MOJE NOWE ŻYCIE
Ken_gay
Wysiadłem z zatłoczonego pociągu i od razu zacząłem kręcić się w środku wiru wielkiego miasta. Postanowiłem żyć od nowa. Przeszłość nie pozwalała mi pozostać tam, gdzie byłem dotychczas. Teraz setki ludzi potrącało mnie swoimi ramionami, zupełnie tak, jak gdybym był tutaj zupełnie zbędny. W tym sęk! Czułem się... Tutaj i wszędzie indziej. Ale cóż, trzeba żyć dalej.
Złapałem za torbę, zarzuciłem ją na plecy i ruszyłem przed siebie. Padał deszcz. Szedłem ulicą, mijając dziesiątki ludzi. Każdy gdzieś pędził w swoją stronę. Każdy biegł do swoich spraw. Wszyscy martwią się tylko o siebie, mając wszystko inne i wszystkich innych głęboko w d... Tak! Inny - taki się czułem. Zawsze się wyróżniałem. Gdy byłem dzieciakiem, nie lubili mnie dlatego, że byłem synem bogacza. W szkole nie lubili mnie dlatego, że uczyłem się dobrze, chyba zbyt dobrze. W siłowni też mnie nie lubili, chyba zazdrościli mi mojej sylwetki, którą jeszcze tu poprawiałem. W końcu znienawidzili mnie przez moją inność. Gryzłem się tym chyba od początku gimnazjum, ale wiedziałem to, że... bardziej lubię chłopaków i nic, a tym bardziej nikt tego nie zmieni. Miałem nadzieję, że Łukasz, mój najlepszy przyjaciel, to zrozumie. Nie zrozumiał. W zamian za to moim kosztem urządził sobie niezłą zabawę. Postarał się o to, żeby już następnego dnia we wszystkich szkolnych ubikacjach pojawił się napis: „Daniel - klozetowy pedał”. I tak już zostało. Myślałem, że nie wytrzymam, ale to było miesiąc przed maturą. Musiałem. A ciężko jest być klozetowym pedałem... naprawdę. Teraz już z dala od nich, zaczynam nowe życie. Chciałem zacząć studia, lecz gdy ojciec pewnego dnia otrzymał anonimowy list opisujący moje gejowskie podboje, wpadł w szał i wysłał mnie, jak to określił na „nauczenie się życia i pokory”. Byłem bezradny i tym bardziej wściekły. Wtedy jeszcze nie miałem na swoim życiowym koncie żadnej chwili spędzonej z chłopakiem! Ojciec dał mi wówczas (pewnie to nie mało) pięć tysięcy. Miałem w zamian za to zapomnieć o nim i więcej nie denerwować matki. Kazali mi wyjechać, daleko, jak najdalej stąd, gdzie nie będę już mógł bardziej nadszarpnąć ich reputacji.
Znienawidziłem własnych rodziców! Grzecznie przyjąłem wyznaczoną mi kasę i bez pożegnania opuściłem dom... Racja! Pożegnałem się. Na małej kartce, zostawionej na kuchennym stole, napisałem: „Pa, Mamusiu i dzięki za kasę, frajerze”. Już po wyjściu z domu żałowałem tych słów, ale nie mogłem pojąć, żeby własny ojciec tak mógł potraktować swojego jedynego syna.
To tutaj; ten adres. Miałem się tu zatrzymać na parę dni, zanim nie znajdę mieszkania. Wszedłem do hotelu, okazałem dowód, zapłaciłem z góry za trzy doby. Miałem już na oku pracę znalezioną w necie. Nic specjalnego. Bo jak można nazwać pracę w dechach, wiórach i pyle - w zakładzie meblowym. Przekręciłem zamek. Drzwi przeraźliwie zaskrzypiały. Nie mogłem narzekać. Łóżko, stolik, telewizor, łazienka. Po chwili skorzystałem z tej ostatniej. Prysznic dobrze mi zrobił. Poszedłem spać.
Wstałem wcześnie rano. Miałem stawić się w biurze, potwierdzić moją chęć pracy. Poszedłem. Potwierdziłem. Stara, gruba baba wypytała dosłownie o wszystko i wpisywała moje dane w rubryki na jakimś zżółkłym starym formularzu. Podpisałem. Koniec.
- Proszę, tamte drzwi. Potem prosto, potem w lewo, potem znajdziesz pan takiego Marcina. Potem on pokaże, co i jak - powiedziała tubalnym głosem, jak chłop.
- Nie rozumiem...
- No jesteś pan zatrudniony, no to słuchaj pan, co do ciebie mówię.
- To znaczy, że zaczynam od dziś?
- Słuchaj pan, czy ja nie po polsku mówię? A co pan żeś myślał? Jak pan nie chcesz, to zaraz piszemy wypowiedzenie.
- Chcę!
Nie miałem zamiaru kłócić się z babą, bo gdzie ja teraz w mieście, które znam tylko z mapy, znajdę sobie inną pracę. Bez zawodu, tylko matura. Poszedłem więc do drzwi, nacisnąłem klamkę i od razu uderzyła we mnie gorączka pracującej na pełnych obrotach fabryki. Usłyszałem jeszcze tylko: - Zamykaj pan te drzwi, do cholery! - i wszedłem w obskurny korytarz. Mijając szereg innych drzwi myślałem, dlaczego taką niecywilizowaną babę zatrudnili do biura.
- Nowy, do pracy? - usłyszałem pytanie zza pleców. Odwróciłem się.
- Tak, choć nie bardzo wiedziałem, że zaczynam już dziś - odpowiedziałem.
- Tak, wiem. Pewnie Hogata zdążyła przyjąć cię niezwykle ciepło. Jestem Marcin - powiedział wysoki, barczysty chłopak, uśmiechając się serdecznie i wyciągając rękę w moim kierunku.
- Daniel. Miło mi. Chyba już wiem, dlaczego Hogata.
- Ciszej. Nienawidzi wszystkich, którzy tak na nią mówią - spojrzał za siebie.
- Ok. Zapamiętam. Będę się do niej zwracał: „Droga pani Hogato”.
Roześmialiśmy się.
- Nie radzę. Mów do niej „Pani Jadwigo”, tak ma na imię.
- Ok. Postaram się zapamiętać.
- Ale nie będziemy tu stali i gadali o starych babach. Chodź, pokażę ci szatnię, łazienki, dam ci robocze ciuchy...
Pomieszczenie, które miało być szatnią, ani trochę jej nie przypominało. Gdyby nie gwoździe w desce przybitej do ściany, na której wisiało kilkanaście par ubrań, i zwykłe ławeczki przy ścianie, nie domyśliłbym się, do czego to pomieszczenie mogłoby służyć.
- Wiem, wiem. Nie spodziewałeś się takich warunków, co? Słyszałeś pewnie o nas wiele dobrych rzeczy - kontynuował Marcin.
- Owszem. Czytałem w necie. I te nagrody za „Troskę i dbanie o prawa pracowników” - odpowiedziałem ironicznie.
- Tak. To oficjalna wersja i tę stronę naszej firmy będę miał okazję ci jeszcze dziś pokazać. To, gdzie teraz jesteś, to realia. Łazienka jest tam... - rzekł mój przełożony, wskazując ręką wejście, w którym przewieszona była jakaś stara szmata. - Drzwi nie ma, ale kiedyś były, możesz mi wierzyć.
- Wierzę. Przyznam szczerze, że jestem trochę zaskoczony, że w firmie, gdzie robi się pełno drzwi i mebli, nie ma jakichś dwóch desek, z których można by zbić jakąś prowizorkę.
- Dobry pomysł! To będzie twoje pierwsze zadanie, bo nie liczyłeś chyba na jakąś firmową robotę co? Szczerze mówiąc, to będziesz chłopcem na posyłki. Jeśli zadania typu „wynieś - przynieś - pozamiataj” nie odpowiadają ci, to wiesz, którędy do wyjścia.
- Spoko! Teraz muszę brać się każdej roboty. To i tak cud, że tak od razu, ledwie przyjechałem, znalazłem pracę.
- To ty nie miejscowy? Skąd jesteś? - spytał.
- Taka tam mała dziura Nie ma o czym mówić - odpowiedziałem, nieświadomy, że to moje stwierdzenie wywoła taką jego reakcję.
- Jak pytam, to gadaj, do cholery! To po pierwsze. Po drugie, nie spoufalaj się, złociutki, bo o drzwiach z tabliczką EXIT już ci wspominałem.
- Dobra... - odpowiedziałem nieco wystraszony.
Marcin zniknął za drzwiami. Zostałem sam w szatniopodobnym pomieszczeniu. Co mam robić? Trzeba by się pewnie przebrać - pomyślałem. Wszedłem do łazienki. Okazało się, że też jest tylko łazienkopodobna. Prysznice oddzielone tylko małymi ściankami, dwie umywalki...
- Ty pewnie jesteś ten Daniel? Czego tam szukasz - usłyszałem za sobą pytanie.
- Niczego. Rozglądam się tylko - odwróciłem się szybko, patrząc na starszego ode mnie chłopaka o pogodnych rysach twarzy.
- Jestem Darek. Chodź, resztę naszego królestwa ja ci pokażę, bo Marcina chyba nieco zdenerwowałeś.
- Nie powiedziałem chyba nic takiego, co by go mogło zdenerwować - odrzekłem.
- Widocznie powiedziałeś. Marcin nie lubi, jak nie rozmawia się z nim konkretnie i rzeczowo. Jak pyta o wielkość pałki twojego dziadka, to masz mu grzecznie odpowiedzieć, że na przykład dwadzieścia centymetrów, i już! - zaśmiał się wesoło.
- Dobra! Rozumiem.
- Chyba jeszcze nie wszystko rozumiesz. Więc ja ci wytłumaczę, dlaczego masz mu się podporządkować. Na samej górze tego burdelu jest prezes, którego nazwiska nikt chyba nie zna. Pod nim jest trzech dyrektorów trzech działów: produkcji, transportu, reklamy. Cała ta czwórka nie wystawia swojej dupy z ciepłych gabinetów biurowca w drugiej, zakazanej dla nas części firmy. Dlatego dyrektor produkcji powołał swoją prawą rękę.
- Marcina! - wyskoczyłem, jakbym wpadł na coś odkrywczego.
- Dokładnie. Cała reszta to robole, ale i tu panują pewne reguły. Ci, którzy przypadną Marcinowi do gustu to vipy, którzy mają u niego specjalne względy. Nową szatnię, łazienkę, nowe ciuchy, lepsze stanowiska i co najważniejsze - większą pensję. Chcę ci uświadomić, że nie należysz do tej grupy, bo już w pierwszym dniu naraziłeś się Marcinowi. Będziesz pewnie chłopcem...
- Na posyłki - dokończyłem.
Zgadza się. Jeśli prace typu...
- „Wynieś - przynieś - pozamiataj!” mi nie odpowiadają, to mogę skierować swoją dupę do drzwi z tabliczką EXIT.
- Otóż to! Widzę, że szybko się uczysz! - Darek strzelił mnie w ramię. - Skoro jesteś taki rozgarnięty, to zabieraj się do zrobienia tych drzwi, których ci tam brakowało. Tutaj masz ubranie - wskazał na szafę ten jeden z „vipów tego burdelu”, bo tak pomyślałem o Darku. - Ja teraz lecę w kimę, bo schodzę z nocnej zmiany. Resztę firmy poznasz w trakcie pracy... Aha, jeszcze jedno: wstaw wodę na herbatę, bo chłopcy zaraz zejdą się na śniadanko.
Trochę oszołomiony przebiegiem pierwszych minut mojej pracy, zabrałem się do spraw typu „wynieś - przynieś - pozmiataj”. Znalazłem bezprzewodowy czajnik, z ledwie kapiącego kranu nalałem do niego wody i włączyłem do gniazdka. A że byłem zawsze pracowity i lubiłem trochę pomajsterkować, postanowiłem nieco ogarnąć ten burdel panujący w szatni. Zamiotłem podłogę, odkręciłem wylewkę kranu i oczyściłem z kamienia. I od razu woda buchnęła jak trzeba! Otworzyłem okno i wpuściłem tu trochę świeżego powietrza, ale żeby to okno otworzyć, musiałem najpierw użyć przecinaka, żeby podważyć ramę. A że już była woda i było jakieś mydło na brudnej umywalce, wymyłem te dwie szyby, wytarłem je gazetami - i jak się jasno zrobiło!
