reklamówkę, w której były pudełka z tajskim jedzeniem. Objął ramieniem swoją partnerkę. Pozwolił aby się w niego wtuliła. Czuł jak cała drży.
-Co tutaj robisz? - zapytała lekko pociągając nosem.
-Pomyślałem, że jesteś głodna. - Booth wskazał reklamówkę z tajskim. Brennan pokręciła głową na znak, że nie ma ochoty jeść.
-Zastanawiałaś się kiedyś nad tym dlaczego nasze dotychczasowe związki były nieudane?
-Bo dobierałam sobie złych facetów?
Booth zaśmiał się cicho. Po części Bones miała rację, nie dało się zaprzeczyć, ale tutaj nie o to chodziło. Ostatnio przemyślał sobie wszystko bardzo dokładnie. Już wcześniej zorientował się, że w każdej kobiecie podświadomie szukał doktor Temprance Brennan. Inteligencja, urok osobisty, szafirowe oczy i to zagubienie poza światem nauki czyniło z Bones kobietę idealną. Przynajmniej dla niego. Nikt inny nie spędzał z nią z tyle czasu. Nikt inny nie rozumiał tak dobrze jej problemów.
-Myślę, że oboje szukamy tego samego… Siebie nawzajem.
Brennan spojrzała na niego dziwnie. Nie zrozumiała tego, co jej powiedział.
Poczuł jak mocniej ściska jego ramię. A może jednak?
Wstała. Podeszła do okna. Niebo było bezchmurne. Mogła obserwować wszystkie gwiazdy. Dostrzegła Mały i Wielki Wóz. Księżyc w pełni otaczał wszystko srebrzystą poświatą. Delikatny wietrzyk poruszał gałęziami drzew w pobliskim parku. Westchnęła. Doskonale wiedziała co Booth ma na myśli. Od jak dawna o nim myślała? Chyba od zawsze. Mężczyźni z którymi była związana… Jakby się dłużej zastanowić, to wszyscy chociaż w małym stopniu przypominali jej Bootha. Ale nie kochała prawdziwie żadnego z nich. Może była tylko zakochana? Tamte związki były fatalną pomyłką.
Usłyszała jak Booth wstaje z kanapy. Szedł w jej stronę. Widziała jego odbicie w szybie. Zatrzymał się.
-Jeśli tym, co teraz powiem zniszczę naszą przyjaźń, to wiedz, że… - jego głos brzmiał pociągająco w środku tej październikowej nocy.
-Nie mów tego, proszę. - wyszeptała nie odwracając się - Proszę.
-Bones, chcę tylko abyś wiedziała…
-Booth, proszę! - odezwała się głosem pełnym rozpaczy. To wszystko przez Neta. Jej związek z tym mężczyzną nigdy nie powinien mieć miejsca. Wszyscy mówili, że to pomyłka… Dlaczego nie posłuchała?
Poczuła jak silne, męski ramiona otaczają ją w talii, jego ciepły oddech na karku. Drgnęła. To przecież on wytyczył tą granicę. Chciał oddzielić życie zawodowe od prywatnego. To wszystko wina Seeleya Bootha. Mimo wszystko kochała go.
-Przestań o nim myśleć. Nie wszyscy są tacy jak on.
-Nigdy mnie nie zranisz. - to nie było pytanie. To było stwierdzenie wypowiedziane w taki sposób jakby chciała przekonać samą siebie, że związek z Boothem ma same plusy. To jednak nie zabrzmiało wiarygodnie.
„Zranił mnie. Nie… To ja zraniłam jego.”
Już wiedziała, którą drogą powinna podążać.

Angela siedziała w kuchni. Stukała palcami w blat stołu. Pierwszy raz w swoim dotychczasowym życiu nie wiedziała co powinna zrobić. Powiedzieć Hodginsowi o tym, co wydarzyło się między nią, a Jasonem, czy nie.
Spojrzała na zegarek. Było już po północy. Jack siedział jeszcze w Instytucie. Dostał jakieś ważne zlecenie i nie chciał odkładać tego na później. Angela wzięła głęboki oddech. Musiała do kogoś zadzwonić. Porozmawiać o tym wszystkim. Chwyciła za telefon. Palce same wybrały numer Jasona. Już miała nacisnąć zieloną słuchawkę, kiedy uprzytomniła sobie co chce zrobić.
-Głupia jesteś. To ostatnia osoba, do której powinnaś dzwonić. - skarciła się na głos i wybrała numer Brennan. Piąty sygnał, a przyjaciółka dalej nie odbierała. Nic dziwnego. W końcu był środek nocy. Już miała zamiar zerwać połączenie, kiedy usłyszała głos Tempe.
-Cześć, Angie. Stało się coś?
-Nie. A w sumie, to tak… - dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Temprance chichotała cicho. Zdawało jej się też, iż usłyszała głos Bootha.
-Czy nasz przystojny agent jest u ciebie?
-Jeśli masz na myśli Bootha, to tak… - znów cichy chichot - Przepraszam Angie, ale muszę kończyć. Mam z Boothem do obgadania kilka spraw.
-Jasne. Chyba wiem co to za sprawy.
Angela odłożyła telefon. Nie porozmawiała sobie z Tempe. Teraz poczuła się trochę lepiej. Wyglądało na to, że ta dwójka przeszła na kolejny etap.
Wspaniale, ale nie pomogło jej to rozwiązać problemu. Co ma zrobić z Jasonem. Nie łączyło ich nic więcej jak tylko jedna noc. Poza tym byli pijani.
-Przepraszam skarbie. Już jestem.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła trzecia. Przez trzy godziny siedziała rozmyślając o tym wszystkim. Jak ten czas szybko leci.
-Jeszcze nie śpisz?
-Jak widać. - Angela uśmiechnęła się nieznacznie - Chyba muszę tobie o czymś powiedzieć.

