1966 01 Rozkaz Ocalic miasto


Stanisław Czerpak
Zdzisław Hardt
ROZKAZ  OCALIĆ MIASTO
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1966
Okładkę projektował: Tadeusz Michaluk
Ilustracje wykonał: Mieczysław Wiśniewski
PO DWUDZIESTU LATACH
Latem 1964 roku przyjechali do Krakowa: Elżbieta Wołogodzka, Eugeniusz Berezniak i Aleksy
Szapowałow. Przed dwudziestu laty rozkaz związał ich mocno z tym miastem.
Goście spotkali się z szeregiem ludzi, z którymi w tamych ciężkich dniach łączyła ich wspólna
działalność  walka z hitlerowskim najezdzcą.
Były to spotkania prawdziwych przyjaciół. Chodzili po Krakowie, w którego ocaleniu każdy z nich ma
swój udział. Przypominali sobie różne przeżycia i wydarzenia. Pojechali również poza Kraków. Na kilka dni
odżyły wspomnienia.
Wspomnienia związane są z wieloma miejscami. Życie w ciągłym niebezpieczeństwie... Różne krytyczne
sytuacje... A jednak życie całą pełnią, mimo że jutro mógł być jego koniec.
Na Wieczystej, tam gdzie dzisiaj ulica wiedzie do Nowej Huty, zginęli dwaj młodzi bojowcy.
W Zabierzowie ujęta została przez hitlerowców Hanka, która  jak wynika z informacji otrzymanych
dopiero po latach  dzielnie trzymała się podczas przesłuchań w więzieniu i w obozie koncentracyjnym w
Oświęcimiu, z którego już nie wróciła.
W Sance  wspomnienia szczególnie smutne. Michał Wróbel nie wyszedł z więzienia. Został
zamordowany przez Niemców. Zachował się prawdziwie jak bohater. Nie wydał nikogo, tak zresztą jak jego
obydwie córki. Żyją dzisiaj w Sance  w tym samym domu pod lasem, z którego kiedyś nadawane były
komunikaty radiowe, w którym aresztowano Elżbietę Wołogodzką   Olgę i całą rodzinę Wróblów.
Młodsza córka Michała Wróbla  Rozalia  zapłaciła bardzo wysoką cenę: nie została wprawdzie
zamordowana, ale na resztę życia utraciła zdrowie.
Wizyta w Rybnej u Stanisława Malika. Kapitan Michajłow wchodzi do domu i zapytuje:
 Czy ma pan śliwki do sprzedania?
Radzieccy goście we wszystkich rozmowach podkreślali, że bez pomocy Polaków nigdy nie byliby w
stanie wykonać zadań zleconych im przed dwudziestu laty.
ZRZUTY
Zmierzchało, kiedy  Michajłow ,  Aleksiej i  Anka * przybyli na lotnisko, z którego mieli odlecieć.
Humory im dopisywały, choć nietrudno było się domyślić, że cała trójka nadrabia trochę miną, aby ukryć
wewnętrzny niepokój. I nie dlatego zresztą, by ktoś nie posądził ich o tchórzostwo; w takich sytuacjach o
podobnych uczuciach nie mówi się  z zasady .
Prawdę mówiąc, młodych ludzi pociągała niebezpieczna przygoda i jeśli żywili jakieś obawy, to
wynikały one raczej z uświadomienia sobie odpowiedzialności, jaka na nich ciążyła.
Odlecieć mieli wraz z nastaniem nocy  zatem niedługo, zmierzch bowiem gęstniał coraz bardziej,
zacierając kontury stojących nie opodal maszyn. Zaciągnięte chmurami niebo pozwalało snuć raczej
optymistyczne przypuszczenia co do wyników wyprawy, która  skierowana na tyły nieprzyjaciela  była
szczególnie niebezpieczna.
Trójka zajęła miejsca w przygotowanym Douglasie. Wkrótce potem maszyna oderwała się od płyty
lotniska.
Pierwszy etap lotu  bardzo spokojny  sprzyjał rozmyślaniom nad tym, co będzie na dole, po
wylądowaniu. Stanowili grupę rozpoznawczą pod dowództwem kapitana Michajłowa. Do Generalnej
Guberni lecieli po to, by dołączyć do działającej już tam siatki. Dowództwu Frontu potrzebne są informacje
z rejonu Krakowa. Te, które docierały, były stanowczo zbyt skromne. Konieczność uzupełnienia stanu
osobowego przerzuconych na tyły frontu zwiadowców podyktowana została zwłaszcza niepokojącymi
wieściami o zdradzie i związanych z nią stratach. Ciekawe, co się dzieje z Olgą i co właściwie zrobił Józek?
Czyżby to on zdradził? Różne domysły cisnęły się do głowy. Jak wygląda sytuacja naprawdę, mieli się
dowiedzieć na miejscu.
Perspektywa pracy w rejonie Krakowa nie była bynajmniej nęcąca. Teren ten, o czym mieli ścisłe dane,
nasycony został w maksymalnym stopniu niemieckim wojskiem i policją. No, ale właśnie dlatego tam jadą.
W Krakowie mieści się szereg ważnych placówek i instytucji niemieckich, miasto to stanowi ponadto ważny
węzeł komunikacyjny.
Jakoś to będzie. Niemcy nie czują się przecież na polskiej ziemi dobrze i pewnie...
* Kapitan Eugeniusz Berezniak, porucznik Aleksy Szapowałow i radiotelegrafistka Anna Żuk.
Znalezli się nad linią frontu. Ich samolot stał się nagle obiektem silnego, choć na szczęście niecelnego
ognia artylerii niemieckiej.
Przelecieli.
Dalszy lot upływa w narastającym niepokoju: jakie będą warunki lądowania?
Po chwili pada komenda:
 Przygotować się do skoku!
A więc już! Mobilizują się psychicznie, sprawdzają jeszcze raz spadochrony.
 Do widzenia... na dole!  próbują żartować.
Za chwilÄ™ opuszczajÄ… samolot. Aleksiej skacze ostatni. Nie pierwszyzna to dla niego. Ale w takiej
sytuacji nigdy nie wiadomo, gdzie człowiek wyląduje. Noc ciemna, nie widać kompletnie nic Tylko po
czasie opadania skoczek orientuje się, że ziemia musi być blisko.
Cichy plusk i... Aleksiej tkwi po pas w wodzie. Klnie po cichu. Lepsze to jednak niż lądowanie na
drzewie  pociesza sam siebie. Gramoli się z wody, wyciąga spadochron, zakopuje go. Pierwsza czynność
wykonana. Myśl pracuje teraz szybko i sprawnie. Musi jak najszybciej oddalić się od miejsca lądowania. A
nuż Niemcy coś zwąchali? Gdzie Anka i Michajłow? Trzeba odejść stąd, jednak możliwie niedaleko.
Aleksiej porusza się niezdarnie. Mokra odzież lepi się nieprzyjemnie do ciała. Zęby szczękają z zimna.
Usiłuje zorientować się w terenie. Wkrótce spostrzega przed sobą ciemniejącą ścianę lasu. Szczekanie
psa pozwala przypuszczać, że w pobliżu znajduje się jakaś miejscowość. Trzeba wracać. Po chwili Aleksiej
jest znowu przy wodzie, w której lądował, a raczej wodował. To chyba jakieś jezioro.
Nie widząc innego wyjścia, skoczek postanawia czekać tu do rana. Trzeba wysuszyć ubranie i buty, a
przede wszystkim  odpocząć po pierwszych emocjach.
Gdy pojaśniało, Aleksiej rozejrzał sję po okolicy. Niedaleko biegnie droga. Dochodzi do niej i rusza w
poszukiwaniu tablicy, która pozwoliłaby mu zorientować się, gdzie właściwie jest. Ciąży mu samotność i
niepokój. Jak połączy się z towarzyszami?
Orientacja w terenie, przeprowadzona za pomocą mapy, którą miał przy sobie, nie napawała
optymizmem. Znajdował się blisko Dąbrowy Górniczej, w odległości ponad 80 kilometrów od Krakowa i 
co najgorsze  na obszarze włączonym do Rzeszy. Aby osiągnąć cel swojej podróży, musi zatem przedostać
się przez granicę, na ziemie znajdujące się pod władzą generalnego gubernatora. Zdaje sobie sprawę, że
niełatwe to będzie przedsięwzięcie. Nie ma dokumentów. Poza tym nie otrzymał żadnych wskazówek, które
pomogłyby mu nawiązać kontakty na tym obszarze. Jest zdany wyłącznie na samego siebie i przysłowiowy
łut szczęścia.
W masie ludzkiej zawsze łatwiej się ukryć. Wie o tym dobrze, toteż postanawia maszerować tak, żeby
jak najszybciej znalezć się w dużym skupisku miejskim. Decyzja ta doprowadza go do Sosnowca.
Głód dokucza coraz bardziej, czuje, że nie wytrzyma już dłużej. Na jednej z ulic spostrzega restaurację
z widocznym z daleka napisem: Nur für Deutsche. Wejść  nie wejść? Tu chyba stosunkowo
najbezpieczniej...
Pokrzepiony posiłkiem, wychodzi znów na ulicę. Teraz łatwiej błądzić wśród nieznanych zaułków.
Właściwie nie jest tak zle, jak mogłoby być  przychodzi mu nagle do głowy. Zaczyna wierzyć, że
wszystko ułoży się dobrze.
Przy  Modrowgasse Aleksiej rozpoznaje siedzibę organizacji nacjonalistów ukraińskich. Co robić?
Chwila zastanowienia i decyzja: w sytuacji, w jakiej się znalazł, wszystkie drogi są dobre, które pozwolą jak
najszybciej dojść do celu i wykonać powierzone zadanie. Można przecież wystąpić w roli uciekiniera ze
Lwowa. Ucieczka przed Rosjanami...
Jeszcze krótka zwłoka, ułożenie planu gry i oto Aleksiej, zdecydowany działać poprzez ukraińsko-
nacjonalistycznÄ… organizacjÄ™, wkracza do budynku przy  Modrowgasse . Po chwili siedzi w biurze
organizacji i opowiada zmyśloną historię swych przejść.
Pochodzi z miejscowości Podwołoczyska. Jako nacjonalista ukraiński musiał zostawić wszystko i
uciekać przed nadchodzącymi bolszewikami, Dotarł aż tutaj... Chce się zaczepić, dostać pracę i  w miarę
możliwości  przyczynić do zahamowania marszu bolszewików na zachód.
Opowiadając tę zmyśloną na poczekaniu bajeczkę, stara się ukryć lekki niepokój, Głowę zaprząta ciągle
ta sama, najważniejsza w tej chwili myśl: uwierzą czy nie uwierzą?
Na szczęście uwierzyli. Długa rozmowa kończy się krótką decyzją:
 Pomożemy wam!
NastÄ™pnego dnia uciekinier z zachodniej Ukrainy, Jan Zalewski, udaje siÄ™ do  Osthütte , gdzie ma
podjąć pracę. W jego kieszeni znajduje się niemała kwota 500 marek, wypłaconych mu z tytułu  strat
poniesionych w zwiÄ…zku z ucieczkÄ… przed bolszewikami .
Najgorsze jest to, że sytuacja Aleksieja jest tyleż pomyślna, co niepomyślna. Żadne bezpośrednie
niebezpieczeństwo, jak sądzi, mu nie zagraża. Niemniej jednak nie przybył tu po to, żeby pracować w
niemieckiej fabryce. Musi jak najprędzej przejść granicę i dotrzeć w rejon Krakowa. W żadnym razie nie
może się jednak zdemaskować przed Niemcami czy ukraińskimi faszystami. Wiedząc, że nie ma czym
usprawiedliwić swego wyjazdu do Krakowa, nie podejmuje w tej sprawie żadnych otwartych starań.
Postanawia, uzbroiwszy się w cierpliwość, szukać innych dróg.
W hucie pojawienie się jego przeszło obojętnie, nie wywołując żadnej sensacji. Przyjmowanie nowych
pracowników należało do rzeczy zwykłych, a obce pochodzenie także nie dziwiło, pracowali tu bowiem
ludzie różnych narodowości.
Aleksiej otrzymuje stanowisko pracy, poznaje najbliższe otoczenie. Mija dzień, drugi, trzeci...-
Nawiązywanie bliższych kontaktów nie przychodzi jednak łatwo. Są tu Niemcy, Ukraińcy, Polacy... Są
volksdeutsche i inne kategorie  niepełnych Niemców.
Atmosfera  jak najgorsza. Nieufność, podejrzliwość... Aleksiej nie chce zadawać się z faszystami, do
innych zaś nie ma dojścia. Sam zjawił się tu wszak jako nacjonalista ukraiński. Jak nawiązać kontakty z
Polakami, z polskimi patriotami, w szczególności z ludzmi bliskimi mu ideowo?
Myśl ta mocno trapiła Aleksieja. W niełatwej sytuacji nie popadał jednak w zwątpienie, licząc na to, że
trafi w końcu na właściwych ludzi. I nie przeliczył się.
