Nowe życie Zbigniew Prochowski Wstęp Cykl tekstów "Nowe Życie" jest nowatorskim spojrzeniem na rozwój duchowy i jego rolę. Jasno pokazuje niezrozumiałe, przez wielu uznanych nauczycieli, nauki, które powielane tworzą wiele nieporozumień, a zrozumiane kładą solidne podwaliny pod naszą indywidualną praktykę. W tekstach tych szczególny nacisk położony jest na efekt naszej pracy. Efekt natomiast, to suma kilku czynników, które muszą wystąpić, mianowicie: jasność tego co robię, zrozumienie, wyobraźnia, która wykracza ponad to, co znane, i intuicja. Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że są to elementy świadomości, jaki bowiem byłby rozwój bez świadomości? Jakże wielu nauczycieli kultywuje bezrozumny rozwój, mówią: "ćwicz, praktykuj, a zrozumienie przyjdzie później", tak, z oprzytomnieniem i poczuciem oszukania. Teksty cyklu "Nowe Życie" wykraczają ponad przeciętność, czasem bulwersują, czasem odpowiadają na dawno zaistniałe pytania, innym razem pozwalają zadać kolejne, ale nigdy nie pozostaną beznamiętne, a to dopiero początek. Całym sercem zachęcam do zapoznania się z tymi niecodziennymi tekstami i chciałbym, aby natchnęły Cię one do własnych poszukiwań. Mimo, iż wszyscy mamy te same pytania, to każdy musi zadać je sam. Coś o mnie Rozwojem duchowym zajmuję się już 11 lat, powoli pnąc się po szczeblach "tajemnic" i mając coraz więcej mistycznych przeżyć, zacząłem jasno widzieć dokąd to zmierza. To oczywiste można by rzec i pozostawić bez refleksji. Nauczyłem się jednak jednej cudownej i jakże trzeźwiącej praktyki od Osho, chyba nie muszę go szerzej przedstawiać? Wątp!!! Oto lekcja jaka dała mi wyzwolenie od tego co nierzeczywiste, co budowało tylko moje wyobrażenia o sobie. Potem pojawiły się książki "Rozmowy z Bogiem", one to jasno pokazały mi prawdziwość moich przemyśleń i pchnęły na grunt, jakiego nie znałem. Od kilku już lat prowadzę warsztaty, stałem się nawet współautorem kilku książek. Jestem też dyplomowanym Regreserem Regresinguâ niehipnotycznego z uprawnieniami zarówno do prowadzenia indywidualnych sesji, jak i grupowych warsztatów. Jednak najłatwiej poznasz mnie w moich tekstach, na warsztatach, na które Cię zapraszam, w rozmowach na żywo. Poznajmy się! Spis tekstów:
Samoświadomość Marzyciel albo szaleniec, tak najprawdopodobniej pomyślisz, jak zaczniesz czytać ten tekst. Mam jednak nadzieję, że zmienisz zdanie, gdy go skończysz. Pierwszą reakcją, jaka pojawiła się u mnie, gdy zaistniał mi w głowie pomysł spisania tego, czego doświadczam, to była obawa. Dlaczego?... Wszystko stanie się zrozumiałe w dalszej spisanej części. Jestem ciekaw, jak zostanie odebrane to, co mam do powiedzenia. Zdaje sobie sprawę, że to nie popularne i odbiegające od powszechnie przyjętych oczywistości dotyczących rozwoju duchowego. Jednak do odważnych świat należy. Coraz oficjalniej w różnych artykułach podawane jest, że aby coś osiągnąć, trzeba działać niekonwencjonalnie. Łamać powszechnie przyjęte reguły i wytyczać nowe ścieżki. Zatem czemu nie odrzucić przez wieki powielanej doktryny rozwoju duchowego?... Boga?... Wstrząsnęło?... a to dopiero początek. W kilku już tekstach pisałem o boskich zasadach, tutaj też poruszę ten temat, trzeba go bowiem pokazywać z różnych stron, aby stał się jasny i zrozumiały dla wszystkich. Jednak najpierw słówko o podstawowej przeszkodzie, która to jest sprawcą całego tego pomieszania z rozwojem. Istota składa się z trzech części: ducha, umysłu i ciała. Rzecz w tym, że patrzymy na wszystko z poziomu ciała. Patrzymy oczami i to one zaćmiewają nam jasne widzenie całości. Więc stworzyliśmy sobie techniki, aby podniosły nas o poziom wyżej i osadziły w umyśle, aby tam poznać ducha. Paranoja!!! Co niektórzy zaczęli dostrzegać, że człowieka otacza aura o różnej częstotliwości, więc na pewno to, co jest najwyżej, to Bóg. I tak zrodziła się cała praca nad sobą. Jednak przyglądając się temu bliżej i poznając różne z tych "ciał", łatwo można zauważyć, że one nie myślą, nie mają woli i nie ma w nich żadnej dodatkowej boskości, prócz tej, jaka jest we wszystkim. Nasza aura to produkt umysłu, więc na próżno szukać tam Boga. A więc znów fiasko... Jesteś całością, czyli i ciałem, i umysłem, i duchem. Nigdy nie było inaczej. Twój duch nadaje istnienie, umysł stwarza to realnym na tym planie, a ciało doświadcza. Boskie zasady to nie prawa dążące do tego, abyś stał się doskonały, tylko doskonałe prawa działające w doskonałej istocie. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że wierzenia o braku doskonałości to bzdura. Najwyżej co można powiedzieć, to że brakuje nam wiedzy o sobie, a nie doskonałości. Zaraz to rozjaśnię. Dotychczasowe nasze wierzenia zakładały, że jesteśmy jacyś niekompletni, ułomni i chorzy. Więc to podważmy, obalając ten mit. Myśląc tak o sobie, wchodzimy na ścieżkę rozwoju duchowego, która zdaje się potwierdzać te wyobrażenia. Mówi ona bowiem: "tak, jesteś właśnie taki, ale dzięki technikom podniesiesz swoją samoocenę i już". Zaraz, zaraz, gdzie tu świadomość jedności z Bogiem?... Czyli, że najpierw jestem synem marnotrawnym, a dzięki oddawaniu się różnym praktykom, powracam do domu ojca... hmm... a gdzie tu jedność z Bogiem?... A może nigdzie nie odeszliśmy?... Zamknęliśmy tylko oczy i krzyczymy: "kto zgasił światło!!!". Zapewne powiesz, że praktyka duchowa koncentruje umysł na Bogu i potem się oświecasz... hmm... więc czym jest ciało?... ciężarem?... a gdzie świadomość jedności z Bogiem?... Wstrząsnęło?... Coś tu nie gra, prawda?... gdzieś jest błąd. I znów trzeba pisać: jesteś i ciałem, i umysłem, i duchem jednocześnie i nie inaczej!!! Dobrze, zatem odrzućmy doktryny rozwoju duchowego - przynajmniej do końca tego tekstu - i popatrzmy inaczej na świat i na siebie. Aby zrozumieć to, co piszę dalej, musisz patrzeć inaczej, w przeciwnym razie możesz utracić sens moich słów. Najpierw przyjrzymy się umysłowi, wierzenia o nim stanowią nie lada przeszkodę. Do tej pory oczywiste było dla Ciebie, że umysł trzeba uzdrowić, więc rozłóżmy to na czynniki pierwsze. Czym jest umysł, który chcemy uzdrawiać?... Jak myślisz?... Przecież chcąc go uzdrawiać, zapewne wiesz, co uzdrawiasz, prawda? Niech zgadnę, nigdy się nad tym nie zastanawiałeś... cóż, nie Ty jeden. Ale jakim cudem chciałeś być skuteczny, nie znając obiektu swojej pracy?... A czym są myśli?... To też powinieneś poznać, chcąc się nimi posługiwać. Jednak moje pytania zadam inaczej: jaka jest rola umysłu, a jaka myśli?... To ważne pytanie, ponieważ ono pozwoli Ci zrozumieć hierarchię. Najpierw w duszy są myśli, a dokładniej - idee. Świadomie wybierasz je jako chęć doświadczenia, potem one przybierają inną postać w umyśle, tutaj nabierają innych cech, stają się obrazami i emocjami, dalej to już materializacja w świecie. Więc jesteś całością, tak jak to pisałem wcześniej. Całość Twojej istoty doświadcza i dopiero doświadczenie pozwala zweryfikować jakość naszych wyborów. Im "starsza dusza" tym ma więcej doświadczeń, więc jest mądrzejsza, jednak nigdy się nie narzuci, zawsze pozostawia wolny wybór Twemu "ego". Dusza czeka, aż się do niej odwołasz, wtedy udzieli Ci pomocy. Ona wie kim jest, jednak to doświadczenie z umysłu i ciała pozwala się jej samookreślić. Wracając do teorii uzdrawiania umysłu, co tu uzdrawiać?... Przecież to doskonale działająca fabryka, produkująca to, co chcemy. A więc myśli?... Uzdrawianie myśli też jest obłędem, co można uzdrowić?... Myśli się nie uzdrawia, tylko określa jaśniej, czego się chce, odwołując się do świadomości duszy... Ale to nie uzdrawianie, tylko konkretyzacja połączona z jasnością zamiarów. Tu nie ma nic do uzdrawiania!!! Zamiast tysiąca technik, zacznijmy używać rozumu, to prostsze i skuteczniejsze. Pochopne używanie pewnych sformułowań nastręcza tylko pomieszania. Kolejną bzdurą jest wierzenie, jakobyś został strącony do ciała. A któż to taki Cię strącił? Przecież jesteś całością, a nie częścią. Istnienie w materii traktowane jest jako kara, fatum karmiczne etc. Jest jednak inaczej, sam chciałeś doświadczać i dlatego powstał ten plan. To nie żadna kara, ani karma Cię tutaj trzyma, tylko brak wiedzy i lęk przed porzuceniem obecnej tożsamości. Wszystko, czego doświadczamy, jest boskie, zostało bowiem stworzone dokładnie tak, jak siebie określiliśmy. To bowiem kim wierzymy, że jesteśmy, wywołuje taką materializację. I znów nie ma czego uzdrawiać, bowiem doświadczamy w doskonały, zdrowy sposób dokładnie tego, co sami wybraliśmy i tego, kim siebie określiliśmy. Tak, tak, dokładnie tak to wygląda, boska zasada działa zawsze, ponieważ nie jesteśmy od niej oddzieleni, więc nasze wybory, choćby najbardziej nieświadome, są realizowane ze szwajcarską dokładnością. Chcąc zmienić cokolwiek, musimy stać się kimś innym, aby nasze doświadczenie było adekwatne do tego, kim jesteśmy. Jesteśmy całością, Twórcą i doświadczeniem, obserwatorem i weryfikatorem. Błąd w rozumieniu polega na tym, że w szaleństwie oddzielenia, stworzyliśmy sobie Boga i nadaliśmy mu pewne cechy, określając go jako kochającego, dobrego, świetlistego. A co, jeżeli tak nie jest?... Co, jeżeli Bóg to wszystko, co istnieje, więc każde doświadczenie choćby i najboleśniejsze?... A cel istnienia to zabawa, to doświadczanie siebie samego, jesteśmy przecież nieśmiertelni, wszystko stoi u naszych stóp, choć możemy tego nie widzieć. Jednym jednak znudziło się już w kółko doświadczać tych samych błędów i oni pragną czegoś innego: światła, pełni, doskonałości, prawdy, podczas gdy reszta jeszcze nie zauważyła, że kręci się w kółko. My się nie rozwijamy, tylko samookreślamy, przypatrz się temu, a sam to zauważysz, nigdy nie wierz, wiara jest zgubna, sprawdź!!! Może Cię nurtować pytanie: dlaczego więc niby chciałem doświadczać cierpienia, biedy, samotności?... A co, jeżeli to, co określamy z obecnego poziomu w ten sposób, nie jest dokładnie takie, patrząc z innego poziomu? Nie, nie pomieszało mi się, spokojnie. Trzeba się tylko cofnąć pamięcią dość daleko, dzisiaj bowiem doświadczamy działania karmicznego, przywiązania do tego prawa. Wyborów wynikających z naszego "ego", a nie z podszeptów duszy. Jednak jak się zastanowisz, to jasne się stanie, że tylko poprzez oddzielenie od miłości i światła i powrotu do niego, można go doświadczyć, czym to naprawdę jest. Gdybyś ciągle trzymał w ustach coś słodkiego, po pewnym czasie zatraciłbyś smak. Gdybyś po kilku latach, odrzuciwszy to wcześniej, powrócił do słodkich rzeczy, doświadczyłbyś, czym jest słodycz. Dla jasności podsumujmy to, co przeczytałeś. Jesteś całością - ciałem, umysłem i duchem - Bogiem. Tworzysz sobie swój świat i doświadczasz go. Rozumiem, że możesz się buntować i myśleć, że mi się pomieszało, cóż. Może ciągle nie wierzysz mi, że świadomie mogłeś wybrać nieprzyjemne doświadczenia. A jeżeli z założenia miało być tylko oddzielenie, reszta to produkt, skutek, zabawa. A utrata świadomości kim jestem, podkręciła tylko cały ten proces. Dalsze losy to już samo życie, jakie znasz. Walka o miłość, ciepło, rozwój, który miał zaprowadzić do Boga. Rozwój stwarza Boga, na rzecz doświadczenia go i powrotu do niego. Ale nie ma gdzie wracać, ponieważ nigdy nigdzie nie odchodziłeś, w każdej chwili jesteś całością i nigdy nie było inaczej. Problem polega na braku wiedzy kim jesteś, a nie w pracy nad sobą. Jeżeli ciągle nie wierzysz mi, że można świadomie wybrać cierpienie zamiast czegoś znacznie lepszego, to polecam poddanie się sesji "droga życia". W niej to doświadczysz, jak rezygnowałeś z dobra, miłości etc. Na rzecz... właśnie czego?...