Jason siedział w swoim gabinecie czekając na jakąkolwiek wiadomość z laboratorium czy Instytutu. Właściwie nie miał po co wracać do domu. Nikt tam na niego nie czekał. Kiedyś było zupełnie inaczej. Sięgnął po zdjęcie oprawione w niebieską ramkę. Uśmiechała się do niego młoda kobieta. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy. Była piękna. Na rękach trzymała trzyletnią dziewczynkę. Była podobna do tatusia. Te same oczy, ten sam uśmiech.
Teraz pozostało mu tylko to zdjęcie i piękne wspomnienia. Wszystko inne spłonęło z całym dorobkiem jego życia. On też zginęły. Czy musiały? Nie. To była jego wina. Zaczął zadawać się z mafią. Trafił w nieodpowiednie towarzystwo. Chciał się jakoś z tego wyplątać. Dobrze wiedział co go spotka, kiedy dowiedzą się, że jest agentem FBI. Udało się. Niecały rok później jego mieszkanie spłonęło. Akurat wracał do domu. Spóźnił się dziesięć minut. Ocaleli tylko ci, którzy mieszkali na parterze i pierwszym piętrze.
Nie mógł pozbierać się przez dłuższy czas. Wziął sobie roczny urlop, wyjechał z Ameryki. Nie szukał zemsty. Wiedział, że to do niczego nie prowadzi. Przez rok włóczył się po Europie. Pił aby zapomnieć. Niestety alkohol jeszcze bardziej pogłębiał jego rozpacz. Staczał się. W końcu spotkał na swojej drodze kobietę, która przywróciła go do życia. Zostali dobrymi przyjaciółmi. Dzwonił do niej kiedy tylko miał czas. Rok temu nie odebrała jego telefonu. Pojechał sprawdzić co się stało. Zmarła na raka. Chorowała od dawna, ale nie powiedziała mu o tym. W liście wszystko mu wytłumaczyła.
Nosił go przy sobie. Dodawał mu otuchy, kiedy znów tracił siły. Wyciągnął z kieszeni i zaczął czytać.

Drogi Jasonie!
Czasem trudno się pogodzić z tym, że tej drugiej osoby już nie ma. Straciłeś żonę i córeczkę. Zacząłeś staczać się. Trafiłeś na samo dno. Obserwowałam Cię jakiś czas. Zastanawiałam się czy przyjmiesz moją pomoc. Nie mogłam patrzeć jak porządny facet staje się alkoholikiem. Różni, dziwni ludzie kręcili się wokół Ciebie. Pewnie tego nie pamiętasz. Byłeś wiecznie pijany. Wyciągnęłam Ciebie z tego rynsztoka. Nigdy bym nie pomyślała, że zostaniemy przyjaciółmi. Wielokrotnie chciałam Tobie powiedzieć, że jestem chora, ale widząc jak jesteś szczęśliwy… Zrozum. Nie chciałam tego wszystkiego niszczyć. Nazwałam to mniejszym złem. Wróciłeś do pracy w FBI, wreszcie zapomniałeś o tym wszystkim. Nasze wieczorne rozmowy telefoniczne podtrzymywały mnie na duchu. Wierzyłam w to, że kiedyś wyzdrowieję.
Niestety. Choroba jeszcze przybrała na sile. Pojawiły się przerzuty. Nie mogłam Tobie o tym powiedzieć. Już i tak nie miałabym szansy…
Śmierć nie jest końcem. To początek nowego życia. Zapamiętaj to sobie.
Masz wspaniałą pracę. Ludzie, którzy Cię otaczają są gotowi Tobie pomóc. Musisz tylko tego chcieć. Moja mama zawsze mawiała: „Dla chcącego nie ma nic trudnego.”

Kochająca przyjaciółka,
Anne Margrot.

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk komórki. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Camille z Instytutu Jeffersona. Najwidoczniej nie tylko on nie mógł spać tej nocy.

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk komórki. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Camille z Instytutu Jeffersona. Najwidoczniej nie tylko on nie mógł spać tej nocy.
-Cześć Jason.
-Cześć Camille.
Po powitaniu zapadła niezręczna cisza. Flint nie odebrał Camille jako specjalnie nieśmiałej, dlatego trochę go to zastanowiło. By pomóc koleżance z pracy podsunął:
-Hym. Coś nowego w naszej sprawie?
-Nie. Znaczy tak. Przeprowadziłam badania toksykologiczne na podstawie, których ustaliłam, że Agnes Cruel była narkomanką i to już od dłuższego czasu. Ale to już chyba wiesz?
- Taak. Poza tym na wszystkich strzykawkach i torebkach z jaskini znaleźliśmy jej odciski palców.
Znów zapadła cisza. Jason słyszał tylko oddech Camille po drugiej stronie.
-I Neta - dodał nie bardzo wiedząc jak dalej prowadzić tę rozmowę - Hym czyli dzwoniłaś w tej sprawie?
-Tak. Znaczy nie. Chciałam się zapytać co słychać
-O pierwszej w nocy? - Jason nie mógł ukryć rozbawienia - A poza tym czy na każde pytanie odpowiadasz: nie, znaczy tak lub na odwrót?
Camille pomyślała, że ma on naprawdę seksowny głos.
Jason spodobał się jej od razu. Niestety zauważyła, że on jest zainteresowany Angelą. Na początku nie miała zamiaru pchać się tam gdzie jej nie chcą, ale potem uznała, że warto spróbować. Zwłaszcza, że Angela była zdecydowanie negatywnie nastawiona do Flinta. Długo zbierała się na to by wykonać ten telefon. Cały czas odkładała go na później zasłaniając się pracą. Jednak, gdy mimo usilnych starań, nie znalazła sobie żadnego nowego zajęcia i zrobiła wszystko co do niej należało, sięgnęła po komórkę i zadzwoniła. I właśnie wtedy ku swojemu przerażeniu zauważyła, że dochodzi pierwsza w nocy. Całkowicie wytrąciło ją to z równowagi. Zajęta pracą nie zarejestrowała upływu czasu. Było już za późno by się wycofać, bo Jason właśnie odebrał. I dlatego cała rozmowa wyszła tak nieporadnie.
-Zapytaj mnie o coś innego to się dowiesz - odpowiedziała ostatkami sił próbując ratować sytuację. Chociaż teraz było jej już wszystko jedno.