Grając oficjalnie rolę  uciekiniera przed bolszewikami , zaczął prowadzić przy różnych okazjach  w
czasie przerw na posiłek czy w drodze do pracy  rozmowy z Polakami. Jeden z nich, niejaki Mietek
Rakoczy, znał język rosyjski; to ułatwiało sytuację  umożliwiało posługiwanie się w rozmowach
półsłówkami, aluzjami. Aleksiej zaczął dawać do zrozumienia, że nie chciałby tutaj pozostać. Wolałby
przenieść się do Generalnego Gubernatorstwa, gdzie łatwiej spotka się ze znajomymi. Rozmowy te stawały
się coraz bardziej szczere. W końcu Mietek, w którym w atmosferze rosnącego zaufania i sympatii Aleksiej
poznał szczerego polskiego patriotę, zaczął rozumieć. Poproszony przez Aleksieja o pomoc w przedostaniu
się do Generalnej Guberni, zrobił wszystko, aby nie zawieść pokładanego w nim zaufania. Dzięki jego
staraniom po trzech tygodniach pobytu w Sosnowcu i pracy  na chwałę Wielkiej Rzeszy Aleksiej znalazł
się w Rybnej koło Krakowa. Nie było zresztą dziełem przypadku, że trafił akurat tutaj.
Rybna  duża wieś, oddalona niespełna dwadzieścia kilometrów na zachód od Krakowa  wyróżniała
się spośród innych postępowością swych mieszkańców.
Jeszcze w 1933 roku, po wizycie przybyłego ze Śląska wysłannika Komunistycznej Partii Polski,
powstała w Rybnej komórka partyjna. Organizatorem jej był Franciszek Zając, a członkami Ignacy Tekieli
(przez pewien czas pracował na Śląsku jako górnik i tam zetknął się z komunistami), Stanisław Malik (od
1936 roku sekretarz komórki), Antoni Feluś, Ignacy Targowski oraz Franciszek Pułecki.
Ludzie ci podczas okupacji zamieszkiwali nadal w Rybnej. W roku 1942 w mieszkaniu Franciszka
Zająca uczestniczyli w zaprzysiężeniu nowo zorganizowanej komórki Polskiej Partii Robotniczej, z której
inicjatywy utworzono następnie oddział wypadowy. Przeprowadził on pózniej szereg akcji sabotażowych,
skierowanych głównie na transport wroga. W rozwijaniu działalności dywersyjnej przydało się też 450
kilogramów materiałów wybuchowych, zdobytych w roku 1943 w kopalni  Krystyna w Tenczynku.
Nic dziwnego więc, że pierwsza grupa zwiadowcza, zrzucona wcześniej, z końcem kwietnia 1944 r. w
rejonie Krakowa, trafiła nie gdzie indziej, a właśnie do Rybnej. Do mieszkańca tej wsi, Stanisława Malika,
przyszedł wówczas jeden z członków organizacji, Jan Kasperkiewicz.
 Słuchajcie, Malik, przyprowadzono do mnie Rosjankę  powiedział.  Ma ze sobą radiostację. Jest
polecenie ze sztabu, żebyście się nią zaopiekowali. Chodzcie!
Gdy Malik wszedł do domu Kasperkiewicza, zobaczył młodą dziewczynę, niewielką, drobną,
wyglÄ…dajÄ…cÄ… na uczennicÄ™-podlotka.
 To towarzyszka Olga  powiedział Kasperkiewicz.
Radiotelegrafistka Olga, tak jak pózniej Aleksiej, zrzucona została w trzyosobowej grupie. Wraz z nią
przybyła zza frontu dwójka Polaków:  Józek  dowódca grupy i Hanka  zwiadowca*.
Józek pochodził ze Śląska. Po powstaniu w Związku Radzieckim I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki
wstąpił w jej szeregi. Hanka to córka lekarza z Warszawy. Zadania tej grupy były identyczne z zadaniami
pózniej zrzuconej grupy kapitana Michajłowa.
* Józek miał występować, jako ukraiński działacz nacjonalistyczny, pod nazwiskiem Bogusławski, Olga jako jego
żona, zaś Hanka  jako jej siostra.
Trójka zwiadowców otrzymała adresy, pod którymi miała się zgłosić w Krakowie. Józek miał ponadto
fotografię żołnierza dywizji kościuszkowskiej, Piotra Sendora. Na odwrocie fotografii widniał napis: Mamo,
bardzo Cię proszę, pomóż tym ludziom.
Mama, nazywana  babcią Sendorową , mieszkała wraz z synem Franciszkiem we wsi Branice pod
Krakowem w rejonie dzisiejszej Nowej Huty. Franciszek Sendor był działaczem ludowym i żołnierzem
Batalionów Chłopskich. W jego domu odbywały się zebrania organizacji. Niemniej jednak, dowiedziawszy
się, że radzieccy zwiadowcy poszukują dogodnego miejsca na radiostację, szybko zgodził się, ażeby została
ona zainstalowana w jego domu.
Tak więc Olga i Hanka, w towarzystwie Franciszka Sendora, udały się któregoś dnia do Branic. Cała
trójka objuczona była bagażem, zawierającym głównie części radiostacji. Józek nie brał udziału w
przenoszeniu sprzętu.
Droga była niebezpieczna; wiodła obok lotniska w Czyżynach. Na tej trasie Niemcy często
legitymowali ludzi i przeprowadzali rewizje. Sendor miał rower, do którego przytroczył co cięższe paczki.
W tym samym czasie wracał z Krakowa furmanką znajomy Sendora  Piotr Barnaus. Zaczęli rozmawiać i
po chwili Barnaus zaprosił na furmankę obie kobiety. Skorzystały z tego, oczywiście, skwapliwie; ich bagaż
nie był lekki.
Po pewnym czasie jadący natknęli się na patrol niemiecki. Żandarmi zatrzymali wystraszonego
Sendora, na szczęście jednak zaraz kazali mu jechać dalej, nie skontrolowawszy zawartości paczek. Bardziej
zainteresowali się furmanką. Piotr Barnaus, zapytany, co wiezie, odparł z wielką pewnością siebie, że różne
rzeczy zakupione za pieniądze otrzymane z tytułu odstawienia ziemniaków. Wyjął przy tym z kieszeni
pokwitowanie dostawy. Olga i Hanka robiły, co mogły, aby ukryć swoje przerażenie. Na szczęście żandarmi
i tym razem zrezygnowali ze szczegółowej kontroli. Sytuacja została uratowana właściwie tylko dzięki
pewności siebie Piotra Barnausa, nie zdającego sobie sprawy z tego, kogo i co wiezie.
Wreszcie radiostacja została zainstalowana  w Branicach, w stodole Sendorów. Olga mogła nawiązać
kontakt z dowództwem. Zamieszkała ona u Sendorów, podczas gdy Hanka wynajęła sobie pokój w
Krakowie.
Przystąpienie do realizacji wyznaczonych grupie zadań natrafiło jednak na nieoczekiwaną przeszkodę.
Przez szereg dni nie zjawiał się w ogóle Józek  dowódca, mający zorganizować pracę grupy, dysponujący
większą sumą pieniędzy przeznaczonych na utrzymanie grupy oraz na wydatki związane z jej działalnością.
Wreszcie przyszedł.
 Co się z tobą działo? Dlaczego nie przychodziłeś tak długo?  dopytywały obie dziewczyny.
 Musiałem trochę odpocząć  odburknął.
Słowa te wywoływały zdziwienie. Trudno było uznać to tłumaczenie za zrozumiałe. Józek przyszedł nie
całkiem trzezwy. Nie mówił o robocie, nie dawał żadnych konkretnych poleceń. Na zakończenie oświadczył
krótko:
 Idę do Krakowa zorientować się w sytuacji.
Już ta pierwsza rozmowa pozostawiła nieprzyjemny osad. Coś tu nie było w porządku. Zakradła się
nieufność. Gdy Józek przyszedł drugi raz, znowu widać było, że pił. Zachowywał się dziwnie. Zaczął
opowiadać, że spotkał brata w mundurze niemieckim.
Trudno było nie wyczuć grożącego niebezpieczeństwa. Wieczorem Olga nadała komunikat zawierający
informacje o zachowaniu Józka.
Sendorowie poważnie zaniepokoili się całą tą sprawą, tym bardziej że dom ich był miejscem spotkań
żołnierzy Batalionów Chłopskich.
Któregoś dnia Hanka przyszła z wiadomością, że Józek umówił się z nią w mieście. W trakcie rozmowy
napomykał o tym, ze nie powinna prowadzić roboty wywiadowczej. Opowiadał, że można tutaj dobrze
ułożyć sobie życie. Posiada sporo pieniędzy, z których część da jej. Mówił, że ma dość Rosji i Rosjan. O
Oldze wyrażał się z wyrazną niechęcią. Hanka odniosła wrażenie, że nie miałby wobec niej żadnych
skrupułów.
Czy miał zamiar wydać Olgę hitlerowcom? Obawa taka wydawała się, niestety, uzasadniona. Olga
wyczuwała, że każdego dnia może zdarzyć się nieszczęście. Nie miała gdzie iść, nie miała się gdzie ukryć,
zresztą nie przybyła tu po to, żeby się tylko kryć przed Niemcami. W istniejących warunkach zaś
niemożliwe było rozwinięcie szerszej działalności i wykonywanie powierzonych jej zadań. Zaczęła nawet
rozważać ewentualność powrotu do swoich. Było to przedsięwzięcie bardzo trudne, trzeba by przebyć
bowiem jeszcze raz linię frontu, i to tym razem na ziemi. W tym jednak widziała jakieś prawdopodobieństwo
ocalenia, podczas gdy tu wszystko zdawało się prowadzić ku katastrofie. Józek przyjmował wobec Olgi
postawę coraz bardziej wrogą. Mówił już teraz wprost, że wyda ją Niemcom. Ponowił swoje naciski na
Hankę. Olga zaczęła się obawiać, by Józek nie zastraszył dziewczyny i by nie przeszła ona na jego stronę.
Napięcie nerwowe, strach  rodziły uczucia nieufności wobec Hanki, być może zupełnie nieuzasadnione.
Na domiar złego nadawane przez Olgę komunikaty, zawierające relacje o sytuacji oraz bardzo skąpe
informacje natury wojskowej, zwróciły uwagę Niemców, którzy zorientowali się, że w okolicy działa tajna
radiostacja. W rejonie Branic pojawiły się niemieckie samochody z urządzeniami namiarowymi.
Franciszek Sendor postanowił skontaktować się ze znajomymi alowcami w sprawie zapewnienia
bezpieczeństwa obydwu zwiadowczyń, jak również stworzenia lepszych warunków pracy radiostacji,
zwłaszcza wynalezienia dla niej innego miejsca. Również babcia Sendorowa, która przeżywała wszystko
wraz z Olgą, prosiła przychodzących do jej domu bechowećw o pomoc w ukryciu przebywającej w jej domu
Rosjanki. Otrzymawszy odpowiednie przyrzeczenia, ucieszona pobiegła z tą wieścią do swej podopiecznej.
 Poznam cię z bardzo dobrymi ludzmi. Oni ci pomogą  powiedziała.
Minęły dwa tygodnie od momentu przybycia Olgi do Branic, gdy pewnego ranka w domu Sendorów
zjawili się przedstawiciele dowództwa okręgu AL:  Michał (Józef Zając) oraz pełniąca funkcję łączniczki
 Wala (Waleria Gębska-Zającowa).
Uszczęśliwiona Sendorowa zawołała:
 Sam Pan Bóg was tutaj zesłał! Jesteśmy już prawie nieżywe!
 Zaraz coÅ› zaradzimy. Poznajcie nas z tÄ… towarzyszkÄ… radzieckÄ…. Gdzie ona jest?
 Już was do niej prowadzę.
Gdy weszli do izby, Olga wstała, jeszcze niepewna, kogo ma przed sobą, i zapytała:
 Kto wy?
Wzajemne wyjaśnienia nie trwały długo. Zapadła decyzja: trzeba natychmiast stąd uciekać. Tego
samego jeszcze dnia Wala i Michał mieli przeprowadzić z Branic w bezpieczne miejsce Olgę i Hankę.
Postanowiono jednak zachować wobec Hanki pewną ostrożność. Olga podzieliła się z Walą i Michałem
swoimi obawami, wynikającymi z tego, że spotyka się ona w mieście z Józkiem. Na wszelki wypadek
postanowiono, że Hanka nie będzie znała dokładnego miejsca zamieszkania Olgi.
Czekali na Hankę. Tymczasem Olga rozmontowała radiostację, która została  rozparcelowana na trzy
pakunki.
Po przybyciu Hanki cała czwórka ruszyła w niełatwą drogę. Kierunek: Czyżyny. Uzgodniono, że Wala
pójdzie razem z Olgą, która będzie udawała niemowę, Hanka natomiast i Michał będą szli oddzielnie.
W Czyżynach oczekiwało pociągu bardzo dużo ludzi. Do Krakowa jechali więc w wielkim tłoku, z
czego byli, oczywiście, zadowoleni.
