W. Benjamin, Twórca jako wytwórca, red. H. Orłowski, przeł. J Sikorski, Poznań 1975
DZIEŁO SZTUKI W DOBIE REPRODUKCJI TECHNICZNEJ
s. 66
PRZEDSŁOWIE
[…]
s. 67
Reprodukcja dzieła sztuki zasadniczo była zawsze możliwa. To, co stworzyli ludzie, zawsze mogło być przez łudzi skopiowane. Toteż sporządzaniem kopii w charakterze wprawek parali się uczniowie dla nabrania biegłości w sztuce, mistrzowie gwoli rozpowszechnieniu dzieł, wreszcie inni, powodowani chęcią zysku. Na tym tle techniczna reprodukcja dzieła sztuki stanowi novum, które na przestrzeni dziejów z pewnymi przerwami, w dość odległych odstępach czasu, za to z coraz większym rozmachem toruje sobie drogę. Grecy znali dwie technologie reprodukcji: odlew i tłoczenie. Brązy, terakoty i monety to jedyne dzieła sztuki, jakie potrafili wykonywać masowo. Wszelkie inne były niepowtarzalne i nie poddawały się reprodukcji środkami technicznymi. Wraz z pojawieniem się drzeworytu po raz pierwszy reprodukcja grafiki stała się możliwa; nastąpiło to znacznie wcześniej, niż wynalazek druku umożliwił reprodukcję pisma. Niesamowite zmiany, jakie wywołało w literaturze pojawienie się druku, techniczna reprodukcja pisma, są zresztą znane. A stanowią one zaledwie jeden, jakkolwiek nad wyraz ważny, szczegółowy przypadek zjawiska, rozpatrywanego tutaj w skali historii powszechnej. Do drzeworytu dochodzą w okresie średniowiecza miedzioryt i sztych, a na początku dziewiętnastego wieku — litografia.
Litografia otworzyła nowy etap techniki reprodukcji. O wiele prostsza technologia, która nacinanie bloku drewnianego lub trawienie płytki miedzianej zastąpiła nanoszeniem rysunku na kamień, po raz pierwszy dała grafice możliwość wypuszczania swych wyrobów na rynek nie tylko masowo (jak przedtem), lecz codziennie w nowe j postaci. Dzięki litografii grafika miała odtąd możność ilustracyjnego sekundowania dniu powszedniemu. Zaczęła dotrzymywać kroku drukowi. Jednakowoż na tym etapie nadążania za drukiem, już w kilkadziesiąt lat po wynalezieniu druku kamiennego, została wyprzedzona przez fotografię. Fotografia
s. 68
po raz pierwszy w procesie reprodukcji obrazu odciążyła ręce od najważniejszych artystycznych powinności, które odtąd przypadły w udziale tylko oku współpracującemu z obiektywem. Ponieważ oko szybciej chwyta, niż ręka rysuje, proces obrazowej reprodukcji został niezmiernie przyspieszony, do tego stopnia, że mógł już nadążyć za językiem mówionym. Operator filmowy, kręcąc w atelier korbką kamery, utrwala obrazy z taką samą szybkością, z jaką aktor mówi. I jeśli w litografii kryła się wirtualna możliwość wydawania ilustrowanego dziennika, to w fotografii krył się przyszły film dźwiękowy. Pierwsze próby technicznej reprodukcji dźwięku podjęto pod koniec ubiegłego stulecia. Te zbiegające się ze sobą wysiłki przybliżyły perspektywę sytuacji, która Paul Valéry charakteryzuje zdaniem: „Tak jak woda, gaz i prąd elektryczny na ledwie dostrzegalny ruch ręki z daleka docierają do naszych mieszkań, aby nas obsłużyć, tak będziemy zaopatrzeni w obrazy lub dźwięki, które na najdrobniejszy gest dłoni, niemal na nasze skinienie pojawiają się, aby nas w identyczny sposób opuścić."1 Około roku 1900 reprodukcja techniczna osiągnęła standard, dzięki któremu nie tylko zaczęła traktować jako swój obiekt całą spuściznę sztuk pięknych, ich oddziaływanie poddając najgłębszym przemianom, lecz na dobre zadomowiła się pośród technik artystycznych. W rozważaniach nad tym zagadnieniem nic nie jest tak pouczające, jak oddziaływanie jego obydwu różnych manifestacji — reprodukcji dzieła sztuki i filmu — na sztukę w jej tradycyjnej postaci.
II
Nawet w przypadku najdoskonalszej reprodukcji nie ma mowy o jedynym, niepowtarzalnym związku dzieła sztuki z miejscem i czasem jego istnienia. A nie gdzie indziej jak właśnie w tym niepowtarzalnym przywiązaniu jego egzystencji do konkretnego miejsca i czasu dokonała się historia
s. 69
jaką ono przeszło w trakcie swego istnienia. Należą tu zmiany, jakich doznało ono z biegiem czasu zarówno w swej materialnej strukturze, jak i w stosunkach własności.2 Pierwsze z nich dadzą się ustalić jedynie na drodze analizy chemicznej i fizycznej, jakiej nie można poddać reprodukcji; drugie stanowią przedmiot tradycji, której śledzenie musi się zaczynać w miejscu istnienia oryginału.
Więź oryginału z miejscem i czasem jego istnienia składa się na pojęcie autentyczności. Analizy chemiczne, przeprowadzone na patynie brązu, mogą być pomocne w ustaleniu jego autentyczności; tak samo wykazanie, że konkretny rękopis średniowieczny pochodzi z piętnastowiecznego archiwum, może być pomocne w ustaleniu jego autentyczności. Sfera autentyczności wymyka się technicznej i oczywiście nie tylko technicznej — reprodukcji.3 Podczas gdy rzeczy autentyczne w stosunku do reprodukcji manualnej, z reguły opatrzonej etykietką falsyfikatu, zachowują cały swój autorytet, to z reprodukcją techniczną rzecz ma się inaczej. Z dwu powodów. Po pierwsze: reprodukcja środkami technicznymi okazuje się bardziej samodzielna wobec oryginału niż manualna. Na przykład w fotografii może ona wydobyć aspekty oryginału, dostępne jedynie dającej się ustawić i dowolnie zmieniającej punkt widzenia soczewce, a nieuchwytne dla ludzkiego oka, lub za pomocą pewnych technologii, jak powiększenie czy tzw. ruch zwolniony, utrwalić obrazy, które' siłą rzeczy wymykają się optyce naturalnej. To po pierwsze. Po drugie: za jej sprawą kopia oryginału może się znaleźć w sytuacji nieosiągalnej dla samego oryginału. I tak reprodukcja przede wszystkim — bądź to w postaci fotografii, bądź też płyty gramofonowej — umożliwia dziełu wyjście naprzeciw odbiorcy. Katedra opuszcza swoje miejsce, aby pojawić się w pracowni jakiegoś miłośnika sztuki; utworu chóralnego, wykonanego w jakiejś sali lub pod gołym niebem, można posłuchać w pokoju.