Rano Brennan obudziła się szczęśliwa jak nigdy przedtem. Nie chciała wstawać ani otwierać oczu. Chciała by ta noc trwała jak najdłużej.
-Booth - wyszeptała, ale on nie odpowiedział.
Niestety musiała otworzyć oczy. Nie było go. Jego głowa nie spoczywała na poduszce obok niej, chociaż mogłaby przysiąc, że był tam jeszcze niedawno. Czyżby to był sen?
Bones opadła załamana na poduszki. To był najpiękniejszy sen w jej życiu. Ale tylko sen. Odechciało jej się żyć. Górę wziął jednak jej racjonalny umysł. To nie był sen. Na poduszce obok niej ktoś spał. Nie, ktoś a Booth. Była jeszcze ciepła. Brennan przytuliła do niej policzek z miłością. Wstała i zarzuciła na siebie szlafrok. Skierowała się do kuchni. Seeley już tam był. Próbując otrząsnąć się ze snu, szukał patelni, by przyszykować śniadanie. Dłuższą chwilę stała oparta o futrynę drzwi i przyglądała mu się. Nie myślała o niczym. Po prostu stała i patrzyła na miłość swego życia. Przeżywała najszczęśliwsze dni jakie kiedykolwiek się jej zdarzyły. Cieszyła się tą chwilą, bo wiedziała, że wszystko co dobre kiedyś się skończy.
-Bones, już wstałaś?
Booth naprawdę jeszcze się dobrze nie obudził skoro dostrzegł ja dopiero teraz.
-Chciałem zrobić ci śniadanie niespodziankę, ale to ty zrobiłaś mi niespodziankę tak wcześnie wstając.
Podszedł do niej i pocałował ją na dzień dobry.
-Dzisiaj nie musimy jeść śniadania Booth. Mamy jeszcze trochę czasu do pracy i możemy go twórczo wykorzystać - odpowiedziała na jego pocałunek.

Jason już od rana był pochłonięty pracą. Siedział w swoim nowym gabinecie, który otrzymał po powrocie Bootha do służby. Z niechęcią musiał przyznać, że gabinet Seeleya był większy i ładniej urządzony. Jedyne co bardziej odpowiadało mu w nowym lokum to wygodniejszy fotel. Oparł na nim głowę i spojrzał w sufit. Zastanawiał się dokąd zmierza jego życie. Jednak szybko otrząsnął się z tych myśli. Wystarczyły mu wczorajsze nieprzyjemne wspomnienia, którym się poddał. Wracały one rzadko, kiedy Jason koncentrował się na pracy nie miały do niego dostępu, jednak gdy już się pojawiały trudno było wyrwać się melancholii i przygnębieniu. Pociągnął duży łyk kawy i skrzywił się. Lubił bardzo mocną kawę, lura która znajdowała się w kubku całkowicie mu nie odpowiadała. W domu do filiżanki małej czarnej często dosypywał trochę soli. Najbardziej lubił taką marynarską kawę. Przeciągnął się i spojrzał na leżące przed nim papiery. Pan Cruel nie próżnował. Jego adwokat z samego rana dostarczył dokumenty ze spisem miejsc, w których jego klient przebywał w Australii. Jason zadzwonił już do jednego z hoteli, by sprawdzić prawdomówność pana Cruela i jak na razie wszystko się zgadzało. Powinien wykonać jeszcze parę podobnych telefonów, ale nie za bardzo mu się do tego paliło. Właściwie miał zamiar załatwić to później. Najpierw chciał osobiście odwiedzić pana Cruela i porozmawiać z nim o nałogu jego żony. Dziwne, ze zrozpaczony mąż jakoś zapomniał o tym wspomnieć. Ktoś wszedł do jego gabinetu. Jason podniósł głowę.
-Dr Hodgins?
-Tak - odpowiedział Jack po czym podszedł do siedzącego przy biurku Flinta i uderzył go prosto w twarz - To za Angelę.
Jason poczuł dotkliwy ból i przyłożył dłoń do nosa. Gdy na nią spojrzał stwierdził, że jest czerwona. Nie był zaskoczony, poczuł spływającą krew już wcześniej. Wstał i podszedł do Hodginsa.
-O co ci chodzi?
-O to żebyś trzymał się z daleka od mojej narzeczonej.
-Tak się składa, że do tanga trzeba dwojga - odpowiedział z furią Jason usilnie starając się opanować. Pamiętał jakie kłopoty po bójce miał Booth i nie chciał ich powtarzać. Z drugiej jednak strony ręka aż go świerzbiła by oddać Hodginsowi. Nie miał zamiaru nadstawiać drugiego policzka.
-Powiedziałem trzymaj się od Angeli z daleka! - Jack całkowicie przestawał nad sobą panować. W starciu z Jasonem miał zdecydowanie mniejsze szanse na zwycięstwo, ale teraz o tym nie myślał. Stali przez dłuższą chwilę mierząc się wrogim spojrzeniem.
-Kocham ją - powiedział Jack jakby chciał coś osiągnąć tym wyznaniem, po czym skierował się do drzwi.
-Hodgins! - zawołał go Jason starając się ręką zatamować krwawienie.
Jack odwrócił się gotowy do kolejnego uderzenia. Chwilę nikt nic nie mówił.
-Ona też cię kocha, wtedy...była pijana, to...była moja wina. Ona cię kocha Hodgins i to, że ci powiedziała jest tego najlepszym dowodem.
-Wiem.
-Życzę wam dużo szczęścia. Widocznie mnie nie było ono pisane.
Jack wyszedł, a Jason myślał. Dlaczego właściwie to powiedział?