Ze stacji kolejowej Grzegórzki, gdzie opuścili pociąg, przeszli na przystanek tramwajowy, by następnie
 trójką udać się w kierunku śródmieścia. Pod Pocztą Główną mieli się przesiąść w inny tramwaj, zdążający
w stronę Aobzowa, skąd dalszą drogę zamierzali odbyć pieszo. Ten sposób podróżowania uznano za
najlepszy ze względów bezpieczeństwa, pozwalał on bowiem uniknąć ryzyka związanego z częstymi
kontrolami. Przejazd pociągiem z Czyżyn do Grzegórzek tłumaczył się tym, że idąc pieszo z Branic do
Krakowa, narażeni byli na spotkanie z Józkiem.
Gdy tramwaj zbliżał się do poczty, rozległy się nagle przerazliwe jęki syren. Wiedzieli, co to oznacza 
niemieckie samochody policyjne. Zatrzymały się właśnie w rejonie poczty. W mgnieniu oka policjanci
zamknęli ulice, przystępując do legitymowania przechodniów i pasażerów opuszczających tramwaje. Michał
szybko porozumiał się wzrokiem z kobietami: Nie wysiadać! To jedyna szansa ratunku.
Jeżeli jednak Niemcy wejdą do tramwaju lub każą wszystkim wysiąść? Będą straceni. Nie tylko ze
względu na radiostację. Olga nie ma żadnych dokumentów, Michał jest poszukiwany przeią gestapo.
Mijają chwile. Z okien tramwaju widać, że Niemcy aresztują sporo osób. Wrzeszcząc i popędzając
zatrzymanych, wsadzają ich do samochodów. Wielka łapanka. Czy coś się stało? Nikt jeszcze nie wie, że to z
powodu trzech Niemców, którzy niedawno zastrzeleni zostali na ulicy Botanicznej.
Jeden z hitlerowców podszedł do tramwaju. Pasażerowie zamarli w oczekiwaniu. Niemiec daje znak
motorniczemu:
 Los, los, abfahren!
Tramwaj rusza w kierunku Rynku. Jedzie coraz szybciej. Z piersi wyrywa siÄ™ westchnienie ulgi. Wprost
trudno uwierzyć, ale to prawda. Udało się  przynajmniej na razie.
W Rynku Głównym Michał daje znak do wysiadania.
Co teraz? Trzeba jak najszybciej wydostać się z Krakowa. Z zachowaniem wszystkich środków
ostrożności idą do najbliższego przystanku.
Jadą teraz  dwójką , ale nie do końca. Na wszelki wypadek wolą opuścić tramwaj na przedostatnim
przystanku. Zdążając pieszo w stronę koszar dawnej Podchorążówki, z daleka widzą, że i tu obława. Na
odwrót już za pózno, mogłoby to wzbudzić podejrzenia. Szczęściem dostrzegają sklepik z wodą sodową.
Wchodzą tam. Podenerwowana sklepowa wita ich nieżyczliwie.
 Nic nie sprzedajÄ™, zamykam sklep.
 Wracamy  rzuca Michał przez zęby.
Wychodzą. Sklepik i tak spełnił ważną rolę. Opuściwszy go, mogą iść w kierunku odwrotnym do
koszar. Po chwili skręcają w pola i dalekim łukiem obchodzą miejsce obławy.
Dalsza droga upływa już bez przeszkód. Mocno zmęczeni docierają do Modlniczki koło Zabierzowa.
Tam Michał umieszcza w dwóch różnych miejscach Olgę i Hankę.
Póznym wieczorem Olga nadaje komunikat o sytuacji. Zapytuje, co robić z Józkiem. Odpowiedz jest
tym razem zdecydowana: zlikwidować jak najszybciej!
Niestety, innego wyjścia nie ma. Nietrudno przewidzieć reakcję Józka, gdy dowie się o zniknięciu Olgi
z Branic.
W dwa dni po tych wydarzeniach Olga jest już w Rybnej.
OLGA
Stanisław Malik porozumiał się z kilkoma towarzyszami. Ustalili, że wspólnie zaopiekują się Olgą i
pomogą w prowadzonej przez nią działalności, zwłaszcza że ze względu na niebezpieczeństwo wykrycia
radiostacji nie może ona przebywać długo w jednym miejscu.
Wraz z przybyciem do Rybnej zaczÄ…Å‚ siÄ™ dla Olgi okres intensywnej pracy wywiadowczej, prowadzonej
przy udziale i pomocy Hanki, a także Wali, której powierzono funkcję łączniczki, Michała oraz szeregu
innych osób, głównie członków organizacji PPR w Rybnej.
Najpierw trzeba było wykonać zadanie najpilniejsze, a przy tym niezwykle trudne i nieprzyjemne. W
kilka dni po przybyciu Olgi, w słoneczną wiosenną niedzielę, dwaj młodzi gwardziści z Rybnej  Janek
Kasperkiewicz i Franek Czekaj  spotkali się w Krakowie, na ulicy Mogilskiej, z Hanką i Walą. Hanka była
umówiona z Józkiem. O godzinie trzynastej miała przyjść do niego do mieszkania. Józek mieszkał
niedaleko, na ulicy Wieczystej. Wala, której zadanie polegało na zapoznaniu chłopców z Hanką, poszła zaraz
na wyznaczone spotkanie, na Dworzec Główny, gdzie po zakończeniu akcji miała się zjawić Hanka.
Ponieważ do godziny trzynastej pozostało około dwudziestu minut, chłopcy wraz z Hanką spacerowali
ulicą w pewnej odległości od mieszkania Józka. Sprawdzili jeszcze wyznaczony wcześniej kierunek ucieczki
 w rejon Puszczy Niepołomickiej.
Nagle Hanka krzyknęła:
 Chłopcy, to on!
Wskazywała przerażonym wzrokiem zbliżającego się od strony śródmieścia człowieka. Tego nie
przewidywali. Józek wracał do domu.
Nie było czasu zastanawiać się nad popełnioną nieostrożnością. Janek szepnął do Hanki:
 Idz dalej.
Sam, wraz z Frankiem, zatrzymał się i zagadnął Józka:
 Mamy dla was kilka propozycji co do współpracy. Domyślacie się chyba, kim jesteśmy.
Józek był trochę zaskoczony.
 To może pozwolicie do mnie, do mieszkania...
 Nie, lepiej pójść tam, gdzie nas nikt nie będzie widział. Nie chcemy pokazywać się waszym
gospodarzom.
Franek wskazał ulicę biegnącą w prawo, w kierunku Wisły.
 O, chodzmy tam.
Józek, acz niechętnie, zgodził się. Szli, prawie nic nie mówiąc. Coś tam bąknęli o Oldze.
 Właśnie wybieram się do niej  powiedzia Józek. Nie wiedział jeszcze o jej  przeprowadzce .
Niedoświadczeni gwardziści denerwowali się. Ledwie znalezli się w bardziej pustym miejscu,
porozumieli się wzrokiem.  Już, teraz . Sięgnęli po pistolety.
 Z rozkazu dowództwa zostajesz zastrzelony jako zdrajca.
Józek zatrzymuje się gwałtownie. Chce coś powiedzieć, ale strzał wali go na ziemię. Wszystko odbywa
się błyskawicznie.
Jeszcze jeden strzał, dla tym większej pewności i... obydwaj gwardziści tracą głowę. Co teraz?
 Wiejemy do Wieczystej, potem w prawo, do Mogiły  rzucił jeden z nich.
Pędzą w stronę, skąd przyszli. Hanka widzi z daleka całą scenę. Co oni robią? Gdzie uciekają?  myśli,
przerażona zachowaniem chłopców. Niestety, kontaktować się z nimi już nie może.
Przez chwilę wydaje się jeszcze, że wszystko
pójdzie dobrze. Przecież tu sami swoi. Chłopcy są już
na ulicy Wieczystej. Tam dla odwrócenia od siebie
uwagi zwalniają. I wtedy następuje najgorsze. W uszy
uciekających wdziera się donośny okrzyk:
 Aapać bandytów! Zabili człowieka!
Oglądają się. To woła woznica siedzący na kozle
swojej dorożki. Znowu podrywają się do biegu.
Dorożkarz, nie znając bliżej sytuacji, podcina konia i
z krzykiem rusza za nimi. Zbliżają się teraz do koszar
i mostu kolejowego z widocznym na nim
wartownikiem. Biec tam może oznaczać tylko
katastrofę. Skręcają więc gwałtownie w bok. Niemcy
zwrócili już uwagę na krzyk i na biegnących ludzi.
Rozlegają się ich głosy:  Halt! Halt!
Niedaleko stoi drewniana ubikacja. Osaczeni
chłopcy, nie widząc innego wyjścia, wpadają tam.
Po krótkiej chwili z mostu słychać strzały. To
niemiecki wartownik wypuścił serię z pistoletu
maszynowego.
Hanka, która starała się nie stracić nic z
rozgrywającego się dramatu i w tej właśnie chwili
śledziła z bezpiecznej odległości przebieg wydarzeń,
dostrzegła, jak dwóch Niemców podeszło do ubikacji
i wyciągnęło ze środka ciała chłopców. Nie miała tu już nic do roboty.
Gdy przyszła na Dworzec Główny, zbędne były jakiekolwiek słowa. Była tak bardzo zdenerwowana i z
takim trudem panowała nad sobą, że Wala natychmiast domyśliła się strasznej prawdy.
Ująwszy Hankę pod rękę, poprowadziła ją ulicą.
 Uspokój się i mów.
 Józek zastrzelony. Chłopcy, zdaje się, też. Nie wiem dobrze.
 Opowiadaj szczegółowo. Wszystko.
Hanka rozpoczęła dość nieskładną relację z przebiegu akcji. Wala nie mogła się nadziwić nieostrożności
chłopców. Jak mogli uciekać po strzałach w tym właśnie kierunku, widoczni jak na dłoni? Wstrząśnięta do
głębi całym zajściem, pierwsza jednak ochłonęła. Hankę postanowiła odesłać na kwaterę. Widać było, że
dziewczyna przeżyła szok i musi odpocząć. Sama zaś, złożywszy w Krakowie meldunek o przebiegu akcji,
jak najszybciej udała się do Rybnej.
Hanka wprawdzie mówiła, że rewizja, przeprowadzona przy zabitych chłopcachy nie przyniosła chyba
spodziewanych rezultatów, gdyż hitlerowcy złościli się, nie znalazłszy dokumentów, kto wie jednak, czy nie
znajdą ich pózniej, porzuconych gdzieś obok. Gdyby to nastąpiło, Niemcy wkrótce pojawiliby się w Rybnej,
w domu Jana Kasperkiewicza, gdzie przebywa Olga wraz z radiostacją. Wala spieszyła więc co tchu w
piersiach. Wyczerpana do ostatecznych granic, już pod wieczór zjawiła się w Rybnej. Na szczęście panował
tu spokój. A więc chyba Niemcy nie znalezli dokumentów. Niemniej jednak trzeba było zastosować
konieczne środki ostrożności.
Wala poinformowała o przebiegu akcji zebranych na naradę kilku członków organizacji. Była to smutna
chwila  rybnieńska organizacja straciła dwóch wartościowych ludzi. Nie obeszło się bez momentów
dramatycznych. Jeden z obecnych,  Uparty tak się przejął wieścią o śmierci Janka Kasperkiewicza i Franka
Czekaja, że w pewnym momencie wystąpił przeciwko Oldze z zarzutem, że to przez nią zginęli chłopcy.
Nie było wszakże czasu na pretensje i żale, zwłaszcza że pozbawione one były jakiegokolwiek sensu.
Trzeba było pracować nadal. Postanowiono przede wszystkim starannie ukryć radiostację. Ustalono, że Olga
zatrzyma się chwilowo u Ignacego Targowskiego, skąd wkrótce potem zostanie przeniesiona na pewien czas
do innej miejscowości.
Ostatecznie okazało się, że Niemcy nie doszli, kim byli zabici. Chłopcy nie zawiedli. W obliczu
bezpośredniego niebezpieczeństwa, tak jak uzgodniono wcześniej, zniszczyli swoje  kennkarty . Do Rybnej
nie przyjechała żadna ekspedycja karna.
W następnym okresie praca wywiadowcza poczyniła znaczne postępy. Uwagę koncentrowano na liniach
transportowych i obiektach wojskowych. Po pewnym czasie istniała już niezle funkcjonująca siatka. Szereg
osób obserwowało w różnych węzłowych punktach ruch pociągów przejeżdżających przez Krakowskie.
Wiadomo było, jakie pociągi zmierzają do Krakowa z Zachodu i jakie odjeżdżają stąd w kierunku Katowic,
jakie zdążają na wschód i jakie ze wschodu przez dworzec Kraków-Płaszów, jakie jeżdżą na trasach Kraków
 południe i południowy-wschód. Ważne były przy tym różne szczegółowe znaki na pociągach  kot z
ogonem do góry, kot z ogonem na dół itd.
