Anna Wilczyńska Możliwe jest wszystko 2


0x01 graphic

Możliwe jest.

Rozdział I

Rozstanie z przeszłością.

Książka ta powstaje w momencie mojego życia, kiedy odeszłam z przeszłości, zostawiając dom, pracę, rodzinę. To nastąpiło rok temu, dlatego z perspektywy czasu mogę spokojnie spojrzeć na wszystko, co się w związku z tym wydarza w moim życiu. Nie zastanawiam się i nie oceniam mojego wyboru, gdyż mam pewność Prowadzenia mnie przez Najwyższą Energię i Intuicję. Wiem, że jest to zgodne z Boga i moją Wolą. Mam świadomość, że wybrałam sama dla siebie taki Plan na swoje życie dla mojego Najwyższego rozwoju. To wynika ze świadomości poprzednich wcieleń i teraźniejszych lekcji do przepracowania dla mnie. Każdy z nas ma swoje zadania na własne życie. Moja poprzednia książka „Poprzez rozwój do samorealizacji” oparta była na wspaniałych doświadczeniach wynikających z uczestniczenia w seminariach, zajęciach rozwoju duchowego. Wówczas dostałam wszystkie klucze pomagające mi teraz w życiu, w którym nastąpił powrót do przerabianej jeszcze karmy. Co to dla mnie znaczy? To jest tak, że weszłam w sytuacje, związki karmiczne, aby naprawić i oczyścić swoje niedoskonałości. Spotykam na swojej drodze różne sytuacje, aby doświadczanie ich pomogło mi rozróżnić te wartości w życiu, które są dla mnie teraz ważne.

Odchodząc w jednej chwili z domu i zostawiając wszystko, odczuwałam ogromny lęk. Czas pokazywał mi poczucie winy wobec bliskich mi osób. Jednak słuchałam głosu mojego serca i podejmowałam kolejne trudne decyzje, m.in. odejście z pracy, gdyż zmieniłam miejsce zamieszkania. Znalazłam się w pięknej miejscowości i w cudownym domu. Dostałam to o czym marzyłam, śniłam, w prezencie od Boga. Nie mając nic mam wszystko. A więc niemożliwe stało się możliwe. Dom w którym mieszkam obecnie ma cudowne wnętrze i wokół przepiękny, ogromny ogród. Marzyłam o miejscu, w którym będę mogła pisać, tworzyć. Potrzebowałam roku na powrót do inspiracji. Wiem, że moje pełne zaufanie do własnych możliwości i boskich wartości pomaga mi teraz w realizacji celów. Myślałam przez moment, że odeszła ode mnie potrzeba pisania, przekazywania, ale ona tylko drzemała. Na skutek mocnych przeżyć w ostatnim czasie obudziła się moja pasja. Sama czytając różne książki miałam ogromną wdzięczność dla autorów, od których czerpałam wiele mądrości i podpowiedzi dla siebie. Nie wiedziałam jeszcze dzisiaj rano, że rozpocznę kolejną książkę. Dzięki temu, że słucham własnego wnętrza i nie przekładam spraw na później, teraz właśnie piszę. Czym chcę się dzielić z czytelnikiem? Na pewno moją prawdą i doświadczeniem, które uczy mnie żyć lepiej, inaczej. Dzisiaj czuję pokorę w sobie dla życia, a więc Boga i całego stworzenia. Witam w sobie jasność mojego bytowania tu i teraz. To tak jakby spływał na mnie strumień olśnienia i ciągłego budzenia się z niewiedzy, ograniczeń. Rozróżnianie ciała, umysłu i ducha jest ważną sprawą dla mnie. Wcześniej łatwo mi było czuć jedność tych trzech sfer w sobie, ale nie bardzo odczuwałam każdą z nich z osobna. Było to płytkie, pobieżne, jako świadomość posiadania tych darów w sobie. Troszkę odlatywałam odczuwając bardziej w sobie Boską Istotę, aniżeli własne ciało fizyczne. Dlatego namnożyłam sobie ostatnio doświadczenia bolesne, aby „poczuć się” na ziemi, jako człowiek.

Rozpoczęłam wcześniej opis mojego domu i przyznam, że faktycznie pokazywane mi są piękne rzeczy. Na przykład przez okna w pokojach wchodzą liście wraz z owocami granatowych winogron o wspaniałym smaku. Widzę w tym lekkość i obfitość, która przychodzi do mnie, lecz czy potrafię ją dosięgnąć? Czy czuję się jej godna? Czy doceniam i szanuję, to co rośnie dla mnie? Cieszę się ich widokiem, ale jakbym nie pozwalała sobie ich zrywać, jeść. Podobnie w moim życiu było z pieniędzmi. Mam wrażenie, że nie pozwalałam sobie z nich korzystać, przyjmować. Dlatego przyciągałam lęk i obawę o przyszłość. Jednak są to zawsze tylko moje iluzje. To co widzę na zewnątrz jest moim wyobrażeniem. W zależności od mojego stanu umysłu, ducha nadaję projekcje wszystkiemu co przychodzi. Przyciągam do siebie ludzi, sytuacje, które pokazują mi moje myśli, moje wnętrze w danej chwili. Mogę transformować i przebaczać sobie swoje błędne, nieprzytomne myślenie. Jest to często ucieczka od rzeczywistości, która wydaje się niezrozumiała i zawikłana.

Podnoszenie samoświadomości uczy mnie postrzegania zupełnie inaczej siebie i mojego życia. Dochodzę do tego sama, odbywając praktykę na „własnej skórze”. Tylko takie lekcje w postaci świadomego doświadczania, odczuwania dają rezultaty i pomagają zmieniać siebie i wzorce wyuczone, zakodowane w nas. Często są one przejęte od innych ludzi, albo wmówione nam. Stosujemy zasady w życiu, które nas męczą, ograniczają i nie wiedząc o tym żyjemy w trudzie i cierpieniu. Zamęczamy siebie i innych nie potrafiąc wyjść z impasu. Obwiniamy cały świat za nasze niepowodzenia. Nie wiemy, że sami sobie stwarzamy swój los.

Łatwo mi teraz o tym pisać, ponieważ pomimo świadomości siebie i znajomości zasad rządzących światem, wikłam się w rzeczy dla mnie niekorzystne. A dlaczego tak jest?

Posiadamy trzy narzędzia w sobie, którymi się posługujemy. Jest to wspaniała konstrukcja, którą zawdzięczamy Bogu Stwórcy. Mamy podświadomość, świadomość i Nadświadomość. To właśnie podświadomość jest kopalnią emocji, ograniczeń, starych zakodowanych wzorców, wyobrażeń nie tylko tych z obecnego życia, ale również z poprzednich żywotów. Nie jest łatwo odkrywać w sobie dawną przeszłość. Do tego służą specjalne zajęcia, procesy i regresing. Uczestniczyłam parę lat w takich spotkaniach i doświadczyłam swojej przeszłości. To co najważniejsze w tym, to odkrywanie na nowo własnych emocji, które tkwią w nas mocno zakorzenione. Jeżeli mamy dużo do uzdrowienia w nas tego co nie było miłością lub poznania różnych doświadczeń np. po to, aby móc pomagać innym ludziom, mnożymy często wydarzenia trudne dla nas. Emocje zepchnięte głęboko w nas powodują nagromadzenie negatywnej energii w różnych częściach ciała. Są to przyczyny późniejszych chorób, nie domagań. Stąd się biorą nerwice, uzależnienia, nieuleczalne choroby. Pochodzą z naszego wnętrza, myślenia, sugestii. Związane są z niskim poczuciem wartości i niewiarą w siebie. Ale jak wierzyć w siebie, kiedy się nie ma samoświadomości boskości w sobie? Cóż z tego, że słyszymy, czytamy, że Bóg nas stworzył na swoje podobieństwo, na swój własny obraz? Pisząc ten tekst teraz, mam wrażenie, że piszę do siebie. Tłumaczę sobie i dochodzę do odkrywania siebie wciąż na nowo. Jak inaczej można się dzielić własnym doświadczeniem, nie przeżywszy go namacalnie? Może być to wyczytane lub powielone, „bo inni tak mówią”. Lecz czy to miałyby być prawda przekazywana? Czyja ? Innych? Niesprawdzona na własnym życiu. Ja z własnym doświadczeniem nie muszę dyskutować. Nikt nie może też zanegować tego co wiem. Sama wiara nie jest doskonałością, bo można w coś wierzyć lub nie. Wiedza doświadczona i poparta przykładami jest najważniejsza i najwartościowsza. Dlatego cieszę się już własną wiedzą życiową i mądrością. Mam radość w środku, bo idę sobie własną ścieżką życia i czerpię własne lekcje, nauki najlepsze dla mnie. Jeżeli to czym się dzielę jest owocne i przydatne dla innych ludzi, to jest mój skarb. Odczuwam to jako bezinteresowne dzielenie się miłością, mądrością i mocą.