Patrzysz oczami, a to pokazuje perspektywę - ścieżkę, której nie ma... Działaj niekonwencjonalnie. Często, jak rozmawiam z ludźmi, wyjaśniając im, co mogą robić, jak inaczej działać, mówią mi: "boże, właśnie tak to czułem, tylko nigdzie o tym nie piszą". Bo nie piszą, mało kto to rozumie, szaleństwo związane z rozwojem duchowym i inicjowanie się we wszystko, przypomina trochę czasy z Atlantydy, gdzie ludzie też tak szaleli. Jak się to skończyło, dziś już wiemy, wielkim bum... Próby utrzymania starego porządku i opozycyjna siła przejęcia władzy przez "buntowników" sprawiły, że to, co było dla zwykłych ludzi podporą, przestało ich wspierać, zaczęło ciążyć. Trochę to przypominało lata 80- te w Polsce, gdzie Solidarność przejmowała władzę nad "Starym porządkiem". Wtedy też nagle w społeczności obudziło się pragnienie poznania tajemnic, okultyzmu, inicjowanie się we wszystko itp. Wszystko to z powodu lęku, brakło stabilnej podpory, nawet jeżeli ta podpora była tylko złudzeniem utrzymywanym hipnotycznie. Trzeba podążać za własną intuicją, za własnym sercem i bacznie patrzeć, wyciągać wnioski, jasno weryfikować cenę. To nie jest sielanka, ale nikt nie mówi, że będzie łatwo. Jednak myślę, że warto się odkłamać, przypomnieć sobie kim jestem i w pełni to przejawić. Polecam też przeczytanie tekstu z tego samego cyklu "Nowe Życie" pt. Skarb.
Techniki i błędy Jak już rozpoczęliśmy burzenie wyobrażeń, to idźmy na całość. Wiemy już, że żadne nawet najpiękniejsze wyobrażenie nie odda prawdy. Dlatego pytam: dlaczego by nie uzdrowić się całościowo? Myślę, że tutaj jesteśmy jednomyślni, liczę na to, że skoro wszedłeś na ścieżkę, to masz dość takiego życia, jakie wiodłeś do tej pory. Super... Jeżeli już czytałeś moje teksty, to wiesz, że nie lubię oszczędzać niczego, co nie jest prawdą. Znudziło mi się wierzyć w coś tylko dlatego, że inni w to wierzą, znudziło mi się robienie czegoś tylko dlatego, że inni tak robią, koniec z tym. Skoro czytasz ten tekst, to mam powody przypuszczać, że czujesz podobnie. Kilka lat temu mój znajomy powiedział takie oto słowa: "jogą nie przyszpanujesz". Patrząc, jak ludzie próbują wokół tego zrobić ideologię świętości, wyższości itp., można by przypuszczać, że się pomylił. Ludzie zaczęli nadawać sobie tytuły, tworzyć hierarchię, oceniać, kto ich zdaniem jest na jakim poziomie, i o dziwo przyjęło się. Doszło do tego, że można napisać do pewnego instytutu, opisując swoje doświadczenia, a w zamian dostając certyfikat oświecenia... Nic dodać, nic ująć... Business is business... Ten sam znajomy pojechał do pewnej mistrzyni Reiki, jak ją trochę posłuchał, przeraził się jeszcze bardziej, oto jego słowa: "kompletne dno, ta kobieta nie ma zielonego pojęcia o tym, o czym mówi...". Oczywiście człowiek człowiekowi nierówny i nie mam tutaj zamiaru przekreślać czegokolwiek. Takie są fakty, to wszystko. Ponieważ tekst ten nie jest poświęcony pokazywaniu cudzych błędów, tylko uwalnianiu od wyobrażeń, więc zajmijmy się właśnie tym. Lubię, gdy wszystko jest jasne, o wiele przyjemniej się funkcjonuje, gdy wiemy, co jest czym i do czego służy. Tytuł tego tekstu jest dość wymowny, a piszę o tym, ponieważ dość mam już powielania przez kolejne pokolenie tego samego Schizmu. Na sesjach regresingu wielu jest oszukanych mistrzów z poprzednich wcieleń, którzy to uwierzyli, że poprzez różne techniki mogą się oświecić, dostępując najwyższego urzeczywistnienia. Niestety!!! To tylko bajka dla grzecznych dzieci i na tyle naiwnych, aby móc w ich umysłach dalej podtrzymywać wyobrażenia o słuszności starych nauk. Ale również krzewić w następnym pokoleniu tą samą, nic nie dającą, lecz uzależniającą wiedzę. Fajnie jest bowiem być mistrzem, który przejął pałeczkę po swoim mistrzu, a ten po swoim itd. Nie kończący się obłęd, w którym brakuje zdrowego rozsądku. Za to jest uwielbienie ludzi, podziw dla wyrzeczeń jakich to dopuścił się mistrz i szacunek dla wiekowości danej nauki. Panuje przecież takie przekonanie, że jak coś przetrwało wieki, to musi być dobre... ok., idąc tym tropem można też wierzyć w satanizm... też przetrwał wieki, nienawiść... również istnieje od zarania... Myślę, że trzeba to jeszcze raz przemyśleć. Przestać podkładać pod swoją modłę faktów, tak jednak, aby przemawiały do słuchacza czy czytelnika, aby uwierzył. Tak oto dalej kręci się koło obłędu i choroby.
Ja jednak jestem za tym, aby popatrzeć na skutki tego, co się robi. Na szczęście od dzieciństwa pamiętam, że już kiedyś żyłem, potem pojawił się regresing i pokazał mi jeszcze więcej. Dzięki tej metodzie mogłem jasno zobaczyć cenę, jaką płaci się za wiarę w brednie. Niestety, to, co wiekowe, po prostu się nie sprawdza. Nie dlatego, że czasy się zmieniły, tylko dlatego, że to się nigdy nie sprawdzało. Błąd tkwi w świadomości oddzielenia od Boga i technikach, aby do Niego wrócić. Oto właśnie sprawca całego pomieszania. W naszej świadomości istnieje wierzenie odłączenia, a techniki stwarzają drogę do przebycia, podczas gdy nie ma żadnej drogi!!! Gdybyśmy mieli świadomość jedności, nie myślę o takiej przeafirmowanej, tylko o prawdziwym doświadczeniu, wtedy wszystko wyglądałoby inaczej. Jednak to nie tylko marzenia, ale jak najbardziej dające się urzeczywistnić doświadczenie. Co zatem należy zrobić, aby takie doświadczenie się pojawiło?... Po pierwsze, to przestać się oszukiwać. Załóż na początek, że to, co robisz, może być błędne i nie bój się wyklęcia, klątw, czy też wyśmiania przez mistrza, księdza, guru... Po prostu musisz poszukać swojej drogi, a wierz mi, nikt inny, jak tylko Ty sam możesz ją sobie wskazać. Inni mogą Cię tylko inspirować. Spróbuj patrzeć na to, co jest, a zobaczysz, co stworzyłeś. Po drugie, zacznij myśleć samodzielnie, cokolwiek usłyszysz, a wyda Ci się prawdziwe, nie wierz, choć przyjmij, że to może być prawdą. Jednak dopiero Twoje doświadczenie nada temu właściwą wartość. Po trzecie, pamiętaj, że osądzając cokolwiek, odwołujesz się do przeszłości, tego co wiesz na dany temat, co Ci się wydaje, w co wierzysz i czego się boisz. To może zaćmić prawdę i odrzucisz cenne podpowiedzi, tylko dlatego że odwołałeś się do przeszłości. Zawsze zastanawiając się nad czymkolwiek, zapytaj się: "ok, a jak to jest naprawdę?". Musisz poszukać prawdziwej odpowiedzi, a nie takiej, jaka będzie Ci pasować. Nie szukaj jej w umyśle, idź o wiele dalej. Po czwarte, nie możesz osiągnąć niczego, pozostając ciągle tym, kim jesteś!!!... To na ogół nastręcza najwięcej problemów, niechętnie chcemy się rozstawać "ze sobą". Przyzwyczailiśmy się do tego, kim jesteśmy. A przecież to właśnie to sprawia nam same kłopoty, jest ich sprawcą, ta nasza tożsamość. To wiara, że jestem właśnie taki, zamyka nas na doświadczenie pełni tego, czym jesteśmy. Celowo użyłem tutaj "czym", a nie "kim", to wielka różnica. Myśląc o sobie: "kim jestem?", pytasz o rolę, jaką grasz, nadajesz sobie kształt i osobowość, myśląc o czymś więcej, trzeba pytać: "czym jestem?". Oczywiście, że będziesz używał różnych "technik", nie przekreślajmy ich, tylko że będą one zupełnie inaczej odbierane, rozumiane i wykorzystywane niż dotychczas. Idź zawsze za swoją potrzebą, jaka się zrodzi, technika narzuca Ci wykonywanie jej w określony sposób i to jest kanał. Bowiem często trzeba postąpić inaczej, intuicyjnie, czasem będziesz dociekał świadomie i celowo, tam gdzie technika mówi "siedź cicho". I dobrze, tak ma być, nie technika ma rządzić Tobą, tylko Ty masz używać swego umysłu tak, aby Ci służył. Dobrze to rozpatrz, techniki zamykają, a do uwolnienia potrzebujesz przestrzeni, luzu, innowacji... Mam pytanie: czy zastanawiałeś się nad tym, dlaczego gdy się naenergetyzujesz, to naładowanie trwa jakiś czas, a później znów trzeba się energetyzować, a później znów i znów...? Czyżbym słyszał odpowiedź: "to przecież normalne, tak się dzieje". Tak, masz rację, ten proces jest normalny. A więc - o ile taka, bądź podobna, była Twoje wypowiedź - zgadzasz się z tym, przyjąłeś to za fakt i chcesz się tak całe życie doenergetyzowywać?... hm ... jak niewiele trzeba człowiekowi do szczęścia. Ale czy nie dręczy Cię pytanie: "czy na pewno tak musi być, czy nie ma innej możliwości?". Chyba się nie pomylę, jak odpowiem za Ciebie twierdząco?... Zadajesz sobie takie pytania, a przynajmniej gdzieś ono tam jest, może nie wypowiedziane jeszcze na głos, ale jest. Jeśli jest, to się cieszę, to znaczy, że widzisz fałsz w tym wszystkim i chcesz prawdy. Zgadłem?... Poszukajmy jej więc razem. Weźmy to doenergetyzowywanie się jako przykład. Pamiętasz mojego znajomego z początku tekstu?... tak? To dobrze, ponieważ zacytuję go jeszcze raz. Otóż, on ciągle twierdził, że energia powinna być wypadkową tego, co ma w umyśle, a nie sztucznie podnoszonego jej poziomu. Ma to kilka zalet, oto one: zawsze wiesz, na jakim poziomie jest Twoja energia, nie uzależniasz się od naładowania, oraz jasno widzisz, co jeszcze blokuje jej swobodny przepływ. Wiele razy widziałem odlecianych kolesi, naładowanych tak, że aż pękali w szwach. Jednak zawsze cechuje ich to samo, lęk przed zaniżeniem sobie wibracji energetycznych, wywyższanie się, oderwanie od rzeczywistości. Sporo tego jak na niewinną technikę, prawda?... Aż strach pomyśleć, co robią bardziej zaawansowane techniki?... Mój znajomy ma rację, energia jest zawsze wypadkową tego, co jest w umyśle. Możemy sobie tą jasność zaćmić, używając różnych technik, czemu nie... Weźmy jednak pod uwagę, że tym samym oszukujemy samych siebie, mówimy sobie: jest ze mną lepiej, niż to się innym wydaje. A prawda jest tuż pod nosem, jest tak, jak jest i nie inaczej. Teraz tylko pozostaje postawić pytanie: czy dalej ma tak być?... Czy ja chcę, aby tak dalej było?... Na nic ukrywanie się pod płaszczykiem czystej energii, zdradzą nas nasze myśli, postępowanie oraz to, jak inni będą nas odbierać. PRAWDA, tylko ona ma sens i nie ma co się łudzić, że można ją zastąpić jakimiś sztuczkami (technikami). Prawda zawsze wyjdzie na jaw, czasem późno, bardzo późno, lecz zamiast cieszyć się, że udało się nabić w butelkę innych i oszukać ich, trzeba by zapłakać i przyznać się, że oto zwycięża głupota i ignorancja... Nigdy nie zapominajmy, że oszukujemy tylko siebie, inni mogą odejść, przyjdą nowi, lecz zawsze zostaniemy z sobą. Tak już będzie do ostatniego dnia, w którym będziemy wierzyli w oddzielność od Boga. Zamiast więc mamić się sztuczkami, energetyzując się, robiąc sobie wizualizacje, jaki jestem świetny, lepiej zastanowić się, dlaczego nie przyznaję się do doskonałości, pełni. Dlaczego ciągle chcę żyć w swojej własnej klatce, gdzie jestem malutki i oddzielony?... Odpowiedź zostawiam Tobie czytelniku, jakąkolwiek sobie udzielisz, pamiętaj, tylko prawda ma moc wyzwolenia. Zapamiętaj tę sentencję, jest w niej wielka mądrość. Polecam kolejne teksty z cyklu "Nowe życie". To inspirujące spojrzenie z innej niż dotychczas strony na codzienną praktykę, a może na całe dalsze życie, któż to wie, jakie losy czekają te myśli przelane na papier... i jakie wywołają zmiany w ludzkiej świadomości?... W przygotowaniu teksty: "moc życia", "moc ciała", "lekcja z Atlantydy".
