W. Benjamin, Twórca jako wytwórca, red. H. Orłowski, przeł. J Sikorski,
Poznań 1975
DZIEŁO SZTUKI W DOBIE REPRODUKCJI TECHNICZNEJ
s. 66
PRZEDSŁOWIE
[…]
s. 67
Reprodukcja dzieła sztuki zasadniczo była zawsze możliwa. To, co stworzyli
ludzie, zawsze mogło być przez łudzi skopiowane. Toteż sporządzaniem kopii
w charakterze wprawek parali się uczniowie dla nabrania biegłości w sztuce,
mistrzowie gwoli rozpowszechnieniu dzieł, wreszcie inni, powodowani chęcią
zysku. Na tym tle techniczna reprodukcja dzieła sztuki stanowi novum, które na
przestrzeni dziejów z pewnymi przerwami, w dość odległych odstępach czasu,
za to z coraz większym rozmachem toruje sobie drogę. Grecy znali dwie
technologie reprodukcji: odlew i tłoczenie. Brązy, terakoty i monety to jedyne
dzieła sztuki, jakie potrafili wykonywać masowo. Wszelkie inne były
niepowtarzalne i nie poddawały się reprodukcji środkami technicznymi. Wraz z
pojawieniem się drzeworytu po raz pierwszy reprodukcja grafiki stała się
możliwa; nastąpiło to znacznie wcześniej, niż wynalazek druku umożliwił
reprodukcję pisma. Niesamowite zmiany, jakie wywołało w literaturze
pojawienie się druku, techniczna reprodukcja pisma, są zresztą znane. A
stanowią one zaledwie jeden, jakkolwiek nad wyraz ważny, szczegółowy
przypadek zjawiska, rozpatrywanego tutaj w skali historii powszechnej. Do
drzeworytu dochodzą w okresie średniowiecza miedzioryt i sztych, a na
początku dziewiętnastego wieku — litografia.
Litografia otworzyła nowy etap techniki reprodukcji. O wiele prostsza
technologia, która nacinanie bloku drewnianego lub trawienie płytki miedzianej
zastąpiła nanoszeniem rysunku na kamień, po raz pierwszy dała grafice
możliwość wypuszczania swych wyrobów na rynek nie tylko masowo (jak
przedtem), lecz codziennie w nowe j postaci. Dzięki litografii grafika miała
odtąd możność ilustracyjnego sekundowania dniu powszedniemu. Zaczęła
dotrzymywać kroku drukowi. Jednakowoż na tym etapie nadążania za drukiem,
już w kilkadziesiąt lat po wynalezieniu druku kamiennego, została wyprzedzona
przez fotografię. Fotografia
s. 68
po raz pierwszy w procesie reprodukcji obrazu odciążyła ręce od
najważniejszych artystycznych powinności, które odtąd przypadły w udziale
tylko oku współpracującemu z obiektywem. Ponieważ oko szybciej chwyta, niż
ręka rysuje, proces obrazowej reprodukcji został niezmiernie przyspieszony, do
tego stopnia, że mógł już nadążyć za językiem mówionym. Operator filmowy,
kręcąc w atelier korbką kamery, utrwala obrazy z taką samą szybkością, z jaką
aktor mówi. I jeśli w litografii kryła się wirtualna możliwość wydawania
ilustrowanego dziennika, to w fotografii krył się przyszły film dźwiękowy.
Pierwsze próby technicznej reprodukcji dźwięku podjęto pod koniec ubiegłego
stulecia. Te zbiegające się ze sobą wysiłki przybliżyły perspektywę sytuacji,
która Paul Valéry charakteryzuje zdaniem: „Tak jak woda, gaz i prąd
elektryczny na ledwie dostrzegalny ruch ręki z daleka docierają do naszych
mieszkań, aby nas obsłużyć, tak będziemy zaopatrzeni w obrazy lub dźwięki,
które na najdrobniejszy gest dłoni, niemal na nasze skinienie pojawiają się, aby
nas w identyczny sposób opuścić."
1
Około roku 1900 reprodukcja techniczna
osiągnęła standard, dzięki któremu nie tylko zaczęła traktować jako swój obiekt
całą spuściznę sztuk pięknych, ich oddziaływanie poddając najgłębszym
przemianom, lecz na dobre zadomowiła się pośród technik artystycznych. W
rozważaniach nad tym zagadnieniem nic nie jest tak pouczające, jak
oddziaływanie jego obydwu różnych manifestacji — reprodukcji dzieła sztuki i
filmu — na sztukę w jej tradycyjnej postaci.
II
Nawet w przypadku najdoskonalszej reprodukcji nie ma mowy o jedynym,
niepowtarzalnym związku dzieła sztuki z miejscem i czasem jego istnienia. A
nie gdzie indziej jak właśnie w tym niepowtarzalnym przywiązaniu jego egzy-
stencji do konkretnego miejsca i czasu dokonała się historia
s. 69
jaką ono przeszło w trakcie swego istnienia. Należą tu zmiany, jakich doznało
ono z biegiem czasu zarówno w swej materialnej strukturze, jak i w stosunkach
własności.
2
Pierwsze z nich dadzą się ustalić jedynie na drodze analizy
chemicznej i fizycznej, jakiej nie można poddać reprodukcji; drugie stanowią
przedmiot tradycji, której śledzenie musi się zaczynać w miejscu istnienia
oryginału.
Więź oryginału z miejscem i czasem jego istnienia składa się na pojęcie
autentyczności. Analizy chemiczne, przeprowadzone na patynie brązu, mogą
być pomocne w ustaleniu jego autentyczności; tak samo wykazanie, że
konkretny rękopis średniowieczny pochodzi z piętnastowiecznego archiwum,
może być pomocne w ustaleniu jego autentyczności. Sfera autentyczności
wymyka się technicznej i oczywiście nie tylko technicznej — reprodukcji.
3
Podczas gdy rzeczy autentyczne w stosunku do reprodukcji manualnej, z reguły
opatrzonej etykietką falsyfikatu, zachowują cały swój autorytet, to z reprodukcją
techniczną rzecz ma się inaczej. Z dwu powodów. Po pierwsze: reprodukcja
ś
rodkami technicznymi okazuje się bardziej samodzielna wobec oryginału niż
manualna. Na przykład w fotografii może ona wydobyć aspekty oryginału,
dostępne jedynie dającej się ustawić i dowolnie zmieniającej punkt widzenia
soczewce, a nieuchwytne dla ludzkiego oka, lub za pomocą pewnych tech-
nologii, jak powiększenie czy tzw. ruch zwolniony, utrwalić obrazy, które' siłą
rzeczy wymykają się optyce naturalnej. To po pierwsze. Po drugie: za jej sprawą
kopia oryginału może się znaleźć w sytuacji nieosiągalnej dla samego oryginału.
I tak reprodukcja przede wszystkim — bądź to w postaci fotografii, bądź też
płyty gramofonowej — umożliwia dziełu wyjście naprzeciw odbiorcy. Katedra
opuszcza swoje miejsce, aby pojawić się w pracowni jakiegoś miłośnika sztuki;
utworu chóralnego, wykonanego w jakiejś sali lub pod gołym niebem, można
posłuchać w pokoju.
Okoliczności, w jakich może się znaleźć produkt reprodukcji technicznej,
mogą zresztą nie naruszać egzystencji dzieła sztuki, niemniej jednak
pozbawiają pierwotnego znaczenia nierozerwalny związek z miejscem i czasem
jego ist-
s. 70
nienia. I jakkolwiek odnosi się to nie tylko do dzieła sztuki, lecz tak samo na
przykład do utrwalonego na filmie krajobrazu przesuwającego się przed oczyma
widza, to jednak zerwanie owego związku godzi przedmiot sztuki w jego
najczulszy punkt, który u przedmiotów naturalnych nie wykazuje takiej
wrażliwości: w jego autentyczność. Autentyczność rzeczy jest kwintesencją
wszystkiego, co od początku jej istnienia poddawało się przekazowi, począwszy
od jej materialnego trwania aż po świadectwo, jakie daje o historii. Ponieważ to
ostatnie opiera się na egzystencji materialnej, przeto w reprodukcji — tam gdzie
owa materialna egzystencja rzeczy wymyka się ludzkiemu poznaniu —
niepewne staje się również świadectwo wystawione za jej sprawą historii.
Wprawdzie tylko ono, lecz w ten sposób podważony zostaje autorytet rzeczy.
4
Zatraca się tutaj coś, co streszcza się w pojęciu aury, słowem: to, co
obumiera w epoce technicznej reprodukcji dzieła sztuki, to jego aura. Proces ten
jest ze wszech miar symptomatyczny, znaczenie jego wykracza daleko poza
sferę sztuki. Ogólnie biorąc technika reprodukcji wyrywa reprodukowany
obiekt
z
ciągu
tradycji.
