ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Czy pani zwariowała?!
Do tej chwili na głównej ulicy nadmorskiej miejscowości Tambrine Creek nie było żywej duszy. Teraz, wczesnym rankiem, wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Ally była święcie przekonana, że w samotności delektuje się urokiem miasteczka, a przede wszystkim widokiem reprezentacyjnej alei wysadzanej dębami, które wyhodował jej pradziad sto lat wcześniej. Dęby właśnie zaczynały gubić liście, które zaścielały chodniki kobiercem w jesiennych barwach.
Nieznajomy przemówił akurat gdy wyjmowała liść ze splątanej grzywki. Zaskoczył ją tak bardzo, że omal nie spadła z drabiny.
Prawą ręką wyplątywała liść, w lewej trzymała puszkę z farbą, więc nie miała jak przytrzymać się szczebelków. Lecz musiała to zrobić, zatem instynktownie podjęła decyzję, z której czynności należy zrezygnować.
Według prawa Murphy'ego są wydarzenia, których nie da się uniknąć. Puszka upadła z wielkim hukiem tuż pod stopami nieznajomego, ochlapując jego buty błękitną farbą.
Przerażona Ally spojrzała w dół. Facet był zabójczo przystojny: wysoki, barczysty, o wyrazistych rysach twarzy. Miał ciemnoszare oczy i falujące kasztanowe włosy, może nieco przydługie. Jak na taką zabitą deskami dziurę był wyjątkowo elegancko ubrany - w klasyczne spodnie
6 MARION LEN1NOX
i kremową koszulę z krótkim rękawem. A do tego krawat! Gustowny, pomyślała z uznaniem.
Co jeszcze? Piękne buty. Na dodatek drogie. Teraz fantazyjnie ozdobione niebieską farbą. Rozpaczliwie szukała w myślach, co powiedzieć. On ją przestraszył, więc nie powinna się kajać. Jak ma zareagować?
Ojej - bąknęła w końcu.
Ojej - powtórzył.
Nadal wpatrywał się w buty z miną, jakby miał do nich żal, że sprawiły mu zawód. Po chwili podniósł wzrok.
Ally bezwiednie zacisnęła palce na drabinie. Zaraz facet przywołają do porządku. W jego spojrzeniu gotowała się złość. Zamknęła oczy, przygotowując się na najgorsze. Cisza. Po czym:
Ej, nie uderzę pani - usłyszała.
Zaskoczona otworzyła oczy i zerknęła w dół.
Słucham?
- Powiedziałem, że nie chcę pani uderzyć. Ani zrzu
cić z drabiny. Więc niech pani tak na mnie nie patrzy.
Z powodu zniszczonych butów nie warto uciekać się do
przemocy.
Po chwili zastanowienia uznała, że facet ma rację. Nie powinna była oczekiwać gwałtownej reakcji, ale tego odruchu nie wyzbędzie się do samej śmierci.
Przestraszył mnie pan - wyjaśniła ostrożnie.
To prawda. - Jego głos brzmiał niemal serdecznie.
- Zachowałem się nierozważnie, więc postanowiła pani
mnie ukarać, oblewając farbą.
Może da się to wyczyścić? Terpentyną.
Ma pani terpentynę?
Nie.
KOJĄCY DOTYK
Wzięła się pani do malowania i nie ma pani terpentyny?
Kupię. Jak otworzą sklep.
O dziewiątej. Do tej pory farba już zaschnie - zauważył.
Dopiero co zaczęłam, więc uznałam, że terpentyna
jeszcze nie jest mi potrzebna. - Drabina znowu niebezpiecznie się zachwiała.
Na pani miejscu zszedłbym na dół. Ta drabina jest
niestabilna. Ktoś ją powinien przytrzymywać. - Uprzytomnił sobie, że ona może poprosić go o taką przysługę,
więc pospiesznie dodał: - Przydałby się pani inny typ
drabiny.
- Ta jest bardzo dobra - powiedziała, w duchu przy
znając mu słuszność.
Ile kosztuje rozkładana drabina? Na pewno dużo. A jej ile zostało? Około czterdziestu dolarów, które muszą wystarczyć do pierwszego klienta.
Zabije się pani - rzekł mężczyzna. - Proszę zejść.
Chodnik jest cały w farbie. Pobrudzę sobie buty.
Dama...
Uśmiechnęła się lekko, a on z trudem zachował powagę. Wobec tego tytułem próby wyszczerzyła zęby, na co kąciki jego warg się uniosły, a w oczach rozbłysły wesołe iskierki. Jak on pięknie się uśmiecha!
Pracodawca powinien zostać ukarany za to, że każe
pani pracować na takim sprzęcie. - Patrzył na szkic
szyldu. - Wracając do mojego pierwszego pytania...
Czy zwariowałam.
Maluje pani szyld reklamujący przychodnię nie
opodal mojego gabinetu.
Obok pańskiego gabinetu?! - Popatrzyła we wska-
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
zaną przez niego stronę i znowu niebezpiecznie się zachwiała, a on westchnął i chwycił drabinę. Teraz miał niebieskie obie dłonie.
Niech pani zejdzie. Natychmiast. Przedstawię się:
Darcy Rochester. Moje nazwisko widnieje na tej niepozornej mosiężnej tabliczce na sąsiednim domu. To bardzo dyskretny szyld. A nie takie szkaradztwo, jakie pani
tu maluje.
Szkaradztwo?
Owszem. Szyldy metrowej wielkości są szkaradne.
A malowanie ich nad drzwiami to absurd. Dla nas obojga.
Nie życzę sobie kolejnego pacjenta. Jako jedyny lekarz
w tym miasteczku mam pełne ręce roboty. Jeśli pani złamie sobie kark, to na własne ryzyko.
Rozumiem. - Rozważała w myślach, która część
jego wypowiedzi jest najbardziej istotna. - Doktor Rochester?
Tak.
Wcześniej zastanawiała się, jak wygląda jej sąsiad, a teraz uznała, że osoba idealnie pasuje do nazwiska.
Czy już panu mówiono, że ma pan bardzo romantyczne nazwisko?
Owszem - odparł, ukrywając irytację. - Moja matka była wielbicielką romansów. Nie posiadała się z radości, kiedy poznała Sama Rochestera. Mojemu bratu dała
na imię...
Sama zgadnę. Edward?
Nadto pospolite. Byron. - Widząc jej przerażenie,
wyjaśnił: - Ale on każe się nazywać Brian, a kto o tym
zapomni, dostaje w zęby. Droga pani, jeśli jeszcze chwilę
postoję, trzymając tę drabinę, na zawsze przykleję się do
chodnika. Proszę zejść.
Nie miała wyboru. Gdy znalazła się na dolnych szczeblach, poczuła jego ciepło i delikatny zapach podobny do aromatu dymu z kominka. Zapach palonego drewna.
- Pan pali? - zapytała, a on zdumiony odsunął się
0 krok, przerywając tę przyjemną bliskość.
Nie.
Bo pachnie pan dymem.
A pani rozcieńczalnikiem - odparował, starając się
ukryć rozbawienie. - Ja jednak nie pytam, czy go pani
piła.
Przepraszam. - Przygryzła wargę. - Jasne, to nie
moja sprawa. Ale jako lekarz...
W kuchni mam piec na drewno - wyjaśnił tonem
osoby zanudzanej przez dociekliwe dziecko. - I grzanki
na śniadanie robię nad żywym ogniem.
Naprawdę? - Przed oczami stanęły jej wspomnienia
z dzieciństwa.
Mhm. Proszę mi wyjaśnić sens tego szyldu. I nie
odbiegajmy od tematu. Pani już wie, że moja matka
czytała romansidła, że mam brata Byrona oraz że piekę-
grzanki nad paleniskiem. - Uśmiech zniknął z jego twarzy. - Teraz pani kolej. Co robi wielki niebieski napis „Dr
A. J. Westruther" w sąsiedztwie mojego gabinetu?
Tak, zastanawiała się głęboko, czy nie opuścić tego „Dr". Ale ma do tego prawo, więc jeśli zwabi to więcej klientów... Tambrine Creek to niewielkie miasteczko
1 mało kto wie, co to jest masaż. Jeśli medyczny tytuł
zachęci jego mieszkańców i odstraszy tych, którym masaż kojarzy się z czymś nieprzyzwoitym, to czemu nie?
- Doktor Westruther to ja.
Rozmowa zeszła na bardzo poważne zagadnienia, więc Ally wytarła ręce w obszerne spodnie.
10
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
11
Doktor Westruther to pani?
Mam na imię Ally. - Podała mu dłoń, lecz jej nie
uścisnął.
I nikt pani nie zlecił wymalowania tego szyldu?
Nikt.
I twierdzi pani, że jest pani lekarzem?
Bo jestem.
Jest pani lekarzem i zamierza ze mną rywalizować
- skonstatował, nie kryjąc zdumienia.
Tak pan myśli? Byłabym szalona, gdyby takie były
moje intencje.
Jest pani stomatologiem? - Z jego oczu wyczytała,
że bardzo wątpi w jej rozsądek. Oraz dojrzałość.
Nie tak sobie wyobrażała pierwsze spotkanie z doktorem Rochesterem. Gdyby sprawy potoczyły się po jej myśli, mogłaby liczyć, że będzie w przyszłości polecał jej usługi swym pacjentom. I dlatego wynajęła dom tuż obok jego gabinetu. Gdy dwa tygodnie wcześniej przyjechała do Tambrine Creek, by poszukać lokalu, w przychodni przyjął ją lekarz, który zastępował doktora Ro-chestera. Obiecał, że przekaże sprawę koledze, ale najwyraźniej tego nie zrobił.
Sytuacja się skomplikowała.
- Nie jestem stomatologiem. Fuj, zęby są obrzydliwe.
- Skrzywiła się z niesmakiem, po czym odsunęła drabinę,
by odsłonić całość napisu.
Za już namalowanym tytułem oraz nazwiskiem widniał naszkicowany ołówkiem napis: „Gabinet masażu".
- Masażystka - rzekł bezbarwnym głosem, a ona
przytaknęła. Nie spodobał się jej ten ton, więc czekała na
dalszy komentarz. - Otwiera pani gabinet masażu.
- Nie takiego jak w dzielnicy czerwonych latarni!
- odparła ze złością. - Zajmuję się masażem leczniczym i relaksacyjnym. I robię to profesjonalnie.
Jakie ma pani kwalifikacje? Jest pani lekarzem?
Tak! - Kipiała złością. Kochała swoją pracę, cieszyło ją, że potrafi pomagać cierpiącym. Nareszcie. A jeśli ten człowiek nie zechce z nią współpracować, ona i tak
zdobędzie klientelę!
Nazywanie się lekarzem jest naruszeniem prawa.
Niech pan to sprawdzi na moim uniwersytecie.
Jaka to specjalizacja?
Niech pan zgadnie. - Co go obchodzą jej dyplomy?
Ona nie kłamie, ani pod nikogo się nie podszywa. Może
nie powinna była pisać tego „Dr"? Długo nad tym myślała, i uznała, że jeśli te dwie litery mogą pomóc jej
zacząć nowe życie, to należy ich użyć. Tyle jej odebrano... ale tego nikt jej nie pozbawi. - Niech pan posłucha. - Czuła, że jej wzburzenie opada, ustępując miejsca świadomości, że gniew niczego nie załatwia. - Żałuję, że nie udało się nam to spotkanie. Ja oblałam pana
farbą, a pan sugeruje, ze jestem dziwką.
Wcale tego nie powiedziałem.
Dał mi pan to wyraźnie do zrozumienia. Niech pan
tam zadzwoni, żeby się upewnić, czy mam prawo tytułować się „doktorem".
Doktorat... z czego? Z wyplatania koszy? To bardzo
mylące w dzielnicy medyków.
Jaka dzielnica?! - Znowu się zdenerwowała. W całym Tambrine Creek było pięć sklepów, jeden pub i jedna
stacja benzynowa. Wysadzana dębami główna ulica koń
czyła się w porcie, gdzie cumowały kutry rybackie. - Tutaj nie ma Harley Street jak w Londynie - zauważyła
cierpko.
12
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
13
Są dwa gabinety.
Dwa. Pański oraz mój. Gabinet lekarski i masażu.
Była tu też herbaciarnia, ale splajtowała dwadzieścia lat
temu. Właściciel bardzo chętnie wydzierżawił mi ten
lokal, a w ratuszu nikt nie ma nic przeciwko mojej działalności. O co panu chodzi? Czy uważa pan, że zepsuję
panu opinię?
Niech się pani tak nie zaperza.
Ja się nie zaperzam - skłamała. - Wyplatanie koszy! Żałuję, że to nie była fioletowa farba i że puszka nie
spadła panu na głowę. Czy za te zniszczone buty poda
mnie pan do sądu? Tutaj nie znajdzie pan prawnika.
Radzę poszukać go poza Tambrine Creek, najlepiej w innym stanie. Bo ja muszę brać się do pracy.
Wylała pani całą farbę.
Nie żałuję! Farba zasycha panu na butach, doktorze.
Radzę zająć się poszukiwaniem terpentyny.
Nie utrzyma się pani z tego interesu.
Zobaczymy. - Gdy pochyliła się, by podnieść z ziemi puszkę, poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Wyprostowała się, by stanąć oko w oko ze starszą panią z koszykiem w jednej ręce i pudlem na smyczy w drugiej, która
z bezgranicznym niedowierzaniem wpatrywała się w nią
i doktora Rochestera.
Ally! - szepnęła. - Ally Lindford. Wróciłaś?!
Kremplinie trudno się oprzeć, zwłaszcza gdy ta krem-plina robi wszystko, by cię udusić. Niespodziewanie głowa Ally została wtulona w największy biust świata. Upłynęło kilkanaście sekund, zanim wywalczyła sobie dostęp do powietrza. Doris Kerr. Czy można zapomnieć o Doris?
Przez lata nosiła w pamięci wszystkich mieszkańców
tego miasteczka. A skąd wziął się ten Rochester? - zastanawiała się, ściśnięta w kokonie z krempliny. Przybysz. Zjawił się tu pod jej nieobecność, która trwała dwadzieścia lat.
- Kiedy wczoraj wieczorem wyprowadzałam Chloe,
na murze było tylko „Dr A" - mówiła pani Kerr, która
w końcu ulitowała się nad Ally i teraz trzymała ją za
ramiona. - Pomyślałam, że to dobrze, że będzie drugi
lekarz, bo nasz doktor Rochester bardzo potrzebuje
wspólnika. Potem doczytałam się, że to będzie masaż.
Bez tego się obejdziemy, pomyślałam. Ale przed snem
zadzwoniłam do Freda, naszego radnego, i dowiedziałam
się, że to nic z tych rzeczy, że to jest masaż leczniczy,
a kiedy mi powiedział, kto otwiera ten gabinet, z radości
nie mogłam zasnąć. Kochana, tak się cieszę, że cię
widzę!
Ally w ostatniej chwili zdążyła rzucić Darcy'emu Ro-chesterowi dramatyczne spojrzenie, bo pani Kerr znowu przycisnęła ją do piersi.
Zdaje się - Darcy kaszlnął - że panie się znają.
Mhm.
Przyjęłaś nazwisko dziadka! Doktor Westruther.
Bardzo ładnie. Nie lubiłam Lindforda. - Zawahała się.
- Wiem, był twoim ojcem i już nie żyje, więc nie należy
źle o nim mówić, ale gdyby twoja matka wróciła do
nazwiska Westruther... - Nie wypuszczając Ally z objęć,
rozpromieniona kobieta spojrzała na Darcy'ego. - To
cudowne, że po tylu latach znowu jest tu doktor Westruther!
Doktor Westruther jest masażystką.
Proszę nie mówić tego z takim obrzydzeniem - warknęła Ally.
14
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
15
Kochana, doktor wcale tak nie myśli - tłumaczyła
jej pani Kerr. - On ma gołębie serce. Czy wiesz, moje
dziecko, że przez pięć lat nie mieliśmy tu lekarza? On jest
bardzo sympatyczny.
Zauważyłam.
Przytrzymałem drabinę - wyjaśnił Darcy. -I upap-
rałem sobie ręce na niebiesko.
Przestraszył mnie pan.
Pani dziadek był tu lekarzem?
Umarł siedemnaście lat temu.
I wtedy Ally wyjechała - poinformowała go starsza
pani. - Przyjechał po nią ojciec i ją zabrał. W żaden
sposób nie mogliśmy go przekonać, żeby ją zostawił.
Ale... zaopiekował się tobą, prawda?
Zaopiekował - mruknęła Ally.
A teraz wróciłaś.
Tak. - Ally z wysiłkiem starała się zapanować nad
emocjami, uśmiechnąć się i przejść do konkretów. -I już
tu zostanę.
Gdzie mieszkasz?
Tutaj. Na piętrze.
Nie wierzę! - przeraziła się pani Kerr.
Naprawdę. - Jak jej wytłumaczyć, że zdarzało jej
się mieszkać w gorszych norach. - Mam bardzo miłego
sąsiada.
To prawda. - Pani Kerr wyczuła rezerwę w jej
głosie. - Mam wrażenie, że doszło między wami do
jakiegoś nieporozumienia.
Oblała mi buty farbą - pożalił się doktor Rochester.
Nie zrobiła tego umyślnie. - Pani Kerr powiodła
po nich wzrokiem, po czym spojrzała na drabinę. - Moje
dziecko, ta drabina wygląda mi bardzo niepewnie.
Już jej to mówiłem.
Wiesz co, kochana? - Starsza pani myślała bardzo
szybko. - Wszystkie kutry są teraz na przystani, bo po
południu jest pogrzeb Charliego Hammera. Do stypy
wszyscy będą trzeźwi. Przyślę tu paru krzepkich chłopaków, żeby dokończyli malowanie. Co ty na to? I żeby
zrobili wszystko, co tu trzeba zrobić. Chyba pamiętasz,
że bardzo szanowaliśmy twojego dziadka? Wszyscy się
ucieszą, że wróciłaś. I z tego, że jesteś lekarzem.
Masażystką - uściślił Darcy Rochester.
Masażystką też może być lekarzem. - Ally rzuciła
mu wyniosłe spojrzenie.
Czy pani na serio zamierza żyć z masażu?
Oczywiście.
Nikt do pani nie przyjdzie.
Ja przyjdę - oznajmiła pani Kerr. - Masaż dobrze
mi zrobi. Wprawdzie jeszcze nigdy go nie brałam, ale
brzmi to zachęcająco. Niedawno nawet mówiłam Har-
ry'emu, że przydałoby mi się rozmasować zbolałe stawy.
Na pewno zrobiłoby mi to lepiej niż te proszki od doktora
Rochestera. Wierzę w pana najlepsze intencje, ale wnuczka doktora Westruthera... Strasznie się cieszę. Gloria
też do ciebie przyjdzie, jak tylko się dowie, że jesteś, bo
artretyzm żyć jej nie daje. Moja Beryl... Przyjdą tu wszyscy! Zaraz im o tobie opowiem. Co za radość! Chloe,
idziemy!
Darcy Rochester bezradnie spoglądał na Ally.
Niech pan lepiej idzie do siebie i zmyje tę farbę. Bo
do końca życia będzie pan taki niebieski.
Pani jest stąd?
Tak.
I otwiera pani gabinet masażu.
16
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
17
-Taki mam zamiar.
W porządku. Ale niech pani usunie to „Dr". Ono
jest mylące.
Dlaczego?
Bo ja tu jestem lekarzem.
I nie życzy sobie pan intruza na swoim terytorium?
Gdyby się zjawił, przyjąłbym go z otwartymi ramionami. -Czy pani wie, jak wielki obszar obsługuję?
Padam na nos. Ale pani mi nie pomoże.
To prawda, pomyślała. Ale powinna mu uprzytomnić, że ona także potrafi leczyć.
Jeśli przyjdzie do mnie ktoś ze złamaniem albo
ukąszeniem węża, na pewno go do pana skieruję - powie
działa. - Mam nadzieję, że pan z kolei poleci mnie
pacjentom z bólami mięśniowymi.
Mam ich wysyłać do kogoś, kto udaje lekarza?
Niech się pan tak nie wywyższa.
A pani niech nie oszukuje.
Nikogo nie oszukuję!
Ally, niech pani...
Ta rozmowa do niczego nie doprowadzi, pomyślała.
Muszę dokończyć malowanie - oznajmiła. - A pan
musi zmyć z siebie tę farbę.
Nie wolno pani tego robić.
Zobaczymy. - Westchnęła. - Nie podoba się to
panu, bo mój szyld jest większy.
Niektórzy przestrzegają norm etycznych.
Ich strata - warknęła. - Bardzo przepraszam, ale
wracam do pracy. Postanowiłam, że ten napis będzie
większy.
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę. Szkoda słów. Wiedzieli o tym oboje.
W końcu odwrócił się i ruszył w stronę swojego gabinetu. Zniknął w środku, trzaskając drzwiami. Zostały po nim niebieskie ślady na chodniku.
Ally zastanawiała się, co zrobić. Nic. Zadbać o własny interes. Uśmiechnęła się. Nareszcie jest wśród swoich i nikt nie zmąci jej radości.
KOJĄCY DOTYK
19
ROZDZIAŁ DRUGI
Przez kilka następnych dni Darcy pracował, jakby Ally Westruther w ogóle nie istniała. Co on ma wspólnego z jakąś masażystką? Nic.
Co z tego, że całe miasteczko o niej mówi?
Był teraz bardziej zabiegany niż kiedykolwiek przedtem. Dzięki temu nie myślał o tej niepokojącej kobiecie.
Po pogrzebie Charliego pogoda się załamała, więc rybacy, nie mogąc wypłynąć w morze, uznali, że nadarza się okazja złożyć wizytę lekarzowi. Na dodatek w komunie, która rozlokowała się na wzgórzach nad miasteczkiem i której członkowie nie uznawali nawet szczepienia profilaktycznego dzieci, wybuchła epidemia ospy wietrznej. Troje maluchów miało poważne komplikacje, ale ich rodzice, chociaż odchodzili od zmysłów, odmawiali podania im leków. Chwilami wydawało mu się, że oszaleje. Ale tego nie było w programie. Jeśli przestanie przekonywać ich o konieczności podawania płynów, te dzieciaki nie zostaną komiwojażerami ani astrofizykami lub czymkolwiek, czym zostają dzieci pseudohipisów, jeśli zdołają dożyć wieku dojrzałego.
Do tego wszystkiego całe miasteczko ruszyło obejrzeć szyld gabinetu Ally. Przy okazji przypominało się niektórym, że powinni pokazać panu doktorowi swój stłuczony łokieć albo pogawędzić z nim o Alzheimerze mamusi. Oraz wypytać go, co sądzi o swojej sąsiadce.
Pani Kerr niewątpliwie poinformowała wszystkich
o sceptycznym nastawieniu Darcy'ego, w związku z czym każdy kolejny pacjent opowiadał mu o tłumach, które krzątają się przy urządzaniu gabinetu Ally. Ci najstarsi, którzy ją pamiętali, byli zachwyceni jej powrotem.
Aluzja była bardzo czytelna: Nie zadzieraj z Ally Westruther. Nawet jeśli ma większy szyld.
W porządku, nie będzie z nią zadzierał. Ani o niej myślał. Ale to okazało się niemożliwe.
Nawet jego personel... Betty, rejestratorka, z powodu Ally zalewała się łzami co najmniej dwa razy dziennie.
Doktorze, nie ma pan pojęcia, jak się cieszę, że ta
kruszyna nareszcie wróciła do swoich - chlipała. - Znowu mamy w miasteczku doktor Westruther...
Ona nie jest doktorem.
Był o tym przekonany. Co powiedziała? Niech pan zadzwoni na mój uniwersytet. Dobrze, może ma jakiś doktorat i zapewne ta uwaga o wyplataniu koszy była złośliwa, ale nie robi się doktoratu z masażu. Sprawdził to pięć minut po tym, jak się okazało, że jego buty są nie do odzyskania.
Oznacza to, że doktorat, na który Ally się powołuje, jest z czegoś ezoterycznego, jak obyczaje godowe żuków gnojaków w Północnym Baluczystanie albo analiza porównawcza twórczości Byrona i Tennysona. Nie mogła się z tego utrzymać, więc nauczyła się masażu i używa tego tytułu, by zdobyć klientów.
To tylko domysły. W jej przypadku wszystko jest domysłem. Miejscowi cieszyli się wprawdzie z jej powrotu, lecz nikt nie wiedział, co się z nią działo przez dwadzieścia lat.
- Matka przywiozła ją jako kilkuletnie dziecko do
domu dziadka - mówiła Betty, układając na biurku karty
20
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
21
pacjentów. -Jej ojciec wylądował w więzieniu. Nie znam szczegółów, bo stary doktor Westruther nigdy o nim nie wspominał. Matka wkrótce znowu wyjechała, ale ją tu zostawiła. Potem doktor zmarł i wtedy zjawił się jej ojciec. Kilkanaście rodzin chciało ją przygarnąć, ale on powtarzał tylko: „To moje dziecko i pojedzie ze mną". Nigdy nie zapomnę jej buzi rozpłaszczonej na tylnej szybie jego gruchota. Jej serdeczna przyjaciółka Sue rozpaczała jak opętana. Ten człowiek wyglądał mi na brutala.
Brutal. Darcy skoncentrował się na historii choroby pani Skye. Na jakie badania ją skierować? Mimo to ciągle miał przed oczami twarz Ally. Przypomniał sobie, jak zareagowała, gdy był zły. Skuliła się. Okrutny ojciec? Zdaje się, że całkiem instynktownie rozwiał jej obawy.
To straszne - mruknął.
Czy był pan wobec niej przesadnie szorstki? - zapy
tała rejestratorka. - Doris mówi, że nie był pan zbyt miły.
Nie byłem niemiły. Wylała mi farbę na buty. Teraz
są niebieskie.
Stać pana na nowe.
Większość rejestratorek współczułaby szefowi, gdy
by ktoś wylał mu na nowiusieńkie buty niebieską farbę.
Betty uśmiechnęła się szeroko. Miała sześćdziesiąt lat i była rejestratorką u trzech lekarzy, którzy jak sięgnąć pamięcią, byli na usługach Tambrine Creek i okolic. Znała wszystkich mieszkańców oraz ich życiorysy. Wiedziała, że jest niezastąpiona i może pozwolić sobie na każdą bezczelną odżywkę.
- Prędzej współczułabym Ally - odparowała. - To się
jej należy. Jej dziadek był bardzo surowy, ale obawialiśmy się, że ojciec jest jeszcze gorszy. Myślę, że nie miała
lekko.
Nie powinna się mianować doktorem. •
Niech pan przestanie zadzierać nosa. Dobrze wie
my, że gdyby nie ten „Dr" na szyldzie, nie opędziłaby się
od synalków tutejszych rybaków.
Nie przyszło mu to do głowy.
- Ona nic nie ma - ciągnęła Betty bez litości. - Chłopcy pomagają jej się urządzić. Nie chciała niczyjej pomocy, ale oni w taką parszywą pogodę muszą coś robić.
Pokój na dole już wyszykowali: pomalowane ściany, stół
do masażu rozstawiony, ogrzewanie działa. Wszystko jak
trzeba. Russ Ewing wysadził bezpiecznik, szlifując schodki przed domem, i musiał iść na górę, żeby go wymienić. Ona nikogo tam nie wpuszczała, ale teraz już wiemy
dlaczego. Śpi na materacu.
Schorzenia pani Skye schodziły na coraz dalszy plan, w miarę jak malała zdolność Darcy'ego do koncentracji.
Może jej rzeczy są w drodze.
A może nie. Może ona jest bez forsy.
Jest dorosła. Jeśli pracowała...
Da pan spokój. - Betty pokręciła głową, zdumiona jego tępotą. - Nasza Ally jest bardzo kochana i nie
opuścimy jej w biedzie. Pan też powinien się przyłączyć. Mógłby pan polecić pani Skye jakiś masaż na
podagrę.
Na podagrę masaż nie pomaga.
Panią Skye stać na taki zabieg. Ona się nudzi i cały
czas zamartwia. Nie zauważył pan, że podagra dokucza
jej najbardziej, kiedy córka wyjeżdża do Stanów? Założę
się, że wizyta u Ally poprawi jej nastrój.
Podagry nie można rozmasować - upierał się Darcy.
Panią Skye bolą tylko stopy. Ally wie, które miejsca
można masować.
22
MAR1ON LENNOX
KOJĄCY DOTYK
23
Ally nie ma doktoratu z medycyny.
Skąd pan wie?
Darcy trochę zbyt energicznie odłożył kartę pani Skye na biurko. Marnuje czas, plotkując o kimś, kto absolutnie go nie interesuje.
- Bo gdyby miała, natychmiast wyburzylibyśmy ścianę między tymi budynkami. I ona by tu pracowała, a pod
jej drzwiami ustawiłaby się taka sama kolejka jak do
mnie. Temat uważam za wyczerpany.
Tak jest, panie doktorze. - Berty dygnęła. - Niech
się pan nad tym zastanowi.
Spróbowałbym tego nie zrobić.
Pierwsza płacąca klientka.
Wizyta Glorii Kerr sprawiła Ally ogromną przyjemność. Kobieta powiodła wzrokiem po świeżo pomalowanych ścianach i aż sapnęła z zachwytu.
- Dziecko, jak tu u ciebie ładnie! Doris powiedziała,
że tu jest jak w gabinecie z amerykańskiego serialu i kazała mi tu przyjść. Od tygodnia tyram w ogrodzie. Koniczyna poprzerastała mi trawnik, a ja nie chcę używać
chemikaliów, bo dostają się do wód gruntowych. Krzyż
mi pęka... Rozmasujesz go?
Ally zamierzała oficjalnie otworzyć gabinet dopiero następnego dnia o dziewiątej rano, to znaczy otworzyć drzwi i czekać, aż ktoś przyjdzie, ale w oczach Glorii wyczytała błaganie, a w portmonetce miała równiutko sześćdziesiąt pięć centów. Dobrze byłoby zjeść kolację.
Nagrzała ręczniki i poprosiła panią Kerr, by wybrała sobie olejek. Masaż trwał godzinę, tym bardziej że starsza pani miała sporo guzków po zapaleniach kostno-sta-wowych oraz żylaki, które należało omijać. Dłonie Ally
poruszały się bezbłędnie i cierpliwie, przynosząc ulgę obolałemu karkowi i spracowanym ramionom.
- Masz cudowne palce - szepnęła Gloria Kerr, wstając ze stołu. - Magiczne. Takie ciepłe i delikatne. Czuję
się wyśmienicie.
To w dużej mierze kwestia kontaktu fizycznego, pomyślała Ally. Gloria była siostrą Doris. Jej mąż umarł, zanim Ally wyjechała, a jej jedyny syn Bili był gburowatym rybakiem, który przytulał matkę tylko w dniu jej urodzin i z okazji Dnia Matki. Nikt więcej jej nie dotykał.
Masaż nie zastąpi dotyku kochających rąk, ale pomaga uruchomić bolące stawy. Ally zapełniła pani Kerr parę samotnych godzin w zamian za sprawozdanie z życia miasteczka przez minionych siedemnaście lat.