Ale czy to pochodzi tylko ze mnie jako człowieka? Na pewno nie. Są to dary dane mi od Najwyższej boskiej Energii podczas medytacji i pełnego kontaktu z Bogiem we mnie. Dlaczego szukamy Boga na zewnątrz, przebywamy długą drogę jako pielgrzymi i myślimy, że Bóg jest tam, gdzieś daleko? A potem wracamy do domu i znów zostajemy sami, czujemy często pustkę. To nasze przeświadczenie i wmówiona nam prawda. Bóg wszystko widzi i za dobre wynagradza, a za złe karze?. A więc jest gdzieś daleko i nas obserwuje? To nasz własny wewnętrzny cenzor ocenia nas i krytykuje. Nigdy Bóg, Istota pełna absolutnej miłości. Jesteśmy tak samo w Nim, jak On w nas. To jest jedność i wszechobecność. Tak samo na zewnątrz jak i wewnątrz nas. Odkryjmy to jednak i pozwólmy sobie na pewność, że tak jest. Co nam przeszkadza? Na pewno poczucie winy i niegodności. Porównujemy się z innymi ludźmi i z tymi opiniami, które są ogólnie głoszone. Każdy z nas ma własną indywidualność w sobie i jesteśmy tak naprawdę genialni, bo Bóg nas stworzył. A to jest Geniusz. Jeżeli chcemy się porównywać, to ewentualnie z Nim jako wzorcem najcenniejszym. Wiem, że Bóg widzi w nas samo dobro, bo w Nim jest nieograniczona niczym Miłość. Widzi w nas mądrość i podziwia nas za nasze czyny, bo wie że one są dla naszego rozwoju. Pisząc teraz tę książkę czuję jak wraca do mnie chęć życia i radowania się własną wartością. Piszę to co słyszę teraz intuicyjnie. Nie mam gotowego planu na tę książkę i tak samo pisałam poprzednią i wiersze. To się dzieje spontanicznie, tu i teraz. Nie wymyślam tego z „głowy”, to płynie z serca. Podświadomość o której wspomniałam wcześniej zawiera różne schematy i podaje nam „gotowca”, który zna. Ale nie są to z reguły korzystne dla nas podpowiedzi. Nawiązanie kontaktu z podświadomością, zaakceptowanie i poznanie jej wymaga czasu. Dopiero wówczas jest szansa na czynienie zmian i transformowanie starych kodów w coś o wiele piękniejszego, w miłość. Podświadomość przesyła informacje, zapytania do części świadomej umysłu. Ta z kolei analizuje, ale nie posiada sfery uczuciowej. Nie ma też kontaktu z Nadświadomością, a więc samym Źródłem. Informacje, podpowiedzi ze świadomości wracają do podświadomości. I teraz dopiero nasza podświadomość w stanie czystości, relaksu, wyciszenia potrafi nawiązać kontakt z Bogiem, Światłem, Najwyższą , cudowną Energią Wszechświata. To jest jak modlitwa do Boga, ale świadoma i rozważna, a jednocześnie lekka i radosna. Wypełniona wdzięcznością za wszystko co już mam, niezależnie od mojej oceny, postrzegania. Zanim zaczniemy być wiedzący więcej i coraz więcej, możemy medytować i rozmawiać z Bogiem, czyli jedynym Najwyższym Źródłem Mądrości. Kiedy pytam mam zawsze odpowiedź. Kiedy ktoś mnie pyta o coś, również. Dzielę się tym i słyszę podziękowania, bo komuś to bardzo pomogło. Jest wiele rzeczy, o których mogę mieć nikłe pojęcie, ale przychodzą do mnie informacje „nagle” i to co wydawało mi się niewiadomą lub nieznaną rzeczą zostaje uświadomione, bo płynie do mnie wiedza. Tak to działa, kiedy słucham i nie dyskutuję. Nie usiłuję tłumaczyć Bogu i spierać z nim. Ale pamiętam siebie wcześniej, jak trudno było mi zmienić moje zachowania, przekonania, kiedy doznawałam coś nowego. Nie ufałam wówczas, ani sobie, ani Bogu. Szukałam Go, wypatrywałam w niebie, wysoko i nic. Teraz czuję i WIEM, że mam Go w sobie, On żyje dla mnie, we mnie, a ja dla Niego. Mogę korzystać z Jego darów, usług. Tak, Bóg dyktując mi treść pisaną służy pomocą, wsparciem. A ja jestem tylko przekaźnikiem, a może aż!. Dlatego szanuję dary, które posiadam w sobie i dziękuję, że jestem narzędziem w rękach Boga Najwyższego.

Moje własne życie i miejsce obecnego przebywania jest moim zaświadczeniem, że niemożliwe „po ludzku” jest możliwe dla Boga. Odchodząc rozstałam się z czymś, co nie było dla mnie dobre, ani wartościowe w sensie rozwoju. Zakończyłam tam własny etap życia. Nie jest to proste pozostawić wszystko i rozstać się bez żalu. To pokazuje mi, że nie przywiązuję się do rzeczy materialnych, a nawet do rodziny, kiedy mam iść naprzód. To nie ja sobie wybrałam, tak do końca i świadomie to piękne miejsce. Miałam w tym własny udział na tyle, że wizualizowałam to co chcę, czego pragnę. Nawet wydrukowałam sobie na białej kartce piękny dom i postawiłam na komodzie w „starym” domu. Podpisałam ten obrazek: „Mój Anusi nowy dom”. Patrzyłam na niego i cieszyłam się nim już wtedy, mimo że to było tylko wydrukowane zdjęcie. I dostałam to naprawdę. Mieszkam w bardzo podobnym wizualnie domu, na razie wynajmowanym przeze mnie. Ale czyż to mało? To jest o wiele więcej niż mogłam sobie wyobrazić. Zawsze dostajemy więcej. To jest to ogromne, hojne Serce, które nas obdarza. Ale my mamy wiedzieć, czego chcemy. To my mamy mówić wprost i jasno swoje pragnienia, oczekiwania. Nauczyłam się dziękować od razu, zanim to otrzymuję. Wdzięczność i radość czyni tzw. cuda, które się pojawiają. A tak naprawdę, to nie jest cud, to jest świadome życie. Jasność i pewność wszystkiego co się dzieje. Mieszkając w tym pięknym, dużym domu wiem, że mam prawo i zasługuję na to. Każdy człowiek zasługuje na wszystko co najlepsze. Mogę otwierać się z pełnym zaufaniem do Boga i dziękować za mój kolejny, ale już własny dom, który niebawem będę miała. Już dziękuję z radością za bogactwo i obfitość, którą mam. Czy trzeba ciężko pracować, aby to osiągnąć? Jestem obecnie bezrobotna, a mam wszystko, czego potrzebuję. W zeszłym roku pracowałam w 5 -ciu miejscach naraz. Czy to mi coś dało w ówczesnym życiu? W zasadzie to nic. Oprócz trudu i wysiłku, nie miałam korzyści, ani lepszych perspektyw na życie. Oddawałam wszystko co miałam, bądź było mi zabierane, bo tak się też działo. Ale to moja niechęć do czerpania z dóbr i niemoc zatrzymywała mnie przed moim bogactwem i szczęściem. Nasze wyobrażenia czasami są bardzo chore. Oczekujemy różnych rzeczy, którym nadajemy wartość, a tak naprawdę to są błahostki. Nie potrzebujemy do funkcjonowania wielu rzeczy, które nabywamy z zachłannością. Często poniewierają się po kątach i są bezużyteczne. Jak to się dzieje, że nadajemy wartość przyziemnym głupotkom? Odwracamy uwagę od siebie i siebie nie znamy. Nie wiemy czego tak naprawdę potrzebujemy, poszukujemy. Idziemy za tłumem, zduszeni i zrezygnowani. Tracimy siły i zapętlamy się coraz bardziej. Ale udaje nam się już budzić! I to jest cenne. Coraz częściej robimy „stop” i zastanawiamy się już chociaż „troszkę” nad sobą. Uwalniamy nieprzytomność. Zaczynamy słuchać pojedynczych zdań, które są dla nas podpowiedzią. Może to nastąpić w tramwaju, autobusie. Czasami „wchodzi” nam w ręce jakaś książka w księgarni. Otwieramy wyrywkowo stronę i otrzymujemy kilka zdań dla nas, właśnie na tę chwilę. Czy myślimy wówczas, że to jakiś przypadek, to niemożliwe? Otóż nie ma przypadków. Wszystko ma swój sens i znaczenie, co nas spotyka na naszej drodze życia. Każdy człowiek, wydarzenie są dla nas drogowskazem. Warto otworzyć oczy i uszy. Ale one nie wystarczą, jeśli serce jest zamknięte. Nie bójmy się patrzeć i czuć sercem. Nie musimy być dyplomatami, zakłamanymi ludzikami, aby osiągać cele, sukcesy. To nieprawda o nas. Nie pozwólmy sobą manipulować i grać. Jeśli tak się dzieje, to my również manipulujemy innymi. To działa w dwie strony. To co dajemy, otrzymujemy. Niemożliwe jest możliwe, to Tylko zależy, czy tego chcemy i przyjmujemy, a przede wszystkim, czy korzystamy. Ja już teraz tak właśnie czynię i idę zerwać kiść cudownych słodkich, soczystych winogron o boskim smaku, bo WIEM, że one są dla mnie od Boga. Są to owoce moich wcześniejszych czynów i teraz już je SPOŻYWAM i podziwiam, tak jak Boga i Siebie.