A
powielając
reprodukcje,
zamiast
jego
niepowtarzalnego
istnienia
oferuje
ma-sówkę;
natomiast
umożliwiając
reprodukcji
wyjście
naprzeciw
odbiorcy,
aktualizuje
przedmiot
zreprodukowany. Obydwa te procesy prowadzą do potężnego wstrząsu rzeczy
objętych procesem przekazu, do wstrząsu tradycji, stanowiącego odwrotną
stronę -współczesnego kryzysu i odnowy ludzkości. Pozostają one w jak
najściślejszym związku z masowymi zjawiskami naszych czasów. Ich najpotęż-
niejszym agentem jest film. Jego społeczne znaczenie, nawet w swej
najwartościowszej postaci — a zwłaszcza w niej — jest nie do pomyślenia bez
jego destruktywnego, kathartycznego aspektu: unicestwienia tradycyjnych
wartości w dziedzictwie kulturowym. Zjawisko to najbardziej uwidacznia się w
wielkich filmach historycznych. Włącza ono do swego zasięgu coraz to dalsze
pozycje, i jeśli Abel Gance w roku 1927 entuzjastycznie obwieścił:
,,Shakespeare, Rembrandt, Beethoven wystąpią w filmie [...] wszystkie le-
s. 71
gendy, wszystkie mitologie i wszystkie mity, wszyscy twórcy religii, ba,
wszystkie religie [...] czekają na swe utrwalone na materiale światłoczułym
zmartwychwstanie, a herosi tłoczą się u wrót"
5
, to — jakkolwiek zapewne nie o
to mu chodziło — głosił owo wszechogarniające unicestwienie. […]
IV
Jedyność dzieła sztuki jest identyczna z jego zaszeregowaniem w kontekst
tradycji. Sarna tradycja jest bądź co bądź czymś jak najbardziej żywym, czymś
niezwykle podatnym na przeobrażenia. I tak na przykład antyczny posag
Wenus znajdował się w innym kontekście tradycji
s. 73
u Greków, którzy podnieśli go do rangi przedmiotu kultu, niż u
ś
redniowiecznych kleryków, którzy widzieli w nim złowrogiego bożka. Atoli
zarówno jednym, jak i drugim w jednakiej mierze rzucała się w oczy jego
jedyność, słowem: jego aura. Pierwotnie zaszeregowanie dzieła sztuki w
kontekst tradycji znajdowało swój wyraz w kulcie. Najstarsze dzieła sztuki, jak
wiemy, powstały w służbie rytuału; najpierw magicznego, a potem religijnego.
Jest więc rzeczą pierwszorzędnej wagi, że dzieło sztuki — z racji aury,
stanowiącej nieodłączny atrybut jego istnienia — nigdy nie uwalnia się
całkowicie od swej funkcji rytualnej.
7
Inaczej mówiąc: jedyna w swoim rodzaju
wartość autentycznego dzieła sztuki ma swoje podłoże w rytuale, w którym
posiadło ono swą oryginalną i pierwszą wartość użytkową. Niezależnie od tego.
jak się on ujawnia, nawet w najbardziej świeckich formach celebrowania piękna
na ołtarzu sztuki, daje się rozpoznać jako zsekularyzowany rytuał.
8
Świeckie
celebrowanie sztuki, jakie pojawiło się w Renesansie i przez trzy stulecia
stanowiło obowiązujący kanon, przy pierwszym poważniejszym wstrząsie
wyraźnie odsłoniło owo podłoże. Albowiem wraz z pojawieniem się pierwszego
naprawdę rewolucjonizującego środka reprodukcji — fotografii (w dobie
narodzin socjalizmu), sztuka, w przeczuciu zbliżającego się kryzysu, który po
upływie dalszych stu lat nie ulegał już najmniejszej wątpliwości, zareagowała
teorią l'art pour 1'art, będącą jej teologią. Od niej wzięła później swój początek
wręcz negatywna teologia w postaci idei „czystej" sztuki, która odrzuca nie
tylko
wszelką
funkcję
społeczną,
lecz
również
wszelkie
dyktando
przedmiotowego wzorca. (W poezji Mallarmé pierwszy osiągnął ten punkt.)
Należyte uwzględnienie tych zbieżności jest niezbędne do rozważań nad
dziełem sztuki w epoce, kiedy jego reprodukowanie środkami technicznymi jest
możliwe. Stanowią one bowiem punkt wyjścia dla decydującego wniosku: tech-
niczna reprodukcja dzieła sztuki po raz pierwszy w dziejach świata emancypuje
je z pasożytniczego bytu w rytuale. Reprodukowane dzieło sztuki w coraz
większym stopniu
s. 74
staje się reprodukcją dzieła sztuki już w swym założeniu obliczonego na
możliwość reprodukcji.
9
Na przykład fotograficzna płyta umożliwia wielość
odbitek; pytanie o autentyczną odbitkę nie ma sensu. Lecz z chwilą gdy
kryterium autentyczności produkcji artystycznej zawodzi, funkcja sztuki ulega
przeobrażeniu. W miejsce oparcia w oryginale znajduje oparcie w innej
praktyce, a mianowicie — w polityce.
V
Recepcja dzieła sztuki odbywa się z różnymi akcentami, wśród których
wyróżniają się dwa skrajnie przeciwstawne: Jeden z nich spoczywa na wartości
kultowej dzieła sztuki, drugi na jego wartości ekspozycyjnej
8
. Twórczość arty-
styczna zaczyna się od wytworów powstałych w służbie kultu. Ważniejsze jest,
iż wytwory owe są, niż to, że się je widzi. Łoś, którego podobiznę człowiek
epoki kamiennej rysuje na ścianach jaskini, jest narzędziem magii. Twórca
wystawia wprawdzie ową podobiznę łosia przed swymi współbraćmi, głównie
jednak jest ona poświęcona duchom. Wartość kultowa dzieła sztuki jako taka
zdaje się dziś wręcz skłaniać do przechowywania go w ukryciu: pewne posągi
bogów są dostępne jedynie kapłanom, w cella, niektóre obrazy Madonny przez
cały rok są przesłonięte, pewne rzeźby średniowiecznych katedr są dla
obserwatorów stojących na dole niewidoczne. Wraz z wyemancypowaniem się
poszczególnych, praktyk artystycznych z łona rytuału więcej jest sposobności
wystawiania ich produktów. Możliwość wystawiania popiersi, dających się
przenosić z miejsca na miejsce, jest większa niż posągu bożka, mającego swe
stałe miejsce we wnętrzu świątyni. Możliwości ekspozycji dzieł malarstwa
sztalugowego są większe niż poprzedzających je mozaik czy fresków. I jeśli
ekspozycyjność mszy z natury rzeczy nie była może mniejsza niż symfonii, to
jednak narodziny symfonii przypadają na okres,
s. 75
kiedy w tym względzie zdawała się ona mieć większe szansę niż msza.
Wraz z pojawieniem się różnych, metod technicznej reprodukcji dzieła sztuki
jego możliwości ekspozycyjne urosły w tak wielkiej mierze, że ilościowa
zmiana relacji pomiędzy obydwoma biegunami przechodzi w jakościową
zmianę jego natury. Bo podobnie jak w zamierzchłych czasach dzieło sztuki, z
racji faktu, że absolutny ciężar jego znaczenia spoczywa na wartości kultowej,
stał się przede wszystkim instrumentem magii, który dopiero później doczekał
się poniekąd uznania jako dzieło sztuki, tak dzisiaj dziełu sztuki., z racji faktu,
ż
e absolutny ciężar jego znaczenia spoczywa na wartości ekspozycyjnej,
przypadają w udziale zupełnie nowe funkcje, wśród których wyróżnia się znana
nam, artystyczna, a być może tę z kolei uzna się kiedyś za przypadkową.
11
Pewne jest w każdym razie, że fotografia i film jak najbardziej skłaniają do
takiego wniosku.
VI
W fotografii wartość ekspozycyjna zaczyna na całej linii wypierać wartość
kultową, która jednakże nie zamierza się poddać bez walki, wycofuje się na
ostatnie szańce, jakie stanowi dla niej ludzkie oblicze. Portret bynajmniej nie
przypadkowo znajdował się w centralnym punkcie dawnej fotografii. W kulcie
pamięci o odległej i wygasłej miłości wartość kultowa obrazu znalazła miejsce
swej ostatniej ucieczki. W uchwyconym na gorąco wyrazie ludzkiej twarzy z
dawnych fotografii po raz ostatni tchnie aura. I to ona składa się na ich
przepojone melancholią, z niczym nie dające się porównać piękno. Tam, gdzie
człowiek ustępuje miejsca innym obiektom, wartość ekspozycyjna fotografii po
raz pierwszy przewyższa wartość kultową. Przyznanie temu zjawisku
należnego mu miejsca jest niezrównaną zasługą Atgeta, który około roku 1900
uwiecznił opustoszałe
s. 76
paryskie ulice. Zupełnie słusznie powiedziano o nim; że fotografował je niczym
miejsca przestępstwa. Miejsce przestępstwa też jest wyludnione, a fotografuje
się je w celu ustalenia poszlak. U Atgeta zdjęcia urastają do rangi dowodu
rzeczowego w procesie historycznym. To stanowi o ukrytym, w nich znaczeniu
politycznym. Narzucają one już konkretny kierunek recepcji, niezbyt nadają się
do bujającej w przestworzach kontemplacji. Wzbudzają niepokój, oglądający je
czuje, że musi szukać do nich drogi. Ilustrowane dzienniki wznoszą przed nim
drogowskazy. Obojętne — prawidłowe czy fałszywe. W nich napisy po raz
pierwszy stały się obowiązujące. Oczywiście, mają one zupełnie inny charakter
niż tytuł obrazu. Dyrektywy, w formie podpisu skierowane do czytelnika
dzienników ilustrowanych, niebawem stają się jeszcze bardziej precyzyjne i
kategoryczne w filmie, gdzie recepcja poszczególnych obrazów wydaje się
wyznaczona kolejnością wszystkich poprzednich. […]
VIII
Aktor sceniczny sam prezentuje publiczności swój kunszt, natomiast kunszt
aktora filmowego prezentowany jest publiczności za pośrednictwem aparatury.
