Niech twoje ciało przemówi
Terapia czaszkowo-krzyżowa jest formą pracy z ciałem poprzez dotyk, ale trudno ją nazwać masażem. To raczej dialog, w którym decydujący głos ma ciało - porozumiewa się z terapeutą, komunikuje swoje potrzeby.
Terapia czaszkowo-krzyżowa rozwinęła się na bazie osteopatii. Zakłada, że ciało to spójny system funkcjonujący na zasadzie wzajemnych połączeń, współzależności. Każda nieprawidłowość ma swoją przyczynę - można do niej dotrzeć i usunąć ją, przywracając naturalny ruch w organizmie. Ten ruch bierze się z pulsowania płynu mózgowo-rdzeniowego i przenoszony jest z mózgu na kości czaszki i dalej. Jeśli rytm pulsowania jest właściwy - 6 do 10 cykli na minutę, to człowiek jest zdrowy. Do takich wniosków doszedł jeszcze w latach 20. amerykański lekarz William G. Sutherland. Zakwestionował wcześniejszy pogląd o nieruchomości kości czaszki, a rytm pulsacji płynu mózgowo-rdzeniowego, wprawiający je w ruch, nazwał „oddechem życia”. Uznał go za trzeci rytm fizjologiczny (pierwszy to oddech płucny, drugi - bicie serca).
Na granicy biopola
Oddech życia płynie przez cały kręgosłup - od czaszki po kość krzyżową i z powrotem - tłumaczy praktykująca TCK Katarzyna Hajduga. Dla naszego zdrowia ważne jest, by ten przepływ odbywał się harmonijnie. Organizm nieustannie odtwarza matrycę doskonałego zdrowia, którą ma w sobie każdy z nas, bez względu na doświadczenia. Jest takie piękne zdanie, że zdrowie nigdy nie ginie - ono się tylko czasem chowa pod różnymi zdarzeniami, ściśniętymi tkankami, które zaczynają żyć swoim życiem, niejako poza systemem. Jeżeli boli nas na przykład ręka, oznacza to, że jest tam coś, co potrzebuje naszej uwagi. W terapii czaszkowo-krzyżowej można bardzo delikatnie uwalniać te traumy.
Bardzo dobre rezultaty daje łączenie TCK z wywodzącą się z ajurwedy metodą pracy z „odciskami życia”, opracowaną przez mojego nauczyciela Donalda van Howtena (odciski życia to informacje i zdarzenia zapisane w tkankach). Traumatyczne doświadczenia prowadzą do wytworzenia silnego napięcia w układzie nerwowym.
Przypuśćmy, że wystraszyliśmy się czegoś, komórki i tkanki naprężyły się - jeśli nie dojdzie do oczyszczenia, trauma umocni się. Kolagen w wybranych tkankach staje się twardszy, trudniej się do nich dostać, a kiedy już się to uda, mogą się pojawić bardzo silne objawy, np. dreszcze. Te ogniska mogą z czasem przyjąć postać fizyczną - tak jak wszystko, z myślami włącznie. Dlatego sposób chodzenia, poruszania ciałem ujawnia nasze myśli i doświadczenia, przez które przeszliśmy.
W TCK pracuje się z kośćmi czaszki, kręgosłupem, kością krzyżową, a odzyskiwanie zdrowia następuje poprzez harmonijny przepływ i dożywienie całego ciała. Kiedy podczas sesji płyn mózgowo-rdzeniowy przepływa przez bardziej napięte miejsca, w pewnym sensie odtwarza historię, która tę blokadę spowodowała. Czasami uwolnienie jest tak silne, że ludzie podskakują, płaczą, śmieją się albo natychmiast zasypiają. Zaczynają nagle czuć poszkodowane miejsce, przypominają sobie jakieś odległe zdarzenie. Bywa, że ktoś nie pamięta, iż spadł z motoru, ale jego ciało tak.
Jako terapeuta jestem takim cichym towarzyszem, który zapewnia ciału bezpieczną przestrzeń pracy. Ono nawiązuje ze mną dialog, ale muszę w tej rozmowie zachować odpowiednią odległość. Fizycznie jestem blisko, natomiast mentalnie wycofuję się do granicy biopola. Chodzi o to, by niczego nie wymuszać, nie przyspieszać - tylko dać organizmowi impuls, aby wyzwolił swoje wewnętrzne siły przywracające równowagę.
Głowa jak orzeszek
Osoba poddająca się masażowi prawie nie rejestruje mojego dotyku. Od strony terapeuty wygląda to jednak inaczej - pracując z czaszką, miewam odczucie, że potylica buja się na różne strony, tańczy. Czasem pojawiają się spiralne ruchy, co znaczy, że trauma „odwija się”. Nie musimy wiedzieć, jaka to trauma, układ nerwowy i tak sobie poradzi - przewija film, coś uwalnia - trzeba po prostu poczekać, aż skończy. Zwykle przychodzi moment ciszy, płyn mózgowo-rdzeniowy zatrzymuje się na chwilę, po czym zaczyna harmonijny, bardzo subtelny ruch. Potrzeba dużego skupienia i wyciszenia, żeby go poczuć.
W tej metodzie - poza znajomością anatomii - istotna jest intuicja, uważność. Układy terapeutyczne są cały czas te same, ale każdy człowiek jest inny, także podczas kolejnej wizyty.