Wtedy zaczęli zbierać się „robole”.
- O, nowy, cześć... - słyszałem i witałem się ze wszystkimi naokoło.
- Ty, skąd ci przyszło do głowy, żeby to zrobić? - zapytał jeden, gdy odskoczył od kranu bijącego wodą jak nigdy i pokazując umyte okno.
- A tak, z nudów - odpowiedziałem i znów zebrałem kilka pochwał.
Znalazłem jeszcze te stare drzwi do łazienki, które w przebieralni służyły zamiast kratki na posadzce. Doprowadziłem je jakoś do porządku, a że zawiasy pasowały, „na mydle” dały się założyć. Wstawiłem je. Tak oto minął mój pierwszy dzień pracy i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie ta jakaś moja głupia wpadka u Marcina. Gdy kończyła się zmiana, wszyscy ponownie zapełnili szatnię i znikali po kolei za drzwiami łazienki, dziwiąc się, że są drzwi i sprawdzając, jak się zamykają.
- Ty, to działa! - zapiał jeden. - Nowy, masz u mnie plusa!
Gdybym tego plusa miał u Marcina, bardziej bym się ucieszył. Ale uśmiechnąłem się na tę pochwałę.
Koniec pracy. Więc poczekałem, aż się trochę rozluźni i też wszedłem do łazienki. Wziąłem ze sobą przydzielony mi wcześniej ten szorstki służbowy ręcznik i wszedłem pod prysznic. W łazience było pełno pary, na posadzce wody po kostki, co już nasunęło myśl, że jutro trzeba będzie zobaczyć, co jest z odpływem i przetkać tę kratkę. Zauważyłem, że pod jednym prysznicem myło się nawet trzech chłopaków, a dalej jeszcze kilku starszych roboli. Co chwila przechodzili coraz to inni mężczyźni, potrącając się nawzajem i ocierając nagimi ciałami również i o mnie. Musiałem trzymać nerwy na wodzach i nie pozwolić mojej wyobraźni zawładnąć moim ciałem, a konkretnie penisem, nad którym ledwie panowałem, bo jak tu wytrzymać, jak się widzi naraz tylu gołych chłopaków! Oni też na mnie patrzyli, i wcale nie byłem zdziwiony, ale czułem się trochę skrępowany. Widziałem na sobie wzrok kilku chłopaków, którzy z zazdrością patrzyli na moje muskularne ciało i... mojego penisa, który nie jest najmniejszych rozmiarów: mierzy dokładnie dwadzieścia centymetrów i wystarczył jeden rzut oka, żebym stwierdził, że nikt tu nie ma takiego... Woda leciała na przemian to zupełnie zimna, a zaraz potem gorąca. Co chwilę uskakiwałem to przed lodowatym chłodem, to przed parzącym strumieniem prysznica, zderzając się dupą to z jednym, to z drugim.
- Przywykniesz - powiedział jeden z nich. - Takie są tu warunki i koniec.
- Chyba, że dołączy do vipów Marcina - odpowiedział drugi. - Ale słyszałem już, że mu podpadł, to marne jego szanse.
- Pierdolisz - przerwał mu pierwszy. - Zobacz, że ma dobre szanse - i całą ręką pokazał w moje jaja.
- Jeszcze musiałby trochę potrzymać paluszek w dupie pana Marcina - dodał trzeci z głośnym śmiechem.
- Dosłownie i w przenośni! - roześmiał się ktoś z sąsiedniego prysznica.
- Zaraz, nie gadajcie o mnie beze mnie - odezwałem się szybko. - Że w przenośni to rozumiem, ale dosłownie? - spytałem zaintrygowany, udając trochę oburzonego.
- No to do twojej wiadomości: nasz pan Marcinek ma opinię zakładowego homo-niewiadomo - dorzucił włochaty byczek, który wycierał swoje włosy w taki sam byle jaki ręcznik. Żeby było zabawniej, tych włosów miał więcej na ciele niż na samej głowie, gdzie widniała błyszcząca łysina.
- Głupi jesteś! - zakrzyknął ktoś z szatni. - On ma żonę i dziecko!
- No i co z tego! Poruchać se można raz babę, raz chłopa. Słyszałeś o historii z Darkiem, nie?
- Z którym Darkiem? - spytałem, chociaż to pytanie nie było do mnie.
- A znasz tu jakiegoś? - spytał ten włochacz.
- No, owszem. Poznałem tu takiego, tak się przedstawił. Przydzielił mi ciuchy i robotę.
- Tu mamy tylko jednego Darka i to zapewne o tym mowa - włochacz ściszył głos. - No to pilnuj się przy nim. To kawał sk*syna. Lubi duże kutasy, więc uważaj. Poza tym wszystko kabluje Marcinowi. A Marcin ma pełne prawo zwolnić każdego, nawet całą zmianę.
- O kurwa... - stęknąłem, bardziej z faktu, że Darek lubi duże kutasy, niż z tego, że Marcin może zwolnić nawet całą zmianę.
- No to znasz już głównych pedałów działu produkcji. Jeśli nie chcesz zadrzeć z nami, to nie zadawaj się z nimi.
- Kurwa, dobrze, żeście mi powiedzieli - pokiwałem głową, a włochacz stuknął mnie w ramię i wyszedł.
Zakręciłem kurek i wytarłem się tym wstrętnym ręcznikiem. Razem z innymi poszedłem do szatni. Ubraliśmy się w takiej samej ciasnocie, ale przynajmniej było tu teraz inne powietrze i nie było zaduchu, bo okno wciąż było otwarte.
- Chłopaki - zacząłem, chcąc zmienić temat rozmowy. - Słyszeliście może o jakimś tanim pokoju do wynajęcia? Jestem tu dopiero drugi dzień i nie mam pojęcia, jak się tu za coś zabrać.
Moje wyznanie wywołało istną burzę pytań: skąd jestem i jak się tutaj znalazłem, dlaczego... Musiałem im opowiedzieć zwykłą historyjkę, niby o sobie, ale w której z oczywistych powodów nie uwzględniłem pewnych szczegółów mojego życia. Śpiewka, że miałem dość życia pod skrzydełkami rodziców i że wreszcie postanowiłem się usamodzielnić, brzmiała tak naturalnie, że chłopaki uwierzyli we wszystko, co powiedziałem. Miałem już teraz wrażenie, że wszedłem do grona swoich nowych kolegów. Wszyscy byli bardzo sympatyczni.
Wyszliśmy z hali przez ten sam korytarz, w którym miała swoje biuro Hogata, ponieważ od wszystkich wymagała czytelnego podpisu przy godzinie, o której kończyliśmy pracę. Dowiedziałem się, że biuro „pani Jadwigi” jest nieoficjalnym biurem spraw pracowniczych. Oficjalne biura znajdują się z drugiej strony budynku, do którego zwykły robol ni ma wstępu.
Gdy szliśmy razem tą wąską uliczką, którą rano też szedłem, tyle że w przeciwną stronę, spytałem o wynagrodzenie, czym wywołałem poruszenie wszystkich.
- Jak dostaniesz badyla, to będziesz szczęśliwy! My tyle dostajemy. I bierz z pocałowaniem ręki! Dłużej pracujący dobiją do półtora, ale ty na to nie licz. Tylko vipy biorą po dwa, dwa i pół. Aż mnie krew zalewa, jak o tym pomyślę. A wszystko dlatego, że mają specjalne względy u Marcina. Taki pięcioosobowy męski harem szefa.
Wracając do hotelu, wszedłem do jakiegoś baru i zjadłem w szybkim tempie jakąś fast-foodową kanapkę. Gdy znalazłem się w swoim pokoju, dał mi się we znaki brak przyzwyczajenia do fizycznej pracy. Choć nic wielkiego dziś nie zrobiłem, padłem na łóżko zmordowany...
Kolejne dni w pracy były koszmarem. Zaczynałem od szóstej rano, a z polecenia Marcina moja dniówka często wynosiła dziesięć, dwanaście godzin Musiałem być na każde zawołanie każdego vipa. Po prostu odwalałem za nich całą czarną robotę. Tak więc przynosiłem i zanosiłem, sprzątałem i pakowałem. Najbardziej denerwowało mnie to, że nie robiłem nic konkretnego, bo podobno „nic więcej nie umiem, więc nadaję się tylko do tego. Służenie innym... Koledzy z szatni też zauważyli, że jestem przez tamtych poniżany. Pupilki Marcina wyciskali ze mnie ostatnie poty. Nie miałem czasu na nic. Pracowałem, a gdy wracałem do hotelu, spałem. Najgorsze, że nadal nie mogłem znaleźć żadnego mieszkania, a jeśli jakieś było, to albo nie na moje możliwości finansowe, albo daleko za miastem, na zupełnym zadupiu.
Mijał już drugi tydzień tej mojej harówki i miałem już serdecznie wszystkiego dość. Chciałem zrezygnować. Coś jednak ciągle mnie tutaj trzymało. Raz: gdzie znajdę inną pracę? Dwa: przyznam się szczerze, że codzienny widok nagich męskich ciał też miał na to swój wpływ. Gdzie znajdę druga taką okazję? Lubiłem dyskretnie przyglądać się chłopcom, jak myją zakamarki swojego ciała, tym bardziej, że oni też ciekawie patrzyli w mojego fiuta. Na pewno miałem największego wśród nich i wcale go przed nimi nie chowałem. Patrzyli oni, patrzyłem i ja, jak myją swoje umięśnione torsy, silne ramiona, drabinkę mięśni na brzuchu, w końcu penisy. Rajcowało mnie to coraz bardziej i coraz bardziej bałem się, że któregoś dnia po prostu nie wytrzymam i mały mi stanie! Samo patrzenie i oglądanie nie rozładuje mojego napięcia. Chciałem czuć czyjąś bliskość! Przytulić, dotknąć, zrobić coś!... Wiedziałem jednak, że z żadnym z nich nie mam co zaczynać, byłbym skończony!
Gdy przypomniało mi się, że Darek, jeden z tych vipów, podobno ma takie same skłonności jak ja, wpadł mi do głowy wprost szatański pomysł. Postanowiłem podlizywać się Darkowi i Marcinowi. Zauważyłem, że wyraźnie popsuły się relacje między nimi, więc nie miałem nic do stracenia. Jedynym zagrożeniem byli moi chłopacy z szatni, którym nie spodobała się zmiana mojego podejścia do tamtych, szczególnie do Darka. Jednak między mną a nim nadal była jakaś przeszkoda. Nie wiedziałem, jak mu się przypodobać, jak zagadać. Pomógł mi przypadek, a właściwie nawet - wypadek. Kilku kolesiów na nocnej zmianie postanowiło umilić sobie czas libacją alkoholową. I nie skończyli roboty, czyli nie przygotowali płyt, a już dzienna zmiana zaczynała swoje. Wtedy na szybko jeden z nich zasiadł za joystickiem podnośnika i... Nagle usłyszałem huk. Wpadłem na halę. Cała paleta w drzazgach, a spod jej potrzaskanych szczątków wygrzebywał się jeden kolo z rozwaloną głową. Nie wyglądało to dobrze. Natychmiast postanowiłem zawiadomić Darka. Wystukałem numer jego komórki.
- Słuchaj, nowy! Jeśli nie masz mi do powiedzenia, że wygrałem na loterii, to marny twój los - usłyszałem serdeczne przywitanie.
- Niestety, nie mam takiej dobrej wiadomości. Mam gorszą. Jeśli potrzebny ci jakiś news dla Marcina, to przyjdź zaraz. Wypadek po spożyciu alkoholu...
Skończyłem rozmowę nie czekając na jego odpowiedź. Darek był na hali po dziesięciu minutach. Tamci niemal błagali go na kolanach, żeby to zatuszować, że niby to już się stało po pracy, że poza halą, i żeby nie zawiadamiał Marcina... Ale Marcina widać zawiadomił kto inny. Był zaraz po Darku. Dyscyplinarka dla całej trójki, nagana dla całej brygady, i po premii.
Parę godzin później Darek zagadał do mnie:
- Takie podejście do pracy to rozumiem. Widzę, że zależy ci na tym naszym burdelu. Powiem Marcinowi, że znudziła ci się praca chłopca na posyłki. Da ci coś konkretnego.
- Dzięki - odpowiedziałem.