To ostatnie ma dwojakie konsekwencje. Aparatura przekazująca publiczności
grę aktora filmowego nie ma powinności respektowania tej gry w jej totalności.
Pod kierunkiem kamerzysty ustosunkowuje się do niej na bieżąco. Ciąg
poszczególnych „stanowisk", skomponowany przez montażystę z do-
starczonego mu materiału, składa się na gotowy film. Obejmuje on pewną
liczbę elementów ruchu, które wypada zapisać na konto kamery — nie mówiąc
już o takich efektach, jak zbliżenia. Tym samym gra aktora, zostaje poddana
rozlicznym testom optycznym. Jest to pierwsza konsekwencja okoliczności, że
grę aktora filmowego demonstruje aparatura. Druga konsekwencja polega na
tym, że aktor filmowy, ponieważ — w przeciwieństwie do aktora scenicznego
— nie on sam reprezentuje publiczności swoją grę, podczas występu nie może
dopasować swojej gry do reakcji publiczności. Z tego względu publiczności
zostaje narzucona postawa oceniającego, nie obciążona jakimkolwiek osobi-
stym kontaktem z aktorem. Publiczność wczuwa się w aktora, wczuwając się w
aparat. Przejmuje zatem jego postawę: poddaje testowi.
16
Nie jest to postawa,
którą by można było odnieść do wartości kultowych.
s. 79
W filmie w mniejszym stopniu chodzi o to, aby aktor przedstawiał się
publiczności inaczej, niż się przedstawia aparaturze. Jeden z pierwszych, który
stwierdził te przemianę aktora, wynikającą z poddania go testowi, był
Pirandello. Uwagi, jakie poczynił on na ten temat w swojej powieści Kręci się
film, niewiele tracą z tego powodu, że ograniczają się do zaakcentowania
negatywnej strony rzeczy. A jeszcze mniej z tej racji, że nawiązują do filmu nie-
mego. W tym względzie bowiem film dźwiękowy nie wniósł żadnych
zasadniczych zmian. Decydujący pozostaje fakt, że gra się przed jedną lub, jak
w przypadku filmu dźwiękowego, przed dwoma aparaturami. „Aktor filmowy
— pisze Pirandello — czuje się jak na obczyźnie; wygnany nie tylko ze sceny,
lecz również ze swojej własnej osoby. Prześladuje go przykre wrażenie
niewytłumaczalnej
pustki,
wynikające
stąd,
ż
e
jego
ciało
staje
się
powierzchownym eksponatem, że jego osobowość gdzieś się ulatnia, ograbiona
ze swej realności, swego życia, swego głosu i odgłosów towarzyszących jego
ruchom, aby zamienić się w niemy obraz, który przez moment drży na ekranie,
po czym znika w ciszy. [...] Mała aparatura będzie jego cieniem grać przed
publiką, on zaś musi się zadowolić tym, że gra przed nią."
17
Taki stan rzeczy
można określić następująco: po raz pierwszy — za sprawą filmu — człowiek
znajduje się w sytuacji, kiedy musi działać wprawdzie jako żywa osoba,
wszelako rezygnując z jej aury. Aura bowiem istnieje w nierozerwalnej więzi z
miejscem i czasem jego istnienia. Nie zna kopii. Aura otaczająca Makbeta na
scenie nie da się zastąpić aurą, taka w oczach żywej publiczności otacza
kreującego go aktora. Specyfika nagrań w atelier filmowym polega jednak na
tym, że miejsce publiczności zajmuje aparatura, wobec czego przestaje
wchodzić w rachubę aura otaczająca aktora — a tym samym i aura wokół
postaci przedstawianej.
Nic dziwnego, że właśnie dramaturg, jak Pirandello, w
s. 80
swojej charakterystyce filmu mimowolnie porusza powód kryzysu, który
przypisujemy teatrowi. Dla opanowanego bez reszty przez reprodukcję
techniczną, wręcz — jak w przypadku filmu — wywodzącego się z niej dzieła
sztuki faktycznie nie ma bardziej skrajnego przeciwieństwa niż scena.
Potwierdza to każda bardziej wnikliwa analiza. Obeznani w przedmiocie już
dawno stwierdzili, że w aktorstwie filmowym największy efekt jest prawie
zawsze wtedy, gdy się jak najmniej gra [...] Występującym ostatnio przejawem
traktowania aktora jako rekwizytu — według słów Amheima z roku 1932 —
jest to, że dobiera się postaci charakterystyczne [...] i umieszcza we właściwym
miejscu".
18
Jak najściślej wiąże się z tym jeszcze coś innego. Aktor grający na
scenie również wczuwa się w pewną rolę. Aktor filmowy często nie ma tej
możliwości. Jego kreacja nie jest absolutnie jednolita, lecz zestawiona z wielu
kreacji. Oprócz kwestii przypadkowych, jak wzgląd na czynsz za atelier,
dyspozycyjność partnerów, dekoracje itd., elementarne wymogi maszynerii
zmuszają do rozbicia gry aktora na szereg dających się montować epizodów.
Chodzi przede wszystkim o oświetlenie, którego instalacja zmusza do rozbicia
akcji — ukazującej się potem na ekranie jako jednolity, wartki ciąg — na szereg
ujęć, które w atelier dzielą od siebie niekiedy całe godziny. Nie mówiąc już o
bardziej ewidentnych montażach. I tak skok z okna można nakręcić w atelier w
postaci skoku z rusztowania, natomiast następującą po nim ucieczkę — w kilka
tygodni później, podczas zdjąć plenerowych. Zresztą bez trudu dadzą się
konstruować o wiele bardziej paradoksalne przypadki. Można zażądać od
aktora, aby się przeraził, słysząc pukanie do drzwi. Jeśli przerażenie to nie
wypadnie zgodnie z życzeniem reżysera, może on przy okazji, i kiedy aktor
znów pojawi się w atelier, bez jego wiedzy kazać wystrzelić tuż za jego
plecami. Przerażenie aktora w tym momencie można utrwalić na kliszy i
wmontować do filmu. Nie ma bardziej drastycznego dowodu na to, że sztuka
wymknęła się z krainy „pięknych pozorów", uchodzącej dotychczas za jedyną
niwę, na której może istnieć.
s. 81
X
Zdumienie aktora w obliczu aparatury, jak to przedstawia Firandello, jest z
natury rzeczy takie samo, jak zdumienie człowieka na widok własnego odbicia
w lustrze. Z tą różnicą, że ów lustrzany wizerunek w tym wypadku daje się od
niego oderwać, przenosić. I dokąd się go przenosi? Przed publiczność.
19
Ś
wiadomość tego faktu nie opuszcza aktora filmowego ani na chwilę. Aktor
stojący przed aparaturą wie, że w ostatniej instancji ma do czynienia z
publicznością: publicznością odbiorców, tworzących rynek. Rynek ten, na który
udaje się on nie tylko ze swoją siłą roboczą, lecz również z całym swoim
jestestwem, jest dlań w chwili kreacji równie mało namacalny jak dla jakiegoś
fabrycznego wyrobu. Czyż okoliczność ta nie przyczynia się do skrępowania,
nie znanego dotychczas strachu, jaki — zdaniem Pirandellego — ogarnia aktora
w obliczu aparatury? Na zanik aury film odpowiada sztucznym konstruowaniem
personality poza obrębem atelier; kult gwiazdorów, popierany przez kapitał
filmowy, konserwuje ów czar osobowości, jaki już od dawna istnieje jeszcze
tylko w nadgniłym czarze jej towarowego charakteru. Ogólnie rzecz biorąc,
dopóki kapitał filmowy nadaje ton nie da się dzisiejszemu filmowi przypisać
ż
adnych rewolucyjnych zasług oprócz dostarczania argumentów na rzecz
rewolucyjnej krytyki utartych wyobrażeń na temat sztuki. Nie negujemy, że w
szczególnych przypadkach dzisiejszy film może ponadto wspierać rewolucyjną
krytykę stosunków społecznych lub wręcz stosunków własności. Tyle że na tym
aspekcie współczesne badania koncentrują się w równie niewielkim stopniu, jak
koncentruje się na nim zachodnioeuropejska produkcja filmowa.
Właściwość techniki filmowej, w identycznej mierze co i sportu, polega na
tym, że ich rezultaty niemal każdy może oceniać jak znawca. Aby się o tym
przekonać, wystarczy przysłuchać się grupie roznosicieli gazet, opartych o
swoje rowery i rozprawiających o wynikach jakiegoś kolarskiego
s. 82
wyścigu. Wydawcy nie bez powodu organizują wyścigi dla roznosicieli gazet.
Cieszą się one wielką frekwencją, bo zwycięzcy dają szansę, awansu na
kolarza. Podobnie kronika filmowa daje każdemu przechodniowi szansę
awansu do rangi filmowego statysty. W pewnych okolicznościach może on tym
sposobem trafić nawet do dzieła sztuki, by wspomnieć dla przykładu Trzy
pieśni o Leninie Wiertowa czy Borinage Ivensa. W dzisiejszych czasach każdy
może rościć sobie pretensje do uwiecznienia go na filmie. Najdobitniej ilustruje
ten fakt sytuacja w dzisiejszym piśmiennictwie.