Skarb...
Co jest Twoim największym wrogiem?... W całym naszym życiu, niezależnie czy dzielimy je na duchowe i zwykłe, czy podchodzimy do niego całościowo, wiedza odgrywa przodującą rolę. Ona wyznacza ścieżki i narzuca dalsze postępowanie. Wyciągając stąd wnioski, doszedłem do prostych i logicznych konkluzji, mianowicie im szersza i właściwsza wiedza, tym lepsze rezultaty końcowe moich działań. Idąc tym szlakiem, tchnęło mnie, aby o tym napisać, choć wiem, że to, o czym piszę, powinno być oczywiste dla wszystkich. Wystarczy się jednak rozejrzeć, aby zauważyć, że jest dokładnie inaczej. Świat jakby celowo podtrzymywał niewiedzę. Szok!!! Zostawmy jednak świat psychologom próbującym uzdrowić społeczeństwo, ważniejsze jest, abym "ja" nie popełniał tych błędów i przestał uczestniczyć w tej chorobie. Nie ma pożytku z wytykania cudzych błędów ludziom, którzy i tak nie chcą ich zobaczyć. Szkoda czasu i energii. Wiedza - filar narodów, wielkich cywilizacji, mędrców i myślicieli. Spuścizna po przodkach oraz wynik najnowszych dociekań naukowych. A jednak biorąc to wszystko do kupy, niewiele da się z tego wyciągnąć pożytecznych informacji nadających się do samorozwoju. Dlaczego? Proste, ekonomiczne prawo podaży i popytu doskonale funkcjonuje również w wyższych planach naszego istnienia. Tak więc obiektywna obserwacja tego, co jest, daje jasny obraz tego, czego ludziom potrzeba. Oczywiście prawo to działa doskonale niezależnie od tego czy to, czego chcemy, jest dobre dla dalszego rozwoju, czy nie. Ta, jak i każda inna boska zasada, działa z całkowitą, dającą totalną swobodę doboru doświadczenia, akceptacją. Boskie zasady zawsze są wierne wolności wyboru. Idąc dalej ekonomicznym prawem, nie ma co się dziwić, że jest na świecie taka papka doktryn, idei, religii, ścieżek etc. Jest to odbiciem ludzkich umysłów - Boże w jakim one są stanie!!! Przeraziłem się, gdy niedawno idąc na autobus, zdałem sobie sprawę, patrząc na ludzkie umysły, że ludzie się wcale nie rozwijają, to mit, który trzeba obalić. Na świecie są jednostki, które siłą wprowadzają zmiany, nierzadko zabarwione krwią, ale dzięki temu społeczeństwo podnosi swą świadomość. Nie popieram tego, tylko opisuję realia, zrozumiem jak się skrzywisz, mi też to nie chciało przez gardło przejść. I aż ciśnie się na myśl pytanie: jak temu zaradzić?... Edukacją, tylko i wyłącznie edukacją, w tym nasza siła jako gatunku. Bez edukacji ciągle będziemy skazani na uzurpatorów wprowadzających swoje wizje ewolucji. Popychanie na siłę, bez jasnego wskazania korzyści, zawsze wywoła reakcję obronną u popychanych. I znów wiedza okazuje się najwłaściwszym rozwiązaniem. Dla uważnego czytelnika może już w tej chwili zrodzić się pytanie o to, skąd ją brać? Przecież napisałem o papce i mało wartościowych informacjach, które są dostępne. Nieskromnie dodam, że liczę na to, iż moje teksty i warsztaty pomogą w tym procesie. Ale oczywiście nie mam zamiaru przypisywać sobie czegokolwiek, czego nie dokonam. A więc do rzeczy, otóż najlepiej po wiedzę sięgać do źródła, czyli do poznania boskich zasad. W nich to bowiem kryje się wyjaśnienie zjawisk kreacyjnych. To nie pomyłka, że piszę o kreacji. Całe realia otaczającego nas świata to wynik kreacji, takiego a nie innego wyboru. A odczuwanie tego życia to efekt zwrotny, doświadczasz tego, co sam dla siebie wybrałeś i nie inaczej. Ok, zrozumiem brak wiedzy, czy nawet chęci jej zdobywania u zwykłych zjadaczy chleba, którym do życia wystarczy partner, aby sobie dogodzić, praca, aby była na starość emerytura i miejsce na cmentarzu. Rozumiem, że dla takiego człowieka nawet samo myślenie może wydawać się trudnym procesem. Jednak nie tylko tacy chodzą po ziemi. Jest przecież wielu wspaniałych ludzi, którzy deklarują chęć poznania i Ci ludzie powielają tylko to, czego się nauczyli od innych, sprzedają tą samą, od wieków niezmienną, przestarzałą i nie pasującą do realiów wiedzę??? A już zupełnie nie rozumiem filozoficznego bodajże pytania: "Jaki jest sens poznania?". Boże, ręce opadają i aż chciałoby się takiego trzepnąć i to zdrowo. Do dziś siedzielibyśmy w jaskiniach po ciemku, gdyby nie chęć poznania. Takie to trudne do wyjaśnienia?... A może my się boimy wiedzy?... Jak się nad tym zastanowić, to wcale nie jest to takie głupie pytanie. Znam bowiem całe rzesze ludzi, którzy chcieliby, aby dokonywały się zmiany, ale aby oni mogli pozostać takimi, jakimi są. Oczywiście, takie zmiany są możliwe tylko, gdy zaczynamy manipulować. Nader często rozumiane jest to jako rozwój duchowy. Dzięki różnym technikom wizualizacyjnym, wymuszone zostaje na świecie, aby działo się tak, jak tego manipulujący chce. Nazywane jest to mocą kreacji. Kosztuje to wiele wysiłku i pracy. A wystarczyłaby wiedza o zasadach kreacji, która mówi: "najpierw stań się tym, a potem działaj". I w tym właśnie lęk i niezrozumienie, trzeba stać się kimś innym niż jestem, gdyby przecież to, kim jestem, zapewniało bogactwo, to bym go realnie doświadczał. Zgodzisz się ze mną?... Błąd w podejściu zakłada, że muszę sobie stworzyć warunki, aby stać się tym, kim chcę. Tak więc, najpierw się wysilam, aby powstało zaplecze, a potem ewentualnie się tym stanę. Jest takie bardzo mądre przysłowie: "z pustego nawet Salomon nie naleje". Czas już zacząć używać rozumu jako pierwszego, a potem działania. Szaleństwo przebiega tak: przychodzi p. Iksiński na wykład o twórczej wizualizacji, tam słyszy o cudach, jakie to on może sobie stworzyć, jeśli tylko będzie wizualizował, że to ma. Pan Iksiński to zawzięta sztuka i pełen optymizmu przychodzi do domu i zaczyna pracę. Wizualizuje sobie różne rzeczy, cieszy się, że będzie to miał. Mija jakiś okres i coś nie bardzo to się sprawdza, wizualizacja zaczyna męczyć, Iksiński czuje rozłam wewnętrzny, a efektów nie widać. A teraz wyjaśnienie. Pan Iksiński chciał mieć bogactwo, nie stając się bogatym, to jest trudne do osiągnięcia. Biedak nie będzie bogatym, jedno do drugiego nie pasuje. Nie przekreślam ludzi, którzy żyją w braku, mam na myśli świadomość biedaka, a to nie to samo. Zasada mówi jasno: stań się tym, a potem działaj. Biedak staje się biedakiem i działa jak biedak. Stań się bogatym, a wtedy będziesz działał jak bogaty, stwarzając wokół siebie i swym życiu bogactwo. Wiedza znów się przydaje, aby to, co opisałem wcześniej, stało się jasne, musimy poszerzyć naszą wiedzę z zakresu działania boskich zasad. Sam jesteś Bogiem i nigdy nie było inaczej, więc jesteś doskonale sprzężony z tymi zasadami. To, czego Ci brakuje, to instrukcji obsługi tej fabryki. Określ, jak byś się czuł, gdybyś żył w dobrobycie?... Pracuj tak: najpierw poczuj to, potem nazwij - nigdy na odwrót!!! Nie masz tworzyć hybryd, tylko skorzystać z boskich, twórczych zasad. Więc jeszcze raz: jak byś się czuł, żyjąc w dobrobycie? Co byś czuł?... Popatrz, co dzieje się z Twoim ciałem, gdzie czujesz się wolny, spokojny, pełny, bezpieczny... Gdzie?... Właśnie zrobiłeś pierwszy krok, w którym dałeś sobie odczucie: "jestem bogaty, żyję w dobrobycie". Pamiętaj, nie stwarzaj niczego, żadnych samochodów, domów, czy czegokolwiek innego. Nie na tym etapie!!! Masz się stać bogatym, poprzez ładowanie umysłu cechami i uczuciami, a wtedy w Twoim życiu zaistnieje to prawdziwie. A jedynym oporem będzie opór przed porzuceniem siebie takiego, jakim się znasz, na rzecz tego, kim chcesz się stać. Czuj to, oddychaj tym, żyj tym. Tylko tak możesz sprawić, że wprowadzisz w życie naturalne prawa w sposób świadomy. Używanie technik sprowadzi Cię do umysłu, a to popsuje całą kreację. Jedyne co musisz robić, to czuć to, kim chcesz się stać, czuć to świadomie, jasno, i widzieć myśli z tym związane. Pracuj rozumie, a nie tak, jak Cię nauczono...! Nigdy nie poprzestań dociekać, dopóki Cię nie olśni i jasno i wyraźnie nie zobaczysz tego, nad czym pracujesz. Wiedza to lekarstwo na wiele psychicznych ran. Można by tu się rozpisać na wiele stron, opisując zyski płynące z dociekania prawdy, ale myślę, że ludzie czytający ten tekst sami już wiele wiedzą, a ja mam nadzieję, że przysłużyłem się choć trochę do potwierdzenia Twoich rozmyślań i ukazałem to, co mogło być jeszcze ukryte. Reszta należy do Ciebie...