Rozdział II

Czasami bywa tak, że fizyczne rozstanie z przeszłością jest najbardziej skutecznym rozwiązaniem dla kogoś. Doświadczyłam tego, dlatego o tym piszę. Nie zmienia to jednak faktu, że nie miejsce, nie sytuacja wytworzona jest przyczyną naszych problemów. To jest w nas samych. Piszę rozdział o Rzeczywistości, bo pragnę dotrzeć do Prawdy o mnie, o nas. Przecież mam Wolną Wolę i nawet determinację w sobie do dokonywania zmian. Mam również odwagę, aby w nich wytrwać. Nie warto uciekać z miejsca do miejsca, nie wynosząc z tego żadnych wniosków. Dlatego zatrzymałam się teraz tu. Obserwowałam siebie, jak prowokuję podobne wydarzenia w życiu, aby uciekać dalej. Ale świadomość własnych mechanizmów pomaga mi zmieniać siebie. Nie powielać wcześniejszych błędów. Wolna Wola, to wolny wybór. Pomaga mi być samodzielną i odpowiedzialną za skutki i konsekwencje moich własnych decyzji. Byłam zdeterminowana wcześniej i nie do końca wiedziałam jak sobie pomóc. Ale teraz już mogę „prostować” swoje życie. Zaczynam je kochać i doceniać. Widzę, jakie jest cudowne i mądrze urządzone. To co sobie sama wykreowałam, nie było takie. Kierowałam się ograniczeniami, przekonaniami, emocjami na poziomie podświadomym, włączając w to intelekt i logikę, pochodzącą ze świadomości. Nie łączyłam tego z własnymi uczuciami. Jak robot lub maszyna. Krzywdziłam sama siebie i cierpiałam. Byłam daleka od Rzeczywistości. Żyłam w przyziemnej rzeczywistości, która wówczas wydawała mi się jedyną i realną. Dlatego błądziłam do tej pory, bo skutki jeszcze następują w moim życiu. Mam wrażenie, że moment w którym rozpoczynam kolejną książkę powoduje zatrzymanie tych procesów. Demaskuję własne postępowanie i błędne myślenie. Pomimo wiedzy nabytej jeszcze popełniam pomyłki. Wchodzę w niskie energie innych ludzi, po to aby pomóc sobie i im. To przyciąga jeszcze nie przetransformowane lustra, w postaci wydarzeń. Odczuwam ponownie lęk, bezsilność, bo to wszystko zawiera się jeszcze w moim „archiwum”, czyli w pamięci poprzednich wcieleń i z tego życia. Teraz widzę, jak cała ta machina rusza natychmiast, kiedy ma podatny grunt.

Kiedy chodziłam na warsztaty, żyłam wśród ludzi rozwojowych, szłam szybko w górę. Jednak ugruntowanie tego w sobie wymaga czasu. Miałam odejść, abym sama potrafiła zadbać o swoją energię, czerpać inspiracje i zadowolenie autentycznie z siebie i z tego co robię. Wcześniej dostawałam podpowiedzi, drogowskazy od wspaniałych, wysoko rozwiniętych Istot na ziemi i było mi łatwiej. Teraz jest sprawdzian mnie dla mnie. Ale nie jestem sama. Wprost przeciwnie. Dzięki temu mogę sama kontaktować się z własną Intuicją i Wyższą Jaźnią. To jest dopiero dobre i najlepsze dla mnie. Pomimo błędów popełnianych jeszcze, odczuwam większą moc w sobie. Wszystkiego nie da się zmienić w jednej chwili. Moja nie do końca uzdrowiona myśl, przyciąga, projektuje, manifestuje, oczekuje i daje potem skutki. A jakie? Jeszcze bardzo różne. Akceptuję jednak to co jest. Nawet gratuluję sobie za to co już zmieniłam i osiągnęłam. Gdybym nie pracowała nad sobą, marny miałabym teraz los. Mogłam schodzić tylko niżej i niżej.

Sama bym nie powstała, bo moja ograniczona podświadomość dążyła do autodestrukcji. Pamiętam swoje myśli na mój własny temat. I jak bym to zmieniła, gdybym nie doświadczyła cudownych procesów na zajęciach z ludźmi i nie zobaczyła w sobie coś dobrego? To właśnie spotkania w parach, bądź w większym gronie i przerabianie konkretnych tematów, pomogły mi odnaleźć swoją treść, prawdę. Odnaleźć siebie, dotknąć i pogłaskać. Przyjrzeć się sobie, po przez lustra w innych ludziach. Okazało się, że wszyscy mamy ogrom miłości w sobie, a zrobiliśmy z siebie automaty do służenia innym lub wysługiwania się nimi. Niskie poczucie wartości powodowało ucieczkę od osiągnięć możliwych dla nas. Mówiłam sobie, „niech inni decydują za mnie”, bo jak coś nie wyjdzie to nie ja będę odpowiedzialna. Myślałam, że jestem zbyt głupia, aby dyskutować, podejmować wyzwania i dążyć do własnego sukcesu. Funkcjonowałam pomiędzy winą i karą. Jedno wynika z drugiego. Pokuta oczywiście na porządku dziennym za wszystko co się działo po tych błędnych wyborach i w efekcie bezsens życia, izolacja od świata. Gdzie tu było pojęcie Rzeczywistości, którą jest sam Bóg?. To jest podobne do zanurzenia się w gęstwinę, gdzie trujące rośliny symbolizowały emocje i uczucia. Moja obecna droga, którą podążam nieustannie, jest już samodzielna i odpowiedzialna. Poznaję własne poczucie bezpieczeństwa, budując je ze wsparciem Boga. Tylko On może mnie chronić i Prowadzić. Wiem jak rozmawiać z Bogiem teraz, bo On jest cały czas we mnie. Piszę tekst, który mi podpowiada, dyktuje, sugeruje. Czuję pełną akceptację, tego co wyrażam. Pozwalam już teraz, aby boska Istota we mnie tworzyła wszelkie doświadczenia. Czuję ulgę, bo Bóg mi to zapewnia. Cieszę się swoją wolą pisania, bo to moja najlepsza Komunikacja. Teraz już kieruję moimi myślami sama i panowanie nad nimi stanowi dla mnie najwyższą formę modlitwy. Jeżeli myśli są już świadome i czyste, to koncentracja na nich jest pozytywem. Po co mi znać myśli innych ludzi? Nie ma takiej potrzeby. A kiedyś chciałam spełniać oczekiwania i sądziłam nawet, że ja wiem lepiej co potrzebuje druga osoba. Taka byłam dobra dusza. Ale czy aby na pewno?

Pozwalam sobie dostrzec jaką cenę płaciłam za manipulowanie innymi w ten sposób. Wiem, że to było niekorzystne dla nikogo. Wolę czerpać korzyści ze zmian, które wprowadzam z czystymi intencjami do siebie i innych. Daję sobie czas na własny rozwój.

Moja podświadomość otrzymuje nowy program dotyczący korzyści płynących z odpowiedzialności za siebie. To ja decyduję się na poprawę jakości własnego życia.

Przedstawię pewien schemat działania winy, kary itd.

