Wieża Moskiewska, którą zaprojektował słynny Brytyjczyk, będzie osią nowego centrum bankowo-finansowego. Z woli mera Jurija Łużkowa powstanie ono na brzegach rzeki Moskwy, zaledwie pięć kilometrów od Kremla. Budowa "pionowego miasta" (Foster nazywa tak swój gmach, który liczy 118 kondygnacji i jest wysoki na 600 metrów) ruszy za półtora roku i powinna zostać ukończona w 2011 r.
Ambitnym planom mógłby teraz przeszkodzić wyłącznie gwałtowny spadek cen gazu i ropy naftowej, które finansują trwający od kilku lat moskiewski boom budowlany. Wieża Moskiewska pomieści 25 tys. ludzi. Oprócz hoteli, biur i apartamentów na wynajem będą tu też dziesiątki kawiarni i sklepów. Na szczycie (na wysokości ok. 500 metrów) znajdzie się punkt widokowy. Trafi tu zapewne wielu spośród 5 mln turystów, którzy corocznie odwiedzają Moskwę.
Projekt za 1,5 mld dol. będzie realizowany przez - bliską merowi Łużkowowi - firmę deweloperską Szałwy Czigirińskiego, który wspólnie z Fosterem zagospodaruje też wkrótce petersburską wyspę Nową Holandię. Ten sam deweloper wygrał konkurs na urządzenie terenu po właśnie wyburzanym słynnym hotelu Rossija, tuż przy Kremlu. Ma tam powstać kompleks hotelowo- biznesowy z restauracjami i sklepami. Choć stylizowane na XIX w. fasady budynków zaprojektują najprawdopodobniej rosyjscy architekci, to - jak mówi się w Moskwie - rozrysowanie wewnętrznej struktury kompleksu Szałwa Czigiriński zamierza oddać Fosterowi. - Moskwa przeżywa okres nadzwyczajnej odnowy i przemiany. Sam jestem ciekaw, jakim miastem będzie za 20 lat - mówi brytyjski architekt.
Styl Łużkowa
Szybka rozbudowa stolicy Rosji to nie tylko efekt gospodarczego boomu, ale też ambicji jej wieloletniego mera Jurija Łużkowa, który będzie rządzić stolicą do 2008 r. Plan zagospodarowania przestrzeni miejskiej, który Łużkow zatwierdził w 1999 r., przewiduje, że zaledwie 58 proc. terenów należących do magistratu nie zmieni do 2020 r. pełnionej obecnie funkcji.
"Styl Łużkowa" (jak nazywają go moskwianie) oznacza wyburzanie zrujnowanych budynków. Na ich miejscu stają architektoniczne klony zabudowy XIX-wiecznej Moskwy albo supernowoczesne budowle - jak te wznoszone przez Fostera. Stołeczne władze oskarża się o celowe zaniedbywanie remontów w niektórych starych budynkach, aby je potem wyburzyć pod pretekstem "nieopłacalności renowacji". Architekci wytykają też władzom brak spójnego pomysłu na zabudowę nowej Moskwy.
Nie powstał jeszcze projekt budynku wznoszonego na miejscu wyburzonego hotelu Moskwa, tuż przy placu Czerwonym. Przed rozbiórką bryła hotelu Moskwa była brzydka - miejska legenda wyjaśnia to uśrednieniem dwóch konkurencyjnych projektów, bo Józef Stalin nie potrafił się zdecydować na żaden z nich. Jednak dla wielu architektów hotel Moskwa był poradzieckim zabytkiem budownictwa i historii politycznej, którego - z racji szacunku dla przeszłości - nie należało wyburzać. Magistrat nie przejmował się jednak protestami, a obrońcy architektonicznej historii mogli tylko wpisać hotel Moskwa na listę ok. 400 "pejzaży miejskich", które - ich zdaniem - pospiesznymi rozbiórkami bądź przebudowami zaprzepaścił Łużkow.
Jednak samym moskwianom przebudowywane miasto coraz bardziej się podoba. Stolica, która po stalinowskiej modernizacji rozpoczętej w latach 30. XX w. była w niemałej części nieprzyjaznym monumentalnym tworem pozbawionym lokalnych centrów ze sklepami i kawiarniami, dziś - wzorem miast zachodnich - rozkwita "miejscami magicznymi". Kluby, kawiarnie, niewielkie restauracje powstają w poradzieckich biurach, martwych klubach osiedlowych czy takich lokalach jak przerośnięta siedziba Związku Inwalidów. Coraz skuteczniej wyciągają one uboższą młodzież z przejść podziemnych, w których prowadzi ona życie towarzyskie, nęcą też rosyjską inteligencję oraz turystów. - Może to prawda, że miasto przebudowuje się nieco chaotycznie. Ale przynajmniej jest żywe - mówią obrońcy "stylu Łużkowa".