Moc życia Moc życia, zachwyt, podziw, radość istnienia... dlaczego to takie trudne? Dlaczego tak lekceważone? Czasem nawet niezauważone. Kochani... przecież na tym polega życie - na życiu, cieszeniu się, istnieniu i uzewnętrznianiu swojego doskonałego jestestwa, boskiego objawienia w ciele. Czemu więc ciągle uciekamy w smutek, samotność?! To one zajęły nam miejsce radości, czyżby były bardziej pożądane? Dlaczego twierdzisz, że to tylko teoria, literackie bajdurzenie? Pomyśl, jak byś się czuł, gdybyś doświadczał radości? Poczuj to! Teraz! Po co czekać? Ile jeszcze chcesz zwlekać, odkładać na później? Widzisz, jesteś radosny, rozluźniony, co jeszcze?... Potrafisz to odczuć, więc to już masz! Przestań się oszukiwać, że musisz zrobić coś szczególnego, utrudzić się, aby tego doświadczyć. Jedyne, co powinieneś zrobić, to zaprzestać się oszukiwać i nauczyć się to przejawiać. Piszesz afirmacje, w których przekonujesz się, że zasługujesz na radość, szczęście, miłość, i co?... masz je?... Myśl!!! Przecież to masz, afirmacje też tego nie stwarzają, więc przestań się mamić i robić sobie wodę z mózgu. Zobacz jak to działa; musisz zaprzeczyć sobie, przekonać się, że tego nie masz, potem pisać, że jednak na to zasługujesz, że otwierasz się itp. Wprowadzasz sprzeczne informacje do swego umysłu, a potem dziwisz się, że masz pomieszanie... A jak inaczej ma być? Wiem, że trudne może być zrobienie tego pierwszego kroku, w którym oznajmisz "oszukuję się", zwłaszcza jak wierzysz swemu mistrzowi, bo przecież on nie może się mylić, prawda?... Zarzucenie praktyk, które stosowałeś przez tyle lat, też może sprawiać Ci dreszczyk, czy przypadkiem nie stawiasz na szali swego szczęścia. Zrób sobie szczery rachunek sumienia i odpowiedz: jak wiele rzeczy udało mi się osiągnąć? Czy są one trwałe, czy też ciągle się o nie boję? Lękam się, że jak przestanę nad nimi pracować, to znikną? A może jestem bardziej smutny niż wcześniej? Tak też bywa! Sam przechodziłem katusze, kiedy to wszystko do mnie docierało, że nie tędy droga, że to czyste wyrachowane samooszukiwanie się, krzewione przez zalęknionych mistrzów. Tak, u podnóża tego wszystkiego leży lęk, przed tym, do czego wszyscy świadomie, bądź nie, dążymy. Ale my lubimy się wysilać, ba... uwielbiamy to, kochamy wysilać się, oszukiwać, stwarzać sobie przeszkody, utrudniać, bo przecież życie w radości i przejawianym szczęściu, obecnym w każdej chwili, byłoby nudne, za szybko byłoby dobrze. Niestety, takie ogłupienie zdaje się cechować ludzi. Ale pytam, czy nie masz już dość?... Ja się zmęczyłem, a Ty? Kiedy zarzuciłem ogłupiające mnie praktyki, nagle poczułem, że żyję, zobaczyłem, że świat jest piękny, poczułem go! Oczywiście, że nie odleciałem i zakładając różowe okulary, zostałem hippisem. Widzę również wiele rzeczy przykrych, jednak nie upatruję w nich już wszechobecnych wzorców. Po prostu jest, jak jest, tyle, że ja wybieram teraz dla siebie i innych prawdziwe uczucia i po prostu je przejawiam. To łatwe, zapewniam, jeśli tylko prawdziwie siebie poczujesz i zobaczysz kim jesteś, nic innego nie będzie Cię obchodzić, żadne techniki, żadni mistrzowie i ich nieomylne inspiracje. Będziesz bowiem wiedział, że jesteś, istniejesz i to jest prawdziwe i najważniejsze. Przestaną interesować Cię przeafirmowane wyobrażenia, a zaczniesz uczestniczyć w uczcie prawdy, prawdziwej boskiej uczcie. Jasno zobaczysz, że jesteś wszystkim co istnieje, nie ma boga, którym byś nie był. Życie nabierze rumieńców, ockniesz się i ujrzysz świat, jakiego jeszcze nie widziałeś, zachwyci Cię, zauroczysz się nim, a moc życia przejawi się w każdej komórce. Trzeba odwagi, aby żyć... masz ją? Wiele razy już słyszałeś, czytałeś, może i sam mówiłeś, że wszystko we mnie jest - i to jest prawda. Teraz pytam: czy nadałeś temu stwierdzeniu właściwą wagę? Głosząc takie rzeczy, odwołujemy się do prawdy, lecz nie takiej teoretycznej, tylko egzystencjonalnej, takiej która coś znaczy, mówi nam, przekazuje. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Wszystko jest we mnie. A więc na nic nie muszę zasługiwać, o nic nie muszę prosić, o nic zabiegać, o nic modlić. Robiąc to, zaprzeczam boskiej hojności, mówię bogu, nic mi nie dałeś, ale teraz mi daj. Niestety, rozwój duchowy sam jest absurdem, więc niewiele dobrych rzeczy mogło w nim powstać. Czyż mistrz Jezus nie uczył, aby dziękować "...tak jakbyście już dostali"? Ale znów można powiedzieć: to byłoby za łatwe, prawda? Za szybko rzeczy by się działy?! Jesteśmy ludźmi małej wiary... Życie przecieka nam między palcami, każdy następny dzień nie różni się od poprzedniego, męczymy się, klniemy i znów się męczymy, aby do jutra. Patrzymy na to wszystko: te różne ścieżki rozwoju, nagłaśniane i te ciche, te wielkie i małe religie, te super metody itd. Ale to nie jest tak... nie dość, że nie korzystamy z życia, to jeszcze ciągle jesteśmy martwi, i co ciekawe, prawie niczego, tak naprawdę, w zamian sobie nie zapewniamy. Tak, prawie niczego!!! Ile już razy żyjesz? 500, 1000, 2000, ile razy już zajmowałeś się rozwojem, byłeś mistrzem, joginem, samotnikiem, ile? Medytowałeś, kontemplowałeś, a nie można zarzucić Joginom, że nie potrafią medytować, i co? I co z tego masz? Nie myśl o obciążeniach, przecież medytowałeś nad wyzwoleniem, nad czystością, mądrością, i co? Ile z tego przeniosło się do tego życia? Widzisz, bo to nie jest tak, ani życie, ani rozwój na tym nie polega. Nie na tym... Życie i rozwój to jedno i to samo, zrozumienie tego wiele wyjaśni. Dlaczego człowiek, który chodzi na basen, tańczy, jeździ po świecie, cieszy się życiem, jest bardziej żywotny od mistrza? Ba... na ogół milej jest w towarzystwie zwykłych, acz aktywnych ludzi, niż przy mistrzu! Bo Ci ludzie wyrażają swoje prawdziwe uczucia, a nie afirmacje! Proszę, dobrze to zrozum, jest tylko to, co jest prawdziwe, reszta i tak się nie liczy! Boisz się, to zrozumiałe, ale myśl, tylko Ty możesz podjąć decyzję, co do Twojej przyszłości, przyszłości, która zaczyna się teraz. Zapraszam na moje zajęcia, tam zobaczysz i poczujesz rzeczy tak oczywiste, a tak nam obce, że będziesz zdziwiony. Cieszy mnie, jak ludzie po zajęciach, lub w ich trakcie, mówią mi, że po raz pierwszy czują siebie, czują, że są! Zastanów się, czy przypadkiem obrany przez Ciebie kurs, nie prowadzi w przepaść, a może na mieliznę? Abyś stał się prawdziwy, musisz zobaczyć siebie, zauważyć kim jesteś, a w tym bynajmniej nie pomogą Ci afirmacje, one stwarzają sztuczność. Trzeba zobaczyć prawdę, to wewnętrzne światło i zrzucić z siebie płaszcz ograniczeń. Jak przypatrzysz się, to wyraźnie zauważysz, że rzeczy jakie robisz, nie wychodzą z wnętrza, a tylko oklejają Cię z zewnątrz, przylegając do Ciebie, dają złudne poczucie rzeczywistości. Dlatego możesz czuć, że jednak to działa, lecz wewnątrz będzie niechęć, brak radości, zrezygnowanie, tęsknota, nikt przecież nie lubi się oszukiwać (chociaż potrafi długo w tym tkwić). Zapewne niejednokrotnie czytałeś, rozmawiałeś, słyszałeś na wykładach, że trzeba żyć wewnątrz, więc co to znaczy? Ładnie brzmi, ale co to znaczy? Takie sloganowe rzeczy naprawdę ładnie brzmią, łatwo się mówi różnym nauczycielom, bądź we własnym wnętrzu, ale jak to zrobić? Uczono nas przecież, abyśmy wszystko oddawali na zewnątrz, dzielili się, byli hojni, byli dobrzy dla innych. To spowodowało, że nasza energia zamiast przechodzić przez nas, zaczęła nas omijać i wychodzić na zewnątrz. Płynęła do innych, ale nie dla nas samych, to było niedobre, złe, egoistyczne. Kiedy ktoś z nas próbował dać sobie, natychmiast był obrzucany nieprzyjemnymi i negującymi nasze postępowanie presjami. Stawał się egoistą, kimś gorszym, bezdusznym. Do teraz złorzeczy się wszystkim, którzy mają lepiej, którzy dbają o siebie, podnoszą jakość swego życia. To są ci gorsi, złodzieje, wyzyskiwacze, ponieważ ich energia skierowana jest do wnętrza. Zauważ to! Przyjrzyj się temu! Dać sobie, oznacza stać się kimś gorszym, przecież to paranoja!!! Bo skoro, ja sam, nie mogę sobie niczego dać, więc jak mam cokolwiek przyjąć???... Przecież przyjąć, oznacza dać sobie! To jest kanał, niestety powszechny i kultywowany! Na nic uzdrawianie setek wzorców, szukanie wcieleń, gdzie wyzbywałem się bogactwa (choć to też). Jednak to wszystko jest niczym w porównaniu z tak oczywistym i głęboko zakorzenionym, kulturowym przekonaniem, że mi nie wolno nic dla siebie! Zrób sobie doświadczenie; jak czujesz się w swoim własnym brzuchu? Zastanów się? Właśnie teraz, zastanów się, czy Twój brzuch jest pełny, czy pusty? A splot słoneczny? Pomyśl, zbadaj to, jak się czujesz w splocie słonecznym, kiedy myślisz o pieniądzach? Masz tam pełnię, czy pusto? Jak tam jest? Jeżeli czujesz pustkę, to dlatego, że Twoja energia ucieka, płynie na zewnątrz, zapewne czujesz się przy tym dobrym człowiekiem, życzliwym, hojnym itp. Złudzenie może być silne, głęboko zakorzenione, przekonując Cię, że tak trzeba, tak być powinno, Bóg tego wymaga. Przestań oczekiwać na nagrodę w niebie, nieba nie ma! Żyjesz, i to jest teraz ważne, przestań być świętym za życia, a zostań szczęśliwym, spełnionym i przejawionym, największym i najprawdziwszym, boskim ucieleśnieniem. Chyba, że bardziej atrakcyjne wydaje Ci się umęczenie, bieda i zgryzota, pod maską świętości?... Myślę, że nie. Wprowadź w swoje życie rewolucję, zmień to, co nie działa, co się nie sprawdza względem tego, co chcesz. Pamiętaj, że wszystko, co Cię spotyka, jest bosko doskonałe, działa doskonale, tylko że Ty mogłeś już zmienić punkt widzenia i zapragnąłeś czegoś innego dla siebie. Na tym polega rozwój. Więc nie obwiniaj się, nigdy się nie obwiniaj, tylko zmieniaj się tak, jak tego chcesz. Czas na absolutną zmianę jest właśnie teraz, nie później, ale teraz. Istnieje tylko teraz, dlatego, nigdy nie będzie lepszego czasu na zmiany. Skieruj swoją energią do środka, skoncentruj się na punkcie zwanym "Hara". Energię hara poprowadź do Twojego wnętrza, nie poza Tobą, tylko do Ciebie. Niech Cię wypełni, niech poprowadzi aż do szczytów twej istoty, a poczujesz się mocny, pełny, ugruntowany, spokojny, prawdziwy. Masz ochotę się zmienić?