Wina, kara, pokuta, poczucie niegodności, nie zasługiwania, odrzucenie, nie pozwolenie, opór, poczucie braku, poczucie straty, lęk, poczucie zagrożenia. To jest właśnie taki łańcuszek, który można pięknie transformować. Przede wszystkim wiedzieć czego chcemy, wyznaczyć cele.

Przebaczyć sobie odrzucenie itp. Starać się oczyścić wszystkie wyobrażenia i negatywne myśli o sobie. Zastąpić to wszystko zasługiwaniem i napełnić się pełną samoakceptacją, docenianiem, szacunkiem, zaufaniem, miłością i wdzięcznością. Rozmawiajmy z Bogiem tak jak potrafimy najlepiej. Pozwólmy Mu ugruntować w nas nowe zasoby samoświadomości i poznania, przebudzenia i radości niezależnej od niczego. Pozwólmy, aby On nas wspierał, bo jesteśmy zawsze tego godni. Kiedy poczujemy pierwsze korzyści i dostrzeżemy pozytywne zmiany, bądźmy pewni że zmieniamy się zgodnie z Wolą Boga i nas samych. Wtedy nasza dotychczasowa rzeczywistość okaże się iluzją, a Rzeczywistość TU i TERAZ pomoże nam powierzyć się Bogu totalnie i absolutnie. Wróci do nas wolność i szczęśliwość, z którą przyszliśmy. Jesteśmy wartością Najwyższą i Rzeczywistą tu na tej ziemi.

Rozdział III

Poczuć Siebie.

Doprowadzam siebie i moje życie do pierwotnego porządku i ładu. Polega to na tym, że mogę własną pracą nad sobą, docierać do własnego wnętrza.

Nie ma tak skutecznej, drugiej szkoły życia, jak nauka na własnych doświadczeniach. Jest to jedyna droga, która uczy samodzielności. Kiedy wiedza jest Mądrością czerpaną ze Źródła w nas, nic jej nie zastąpi.

Ale , aby zacząć samemu pracować nad sobą należy poznać różne techniki, procesy pomagające w tym. Poznałam proste sposoby na polepszenie własnego życia. Opiszę od czego zaczynałam sama.

Relaks.

Znane słowo i często się nim posługujemy. Mówimy sobie kładąc się na 5 minut na tapczan: dam sobie chwilę relaksu. I co? Zapewne leżymy, a myśli bombardują nasz umysł, bo tyle mamy jeszcze do zrobienia. Czujemy stałą presję, więc szybko biegniemy do swoich obowiązków. Ponieważ tak właśnie robiłam, zaczęłam zastanawiać się nad sobą. Czytałam, a potem sama uczestniczyłam w zajęciach relaksacyjnych. Uczyłam się tego. Stwierdziłam, że czas poświęcany sobie jest najcenniejszy. Nie ograniczałam go sobie. Okazywało się, że nic się nie „zawaliło', a ja byłam radośniejsza, zdrowsza, rozluźniona. Relaks polega na uświadomieniu sobie własnego ciała. Warto jest położyć się wygodnie w luźnym stroju, aby nic nam nie przeszkadzało. Zadbajmy o ciszę w domu na ten czas. Oddychajmy głęboko, aż do wyciszenia myśli i uspokojenia emocji w ciele. Ważne, aby udało nam się rozluźnić poszczególne partie ciała. Na ile potrafimy uwolnijmy nagromadzone w nas napięcia. To bardzo pomaga w późniejszych działaniach. Okazuje się, że to co mieliśmy do zrobienia idzie nam szybko i łatwo. Nauczyłam się relaksować szybciej i w różnych miejscach np. w tramwaju, autobusie, pracy itp. Umysł wypoczęty inaczej funkcjonuje, o wiele sprawniej. Teraz wystarczy dawać mu jak najwięcej pozytywnych myśli, aby krok po kroku żyło nam się cudowniej. Pomaga mi w moim relaksie muzyka, którą kocham. Jest wiele możliwości, aby taką wyciszającą i piękną muzykę posiadać. Naprawdę warto. Dla mnie muzyka ze śpiewem ptaków, szumem morza jest już moim relaksem. Nie muszę się kłaść na tapczan, lecz pracując sobie w domu, wykonując różne prace potrafię relaksować się do tego stopnie, że bawię się i tworzę podczas takich zajęć. Tak można sobie właśnie uprzyjemnić życie i być w kontakcie z sobą. Czuć siebie, obserwować i cieszyć się, że jesteśmy tak kochani jak małe dzieci. Przyznawanie się do tego budzi czasami wstyd u niektórych osób, ale dlaczego i po co?. No tak mówiono nam, „musisz dorosnąć”, „to nie wypada”, „nie opowiadaj takich bajek, że Ci tak dobrze”, „w domu taka harówka, a Ty się BAWISZ TYM?, to brednie”, itd., itp. Znamy to przecież. Człowiek, który nie pozwala sobie na kontakt ze sobą i odczuwanie, nie przyjmie tego za prawdę. Nie uwierzy, bo nie daje sobie możliwości sprawdzenia. Wszelkie blokady i cały mur obronny szczelnie go odgradza, ale nie ochrania. Bo prawda o nim puka do jego serca, a może już potrzebny młot pneumatyczny? Nic nie pomoże młot nawet, kiedy nie mamy samoświadomości. Przecież nasze ciało tak naprawdę jest kruche, delikatne, ma skórę, którą łatwo przebić igłą. Ale po co je dręczyć i sprawiać mu ból?

Pozwalając sobie na odprężenie, relaks, chwilę spokoju dajemy mu już najlepsze lekarstwo. Obdarzajmy siebie zdrowiem, troską i dbajmy o siebie. Akceptujmy piękno, które posiadamy. Odkrywajmy je w sobie w każdej chwili, bo ono jest, istnieje. Poczujmy się w swoim ciele, jak w najwspanialszym domu. Niech nam będzie wygodnie i komfortowo. To wzmocni poczucie bezpieczeństwa w nas. Patrzmy na siebie oczami miłości. Czujmy tą miłość i życzliwość. Wtedy dopiero możemy odczuwać coraz więcej.

Nasza otwartość na doznania pomaga rozpoznawać ciepło w ciele. Nie tylko wtedy, kiedy opalamy się w promieniach słońca, ale takie prawdziwe ciepło z nas. Rozpoznajmy to światło, które jest w nas zawsze. Korzystajmy z tego i pozwólmy mu na działanie. Włączmy go ponownie, jeśli zgasło. Nie musimy wymieniać żarówek i płacić za prąd. One są niewyczerpalne o mocy najwyższej. Od nas zależy ile sobie dajemy tej jasności i ciepła. A jest to po prostu Miłość.

Poczuć Siebie tzn. pokochać bez granic, bez wysiłku, z radością, szczerością i ufnością.

Prostota Boga pokazuje, że mamy siebie dla siebie w nas.

Rozdział IV

Wiem czego chcę.

Miałam pretensje do wszystkiego i wszystkich nie rozumiejąc swojej własnej kreacji i prawa przyciągania, bo nie wiedziałam, że coś takiego istnieje.

Warto mieć świadomość boskich praw na ziemi. Znam ich sześć.

1/ prawo karmy, które mówi nam o przyczynach i skutkach naszych wcześniejszych działań, a więc myśli, słów i uczynków. Inaczej mówiąc dotyczy znanego powiedzenia „co zasiejesz, to zbierzesz”.

2/ prawo magnetycznego przyciągania, które działa na zasadzie przyciągania podobieństw, albo w aspekcie pozytywnym, albo negatywnym. To zależy co zawiera nasze wnętrze. Magnes przyciąga szpilkę, ale papieru nie. Występuje tu również świadomość zwierciadła bardzo ważna w życiu. Wszystko co widzę w innych, na zewnątrz- jest we mnie i moje.

3/ prawo kreacji tworzy i daje nam rezultaty, a raczej sami to tworzymy i zbieramy. Ważna jest nasza odpowiedzialność co do jakości naszego życia, warunków w jakich żyjemy, relacji z innymi. A to wynika z jakości naszych myśli. Świadomość tych faktów uwalnia nas od obwiniania całego świata za nasze niepowodzenia i oskarżania innych. Czyli nasze przekonania są naszymi późniejszymi doświadczeniami, jako skutek naszych kreacji.

4/ prawo manifestacji jest już zmaterializowaną formą naszych myśli. Są to zdarzenia, sytuacje, które spotykamy w naszym życiu.