Dr Temperance Brennan i agent specjalny Seeley Booth siedzieli w gabinecie doktora Sweetsa. Nie patrzyli na siebie. Booth wpatrywał się w okno, chociaż na pewno nie było za nim niczego ciekawego. Bones nie odrywała oczu od stołu, mimo że był on równie mało interesujący. Oboje starali się pohamować szeroki uśmiech, który cisnął im się na usta. Postanowili na razie nie mówić o niczym Sweetsowi. Wszystko w swoim czasie. To co ostatnio wydarzyło się między nimi na razie należało tylko do nich. Jeszcze nie chcieli się tym z nikim dzielić ani niczego planować. Poza tym trudno im było odmówić sobie tej przyjemności, by trochę zakpić sobie ze Sweetsa.
-Możecie mi powiedzieć o co chodzi? - zapytał on lekko zdezorientowany - Mam coś na nosie, że jest wam tak wesoło?
-Wcale nie jest nam wesoło - ledwo wydukał Booth parskając śmiechem.
-Agencie Booth, możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Ale z czym? - opanowanie śmiechu szło Seeleyowi bardzo ciężko.
Sweets spojrzał na Brennan szukając ratunku.
-Pańskie pytanie rzeczywiście było mało precyzyjne - Bones trzymała stronę Bootha.
-Musisz sprecyzować swoje pytanie, Sweets - Seeley wybuchnął nieopanowanym śmiechem.
Doktorek wpatrywał się w niego z otwartymi ustami. Brennan przygryzła wargę by zdusić uśmiech i spojrzała w sufit.

Jasonowi udało się skutecznie zatamować krwotok. Przemył twarz wodą i spojrzał w lustro. Nikt nie poznałby się, że Flint przed chwilą został uderzony gdyby nie to, że jego koszula była zalana krwią. Jason westchnął zrezygnowany i cicho zaklął. Wrócił do gabinetu i założył marynarkę starając się nią zakryć czerwone plamy. Nie chciał teraz wracać do domu, ale chyba niestety było to konieczne. Nagle coś mu się przypomniało. Gdzieś tutaj powinien mieć zapasową koszulę. Zawsze miał jedną w gabinecie, w razie nagłego wypadku. Ten wypadek był zdecydowanie nagły. Znalazł ją z wielka satysfakcją błogosławiąc swoją przezorność. Wtedy do gabinetu weszli Booth i Bones.
-Flint co ci się stało? - Seeley stanął jak wryty.
Nie spodziewał się ujrzeć Jasona w takim stanie. Przypomniał sobie swoją bójkę i zaraz pomyślał o Necie. Kłopoty się nie skończyły. Ten drań ciągle był na wolności.
-Nic takiego. Dobrze, że już jesteście. Tylko się przebiorę i możemy jechać do pana Cruela. Musimy wyjaśnić sprawę jego żony i narkotyków.
Tym razem prowadził Booth. Brennan siedziała obok niego, a Jason kulił się na tylnym siedzeniu co chwilę delikatnie przytykając dłoń do nosa. Całą drogę Seeley i Bones rozmawiali o czymś, co chwilę rzucając jakieś aluzje znaczącym głosem. Flint nie słuchał, ani nie starał się zrozumieć o czym mówią. Nie miał zamiaru pchać się między kolejną parę. Dr Hodgins boleśnie wybił mu to z głowy. Bezpieczniej było trzymać się swojego tylnego siedzenia.
Gdy dojechali Jason skierował się od razu w stronę domu. Booth i Brennan wysiedli z samochodu, ale jakoś nie szli za nim. Flint machnął ręką.
-Załatwię to.
-Zaraz do ciebie dołączymy - Booth przysunął się do Brennan opierającej się o samochód.
Jason ostatni raz dotknął ręką nosa, by upewnić się, że wszystko w porządku i zadzwonił do drzwi. Pan Cruel nie otworzył mu. Zamiast tego usłyszał donośny krzyk:
-Wejść!
Tak mile zapraszany pchnął drzwi i znalazł się w środku. W domu panował nieład. Pan Cruel zdawał się szykować do podróży.
-Wybiera się pan dokądś? - zapytał Jason wyciągając odznakę.
-To znowu pan - Cruel uśmiechnął się krzywo.
-Niestety. Chciałem porozmawiać z panem o tym co pan przed nami ukrył - Jason przerwał w tym miejscu, ale Cruel nie dał się złapać i dalej milczał jak zaklęty - Dlaczego nie powiedział nam pan, że pańska żona była narkomanką?
Cisza.
-Agnes nie była narkomanką!
Flint przestał się bać o swój nos i zaczął się bać o swoje uszy.
-Wiemy, że pańska żona była narkomanką mamy dowody. Niech pan przemyśli swoją odpowiedź.
W tym momencie zadzwonił telefon. Cruel wyszeptał groźne „przepraszam” i poszedł do kuchni by spokojnie porozmawiać. Jason pozwolił sobie rozgościć się w salonie. Na stole leżały jakieś papiery. Spojrzał w stronę kuchni. Usłyszał donośny głos swojego gospodarza i uznał, że wystarczy mu czasu. Postanowił zaryzykować. Szybko przejrzał dokumenty ale nie znalazł nic ciekawego. Nagle dostrzegł jakiś papier wystający spod fotela. Wstał z kanapy, przykucnął i wyciągnął go. Otworzył usta ze zdziwienia. Wszystko stało się jasne. Było to wypowiedzenie pracy z firmy, w której pracował pan Cruel. Powodem zwolnienia było niestawienie się na ważnej konferencji w Australii. „A więc alibi Cruela zostało sfabrykowane!” - pomyślał Jason - „Może przekupił właścicielkę hotelu, by potwierdziła, że tam był. Zresztą to jeszcze się ustali. Teraz najważniejsze to aresztować tego mordercę”. Jason nie usłyszał kroków pana Cruela, gdy ten zbliżał się do niego ze szklanym wazonem w dłoni. Dopiero, gdy odłamki rozprysły się na jego głowie zdał sobie sprawę z tego co się stało. W ułamku sekundy zanim zemdlał zdążył jeszcze pomyśleć, że dzisiaj ma wyjątkowo zły dzień.

