Przyszedł list od bliźniaków, a właściwie od ich nowych rodziców. Piszą, że ich życie stanęło na głowie, ale jakoś udaje im się utrzymać równowagę. Dołączyli zdjęcie - Piotruś z Pawełkiem na spacerze w parku. Czyste koszulki, jasne spodenki. Podobno tak wyglądali tylko przez parę minut, bo zaraz potem znaleźli wspaniałą kałużę.
U Mateusza też wszystko w porządku. Ciocia Basia zaprosiła nas na jego urodziny. Był tort truskawkowy, dmuchanie w świeczki i prezenty. Mama aż promieniała z radości. - Widzieliście jak Matełko wyrósł? - pytała.
W sobotę chłopcy malowali płot. Jest ich teraz trzech, więc szło szybko. W kuchni jak zwykle królowała Ola. Siedzę przy oknie i rozmyślam: Czy ja tu jestem potrzebna? Mama mówi, że jak kogoś dopada wisielczy humor, to koniecznie powinien się porządnie zmęczyć. Gwizdnęłam na Gapsę z zamiarem zabrania jej na dłuższy spacer, gdy przyszedł wujek Tomek. Chciał wypożyczyć prawdziwy jacht i przyszedł zapytać, czy Zbyszek spędziłby z nim połowę wakacji na morzu. Jakże by mógł nie chcieć! Kiedy wujek rozłożył mapę i zaczął pokazywać trasę rejsu, wszystkim aż się oczy zaświeciły. - A wy? - wujek spojrzał na Bartka i Daniela. Oni popatrzyli na rodziców i zaczęły się przymiarki. Mnie rzecz jasna w ogóle nie brano pod uwagę. Wiadomo - męska wyprawa. Dlaczego nie jestem chłopakiem?
Danielowi to dobrze. Jego klasa jedzie na wycieczkę do Krakowa. Na dodatek dostał z tej okazji nowy plecak. Pojechał. Myśleliśmy: „Dobrze, pobędzie trochę poza domem, może zatęskni...". Na drugi dzień mieliśmy telefon: Daniel zniknął. Mieli czas wolny na łażenie po rynku, kupowanie pamiątek. Umówili się pod pomnikiem Adama Mickiewicza o trzeciej. Przyszli wszyscy oprócz niego. Biedna mama. Siedzi i płacze. Zastanawiają się z tatą, gdzie popełnili błąd. Jaki błąd? Patrzę na krzyż wiszący w pokoju i myślę sobie, że od Niego też ludzie odchodzą, chociaż za nich umarł. Czasem trzeba zrobić wszystko, co się da, a resztę powierzyć Panu Bogu. Tylko czemu to tak boli?
Ewa Stadtmuller
Dominik 18 (2006) s. 4