Rozwój duchowy Tłumienie emocji powoduje choroby, wyrażanie może być czasem niebezpieczne, zrozumienie jest uwalniające. Od tej zasady nie ma odstępstwa, tak jest zawsze w każdym przypadku dla każdego. Dlatego to, tak wielki nacisk kładę na rozumną drogę ku doskonałości. Oczywiście, że swobodne wyrażanie emocji jest zdrowsze niż tłumienie ich, jednak dopiero zrozumienie daje pożądany efekt finalny. Wielokroć słyszałem, że wyboksowanie emocji jest uwalniające. Tak, jednak co uwalnia? Wysiłek fizyczny, sport pozbawia nas nagromadzonej energii, ładując w to miejsce inną. Po tym przefiltrowaniu rzeczywiście pojawia się chwilowa ulga, właśnie chwilowa, prawdziwa przyczyna, myślowa, tkwi nadal. Niestety, myślami tworzymy siebie, to jakby nadawanie sobie priorytetów. Świat zewnętrzny pozwala nam doświadczyć tego, co o sobie samych myślimy, to doskonałe prawo pozwalające zweryfikować naszą definicję siebie. To dzięki temu zjawisku możemy kształtować się zgodnie z intuicyjnymi przeczuciami o sobie. To droga ku doskonałości. Nie jest łatwa, jeżeli nie słuchamy podszeptów duszy, wezwań sumienia, prosta o tyle, na ile pozwalamy sobie słyszeć i podążać za cichym głosem intuicji. Musisz się zrozumieć, to podróż po zapomnianym oraz nieznanym, ale również nowym, czasem dziwnym i przerażającym, innym razem światłym i pięknym. Zacząłem ten tekst od emocji, ponieważ one są drogowskazem, pokazują gdzie musimy coś naprawić. Rozdrażnienie, niepokój, lęk, zazdrość to tylko czubek góry lodowej ukazującej skutek naszego programu na życie, czy Ci się podoba? Tak wiem, jest tego mnóstwo do naprawienia, na pocieszenie powiem, że mamy asa w rękawie, otóż emocje te przejawiają wzajemne powinowactwo, tak więc spora część z nich będzie odpuszczać samoczynnie. Warto poświęcić trochę czasu na głębsze zrozumienie prawa przyczyny i skutku. Ono to bowiem ukazuje nasze rzeczywiste dążenia. Trzeba tu rozróżnić dążenia życzeniowe od rzeczywistych, nie to, co deklarujemy ma moc sprawczą, lecz to, w co wierzymy, uznajemy za możliwe do spełnienia. Dotknęliśmy właśnie ważnej kwestii, naszej wiary, ona to przecież określa co jest możliwe, a co nie. Czym jest ta wiara? Wiara jest mocno osadzona w świadomości, nasza świadomość to zbiór wniosków z doświadczenia życiowego, przejętych cudzych wyobrażeń, przebłysków intuicji oraz wyobraźni. Sugerując się tym, wyraźnie widać jak ograniczona jest nasza wiara w to, co możliwe. Rozpiszmy to, wiara oparta na doświadczeniu życiowym dopuści jako możliwe tylko to, co zostało udowodnione w przeszłości. Wiara oparta na cudzych doświadczeniach też jest jak siew rzucony samopas, jeśli trafiamy na ludzi ambitnych i przedsiębiorczych, to nasza wiara rośnie, bo skoro ktoś inny tego dokonał, to może i ja... Przebłysków intuicji, hm... wiadomo jak się tego słucha, jednym uchem wchodzi, a drugim wychodzi. W życiu przeciętnego Iksińskiego niewiele jest wiary opartej na intuicji, a nawet powiem, że często wiara przeszkadza zaufać w intuicję jako w zabobon. Ostatnim z wymienionych aspektów to wyobraźnia, ją trzeba rozgraniczyć na marzenia i wyobraźnię. Marzenia są myślami na ogół "niemożliwymi" do spełnienia "fajnie by było gdyby...", inaczej ma się rzecz z wyobraźnią, ona poszerza horyzonty, sprawia, że to, co było niemożliwe, staje się możliwym, wykonalnym. Pierwszym elementem, który unaocznił się w tym tekście, jest baczna obserwacja prowadząca do samoświadomości. Swoją podróż ku Bogu zacznij od określenia punktu, w którym jesteś. Obserwuj, niczego nie pomijaj, zobacz jak żyjesz, co stworzyłeś. Zauważysz siłę stwórczą, jaką masz w sobie, przecież nie żyjesz w cudzej bajce, stworzyłeś ją sobie sam, kierując się... właśnie czym? Żyjesz w świecie przyczynowym, a nie wrogim Ci, pamiętaj! Jesteś tu po to, aby zrozumieć kim jesteś, nieważne czy wierzysz, że jesteś upadłym aniołem, kosmitą czy ziemianinem, ważne jest tylko to, co zrozumiesz i na ile przejawisz swą doskonałość. Nigdzie nie wracasz, bo nie ma gdzie wracać, Bóg jest wszędzie i jest wszystkim, natomiast życie toczy się na różnych planach i różne rzeczy są do zrozumienia. Bądź uważny, bądź czujny, mimo iż ożywiasz to ciało, to jednak nie ograniczaj się do tej małej drobinki siebie. Do tej pory napisałem, że życie w ciele pozwala zweryfikować swoje intencje doświadczalnie, tak, to prawda. Tworzysz siebie każdego dnia na nowo, każda taka sama decyzja potwierdza Twój wcześniejszy wybór. Wniosek? Oczywiście jest, chcesz być inny jutro, zmień się dziś. Nasze życie oparte jest na posiadanej świadomości, której narzędziem tworzenia jest wiara. O ograniczeniu jakie z tego wynika pisałem trochę wcześniej. Tym razem nacisk położę na intuicję i wyobraźnię. Obserwując siebie zobaczysz swoje stworzenie, swój świat. W miarę upływającego czasu i pogłębiającego się rozumienia jasne staną się także i motywy Twoich wyborów, to otworzy drzwi do zmian. Wyobraźnia pozwoli Ci sięgnąć do niezmierzonych pokładów intuicji, zacznie się "mieścić" w głowie, że to, co stworzyłem, to zaledwie początek, i że jest coś znacznie więcej do zrobienia, że świat niekoniecznie jest taki, jaki go poznałem. Poznałeś zaledwie swoją przeszłość, dosłownie, doświadczamy przeszłości, swoich przeszłych decyzji. Drugim unaocznionym elementem, tego tekstu, jest zrozumienie, bez zrozumienia nadal pływamy dziurawą łódką po oceanie niewiedzy. Zrozumienie pozwala przebywać w czystym stanie zwanym świadomość boska. Czy to już wszystko? Czy tu się wszystko kończy? Nie, to dopiero początek, jeśli nie jesteś w tym miejscu to nawet nie marz, że osiągnąłeś coś wielkiego. Rozwój oparty na umyśle to zaledwie przedszkole, gdzie uczymy się, poznajemy podstawy, aby się wzajemnie nie pozabijać. Zszokowałem? Niestety to nie żart, to fakt. Idźmy dalej, dokąd zmierzamy? Do wyjścia poza ciało i umysł, jednak nie poprzez ucieczkę od niego. Porównajmy to do cienia. Cień jest zawsze, jeżeli źródło światła jest na zewnątrz, inaczej to wygląda, gdy źródło światła jest wewnątrz, gdzie wtedy jest cień? Gdy objawi się wewnętrzne światło umysł znika, nie ma już cienia. Jak tam dojść? Przede wszystkim nie możesz zaniedbać dwu pierwszych czynników, a mianowicie samoświadomości i zrozumienia, to uwolni Cię od ograniczonych wyobrażeń na swój temat. Tylko rozszerzona i nieustraszona świadomość pozwoli sobie na samozaprzeczenie i uwolnienie się od więzów przyzwyczajeń i przeszłości. Aby realnie być boskim, musisz mieć inną świadomość, tego nie da się stworzyć, na to się otwiera, doświadczenie to jest poza umysłem, więc nie można umysłem tego ogarnąć ani stworzyć. W tym się albo jest, albo nie. Nie ma alternatywy pośredniej, choć elementy tego stanu mogą występować wcześniej. Trzecim elementem jest ufność, ona to pozwala pławić się we własnej naturze, Bogu. Ufność to dojrzałość, najwyższy punkt ludzkiej świadomości, to pełna dojrzałość duchowa poparta jasnością tego kim jestem, w obrębie tego czym jestem. Kilka zadań wcześniej użyłem słowa nieustraszoność, a czemu nie bezpieczeństwo? To proste, bezpieczeństwo może istnieć tylko w obrębie tego, czego się boję. Jestem bezpieczny, tylko gdy wcześniej się bałem, rozumiesz? A mi nie o to chodzi, użyłem wyrazu nieustraszoność, ponieważ to jest właściwy stan bytu, nie czuję lęku i nie czuję bezpieczeństwa, jestem spokojny i spragniony życia. Nieustraszoność jest stanem poza umysłem, umysł tworzy zaprzeczenia, a tu jest akceptacja wyłaniająca się ze zrozumienia, z czystej świadomości.
Mapa Nigdy nie będzie drugiego Buddy w Buddyzmie ani Chrystusa w Chrześcijaństwie. W ogóle nie będzie drugiego takiego samego, jaki więc ma sens robić to, co inni? Zobacz, jak niezwykłe to zjawisko, dlaczego więc miałbyś to powtórzyć? Dlaczego miałoby się cokolwiek powtórzyć? Świat idzie dalej, może więc czas ruszyć własną drogą, zamiast stać się drugim Buddą? Zważ na to, że zarówno Budda, jak i Chrystus, byli inni, przebudzili się inaczej. Ty też musisz zrobić to inaczej, rozumiesz? Też jesteś inny! Ten sposób, w jaki Oni tego dokonali, jest już "zajęty". Chcesz - próbuj, ale ja bym się zastanowił. Zobacz, natura nigdy nie tworzy dwóch takich samych rzeczy, zjawisk, stworzeń. Jaki masz procent szans, że Tobie się uda?
Kiedy zaczynałem jedenaście lat temu, nie miałem pojęcia dokąd zaprowadzi mnie ta droga. Oczywiście byłem pełen oczekiwań, wizji, pokładałem różne nadzieje itp. Nie ograbiam się z marzeń. Różne było moje nastawienie, przeważał optymizm i zaufanie. Podczas gdy moi współtowarzysze wykruszali się jeden po drugim, ja, umocniony w swej wierze, parłem dalej. Spotykało mnie wiele, czasem śmiałem się, innym znów razem przeklinałem Boga i jego anielskie zastępy, aby po chwili znów zobaczyć światełko w tunelu. Różnie bywało w moim życiu i wiele można by o tym napisać, ale kogo to właściwie interesuje? Choć przyznam, że mnie interesowało, ponieważ to pokazywało, co "ten drugi" przechodził i jak sobie z tym radził - czasem - że w ogóle sobie z tym radził! Czy interesuje Cię, co jest dalej? Po pewnym czasie z nieskładnych kawałków zaczyna wyłaniać się jakiś fragment obrazu (całości). Oto wchodzimy na drugi etap. Etapem tym jest bardziej wybredne dobieranie (dopuszczanie) do siebie kawałków szarady, jakimi są kursy, bardziej przemyślane książki - pasujące do całości naszej układanki. To dość ciekawy etap i już nie tak nużący, i nie bez znaczenia dla naszej dalszej historii. Tutaj to spotykamy się z doświadczeniami wychodzącymi poza dotychczasowe przeżycia. Medytacja pokazuje inny świat, ładniejszy, świetlisty, istny raj. Relaks sprawił, że umysł się uspokoił, zacząłeś dostrzegać inny poziom życia. Może zmieniłeś dietę na jarską? Przestałeś lub przynajmniej ograniczyłeś używki, generalnie ci, co Cię znali, dostrzegają w Tobie różnicę. Super! Teraz dopiero widzisz, że to, co robisz, naprawdę ma sens. Zapał rośnie. Wtargnąłeś w trzeci etap swej Odysei iście kosmicznej. Masz już narzędzia, dość sporą wiedzę, niemałe doświadczenie, a może i sukcesy. Przywołując na myśl naszą układankę, można by rzec, że dotarłeś do miejsca, w którym znasz już zarys całego obrazu. Tu i ówdzie wyłoniły się znaczne fragmenty, odsłony dzieła. Teraz łączymy je w całość. Coraz więcej pytań znajduje satysfakcjonujące odpowiedzi. Patrząc na innych ludzi, widzisz w co są uwikłani, znasz ich, mimo że widzisz ich po raz pierwszy. Spada kurtyna niewiedzy, ślepa kura odzyskuje wzrok. Fascynujesz się tym - bo niby czemu by nie? Może zaczynasz prowadzić zajęcia, grupy wspierające, czy inną formę dzielenia się nabytą wiedzą i doświadczeniem. Stałeś się człowiekiem, który zdobył to, o czym inni tylko czytają - wiedzę... Jednak jest to etap zgubny, wielu się tutaj zatrzymuje i obwieszcza swoje oświecenie. To mylne poczucie wynikające z mocy, jaką daje wiedza, może trwać i trwać. Aby podążać dalej, trzeba mieć odwagę. Pamiętajmy, że to był etap łączenia poszczególnych elementów, które wcześniej dało się ułożyć. Tylko tyle! To jeszcze nie bramy niebios. Nie wpadajmy w euforię zwycięzców i nie siadajmy na wyimaginowanych laurach, pieśni hołdu będziemy pisać później. Praca trwa