Całe wieki rzecz miała się tak, że nielicznej garstce piszących
przeciwstawiona była wielotysięczna rzesza czytelników. Pod koniec ubiegłego
stulecia dokonały się w tym względzie pewne zmiany. Wraz z postępującą
powszechnością prasy, która oddawała do rąk czytelników coraz to nowe
organa, polityczne, religijne, naukowe, zawodowe czy regionalne, czytelnicy —
początkowo sporadycznie, a potem coraz liczniej — jęli przechodzić do grona
piszących. Zaczęto się od tego, że prasa codzienna otworzyła dla nich „skrzynkę
listów", a dzisiaj długo by szukać czynnego zawodowo Europejczyka, który
pozbawiony byłby możliwości opublikowania gdzieś swoich doświadczeń,
swego zażalenia, reportażu lub czegoś w tym rodzaju. Tym samym istnieją
wszelkie dane po temu, by zatarty się różnice pomiędzy autorem a
publicznością; dotychczasowe rozgraniczenie nabiera charakteru okazjonalnego.
Czytelnik gotów każdej chwili zostać piszącym. Jako znawca przedmiotu, jakim
rad nie rad musiał zostać wobec daleko posuniętej specjalizacji pracy — choćby
nawet jako ekspert w skromniejszej dziedzinie — zyskuje on dostęp do rzeczy
autorów. W Związku Radzieckim praca sama dochodzi do głosu, a jej przed-
stawienie w słowie stanowi część umiejętności, koniecznej do jej wykonywania.
Literackie kompetencje mają swoje podłoże już nie w wykształceniu
specjalistycznym, lecz w politechnicznym, stając się dobrem ogółu.
20
Wszystko to da się doskonale odnieść do filmu, z tym że przeobrażenia, które
w piśmiennictwie rozciągały się
s. 83
na całe wieki, tutaj dokonały się na przestrzeni jednego dziesięciolecia. W
praktyce filmowej bowiem — zwłaszcza rosyjskiej — przesunięcie to
miejscami już się dokonało. Cześć aktorów występujących w rosyjskim filmie
to nie aktorzy w naszym rozumieniu, lecz ludzie, którzy grają siebie — przede
wszystkim przy pracy. W Europie zachodniej kapitalistyczny wyzysk filmu nie
daje dzisiejszemu człowiekowi możliwości skorzystania z przysługującego mu
prawa do roli obiektu reprodukcji. W tej sytuacji przemysł filmowy jest żywo
zainteresowany w sugerowaniu uczestnictwa mas poprzez złudne wyobrażenia i
dwuznaczne spekulacje.
XI
Proces nagrywania filmu, a w szczególności filmu dźwiękowego, przedstawia
widok, który przedtem był wręcz nie do pomyślenia. Obserwator, śledzący ów
proces, nie może zająć pozycji, z której nie dostrzegłby aparatury nagrywającej
i oświetleniowej, sztabu asystentów itd., nie należących do obrazu filmowego
jako takiego. (Chyba że nastawienie jego źrenic byłoby identyczne z
nastawieniem aparatury nagrywającej.) Okoliczność ta — bardziej niż
jakakolwiek inna — sprawia, że ewentualne podobieństwa pomiędzy atelier a
sceną teatru stają się powierzchowne i nieistotne. Teatr zasadniczo zna miejsce,
z którego trudno dostrzec Iluzyjność wydarzeń. W przypadku kadru filmowego
nie ma takiego miejsca. Jego iluzyjność to iluzyjność drugiego stopnia —
rezultat montażu. To znaczy: w atelier aparatura tak dalece wniknęła w
rzeczywistość, że jej czysty, pozatechniczny aspekt, uwolniony od obcego ciała
aparatury, jest wynikiem szczególnej procedury, a mianowicie — nagrania przy
pomocy odpowiednio nastawionej aparatury i montażu z innymi nagraniami
tego samego rodzaju. Pozatechniczny aspekt od-
s. 84
bicia rzeczywistości jest tutaj na wskroś sztuczny, a bezpośredni obraz
rzeczywistości to szczyt marzeń w krainie techniki.
Ten stan rzeczy, tak odmienny od sytuacji w teatrze, można oddać jeszcze
bardziej pouczającej konfrontacji z malarstwem. Tu należy wyjść od pytania;
jak ma się operator do malarza? Odpowiadając na nie, można się uciec do
konstrukcji pomocniczej, przyjmując za punkt wyjścia pojęcie operatora, które
to pojęcie wzięło się z chirurgii. Chirurg stanowi jeden biegun, na przeciwnym
znajduje się czarownik. Postawa czarownika uzdrawiającego jednym do-
tknięciem ręki, jest inna niż postawa chirurga, dokonującego operacji na
chorym. Czarownik zachowuje naturalny dystans wobec pacjenta; mówiąc
dokładniej: jeśli nawet kładąc rękę na chorym trochę go zmniejsza, to
powiększa go — i to bardzo — mocą swego autorytetu. Chirurg postępuje
odwrotnie — zmniejsza dystans w stosunku do pacjenta, wnikając w głąb jego
ciała, i nieznacznie go zwiększa z racji ostrożności, z jaką ręka jego porusza się
wśród narządów. Jednym słowem: w odróżnieniu od czarownika (który tkwi
również i w praktykującym lekarzu) chirurg w decydującym momencie
rezygnuje z przeciwstawienia się pacjentowi jak człowiek człowiekowi, raczej
operacyjnie weń wnika. Czarownik i chirurg mają się do siebie jak malarz i
kamerzysta. Malarz zachowuje naturalny dystans do rzeczy zastanych,
kamerzysta natomiast głęboko wnika w tkankę rzeczywistości.
21
Obrazy, które
obaj tworzą, są niesamowicie odmienne. Obraz malarza jest pełny, kamerzysty
jest rozbity na części, które wiążą się ze sobą według nowego prawa. Przeto
przedstawienie rzeczywistości w filmie ma dla dzisiejszego człowieka
nieporównanie większą wagę, ponieważ właśnie dzięki temu dogłębnemu
przeniknięciu aparatura oddaje pozatechniczny aspekt rzeczywistości, jak od
dzieła sztuki odbiorca ma prawo wymagać.
s. 85
XII
Możliwość reprodukowania dzieła sztuki środkami technicznymi zmienia
stosunek mas do sztuki. […]
XIII
Swoistość filmu sprowadza się nie tylko do kwestii, jak człowiek prezentuje
się wobec aparatury nagrywającej, lecz jak za jej pomocą konstruuje sobie
otaczający go świat. Rzut oka na psychologię pracy wyjaśnia zdolność testowa
aparatury. Rzut oka na psychoanalizę wyjaśnia ją z innej strony. Film
rzeczywiście wzbogacił nasz świat spostrzegania o metody, które dadzą się
przedstawić na przykładzie teorii Freuda. Potknięcie w rozmowie przed
pięćdziesięcioma laty mniej lub bardziej uchodziło uwagi. Do wyjątków
zaliczyć można sytuacje, kiedy raptem przydawało ono głębi rozmowie, zda się
raczej powierzchownej. Opublikowanie Psychopatologii dnia powszedniego
pociągnęło za sobą pewne zmiany w tym względzie. Praca ta wyodrębniła, a
jednocześnie udostępniła analizie zjawiska, które dotychczas w szerokim nurcie
spostrzeżeń pozostawały niezauważone. Konsekwencją pojawienia się filmu
było podobne pogłębienie percepcji doznań optycznych, a obecnie również
akustycznych. Stanowi to jedynie odwrotną stronę faktu, że zjawiska
artystyczne ukazane w filmie dają się analizować
s. 87
dokładniej i z liczniejszych stron niż prezentowane na obrazie lub na scenie.
Nieporównanie dokładniejsze określenie kontekstu sytuacyjnego niż w
malarstwie sprawia, ze kreacja filmowa w większym stopniu poddaje się
analizie, a jej przewaga w tym względzie nad kreacją sceniczną uwarunkowana
jest większą podatnością na wyizolowanie. Okoliczność ta — i na tym polega
jej zasadnicze znaczenie — sprzyja wzajemnemu przenikaniu się nauki i sztuki.
W przypadku zachowania wyodrębnionego z kontekstu konkretnej sytuacji —
niczym spreparowany mięsień jakiegoś organizmu — rzeczywiście nie można
stwierdzić, czy przykuwa on uwagę bardziej z racji swych artystycznych
walorów, czy też z racji swej naukowej przydatności. Jedną z rewolucyjnych
funkcji filmu będzie danie świadectwa identyczności artystycznego i
naukowego zastosowania fotografii, między którymi dotychczas najczęściej
zachodziła rozbieżność.
32
Z jednej strony film; dzięki zbliżeniom przedmiotów, dzięki akcentowaniu
Ukrytych szczegółów w powszednich rekwizytach, dzięki analizie pospolitych
ś
rodowisk, za pomocą genialnie prowadzonej kamery, w większym niż
dotychczas stopniu umożliwiając wgląd w nieuchronne zjawiska, rządzące
naszym bytem, z drugiej strony przekonuje nas o nieskończonych
możliwościach, których istnienia nawet byśmy nie podejrzewali! Knajpy i
wielkomiejskie ulice, biura i sublokatorskie pokoje, dworce kolejowe i fabryki
zdawały się nas beznadziejnie osaczać, i oto pojawił się film i wysadził ten
więzienny świat dynamitem dziesiątych części sekundy, tak że teraz z
nonszalancją dajemy upust swojej żądzy przygód, odbywając podróż pośród
jego rozrzuconych ruin. Zbliżenie poszerza przestrzeń, kamera szybkobieżna
rozciąga ruch. I podobnie jak przy powiększeniach chodzi nie tyle o samą
wyrazistość rzeczy, zwykle i tak jakoś tam dostrzeganych, lecz raczej o
ukazanie zupełnie nowych tworów strukturalnych materii, tak kamera
szybkobieżna nie tylko unaocznia jedynie znane momenty ruchu, lecz odkrywa
w nich nieznane, „sprawiające wrażenie nie ruchu zwolnionego, lecz raczej
płynnego, lekkiego,
s. 88
nieziemskiego".