- Nie dziękuj. I nie wychylaj się za bardzo. Jak będziesz miał jeszcze dla mnie jakieś ciekawe informacje, to zrób tak samo. Jeden telefon do mnie, a ja ci się odwdzięczę.
O jego wdzięczności przekonałem się już na pierwszej wypłacie. W rubryce „premia” zamiast stanu 0,00 zobaczyłem... 1000! Razem na rękę dwa dwieście? Nie może być! Czy stałem się jednym z vipów?
Chociaż poprawiło to trochę moją sytuację finansową, nadal mieszkałem w hotelu, który zdzierał ze mnie ostatnie grosze.
Pewnego wieczora, gdy wybierałem się do taniego baru, aby zjeść jakąś obiadokolację, zobaczyłem przez wystawowe okno sąsiedniego pubu - Darka... Postanowiłem wejść
- Cześć - powiedziałem półgłosem. - Mogę się przysiąść?
- Cześć... A co ty tu robisz? - spytał zaskoczony
- Przyszedłem zjeść coś niezdrowego.
Siedzieliśmy aż do północy, kiedy to gościu z obsługi dał nam wyraźne do zrozumienia, że już zamykają. Wypiliśmy po parę pięćdziesiątek, raz on postawił, raz ja, ale że już niczego nie zamawialiśmy, zostaliśmy potraktowani tak, jak zostaliśmy. Trudno. Darek odprowadził mnie nawet do hotelu!
- Dalej mieszkasz w tym obskurnym szambie? - zapytał zdziwiony.
- A co mam zrobić. Gdzieś trzeba.
- Nie bądź frajer! - tu zrobił dziwną minę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym...
Nie wierzyłem własnym uszom! Darek okazał się być naprawdę super kumplem i już następnego dnia pakowałem swoją torbę przenosząc się do.... Byłem szczęśliwy, że będę mieszkał z tym super kolesiem w jego mieszkanku, które miał po dziadkach! Teoretycznie on w jednym pokoju, ja w drugim, a czynsz na pół.
Darek był dwudziestopięciolatkiem, brunetem o ciemnych oczach. Był wysoki i szczupły. Nie brakowało mu absolutnie niczego. Miał świetnie wyrzeźbione ciało, o czym przekonałem się już pierwszego wieczoru. W pracy nigdy tak nie widzieliśmy się. On miał szatnię vipów. Gdy on zobaczył mnie w slipach, powiedział tylko:
- O kurwa... Nie spotkałem jeszcze takiego chłopaka... - i długo patrzył w moją klatę, uda i w odbicie moich jaj. Już myślałem, że „coś” z tego wyjdzie, ale on wyraźnie jeszcze nie chciał się zdradzić, a ja nie chciałem się zdradzić, że o tym wiem.
Darek biegał codziennie, a trzy razu w tygodniu gościł w siłowni i na pływalni, do czego i mnie namówił. Teraz tak mi ustawił zmianę, że zawsze pracowaliśmy razem. Dowiedziałem się, że na początku w „Meblach” był traktowany tak samo jak ja. Potem, gdy wszedł w lepsze relacje z Marcinem, wszystko się inaczej ułożyło. Nie pytałem, jakie to relacje. Czekałem, aż sam mi kiedyś powie.
Mieszkało się nam razem bardzo dobrze. Nie byłem uciążliwym lokatorem. Sprzątałem, trochę gotowałem, a Darek zabierał mnie do różnych fajnych klubów. Poznałem też innych vipów Marcina, ale wolałem się z nimi trzymać na dystans. I wieczory... Darek patrzył na mnie coraz bardziej łakomym okiem, a ja udawałem, że wciąż nie wiem, o co mu chodzi, a sam męczyłem się jeszcze bardziej. Do łazienki chodziliśmy osobno, ale mijaliśmy się w kuchni i w przedpokoju. Kiedyś nie wytrzymał i patrząc mi w slipy spytał:
- Ile twój mały ma?
- Dwadzieścia - odpowiedziałem spokojnie.
- Kurwa... Nie spotkałem takiego.
Myślałem, że teraz, że już... Ale on powiedział „dobranoc” i poszedł do swojego pokoju. Ile on myśli tak jeszcze czekać?
Postanowiłem mu to ułatwić. W końcu za „zakwaterowanie” mnie powinienem mu coś postawić! Zakupiłem piw pewnie na cały miesiąc i parę butelek dobrej wódki.
Przeszkodził nam Karol, nasz brygadzista, który jakoś się przyplątał. Ale jak już był, nie wypadało go wyprosić. Szybko okazało się, ze miał najsłabszą głowę. Popijaliśmy piwko i sączyliśmy drinki. Mieszanka wybuchowa i to mu pewnie pomogło. Praktycznie pół wieczora spędził w łazience wywołując echo w muszli klozetowej, aż wreszcie postanowił wrócić do siebie do domu. Ściągnęliśmy mu taryfę. Gdy zostaliśmy sami, dalej sączyliśmy piwo, pstrykając pilotami od satelity i telewizora. W pewnej chwili Darek trafił na jakiegoś porolna na „Adult Ch”.
- Masz ten kanał? - spytałem zdziwiony.
- Kumpel łamie kody. Mam nie tylko to... Zostawić? - spytał.
- Zostaw...
Akcja filmiku toczyła się w zawrotnym tempie. Dwie dziewczyny zajmowały się jednym przypakowanym kolesiem.
- Ale dupy... - skomentowałem.
- Stare i przypudrowane. Porzygałbym się z taką - odpowiedział.
- Ehe... Racja. Ale kutasa ma dobrego...
- Twój na pewno jest lepszy, o zakład bym poszedł... - rzekł cicho i... poczułem nagle na kolanie delikatny dotyk Darka.
- No... Nie wiem - odpowiedziałem jeszcze ciszej.
- Ale ja wiem...
To wszystko razem rozpaliło mnie do czerwoności. Mój penis już mi się nie mieścił w spodniach, a Darek coraz śmielej szedł dłonią do mojego krocza. Odwróciłem się w jego stronę. Złapałem delikatnie za jego głowę, przybliżyłem swoje wargi do jego twarzy i włożyłem swój język w jego usta. Namiętny pocałunek trwał chyba wieczność. Aż do utraty oddechu. Aż poczułem pewien niepokój. Dotarło do mnie, że to ja pierwszy się zdradziłem, i że całuję się właśnie z nieco starszym ode mnie, ale cudownym mężczyzną. Oderwałem się od jego ust.
- Coś nie tak... Danielku? - patrzył mi w oczy, a rękę już wsunął mi do rozporka.
- Nie! Wszystko jest jak najbardziej OK... ale nie pomyślałbym, że chłopak, w którym się zakochałem od momentu, jak tylko go zobaczyłem, odwzajemni mi swoje uczucia - wyznałem.
- To nie jest żart?
- Nie... - palnąłem, nieświadomy tego, co mówię, odważnie patrząc mu w oczy. Rządziło mną w tej chwili tylko pożądanie jego wspaniałego ciała. A może naprawdę zakochałem się pierwszy raz w życiu? - Pragnę cię...
- Ja ciebie nie mniej, też od samego początku...
- Cicho... Wiem... - odpowiedziałem i ponownie wsunąłem swój język w jego usta.
- To na co czekamy? - spytał z całym swoim wdziękiem
Czułem na swojej twarzy jego zarost. Całowałem delikatnie jego policzki, powieki, czoło. Zjechałem niżej. Pieściłem jego szyję, rozpinając jednocześnie bardzo powoli jego koszulę. Ujrzałem teraz, jak wspaniale wygląda. Znałem ten widok, ale przecież jeszcze go nie dotykałem. Jego tors był po prostu piękny. Darek nie był typem pakera, lecz jego ciało było idealnie wyrzeźbione. Na brzuchu idealny kaloryferek. Chłopak - marzenie. Zdjąłem powoli koszulkę, odsłaniając jego ramiona. Widziałem, że nie są tak silne, jak moje. Czułem na sobie jego dotyk. On również rozpiął moją koszulę, lecz z pośpiechem, zrywając ją niemal ze mnie. Położyłem go na kanapie. Ułożyłem się na nim. Darek był nagi od pasa w górę. Zacząłem błądzić po jego ciele koniuszkiem języka. Zatrzymałem się dłużej na jego sutkach, które stwardniały z podniecenia Lizałem namiętnie jego tors, a moje ręce błądziły po jego ramionach. Zszedłem jeszcze niżej, nie omijając ani skrawka jego gorącego ciała. Wjeżdżałem językiem do każdego zakamarka. Moja głowa znalazła się na poziomie jego pępka, któremu poświęciłem nieco więcej czasu, tym bardziej, że jego włosy łonowe sięgały aż do tej wysokości. Pociągałem je lekko ustami i lizałem namiętnie. Dłońmi delikatnie masowałem jego sutki. Całując jego ciało, dotarłem w końcu do spodni. Rozpiąłem delikatnie guzik, rozsunąłem suwak rozporka. Zsunąłem spodnie z jego nóg. Przed swoją twarzą miałem jego napięte bokserki. Gładziłem jego penisa przez cienki materiał, doprowadzając go niemal do skomlenia. Moje ruchy były coraz śmielsze. Wziąłem w swoją dłoń jego skarb, onanizując go delikatnie przez te cieniutkie majtki. Poczułem, jak bardzo są wilgotne od jego potu i śluzu wypływającego z jego prącia. Nie mogłem czekać dłużej. Zdjąłem jego bokserki. Spod nich wyskoczył ładny, twardy jak stal penis. Był znacznie mniejszy od mojego, ale bardzo mi się spodobał. Wziąłem go w swoje ręce i zacząłem delikatnie onanizować. Żeby rozpalić go jeszcze bardziej, skupiłem się teraz na jego klejnotach. Brałem je całe do ust. Słyszałem, jak Darek dyszy i mruczy na przemian. Pieściłem go tak, jakbym sam chciał być pieszczony. Wargami pociągałem jego włosy łonowe, a rękami gładziłem po wewnętrznych stronach ud. I znów powróciłem do jego ślicznej pałki i zacząłem ją zwyczajnie obrabiać wargami, ustami, językiem - i aż do gardła. Czułem jak pulsuje. Dławiłem się nim nieco, gdy sam rzucał biodrami, ale nie dawałem, za wygraną. Chciałem mu obciągnąć do spermy. Ale Darek nagle odciągnął moją głowę.
- Daj - powiedział. - Teraz ja... - i przejął inicjatywę. Położył mnie na kanapie i od razu zdjął moje dżinsy wraz z slipami.
- Kurwa... Marzenie! - rzekł z widocznym zadowoleniem, biorąc mojego w rękę. - Chyba więcej jak dwadzieścia. Dasz mi go kiedyś dokładnie zmierzyć, co?
- Tak mnie podnieciłeś, że może teraz ma więcej... Dla ciebie wszystko.
Darek obracał mi pałę tak namiętnie, że myślałem, że zaraz eksploduję. Dreszcz nieziemskiego podniecenia przenikał mnie do szpiku kości! Ale jego też! Położył się na mnie. Czułem, jak nasze penisy ocierają się o siebie. Darek wiedział, czego potrzebuję. Powtórzył wszystkie moje ruchy, skupiając jednak najwięcej uwagi na moich klejnotach. Podgryzał je, ssał, pieścił językiem, ustami i dłońmi. Sami, bez słowa ułożyliśmy się w pozycji „69”. Nasze penisy znalazły się w naszych ustach jednocześnie. Czułem, jak moja pała znów jest precyzyjnie obrabiana przez usta i język mojego partnera. Nie pozostawałem bierny. Lizałem jego penisa, sprawiając jemu i sobie ogromną rozkosz... Naraz poczułem ogromny skurcz, jak impuls. Moje ciało zaczęło pulsować. Czułem nieuchronny orgazm. Wygiąłem się, podnosząc biodra w górę i wtedy salwy mojej spermy eksplodowały w jego ustach i na jego twarz. Skurcze były tak silne, że myślałem, że cały wybuchnę. To było coś niesamowitego. Takiego obfitego wytrysku jeszcze nigdy nie miałem, nawet gdy masturbowałem się, oglądając gejowskie pornole. Nie mogłem złapać oddechu, dopóki miłe pulsowanie całkiem nie ustało. Przypomniałem sobie, że uwolniłem z ust jego penisa, gdy stało się jasne, że będę pierwszy szczytować. Ale przecież uprawiałem seks pierwszy raz w życiu! Gdy chciałem się ponownie nim zająć, Darek pociągnął mnie mocno za rękę i wskazał, żebym kucnął oparty plecami o ścianę. I nieoczekiwanie, znów głęboko w swoim gardle poczułem jego penisa. On, nie zważając na to, że się krztuszę, walił mnie w przełyk na całego. Widziałem, ile to mu sprawia rozkoszy. Był rozgrzany do czerwoności. Na jego ciele widoczne były krople potu. Jeszcze bardziej przyspieszył. Nie mogłem wytrzymać tych uderzeń, bo aż jego klejnoty waliły mnie w brodę! Ale też nie mogłem się podnieść... Poczułem, że Darek dochodzi. Nagle, gwałtownie... i poczułem w gardle, na swojej twarzy, a potem na torsie jego spermę. Zakrztusiłem się. Brakło mi oddechu. Oczy mi wylazły na wierzch... Wyplułem jego spermę i odzyskałem oddech, nie mogłem połknąć, jeszcze się tego nie nauczyłem... I byłem zły, że tak mnie potraktował.