Okoliczności, w jakich może się znaleźć produkt reprodukcji technicznej, mogą zresztą nie naruszać egzystencji dzieła sztuki, niemniej jednak pozbawiają pierwotnego znaczenia nierozerwalny związek z miejscem i czasem jego ist-
s. 70
nienia. I jakkolwiek odnosi się to nie tylko do dzieła sztuki, lecz tak samo na przykład do utrwalonego na filmie krajobrazu przesuwającego się przed oczyma widza, to jednak zerwanie owego związku godzi przedmiot sztuki w jego najczulszy punkt, który u przedmiotów naturalnych nie wykazuje takiej wrażliwości: w jego autentyczność. Autentyczność rzeczy jest kwintesencją wszystkiego, co od początku jej istnienia poddawało się przekazowi, począwszy od jej materialnego trwania aż po świadectwo, jakie daje o historii. Ponieważ to ostatnie opiera się na egzystencji materialnej, przeto w reprodukcji — tam gdzie owa materialna egzystencja rzeczy wymyka się ludzkiemu poznaniu — niepewne staje się również świadectwo wystawione za jej sprawą historii. Wprawdzie tylko ono, lecz w ten sposób podważony zostaje autorytet rzeczy.4
Zatraca się tutaj coś, co streszcza się w pojęciu aury, słowem: to, co obumiera w epoce technicznej reprodukcji dzieła sztuki, to jego aura. Proces ten jest ze wszech miar symptomatyczny, znaczenie jego wykracza daleko poza sferę sztuki. Ogólnie biorąc technika reprodukcji wyrywa reprodukowany obiekt z ciągu tradycji. A powielając reprodukcje, zamiast jego niepowtarzalnego istnienia oferuje ma-sówkę; natomiast umożliwiając reprodukcji wyjście naprzeciw odbiorcy, aktualizuje przedmiot zreprodukowany. Obydwa te procesy prowadzą do potężnego wstrząsu rzeczy objętych procesem przekazu, do wstrząsu tradycji, stanowiącego odwrotną stronę -współczesnego kryzysu i odnowy ludzkości. Pozostają one w jak najściślejszym związku z masowymi zjawiskami naszych czasów. Ich najpotężniejszym agentem jest film. Jego społeczne znaczenie, nawet w swej najwartościowszej postaci — a zwłaszcza w niej — jest nie do pomyślenia bez jego destruktywnego, kathartycznego aspektu: unicestwienia tradycyjnych wartości w dziedzictwie kulturowym. Zjawisko to najbardziej uwidacznia się w wielkich filmach historycznych. Włącza ono do swego zasięgu coraz to dalsze pozycje, i jeśli Abel Gance w roku 1927 entuzjastycznie obwieścił: ,,Shakespeare, Rembrandt, Beethoven wystąpią w filmie [...] wszystkie le-
s. 71
gendy, wszystkie mitologie i wszystkie mity, wszyscy twórcy religii, ba, wszystkie religie [...] czekają na swe utrwalone na materiale światłoczułym zmartwychwstanie, a herosi tłoczą się u wrót"5, to — jakkolwiek zapewne nie o to mu chodziło — głosił owo wszechogarniające unicestwienie. […]
IV
Jedyność dzieła sztuki jest identyczna z jego zaszeregowaniem w kontekst tradycji. Sarna tradycja jest bądź co bądź czymś jak najbardziej żywym, czymś niezwykle podatnym na przeobrażenia. I tak na przykład antyczny posag Wenus znajdował się w innym kontekście tradycji
s. 73
u Greków, którzy podnieśli go do rangi przedmiotu kultu, niż u średniowiecznych kleryków, którzy widzieli w nim złowrogiego bożka. Atoli zarówno jednym, jak i drugim w jednakiej mierze rzucała się w oczy jego jedyność, słowem: jego aura. Pierwotnie zaszeregowanie dzieła sztuki w kontekst tradycji znajdowało swój wyraz w kulcie. Najstarsze dzieła sztuki, jak wiemy, powstały w służbie rytuału; najpierw magicznego, a potem religijnego. Jest więc rzeczą pierwszorzędnej wagi, że dzieło sztuki — z racji aury, stanowiącej nieodłączny atrybut jego istnienia — nigdy nie uwalnia się całkowicie od swej funkcji rytualnej.7 Inaczej mówiąc: jedyna w swoim rodzaju wartość autentycznego dzieła sztuki ma swoje podłoże w rytuale, w którym posiadło ono swą oryginalną i pierwszą wartość użytkową. Niezależnie od tego. jak się on ujawnia, nawet w najbardziej świeckich formach celebrowania piękna na ołtarzu sztuki, daje się rozpoznać jako zsekularyzowany rytuał.8 Świeckie celebrowanie sztuki, jakie pojawiło się w Renesansie i przez trzy stulecia stanowiło obowiązujący kanon, przy pierwszym poważniejszym wstrząsie wyraźnie odsłoniło owo podłoże. Albowiem wraz z pojawieniem się pierwszego naprawdę rewolucjonizującego środka reprodukcji — fotografii (w dobie narodzin socjalizmu), sztuka, w przeczuciu zbliżającego się kryzysu, który po upływie dalszych stu lat nie ulegał już najmniejszej wątpliwości, zareagowała teorią l'art pour 1'art, będącą jej teologią. Od niej wzięła później swój początek wręcz negatywna teologia w postaci idei „czystej" sztuki, która odrzuca nie tylko wszelką funkcję społeczną, lecz również wszelkie dyktando przedmiotowego wzorca. (W poezji Mallarmé pierwszy osiągnął ten punkt.)
Należyte uwzględnienie tych zbieżności jest niezbędne do rozważań nad dziełem sztuki w epoce, kiedy jego reprodukowanie środkami technicznymi jest możliwe. Stanowią one bowiem punkt wyjścia dla decydującego wniosku: techniczna reprodukcja dzieła sztuki po raz pierwszy w dziejach świata emancypuje je z pasożytniczego bytu w rytuale. Reprodukowane dzieło sztuki w coraz większym stopniu
s. 74
staje się reprodukcją dzieła sztuki już w swym założeniu obliczonego na możliwość reprodukcji.9 Na przykład fotograficzna płyta umożliwia wielość odbitek; pytanie o autentyczną odbitkę nie ma sensu. Lecz z chwilą gdy kryterium autentyczności produkcji artystycznej zawodzi, funkcja sztuki ulega przeobrażeniu. W miejsce oparcia w oryginale znajduje oparcie w innej praktyce, a mianowicie — w polityce.
V
Recepcja dzieła sztuki odbywa się z różnymi akcentami, wśród których wyróżniają się dwa skrajnie przeciwstawne: Jeden z nich spoczywa na wartości kultowej dzieła sztuki, drugi na jego wartości ekspozycyjnej8. Twórczość artystyczna zaczyna się od wytworów powstałych w służbie kultu. Ważniejsze jest, iż wytwory owe są, niż to, że się je widzi. Łoś, którego podobiznę człowiek epoki kamiennej rysuje na ścianach jaskini, jest narzędziem magii. Twórca wystawia wprawdzie ową podobiznę łosia przed swymi współbraćmi, głównie jednak jest ona poświęcona duchom. Wartość kultowa dzieła sztuki jako taka zdaje się dziś wręcz skłaniać do przechowywania go w ukryciu: pewne posągi bogów są dostępne jedynie kapłanom, w cella, niektóre obrazy Madonny przez cały rok są przesłonięte, pewne rzeźby średniowiecznych katedr są dla obserwatorów stojących na dole niewidoczne. Wraz z wyemancypowaniem się poszczególnych, praktyk artystycznych z łona rytuału więcej jest sposobności wystawiania ich produktów. Możliwość wystawiania popiersi, dających się przenosić z miejsca na miejsce, jest większa niż posągu bożka, mającego swe stałe miejsce we wnętrzu świątyni. Możliwości ekspozycji dzieł malarstwa sztalugowego są większe niż poprzedzających je mozaik czy fresków. I jeśli ekspozycyjność mszy z natury rzeczy nie była może mniejsza niż symfonii, to jednak narodziny symfonii przypadają na okres,
s. 75
kiedy w tym względzie zdawała się ona mieć większe szansę niż msza.
Wraz z pojawieniem się różnych, metod technicznej reprodukcji dzieła sztuki jego możliwości ekspozycyjne urosły w tak wielkiej mierze, że ilościowa zmiana relacji pomiędzy obydwoma biegunami przechodzi w jakościową zmianę jego natury. Bo podobnie jak w zamierzchłych czasach dzieło sztuki, z racji faktu, że absolutny ciężar jego znaczenia spoczywa na wartości kultowej, stał się przede wszystkim instrumentem magii, który dopiero później doczekał się poniekąd uznania jako dzieło sztuki, tak dzisiaj dziełu sztuki., z racji faktu, że absolutny ciężar jego znaczenia spoczywa na wartości ekspozycyjnej, przypadają w udziale zupełnie nowe funkcje, wśród których wyróżnia się znana nam, artystyczna, a być może tę z kolei uzna się kiedyś za przypadkową.11 Pewne jest w każdym razie, że fotografia i film jak najbardziej skłaniają do takiego wniosku.
VI
W fotografii wartość ekspozycyjna zaczyna na całej linii wypierać wartość kultową, która jednakże nie zamierza się poddać bez walki, wycofuje się na ostatnie szańce, jakie stanowi dla niej ludzkie oblicze. Portret bynajmniej nie przypadkowo znajdował się w centralnym punkcie dawnej fotografii. W kulcie pamięci o odległej i wygasłej miłości wartość kultowa obrazu znalazła miejsce swej ostatniej ucieczki. W uchwyconym na gorąco wyrazie ludzkiej twarzy z dawnych fotografii po raz ostatni tchnie aura. I to ona składa się na ich przepojone melancholią, z niczym nie dające się porównać piękno. Tam, gdzie człowiek ustępuje miejsca innym obiektom, wartość ekspozycyjna fotografii po raz pierwszy przewyższa wartość kultową. Przyznanie temu zjawisku należnego mu miejsca jest niezrównaną zasługą Atgeta, który około roku 1900 uwiecznił opustoszałe
s. 76
paryskie ulice. Zupełnie słusznie powiedziano o nim; że fotografował je niczym miejsca przestępstwa. Miejsce przestępstwa też jest wyludnione, a fotografuje się je w celu ustalenia poszlak. U Atgeta zdjęcia urastają do rangi dowodu rzeczowego w procesie historycznym. To stanowi o ukrytym, w nich znaczeniu politycznym. Narzucają one już konkretny kierunek recepcji, niezbyt nadają się do bujającej w przestworzach kontemplacji. Wzbudzają niepokój, oglądający je czuje, że musi szukać do nich drogi. Ilustrowane dzienniki wznoszą przed nim drogowskazy. Obojętne — prawidłowe czy fałszywe. W nich napisy po raz pierwszy stały się obowiązujące. Oczywiście, mają one zupełnie inny charakter niż tytuł obrazu. Dyrektywy, w formie podpisu skierowane do czytelnika dzienników ilustrowanych, niebawem stają się jeszcze bardziej precyzyjne i kategoryczne w filmie, gdzie recepcja poszczególnych obrazów wydaje się wyznaczona kolejnością wszystkich poprzednich. […]
VIII
Aktor sceniczny sam prezentuje publiczności swój kunszt, natomiast kunszt aktora filmowego prezentowany jest publiczności za pośrednictwem aparatury. To ostatnie ma dwojakie konsekwencje. Aparatura przekazująca publiczności grę aktora filmowego nie ma powinności respektowania tej gry w jej totalności. Pod kierunkiem kamerzysty ustosunkowuje się do niej na bieżąco. Ciąg poszczególnych „stanowisk", skomponowany przez montażystę z dostarczonego mu materiału, składa się na gotowy film. Obejmuje on pewną liczbę elementów ruchu, które wypada zapisać na konto kamery — nie mówiąc już o takich efektach, jak zbliżenia. Tym samym gra aktora, zostaje poddana rozlicznym testom optycznym. Jest to pierwsza konsekwencja okoliczności, że grę aktora filmowego demonstruje aparatura. Druga konsekwencja polega na tym, że aktor filmowy, ponieważ — w przeciwieństwie do aktora scenicznego — nie on sam reprezentuje publiczności swoją grę, podczas występu nie może dopasować swojej gry do reakcji publiczności. Z tego względu publiczności zostaje narzucona postawa oceniającego, nie obciążona jakimkolwiek osobistym kontaktem z aktorem. Publiczność wczuwa się w aktora, wczuwając się w aparat. Przejmuje zatem jego postawę: poddaje testowi.16 Nie jest to postawa, którą by można było odnieść do wartości kultowych.