24
Wynika stąd oczywisty wniosek, że inna natura przemawia do
kamery, a inna do oka. Inna przede wszystkim dlatego, że na miejscu
przestrzeni przenikniętej świadomością człowieka pojawia się przestrzeń
zawładnięta podświadomie. I jakkolwiek tak już jest, że człowiek, choćby tylko
z grubsza, uświadamia sobie chód ludzi, to z pewnością nie wie nic o ich
postawie w ułamku sekundy, kiedy stawiają nogę. I jeśli orientujemy się mniej
więcej, jak wygląda gest w chwili sięgania po zapalniczkę czy łyżkę, to
właściwie nie wiemy, co się wówczas rozgrywa pomiędzy ręką a metalem,
pomijając już fakt, że zależy to od naszego aktualnego nastroju. Tu włącza się
kamera ze swymi środkami pomocniczymi, jak szwenk w górę i w dół, cięcie,
bieg poklatkowy, rozciąganie i przyśpieszanie tempa akcji,
powiększanie i
pomniejszanie. Dopiero dzięki niej uzmysławiamy sobie zjawiska optyczne,
znajdujące się dotychczas poza sferą naszej świadomości, tak jak podświadome
popędy uzmysławiamy sobie dzięki psychoanalizie.
XIV
[…]
Z urzekającego kształtu czy ze zniewalającej konstrukcji dźwiękowej dzieło
sztuki przeistoczyło się u dadaistów w pocisk. Uderzało widza. Nabrało jakości
taktylnej. Tym samym wywarło korzystny wpływ na zapotrzebowanie na film,
w którym element odwracający uwagę również ma w pierwszym rzędzie
charakter taktylny, a polega na zmianie miejsca akcji i ujęć, z przerwami i z
różną siła atakujących widza. Porównajmy ekran, na którym toczy się akcja
filmu, z płótnem obrazu. Obraz zachęca widza do kontemplacji, daje mu
możność snucia skojarzeń, czego nie daje mu film, ledwie bowiem zdąży
uchwycić wzrokiem jakąś scenę, a już zmieni ją następna. Nie da się
zatrzymać.
s. 90
Duhamel — który nienawidzi filmu i absolutnie nie zdaje sobie sprawy z jego
znaczenia, posnął wszelako jako tako jego strukturę — odnotowuje tę
okoliczność następująco: „Już nie potrafię myśleć o tym, o czym pomyśleć bym
chciał. Ruchome obrazki zajęły miejsce moich myśli.”
27
Skojarzenia widza
faktycznie przerywa potok ustawicznie następujących po sobie zmian. Na tym
polega działanie filmu poprzez szok, które — jak każde oddziaływanie przez
zaskoczenie — wymaga natychmiastowego podchwycenia przez wzmożoną
przytomność umysłu.
28
Z racji swojej struktury technicznej film wyzwolił z
dotychczasowego opakowania fizyczne oddziaływanie poprzez szok, które
dadaizm próbował przemycić niejako w otoczce moralnej.
29
XV
Masa stanowi macierz, w której na nowo odradzają się wszelkie postawy
przyjęte wobec dzieł sztuki. Ilość przeszła w jakość: zwielokrotnione masy
odbiorców spowodowały zmianę form przeżywania sztuki. Obserwator nie po-
winien ulegać sugestii faktu, że zmiana ta w swym początkowym stadium
okryła się złą sławą. Atoli nie brakowało takich, którzy zawzięcie trzymali się
właśnie
tej
powierzchownej
strony
rzeczy.
Najbardziej
radykalnym
stanowiskiem wyróżniał się spośród nich Duhamel. Do zawdzięczenia ma on
filmowi jedynie ten rodzaj przeżycia, jaki wzbudza on w masach. Film uważa
za „sposób zabicia czasu dla niewolników, rozrywkę dla niewykształconych,
nędznych, spracowanych, zżeranych troskami stworzeń [...], widowisko nie
wymagające żadnej koncentracji, zakładające intelektualną niemrawość
odbiorcy [...], za spektakl, który nie rozpala serc i nie wzbudza żadnej nadziei
oprócz tej jednej, śmiesznej, że pewnego dnia zostanie się gwiazdą w Los
Angeles".
30
Jak widać, w zasadzie jest to biadanie na tę samą starą nutę, że
masy gonią za rozrywką, sztuka nato-
s. 91
miast wymaga od odbiorcy skupienia. Zwyczajne frazesy. Pozostaje tylko
pytanie, czy stanowią one odpowiednią płaszczyznę do analizy istoty filmu.
Otóż sprawa wymaga wnikliwszego rozpatrzenia. Dekoncentracja i skupienie
stanowią względem siebie przeciwieństwo, co upoważnia do następującego
sformułowania: Odbiorca skupiony nad dziełem sztuki zagłębia się w nim,
przenika do dzieła, niczym malarz z chińskiej legendy na widok swego
skończonego obrazu, podczas gdy rozkojarzona masa w sobie pogrąża dzieło
sztuki. Najbardziej namacalnym przykładem są tu budowle. Architektura
zawsze stanowiła prototyp dzieła sztuki, odbieranego przez zbiorowość w
stanie rozproszonej uwagi. Prawa odnoszące się do recepcji tych dzieł są ze
wszech miar pouczające.
Budowle towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Wiele form sztuki
powstało i przeminęło. Tragedia jest wytworem Greków i wraz z nimi wygasła,
aby po stuleciach znów się odrodzić według swoich „reguł". Epos, którego
początki sięgają młodości ludów, przemija w Europie wraz z epoką Renesansu.
Malarstwo sztalugowe jest wytworem średniowiecza i nic nie gwarantuje mu
wiecznego trwania. Natomiast ludzka potrzeba posiadania dachu nad głową ma
charakter trwały. Sztuka budowlana nigdy nie leżała odłogiem. Jej historia jest
dłuższa niż jakiejkolwiek innej sztuki, a uzmysłowienie sobie jej działania ma
istotne znaczenie we wszelkich rozważaniach na temat stosunku mas do dzieła
sztuki. Recepcja budowli odbywa się w dwojaki sposób: przez użytkowanie i
przez postrzeganie. Lub raczej: taktycznie i optycznie, Trudno zrozumieć istotę
takiej recepcji, jeśli wyobrazimy ją sobie jako recepcję w stanie skupienia,
znaną na przykład turystom przed sławnymi budowlami. Recepcja taktyczna
bowiem nie posiada takiego przeciwieństwa, jakim w przypadku recepcji
optycznej jest kontemplacja, jako że recepcja taktyczna dokonuje się nie tyle
poprzez skupienie, co z racji nawyku, który w przypadku architektury w
znacznej mierze określa nawet recepcję optyczną. Również i ona z natury
rzeczy dokonuje się nie tyle przez koncentracje uwagi, co przez mimowolne
postrze-
s. 92
ganię. Ta wykształcona na architekturze forma recepcji w pewnych
okolicznościach wykazuje jednak -wartość kanoniczną, a to dlatego, że zadania,
przed jakimi w zwrotnych momentach historii staje ludzki aparat postrzegania,
absolutnie nie dają się rozwiązać za pomocą samej tylko optyki, a więc
kontemplacji. Sprostać im może jedynie zgodnie ze wskazaniami recepcji
taktycznej — przez przyzwyczajenie.
Przyzwyczajenie można nabyć również i w stanie rozproszonej uwagi. Co
więcej: dopiero umiejętność sprostania pewnym zadaniom w stanie
rozproszonej uwagi świadczy o tym, że człowiek przywykł do ich
rozwiązywania. Przez rozproszenie uwagi, jakie oferuje sztuka, w podskórnym
nurcie podświadomości odbywa się doraźna kontrola, jak dalece dadzą się
rozwiązać nowe zadania apercepcji. Ponieważ jednostka zwykle przejawia
skłonności do ulegania pokusie wymigania się od takich zadań najtrudniejsze i
najważniejsze sztuka będzie podejmować tam, gdzie zdoła zmobilizować masy.
Obecnie czyni to w filmie. Recepcja w stanie rozproszonej uwagi, która coraz
dobitniej zarysowuje się we wszystkich dziedzinach sztuki, stanowiąc przejaw
głębokich
przemian
zachodzących
w
apercepcji,
w
filmie
znajduje
najwłaściwszy ćwiczebny poligon. Oddziaływująca poprzez szok, film
wychodzi naprzeciw tej formie recepcji. Film spycha wartość kultową na plan
dalszy nie tylko dlatego, że narzuca publiczności postawę oceniającego, lecz
również dlatego, że w kinie postawa ta nie zawiera w sobie koncentracji uwagi.
Publiczność jest egzaminatorem, lecz egzaminatorem niezbyt uważnym. […]
Przekład
Janusza Sikorskiego
s. 95
PRZYPISY
1
Paul Valéry, Pièces sur l'art. Paris 1934 (La conąuete de l'uoiąuité).