Leżeliśmy obok siebie, zdyszani.
- Darek! Co w Ciebie wstąpiło? - spytałem po chwili. - Ja po prostu się dusiłem...
- Myślałem, że... że lubisz ostro - popatrzył na mnie zdziwiony. Chłopak z taką pałą na pewno lubi ostro... Nie lubisz tak?
- Sam jeszcze nie wiem, co lubię. To jest... mój pierwszy raz - wyznałem i wtuliłem się w niego, a on aż się poderwał.
- Sorry... Kurwa... No totalnie mnie teraz zażyłeś... Przepraszam... - powiedział, patrząc mi w oczy; a potem znów zaczął mnie całować. - A teraz tak... To będą przeprosiny.
Darek wylizał mnie wszędzie, gdzie tylko znalazła się choćby jedna kropelka jego czy mojej spermy, jego czy mojego potu. Od razu wybaczyłem mu tę jego niezawinioną brutalność.
Rano, budząc się przy jego boku, pomyślałem, że mój wyjazd z domu na pewno wyszedł mi na dobre. Starzy mają mnie z głowy, a ja ich. Jestem szczęśliwy. Właśnie zacząłem swoje nowe życie i wcale nie tęsknię do tamtego, poprzedniego... I znów przytuliłem się do Darka.
Czując na swoim nagim ciele dotyk ciała Darka, poczułem także ciepło promieni słońca, które wpadały przez okno do pokoju, dając mi do zrozumienia, że wstaje nowy dzień - prawdziwy nowy dzień mojego nowego życia. Nie myślałem już o przeszłości. Nawet nie mógłbym się skupić nad takimi refleksjami, mając obok nagiego Darka. Przepasany na biodrach śnieżnobiałym prześcieradłem, przypominał jakiegoś herosa. O tak! Był to nie tylko bożek, ale prawdziwy bóg seksu! Wtulając się ponownie w jego męskie ciało, wpadłem w stan błogostanu. Było mi tak dobrze! Pomyślałem jeszcze tylko o Marcinie. Byłem ciekaw, jak on wygląda w akcji. Pewnie nie raz na tej samej kanapie zabawiali się razem. Tak mogłem wydedukować, słysząc ich historię z ust roboli. Pewny jednak nie byłem. Żaden z nich do niczego się nigdy nie przyznał. Postanowiłem spytać wprost Darka, lecz oczywiście nie teraz. Było mi zbyt dobrze, żeby narazić tak piękną chwilę na zepchnięcie jej w przepaść zapomnienia. Przytuliłem się jeszcze bardziej i postanowiłem tak leżeć w nieskończoność. Próbowałem ponownie zasnąć, ale coś dawało mi do zrozumienia, że nie powinienem. Było to coraz mocniej grzejące słońce. Czego ono może ode mnie chcieć? Nagle sobie coś uświadomiłem. Otworzyłem oczy i podniosłem telefon z podłogi. Spojrzałem na godzinę... miałem piętnaście minut na dotarcie do pracy! To skutecznie otrzeźwiło moje myśli i wyrwało ze stanu erotycznego uniesienia, jakiego przysporzył mi widok nagiego ciała Darka. Poderwałem się gwałtownie i zacząłem w biegu szukać jakichś ubrań. Pobiegłem do łazienki... Na golenie nie było czasu. Umyłem szybko zęby, opryskałem twarz zimną wodą i ponownie zacząłem szukać ubrań. Najwięcej problemu sprawiły mi slipki i to nie dlatego, że nie mogłem ich znaleźć, ale z powodu mojego penisa, który widocznie wspominał jeszcze gorące usta mojego kochanka. Jakoś musiałem go zmieścić w tych przymałych na niego majtkach. Spojrzałem jeszcze w biegu na mojego misia. Otworzył na chwilę zaspane oczy i z całym swoim wdziękiem pożegnał mnie:
- Pa, kotku!
Podbiegłem do niego i czule pocałowałem w usta.
Spodnie, skarpetki, koszula, buty i już zbiegałem ze schodów, o włos nie zabijając się na nich. Potrąciłem najpierw sąsiada, którego zdążyłem kiedyś poznać, wychodząc po bułeczki na śniadanko. Spojrzał na mnie przenikliwym i złowrogim wzrokiem, po czym zniknął zasłonięty klatką schodową. Na przejściu dla pieszych przebiegłem mimo czerwonego i dlatego usłyszałem kilka niemiłych słów od pewnego kierowcy, który bardzo obrazowo gestykulując, chciał mi dać do zrozumienia, co o mnie myśli, nie mówiąc o tym, że złamałem z tuzin przepisów drogowego kodeksu. Przed samą firmą potrąciłem jeszcze kogoś... Jestem...
Ten dzień zaczął się tak dobrze, przy boku Darka. Potem jednak „kubeł zimnej wody wylanej przez zegarek w zwykłej komórce” zamienił go w sprint w mistrzowskim wykonaniu. Mimo wczesnej pory było gorąco, wręcz duszno. Zbierało się chyba na deszcz. Spóźniłem się tylko pięć minut, pokonując cały dystans drogi od mieszkania do firmy biegiem na własnych nogach. Gdy wczoraj usypiałem w ramionach Darka, nie w głowie mi było ustawianie alarmu w telefonie. Mojego spóźnienia chyba nikt „z góry” nie zauważył. Nawet Hogaty nie było w biurze. Przynajmniej jej donos do Marcina o braku punktualnego podpisu w jej świstkach miałem z głowy. Zastanawiałem się tylko, czy coś jeszcze złego mnie dziś czeka. Wbiegłem do szatni, z której już wszyscy wychodzili do pracy.
- Oj! Danielu! Masz szczęście, że dziś szanowna pani Hogatka przeziębiła nam się troszkę i opuściła swoje stanowisko pracy w celu skonsultowania się z lekarzem lub farmaceutą - przywitał mnie głos naszego zakładowego włochacza, do cna przepełniony ironią. - Cóż cię ważnego zatrzymało i nie pozwoliło ci punktualnie przybyć do tak lubianej pracy?
- Albo kto? - dodał ktoś równie złośliwym tonem, mając zapewne na myśli Darka. Nie dało się przecież nie zauważyć naszych cieplejszych relacji. Wszyscy już dobrze wiedzieli, że dzielę z nim mieszkanie.
- O tej porze roku nasza droga Hogata już zachorowała? - odrzekłem, sprytnie omijając kłopotliwe pytania. - Myślałem, że tacy ludzie nie chorują - próbowałem żartować, aby nie dać im możliwości powrotu do tematu mojego spóźnienia. Udało się!
- Ludzie, to nie człowiek, to nie kobieta! To monstrum! - rzucił Karol, śmiejąc się przy tym, jakby powiedział coś wybitnie śmiesznego.
Napięcie opadło. Chłopcy wrócili do swoich zajęć, jakimi było w tym momencie przebieranie się w robocze ciuchy. Przebrałem się i ja, popychając w tłumie kilkoro kolegów. I wtedy zdarzyło się coś, co sprawiło, że u nich byłem już całkowicie spalony.
- Cześć, Daniel! - przywitał mnie radosny głos Marcina, wchodzącego do pakamery roboli. Zrobiło mi się strasznie głupio. Wszyscy ucichli. W gwarnym dotąd pomieszczeniu teraz można było usłyszeć brzęczenie komara. W naszej szatni było nas chyba ze trzydziestu, a on wparował z wesołym „cześć” skierowanym do mnie! Od razu zdziwiła mnie jego nagła zmiana postawy. Tym bardziej zdziwiła innych.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, nadal trzymając bezpieczny dystans. Miałem wrażenie, że purpurowieję z zakłopotania.
- No coś ty taki ważny się zrobił? Przypominam, że to ja jeszcze tu rządzę - powiedział nieco złośliwie, lecz z widocznym uśmiechem na twarzy.
- W takim razie cześć! - rzuciłem, czując na swoich plecach wzrok dużej grupy mężczyzn, którzy chcieliby pewnie w tym momencie dać mi po mordzie.
- To rozumiem! Lubię takich pracowników jak ty... Muszę z tobą porozmawiać na osobności - dodał, czym przysporzył mi jeszcze więcej zakłopotania.
- Dobrze. Przyjdę do pana za chwilę, dobrze? - odpowiedziałem grzecznie.
- Za chwilę to ty możesz pożegnać się z pracą! Teraz! - powiedział ostrzejszym tonem, obrócił się na pięcie i wyszedł.
Czułem, że muszę szybko dać nogi za nim, żeby uniknąć tego... czego jednak nie uniknąłem.
- Kurwa mać! - rzucił ktoś bezbłędną łaciną, podwórkową rzecz jasna, tuż za moimi plecami. - Co ty!? Trzymasz z nim?
- Z nimi! - poprawił go włochacz.
- Przecież to szef. Muszę iść - odpowiedziałem, świadomy, że w tym momencie zostałem skreślony przez wszystkich w tej szatni.
- Wiesz, że nie o to chodzi! - krzyknął, czerwony ze złości włochaty byczek.
Wyszedłem na korytarz. Wiedziałem, że od tego momentu mogę się już do nich nie odzywać lub w ogóle udawać, że ich nie znam. Zauważyłem jeszcze na końcu korytarza Marcina, wchodzącego do swojego biura, zostawiającego dla mnie otwarte drzwi. Podbiegłem szybko i wszedłem za nim.
- Tak na wstępie: zaraz wrócisz do tej hołoty i powiesz temu niecywilizowanemu łysolowi, żeby się pakował, bo już tu nie pracuje. Siadaj! - rozpoczął rozmowę mój szef.
Pomyślałem sobie, że nawet nie wie, że mój kolega łysy jest tylko na głowie.
- Dlaczego ja? - spytałem podchodząc do wskazanego krzesła.
- To będzie taki pierwszy sprawdzian.
- Chce pan mnie sprawdzić? W czym? - spytałem spokojnie.
- Czy będziesz wykonywał moje służbowe polecenia i czy będę mógł na ciebie liczyć - odpowiedział, szczerząc do mnie bielutkie, zadbane zęby. - Stawiam ci teraz pytanie: wracasz do nich i ponownie zarabiasz tysiaka, harując dwanaście godzin na dobę, czy poinformujesz łysola, że go zwolniłem? - spytał stanowczo, z poczuciem wyższości.
Milczałem chwilę, zastanawiając się raczej nie nad odpowiedzią, lecz nad wyglądem i zachowaniem Marcina. Przypomniałem sobie moment, gdy go zobaczyłem po raz pierwszy, kilka tygodni temu. Przywitał mnie wtedy radośnie i był bardzo miły, ale tylko do momentu, gdy nie powiedziałem wprost, skąd jestem. I tak jakoś nasze stosunki od tamtego czasu nie były najlepsze.
Marcin spojrzał na mnie oczekując wyraźnie odpowiedzi, ale nic nie powiedział. Wstał zza biurka, wzdychając głośno. Gorąco dawało się i jemu we znaki. Ja także czułem, jak wszystko, co mam na sobie, przylega do mokrego od potu ciała. Zastanowiłem się jeszcze chwilę. Do czego ja mam wracać? Przecież nie odejdę od Darka, zamieniając go na trzydziestu heteryków. Pewnie wtedy przyjęliby mnie na nowo, ale zarabiać marne grosze, pracując codziennie dwanaście na dobę?