s. 79
W filmie w mniejszym stopniu chodzi o to, aby aktor przedstawiał się publiczności inaczej, niż się przedstawia aparaturze. Jeden z pierwszych, który stwierdził te przemianę aktora, wynikającą z poddania go testowi, był Pirandello. Uwagi, jakie poczynił on na ten temat w swojej powieści Kręci się film, niewiele tracą z tego powodu, że ograniczają się do zaakcentowania negatywnej strony rzeczy. A jeszcze mniej z tej racji, że nawiązują do filmu niemego. W tym względzie bowiem film dźwiękowy nie wniósł żadnych zasadniczych zmian. Decydujący pozostaje fakt, że gra się przed jedną lub, jak w przypadku filmu dźwiękowego, przed dwoma aparaturami. „Aktor filmowy — pisze Pirandello — czuje się jak na obczyźnie; wygnany nie tylko ze sceny, lecz również ze swojej własnej osoby. Prześladuje go przykre wrażenie niewytłumaczalnej pustki, wynikające stąd, że jego ciało staje się powierzchownym eksponatem, że jego osobowość gdzieś się ulatnia, ograbiona ze swej realności, swego życia, swego głosu i odgłosów towarzyszących jego ruchom, aby zamienić się w niemy obraz, który przez moment drży na ekranie, po czym znika w ciszy. [...] Mała aparatura będzie jego cieniem grać przed publiką, on zaś musi się zadowolić tym, że gra przed nią."17 Taki stan rzeczy można określić następująco: po raz pierwszy — za sprawą filmu — człowiek znajduje się w sytuacji, kiedy musi działać wprawdzie jako żywa osoba, wszelako rezygnując z jej aury. Aura bowiem istnieje w nierozerwalnej więzi z miejscem i czasem jego istnienia. Nie zna kopii. Aura otaczająca Makbeta na scenie nie da się zastąpić aurą, taka w oczach żywej publiczności otacza kreującego go aktora. Specyfika nagrań w atelier filmowym polega jednak na tym, że miejsce publiczności zajmuje aparatura, wobec czego przestaje wchodzić w rachubę aura otaczająca aktora — a tym samym i aura wokół postaci przedstawianej.
Nic dziwnego, że właśnie dramaturg, jak Pirandello, w
s. 80
swojej charakterystyce filmu mimowolnie porusza powód kryzysu, który przypisujemy teatrowi. Dla opanowanego bez reszty przez reprodukcję techniczną, wręcz — jak w przypadku filmu — wywodzącego się z niej dzieła sztuki faktycznie nie ma bardziej skrajnego przeciwieństwa niż scena. Potwierdza to każda bardziej wnikliwa analiza. Obeznani w przedmiocie już dawno stwierdzili, że w aktorstwie filmowym największy efekt jest prawie zawsze wtedy, gdy się jak najmniej gra [...] Występującym ostatnio przejawem traktowania aktora jako rekwizytu — według słów Amheima z roku 1932 — jest to, że dobiera się postaci charakterystyczne [...] i umieszcza we właściwym miejscu".18 Jak najściślej wiąże się z tym jeszcze coś innego. Aktor grający na scenie również wczuwa się w pewną rolę. Aktor filmowy często nie ma tej możliwości. Jego kreacja nie jest absolutnie jednolita, lecz zestawiona z wielu kreacji. Oprócz kwestii przypadkowych, jak wzgląd na czynsz za atelier, dyspozycyjność partnerów, dekoracje itd., elementarne wymogi maszynerii zmuszają do rozbicia gry aktora na szereg dających się montować epizodów. Chodzi przede wszystkim o oświetlenie, którego instalacja zmusza do rozbicia akcji — ukazującej się potem na ekranie jako jednolity, wartki ciąg — na szereg ujęć, które w atelier dzielą od siebie niekiedy całe godziny. Nie mówiąc już o bardziej ewidentnych montażach. I tak skok z okna można nakręcić w atelier w postaci skoku z rusztowania, natomiast następującą po nim ucieczkę — w kilka tygodni później, podczas zdjąć plenerowych. Zresztą bez trudu dadzą się konstruować o wiele bardziej paradoksalne przypadki. Można zażądać od aktora, aby się przeraził, słysząc pukanie do drzwi. Jeśli przerażenie to nie wypadnie zgodnie z życzeniem reżysera, może on przy okazji, i kiedy aktor znów pojawi się w atelier, bez jego wiedzy kazać wystrzelić tuż za jego plecami. Przerażenie aktora w tym momencie można utrwalić na kliszy i wmontować do filmu. Nie ma bardziej drastycznego dowodu na to, że sztuka wymknęła się z krainy „pięknych pozorów", uchodzącej dotychczas za jedyną niwę, na której może istnieć.
s. 81
X
Zdumienie aktora w obliczu aparatury, jak to przedstawia Firandello, jest z natury rzeczy takie samo, jak zdumienie człowieka na widok własnego odbicia w lustrze. Z tą różnicą, że ów lustrzany wizerunek w tym wypadku daje się od niego oderwać, przenosić. I dokąd się go przenosi? Przed publiczność.19 Świadomość tego faktu nie opuszcza aktora filmowego ani na chwilę. Aktor stojący przed aparaturą wie, że w ostatniej instancji ma do czynienia z publicznością: publicznością odbiorców, tworzących rynek. Rynek ten, na który udaje się on nie tylko ze swoją siłą roboczą, lecz również z całym swoim jestestwem, jest dlań w chwili kreacji równie mało namacalny jak dla jakiegoś fabrycznego wyrobu. Czyż okoliczność ta nie przyczynia się do skrępowania, nie znanego dotychczas strachu, jaki — zdaniem Pirandellego — ogarnia aktora w obliczu aparatury? Na zanik aury film odpowiada sztucznym konstruowaniem personality poza obrębem atelier; kult gwiazdorów, popierany przez kapitał filmowy, konserwuje ów czar osobowości, jaki już od dawna istnieje jeszcze tylko w nadgniłym czarze jej towarowego charakteru. Ogólnie rzecz biorąc, dopóki kapitał filmowy nadaje ton nie da się dzisiejszemu filmowi przypisać żadnych rewolucyjnych zasług oprócz dostarczania argumentów na rzecz rewolucyjnej krytyki utartych wyobrażeń na temat sztuki. Nie negujemy, że w szczególnych przypadkach dzisiejszy film może ponadto wspierać rewolucyjną krytykę stosunków społecznych lub wręcz stosunków własności. Tyle że na tym aspekcie współczesne badania koncentrują się w równie niewielkim stopniu, jak koncentruje się na nim zachodnioeuropejska produkcja filmowa.
Właściwość techniki filmowej, w identycznej mierze co i sportu, polega na tym, że ich rezultaty niemal każdy może oceniać jak znawca. Aby się o tym przekonać, wystarczy przysłuchać się grupie roznosicieli gazet, opartych o swoje rowery i rozprawiających o wynikach jakiegoś kolarskiego
s. 82
wyścigu. Wydawcy nie bez powodu organizują wyścigi dla roznosicieli gazet. Cieszą się one wielką frekwencją, bo zwycięzcy dają szansę, awansu na kolarza. Podobnie kronika filmowa daje każdemu przechodniowi szansę awansu do rangi filmowego statysty. W pewnych okolicznościach może on tym sposobem trafić nawet do dzieła sztuki, by wspomnieć dla przykładu Trzy pieśni o Leninie Wiertowa czy Borinage Ivensa. W dzisiejszych czasach każdy może rościć sobie pretensje do uwiecznienia go na filmie. Najdobitniej ilustruje ten fakt sytuacja w dzisiejszym piśmiennictwie.