Była to praca trudna i ryzykowna, niemniej jednak szła ona dość sprawnie ze względu na to, że
wykonywali jÄ… ludzie pracujÄ…cy na kolei.
Wiele uwagi poświęcono również transportom samochodowym.
Większe trudności napotykano przy rozszyfrowywaniu obiektów wojskowych w mieście, na co w
głównej mierze wpłynął fakt, że w wojskowych instytucjach niemieckich z zasady nie zatrudniano Polaków.
Dość odosobniony był przykład Klary Sołtykowej, która pracując w charakterze sprzątaczki w budynku
sztabu wojskowego u zbiegu ulic Gertrudy, Grodzkiej i Stradomia, zdołała kilkakrotnie wynieść stamtąd
zniszczoną kalkę przebitkową, przez co uzyskano nieco interesujących szczegółów, dotyczących
rozmieszczenia wojsk niemieckich.
Trudno było natomiast dotrzeć do obiektu wojskowego na ulicy Retoryka. Zadania rozpoznania tego
obiektu podjęła się Wala, która w tym celu wraz z czteroletnim siostrzeńcem chodziła na spacery na skwer
znajdujący się przy tej ulicy. Kiedyś omal nie wpadła, zwróciwszy na siebie uwagę wartownika
kilkakrotnym przechodzeniem obok bramy budynku. Uratowało ją tylko dziecko, które  jakby
wyczuwając sytuację  zaczęło płakać, co pozwoliło niefortunnej wywiadowczyni spokojnie oddalić się.
W związku ze zdobywanymi informacjami radiostacja Olgi nie próżnowała. W dalszym ciągu dla
wtiększego bezpieczeństwa przenoszono ją kolejno do różnych miejscowości, najbardziej jednak przypadła
Oldze do gustu sama Rybna, gdzie znajdowała najlepszą opiekę i pomoc.
Któregoś dnia nadeszła smutna wiadcmość: Hanka została aresztowana. Ze zrzuconej trójki pozostała
już zatem tylko Olga.
Aresztowanie nastąpiło w sytuacji, w jakiej nietrudno było o poważniejszą  wsypę . Obie z Walą, ze
zdobytymi materiałami wywiadowczymi, zdążały do rejonu Krzeszowic, gdzie miało nastąpić umówione
spotkanie z Olgą Wala radziła przebyć drogę z Krakowa do Krzeszowic pieszo, Hance jednak
wielokilometrowe marsze sprawiały pewną trudność; jeszcze przed wojną uległa poważnemu wypadkowi,
po którym pozostało jej trwałe uszkodzenie nogi. Powiedziała zatem do Wali:
 Złapię jakiś samochód i przyjadę. Nic się nie stanie.
 Ja jednak pójdę  oświadczyła Wala.
Tuż przed Zabierzowem zaniepokojona Wala spostrzegła, że policja zatrzymuje samochody. Aby
uniknąć legitymowania, obeszła z daleka niemiecki posterunek.
Ciężarowy samochód, którym jechała Hanka, został zatrzymany. Niemcy długo oglądali podaną przez
dziewczynę kennkartę, wreszcie kazali jej wysiąść z samochodu i oświadczyli, że jest aresztowana. Nie
straciła zimnej krwi. Udawszy boleści brzucha, uzyskała od Niemców zezwolenie na udanie się do pobliskiej
ubikacji, gdzie utopiła wszystkie mogące ją zdemaskować materiały.
Aresztowanie Hanki nastąpiło wskutek tego, że legitymowała się ona jednym z dokumentów
 zdobycznych  kennkartÄ… wydanÄ… przez urzÄ…d gminny w powiecie mieleckim, rozbity przez polski
oddział partyzancki. Niemcy nie mieli dowiedzieć się całej prawdy o działalności Hanki. Dzięki zniszczeniu
materiałów wywiadowczych przesłuchali ją tylko w celu wydobycia z niej wiadomości, jaką drogą zdobyła
kennkartę. Wystarczyła jednak sprawa kennkarty, aby wobec bezbronnej kobiety zastosować okrutne metody
śledztwa. Bita i męczona, nie wydała jednak Hanka nikogo. Została umieszczona w obozie
koncentracyjnym, z którego nie dane było jej już wyjść. Te tragiczne wydarzenia rozwiały oczywiście do
reszty wszelkie podejrzenia i zastrzeżenia, jakie żywiono wobec Hanki w związku z jej kontaktami z
Józkiem.
Dla Olgi aresztowanie Hanki było poważny ciosem. Bezzwłocznie zawiadomiła o tym dowództwo,
prosząc o przysłanie posiłków.
Niemcy rychło zwąchali, że gdzieś w okolic Rybnej pracuje tajna radiostacja. We wsi zaczęły się
pojawiać samochody z urządzeniami namiarowymi.
Trzeba było bardzo uważać.
Olga mieszkała wówczas u Malika. Radiostacja umieszczona była na strychu. Podczas nadawania
komunikatów z jednej strony domu stawał Malik, z drugiej  jego syn Tadek. Gdy pojawiały się niemieckie
samochody, uderzali oni kilkakrotnie tyczką w dach budynku; wówczas Olga wyłączała radiostację.
Dom Malika nie był położony w dobrym miejscu. Z początkiem lata w odległości kilkudziesięciu
metrów od niego Niemcy rozpoczęli kopanie rowów mających stanowić część systemu obronnego przed
napierającą Armią Radziecką. Od czasu do czasu Niemcy przychodzili do Malika napić się czegoś.
Olga udawała wtedy chłopkę-niemowę.
Ubrana dzięki Malikowej z chłopska, podawała czasem Niemcom wodę lub mleko, kwitując ich słowa
nieartykułowanymi dzwiękami.
Obecność obcej nie uszła oczywiście uwagi innych mieszkańców Rybnej.
Sąsiadki pytały Malikową:
 Co to za kobietÄ™ macie?
 A, to z Krzeszowic  zbywała pytania lakonicznymi odpowiedziami.
Wtajemniczeni zdawali sobie sprawę, że zbyt długo nie uda się utrzymać tajemnicy. Zaczęto więc
znowu szukać możliwości umieszczenia Olgi na pewien czas w innej miejscowości. Realizacja tego
zamierzenia została gwałtownie przyspieszona, gdy w pierwszych dniach sierpnia Niemcy aresztowali
Franciszka Zająca. Stanisław Więcek -  Kazek udał się wówczas do pobliskiej Sanki, do Michała
Wróbla. Dom Wróbla położony był na uboczu, tuż koło lasu. Kazek wrócił z wiadomością, że Wróbel
zgodził się przyjąć Olgę.
Na drugi dzień Olga przeniosła się do Sanki. Nim to jednak nastąpiło, odbyła z Wróblem zasadniczą
rozmowę. Powiedziała mu otwarcie, kim jest, po czym zapytała:
 Czy znając całą prawdę i zdając sobie sprawę z ryzyka, zgadzacie się nadal przyjąć mnie do siebie?
Wróbel chwilę pomyślał, po czym rzekł:
 Jeżeli ty, radziecka dziewczyna, przyjechałaś tutaj pracować, aby Hitler prędzej kark skręcił, to
dlaczego ja, polski chłop, miałbym ci nie pomóc... Mam dwie córki, Różę i Stefę, będziesz moją trzecią
córką. Co tylko potrafię, zrobię dla ciebie.
Był to wzruszający dowód  głównie odwagi. Od dnia następnego ze strychu domu Wróbla nadawane
były komunikaty wojskowe dla radzieckiego dowództwa.
Przeniesienie Olgi do Sanki zbiegło się z nową falą ożywienia w społeczeństwie polskim. Część
terenów polskich była już wyzwolona. 1 sierpnia rozpoczęło się w Warszawie powstanie. Niemcy,
obawiający się rozszerzenia akcji zbrojnej, zareagowali na nie z całą gwałtownością i brutalnością. Akcja
represyjna objęła również ludność Krakowa.
Dzień 6 sierpnia był w Krakowie wyjątkowo pogodny. Rozgrzane słońcem mury i uliczne bruki
potęgowały rosnący wciąż upał; skłaniając do wycieczek poza miasto, a przynajmniej  do spacerów po
Plantach.
Choć południe już minęło, wszędzie panową spokój. Widać i  panów świata ogarnęło lenistwo czy
chęć świątecznego wypoczynku  komentowali z ulgą krakowianie.
Wkrótce jednak z szeroko otwartej bramy siedziby policji przy ul. Franciszkańskiej zaczął wyjeżdżać
samochody. Ciężarówki jedna z drugą wytaczały się z warkotem silników, skręcając w lewo. Na
platformach, groznie połyskuiąc w słońcu hełmami i trzymaną w rękach bronią, siedzieli  panowie świata .
Samochody pędziły ulicą Dominikańską pod Pocztę i dalej. W tej samej godzinie ulicami równie innych
dzielnic Krakowa gnały ciężarówki pełne policji i żandarmerii. Zaskoczeni przechodni umykali czym
prędzej, gdzie się dało.
Akcja została przygotowana precyzyjnie.  Budy stały już wszędzie. Rozsiane po całym Krakowie,
tarasowały i zamykały wąskie uliczki miasta, które w mgnieniu oka pustoszały.
Po chwili zrobiło się znowu gwarno. Grozne rozkazy, gwałtowny krzyk w obcym języku, szuranie
butów wyprowadzanych mężczyzn, kobiecy płacz. Ciężkie stąpania dudnią po schodach. Drzwi dygocą od
uderzeń. Otwierają się strychy i piwnice: rewizja. Niemców obchodzą tylko mężczyzni. Kobiet dzisiaj nie
zabierają; jeśli która za głośno płacze, uciszają ją kolbą lub kopniakiem. Słowo raus słychać we wszystkich
dzielnicach, w każdym pomieszczeniu, gdzie znaleziono mężczyznę. Raus! Żadne kennkarty, żadne
zaświadczenia nie mają dziś wartości.
Wypełnione aresztowanymi auta wielokrotnie jezdziły do obozu w Płaszowie. Tak zakończyła się
piękna sierpniowa niedziela, która przeszła do historii miasta jako  czarna niedziela . Plon zakrojonej na
wielką skalę  łapanki wyrażał się liczbą 8 tysięcy aresztowanych mężczyzn.
*
Już podczas pobytu w Sance Olga odebrała wiadomość, że wysłany zostaje samolot z nową grupą
zwiadowców. Przedtem jeszcze musiała ustalić miejsce spotkania oraz hasło dla  nowych . W tym celu
któregoś wieczoru poszła wraz z  Kazkiem do Stanisława Malika.
 Potrzebne mi jest wasze życie i mienie  oświadczyła zdumionemu chłopu.  Chciałabym
przekazać dowództwu wasze nazwisko i adres. Mają mi przysłać posiłki. Jeżeli się zgodzicie, podam wasz
dom jako punkt kontaktowy.
 Ale co z tym ma wspólnego moje życie i mienie?
 No, bo jeśli Niemcy przechwycą treść komunikatu, wiecie, co się stanie.
 To zrób tak, żeby nie przechwycili  powiedział Malik i... zgodził się.
 Stanisław Malik, Rybna, dom numer 448  i dodał po chwili, choć nie wydawało się to konieczne,
Olga bowiem, nie raz już korzystająca z gościnności gospodarza, dobrze znała i jego nazwisko, i adres.
 Potrzebne jest jeszcze hasło, według którego rozpoznacie moich towarzyszy. Oni też muszą mieć
pewność, że rozmawiają z wami  powiedziała Olga.
Myśleli chwilę, wreszcie Malik rzekł:
 Mam pomysł. Niechaj oni zadadzą pytaniec Czy ma pan śliwki do sprzedania? Ja na to odpowiem:
Śliwek już nie ma, ale są jabłka.
Wkrótce nazwisko, adres i hasło były znane radzieckiemu dowództwu oraz trójce wywiadowców:
Michajłowowi, Aleksiejowi i Ance. Samolot miał być wysłany w najbliższym czasie.
Nim to jednak nastąpiło, Olga zrobiła jeszcze jedno posuniecie. Wiedziała, że obciąża i tak niewielkie
 budżety domowe ludzi udzielających jej pomocy. Już przedtem słyszała, że niemałą sympatią cieszy się w
okolicy syn właściciela majątku rolnego w Sance, Józef Skąpski. Przyszło jej do głowy, żeby zwrócić się do
niego o pomoc. Może nie odmówi...
Poradziła się w tej sprawie Michała Wróbla, który pracował w majątku, jak również jednego z
miejscowych zaufanych ludzi  Władysława Ciepacza. Obydwaj uznali, że śmiało można się w tej sprawie
zwrócić do Józefa Skąpskiego.
 To porządny człowiek  powiedział Ciepacz.  Warto spróbować. Znam go, pogadam z nim
najpierw na twój temat.
Wkrótce doszło do rozmowy Olgi z Józefem Skąpskim. Olga, scharakteryzowawszy swoją sytuację,
spotkała się z ciepłym i życzliwym przyjęciem. Skąpski przyrzekł, że będzie składał żywność wieczorami na
skraju ogrodu.