Ważne są też komendy mentalne, jakie wydaje się organizmowi. To są takie ogólne polecenia, na przykład „fluktuacja poprzeczna” (inicjuje uwalnianie traumy). Po wydaniu komendy czekam na reakcję organizmu, która pojawia się wcześniej czy później, ale zawsze we właściwym czasie. Ważne jest, by na nic się nie nastawiać, nie oczekiwać określonych reakcji. Często podczas pierwszych sesji ludzie nic nie czują, leżą rozluźnieni i nagle, na którymś spotkaniu, wchodzą w tak bliski kontakt ze swoim ciałem, że zaczynają je słyszeć. Ciało mówi tak długo, aż się uspokoi i da sygnał, że na razie wystarczy.
Na początku spotkania najpierw słucham człowieka, potem tego, co chce mi powiedzieć jego organizm.
Nie zakładam z góry, że dana dolegliwość czy emocja związana jest z brzuchem czy głową - ciało samo sygnalizuje, co się w nim dzieje. Może się na przykład okazać, że w danym momencie trzeba uwolnić traumę sięgającą życia płodowego - jest taki obszar na wewnętrznych krawędziach stóp, gdzie uwalnia się traumy okresu prenatalnego. Porodowe z kolei umiejscowione są w okolicach pasa, a te związane z poczęciem - w obszarze głowy. Bardzo ważna jest praca w ustach i ze stawami żuchwowo-skroniowymi - dość powiedzieć, że wzdłuż linii szczęk znajdują się odpowiedniki narządów wewnętrznych.
Każda sesja jest inna, każde ciało przyswaja zmiany w swoim czasie i we własnym rytmie. Zdarza się, że jakiś problem trzeba rozłożyć na kilka spotkań, pracować odcinek po odcinku. Jeśli ktoś cierpi na silną nerwicę, jego organizm potrzebuje więcej czasu na to, żeby się odbudować.
Kiedy trzymam głowę osoby z depresją, to wszystko z pozoru wygląda normalnie, ale kiedy zamknę oczy, wydaje mi się, że mam w ręku orzeszek - tak się kuli do środka. To potwierdza starą prawdę, co zewnętrzne, nie zawsze odpowiada temu, co wewnątrz.
Wszystko jest połączone
Praktykując TCK mam do czynienia z dorosłymi, dziećmi, nawet niemowlętami. Czasem sesja trwa zaledwie 10 minut, bo akurat organizm tyle może wytrzymać, ale jest równie wartościowa jak ta trwająca godzinę czy półtorej. Pracuję z różnymi problemami, które wytrącają nas z równowagi: z depresjami, fobiami, bezsennością, bezpłodnością, urazami okołoporodowymi, porażeniem mózgowym. Nie przypisuję dolegliwości do określonego obszaru ciała. Nawet jeśli w danym momencie koncentruję się na jednym miejscu, cały czas ogarniam całość, sprawdzam, jak przebiega przepływ. Wszystko jest połączone - bez względu na to, na jakim odcinku w danym momencie jest większe zapotrzebowanie na dotyk, i tak organizm będzie dążył do równowagi w całym obszarze. Tak jak nie da się oddzielić poszczególnych części ciała, nie sposób też odseparować ciała od emocji. Na przykład stały ucisk na kość ciemieniową i krzyżową może wywołać niekontrolowane wybuchy agresji (co zresztą zostało wykorzystane przy wyrobie za ciasnych hełmów dla żołnierzy pewnej armii).
Postawa ciała, jaką przyjmujemy, wynika z tego, czego doświadczyliśmy, i odwrotnie: to, w jakiej kondycji jest nasze ciało, przekłada się na emocje, na to, jak żyjemy. Pracując z ciałem, możemy zmieniać wzorce myślowe, stosunek do siebie. Ciało nosi w sobie różne „odciski życia”. Taki drobiazg: niemowlę leży w łóżeczku przy ścianie, zawsze z głową w tym samym kierunku. Wszystkie zdarzenia w pomieszczeniu będą się dla niego rozgrywać po tej samej stronie, co może spowodować, że dziecko będzie się skupiało na jednej stronie ciała, a drugą całkowicie zaniedba. Tak tworzy się wzorzec, przekładający się potem na czucie własnego ciała i stosunek do niego. To samo dzieje się w dorosłym życiu - jeśli ktoś przez 20 lat stał przy taśmie produkcyjnej skręcony w jedną stronę, będzie mieć zrotowane tkanki, nawet gdy odpoczywa. Wszystko ma znaczenie.
Ponieważ TCK działa głęboko na poziomie tkankowym, powoduje odmładzanie komórek. Jeżeli nasza matryca na zdrowie jest uruchomiona i właściwa informacja przekazywana z płynem mózgowo-rdzeniowym do wszystkich komórek, to dopasowują się one do tej informacji. Praca z ciałem działa też na innym poziomie: osoba korzystająca z terapii staje się bardziej dojrzała, świadoma, gotowa wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i życie. Zaczyna traktować ciało jako osobistego informatora. Jej emocje stają się bardziej harmonijne, może wyjść poza schematy działania. Terapia zmienia postrzeganie siebie, a w konsekwencji relacje z ludźmi. Nagle dostrzegamy wewnętrzne światło, mamy lepszy kontakt ze sobą, więc jesteśmy też bardziej uważni na zewnątrz.
Katarzyna Hajduga praktyk terapii czaszkowo-krzyżowej i pracy z oddechem, międzynarodowy praktyk spiralnego balansowania aury, certyfikowana masażystka Kahi Loa, trener EFT.
3