Dzięki masażowi Gloria będzie tej nocy lepiej spała. Ally z kolei przyjęła zapłatę ze świadomością, że w pełni na nią zasłużyła. Stojąc w progu, patrzyła, jak klientka odchodzi lekkim krokiem. Pomogła jej.
Co więcej, ma pieniądze. I nareszcie się naje!
- Czy pani wie, że pani Kerr ma artretyzm?
Odwróciła się gwałtownie, by ujrzeć Darcy'ego na
progu jego przychodni. Wybierał się z wizytą domową. Wyglądał jak prawdziwy lekarz, gdy z czarną lekarską torbą ruszył w stronę mercedesa zaparkowanego na ulicy. Nowiutki mercedes, pomyślała z goryczą. A ona jeździ obdrapanym stuletnim samochodem dostawczym.
Musi pan stale mnie straszyć?
A co? Tym razem nie ma pani puszki z farbą?
Bardzo tego żałuję - mruknęła. - Owszem, wiem,
że Gloria Kerr cierpi na artretyzm.
Więc może masaż nie jest najlepszym pomysłem.
Niech pan nie uczy starego wróbla z dachu srać
24
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
25
- wycedziła przez zęby, a on oniemiał. - Wiem, co robię. Uważam, żeby nie wyrządzić krzywdy - tłumaczyła, starając się załagodzić sytuację. - Pomogłam jej.
- Ona bierze leki. Jeśli próbuje pani ingerować...
Dlaczego on tak się czepia?
W nic nie ingerowałam. Nie przekonywałam jej, że
od leków przeciwzapalnych skuteczniejsze są ropuchy
zbierane o północy podczas rytualnej ofiary złożonej na
miejscowym cmentarzu. Zrobiłam wywiad medyczny,
byłabym głupia, gdybym jej o wszystko nie wypytała.
Natarłam ją jedynie olejkiem drzewa sandałowego...
To kosztowny olejek.
Podobnie jak mercedes - odcięła się. - Olejek kosztuje około dolara. Jest wliczony w cenę masażu. A ile pan
bierze w ramach kosztów utrzymania mercedesa?
Cholera. Niepotrzebnie mu to wygarnęła. Normalnie nie jest taka pyskata. Dlaczego ten facet wyprowadza ją z równowagi? Bo stoi na progu lecznicy dziadka i piorunuje ją wzrokiem.
Zdaje się, że nie potrafimy znaleźć wspólnego języka - stwierdził.
Na to wygląda.
Jestem przekonany, że jest pani doskonałą masa-żystką.
A ja myślę, że pan jest doskonałym lekarzem - po
wiedziała z wahaniem.
Dobrze by było, żeby się pani ze mną konsultowała
w sprawie moich pacjentów.
Mam pana prosić o pozwolenie dotykania każdego,
kto do mnie się zbliży?!
Nie ma powodu dramatyzować.
Są wszelkie powody! - wybuchnęła. - Jestem tera-
peutką, a nie szarlatanką. Kieruję się tą samą zasadą co inni lekarze. Przede wszystkim nie szkodzić. Myślę, że lepiej będzie, jak pan wsiądzie do tego luksusowego auta i pojedzie tam, dokąd ma jechać. Bo ja mam co robić.
Zdecydowanie. Musi kupić stek. Wielki stek. Niemal czuła, jak przez kieszeń parzą ją pieniądze od Glorii Kerr.
Lecz Darcy stał i patrzył na nią jak na kosmitkę. O co chodzi? - zaperzyła się.
Pomyślałem, że...
Że co?
Może powinniśmy bliżej się poznać.
Nie widzę takiej potrzeby.
To jest mała miejscowość - mówił. - Domyślam
się, że zamierza pani tu zamieszkać na stałe.
Pan zjawił się później. Ja jestem u siebie, ale pan
może się stąd wyprowadzi.
Mało prawdopodobne.
Dlaczego?
Bo mi się tu podoba.
- Duża ryba w małym stawie - rzuciła wesoło.
Może jednak należałoby zmienić temat. Nie mogła
pojąć, dlaczego ilekroć się spotkają, muszą się kłócić. Dlaczego na widok tego człowieka przestaje być pacy-fistką?
W pewnym sensie odpowiadała jej ta sytuacja. Oblanie go farbą przy pierwszym spotkaniu pozwoliło jej go obrażać. A może stało się to wtedy, gdy rzucił jej wściekłe spojrzenie, a ona ze strachu aż się skurczyła, na co on dał jej do zrozumienia, że nie będzie żadnych konsekwencji?
Sprzeczka dla samej sprzeczki była dla niej nowością, która nagle jej się spodobała.
26
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
27
Doczyścił pan buty?
Nie.
Jak on pięknie wygląda. Jak bardzo ważny pan doktor. Jak balon, który aż się prosi, by go przekłuć.
Pewnie za mało się pan starał. - Oczy zrobiły mu się
okrągłe. Chyba nie był przyzwyczajony do takich przytyków. - Ja chodnik domyłam. - Jego twarz mieniła się
teraz różnymi emocjami. - Tak długo szorowałam, aż
farba zeszła. Potrafię być przydatna. I zdarza mi się nie
szkodzić.
Ja wcale nie...
Owszem, tak.
Spojrzał na nią spode łba, zerknął na zegarek, po czym znowu spiorunował ją wzrokiem. Ona tymczasem zastanawiała się, dlaczego dokuczanie mu sprawia jej przyjemność.
Musimy porozmawiać - przemówił w końcu.
Dlaczego?
Są pewne sprawy, o których powinna pani wiedzieć.
O każdym pana pacjencie?
Jasne, że nie o wszystkich. Jeśli ma pani trochę
czasu...
Muszę zjeść kolację.
Znowu popatrzył na zegarek.
Dopiero piąta - stwierdził.
To prawda, ale ona nie jadła lunchu. A ma w kieszeni na porządny stek.
- Wie pani co? - zaczął. - Nie jadłem lunchu...
Ale heca!
- Po drodze chciałem wpaść do sklepu po kanapkę.
Przechodziła pani wietrzną ospę?
Dziwne pytanie.
Nie.
Cholera.
Ale jestem zaszczepiona.
W pani wieku? -.Chyba się spłoszył. - Szczepienia
dzieci wprowadzono dopiero piętnaście lat temu.
Zaszczepiłam się niedawno, jako osoba dorosła. -
Był to obowiązek wszystkich lekarzy pracujących w izbach przyjęć, ale po co mu taka informacja?
Ach tak. To bardzo dobrze się składa.
Dlaczego?
Zamierzałem zaproponować pani kanapkę oraz wyprawę na wzgórza.
Czy to jest propozycja nie do odrzucenia?
Czy pani mnie słucha? - zapytał, a ona miała ochotę
się roześmiać. Propozycja? Raczej nie. On nawet chyba
nie zauważył, że ma do czynienia z kobietą.
Słucham, słucham.
W komunie, tam na wzgórzach, mam troje poważnie chorych dzieciaków. Zachorowały na ospę, ale nie
mogę zwieźć ich do szpitala, bo rodzice nie wyrażają
zgody. - Widząc jej zdumienie, dodał: - Mam jeszcze
kilka domowych wizyt, więc nie mam czasu teraz rozmawiać o problemach, na jakie może pani się tu natknąć.
Ta komuna jest kwadrans drogi stąd. Pojedzie pani ze
mną, żebyśmy mogli porozmawiać?
Wodziła wzrokiem to na niego, to na mercedesa.
Potem spojrzała po sobie. Była ubrana w dżinsy i T-shirt, ale czuła, że nie jest to strój, jakiego ten facet oczekuje od kobiety, z którą się umawia.
Randka z ospą wietrzną? No, do tego jeszcze kanapka. Gratis. Oraz przejażdżka bardzo eleganckim samochodem.
28
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
29
Zgoda - odparła, udając obojętność, i popatrzyła na
zegarek. - Mam przerwę między klientami.
O której ma pani następny zabieg?
To pilnie strzeżona tajemnica. Czy zamiast kanapki
mogę dostać grzankę?
Piętnaście minut później mknęli na północ. Po drodze Ally pochłonęła dwie piętrowe grzanki z szynką, podwójnym serem i pomidorem. Darcy zadowolił się kanapką z sałatą. Jakie to prozaiczne. Skończył jeść pierwszy i teraz od czasu do czasu zerkał na Ally, która delektowała się czekoladowym shakiem.
Ma pani tasiemca?
Omal się nie zakrztusiła.
Dlaczego miałabym mieć tasiemca, doktorze?
- Pierwszy raz w życiu widzę takiego chudzielca z takim apetytem.
-Krótko pan żyje.
Zżerają panią nerwy?
Nie zżerają mnie nerwy. - Dopiła shake'a.
Wobec tego jest pani bulimiczką - skonstatował.
Jestem bulimiczną dziwką. Musi pan zadawać takie
osobiste pytania?
Kierowała mną ciekawość.
Nie zamierzam jej zaspokajać. Nie, doktorze, nie
mam bulimii. Jestem obrzydliwie zdrowa. Niech pan
odłoży na bok swoje pytania i wytłumaczy mi, dlaczego
zabrał mnie pan na tę wyprawę do zadżumionych. Chyba
nie zażyczyli sobie masażu? Masowanie krost wzmaga
świąd.
Widzi pani... - Zawahał się, a ona czekała. Fantastyczne auto, pomyślała. Gdyby miała gabinet lekarski
przy głównej ulicy w takim miasteczku jak Tambrine Creek, to być może... Aha, na pewno, w grudniu po południu.
Czy w końcu powie mi pan, o co chodzi?
W tym miasteczku mieszka parę bardzo łatwowiernych osób...
Naprawdę?
Proszę dać mi dokończyć. Nie było tu pani przez
dwadzieścia lat.
Uważa pan, że wykorzystam tych ludzi?
- Postawiłem pani grzanki - przypomniał jej.
Odstawiła kubek po shake'u, położyła dłonie na kolanach i wbiła wzrok w przednią szybę.
W zamian za grzanki zamieniam się w słuch. Ale
tylko dlatego, że były z podwójnym serem. A zatem proszę mówić.
Muszę przedstawić pani sytuację życiową paru
osób.
Słucham.
Na początek Ivy Morrison, rencistka. Jest lekko
upośledzona na umyśle, piekielnie łatwowierna, i na skutek tego kupuje każdą nowość, o której się dowie.
W związku z tym stale ma kłopoty finansowe. Jestem
przekonany, że natychmiast się do pani zgłosi.
Przyjmę ją z otwartymi rękami.
Ale jej nie stać na masaż.
To mam jej powiedzieć: „Przykro mi, pani Morrison, ale doktor mnie ostrzegł, że jest pani za biedna na
masaż"?
Wcale nie...
- To by ją obraziło - wyjaśniła.
- Tak, ale...
30
MARION LENNOX
- Za pierwszym razem ją przyjmę. Wezmę od niej
gotówkę, bo nie mogę sobie pozwolić na udzielanie kredytów, ale mogę jej wyjaśnić, że częste masaże nie są
wskazane dla osób tak zdrowych jak ona oraz zaproponować jej zabiegi w dniach poprzedzających wypłatę renty.
Nigdy zaraz po wypłacie. Może być?
Darcy milczał przez dłuższą chwilę.
Zna pani ten mechanizm? - zapytał w końcu.
Oczywiście. -I to jak dobrze. Pamiętała, jak przez
kilka dni po otrzymaniu zasiłku objadała się do nieprzytomności, a przed wypłatą głodowała.
Zrobi to pani dla niej?
Jasne. Dla każdego, kto wymaga takiej opieki. To są
moi ludzie i moje miasteczko. Nikogo tu nie wykorzystam.
Naprawdę czuje się pani cząstką Tambrine Creek?
Tylko tutaj miałam prawdziwy dom. - Uznała, że
należy zmienić temat. - A pan? Wiem tyle, że pana matka
była romantyczką oraz że ma pan piec na drewno. Co
jeszcze?
Słucham?
Jaki jest dalszy ciąg tej historii?
Nie rozumiem, o co pani chodzi.
Nie jest pan żonaty. Wiem od Glorii, że mieszka
pan w domu lekarza z dwoma psami i kilkoma kurami.
Bo to łatwiejsze niż żona i dzieci - odparł z drwiącym uśmiechem.
Zapewne. Co pana sprowadziło do Tambrine Creek?
Podoba mi się tutaj.
Dla większości absolwentów medycyny byłoby to
zesłaniem, tym bardziej że w miastach można znaleźć
bardzo dobrą pracę. Gloria mówi, że przyjechał pan tu
pięć lat temu.
31
KOJĄCY DOTYK
Już powiedziałem, że mi się tu podoba.
Musi być jakiś powód, który pana tu przygnał.
Jak pani to ujęła? „To pilnie strzeżona tajemnica"
- rzekł poważnie. Zerknąwszy w jego stronę, zauważyła,
że kłykcie palców zaciśniętych na kierownicy aż mu po
bielały. Oho, kryje się za tym jakiś dramat, pomyślała. To
znaczy, że oboje przed czymś uciekamy. - Jesteśmy na
miejscu - oznajmił Darcy, wjeżdżając na polną drogę.
- Oni tu mieszkają? - spytała z niedowierzaniem,
a on przytaknął. - Ta ziemia należy do Garetha Hatfielda.
Przynajmniej kiedyś do niego należała.
~ Gareth Hatfield? Pierwszy raz o nim słyszę.
- Hatfield... Jego syn przyjaźnił się z moim ojcem.
- Zawahała się, po czym zaczęła jeszcze raz. - Stary
Hatfield był bardzo bogaty. Wykupił całą ziemię w okolicy, a potem ją sprzedawał z ogromnym zyskiem. Miejscowi twierdzili, że na pewno znajdzie jakiegoś naiw niaka, któremu sprzeda i tę działkę, więc może już mu się
to udało. Czy teraz jest tu woda? Dawniej były tutaj same
kamienie.
- Wodę trzeba nosić z rzeki.
Ally w milczeniu rozglądała się po okolicy. W zaroślach dostrzegła prymitywne szałasy.
Nikogo nie ma.
Są w środku. Między piątą i szóstą kobiety gotują,
a mężczyźni są zajęci medytowaniem.
Ogarnęła ją fala wspomnień. Taka komuna... tutaj... teraz... Zorientowała się jednak, że Darcy bardzo uważnie obserwuje jej reakcję. Co powiedział? Że kobiety gotują.
Szczęściary - mruknęła.
Wolałaby pani gotować niż medytować?
Oczywiście. To lepsze niż robienie czegokolwiek
32
MARION LENNOX
innego. - Z wysiłkiem panowała nad swoim głosem. -Zwłaszcza kiedy mogę zjeść to, co ugotuję. Gdzie są ich samochody?
Tu nie ma samochodów. Oni ich nie uznają.
To jak wożą wodę?
Kobiety ją przynoszą.
Szczęka jej opadła.
Chyba pan żartuje. To ponad pół kilometra pod górę.
Owszem.
Medytowanie jest bardzo fajne - zauważyła pół
głosem. Była przekonana, że po ucieczce Jerome'a z kraju takie wspólnoty przeszły do historii. Ale być może
nadal żyją amatorzy tego stylu życia. Ją napawał wyłącz
nie przerażeniem. - Poczułam nagły przypływ radykalnego feminizmu.
Niech go pani przyhamuje - poradził jej, sięgając
po torbę. - Wartościujące oceny nie są tu mile widziane.
Wobec tego co pan tu robi? - Powoli wracała do
rzeczywistości. - Jest pan mistrzem takich ocen.
Czy to jest jakaś aluzja?
Już pan zapomniał? Do zachłannej bulimicznej
dziwki.
Skończmy z tym. - Uniósł dłonie w pojednawczym
geście. - Ogłaszam zawieszenie broni. Idzie pani ze mną
czy zostaje?
Ma pan do mnie zaufanie? - Jego mina kazała jej
spuścić z tonu. - Zaryzykuję i pójdę z panem. W razie
czego wrócę na piechotę. Skoro te kobiety mogą tu wnosić wodę...
Nie zdążyliśmy porozmawiać o pozostałych pacjentach.
- Takich jak pani Morrison?
33
KOJĄCY DOTYK
Ally...
Zdaje się, że także w drodze powrotnej czekają
mnie same zniewagi. Trudno. Może nadarzy mi się tutaj
okazja, żebym i ja mogła kogoś obrazić.
Ally, proszę...
Tak, wiem. - Wzruszyła ramionami. -Nie wypada.
Niech się pan nie martwi. Będę grzeczna. Żadnego war
tościowania czy brania pieniędzy za masaż. Nikogo nie
skrzywdzę. Shake i grzanki bardzo były smaczne. Zrewanżuję się wzorowym zachowaniem.
KOJĄCY DOTYK
35
ROZDZIAŁ TRZECI
Wszedłszy do szałasu, Ally doznała szoku. Zdążyła już zapomnieć, jak koszmarnie może to wyglądać. Przede wszystkim uderzył ją potworny smród. Różne smrody.
Po podwórku wałęsały się świnie, a przy drzwiach leżała kupa gnoju, nad którą bzyczała chmara much. Wewnątrz śmierdziało dymem i wszystkimi dawno gotowanymi potrawami.
Na pewno brakuje tu dezodorantów. Nie, uznała po chwili, proszku do prania. Ten zaduch ją obezwładniał, jednocześnie przywołując doznania z przeszłości.
Darcy wszedł do środka pewnym krokiem. Bez pukania, bo nie było tam drzwi, tylko otwór między deskami.
- Jak one się czują? - zapytał, nim Ally zdążyła oswoić się z mrokiem.
Dym z ogniska rozpalonego pośrodku szałasu wydobywał się na zewnątrz dziurą w dachu. Średniowiecze, pomyślała ze ściśniętym gardłem. Jak... jak...
Z ciemnościach dostrzegła kobietę w spódnicy do ziemi i z długim warkoczem. Była zaniedbana i... chyba zrozpaczona. W tej samej chwili spod brudnych koców na jednej z ław wydobył się cichy płacz. Chore dziecko? Wygląda jak dziewczynka, uznała Ally, gdy jej wzrok przeniknął zasłonę dymu. Dziecko miało sześć lub siedem lat, jego głowa spoczywała na poduszce z sizalowego worka.
Kobieta nie powitała Darcy'ego. Nawet na niego nie spojrzała. Stała ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Stan Jody się pogorszył - szepnęła.
Wielki Boże. Ally nie mogła się otrząsnąć. Niemożliwe, że to się powtarza... Darcy przykląkł przy chorej.
Nie chce jeść. - Kobieta nie podniosła wzroku.
Piła coś?
Niewiele.
Robi pani bilans płynów?
Tak. - Wyjęła z kieszeni pomięty kawałek papieru
i podała go Darcy'emu.
Margaret, to za mało. - Ujął małą za nadgarstek. Ally
domyślała się, że tętno jest nitkowate i słabe. Chore dzieci
w izbie przyjęć nie płaczą. Są przerażająco spokojne.
Ile to już trwa? - zapytał Darcy.
Trzeci dzień. Pozostała dwójka ma się lepiej.
To już coś. - Darcy wkładał dziewczynce termometr pod pachę. - Zaczęły jeść i pić?
Tak. Ale rączka Marigold jest czerwona. Drapie się
tak bardzo, że zrobiło się zakażenie. Boli ją pod pachą.
Musi pani podać jej antybiotyk.
On nie pozwala.
Darcy przysiadł na piętach. Czekał, aż termometr naciągnie. Do szałasu weszła kura i zaczęła grzebać nieopodal paleniska. Darcy wyjął termometr i się skrzywił.
Wysoka, prawda? - rzekła kobieta zrezygnowanym
tonem.
Taka wysoka temperatura utrzymuje się u niej od
tygodnia. Mała nic nie pije. Margaret, ona musi jechać do
szpitala.
Nie. On nie...
36
MARION LENNOX
On musi się zgodzić. Mała jest odwodniona i trzeba
jej podać antybiotyk.
Niech ją pan podłączy do kroplówki tutaj.
Margaret, wiesz, że to jest niemożliwe. Rozejrzyj
się. To jest przyczyna tej infekcji.
Nic na to nie poradzę. Robimy, co w naszej mocy.
Chcę porozmawiać z Jerrym.
On nie...
Jerry? - Ally znieruchomiała.
Jerry jest szefem tej wspólnoty - wyjaśnił Darcy.
- Składającej się z trzech kobiet i czterech mężczyzn.
Wykonujemy jego polecenia - dodała Margaret.
Nawet jeśli to oznacza, że ktoś może umrzeć? - zapytał Darcy.
Kobieta podniosła dłoń do ust.
Nie.
To nie jest wykluczone.
Nie!
Więc pozwól nam zabrać Jody do szpitala.
Jerry się nie zgadza. Pan już to wie.
Będę zmuszony przywieźć tu przedstawiciela opieki społecznej.
On im też nie pozwoli jej zabrać. Poprzednim razem ukrył się w buszu i pamięta pan, co się stało?
Nawet jeśli złoży pan donos... - Głos jej się załamał.
- Opieka społeczna działa bardzo opieszale. A jak w końcu ktoś się zjawi, to on zachowuje się tak sensownie,
że ten ktoś odchodzi w przekonaniu, że panuje tu do
skonały porządek.
- Ale tak nie jest, prawda?
- N-nie - zająknęła się. - Ale ja jestem sama. Nie
mogę... O wszystkim decyduje grupa.
37
KOJĄCY DOTYK
Marigold, córeczka Lorraine, też jest chora i Lor raine też się niepokoi.
Lorraine nie sprzeciwi się Jerry'emu. Ani Penny,
chociaż jej David też choruje.
Musisz to zrobić. Musicie wszystkie trzy. - Głos
Darcy'ego był zmęczony, jakby po raz nie wiadomo który prowadził tę rozmowę.
Ally wpatrywała się w chore dziecko i czuła, że lada chwila eksploduje. Jerry. Jerome. On jest tutaj?
Gdzie jest Jerry? - zapytała pozornie neutralnym
tonem. Ta sytuacja... Miała wrażenie, że za chwilę się
udusi.
Medytuje - odparła jej Margaret. - Mężczyźni teraz
medytują. Penny i Lorraine przygotowują posiłek w sąsiednim szałasie.
Reszta dzieci jest z nimi? - zainteresował się Darcy.
Tak.
Pójdę do nich. Ale potem zabieram Jody.
Pan tego nie zrobi.
Jeśli mi zabronicie... - Popatrzył na dziecko, które
wodziło wokół nieprzytomnym wzrokiem. - Wiesz, co
się stanie. Raz już to się stało.
To był wypadek.
- Sam się poparzył i wdało się zakażenie, którym nie
pozwoliliście mi się zająć.
Ally oparła się o jeden ze słupów podtrzymujących konstrukcję szałasu, bo ziemia pod nią się zakołysała. Poczuła, że robi się jej niedobrze. Jerome Hatfield. To on. Jerome jest tutaj.
Mały Sam umarł z powodu poparzeń. Boże, ile jeszcze osób ten człowiek skrzywdził?
- Jerry jest w ostatnim szałasie? - zwróciła się do
38
MARION LENNOX
Margaret, która patrzyła na nią ogromnie zdziwiona jej gniewem.
Tak.
Pogadam z nim.
Darcy jednym susem znalazł się przy Ally i chwycił ją za ramię.
Zostaw. Ja z nim się rozmówię.
Na pewno. Do tej pory ci się nie udało. - Była tak
wściekła, że przestała przejmować się czymkolwiek. -
Tutaj umarło dziecko. A teraz kolej na Jody?! W głowie
mi się nie mieści! Puść mnie!
Zaszkodzisz bardziej niż pomożesz. Jeśli Jerome poczuje się zagrożony, wyprowadzi wszystkich do buszu.
Już raz tak zrobił. I wtedy umarł Sam.
I ty do tego dopuściłeś?!
Nie miałem wyboru. Obserwują drogę. Kiedy Sam
zachorował, wezwałem policję, ale nawet policja ich nie
znalazła. Tym razem... Dużo się napracowałem, żeby
Jeny pozwolił mi tu przyjeżdżać.
Ale się zgodziłeś, żeby te dzieciaki tu zostały.
Dorośli byli przesłuchiwani w sądzie opiekuńczym.
- W jego głosie brzmiała nuta rozgoryczenia. - Te kobiety kochają swoje dzieci. Opieka społeczna to wie. A Jeny
zgodził się, żebym raz w miesiącu je badał. Ally, to
obłęd.
Gdy dotarło do niej, że Darcy ma związane ręce, postanowiła skoncentrować się na Jody i jej potrzebach.
Margaret kocha dziecko, myślała, spoglądając na kobietę, ale czy mocniej kocha Jerry'ego?
Kto potrafi go kochać?
- Margaret, nie wierzę, że chcesz być z Jerrym, skoro
on naraża życie twojego dziecka na ryzyko. - Podeszła
39
KOJĄCY DOTYK
bliżej i chwyciła kobietę za ramiona, by spojrzeć jej w oczy. - Nie wierzę w to.
Nie wie pani, jaki on jest - szepnęła Margaret. -
Jestem jego własnością. Wszyscy jesteśmy jego własnością. Kiedy Sam umarł, Penny chciała odejść, ale... wróciła. On nas wszędzie znajdzie.
Boicie się go?
Oczywiście.
To nie jest przypadek przemocy fizycznej - odezwał
się z tyłu Darcy. - Przerabialiśmy to po śmierci Sama.
Margaret mówi teraz to, co słyszysz, ale kiedy zjawia się tu
przedstawiciel władz, cała komuna murem staje za Jerrym.
W porządku. - Ally nabrała powietrza w płuca.
- Margaret, ja go dobrze znam. I sobie z nim poradzę.
Przysięgam.
Jakim cudem? - Darcy patrzył na nią jak na wariatkę.
Margaret, przywołaj tu Penny i Lorraine z dziećmi.
Wszystko się zmieni. Zaraz.
Zniszczy pani...
Niczego nie zniszczę. - Kiedyś i ona bała się Jer-
ry'ego Hatfielda, ale było to prawie dwadzieścia lat temu.
To już historia. Do przeszłości przejdzie również to,
przez co teraz przechodzą te kobiety i ich dzieci. Być
może też mężczyźni. - Długo czekałam na tę chwilę.
Wierzcie mi, załatwię Jerry'ego Hatfielda. Darcy, pożycz
mi komórkę. Bo ja nie mam - dodała, jakby miała do
czynienia z debilem. - Muszę zadzwonić.
Gdy nie zareagował, wyjęła mu telefon z etui na pasku spodni. Wybrała jakiś numer i wyszła z szałasu.
- Jeśli chcesz zobaczyć, co potrafi masażystka, kiedy
postanowi nie szkodzić, to chodź i patrz - rzuciła mu przez
ramię. - Trzeba skończyć z tą tragedią. Natychmiast.
40
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
41
Ruszył za nią, bo nie miał wyjścia.
Już nic gorszego nie może się wydarzyć, pomyślał. Alternatywą była śmierć Jody, a on postanowił nie dopuścić do powtórki historii Sama. Do śmierci chłopca doszło w pierwszym miesiącu jego pracy w Tambrine Creek, lecz do tej pory miał wyrzuty sumienia, że nie zrobił więcej. Wezwał opiekę społeczną, zamiast osobiście tym się zająć, co okazało się fatalne w skutkach.
Lecz o co chodzi Ally? Spoglądał na tę szczupłą kobietę w spłowiałych dżinsach, poplamionym farbą T-shircie i... klapkach! Długie jasne włosy kołysały się miarowo na jej plecach, z każdym krokiem akcentując jej wzburzenie.
Skojarzyła mu się z Dawidem kroczącym na pojedynek z Goliatem. Czy ma ją zatrzymać?
Chyba nie. Sytuacja osiągnęła punkt krytyczny.
Nie miał wątpliwości, że przyczyną gniewu Ally jest sytuacja chorego dziecka. Zatem zareagowała za szybko i zbyt gwałtownie.
Jak ona nazwała Jerry'ego? Hatfield? On znał go jako Jerry'ego Dwyera. Co ona o nim wie?
W tej chwili on może być tylko obserwatorem. Wpadł do szałasu mężczyzn dwie sekundy po Ally, ale ona już działała. W pozostałych dwóch mieszkalnych szałasach panował brud i smród, za to w szałasie medytacyjnym było jaśniej i czyściej. Na rozłożonych na ziemi matach, w kręgu zapalonych świec, klęczało czterech mężczyzn.
Lecz ich blask stopniowo zanikał, ponieważ Ally gasiła je, wgniatając w pył.
- Co jest..?!
Pierwszy podniósł się Jerry. Był to zwalisty mężczyzna pod sześćdziesiątkę, odziany w fioletowy kaftan. Miał
długie włosy i brodę niemal do pasa. Darcy już wcześniej orzekł, że Jerry wygląda trochę jak szaleniec. Budził powszechny strach. Ally jednak się go nie bała. Kopnęła ostatnią świeczkę i stanęła z nim twarzą w twarz.
Jerome Hatfield! - krzyknęła głosem pełnym nienawiści. - Nie myślałam, że cię jeszcze spotkam.
Nazywam się Dwyer. - Był speszony. Nie rozpoznał jej i nie bardzo wiedział, co się dzieje. Nie
zauważył też Darcy'ego, który wsunął się do środka
i ukrył w mroku.
Może powinien teraz porwać Jody? Nie, musi pozostać z Ally. Poza tym Margaret podniesie krzyk. On i tak zabierze Jody do szpitala, ale najpierw musi pogadać z Jerrym.
Nie, nazywasz się Jerome Hatfield - mówiła Ally.
- Nie kłam! Nie podejrzewałam, że będziesz miał czelność tu wrócić! Gdyby twój ojciec się dowiedział...
Odczep się od mojego ojca! - ryknął Jerry. Nic
dziwnego, że jego ryk budził lęk we wszystkich, którzy
znaleźli się w zasięgu jego głosu. - Wynoś się z mojego
domu modlitwy!
Nie wiem, do kogo się modlisz - zniżyła głos do
szeptu, który zabrzmiał równie groźnie i skutecznie, jak
jego ryk - ale coś ci powiem. Nikt cię nie słucha. Dlaczego ktokolwiek miałby słuchać Jerome'a Hatfielda, jeśli
on nie raczy wysłuchać swoich ludzi? Jeśli pozwala, aby
umierały dzieci.
Wynoś się.
Ally zwróciła się do pozostałych mężczyzn:
Na waszym miejscu dałabym teraz nogę. Samo przestawanie z kryminalistą jest przestępstwem.
Ja nie jestem...
42
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
43
Jesteś. - Nadal nie podnosiła głosu, bo i tak panowała cisza jak makiem zasiał. Nawet kury przestały gdakać. - Wyjechałeś z kraju siedemnaście lat temu, kiedy
wypuszczono cię za kaucją. Byłeś wtedy oskarżony o napad, fałszerstwo, bigamię, kradzież... i Bóg wie co jeszcze. Zniszczyłeś wielu ludzi, w tym dwie żony. Policja
wytropiła cię dwanaście lat temu i okazało się, że to samo
robisz w Stanach. Ale znowu udało ci się uciec i uniknąć
deportacji. Pomyślałam wtedy, że już więcej o tobie nie
usłyszymy, a tu co? Niespodzianka. Niejaki Jerry Dwyer
zamieszkał na jałowym skrawku buszu. Tak jałowym, że
nie można go sprzedać. Ten kawałek należy do twojego
ojca, a ty wiesz, że ojciec spisał go na straty. Więc
wracasz tu, zbierasz wokół siebie garstkę naiwnych i zaczynasz od nowa.