Któregoś popołudnia Malik, wróciwszy z pola, rozmawiał koło stodoły z gospodarzem, który go
odwiedził. W pewnym momencie ujrzał na drodze młodą kobietę, idącą w stronę jego domostwa.
Nieznajoma podeszła do rozmawiających i zapytała z wyraznie wschodnim akcentem:
 Czy tutaj mieszka Malik?
 Tak, niech pani usiÄ…dzie na chwilÄ™ tam, na Å‚awce.
Malik zorientował się od razu, kto to może być i chciał, żeby najpierw poszedł obecny w jego obejściu
gospodarz. Gdy to nastąpiło, Malik poprosił przybyłą do domu.
 Czy ma pan śliwki do sprzedania?  zapytała.
 Śliwek już nie ma, ale są jabłka  padła odpowiedz.
To była Anka. Pierwsza z nowej grupy. Wylądowała po wschodniej stronie Krakowa. Blisko miejsca
lądowania zakopała swoją radiostację i w ciągu paru dni zdołała dotrzeć do Rybnej.
Gdy zapadł zmrok, syn Malika, Tadek, zaprowadził Ankę do Olgi.
W kilka dni pózniej, gdy Malik pędził rankiem bydło w pole, jego sąsiadka, Maria Mach, zagadnęła go:
 Malik, jakiś człowiek szedł i pytał o was. Chyba obcy, bo po polsku to on coś nie bardzo...
Malik zawrócił. Na drodze rzeczywiście spotkał mężczyznę.
 Gdzie tu mieszka Stanisław Malik, numer domu 448?
 Pokażę panu, gdzie to jest.
Gdy weszli w obejście, Malik zaprosił nieznajomego do środka.
 To ja jestem Malik  powiedział.
 Czy ma pan śliwki do sprzedania?
 Śliwek już nie ma, ale są jabłka.
Był to kapitan Michajłow, który jako drugi przybył do Rybnej.
Zapytał o Olgę. Malik posłał po nią do Sanki syna. Zjawiła się natychmiast. Chciała zaraz zabrać
Michajłowa, ale jak to zrobić w biały dzień, w dodatku w bezpośredniej bliskości Niemców, obecnych w
związku z kopaniem rowów przeciwczołgowych?
Malik znalazł i tu wyjście. Dał kapitanowi stare spodnie, i motykę, a Oldze koszyk na ziemniaki.
 Teraz możecie iść.
Za chwilę przechodzili obok Niemca, który obojętnie im się przyglądał.
Przez dłuższy czas nie pojawiał się tylko Aleksiej. Mijał trzeci tydzień od zrzutu i poważnie zaczęli się
już o niego niepokoić. Wreszcie jednak zjawił się i on. Najpierw chodził po wsi, szukając numeru 448, co nie
było bynajmniej łatwe, gdyż domów w Rybnej nie oznaczano kolejnymi numerami, a przy tym dom, którego
szukał, znajdował się w bocznej, małej uliczce. Wreszcie, nie mogąc sobie poradzić, przybysz zapytał jakąś
kobietę. Ta poprowadziła go kawałek i  oddała spotkanemu Tadkowi Malikowi. W chwilę pózniej przybyli
do domu, gdzie, jak w dwóch poprzednich wypadkach, odbyła się ta sama wstępna rozmowa.
Wieczorem Tadek Malik zaprowadził Aleksieja do Sanki.
WRÓG ATAKUJE
Na drugi dzień odbyła się narada grupy. Ustalony został dalszy plan działania. Polegał on na
maksymalnym rozwinięciu pracy wywiadowczej i przekazywaniu dowództwu jak najdokładniejszych
informacji o transportach przejeżdżających przez rejon Krakowa, o dyslokacji wojsk niemieckich na tym
terenie, o istniejÄ…cych i budowanych umocnieniach w Krakowie oraz okolicy.
Omawiając stojące przed grupą poważne zadania, Michajłow mocno podkreślił wagę, jaką do
działalności grupy zwiadowczej przywiązywało dowództwo w związku z planowaną ofensywą.
Następnie kapitan Michajłow przystąpił do szczegółowego ustalenia zadań. Konieczne jest  jak
powiedział  możliwie najszybsze przejście do nowej zasady działania  zasady partyzanckiej.
Korzystając z pomocy polskiego ruchu oporu, należy przystąpić do zorganizowania radzieckiego oddziału
partyzanckiego, najlepiej w rejonie podgórskim, przetransportować tam radiostację, zorganizować łączność
między oddziałem, radiostacją i ludzmi prowadzącymi bezpośrednio pracę wywiadowczą. Należy
oczekiwać, że niebezpieczeństwo wykrycia radiostacji działającej na terenie partyzanckim będzie
stosunkowo mniejsze.
Nastąpił podział funkcji.
Aleksiej oraz Anka udają się do Krakowa w celu zbierania informacji. Olga i sam dowódca grupy na
razie zostają u Wróbla, z tym, że będą się starali jak najszybciej stąd odejść do oddziału partyzanckiego.
Szybkie opuszczenie domu Wróbla jest sprawą tym bardziej palącą, że Olga zbyt długo już przebywa w
jednym miejscu.
Rzeczywiście, coraz więcej ludzi wiedziało, że w okolicy działa  jak ją nazywano   Sowietka
Olga .
 Jest rzeczą niedopuszczalną  powiedział Michajłow  tak długotrwałe nadawanie przez
radiostację komunikatów z jednego miejsca. Hitlerowcy mają przecież swój kontrwywiad, dysponują
technicznymi możliwościami wykrywania radiostacji. Jest mało prawdopodobne, aby dotychczas nie
dowiedzieli siÄ™ o istnieniu radiostacji i o radzieckiej wywiadowczyni.
Kapitan nie przeczuwał, że słowa te wypowiedział w  złą godzinę .
Przejście na  zasadę partyzancką nie dokonało się natychmiast. Musiało je poprzedzić szereg zabiegów
i w związku z tym Olga i Michajłow jeszcze przez wiele dni pozostawali u Wróbla.
Cios spadł nieoczekiwanie. Wczesnym rankiem dnia 18 września ekonom majątku w Sance, Jan
Chmiel, zauważył kilka niemieckich samochodów jeżdżących po okolicy. Zaniepokojony, pospieszył do
młodego właściciela majątku.
 Panie Józefie, jeżdżą psubraty z jakimiś diabłami na samochodach.
Jak się okazało, Niemcy prowadzili systematyczne poszukiwania miejsca, w którym znajdowała się
radiostacja.
Sytuacja była niezwykle grozna. Czy w domu Wróbla zauważono samochody? Jak ostrzec Olgę i
kapitana?
Nic nie można było już zrobić. Niemcy jechali wyraznie w kierunku domu Wróbla...
Zaskoczenie było całkowite. Kiedy domownicy zauważyli Niemców, było już za pózno na jakąkolwiek
próbę ratunku. Kapitan znajdował się akurat w urządzonej w stodole kryjówce. Była ona dobrze
zamaskowana. Znajdowała się głęboko w sianie. Wchodziło się do niej otworem powstałym przez
odsunięcie w ścianie dwóch desek.
Niemcy błyskawicznie otoczyli obejście. Kilku z nich wpadło do domu. Nikt z domowników nie mógł
zawiadomić Olgi, która  o niczym nie wiedząc  siedziała w tym czasie na strychu przy radiostacji i
nadawała komunikat. Na domiar złego słuchawki na uszach w znacznym stopniu utrudniały jej słyszalność.
W pewnym momencie poczuła, że ktoś pociągnął ją za włosy. Obejrzała się  nad nią stał Niemiec z
pistoletem maszynowym. Za nim wchodził już drugi.
Błyskawiczna myśl  chwycić granaty, które miała przy sobie. I tak wszystko stracone. Ruch ręki i...
została obezwładniona. Niemiec chwycił ją za włosy i ciągnął na dół. Znalezli się na podwórku. Wszędzie
dookoła stali Niemcy, Zauważyła karabin maszynowy. Pod domem, twarzą do ściany, stali z podniesionymi
rękami Wróbel i jego córka Stefania.
Do Olgi podszedł niemiecki oficer. Zapytał po rosyjsku:
 Kto ty?
Przerażenie, które ją ogarnęło, zaczęło ustępować. Trzeba się trzymać  pomyślała.  Nic mi już i tak
nie pomoże.
 Wiesz przecież, kto ja. Po co pytanie?
 Jak siÄ™ nazywasz?
 Regina Bogusławska.
 Z kim pracujesz?
 Sama.
Rozmowa toczyła się przy stodole, tuż obok kryjówki Michajłowa.
 Kto cię tu przyprowadził?
 Polscy partyzanci.
Tymczasem przeprowadzono rewizję. Oficer zostawił Olgę pod ścianą i podszedł do Michała Wróbla. Z
kim ma kontakt? Kto tę Rosjankę tu przyprowadził?  pytał. Wróbel mówił to samo  przyprowadzili ją
polscy partyzanci.
Podobnie przebiegło przesłuchanie Stefy.
Niemcy chcieli się dowiedzieć, kto jeszcze jest w domu. Cała trójka odpowiedziała zgodnie  nikogo
więcej nie ma.
Wówczas jeden z Niemców przyniósł marynarkę, wiszącą w pokoju na krześle. Oficer zwrócił się do
Wróbla:
 Twoje?
 Tak, moje.
 Zakładaj!
Była to marynarka Michajłowa, od którego Wróbel był znacznie wyższy. Marynarka z trudem weszła na
niego. Niemiec zamachnął się i uderzył Wróbla.
 Czyje to ubranie?  wrzasnÄ…Å‚.
 Moje. Kupiłem na tandecie, nie mierzyłem.
Niemcy wynieśli jeszcze teczkę kapitana.
 Czyja to teczka?
 Moja  odpowiedziała Olga.
Żołnierze zaczęli przeszukiwać obejście w szczególności stodołę. Jeden z nich wziął widły i wbijał je w
siano.
Kapitan Michajłow wszystko słyszał, zdawał sobie w pełni sprawę, że jeszcze chwila, a i on zostanie
ujęty. Nie nastąpiło to jednak. Niemcy na szczęście zrezygnowali po chwili z dalszych poszukiwań.
Kapitan na razie był ocalony.
Przyprowadzona została jeszcze druga córka Wróbla  Rozalia, która pracowała przy kopaniu rowów
wchodzących w skład organizowanej przez Niemców systemu obronnego.
Olgę i trójkę Wróblów poprowadzono do samochodów. Wychodząc z obejścia, Olga zaczęła nagle
śpiewać popularną melodię wiejską. Pieśń, nucona z początku cicho, nabierała mocy. Zapanował dziwny
nastrój. Zdumieni Niemcy zamilkli na chwilę; nie wiedzieli, jak zareagować to dziwne zachowanie
dziewczyny. Nie wiedzieli również, że Olga zaczęła zmieniać tekst pieśni. Znalazły się w niej słowa
przeznaczone dla kapitana, znalazły się również dla Wróblów:  Nie zdradzimy!
Trudna była ta jazda dla aresztowanych. W każdej miejscowości, przez którą przejeżdżali, a w której
znajdował się posterunek policji czy żandarmerii niemieckiej, samochody zatrzymywały się. Konwojenci
pokazywali Olgę innym Niemcom. Przez chwilę trwała ożywiona wymiana zdań, potem śmiechy,
rechotanie, radość.
Aresztowana czwórka została umieszczona w Krakowie na Montelupich. Przy wysiadaniu z
samochodu wszyscy czworo porozumieli wzrokiem:  Nie zdradzimy! Było to pożegnanie. Wszyscy
sądzili, że zostaną rozstrzelani.
Olgę umieszczono w pojedynczej celi. Pierwsza noc była najcięższa. Dziewczyna żegnała się z życiem.
Wspominała ważniejsze chwile, wydarzenia, rodzinę i bliskich.
Właściwie nic w tym wszystkim nie powinno ją dziwić. Jechała na niebezpieczny odcinek, do pracy, z
którą związane było olbrzymie ryzyko. Z takim właśnie zakończeniem trudno było się nie liczyć. Czy
zadanie swoje spełniała dobrze? To inni ocenią. Co mogła była więcej uczynić w tej sytuacji? Działać
ostrożniej? Może. Może trzeba było szybciej wyprowadzić się z domu Wróblów. To był błąd... Błąd? W
robocie konspiracyjnej trudno czasem odróżnić błąd od konieczności.
Może jest jednak jakiś ratunek? Nie chce przecież ginąć... Czy istnieje możliwość ucieczki?
Dopiero nad ranem zaczęła zapadać w ciężki, nerwowy sen, pełen majaków.
CO DALEJ?