² Historia dzieła sztuki zawiera, oczywiście znacznie więcej; i tak na przykład
historia Mony Lizy obejmuje również rodzaj i liczbę kopii, sporządzonych w
wieku XVII, XVIII i XIX.
3
Ponieważ autentyczność nie da się reprodukować, dynamiczne wdzieranie
się pewnych technologu reprodukcji — opierały się one na środkach
technicznych — skłaniało do zróżnicowania i ustalenia określonej gradacji
autentyczności. Wprowadzenie takiego zróżnicowania jest zasługą handlu
dziełami sztuki. Można powiedzieć, że wraz z pojawieniem się drzeworytu
jakość autentyczności zaatakowana została przy samym korzeniu, zanim jeszcze
doszło do jej rozkwitu. Przecież średnio wieczny obraz Madonny w okresie
swego powstania nie był jeszcze „autentykiem"; stał się nim dopiero na
przestrzeni następnych stuleci, a w ubiegłym chyba najbardziej.
4
Najmizerniejsze
prowincjonalne
wystawienie
Fausta
ma
tę
przewagę nad ekranizacją tego dzieła, że stanowi idealną konkurencie dla
weimarskiej prapremiery. A tradycyjne skojarzenia, jakie przywodzi na myśl
wystawienie sceniczne — że w Mefiście tkwi przyjaciel Goethego z lat
młodzieńczych, Johann Heinrich Merck, i tym podobne rzeczy — są dla widza
siedzącego przed ekranem filmowym nieuchwytne.
5
Abel G a n c e, Le temps de l’image est venu (L'art cinématographiąue II,
Paris 1927 s. 94 i nast.).
6
W aspekcie ludzkim zbliżyć się do mas może oznaczać usunięcie swojej
funkcji społecznej z pola widzenia. Nic nie przemawia za tym, że dzisiejszy
portrecista, malując słynnego chirurga przy śniadaniu w kręgu najbliższych,
dokładniej odda jego funkcję społeczną niż XVI-wieczny malarz, który przed
stawia publiczności reprezentatywny wizerunek lekarzy, jak na przykład
Rembrandt w Anatomii.
7
Definicja aury jako „niepowtarzalnego zjawiska pewnego oddalenia, choćby
miało ono być najmniejsze" jest niczym innym jak sformułowaniem wartości
kultowej dzieła sztuki w kategoriach przestrzenno-czas o we go postrzegania.
Oddalenie jest przeciwieństwem bliskości. Rzeczy istotnie odległe nie dadzą się
przybliżyć. „Niezbliżalność" jest rzeczywiście główną jakością
s. 96
obrazu kultowego. Zgodnie ze swoją naturą pozostaje on w wiecznym
„oddaleniu, choćby miało ono być jak najmniejsze". Jego materialne zbliżenie
w niczym nie umniejsza owego naturalnego dystansu.
8
W
takim
samym
stopniu,
w
jakim
wartość
kultowa
obrazu
ulega sekularyzacji, coraz bardziej mgliste stają się wyobrażenia na temat
substratu jego niepowtarzalności. W świadomości odbiorcy niepowtarzalność
zjawisk, panująca w obrazie kultowym, jest coraz bardziej wypierana przez
empiryczną niepowtarzalność twórcy lub jego artystycznego wytworu. Co
prawda nigdy bez reszty; pojęcie autentyczności nigdy nie przestaje
wykraczać poza przyporządkowanie do zakresu rzeczy autentycznych.
(Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie zbieracza, który zawsze ma w
sobie coś z fetyszysty i przez posiadanie dzieła sztuki ma swój udział w jego
kultycznej mocy.) Niemniej funkcja pojęcia autentyku w rozważaniach na temat
sztuki pozostaje jednoznaczna; w miarę postępującej sekularyzacji sztuki na
miejscu wartości kultowej pojawia się autentyczność.
9
W przypadku dzieła filmowego podatność na techniczną reprodukcję, w
przeciwieństwie do dzieł literackich czy malarskich, nie stanowi jakiegoś z
zewnątrz pojawiającego się warunku masowego rozpowszechniania. Podatność
dzieł filmowych na techniczną reprodukcję ma swe uzasadnienie w samej
technice ich produkcji. Fakt ten nie tylko umożliwia jak najbardziej
bezpośrednie masowe rozpowszechnianie dzieł filmowych, lecz wręcz doń
zmusza. Zmusza, ponieważ koszt produkcji filmu jest tak wysoki, że
jednostka, która jeszcze mogła sobie pozwolić na zakup obrazu, nie może sobie
już pozwolić na zakup filmu. Z obliczeń dokonanych w roku 1927 wynika, że
dopiero dziewięciomilionowa publiczność zapewnia opłacalność filmu o
dłuższym metrażu. Pojawienie się filmu dźwiękowego początkowo pociągało za
sobą pewien regres; publiczność została zredukowana do granic językowych,
ograniczeniu temu sprzyjało ponadto zaakcentowanie interesów narodowych
przez faszyzm. Lecz ważniejszy niż odnotowanie tego regresu, który zresztą
został złagodzony przez wprowadzenie synchronizacji, jest rzut oka na jego
związek z faszyzmem. Równoczesność obu tych zjawisk miała swe podłoże w
kryzysie gospodarczym. Te same zaburzenia, które ogólnie biorąc doprowadziły
do próby utrzymania istniejących warunków w drodze jawnej przemocy, dopro-
s. 97
wadziły zagrożony kryzysem kapitał filmowy do wzmożenia prac nad filmem
dźwiękowym. Wprowadzenie filmu dźwiękowego przyniosło chwilową ulgę, a
to nie tylko dlatego, że film dźwiękowy na powrót przyciągnął masy do kina,
lecz również dlatego, że film dźwiękowy solidaryzował z kapitałem filmowym
nowe kapitały z przemysłu elektrotechnicznego.
Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że działał on na rzecz interesów
narodowych, po dokładniejszym rozważeniu sprawy okazuje się jednak, że
zinternacjonalizował produkcję filmową jeszcze bardziej niż przedtem.
10
W estetyce idealistycznej piękno stanowi jakość niepodzielną (co wyklucza
możliwość jakiegokolwiek podziału) i dlatego biegunowość ta nie może się
utrzymać. W każdym razie u Hegla daje ona o sobie wyraźnie znać, jak dalece
tylko jest to w ramach idealizmu możliwe. „Obrazy — jak czytamy w jego
wykładach historiozoficznych — istnieją już od dawna. Pobożność już od
swego zarania odczuwała potrzebę wprzęgnięcia ich do swoich obrzędów, lecz
niepotrzebne jej były piękne obrazy, ba! — te były wręcz niepożądane,
utrudniałyby bowiem skupienie, konieczne w modlitwie. Piękne obrazy wszak
mają również określoną powierzchowność, a jeśli jest ona piękna, jej duch prze-
mawia do człowieka; tymczasem, w każdym nabożeństwie najważniejszy jest
stosunek do rzeczy, samo nabożeństwo bowiem byłoby jedynie beznamiętnym
tłumieniem duszy [...] Sztuki piękne [...] zrodziły się w kościele [...] jakkolwiek
[...] sztuka ta nie mieściła się w założeniach sztuki." (Georg Friedrich Wilhelm
Hegel, Werke. Berlin und Leipzig 1832 i nast., t. IX, s. 414). Również z
pewnego fragmentu wykładów z zakresu estetyki wynika, że Hegel wyczuwał
tutaj obecność problemu. „Jesteśmy ponad to — jak czytamy — by oddawać
bałwochwalczą cześć dziełom sztuki i zanosić do nich modły: apelują one do
sfery rozumowej, a to, co w nas wzbudzają, domaga się kamienia probierczego
jeszcze wyższego rzędu." (Georg Friedrich Wilhelm Hegel, loco citato, t. X, s.
14).
Przejście od pierwszego rodzaju recepcji artystycznej do drugiego decyduje o
historycznym rozwoju recepcji sztuki w ogóle. Niemniej w przypadku każdego
dzieła sztuki można zasadniczo wykazać pewną oscylację pomiędzy tymi
biegunowymi rodzajami recepcji. Weźmy dla przykładu Madonnę Sykstyńska.
Jak wykazały badania, przeprowadzone przez Huberta Grimmego, Madonna
Sykstyńska pomyślana była jako eksponat. Do badań
s. 98
nad tą kwestią skłoniło Grimmego pytanie, co ma znaczyć widoczna na
pierwszym planie obrazu drewniana listwa o którą opierają się dwa amorki.
Jakim sposobem — rozważał dalej Grimme — Rafael wpadł na pomysł
wyposażenia nieba w portiery? W wyniku badań okazało się, że Madonna
Sykstyńska została wykonana na zamówienie z okazji wystawienia zwłok
papieża Sykstusa. Zwłoki papieży wystawiano w jednej z bocznych kaplic
kościoła Św. Piotra. Podczas uroczystego wystawienia zwłok obraz Rafaela
został umieszczony na trumnie, na drugim planie, we wnęce tej kaplicy. Widać
na nim, jak z głębi zielonymi portierami odgrodzonej niszy otulona obłokiem
Madonna zbliża się do trumny papieża. Podczas uroczystości żałobnej ku czci
Sykstusa przejawiły się wybitne wartości ekspozycyjne obrazu Rafaela.