Nie wiesz...
Wiem doskonale - powiedziała znużonym głosem.
- Myślisz, że jestem głupia? Nazywam się Ally West-
ruther, ale tak jak ty zmieniłam nazwisko. Co powiesz
na Ally Lindford?
Lindford...
-Tak jest. Córka Tony'ego Lindforda. Nie dowierzał własnym oczom.
Tony'ego...? Ty jesteś Ally?
We własnej osobie.
Tony nie żyje.
To żadna tajemnica. Ale to cię nie rusza. Tak jak nie
obchodziła cię moja matka ani nikt z twoich ludzi. Jesteś
oszustem.
Olbrzym wziął głęboki wdech.
- Wynoś się z mojego domu!
Puściła to mimo uszu.
Ten człowiek... - mówiła - ten człowiek wysysa
z ludzi wszystko, co się da. - W tej chwili Darcy zorientował się, że stoi za nim grupka kobiet i dzieci. - Ten
człowiek odbierze wam wasze zasiłki. Kiedy go poznaliście, wszyscy byliście na zasiłku, prawda? I dlatego jego
wybór padł na was. On nic wam nie da. Będziecie chodzili głodni, będziecie harowali dla niego jak niewolnicy, ale
on nigdy nie będzie zadowolony. Zawładnie wszystkimi
sferami waszego życia i nigdy tej władzy się nie zrzeknie.
Nigdy.
Oni chcą być ze mną - warknął Jerry.
Oni mają tak wyprane mózgi, że nie myślą samodzielnie. Wykorzystujesz ludzi w trudnej sytuacji, kiedy
są zagubieni. Ale oni mają do kogo się zwrócić. Jest
opieka społeczna, są mieszkania zastępcze. Jest darmowa opieka lekarska dla dzieci. - Machnęła ręką w stronę jednego z mężczyzn. - A ty masz raka skóry na
twarzy. Jeśli wkrótce go nie usuniesz, będziesz oszpecony przez resztę życia. Podejrzewam, że już teraz cierpisz straszliwy ból. Trzeba jak najszybciej zrobić ci
przeszczep.
Mężczyzna przyłożył dłoń do twarzy. Rana była zaogniona i wyglądała na bardzo bolesną.
Już mu to mówiłem - wtrącił Darcy, ale Ally nie
dała mu skończyć.
Nieważne, co mu mówiłeś, bo on nic nie słyszał.
Jerry odrzuca wszystko, co im się powie. Jerry zatkał im
uszy. Ale teraz musicie mnie wysłuchać.
Wynoś się! - Jerry zrobił krok w stronę Ally, jakby
chciał się na nią rzucić. Darcy przysunął się bliżej, lecz
ona zrobiła unik. Czyżby ćwiczyła to wiele razy?
- Śmiertelnie się ciebie bałam. Kiedyś. Ale ci się
44
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
45
wymknęłam. A wy możecie zrobić to teraz. Ten człowiek jest zwyczajnym kłamcą i oszustem. Jeśli dobrze wytężycie słuch, usłyszycie szum silnika. Jerry, to policja. Jest już blisko. Wezwałam ich przez telefon. Co najmniej w dwóch krajach wydano nakazy aresztowania Jerome'a Hatfielda. Powiedziałam policji, gdzie jesteś. Zaraz zostaniesz aresztowany.
Nie... - Brakło mu słów. Odwrócił się do swoich
ludzi. - Wstawajcie! Biegiem! Ścieżką na tyłach!
Jerry, ja wiem, gdzie są te jaskinie - oznajmiła
spokojnym głosem. - To dobra kryjówka, ale nie dla
tych, którzy znają drogę. Ukryj się, gdzie chcesz, a ja i tak
skieruję tam policję. Wy natomiast... - zwróciła się do
pozostałych - mogę wam pomóc. Doktor Rochester też.
Wasze dzieci są chore i wy jesteście chorzy. Jeśli nam
zaufacie, pomożemy wam. Możecie też dalej ufać Jer-
ry'emu i zobaczycie, gdzie to was zaprowadzi.
Cisza.
Jazda! - krzyknął Jerry, rzucając się do wyjścia.
Po drodze natknął się na stertę drewna do paleniska.
Gdy kopnął ją z całej siły, jeden z pieńków uderzył
Ally w stopę, ale ona pozornie nie zwróciła na to uwagi. Darcy ruszył w jego stronę, ale gestem go zatrzymała.
Niech wyjdzie. Nie ucieknie daleko. Nie tym razem. - Jerry zaklął pod nosem, a ona uśmiechnęła się
i zeszła mu z drogi. - Do zobaczenia wkrótce, Jerry.
Ciskając przekleństwa, mężczyzna w fioletowym kaftanie zniknął w zaroślach. Wszyscy stali jak wryci. Dopiero po chwili jeden z mężczyzn jęknął cicho i ruszył za wodzem.
Gdy zajechał wóz policyjny, Ally stała pośrodku gru-
pki przerażonych kobiet i dzieci. Darcy nie mógł jej pomóc, ponieważ natychmiast zajął się chorymi. Podłączył Jody do kroplówki, korzystając z tego, że jej matka była zbyt skołowana, by protestować. Sytuacja powoli wracała do normy pod czujnym okiem Ally.
Gdy Darcy wyszedł z szałasu, w którym leżała Jody, Ally dawała policjantom dokładne wskazówki co do kryjówki Jerry'ego oraz podawała im powody, dla których należy go aresztować. Była tego cała lista plus nakazy aresztowania i przestępstwa popełnione za granicą.
W głowie się nie mieści, czego udało ci się dokonać
- jęknął, gdy umilkła.
Masażystki mają ikrę. - Uśmiechnęła się lekko zażenowana. - Lepiej daj Jody kroplówkę.
Już to zrobiłem.
Masz jeszcze dwoje małych pacjentów.
Dziękuję, pani doktor.
Drobiazg. Do roboty. Ja się zajmę resztą.
Czyżby?
Doktorze - odezwał się sierżant Matheson, którego
przeniesiono do Tambrine Creek mniej więcej w tym
samym czasie, kiedy osiadł tam Darcy - jeśli Ally ma
rację, powinniśmy tego drania aresztować.
Na waszym miejscu przyjąłbym do wiadomości, że
Ally ma rację. Nie wiem, jak to się stało, ale nagle nasza
masażystka zna odpowiedzi na wszystkie pytania.
Przez kilka następnych minut zajmowali się wyłącznie niesieniem ludziom medycznej pomocy. Gdy przyjechała Betty, w jednej osobie rejestratorka i pielęgniarka, Darcy przeniósł Jody do samochodu i pomógł wsiąść Margaret.
- O mnie się nie martw - powiedziała Ally. - Wrócę
z policją.
46
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
47
Ale oni nie wrócą, dopóki nie złapią Jerry'ego.
O to chodzi - odparła z satysfakcją w głosie. - Ja też
wcześniej nie wracam. Będę tu do samego końca. Nawet
gdybym miała sama go szukać.
Dlaczego ona się uśmiecha?
Na wargi cisnęło mu się mnóstwo pytań, ale nie miał czasu ich zadać, bo musiał zjeżdżać na dół.
Godzinę później do szpitala przyjechała Berty z dwójką dzieci, których stan też go niepokoił: Marigold miała ropiejącą ranę na ramieniu i powiększone węzły chłonne, a David wysoką temperaturę. Dzieci przyjechały bez matek.
Ally zawiozła Penny i Lorraine z resztą dzieci do
schroniska - wyjaśniła Betty. - Przekonała je, że zaopiekujemy się tą dwójką. Wychwalała pana pod niebiosa.
Niech się pan wstydzi tego wszystkiego, co pan o niej
wygaduje.
Dajmy temu spokój - mruknął Darcy. Jak ta kobieta
potrafi popsuć człowiekowi nastrój. - Bierzmy się za te
dzieciaki.
Marigold i David zostali umyci i położeni do łóżek. Byli zdumiewająco grzeczni. Wystarczy je nawodnić, podać im antybiotyk i wszystko będzie dobrze, myślał z ulgą. Posadził przy nich pielęgniarkę, która w równej mierze co on była zadowolona z rozwoju sytuacji. Całe miasteczko niepokoiła ta komuna mieszkająca na wzgórzach, ale do tej pory wszyscy czuli się bezradni.
Do tej pory. Aż zjawiła się Ally.
W trakcie sprzątania Betty zdała mu relację z dalszego przebiegu wydarzeń.
- Ally powiedziała policjantom, jak dotrzeć do jaskiń. Złapali go prawie od razu. Zanim zjechałam na dół.
Sierżant otrzymał potwierdzenie wszystkich zarzutów. Ally nic nie przesadziła, jest kilka nakazów aresztowania.
Dlaczego o tym nie wiedzieliśmy?
Bo nikt nie skojarzył, że to on. Pamiętam, jak Je-
rome był dzieckiem, ale kiedy miał piętnaście łat, słuch
o nim zaginął. Nie mieliśmy też pojęcia o istnieniu tych
jaskiń. Podobnie jak te kobiety z komuny.
Betty urodziła się w Tambrine Creek i wiedziała o wszystkich wszystko.
Wobec tego jakim cudem Ally wie? - spytał Darcy.
Nie mam pojęcia. Najważniejsze, że mamy trójkę
dzieciaków w czystych łóżkach. I tym powinniśmy się
cieszyć. Margaret jest tutaj?
Zaproponowaliśmy jej kąpiel pod prysznicem, za
nim daliśmy jej łóżko obok Jody - wyjaśnił Darcy. - Cie
szyła się tym, jakby nigdy wcześniej tego nie robiła.
Potem zasnęła jak kamień. Była potwornie zestresowana stanem córeczki.
Oni wszyscy są strasznie wychudzeni. To dlatego
ospa tak ostro ich zaatakowała.
Pozostali są w schronisku? - zapytał Darcy.
Tak. Z Ally. Pomagała mi ocenić stan wszystkich
dzieci. Jest rewelacyjna.
Wydawało mi się, że ma ci pomagać kobieta z opieki społecznej...
Elsa jest dobra w tym, co robi na co dzień - odparła
Betty - ale nie potrafi przytrzymać dziecka, któremu
trzeba zmierzyć temperaturę.
Ty to robiłaś?!
Marigold chciała mnie ugryźć. One są jak dzikie
kociaki. Za to Ally była wspaniała.
Popatrzył na dwójkę dzieci, które w szpitalnych łóżkach
48
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
49
wyglądały jak aniołki. Marigold zasnęła wyczerpana chorobą, lecz David obserwował ich bacznie.
Dzikie kocięta? Wcale nie dzikie, raczej przestraszone.
- Nie martw się, stary. - Darcy mrugnął do chłopca.
- Ty się nie martwisz, prawda? Twoja mama jest pod
dobrą opieką. Jutro rano ją zobaczysz.
David przytaknął.
- Ally obiecała mamie gorący prysznic i grzanki.
I powiedziała, że jeżeli pojadę z Berty do szpitala, dam się
umyć i położyć do łóżka, to też dostanę grzankę. I jeszcze
coś takiego jak czekolada, ale do picia. Ally powiedziała,
że pan rozdaje najlepszą taką czekoladę pod słońcem.
Jak poskromić dzikie kocięta? Shakiem czekoladowym. To oczywiste. Dlaczego sam o tym nie pomyślał?
Betty, da się załatwić czekoladowego shake'a dla
Davida? - zapytał lekko drżącym głosem. - Lepiej dwa
shaki, na wypadek gdyby Marigold się obudziła. Obawiam się, że i jej Ally go obiecała.
Shaki czekoladowe?
Ze sklepu Beryl. Powiedz jej, że mają być takie
same jak ten dla Ally.
Rozumiem. - Betty przyjrzała mu się podejrzliwie.
- Skoro pan tak mówi.
To nie ja tak mówię - obruszył się - to Ally tak
zarządziła. - Uśmiechnął się do Davida. - Mam jeszcze
kilka wizyt domowych - oznajmił. - Mogę je przełożyć,
oprócz wizyty u pani Lewis.
Marilyn Lewis mieszkała sama. Miała już dwa zawały i należał się jej bajpas, ale ona nie chciała o tym mówić. Ze strachu. Bała się nawet samego bólu serca. Obiecał, że do niej zajrzy. Jeśli nie dotrzyma obietnicy, staruszka jest gotowa ze strachu postarać się o kolejny zawał.
Może znajdę kogoś, kto do niej pojedzie, ale... -
Betty zawahała się.
Wiem, wiem, sam muszę ją zbadać.
Ale powinien pan pojechać też do schroniska. Ally
dała słowo tym dwóm matkom, że zda im pan relację na
temat dzieci. A temu mężczyźnie z raną na twarzy, że
jeszcze dzisiaj pan z nim o tym porozmawia.
Ona za dużo bierze na swoje barki - oświadczył.
Zdecydowanie. - Betty uśmiechnęła się z przekąsem. - I nie powinna była przyczyniać się do aresztowania Jerry'ego.
Nie to chciałem powiedzieć.
Wiem, wiem. Ale jeśli jesteśmy z tego zadowoleni,
to i na resztę powinniśmy się zgodzić. Nie ma potrzeby
lecieć teraz do schroniska. Ona ma wszystko pod kontrolą.
Jakim cudem? - Nie rozumiał, co go tak zirytowało.
- Nawet nie bardzo wiemy, kim jest Ally.
Ona jest wnuczką doktora Westruthera.
Podaje się za doktor Westrumer.
Wie pan co? Wcale bym się nie dziwiła, gdyby
okazało się, że to jest prawda. Ma bardzo profesjonalne
podejście do dzieci.
Ona jest profesjonalną masażystką.
Niechże pan się opanuje! Robi fantastyczną robotę,
niezależnie od dyplomów. Niech pan też zajmie się tym,
co do pana należy i zaufa, że Ally panuje nad sytuacją.
Pojechał do Marilyn Lewis. Dlaczego ta baba nie chce bajpasa? Wcześniej zadzwoniła do niego jej sąsiadka i powiedziała, że pani Lewis źle wygląda. Zatelefonował do pani Lewis z propozycją, że wyśle po nią karetkę, ale odmówiła.
50
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
51
Nie pojadę do szpitala. To tylko ból w klatce piersiowej. Już się do niego przyzwyczaiłam.
Sąsiadka twierdzi, że pani się poci.
Bo jest gorąco. Będzie mi bardzo miło, jeśli wpad
nie pan na herbatę. Moja sąsiadka zawsze panikuje.
Nieprawda. Gdyby nie to, że należało w trybie nagłym przewieźć małą Jody do szpitala, Darcy już kilka godzin wcześniej odwiedziłby panią Lewis.
Ją też trzeba hospitalizować. Jak ją do tego przekonać, zastanawiał się po drodze. Nie musiał jednak uciekać się do perswazji, bo gdy wpuściła go do domu, tuż przy drzwiach dostrzegł spakowaną walizeczkę.
- Już myślałam, że pan nigdy tu nie dotrze - ofuknęła
go. - A ja przez ten czas bym umarła.
Przyjrzał się jej podejrzliwie.
Myśli pani o śmierci? - zapytał.
Jeszcze nigdy tak bardzo mnie nie bolało.
Zbadam panią.
- Jak będziemy w szpitalu.
Przyszło mu na myśl, że zaryzykuje.
A może od razu wyślę panią do Melbourne? Po
bajpas.
Nie ma mowy. Niech mi pan lepiej opowie, co się
stało na wzgórzach. Całe miasto o tym gada. Od dawna
wiedziałam, że dzieje się tam coś niedobrego. A teraz
proszę, troje dzieci i jedna kobieta w szpitalu. Podobno
był tam człowiek ze straszną raną na twarzy. Pewnie i on
wyląduje w szpitalu.
To wyjaśnia, dlaczego starsza pani tak pospiesznie spakowała walizeczkę. Niby boi się operacji, ale za wszelką cenę chce być tam, gdzie coś się dzieje. Poprzednie jej pobyty w szpitalu były bardzo nieciekawe,
ale teraz zanosi się na to, że będzie w samym centrum wydarzeń.
Dobrze pani zrobi kilka dni odpoczynku w łóżku
- oznajmił. - Kardiolog przyjeżdża w czwartek i wtedy
panią porządnie zbada.
Bardzo się cieszę - odrzekła spokojnie. - Ale jak
będę w szpitalu, to chciałabym, żeby zrobiono mi masaż.
Podobno Ally jest świetna. Jak pan myśli, czy ona zgodzi
się przyjść z wizytą do szpitala?
Darcy'ego zatkało. Masaż w szpitalu...?!
Nie widzę przeszkód - drążyła staruszka. - A pan?
Nie miałem jeszcze czasu zweryfikować jej uprawnień.
Ma ją pan za oszustkę?
- Nie. - Pomógł jej wsiąść do samochodu.
Przez jakiś czas jechali w milczeniu.
Czy zna pani Garetha Hatfielda? - spytał ją znienacka.
Kiedyś go znałam. Był ode mnie o kilka lat starszy.
Gbur. Miał tu strasznie dużo ziemi, którą wyprzedawał za
ciężkie pieniądze. Nie mieszkał tutaj. Jego syn... ten
drań...
Jerry?
Jerome. Mieszkał z matką. Rzadko tu przyjeżdżał,
ale wtedy dawał się we znaki. Rządził się tu jak panisko.
Przyjaźnił się z ojcem Ally... to znaczy on wydawał
polecenia, a Tony je wykonywał. Ale to nie trwało długo.
Dzieliła ich ogromna przepaść.
Jeny i ojciec Ally byli kumplami? Kolejne pytanie bez odpowiedzi.
KOJĄCY DOTYK
53
ROZDZIAŁ CZWARTY
Dotarł do schroniska dopiero wieczorem, o dziesiątej. W głównej sali przed kominkiem zastał tylko Ally oraz kobietę, która siedziała w fotelu. Ally delikatnie masowała jej głowę.
- Doktorze, spóźnił się pan. Wszyscy już śpią - rzekła z uśmiechem. - Lorraine też zaraz zaśnie.
Też bym zasnął, gdybym czuł te palce we włosach, pomyślał.
Co z dziećmi? - zapytał, wracając do rzeczywistości.
Wyczuł, że Ally czerpie ogromną satysfakcję z wydarzeń
minionego dnia, mimo że on sam nie wiedział dlaczego.
Umyte, nakarmione, leżą w łóżkach. Cała czwórka.
Obejrzałam je i twierdzę, że są zdrowe, chociaż mają
blizny po ospie.
Muszę je zbadać.
Nie budź ich.
Mam polegać na twoim słowie?
Tak. - Nadal spokojnie masowała Lorraine. Ilekroć
widział tę kobietę, rysy jej twarzy były ściągnięte i zatroskane. Teraz wyglądała o wiele młodziej.
Prawda, że Lorraine jest piękna? - Ally najwyraźniej odgadła jego myśli, a gdy kobieta otworzyła oczy,
zwróciła się do niej: - Lepiej?
Nawet nie ma pani pojęcia, jak bardzo - szepnęła
kobieta. - Czy on na pewno...
Jerry siedzi w areszcie i tam zostanie.
Ale bez niego...
Poradzicie sobie - zapewniła ją Ally. - Jest was
trzy. Możecie nadal trzymać się razem. Jeśli połączycie
zasiłki, macie szansę zamieszkać tam, gdzie nie trzeba
nosić wody pod górę i gdzie dzieci będą bezpieczne.
Prawda, doktorze?
Tak, tak. - Darcy nadal miał wrażenie, że znalazł
się w innej czasoprzestrzeni. - A co... z mężczyznami?
Śpią w drugim skrzydle. Niepokoi mnie policzek
Roberta. Trzeba jak najszybciej nim się zająć. Myślałam,
że przyjedziesz wcześniej i dasz mu coś przeciwbólowego, ale po kąpieli i porządnej kolacji powiedział, że
na pewno zaśnie. Nafaszerowałam go paracetamolem.
Dałaś mu...?
Nie powinno mu to zaszkodzić - mówiła dalej, nie
zwracając uwagi na jego zdumienie. - Rano musisz go
zbadać.
Organizujesz mi czas?
- Tak, doktorze - szepnęła potulnie Ally, na co Lorraine cicho się roześmiała.
Lorraine się śmieje. Od śmierci Sama Darcy co miesiąc odwiedzał komunę, ale przez te wszystkie lata Lorraine nawet się nie uśmiechnęła. Patrzył na nią z niedowierzaniem. Oto poczwarka przemienia się w motyla.
Co z Marigold? - W pytaniu Lorraine nie było śladu
niepokoju, jakby masaż Ally zadziałał niczym narkotyk.
- Jak David i Jody?
Dobrze. Stan Jody się poprawia, a Marigold dostała
antybiotyk, po którym rana zacznie się goić. Pożegnałem
się z Davidem, jak siedział na łóżku i pił shake'a.
Widzisz, Lorraine, wszystko pod kontrolą - ode
zwała się Ally. - Mówiłam ci, że doktor Rochester jest
54
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
55
cudowny. Bohater. Z takim imieniem i nazwiskiem nie miał wyjścia.
Posłała mu uśmiech. Lorraine zrobiła to samo. Jakby zawiązały jakiś babski spisek. Wpatrywały się w niego, jak w... przystojniaka z okładki romansidła. Matko święta! Poczuł, że musi uciec z tej sali, zanim stanie w pąsach.
Lorraine, zaprowadzę cię do pokoju - powiedziała
Ally, przerywając krępujące milczenie. - Zaśniesz?
Oczywiście. Nie musi mnie pani odprowadzać,
wiem, gdzie to jest. Czy wie pani, że na moim łóżku leży
elektryczny koc? Nareszcie zasnę w cieple. - Trochę
niepewnie wstała z fotela, odrywając wzrok od Dar-
cy'ego, i chwyciła Ally za ręce. - Nie wiem, jak mam
pani dziękować.
Zrobiłam to samo, co ty będziesz w stanie zrobić za
parę dni.
Bez przesady, pomyślał Darcy. W ten sposób Ally próbuje przywrócić godność tej kobiecie.
- Ja tam się znalazłam przypadkiem - mówiła Ally.
- Teraz już niczym się nie przejmuj. Dzieci są w dobrych
rękach. Podobnie jak wasza przyszłość. Rano przyjdzie
Elsa z dokumentami. A teraz śpij już do oporu.
Zostali sami.
Schronisko wybudowano na przystani. Wielka sala na parterze służyła rybakom do odbywania narad, kiedy istotna była trzeźwość myślenia i pub nie był do tego najlepszym miejscem. Stały tam ciężkie wyściełane fotele ustawione przed ogromnym kamiennym kominkiem. Z okien rozciągał się widok na morze i latarnię morską.
Darcy obserwował Ally, usiłując dostosować się do sytuacji. Była tą samą kobietą, którą parę godzin temu
zobaczył na progu jej domu. Przez ten czas zdążyła być w buszu, przegonić parę kur, wykąpać kilkoro dzieci, pocieszyć paru dorosłych, może nawet trochę popłakać. Jest wykończona, pomyślał. Ale ciągle... piękna.
Odwieźć cię do domu?
O tak - odrzekła słabym głosem, po czym się zawahała. - Co z Jody? Powiedziałeś prawdę Lorraine? Jej
stan naprawdę się poprawia?
Raczej tak. - Dlaczego ona wyprowadza go z równowagi? Trzeba skupić się na Jody. - Ale gdybyśmy jej
stamtąd nie zabrali, jutro o tej porze by nie żyła.
Przecież i tak byś to zrobił. Zamierzałeś ją stamtąd
zwieźć bez względu na konsekwencje.
Owszem.
Domyśliłam się. Ryzykowałeś, że wsadzą cię za
porwanie.
Niewykluczone.
To znaczy, że uratowałam cię od więzienia. - Znowu ten ujmujący uśmiech. - To bardzo ładnie z mojej
strony. Zasłużyłam na kolejną grzankę?
Jesteś głodna?! - zawołał z niedowierzaniem.
Nie żartuj. Ostatni raz jadłam pięć godzin temu,
a nie był to porządny posiłek.
No tak, dla ciebie to była tylko przystawka. Tutaj
nic nie jadłaś?
Kąpałam dzieciaki, kiedy karmiono dorosłych,
a pocieszałam dorosłych, kiedy jadły dzieci. Szefowa
schroniska o mnie zapomniała.
Zawiozę cię do domu.
Wielka mi łaska. - Wyjęła z kieszeni dwa banknoty.
- O dziesiątej wszystkie sklepy są zamknięte. A tak marzyłam o ogromnym steku...
56
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
57
W domu nie masz nic do jedzenia?
Tu mam forsę na zakupy - odparła urażonym tonem. - Wychodziłam do sklepu, kiedy zgarnąłeś mnie
sprzed domu.
Wcale cię nie zgarnąłem.
A jak to nazwiesz? Popsułeś mi plany. Pozbawiłeś
mnie możliwości zakupu pożywienia.
Masz chyba choćby jajko.
Spojrzała na niego spode łba.
Mam herbatę ekspresową.
Hm.
- No właśnie. Wieź mnie do domu. Do woreczków
z herbatą -jęknęła tonem męczennicy. - Na co ja narzekam? Rozgrzeje mnie satysfakcja z dobrze wykonanej
roboty.
-Wsadzenie Jerry'ego do pudła sprawiło ci aż taką przyjemność?
Nie masz pojęcia jak wielką.
Opowiesz mi o nim?
Już wszystko wiesz.
Znam tylko jego działalność w tej komunie. A to nie
kwalifikuje się do nakazu aresztowania.
To prawda - przyznała, uśmiechając się smutno.
- Bardzo też trudno o wyrok. Ale teraz go nie wypuszczą.
Nie po tym, czego ode mnie się dowiedzieli. Teraz nawet
kaucja nie wchodzi w rachubę.
Jak go poznałaś? - zaryzykował, uznając, że teraz
Ally powie więcej niż w innych okolicznościach.
Moi rodzice zadawali się z nim. - Podeszła do
kominka, by podsunąć polano, które sturlało się z paleniska.
Utykasz - zauważył.
Nie utykam.
Utykasz.
Wydaje ci się.
Patrzył na jej stopy w klapkach, gdy nagle przypomniał sobie, że podczas akcji na wzgórzach Jerry kopnął pieniek, który uderzył ją w nogę.
Jerry cię zranił.
Jerry nie jest w stanie mnie zranić.
Ally, usiądź.
Nie...
Popchnął ją lekko na fotel, w którym wcześniej siedziała Lorraine, po czym włączył stojącą nieopodal lampę. W jej świetle Ally wyglądała bardzo młodo. I chyba czegoś się bała.
Ej, nie zrobię ci krzywdy - powiedział.
Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. Daj mi wstać.
- Podniosła się, ale on znowu pchnął ją na fotel.
Siedź,
Jak pies.
Jak ci się żywnie podoba. Pokaż stopę.
- Nic mi nie jest.
Przykląkł i skierował stopę bliżej światła.
Masz tu wielką drzazgę - stwierdził po chwili.
Już mi lepiej. Wiem, że mam drzazgę. Wyjmę ją,
jak się wykąpię.
Za głęboko.
Nie byłoby za głęboko, gdybyś mi nie powiedział,
że jest wielka. Jak wielka?
Nie oglądałaś jej?
Nie miałam czasu. - Wyrwała mu stopę, by obejrzeć
piętę. Taki bezpretensjonalny gest. Która z jego znajomych zrobiłaby coś takiego? Patrzył na jej pochyloną
58
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
59
gbwę i czuł, jak coś bardzo mocno chwyta go za gardło. - Masz rację, wielka. Ale wyjdzie.
Zaraz o to się postaram.
Sama to zrobię.
Ally, nie zrobisz tego peseta. Siedzi głęboko, jest
długa i wygląda na popękaną. Dam ci miejscowe znieczulenie i zrobię to porządnie.
Nie ma mowy.
Jak chcesz. - Odsunął się i patrzył na nią prowokująco. - Tyle zrobiłaś, żeby ratować dziecko z infekcją,
a teraz sama ryzykujesz. Tylko dlatego, że boisz się
znieczulenia.
Nie boję.
Grzeczna dziewczynka.
Uważaj!
Cicho bądź. Ja tu pracuję. - Otworzył torbę.
Nie mogę...
Nie możesz. - Jeszcze raz obejrzał jej stopę, po
czym napełnił miednicę ciepłą wodą z kranu nad umywalką.
Ally już się podnosiła z fotela, gdy spiorunował ją wzrokiem. Rzuciła mu obrażone spojrzenie i... usiadła.
Uważasz, że jesteś niezastąpiony - mruknęła.
Może w istocie... Nie wyobrażam sobie, jak z drzazgą w pięcie można robić masaż.
Trudno, ale...
I żaden olejek nie ma właściwości wyciągania
drzazg.
Odczep się.
Mogłabyś mi okazać chociaż odrobinę wdzięczności - rzucił od niechcenia, uśmiechając się szeroko.
Jestem wdzięczna.
Bardzo dobrze. - Podszedł do niej, napełniając strzykawkę. - Muszę cię ukłuć. Lekko.
Już ja znam to „lekko". Ukłucie w stopę!
Możesz gryźć poręcz fotela.
Wolałabym stek. To nie będzie najprzyjemniejszy
dzień w moim życiu - westchnęła.
Pamiętaj, że dzięki tobie Jerry siedzi w areszcie.
Faktycznie. - Nieco się rozpromieniła.
Przetarł piętę wacikiem, odczekał chwilę, by Ally się przygotowała, po czym wstrzyknął środek znieczulający. Ally przygryzła wargę, po czym kiwnęła głową.
Już.
Grzeczna dziewczynka.
Nie bądź taki protekcjonalny.
Ally, wobec ciebie nigdy nie będę protekcjonalny.
Jesteś fantastyczna.
Mhm.
Tak, tak. Cuda się zdarzają. Odczekajmy chwilę, aż
to zadziała. Tymczasem opowiedz mi o Jerrym.
Ally zastygła w bezruchu z nogą opartą na stołeczku. Stracił nadzieję, że czegokolwiek się dowie, ponieważ pustym wzrokiem zapatrzyła się w ogień. To jest ból, pomyślał, ale to nie stopa ją boli. Przemówi?
Czekał cierpliwie.
- Ojciec zawarł znajomość z Jerrym na długo przed
tym, jak się urodziłam - zaczęła. - Jerome, widziałeś go
przecież, ma przytłaczającą osobowość. Mieszkał w mieście, a przebywał tutaj, kiedy stary Hatfield objeżdżał
swoje ziemie. Kiedy ojciec wyprowadził się do miasta,
odszukał go, a potem nawet razem mieszkali. Na farmie
w Nowej Południowej Walii. Tak to się zaczęło. Widziałeś jego towarzyszy. Mój ojciec był taki jak oni.
60
MAR1ON LENNOX
KOJĄCY DOTYK
61
A matka? - Opanowanymi ruchami obmywał jej
stopę z całodziennego pyłu.