Całe wieki rzecz miała się tak, że nielicznej garstce piszących przeciwstawiona była wielotysięczna rzesza czytelników. Pod koniec ubiegłego stulecia dokonały się w tym względzie pewne zmiany. Wraz z postępującą powszechnością prasy, która oddawała do rąk czytelników coraz to nowe organa, polityczne, religijne, naukowe, zawodowe czy regionalne, czytelnicy — początkowo sporadycznie, a potem coraz liczniej — jęli przechodzić do grona piszących. Zaczęto się od tego, że prasa codzienna otworzyła dla nich „skrzynkę listów", a dzisiaj długo by szukać czynnego zawodowo Europejczyka, który pozbawiony byłby możliwości opublikowania gdzieś swoich doświadczeń, swego zażalenia, reportażu lub czegoś w tym rodzaju. Tym samym istnieją wszelkie dane po temu, by zatarty się różnice pomiędzy autorem a publicznością; dotychczasowe rozgraniczenie nabiera charakteru okazjonalnego. Czytelnik gotów każdej chwili zostać piszącym. Jako znawca przedmiotu, jakim rad nie rad musiał zostać wobec daleko posuniętej specjalizacji pracy — choćby nawet jako ekspert w skromniejszej dziedzinie — zyskuje on dostęp do rzeczy autorów. W Związku Radzieckim praca sama dochodzi do głosu, a jej przedstawienie w słowie stanowi część umiejętności, koniecznej do jej wykonywania. Literackie kompetencje mają swoje podłoże już nie w wykształceniu specjalistycznym, lecz w politechnicznym, stając się dobrem ogółu.20
Wszystko to da się doskonale odnieść do filmu, z tym że przeobrażenia, które w piśmiennictwie rozciągały się
s. 83
na całe wieki, tutaj dokonały się na przestrzeni jednego dziesięciolecia. W praktyce filmowej bowiem — zwłaszcza rosyjskiej — przesunięcie to miejscami już się dokonało. Cześć aktorów występujących w rosyjskim filmie to nie aktorzy w naszym rozumieniu, lecz ludzie, którzy grają siebie — przede wszystkim przy pracy. W Europie zachodniej kapitalistyczny wyzysk filmu nie daje dzisiejszemu człowiekowi możliwości skorzystania z przysługującego mu prawa do roli obiektu reprodukcji. W tej sytuacji przemysł filmowy jest żywo zainteresowany w sugerowaniu uczestnictwa mas poprzez złudne wyobrażenia i dwuznaczne spekulacje.
XI
Proces nagrywania filmu, a w szczególności filmu dźwiękowego, przedstawia widok, który przedtem był wręcz nie do pomyślenia. Obserwator, śledzący ów proces, nie może zająć pozycji, z której nie dostrzegłby aparatury nagrywającej i oświetleniowej, sztabu asystentów itd., nie należących do obrazu filmowego jako takiego. (Chyba że nastawienie jego źrenic byłoby identyczne z nastawieniem aparatury nagrywającej.) Okoliczność ta — bardziej niż jakakolwiek inna — sprawia, że ewentualne podobieństwa pomiędzy atelier a sceną teatru stają się powierzchowne i nieistotne. Teatr zasadniczo zna miejsce, z którego trudno dostrzec Iluzyjność wydarzeń. W przypadku kadru filmowego nie ma takiego miejsca. Jego iluzyjność to iluzyjność drugiego stopnia — rezultat montażu. To znaczy: w atelier aparatura tak dalece wniknęła w rzeczywistość, że jej czysty, pozatechniczny aspekt, uwolniony od obcego ciała aparatury, jest wynikiem szczególnej procedury, a mianowicie — nagrania przy pomocy odpowiednio nastawionej aparatury i montażu z innymi nagraniami tego samego rodzaju. Pozatechniczny aspekt od-
s. 84
bicia rzeczywistości jest tutaj na wskroś sztuczny, a bezpośredni obraz rzeczywistości to szczyt marzeń w krainie techniki.
Ten stan rzeczy, tak odmienny od sytuacji w teatrze, można oddać jeszcze bardziej pouczającej konfrontacji z malarstwem. Tu należy wyjść od pytania; jak ma się operator do malarza? Odpowiadając na nie, można się uciec do konstrukcji pomocniczej, przyjmując za punkt wyjścia pojęcie operatora, które to pojęcie wzięło się z chirurgii. Chirurg stanowi jeden biegun, na przeciwnym znajduje się czarownik. Postawa czarownika uzdrawiającego jednym dotknięciem ręki, jest inna niż postawa chirurga, dokonującego operacji na chorym. Czarownik zachowuje naturalny dystans wobec pacjenta; mówiąc dokładniej: jeśli nawet kładąc rękę na chorym trochę go zmniejsza, to powiększa go — i to bardzo — mocą swego autorytetu. Chirurg postępuje odwrotnie — zmniejsza dystans w stosunku do pacjenta, wnikając w głąb jego ciała, i nieznacznie go zwiększa z racji ostrożności, z jaką ręka jego porusza się wśród narządów. Jednym słowem: w odróżnieniu od czarownika (który tkwi również i w praktykującym lekarzu) chirurg w decydującym momencie rezygnuje z przeciwstawienia się pacjentowi jak człowiek człowiekowi, raczej operacyjnie weń wnika. Czarownik i chirurg mają się do siebie jak malarz i kamerzysta. Malarz zachowuje naturalny dystans do rzeczy zastanych, kamerzysta natomiast głęboko wnika w tkankę rzeczywistości.21 Obrazy, które obaj tworzą, są niesamowicie odmienne. Obraz malarza jest pełny, kamerzysty jest rozbity na części, które wiążą się ze sobą według nowego prawa. Przeto przedstawienie rzeczywistości w filmie ma dla dzisiejszego człowieka nieporównanie większą wagę, ponieważ właśnie dzięki temu dogłębnemu przeniknięciu aparatura oddaje pozatechniczny aspekt rzeczywistości, jak od dzieła sztuki odbiorca ma prawo wymagać.
s. 85
XII
Możliwość reprodukowania dzieła sztuki środkami technicznymi zmienia stosunek mas do sztuki. […]
XIII
Swoistość filmu sprowadza się nie tylko do kwestii, jak człowiek prezentuje się wobec aparatury nagrywającej, lecz jak za jej pomocą konstruuje sobie otaczający go świat. Rzut oka na psychologię pracy wyjaśnia zdolność testowa aparatury. Rzut oka na psychoanalizę wyjaśnia ją z innej strony. Film rzeczywiście wzbogacił nasz świat spostrzegania o metody, które dadzą się przedstawić na przykładzie teorii Freuda. Potknięcie w rozmowie przed pięćdziesięcioma laty mniej lub bardziej uchodziło uwagi. Do wyjątków zaliczyć można sytuacje, kiedy raptem przydawało ono głębi rozmowie, zda się raczej powierzchownej. Opublikowanie Psychopatologii dnia powszedniego pociągnęło za sobą pewne zmiany w tym względzie. Praca ta wyodrębniła, a jednocześnie udostępniła analizie zjawiska, które dotychczas w szerokim nurcie spostrzeżeń pozostawały niezauważone. Konsekwencją pojawienia się filmu było podobne pogłębienie percepcji doznań optycznych, a obecnie również akustycznych. Stanowi to jedynie odwrotną stronę faktu, że zjawiska artystyczne ukazane w filmie dają się analizować
s. 87
dokładniej i z liczniejszych stron niż prezentowane na obrazie lub na scenie. Nieporównanie dokładniejsze określenie kontekstu sytuacyjnego niż w malarstwie sprawia, ze kreacja filmowa w większym stopniu poddaje się analizie, a jej przewaga w tym względzie nad kreacją sceniczną uwarunkowana jest większą podatnością na wyizolowanie. Okoliczność ta — i na tym polega jej zasadnicze znaczenie — sprzyja wzajemnemu przenikaniu się nauki i sztuki. W przypadku zachowania wyodrębnionego z kontekstu konkretnej sytuacji — niczym spreparowany mięsień jakiegoś organizmu — rzeczywiście nie można stwierdzić, czy przykuwa on uwagę bardziej z racji swych artystycznych walorów, czy też z racji swej naukowej przydatności. Jedną z rewolucyjnych funkcji filmu będzie danie świadectwa identyczności artystycznego i naukowego zastosowania fotografii, między którymi dotychczas najczęściej zachodziła rozbieżność.32
Z jednej strony film; dzięki zbliżeniom przedmiotów, dzięki akcentowaniu Ukrytych szczegółów w powszednich rekwizytach, dzięki analizie pospolitych środowisk, za pomocą genialnie prowadzonej kamery, w większym niż dotychczas stopniu umożliwiając wgląd w nieuchronne zjawiska, rządzące naszym bytem, z drugiej strony przekonuje nas o nieskończonych możliwościach, których istnienia nawet byśmy nie podejrzewali! Knajpy i wielkomiejskie ulice, biura i sublokatorskie pokoje, dworce kolejowe i fabryki zdawały się nas beznadziejnie osaczać, i oto pojawił się film i wysadził ten więzienny świat dynamitem dziesiątych części sekundy, tak że teraz z nonszalancją dajemy upust swojej żądzy przygód, odbywając podróż pośród jego rozrzuconych ruin. Zbliżenie poszerza przestrzeń, kamera szybkobieżna rozciąga ruch. I podobnie jak przy powiększeniach chodzi nie tyle o samą wyrazistość rzeczy, zwykle i tak jakoś tam dostrzeganych, lecz raczej o ukazanie zupełnie nowych tworów strukturalnych materii, tak kamera szybkobieżna nie tylko unaocznia jedynie znane momenty ruchu, lecz odkrywa w nich nieznane, „sprawiające wrażenie nie ruchu zwolnionego, lecz raczej płynnego, lekkiego,
s. 88
nieziemskiego".24 Wynika stąd oczywisty wniosek, że inna natura przemawia do kamery, a inna do oka. Inna przede wszystkim dlatego, że na miejscu przestrzeni przenikniętej świadomością człowieka pojawia się przestrzeń zawładnięta podświadomie. I jakkolwiek tak już jest, że człowiek, choćby tylko z grubsza, uświadamia sobie chód ludzi, to z pewnością nie wie nic o ich postawie w ułamku sekundy, kiedy stawiają nogę. I jeśli orientujemy się mniej więcej, jak wygląda gest w chwili sięgania po zapalniczkę czy łyżkę, to właściwie nie wiemy, co się wówczas rozgrywa pomiędzy ręką a metalem, pomijając już fakt, że zależy to od naszego aktualnego nastroju. Tu włącza się kamera ze swymi środkami pomocniczymi, jak szwenk w górę i w dół, cięcie, bieg poklatkowy, rozciąganie i przyśpieszanie tempa akcji, powiększanie i pomniejszanie. Dopiero dzięki niej uzmysławiamy sobie zjawiska optyczne, znajdujące się dotychczas poza sferą naszej świadomości, tak jak podświadome popędy uzmysławiamy sobie dzięki psychoanalizie.