Booth przestał całować Bones i mocno objął ją w pasie.
-Booth - wyszeptała mu do ucha - Musimy iść pomóc Flintowi.
-Tak kochanie.
Była to ostatnia rzecz na jaką miał w tej chwili ochotę.
-Booth! - teraz Bones krzyknęła mu do ucha.
-Dobrze, dobrze, chodźmy już - zgodził się Seeley mimo że wcale mu się to nie podobało.
-Nie to, Cruel, on ucieka!
Po unieszkodliwieniu Flinta Cruel pospiesznie wyszedł z domu. Nie spodziewał się zobaczyć tam jeszcze kogoś. Był pewien, że Jason był sam. Gdy tylko dostrzegł Bootha i Brennan rzucił trzymaną w ręku walizkę i skoczył w stronę dzielącego go od sąsiadów ogrodzenia.
-No ładnie - Seeley sięgnął po broń i ruszył za nim w pościg.
Nie spodziewał się żadnych trudności, Cruel nie sprawiał wrażenia zbytnio wysportowanego. Ogrodzenie pokonał jednak wyjątkowo sprawnie. „Przeklęta adrenalina” - pomyślała Booth przeskakując je zaraz po nim. Seeley na pewno dogoniłby Cruela bez większych problemów, gdyby nie to co pojawiło się tuż przed nim. Zatrzymał się gwałtownie wpatrując się w zaślinione białe zęby i płonące dzikością oczy.
-Spokojnie malutki, spokojnie - powiedział do wielkiego, groźnie warczącego, psa.
Cruel tymczasem opuścił już teren czarnego diabła. Był pewien, że uda mu się uciec, gdy nagle drogę zastąpiła mu Brennan. Obiegła ogrodzenie od strony ulicy i uniemożliwiła mu ucieczkę.
-Stój bo... - krzyknęła, jednak w tym wypadku postanowiła działać. Kopnęła Cruela prosto w krocze. Padł on na trawnik zwijając się z bólu.
Booth powoli cofał się w stronę ogrodzenia. Nie chciał strzelać do psa i jak na razie nic nie wskazywało na to, że będzie to konieczne. Do płotu brakowało mu zaledwie metra, zwierzę zbliżało się powoli.
-Spokojnie mały, to twój teren i ja to szanuję - mówił jak najbardziej uspokajającym głosem.
Niestety bestia tego nie doceniła. Zaszczekała głośno i rzuciła się z błyszczącymi kłami na Bootha. Tak niewiele brakowało do ogrodzenia. Seeley skoczył, ale nie udało się. Poczuł jak zęby psa zatapiają się w jego nodze. Jęknął z bólu. Padł na ziemię rozdzierając sobie plecy o siatkę ogrodzenia. Bestia, szarpiąc, zaciskała szczękę na jego nodze. Booth pomyślał, że zaraz umrze z bólu. Nagle usłyszał czyjś krzyk.
-Harisson! Zostaw!
Pies puścił, a Seeley westchnął z ulgą. Był uratowany.
-Niech pan natychmiast wezwie karetkę i policję!
Ten głos znał bardzo dobrze.
-Bones - wyszeptał i spojrzał w niebo. Było piękne. Zamknął oczy i oddychał głęboko starając się wyrównać oddech. Czekał aż pulsujący ból minie. Usłyszał syreny. Jakieś krzyki. Ktoś się nad nim pochylił.
-Booth! Wytrzymaj, wszystko będzie dobrze. Booth! - Bones prawie płakała.
-Bones, przecież nic mi nie będzie. To tylko noga - odpowiedział słabo z niepozornym uśmiechem na ustach, gdy obok pojawili się sanitariusze - A co z Flintem?
Oczy Brennan rozszerzyły się z przerażenia. Na śmierć zapomniała o Jasonie. Pobiegła szybko w stronę domu Cruela, gdzie właśnie wchodzili policjanci. Popchnęła jednego z nich na drzwi. Dostrzegła Jasona leżącego na podłodze w kałuży krwi. Poruszał się. Żył. Przyklękła obok niego. Z tyłu głowy miał paskudne rozcięcia. W jednym z nich tkwił jeszcze kawałek szkła.
-Ta paskuda odpowie za morderstwo i napaść na policjanta. - warknął, próbując się podnieść.
-Nie ruszaj się. - powiedziała stanowczo Brennan - Możesz mieć wstrząśnienie mózgu i… Zawołajcie sanitariuszy!