Ojciec poznał ją w Tambrine Creek. Był od niej
0 dwadzieścia lat starszy i wyjechał stąd, zanim ona się
urodziła. Przyjechał tu w jakichś sprawach rodzinnych.
Matka zaszła z nim w ciążę. Dziadek był wściekły. On
łatwo nie wybaczał. Kazał jej ciążę przerwać, więc uciekła z moim ojcem. Pierwsze lata życia spędziłam z Jerrym
i jego ludźmi.
To znaczy, że wiodła taki sam żywot jak Jody i Mari-gold. I dlatego zna to na pamięć. Darcy zastanowił się.
- Czy Jerry... coś ci zrobił? - zapytał półgłosem.
Ściągnęła brwi.
Czy mnie molestował? Nie. Prawdę mówiąc, nie
wiele pamiętam z tego okresu. Tyle tylko, że miałam
cztery lata, kiedy matka mnie tu przywiozła. Nie wiem
dlaczego. Podobno czegoś się bała. Ale sama wróciła do
miasta. Może dalej tatę kochała, a może ciągle była
pod urokiem Jerry'ego... Zostawiła mnie u dziadka na
osiem lat.
Co było potem?
Dziadek umarł. I przyjechał po mnie ojciec.
A matka?
Wtedy była już bezwolną ofiarą. Wypełniała tylko
polecenia innych. Raz się postawiła, wtedy, kiedy wy
\wiozła mnie do dziadka, ale więcej już na to się nie
zdobyła.
Darcy delikatnie przeciągnął paznokciem wzdłuż jej stopy.
Czujesz coś?
Nic.
Wobec tego zaczynam. - Uważnie przyjrzał się
położeniu drzazgi, po czym sięgnął po skalpel, a Ally zamknęła oczy. Na wszelki wypadek. - Czy to znaczy, że od dwunastego roku życia byłaś w komunie Jerry'ego?
- Tak, ale on miał kłopoty. Pewnego razu przywiózł
mnie na wzgórza. Wiedział, że tu jest odludzie. Chodziło
o jakieś narkotyki. Kazał mi siedzieć na szczycie i wypatrywać ludzi, których się spodziewał. Ukrywał się przez
trzy dni, a ja czułam się beznadziejnie samotna. Siedziałam na tej górze ze świadomością, że na dole jest moje
miasto.
Mogłaś zejść na dół.
Tak? Dziadka już nie było. Nie wiedziałam, czy
ktoś mi pomoże. Bałam się, że znowu przyjedzie ojciec
i mnie zabierze. Nie miałam wyboru. Siedząc na tej
górze, byłam wściekła, jak wściekły potrafi być dwunastolatek, któremu kazano robić coś, na co nie ma ochoty.
Obserwowałam Jerry'ego. Czułam, że robi coś wbrew
prawu. Wypatrzyłam jego kryjówki. I wszystko zapamiętałam. Twarze, numery rejestracyjne. Podsłuchiwałam.
Miałam komplet danych. Ale zamieszani w to byli również moi rodzice. Nie mogłam nic zrobić, nie narażając
ich. - Zerknęła na niego niepewnie, lecz on skupił się na
usuwaniu drzazgi.
Potem Jerry uznał... że dorosłam do...
Palce Darcy'ego znieruchomiały.
Ally...
Powinien był się domyślić, że Ally nie należy do kategorii biernych ofiar.
- Pomylił się - wyrzuciła z siebie. - Dziadek ćwiczył
ze mną karate... Wiedział, co robi, prawda? Wyrwałam
mu się. Uciekłam do buszu. Biegłam kilka godzin, aż
dotarłam do najbliższego miasteczka, a tam mówiłam
62
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
63
i mówiłam, i mówiłam. Nie wiem, dlaczego mi uwierzyli. Byłam brudna, posiniaczona i wygłodniała... i dyszałam nienawiścią. Ostatecznie policjanci ruszyli na wzgórza i aresztowali Jerry'ego.
Dzięki tobie. - Boże, dwunastoletnia dziewczynka
przeciwko całemu światu! Wzruszenie ścisnęło go za
gardło. Jednocześnie poczuł chęć dania komuś w mordę.
Nieprzepartą chęć dania komuś w mordę. Dobrze, że
o tym wszystkim nie wiedział, negocjując z Dwyerem.
Ale to na niewiele się zdało. Wypuszczono go za
kaucją, a on zwiał za granicę, pozostawiając za sobą same
zgliszcza. - Spojrzała w jego oczy pełne gniewu i uśmiechnęła się ironicznie. - Doktorze, niechże się pan skupi
na mojej drzazdze.
Racja. Jest w trakcie zabiegu.
Co stało się z twoimi rodzicami?
Przestali być rodzicami - wyznała ze smutkiem.
- Nie byli zdolni zajmować się sobą, nie wspominając
o mnie. Oddano mnie do rodziny zastępczej. I na tym się
kończy moja historia.
To nieprawda, pomyślał, patrząc jej w oczy. Ona ciągnie za sobą taki wielki bagaż, a on potraktował ją jak trzpiotkę z niebieskim szyldem i stołem do masażu. Było mu głupio.
Tutaj nikt nie miał o rym pojęcia. - Pochylił się nad
opatrunkiem. - Nikt nie wie, co się z tobą działo przez te
wszystkie lata.
Dziadek nie był skłonny do zwierzeń. Był bardzo
zamknięty, a Jerome Hatfield był przyczyną naszej rodzinnej tragedii. No, wystarczy tego - mruknęła niemal
szorstko. - Proszę mnie teraz odwieźć do domu. Nie
mogę się doczekać tych woreczków z fusami.
Kiedy się szczepiłaś przeciwko tężcowi?
Dwa lata temu.
Staraj się oszczędzać tę stopę.
- Przez pół dnia nie robię nic innego. Mam wprawę.
Powinien odwieźć ją do domu, ale nie do pustej lo
dówki.
Myślę, że mogę załatwić dla ciebie ten stek.
Jesteś tego pewny?
Mam w zamrażarce pół tuzina steków. W mikrofali
rozmrożą się w kilka minut.
Wydawało mi się, że masz kuchnię na drewno.
To prawda. Kuchnię na drewno oraz mikrofalę.
Mam pojechać do ciebie?
Moje psy świetnie się czują w roli przyzwoitek.
Poza tym... - uśmiechnął się niepewnie - poza tym znasz
karate.
I jeszcze ze dwa japońskie słowa. Jestem poliglotką.
Skoro twoi pacjenci już śpią, możemy się zbierać.
Oni nie są moimi pacjentami - oświadczyła.
Nie jestem pewien. Zaczynam czuć się zbędny.
Dopóki masz steki w zamrażarce, jesteś niezastą
piony.
Całe szczęście, że jeszcze do czegoś się przydaję.
Ale muszę przyznać, że nie wiem, co myśleć. - Zawahał
się. - Podałaś Robertowi paracetamol?
Zajrzyjmy do niego. Mam wrażenie, że ten nowotwór sięga już do kości.
Spojrzał na nią z uznaniem.
Znasz się na medycynie - zauważył.
Uczyli nas tego w szkole masażu.
Jak leczyć nowotwory złośliwe?
Jak je rozpoznawać.
64
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
65
- Od moich czasów sporo się zmieniło w szkołach
masażu.
- Ile ty masz lat? - Wzruszyła ramionami. - Chodźmy do Roberta, Siwobrody. W brzuchu mi burczy.
Robert spał, ale płytko. Gdy Ally otworzyła drzwi jego pokoju, jęknął.
- Do dzisiaj nie dostał nawet jednej aspiryny - szepnęła, nie ukrywając złości. - Kilka lat temu dałoby się to
usunąć bez najmniejszych problemów.
Razem przyglądali się z bliska pokiereszowanej twarzy. Do tej pory Darcy widywał Roberta jedynie z daleka. Kobiety z opieki społecznej wymusiły na Jerrym comiesięczne wizyty lekarza, ale tylko dla dzieci. Dorośli mieli prawo odmówić leczenia i nawet się do niego nie zbliżali.
- Przemyłam ranę i nałożyłam łagodny środek anty-
septyczny - rzekła Ally półgłosem. - Oby nie był zbyt
głęboki. Czeka go poważna operacja, a on strasznie się jej
boi. Mówiłam mu o przeszczepach skóry. Zapewniałam,
że można go uratować.
Skąd ona ma taki szeroki zasób wiedzy medycznej? Przerwała studia? Ukończyła je, ale została skreślona z rejestru lekarzy? Jeśli tak, to używanie tytułu „doktor" byłoby w jej przypadku tak nielegalne, jak i groźne.
Mężczyzna znowu zajęczał.
Obudzę go - zadecydował Darcy. - Zasnął z wyczerpania, ale jak zmęczenie minie, ból nie da mu spać.
Morfina i środek uspokajający?
Uniósł wysoko brwi, a ona odpowiedziała mu tym samym.
Tak jest. - Lepiej nie ciągnąć tego tematu.
Początkowo myślałam, że coś na sen przyda się
także Lorraine i Penny, ale wystarczył masaż. Wątpię, żeby Robert zgodził się na masaż.
- Ja też w to wątpię. - Darcy dotknął jego ramienia.
Mężczyzna zerwał się jak smagnięty pejczem. W jego
oczach szalał strach. Był po czterdziestce, drobnej budowy i bardzo wychudzony, miał rzadkie rudawe włosy, które strzygł chyba sam, na dodatek bez lustra. Wygląda jak z przytułku dla bezdomnych, pomyślał Darcy.
- Spokojnie, Robercie. Jestem lekarzem.
Ujrzawszy Ally, mężczyzna wyraźnie się uspokoił.
W jaki sposób tej dziewczynie udało się zdobyć ich zaufanie w tak krótkim czasie?
Przepraszam, przepraszam, myślałem, że...
Myślałeś, że to Jerry - dokończyła za niego. - Jerry
jest w więzieniu, wiesz o tym.
Powinienem był mu towarzyszyć.
Nie. - Ally przysiadła na brzegu łóżka i dłońmi
nakryła jego ręce. - Niczego nie powinieneś. Cierpisz od
dawna, a Jerry nie dopuścił do ciebie lekarza. Teraz
doktor Rochester ci pomoże. Uśmierzy ból i nareszcie
będziesz mógł się wyspać.
To łóżko jest całkiem wygodne - szepnął Robert.
Kolacja też była niezła. - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Doktor Rochester zajmie się wyleczeniem twojej
twarzy. Ja ją obmyłam, ale pewnie sprawiłam ci jeszcze
większy ból.
Nie jest źle.
Jednak po liniach wokół jego oczu Darcy zorientował się, że to nieprawda.
Mogę panu podać coś na uśmierzenie bólu? - za
pytał.
Ally dała mi jakieś proszki.
66
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
67
Pomogły?
Trochę.
Mogę podać coś silniejszego. A jeśli pan się zgodzi
- Darcy mówił półgłosem, by go nie przestraszyć - w najbliższych dniach wyekspediuję pana do szpitala w Melbourne, bo pańską twarzą musi zająć się bardzo dobry
chirurg.
Za późno. Za bardzo się rozrosło.
Nie. - Głos Darcy'ego zabrzmiał autorytatywnie.
- Na razie nie zagraża oku ani powiece. Można go usunąć. Chirurg wytnie zniszczoną tkankę, a ponieważ po
wierzchnia nowotworu jest spora, konieczny będzie prze
szczep. Wycina się wtedy kawałek skóry z uda i przyszywa na miejsce, żeby ubytek ładnie się zagoił.
Ally już o tym mówiła, ale to się nigdy nie zagoi.
Zagoi się, zagoi - wtrąciła Ally. - Uwierz nam.
Musisz uwierzyć, że możemy ci pomóc.
Ale mnie nie stać...
Pokryje to ubezpieczenie społeczne - oświadczył
Darcy. - Ponieważ nowotwór jest w pobliżu oka, zosta
niesz potraktowany jak pacjent priorytetowy. Będziesz
operowany, jak tylko dotrzesz do Melbourne.
A... a co potem?
Możesz tu wrócić. Jako twoje miejsce zamieszkania
możemy podać adres tego schroniska. Jutro przyjdzie
kobieta z opieki społecznej i z nią porozmawiasz o miesz
kaniu oraz o tym, czy chcesz zostać z innymi, czy nie.
- Widząc w oczach mężczyzny przerażenie, Darcy poło
żył mu ręce na ramionach. - Na razie wystarczy. Czy
mogę zrobić ci zastrzyk? Żebyś nie czuł bólu i żebyś spał
do rana.
- Żebym spał bez bólu i do rana? - zdziwił się Robert.
- Takie czary... - Darcy uśmiechnął się i puścił oko
do Ałly. - Powiem ci w tajemnicy, że chociaż pewna
masażystka potrafi rozwiązać najtrudniejsze problemy,
to lekarze też na coś się przydają. Mogę zrobić ten zastrzyk?
Widać było, że Robert kompletnie nie wie, co myśleć ani co powiedzieć, lecz w jego spojrzeniu nie czaił się już strach. Dano mu nadzieję.
Warto było go budzić, pomyślał Darcy. Obudziłby się przed świtem z powodu bólu i ze świadomością, że jego rak się rozrasta. Zapewne od miesięcy tak zaczynał się każdy jego dzień. Od czekania, kiedy nowotwór dotrze do oka. Obłęd.
Lecz teraz ujrzał światełko nadziei. Na jego zmasakrowanej twarzy pojawił się grymas, który kiedyś zapewne był uśmiechem.
- Może oboje jesteście szaleńcami, ale co tam - mruknął. - Niech mnie pan kłuje, doktorze. Niech działają
czary.
KOJĄCY DOTYK
69
ROZDZIAŁ PIĄTY
Gdy wsiedli do mercedesa, Ally kręciło się w głowie od emocji, które spotkały ją tego dnia.
Nienawiść do Jerome'a Hatfielda wzbierała w niej przez lata, aż osiągnęła punkt krytyczny. I wtedy Ally dokonała kilku dramatycznych zmian i zaczęła od nowa. Tak jej się wydawało. Tego dnia wszystkie złe wspomnienia wróciły do niej z taką siłą, że teraz czuła się kompletnie wypalona.
Jak twoja pięta?
W porządku - szepnęła.
Miałaś dzisiaj bardzo wyczerpujący dzień - rzekł
półgłosem, a ona popatrzyła na niego, jakby ujrzała go po
raz pierwszy.
To niczego nie zmieni - szepnęła. - To, że dano mi
szansę powstrzymania go. Dobrze się stało, ale on zdążył
zniszczyć tylu ludzi...
Twoją rodzinę?
Wszystkich. - Zawahała się. - Dziękuję, że mnie
tam zawiozłeś. To było zrządzenie losu.
Skoro policja go poszukiwała, to dlaczego nie szukali go tutaj?
Bo wiele lat temu wyjechał z kraju. Trudno oczekiwać, żeby przez te lata policja nieustannie przeczesywała
każdy metr posiadłości jego ojca, bo a nuż on wróci i tam
się ukryje.
A opieka społeczna?
Zmienił nazwisko. Ty też nie skontaktowałeś się
z policją.
Nie było powodu - odparł ponuro. - Nie złamał
prawa. Ale te dzieci... Jeśli nie zorientowaliśmy się, że on
je molestuje...
Wątpię, by to robił. Nie interesował się mną do
okresu dojrzewania. Te dzieciaki są dużo młodsze. - Patrzyła przed siebie. - Podejrzewam, że jest bezpłodny.
Żadne z tych dzieci nie jest jego. On wybiera rodziny
patologiczne, jak moja, albo samotne matki. I zachowuje
się jak ojciec ich dzieci. Aż staną się nastolatkami.
Powinienem był...
Nic nie powinieneś. Kiedy Sam umarł, skontaktowałeś się z opieką społeczną. Badałeś dzieci co miesiąc.
I dzisiaj mnie tam zawiozłeś. Więc przestań się obwiniać.
Wystarczy, że ja to robię za nas dwoje.
Darcy uniósł brwi.
- Kiedy miałam dwanaście lat, stałam na skale bezpośrednio nad Jerrym, kiedy kąpał się w strumieniu. Tuż
pod nogami miałam wielki rozchwiany głaz. Pomyślałam
wtedy: „Co by było, gdyby spadł?" - Uśmiechnęła się
niemrawo. - Ale go nie popchnęłam, a Jerry dalej niszczył ludzi. - Wzruszyła ramionami. - Nie rozmawiajmy
o nim. Skupmy się na moim steku.
- Na tym, co w życiu najważniejsze.
Darcy mieszkał w drewnianym domku nieopodal szpitala. Gdy zamknął samochód i się odwrócił, Ally już otworzyła furtkę do ogrodu. Zamknięcie furtki było bardzo chytre. Jakim cudem...?
- Mieszkałam tu przez wiele lat - wyjaśniła, widząc
malujące się na jego twarzy zdumienie. - To jest dom
lekarza. A ja jestem jego wnuczką
Ona tu kiedyś mieszkała?
Mam nadzieję, że dbasz o ten dom - dodała.
Oczywiście.
Zaraz to sprawdzimy. - Nagle drzwi się otwarły
pchnięte przez dwa spaniele. Jekyll i Hyde. Jekyll był
wiekowym czarno-białym, a raczej siwym psiskiem, za
to Hyde był złocisty i znacznie młodszy. Obydwa skakały
radośnie.
Czołem, chłopcy. - Przysiadły, gdy Darcy je głaskał, po chwili jednak rzuciły się obwąchać Ally.
Rozumiem, że to są członkowie twojej rodziny.
A gdzie kury?
Śpią. Nie będę ich budził.
Ally przykucnęła, by przytulić oba uszczęśliwione spaniele. Piękny obrazek. Dwa psy i dziewczyna. Dziewczyna, od której nie można oczu oderwać.
Emocje, jakie ją ogarnęły, gdy znalazła się w domu swojego dzieciństwa, wstrząsnęły jej jestestwem. Wtedy nie było tu psów. Dziadek mawiał, że psy człowieka ograniczają.
Za to Darcy ma aż dwa psy. Prześliczne. Spojrzała na niego, akurat gdy się uśmiechał, i pomyślała...
Lepiej skupić się na psach. Może teraz sprawi sobie psa? Może. Mieszkanie nad salonem jest bardzo ciasne. Wobec tego niech to będzie bardzo mały pies.
Darcy czekał w progu. Zawahała się przed drzwiami. Nie była tam przez siedemnaście lat. Pokochała to miejsce pomimo oschłości dziadka. Jeśli zaszły tam jakieś zmiany...
Nic się nie zmieniło. Weszła do kuchni, a tam było jak za dawnych lat. Tak, wszystko odnowione, ściany świeżo malowane, w oknach wiszą nowe zasłonki, ale też w krat-
kę. Nowością była lodówka i kuchenka mikrofalowa, ale stara kuchnia była w tym samym miejscu, a w rogu stał bujany fotel babci. Dziadek nikomu nie pozwalał na nim siadać, ale Ally bujała się na nim, gdy nie patrzył. Wydawało jej się wówczas, że mama jest niedaleko. Była pewna, że jej matka też w nim siadywała. Kuchnia kaflowa.
Nie wyburzyłeś jej. Robisz na niej grzanki. - O-
tworzyła drzwiczki i zajrzała do środka. - Bardzo chcia
łam, żeby ten piec się nie zmienił. - Teraz zajrzała do
duchówki. - Przez całą zimę rano grzałam tu stopy.
Miałam skórkowe kapcie i piekąc grzanki, trzymałam tu
nogi.
Ja też robię tu grzanki - odparł Darcy. - Teraz
rozumiem, dlaczego pachną starymi kapciami.
Niespodziewanie oboje uśmiechali się beztrosko, zapominając o trudach i troskach minionego dnia.
Ally pospiesznie odwróciła wzrok. Oby zachowali się jak ludzie dorośli i puścili to w niepamięć, pomyślała przerażona. Co mają puścić w niepamięć?
Darcy otworzył zamrażarkę.
Pomóc ci? - wykrztusiła.
Umiem zrobić stek i sałatę. To moje żelazne menu.
Może wobec tego nakarmię psy? - zaproponowała,
nadal mocno speszona. Jak on na nią działa?!
Tak, bardzo proszę. - Jego głos też nie zabrzmiał
pewnie. - Karma jest w worku za kuchennymi drzwiami,
na ganku. Miski też. Półtorej miarki dla każdego. I nie daj
się namówić na dokładkę.
Jestem zwolenniczką surowej dyscypliny. - Wy
chodząc, czuła, że nadal mówi zmienionym głosem. Miała też wrażenie, że ucieka. Przed czym?
72
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
73
Stała tam dłuższą chwilę pod pretekstem, że czeka, aż psy zjedzą, ale tak naprawdę wpatrywała się w nocne niebo, wsłuchiwała w szum morza, wciągała zapach drzew i usiłowała oswoić się z przeświadczeniem, że znajduje się w nierealnym świecie. Może nie powinna tu wchodzić? Z powodu tego, co czuje do Darcy'ego?
Nonsens. Dlatego, że facet nosi takie romantyczne nazwisko, a wygląda jak hollywoodzki gwiazdor? Nie. Nie dlatego. Z powodu jego uśmiechu i tego, jakie robi na niej wrażenie.
Przysiadła na schodku i oparła brodę na kolanach. Nie, mężczyźni tak na nią nie działają. Nie jest zainteresowana romansem. Jeśli ma przetrwać, musi być niezależna.
Jekyll skończył pierwszy, podszedł do niej i otarł się o jej rękę. Pogładziła jedwabistą sierść, a on rzucił jej spojrzenie pełne uwielbienia.
- Bardzo mały piesek - szepnęła do siebie. - Malutki, droga Ally. Cokolwiek większego skończy się katastrofą.
Kiedy Darcy zawołał ją na kolację, okazało się, że steki są wielkości talerza i rozpływają się w ustach.
Pycha. - Oblizała się.
Przyjemnie patrzeć, jak jesz. - Przyglądał się jej
zafascynowany.
- Milcz. Bo jem - oświadczyła z namaszczeniem.
Siedział cicho, ale bacznie ją obserwował, a w jego
oczach czaiły się pytania.
Przecież już mu powiedziała, że to koniec historii. Jeśli on zacznie zadawać jej kolejne pytania, pewnie mu na nie odpowie. Atmosfera tej kuchni, kuchni jej dzieciństwa, wytrącała ją z równowagi. Rozbrajała.
Rozejrzała się dokoła, szukając jakichś drobiazgów,
które coś jej powiedzą o gospodarzu. Odwróci jego uwagę od niej.
Na parapecie nad kominkiem dostrzegła fotografię w ramkach. Młoda szatynka o szarych oczach, szeroko uśmiechnięta. Śliczna.
Kto to jest? - zapytała, a on odwrócił się, jakby nie
wiedział, o kogo pytała, po czym pochylił głowę.
Moja żona.
Ally rozważała w myślach tę odpowiedź.
To jest twoja żona... Masz żonę.
Nie żyje. Umarła sześć lat temu.
To przykre.
Owszem.
Większość ludzi na tym by poprzestała, pomyślała Ally. Ale czy ona kiedykolwiek zawróciła z drogi, która mogła doprowadzić ją do zguby? To jej specjalność.
Co było przyczyną śmierci?
Białaczka.
Cholera.
Masz rację.
I dlatego tu przyjechałeś. Żeby zerwać z przeszłością?
Niewykluczone.
Też była lekarzem?
Owszem. Pobraliśmy się na studiach.
A kiedy umarła, dałeś nogę do Tambrine Creek.
Tak bym tego nie ujął.
Jasne - przyznała. - Ale to bardzo dobra kryjówka.
Jeśli ktoś lubi ciężko pracować.
Ty lubisz.
Lubię uprawiać medycynę, ale... nienawidzę jej,
kiedy mam problemy. Miesiąc temu jedna z ciężarnych
74
MARION LENNOK
KOJĄCY DOTYK
75
zaczęła rodzić w domu, ale mnie nie wezwała. Zadzwoniła trzydzieści godzin później. Straciliśmy to dziecko. Ściągnąłem tu specjalistów, którzy przylecieli śmigłowcem, ale... za późno.
W jego głosie pobrzmiewała złość. Wściekłość.
Gdyby nie ty...
Tak, wiem. Gdyby nie ja, Cindy też by umarła. Ale
czuję się z tym... paskudnie.
Wbrew sobie przykryła dłonią jego rękę.
- Nie dasz rady wszystkich uratować - powiedziała.
- Wiem, że to niemożliwe. Ale mogę próbować.
Zadzwoniła jego komórka. Wstał od stołu, przeprosił
Ally i wyszedł z kuchni. Czuła, że stopa boli ją coraz bardziej oraz że ogarniają senność. Z zawiścią spojrzała na psy drzemiące pod kuchnią. Miała ochotę powiedzieć: „Chłopaki, posuńcie się".
Darcy zakończył rozmowę. Odwróciła się, gdy sięgał po swoją torbę. Wiele lat spędziła z dziadkiem i doskonale wyczuwała, kiedy zanosi się na coś niedobrego. Rzuciła mu kluczyki do samochodu, zanim o nie poprosił.
Dzięki. Przepraszam...
Rozumiem. Idź.
- Wzywają mnie do tego chłopaka, którego aresztowano razem z Jerrym - wyjaśnił. - W celi policyjnej
próbował odebrać sobie życie. Właśnie go odcinają.
Nie miała nic do roboty, więc może pozmywać po kolacji. Bezskutecznie próbowała o niczym nie myśleć.
Kolejny dramat. Ona doprowadziła do aresztowania Jerry'ego, a ktoś inny z tego powodu usiłuje popełnić samobójstwo. Nie, on już musiał mieć takie skłonności. Odkręciła kran tak gwałtownie, że woda chlapnęła na podłogę. Znowu naszły ją wspomnienia. Ojciec...
Kiedy miała dwanaście lat i aresztowano Jerry'ego, ojciec stracił już resztki godności. Wkrótce potem umarł, a ona wyrzucała sobie, że się do tego przyczyniła.
- To nie twoja wina - szepnęła. - To on ich zniszczył,
a ty robiłaś, co mogłaś, żeby ich wyzwolić. Jeśli tym
razem jest za późno...
Zorientowała się, że płacze, więc gniewnym gestem otarła łzy. W tej samej chwili na kostce poczuła zimny psi nos. Odłożyła zmywanie i usiadła na podłodze, by przytulić Hyde'a.
- Muszę mieć psa.
Zadzwonił telefon. To pewnie chłopcy z karetki albo policjanci. Chcą się upewnić, że Darcy do nich jedzie. Uznała, że nie warto się fatygować. Jeden sygnał ustał, gdy rozdzwonił się drugi telefon. Ally podniosła się. Komórka Darcy'ego leżała na kuchennym stole. Dzwonił ten stacjonarny, na ścianie.
Darcy powinien już być na miejscu, więc kto się tak do niego dobija? Niechętnym gestem sięgnęła po słuchawkę.
- Jest pan, doktorze! - zawołał histeryczny kobiecy
głos. - Pani Lewis ma zawał! Jest na oiomie!
Ally stała ze słuchawką w dłoni.
Marilyn Lewis. Dawno, dawno temu pani Lewis prowadziła sklep spożywczy i zawsze miała lizaka dla małej Ally. Sue, jej córka, była najlepszą koleżanką Ally. To Marilyn, a nie jej rodzony dziadek, ją przytulała. I to ona układała ją do spania, gdy dziadek musiał w nocy jechać do pacjentów.
Nie ma wyboru. Rzuciła ścierkę na stół i wybiegła.
Na oddziale panował chaos. Dwoje zaaferowanych pielęgniarzy krzątało się koło łóżka chorej: Leonie się-
76
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
77
działa przy niej ze stetoskopem, a Paul bezskutecznie usiłował podłączyć monitor. Marilyn Lewis leżała bez ruchu z wzrokiem wbitym w sufit.
- Doktorze - zaczął Paul, lecz urwał. - Pani nie jest...
Zdecydowanie nie była doktorem Rochesterem, ale
już wkraczała do akcji.
- Jak długo?
Cztery, pięć minut. Leonie siedziała przy niej, ale
wyszła do toalety, a ja miałem przerwę na kolację.
Historia choroby?
Dwa zawały oraz dusznica. Dzisiaj miała bóle.
Podłącz wreszcie ten monitor! Natychmiast. - Rozejrzała się po sali. To nie to samo co wielki stołeczny
szpital, ale jest wszystko, co potrzeba, pomyślała.
Ale najpierw...
- Pani Lewis. - Potrząsnęła staruszką za ramiona.
- Słyszy mnie pani? - Może to tylko chwilowa utrata
przytomności.
Brak reakcji. Oddech? Przyłożyła rękę do klatki piersiowej. Nieruchoma.
- Maska! - Wyciągnęła za siebie rękę, drugą szukała pulsu. - Podłącz ten monitor!!! Maska! - powtórzyła.
Leonie w końcu się otrząsnęła i wykonała polecenie. Ally rozpoczęła wentylację workiem Ambu, nie odrywając wzroku od klatki piersiowej pacjentki. Powtórzyła tę czynność. Pierś chorej lekko się uniosła, po czym opadła.
- Monitor gotowy - rzekł półgłosem Paul.
Linia na ekranie nie była zupełnie płaska. Wychylała się lekko. Migotanie komór.
- Jest szansa. Paul...
Wiedział, co do niego należy, był doświadczonym
pielęgniarzem, i teraz rytmicznie ugniatał klatkę piersiową pacjentki.
Zastąp mnie przy oddychaniu - poleciła pielęgniarce.
Ale... pani jest masażystką.
Jestem lekarzem. Bierz ten worek! - Ponieważ Leonie nie reagowała, Ally lekko ją uderzyła, by wyrwać ją
z transu.
Leonie drgnęła. Nie miała wyboru, więc posłusznie przejęła od niej worek i zaczęła pompować tlen. Ally przez ten czas sięgnęła po defibrylator.
Pierwsze dwie próby nie przyniosły rezultatu, lecz linia na monitorze nie przestawała drgać. Migotanie komór nie ustało. To rzadko przynosi oczekiwany efekt, pomyślała zrozpaczona. Za kolejnym razem niebieska linia drgała znacznie wyraźniej. Raz, drugi, trzeci...
- Serce pracuje - zameldowała.
To jeszcze nie koniec.
- Tlen na maksimum - rzuciła w chwili, gdy Paul już
otwierał usta.
Jak długo mózg był pozbawiony tlenu? Spoglądając na starszą panią, przypomniała sobie modlitwę, która prawie nigdy jej nie opuszczała w zawodowym życiu.
Boże, spraw...
Chwilę później, jakby w odpowiedzi na jej błaganie, pani Lewis zaczęła oddychać. Samodzielnie i miarowo. Chrapliwie wprawdzie, ale dla Ally był to najpiękniejszy odgłos.
Gdy otworzyła oczy, Ally dostrzegła w nich ból oraz strach. Starsza pani potrząsnęła głową, jakby chciała uwolnić się od maski.
- Niech pani leży spokojnie. To ja, Ally. Miała pani
zawał. Teraz już jest dobrze, ale proszę się nie ruszać.
78
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
79
Pani Lewis spojrzała nieco przytomniej, po czym... się uśmiechnęła.
Ally.
Tak, to ja. - Widząc, jak jej twarz wykrzywia się
z bólu, podniosła wzrok na pielęgniarzy. - Poproszę pięć
miligramów morfiny - powiedziała.