nadal. Obecnie stajemy przed ważnym wyzwaniem, trzeba udać się tam, gdzie tylko nieliczni "straceńcy" się zapędzają. Grunt tutaj już nie jest tak pewny. Wiele rzeczy, które do tej pory stanowiły osnowę, mury naszego "złotego zamku", jakim była nasza wiedza, nie są już żadną obroną. Musimy udać się na rekonesans naszych włości, poznać tereny i granice państwa - umysłu. Pozostawiając w przeszłości to, co do przeszłości należy. A jak to się ma do naszej układanki? Otóż, teraz dopiero widzisz, ile układania Cię jeszcze czeka. Uświadamiasz sobie, iż byłeś w błędzie, myśląc o tym jak daleko zaszedłeś. Jednak pracując zawzięcie i uczciwie, widzisz wyłaniające się góry, rzeki, doliny, drzewa. Obraz nabiera barw - umysł staje się coraz bardziej jasny i zrozumiały. Mimo iż tereny, które przemierzasz, są Ci nowe, to jednak coraz sprawniej sobie radzisz. Wiele rzeczy, które pojawiają się po raz pierwszy, daje się bez trudu ułożyć i zaklasyfikować do odpowiedniego fragmentu układanki. To ciekawy stan - myślisz o sobie jako o człowieku, przed którym właściwie nie ma rzeczy nie do wyjaśnienia, znasz genezę zdarzeń, na jakie napotykasz w swej eskapadzie. Moje myśli w tym stanie były takie: "nie ma możliwości, abym czegoś nie potrafił wytłumaczyć czy czegoś zrobić, nie ma". Jednak jeżeli jesteśmy uważni i odważni, to prędzej czy później zaczniemy zadawać sobie "niewygodne" pytania. Od teraz już nie ma żartów, igramy z bombą, a odliczanie się rozpoczęło. Bowiem nie to, co daje się wytłumaczyć, ma wartość, ale to, co staje jak ość w gardle, ujawnia przełomowość naszych poszukiwań. Nagle nasze misternie układane puzzle ujawniają swą istotę - to tylko kartka papieru!!! Obraz, który nas fascynował i napawał dumą, prysnął jak bańka mydlana, zostawiając tylko pamięć poprzedniej chwały. Tak, cała wiedza, cała duchowa wartość nie ma teraz żadnego znaczenia. Mówisz: "to tylko sen". I po raz pierwszy brzmi to prawdziwie, nie jest to już cudza wiedza, ale Twoje doświadczenie. Teraz widzisz, że cokolwiek robisz, to nie Ty, robi to umysł. Ty, czy jakkolwiek by to nazwać, obserwujesz tylko to działanie, jakie tworzy umysł. Piszesz tekst, ale to nie Ty, to umysł. Śpiewasz, ale to nie Ty śpiewasz, to umysł tworzy, gra dalej w swą grę. Medytujesz, ale kto medytuje? Kto potrzebuje medytacji? Opadła kurtyna teatru, lecz nie ta odsłaniająca widza od przedstawienia, tylko ta odsłaniająca przedstawienie od kulis. U mnie ten proces trwał kilka lat, ujawniając coraz więcej nie pasujących do siebie szczegółów. A zaczęło się to od jednego wyrazu, sprawcy tego "zamieszania" - Wątp!!! To właśnie ten wyraz podpalił zapalnik. Pamiętaj, że wszystko, co robisz, robi umysł. Zacznij się pytać, gdzie ja jestem? Kim jestem? Jakakolwiek przyjdzie Ci odpowiedź, poddaj ją w wątpliwość. Umysł nie jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć, będzie pokazywał przeszłość, bo tylko tyle potrafi. Będzie ją modyfikował, dając wrażenie świeżości. Coś, gdzieś, kiedyś usłyszał, przeczytał, zapamiętał i teraz Ci podsunie. On jest tak samo sprytny jak Ty. Pamiętaj, to Twój spryt! Musisz postąpić inaczej, wprowadzić go w zamieszanie, niepewność. Poddaj jego władzę w wątpliwość. Zauważ, że cokolwiek robisz, pojawia się obserwator, więc masz możliwość rozpoznania działania i sprawcę działania. Umysł w pewnym momencie się zmęczy, wszystko bowiem, co z niego wypłynie, będzie fałszem, przeszłością, wtedy zrozumiesz, ujrzysz siebie. Nie będzie takiego samego Buddy ani Chrystusa, będziesz Ty! Chyba u Anthonego de Mello po raz pierwszy spotkałem się z opisem trzech stanów (etapów) rozwoju duchowego. Pierwszy z nich jest wtedy, gdy drzewa są drzewami, a góry są górami. Drugi, bardziej uduchowiony, gdy drzewa już nie są drzewami, a góry nie są górami. I wreszcie trzeci, kiedy drzewa znów są drzewami, a góry - górami. Jakże to prawdziwe. Chcesz coś osiągnąć? Odrzuć wszystko, co wiesz na ten temat i poszukaj siebie. Każdy tekst - nawet ten - stanie Ci kiedyś przeszkodą. Może dziś go potrzebowałeś, może jutro powiesz o nim znajomym, ale dla Twojej drogi nie ma on żadnego znaczenia, jest jak drogowskaz, który nic nie wskazuje, choć może natchnąć. Kiedyś, jak czytałem takie sentencje, myślałem, że autor próbuje się wywyższyć, pokazać jakąś swą wielkość, ale dziś rozumiem. Pewnego dnia i mi stanęła przeszkodą cała wiedza, jaką nabyłem i ceniłem, wtedy zrozumiałem. Choć kto wie, co by się działo, gdybym jej nie nabył? Dlatego piszę dalej. Możesz zapytać: za kogo ja się uważam? Za oświeconego? Nie, i myślę, że czymkolwiek to jest, wciąż pozostaje przede mną. Ja po prostu widzę fałsz i ludzi idących prosto w jego objęcia, śpiewających radosne pieśni. Znasz taką sentencję: "Praca czyni wolnym"? Tak, widnieje na bramie wejściowej do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Czy widzisz pewną analogię do rozwoju?
Posłużę się jeszcze jednym cytatem, tym razem będzie to Sai Baba: "tylko dociekanie - kim jestem? - daje trwałe rezultaty, reszta jest tylko chwilową kontrolą umysłu". To chyba mówi samo za siebie. Czyż nie szukamy trwałych rezultatów? Chyba, że ciągle bawi nas sen, ale to już inna historia, mnie ona nie interesuje. Gdzie jesteś? Nie pytam o tego, którego znasz, tego, z kim się zżyłeś przez tyle lat. Gdzie jesteś Ty? A kim jesteś? To, co widać, to dzieło twojego umysłu popychanego przez otoczenie i własną przeszłość. Ale kto ożywia to wszystko? Przecież jesteś ożywiony prawda? Co Cię ożywia? Kto jest ożywiony? Na te pytania nie tak łatwo odpowiedzieć i będziesz się z nimi dość długo borykał. I nie mieszaj w to Boga, bo donikąd nie dojdziesz i nic nie zrozumiesz. Łatwo powiedzieć: "Bóg mnie ożywia" - ale to bzdura, bujda, fałsz, i dopóki tego nie pojmiesz, nigdzie się nie ruszysz! Nadal niczego nie rozumiesz, nadal jesteś na linii startu. Używasz sloganów. Tylko na tyle Cię stać? Nigdy nie było Boga i Ciebie, to musisz zrozumieć. Jest tylko jeden z was. Ty wybierz! Wybierzesz siebie - poznasz umysł i będziesz się modlił do... donikąd, bo niczego poza Tobą nie ma. Wybierzesz Boga - odrzucisz siebie i poznasz kim jesteś. "Kto życie swoje będzie chciał zachować, umrze, a kto straci je (dla mnie), żyć będzie wiecznie" - to piękne słowa z Ewangelii i jak jasno obrazują ten tekst. Możesz zapytać: "to co jest prawdziwe?" Myślę, że lepiej będzie, jak sam sobie na to znajdziesz odpowiedź. Przestań tylko sobie przeszkadzać. Mogę podać Ci odpowiedź, ale będzie to kolejna rzecz, jaka omami Cię i powiesz: "już wiem". Ale to nie Ty wiesz, to jest tylko moja odpowiedź, to wszystko. Ty nie masz z nią nic wspólnego. Szukaj własnej. Nie chodzi tu o wiedzę, ale o niepodważalną pewność, chociażby taką, jak fakt twego ożywienia. Po prostu tak jest i już! Można polemizować na ten temat, ale czy coś się zmienia w wyniku tego działania? Nawet gdybyś się zahipnotyzował, nadal jesteś ożywiony, nieprawdaż? Wiem, że moje teksty nie należą do tych budujących więź z Bogiem, ale budowanie więzi oznacza poprzednie jej zerwanie, a nic takiego nie miało miejsca! Więc co mam odbudowywać? Poza tym już samo to założenie o odbudowywaniu tworzy rozdzielenie, a więc muszę się rozdzielić, aby to za chwilę odbudować? Paranoja. Pochłonęło nas własne przedstawienie, własna sztuka, którą dopisujemy co chwilę. Ja próbuję tobą potrząsnąć, abyś się ocknął, niczego innego i tak nie mogę zrobić. Nie to, że nie potrafię, tylko nie ma to sensu. Jaki byłby sens, gdybym ja lub ktoś inny powiedział Ci jak jest? Wplótłbyś to w swój sen i na tym by się skończyło. Zmarłbyś szczęśliwy, że udało Ci się poznać prawdę. To tylko umysł by Ci ją podsuwał, Ty zostałbyś takim samym, nic by się nie zmieniło. Zapytam po raz drugi, chcesz coś osiągnąć? To nie rób tak jak inni, chyba że interesuje Cię plagiat? Zareaguj tak, jak Ty chcesz zareagować, nie inni, nie Twój umysł, ale Ty! Rozpoznajesz różnicę? Właśnie, o to chodzi.
Poszukaj siebie John Lenon, nieżyjący już artysta, napisał przed swą śmiercią piękną piosenkę "Imagin". Prowokuje wyobraźnię do spojrzenia na świat. gdzie nie ma religii, dogmatów, wojen itp. Ów utwór swym pięknem, prostotą i trafnością przekazu podbił serca wielu ludzi, a myślę, że i dziś, kiedy jest odtwarzany, nie pozostaje bez echa. Wyobraźmy więc sobie świat bez religii, bez dogmatów. Wiele mówimy o wolności, traktując temat powierzchownie. Wolność kojarzymy z: oderwaniem się od rodziców, niezależnością finansową, własnym mieszkaniem, samochodem etc. Oczywiście, to wszystko daje poczucie wolności, jednak przy dokładniejszym zbadaniu tematu wyłania się ważniejsza jego część, a mianowicie nasze wierzenia. O wiele przyjemniej jest mieszkać we własnym mieszkaniu niż u kogoś i jeździć swoim samochodem niż autobusem, to niepodważalne, lecz to nasze wierzenia czynią klatkę z danego miejsca zamieszkania czy autobusu, a nie ono same. Jednak zmiana mieszkania to jedno, a zupełnie czymś innym jest wyzbycie się wierzeń i dogmatów religijnych. Nasze umysły pełne są przeróżnych bajek i przekazów. Zmianę mieszkania pozostawiam Tobie, tutaj poruszę tę drugą kwestię - wewnętrznego więzienia. Ponieważ teksty takie jak te, czytane są przede wszystkim przez ludzi zajmujących się samorozwojem i przekonanych o swej wolności od dogmatów religijnych, toteż zajmiemy się właśnie tymi ludźmi. Chciałbym, abyś zastanowił się nad ważnością poruszanego tu zagadnienia. Oto jak działa umysł: kiedy wierzy w jedno (dokładniej mówiąc - realizuje to, w co wierzy), nie może wierzyć w nic innego! Czyż to nie jest ograniczeniem? Umysł jest monotematyczny, nie mówię tu o podświadomej pamięci, gdzie może być straszny bałagan wymieszanych i wzajemnie wypierających się wyobrażeń, lecz o jego sprawczej części. Tak działa nasz wewnętrzny architekt, na to nie ma rady. Powinno być już dla Ciebie jasne, dlaczego takie ważne jest, aby wyzbyć się wszelkich wierzeń dotyczących samorozwoju i ograniczeń życiowych. Gdyby jednak jeszcze nie było, to rozjaśnijmy to sobie. Wierząc, że ktokolwiek z ludzi, których szanujesz i podziwiasz, ma rację, możesz się pomylić. Uznając, że oni wszyscy się mylą, możesz mieć rację. Widzisz, chcesz się przebudzić, oświecić, wyzwolić; jednak Ci ludzie, jeśli już im się udało, mówią zawsze to samo: "tego nie da się przekazać, tego nie da się nauczyć". Skoro się nie da, to dlaczego tak wiele jest technik, ścieżek i nieomylnych nauczycieli, którzy chcą Cię tam zaprowadzić?! Jak?... Jeśli jesteś uważny, to możesz chwycić mnie za słowo i zarzucić jednostronność, pytając jednocześnie: "przecież to właśnie te techniki doprowadziły do przebudzenia". Hm... no i mam problem, ale czy na pewno? Budda jak mniemam nie jest Ci obcy, mi też, i oto ów człowiek po swym oświeceniu powiedział tak: "zapomnijcie wszystko, co mówiłem i spalcie wszystko, co napisałem, bo to nie jest tak". Ciekawe, nieprawdaż? Poszukaj siebie - tak zatytułowałem ten tekst. Często słyszymy: bądź sobą, szukaj siebie, czuj siebie... i tym podobne slogany. Ale co to znaczy bądź sobą? Rób to, co każe Ci nauczyciel, słuchaj Boga, módl się?... to stwierdzenie ma wiele niewiadomych, nie