Niedługo potem obraz został przeniesiony na główny ołtarz przy klasztorne go
kościoła Czarnych Mnichów w Piacenza. Przyczyną tej emigracji był rzymski
rytuał. Rytuał rzymski zabrania umieszczania na głównym ołtarzu obrazów
wystawionych podczas uroczystości pogrzebowych. Przepis ten do pewnego
stopnia pozbawił dzieło Rafaela wartości. Chcąc uzyskać zań odpowiednią cenę,
kuria zdecydowała się na milczącą tolerancję wobec umieszczenia obrazu na
głównym ołtarzu. Aby jednak uniknąć zgorszenia, przekazano obraz braciom z
odległego prowincjonalnego miasta.
11
Analogiczne rozważania, na innej płaszczyźnie, poczynił Brecht: „Jeśli
pojęcie dzieła sztuki nie da się utrzymać do określenia rzeczy, która powstaje w
momencie przeistoczenia się dzieła sztuki w towar, to musimy nader ostrożnie,
niemniej odważnie, odrzucić to pojęcie, jeśli nie chcemy dopuścić do likwidacji
funkcji samej rzeczy, musi ona bowiem przejść tę fazę, i to bez żalu; nie jest
to bynajmniej dowolnym odstępstwem od słusznej drogi, lecz procesem, który
go przeobrazi od podstaw, wymaże jego przeszłość, i to do tego stopnia, że gdy
znów przyjąć na nowo dawną definicję — a będzie ona przyjęta, dlaczego by
nie? — nie będzie wywoływała żadnych skojarzeń z rzeczą, którą kiedyś
określała." (Bertolt Brecht, Der Dreigroschenprozeß. Przedruk w: Versuche 1—
4. Berlin und Frankfurt a. M. 1959, s. 295).
12
Abel G a n c e, Le temps de l'image est venu (L'art cinématographique II.
Paris 1927, s. 100—101).
13
Séverin-Mars, cit. Abel Gance (loco citato s. 100).
s. 99
14
Alexandre A r n o u x, Cinéma, Paris 1929, s. 28.
15
Franz
W e r f e l ,
Ein
Sommernachtstraum.
Ein
Film
nach
Shakespeare
von
Reinhardt.
„Neues
Wiener
Journal",
cytowane
LU 15. Listopad 1935.
16
Film [...] daje (lub mógłby dać) pożyteczne wyjaśnienie co do szczegółów
ludzkich poczynań [...] Cechy charakterologiczne nie mogą tłumaczyć
motywów postępowania, życie wewnętrzne nigdy nie stanowi jego głównej
przyczyny, tak jak rzadko bywa głównym rezultatem." (Bertolt Brecht, loco
citato, s. 257).
17
Poszerzenie sfery zjawisk kontrolowanych, jakie w odniesieniu do aktora
filmowego dokonuje się za sprawą aparatury, odpowiada niezwykłemu
poszerzeniu sfery zjawisk kontrolo-walnych, jakie w odniesieniu do jednostki
wywołały czynniki ekonomiczne. Przeto coraz większego znaczenia nabiera
sprawdzenie przydatności do zawodu. W egzaminie przydatności do zawodu
chodzi o fragmenty kreacji jednostki. Kręcenie scen i egzamin przydatności do
zawodu odbywają się przed gremium fachowców. Kierownik zdjęć w atelier
filmowym stoi dokładnie na tym samym miejscu, na którym w trakcie
sprawdzania
przydatności
do
zawodu
stoi
przewodniczący
komisji
egzaminacyjnej.
17
Luigi P i r a n d e l l o , On tourne; cytuje Léon P i e r r e - Q u i n t ,
Signification du Cinéma (L'art cinématographique II, Paris 1927, s. 14—15).
13
Rudof A r n h e i m , Film als Kunst. Berlin 1932, s. 176—177. — Pewne z
pozoru drugorzędne drobiazgi, są pomocą których reżyser filmowy oddala się
od praktyk scenicznych, w tym kontekście spotykają się ze wzrostem
zainteresowania. Tak na przykład próba wprowadzenia gry aktorskiej bez
charakteryzacji, jak to uczynił między innymi Dreyer w Joannie d'Arc. Samo
wyszukanie czterdziestu aktorów do roli sędziów trybunału inkwizycyjnego
zajęło mu kilka miesięcy. Poszukiwania te niczym nie różniły się od
poszukiwań trudno dostępnych rekwizytów. Dreyer nie szczędził trudu, by
uniknąć podobieństwa wieku, postury, fizjonomii. I jak aktor staje się rekwizy-
tem, tak rekwizyt nierzadko funkcjonuje jako aktor. W każdym razie nic w tym
zaskakującego, że film ma możność przydzielenia roli rekwizytom. Z
nieskończonego mnóstwa przykładów wystarczy jeden, za to szczególnie
przekonywający. Ot, choćby zegar — na scenie by tylko zawadzał. Tam zostaje
on
s. 100
pozbawiony funkcji odmierzania czasu, jako że czas astronomiczny nawet w
naturalistycznej sztuce kolidowałby z czasem akcji na scenie. Na tym zasadza
się specyfika filmu, że zależnie od sytuacji może on określać czas zgodnie ze
wskazaniami zegara. Cecha ta bardziej niż inne dowodzi, że w filmie każdy
rekwizyt w pewnych okolicznościach może przyjąć zasadnicze funkcje. Stąd już
tylko krok do stwierdzenia Pudowkina, że „gra aktora, związana z określonym
przedmiotem i na nim oparta [...] zawsze stanowi jeden z najbardziej
sugestywnych środków filmowego wyrazu". (W. P u d o w k i n , Filmregie und
Filmmanuskript. Berlin 1928, s. 126). Tak oto film jest pierwszym środkiem,
artystycznym, który może pokazać, jak materia współdziała z człowiekiem.
19
Stwierdzona tu zmiana sposobu ekspozycji zaistniała za sprawą pojawienia
się reprodukcji środkami technicznymi, daje się zauważyć również w polityce.
Dzisiejszemu kryzysowi demokracji mieszczańskich towarzyszy kryzys
warunków, składających się na ekspozycyjność ludzi sprawujących władzę.
Systemy demokratyczne eksponują sprawującego rządy bezpośrednio, w jego
własnej osobie, na forum posłów. Parlament stanowi jego publiczność! W miarę
dokonywanych ulepszeń aparatury nagrywającej, które sprawiają, że w trakcie
wygłaszania przemówienia przemawiający może być słyszany, a z czasem
również widziany przez nieograniczoną liczbę odbiorców, eksponowanie
polityka za pośrednictwem takiej aparatury wysuwa się na pierwszy plan.
Pustoszeją parlamenty równocześnie z teatrami. Radio i film zmieniają nie tylko
funkcję zawodowego aktora, lecz także funkcję tego, kto podobnie jak
sprawujący władzę wobec tych środków przekazu gra samego siebie. Kierunek
tej zmiany, zarówno w przypadku aktora filmowego, jak i głowy państwa, jest
identyczny, zresztą bez uszczerbku dla ich funkcji. Sprzyja ona ustanowieniu
sprawdzalnych, a w określonych warunkach wręcz dających się nabyć
sprawności. I tak oto specyfika aparatury pociąga za sobą nowy rodzaj selekcji,
selekcji z której gwiazdor i dyktator wychodzą zwycięsko.
20
Techniki te tracą swój uprzywilejowany charakter. Aldous Huxley tak pisze
na ten temat: „Postęp techniczny doprowadził [..J do wulgarności [...]
techniczna reprodukcja i maszyna rotacyjna dały nieograniczone możliwości
powielania tekstów i obrazów. Powszechność nauczania i stosunkowo wysokie
płace stworzyły wielką publiczność, która umie czytać i która mo-
s. 101
ż
e sobie pozwolić na lekturę czy materiał ilustracyjny. Gwoli pokrycia
zapotrzebowania w tej dziedzinie rozwinął się wielki przemysł. Wszelako
artystyczne uzdolnienia należą do rzadkości; wynika stąd wniosek [...], że
zawsze i wszędzie przeważająca część produkcji artystycznej miała mierną
wartość. Dzisiaj jednak odsetek odpadów w całokształcie produkcji artystycznej
jest większy niż kiedykolwiek przedtem [...] Jest to kwestia prostej arytmetyki.
Na przestrzeni ubiegłego stulecia ludność Europy zachodniej podwoiła się z
nawiązką. Natomiast lektura do czytania i oglądania, jak sądzę wzrosła co
najmniej w stosunku l:20, a być może l:50 lub nawet l:100. Jeśli jakaś ludność w
liczbie x milionów ma n artystycznych talentów, to ludność 2x milionów będzie
ich miała 2n, Przeto rzecz da się ująć następująco. Jeśli przed stu laty
opublikowano jedną stronę druku z tekstem i ilustracjami, to dziś publikuje się
dwadzieścia, jeśli nie sto stron. Jeśli natomiast przed stu laty istniał artystyczny
talent, to dzisiaj na jego miejscu istnieją dwa. Przyznaję, że wskutek
powszechności nauczania wiele wirtualnych talentów, które kiedyś nie miałyby
możliwości ujawnienia swych uzdolnień, dzisiaj mogą stać się produktywne.