Cisza. Raz jeszcze popatrzyła na nich, a oni tylko wymienili między sobą wystraszone spojrzenia.
- Pięć miligramów morfiny - powtórzyła. - I bez
komentarzy na temat uprawnień. Poproszę o strzykawkę
z pięcioma miligramami morfiny. Zaraz.
Na twarzy Paula pojawił się nieprzychylny grymas.
- Tak jest, pani doktor - mruknął i ruszył do szafki
z lekami.
Ally jeszcze przez dwadzieścia minut krzątała się przy pacjentce. Podłączyła kroplówkę i nie spuszczała jej z oka. Po dwudziestu minutach zadziałała morfina, a monitor pokazywał prawidłową pracę serca.
Leonie gdzieś się ulotniła, za to Paul stale był w pobliżu. Kilka razy chciał coś powiedzieć, lecz Ally za każdym razem kręciła głową. Nie była w nastroju do udzielania odpowiedzi.
W końcu usłyszała to, na co czekała. Szum silników na podjeździe, powitania Leonie i burkliwe odpowiedzi Darcy'ego. Nie chciała go teraz oglądać. Zrobiła, co do niej należy. Od tej chwili przestaje być lekarzem.
- Zmień mnie - poleciła Paulowi, po czym wyszła
z sali.
Znała ten szpital jak własną kieszeń. Tutaj się wychowywała. Jeśli pójdzie w prawo, natknie się na Dar-cy'ego. Wobec tego skręciła w lewo i przez szpitalną kuchnię wyszła na dwór.
Noc była ciepła, niebo wygwieżdżone, a w oddali szumiało morze. Lecz ona tego nie zauważyła. Ani pulsującego bólu w stopie. Spod szpitalnych drzwi biegiem puściła się w stronę domu.
Tymczasem sierżant Matheson spisał się na medal.
Zamknął Jerry'ego i jego wiernego towarzysza Kevi-na w oddzielnych celach i przez cały czas ich pilnował. Jego czujność wzmógł rumor w celi Kevina. Okazało się, że mężczyzna wisi na kocu zaczepionym o stalową ramę drzwi. Sierżant zadziałał natychmiast. Podtrzymując bezwładne ciało, wezwał małżonkę, która podstawiwszy sobie stołek, odcięła nieszczęśnika, po czym przystąpił do reanimacji metodą usta-usta. Gdy Kevin zaczął wreszcie oddychać, przyjechał Darcy.
Kevin miał szczęście. Miękki koc nie uszkodził mu tchawicy i nie popękały mu żebra, co często się zdarza w takich przypadkach. Darcy zaaplikował mu środek uspokajający i wydał polecenie odwiezienia mężczyzny do szpitala.
Wcale nie musiałem go tu trzymać - stwierdził
sierżant. - Mamy nakaz aresztowania Hatfielda, ale nic
przeciwko niemu. Zatrzymałem go, bo chciał być blisko
szefa, a ja wolałem uniknąć dodatkowego zamieszania
w schronisku.
Całe szczęście, że nasłuchiwał pan, co dzieje się
w celach - zauważył Darcy.
Był w bardzo złym stanie. Już miałem zamknąć ich
razem, kiedy Kevin położył rękę na ramieniu Hatfielda,
a ten się odwrócił i go kopnął. Jak bezpańskiego psa.
Wobec tego zamknąłem ich oddzielnie, a sobie wziąłem
książkę do czytania.
80
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
81
Policjant doskonały, pomyślał z uznaniem Darcy. I świetny psycholog.
Darcy jeszcze przez jakiś czas rozmawiał z Mathe-sonem i jego żoną, aby nieco ochłonęli. Zasłużyli na to. W końcu pomógł zapakować śpiącego Kevina do karetki i ruszył za nią do szpitala. Gdzie już czekała na niego kolejna odsłona tej dramatycznej nocy.
- Marilyn Lewis miała zawał? - Zanim Leonie zdążyła rozwinąć temat, ruszył na oddział, spodziewając się
najgorszego.
Lecz tam panował absolutny spokój. Szczegóły tego wydarzenia zrelacjonował mu Paul. Nie do wiary. Darcy zbadał pacjentkę, która smacznie spała. Gdyby nie zbieżne relacje Paula i Leonie, nie uwierzyłby, że coś takiego może mieć miejsce.
Ally wyciągnęła ją z zawału?
Ona jest po prostu fenomenalna - mówił Paul. -
To cholernie dobry lekarz. My nawet nie podłączyliśmy
monitora.
Dlaczego?
Chyba pacjentka go odłączyła. Narzekała, że szumi.
Pewnie wyciągnęła wtyczkę, jak Leonie poszła do toalety, a ja na kolację. Podejrzewamy, że wychyliła się z łóżka, żeby tam sięgnąć, i ten wysiłek prawdopodobnie sprowokował zawał.
Darcy westchnął.
Ona musi zgodzić się na bąjpas - mruknął.
Może nawet się zgodzi. - Paul nad czymś się za
stanawiał. - Czy pan wie, że Ally jest doktorem?
Ma to wypisane nad drzwiami.
Prawdziwym. Medycyny.
To niemożliwe.
Możliwe - upierał się Paul. - Leonie i ja wpadliśmy
w panikę. Ręce mi się tak trzęsły, że nie mogłem podłączyć
monitora, a Leonie jeszcze bardziej spanikowała. Gdyby
nie Ally, pani Lewis już byłaby w kostnicy. Wszystko
wiedziała, krok po kroku... Doktorze, ona to już robiła. I to
nie raz ani dwa.
Niemożliwe - powtórzył Darcy. - Gdzie ona teraz
jest?
Może zwiała do domu? Może nie jest zarejestrowana i boi się, że poda ją pan do sądu?
Za co? Za to, że uratowała panią Lewis?
Poszuka jej pan?
Najchętniej by to zrobił, ale miał inne obowiązki.
Muszę przyjąć Kevina i załatwić transport dla pani
Lewis. Zadzwonię do jej córki, żeby przedstawić jej sytuację. To mi zajmie sporo czasu.
A wolałby go pan spędzić na rozmowie z Ally...
- rzekł domyślnie Paul.
Darcy popatrzył na niego ponuro, po czym ruszył do pracy. Opuścił szpital koło trzeciej nad ranem. Przejeżdżając pod domem Ally, upewnił się, że w jej oknach nie świeci się światło.
Potem, już u siebie, długo nie mógł zasnąć dręczony pytaniami. Czy ona jest lekarzem? Czy nie ma jej w rejestrze? Czy została z niego wykreślona z powodu, na przykład, narkotyków?
Dlaczego on ma o niej tak złe mniemanie?
- Za takie myślenie na pewno rzuciłaby we mnie
puszką z farbą - pożalił się Jekyllowi, który chrapał
w nogach łóżka. - Może na to zasłużyłem?
Pies otworzył jedno oko, machnął ogonem i natychmiast zasnął. Pod łóżkiem chrapał Hyde.
82
MARION LENNOX
- Jeśli Ally nie chce być lekarzem, to może nie powinienem zadawać żadnych pytań - zwrócił się do psów.
Brak odpowiedzi.
Nie będę jej wypytywał.
Jasne, że będę. - Miał ochotę zrobić to natychmiast,
ale zdawał sobie sprawę, że jest środek nocy. Zajmie się
tym z samego rana.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W przeciwieństwie do niego Ally zasnęła natychmiast.
Świadomość, że uratowała życie pani Lewis, rozlewała się przyjemnym ciepłem po jej ciele. Przyćmiła również okropności minionego dnia.
Jerry znalazł się za kratkami. Nie udało się wsadzić go przed laty, ale teraz prędko stamtąd nie wyjdzie. Wszyscy, którym zmarnował życie, dowiedzą się o tym z gazet i pomyślą: To oszust. Szmata.
Może przy okazji złagodzi to w nich przeświadczenie, które im wpoił, że i oni są nic niewarci?
Ta pocieszająca myśl kazała jej wtulić twarz w poduszkę z westchnieniem satysfakcji.
Obudziło ją łomotanie do drzwi. Ósma trzydzieści. Przecież wywiesiła kartkę z informacją, że gabinet rozpoczyna działalność o dziewiątej!
Może to pierwszy klient? Niemożliwe. Przed czasem? Wyskoczyła z łóżka i w rozciągniętym T-shircie podeszła do okna. Na dole stał Darcy obładowany paczkami w asyście obu spanieli i tłukł pięścią w drzwi.
- Otwarcie dopiero o dziewiątej - odezwała się pół
głosem. - Jeśli chcesz masaż, przyjdź później.
Odstąpił od drzwi i spojrzał do góry.
Nareszcie. Dobijam się od pięciu minut.
Spałam - odparła obrażonym tonem.
Wpuść nas.
84
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
85
Nie jestem ubrana.
Przyniosłem ci śniadanie. Jajka, bekon, pomidory,
chleb tostowy, masło, sok pomarańczowy, banany, kawa,
mleko...
Wystarczy. - Z tyłu głowy słyszała ostrzeżenie:
„Trzymaj się od niego z daleka", ale on tam stał na dole,
a na jego twarzy malowała się nadzieja i radość.
Był cudowny. Na dodatek bez krawata. I czarująco się uśmiechał. Wczoraj zasypiała w błogim nastroju, a dzisiaj ten nastrój udzielił się Darcy'emu. Co więcej, oba psy spoglądały na nią z taką samą nadzieją jak ich pan. Jeśli go nie wpuści, straci szansę na przytulenie ich.
Dobra. Dajcie mi pięć minut.
Jedną. Bo potem wszyscy trzej rzucimy się na
bekon.
- Trzy minuty. I ani mi się ważcie dotknąć bekonu!
Chwilę później otworzyła drzwi. Darcy już się nie
uśmiechał.
Co się stało? - zapytała speszona.
Jesteś lekarzem.
Poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek.
Czy uśmiechałeś się do mnie tylko po to, żebym cię
wpuściła?
Nie...
Wobec tego jeszcze raz się uśmiechnij, bo was
wyrzucę. Jest piękny poranek i nie życzę sobie, żebyś mi
go popsuł. - Rzuciła mu pełne złości spojrzenie, po czym
westchnęła, ponieważ nadal się nie uśmiechał. Miał minę, jakby zobaczył ją po raz pierwszy. No cóż, mogła się
tego spodziewać. Sama to na siebie ściągnęła, ale odprawienie od drzwi Jekylla i Hyde'a byłoby zbędnym
okrucieństwem.
No dobrze. Pohamuj swoją ciekawość i wnieś ten
bekon. Czy zamierzasz wszystko rzucić na ziemię
i uciec?
Przyszedłem na wspólne śniadanie.
Wobec tego zapraszam do środka. Ale masz być
miły.
Jasne, że będę miły.
„Jesteś lekarzem" powiedziane takim samym tonem jak „Jesteś wyjątkowo jadowitym i brudnym skorpionem" wcale nie jest miłym powitaniem.
Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Powiedziałam. Poza tym napisałam to wielkimi literami na murze tuż obok twojego gabinetu i o ile dobrze
pamiętam, od razu to zauważyłeś.
Nie chodzi mi...
Nie patrząc mu w oczy, przejęła od niego paczki.
- Za mną, chłopaki - zwróciła się do psów. - Wasz
pan ma problemy z głową. Pomóżcie mi, dopóki nie
zacznie normalnie myśleć. Mam nadzieję, że i dla was
coś przytargał.
Nie odzywała się do niego, zajęta przygotowywaniem śniadania. Czuła jednak, że obserwuje ją tak, jakby nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia.
Dobrze mu tak. Niech i on poczuje się nieswojo.
- Wszedłem w Internecie na stronę Rady Lekarskiej.
Dzisiaj o szóstej rano - odezwał się w końcu.
Odwracała bekon na patelni.
- Super. Rewelacja. Też o tym myślałam. Koniecznie
o świcie. Zanim zasnęłam, pomyślałam sobie: jak wstanę, to zajrzę na stronę Rady Lekarskiej.
Czuła, że Darcy nie ma ochoty na żarty.
- Jesteś w rejestrze lekarzy - oznajmił.
86
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
87
Jak większość medyków.
Obok nazwiska i imienia są tam też wymienione
wszystkie dyplomy i specjalizacje. Potem zadzwoniłem
do kumpla, który na twojej uczelni zajmuje się stażami.
Dowiedziałem się, że nie tylko byłaś wzorową studentką,
ale masz za sobą pierwszą część specjalizacji z położnictwa. Zdałaś egzamin z wyróżnieniem.
Bardzo pracowicie spędziłeś ten poranek. Jestem
pod wrażeniem. Czy twój kolega dziękował ci za to, że
wyciągnąłeś go z łóżka?
Ally, popatrz na mnie.
Muszę pilnować bekonu.
Ally, przestań... - westchnął.
Co mam przestać?
Jesteś dyplomowanym lekarzem, więc co robisz
w takim grajdole?!
Wtedy się odwróciła. Oparła się o kuchenkę i popatrzyła na to, co i on widział. Jej mieszkanie składało się z jednego pokoju. Na podłodze zniszczone linoleum, na nim materac i rozgrzebana pościel. Nieładnie, pomyślała z niesmakiem. Nie pokazuje się gościom niepościelonego łóżka. Ale on przyniósł śniadanie.
Co jeszcze? Składany stół, jedno krzesło i kulawy fotel, który przysunęła do okna, by móc czytać w dobrym świetle. Do tego mała, zapuszczona łazienka.
To jest jej dom. Lecz z czasem w tym pokoju stanie drugi stół do masażu. Jeśli jej się powiedzie. Na razie...
Nazywasz grajdołem moje mieszkanie? - W jej
głosie zabrzmiała groźba. - Czy to miasteczko?
Co stało się z pieniędzmi, które zarobiłaś przez
sześć lat?! I dlaczego nie praktykujesz?
Aby zyskać na czasie, przytuliła się do Jekylla.
Wydałam je na uciechy - odparła po chwili. - I to
była moja własna decyzja.
Steven, ten mój kumpel, powiedział, że byłaś najlepszą studentką. Twierdzi, że mało jest takich dobrych
lekarzy jak ty. Masz konto czyste jak łza. Żadnych pozwów.
Najłatwiej dojść do wniosku, że sąd odebrał mi
prawo wykonywania zawodu.
Wcale tak nie myślałem. Paul z kolei mówił, że
jeszcze nigdy nie pracował z tak świetnym lekarzem.
Uratowałaś pani Lewis życie.
Jak ona się czuje? - Prawdę mówiąc, poprzedniej
nocy wcale nie chciała odchodzić od łóżka pacjentki.
Uciekła ze strachu, ponieważ tak jak teraz, nie była
przygotowana do udzielania odpowiedzi. Ale zawał pani
Lewis...
Dobrze. W południe karetka zawiezie ją do Melbourne. Jej córka, Sue, już jedzie do nas, żeby jej towarzyszyć. Z bajpasem będzie żyła długo i szczęśliwie.
Dzięki tobie.
Cieszę się. A Kevin?
Ma posiniaczoną szyję, ale z tego wyjdzie. Podałem
mu tlen i środki uspokajające. Czeka go psychoterapia.
Całą wspólnotę - zauważyła. - Co z dziećmi?
Sądzę, że Jody kryzys ma już za sobą. Dzisiaj ra
no usiadła i wypiła trochę lemoniady. Pozostała dwój
ka robi postępy. Pozwoliłem matkom zabrać je do
schroniska.
To dobrze - powiedziała przez ściśnięte gardło.
Bekon się przypala.
W tej samej chwili, kiedy ona się wyprostowała, on wyciągnął rękę, by zakręcić gaz. Mimo woli otarła się
88
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
89
o niego. Nic, absolutnie nic nie poczułam, przekonywała się w duchu. Taki elektryzujący dreszcz nie może być przecież wywołany takim lekkim dotknięciem, ledwie muśnięciem.
Ile jajek? - zapytała. - Bo ja... ja dwa.
Jakżeby inaczej? - Gdy podał jej pojemnik, ich
palce się spotkały. Cholera, znowu to niesamowite do
znanie. - Daj, ja to zrobię, a ty przygotuj grzanki.
Przytaknęła. Co się dzieje?
W końcu, w bardzo napiętej atmosferze, przygotowania do śniadania dobiegły końca.
Czy Jerry cię głodził?
Jeny od siedemnastu lat nic nie może mi zrobić
- odrzekła z bladym uśmiechem.
Sama się głodzisz?
Nie.
To dlaczego nic nie masz w lodówce?
Bo wydaję pieniądze na co innego.
Na coś innego niż jedzenie?
Darcy, odpuść sobie. - Wzięła talerz i usiadła w fotelu przy oknie. - Ty masz krzesło i stół. Tyle mogę
zrobić dla dobroczyńcy, który przyniósł śniadanie. - Unikała jego wzroku, zastanawiając się, dlaczego tak na
niego reaguje.
Ally...
Słucham. - Nie powinna była się odzywać, bo
w ten sposób upoważniła go do zadawania pytań. Trudno.
Ally, muszę wiedzieć...
Nie musisz.
Jesteś dyplomowanym lekarzem.
To już wiesz.
Ale ja... potrzebuję...
Czego potrzebujesz? - warknęła.
Pomocy - odparł cicho. - Zdajesz sobie z tego
sprawę. To nie jest rejon dla jednego lekarza.
Mój dziadek sobie poradził, to i ty dasz radę.
Za czasów twojego dziadka było tu dziesięć razy
mniej ludzi. Nie wyrabiam. Ludzie umierają, bo nie mogę
być w kilku miejscach naraz.
To jest szantaż.
Ja cię nie szantażuję, ale chcę zrozumieć, czemu...
Niczego nie musisz rozumieć. Nie jestem lekarzem.
Więc dlaczego płacisz składki?
Dobre pytanie. Ale ona już podjęła decyzję i nic jej nie zmieni.
Śniadanie było wspaniałe. A wczoraj niepotrzebnie
zajęłam się panią Lewis.
Uratowałaś ją.
Tak, i dało mi to ogromną satysfakcję - przyznała.
- Więc nie będę za to przepraszała, ale nie chcę mieć
z tym więcej do czynienia. Już nie jestem lekarzem.
Jesteś.
Nie.
Dlaczego nie?
Nie twoja sprawa.
Gdybym mógł na ciebie liczyć...
Nie licz. Jestem masażystką. Jeśli ktoś przestanie
być maszynistą i otworzy kwiaciarnię, to nikt go nie
poprosi, żeby od czasu do czasu poprowadził pociąg.
W sytuacji kryzysowej na pewno by to zrobił. Gdy
by pociąg stanął w polu.
Może przez pierwsze pół roku. Dopóki by pamiętał,
jak to się robi.
- Ty to pamiętasz.
90
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
91
Z czasem zapomnę. - Wzięła głęboki oddech. - Czy
ci się to podoba, czy nie, w tej sprawie jestem niewzruszona. Zmieniłam się. Jestem dobrą masażystką. Sprawiam, że ludzie czują się lepiej i kocham tę pracę.
To nie ma sensu...
Co? To, że dzięki mnie ludzie lepiej się czują?
Uważasz, że masaż, który wczoraj zrobiłam Lorraine, nie
pomógł? Albo Glorii? Założę się, że dzisiaj spała jak
niemowlę. Darcy, ta praca to ja.
Jesteś lekarzem.
Masażystką.
Uciekasz przed czymś.
A ty nie?
Co chcesz przez to powiedzieć?
Czy nie próbujesz uciec od tragicznej śmierci żony?
O czym ty mówisz?!
- Darcy, nie uciekniesz od przeszłości.
Rozważał jej słowa, po czym jego twarz nieco się
rozjaśniła, jakby dokonał wielkiego odkrycia.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że wróciłaś tu,
żeby stawić czoło przeszłości?
Uff. Był tak bliski prawdy, że Ally aż się skuliła.
Jeśli nawet tak jest, to robię więcej niż ty.
Zarzucasz mi ucieczkę, ale niesłusznie - mówił
cicho. - To był wspaniały związek. Na studiach okazało
się, że Rachel ma białaczkę. Przeżyliśmy razem pięć lat
choroby i remisji, aż w końcu stanęliśmy w obliczu
śmierci. Razem.
Przepraszam...
Rzecz w tym, że ja pozostałem wierny naszym
wspólnym marzeniom. Chcieliśmy pracować na prowincji. I jeśli tylko Rachel czuła się dobrze, jeździliśmy po
kraju i odwiedzaliśmy miasteczka i wsie, gdzie zamierzaliśmy praktykować, gdy ona wyzdrowieje. Ale tak się nie stało. - Mówił głosem bezbarwnym, niemal szorstkim. - Pół roku po jej śmierci przeniosłem się do miejsca, które wspólnie wybraliśmy. Do Tambrine Creek. I ty to nazywasz ucieczką? - Ally zrobiło się głupio. - Ja nie uciekam, Ally. Za to ty... uciekasz od medycyny.
Nie!
Więc dlaczego...?
Zamknijmy ten temat.
O nie. Podaj mi jakiś racjonalny powód. Ally, tutaj
nie trzeba masażystki. Tambrine Creek potrzebuje lekarza.
Ma ciebie.
Moglibyśmy pracować razem. Pacjentów wystarczy dla obojga.
Dlaczego mam z tobą pracować, jak ty tylko na
mnie wrzeszczysz?
Cisza. Impas. Darcy patrzył na nią z rezygnacją.
Dobrze wiesz, że z masażu się nie utrzymasz.
Zobaczymy.
Przyjdzie jedna, może dwie osoby.
Za pięć minut - popatrzyła na zegarek - oficjalnie
otwieram gabinet. A ty przyjmiesz pierwszego pacjenta.
Przepraszam, muszę...
Nagle z dołu dobiegł ich kobiecy głos.
Ally! Zejdź na dół! Natychmiast!
Brak reakcji.
Allyyy!
Moja pierwsza klientka - mruknęła, gdy zaskoczony Darcy wysoko uniósł brwi.
Chciałabyś.
92
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
93
A ty byś chciał, żebym się stąd wyniosła.
Bzdura. Ale jeśli będziesz się reklamować jako
doktor...
Allyyy!
To Betty. - Darcy triumfował. - Moja rejestratorka,
a nie twoja klientka. - Podszedł do okna. - Tu jestem!
- zawołał, po czym zamilkł.
Ally wyjrzała mu przez ramię.
Betty nie była sama. Na ulicy i na chodniku stała co najmniej połowa mieszkańców Tambrine Creek i okolic. Powiewali transparentami, chorągiewkami i balonikami. Niektórzy trzymali półmiski z kanapkami, inni koszyki z kieliszkami, jeszcze inni kartony z butelkami... szampana?
Doktorze - zawołała Betty - co pan tam robi?!
Jestem z wizytą - bąknął, ustępując miejsca Ally,
która wychyliła się tak daleko, że musiał ją przytrzymać.
Witajcie! - zawołała na widok radosnego tłumu.
- Widzę, że zanosi się na przyjęcie!
- Jakbyś zgadła - powiedziała Betty. - Przeczytaj, co
jest na transparentach. Uciszcie się! -I tak byli cicho, ale
gdy Ally ukazała się w oknie, w tłumie zawrzało od
domysłów.
Doktor w sypialni masażystki! Ale heca!
Lecz Betty pełniła teraz funkcję przewodniczącej i nie to było jej w głowie. Przekazała półmisek sąsiadce i przybrała pozę mówcy.
Panie i panowie - zaczęła.
I reszto hołoty! - dopowiedział ktoś z tyłu.
Pragnę opowiedzieć wam o Ally.
No to mów!
Betty rzuciła jej promienny uśmiech, a przy okazji nie
omieszkała zauważyć, że doktor stoi u jej boku, po czym zwróciła się do zebranych:
- Ally jest w Tambrine Creek. Z żalem żegnaliśmy ją
kilkanaście lat temu, więc z tym większą radością pono
wnie ją tu widzimy. Cieszymy się, że postanowiła tu
osiąść i nie posiadamy się z radości, że jest godną następczynią naszego drogiego doktora Westruthera. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wskazała na transparenty.
„Witaj, Ally", „Masaż to jest to" oraz „Kochamy doktor Westruther".
- Ally nie oczekiwała, że otwarciu jej gabinetu będą
towarzyszyły fanfary - ciągnęła Betty. - Ale takie wyda
rzenie nie może obejść się bez uroczystości, tak jak nowy
dom jest nic niewart bez parapetówki. Ally, to jest inauguracja twojej działalności. Założyliśmy też dla ciebie
zeszyt wizyt i wpisaliśmy do niego wszystkich chętnych.
Od jedenastej w dniu dzisiejszym do końca tygodnia
wszystkie godziny masz zajęte. A teraz zapraszamy cię
na wielkie party.
Dziewiąta rano w czwartek to zupełnie idiotyczna pora na przyjęcie, pomyślał Darcy, stojąc na progu swego gabinetu. To na pewno sprawka Betty. W tej samej chwili rejestratorka stanęła tuż obok.
Piękne, prawda? - szepnęła z zachwytem.
Mnie tak nie witaliście.
Panu to nie było potrzebne. Wiedzieliśmy, że jest
pan w żałobie, więc ją uszanowaliśmy.
Jeszcze przed moim przyjazdem tutaj wiedzieliście
o śmierci Rachel?
To jest bardzo małe miasteczko - odparła z prostotą. - Wszyscy wiedzą o wszystkich, a jeśli nie wiedzą,
to są bardzo zaniepokojeni. To dlatego byliśmy tacy
94
MARION LENNOX
wstrząśnięci tym, że przez tyle czasu nikt nie skojarzył, że na wzgórzach mieszka Jerry Hatfield.
Zawiódł wasz system przekazywania informacji? -
Popatrzył w stronę Ally, która stała z kieliszkiem w jednej ręce i ciastkiem w drugiej, podczas gdy ktoś przewlekał jej przez kolczyki nitkę od balonika. - Wiedziałaś,
że Ally jest dyplomowanym lekarzem?
Straciliśmy ją z oczu prawie na dwadzieścia lat.
Wiedziałam o śmierci jej ojca i o tym, że jej matka
regularnie ląduje w szpitalu psychiatrycznym.
Jej matka żyje?
Elizabeth miała ledwie piętnaście lat, kiedy zaszła
w ciążę z ojcem Ally. Jej ojciec, dziadek Ally, szalał
z wściekłości. Miał wobec niej wielkie plany. Chciał,
żeby była jego następczynią jako lekarz. Byłam wtedy
stażystką i tego dnia, kiedy ją zbadał, schodziłam mu
z oczu, bo się bałam, że mnie uderzy. Kazał mi zadzwonić do doktora Newitta, położnika. „Trzeba zlikwidować tę ciążę! Natychmiast!", ryczał do słuchawki.
Ale przez ten czas Elizabeth wyskoczyła przez okno
i uciekła. Myślę, że ojciec Ally na nią czekał, bo zniknęli.
Biedne dziecko.
Próbował ich szukać?
Oczywiście, ale oni przepadli. Może nawet słusznie, skoro chciał wymusić na niej przerwanie ciąży. Kiedy Ally miała cztery latka, Elizabeth przywiozła ją do
Tambrine Creek. Zmieniła się nie do poznania. Jakby
życie z niej uszło. Doktor wcale jej nie pomógł, dręczył ją
przy każdej okazji, a kiedy znowu zniknęła, już jej nie
szukał.
Ale ty wiedziałaś, gdzie ona jest.
Powiedziała komuś, chyba Marilyn Lewis, gdzie
95
będzie, na wypadek gdyby coś się stało doktorowi. Więc kiedy zmarł, zawiadomiliśmy ją. Ale za późno, bo była już bardzo chora.
Na co?
Po prostu się wypaliła. Ojciec przyjechał po Ally,
lecz Elizabeth była skończona. Pisały o tym gazety przy
okazji aresztowania Jerry'ego. Że wpędził ją w chorobę
psychiczną. Oraz że Ally przeniesiono do rodziny zastępczej. - Westchnęła, po czym popatrzyła na Ally w morzu
baloników.
Kto by pomyślał, że tu wróci? Myślę, że w tej
rodzinie trafiła na bardzo zacnych ludzi. Paul opowie
dział wszystkim o tym, co działo się wczorajszej nocy.
Lekarz i masażystka w jednej osobie. - Uśmiechnęła się
i szturchnęła go w bok. - Teraz już nie może się pan
zżymać na ten szyld.
Spojrzał na nią spode łba, naśladując Ally.
Będę się zżymał, ile zechcę - mruknął.
Ponurak! - Berty parsknęła śmiechem. - Zapraszam
na szampana.
Mam pacjentów.
Wszyscy się wypisali, żeby wziąć udział w tej uro
czystości.
Fantastycznie. To znaczy, że po południu będą wa
lili drzwiami i oknami.
Musi pan tak zrzędzić?
Może nie muszę - westchnął. Nadal obserwował,
jak Ally żegluje wśród zebranych jak na rodzinnym przy
jęciu. Chyba jest szczęśliwa, pomyślał i nagle przestał
mieć jej to za złe. Bo niby dlaczego?
Jego to nie dotyczy. Jeszcze pięć dni temu był w tym miasteczku jedynym lekarzem. Nic się nie zmieniło. Nie
96
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
97
ma prawa zmuszać jej do wykonywania tego zawodu. Mimo że nie rozumie jej decyzji, nie wolno mu niczego jej narzucać.
To odkrycie wcale mu nie ulżyło. Nagle poczuł się beznadziejnie samotny, jak w pierwszych miesiącach po śmierci Rachel. Sześć lat wcześniej.
Po co o tym myśleć? Otrząsnął się zdegustowany.
Pojadę teraz do pacjentów, u których miałem być
wczoraj - zdecydował.
Dobrze, ale niech pan wróci na jedenastą.
Dlaczego?
Bo od jedenastej jest pan zajęty - odrzekła z przesadną cierpliwością. - Lepiej, żeby na pana nie... czekali.
Jeszcze przed jedenastą był z powrotem, głównie z powodu pani Lewis. Wszystkie dokumenty związane z jej wyjazdem były już podpisane, więc czekał tylko na jej córkę.
Kevin spał spokojnie. Jak się obudzi, trzeba będzie go namówić na wizytę u psychiatry, ale na razie niech śpi, bo sen to bardzo dobry lekarz. Na koniec zajrzał do Jody. Też spała. Przy jej łóżku siedziała Margaret, jedząc ciastko. Wyglądała na wniebowziętą, więc uznał, że nie należy jej przeszkadzać w tym pierwszym od wielu lat spotkaniu z taką słodyczą.
Potem wylądował śmigłowiec i prawie jednocześnie przyjechała Sue, córka pani Lewis. Gdy pacjentkę ulokowano na pokładzie, Darcy podszedł do Sue, by się z nią pożegnać.
- Żałuję, że nie miałam czasu porozmawiać z Ally - powiedziała - ale muszę lecieć z mamą. Proszę jej podziękować w moim imieniu.
Nie omieszkam. - Zawahał się. - Czy to prawda, że
w dzieciństwie się przyjaźniłyście?
O tak. Często do mnie przychodziła, a jak umarł
stary doktor, moi rodzice chcieli się nią zaopiekować, ale
ojciec ją zabrał z Tambrine Creek. Jej rodzice byli wtedy
w komunie tego potwora Jerome'a. - Zamyśliła się.