- Zdecydowanie wolę tę drugą wersję - odpowiedziałem.
- Wspaniale, kotku!
Skręciło mi moje wszystkie wnętrzności. Poczułem ponowny przypływ adrenaliny. „Pa, kotku.” - tak pożegnał mnie dziś Darek. Czyżby powiedział Marcinowi, że się ze mną kochał? Nie! Przecież ma dziś wolne i został w domu. Nie widzieli się jeszcze... Ale mógł już do niego zadzwonić - pomyślałem.
Marcin spojrzał na mnie z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Odwrócił się i podszedł do okna. Bez skrępowania zdjął z siebie mokrą koszulkę. „O kurwa! Ale byczek!” - pomyślałem. Moim oczom ukazał się najwspanialszy w świecie tors. To był dopiero heros! Po prostu wspaniały! „Fuck!” Miałem wrażenie, że stoi przede mną sam Francois Sagat, w którym zawsze się wprost kochałem. Kochałem też oglądać go w akcji z innymi kolesiami. Naprawdę jest do niego podobny. Nawet z twarzy! Nie ma tylko tatuażu na głowie, ale to dobrze... Kotłowało się we mnie milion myśli, a kutas stanął mi od razu! Męczył się tylko skrępowany ciasnymi slipkami.
- No to wszystko. Wolny!
Wyszedłem, zamykając starannie drzwi od biura Marcina. Szedłem powoli korytarzem, bijąc się w pojedynkę z całą armią myśli. Darka znam już trochę. Nie powiedziałby mu. A może to tylko ich powiedzenie?...
Wszedłem do naszej starej pakamery. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a ja, nie dając nikomu dojść do słowa rzekłem:
- Naprawdę chciałbym, żebyśmy dalej byli kumplami. Lubię was. Niestety, muszę ci, Andrzeju, przekazać, że zostałeś zwolniony - powiedziałem oficjalnie do włochacza.
Włochacz zbladł. Naraz wszyscy zaczęli coś mówić, niektórzy nawet krzyczeć, wymachując pięściami tuż przed moją twarzą. Że się zdenerwowali - to za mało powiedziane. Byli na mnie ostro wkurwieni i dlatego nieomal grozili mi!
- Spierdalaj, pedale! - wzburzony Andrzej wystartował do mnie z zaciśniętą pięścią. Nie bałem się. Gdyby mnie tylko dotknął...! Ale ktoś powstrzymał go, przytrzymując za ramię.
- Zostaw, nie warto sobie rąk brudzić. Niech idzie - uspokoił go, po czym z całym swoim wdziękiem zwrócił się do mnie: - Żegnamy, cioto!
Nienawidziłem tych słów najbardziej w świecie. Krew mnie zalała. Tak mówili o mnie w szkole jeszcze przed maturą, wytykając palcami. Myślałem, że wybuchnę.
- Dzięki! Postaram się o to, żebyś i ty wyleciał, młotku! - wykrzyknąłem do gościa.
Nagle wszyscy ucichli. Uświadomili chyba sobie, że mogę mówić poważnie. Nie chcieli się narażać na zwolnienie. Każdy przecież miał jakieś swoje sprawy, utrzymywał własne rodziny. Bez wykształcenia - a kto z nich tu miał jakieś wykształcenie? - nie znaleźliby w tych czasach innej pracy... Ktoś jeszcze zamamrotał coś o cwelu...
Zabrałem wszystko, co miałem w szatni, kierując swoje kroki ponownie do biura Marcina. Wychodząc z nie-mojej już pakamery, prawie zderzyłem się z nim na korytarzu.
- Trzech zwolnij!- wypaliłem zdenerwowany, ale i pewny siebie.
- Tego od cwela i tego od cioty? - uśmiechnął się. - Ok. Wiem, kto to, znam te głosy.
Jasne; podsłuchiwał pod drzwiami!
- Uspokój się już i idź do mojego biura. Załatwione. Powiem Hogacie, żeby przygotowała trzy wypowiedzenia.
- Hogaty dziś nie ma - zauważyłem.
- Racja! Zapomniałem. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Skierowaliśmy swoje kroki do jego biura. Ponownie wszedłem do pomieszczenia.
- To mi się u ciebie podoba! - powiedział i stuknął mnie w ramię. - Naprawdę cię lubię. Miło mi będzie poznać ciebie bliżej... A okazji nie braknie. Od dzisiaj ta nasza szatnia jest również twoją szatnią - pokazał mi drzwi obok. - A skoro zaoszczędzę na tych trzech debilach, to... od teraz podnoszę ci stawkę.
Aż mnie przymurowało do podłogi...
- Wal do szatni, zostaw swoje rzeczy i wracaj do Da... - przerwał, wpadając w zakłopotanie - ...do domu. Masz wolne. Musisz ochłonąć po rozmowie z tymi debilami.
A we mnie nagle jakby obudziło się sumienie. Przypomniałem sobie, jak bardzo plułem sobie w brodę, że przeze mnie wyleciało tych kilku chłopaków, po nocnym wypadku. No, niby nie przeze mnie, bo za wódę, ale to ja zawiadomiłem wtedy Darka.
- Może jednak udałoby się uniknąć tych zwolnień? - spytałem ciszej.
- Po co się nimi przejmujesz? Myślisz, że oni przejmowaliby się tobą? To już postanowione! Nie zawracaj sobie nimi głowy - usłyszałem stanowczą odpowiedź. - Idź już, bo się rozmyślę.
Wracając czułem, że zlany potem potrzebuję relaksującej kąpieli. Nie dość, że w firmie było „gorąco”, to i na termometrach wysoka temperatura. Miałem bardzo mieszane uczucia. W sumie powinienem się cieszyć, że podwyżkę już mam jak w banku - ale z drugiej strony już czułem się zdradzony przez Darka. Dlaczego o nas powiedział Marcinowi? Jak mógł? Oni chyba naprawdę spędzali kiedyś czas na wspólnych męskich igraszkach. Do teraz są ze sobą blisko, skoro Darek powiedział mu o naszej zabawie. Zastanawiałem się, jak podejść Darka, żeby powiedział mi prawdę... Nie byłem jednak pewien, czy mój misio zdradził nasz sekret. Może to tylko zbieg okoliczności, że obaj nazwali mnie „kotkiem”? Sam nie wierzyłem w to, co wmawiałem sobie w głębi duszy.
Wchodząc do mieszkania, od razu zauważyłem nieobecność Darka. No tak, miał coś załatwić w jakimś urzędzie, po to brał sobie wolne. Tymczasem ja wróciłem dużo wcześniej. Od razu poszedłem do łazienki. Rozebrałem się do naga. Odkręciłem kurek. Poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Wziąłem trzy puszki piwa i wróciłem do wanny. Ciepła woda, zimne piwko. To chyba raj. Wszystko byłoby ok, gdyby nie głowa zaprzątnięta Darkiem i Marcinem. Ciekaw byłem bardzo, co ich naprawdę łączyło? A teraz, czy to czasem nie jest jakaś gra z ich strony? Darek był taki przekonujący, gdy mówił, że mnie kocha. Potem to upojne obciąganie. Ach!...
Leżałem w ciepłej wodzie chyba z godzinę. Czasami pobawiłem się swoim penisem, bo trochę zaczął mi „się stawiać”, trochę też jajeczkami. Potem wytarłem swoje ciało i stanąłem przed lustrem. Starłem parę i ujrzałem siebie w całej okazałości. Chyba sam też bym na siebie poleciał... - pomyślałem. I chyba nieźle musi mi już szumieć w głowie, żebym się podniecił patrząc na samego siebie. Wypiłem przecież trzy piwa. Wyszedłem z łazienki. Ubrałem krótkie spodenki i położyłem się na pamiętnej dla mnie kanapie. Jeszcze pachniała naszą spermą i potem. Zdawała się być nadzwyczaj wygodna. Leżałem i myślałem o Darku, o Marcinie, o pracy...
Usłyszałem zgrzyt zamka w drzwiach. Darek wrócił.
- Cześć, misiu! - przywitał mnie uśmiechem.
- Cześć! - odpowiedziałem radośnie i zaraz zastanowiłem się, dlaczego moja obecność go nie dziwi. Przecież powinienem być w pracy.
Darek podszedł do mnie i pocałował mnie w usta.
- O, widzę, że lubisz chmielowe atrakcje - powiedział.
- Lubię. A teraz bym coś zjadł. Gotujemy sami czy zamawiamy pizzę?
- Stałem w kolejce w tym pieprzonym urzędzie kilka godzin. Nie będę stał następnej przy kuchence. Ty chyba też nie jesteś w stanie, więc zaraz zadzwonię do pizzerii. - przekonał mnie do łatwiejszego rozwiązania.
Zgodziłem się bez słowa. Usiadłem ponownie na kanapie i znów poczułem, że pachnie naszą wczorajszą zabawą. Darek zdjął z siebie ubranie i chodził na samych slipkach, bo naprawdę wszędzie było gorąco. Zamówił pizzę. Wziął z lodówki jeszcze dwie puszki piwa i przysiadł się do mnie. Pocałował mnie w policzek.
- Kocham cię, kotku - rzekł, wręczając mi kolejne piwo.
Otworzyłem je i wypiłem kilka łyków.
- Co wy tak dzisiaj z tym kotkiem? - odezwałem się podenerwowanym głosem.
- Nie rozumiem. Jacy my? - spytał Darek, wyraźnie zakłopotany.
- Rozumiesz doskonale! - krzyknąłem. - Myślałem, że naprawdę możemy być razem...
- O co ci chodzi? - dalej pytał speszony.
Ponownie w tym dniu krew wzburzyła się w moim organizmie. Wstałem energicznie. Czułem, jak całe mieszkanie zaczyna nieco wirować. Nie wiem, dlaczego taka mała ilość alkoholu zadziałała na mnie tak bardzo. Nie kontrolowałem się. Wziąłem zamach i uderzyłem go w jego twarz. Darek zatoczył się oszołomiony, zebrał siły i odepchnął mnie z rozmachem. Nie uderzył mnie... Ale to wystarczyło, żebym padł. Piwo, które trzymałem w drugiej dłoni, rozlało się po całej podłodze. Leżałem na zimnej posadzce i próbowałem zrozumieć, dlaczego...
- Musiałeś mu mówić? Zwierzasz mu się ze wszystkiego? Jesteś mu jakoś zobowiązany? - pytałem, dźwigając się z podłogi.
- Uspokój się - powiedział. - Wszystko ci wytłumaczę.
- Pomóż mi wstać - poprosiłem.
- Ileś ty już wypił? - popatrzył na mnie badawczo.
- Cztery, nie całe, bo ostatnie znajduje się teraz na podłodze - próbowałem zażartować, bo zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem.
- W takim razie już ci starczy. Siadaj - powiedział, wtrącając mnie na kanapę, w którą upadłem bez sił. - I nie pij więcej... Dobra! - usiadł obok mnie. - Będę szczery. Wiem, o co ci chodzi i przejdę od razu do konkretów... - poprawił się, przeciągnął, oparł dłonie na oparciu. - Po skończeniu szkoły - zaczął -postanowiłem znaleźć sobie pracę i wyprowadzić się od wiecznie kłócących się rodziców. Wierz mi! Nie chciałbyś mieszkać pod jednym dachem z ojcem alkoholikiem i matką dewotką. Chciałem jak najszybciej się usamodzielnić i zapomnieć o wstydzie, jaki zawsze czułem, gdy wnosiłem do domu zalanego ojca, wspinając się z nim po stromych schodach naszej starej kamienicy. Szukałem ofert pracy. Wtedy każda robota usatysfakcjonowałaby mnie. Usłyszałem od kumpla, że otwierają nową firmę produkującą meble. I tak trafiłem do tego naszego burdelu. Początki były trudne. Traktowano mnie zupełnie tak samo, jak do niedawna ciebie. Po tygodniu chciałem zrezygnować. Jednak pewnego dnia, gdy wyczerpany po ciężkiej pracy poszedłem się umyć, stało się coś bardzo zaskakującego. Był wieczór i wszyscy skończyli już pracę. Tylko kilku kolesiów chodziło jeszcze po hali. Wszedłem pod prysznic. Chciałem się zrelaksować. Myślałem, że nikogo już nie ma. Postanowiłem sobie ulżyć. Waliłem sobie dla przyjemności. Zaangażowany w przyjemne zajęcie, wspominałem o jednej zaliczonej panience. Marzyłem jednak zawsze o prawdziwym męskim dotyku. Zajmując się swoim małym, poczułem nagle na swych plecach czyjąś dłoń. „Może ci pomóc?” - spytał ktoś za mną. To był Marcin. Pamiętam do dziś, jak bardzo mnie przestraszył. Byłem tak zaskoczony jego obecnością i nagością, że nie mogłem wypowiedzieć słowa. Marzyłem o jego ciele od dawna. Zawsze kochałem się w tym porno-modelu Sagacie, a Marcin bardzo mi go przypominał. Pomyśl sam, jak bardzo jest do niego podobny...