W chwili aresztowania Olgi w ręce Niemców wpadła radiostacja i klucz. Michajłow, rozważając
wszystkie niebezpieczeństwa powstałe w wyniku zaistniałej sytuacji, liczył na to, że Oldze udało się włączyć
 awaryjny sygnał , tj, sygnał nadawany w przypadku zaistnienia bezpośredniego niebezpieczeństwa
względnie w razie  wpadki . Nie miał oczywiście co do tego żadnej pewności. Należało jak najszybciej
przekazać do dowództwa wiadomość o sytuacji. Nie była ona pomyślna: cztery osoby, tak czy inaczej
zorientowane w działalności radzieckiego zwiadu, znajdowały się w rękach Niemców.
Przede wszystkim jednak trzeba było natychmiast odejść z domu Wróblów i wyłączyć go w ogóle z
siatki miejsc kwaterowania grupy. Więcej  należało w ogóle zniknąć z rejonu Sanka  Rybna.
Michajłow, poinformowany przez Olgę o pomocy, udzielanej jej przez Józefa Skąpskiego, już wcześniej
spotkał się z nim. Teraz postano pójść do niego i również poprosić o pomoc. Chciał zawiadomić towarzyszy
w Rybnej o tym, co zaszło w Sance, oraz o położeniu, w jakim znalazł się on sam.
Wkrótce organizacja rybnieńska znała już przebieg wypadków i przystąpiła do działania. Wieczorem
Michajłow znalazł się u Ignacego Targowskiego.
W rejonach podgórskich działał oddział Armii Ludowej im. Ludwika Waryńskiego, zorganizowany z
inicjatywy grup PPR z Rybnej, Czernichowa i Kalwarii Zebrzydowskiej. Jego dowódcą był wówczas
Tadeusz Gregorczyk. Z tym właśnie oddziałem postanowiono skontaktować Michajłowa.
Jeszcze tej samej nocy został on przeprowadzony do Czernichowa. Następnej nocy miała miejsce
przeprawa przez Wisłę i marsz na południe. Wkrótce Michajłow znalazł się w oddziale.
W ten sposób zrealizowane zostało przejście grupy radzieckich wywiadowców do dalszej działalności w
oparciu o  zasadÄ™ partyzanckÄ… .
Pierwsze dni były szczególnie trudne. Trzeba było uruchomić drugą radiostację, która została zrzucona
wraz z Anką Żuk, i ominąć szereg trudności wynikających z faktu, że obecnie umiejscowiona ona była w
rejonie działania oddziału partyzanckiego. Należało zwłaszcza wybrać możliwie najlepszy system
dostarczania zebranych informacji.
Kapitan Michajłow postanowił rozszerzyć zakres działalności dywersyjno-zwiadowczej. Z jego
inicjatywy  w oparciu o oddział Ludwika Waryńskiego  utworzona została w tym celu radziecka grupa
partyzancka, która wkrótce rozrosła się, gdy zaczęli do niej napływać zbiegli z niewoli radzieccy jeńcy
wojenni.
W toku intensywnie prowadzonej działalności Michajłowa ciągle trapiła myśl: co z Olgą? Na razie
wiadomo było tylko, że nikt z aresztowanych nie załamał się w toku śledztwa i nie wydał żadnych nazwisk
ani adresów.
*
Olga tymczasem oczekiwała swego losu ze wzrastającym spokojem. Dziwna rzecz, ale poczucie
osamotnienia, wynikające z przebywania w pojedynczej celi, łagodziły napisy na ścianach  wymowne
świadectwo tragedii, jaką przeżywali wtrąceni tutaj więzniowie.
Czarny nastrój nocy zaczął powoli ustępować. Może jednak nie rozstrzelają? Jednocześnie Olga coraz
częściej zaczęła rozmyślać o próbie ucieczki.
Na Montelupich przebywała niedługo. Wkrótce przewieziona została do nie znanej sobie miejscwości, o
której wiedziała tyle tylko, że jest wsią.
Oficer prowadzący przesłuchanie mówił po rosyjsku. Ciekawe, skąd zna tak dobrze nasz język? 
myślała. Usłyszała, że nazywa się Hartmann. A zatem nie Rosjanin...
Powoli sytuacja zaczęła się wyjaśniać. Olga uświadomiła sobie, że Niemcy nie mają bynajmniej
zamiaru zlikwidowania jej; przeciwnie  pragną ją zwerbować do pracy po ich stronie. Oczywiście powinna
ujawnić swoje kontakty, wydać towarzyszy... Olga uchwyciła się tej myśli. Wymyśliła sposób, który  jak
sądziła  może jej ułatwić ucieczkę. Oświadczyła, że w oznaczonym dniu i godzinie ma umówione
spotkanie z ludzmi dostarczającymi jej informacji. Spotkanie ma nastąpić w kamieniołomie koło
Krzeszowic.
Nadzieja na możliwość ucieczki prysnęła jednak już na samym początku. Oprócz samochodu, którym ją
wieziono, jechały jeszcze dwa inne, wypełnione uzbrojoną policją. Rozstawszy się z nadzieją ucieczki, Olga
zaczęła rozmyślać nad sposobem wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji.
Kiedy przybyli na miejsce, chodziła po kamieniołomie i śpiewała umówioną rzekomo melodię. Niemcy
nie spuszczali jej jednak z oczu. Wreszcie oświadczyła, że w tych warunkach trudno oczekiwać zjawienia się
jej towarzyszy.
Następne dni, które Olga spędzała w więzienia, upływały w szczególnych warunkach. Hartmann dał
radzieckiej zwiadowczyni dużą swobodę, nie trzymał jej zamkniętej w celi, nie urządzał więcej
 normalnych przesłuchań, chociaż prowadził z nią długie rozmowy. Były to rozmowy na najprzeróżniejsze
tematy: od wojny, do literatury pięknej i muzyki. Hartmann był człowiekiem wykształconym,
zorientowanym w różnych dziedzinach. Zdziwiła Olgę również jego znajomość rosyjskiej i radzieckiej
literatury, muzyki i sztuki.
Nie tylko Hartmann prowadził z Olgą dyskusje. Czynili to także inni funkcjonariusze placówki.
Znajdowali się tam zresztą nie tylko Niemcy: był jakiś Aotysz, mówiący po rosyjsku, i Rosjanin o nazwisku
Romachow.
Olga jadała przy wspólnym stole z hitlerowskimi funkcjonariuszami. Nietrudno sobie wyobrazić jej
zaskoczenie, gdy w towarzystwie tym znalazła się po raz pierwszy. Odnoszono się do niej grzecznie.
Szczególną uwagę przywiązywał do tego Hartmann, o czym świadczy jego reakcja po pewnym
nieprzyjemnym dla Olgi incydencie.
Pilnowaniem jej zajmował się bardzo gorliwie
pewien niemiecki radiotelegrafista. Któregoś dnia
Olga wyraziła życzenie pójścia na spacer. Pragnąc
zorientować się przy tej okazji, gdzie się znajduje,
usiłowała w maksymalnym stopniu przedłużyć
spacer. Jak zawsze, uporczywa myśl podpowiadała
przy tym ucieczkÄ™. Gdy Niemiec w pewnym
momencie zawoÅ‚aÅ‚ zurück, Olga nie usÅ‚uchaÅ‚a. SzÅ‚a
dalej. Nie przewidziała reakcji. Niemiec podbiegł do
niej i uderzył ją tak silnie, że wróciła zakrwawiona.
Widząc to, Hartmann ostro zwymyślał brutalnego
opiekuna. Swoim nierozważnym krokiem mógł
popsuć sprawę, której tak wiele poświęcono uwagi.
Hartmann  Niemiec mówiący po rosyjsku 
był dla Olgi postacią najbardziej zagadkową. W
postępowaniu jego dostrzegła pewną szansę dla
siebie.
 Skąd zna pan tak dobrze język rosyjski? 
zapytała go kiedyś.
 Urodziłem się w Moskwie. Tam spędziłem
dzieciństwo. Jestem z pochodzenia Niemcem, ale już
mój dziad osiedlił się w Moskwie; założył tam
fabrykę. Po rewolucji 1917 roku  powróciłem z
rodzicami do Niemiec.
 Najwidoczniej interesował się pan i pózniej moim krajem... Tyle pan o nim wie...
 Pózniej zapoznałem się z Rosją w szkole wywiadowczej. Przy okazji karmiono mnie Puszkinem,
Gorkim, Majakowskim i Pawłowem...
Hartmann nie zdradzał Oldze wszystkich swoich myśli, dziewczyna wyczuwała jednak, że nie w nim
nieprzejednanego wroga. Domyślała się, że ten człowiek nie może nie rozumieć, iż dni istnienia
hitlerowskich Niemiec sÄ… policzone...
W trakcie jednej z rozmów Olga zapytała Hartmanna, gdzie właściwie się znajdują. Niemiec podał
nazwę wsi  Rudawa koło Krakowa. Zdecydowała się przejść do  ofensywy .
 Muszę stąd uciec  oświadczyła wprost.
 Stąd nie może pani uciec. Dom jest starannie strzeżony. Zastrzelą panią.
 Jeżeli mnie zastrzelą, to jeszcze lepiej. Nie mam nic do stracenia. Nie chcę tutaj zostać.
Z zachowania Hartmanna Olga wyczuła, że nie obrała złej drogi postępowania, Na razie jednak realna
możliwość ucieczki nie istniała, przeciwnie  Olga zorientowała się, że hitlerowcy będą jej strzec bardzo
gorliwie i zrobią wszystko, aby ją skłonić do pracy na rzecz Niemiec. Mogła spodziewać się w związku z
tym określonych nacisków, była na nie przygotowana. Toteż nie zaskoczyła jej prośba Hartmanna, ażeby
nadała  do swoich takie komunikaty, jakie oni jej podyktują. Chcieli zatem posłużyć się radziecką
radiotelegrafistkÄ… w celu prowadzenia dezinformacji.
Musiała się zgodzić  - Niemcy mieli w swoim ręku szyfr.
Miała jednakże możność nadania sygnału awaryjnego, a więc poinformowania swoich, że są to
wiadomości fałszywe. Wiedziała przy tym, że tego rodzaju  dezinformujące informacje mogą być jej
dowództwu przydatne, pozwolą bowiem zorientować się, w jakim kierunku idą starania wroga, zmierzające
do zmylenia strony przeciwnej. Ponadto postanowiła całą sprawę wykorzystać jako atut w grze. Z jej strony
była to usługa dla wroga. Za darmo robić tego nie można.
Doszedłszy do takiego wniosku, Olga zrobiła Hartmannowi propozycję... wspólnej ucieczki do
partyzantów.
 Nie uratuje pan skóry, jak przyjdą nasi  mówiła.  A że przyjdą, to pewne. Pan wie o tym równie
dobrze jak ja.
Hartmann nie zaprzeczał jej racjom, ale i nie godził się na wysuniętą propozycję. Widząc to, Olga
poprowadziła swoją  agitację w nieco innym kierunku.
 Niech nam pan pomoże, to jest, zacznie współdziałać z nami. I niech mi pan ułatwi ucieczkę. To dla
pana droga do rehabilitacji...
 Kto będzie o tym wiedział?
 Dam panu kontakt, a ponadto powiadomiÄ™ naszych.
Wkrótce okazało się, że Olga odniosła całkowite zwycięstwo. Hartmann obiecał, że zorganizuje jej
ucieczkę. Sam postanowił pozostać w jednostce.
 Tutaj będę dla was bardziej pożyteczny  Oświadczył dziewczynie, zaskoczonej mimo wszystko
jego gotowością do przejścia na przeciwną stronę.
Olga nadała awaryjny sygnał. Odebrała wiadomość, z której wynikało, że w dowództwie wiedzą już o
jej aresztowaniu (domyśliła się, że to dzięki Ance, pracującej już na drugiej radiostacji). Otrzymała również
polecenie, żeby nadała wszystko, co Niemcy każą, oraz przyjęła i przekazała Niemcom wiadomości, które
sama otrzyma. W rezultacie wbrew zamierzeniom swoich nowych mocodawców stała się narzędziem
dezinformacji płynącej z jej dowództwa do Niemców. Była uszczęśliwiona. Teraz pozostawała tylko sprawa
ucieczki.
W dniu 25 września nastąpiła ostatnia rozmowa z Hartmannem.
 Dzisiaj wieczorem, po moim odjezdzie do Krakowa  powiedział.
Wymieniono niezbędne informacje. Olga otrzymała kilka danych dotyczących jednostki, do której
należał Hartmann, sama zaś poinformowała go, w jaki sposób można nawiązać kontakt z jej grupą.
Hartmann wręczył jeszcze Oldze mały złoty kompas. Wszystko odbyło się w atmosferze dużego podniecenia
i zdenerwowania.
Wkrótce potem Hartmann wsiadł w samochód i odjechał. W jednostce zaczęło się pijaństwo, które Olga
obserwowała z zadowoleniem. Wyszedłszy na dwór pod eskortą nie całkiem trzezwego radiotelegrafisty, w
pewnym momencie weszła do wiejskiej drewnianej ubikacji, stojącej blisko szosy. Po chwili wyszła
przygotowanym uprzednio w tylnej ścianie otworem, przebiegła szosę i w ciągu kilku sekund osiągnęła
ścianę lasu. Ruszyła biegiem. Kierunek: południe. Chciała dostać się do Rybnej. Biegła bardzo długo.