- Trudno mi uwierzyć, że tu wrócił. Może to nawet te
emocje przyprawiły mamę o zawał. Bardzo przeżywała
fakt, że Ally oddano do rodziny zastępczej.
Utrzymywaliście z nią kontakt?
Staraliśmy się. - Wzruszyła ramionami. - Wtedy,
kiedy Jerome'a aresztowano po raz pierwszy i Ally wylądowała w rodzinie zastępczej, rodzice wystąpili o prawo
do opieki nad nią, ale sąd uznał, że nie należy rozdzielać
dzieci ze wspólnoty.
Lekarz ze śmigłowca machał w stronę Sue, by wsiadała. Uśmiechnęła się do Darcy'ego i podała mu rękę.
Dziękuję za przywrócenie do życia mojej matki.
To zasługa Ally.
Proszę ją ode mnie uściskać. To jej bardzo dobrze
zrobi.
Na tym kończyły się jego szpitalne obowiązki. Powinien się cieszyć, więc dlaczego jest taki niespokojny? Od dzisiaj może nie zwracać uwagi na Ally niezależnie od jej kwalifikacji. „Proszę ją ode mnie uściskać. To jej bardzo dobrze zrobi." Uściskać.
Obydwa spaniele dreptały za nim.
- Może powinienem jej was wypożyczyć?
Jekyll i Hyde zgodnie pomachali ogonami, jakby taka odmiana bardzo im odpowiadała, a on poczuł coś, co zdecydowanie, absolutnie nie miało nic wspólnego z zazdrością. W żadnej mierze.
98
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
99
Jest zazdrosny o to, że ona będzie do nich się tulić?
W recepcji czekała na niego Betty. Siedziała przy biurku
ze splecionymi ramionami niczym strażnik, którego
zadaniem jest nikogo nie wpuścić. Pogładziła psy,
po czym gestem kazała im położyć się w
ich koszach, odczekała, aż wykonają jej polecenie,
po czym oznajmiła:
Jest pan tu niepożądany.
O ile mi wiadomo, tu jest moje miejsce. - Postawił
torbę i sięgnął po karty pacjentów. Ale ich tam nie było.
- Jest jedenasta. Mam wizyty.
Wizytę. Jedną - poprawiła go. - Po sąsiedzku.
Słucham?
Za ścianą. - Uśmiechnęła się przebiegle. - Wdzięczni pacjenci przygotowali dla pana niespodziankę. Zastanawialiśmy się, kto będzie pierwszy. Uznaliśmy, że
ma to być ktoś zasłużony dla miasteczka. Po wczorajszej
akcji już nikt nie miał wątpliwości. Złożyliśmy się na
pierwszy masaż u Ally. Wybór padł na pana.
Otworzył szeroko oczy.
Na mnie - powtórzył głupkowato.
Niech pan nie mówi, że pan rezygnuje - powiedziała surowym tonem. - Nawet ci, co ledwie wiążą koniec
z końcem, dorzucili po dwadzieścia centów. To jest nasz
prezent dla was obojga. Półtoragodzinny masaż. Proszę
się udać do sąsiedniego budynku i nie wracać, dopóki nie
będzie pan tak zrelaksowany, że będzie pan fruwał.
Betty, nie żartuj.
Nie żartuję. Ally czeka.
Nie chcę, żeby Ally mnie masowała.
Sprawi pan przykrość połowie mieszkańców, a Ally
nie będzie miała pierwszego klienta. Tego pan chce?
Nie chcę, ale...
Boi się pan.
Wcale nie.
To na co pan czeka? Chce pan, żeby się rozeszło, że
jest pan upartym, zrzędliwym ponurakiem, który nie wie
rzy, że metody alternatywne mają swoje dobre strony?
Czy woli pan przyjąć ten dar z godnością?
Nie ma jakiegoś pośredniego rozwiązania?
Nie. - Stanowczo pokręciła głową. - Kilkanaście
osób uznało, że ich zdrowotne kłopoty mogą poczekać do
końca pańskiego masażu. No, jeśli zamierza pan tu ster
czeć...
Ja nie sterczę.
Skądże. - Wyszła zza biurka i zaczęła popychać go
w kierunku drzwi. - Do sąsiadki, proszę.
KOJĄCY DOTYK
101
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Ally o niczym nie wiedziała. Berty doprowadziła oszołomionego Darcy'ego do jej gabinetu.
- Przyszedł pierwszy klient! - zawołała w górę schodów, po czym wyszła pospiesznie, trzaskając drzwiami.
Ally stanęła na półpiętrze jak wryta.
Znowu ty. Po co przyszedłeś?
Zdaje się - wyjąkał - że jestem twoim pierwszym
klientem.
Do tej pory oglądał ją tylko w dżinsach. Teraz miała na sobie luźne spodnie do pół łydki oraz obszerną bluzę z podwiniętymi rękawami; włosy związała w węzeł, a wargi pomalowała różową pomadką w tym samym odcieniu co bluza.
Podziwiał ją w milczeniu.
No co? Mam umazane czoło?
Przepraszam - bąknął.
Czy dobrze usłyszałam, że jesteś pierwszym klientem?
Tak.
Powinieneś być w pracy.
Moi pacjenci się skrzyknęli i aktualnie nikt nie jest
chory.
Jak to?
Mieszkańcy Tambrine Greek ufundowali jeden masaż. Mnie. Mam być twoim pierwszym klientem. Chcą
się odwdzięczyć za to, że uratowałaś panią Lewis.
Ale dlaczego ty?
Mnie też są wdzięczni. - Darcy westchnął. - Tak
jest na prowincji. Dostaję różne dary.
Jakie?
Wahał się, lecz uznał, że to napięcie koniecznie trzeba rozładować. Najlepiej rozmową.
Po śmierci Rachel wyjechałem za granicę. W jednym
z samolotów rozdawano jakiś niebieski likier w miniaturowych buteleczkach. Zatrzymałem ją, a kiedy tu osiadłem,
ustawiłem kilka podobnych buteleczek w ramie od obrazu.
No i co?
Pacjenci się zorientowali, że zbieram buteleczki.
- Włożył ręce do kieszeni. - Kiedy ostatnio je liczyłem,
było ich dwa tysiące trzysta dwadzieścia pięć plus te,
którymi zostałem obdarowany w tym tygodniu.
Ally się rozpromieniła.
- Dziadek dostawał ryby. Rybacy nie mieli pieniędzy, więc płacili w naturze. Za szpitalem urządziliśmy
z dziadkiem cmentarz dla ryb. Dziadek często oddawał je
do szpitalnej kuchni, aż pacjenci zaczęli narzekać, że
jadłospis jest mało urozmaicony.
Atmosfera stała się odrobinę bardziej swobodna.
- Tym razem obdarowali ciebie moją osobą, którą
masz wymasować - podsumował. - Nie likier i nie ryby.
Napięcie znowu raptownie skoczyło.
I co my z tym zrobimy? - zapytała bezradnie.
Jestem zapisany na masaż.
A chcesz go?
Nie.
Byłeś kiedykolwiek u masażysty?
Nie.
To skąd wiesz, że nie chcesz?
102
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
103
Tak mi się wydaje.
Będą cię wypytywali - zauważyła. - Tak bywa
w przypadku zbiorowych prezentów. Matko, ależ oni nas
dręczyli pytaniami, jak nam te ryby smakowały! Czy pan
doktor woli tuńczyka czy barakudę? Co im odpowiesz?
Że było bardzo przyjemnie?
Żałosne.
Powiedz mi, co mam mówić.
Nie. - Energicznym ruchem podwinęła rękawy. -
Jest tylko jedno wyjście.
Nie!
Jeśli się nie zgodzisz, powiem prawdę, bo mnie też
będą wypytywali. Powiem, że doktor Rochester się za
wstydził i odmówił.
Wcale nie jestem zawstydzony!
Boisz się?
Nie.
To o co chodzi? Tak bardzo gardzisz tą profesją, że
nawet nie chcesz spróbować?
Nie gardzę.
Tak to wygląda. To nie boli, zapewniam cię. Widzę
stąd, że jesteś cały spięty.
Wcale nie jestem spięty!
Mowa. I krzyczysz, bo zawsze mówisz podniesionym głosem - drwiła.
Ally...
Podejrzewam, że będziesz obserwowany. Ludzie
widzieli, jak tu wchodziłeś i oczekują, że opuścisz to
miejsce energicznym, rześkim krokiem. Masz kilka
wyjść: możesz zaraz stąd wybiec, ale wtedy zranisz uczu
cia swoich dobroczyńców, możesz tu przesiedzieć pół
torej godziny, ale ostrzegam, że nie mam ani kawałka
gazety do czytania. Możesz też poddać się masażowi. Dlaczego się wykręcasz? Boisz się, że cię zbałamucę? Uniósł wysoko brwi.
Nic z tych...
Jestem profesjonalistką. Figuruję w urzędowym re
jestrze masażystów. Za nieetyczne zachowania można
mnie wykreślić z tego rejestru. Poza tym - uśmiechnęła
się - nie mam na to ochoty. Więc jak, na co się decydu
jesz? - Rzuciła mu ręcznik. - Idę na górę, a ty się rozbierz
do majtek, połóż się na łóżku i przykryj ręcznikiem.
Dopiero wtedy zejdę. Drzewo sandałowe?
Drzewo sandałowe?
Dla rozluźnienia. A może inny olejek? Zanim się
położysz, przeczytaj sobie tę listę. Bóle głowy, stres,
zaparcia...
Zaparcia?
Nie prowadzę historii choroby - wyjaśniła z uśmiechem. - Nawet jeśli wybierzesz olejek nagietkowy na
napięcie przedmiesiączkowe, też nie będę zadawała żadnych pytań.
Rozbierał się bardzo powoli. Czuł się dziwacznie. To zły pomysł. Idiotyczny. Gdy kładł się na podgrzanym stole i przykrywał ciepłym ręcznikiem, przez żaluzję do pokoju wdarły się promienie słońca. Idealne miejsce na salon masażu, pomyślał, mimo że myślenie o czymkolwiek innym niż masaż w wykonaniu Ally szło mu wyjątkowo trudno.
Dolną połowę ciała przykrył ręcznikiem, a na obnażonych plecach czuł pieszczotę słonecznych promieni.
Gotowy?
T-tak - wyjąkał. Słyszał jej kroki i robił wszystko,
by nie zerwać się i nie uciec.
104
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
105
Wybrałeś już olejek? - Gdzieś z głośnika w głębi
pokoju popłynęły tony harfy z pluskiem strumyka w tle.
Chryste, ale kicz!
Drzewo sandałowe - wykrztusił.
Bardzo oryginalny wybór. I kosztowny.
Bierz się do roboty.
Staraj się odprężyć. - Przykrywała go drugim ręcznikiem. - Przestań myśleć i poddaj się tej muzyce.
Położyła dłonie na jego plecach i przez dłuższą chwilę tkwiła w bezruchu. Nawiązywała z nim kontakt. Potem bardzo ostrożnie zdjęła ręcznik. Ten, który okrywał plecy. Drugi pozostał na miejscu.
- Myśl tylko o tym strumieniu - szepnęła.
Usłyszał, że rozciera olejek w dłoniach, po czym jej
ręce znowu znalazły się na jego plecach, muskały je, długimi pociągnięciami rozprowadzając ciepły olejek po jego skórze. Raz za razem.
Nacisk jej dłoni stawał się coraz mocniejszy. Darcy czuł obezwładniający zapach olejku, a dłonie Ally sprawiały, że rozkoszne ciepło zaczęło ogarniać jego kark, ramiona, łopatki...
- To jest relaksująca rozgrzewka - wyjaśniła.
Faktycznie. Już czuł ogarniającą go senność.
- Teraz następny etap. - Jej dłonie na chwilę spoczęły
na jego plecach, jakby zastanawiały się nad kolejnym
krokiem, by po chwili wziąć się do pracy. Tym razem
skupiły się na mięśniach. Ani na chwilę nie przerywały
kontaktu z jego ciałem. Ally przez cały czas przemawiała
do niego niemal szeptem, a jej głos splatał się z muzyką,
pluskiem wody i uczuciem ciepła.
Chwilami prawie zasypiał, kiedy indziej był do głębi świadomy każdego jej ruchu. Odwróciła go na plecy, a on
ledwie to odnotował. Zaczęła masować szyję, policzki, podbródek. Stała za jego głową, więc mógł się delektować jej zapachem. To ten olejek tak pachnie, nie Ally, pomyślał.
Poczuł się zawiedziony, gdy jej palce opuściły jego twarz. Znowu okryła go ręcznikami i przez chwilę zatrzymała dłonie na jego piersi, gładząc ją delikatnie, jakby na pożegnanie.
Zdjęła mu z oczu maseczkę, którą mu nałożyła, położywszy go na plecach. Nie unosił powiek, by czar nie prysł, i lekko oszołomiony zastanawiał się, co się stało. Pozbył się czegoś, z czego nie zdawał sobie sprawy, że mu ciąży. Napięcia. Tego, które nie dawało mu spokoju od śmierci Rachel. Czuł się... wolny.
Wystarczył masaż? Tylko masaż?
- Idę na górę - szepnęła Ally, a on starał się otrząsnąć
z zauroczenia. - Poleź spokojnie przez parę minut, żeby
dojść do siebie, a potem możesz się ubrać. Zejdę na dół,
jak usłyszę, że się ruszasz.
Nie spodobało mu się takie rozwiązanie.
Zostań.
Mam klientów - wyjaśniła. - Ty zapewne również.
Byłem zapisany na półtorej godziny.
Jesteś tu godzinę i czterdzieści minut. - To go
obudziło. Otworzył oczy i ujrzał nad sobą jej roześmianą,
zarumienioną z wysiłku twarz. Była piękna.
Ally...
- Muszę iść - szepnęła, cofając się na krok.
Patrzyła mu prosto w oczy, a on powtarzał w myślach:
Ally, Ally... Ogarnęła go ogromna radość, która nie miała nic wspólnego z masażem. A może miała?
106
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
107
Ally - powiedział na głos.
Muszę iść - powtórzyła.
To było krócej niż półtorej godziny. - Popatrzył na
zegar nad drzwiami.
Godzina i czterdzieści minut! Jak to możliwe?!
- Zejdę, jak się ubierzesz.
Nie miał do niej żalu, ponieważ sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli. Może i on powinien uciekać.
O nie. Nie teraz, kiedy czuje, że ogromny głaz spadł mu z serca, a on nawet nie wiedział, że go dźwiga.
Przez minione lata zmagał się ze smutkiem po śmierci Rachel. Wydawało mu się, że robi postępy. Zdawał sobie sprawę, że jest samotny, ale nie miał czasu tym się zająć. Poza tym nikt nie dorównywał Rachel.
Nie zamierzał porównywać Ally i Rachel. To jest niewykonalne, bo te kobiety są diametralnie różne.
Dwie różne... miłości?
Leżał w promieniach słońca i słyszał, jak Ally na górze myje ręce, przygotowując się na przyjęcie następnego klienta. Pacjenci!
Zszedł ze stołu i znowu znalazł się w świecie nierzeczywistym. Za sprawą masażu? Ally słusznie nazwała to masażem leczniczym. Oswojenie się z tym odkryciem zabierze mu trochę czasu, ale już teraz wie, że to, co robi Ally, ma ogromną wartość. Jeśli dzięki niej można uwolnić się od trosk...
Claire Manning. Jej mąż umiera na raka. Ona bardzo go kocha, ale ma jeszcze czwórkę małych dzieci i pracę w pełnym wymiarze godzin. Wymagania małżonka doprowadziły ją do omdlenia. Pan Manning leży przed telewizorem i tylko stale się domaga, by przy nim skakano.
Pani Manning musi tu przyjść, postanowił Darcy, wkładając buty. Tylko kto za to zapłaci?
Rotarianie. Oni od dawna chcą jej pomóc. Może nawet udałoby się ich namówić, by w formie darowizny wykupili ze trzy masaże tygodniowo, a on rozdzieli to między najbardziej potrzebujących pacjentów?
Pan Proody. Ofiara epidemii polio pół wieku temu. Ledwie chodzi o kulach. Jest sam jak palec. Taki masaż raz w tygodniu złagodziłby te wszystkie przykurczę...
Czuł, że jest tak przejęty, jakby odkrył nowy lek.
- Ubrany? - Ally stała u podnóża schodów, a jemu aż
zaparło dech w piersiach.
W głowie miał zamęt. Przez tyle lat ograniczał się do roli obserwatora, aż tu nagle znalazł się na zupełnie innym terytorium.
Ile jestem ci winien? - zapytał.
Zapłacone z góry. Zapomniałeś?
A olejek?
Tambrine Creek zapłaciło i za olejek. Zamówili najdroższy masaż. Oni ciebie bardzo cenią.
Ciebie też będą bardzo cenili. - Czuł, że się czerwieni.
Spodobał ci się taki masaż?
Mhm.
To naprawdę był pierwszy raz?
Tak.
Nie był nieprzyjemny?
Można tak to ująć. Ally... jeśli każdy czuje to samo,
co ja...
Nie zrobiłam ci niczego specjalnego.
Dobre sobie. Czy ona ma świadomość, co się dzieje z jego emocjami?
108
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
109
Pacjenci! Skup się na pacjentach.
Masaż dobrze by zrobił wielu mieszkańcom tego
miasteczka - powiedział, a ona udała zdziwienie.
Czyżby? Przecież ja chcę ich tylko wykorzystać
- wypomniała mu. - Udaję lekarza i chcę ich pozbawić
ostatniego grosza. Na przykład taką panią Morrison.
Pomyliłem się - przyznał. - Czy możemy o tym
zapomnieć? Ally... zacznijmy od początku. Powiedziałem ci kilka niewybaczalnych rzeczy.
Nie przeczę. Wyplatanie koszy.
Zapraszam cię na kolację.
Wcale nie masz takiego zamiaru.
Mam.
Nie. - Podeszła do drzwi i szeroko je otworzyła.
Dlaczego nie?
Darcy, jesteś lekarzem. I dobrze wiesz, że randki
z pacjentami nie wchodzą w grę.
Randki z pacjentami?
Zrobiłam ci najlepszy masaż, jaki umiem. Jesteś
rozgrzany, trochę senny i widzisz świat w różowych
barwach. Jak po peptydynie. Umówiłbyś się z taką pacjentką?
Skądże.
Sam widzisz. Przepraszam, ale muszę wracać do
pracy.
Ally, czuję się jak...
...młody bóg - dokończyła. - I to ja to sprawiłam.
Chwała mi za to, ale teraz idź już do pacjentów. Jeśli
chcesz kolejny masaż, w każdej chwili możesz zapisać
się na wizytę.
Nie chcę drugiego masażu.
Na pewno?
Ally... - Zrobił krok w jej stronę, a ona stanęła na
progu. To jej wypracowana technika, pomyślał. Jeśli pacjent zrobi nieodpowiedni gest, ona może natychmiast
wyjść przed dom. Tak jak teraz. - Alły... ja nie jestem
groźny.
Wiem, ale za dziesięć minut mam następnego klienta, a jeszcze muszę posprzątać. Wyjdź już.
Zrobił z siebie durnia. Jego świat się zakołysał, a on nie miał pojęcia, jak temu zapobiec.
Wyjdź i się zastanów. Oddal się od jej uśmiechu, dotyku i zapachu. Weź głęboki oddech.
Masaż był super - oświadczył. - Od dzisiaj oboje
jesteśmy fachowcami.
Na pewno?
Oczywiście. Musimy przedyskutować kilka zawodowych tematów.
Nie uprawiam medycyny.
Może będę zmuszony zmienić pogląd na masaż. Na
razie uważam, że są tacy, którym bardzo pomoże. - Patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Spotkajmy się wieczorem, żeby o tym pogadać.
Nie umawiam się z klientami.
Ally...
Dziękuję za wizytę w moim gabinecie - rzuciła
oficjalnym tonem. - Do widzenia.
Muszę obejrzeć twoją stopę.
Już nie boli. - Zanim zareagował, zniknęła w środku, zatrzaskując za sobą drzwi.
KOJĄCY DOTYK
111
ROZDZIAŁ ÓSMY
Jak po czymś takim można wrócić do normalnej pracy? - denerwowała się Ally. Jednak bez większego trudu przełączyła się na tryb profesjonalny. Jej klientami byli teraz po kolei: prezes klubu Rotarian, jego małżonka, aptekarka oraz dyrektorka miejscowej szkoły podstawowej.
Sprawdzają mnie, pomyślała, masując pergaminową skórę dyrektorki. Jeśli wyjdą stąd zadowoleni, będzie to oznaczało, że jej działalność jest pożyteczna.
Masując i klepiąc przedstawicieli śmietanki towarzyskiej Tambrine Creek, myślami stale wracała do Darcy'ego. Do jego ciała, uśmiechu i zakłopotania, gdy nie zgodziła się z nim umówić.
Był potwornie zmieszany. Czy zdawał sobie sprawę, jak ona na niego reaguje? Na pewno nie. I nie powinien się tego domyślać. Wdawać się w romans z lekarzem, który leczy to miasteczko, który mieszka w domu dziadka... O, nie. Co to, to nie.
Czy powinna tu wracać? Nie wiadomo. Gdy dyrektorka szkoły wyszła, uznała, że powodem tak serdecznego przyjęcia jest jej życiorys. Ci ludzie pragnęli jej pomóc. Pomogą też jej matce. Przygryzła wargę. Jak długo?
Przeliczyła pieniądze. Może już wkrótce będzie ją stać na wynajęcie godziwego lokum oraz opłacenie kogoś, kto będzie czuwał przy matce, gdy ta nie będzie w formie.
Ciężkim krokiem powlokła się na górę. Pięć masaży to
trochę za dużo jak na jeden dzień, ale za te pieniądze warto było tak się zmęczyć. Na dodatek ma co jeść, bo z porannego bankietu zostało mnóstwo przysmaków.
Telefon zadzwonił akurat w chwili, gdy zasiadała w fotelu przy oknie.
Spadaj - mruknęła. Podniosła się jednak, bo być
może jest to kolejny klient.
Ally?
Ach, to ty, Darcy. - Nastroszyła się, a on natychmiast to wyczuł.
Nie musisz być taka defensywna.
Nie muszę?
- Widziałem, jak u ciebie na dole zgasło światło.
To się zdarza - powiedziała z rezerwą. - Zawsze
gaszę światło pod koniec dnia. Ty chyba też.
Czy już zastanowiłaś się nad kolacją?
Popatrzyła na zimne parówki.
Już jadłam.
Jesteś po kolacji?! Zgasiłaś światło na dole trzy
minuty temu!
Jajem bardzo szybko. Dobranoc.
Nie wygłupiaj się. Znam dobrą restaurację w ośrodku „Nautilus". Świetnie tam karmią - kusił.
Zimne parówki.
Moja kolacja też jest świetna - odparła.
Żartujesz.
Nigdy w życiu. Jem teraz wyśmienitą wołowinę
w cieście.
Upiekłaś ją w trzy minuty?
Jestem nie tylko doskonałą masażystką, ale i super-kucharką.
Podzielisz się ze mną?
112
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
113
Sam sobie upiecz.
Ja się z tobą podzieliłem - zauważył.
Taka bezpośredniość stawała się nieznośna. A zarazem... pociągająca?
Darcy, daj spokój. Nie chcę, żeby ta znajomość wykraczała poza ramy zawodowe.
Przedstawiciele tej samej profesji często umawiają
się na posiłki.
Mów za siebie. - Odłożyła słuchawkę, nim zdążył
odpowiedzieć, i podeszła do okna. Ot tak, by zobaczyć,
czy u sąsiada jest zapalone światło. W jego gabinecie
panował mrok, za to przy samochodzie stał Darcy z komórką przy uchu. Spoglądał w jej okna.
Na jej widok się uśmiechnął. Spuściła roletę tak szybko, jakby zobaczyła tam mordercę. Co on wyprawia?
- Sam siebie wytrąca z równowagi - mruknęła pod
nosem. Ona wie, co robi. Ma plan na życie. Bez Dar-
cy'ego.
Sięgnęła po kolejną parówkę i położyła się na łóżku. Stwierdziwszy, że nie ma nic do roboty, postanowiła przez resztę wieczoru być obrażona na cały świat.
Taka postawa nawet jej odpowiadała, ale nie przyspieszała upływu czasu. Przez kilka poprzednich dni porządkowała swoje nowe lokum, więc teraz panował w nim porządek. Co by tu zrobić? Powinna była pożyczyć jakąś książkę z biblioteki. I dlaczego nie ma tu telewizora? Ma jeszcze trzy podręczniki masażu! Nudne.
Darcy już chyba odjechał. Wyjrzała przez okno. Ani śladu mercedesa. To dobrze.
Dobiegała ósma. Można by... pójść do pubu? Albo do schroniska! Przez całą dobę nie miała wiadomości od Lorraine i Margaret. Muszą być zdezorientowa-
ne. Przez całe łata wykonywały polecenia Jerry'ego, a teraz otworzyła się przed nimi perspektywa samodzielnego życia. Na pewno są przerażone.
Warto do nich zajrzeć. Może przyda się im masaż? A może będą miały ochotę porozmawiać o Jerrym? To nie jej problem, ale to przecież ona zburzyła ich dotychczasowy tryb życia. Jeny nadal przebywa w Tambrine Creek. Na razie nikt nie wie, dokąd go odesłać, ponieważ nakazy jego aresztowania wydano w trzech stanach w Australii oraz w USA.
Świadomość, że jest blisko, to dla nich dodatkowe obciążenie, pomyślała, przypominając sobie chaos, jaki zapanował w komunie, kiedy aresztowano go, gdy miała dwanaście lat. Jej matka okazała się wtedy bezwzględnie lojalna wobec niego, mimo że na to nie zasługiwał. Popadła wówczas w depresję.
Lepiej tego nie wspominać i zająć się czymś konkretnym. Przejdzie się do schroniska, na chwilę, aby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Tego się spodziewała. Wiedziała, że przez cały dzień odwiedzali ich przeróżni urzędnicy oraz reporterzy. Na pewno są zmęczeni i zapewne już układają się do snu.
Gdy weszła do środka, znalazła się w samym centrum pandemonium. Na podłodze w kuchni głośno wymiotowała mała dziewczynka, na kanapie jęczał i wił się z bólu chłopiec, nad którym pochylała się Penny, a z pokoju nieopodal dobiegał płacz trzeciego dziecka. Co tu się dzieje?!
Podbiegła do Marigold, podniosła ją z podłogi i podprowadziła szybko do zlewu. Dziewczynka zwymiotowała jeszcze raz i drugi, aż w końcu w jej żołądku zabrakło treści.
114
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
115
- Mamo... -jęczała.
Ally rozejrzała się za Lorraine, lecz ujrzała tylko, jak Penny podaje wiadro Davidowi.
Gdzie jest Lorraine? - zapytała Ally.
W pokoju. Nie ma siły się podnieść. Wszyscy mają
bóle żołądka i wymioty.
Podtrzymując Marigold, poprowadziła ją do pokoju, gdzie stały piętrowe łóżka. Na jednym z nich siedziało jeszcze dwoje dzieci, a trzecie pochylało się nad wiadrem.
Co się dzieje?
To chyba jest zatrucie - orzekła Cornelia, kierowniczka schroniska. - Jeden z mężczyzn, ten Greg, też ma
boleści. Chciałam skontaktować się z doktorem Roches-
terem, ale wyjechał. Złapałam go, kiedy miał zasięg, ale
akurat w chwili, gdy wezwano go do farmera, który
wsadził palec w jakąś maszynę.
Ze szpitala nikt nie przyjedzie?
Nie, bo wszyscy są zajęci, a poza tym wzywają dodatkowy personel tylko w nagłych sytuacjach.
No tak. Czy to jest sytuacja nagła?
Co ją to obchodzi? Jest masażystką, nie lekarzem. Nie. Jest lekarzem, czy jej się to podoba, czy nie. I wie, na czym polega zagrożenie życia.
- Co oni jedli? - zawróciła się do kierowniczki.
Cornelia nie była zbyt rozgarnięta, więc musiała poważnie się zastanowić. Tymczasem Marigold zaczęła wyrywać się, bardzo słabo, w stronę Lorraine.
- Mama też jest chora. - Ally mocniej przytrzymała
dziewczynkę. - Też boli ją brzuch. Macie szczęście, że
jestem lekarzem.
Jak to? Drugi raz w ciągu dwóch dni przyznała się, że
jest lekarzem? To bardzo poważny wyłom w jej postanowieniu!
Coście dzisiaj jedli? - Marigold udzieliła odpowie
dzi szybciej niż Cornelia.
Wszystko - wyszeptała. - Wszystko.
Piekarz bardzo się wysadził na to twoje przyjęcie,
a ludzie jeszcze sporo przynieśli od siebie - odezwała się
Cornelia. - I bardzo dużo zostało. I te wszystkie zapiekanki i ciasta wylądowały tutaj...
No tak, tam mogły być bakterie. Jeśli rzeczywiście, to i ona sama może za jakiś czas skręcać się z bólu. Pewnie jednak salmonella nie ma z tym nic wspólnego.
Przypomniała sobie jadłospis ustalony przez Jerry'e-go. Na pewno go nie zmienił, bo po co? Dysponował ich zasiłkami, więc był bardzo oszczędny, by jak najwięcej mieć dla siebie. Jego ludzie, co do jednego, byli poważnie niedożywieni. I dlatego wietrzna ospa zebrała takie obfite żniwo.
Ktoś chciał nas otruć - powiedziała Lorraine.
Nie - oznajmiła Ally z naciskiem. - Jestem lekarzem. Podejrzewam, że przez wiele lat jedliście w kółko
to samo: ryż, kawałek kurczaka i warzywa z waszej
działki. Nic poza tym. A dzisiaj trafiła się wam obfita
i urozmaicona uczta. Zjedliście za dużo, za szybko i za
tłusto. Wszystkim podam lek, który zahamuje torsje,
a Marigold dostanie kroplówkę, bo jest bardzo odwodniona. Obawiam się, że nic więcej nie mogę zrobić. To
przede wszystkim wasze żołądki muszą się pozbyć tego,
czego nie są w stanie strawić.
Lorraine jęknęła, chwytając się za brzuch. Patrzyła na Ally z niedowierzaniem.
- Zjadłam sześć ekierek - wyznała.
116
MARION LENNOX
O matko. - Ally się uśmiechnęła. - Cornelio, zadzwoń do szpitala i poproś, żeby mi przysłali pielęgniarkę z kroplówką i środkiem przeciwwymiotnym. Dla sześciu osób. Opowiedz im, co się tu dzieje.
Nie przyślą pielęgniarki - mruknęła Cornelia, z niesmakiem spoglądając na kuchenną podłogę. - Bo wszystkie zajęte. Doktor Rochester...
Doktor Rochester wyjechał, więc musisz się po
godzić z tym, że teraz tu rządzi doktor Westruther. - Za
klęła pod nosem i sama sięgnęła do telefonu. Czy to
się doktor Westruther podoba, czy nie, dodała w duchu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Darcy wszedł do schroniska i stanął jak wryty na widok Ally szorującej podłogę w kuchni. Obok stało wiadro z gorącą wodą.