W izbie przyjęć siedziało mnóstwo ludzi. Jak zawsze. Większość z nich pociągała nosami, płakała z bólu, wymiotowała, przeklinała. Z ośmiu lekarzy, którzy mieli akurat dyżur trzech zostało oddelegowanych do, właśnie przywiezionych, agentów FBI. To wywołało jeszcze większą falę przekleństw. Nikogo nie obchodziło to, że właśnie oni złapali mordercę. Cóż… Przynajmniej się starali.
Brennan siedziała razem z Boothem w jednej z sal. Lekarz uważnie oglądał ślady zębów pozostawione przez psa. Nie wyglądało to najgorzej. Pies nie wgryzł się głęboko. W prawdzie ślady pozostaną, ale rekonwalescencja nie będzie trwała długo. Właściwie wystarczy założyć tylko opatrunek.
-Zawołam pielęgniarkę…
-Ja mogę to zrobić.
Brennan poderwała się z miejsca. To trochę zaskoczyło lekarza. Zazwyczaj kobiety uciekają od tego typu zadań.
-Myślę, że pielęgniarka byłaby bardziej odpowiednią osobą.
-Nie sądzę. - powiedział Booth widząc jak oczy Bones zwężają się złowrogo. Na całe szczęście, zanim zdążyła rozpocząć swój wykład, lekarz wyszedł pozwalając jej na założenie opatrunku. Wykonywała to z niesamowitą dokładnością.
Booth w tym czasie zastanawiał się nad tym, co spotkało ich oboje w przeciągu tych kilku dni. Pokłócili się jak jeszcze nigdy dotąd. On stracił pracę, odwrócił się od wszystkich plecami. Tylko Angela wykazała się pełnym zrozumieniem dla jego irracjonalnych poglądów. Chciała pomóc. Później przyszła do niego Bones, ale nie wpuścił jej do mieszkania. To był błąd. Nie powinien pozwolić na to by czuła się przez niego opuszczona. Pojechała do Neta i spędziła z nim noc. W prawdzie dzięki temu znalazła dowody na to, że zdjęcia wysłane Cullenowi są fotomontażem, ale to było dla niej ciężkie. Wczorajszego wieczora coś wreszcie pękło. Wyznali sobie miłość. Teraz nie wyobrażał sobie bez niej życia. Jego piękna, cudowna, najwspanialsza Bones.
A pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od kości znalezionych w lesie przez poszukiwaczy wiewiórek. Uśmiechnął się.
-Z czego się cieszysz? - zapytała Brennan kończąc zakładanie opatrunku. Zawiązała bandaż, odłożyła na bok nożyczki i usiadła obok Seeleya.
-Wyciągnąłem morał z tej całej historii.
-Ty?
-A uważasz, że nie jestem do tego zdolny? - pocałował ją w czubek nosa - Morał z całej tej historii jest taki: nie szukaj w lesie wiewiórki.
-Ale żeś wymyślił. Spodziewałam się czegoś bardziej błyskotliwego.
-No wiesz?!