Wreszcie zobaczyła jakieś domy. Była tak zmęczona i głodna, że niewiele namyślając się, weszła do
pierwszej z brzegu chałupy.
 Jestem żołnierzem armii polskiej, zorganizowanej w Związku Radzieckim. Zostałam aresztowana
przez Niemców... Uciekłam z więzienia. Nie wiem, czy jesteście patriotami  albo oddajcie mnie w ręce
Niemców, albo pokażcie drogę do Rybnej.
Gospodarze przyjęli Olgę gościnnie. Zatrzymali ją, nakarmili.
 Niedaleko jest lotnisko wojskowe  ostrzegali.  Nasza wieÅ› nazywa siÄ™ Balice. Po okolicy chodzÄ…
patrole żandarmerii. Aatwo może pani wpaść w ich ręce.
Następnie zaproponowali, aby Olga u nich przenocowała i dopiero nad ranem poszła dalej. Dla
bezpieczeństwa umieszczona została w stogu siana.
Obawa przed ponownym aresztowaniem i spowodowane nią zdenerwowanie nie pozwoliły jej zasnąć.
Nad ranem przyszedł gospodarz:
 Niech pani wstaje, pójdziemy.
Podprowadził ją do skraju lasu. Objaśnił, w którym kierunku ma iść.
 Tylko niech pani uważa. Tu w okolicy robią okopy. Zatrzymują wszystkich.
Ruszyła szybko we wskazanym kierunku. Nie miała już, niestety, kompasu. Zgubiła go w stogu siana.
Zresztą, do Rybnej nie było trudno trafić. Kiedy z zachowaniem wszystkich środków ostrożności podeszła
pod dom Ignacego Targowskiego, zobaczyła jego syna Julka.
 Julek, Julek!  zawołała.
 Olga! Ty żyjesz?
Julek ukrył Olgę i pobiegł po ojca.
Olga opowiedziała Targowskiemu, jak doszło do jej ucieczki. Podkreśliła mocno udzieloną jej przez
Hartmanna pomoc oraz wyrażoną przez niego gotowość świadczenia usług ruchowi oporu.
 On tu do was na pewno przyjdzie. Dałam adres. Nie ufajcie mu na początku. Powiedzcie, że o
niczym nie wiecie i nie macie żadnego kontaktu. Zagrozcie zawiadomieniem żandarmerii.
Do wieczora Olga ukrywała się w obejścia Targowskiego. W ciągu dnia napłynęły wiadomości o
obławie urządzonej w Sance. Niemcy przyjechali z psami. Przeprowadzili wiele rewizji. Szukali kobiety.
Dopiero teraz Olga uświadomiła sobie w pełni, jak ryzykowna była jej ucieczka. Psy, idąc po śladzie,
mogły przecież trafić tu za nią. Miała dużo szczęścia, że to nie nastąpiło.
Wieczorem udała się wraz z Julkiem Targowskim do Czernichowa. Pózną nocą dotarli do domu
Stanisława Oczkosia. Był tam równie Aleksiej.
Obudzony słowami  Wstawaj, Olga przyszła! , Aleksiej w pierwszej chwili pomyślał, że dom otoczony
jest przez Niemców. Przecież Olga znajduje się w rękach gestapo... Chwycił za pistolet.
 Wszystko w porządku. Olga przyszła z Rybnej razem z młodym Targowskim. Uciekła.
Po krótkiej rozmowie Aleksiej skierował Olgę do Michajłowa. Zaprowadził ją tam Stanisław Oczkoś.
Zaskoczony kapitan nie dowierzał własnym oczom.
 Jak to zrobiłaś?  zapytał.
 Uciekłam. Ale... to dość skomplikowana historia.
 Opowiadaj.
Olga zrelacjonowała przebieg swojego pobytu w więzieniu, rozmowy z Hartmannem, z Romachowem i
innymi. Scharakteryzowała Hartmanna jako ewentualnego wspólnika w pracy wywiadowczej. Być może
także Romachow przejdzie na ich stronę.
Michajłow słuchał z rosnącym niezadowoleniem. Gdy powiedziała mu, że dała Hartmannowi adres
Targowskiego, wybuchnÄ…Å‚:
 Co właściwie ma odpowiedzieć Targowski, gdy Niemcy do niego przyjdą? Jak sądzisz? A nuż to
zwykły podstęp? Czy zastanawiałaś się, że, być może, wydajesz człowieka na śmierć?
Cała sprawa pobytu Olgi w więzieniu oraz jej ucieczki wzbudziła w Michajłowie podejrzenia i
nieufność.
 Jeżeli stanie się coś złego, zapłacisz za to głową.
Nie pozostawało nic innego, jak czekać na dalszy rozwój wypadków...
WIELKA GRA
Wkrótce po ucieczce Olgi Hartmann wraz z Romachowem zjawili się w Rybnej u Targowskiego.
Targowski, przygotowany na to, oświadczył:
 Trafili panowie pod niewłaściwy adres. O niczym nie wiem.
Niemcy byli wyraznie zaskoczeni, niemniej jednak, powołując się na Olgę ponowili próbę
porozumienia się. Chcieli rozmawiać z Aleksiejem. Targowski jeszcze raz oświadczył, że z nikim żadnych
kontaktów nie utrzymuje, niech mu więc dadzą spokój, bo w przeciwnym razie zmuszony będzie
zawiadomić o całej sprawie żandarmerię.
Reakcja przybyłych była niedwuznaczna. Przez chwilę życie chłopa wisiało na włosku. Byli
zdecydowani zastrzelić go. Po wielu naleganiach przybyłych Targowski obiecał w końcu, że postara się
znalezć kontakt z radzieckim oddziałem.
Rezultatem tej wizyty było zajęcie się przez Aleksieja nawiązaniem kontaktu z Hartmannem.
*
Aleksiej od czasu przybycia w rejon Krakowa prowadził intensywną działalność, przenosząc się ciągle z
miejsca na miejsce.
Po nawiązaniu bezpośredniego kontaktu z oddziałem partyzanckim Armii Ludowej im. Ludwika
Waryńskiego i przygotowaniu gruntu dla działań grupy wywiadowczej na  zasadzie partyzanckiej ,
utrzymuje nadal ścisły kontakt z organizacją rybnieńską. Jej właśnie zawdzięczał Aleksiej kontakt ze
Stanisławem Oczkosiem   Skałą z Czernichowa, który zaprowadził go do oddziału i którego dom
zarówno dla niego, jak dla innych członków grupy radzieckiej stanowić miał odtąd stałe schronienie.
Nawiązawszy kontakt, Aleksiej szybko udaje się w drogę powrotną. Spotyka się z Michajłowem, a
następnie wraca do Krakowa. Interesują go teraz głównie niemieckie obiekty w mieście oraz system
umocnień budowanych w Krakowie i okolicy. W związku z tym prowadzi systematyczne rozpoznanie, śledzi
przygotowywanie okopów i rowów przeciwczołgowych, którymi od sierpnia do póznej jesieni opasywany
jest Kraków.
Budowa systemu umocnień, mających stanowić zaporę przeciwko wojskom radzieckim, w poważnym
stopniu dawała okazję do trzymania Polaków pod bezpośrednim nadzorem wojskowo-policyjnym w coraz
bardziej krytycznej dla okupanta sytuacji.
Każdego dnia Niemcy wywozili z Krakowa tysiące Polaków w kierunku Bochni i Miechowa. Na
miejscu wydawane były łopaty i kilofy. Przez cały dzień wyznaczeni do okopów krakowianie tkwili na
swych  stanowiskach pracy , starając się realizować popularne wówczas hasło wykonywania pracy w
żółwim tempie.  Trudność polegała niestety na tym, że nadzorców było dużo i że nie szczędzili oni swych
gardeł.
Działaniom Aleksieja, zmierzającym do rozszyfrowania obiektów niemieckich w Krakowie i okolicy,
towarzyszą prowadzone przez niego obserwacje ruchów niemieckich jednostek wojskowych. Dla wykonania
tych zadań nawiązał on bliską współpracę z Józefem Prysakiem, muzykantem z kapeli ulicznej. Była to
kapela właściwie rodzinna, w skład jej wchodziły bowiem żona oraz córka Prysaka. Czasem  grał w niej
również Aleksiej. Wówczas szczególnie często kapela grała dla Niemców. Kilkakrotnie udało się wejść na
teren jakiejś jednostki niemieckiej i uzyskać pewne dane rozpoznawcze.
Prysakowie mieszkali na przedmieściu Krakowa, w Bronowicach. Zatrzymywał się u nich często
Aleksiej. Przez Bronowice przebiegała linia kolejowa łącząca Kraków ze Śląskiem. Prysak był zatrudniony
jako stróż w ogrodach i sadach położonych w pobliżu linii kolejowej. Dzięki temu możliwa była regularna
obserwacja przejeżdżających transportów wojskowych. Obserwowano również stacjonującą przez pewien
czas w Bronowicach niemiecką jednostkę pancerną, mającą odjechać na front wschodni. Tak więc kontakt z
rodziną Prysaków okazał się bardzo pożyteczny. Aleksiej otrzymywał i zbierał dzięki nim sporo informacji,
które były następnie przekazywane dowództwu.
Aleksiej miał, oczywiście, również inne zródła informacji. Dzięki nim dowiaduje się na przykład, że do
lasu koło Tenczynka prowadzi linia kolejowa. Wspólnie z grupą polskich towarzyszy ustala, że znajdują się
tam wielkie składy artyleryjskie.
*
Natychmiast po otrzymaniu wiadomości o wizycie Hartmanna i Romachowa u Ignacego Targowskiego,
Aleksiej wysłał do kapitana Michajłowa karteczkę następującej treści:
5.X.44 r. w kwaterze I.T. zjawił się niemiecki oficer, podał hasło przekazane mu przez Olgę i zażądał
spotkania z naszym przedstawicielem. Spotkanie naznaczono 9.X. Czekam poleceń.
Spotkanie z Hartmannem wiązało się z dużym ryzykiem. W pierwszej chwili przeważało stanowisko,
żeby w ogóle nie nawiązywać tego kontaktu. Po spokojnym rozważeniu sprawy zdanie uległo jednak
zmianie  z funkcjonariuszami niemieckiego kontrwywiadu postanowiono spotkać się. Trzeba było, rzecz
jasna, zachować jak najdalej idące środki ostrożności. Przez łącznika, Mietka Konika   Kawę , Aleksiej
przekazuje Hartmannowi list, w którym wyznacza jemu i Romachowi spotkanie w lesie w rejonie
Czernichowa. Uprzedza przy tym, że jeżeli oprócz nich pojawi się w lesie choćby jeden niemiecki żołnierz,
spotkanie nie dojdzie do skutku.
Do ochrony zostają wyznaczeni trzej gwardziści, wśród nich Mietek Konik. O godzinie dziesiątej ma
przybyć na miejsce spotkania Romachow, o dwunastej  sam Hartmann. Punktem, do którego obydwaj
mają dojść sami, jest leśniczówka. Stąd zostaną doprowadzeni przez gwardzistę, do polany, gdzie będą
oczekiwać Aleksiej i Franciszek Martyna   Wilk , w którego obecności ma nastąpić spotkanie.
Wreszcie Aleksiej otrzymuje od Mietka Konika wiadomość, że w wyznaczonym miejscu koło
leśniczówki zjawił się człowiek w cywilnym ubraniu.
 Przyprowadz go tu, Mietek  mówi Aleksiej.
Po pewnym czasie na polanę wchodzi człowiek w ciemnoniebieskim płaszczu i przedstawia się:
 WÅ‚adimir Romachow.
Któż to taki ten Romachow?
Rozmowa nie przebiega w przyjemnej i przyjaznej atmosferze. Romachow to Rosjanin, nauczyciel
matematyki. Mieszkał na terenie Kraju Krasnodarskiego. Służył w Armii Radzieckiej, był oficerem. Mówi
wprawdzie, że przypadkowo trafił do Niemców i że gotów jest odkupić swoją winę, kto wie jednak, co się za
tym kryje naprawdÄ™.
W oznaczonym czasie przyjeżdża również Hartmann. Ma przy sobie broń myśliwską. Rozpoczyna się
rozmowa, tym trudniejsza, że trzeba jakoś ustosunkować się do propozycji współpracy. Gra jest warta
świeczki  Hartmann pełni funkcję zastępcy naczelnika oddziału kontrwywiadu w Krzeszowicach  ale i
ryzyko duże. Czy można wierzyć Hartmannowi? Jakie są jego prawdziwe intencje i zamiary?
 Wilk wyjmuje z teczki dwie butelki wódki i kiełbasę. Nie ma szklanki, trzeba pić z butelki.  Wilk
podaje butelkę Hartmannowi. Ten przechyla ją i wypija do dna. Aleksiej śmieje się:
 Wot, eto pa ruski.