5/ prawo projekcji dotyczy uogólniania przez nas tego co w nas na wszystkich. Projektujemy / rzutujemy na innych własne wyobrażenia, przekonania wmawiając im i utożsamiając ich z tym. Ale przecież jest tak, że co widzę, mówię do innych, to jest moje.

6/prawo oczekiwania polega na uświadomieniu sobie, że czego oczekiwałam od innych już teraz oczekuję od siebie. Sama najlepiej spełniam własne oczekiwania.

Doświadczenie tej wiedzy, dopiero jest mobilizacją dla nas, aby jednak stosować w życiu jak najbardziej czyste intencje do siebie i innych. Zasady tych praw są proste i ich działanie to potwierdza. Teraz od nas zależy czy wiemy czego chcemy? Czy warto coś zmieniać, mimo świadomości tego, czy lepiej siedzieć w „starym”, ale znanym i niby wygodnym? Przewartościować siebie nie jest proste i łatwe? To zależy jak do tego podchodzimy i jak siebie chcemy od teraz traktować.

Wszystko jest łatwe, jeśli robimy to z miłości do siebie. Jeżeli zależy nam na sobie i potrafimy się bawić naszą pracą nad sobą.

Ja mam pewność, że chcę i mogę sama osiągnąć własne cele i realizować swoje pomysły. Robię to nieustannie, tak jak właśnie teraz. Robię to co lubię z radością w sercu. Pisanie i przekazywanie własnych lekcji jest moją drogą do szczęścia i sukcesów. A czynię to z lekkością i spontanicznie. W ten sposób odnajduję siebie prawdziwą, czystą, godną i niewinną. Jest to mój krok zdecydowany i stanowczy, bo uwolniłam to wszystko, co stało między mną, a osiągnięciem moich celów. Wiem, że cierpliwość we mnie jest moim sprzymierzeńcem. Mam świadomość teraz, że jest ściśle określony czas i tempo najlepsze dla mnie i mojego rozwoju. Ufając w to nie zrezygnowałam z siebie, dlatego już sobie kroczę na własnych nogach naprzód. Z ogromną pokorą dla Boga i z szacunkiem do siebie wiem, że moim nadrzędnym celem teraz jest przytomność, spokój, odwaga, radość, miłość, akceptacja, zadowolenie, lekkość, łatwość, zrozumienie, wytrwałość w tym do czego dążę.

Jeszcze piękniejsze jest to, że Bóg mnie w tym nieustannie wspiera, bo pozwalam Mu realizować, współtworzyć ze mną to co najlepsze i najwartościowsze. Dla mnie i dla innych. Czuję Jego współudział, bo poddałam się totalnie Jego Woli. A Mądrość z Najwyższego Źródła jest tak wielka, że chroni mnie zawsze przed ograniczeniami i pozwala bez przeszkód realizować moje cele. Ja tylko sobie korzystam z tego całego DZIEDZICTWA BOGA WE MNIE. Dlatego, że tego chcę i wyraziłam zgodę na to. Ale przede wszystkim, bo widzę korzyści w moim samopoczuciu i w moim życiu z takiego przejawiania się.

Myślę sobie teraz, że bardzo pomogło mi w tej zmianie moje zdecydowane odcięcie się od wpływów innych ludzi. Teraz powierzam się i otwieram na przyjmowanie wszystkiego co dla mnie bosko wartościowe, bosko inspirujące i bosko dobre. Służące mojemu rozwojowi duchowemu i podnoszeniu jakości mojego życia. Jestem za to bardzo wdzięczna. Mam odwagę i wolę w pełnym poczuciu bezpieczeństwa boskiego otworzyć się na Miłość Boga. Akceptuję i doceniam pozytywne zmiany we mnie i z radością je ugruntowuję.

Czy wiem czego chcę?

Jeżeli ta treść jest inspiracją, podpowiedzią dla innych, to jest to wdzięczny prezent dla mnie i przyjmuję go z radością.

Rozdział V

Otwartość na Najwyższą Mądrość.

Warto żyć mądrze. Jak do tego dojść, jak odkryć prawdziwą Mądrość w sobie?

Teraz czuję, jak bardzo zakłamywałam siebie i wmawiałam,

że wszystko robię dobrze i mądrze. Ale moja wcześniejsza „dobroć' nie wynikała z mądrości. Rozpoznaję to do tej pory po skutkach i widzę mechanizmy, które zdemaskowane teraz odchodzą. Kiedyś myślałam, że mądrości nie da się połączyć z dobrocią. Bo widziałam w sobie jak część logiczna mi mówiła co innego, a emocje i uczucia obciążone karmicznymi naleciałościami zupełnie co innego. Ale ponieważ chciałam być „dobra” dla innych odrzucałam całą mądrość. Nie chciałam, aby mi przeszkadzała w „misjach”.

Teraz to wiem i mogę zmieniać.

Wybieram Mądrość Najwyższą, bo w niej zawiera się wszystko co dobre i najlepsze. Czuję teraz jak dzięki temu wzrasta moja świadomość. A jest to świadomość boskiej mądrości. Kiedy to piszę, otwiera się przestrzeń nieograniczona mojego duchowego serca wypełniona obecnością i działaniem Boga. To jest to piękne uczucie posiadania wspólnego DOMU z Bogiem. Wchodzę głębiej, odważniej i czuję, że jestem jedną Istotą, a raczej świadomością, energią jasną i świetlistą. Opisuję to co wiem, że teraz MAM. A więc jestem w Źródle, jestem na właściwym miejscu. Tu przyszłam po mądrość, moją własną, z własnego wnętrza, które łączy się i jest stopione z Wszechobecnością. Słucham Mądrości i z radością chcę się nią teraz dzielić ze sobą i wszystkimi. Wiem, że prowadzi mnie zawsze, ale pozwalam sobie na samouważność i słuchanie jej. Rozpoznaję ją i rozumiem co do mnie mówi. Odpowiada na moją otwartość. Przyjmuję ją i błogosławię tę Chwilę mojego życia.

Totalne wybaczenie sobie jest dla mnie pierwszym zadaniem i najważniejszym na tę chwilę. Wybaczam całe zaślepienie, zakłamywanie i odrzucenie mojej mądrości. Zagłuszanie jej i znieczulanie na jej dopływ. Całą ignorancję i negowanie prawdy o mnie. Nie przyjmowanie pozytywnych informacji na swój temat i moich możliwości. Wybaczam sobie niską samoocenę, głupotę, nielojalność, niezdecydowanie i bezradność. Z ochotą i radością już teraz wybaczam innym osobom ich nieświadomość, bo utwierdzały mnie w takich przekonaniach. Łatwo mi wybaczyć innym, kiedy wiem że prowokowałam ich do tego. Łatwo jest mi teraz wybaczyć sobie, bo mam świadomość tych mechanizmów i kocham siebie. Uwalniam cały ten bagaż przeszłości i niezrozumienia kim naprawdę jestem. Czuję się jak po „spowiedzi”, ale czystej i prawdziwej. Wybaczam sobie wszystkie wzorce przejęte od społeczeństwa, a dotyczące Boga. Teraz mam własny, najlepszy obraz Boga w sobie. Patrzę w lustro i widzę cudowne odbicie kochanej boskiej istoty. To jest mój święty obrazek, mojej duszy. Mądrość dostrzegam w moich oczach, dużych i szczerych. Po co inni mają mi potwierdzać i mówić, czy ja jestem mądra, czy może głupia? Nie oczekuję już tego, a wcześniej prosiłam się o to. Dobrze, że dostrzegam swoją mądrość, a jeszcze lepiej, że jej słucham i korzystam z niej. Ona jest dla mnie, a ja dla niej. Służymy sobie nawzajem. Mam od niej zawsze dobrą radę, a nawet najlepszą dla mnie.

Kiedyś pytałam wszystkich dookoła, chciałam wyczytać to z książek i fajnie. Dziękuję sobie za to. Doświadczyłam to po to, aby teraz rozróżnić, co tak naprawdę dla mnie jest korzystniejsze, bo pomaga mi w rozwoju. Cała wiedza, którą sobie dałam z różnych źródeł zewnętrznych jest super inspiracją dla mnie. Jestem wdzięczna za takie podpowiedzi zawsze. Ale teraz to ja wybieram i decyduję o tym, co dla mnie dobre i doceniam tym bardziej, kiedy czuję zadowolenie i trafność własnego wyboru. I tak pomału uczę się korzystać z mojej mądrości.