XIV
[…]
Z urzekającego kształtu czy ze zniewalającej konstrukcji dźwiękowej dzieło sztuki przeistoczyło się u dadaistów w pocisk. Uderzało widza. Nabrało jakości taktylnej. Tym samym wywarło korzystny wpływ na zapotrzebowanie na film, w którym element odwracający uwagę również ma w pierwszym rzędzie charakter taktylny, a polega na zmianie miejsca akcji i ujęć, z przerwami i z różną siła atakujących widza. Porównajmy ekran, na którym toczy się akcja filmu, z płótnem obrazu. Obraz zachęca widza do kontemplacji, daje mu możność snucia skojarzeń, czego nie daje mu film, ledwie bowiem zdąży uchwycić wzrokiem jakąś scenę, a już zmieni ją następna. Nie da się zatrzymać.
s. 90
Duhamel — który nienawidzi filmu i absolutnie nie zdaje sobie sprawy z jego znaczenia, posnął wszelako jako tako jego strukturę — odnotowuje tę okoliczność następująco: „Już nie potrafię myśleć o tym, o czym pomyśleć bym chciał. Ruchome obrazki zajęły miejsce moich myśli.”27 Skojarzenia widza faktycznie przerywa potok ustawicznie następujących po sobie zmian. Na tym polega działanie filmu poprzez szok, które — jak każde oddziaływanie przez zaskoczenie — wymaga natychmiastowego podchwycenia przez wzmożoną przytomność umysłu.28 Z racji swojej struktury technicznej film wyzwolił z dotychczasowego opakowania fizyczne oddziaływanie poprzez szok, które dadaizm próbował przemycić niejako w otoczce moralnej.29
XV
Masa stanowi macierz, w której na nowo odradzają się wszelkie postawy przyjęte wobec dzieł sztuki. Ilość przeszła w jakość: zwielokrotnione masy odbiorców spowodowały zmianę form przeżywania sztuki. Obserwator nie powinien ulegać sugestii faktu, że zmiana ta w swym początkowym stadium okryła się złą sławą. Atoli nie brakowało takich, którzy zawzięcie trzymali się właśnie tej powierzchownej strony rzeczy. Najbardziej radykalnym stanowiskiem wyróżniał się spośród nich Duhamel. Do zawdzięczenia ma on filmowi jedynie ten rodzaj przeżycia, jaki wzbudza on w masach. Film uważa za „sposób zabicia czasu dla niewolników, rozrywkę dla niewykształconych, nędznych, spracowanych, zżeranych troskami stworzeń [...], widowisko nie wymagające żadnej koncentracji, zakładające intelektualną niemrawość odbiorcy [...], za spektakl, który nie rozpala serc i nie wzbudza żadnej nadziei oprócz tej jednej, śmiesznej, że pewnego dnia zostanie się gwiazdą w Los Angeles".30 Jak widać, w zasadzie jest to biadanie na tę samą starą nutę, że masy gonią za rozrywką, sztuka nato-
s. 91
miast wymaga od odbiorcy skupienia. Zwyczajne frazesy. Pozostaje tylko pytanie, czy stanowią one odpowiednią płaszczyznę do analizy istoty filmu. Otóż sprawa wymaga wnikliwszego rozpatrzenia. Dekoncentracja i skupienie stanowią względem siebie przeciwieństwo, co upoważnia do następującego sformułowania: Odbiorca skupiony nad dziełem sztuki zagłębia się w nim, przenika do dzieła, niczym malarz z chińskiej legendy na widok swego skończonego obrazu, podczas gdy rozkojarzona masa w sobie pogrąża dzieło sztuki. Najbardziej namacalnym przykładem są tu budowle. Architektura zawsze stanowiła prototyp dzieła sztuki, odbieranego przez zbiorowość w stanie rozproszonej uwagi. Prawa odnoszące się do recepcji tych dzieł są ze wszech miar pouczające.
Budowle towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Wiele form sztuki powstało i przeminęło. Tragedia jest wytworem Greków i wraz z nimi wygasła, aby po stuleciach znów się odrodzić według swoich „reguł". Epos, którego początki sięgają młodości ludów, przemija w Europie wraz z epoką Renesansu. Malarstwo sztalugowe jest wytworem średniowiecza i nic nie gwarantuje mu wiecznego trwania. Natomiast ludzka potrzeba posiadania dachu nad głową ma charakter trwały. Sztuka budowlana nigdy nie leżała odłogiem. Jej historia jest dłuższa niż jakiejkolwiek innej sztuki, a uzmysłowienie sobie jej działania ma istotne znaczenie we wszelkich rozważaniach na temat stosunku mas do dzieła sztuki. Recepcja budowli odbywa się w dwojaki sposób: przez użytkowanie i przez postrzeganie. Lub raczej: taktycznie i optycznie, Trudno zrozumieć istotę takiej recepcji, jeśli wyobrazimy ją sobie jako recepcję w stanie skupienia, znaną na przykład turystom przed sławnymi budowlami. Recepcja taktyczna bowiem nie posiada takiego przeciwieństwa, jakim w przypadku recepcji optycznej jest kontemplacja, jako że recepcja taktyczna dokonuje się nie tyle poprzez skupienie, co z racji nawyku, który w przypadku architektury w znacznej mierze określa nawet recepcję optyczną. Również i ona z natury rzeczy dokonuje się nie tyle przez koncentracje uwagi, co przez mimowolne postrze-
s. 92
ganię. Ta wykształcona na architekturze forma recepcji w pewnych okolicznościach wykazuje jednak -wartość kanoniczną, a to dlatego, że zadania, przed jakimi w zwrotnych momentach historii staje ludzki aparat postrzegania, absolutnie nie dają się rozwiązać za pomocą samej tylko optyki, a więc kontemplacji. Sprostać im może jedynie zgodnie ze wskazaniami recepcji taktycznej — przez przyzwyczajenie.
Przyzwyczajenie można nabyć również i w stanie rozproszonej uwagi. Co więcej: dopiero umiejętność sprostania pewnym zadaniom w stanie rozproszonej uwagi świadczy o tym, że człowiek przywykł do ich rozwiązywania. Przez rozproszenie uwagi, jakie oferuje sztuka, w podskórnym nurcie podświadomości odbywa się doraźna kontrola, jak dalece dadzą się rozwiązać nowe zadania apercepcji. Ponieważ jednostka zwykle przejawia skłonności do ulegania pokusie wymigania się od takich zadań najtrudniejsze i najważniejsze sztuka będzie podejmować tam, gdzie zdoła zmobilizować masy. Obecnie czyni to w filmie. Recepcja w stanie rozproszonej uwagi, która coraz dobitniej zarysowuje się we wszystkich dziedzinach sztuki, stanowiąc przejaw głębokich przemian zachodzących w apercepcji, w filmie znajduje najwłaściwszy ćwiczebny poligon. Oddziaływująca poprzez szok, film wychodzi naprzeciw tej formie recepcji. Film spycha wartość kultową na plan dalszy nie tylko dlatego, że narzuca publiczności postawę oceniającego, lecz również dlatego, że w kinie postawa ta nie zawiera w sobie koncentracji uwagi. Publiczność jest egzaminatorem, lecz egzaminatorem niezbyt uważnym. […]
Przekład
Janusza Sikorskiego
s. 95
PRZYPISY
1 Paul Valéry, Pièces sur l'art. Paris 1934 (La conąuete de l'uoiąuité).
² Historia dzieła sztuki zawiera, oczywiście znacznie więcej; i tak na przykład historia Mony Lizy obejmuje również rodzaj i liczbę kopii, sporządzonych w wieku XVII, XVIII i XIX.