THE END

EPILOG

Radosną nowinę otrzymali na dzień przed świętami Bożego Narodzenia. Booth i Brennan pojechali na ostanie, przedświąteczne zakupy. Szukali właśnie idealnego prezentu dla Parkera. Nie było jego wymarzonego super bohatera na baterie. Booth był wściekły, że nie pomyślał o tym zakupie znacznie wcześniej. Nie zauważył, że Brennan zbladła. Nie mógł, bo był zbyt zajęty dyskutowaniem z ekspedientką. Dopiero ciche „Booth” kazało mu zaprzestać kłótnię. Spojrzał na Bones, która powoli osuwała się na ziemię. Zemdlała. Ekspedientka zadzwoniła po pogotowie.
Badanie krwi dało jednoznaczny wynik.
-Jest pani w ciąży.
Lekarz nie mógł ukryć uśmiechu widząc jakie wrażenie wywołała ta wiadomość na przyszłych rodzicach. Oboje siedzieli z otworzonymi ustami. Byli w szoku. Ta informacja docierała do nich bardzo powoli.
Jako pierwszy z szoku otrząsnął się Booth. Nie znalazł dla Parkera super bohatera na baterie, ale doskonale wiedział co zajmuje pierwsze miejsce na jego liście prezentów. Chciał mieć rodzeństwo. Zawsze podkreślał, że ma to być siostrzyczka. Jeszcze nie wiedział w jakim stopniu jego życzenie zostało spełnione, ale… Był teraz najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Spojrzał na Temprance. Po jej policzkach spływały łzy. To były łzy szczęścia. Seeley doszedł do wniosku, że to idealny moment na wręczenie prezentu pod choinkę. Nosił ten drobiazg przy sobie już od miesiąca. Był pewien swoich uczuć, ale nie wiedział jak ona na to zareaguje. Przez ostatnie kilka tygodni była zdenerwowana. Nie wiedział dlaczego. Kiedy ją o to pytał od razu zmieniała temat. Znana z bezpośredniości pani doktor tym razem milczała jak zaklęta. Booth dowiedział się od Jasona, że Brennan pytała go o sprawę z Netem kilka razy. Nie rozmawiał z nią o tym. Nie widział potrzeby. To przecież normalne, że pytała się o Neta. Były chłopak, psychopata, kryminalista.
Teraz jednak był tylko on i jego Bones.
Kiedy lekarz wyszedł z sali Seeley wyciągnął czerwone pudełeczko z kieszeni płaszcza. Położył je na otwartej dłoni Brennan. Patrzyła na niego wzrokiem mówiącym: „Co to ma być?”. Uśmiechnął się pod nosem. Delikatnie pocałował ją w usta.
-Wyjdziesz za mnie? - szepnął jej do ucha.
-Mówisz poważnie?
-Temprance. - spojrzał jej w oczy - Jesteś kobietą mojego życia. Już od naszego pierwszego spotkania wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Nigdy nie mogłem zaakceptować twoich facetów. Potajemnie sprawdzałem ich akta. Musiałem wiedzieć, czy jesteś z nimi bezpieczna. Zawsze zastanawiałem się w czym oni są lepsi ode mnie… Jesteś taka urocza kiedy mówisz: nie wiem co to znaczy. A pamiętasz jak z początku się wściekałaś, kiedy nazywałem cię Bones?
-Booth, ja nie umarłam. To brzmi jak mowa pogrzebowa.
-Och, Bones. Ty to zawsze musisz… - pocałował ją w czubek nosa - To jak? Zgadzasz się?
-Teraz chyba nie mam wyjścia. - odpowiedziała kładąc jego dłoń na swoim brzuchu - Ale musisz mi coś obiecać…
Następnie Tempe przedstawiła mu wszystkie swoje „postulaty” dotyczące ich wspólnej przyszłości. Nawet zdziwił się, kiedy usłyszał datę ich ślubu. 14 luty. Dzień zakochanych. Nie miał pojęcia, że Bones jest tak sentymentalna.
Jego piękna, jedyna taka - Temprance Brennan.
Święta spędzili tylko we dwójkę. Oboje szukali w Internecie odpowiedniego imienia dla swojego potomka. Booth był niemalże pewien, że to będzie dziewczynka, więc obstawał przy Adrianie. Bones natomiast uważała, że to będzie chłopiec. Wybrała imię Vijay.
-Nie dasz naszemu dziecku takiego imienia.
Booth skrzyżował ręce na piersi i zmierzył Tempe wzrokiem.
-Dlaczego? Przecież to imię takie samo jak Adriene.
-Vijay, to brzmi jak nazwa jakieś choroby. Ja rozumiem, jesteś doktorem i w ogóle, ale bez przesady. Vijay. Istnieje takie imię?
-Jeśli chcesz wiedzieć, to Vijay pochodzi z bengalskiego i oznacza silny lub wiktoria.
-Dobra, jak chcesz. - Seeley wzruszył ramionami - To i tak będzie dziewczynka.

Temprance Brennan siedziała w wielkim pokoju, w willi wynajętej specjalnie na tą okazję. Ślub miał być kameralny, ale kilka osób uznało, że większa uroczystość będzie bardziej na miejscu. W prawdzie Angela była przeciwniczką tego pomysłu. Dokładnie pamiętała co stało się podczas jej pierwszego, niedoszłego ślubu z Jackiem. Nie chciała aby ta sytuacja powtórzyła się w przypadku Brennan i Bootha. Oni byli sobie przeznaczeni.
Tempe patrzyła na swoje odbicie w wielkim lustrze. Luty. Nie było zbyt ciepło. Kupiła długą suknię w kolorze kości słoniowej. Była luźna ze względu na jej widoczny, błogosławiony stan. Położyła rękę na brzuchu. Nie mogła się zdobyć na uśmiech. Oszukiwała nie tylko siebie. Booth powinien poznać prawdę. A co jeśli będzie chciał się z tego wszystkiego wycofać? Bała się, ale doskonale wiedziała jak powinna postąpić. Wzięła głęboki wdech. Musiała się uspokoić. Doskonale wiedziała, że Adriene i Vijay nie lubią, kiedy mamusia się denerwuje. Tak. Na świecie miały pojawić się ich bliźniaki.
Podeszła do drzwi. Uchyliła je delikatnie. Dostrzegła Bootha w końcu korytarza. Wyszła z pokoju i podeszła do niego. Chyba tego nie przemyślała. Chciała się wycofać, ale było za późno. Zauważył ją.
-Temprance, pięknie wyglądasz, ale… - uśmiech gwałtownie zniknął z jego twarzy - Nie powinienem oglądać panny młodej przed ślubem. To przynosi nieszczęście.
-Booth, muszę o czymś tobie powiedzieć.
Jeśli mówiła do niego po nazwisku, to mogło zwiastować tylko kłopoty. Usiedli na ławce stojącej w korytarzu.
-Ja… Pomyślałam sobie, że lepiej będzie jeśli powiem tobie o tym przed ślubem. - w jej oczach zalśniły łzy - Bo ja nie wiem czy bliźniaki… Wiedziałam o ciąży już wcześniej. Obliczyłam sobie wszystko bardzo dokładnie i… To mogą być dzieci Neta.
Booth długo milczał. Patrzył przed siebie bez słowa. Net. Nie chciał nigdy więcej słyszeć tego imienia. A już na pewno nie na swoim ślubie. Od chwili zniknięcia tego kryminalisty żadne z nich go nie widziało. Dlaczego, więc on ich cały czas prześladuje? Jego osoba ciągle krąży wokół nich. Może jego wspomnienie zawsze będzie stało na drodze do ich szczęścia?
Booth pomyślał o tym jaki był szczęśliwy kiedy wybierali imię dla dziecka. Lub wtedy, gdy dowiedział się, że będą mieli bliźniaki. Sięgnął po rękę Brennan. Pocałował ją, a potem przytulił do swojego policzka.
-Bones. To zawsze były i będą nasze dzieci. Zawsze. A to jest nasz ślub - wyszeptał cicho.
-Możemy zrobić badania...
-Nie. Nie chce robić żadnych badań.
„Bo co jeśli one okażą się dziećmi Neta?” - Booth nie powiedział tego głośno. Ale strasznie się tego bał. Wtedy wszystko by się zmieniło. Za każdym razem, gdyby na nie patrzył przypominałby sobie o tym człowieku... Mocniej przycisnął dłoń Brennan do policzka. „To są moje dzieci. Nawet jeśli nie jestem ich biologicznym ojcem. To ja je wychowam, będę się o nie troszczył i wprowadzę je w świat. To ja czekam na nie z miłością. Samo połączenie się plemnika z jakąś komórką jajową nie czyni ojcem. Bycie ojcem to coś więcej”. Zamknął oczy.
-To nie ma znaczenia Bones.
Temprance spadł kamień z serca. Poczuła ogromną ulgę. Nareszcie naprawdę mogła cieszyć się ślubem. Przytuliła się do niego.
-Kocham cię.
Przez jedną krótką chwile czuła, że nie ma czym się martwić. To było idealne szczęście. A potem pojawiła się myśl: „On chce w to wierzyć, ale czy tak naprawdę jest?”