Stalinowski klasycyzm
Mimo pędu budowlanego władze Moskwy nie zapominają zupełnie o historii. Łużkow planuje m.in. restaurację rezydencji Katarzyny Wielkiej w Carycynie i odbudowę drewnianego XVI-wiecznego carskiego pałacu w parku Kołomienskoje. Na sowite dotacje mogą też liczyć moskiewskie cerkwie i klasztory, które coraz częściej rozbłyskują kopułami złoconymi na koszt miasta.
Moskwianie, którzy niedawno wyprowadzili się z radzieckich komunałek lub wychowali się w Breżniewowskiej wielkiej płycie, miewają zaskakujące marzenia. Klasa średnia wyprowadza się do strzeżonych osiedli, podmiejskich dacz czy bloków z cegły, które niewiele różnią się od nowej polskiej architektury miejskiej. Jednak najbogatsi marzą o neostalinowskich pałacach pobudowanych w estetyce warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Za rządów Stalina w Moskwie powstało siedem takich budynków (nazywanych Córkami Stalina lub Pałacami Ludożercy). Do dziś mieści się w nich m.in. uniwersytet oraz MSZ, a dwa pełnią funkcje mieszkalne. I choć mieszkania w stalinowskich pałacach uchodzą za niewygodne, to o lokale w podobnym do nich i wybudowanym w 2005 r. Triumfpałas biły się tłumy bogaczy.
"Budowa najmłodszej Córki Stalina to dowód na odradzanie się imperialistycznych ciągot wśród Rosjan" - tak telewizyjna reklama tysiąca apartamentów w Triumfpałas parodiowała radiowy głos zachodniego kremlinologa z lat 50. XX w. Pałac stanął na miejscu, w którym - gdyby Stalin nie umarł - stałby dziś podobny budynek dla radzieckich generałów i weteranów II wojny światowej. Choć moskwianie żartują, że Triumfpałas (obecnie najwyższy budynek w Moskwie) powinien w miejsce czerwonej gwiazdy zwieńczyć symbol dolara, to realizowanie niespełnionych planów komunistycznego dyktatora nie budzi w Moskwie oporów. Tzw. klasycyzm stalinowski ma się pojawić - choć w mniej monumentalnej postaci - w kilku innych, dopiero projektowanych budynkach.
Zapomniany modernizm
W starciu między restaurowanym budownictwem przedrewolucyjnej Rosji, architektonicznym neostalinizmem i nowoczesnymi pomysłami Jurija Łużkowa wielkim przegranym jest najcenniejszy rosyjski wkład do historii światowej architektury - modernizm, który królował w Moskwie w latach 20.
W pierwszej porewolucyjnej dekadzie nowe radzieckie społeczeństwo szukało nowej formy architektonicznej. Przez kilkadziesiąt miesięcy w latach 20. pupilem Józefa Stalina był architekt Konstantin Mielnikow podziwiany przez Corbusiera. Miarą łask dyktatora była zgoda na jedyną wówczas w Moskwie budowę prywatnego budynku, czyli modernistycznego domu i pracowni Mielnikowa blisko Arbatu.
Moskiewscy architekci do dziś lubią wyobrażać sobie stolicę Rosji według Mielnikowa. Jednak w 1933 r. Stalin zapragnął monumentalnych wież i pałaców, a pozbawiony zajęcia modernista zajął się malarstwem. Pełne architektonicznej harmonii i umiarkowania (w którym nie lubują się nowobogaccy moskwianie) zabytki modernistycznej Moskwy, w tym wystrój niektórych stacji metra (np. niespiesznie remontowana Majakowskaja), są dziś zagrożone zniszczeniem. Dlatego w zeszłym tygodniu w Moskwie międzynarodowa konferencja architektów "Heritage at Risk" zaapelowała do moskiewskiego magistratu o ratunek dla dzieł Mielnikowa i innych radzieckich modernistów.
Czy władze odpowiedzą na te wezwania? Dom Mielnikowa może uratować rodzinna awantura, która wyniosła nazwisko architekta na czołówki moskiewskich bulwarówek. Po niedawnej śmierci syna architekta jego dwie siostry wszczęły publiczną walkę o spuściznę po ojcu. Jedna z nich chce zburzyć dom, a ziemię sprzedać deweloperom. - Dzięki tej kłótni wielu moskwian dowiedziało się, że modernistyczny Dom Mielnikowa jest cenny. Może teraz znajdą się pieniądze choćby na odgrzybienie niszczejącego zabytku - mówi adwokat córki Konstantina Mielnikowa, tej, która chce zachować zabytek.