3 Ponieważ autentyczność nie da się reprodukować, dynamiczne wdzieranie się pewnych technologu reprodukcji — opierały się one na środkach technicznych — skłaniało do zróżnicowania i ustalenia określonej gradacji autentyczności. Wprowadzenie takiego zróżnicowania jest zasługą handlu dziełami sztuki. Można powiedzieć, że wraz z pojawieniem się drzeworytu jakość autentyczności zaatakowana została przy samym korzeniu, zanim jeszcze doszło do jej rozkwitu. Przecież średnio wieczny obraz Madonny w okresie swego powstania nie był jeszcze „autentykiem"; stał się nim dopiero na przestrzeni następnych stuleci, a w ubiegłym chyba najbardziej.
4 Najmizerniejsze prowincjonalne wystawienie Fausta ma tę
przewagę nad ekranizacją tego dzieła, że stanowi idealną konkurencie dla weimarskiej prapremiery. A tradycyjne skojarzenia, jakie przywodzi na myśl wystawienie sceniczne — że w Mefiście tkwi przyjaciel Goethego z lat młodzieńczych, Johann Heinrich Merck, i tym podobne rzeczy — są dla widza siedzącego przed ekranem filmowym nieuchwytne.
5 Abel G a n c e, Le temps de l'image est venu (L'art cinématographiąue II, Paris 1927 s. 94 i nast.).
6 W aspekcie ludzkim zbliżyć się do mas może oznaczać usunięcie swojej funkcji społecznej z pola widzenia. Nic nie przemawia za tym, że dzisiejszy portrecista, malując słynnego chirurga przy śniadaniu w kręgu najbliższych, dokładniej odda jego funkcję społeczną niż XVI-wieczny malarz, który przed
stawia publiczności reprezentatywny wizerunek lekarzy, jak na przykład Rembrandt w Anatomii.
7 Definicja aury jako „niepowtarzalnego zjawiska pewnego oddalenia, choćby miało ono być najmniejsze" jest niczym innym jak sformułowaniem wartości kultowej dzieła sztuki w kategoriach przestrzenno-czas o we go postrzegania. Oddalenie jest przeciwieństwem bliskości. Rzeczy istotnie odległe nie dadzą się
przybliżyć. „Niezbliżalność" jest rzeczywiście główną jakością
s. 96
obrazu kultowego. Zgodnie ze swoją naturą pozostaje on w wiecznym „oddaleniu, choćby miało ono być jak najmniejsze". Jego materialne zbliżenie w niczym nie umniejsza owego naturalnego dystansu.
8 W takim samym stopniu, w jakim wartość kultowa obrazu
ulega sekularyzacji, coraz bardziej mgliste stają się wyobrażenia na temat substratu jego niepowtarzalności. W świadomości odbiorcy niepowtarzalność zjawisk, panująca w obrazie kultowym, jest coraz bardziej wypierana przez empiryczną niepowtarzalność twórcy lub jego artystycznego wytworu. Co prawda nigdy bez reszty; pojęcie autentyczności nigdy nie przestaje
wykraczać poza przyporządkowanie do zakresu rzeczy autentycznych. (Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie zbieracza, który zawsze ma w sobie coś z fetyszysty i przez posiadanie dzieła sztuki ma swój udział w jego kultycznej mocy.) Niemniej funkcja pojęcia autentyku w rozważaniach na temat
sztuki pozostaje jednoznaczna; w miarę postępującej sekularyzacji sztuki na miejscu wartości kultowej pojawia się autentyczność.
9 W przypadku dzieła filmowego podatność na techniczną reprodukcję, w przeciwieństwie do dzieł literackich czy malarskich, nie stanowi jakiegoś z zewnątrz pojawiającego się warunku masowego rozpowszechniania. Podatność dzieł filmowych na techniczną reprodukcję ma swe uzasadnienie w samej technice ich produkcji. Fakt ten nie tylko umożliwia jak najbardziej bezpośrednie masowe rozpowszechnianie dzieł filmowych, lecz wręcz doń zmusza. Zmusza, ponieważ koszt produkcji filmu jest tak wysoki, że jednostka, która jeszcze mogła sobie pozwolić na zakup obrazu, nie może sobie już pozwolić na zakup filmu. Z obliczeń dokonanych w roku 1927 wynika, że dopiero dziewięciomilionowa publiczność zapewnia opłacalność filmu o dłuższym metrażu. Pojawienie się filmu dźwiękowego początkowo pociągało za sobą pewien regres; publiczność została zredukowana do granic językowych, ograniczeniu temu sprzyjało ponadto zaakcentowanie interesów narodowych przez faszyzm. Lecz ważniejszy niż odnotowanie tego regresu, który zresztą został złagodzony przez wprowadzenie synchronizacji, jest rzut oka na jego związek z faszyzmem. Równoczesność obu tych zjawisk miała swe podłoże w kryzysie gospodarczym. Te same zaburzenia, które ogólnie biorąc doprowadziły do próby utrzymania istniejących warunków w drodze jawnej przemocy, dopro-
s. 97
wadziły zagrożony kryzysem kapitał filmowy do wzmożenia prac nad filmem dźwiękowym. Wprowadzenie filmu dźwiękowego przyniosło chwilową ulgę, a to nie tylko dlatego, że film dźwiękowy na powrót przyciągnął masy do kina, lecz również dlatego, że film dźwiękowy solidaryzował z kapitałem filmowym nowe kapitały z przemysłu elektrotechnicznego.
Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że działał on na rzecz interesów narodowych, po dokładniejszym rozważeniu sprawy okazuje się jednak, że zinternacjonalizował produkcję filmową jeszcze bardziej niż przedtem.
10 W estetyce idealistycznej piękno stanowi jakość niepodzielną (co wyklucza możliwość jakiegokolwiek podziału) i dlatego biegunowość ta nie może się utrzymać. W każdym razie u Hegla daje ona o sobie wyraźnie znać, jak dalece tylko jest to w ramach idealizmu możliwe. „Obrazy — jak czytamy w jego wykładach historiozoficznych — istnieją już od dawna. Pobożność już od swego zarania odczuwała potrzebę wprzęgnięcia ich do swoich obrzędów, lecz niepotrzebne jej były piękne obrazy, ba! — te były wręcz niepożądane, utrudniałyby bowiem skupienie, konieczne w modlitwie. Piękne obrazy wszak mają również określoną powierzchowność, a jeśli jest ona piękna, jej duch przemawia do człowieka; tymczasem, w każdym nabożeństwie najważniejszy jest stosunek do rzeczy, samo nabożeństwo bowiem byłoby jedynie beznamiętnym tłumieniem duszy [...] Sztuki piękne [...] zrodziły się w kościele [...] jakkolwiek [...] sztuka ta nie mieściła się w założeniach sztuki." (Georg Friedrich Wilhelm Hegel, Werke. Berlin und Leipzig 1832 i nast., t. IX, s. 414). Również z pewnego fragmentu wykładów z zakresu estetyki wynika, że Hegel wyczuwał tutaj obecność problemu. „Jesteśmy ponad to — jak czytamy — by oddawać bałwochwalczą cześć dziełom sztuki i zanosić do nich modły: apelują one do sfery rozumowej, a to, co w nas wzbudzają, domaga się kamienia probierczego jeszcze wyższego rzędu." (Georg Friedrich Wilhelm Hegel, loco citato, t. X, s. 14).
Przejście od pierwszego rodzaju recepcji artystycznej do drugiego decyduje o historycznym rozwoju recepcji sztuki w ogóle. Niemniej w przypadku każdego dzieła sztuki można zasadniczo wykazać pewną oscylację pomiędzy tymi biegunowymi rodzajami recepcji. Weźmy dla przykładu Madonnę Sykstyńska. Jak wykazały badania, przeprowadzone przez Huberta Grimmego, Madonna Sykstyńska pomyślana była jako eksponat. Do badań
s. 98
nad tą kwestią skłoniło Grimmego pytanie, co ma znaczyć widoczna na pierwszym planie obrazu drewniana listwa o którą opierają się dwa amorki. Jakim sposobem — rozważał dalej Grimme — Rafael wpadł na pomysł wyposażenia nieba w portiery? W wyniku badań okazało się, że Madonna Sykstyńska została wykonana na zamówienie z okazji wystawienia zwłok papieża Sykstusa. Zwłoki papieży wystawiano w jednej z bocznych kaplic kościoła Św. Piotra. Podczas uroczystego wystawienia zwłok obraz Rafaela został umieszczony na trumnie, na drugim planie, we wnęce tej kaplicy. Widać na nim, jak z głębi zielonymi portierami odgrodzonej niszy otulona obłokiem Madonna zbliża się do trumny papieża. Podczas uroczystości żałobnej ku czci Sykstusa przejawiły się wybitne wartości ekspozycyjne obrazu Rafaela. Niedługo potem obraz został przeniesiony na główny ołtarz przy klasztorne go kościoła Czarnych Mnichów w Piacenza. Przyczyną tej emigracji był rzymski rytuał. Rytuał rzymski zabrania umieszczania na głównym ołtarzu obrazów wystawionych podczas uroczystości pogrzebowych. Przepis ten do pewnego stopnia pozbawił dzieło Rafaela wartości. Chcąc uzyskać zań odpowiednią cenę, kuria zdecydowała się na milczącą tolerancję wobec umieszczenia obrazu na głównym ołtarzu. Aby jednak uniknąć zgorszenia, przekazano obraz braciom z odległego prowincjonalnego miasta.