Najwyższą mądrością w moim życiu jest akceptacja siebie i mojego życia. Jest już bezwarunkowa, dlatego mam możliwość tworzenia siebie i wszystkiego w życiu ze świadomością miłości, bogactwa, mocy i szczęśliwości, które są we mnie. Teraz ufam w swoją odpowiedzialność i pozytywne skutki moich dokonań, wyborów. Pozwalam, abym spełniała się zgodnie z Wolą Boga. Aprobuję to, tak samo jak mój rozwój duchowy, a więc uzdrawianie mojego ciała, umysłu i duszy. Podnoszę moją samoocenę, bo jej ciągły wzrost prowadzi mnie do urzeczywistnienia.

Mądrość wie i potrafi kierować mnie do najwyższej Prawdy. Poprzez doświadczanie jej i odkrywanie wciąż na nowo mam teraz więcej spokoju, pewności i zdecydowania. Ugruntowuję to w sobie i wdrażam we własne życie.

Najwyższą mądrością w moim życiu jest poddanie się i powierzenie Intuicji, jako cudownej formie mojego kontaktu jako człowieka z Bogiem. Bezpośrednia komunikacja jest moim celem zawsze i wszędzie. Moją mądrością jest czerpanie najwyższych wartości ze Źródła w sposób łatwy i prosty. Jest to mój oddech życia. Tak to postrzegam i czuję. Mądrość płynie z każdym świadomym oddechem we mnie. Doceniam każdy taki oddech i jego oczyszczanie. Jest to wymiana i piękny, subtelny przypływ i odpływ. Nasza konstrukcja jest tak dograna, że żaden najlepszej jakości komputer nie ma porównania i nigdy nie będzie miał. Bo mamy w sobie o wiele więcej darów i są nie do podrobienia.

Najwyższą mądrością we mnie jest pewność nieograniczonych możliwości Boga. Moja otwartość na mądrość Boga pokazuje mi, że mam te możliwości w sobie. Pozwalam im na rozwijanie się i przejawianie w najczystszej i najbardziej twórczej postaci. Niech przejawia się przeze mnie wszystko co zawiera najwyższą wartość i prostotę. Dziękuję sobie za genialne pomysły przynoszące mi obfitość wszelkich dóbr materialnych i duchowych. Przyjmuję te niespodziewane źródła bogactwa jako moje najwyższe dobro, z godnością i wiarą w boski sukces tu na ziemi.

Dziękuję Najwyższej Mądrości za uświadomienie mi tu i teraz, że potrafię w czystym Świetle i czystej Miłości połączyć się z Wyższą Moją Jaźnią. Życzę sobie i wszystkim, aby zawsze i wyłącznie Najwyższa Mądrość kierowała nami i całym światem.

Z wdzięcznością Ania.

Rozdział VI

Możliwe jest uzdrowienie.

Co mi pomagało w przetrwaniu? Długo żyłam w bólu i nieświadomości. Rozumiałam to „po swojemu”, a więc nie rozumiałam, dlaczego mnie spotyka tyle rzeczy „nie do przeżycia”. Obwiniałam cały świat, oczywiście Boga też. Czułam się odrzucona, zapomniana, niepotrzebna. Wywierałam presje na siebie, aby dostosowywać się do społeczeństwa, rodziny. A w środku czułam niezgodę na to co jest. Czułam się skrzywdzona i nie rozumiana i oczywiście kompletnie zagubiona. Chodziłam z tym żalem walcząc z sobą i światem. Moja autodestrukcja miała duże pole do popisu, bo grunt był bardzo odpowiedni.

Pamiętam jak w pewnym momencie mojego życia, kiedy miałam ponad 30 parę lat nerwica spowodowała, że poddałam się lękowi całkowicie. Bałam się wyjść z domu do sklepu, bo „strach miałam w oczach” i nic nie widziałam. Nie mogłam oddychać, tak byłam przygnieciona i napięta w środku. Nikt mi nie mówił, że może to jest nerwica i trzeba leczyć. Sama dotarłam do ogłoszenia w gazecie i zobaczyłam takie schorzenie, poczułam, że to mam. Pamiętam też, że od dziecka byłam wstydliwa i rumieniłam się bardzo długo. To były już objawy lęku i zastraszenia. Nie chciałam aby zwracano na mnie uwagę i chwalono mnie. Reakcja była natychmiastowa. I tak zawstydzenie zakrywałam zażenowaniem i zaczęłam się chować w izolacji. Żyłam w jakimś swoim świecie, ale z Bogiem, który był wówczas dla mnie w kościele. Nie oceniam tego teraz, bo to mi pomagało dalej żyć z nadzieją. Ponieważ pokutowałam, pasowało mi to jak ulał. Jakimś cudem ukończyłam ogólniak i 2 letnie studium, a potem pracowałam na dość dobrych stanowiskach. Było tak, że inni widzieli we mnie wartości i zdolności, a ja nie. Nie mogłam ich nawet docenić, bo niska samoocenia przesłaniała mi je. Kiedyś otrzymałam awans i na pytanie za co? Usłyszałam od kierownika, że jestem bardzo dobra w tym co robię i należy mi się samodzielne stanowisko. Oczywiście snułam niemało podejrzeń w stosunku do niego, zamiast dostrzec prawdę jego słów. W pracy byłam zawsze lubiana, bo byłam szczera i autentyczna, nie udawałam /nie potrafiłam ukryć prawdy/. Wracając do mojej nerwicy, po pierwszej wizycie u psychiatry usłyszałam, że potrzebuję 6 tygodni terapii. Lekarz powiedział mi również po 15 minutach rozmowy ze mną, że nie wie czy będę chciała wrócić do męża po powrocie i całej rodziny. To było paręnaście lat temu. Zaczęłam się wówczas budzić i szukać swojej drogi ratunku. Zanim zdecydowałam się na wyjazd, w międzyczasie podjęłam pracę, bo krótka seria psychotropów postawiła mnie na nogi. Myślałam, że już jest po wszystkim. Byłam tak skuteczna, że w ciągu tygodnia znalazłam i podjęłam nową pracę. Byłam po urlopach wychowawczych i dodatkowej bezpłatnej 3 letniej opiece nad dziećmi. Popracowałam 3 miesiące i nawrót objawów nerwicy lękowej oczywiście. Nie zastanawiałam się już czy mogę zostawić dzieci, pracę, dom, lecz podjęłam decyzję o terapii. I bardzo dobrze zrobiłam. To były moje pierwsze doświadczenia dotyczące pracy nad sobą, relaksacji i rozpoznawania siebie wśród innych o podobnych problemach. Byli to ludzie dorośli, lekarze, inżynierowie, prawnicy. Znerwicowani i nie potrafiący funkcjonować tak jak ja. Teraz patrząc z perspektywy czasu na to, widzę u siebie dużo determinacji w dążeniu do celu. Oceniano mnie, jako najtrudniejszy przypadek nie rokujący nadziei na wyleczenie. W efekcie byłam jedną z niewielu osób, która odeszła szybko od leków i rozstała się z nimi definitywnie. Chciałam żyć i być świadoma swojego życia i wszystkiego co się wydarza. Otrzymywałam listy od tych ludzi, którzy pisali że nie dadzą rady żyć bez leków. Nie chcieli nic zmienić, a ja bardzo chciałam i wierzyłam w to mocno. To był mój atut, skuteczny zresztą, mimo że droga była długa i trudna dla mnie. Wiem, że pokonywanie siebie podczas rozstawania się ze sztucznym wyciszaczem było wielką pracą, Ale zdałam sobie sprawę później, że wychodzenie z lęku, alkoholu jest taką samą pracą jak pozbywanie się objawów po lekach, które wydłużają tylko ten proces. Gdybym wówczas miała świadomość, jak dzisiaj to byłoby prostsze, ale życie daje nam dawki odpowiednie dla nas w odpowiednim czasie. Nie da się przeskoczyć szczytu nie wchodząc na niego wcześniej. Przypomina mi się taka jedna ciekawostka, która potwierdza niekompetencje psychologa czasami, który utwierdza w tym co niekorzystne. Sygnalizowałam, że pomagam sobie w nerwicy alkoholem, bo on mnie znieczula. Usłyszałam, że to normalne i ludzie tak żyją. Więc po powrocie zastąpiłam sobie szybko leki alkoholem. Weszłam w to jak w masło. Ale już wówczas bardziej obserwowałam siebie i naprawdę chciałam wychodzić z destrukcji. Przekonałam się, że moje samopoczucie nie jest dobre i że alkohol mi szkodzi. Ale nie zgłosiłam się do poradni, bo bardzo trudno było mi się przyznać, że się uzależniam. Rozpoczęłam terapię prywatną z moim mężem, bardzo krótką zresztą. Pani zdemaskowała nasze uzależnienie i wskazała drogę dla nas. Mąż sobie „radził”, więc odciął się od leczenia. Wróciło to do niego i skutki tej decyzji odczuwa obecnie bardzo boleśnie. Ale to jego, już nie moje.