Załóżmy przeto [,..] że na jeden talent dawniejszy przypada ich obecnie trzy lub
nawet cztery. Niemniej nie ulega wątpliwości, że konsumpcja lektury i
materiału ilustrowanego daleko wyprzedziła naturalny przyrost uzdolnionych
pisarzy i rysowników. Nie inaczej przedstawia się rzecz z produktami
artystycznymi przeznaczonymi do odbioru audialnego. Prosperita, gramofon i
radio zrodziły publiczność, której konsumpcja znajduje się w wyraźniej
dysproporcji do liczebnego -wzrostu ludności, a tym samym do naturalnego
przyrostu utalentowanych muzyków. Okazuje się więc, że we wszystkich
dziedzinach sztuki, zarówno w liczbach globalnych, jak i względnych,
produkcja odpadów jest -większa niż dawniej; i będzie tak dopóty, dopóki bę-
dzie istniała niewspółmiernie wielka konsumpcja lektury i produktów
przeznaczonych do percepcji audialnej." (Aldous H u x 1 e y , Croisière d'hiver
en Amerique Central. Paris, s. 273 i nast.) Taki punkt widzenia bezsprzecznie
nie jest postępowy.
21
Śmiałość kamerzysty rzeczywiście da się przyrównać do śmiałości
operującego chirurga. Luc Durtain w swoim spisie sztuczek, stanowiących
szczególny popis zręczności rąk, przytacza czynności, które przy pewnych
ciężkich zabiegach są konieczne. Wystarczy sięgnąć po przykład z
otorinolaryngo-
s. 102
logii; [...] mam tu na myśli rinoskopię; lub wskazać na akrobatyczne sztuczki,
jakie, śledząc odwrócony obraz na wzierniku krtaniowym, musi -wykonać
chirurgia krtani; równie dobrze mógłbym wspomnieć o chirurgii ucha,
przypominającej
zegar-mistrzowską
precyzję.
Jakże
przebogatej
skali
najprecyzyjniejszej akrobacji mięśni wymaga zabieg, który ma naprawić lub
wręcz uratować ludzkie ciało, wystarczy wspomnieć operację katarakty oka,
stanowiącą niejako debatę stali z niemal płynną tkanką, lub poważne operacje
związane z otwarciem, jamy brzusznej (laparotomia)."
23
Podobny punkt widzenia może się wydać nieco rubaszny, lecz — jak
wykazał wielki teoretyk Leonardo — rubaszne rozważania niekiedy mogą z
powodzeniem oddać niejakie usługi. Leonardo porównuje malarstwo z muzyką,
ujmując je następująco: „Malarstwo ma tę wyższość nad muzyką, że nie musi
umierać w chwili swoich narodzin, jak dzieje się to w przypadku nieszczęsnej
muzyki [...] Muzyka, która się ulatnia, ledwie powstała, pozostaje w tyle za
malarstwem, ono bowiem, odkąd zaczęto stosować werniks, stało się wieczne."
(Cytowane w: „Revue de Littérature comparée". Février-Mars 1935, XV, l, s.
79).
23
Jeśli
zechcemy
znaleźć
analogię
do
tej
sytuacji,
to
nader
pouczającą
podsunie
nam
malarstwo
epoki
Renesansu.
Również
i tam natkniemy się na sztukę, której niezrównany rozkwit i znaczenie w
niebagatelnej mierze polega na tym, że integruje ona pewną liczbę nowych
gałęzi nauki, a w każdym razie jej zdobyczy, wprzęgając w swą służbę anatomię
i naukę o perspektywie, matematykę i meteorologię czy wreszcie naukę o
barwach. „Cóż dla nas bardziej odległego — pisze Valery — niż dziwne
wymagania Leonarda, dla którego malarstwo stanowiło najgórniejszy cel i
najwyższą demonstrację poznania, wymagało wręcz uniwersalnej wiedzy, on
sam zaś nie cofnął się nawet przed teoretyczną analizą, przed którą my, w
obliczu jej głębi i precyzji, jesteśmy bezradni.” (Paul Valéry, Pièces sur l'art.
Paris, s. 191).
24
Rudolf A r n h e i m , loc. cit. s. 138.
25
„Dzieło sztuki — powiada André Breton — ma wartość o tyle, o ile
przeniknięte jest dreszczem przebłysków przyszłości. W rzeczywistości każda
skrystalizowana forma artystyczna znajduje się na stryku trzech linii
rozwojowych. I tak technika przeciera szlak określonej formie artystycznej.
Poją-
s. 103
wienie się filmu poprzedziły fotoksiążeczki, w których po naciśnięciu kciukiem
obrazki szybko przemykały przed oczyma oglądającego, prezentując walkę
bokserską lub mecz tenisowy; na bazarach wystawiane były automaty, w
których obrazy przesuwały się po pokręceniu korbką. Po drugie; tradycyjne
formy sztuki w pewnych stadiach swego rozwoju usilnie zmierzają do
wywołania efektów, które później nowe formy sztuki osiągają bez trudu. Zanim
film zdobył sobie prawo obywatelstwa, dadaiści starali się swoimi imprezami
poruszyć publiczność, ca niebawem w bardziej naturalny sposób udało się
Chaplinowi. Po trzecie: częstokroć niepozorne zmiany społeczne prowadzą do
zmiany recepcji, która dopiero nowej formie sztuki wychodzi na dobre. Zanim
film mógł się pokusić o kształcące oddziaływanie na swoich odbiorców,
fotoplastykon wprowadził recepcję zbiorową (obrazy tymczasem przestały już
być nieruchome). Widzowie zajmowali miejsca przed parawanem, w którym
umieszczone były stereoskopy, po jednym dla każdego widza. Przed tymi
stereoskopami automatycznie przesuwały się poszczególne obrazy, które
zatrzymywały się na moment, po czym ustępowały miejsca następnym.
Zapewne w podobnych warunkach (nie znano wówczas jeszcze ekranu ani
metody projekcji) Edison prezentował swój pierwszy film nielicznej pu-
bliczności, która gapiła się w aparat, śledząc następujące po sobie obrazy.
Zresztą w urządzeniu fotoplastykonu dialektyka rozwoju uwidacznia się ze
szczególną wyrazistością. Na krótko przed wprowadzeniem przez film
zbiorowej percepcji indywidualne oglądanie obrazu za pomocą stereoskopu w
przestarzałych niebawem fotoplastykonach raz jeszcze dochodzi do głosu
i to z
tą samą ostrością jak kiedyś przy oglądaniu -wizerunku bogów przez kapłana w
cella.
20
Teologiczny prawzór tej kontemplacji stanowiła świadomość przebywania
sam na sam z Bogiem. Tą świadomością krzepła w czasach największego
rozkwitu mieszczaństwa wola wyrwania się spod opiekuńczych skrzydeł
kościoła. W czasach upadku mieszczaństwa świadomość ta musiała
uwzględniać ukrytą tendencję do usuwania z życia społecznego tych sił, które
uruchamia jednostka obcująca z Bogiem.
27
Georges D u h a m e l , Scènes de la vie future. Paris 1930., s. 52.
28
Wobec
niepomiernie
zwiększonego
niebezpieczeństwa,
jakie
w
dzisiejszych czasach na każdym kroku zaziera nam w
s. 104
oczy, film stanowi najbardziej adekwatną mu formą sztuki. Potrzeba poddania
się działaniu szoku idzie w parze z potrzebą dostosowania się człowieka do
grożących mu niebezpieczeństw. Film odpowiada głębokim przemianom
aparatu apercepcyjnego, przemianom, jakie w skali prywatnej egzystencji
przeżywa każdy przechodzień wielkich miast, jakie w skali historycznej prze-
ż
ywa każdy obywatel dzisiejszego państwa.
28
Podobnie jak w odniesieniu do dadaizmu, również kubizmowi i
futuryzmowi film dostarcza ważkich wniosków. Tak w jednym, jak i w drugim
przypadku mamy do czynienia z niedoskonałą próbą spenetrowania
rzeczywistości przy pomocy aparatury. Szkoły te, w odróżnieniu od filmu, nie
zamierzały wykorzystywać aparatury do przedstawienia artystycznej wizji
rzeczywistości,
lecz
oferowały
swego
rodzaju
stop
przedstawionej
rzeczywistości
i
przedstawionej
aparatury,
przy
czym
w
kubizmie
pierwszoplanową rolę odgrywa przeczucie konstrukcji aparatury, opartej na
prawach optyki, natomiast w futuryzmie — przeczucie efektów, jakie wywołuje
szybki przesuw taśmy filmowej w tej aparaturze.
30
Georges D u h a m e l , loc. cit. s. 58.
31
Tu, w szczególności ze względu na kronikę filmową, której znaczenie
propagandowe
trudno
przecenić,
ważna
jest
pewna
techniczna okoliczność. Masowej produkcji nad wyraz sprzyja reprodukcja mas.
W wielkich świątecznych korowodach, monstrualnych zgromadzeniach,
masowych imprezach sportowych i w wojnie, które dziś dostarczają tworzywa
aparaturze nagrywającej, masa sama sobie spogląda w twarz. Proces ten,
którego zasięg nie wymaga nawet specjalnego podkreślania, jak najściślej wiąże
się z rozwojem techniki reprodukcji czy też zapisu. Ogólnie rzecz biorąc,
aparatura z większą ostrością rejestruje ruchy masowe niż optyka naturalna.
Ujęcia stutysięcznych tłumów najlepiej wychodzą, gdy wykonane są z lotu
ptaka, i jeśli nawet perspektywa ta jest równie dostępna ludzkiemu oku co
aparaturze, to jednak obraz odebrany przez ludzkie oko nie da się powiększać, w
przeciwieństwie do zdjęcia. Oznacza to, że zjawiska masowe, a więc i wojna,
stanowią dla aparatury szczególnie wdzięczną formę ludzkiego zachowania.
23
„La Stampa”, Torino.
s. 105