W myślach przyznałem mu rację, sam to zauważyłem...
- Marcin wziął wtedy mojego penisa do ręki i zaczął mnie onanizować. Poddałem mu się bez słowa. Stałem nieruchomo, widząc jak na nasze nagie, rozpalone ciała spadają krople wody. On kucnął i zaczął robić mi zwyczajnie laskę. Lizał moje klejnoty z wielkim zaangażowaniem. Wstał i pocałował mnie namiętnie. Przytuliliśmy się do siebie. Oparty o chłodne kafelki na ścianie, czułem jak błądzi swoim językiem po moim ciele. Patrzyłem na jego boskie ciało. Byłem tak podniecony, że nie pamiętałem już o swoim zmęczeniu. Jego klata, bicepsy! Marzenie! Zawsze wiedziałem, że jest lekko przypakowany, nigdy jednak nie widziałem go w całej okazałości. Jego pała ma tyle co moja, ale jest gruba i żylasta. Poczułem to, gdy kazał zrobić sobie laskę. Teraz to on oparty o ścianę, czuł na swoim ciele mój niepewny dotyk. Nie mogłem wyjść z podziwu dla wielkości jego mięśni. Zabrałem się ostro za obciąganie. Wiedziałem, jak sprawić mu przyjemność. Robiłem to, co widziałem na filmach, które oglądałem z ochotą. Gdy włożyłem mu palec w jego ciasną dziurkę, spuścił się, zalewając mnie słonawą spermą. I znów on przejął inicjatywę. Odwrócił mnie plecami do siebie. Nachylił się i włożył swój gorący języczek do mojej równie gorącej dziurki. Jak było mi wspaniale, gdy czułem jego pocałunki na moich pośladkach. Odwrócił mnie ponownie i zaczął obrabiać druta. Tak samo jak ja, włożył mi swój paluszek do mojej dupy, po czym eksplodowałem, nie mogąc utrzymać się na nogach. Oparłem się na jego silnym ciele. Umyliśmy się potem nawzajem. Ja jego, on mnie i poszliśmy do jego biura. Przyznałem się, że jestem gejem i że od zawsze marzyłem o nim, nie mając jednak pojęcia, że też jest homo. On opowiedział mi swoją historię. Był świeżo po ślubie, bo wpadł z jakąś młodą lalą. Zaszła w ciążę. Jego rodzice i rodzice dziewczyny zmusili go do ślubu. Wyprawili wesele, załatwili pracę w firmie. Kiedyś, gdy przypadkowo przechodził obok łazienek, zobaczył nagich chłopaków. Obudziło się w nim pożądanie, z którym kiedyś walczył. Potem podglądał mnie i innych podczas codziennego mycia. W końcu zdecydował się na desperacki krok: przyszedł do mnie, gdy byłem sam w łazience. Pamiętam, że gdy mi to opowiadał, w tym swoim biurze, właśnie zadzwonił telefon. Urodziło się jego dziecko. Musiał jechać... Potem wszystko już potoczyło się szybko. Ja celowo zostawałem dłużej, myjąc długo swoje ciało. Marcin wpadał do mnie pod prysznic, aby się ze mną zabawić. I tak zostaliśmy kochankami. Nikt o nas nie wiedział. Mówił mi, że sprawiam mu tyle rozkoszy, że potem zmuszał się do seksu z żoną, z obowiązku. Podniósł mi pensję. Pomógł mi ze swojej kasy umeblować mieszkanie, które dostałem wtedy po dziadkach... oni woleli podarować je mnie, niż moim rodzicom. Teraz mogliśmy bez przeszkód kochać się u mnie. I robiliśmy to. O ironio! Na łóżku, na którym teraz śpisz ty... Ale to już przeszłość. Ostatnio byłem z nim jakieś pół roku temu. Teraz kocham tylko ciebie. Tak! Zadzwoniłem do niego dziś rano, aby powiedzieć mu, że zakochałem się w tobie. W imię starej przyjaźni poprosił o szczegóły i kilka mu zdradziłem. Przepraszam. Nie dziwię się, że jesteś na mnie zły. Masz prawo. Teraz kocham tylko ciebie. Jeśli chcesz, mogę z nim nie utrzymywać już żadnych kontaktów. Tylko służbowo - zakończył i popatrzył mi w oczy.
Zafascynowany, nie tyle historią Marcina i Darka, co ich wspólną pierwszą zabawą, odezwałem się wreszcie:
- Nie. Zachowuj się wobec niego tak samo, jak do tej pory. W końcu zauważyłby, że go unikasz.. - zachęciłem Darka, chcąc docelowo pobaraszkować również z boskim Marcinem, do czego Darkowi się nie przyznałem.
- Przepraszam jeszcze raz.
- Ja też cię przepraszam - odpowiedziałem, wybaczając mu wszystko. - Nie za mocno cię uderzyłem?
- Nie, to nie był mocny cios - odrzekł z uśmiechem. - Idź spać, bo te piwa dziś jakoś wyjątkowo mocno na ciebie podziałały. Do tego ten upał. Nie wyglądasz dobrze. Porozmawiamy później.
Posłuchałem go. Położyłem się na łóżku i wyobrażałem sobie, co się na nim kiedyś działo. Zdawało mi się, że czuję zapach ich spermy, która pewnie niejednokrotnie tu lądowała.
Przez sen usłyszałem jeszcze dzwonek do drzwi. Pewnie przywieźli pizzę...
Miałem ciekawy sen: śniło mi się, jak Marcin robi laskę Darkowi pod prysznicem, tam, w tamtej łazience, w której od dziś myć się będę i ja.
Pośród dziwnej jak na tę porę ciszy, przerywanej od czasu do czasu brzęczeniem natrętnej muchy, rozległ się denerwujący dzwonek mojej komórki. Wyrwany z głębokiego snu, zacząłem chaotycznie szukać źródła tych coraz wyższych tonów. Przez senne otępienie nie byłem chyba jeszcze świadomy, że to tylko telefon. Przerzucając stertę ubrań z jednego w drugi kąt pokoju, doszedłem do wniosku, że aparat już nie dzwoni. Pozwoliłem memu ciału bezwładnie opaść na łóżko, które przeraźliwie skrzypiąc, wyraźnie chciało mi dać do zrozumienia, że nadaje się już tylko do wymiany na inne. Szczęśliwy z powodu błogiej nieświadomości otaczającego świata, znów momentalnie zasnąłem. Niestety, dzwoniącemu chyba zależało na tej rozmowie, bo telefon ponownie rozdarł się jakimś tandetnym „super hitem” ściągniętym za 2 złote 44 grosze z równie bublowatej strony internetowej. Mając przed sobą perspektywę kolejnego, daremnego zapewne rzucania ubraniami po całym pokoju, postanowiłem zwyczajnie nie odbierać. Na szczęście nikt nie jest obdarzony tak wielką cierpliwością, aby dzwonić w nieskończoność, dlatego też mój niedoszły rozmówca zaniechał chęci skontaktowania się z moją skromną osobą.
Okazuje się, że nawet małe nieszczęścia chodzą parami - najpierw ktoś mnie budzi, teraz, pomimo szczerych chęci, nie mogłem już ponownie zasnąć. Leżąc, zastanawiałem się, jak zrekompensować sobie nieudany początek popołudnia. Od razu naszła mnie ogromna ochota na zabawę z Darkiem. Miałem zamiar bez zbędnego wstępu wpakować mu swoją pałę w jego gorące usta... Zacząłem nasłuchiwać jakichś odgłosów świadczących o jego obecności, ale w mieszkaniu panowała cisza, którą znów przerywało brzęczenie jakiegoś owada. Liczyłem jednak na to, że Darek zachowuje się tak cicho, bo tak jak ja, urządził sobie popołudniową sjestę. Wstałem i skierowałem swoje kroki w stronę naszego pokoju dziennego, gdzie mógł przebywać mój kochanek. Przechodząc obok otwartych drzwi, niechcący kopnąłem jakiś przedmiot, który z dużą prędkością posunął przez cały pokój i wpadł aż pod kanapę, na której jednak Darka nie było. Zbliżyłem się do sofy i podniosłem ją, szukając tajemniczego przedmiotu. Znalazłem dwa długopisy, mały notesik, kilka połamanych paluszków, baterię i mnóstwo okruszków jedzenia, przykrytych widoczną warstwą kurzu - oraz potrącony przeze mnie przedmiot, który okazał się być moją komórką. Podniosłem ją. Uwagę moją przykuła mała paczuszka, która leżała tuż obok. Podniosłem także ją i od razu rozpoznałem: prezerwatywa. Ten widok rozpalił mnie na maxa. Zadziałał jak impuls, który wywołał u mnie ogromne podniecenie. W mojej głowie naraz znalazło miejsce milion myśli i fantazji na temat Darka i Marcina, na którego miałem coraz większą chrapkę. Myślałem o naszej wspólnej zabawie, zastanawiając się, jak by ona wyglądała. Na co ma ochotę, najlepiej wiedział mój kutas, który uwięziony w spodenkach nieustannie dawał znać o swoich potrzebach, wyrażając to ciągłym i mocnym wzwodem. Niczym nie skrępowany ściągnąłem ze swych bioder krótkie spodenki, które założyłem wcześniej wprost na nagie ciało, a to pozwoliło wstrzelić spod nich mojej pałce, która sterczała teraz prawie na baczność, gotowa do najbardziej wymyślnych zabaw z Marcinem. Objąłem ją delikatnie dłonią, czując pod palcami, jak bardzo jest twarda i ciepła, wręcz gorąca. Pulsowała, unosząc się szybko i domagała się zaspokojenia. Zsunąłem do końca napletek, pod którym zebrał się już „męski nektar”, bo tak nazwałem płyn sączący się zawsze w momencie, gdy faceci są podnieceni. Gładziłem lekko żołądź, po czym rozpocząłem klasyczny, powolny onan... Nagle pisk telefonu, który trzymałem w drugiej dłoni, poinformował mnie o dostarczonej wiadomości. Wyrwało mnie to ze stanu erotycznej podniety i sprowadziło z powrotem do pokoju, zamieszkiwanego przeze mnie i Darka. Zdałem sobie sprawę, że stoję nagi pośrodku pokoju, a na stopach mam spuszczone gatki. Założyłem je z powrotem, chowając w nich penisa. Teraz spodenki okazały się dla niego bardzo za ciasne, ale uzmysłowiłem sobie, że każde ubranie założone na mój tyłek, zawsze staje się o wiele za ciasne, gdy tylko mój drągal daje znać o swoich potrzebach. Spojrzałem na telefon, którego postanowiłem właśnie w tym momencie wymienić na lepszy. Porysowany wyświetlacz ukazywał komunikat: „2 nieodebrane połączenia, 1 wiadomość”. Okazało się, że dzwonił - Darek. Utwierdziło mnie to w oczywistym przekonaniu, że nie ma go w naszym wspólnym mieszkaniu. Zastanowiłem się, gdzie może być. Wiedziałem, że nie ma go w pracy, bo dziś wziął dzień urlopu. Wszystkie niewiadome wyjaśniła wiadomość: „Dlaczego nie odbierasz? Tak mocno śpisz? Stary znów coś odpierdolił. Jadę pomóc matce i nie wiem kiedy wrócę. Nie czekaj, wyjdź sobie gdzieś, rozerwij się. Będę późnym wieczorem. Kocham.” Zwróciłem uwagę na to ostatnie słowo. Kocha mnie. A co z mojej strony?