11 Analogiczne rozważania, na innej płaszczyźnie, poczynił Brecht: „Jeśli pojęcie dzieła sztuki nie da się utrzymać do określenia rzeczy, która powstaje w momencie przeistoczenia się dzieła sztuki w towar, to musimy nader ostrożnie, niemniej odważnie, odrzucić to pojęcie, jeśli nie chcemy dopuścić do likwidacji funkcji samej rzeczy, musi ona bowiem przejść tę fazę, i to bez żalu; nie jest to bynajmniej dowolnym odstępstwem od słusznej drogi, lecz procesem, który go przeobrazi od podstaw, wymaże jego przeszłość, i to do tego stopnia, że gdy znów przyjąć na nowo dawną definicję — a będzie ona przyjęta, dlaczego by nie? — nie będzie wywoływała żadnych skojarzeń z rzeczą, którą kiedyś określała." (Bertolt Brecht, Der Dreigroschenprozeß. Przedruk w: Versuche 1—4. Berlin und Frankfurt a. M. 1959, s. 295).
12 Abel G a n c e, Le temps de l'image est venu (L'art cinématographique II. Paris 1927, s. 100—101).
13 Séverin-Mars, cit. Abel Gance (loco citato s. 100).
s. 99
14 Alexandre A r n o u x, Cinéma, Paris 1929, s. 28.
15 Franz Werfel, Ein Sommernachtstraum. Ein Film nach
Shakespeare von Reinhardt. „Neues Wiener Journal", cytowane
LU 15. Listopad 1935.
16 Film [...] daje (lub mógłby dać) pożyteczne wyjaśnienie co do szczegółów ludzkich poczynań [...] Cechy charakterologiczne nie mogą tłumaczyć motywów postępowania, życie wewnętrzne nigdy nie stanowi jego głównej przyczyny, tak jak rzadko bywa głównym rezultatem." (Bertolt Brecht, loco citato, s. 257).
17 Poszerzenie sfery zjawisk kontrolowanych, jakie w odniesieniu do aktora filmowego dokonuje się za sprawą aparatury, odpowiada niezwykłemu poszerzeniu sfery zjawisk kontrolo-walnych, jakie w odniesieniu do jednostki wywołały czynniki ekonomiczne. Przeto coraz większego znaczenia nabiera sprawdzenie przydatności do zawodu. W egzaminie przydatności do zawodu chodzi o fragmenty kreacji jednostki. Kręcenie scen i egzamin przydatności do zawodu odbywają się przed gremium fachowców. Kierownik zdjęć w atelier filmowym stoi dokładnie na tym samym miejscu, na którym w trakcie sprawdzania przydatności do zawodu stoi przewodniczący komisji egzaminacyjnej.
17 Luigi Pirandello, On tourne; cytuje Léon Pierre-Quint, Signification du Cinéma (L'art cinématographique II, Paris 1927, s. 14—15).
13 Rudof Arnheim, Film als Kunst. Berlin 1932, s. 176—177. — Pewne z pozoru drugorzędne drobiazgi, są pomocą których reżyser filmowy oddala się od praktyk scenicznych, w tym kontekście spotykają się ze wzrostem zainteresowania. Tak na przykład próba wprowadzenia gry aktorskiej bez charakteryzacji, jak to uczynił między innymi Dreyer w Joannie d'Arc. Samo wyszukanie czterdziestu aktorów do roli sędziów trybunału inkwizycyjnego zajęło mu kilka miesięcy. Poszukiwania te niczym nie różniły się od poszukiwań trudno dostępnych rekwizytów. Dreyer nie szczędził trudu, by uniknąć podobieństwa wieku, postury, fizjonomii. I jak aktor staje się rekwizytem, tak rekwizyt nierzadko funkcjonuje jako aktor. W każdym razie nic w tym zaskakującego, że film ma możność przydzielenia roli rekwizytom. Z nieskończonego mnóstwa przykładów wystarczy jeden, za to szczególnie przekonywający. Ot, choćby zegar — na scenie by tylko zawadzał. Tam zostaje on
s. 100
pozbawiony funkcji odmierzania czasu, jako że czas astronomiczny nawet w naturalistycznej sztuce kolidowałby z czasem akcji na scenie. Na tym zasadza się specyfika filmu, że zależnie od sytuacji może on określać czas zgodnie ze wskazaniami zegara. Cecha ta bardziej niż inne dowodzi, że w filmie każdy rekwizyt w pewnych okolicznościach może przyjąć zasadnicze funkcje. Stąd już tylko krok do stwierdzenia Pudowkina, że „gra aktora, związana z określonym przedmiotem i na nim oparta [...] zawsze stanowi jeden z najbardziej sugestywnych środków filmowego wyrazu". (W. Pudowkin, Filmregie und Filmmanuskript. Berlin 1928, s. 126). Tak oto film jest pierwszym środkiem, artystycznym, który może pokazać, jak materia współdziała z człowiekiem.
19 Stwierdzona tu zmiana sposobu ekspozycji zaistniała za sprawą pojawienia się reprodukcji środkami technicznymi, daje się zauważyć również w polityce. Dzisiejszemu kryzysowi demokracji mieszczańskich towarzyszy kryzys warunków, składających się na ekspozycyjność ludzi sprawujących władzę. Systemy demokratyczne eksponują sprawującego rządy bezpośrednio, w jego własnej osobie, na forum posłów. Parlament stanowi jego publiczność! W miarę dokonywanych ulepszeń aparatury nagrywającej, które sprawiają, że w trakcie wygłaszania przemówienia przemawiający może być słyszany, a z czasem również widziany przez nieograniczoną liczbę odbiorców, eksponowanie polityka za pośrednictwem takiej aparatury wysuwa się na pierwszy plan. Pustoszeją parlamenty równocześnie z teatrami. Radio i film zmieniają nie tylko funkcję zawodowego aktora, lecz także funkcję tego, kto podobnie jak sprawujący władzę wobec tych środków przekazu gra samego siebie. Kierunek tej zmiany, zarówno w przypadku aktora filmowego, jak i głowy państwa, jest identyczny, zresztą bez uszczerbku dla ich funkcji. Sprzyja ona ustanowieniu sprawdzalnych, a w określonych warunkach wręcz dających się nabyć sprawności. I tak oto specyfika aparatury pociąga za sobą nowy rodzaj selekcji, selekcji z której gwiazdor i dyktator wychodzą zwycięsko.
20 Techniki te tracą swój uprzywilejowany charakter. Aldous Huxley tak pisze na ten temat: „Postęp techniczny doprowadził [..J do wulgarności [...] techniczna reprodukcja i maszyna rotacyjna dały nieograniczone możliwości powielania tekstów i obrazów. Powszechność nauczania i stosunkowo wysokie płace stworzyły wielką publiczność, która umie czytać i która mo-
s. 101
że sobie pozwolić na lekturę czy materiał ilustracyjny. Gwoli pokrycia zapotrzebowania w tej dziedzinie rozwinął się wielki przemysł. Wszelako artystyczne uzdolnienia należą do rzadkości; wynika stąd wniosek [...], że zawsze i wszędzie przeważająca część produkcji artystycznej miała mierną wartość. Dzisiaj jednak odsetek odpadów w całokształcie produkcji artystycznej jest większy niż kiedykolwiek przedtem [...] Jest to kwestia prostej arytmetyki. Na przestrzeni ubiegłego stulecia ludność Europy zachodniej podwoiła się z nawiązką. Natomiast lektura do czytania i oglądania, jak sądzę wzrosła co najmniej w stosunku l:20, a być może l:50 lub nawet l:100. Jeśli jakaś ludność w liczbie x milionów ma n artystycznych talentów, to ludność 2x milionów będzie ich miała 2n, Przeto rzecz da się ująć następująco. Jeśli przed stu laty opublikowano jedną stronę druku z tekstem i ilustracjami, to dziś publikuje się dwadzieścia, jeśli nie sto stron. Jeśli natomiast przed stu laty istniał artystyczny talent, to dzisiaj na jego miejscu istnieją dwa. Przyznaję, że wskutek powszechności nauczania wiele wirtualnych talentów, które kiedyś nie miałyby możliwości ujawnienia swych uzdolnień, dzisiaj mogą stać się produktywne. Załóżmy przeto [,..] że na jeden talent dawniejszy przypada ich obecnie trzy lub nawet cztery. Niemniej nie ulega wątpliwości, że konsumpcja lektury i materiału ilustrowanego daleko wyprzedziła naturalny przyrost uzdolnionych pisarzy i rysowników. Nie inaczej przedstawia się rzecz z produktami artystycznymi przeznaczonymi do odbioru audialnego. Prosperita, gramofon i radio zrodziły publiczność, której konsumpcja znajduje się w wyraźniej dysproporcji do liczebnego -wzrostu ludności, a tym samym do naturalnego przyrostu utalentowanych muzyków. Okazuje się więc, że we wszystkich dziedzinach sztuki, zarówno w liczbach globalnych, jak i względnych, produkcja odpadów jest -większa niż dawniej; i będzie tak dopóty, dopóki będzie istniała niewspółmiernie wielka konsumpcja lektury i produktów przeznaczonych do percepcji audialnej." (Aldous Hux1ey, Croisière d'hiver en Amerique Central. Paris, s. 273 i nast.) Taki punkt widzenia bezsprzecznie nie jest postępowy.