Okazało się, że potrzebuję terapii dla współuzależnionych, jako DDA i dla uzależnionych oczywiście. Chodziłam na terapie psychologiczną nie na AA. Był to nowopowstały program i o wiele skuteczniejszy, bo jednak rozwojowy. Grup AA nie oceniam, ale będąc jeden raz uczestnikiem zobaczyłam, że jest obrót w kółko i tkwienie w ograniczonym kręgu.

Po 4 latach zajęć, treningów typu; asertywny, twórczy, roczny DDA, interpersonalny, relaksacyjny i nawet zajęć TAI-CHI troszkę już zaczęłam raczkować. Ale miałam niestety poprzyczepiane różne etykietki. Więc nie myślałam o sobie, że jestem zdrowa lecz uzależniona do końca życia, bo z „tego się nie wychodzi”. Pod koniec tej terapii byłam już mocno poszukująca więcej wiedzy i odpowiedzi na pytania, które się rodziły we mnie. Oczywiście nie przypadkiem kupowałam pierwsze książki rozwojowe. Wiedziałam, że to jest TO czego potrzebuję. Czytałam, łapałam te cenne rzeczy i przepracowywałam na ile potrafiłam. Jednak moja świadomość była zawężona i stanęłam w miejscu. Ale chciałam bardzo iść dalej. W międzyczasie dojrzałam do rozwodu i zostałam z dwoma synami w wieku 13 i 14 lat. Moja siła woli przywiodła mnie na zajęcia rozwoju duchowego. Z perspektywy czasu widzę, że po terapii w poradni byłam rozłożona na kawałki i gdybym składała siebie sama, byłaby to znów krzywa budowla, mogąca runąć w każdej chwili. Tam rozpoznałam jaki wpływ na mnie mają używki, ale nadal moja wartość była zaniżona i nie znana mi. Czułam się gorsza od innych. Nie znałam siebie kompletnie. Byłam obcą, mało wartą osobą, którą zapewne nawet gardziłam. Dlatego przyciągałam jak magnes kolejne trudne rzeczy, jak lustra dla mnie. Starszy syn uzależnił się od twardych narkotyków, kiedy jego ojciec ożenił się ponownie i zapomniał o jego istnieniu. Młodszy był ostrożniejszy, bo nie wszedł w twarde pozostał przy miękkich. Na bazie własnych doświadczeń pomogłam skutecznie również moim synom wyjść z uzależnienia. Są zdrowymi, wspaniałymi chłopcami.

Ja w tym czasie już na ścieżce rozwoju konsekwentnie pracowałam nad sobą.

I to jest mój przełom w życiu, najlepszy wybór. Ponad 3 lata uczestniczenia w zajęciach u Basieńki Mieloch, później również u Leszka Żądło pozwoliło mi stanąć na proste nogi i żyć teraz coraz bardziej świadomie z poczuciem boskości w sobie. Moja droga opisana jest w mojej pierwszej książce. Wszystko co zawiera jest prawdą o mnie. Teraz piszę kolejną i to jest właśnie jej 6 rozdział.

Piszę również wiersze, które są moimi afirmacjami. Po czasie realizuje się to wszystko w moim życiu. Karta się odwróciła.

Pogodziłam się z możliwościami utracenia wielu rzeczy i pozyskania nowych. Wiem, że świat się zmienia i ludzie też. Wiem, czego chcę, czego szukają moje oczy. Bóg mnie w tym wspiera. Czy istnieje CIEŃ, który umiałby nas PRZYSŁONIĆ?

Moje dni odbijają się od przestrzeni lustra, zmieniają kształt, powracają. Wiem, że lustra nie zmienię, ani sposobu w jaki odbija obraz. Mogę zmienić obraz i to teraz robię. Już od dzisiaj.

Jest dzień ważniejszy od wszystkich innych. Czy już był, czy dopiero będzie? Czy umiem go nazwać?

W JEDNOŚCI z Bogiem prowadzimy SIEBIE za ręce od Dnia, do Nocy, poprzez ŚNIEG i DESZCZ, ku radości.

Słyszę potwierdzenie Najwyższej MIŁOŚCI: Wiem, CZEGO chcesz, Wiesz CZEGO szukają moje Oczy.

Gram dobrą kartą i jej ufam.

Czy wiem wszystko?

Nie, tego się nigdy nie wie do końca. Może dlatego jest ciekawie?

Z Miłością Ania

Rozdział VII

Rozmowy z Bogiem poprzez e-maile.

Mój dzisiejszy dzień poświęciłam forum na stronie, gdzie piszą ludzie zajmujący się programowaniem NLP. Strona generalnie dotyczy „niby” prosperity i pieniędzy. Nic nie wskazywało, że to grupa ludzi z tej ścieżki.

Dzielę się tym, bo to pokazuje jak w nas trwa rozwój i jak dochodzimy poprzez rozmowy z innymi ludźmi do nowych rzeczy. Pomyślałam, że takie fakty, które doświadczyłam na sobie warte są podzielenia.

Nie wiedziałam jaki rozdział będę pisała dzisiaj i samo przyszło. Codziennie mam inspirację i piszę jeden rozdział tej książki. Nie zastanawiam się co będzie jutro. Podpowiedzi przychodzą w bardzo różny sposób. Jakieś wydarzenie w domu, jakieś słowa z radia? I już siadam i piszę. Dzisiaj dyskutowałam z tymi ludźmi, dzieląc się swoim sercem i tym co we mnie. Znam ludzi również po kursach np. Silvy i z pełną akceptacją dla nich wszystkim wybieram własną drogę dochodzenia samej do własnych programów w MOIM umyśle.

Często jest tak, że wdrażamy nowe programy innych do własnego umysłu, „przestawiając w sobie coś, żeby wreszcie grało w naszym życiu”. Każdy sposób pomagania sobie i wprowadzania pozytywnych zmian jest korzystny. Każda zmiana w nas, czyli otwartość na aktywność, działanie jest dobre.
Jednak w zależności od tego czy „program”, który zmieniamy w nas jest dla nas zrozumiały i robimy to świadomie, czy poddajemy się prowadzeniu przez innych i ich doświadczeniom, efektem jest odpowiednia skuteczność.
Słyszałam czasami, że ktoś mówił jak sobie już fajnie radził „po kursie”, ale gdzieś to zaginęło nagle i nie potrafi tego robić nadal.
Myślę, że bezspornym faktem jest, że najlepsze efekty przychodzą do nas dopiero, kiedy pracujemy nad własnym rozwojem, naprawdę sami ze sobą. Bardzo pomocne są zajęcia rozwojowe, wyzwalające procesy poprzez testy skojarzeń, twórcze wizualizacje, sesje oddechowe, muzykoterapię, modlitwy, medytacje i inne procesy otwierające nas.
Generalnie, moim zdaniem wracanie do własnej boskości drogą najprostszą, bo w głębokim kontakcie z sobą, świadomie czując, widząc własne funkcjonowanie, problemy emocjonalne, zdrowotne, finansowe, rodzinne itp. jest najskuteczniejsze.
Mój własny rozwój jest dla mnie doświadczeniem, które nauczyło mnie pokonywać własne słabości, niedoskonałości, oczyszczać i uwalniać negatywy, na własnej skórze. Po drodze zaliczyłam różne techniki wspomagające, jak: regresing, zabiegi Reiki, klawikoterapia, masaż Ma-uri i inne, które bardzo mi pomagały odczuwać, rozróżniać stany ulgi, lekkości, spokoju, poddania. Warto sobie dawać wszystko, co się pojawia i przychodzi do nas i wybierać dla siebie najlepsze. Hojność w tym momencie otwiera nas na uzdrowienie. Jest to świadome inwestowanie w siebie, w swój rozwój. Dopiero gotowość i otwartość na zmiany, daje możliwość wzrostu, zrozumienie i poznanie siebie. Wiem, jak otwierały się we mnie poszczególne „klapki” w umyśle, pokazujące mi jak się zaprogramowałam do tej pory, co doskonale było widoczne w moim życiu. Teraz dopiero mądrze i odpowiedzialnie mogę korzystać z informacji, wiedzy, która jest we mnie i zawsze była. Potrafię wpływać na mój los za pomocą myśli, woli i czynów. Rozwijam swoje zdolności, talenty i korzystam z nich dzieląc się z innymi, tak jak to robię teraz. Stale rozwijam swoją Intuicję i kieruję się nią nieustannie w codziennym życiu. Daje mi to teraz sukcesy w każdej dziedzinie życia, bo mój program wypracowany przeze
mnie jest dobry i wznosi moja świadomość wciąż na wyższy poziom.