Darek jest naprawdę świetnym kumplem. Uważam go za przyjaciela. Ma dobry charakter, chyba podobny do mojego, bo rozumiemy się doskonale, ale czy go kocham? Tak! Kocham go za jego boskie obciąganie... jego mięśnie, ciało, usta. Co z tego, że obrabia mi pałę z całym poświęceniem, skoro i tak, gdy mi to robi, marzę, by robił to mój szef?... Pomyślałem, że Darek się za bardzo angażuje. Poczułem ogromne wyrzuty sumienia i spojrzałem prawdzie prosto w oczy. Wykorzystuję go, aby być bliżej Marcina. Znów, pieprzony Danielu, krzywdzisz innych. Najpierw kablowanie, potem przyczynienie się do zwolnienia trzech kumpli z roboty i w końcu igranie z czyimiś uczuciami. Nic jednak nie poradzę, że widok mojego przełożonego wywołuje u mnie dzikie pożądanie. Chcę go mieć i tyle! I znów grom z jasnego nieba rozjaśnił mi umysł. To jego kocham! Choć nie znam go tak dobrze, jak Darka, to jednak na każdą myśl o nim czuję te pierdolone motylki w brzuchu i twardą, gorącą pałę, jak mi się pręży w majtkach...
Wróciłem myślami do sma-a. Wygląda na to, że ojciec Darka znów urżnął się jak świnia i zrobił coś głupiego. Ten pomysł Darka z wyjściem i rozerwaniem się spodobał mi się bardziej, gdy przeczytałem wiadomość po raz drugi. Wszędzie indziej będzie działo się więcej niż tu, w pustym mieszkaniu. Dlatego postanowiłem wyjść. Zerknąłem jeszcze raz na telefon. Dochodziła 16:00. Przypomniało mi się, jak dziś rano spóźniłem się do pracy... Było bardzo gorąco. Dostałem chyba jednak awans na „kumpla” Marcina i „przeniesienie” do grona jego VIPów. I od razu dzień wolny. Wróciłem, potem kilka piw (kilka za dużo...) i - poznałem historię znajomości Darka, mojego kochanka z Marcinem, naszym przełożonym. Później zasnąłem, a obudzony telefonem, z trudem zajarzyłem, że mamy popołudnie tego samego dnia.
Pogoda była nadal nie do zniesienia. Duszno i parno. Kiedy wreszcie spadnie ten deszcz? - pomyślałem i poszedłem do łazienki wziąć orzeźwiający prysznic. Myjąc swoje ciało zastanawiałem się, jak spędzić resztę tego upalnego dnia... Wytarłem się w miękki ręcznik i poszedłem poszukać jakichś spodni. Dżinsy. Założyłem je na goły tyłek i poczułem burczenie w brzuchu. Ha! Byłem głodny! Więc postanowiłem najpierw coś zjeść. Odnalazłem jeszcze swoją koszulę, założyłem ją luźno na plecy, nie zapinając guzików. Gorąco zdawało się przybrać na sile, mimo popołudniowej pory i - zmieniłem zdanie. Zbiegając ze schodów miałem już obmyślony plan: zjem coś na mieście, wypiję, potańczę, wrócę i zabiorę się za Darka. Miejmy tylko nadzieję, że wróci przed moim powrotem.
Wyszedłem z bloku i od razu buchnęła mi prosto w twarz fala ciężkiego, upalnego powietrza. Próbowałem dostarczyć memu organizmowi więcej tlenu, ale przy głębokim wdechu poczułem tylko, że powietrze pali mi nozdrza. Kilka kroków po pustej, rozgrzanej jak patelnia ulicy i poczułem jak wszystko, co mam na sobie przylega do mojego ciała. Kropelki potu strużkami płynęły mi po plecach, aż za spodnie, łaskocząc mnie po tyłku, co sprawiło, że znów się podnieciłem. Ciekawe: dzisiejsze popołudnie przysparza mi coraz więcej nowych podniet! Wszystko kojarzyło mi się z seksem, a to z kolei owocowało ciągłym wzwodem mojego penisa. Od czasu do czasu zerkałem tylko na swoje dżinsy, chcąc upewnić się, czy czasem tego dużej wypukłości w kroku nie zauważają ci nieliczni przechodnie, z którymi się mijałem. Ale chyba nie. Wszyscy mieli dość upału, żeby zwracać jeszcze uwagę na kogoś.
Moją uwagę natomiast przyciągnął widok pary jeszcze nieopierzonych nastolatków, która nie zważając na swój wiek i otaczający świat, w cieniu narożnej kamienicy całowała się zachłannie!, połykając swoje języki. Takie szczyle! - pomyślałem. Nic sobie ze mnie nie robili, mimo że się na nich ordynarnie gapiłem. Widziałem, jak ona energicznie masuje mu rozporek, a on już pół łapy wsadził jej na dupę, pod gumę jej różowych majtek. Może się zaraz zaczną pieprzyć na stojąco? Gówniarze... Skręciłem w tę wąską uliczkę, celowo przechodząc obok nich, w uliczkę, którą znałem z czasów moich początków w tym nowym dla mnie mieście. Jej widok nigdy nie był budujący, ale dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo tu brudno. Stare, nieremontowane kamienice sprawiały wrażenie, że ze starości zaraz same się zawalą. Co prawda zapewniały więcej cienia, ale zarazem powodowały wzmożony żar powietrza. Zero zieleni, tylko wszędobylski brud. Niemniej i tu, w tej uliczce, ktoś w coś zainwestował: odmalowana fasada, a na parterze fast-foodowy bar. Tu niegdyś jadałem i tu poznałem bliżej Darka. Zajrzałem przez wystawę i od razu zrezygnowałem z wejścia tu. Lokal przepełniony był mnóstwem spoconych facetów. Wyobraziłem sobie, jak tam musi panować duchota. Co z tego, ze pod sufitem kręcił się ospale jakiś wiatrak. No i - przy jednym ze stolików siedziała ekipa chłopaków z pracy, z mojej zmiany. Ta sama gruba barmanka, brudnymi od ketchupu palcami, podawała hamburgera zniecierpliwionemu klientowi. Była łudząco podobna do Hogaty. Widok ten był na tyle nieapetyczny, że postanowiłem za żadne skarby więcej tu nie gościć. Pochylony, nie chcąc być zauważonym przez któregoś z nieprzychylnych mi kumpli, przemknąłem przed wystawową szybę. Zawróciłem. Mijając kontener na śmieci, zauważyłem za nim tę samą parę tych gówniarzy. Ich widok z jednej strony był podniecający, z drugiej śmieszny. On stał oparty o mur, z głową zdartą do góry, spodnie miał na kolanach, a ona połykała jego małe prącie. Małe, bo widziałem je całe, jak ona je wsuwała i wysuwała spomiędzy swoich niewinnych (pomyślałby kto) słodkich warg. Była tak młoda, że określiłbym ją mianem dziewczynki. Nie wiem, czy skończyła trzynaście lat. Chłopak, trochę starszy, skończył już pewnie całe piętnaście lat i uważał się za zupełnie dojrzałego - ironizowałem. Ten szokujący obraz nie pozwalał mi nazwać ich dziećmi, pomimo że faktycznie nimi byli. Nawet mnie nie zauważyli. On z głową „w chmurach”, ona w całości zajęta swoją „pracą”. Może ten instrument widziała pierwszy raz w życiu i myśli naiwnie, że wszystkie pałeczki chłopaków są takie małe? Bo też ile on tu ma, ze trzynaście centymetrów? Mój Dareczek ma piętnaście, a ten jest jeszcze mniejszy. Ciekawe, czy dziewczynka jest gotowa dać mu dupy? On już ją wali w gębę. Zaraz mogą zmienić pozycję. Jeśli dziewczynka jeszcze nie miała chłopaczka, to taki mały będzie dla niej w sam raz. Zatrzymałem się. Wtedy chłopak uchwycił mnie wzrokiem. Uśmiechnął się! Ale ten wzrok... Jego oczy były zeszklone, szare, a źrenice tak szerokie, że nie miałem wątpliwości: są naćpani! Podszedłem. Oderwałem dziewczynkę od jego ptaszka, chłopaczka złapałem za małego razem z jajeczkami. Kur... jaki twardy! Dobrze by się takim bawiło...
- Do domu, dzieciaczki, tam sobie zrobicie resztę - powiedziałem, ale nie wiem, czy zrozumieli. - Zaraz wyjdzie tu jakiś pijak z baru, wyjebie ci dupę, a ją wyrucha na twoich oczach. Tego chcesz? - dodałem, patrząc mu w twarz. W tej samej chwili zobaczyłem w niej dziwny skurcz i, miętosząc mu małego, nagle poczułem, jak przez moje palce przelewa się jego sperma... Kurw... Spuściłem mu! Wytarłem dłoń w jego koszulę.
- Fajnie... fajnie mi zrobiłeś - wydyszał chłopak, ale od razu dostał ode mnie klapsa w gołą dupę. Pokazałem mu, że ma wciągnąć spodnie, a on od razu nieporadnie się tym zajął.
- Wiesz, gdzie on mieszka? - zwróciłem się do małolaty, patrząc w jej rozmydlone oczy. Zaprzeczyła ruchem głowy.
- To idźcie do dupy! Ale spierd... mi stąd, i to już! - podniosłem głos.
- No dobra, dobra... - nieoczekiwanie zgodził się chłopak, i z krzywo zapiętymi guzikami rozporka złapał dziewczynę za szyję i w tym uścisku powlekli się dalej. Jeszcze się odwrócił: - Dałbym ci dupy - powiedział - bo chyba umiesz to robić. Chodź z nami. Ona też by chciała... i miałaby dobrze...
Co za tupeciarz! - pomyślałem. „Ona” nie zareagowała. A ja... z trudem mieściłem pałę w spodniach. Takiego gówniarza bym nie ruszył, na pewno! A tym bardziej taką małolatę.
- Innym razem - odpowiedziałem, nie wiem po co... i patrzyłem, jak oboje znikają za rogiem kamienicy.
Poprawiłem fiuta. Ku... Jak mi stoi! Nie wytrzymam... Zamarzyłem o morskiej bryzie, która mogłaby chłodzić moje nagie ciało, a obok na plaży - nagi Marcin... I nikogo więcej. Ani żywej duszy. Tylko my zajęci wyłącznie sobą... Ale - stop; i powrót do rzeczywistości...
Kończąc frytki w dużo bardziej schludnej, choć też szybko-obsługowej restauracji znanej marki, rozmyślałem o swoim dawnym życiu. Nie udało mi się jednak o nim całkowicie zapomnieć. Byłem ciekaw, co u rodziców. Jak firma ojca? Co ze zdrowiem mamy? Chyba nikt z nas, nie jest w stanie od tak, po prostu odseparować się od wspomnień. Może oni też martwią się o mnie? Nie mogą zadzwonić, bo mam nowy, nieznany im numer... Kiedyś wykonam ten telefon, ale jeszcze nie dziś - postanowiłem i wstałem, zmierzając ku wyjściu. Wychodząc z klimatyzowanego pomieszczenia, ponownie poczułem falę ciepła, która uderzyła we mnie taką siłą, że zrobiło mi się niedobrze, i poczułem, że zaraz zacznie boleć mnie głowa.
Jego widok na przeciwnej stronie ulicy, sprawił, że niemal upadłem. Kolana się same pode mną ugięły. Na dworze było już szara, więc czy to aby na pewno on? Tak! To mój heros! Wyszedł właśnie z jakiegoś sklepu i w pośpiechu podążał gdzieś wzdłuż ulicy. Raz kozie śmierć! To nie może być przypadek. To na pewno los sprawił, że go tu spotykam. Przeskoczyłem barierkę oddzielającą chodnik od jezdni i nagle jakiś usłyszałem przerażający klakson i pisk opon. Na szczęście zrobiłem szybki unik i znalazłem się z powrotem przy krawężniku, nie pozwalając się staranować się jadącej furgonetce. Facet za kółkiem rzucił mi przez okno niezła wiązankę, ale miałem w dupie. Rozejrzałem się szybko. Na moment straciłem go z oczu... Nie! Nadal jest po tamtej stronie! Rozglądając się tym razem na prawo i lewo, przebiegłem jezdnię w niedozwolonym miejscu. Uradowany, że pozbędę się ciężaru tajonych uczuć, podbiegłem w jego stronę, ale Marcin wsunął się do swojego samochodu niczym królik do nory i odjechał... Naprawdę się wkurzyłem! Było tak blisko!