- Ally... - powiedział półgłosem.
Ujrzawszy go, przysiadła na piętach.
Mogłam się tego spodziewać - mruknęła nieprzychylnie. - Odsiecz przybywa, kiedy mnie został jeszcze
tylko metr podłogi. Nasz wspaniały doktor zjawia się
w najbardziej odpowiednim momencie. Bohater.
Spokojnie. Sytuacja pod kontrolą?
Owszem. Ale to nie twoja zasługa.
Byłem zajęty.
Dobrze się bawiłeś? Podobno był to zgnieciony palec. Ale na pewno podłogę mył kto inny.
Żona pacjenta - oznajmił ze stoickim spokojem.
Co z nim? - zapytała już bez sarkazmu.
Poważnie uszkodzona kość, ale, dzięki Bogu, nerw
jest nietknięty. To Will Dały. Twierdzi, że cię zna.
Chodziłam z nim do szkoły. - Odgarnęła włosy
za ucho. - Ciągle mnie wtedy ogrywał w kulki. Wyjdzie
z tego?
Jestem dobrej myśli. Ale nie obejdzie się bez ingerencji dobrego chirurga ortopedy. Myślę, że będzie
nadal mógł wygrywać w kulki.
To dobrze. Wyślesz go do Melbourne?
Jutro wyekspediuję go do szpitala Świętej Małgo-
118
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
119
rzaty, bo tam jest najlepsza ortopedia. Pojedzie z nim Robert.
Ten z nowotworem na twarzy.
Mhm. - Podszedł bliżej, by popatrzeć na lśniącą
podłogę. - Jak on się czuje?
Nie brał udziału w tym obżarstwie - powiedziała.
- Nic tylko śpi po tym środku, który mu zaaplikowałeś.
- Dobre i to. - Popatrzył na nią, jak klęczy na podłodze ze szczotką w ręce. Wygląda jak... Jak co? Jak Ally.
- Zależy mi na tym, żeby go operowano jak najszybciej.
Nie udało mi się podrzucić go śmigłowcem razem z panią
Lewis, za to pojedzie z Willem. I z Kevinem, bo w jego
przypadku nie obejdzie się bez psychiatry. We dwóch
będzie im raźniej.
Rozejrzał się po schludnej świetlicy, zaglądając do sypialni, skąd dochodził czyjś przyciszony głos.
Opowiedz mi, co się tutaj dzieje - zaproponował.
Will jest w szpitalu?
Tak. Przywiozłem go pół godziny temu i dowie
działem się, że jestem tu potrzebny.
Ty? Potrzebny? - Wróciła do szorowania. - Niby
po co?
Ally...
Mam tu Berty, jak słyszysz. Czuwa przy Marigold.
Dostała maxalon, ale ciągle wymiotuje. Nie chcę, żeby
była bez opieki. Jest skrajnie wyczerpana.
Dałaś jej kroplówkę?
Jedną? Trzy, doktorze. Dwoje ciężko chorych dzieci, jedno średnio chore i chora Lorraine. Robert nie brał
udziału w uczcie, a pozostali chyba mają strusie żołądki.
Czy to ty wpadłeś na pomysł, żeby chorym dzieciom
przekazać te przeróżne ciężkostrawne smakołyki?
Zdaje się, że nie był to dobry pomysł. Na pociechę
mogę ci powiedzieć, że nie zmuszałem ich do jedzenia
ciastek z kremem.
Marna pociecha. - Wytarła podłogę i spojrzała na
swoje dzieło. - Skończone. Darcy, otwórz okno, bo strasznie tu śmierdzi.
- Dopiero teraz to poczułaś?
Rzuciła mu nienawistne spojrzenie.
Dowiedz się, że nie. Na dodatek ja też śmierdzę, bo
Marigold wymiotowała w moich ramionach.
Dlaczego Cornelia nie umyła tej podłogi?
Bo smród wymiocin przyprawia ją o mdłości - wy
jaśniła. - W przypadku Berty szorowanie podłóg nie
wchodzi w zakres jej obowiązków, chyba że w szpitalu
i jeśli jest to konieczne. I dlatego Berty siedzi przy chorych, a podłogę myje masażystka.
Nasza dobra, kochana masażystka - westchnął Darcy. - Czy w szkole masażu mieliście wykłady z szoro-grafii?
Uważaj, bo oberwiesz tą szczotką - pogroziła mu.
- Koniec. Nic tu po mnie. Przyjechał doktor Rochester,
więc znowu mogę być masażystka. - Wytarła ręce w spodnie. - Znikam. Betty ma moją notatkę na temat kuracji.
Oni są twoimi pacjentami i nie powinnam ingerować, ale
ty ratowałeś pokiereszowane palce, zamiast szorować
podłogi...
Robiłem jeszcze inne rzeczy.
Jakie? Nie mów, że zatrzymałeś się na plaży, żeby
podziwiać księżyc.
- Organizowałem zakwaterowanie.
Przyjrzała mu się.
- To nie mój interes - oznajmiła. - Obejrzyj tymcza-
120
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
121
sem swoich pacjentów, bo ja muszę pędzić do domu, żeby się umyć.
Czy mam ich zbadać natychmiast?
Nie musisz, jeśli masz do mnie zaufanie.
Mam do ciebie zaufanie. Jesteś bardzo dobrym lekarzem.
Nie jestem lekarzem.
Puścił to mimo uszu, tym bardziej że oboje zdawali sobie sprawę, jak absurdalne jest to stwierdzenie.
Załatwiałem dach nad głową. Długoterminowe za
kwaterowanie z pełnym wyposażeniem dla wszystkich,
w tym także dla ciebie i twojej matki.
Słucham?
Dobrze słyszałaś. - Obserwował jej twarz.
Dom z pełnym wyposażeniem dla mnie i mojej
matki.
Mam wrażenie, że ci na tym zależy.
Ally nie kryła zdumienia.
Co wiesz o mojej matce? - spytała cicho.
Całkiem sporo. - Wkroczył na bardzo śliski grunt
i musi zachować ostrożność. - Rozmawiałem dzisiaj z Sue.
Sue?
Córką pani Lewis. Przyjaźniłyście się, kiedy byłaś
mała...
Jej rysy złagodniały.
Ja... Sue była fantastyczna, a jej rodzice...
Dlatego ujawniłaś się jako lekarz, żeby ratować
panią Lewis?
Możliwe. - Wahała się. - Co powiedziała ci Sue?
Niewiele, ale wystarczająco dużo. Po tym, czego
dowiedziałem się od niej, od Betty i od ciebie, postanowiłem wszcząć małe prywatne śledztwo.
Nie miałeś prawa.
Nie miałem - przyznał. - Ale to jest straszna historia. Życie twojej mamy to pasmo udręki. Dziadek umył
ręce i wydał ją na pastwę Jerry'ego. Nie miała siły uwolnić się od niego, ale w trosce o twoje bezpieczeństwo
ciebie oddała dziadkowi.
Porzuciła mnie - szepnęła Ally, po czym ostentacyjnym gestem wyjęła puste wiadro ze zlewu. - Jako
dziecko nie pojmowałam rozmiarów tej ofiary. W ogóle
mało rozumiałam. Najpierw uciekła od dziadka, żeby nie
przerywać ciąży, a potem musiała się ukorzyć i przywieźć mnie do niego.
Ale zabrakło jej siły, żeby odejść od Jerry'ego.
Jerry był jedyną osobą, która dawała jej poczucie
bezpieczeństwa. Dziadek nie powitał jej z otwartymi
ramionami. Był wściekły i aż dziw, że zgodził się, żebym
u niego została. Byłam mała i głupia i nienawidziłam jej
za to, że mnie oddała dziadkowi. Nawet stanęłam po
stronie ojca.
Ojciec chciał cię zatrzymać?
On zawsze chciał, żebym była z nimi. - Myła szma
tką zlew. - Tylko ona się o mnie bała. Jak miałam cztery
lata, zachorowałam i wdało się zakażenie. Mama się
przestraszyła i zagroziła im, że jeśli nie pozwolą, żeby
mnie wywiozła do dziadka, pójdzie na policję i zezna
o wszystkim, co wie na temat Jerry'ego i jego poczynań.
Mimo to do nich wróciła. A potem, kiedy dziadek umarł,
już była bardzo chora.
Wykryto u niej nieuleczalną chorobę psychiczną
- powiedział Darcy.
Oparłszy się o zlew, Ally miętosiła ściereczkę.
- Skąd wiesz?
122
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
123
- Miejscowi wiedzieli, że twoja mama jest w szpitalu psychiatrycznym. To dlatego oddano cię rodzinie zastępczej...
Od sześciu lat ani razu nie była hospitalizowana. Od
kiedy zrobiłam dyplom.
Wiem.
Skąd?
Mam znajomych psychiatrów. - Wzruszył ramiona
mi. - Oraz policjantów. Sierżant Matheson dostał kopie
dokumentów związanych z pierwszym aresztowaniem
Jerry'ego. Od tego zaczęliśmy. Tak, to bardzo nieprofesjonalne, ale kiedy próbowałem dowiedzieć się czegoś
o twojej matce i wyjaśniłem, że się o ciebie niepokoję,
zostałem potraktowany bardzo przychylnie. Wiem też, że
jak tylko zaczęłaś zarabiać, wzięłaś ją do siebie. I wszyst
kie pieniądze wydawałaś na nią.
Chciałam, żeby zaczęła żyć normalnie. Żyję dzięki
niej.
Ale...
Nie ma żadnych ale! - zakipiała gniewem. - Miała
piętnaście lat, kiedy uwiódł ją facet dwadzieścia lat od
niej starszy! Ojciec wyrzucił ją z domu, a potem musiała
żyć z tym... z tym... - Zabrakło jej słów, więc by za
panować nad emocjami, wzięła głęboki wdech. - Potem
mnie oddala. Pamiętam, jak mnie tu przywiozła. Dziadek
stał zimny jak głaz, a ona płacząc, mówiła, że musi się
mną zająć, że to jest jego obowiązek. A do jego obowiązków należała również opieka nad rodzoną córką.
Ale to nie jest twój obowiązek.
Przestań!
Chyba rzeczywiście się zagalopował.
- Opowiedz mi o sobie i medycynie - zaproponował.
Milczała tak długo, że zwątpił, czy w ogóle się odezwie, a jednak...
Od najmłodszych lat żyłam w przeświadczeniu, że
medycyna jest najważniejsza - zaczęła bezbarwnym głosem. - Mama tłumaczyła mi, że dziadek się mną zaopiekuje, bo jest lekarzem, a ona nie jest. Więc w końcu
uwierzyłam, że muszę zostać lekarzem, żeby móc zająć
się nami obiema. Może byłam naiwna. Ale dziadek... on
stale powtarzał, że mama mogła odnieść sukces, bo mogła zostać lekarzem. Jakbyśmy mogli uniknąć wszystkich
problemów, gdyby mama studiowała medycynę. Bez
sensu, prawda? Ale to mi dodawało otuchy przez całe
koszmarne dzieciństwo. Kiedy mieszkałam z dziadkiem
i było mi źle, szłam do jego biblioteki i czytałam podręczniki medyczne. Jak zostanę doktorem, powtarzałam sobie, rozwiążę wszystkie problemy. I zaopiekuję się ma
mą. Zadbam o nas obydwie.
Sprawdziło się?
Nie. Bo nie mogło się sprawdzić. Bo to było dziecięce marzenie. Oraz potworna spuścizna po dziadku.
Co się stało?
Zabrałam ją ze szpitala. Zarabiałam sporo, więc
żyło się nam wygodnie. - Mówiła obojętnym tonem,
jakby ten temat w ogóle jej nie interesował. - Ale nie
mogłam się do niej przebić. Patrzyła na mnie, jakby
mnie nie poznawała. Przez cały dzień siedziała i nic
nie robiła. Nic. Jakby już była nieżywa. Potem... zdałam
egzamin z położnictwa. Wtedy traktowałam ją już jak
mebel. Nie starałam się do niej dotrzeć. Tego wieczoru,
kiedy poznałam wynik egzaminu, wróciłam do domu
szczęśliwa jak mało kiedy, z szampanem, homarem, czekoladkami. I z chłopakiem, z którym wtedy chodziłam.
124
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
125
On był neurochirurgiem, ja położnikiem. Oboje odnieśliśmy sukces. A mama siedziała. I tylko patrzyła... Tej samej nocy podjęła próbę samobójczą.
Ałly... -Podszedł bliżej, lecz ona się odsunęła, jak
by się bała. Znieruchomiał.
Zostawiła list. Napisała w nim, że teraz otwiera się
przede mną życie takie jak dziadka i że jest ze mnie
dumna. Ale że w moim życiu nie ma miejsca dla niej.
Odniosłam sukces i ona nie jest mi potrzebna. Nigdy nie
była mi potrzebna. Bo ona wszystko zaprzepaściła... Nie
wiedziałam, co robić. Wszystkie powody, dla których
poszłam na medycynę, straciły sens. Zażyła dużą dawkę
aspiryny, więc doszło do niewydolności nerek. Przez
tydzień zanosiło się, że ją stracę. Mój ówczesny chłopak
przekonywał mnie wtedy, że jeśli ona przeżyje, powinnam oddać ją z powrotem do tego koszmarnego zakładu.
Ale trwałam przy niej i rozmyślałam o tych wszystkich,
którzy ją zawiedli. I nie mogłam jej oddać.
To oczywiste.
Jedna z pielęgniarek na porodówce, Liselle, była
dyplomowaną masażystką. Masowała noworodki i położnice, które cierpiały na bezsenność. Trzeciego dnia, kiedy siedziałam przy matce na oiomie, Liselle przyszła
mnie odwiedzić. Byłam nieprzytomna ze zmęczenia,
więc usiadła obok mnie i zaczęła mi masować ręce i ramiona, żebym się odprężyła. Nie trwało to długo, ale
bardzo tego potrzebowałam. W tym koszmarnym tunelu
ujrzałam światełko. Wstałam, podeszłam do łóżka matki
i zaczęłam ostrożnie masować jej twarz i szyję, a ona...
otworzyła oczy i się do mnie uśmiechnęła. To była piękna
chwila.
Ale... - Darcy nie mógł się połapać. - A medycyna?
Stała się dla mnie mniej ważna niż matka. Kupiłam
podręcznik masażu i w ten sposób starałam się do niej
dotrzeć. Przez dotyk. Wszystkie prochy, które brała, okazały się nieskuteczne. Kiedy one zawiodły, dotyk okazał
się zbawienny.
Medycyna...
Medycyna ma swoje zasługi. - Uśmiechnęła się
lekko. -- Nie mówię, że jest pan zbędny, doktorze.
W przypadku zmiażdżonych palców czy zapalenia ucha
masaż jest mało skuteczny, ale dla mnie jest najważniejszy. Sprzedałam, co się dało, żebyśmy miały na życie,
i wróciłam do college'u, żeby zostać dyplomowaną masażystką. - Uśmiech nie schodził z jej warg. - Tym razem
było inaczej. Wracałam z zajęć i codziennie opowiadałam jej, czego się dowiedziałam. I ćwiczyłam na niej. To
było niesamowite. Cudowne było też to, że i ona zaczęła
się uczyć. Krok po kroku. Ja ćwiczyłam na niej, ona na
mnie. W końcu ja otrzymałam dyplom z masażu leczniczego, a ona z relaksującego. Dla ciebie to może nie
wiele znaczy, ale nie wyobrażasz sobie... Tego nie da się
opowiedzieć...
Widział jej twarz, a na niej mieszaninę radości, zażenowania i nadziei. Nadziei na przyszłość. Nie, ona nie musi mu niczego mówić. On to wie.
Wie, że się w niej zakochuje. Nieprawda. Już ją kocha. Nie miał pojęcia, kiedy to się stało, ale taka była prawda. Po śmierci Rachel nie wyobrażał sobie, by mógł znowu kogoś pokochać. Być może słusznie, bo to, co czuł do Ally, było czymś całkiem innym niż miłość do Rachel.
To samo, ale inne?
Dwie wspaniałe kobiety i dwa wspaniałe uczucia. Jedno umarło sześć lat wcześniej, drugie jest cudownie żywe.
126
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
127
Do Ally, dziewczyny, która rzuciła wyzwanie całemu światu i nie ustaje w walce. Stoi teraz przed nim zmęczona, wojownicza, brudna i spracowana. Najpiękniejsza kobieta pod słońcem.
Chciał ją porwać w ramiona, lecz czuł, że ona nie jest jeszcze gotowa.
Jak teraz czuje się twoja matka?
Mieszka u znajomych, ale jest zadowolona. Nie
bierze żadnych leków. Uśmiecha się, trochę gotuje, masuje klientów.
Mój kolega twierdzi, że niesamowicie się zmieniła.
Kto to taki?
Harry Rubenstein ze szpitala w Ławry.
Oczy jej zalśniły.
Rozmawiałeś z Harrym?
Znamy się od dawna. Wyśledziłem twoją mamę
w dokumentach zakładu psychiatrycznego i dowiedziałem się, że jest pod opieką doktora Rubensteina.
Harry jest genialny. To on zasugerował, żebyśmy tu
wróciły. Kiedyś mama była tu szczęśliwa, więc Harry
uznał, że taki powrót może jej dodatkowo pomóc.
Czy to on namówił cię do rzucenia medycyny?
Nie. Sama na to wpadłam. Doznałam olśnienia. Czy
matce się polepszy, jeśli powtórzę numer dziadka? Jeśli
jej pokażę, czym mogłaby być? Wątpliwe.
Nie jesteś twoim dziadkiem.
Chciałam nim zostać. - Westchnęła. - Na tym
kończy się moja historia. Dlatego tu się znalazłam. Ma
ma na razie jest u przyjaciół, ale przyjedzie, jak się
urządzę.
Aż będziesz mogła zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa.
Harry ci to powiedział? - Błysk złości w oczach.
- Za bardzo się przejmuje swoją rolą.
Nie jest już lekarzem twojej matki - zwrócił jej
uwagę - ale ciepło o was myśli. Trudno mu się dziwić.
Pojedziemy gdzieś porozmawiać?
Nie. - Teraz Darcy ujrzał w jej oczach strach. Boi
się? Jego? - Ci ludzie muszą tu zostać - rzuciła. - Jeśli
masz mi coś do powiedzenia, to mów. Tu i teraz.
Już ci mówiłem. Znalazłem dla was dom. Dom dla
wszystkich.
W ciszy, która zapadła, słychać było jedynie kapanie wody do zlewu. Nie, to nie to kapanie tak go niepokoi, lecz jej strach. Ale on musi jej to powiedzieć.
- Czy wiedziałaś, że ojciec Jerry'ego miał tu sporo
gruntów?
Przytaknęła, nadal nieufna.
Wypytywałem dzisiaj ludzi o te grunty. Okazuje
się, że stary Hatfield nadal jest właścicielem sporej
części.
Zatrzymał działkę na wzgórzach.
Nie tylko. Zanim dojdzie się do latarni morskiej,
jest farma. Mieszka tam tylko zarządca. To tam Hatfield
się zatrzymywał. To jest farma mleczna i mogłaby przy
nosić zyski, ale podobno czeka na Jerry'ego, na wypadek
gdyby nagle spodobało mu się uczciwe życie.
Dlaczego Jerry tam nie założył komuny? - zdziwiła
się Ally. - Zamiast na wzgórzach.
Bo się ukrywał. Nawet przed rodzonym ojcem. Stary Hatfield jest taki wściekły, że gdyby wcześniej wie
dział, czym synalek się zajmuje, sam doprowadziłby go
na policję.
Skąd wiesz?
128
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
129
Jest cała spięta, pomyślał, jakby zaraz miała rzucić się do ucieczki.
Rozmawiałem z nim. Zaszedłem na tę farmę i zagadnąłem zarządcę, który ma ze sto lat, a on od razu zatelefonował do Hatfielda, który jest chyba jeszcze starszy.
Po co z nim rozmawiałeś?
Bo chcę, żeby na tej farmie osiedlili się ludzie z komuny Jerry'ego.
Oszalałeś! - Zastanowiła się chwilę. - On się nie
zgodzi. Stary Hatfield ma w głowie wyłącznie zysk.
Ale dba o dobre imię. Zdaniem policji pomógł Jer-
ry'emu uciec do Stanów i pomagał mu przy innych okazjach. - Zawiesił głos. - Teraz bardzo się tego wstydzi.
Farma leży odłogiem. Myślę, i mam w tym poparcie
radnych, że można by ją przekazać ludziom z komuny
w zamian za to, że nie będą wnosić żadnych oskarżeń
przeciwko Jerry'emu.
Rozważała w myślach to rozwiązanie.
Czy oni mogą go o coś oskarżać? Poza tym, co już
wiadomo.
Kto wie? Zasugerowaliśmy, że to nie jest wykluczone.
Co to znaczy „my"?
Ja i sierżant Matheson.
Co was to obchodzi?!
Ally, jestem lekarzem. Moim zadaniem jest uzdra
wianie. Od wczoraj nie przestaję myśleć o tych ludziach.
Obawiam się, że jeszcze długo będą w szoku. Od lat byli
razem. Nie mają innego wsparcia. Rozdzieleni mogą
podzielić los twojej matki - dokończył cicho. - Wiesz, że
to jest dobre rozwiązanie.
- Tak, chyba tak.
Nadal nie miał pewności, jak to przyjęła, ale musiał kontynuować.
Dyskutując nad tym, radni...
Jacy radni?!
Rada miejska składa się z sześciu osób: sierżanta
Mathesona, Freda, Elaine, Myrtle, Hildy oraz mnie.
Znasz ich, a oni ciebie. Sierżant jako jedyny nie miał
jeszcze masażu i domaga się naprawienia sytuacji.
O czym dyskutowaliście? Pomijając masaż.
O farmie. Oraz o tobie.
O mnie.
Wydała mu się tak zagubiona, że miał ochotę ją przytulić.
- Ally, nieopodal przystani stoi rybacka chata. Kiedyś należała do Elspeth Murdoch, która umarła rok temu
i zapisała ją miastu. Jeśli kiedyś wywalczymy jakieś
dotacje, powstanie tam centrum informacji turystycznej,
ale na razie stoi pusta, umeblowana i bardzo ładna. Po
myśleliśmy o niej w kontekście ludzi Jerry'ego, ale jest
za mała. Potem ty nam przyszłaś do głowy.
- Na razie nie mam pieniędzy na czynsz.
Uśmiechnął się, za wszelką cenę starając się rozłado
wać napięcie widoczne w jej oczach.
Radni uznali, że ktoś musi tego domku pilnować.
Proponujemy go twojej matce i tobie.
Dlaczego?
- Ty masz wyrzuty sumienia z powodu matki. - Nie
odrywał wzroku od jej oczu. - Mieszkańcy Tambrine
Creek podobnie czują się wobec ciebie. Dużo tu poczucia
winy. Wielu ma sobie za złe, że się nie domyślili, kto
mieszka na wzgórzach. Inni, że dawno temu nie przeciw
stawili się twojemu dziadkowi, a później twojemu ojcu.
130
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
131
Ale...
Przyjmą twoją matkę z otwartymi ramionami.
Co ja mam zrobić? - Sprawiała wrażenie komplet
nie zagubionej, ale on musi powiedzieć wszystko. Do
końca.
Możesz dać mi się pocałować...
Czekał.
Pocałować...
Kocham cię.
Błąd. Ally błyskawicznie się zamknęła.
Nie. Nie mogę. - Odetchnęła głęboko, po czym
powoli odłożyła ścierkę. Gdy na niego spojrzała, jej twarz
była bez wyrazu. - Nie kupisz drugiego lekarza dla Tam-
brine Creek. Ani za cenę domu, ani proponując siebie.
Wcale nie chcę kupować drugiego lekarza.
Nie wracam do leczenia.
Ale nie potrafisz się powstrzymać. - Wskazał na
sypialnię. - Myślisz, że byłabyś w stanie odmówić im
pomocy?
Muszę.
Czy twoja matka odmówiłaby ci prawa do bycia
lekarzem?
Ona niczego mi nie odmawia.
To znaczy, że udzieli ci wsparcia...
Nie chcę być lekarzem. - Była coraz bardziej zirytowana. - Jestem masażystką. I to się sprawdza. Daje mi
ogromną satysfakcję. Cieszę się, że dzięki mnie ludzie są
szczęśliwsi. Lubię pomagać.
Dzisiaj też pomogłaś.
Ale już tu dotarłeś, więc mogę odejść.
Nie odejdziesz od tego, jaka jesteś - zauważył. -
Ani ode mnie.
- Co to ma znaczyć? - zasyczała.
Zawahał się.
- Wiem, że to może wydawać się absurdalne. I zdecydowanie przedwczesne. Ale wystarczy, że na ciebie spojrzę. Twoja uroda, odwaga, poczucie humoru... Ally, nic
na to nie poradzę. Podbiłaś moje serce.
Jej rysy stężały. Przewidywał, że tak zareaguje.
No cóż, ale ja ciebie nie kocham. W moim życiu
było trzech mężczyzn: ojciec, dziadek i Jerry. Po co mi
więcej?
Miałaś chłopaka, tego neurochirurga.
Miałam. Ale to było wtedy, kiedy jeszcze chciałam
udawać, że jestem normalna. Że pogodzę się z przeszłością i zorganizuję sobie przyszłość. Ale nic z tego. Teraz
jestem szczęśliwa i jeśli sobie wyobrażasz, że kiedykolwiek pozwolę, żeby mężczyzna decydował o mojej przyszłości...
Nie chcę o tym decydować. - Dlaczego jej nie
przytuli? Dlaczego nie może jej dotknąć? Bo ona się boi
i taki gest wszystko by zniweczył. - Nie zamierzam cię
zmieniać. Jeśli chcesz być masażystką...
Chcę.
Więc po co miałbym cię namawiać do zmiany?
Kocham cię taką, jaka jesteś. Ally, czy mogłoby być
inaczej?
W porządku. - Zacisnęła wargi. - Wobec tego jak
mam się zachować? Rzucić ci się w ramiona? Przeprowadzić się do domu lekarza i bawić się w żonę?
Zaskoczyła go tak bardzo, że aż się uśmiechnął.
Ally, chyba za wcześnie na realizację tego scenariusza.
Nie śmiej się ze mnie.
132
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
133
- Nie śmieję się.
- To dlaczego drwisz ze mnie?
W pokoju obok ktoś zakasłał, po czym rozległy się odgłosy torsji.
- To znowu Marigold - stwierdziła Ally. - Idź do niej.
Ale tam czuwała Betty i ona go nie wzywała.
Potrzebuję cię - rzekł półgłosem.
Potrzebujesz drugiego lekarza.
Ciebie.
Jak długo mnie znasz?
Wystarczająco długo.
- Odpuść sobie. - Gdy podniosła na niego wzrok,
postąpił krok do przodu. - Darcy, nie rób tego.
Nie może pozwolić jej odejść. Nie tak. Musi jej pokazać, co czuje. Że jest istotą ludzką, a nie żądnym władzy, zachłannym samcem.
Omijając go, Ally znalazła się tuż obok. Podniósł ręce i ujął w dłonie jej twarz. Delikatnie. Jeśli jej się to nie podoba, w każdej chwili może się odsunąć. I wyjść.
Ale ona przystanęła.
- Nie rób ze mnie potwora - poprosił cicho. - Kocham cię. Kocham cię i będę czekał tak długo, jak to
będzie konieczne.
Pocałował ją, musnął wargami lekko jak piórko. Poczuł niewyslowioną, cudowną słodycz. Tego się spodziewał.
Kocha ją. Ta pewność z każdą chwilą przybierała na sile. Teraz była jak okrzyk triumfu. Lub jak rozkoszny szept, ciepło, które objęło jego serce. Spijał to ciepło z jej warg, a ono przepełniało go czymś, o czym nawet nie wiedział, że mu tak bardzo tego brakuje.
Boże, jak on ją kocha. Ona tymczasem rozchyliła wargi, a jej palce dotknęły jego policzka.
Oto moja przystań, nie miał co do tego wątpliwości. Oaza spokoju. Ally. Lecz ten pocałunek nie mógł trwać wiecznie. Oboje pamiętali o chorym dziecku za ścianą.
Ally odsunęła się. Patrzyła na niego zamglonym wzrokiem, jakby ujrzała go po raz pierwszy. Milczeli, lecz nadal prowadzili niemą wymianę zdań. Coś się zmieniło. Ona wie, że jego serce należy do niej, ale się tego boi. Widział to wyraźnie.
Nie chcę... Nie mogę... - wykrztusiła.
Doktorze! - zawołała cicho Betty.
Jest potrzebny przy łóżku chorego dziecka.
- Ally, możesz. Zaufaj mi. Naprawdę. Oboje możemy. - Rzucił jej przeciągłe spojrzenie, po czym się od
wrócił.
Marigold czeka. Medycyna czeka.
Nim dotarł do sypialni, Ally już nie było.
KOJĄCY DOTYK
135
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Szła przed siebie. Szła i szła. Co się dzieje? Co ona zrobiła?! Pozwoliła się pocałować. Dlaczego?
Nie miała w planach romansu z Darcym Rochesterem. Absurdalny pomysł.
Darcy jest wspaniały. Nadal czuła na wargach jego smak. Jeszcze nikt nie sprawił, że miała wrażenie, jakby odnalazła swoją drugą połowę.
To bardzo głupie uczucie. Pozbawione sensu.
Nogi same poprowadziły ją do przystani. Bolała ją pięta, ale ona za wszelką cenę musiała obejrzeć dom.
Nieopodal mola stał zespół trzech segmentów, przy czym każdy miał innego koloru okiennice: żółte, fioletowe i niebieskie. Okna wychodziły na przystań i zacumowane tam kutry. W dwóch domach ze skrzynek na kwiaty wylewały się kaskady pelargonii; w środkowym skrzynki były puste. Dom pani Murdoch. Idealne rozwiązanie.
Ona jednak nie może na nie przystać.
Zeszła do przystani i usiadła w jednym z kutrów. Podciągnęła kolana pod brodę i zapatrzyła się w mrok.
Tutaj przychodziła w dzieciństwie, aby przemyśleć różne problemy. Tutaj też podjęła decyzję, że zostanie lekarzem. Że będzie żyła jak dziadek.
Czy potrafi do tego wrócić? Do medycyny? Jeśli będzie blisko Darcy'ego, jeśli tu osiądzie, zostanie w to wciągnięta. To nieuniknione. Co wtedy stanie się z matką?
Matka jest ledwie piętnaście lat od niej starsza, a parę miesięcy wcześniej Ally odkryła coś, co ją zdumiało. Elizabeth okazała się zdolna do przyjaźni.
Ucząc się wspólnie masażu, odkrywały siebie. Matka miała niezwykłe poczucie humoru, długo hamowane przez ludzi, którzy nie potrafili się cieszyć. I podobnie jak Ally kochała muzykę, której przez prawie trzydzieści lat nie wolno było jej słuchać.
Teraz wymieniały poglądy, śmiały się razem i cieszyły efektami swojej pracy. Elizabeth wreszcie zaczynała żyć.
I nagle zjawia się Darcy.