sądzisz? Zastanawiałeś się nad tym? A czy zauważyłeś, że wszystkie one odnoszą się do rzeczy zewnętrznych?! Jak tu być sobą? Sprzeczne przecież jest słuchanie Boga i bycie sobą! Więc jeśli ja nie mam nic do powiedzenia, to na czym polega, to nie dające się urzeczywistnić w tym obłędzie, bycie sobą?! Zwariować można. Po raz drugi nawiążę do klimatu piosenki Lenona: wyobraź sobie świat bez tych wszystkich "mitów", stworzonych bogów, oświecenia, religii. Jesteś tylko Ty, żyjesz, podejmujesz decyzje, doświadczasz ich konsekwencji. Czy w tej sytuacji nie masz przypadkiem ochoty bardziej zadbać o siebie? Teraz kiedy wiesz, że żaden Bóg Cię nie zbawi i nie będzie kochał Cię mimo "grzechów", czy teraz masz ochotę na odpowiedzialność? A teraz pomyśl, czy właśnie wiara w Boga i jego przesłania nie czyni Cię niezaradnym? Stawia Cię pod nim, jako kogoś zależnego?! A jego wszechobejmująca miłość, czy ona nie odbiera Ci pewnych cech potrzebnych do sprawnego życia? Wierząc w Boga, nie możesz wierzyć w swoją siłę, miłość, radość, zaradność. Wierzenia o Bogu stały się wrogie, a różnice z pojmowania Boga leżą u podstaw wielu represji społecznych, czyżbym się mylił? To, co miało nieść pokój, zaczęło szerzyć wrogość i kolejne podziały, coś tu nie gra. Ponawiam pytanie: co to znaczy być sobą? Sobą czyli kim? Człowiekiem? Co to znaczy człowiekiem - homo sapiens? Przestudiujmy to, wnioski mogą okazać się zbawienne. Człowiek (boska istota), obdarzony rozumem, świadomy swego istnienia. Boska istota, czyli nie osobny byt, lecz sama, pełna, boska istota... lecz to tylko gra słów, nazewnictwo, takie tam szarady, choć zastanawiające. To, co zwykliśmy nazywać człowiekiem, jest czymś więcej niż jego potocznie używane znaczenie. Bowiem po przebudzeniu mamy cechy i możliwości przypisywane Bogu, a przecież drzemią one w nas przez cały czas! Nie wiemy o tym, ponieważ wierzymy, że jest inaczej. Pomyśl nad czymś takim: Bóg jest na tyle realny, na ile realnie potrafisz go przejawić. Czy teraz nie rozjaśnia Ci się w głowie? Ty przecież stajesz się realny na tyle, na ile potrafisz się przejawić. Zapewne niejednokrotnie czujesz w sobie o wiele więcej potencjału, niż go przejawiasz, czyżbym się pomylił?! Nie przejawiamy tego, ponieważ się boimy, jesteśmy przywiązani do mitów, hipotez, wyobrażeń. Boimy się być inni, chcemy być tacy jak... Budda, Jezus, Sai Baba... Robimy wszystko, aby stać się właśnie tacy, popełniamy zabójstwo na sobie. Nie będziesz taki jak oni, już o tym pisałem przy okazji tekstu "Mapa". Zastanawiałeś się dlaczego chcesz być taki jak oni? Ponieważ nie znasz siebie, nie rozumiesz siebie, nie czujesz siebie, nie ufasz sobie. Odrzuć wszystkich tych świętych, ponieważ oni przysłaniają Ci siebie, patrząc na nich nie widzisz, kim jesteś; medytując nad nimi, nie masz czasu pomyśleć o sobie. Przemierzam te tereny i zapewniam, może nie są to obiecane glorie i chóry anielskie, ale naprawdę warto zdecydować się na to. Czasem odczuwam, jakbym się sklejał po wybuchu. Odnajduję te części siebie, które zostały odrzucone, znienawidzone, schowane przed światłem dziennym, a które stanowią o mnie. Dzięki temu zaczynam siebie rozumieć, nie próbuję z sobą walczyć technikami, nie zwalczam siebie medytacją, za to czuję. Ostatnio pojawiła się we mnie taka refleksja: nie mogę się obudzić, jeżeli mnie nie ma. Do niedawna ja nawet nie wiedziałem, że istnieję. Medytowałem, afirmowałem, wizualizowałem, pracowałem nad sobą zgodnie z różnymi zaleceniami ludzi, których ceniłem, ale mnie tam nie było! Był umysł, który realizował cudze wizje, to przykre. Czytając ten tekst, masz jakieś reakcje, zgadzasz się z nim albo nie, wkurzasz się albo wiwatujesz, ponieważ ktoś myśli tak jak Ty. Jak zareagowałeś jest nieważne, zapytam tak: kto zareagował? A może uchwyciłeś, że to umysł się bawi, czyta i reaguje, zachowuje się tak, ponieważ ma jakieś wierzenia, pamięta, co już przeczytał, usłyszał. Porównuje i albo się cieszy, ponieważ potwierdza to jego wierzenia, albo nie. Sam widzisz, że nie ma żadnego znaczenia jak reagujesz, to tylko zabawa. Twoja decyzja spowoduje tylko następujące po sobie, kolejne wydarzenia - karuzela kręci się dalej. Umysł tworzy sobie swój świat, w jakim żyje, widzisz to już? Aby być sobą, musisz się przebudzić, inaczej ciągle będziesz tworzył. Tak niewiele jest w nas prawdziwych uczuć, ponieważ poruszamy się po wyuczonych reakcjach. Nie szukając tego, co czujemy, budujemy swą osobowość na miękkim gruncie. Pamiętać należy, że budując domy na bagnach, wcześniej czy później, nasza budowla zacznie się zapadać, pogrążając się w nim. Owszem, jest w nas sporo mroku, co może nie nakłaniać do wędrówek w tą stronę, lecz poznanie go sprawi wewnętrzne oświecenie, światło świadomości dojdzie do tych zapomnianych i mrocznych uczuć. Przyuważ to, idziesz do dyskoteki, kiedy chcesz się świetnie zabawić; chodzisz do kina, kiedy chcesz jakichś innych uczuć, kinowych. Szukasz sobie ludzi, kiedy czujesz się samotny i chcesz wypełnienia - czasem, aby uciec od siebie. Wiele jest rzeczy, które robimy, aby czuć. To jest tak, jakbyśmy kupowali w pigułce uczucia. To samo dzieje się, kiedy medytujesz. Wierzysz, że tylko medytacja da Ci takie uczucia jak nic innego - prawdziwy odlot. To się nadaje do leczenia. Pytamy się jak żyć? I w tym pytaniu zdradzamy naszą kulturową niezdolność do radzenia sobie. Przecież żyjesz, nieprawdaż? A jak się zachowywać w życiu, czy co robić, czym się zająć, kim być? To już indywidualna rzecz. Próbując szukać odpowiedzi u innych, stajemy się ich pomysłami na życie. A pytałeś sam siebie: gdzie niesie mnie moja energia? Może już czas zaufać sobie, co? A co masz ochotę robić? Jednak pamiętaj, że trudno będzie Ci żyć bez pieniędzy, nie zostawiaj się pozbawionego dochodu. Łatwo jest rzucić wszystko i pójść w świat, ale pewnego dnia poczujesz głód, zrobi się zimno i co wtedy? Działaj, realizuj siebie, ale bądź rozsądny. Budda w pewnym momencie usiadł pod drzewem oliwnym i zaczął przyglądać się swemu umysłowi. Zrobił to nie dlatego, że jest to technika bardzo zaawansowana, lecz dlatego, że zrozumiał, iż cokolwiek robił w medytacji, zaćmiewał tylko siebie. Teraz mógł poznać to, co w nim naprawdę siedzi. W medytacjach przenosisz się w inny stan świadomości, niekoniecznie lepszy, a kiedy patrzysz na swój umysł świadomie, widzisz jasno i wyraźnie: jaki jest, co robi, gdzie przyćmiewa rzeczywistość. Z czasem zauważyć można, że umysł pokazuje tylko nieprawdę, wyświetla bajkę i nic więcej.
Techniki i błędy cz.2 Do napisania tego tekstu zmobilizowały mnie różne maile i pytania. Często pytano mnie: co mam robić? Jak pracować z afirmacjami, jak medytować? Postanowiłem więc odpowiedzieć w łatwiejszy sposób - napisać o tym tekst. Techniki to tylko narzędzia, których przeznaczeniem jest pomoc w uzyskaniu pożądanych efektów. Jednak to, co się o nich mówi oraz do jakiej formy pracy z nimi się zachęca, przechodzi wszelkie granice niezrozumienia. Niestety, nawet znani nauczyciele proponują stosowanie technik bez uświadomienia sobie ich przeznaczenia. Na ogół odbywa się to jak handel na targowisku. Liczy się, aby klient kupił, a reszta jest nieważna. Cóż, interes musi kwitnąć, aby guru mógł powiedzieć: "widzisz, jak mi się powodzi, rób to, co Ci polecam, a też tak będziesz prosperował". Ja to nazywam blagierstwem. Może zaczniemy od zastanowienia się nad dość często spotykanym zjawiskiem towarzyszącym pisaniu afirmacji. Dlaczego to pracując nad tym, mamy wrażenie, że się okłamujemy? Guru, którego o to pytamy, odpowiada, że afirmacje to nie oszukiwanie siebie, tylko wprowadzanie pozytywnego programu. Hm... Hitler twierdził, że różnica między prawdą a nieprawdą polega na tym, jak często powtarzana jest nieprawda. Bowiem takie pranie mózgu powoduje, że człowiek zaczyna wierzyć w to, co słyszy każdego dnia. Jaka jest więc różnica między oszukiwaniem się pozytywnie - choć to tylko hipoteza, czym bowiem jest pozytywne? - a praniem mózgu według Hitlera? Można podpinać pod afirmacje jakieś wzniosłe idee i tłumaczyć, że to coś zupełnie innego. Patrząc jednak obiektywnie, nie ma żadnej różnicy. Zarówno działanie przed, jak i efekt po, jest dokładnie taki sam. Jesteśmy oszukani! Jakie realne znaczenie ma fakt, że wierzę we wmówione sobie zasługiwanie? Czyż nie takimi ideami żyją politycy czy księża? Teraz mały test na inteligencję - czyż pisząc sobie coś, co w mojej aktualnej świadomości nie istnieje, a ja przekonuję się, że istnieje, nie wprowadzam sobie przypadkiem pomieszania? Czyż nie robię z siebie wariata, któremu nie można wierzyć? Przecież widzę, że tego nie ma, a wmawiam sobie, że jest?! To jak wprowadzić zmiany? Za chwilę na to odpowiem. Nieważne, co o tym mówią znani nauczyciele, efekt jest jasny dla każdego, kto pokusi się na coś więcej niż tylko bierne wykonywanie poleceń swego guru. W pędzie pracy nad sobą często zatracamy punkt podparcia, jaki daje nam zdrowy rozsądek. Nie chciałbym generalizować, ale naprawdę wielu - za wielu - ludzi zawodzi się na rozwoju duchowym, coś w nim jest nie tak, nie sądzisz? Jednak to jest tak, jak z narkotykami, jedni tego nie tkną, widząc jak wychodzą na tym ich znajomi, inni muszą sami spróbować. Wszystkich nie da się ustrzec przed głupotą, ale może choć niektórych. Po wielu latach oszukiwania siebie afirmacjami i wizualizacjami, dziś mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że nie polecam tego jako środka do przebudzenia. Natomiast zupełnie czymś innym jest poznawanie zasad działania umysłu. Takie podejście do siebie może nam bardzo pomóc w ułożeniu sobie sensownego życia. Zacząłem się niedawno zastanawiać, dlaczego ludzie głoszący wszechmoc boskich kreacji uczą się praw rządzących rynkiem? Czyżby wszechmoc boskich kreacji była bezsilna wobec rynku? A może coś takiego w realnym świecie nie istnieje, jest tylko wymysłem ludzi niemających nic do zaoferowania i wymyślających jakieś bzdury. W każdym bądź razie ja polecam poznawanie zasad działania umysłu, zasad rynkowych oraz książki motywacyjne, ponieważ znaleźć w nich można cenne podpowiedzi, jak rozumieć świat i ustawić się w życiu. Tylko niech mi nikt nie mówi, że nie jest to ważne! Jeśli jednak komuś przyjdzie na myśl snuć takie brednie, to proszę bardzo, podam nr mojego konta bankowego i niech wpłaca swoje pieniądze, chętnie z nich skorzystam. W każdym z moich tekstów kilkakrotnie natkniesz się na wołanie - z mojej strony - o rozwagę i dążenie do rozumienia tego, co się robi. W każdym z tekstów, jakie napisałem, zabierałem Ci wszystko, pisząc, że to nie jest tak. Bynajmniej nie mam zamiaru tego odwoływać, postanowiłem się jednak lekko nagiąć i przekroczyć pewną granicę, jaką sobie sam nałożyłem. Postanowiłem opisać, jak coś robić, aby było zgodne z zasadami. Proszę jednak pamiętać, to nie jest rozwój duchowy, to tylko pewne propozycje jak korzystać ze swego umysłu. Co z nim robić. Afirmacje, to chyba najczęściej polecana technika i najbardziej nużąca. Więc zróbmy z niej zadowalającą. Po pierwsze, potraktujmy afirmacje jak idee, a nie zdania, które się powtarza i "gwałci" umysł, kiedy