Generalnie uwalniam się i natychmiast rezygnuję z każdej rzeczy, gdy czuję jakiekolwiek psychomanipulacje i nieczyste intencje. Moja Energia jest cenna dla mnie i szanuję ją bardzo mocno.

Widzę jak różne drogi prowadzą w inny sposób do jednego celu. Mój czas jest dla MNIE WAŻNY.

Rozmowy z SOBĄ.

Jak doszłam do zaufania Sobie i do wewnętrznego monologu? Tak od tego warto zacząć, aby rozwijać rozmowę w modlitwę, a potem medytację z Bogiem. Zaczynałam od oczyszczania intencji do siebie, a poprzez to do innych ludzi. Jestem podobno za szczera, dlatego prawdomówność była, lecz uwolniłam się od wikłania i wprowadzania nieświadomie w błąd. Podnosiłam świadomość będąc w porządku wobec siebie coraz bardziej. Rozróżniałam co jest dobre dla mnie i zaczęłam to stosować. Bardzo fajnie jest spojrzeć sobie w oczy i podziękować za własną uczciwość, lojalność i prawdę. Prawdą jest również umiejętność przyznania się do błędu, pomyłki. Uczyłam się nie oceniać innych na bazie ich zachowań i emocji. Nie szufladkować nikogo i nie przyklejać etykiet. Prawda o człowieku jest inna, niż pokazują czasami jego „wyskoki”. A więc ja przyznawałam się sama przed sobą i demaskowałam własne zachowania. Często towarzyszył mi lęk, żeby powiedzieć o tym głośno co czuję. Że nie jestem zadowolona z tego co zrobiłam, powiedziałam czy pomyślałam. Jednak doświadczając tego okazywało się, że skutek jest wspaniały. Momentalnie oczyszczała się relacja i atmosfera, a energia szła w górę. Wcale nie czułam się gorsza, a wręcz odwrotnie. To tylko moje wyobrażenia próbowały mi w tym przeszkodzić. Wiem, że są osoby cichutkie, zastraszone i wolą w ogóle nic nie mówić. Też byłam kiedyś taka „wstydząca” i nie mówiłam własnego zdania. Zmieniłam się, kiedy zaczęłam obserwować siebie jakby z boku i zobaczyłam w sobie ofiarę życiową. Bałam się oceny innych, albo ich pytań, bo byłam przecież taka niepewna wszystkiego. Trudno się tak żyje naprawdę.

A więc pomyślałam, że rozmowa z Sobą jest bezpieczna dla mnie. Dobrze mi się rozmawiało i przyjmowałam z pokorą wszelkie uwagi. Korygowałam własne myśli transformując wszystkie negatywy. Pomagała mi w tym przyjazna samoobserwacja, bo chciałam dla siebie jak najlepiej. Zanim się zorientowałam, że rozmawiam „inaczej”, wspaniale i podpowiedzi, które przychodzą są naprawdę rewelacyjne, troszkę to trwało. Było tak na skutek niskiej samooceny i nie wiary w siebie. Jednak inni ludzie pokazywali mi piękne rzeczy pisząc do mnie lub mówiąc słowa wdzięczności za to co im przekazuję. Zaczęłam to przyjmować również z wdzięcznością i radością. Zaczęłam ufać sobie, ale nie tylko. Poczułam i odkryłam, że jest we mnie Istota o wiele mądrzejsza i to Ona intuicyjnie ze mną współpracuje widząc moją dobrą wolę. Doświadczam teraz tego stale, zwłaszcza pisząc. Dzisiejszy rozdział miał zawierać inne treści, a tu piszę to co piszę. Nie szukam na zewnątrz treści do inspiracji, lecz zawieram je teraz już w Sobie i czerpię z tego Najlepszego Źródła. To jest ten mój monolog z Sobą/Bogiem. Nazwę go monologiem intuicyjnym. Rozważam różne sprawy, które mnie dotyczą. Ale zaufanie do tego wszystkiego to podstawa. Mam fundament, bo mam pewność, że mogę polegać na Sobie. Widzę jak zmienia się moje podejście na bardziej życzliwe, świadome, czyste, radosne, lekkie i niezależne od wszystkiego co na zewnątrz. Rozmawiam z szacunkiem i godnością. Dojrzewam, a moja wartość podnosi się zdecydowanie. Zastanawiam się gdzie podział się mój wewnętrzny krytyk. Nie ma śladu nawet po nim. Wysłużył się i odszedł. Warto rozmawiać z Bogiem w sobie, bo On mówi same Najpiękniejsze rzeczy do nas.

Dlatego już Teraz WIEM, że dużo Światła przenika treść mojej książki. Cieszę się , że przytomność ,  uważność i otwarte serce towarzyszyło mi na moich warsztatach rozwoju duchowego. Piszę spontanicznie- kieruje mną intuicja i czystość serca , pełnego miłości i akceptacji. Płynę sobie po prostu w boskim strumieniu energii życia i sprawia mi to ogromną radość i zadowolenie. Obrałam właściwy kierunek - do siebie Prawdziwej - swojego Doskonałego Źródła Wszechwiedzy. Ono mi nieustannie sprzyja w rozpoznawaniu tego, co rzeczywiste i pełne realnej mocy miłości Boga. Wspieram Siebie pełnym zaufaniem do boskości we mnie. Niech się dzieje swoboda w nieustannym odkrywaniu, odczuwaniu, doświadczaniu Aktywnej Obecności Boga w trakcie dalszego pisania książek. Korzystam i rozwijam swoje talenty nieustannie. Jestem warta pełnego urzeczywistnienia Boga w sobie. Niech się dzieje pomyślność, bogactwo na wszystkich poziomach w moim radosnym, świadomym , mądrym , bezpiecznym , cennym życiu. Niech Miłość czyni mnie wolną , szczęśliwą i bezgranicznie ufną na co dzień.

Dziękuję Sobie za zaufanie.

Niech radość płynąca z kontaktu bezpośredniego z Bogiem wciąż wzrasta i prowadzi mnie do jeszcze wyższych poziomów Świadomości , bym mogła z nich czerpać informacje i inspiracje najwyższej jakości. Niech mi sprzyja w tym mądrość Boskiej istoty i wszystkie Istoty w pełni Oświecone oraz całe zastępy Aniołów. Niech się tak stanie. A JA już dziękuję za TO co MAM.

Z Miłością Ania

0x01 graphic

Jeśli przeczytanie książki przynioslo ci korzyść, wpłać dowolną kwotę na podany adres:

Anna Wilczyńska

ul. Górna 9A

 05-420 Józefów



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dzięki tolerancji możliwa jest odmienność, scenariusze
Kiedy możliwy jest wolny wybór
Czy w świecie sowieckich łagrów możliwe jest zachowanie człowieczeństwa (2)
Sieci?zprzewodowe otwierają nowe możliwości dla wszystkich użytkowników i odgrywają coraz większą ro
czy mozliwe jest wyleczenie cel Nieznany
16 luty Czy i jak możliwe jest poznanie Boga(cw 3)id 16775 ppt
Czy możliwe jest życie w kosmosie
Materiały filtracyjne, Materiały filtracyjne- dobór właściwego materiału filtracji do określonych wa
Czy dzisiaj możliwe jest bycie świętym, duchowość
czy możliwa jest poezja po Oświęcimiu, WYPRACOWANIA, GIMNAZJUM
Czy i jak możliwe jest poznanie Boga(cw 3)
Pytanka, 1 Radiologiczna ocena ciężkości irokowania w OZT możliwa jest dzięki:
7.Czy możliwa jest rejestracja czystych widm elektronowych, BIO, Diagnostyka Laboratoryjna, analiza
Czy możliwe jest stać się lepszym w ciągu jednej nocy, ! PSYCHOLOGIA PSYCHIATRIA, 0 0 NA DOBRY POCZĄ
W górach jest wszystko co kocham, Dom o zielonych Progach - dyskografia
Możliwe jest zbudowanie „wehikułów czasu”, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE

więcej podobnych podstron