21 Śmiałość kamerzysty rzeczywiście da się przyrównać do śmiałości operującego chirurga. Luc Durtain w swoim spisie sztuczek, stanowiących szczególny popis zręczności rąk, przytacza czynności, które przy pewnych ciężkich zabiegach są konieczne. Wystarczy sięgnąć po przykład z otorinolaryngo-
s. 102
logii; [...] mam tu na myśli rinoskopię; lub wskazać na akrobatyczne sztuczki, jakie, śledząc odwrócony obraz na wzierniku krtaniowym, musi -wykonać chirurgia krtani; równie dobrze mógłbym wspomnieć o chirurgii ucha, przypominającej zegar-mistrzowską precyzję. Jakże przebogatej skali najprecyzyjniejszej akrobacji mięśni wymaga zabieg, który ma naprawić lub wręcz uratować ludzkie ciało, wystarczy wspomnieć operację katarakty oka, stanowiącą niejako debatę stali z niemal płynną tkanką, lub poważne operacje związane z otwarciem, jamy brzusznej (laparotomia)."
23 Podobny punkt widzenia może się wydać nieco rubaszny, lecz — jak wykazał wielki teoretyk Leonardo — rubaszne rozważania niekiedy mogą z powodzeniem oddać niejakie usługi. Leonardo porównuje malarstwo z muzyką, ujmując je następująco: „Malarstwo ma tę wyższość nad muzyką, że nie musi umierać w chwili swoich narodzin, jak dzieje się to w przypadku nieszczęsnej muzyki [...] Muzyka, która się ulatnia, ledwie powstała, pozostaje w tyle za malarstwem, ono bowiem, odkąd zaczęto stosować werniks, stało się wieczne." (Cytowane w: „Revue de Littérature comparée". Février-Mars 1935, XV, l, s. 79).
23 Jeśli zechcemy znaleźć analogię do tej sytuacji, to nader
pouczającą podsunie nam malarstwo epoki Renesansu. Również
i tam natkniemy się na sztukę, której niezrównany rozkwit i znaczenie w niebagatelnej mierze polega na tym, że integruje ona pewną liczbę nowych gałęzi nauki, a w każdym razie jej zdobyczy, wprzęgając w swą służbę anatomię i naukę o perspektywie, matematykę i meteorologię czy wreszcie naukę o barwach. „Cóż dla nas bardziej odległego — pisze Valery — niż dziwne wymagania Leonarda, dla którego malarstwo stanowiło najgórniejszy cel i najwyższą demonstrację poznania, wymagało wręcz uniwersalnej wiedzy, on sam zaś nie cofnął się nawet przed teoretyczną analizą, przed którą my, w obliczu jej głębi i precyzji, jesteśmy bezradni.” (Paul Valéry, Pièces sur l'art. Paris, s. 191).
24 Rudolf Arnheim, loc. cit. s. 138.
25 „Dzieło sztuki — powiada André Breton — ma wartość o tyle, o ile przeniknięte jest dreszczem przebłysków przyszłości. W rzeczywistości każda skrystalizowana forma artystyczna znajduje się na stryku trzech linii rozwojowych. I tak technika przeciera szlak określonej formie artystycznej. Poją-
s. 103
wienie się filmu poprzedziły fotoksiążeczki, w których po naciśnięciu kciukiem obrazki szybko przemykały przed oczyma oglądającego, prezentując walkę bokserską lub mecz tenisowy; na bazarach wystawiane były automaty, w których obrazy przesuwały się po pokręceniu korbką. Po drugie; tradycyjne formy sztuki w pewnych stadiach swego rozwoju usilnie zmierzają do wywołania efektów, które później nowe formy sztuki osiągają bez trudu. Zanim film zdobył sobie prawo obywatelstwa, dadaiści starali się swoimi imprezami poruszyć publiczność, ca niebawem w bardziej naturalny sposób udało się Chaplinowi. Po trzecie: częstokroć niepozorne zmiany społeczne prowadzą do zmiany recepcji, która dopiero nowej formie sztuki wychodzi na dobre. Zanim film mógł się pokusić o kształcące oddziaływanie na swoich odbiorców, fotoplastykon wprowadził recepcję zbiorową (obrazy tymczasem przestały już być nieruchome). Widzowie zajmowali miejsca przed parawanem, w którym umieszczone były stereoskopy, po jednym dla każdego widza. Przed tymi stereoskopami automatycznie przesuwały się poszczególne obrazy, które zatrzymywały się na moment, po czym ustępowały miejsca następnym. Zapewne w podobnych warunkach (nie znano wówczas jeszcze ekranu ani metody projekcji) Edison prezentował swój pierwszy film nielicznej publiczności, która gapiła się w aparat, śledząc następujące po sobie obrazy. Zresztą w urządzeniu fotoplastykonu dialektyka rozwoju uwidacznia się ze szczególną wyrazistością. Na krótko przed wprowadzeniem przez film zbiorowej percepcji indywidualne oglądanie obrazu za pomocą stereoskopu w przestarzałych niebawem fotoplastykonach raz jeszcze dochodzi do głosu i to z tą samą ostrością jak kiedyś przy oglądaniu -wizerunku bogów przez kapłana w cella.
20 Teologiczny prawzór tej kontemplacji stanowiła świadomość przebywania sam na sam z Bogiem. Tą świadomością krzepła w czasach największego rozkwitu mieszczaństwa wola wyrwania się spod opiekuńczych skrzydeł kościoła. W czasach upadku mieszczaństwa świadomość ta musiała uwzględniać ukrytą tendencję do usuwania z życia społecznego tych sił, które uruchamia jednostka obcująca z Bogiem.
27 Georges Duhamel, Scènes de la vie future. Paris 1930., s. 52.
28 Wobec niepomiernie zwiększonego niebezpieczeństwa, jakie w dzisiejszych czasach na każdym kroku zaziera nam w
s. 104
oczy, film stanowi najbardziej adekwatną mu formą sztuki. Potrzeba poddania się działaniu szoku idzie w parze z potrzebą dostosowania się człowieka do grożących mu niebezpieczeństw. Film odpowiada głębokim przemianom aparatu apercepcyjnego, przemianom, jakie w skali prywatnej egzystencji przeżywa każdy przechodzień wielkich miast, jakie w skali historycznej przeżywa każdy obywatel dzisiejszego państwa.
28 Podobnie jak w odniesieniu do dadaizmu, również kubizmowi i futuryzmowi film dostarcza ważkich wniosków. Tak w jednym, jak i w drugim przypadku mamy do czynienia z niedoskonałą próbą spenetrowania rzeczywistości przy pomocy aparatury. Szkoły te, w odróżnieniu od filmu, nie zamierzały wykorzystywać aparatury do przedstawienia artystycznej wizji rzeczywistości, lecz oferowały swego rodzaju stop przedstawionej rzeczywistości i przedstawionej aparatury, przy czym w kubizmie pierwszoplanową rolę odgrywa przeczucie konstrukcji aparatury, opartej na prawach optyki, natomiast w futuryzmie — przeczucie efektów, jakie wywołuje szybki przesuw taśmy filmowej w tej aparaturze.
30 Georges Duhamel, loc. cit. s. 58.
31 Tu, w szczególności ze względu na kronikę filmową, której znaczenie propagandowe trudno przecenić, ważna jest pewna
techniczna okoliczność. Masowej produkcji nad wyraz sprzyja reprodukcja mas. W wielkich świątecznych korowodach, monstrualnych zgromadzeniach, masowych imprezach sportowych i w wojnie, które dziś dostarczają tworzywa aparaturze nagrywającej, masa sama sobie spogląda w twarz. Proces ten, którego zasięg nie wymaga nawet specjalnego podkreślania, jak najściślej wiąże się z rozwojem techniki reprodukcji czy też zapisu. Ogólnie rzecz biorąc, aparatura z większą ostrością rejestruje ruchy masowe niż optyka naturalna. Ujęcia stutysięcznych tłumów najlepiej wychodzą, gdy wykonane są z lotu ptaka, i jeśli nawet perspektywa ta jest równie dostępna ludzkiemu oku co aparaturze, to jednak obraz odebrany przez ludzkie oko nie da się powiększać, w przeciwieństwie do zdjęcia. Oznacza to, że zjawiska masowe, a więc i wojna, stanowią dla aparatury szczególnie wdzięczną formę ludzkiego zachowania.
23 „La Stampa”, Torino.
s. 105