zaczyna się buntować. Ponoć to pozytywne?! Po drugie, kiedy już zmienimy podejście z autohipnotycznego na ideologiczne, możemy przystąpić do właściwej pracy nad sobą. Weźmy jakiś prosty przykład afirmacji, ot chociażby: "zasługuję na powodzenie w życiu". Biorąc ją i pisząc tysiące razy, umysł zaskoczy, uwierzy w zdanie, zadowoleni z uzyskanego efektu zaczniemy pracować nad kolejną i kolejną. Ale czy jest w tym zrozumienie? A ja mam inny pomysł, różnica polega na podejściu do siebie. Nie lubię się "gwałcić", za to uwielbiam rozumieć treść tego, co robię. Zróbmy to więc po mojemu. Efekty są trwalsze. Zasługuję na powodzenie w życiu - tak brzmi zdanie, ale czy jest zrozumiała treść? Jakże często używamy potocznie wyrazów, których treść nie jest dla nas do końca oczywista. Większość wyrazów, prócz "łączników", ma swoją treść, coś znaczą. Ot chociażby "praca", co to znaczy? Tylko nie odpowiadaj, że praca to praca i już, wysil się i odpowiedz pełnym, zadowalającym zdaniem. Z "wypiekami na twarzy" muszę się przyznać, iż używając tego wyrazu setki razy, mając wrażenie, że doskonale wiem, o czym mówię, posługiwałem się dość niekorzystną i nieświadomą definicją. W mojej głowie znaczyło to tyle, co harówka. Zdziwiłem się i zacząłem zastanawiać, czym właściwie jest to określenie? Ano czynnością wykonywaną dla celów podnoszenia swojego lub ogólnego standardu życia. Prawda, że z takim mentalnym nastawieniem do pracy będzie ona przynosiła inne skutki? Wystarczyło mi kilka minut na zmianę nastawienia, które działa do dziś. To nie przechwałki, nakreślam tylko, jaką siłą jest zrozumienie tematu. To tak na marginesie. Wróćmy do tekstu. Pytam, czy chcąc to wcielić w życie, rozumiem to? Co kryje się pod słowem powodzenie? Czy chodzi o powodzenie u płci przeciwnej? A może o szczęście w życiu związane z rosnącym dostatkiem materialnym? Te z pozoru błahe pytania są szalenie ważne. Odnosimy się przecież do naszej podświadomości, nieświadomej części nas samych. Afirmacja musi być zrozumiała. Nader często nasze życie psuje się, gdy afirmujemy "zasługuję na zmiany", "jestem otwarty na zmiany". Dzieje się tak dlatego, ponieważ nasza podświadomość rozumie to mniej więcej w ten sposób: "czyli to życie Ci nie pasuje? Ok, więc będzie inne". Niestety jest niesprecyzowane i idzie na "chybił trafił". Siła bierze się ze zrozumienia, a nie z jej wmówienia sobie. To samo dzieje się ze zmianami, kiedy rozumiemy, po co są te zmiany, wtedy one przychodzą same. Przychodzą, kiedy znamy naturę zmian. Dobrze, wracając do naszej idei powodzenia w życiu. Powstaje pytanie: dlaczego twierdzę, że nie zasługuję? Bo tak właśnie twierdzę! Inaczej nie musiałbym przekonywać się, że jest inaczej?! A teraz wybiegnijmy trochę poza umysł. Widzisz, że to, w co wierzysz, pochodzi z umysłu i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością? To tylko konstrukcje umysłu, myśli, określające czy na coś zasługujesz, czy nie. Popatrzmy teraz od tej strony na naszą afirmację. Czy z tego punktu widzenia nie wydaje Ci się, że oczywistym jest, iż zasługujesz, tak samo jak to, że nie zasługujesz?! Co wybierasz? Boska rzeczywistość jest bogata we wszystkie dychotomie. Od Ciebie zależy, co wybierasz. Oczywiście samo powiedzenie sobie: "to ja wybieram zasługiwanie", niczego nie zmieni! Dlaczego? Ponieważ musisz dojść sam do punktu, w którym zobaczysz ten wybór. Wtedy zmienią się Twoje intencje, zmieni się cała Twoja osobowość. Wreszcie wtedy obierzesz, całym sobą, nowy kierunek. Może więc zamiast przekonywać się o zasługiwaniu, rozjaśnij sobie widzenie przez rozmyślanie nad tym. Nie w kategoriach powtarzania jednej i tej samej myśli jak katarynka, tylko poprzez procesy myślowe, szeroko traktujące temat. Przecież kwestia Twojego zasługiwania to nie jedna myśl działająca źle w Twoim umyśle, tylko cała konstrukcja myśli dająca niepożądany przez Ciebie efekt. Zapewniam, że jak podejdziesz do siebie uczciwie i rozjaśnisz sobie w głowie, o co Ci chodzi, zmieni się cały Twój wewnętrzny klimat, zmienisz się TY! I niestety nie będzie to wynikiem afirmacji tylko jasności myśli, tego nie osiągniesz poprzez techniki. Podchodź do siebie całościowo, afirmacyjne nastawienie ograbia ze zrozumienia siebie, robi z człowieka robocika, któremu wkłada się kolejny program. Chcesz tak? Praca nad sobą to nie sielanka, to uczciwe działanie poparte realiami, jakie stają się Twoim udziałem na Twej drodze. Kiedy masz grunt pod nogami łatwiej się idzie. Oducz się wmawiania sobie, a naucz się twórczego myślenia opartego na solidnych fundamentach uczciwości wobec samego siebie. Od zarania dziejów człowiek wykorzystuje technikę wmawiania sobie różnych rzeczy, budowano na tym całe cywilizacje, i co? Może czas już dorosnąć i zauważyć, że umysł to nie "martwa" tkanka kształtowana przez artystę manipulatora, a żywy organizm określający naszą psychikę. I to właśnie ta psychika musi się zmienić, jeśli chcemy coś osiągnąć w życiu. Nastąpić to może w chwili, gdy rozszerzająca się świadomość postrzega więcej. Owa rozszerzająca się świadomość to nie jakiś balonik, który napompowany wiedzą rozrasta się, tylko inne rzeczy przebywają na piedestale świadomości, a inne stanowią jej filary. Czy wiedza ze szkoły podstawowej z pierwszej klasy przebywa w części umysłu odpowiedzialnej za obecną rzeczywistość? Oczywiście, że nie, ta wiedza stanowi ledwie filar - solidny, a jakże - jednak tylko filar. Czy to znaczy, że mój umysł się rozszerzył i ma całą wiedzę w sobie? Niezupełnie tak to działa, to zrozumienie tamtych podstaw pozwoliło pójść dalej i zrozumieć kolejne i kolejne. Dziś już nie zastanawiam się ile to 2+2, znam bowiem zasady, więc mogę liczyć znacznie bardziej złożone równania. Z tak zwanym rozwojem duchowym musi być dokładnie tak samo jak z każdą inną wiedzą, musi nastąpić zrozumienie zasad, tylko wtedy będzie to trwałe. Trudność polega na tym, że chcemy zmian za wszelką cenę, pragniemy się zmienić, chcemy być bogaci, piękni, znani, zdrowi, oświeceni etc. To stanowi problem, ponieważ wtedy nie używamy rozumu do zmian, tylko pędzimy na złamanie nóg i interesują nas wyłącznie efekty. A trzeba podjąć trochę intelektualnej pracy z pozoru bez efektu. Jednak to są owe filary, na których będziemy budowali naszą rosnącą świadomość. A teraz zapytaj sam siebie: czy chciałbym sobie wmówić, że jestem człowiekiem, czy to zrozumieć? A więc jak bym podszedł do zrozumienia siebie? Jak zacząłbym moją pracę? A teraz nie czekaj ani chwili dłużej, idź tam, gdzie prowadzą Cię olśnienia. Pokuś się o zrozumienie różnicy pomiędzy rozwojem duchowym a rozumieniem siebie. Przy okazji tego tekstu poruszymy jeszcze jeden ważny element, właściwie zupełnie nierozumiany. Czytałeś na pewno wiele książek, uczestniczyłeś w warsztatach, rozmawiałeś z nauczycielami duchowymi. Prawie wszyscy Ci ludzie, z bardzo małymi wyjątkami, opisują świat w kategoriach "zasługuję, nie zasługuję". Zawsze stawiają siebie i Ciebie po jednej ze stron. Czy jednak takie podejście jest właściwe, jeżeli kategorie określające, rzekome zasługiwanie, pochodzą z niezrozumienia? Wiele napisano i powiedziano o tzw. samoocenie. Prawdę powiedziawszy myślę, że właśnie to wprowadziło tyle niezrozumienia. Myślenie kategoriami samooceny zawsze stawia Cię na jednym z końców tego kijka. Zawsze jest tam ta dobra strona i ta zła. A ja się zapytam: czyż cała samoocena nie zamyka się w jednym uświadomieniu - jestem!? To jest nie tylko proste, ale i logiczne, popatrz: ja jestem i cały świat jest. Reszta to kwestia wyboru, który nie jest oparty na zasługiwaniu czy nie, tylko na wyborze, czy mi to pasuje, czy nie! Nie można zasłużyć na coś, co się już dostało, natomiast można z tego nie korzystać. Pomyśl nad tym czytelniku. Taka świadomość ułatwia życie. Przestańmy sobie odbierać od ust, ponieważ jakaś idiotyczna ideologia każe mi wierzyć, że na to nie zasługuję. Przestańmy, bo zasługiwanie nie ma tu nic do rzeczy! Nauczyliśmy się czynić mniejszymi niż jesteśmy, po co - pytam? Po co? Czy zdajesz sobie sprawę, ile trzeba się namęczyć, aby wmówić sobie zasługiwanie i wyzbyć się poczucia niższej wartości? Szybciej i właściwiej jest zrozumieć, że zasługiwanie to bzdura, OGRANICZENIE! Jestem i to jest jedynie ważne. Oczywiście, że nie będę nikomu zabierał tylko dlatego, że ja to chcę. Ale pytam: dlaczego do tej pory nic nie zrobiłem, aby to mieć? Trzeba sobie jasno uświadomić: nie ma zasługiwania, to wymysł, blagierstwo, fałszywe i ograniczające życie. Jedyną samooceną jest "jestem". To jest jedyne i wystarczające. Jestem, dlatego mogę wszystko. Widzisz, poruszanie się po wyobrażeniach zasługiwania ma najprawdopodobniej swoje korzenie w nieróbstwie. Ktoś sobie wymyślił, że mu powinno wszystko samo przychodzić, w myśl, że jestem lepszy od innych, i powstał problem, jak to zrobić? A no wmówić sobie, że na to zasługuję, a inni będą na mnie pracować. I znów, może i zasługujesz na chleb (idąc za afirmacją), ale wiedz, że ktoś go musiał zrobić, włożył w to serce i pracę, wypadałoby dać mu coś w zamian. Jestem - to jedyne i najważniejsze, ale też bardzo odpowiedzialne, trzeba rozumieć jak powstają różne rzeczy, aby nie sięgać po to, co ktoś w pocie czoła wyprodukował. Jesteś i możesz na siebie zapracować, aby stać Cię było na to, czego potrzebujesz. Tak jest właściwie. Większe korzyści dla Ciebie samego przyniesie pewien wysiłek włożony w pracę i własną edukację niż wmówienie sobie zasługiwania i korzystanie z tej manipulacji na społeczeństwie. Mały przykład z mojego życia. Kilka lat temu afirmowałem: ja ... zasługuję na wszystko co najlepsze. Efektem tej afirmacji było życie, jakiego nigdy wcześniej nie miałem, usługiwano mi wręcz, jednak coś mnie wewnątrz gryzło. Oczywiście mogłem afirmować niewinność i dalej korzystać z pracy innych ludzi. Na szczęście w porę mnie olśniło, zdałem sobie sprawę, że ci ludzie mogą wcale nie chcieć mi usługiwać, po prostu kochali mnie i stali się podatni na tę afirmację. To było przykre, wykorzystywałem ludzi, którzy mnie kochali. Natychmiast z tego zrezygnowałem i życie wróciło do poprzedniego punktu, no prawie, teraz ja miałem kamień na sercu. Wnioski pozostawiam Tobie. Ludzie sprzedający Ci techniki na zasługiwanie są w błędzie. Lecz pamiętaj, to wszystko, co przeczytałeś, nie będzie działać tylko dlatego, że tak sobie powiesz. To jest kwestią świadomości, a nie wmówienia sobie. Chcąc przebywać w stanie, gdzie realnie będziesz tego doświadczał, musisz trochę nad sobą popracować. Najlepiej zrobisz, jeśli posuwać się będziesz w rytm głosu intuicji. Masz własne pytania, wołają do Ciebie, nie wstydź się ich, idź za nimi, to one Cię zaprowadzą po krańce poznania. Ufaj tylko swoim pytaniom i nigdy nie daj sobie ich wyśmiać. Jest wielu głupich nauczycieli, którzy nie rozumieją słów serca. Chociaż czasem to bardzo poczytni pisarze. Oczywiście idź własną drogą. To, co przed chwilą przeczytałeś, to tylko pewna podpowiedź. Chciałem Ci pokazać, że można inaczej, a nie jak powinno się to robić. To jest tylko opis zgodny z zasadą działania, a nie technika jedyna z możliwych i najlepsza.
|