Booth stał przed ołtarzem. W napięciu oczekiwano pojawienia się panny młodej. Wreszcie organista zaczął grać. Wszyscy wstali. Po policzkach Angeli ciekły łzy.
-Zawsze wiedziałam, że ci dwoje są dla siebie stworzeni - szepnęła Hodginsowi do ucha. On uśmiechnął się promiennie.
Na dźwięk organów Jason wstał gwałtownie. Z zadowoleniem stwierdził, że od dłuższego czasu przy nagłej zmianie pozycji już nie kręci mu się w głowie. Camille dyskretnie poprawiła mu krawat. Na to, że jest przekrzywiony zwróciła mu uwagę już wcześniej.
Brennan kurczowo ściskała ślubną wiązankę. Wzrok miała wbity prosto w pana młodego. Umknęły jej przez to ciepłe spojrzenia jej przyjaciół. Jej ojciec zdawał się być dużo spokojniejszy. Dotarli do ołtarza, a Booth delikatnie dotknął jej ramienia. To wszystko było dla niego. On chciał ślub kościelny. Bones postanowiła nie protestować. Z miłości. Jego orzechowe oczy patrzyły prosto w jej oczy. Widziała je cały czas, nawet wtedy, gdy po ceremonii wyszli przed kościół. Ich spojrzenie rozstało się, gdy Brennan rzuciła wiązankę. Oboje chcieli zobaczyć kto ją złapie. Nawet jeśli był to tylko głupi przesąd. Kwiaty wpadły prosto w ręce Camille. Uśmiechnęła się zmieszana. Wtedy Bones dostrzegł jakiegoś mężczyznę po drugiej stronie ulicy. Wysoki, ciemnooki blondyn opierał się o maskę samochodu terenowego. To nie może być on. Booth poczuł jak jego żona, którą obejmuje ramieniem, sztywnieje. Przez umysł Brennan przebiegła tylko jedna myśl: „Net?”.

48



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Józefie stajenki nie szukaj, Teksty piosenek, TEKSTY, RELIGIJNE I INNE
O WIOŚNIE W LESIE I WIEWIÓRKI W WAŻNYM INTERESIE, dla dzieci różńości, do czytania
Józefie stajenki nie szukaj
O wiośnie w lesie i wiewiórki waznym interesie, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, Inscenizacje
O wiośnie w lesie i wiewiórki ważnym interesie
Józefie stajenki nie szukaj, Teksty piosenek, TEKSTY, RELIGIJNE I INNE
O WIOŚNIE W LESIE I WIEWIÓRKI W WAŻNYM INTERESIE, dla dzieci różńości, do czytania
Kolorowanka Stop Nie hałasuj w lesie
Nie szukaj miłości w chmurach
BONES Nie zawsze możesz mieć, co chcesz
BONES Nie uronię już ani jednej łzy
O WIOŚNIE W LESIE I WIEWIÓRKI WAŻNYM INTERESIE Krzemieniecka
O WIOŚNIE W LESIE I WIEWIÓRKI WAŻNYM INTERESIE
Nie szukaj mnie
zagadki o lesie 3, Scenariusze zajęć i nie tylko
wiersz zachowywanie sie w lesie, co wolno, a co nie- dobre maniery
zagadki o lesie 1, Scenariusze zajęć i nie tylko
Zagadki o lesie 2, Scenariusze zajęć i nie tylko

więcej podobnych podstron