Wciąż niedowierzając, że chwilę wcześniej widziałem Marcina - i nic z tego nie wyszło! czyli punkt pierwszy mojego planu nie wypalił, przystąpiłem do realizacji dalszych jego punktów. Punkt dwa: alkohol. Znałem miły klub, znajdujący się nieopodal miejsca, w którym właśnie byłem i tam właśnie wylądowałem. Bardziej gruby, niż przypakowany bramkarz miał chyba bardzo dobry dzień, bo wpuścił mnie bez pobierania za wejściówkę. Machnął tylko ręką i wskazał stojące otworem wejście, z którego płynęła głośna muzyka techno. Był wczesny, wciąż niemal upalny wieczór, a dyskoteka już pękała w szwach. Tłum rozbawionej młodzieży skakał nie zawsze do rytmu miksowanego przez DJ-a utworu, ale najważniejsze było to, że się dobrze bawił. Zająłem ostatnie chyba wolne miejsce przy barze i zamówiłem piwo. Sączyłem je powoli, rozglądając się za seksownymi chłopakami, którzy na moje nieszczęście zajęci byli tylko dziewczynami. Gazowany napój z jęczmienia, chmielu i czegoś tam jeszcze wspaniale chłodził moje całe rozgrzane ciało, toteż poprosiłem o drugą, potem o trzecią butelkę.
Wtedy podeszła do mnie jakaś młoda lala i zapraszającym gestem wskazała mi stolik, przy którym siedziały jeszcze jej dwie koleżanki. Czwarte krzesełko było wolne. Nie miałem ochoty na rozmowę z żadnym przedstawicielem, sory: przedstawicielką płci przeciwnej, ale nie chcąc wyjść na nieokrzesanego dupka czy, delikatniej mówiąc, wstydliwego durnia, przyjąłem zaproszenie. Zabierając ze sobą kolejne piwo, przysiadłem się do już pełnego butelek i pustych szklanek stolika. Na przywitanie rzuciłem jakiś tani dowcip, co wywołało u wszystkich dziewczyn wybuch piskliwego śmiechu. Co jest u diabła? - pomyślałem. - Czy jestem jakiś wybitnie zabawny, czy natrafiłem na kompletne idiotki, które ze wszystkiego mają bekę? Czułem, jak krew coraz szybciej krąży w moim ciele. Pociągnąłem kolejny łyk piwa i - chyba straciłem rachubę czasu, miejsca i akcji... Dziewczyny, już na mocnym rauszu, wyciągnęły mnie na parkiet. Gdybym był heterykiem, pewnie nie odpuściłbym żadnej. Okazja była, jakich mało. Tylko co z tego, skoro żadna z nich mnie nie kręciła. Tańczyłem i piłem kolejne piwa. Laski otaczały mnie z każdej strony. Tańczyłem z każdą na przemian, a one walczyły ze sobą o najdogodniejszą pozycję, najbliżej mnie. Pijany, z przepełnionym pęcherzem, poczułem naglącą potrzebę oddania sporej ilości moczu. Przeprosiłem, wychodząc z parkietu wprost do WC... Wszystkie pisuary zajęte. Więc kabina. Na szczęście była wolna... Kończyłem w poczuciu ogromnej ulgi. Tylko wciąż kręciło mi się w głowie, a w uszach słyszałem szum i ryk głośnej muzy. Nagle, zapinając rozporek usłyszałem:
- Nie chowaj go tam...
To był żeński głos! Odwróciłem się gwałtownie.
- To chyba męski kibel! - powiedziałem... Tuż za moimi plecami stała ta blond laska, z którą przed chwilą tańczyłem.
- Kotku, kto by zwracał uwagę na takie drobiazgi... Wyprosisz mnie? - natarła na mnie biodrami, popychając mnie w głąb kabiny.
- Opanuj się, dziewczyno...
- Jestem opanowana. To ty wyluzuj.
- Sory, chyba za dużo wypiłaś. Ja też... Oboje za dużo... Muszę lecieć..
- Nie spiesz się tak - wsadziła mi łapę w niedopięty rozporek, miętosząc moje prącie. Wyjęła je, kucnęła i usiłowała wziąć je do buzi. Szarpnąłem biodrami, ale byłem uziemiony: oparty plecami o ściankę kabiny, nie miałem możliwości ucieczki. Chyba, że bardzo brutalnej ucieczki, z położeniem jej na posadzce i stratowaniem... Przyssała się. Wessała go, ile mogła. Nie wierzyłem własnym oczom. Nie miałem pojęcia, że takie laski same się tak poniżają, że bez słowa zachęty same pakują się facetom do łóżka.
- Mmmm... wspaniały jesteś, kotku... - mruczała, patrząc jak moja żyła gwałtownie się prostuje.
Jej słowa jeszcze bardziej podbudowały moją samoocenę. Czy ja się tym laskom podobam? - myślałem, wpatrując się w jej pochyloną głowę, która już pracowała rytmicznie, ustami posuwając moją pałkę. Nie pamiętałem, czy Darek robił mi z takim namaszczeniem, jak ta blond lala.
Przerwała. Podniosła się z klęczek.
- No, kotku, moja muszelka czeka na twojego zdobywcę... - wyjęła z kieszeni kondoma, zębami sprytnie rozerwała opakowanie - a ja... w tej samej chwili oprzytomniałem. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, za włosy podniosłem ja w górę, wydarłem kondoma z jej dłoni, rzuciłem go w kąt kabiny, pałę w tej samej sekundzie, chociaż z trudem, wsadziłem do spodni...
- Nic z tego, mała. Jestem zajęty... - wyrzuciłem suchymi z emocji wargami.
- Przecież ona się nie dowie - lala po chwilowej konsternacji odzyskała pewność siebie, ponownie próbując się dostać do mojej pały.
- Powiedziałem nie! - krzyknąłem i z kopa otworzyłem drzwi kabiny. Wyparowałem jak z procy, w biegu poprawiając stojącą w spodniach pałę.
Od razu na zewnątrz, na ulicę, w uliczny mrok. Noc. Ciemno i pod nogami, i w głowie. Pod nogi docierają jeszcze rozproszone smugi nielicznych latarni. Do głowy - nic już nie docierało.
Byłem napruty. Byłem narąbany w trzy dupy! Sam nie wiem, skąd wziąłem w sobie jeszcze tyle siły i odwagi, żeby tej pieprzonej lali odmówić. Czy dlatego, że z żadną dziewczyną nie miałem seksu - i z żadną nie chcę go mieć? Może... Ale czy byłem zdolny o tym myśleć? Nie... Z trudem chwytałem równowagę, potykając się o nierówności chodnika. Umysł jednak miałem w miarę trzeźwy. Już w dupie miałem kolejne punkty mojego misternego planu. W ch... z nim! Teraz chciałem się jak najszybciej znaleźć w mieszkaniu... Światła sklepowych witryn oślepiały mnie. Coś było ze mną nie tak... Czułem się jak we śnie. Zacząłem myśleć o Darku. Moja głowa od dłuższego czasu zaprzątnięta była nim i Marcinem, którego dziś przypadkowo spotkałem. Teraz nie miałem już nawet pewności, że to był on. To zakrawało na psychozę. Ciągle podniecony, spragniony, a w głowie dwie osoby. Niezaspokojony. Nie myślałem o niczym innym. Nie umiałem...
Moje nogi same zaniosły mnie do mieszkania. Ciemno. Na klatce schodowej nie działało światło.
...To się dziś zdarzy. Zrobię to pierwszy raz. Oddam mu się cały. Nie skryję żadnego skrawka mojego ciała. W mieszkaniu będzie Darek. Będę się z nim kochał. Całą noc... - myślałem. Zacząłem mimowolnie drżeć. Ze zdenerwowania? Z podniecenia? Pewnie z jednego i z drugiego. Złapałem za klamkę, pociągnąłem, ale drzwi nie ustąpiły. Włożyłem rękę w kieszeń, wyjąłem klucz i usłyszałem jego brzęk, jak uderzył o betonowe lastryko. Z trudem się schyliłem. Po omacku szukałem go dłonią. Znalazłem. dopiero po dłuższym poszukiwaniu, mając całą dłoń upapraną kurzem i zwykłym brudem klatki schodowej. Trafić tym kluczem do zamka - też było dla mnie nie lada wyzwaniem...
Wszedłem. Na palcach. Typowy odruch pijaka. Żeby nikt nie słyszał. A kto miałby mnie usłyszeć? Przecież nikogo nie ma... Od razu do pokoju. Tylko dojść do łóżka i tak się po prostu walnąć się w nie, bez czucia...
... Nieprawdopodobne? Irracjonalne? Głupi wymysł mojej wyobraźni? Nie... Bez względu na to, co widzę - stoję... Chwieję się na nogach. Ale co tam nogi. Oczy. Bo one widzą. A widzą właśnie coś nieprawdopodobnego, irracjonalnego... Może to jednak nie oczy? Może to moja fantazja, wyobraźnia, może to urojenia niesprawnego umysłu, który sam rysuje sobie takie obrazy? Tak... To wymysł. Głupi wybryk pijackich szarych komórek... Darek i Marcin? Bo to ich widzę... Ich nagie ciała są jak ziszczenie marzeń niejednej dziewczyny - i niejednego chłopaka. Oni rozumieją się świetnie. Oni znają swoje ciała. Są świadomi swoich potrzeb. Doprowadzają się do skomlenia... To wszystko na moich oczach... Zdziwienie? Nie, to był prawie szok. To nie moja fantazja, to nie fatamorgana. To - rzeczywistość...
Darek leżał na plecach z kolanami podgiętymi na klatkę piersiową. Na jego uda napierały umięśnione ręce Marcina, a korzystając z nieograniczonego dostępu do reszty jego ciała, Marcin ruchał go jak zawodowiec. Darek miał zamknięte oczy i skomlał pod każdym jego energicznym ruchem. Czoło miał zroszone kropelkami potu. Na twarzy co chwilę pojawiał się grymas lekkiego bólu mieszającego się z rozkoszą, dolna warga przygryziona zębami. Jego ręce pieściły tors i ramiona szefa. Zdałem sobie nagle sprawę z tego, że ten właśnie na mnie patrzy i uśmiecha się, głośno dysząc, a jego pośladki wciąż płyną w tym samym równym rytmie, w górę i w dół, w górę i w dół.... Pochylił się nad głową Darka i szepnął mu coś do ucha - i żadnej innej reakcji. Nic się nie zmieniło. Nikt niczego nie próbował mi tłumaczyć, niczego wyjaśniać. Zresztą, po co? Wszystko było jasne...
- Chodź... - Marcin wyciągnął do mnie dłoń, nie zaprzestając bezczelnego ruchania Darka. Jakby był dumny z tego, co robi i że ja to widzę... Patrzyłem, jak doskonale jest zbudowany, jakie ma harmonijne pośladki, jak nimi pięknie - rzekłbym: wspaniale, cudownie! porusza... Widziałem grubego, lśniącego kutasa, który na moment wyłaniał się i na powrót ginął we wnętrzu Darka... Patrzyłem... Wszystko widziałem - i nic nie rozumiałem... Oni też na mnie patrzyli, bez żadnego skrępowania, zakłopotania, po prostu bezczelnie, z kpiącym uśmiechem na twarzach...
Wiem... Powiecie: bajka, marzenie. I nie miniecie się z prawdą. To przecież bajka. Bajka kilku tygodni mojego nowego życia...
Byli w domu. Zupełnie tak, jakby przez cały ten czas czekali na mnie. Jakby już wielokrotnie podchodzili do okna i niepokoili się, że jeszcze mnie nie ma. Wiedza, że za chwilę powinienem się wyłonić zza zakrętu... Dostrzegli mnie przez okno. Ja też ich zobaczyłem...
Matka ze łzami w oczach... Ojciec - głęboko w piersi hamując swój wybuch emocji; może radości? patrzył mi prosto w oczy... Pierwsze słowa, urywane wpół sylaby... Zbędne. I zbędne gesty... Wreszcie ramiona...
Obejmowali swojego syna marnotrawnego, który jednak wrócił.
Nie mogłem inaczej... łzy same pociekły mi po policzkach. Troje dorosłych ludzi wypłakiwało się wzajemnie w swoich ramionach...
I jedno, tylko jedno słowo, wypowiedziane przez nas w tym samym czasie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki:
- Przepraszam...
Ken_gay