- Jeśli pozwolę sobie go kochać, to co będzie z mamą?
Stanie się znowu kimś z zewnątrz. Jej córka i zięć
zajmą się medycyną, a ona znowu będzie tylko temu się przyglądać. Będzie tkwić w Tambrine Creek, podczas gdy jej córka będzie pochłonięta miłością do lekarza.
Nie należało tu wracać - szepnęła. - To był poroniony pomysł. Tyle się napracowałam, a teraz moje głupie hormony powiadają, że kocham Darcy'ego.
No to co?
Wyjadę. Wrócę do Melbourne.
Tylko spróbuj...
Przecież to rozsądne posunięcie.
Nie zrezygnujesz z Darcy'ego.
Muszę.
Podniosła się, oparła o barierkę i spojrzała w czarną morską otchłań.
- Matka poświęciła mi prawie trzydzieści lat życia.
Nie mam wyboru. Wycofam się, zanim będzie za późno.
Odkładanie tego na potem tylko wszystko jeszcze bar
dziej skomplikuje.
136
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
137
Skuliła się, bo nad wodą było całkiem chłodno. A może wszędzie byłoby jej zimno? Czując się chora, ruszyła w stronę domu.
W oknach na górze świeciło się światło. Jak to? Na pewno je zgasiła. Darcy?
Nie, nie ma jego auta. Poza tym by się nie odważył. Co więcej, zamknęła drzwi na klucz. Iskierka nadziei, że on tam jest, że ją przekona, że znajdzie rozwiązanie tego dylematu, zgasła.
Drzwi były zamknięte. To znaczy, że jednak nie zgasiła światła. Powlokła się na górę.
Otworzyła drzwi do pokoju i ujrzała... matkę, która leżała na materacu, czytając podręcznik masażu.
- Mama...?
W wieku czterdziestu pięciu lat Elizabeth była starszą wersją córki. Były tego samego wzrostu. Jeszcze dwa lata temu Elizabeth była przeraźliwie chuda, teraz jednak miała tak samo doskonałą figurę jak Ally. Miała krótko przycięte blond włosy przetykane siwymi pasemkami, piękne piwne oczy i ujmujący uśmiech. Ubrana była w dżinsy i bluzę, niemal tak samo jak Ally.
Ale niespodzianka! - zawołała radośnie.
Zaskoczyłaś mnie - przyznała Ally. - Jak się tu
dostałaś?
Autobusem. - Widząc zdumienie córki, pospieszyła
z wyjaśnieniem. - Przeczytałam dzisiejszą gazetę.
I dowiedziałaś się o Jerrym. - Ally zaniepokoiła się,
bo siedemnaście lat wcześniej z takiego samego powodu
matka się załamała. - Nie masz mi tego za złe?
- Skądże. Zrobiłaś to, co ja powinnam zrobić, kiedy miałaś cztery lata, ale ja stchórzyłam. Wydawało mi się, że ciągle kocham twojego ojca. Tak, rozsypałam się.
Podejmowałam takie idiotyczne decyzje. Tyle straciłam. Ale wtedy byłam innym człowiekiem. - Ally pomogła jej wstać z materaca. Uściskały się na powitanie. - Zabrało mi dziesięć lat zrozumienie, że potrafię wyzwolić się od Jerry'ego, że dużo da się naprawić. - Ally spoglądała na nią z niedowierzaniem, ale ona mówiła dalej. - Najpierw przeczytałam o tym w gazecie, a potem masowałam Esther, która słyszała w radiu obszerny wywiad z sierżantem Mathesonem.
I dlatego postanowiłaś tu przyjechać. - Nie spuszczając matki z oka, Ally nastawiła czajnik.
Rozmowa z Esther dała mi dużo do myślenia. - Elizabeth, zazwyczaj apatyczna, nieproszona ustawiała kubki na
blacie. Niesłychane. - Czy wiesz, że ona była głucha przez
trzydzieści lat? Trzy lata temu dostała implant ślimakowy.
Twierdzi, że teraz zaczęła żyć od nowa. Pomyśl, zaczęła
słyszeć w wieku sześćdziesięciu lat! - Implanty ślimakowe
są rewelacyjne, ale do czego ona zmierza? - Pomyślałam
sobie, że jeśli ona nie boi się nowego życia w wieku
sześćdziesięciu lat, to ja też nie muszę się bać. Wiesz, co
ona teraz robi? Uczy języka migowego rodziców głuchych
dzieci. Wznosi pomosty. Ja mogę robić to samo. - Wyłączyła czajnik, o którym Ally kompletnie zapomniała. - Ci
ludzie skrzywdzeni przez Jerry'ego... Mogę z nimi rozmawiać, nauczyć masażu. Może w ten sposób im pomogę?
Może.
Potem leżały już na materacu. Elizabeth spała, ale Ally jeszcze wpatrywała się w ciemność.
Jak tu weszłaś? - zapytała matkę wcześniej, przy
herbacie, a ona się roześmiała.
Wejdę do każdego domu w Tambrine Creek. Pamiętaj, że tu się wychowałam. Wdrapałam się na dąb.
138
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
139
Pewien znajomy nauczył mnie otwierać wszelkie zamki, wiec wśliznęłam się przez okno.
Mamo!
Posiadłam dużo bardzo praktycznych umiejętności
- powiedziała skromnie.
Matka jest tutaj. Taka ożywiona, a to znaczy, że cieszy się z powrotu do rodzinnego miasta.
Dobrze po północy rozdzwonił się telefon.
Ally?
Darcy.
We własnej osobie.
Dlaczego tu dzwonisz?
A gdzie mam dzwonić.
Przestań!
Nie przestanę. Ally... wiem, że się pospieszyłem.
Nie powinienem mówić, że cię kocham. Ale sam dopiero
co o tym się dowiedziałem i nie potrafiłem utrzymać
języka za zębami.
To go pilnuj. Darcy, to się nie stanie.
Już się stało. Kocham cię. A twoja reakcja... Ally, ty
to też czujesz.
Nic nie czuję - warknęła zrozpaczona. - Nie mogę.
Możesz.
Matka przyjechała.
Elizabeth?
Wsiadła do autobusu, wdrapała się na dąb przed
domem i włamała się przez okno.
Darcy zagwizdał z uznaniem.
Brawo! To znaczy, że sama zajęła się ratowaniem
siebie. Powinno ci trochę ulżyć.
Ty nic nie rozumiesz.
Nie byłbym tego taki pewien. Boisz się przeszłości.
Nieprawda. Boję się przyszłości.
To bardzo dziecinne, bo nikt nie wie, co go czeka.
Możesz być pewna tylko mnie.
Dlaczego nie odkładam słuchawki, przeszło jej przez głowę.
Wyjedziemy - szepnęła.
Dlaczego? Dopiero co przyjechałyście.
Mama... Jak myślisz, jak ona będzie się czuła, jeśli
pokocham tutejszego lekarza? A potem zamieszkam w do
mu dziadka, będę piec grzanki na jego piecu...
...przytulać się do moich psów i bujać w babci fotelu.
A gdybyś zechciała, to nawet moglibyśmy mieć dzieci.
Ally, odłóż słuchawkę. Jednak dalej go słuchała.
Jesteś pewna, że chodzi o twoją matkę? - zapytał.
Słucham?
Czy to nie siedzi w tobie? Dzwonię, żeby jeszcze
raz powiedzieć ci, że cię kocham, i że daję ci tę miłość,
czy tego chcesz, czy nie. Masz ją na wieki. Nie zasłaniaj
się matką. Będziemy nad tym pracować. Wszyscy. Ty,
Elizabeth, ja, mieszkańcy tego miasteczka... Już nie jes
teś sama. Jesteś w Tambrine Creek. Wróciłaś do siebie,
do swoich, do domu. To jest twój dom, Ally. Teraz i na
zawsze. - Odłożył słuchawkę.
- To nieprawda - szepnęła.
On ją kocha. Ta słodka myśl nie dawała jej spokoju. Gdyby potrafiła zrobić ten jeden krok...
Nie jest sama...
To prawda. Na materacu śpi matka, gdzieś tam w domu lekarza jest Darcy.
Darcy.
Jej miłość?
KOJĄCY DOTYK
141
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Zasnęła koło trzeciej nad ranem, a obudziła się o wpół do dziewiątej.
- Ratunku! O dziewiątej mam klienta!
Matka smażyła bekon.
Wiem. Zajrzałam do twojego zeszytu. Prawie cały
zapisany. - Uśmiechnęła się do niej. - Dobrze ci idzie.
Odwołam go.
Dlaczego? Masz pół godziny. Śniadanie już czeka.
Zjedz, weź prysznic i weź się do roboty.
Ale ty...
Ja też czymś się zajmę. Jeśli powiesz mi, gdzie są
ludzie Jerry'ego...
Pójdę z tobą.
Po co?
Przedstawię cię...
Sama się przedstawię. Jedno jajko czy dwa?
Jedno.
Wiesz, Ally, jeśli trzeba wstać tak wcześnie, to
może nie należy odbierać telefonów o każdej porze?
O nic nie pytam, ale dlatego wyłączyłam budzik. Uzna
łam, że powinnaś trochę pospać. Czy wiesz, że kiedy
próbowałam cię teraz obudzić, nazwałaś mnie Darcym?
Chryste.
Tylko tutaj tak szybko udało się jej zdobyć wielu
klientów. Ponieważ dla miejscowych była „naszą Ally".
Nie zostanie „naszą Ally", pomyślała. Nie jako le-
karz. Medycyna pchnęła jej matkę do próby samobójczej. Nie może po raz drugi podjąć takiego ryzyka.
Kochana, rozmasuj mi kark. - Pierwszą jej klientką
była Doris Kerr. - Nogami się nie zajmuj. Ale kark...
Masz rzeczywiście strasznie napięte mięśnie. Wspomniałaś kiedyś, że miałaś uszkodzony dysk.
Potknęłam się o psa - prychnęła Doris. - Dziesięć
lat temu. Położyli mnie w Melbourne na ortopedii z ludźmi, którzy się połamali na nartach albo w wypadkach
drogowych. Wszyscy się pytali, co mi się stało, a ja
musiałam odpowiadać, że potknęłam się o pudla!
Dysk może wypaść nawet od kichnięcia - pocieszała ją Ally.
Doktor Rochester też tak mówi. Przez jakiś czas
jeździłam do fizjoterapeuty w Melbourne, ale teraz...
Fizjoterapeuta może pomóc bardziej niż ja.
Doktor Rochester też tak powiedział, jak go zapytałam, czy powinnam przyjść do ciebie na masaż. Ale
jednocześnie mówił, żebym dała sobie rozmasować, rozgrzać ten kark.
Doktor Rochester uważa, że to pomoże?
Oczywiście. Oboje znacie się na rzeczy. Musicie się
wspierać. - Doris poprawiła się na stole. - O, jak przyjemnie - sapnęła. - Ally, Henry twierdzi, że twoja matka
przyjechała wieczornym autobusem. To prawda?
Prawda.
Ogromnie się cieszę. Podobno dostaniecie dom Elizabeth, a na dodatek... - Zawahała się. - Ludzie mówią, że
doktor Rochester się w tobie zadurzył. To dopiero było
by cudownie, gdybyście wszyscy razem żyli w zgodzie
i szczęściu - westchnęła.
142
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
143
Znowu to samo. Ci miejscowi wszystko wiedzą. Pewnie poprzedniego wieczoru za dużo dotarło do uszu Betty.
Kiedy o pierwszej myła ręce, by udać się na poszukiwanie lunchu oraz matki, zadzwonił telefon.
Głos Elizabeth kazał jej domyślać się najgorszego.
Musisz iść na policję - mówiła szybko.
Mamo, weź trzy głębokie oddechy - powiedziała
Ally, wyczuwając, że matka jest bliska histerii. - Od
dychaj, uspokój się i dopiero mów do mnie.
Przepraszam...
Co się stało?
Kevin rzucił się z nożem na Jerry'ego.
Ally już wkładała buty, gdy nagle doznała olśnienia.
Kevin jest w szpitalu, a Jerry w areszcie - powiedziała.
No właśnie -jęknęła Elizabeth. - Jestem w schronisku. Był tu doktor Rochester. Ally, on jest czarujący.
A potem przybiegła do nas żona policjanta, bo w szpitalu
jej powiedzieli, że doktor jest u nas.
O czym ona mówi?
Jerry nie żyje?
Nie wiem - szepnęła matka.
Więc co się stało? - W tle usłyszała kobiecy szloch.
Kiedy doktor badał dzieci, Kevin, który miał pojechać karetką do Melbourne, przyszedł do aresztu i powie
dział, że musi pożegnać się z Jerrym... Mathesona nie
było, ale jego żona pozwoliła mu pożegnać się przez
kraty. I wtedy Kevin wyjął nóż. Ally, żona sierżanta
mówi, że Jerry wykrwawi się na śmierć! Doktor już tam
jest. Ally, idź tam. Zrób coś!
To był Jerry, a jej matka zalewa się łzami!
- Tobie ciągle na nim zależy... - szepnęła Ally z przerażeniem. - Po tylu latach.
Pochlipywanie natychmiast ustało.
Dziwi cię to? - Matka przemówiła zmienionym
tonem. - Jasne, że mi zależy. Zależy mi na tym, żeby
znalazł się w więzieniu i odpokutował za wszystkie swoje
grzechy! Ally, nie pozwól, żeby umarł!
Nie jestem lekarzem.
Jesteś! - krzyknęła Elizabeth. - Najlepszym, jakiego znam. Nie trać czasu i leć do aresztu. Walcz o życie
tego nędznika. Natychmiast!
Drzwi do komisariatu stały otworem, jakby wszyscy opuścili go w pośpiechu. Pewnie są w szpitalu, pomyślała, lecz w tej samej chwili z głębi dobiegło ją niewybredne przekleństwo. Weszła do środka.
Najpierw ujrzała pęk kluczy w kałuży krwi, potem Darcy'ego w celi. Pochylał się nad Jerrym.
- Kevin, on nie żyje - mówił, odwracając głowę. -
Uspokój się. On nie żyje.
Kevin siedział skulony w kącie biura. Popatrzył na nią jak na zjawę.
- Musiałem to zrobić. Musiałem - powtarzał.
Ally popatrzyła na Darcy'ego. Zorientowała się, że Darcy z całych sił ugniata klatkę piersiową więźnia. Powiedział, że nie żyje, ale go reanimuje.
Jerry nie umarł. Raz jeszcze spojrzała na nóż, po czym podeszła do Kevina i przyklękła przed nim.
- Zabiłeś go - powiedziała cicho, przesuwając się
tak, by zasłonić obu mężczyzn w celi.
Tak, zabiłem - powtórzył tępo.
- To znaczy, że się skończyło - przemawiała pół-
144
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
145
głosem. - Wszystkie okropności już się nie powtórzą. Już nie musisz robić nic więcej. Teraz my się tobą zaopiekujemy. - Położyła mu rękę na zakrwawionym ramieniu.
- To ja doprowadziłam do jego aresztowania. Pozwól
mnie teraz tym się zająć. Proszę, oddaj mi ten nóż.
Spojrzał na nią nieprzytomnie i jak posłuszne dziecko spełnił jej prośbę.
Z celi nie dochodziły żadne odgłosy, lecz ona nie ruszyła się z miejsca. Jeśli zmieni pozycję, Kevin zobaczy Jerry'ego...
Na szczęście z ulicy usłyszała wycie policyjnej syreny. Zgrzytnął ręczny hamulec. Rozległy się energiczne kroki. Powoli się podniosła, trzymając nóż za plecami. Nie spuszczała wzroku z Kevina.
- Sierżancie, tu jesteśmy - rzekła równym głosem.
- Kevin zabił Jerry'ego - poinformowała. - Myślę, że
powinien wrócić do szpitala. Odwiezie go pan?
Bystry facet. Rozejrzał się, błyskawicznie przejął od niej nóż i wsunął go w szparę za biurkiem, po czym ukląkł przed Kevinem.
- Niech pani pomoże doktorowi - polecił jej. - Zajmę
się nim.
Przez trzy godziny ratowali życie człowieka, którego Ally darzyła serdeczną nienawiścią.
Otrzymał cios w klatkę piersiową, a potem, gdy opadł na kraty, Kevin uderzał na oślep tak, że Jerry miał nogi podziurawione jak rzeszoto. Rany były tak głębokie, że każda z nich mogła okazać się śmiertelna.
Jeszcze na samym początku z pomocą przyszła im Betty, która własnym samochodem przywiozła pojemniki z kroplówką i olbrzymią torbę opatrunków.
Pracowali w trójkę. Zakładali tampony, gdzie się dało,
by zatamować upływ krwi, a on nie umierał. To zdumiewające. Gdy w końcu płyn w kroplówce kapał z maksymalną prędkością, Darcy usiadł na podłodze. Jerry dostał szansę.
- Ma przemieszczoną tchawicę - mruknął Darcy,
a Ally, która przylepiała ostatni plaster, przyłożyła palec
do szyi rannego i przytaknęła. - Płuco. - Darcy sięgnął po
stetoskop. Skrzywił się, osłuchując Jerry'ego. - Powietrze z płuc wydostaje się prosto do klatki piersiowej.
Fatalnie. Niedługo przyciśnie serce oraz drugie płuco, a wtedy... zgon.
Do szpitala - zaordynował Darcy. Zwracał się do
dwóch ratowników, którzy stali nieopodal, zastanawiając
się, czy będą transportowali zwłoki, czy pacjenta. - Muszę go odessać.
Podejmiesz się tego? - zapytała Ally. Normalnie
zabieg ten wykonuje chirurg. I to doświadczony.
Nie mam wyboru. Widziałem, jak to się robi. Raz.
Zechce mi pani asystować, doktor Westruther?
Miała na to jedną odpowiedź.
Jeśli masz być bohaterem, potrzebna ci jest bohaterka. - Rzuciła niepewny uśmiech w stronę Betty. - Ty też
masz ochotę zostać bohaterką?
Ja? Ja tu jestem, bo uwielbiam zapach krwi. - Betty
wyszczerzyła zęby i na chwilę napięcie zelżało. - Poza
tym lubię obserwować bohaterów i bohaterki.
Trudno było uwierzyć, że ten zabieg wykonał prowincjonalny lekarz, który oglądał taką operację raz, pięć lat wcześniej.
Potem przez następne godziny go zszywali. Chyba ma szansę przeżyć, pomyślała Ally, odsuwając się w końcu od stołu i zdejmując maskę.
146
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
147
Zaraz wyląduje helikopter - poinformowała ich Bet-ty. - Uznano go za priorytet.
Będą musieli lecieć bardzo nisko - powiedział Dar-cy. - Z powodu ciśnienia...
Woli pan, żeby tu został? - Betty rzadko dawała
zbić się z tropu. - Nawet pana nie zapytałam, od razu do
nich zadzwoniłam.
Musi lecieć. - Darcy przyglądał się pacjentowi.
- Płuco wymaga eksperta. Krążenie w dłoni też pozo
stawia wiele do życzenia, a rana w kroczu... może być
potrzebny chirurg naczyniowy. Zabieramy go stąd.
Ally wyszła na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wydarzenia minionych godzin nie mieściły się jej w głowie. Pomagała ratować życie Jerry'ego. Na rozkaz matki. Gdzie ona teraz jest?
Nie zastała jej w schronisku ani w domu, gdzie wzięła prysznic i się przebrała. Nareszcie poczuła się jak człowiek.
Raz jeszcze ruszyła na poszukiwanie matki. Instynktownie skierowała się w stronę przystani, bo sama najchętniej tam by się znalazła.
Ujrzała ją na dziobie najstarszej łodzi.
- Wiedziałam, że tu cię znajdę.
Matka odwróciła głowę i uśmiechnęła się, jakby się jej spodziewała.
Długo cię nie było. Żyje?
Żyje.
Co z Kevinem?
Dostał potężną dawkę środka uspokajającego i dłu
go się nie obudzi.
Biedny Kevin - szepnęła. - Szkoda, że nie ma
córki.
Ally długo milczała.
Dlaczego kazałaś mi go ratować? - zapytała, ze
brawszy się na odwagę.
Powiedziałam ci. Żeby mógł stanąć przed sądem.
Zmusiłaś mnie, żebym znowu była lekarzem. Wy
dawało mi się, że ci się to nie podoba.
Matka popatrzyła na nią zdumiona.
Dlaczego tak uważasz?
Kiedy zdałam pierwszy egzamin na specjalizację,
próbowałaś odebrać sobie życie.
To nie miało żadnego związku z twoją medycyną.
Jak to?
Cierpliwie czekała na odpowiedź. Już się nauczyła, że matka mówi tyko to, co chce powiedzieć.
To przez dotyk.
Przez dotyk?
Czy wiesz, że od śmierci mojej matki nikt mnie nie
dotknął? A umarła, kiedy miałam sześć lat. Dopiero twój
ojciec. On mnie przytulał i mówił, że jestem piękna. Nic
dziwnego, że rzuciłam mu się w ramiona. - Westchnęła.
- Kiedy zdałaś egzamin i przyszłaś z tym chłopakiem...
z szampanem, homarem i Bóg wie czym jeszcze, zasiedliśmy do stołu i spożyliśmy wytworną kolację. A on
nawet wzniósł toast. Uderzyło mnie wtedy, że ani razu
cię nie dotknął, nie uśmiechnął się do ciebie. Poczułam
się winna. Uznałam, że wyrządziłam ci ogromną krzywdę.
Ally nie chciała tego słuchać. Objęła matkę i mocno ją przytuliła.
- Po tej próbie samobójczej przychodziłaś do mnie
do szpitala. Czesałaś mnie, dotykałaś mojej twarzy, masowałaś mi ręce, gładziłaś. Poczułam się, jakby nagle
148
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
149
rozbłysło światło. Dotykałaś mnie. A ja ciebie. Rozumiesz, co mam na myśli?
Chyba tak.
Ty też się zmieniłaś. Jerry skrzywdził nas, ale nas
nie zniszczył.
Mhm.
- Masz bardzo sympatycznego adoratora.
To stwierdzenie ściągnęło Ally na ziemię.
To nie jest mój adorator.
Całe miasteczko opowiada, że za tobą szaleje.
Całe miasteczko?
Rozmawiałam ze wszystkimi. - Matka uśmiechnęła
się znacząco. - Masowałam i rozmawiałam. Wszyscy się
cieszyli, że przyjechałam. Doris Kerr pokazała mi ten
dom. - Popatrzyła za siebie. - Nie mogę się doczekać,
kiedy się przeprowadzimy. Podejrzewam, że większość
czasu będę spędzała z ludźmi Jerry'ego, ale tu będę
mieszkać.
Będziemy tu razem.
Myślę, że ty przeprowadzisz się do domu Dar-
cy'ego.
Ally wstrzymała oddech.
- Chciałaś powiedzieć do domu dziadka. Do naszego
domu. Mamo, jak możesz? Tam jest tyle wspomnień...
Lecz każdy ma inne wspomnienia.
- Moja matka - zaczęła Elizabeth - kochała ten dom.
- Ujęła dłoń córki. - A ja w tym domu piekłam najlepsze
grzanki.
Darcy nadal robi je w ten sposób.
Sama widzisz... - Uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
- O wilku mowa... - Wstała i zamachała ramionami.
Darcy stał na brzegu w asyście Jekylla i Hyde'a.
Mam wrażenie, że powinniście porozmawiać - zauważyła matka domyślnie. - Ja też mam swoje sprawy.
Co na przykład?
Doris obiecała mi pomóc przy przeprowadzce. I to
dzisiaj.
Będziesz sama tu nocować?
Darcy użyczy mi te psiska. - Roześmiała się na
widok zdumienia Ally. - Wszystko już zorganizowałam.
Podała rękę Darcy'emu, który pomógł jej wysiąść z chybotliwej łodzi.
- Dziękuję za uratowanie Jerry'ego. Nikt z nas nie
chciałby mieć jego śmierci na sumieniu. - Popatrzyła na
Ally z czułością, po czym zniżając głos, zwróciła się do
Darcy'ego. - Teraz zajmij się ratowaniem mojej córki.
Ona tu siedzi i czeka, aż ją ktoś uratuje. Do dzieła!
KOJĄCY DOTYK
151
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Zostali sami.
Ally patrzyła na matkę, która odchodziła z psami Dar-cy'ego. Skakały u jej boku, jakby uznały ją za swoją panią. Niewiarygodne, pomyślała Ally.
Coś ty zrobił z moją matką? - zapytała Darcy'ego.
Nic. Nie dałem jej żadnych leków ani nawet recepty. To ty ją wyleczyłaś.
Albo to, że Jeny żyje. Gdyby umarł...
Myślę, że jest już na tyle silna, że i z tym by sobie
poradziła - rzekł w zadumie. - Na początku tego dramatu
nie spisała się najlepiej, pomyliły się jej priorytety, ale
w ostatniej odsłonie wezwała lekarzy i nie zawahała się
powiadomić policji.
Jak to się stało, że byłam druga na miejscu zbrodni?
Byłaś trzecia. Pierwsza była żona sierżanta. Zobaczyła, co się dzieje, i z krzykiem pobiegła do najbliższych
sąsiadów, czyli do schroniska. Zastała tam mnie. Nie
przyszło mi do głowy, że sierżanta nie ma na komisariacie, więc poszedłem sam. Gdyby nie twoja matka, która
uznała, że ty też się przydasz, nie wiadomo, co by się
stało...
Co by było, gdyby Kevin się połapał, że Jerry żyje?
Mógłby jeszcze raz zaatakować.
- Właśnie. Nie zauważyłem, że on ciągle ma ten nóż
i nie przyszło mi do głowy, że on myśli, że Jerry nie żyje.
Wykazałem skrajną głupotę. - Zawahał się i jakby dla
dodania sobie odwagi, ujął jej dłonie. - Potem ty się zjawiłaś. Moja Ally. Zauważyłaś nóż i mu go odebrałaś. -Pochylił się, by ją pocałować. - Dzielnie się spisałaś -szepnął.
Ja nic nie...
Zrobiłaś, zrobiłaś. Ally, stanowimy tandem.
Matka też tak mówi. - W gardle jej zaschło. Taka
możliwość nią wstrząsnęła.
Jesteś zła?
Matka organizuje mi życie - rzuciła szorstko. - A ty
tak beztrosko... pożyczasz jej swoje psy.
Wygląda na to, że przestała trzymać się twojej spódnicy. - Uśmiechał się szeroko. - Poszła na spacer z moi
mi psami, nie pytając cię o pozwolenie. Karygodne!
Nie śmiej się ze mnie!
Nie odważyłbym się. Chcę śmiać się razem z tobą,
moja Ally. Teraz i na wieki. Chcę z tobą się śmiać i z tobą
iść przez życie. Kocham cię.
To niemożliwe. To chyba sen.
Ale...
Zawsze są jakieś zastrzeżenia. Powiedziałaś, że
chcesz tu mieszkać, ale że nie będziesz lekarzem ani
żoną doktora. Uznaję to. Nie musisz być lekarzem ani
panią doktorową. Stąd wniosek, że to ja muszę coś
zmienić. Czy wobec tego mogę zostać małżonkiem ma-sażystki?
Dech jej zaparło, ale niespodziewanie w tej samej chwili doznała łaski wiary. To prawda. Darcy siedzi tuż obok i ją kocha. Kocha ją bezwarunkowo.
- Żartujesz.
- Nie. Szybko się uczę. Uważam, że już w tej chwili
mogę zostać twoim mężem. Znam się na ziołach. Co
152
MARION LENNOX
KOJĄCY DOTYK
153
chcesz do masażu? Andżelikę przeciwko podagrze i wzdęciom czy cyprys na uporczywy katar? Zachichotała.
Wariat!
Wcale nie. Jestem zakochany. Oraz przekonany, że
ty też mnie kochasz.
Milczała, a on ją obejmował i czekał na odpowiedź. To jest to, co liczy się najbardziej. Jego dotyk. Jego miłość.
Darcy, ty nie możesz mnie kochać - szepnęła po
namyśle.
Ale kocham.
Rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. Teraz jest jej ruch. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go. Był to pocałunek z głębi serca, a zarazem początek jej nowego życia.
Rzadko się zdarza, by matka była druhną na ślubie własnej córki.
- Jestem twoją przyjaciółką, nie dorosłam jeszcze do
roli matki panny młodej - tłumaczyła Elizabeth.
Ślub odbył się w miejscowym kościele, gdzie połączono węzłem małżeńskim, ochrzczono i wyprawiono pogrzeby kilku pokoleniom ich przodków.
Elizabeth wyglądała pięknie i promieniała szczęściem. Ally prezentowała się oszałamiająco. Można by pomyśleć, że są bliźniaczkami.
Dlaczego nie? Elizabeth emanowała nowo odkrytą wiarą w siebie. Jej niewielki gabinet masażu prosperował: miała więcej klientów, niż mogła przyjąć.
Jednym z jej faworytów był Robert, który teraz dochodził do siebie po rozległym przeszczepie skóry. Wrócił do Tambrine Creek i osiadł na farmie, która zaczynała
przynosić zyski. Elizabeth wpadała tam co wieczór, a Robert odprowadzał ją do domu.
To musi trochę potrwać, myślała Ally, obserwując tę znajomość. Na razie żadne nie ma odwagi zaufać drugiemu. Ale Robert okazał się zapalonym farmerem i za jakiś czas na pewno będzie miał własną farmę. Wówczas zadecyduje, z kim spędzi resztę życia.
Siedział teraz w jednej z pierwszych ławek. Ally wiedziała, że gdy będzie szła do ołtarza, jego wzrok powędruje na Elizabeth, nie na nią.
Tak być powinno, westchnęła zadowolona.
W jej orszaku, bardzo licznym, panował okropny zamęt. Znalazły się w nim wszystkie dzieci ze wspólnoty. Marigold, Jody, David, Tommy, Deirdre, Lilly i maleńka Dot, dla których stała się ukochaną ciocią. Śliczne ubranka na tę okazję uszyły dla nich panie z koła gospodyń, wkładając w nie dużo czasu oraz serca.
Nie widziała jeszcze Darcy'ego, ponieważ sierżant Matheson pilnował ciężkich dębowych odrzwi, które miał otworzyć w stosownej chwili. Mimo to potrafiła go sobie wyobrazić. Będzie boski.
Odmłodniał, pomyślała. Zniknęły zmarszczki wokół jego oczu, ponieważ teraz pracują razem i dzielą się brzemieniem, które przestało być ciężarem. Ponieważ medycyna okazała się cudowna, a życie usłane różami.
Amatorów masażu przekazała matce, pozostawiając sobie zaledwie kilka osób: tych, których Elizabeth obawiała się masować z przyczyn zdrowotnych, oraz tych, którzy kategorycznie domagali się, by robiła to Ally.
Wszystko układało się po jej myśli.
Nawet wiadomości na temat Jerry'ego. Przeżyje. I stanie przed sądem.
154
MARION LENNOX
Huknęły stuletnie organy: „Marsz weselny" Mendelssohna w wykonaniu niezastąpionej Doris Kerr, która niemiłosiernie fałszowała.
Nie to jest najważniejsze.
Otwarły się dębowe odrzwia.
Przed ołtarzem czekał na nią Darcy. Jej Darcy.