 Przecież ja urodziłem się w Rosji  mówi Hartmann.
 Cóż, u diabła, szedłem na spotkanie z Niemcami, a rozmawiam z Rosjanami? Widocznie świat się
przewraca.
 Nie, nie. Jestem Niemcem urodzonym w Moskwie. W 1912 roku. Spędziłem tam dzieciństwo.
Hartmann, podobnie jak przedtem Romachow, wyraznie oświadcza, że chce pracować na rzecz Armii
Radzieckiej.
Mimo tych deklaracji Aleksiej stara się nie postąpić zbyt pochopnie. Rozmowie nadaje charakter
ogólny. Poruszane są tematy poważne i  lekkie . Mówiono o kobietach, o polowaniu, byle nie o konkretnych
sprawach związanych ze współpracą.
Wkrótce doszło do drugiego spotkania. Poprzedzono je staraniami o wyszukanie odpowiedniego
miejsca, tym razem blisko siedziby Hartmanna i Romachowa. Spotkanie odbyło się w Krzeszowicach.
Hartmann oświadczył, że brał udział w ostatnim spisku przeciwko Hitlerowi. Dotychczas aresztowania
ominęły go, nie ma jednak pewności, czy udział jego nie zostanie wykryty. Póki może, chce działać
przeciwko hitleryzmowi; chce również stworzyć sobie szansę na przyszłość... Wie przecież, że Niemcy
wojnÄ™ przegrajÄ….
 Dajcie mi gwarancję, że pozostawicie mnie przy życiu.
 Jeżeli taką gwarancję dostaniecie, to jakie usługi uzyskamy od was?
 Duże.
 Ściślej?
 Będziecie otrzymywać wiadomości, których nie mogą zebrać dziesiątki waszych wywiadowców.
Po tym spotkaniu zaczęła się rzeczywista współpraca Hartmanna i Romachowa z Aleksiejem.
Obaj funkcjonariusze hitlerowskiego kontrwywiadu dostarczyli w okresie następnym wielu bardzo
ważnych informacji dotyczących jednostek wojskowych w samym Krakowie i okolicy, jak również
jednostek frontowych w rejonie Sandomierza. Co więcej, Hartmann zaopatrzył Aleksieja w legitymację,
która dawała mu prawo bezpiecznego przebywania na wszystkich terenach krakowskiego  rejonu obrony .
Teraz Aleksiej miał możność dokładnego śledzenia ruchów wojsk niemieckich, zbierania i sprawdzania
wiadomości, które przekazywał Hartmann.
Aby otrzymać wspomniany dokument, Aleksiej musiał mieć odpowiednie papiery, z których
wynikałoby, że jest... uciekinierem przed bolszewikami, z powodu sympatii i współpracy z władzami
hitlerowskimi. W tym celu wraz z Michałem i Walą udał się do Władysława Bochenka do Wieliczki, aby
poprzez niego uzyskać kontakt z osobą produkującą fałszywe dokumenty.
W związku z tą wyprawą Michała spotkało nieszczęście. Szli na Dworzec Główny w Krakowie  jak
zawsze, z zachowaniem środków ostrożności, w pewnej odległości od siebie. Każde z nich miało kupić bilet
kolejowy i wyjść peron.
Gdy cała trójka znajdowała się na placu dworcowym, nagle  jak spod ziemi  pojawili się policjanci,
którzy zaczęli legitymować przechodniów. Wala i Aleksiej byli już bardzo blisko wejścia do budynku
dworcowego i uniknęli legitymowania. Gorzej z Michałem. Nie mógł się już cofnąć  z tyłu też byli
policjanci  szedł więc naprzód.
Na plac zajechały  budy policyjne. Zaczęła się zwykła łapanka.
 Ausweis, bitte!  te słowa policjanta były skierowane do Michała.
Michał, poszukiwany przez gestapo, miał fałszywe dokumenty. Policjant nie podejrzewał wprawdzie,
by zatrzymany przez niego człowiek nazywał się inaczej, niż napisano w dowodzie, mimo to jednak był
przekonany, że ktoś, kto przed południem zamiast pracować, chodzi po mieście, zasługuje na wysłanie do
obozu pracy. Michał został aresztowany.
W nastroju przygnębienia Wala i Aleksiej odbywali dalszą drogę do Wieliczki*.
Aleksiej otrzymał w Wieliczce potrzebny dokument. Wkrótce zamienił go na inny, wręczony mu przez
Hartmanna. Możliwość swobodnego poruszania się po Krakowie i okolicy miała dla Aleksieja istotne
znaczenie; konieczność ciągłego przerzucania się z miejsca na miejsce, życie w ciągłym ruchu  wzmagały
ryzyko natknięcia się na  łapankę , obławę, pacyfikację czy  zwykłe legitymowanie.
Tak więc Aleksiej upiekł przy jednym ogniu dwie pieczenie. Zdobył doskonałych informatorów, a
równocześnie sam miał o wiele większe niż przedtem możliwości zbierania informacji. Przez radiostację
płynęły coraz cenniejsze meldunki.
* Zając został skierowany na roboty karne. Na szczęście Niemcy nie orientowali się, kogo mieli w rękach.
Wkrótce został on za odpowiednim okupem zwolniony.
*
W tym samym czasie, kiedy Aleksiej rozwijał działalność w Krakowie i okolicy, kapitan Michajłow
pracował nad utworzeniem grupy partyzanckiej oraz nad zapewnieniem możliwie najlepszych warunków
pracy radiostacji. Przebywał na terenie Beskidu Średniego, w rejonie Harbutowic i Trzebuni.
Obszary podgórskie i górskie obfitowały w różne leśne grupy i oddziały bojowe. Aatwo dochodziło tutaj
do spotkania żołnierzy AL i Bch, członków Socjalistycznej Organizacji Bojowej i AK. Nieraz przejawiały
się różne antagonizmy; nieraz również poszczególne ugrupowania okazywały sobie nawzajem pomoc. W
jesieni 1944 rok grupa kapitana Michajłowa stała się jeszcze jednym partnerem do tej gry antagonizmów i
sympatii. U członków Armii Krajowej obok objawów niechęci Michajłow spotkał się z chęcią szczerego
współdziałania i niesienia pomocy. W oddziale akowskim było nawet  jak się okazało  kilku
partyzantów radzieckich, których dowódca oddziału przekazał Michajłowowi. Jednego z nich lekarz AK
uratował od śmierci.
Michajłow poszukiwał odpowiednich miejsc dla pracy radiostacji. Chodziło w szczególności o
wyszukanie domów położonych w bardziej bezpiecznych miejscach. Niemałą pomoc okazali mu pod tym
względem członkowie Batalionów Chłopskich. Dzięki nim grupa radziecka mogła korzystać z szeregu
domów.
W Trzebuni jedną z takich  bechowskich rodzin była rodzina Raków. Pewnego dnia do Józefa Raka
zgłosił się jeden z działaczy podziemia, Franciszek Bieniek.
 Jest u nas grupa Ruskich. Mają za zadanie rozpracowywanie Niemców. Wasz dom stoi na uboczu.
Udzielcie im pomocy...
Od tego dnia w domu Raków często przebywał Michajłow i jego ludzie. Okresami pracowała tu
radiostacja. Młody, ale już zaangażowany w pracę podziemną syn Raków, Michał, wychodził wówczas przed
dom i patrzył, czy nie nadchodzi ktoś niepożądany.
Radzieccy dywersanci zbierali się w domu Raków i wyruszali stąd na dość dalekie nieraz wyprawy.
Czuli się tu dobrze i bezpiecznie. Tak bezpiecznie, że gdy w listopadzie nastąpiła pacyfikacja położonej
bardzo blisko Trzebuni wsi Zawadka, a w samej Trzebuni pojawiły się ubezpieczające  akcję niemieckie
samochody pancerne, Anna Rakowa musiała niemal siłą wyrzucać kilku Rosjan, by wreszcie zdecydowali
się ukryć w położonym tuż obok domu lesie.
Grupa Michajłowa otrzymała kilka zrzutów broni. Była dobrze uzbrojona i mogła sobie pozwolić na
wykonanie szeregu śmiałych akcji dywersyjnych. Urządzała  skoki na niemieckie posterunki i oddziały.
Pewnego razu czterech Rosjan wzięło do niewoli dwudziestu jeden niemieckich żołnierzy.
W miarę upływu czasu, dzięki działaniom oddziałów partyzanckich, Niemcy w coraz mniejszym
stopniu byli panami różnych obszarów w Generalnym Gubernatorstwie. Jednym z takich obszarów był rejon
działania partyzantki polskiej i radzieckiej  właśnie grupy kapitana Michajłowa  między Suchą a
Myślenicami. Grupa Michajłowa kontrolowała okresami odcinek szosy blisko Zembrzyc.
Niemcy nie mieli tu takich jak gdzie indziej możliwości w zakresie zwalczania działalności grupy
zwiadowczej. Praca radiostacji odbywała się w znacznie lepszych warunkach. Jednakże i tutaj trzeba było
zachowywać dużą ostrożność! Kapitan Michajłow uważał bardzo, żeby nie dać się zaskoczyć po raz drugi.
Dlatego też radzieccy zwiadowcy nigdy nie przebywali długo w jednym miejscu.
W końcu listopada kapitan Michajłow był zmuszony przenieść swoją grupę na dłuższy czas dość daleko
z rejonu Harbutowic i Trzebuni. Konieczność ta wyniknęła stąd, że Niemcy, zorientowawszy się, że w
okolicach, o których mowa, koncentruje się silny ruch partyzancki, postanowili spacyfikować teren. Rzucili
do walki z partyzantami znaczne siły. W rejonie wsi Zawadka doszło do ostrych walk pomiędzy
połączonymi oddziałami partyzanckimi a Niemcami, w walkach tych brała udział również grupa kapitana
Michajłowa. Potem trzeba było opuścić zagrożony obszar; radiostacja musiała działać bez większych
zahamowań.
Wojna, okrutna tak na froncie, jak i na tyłach, dostarczała jednak wielu sytuacji humorystycznych.
Pewnego dnia do Michajłowa zgłosił się starszy już, sześćdziesięcioletni chłop, Józef Kaspek. Przyprowadził
żołnierza niemieckiego.
 Panie kapitanie  powiedział  zabierzcie tego szwaba, a za to dajcie mi pistolet. Będę strzelać do
tych sukinsynów.
Józef Kaspek był bardzo dumny z tego, że sam wziął do niewoli Niemca. Ów Niemiec mówił trochę po
rosyjsku. Okazało się, że był długo na froncie wschodnim, między innymi pod Stalingradem. Prosił, żeby go
nie rozstrzelać. Powiedział, że ma tutaj dziewczynę. Prosił również, by nie mówili, że wziął go do niewoli
stary chłop. W efekcie obydwie strony były zadowolone: Józef Kaspek, że wziął  szwaba do niewoli, i
Niemiec, że tak łatwo poszło...
Tymczasem z Krakowa zaczęły napływać niepokojące wieści o czynionych przez Niemców
przygotowaniach do obrony, a równocześnie  do zniszczenia miasta. Zaczął się ostatni etap walki o
uwolnienie Ziemi Krakowskiej.
CHMURY NAD MIASTEM
Już z końcem lata 1944 r. stało się jasne, że Niemcy przystąpili do przygotowania obrony Krakowa.
Bliższe rozpoznanie poczynań Niemców prowadziło do wniosku, że szczególnie  troskliwie
przygotowywano się do obrony wszystkich większych miejscowości, zwłaszcza leżących na skrzyżowaniu
szlaków komunikacyjnych, takich jak Tarnów, Miechów czy Wolbrom.
Pierwszym sygnałem była rozpoczęta w sierpniu budowa umocnień w rejonie Krakowa. Powstawał
system rowów strzeleckich, rowów przeciwczołgowych, gniazd ogniowych, bunkrów, zapór
przeciwczołgowych, zasieków z drutu kolczastego, pól minowych.
To, co działo się w rejonie Krakowa, było fragmentem przygotowań czynionych na znacznie szerszą
skalę. W ciągu 1944 roku sytuacja wojenna w szybkim tempie zmieniała się. Przewaga koalicji
antyhitlerowskiej rosła z każdym miesiącem. Niemiecki potencjał militarny i ekonomiczny kurczył się coraz
bardziej. Jeszcze niedawno panowie całej Europy, byli Niemcy wypierani z coraz to nowych jej połaci. W
związku z tym mieli do dyspozycji coraz mniej taniej siły roboczej, coraz mniej fabryk, surowców
strategicznych, żywności.
Tylko w okresie grudzień 1944  styczeń 1945 produkcja zbrojeniowa spadła o 36 procent.
Niemcy stawały wobec faktu zagrożenia już ich własnego terytorium, wobec bezpośredniej
perspektywy przeniesienia działań wojennych na obszar, którego poszerzenie stało się jednym z głównych
haseł niemieckiego nacjonalizmu.
Coraz większa przewaga koalicji antyhitlerowskiej pchała Niemców do tym intensywniejszych i
bardziej gorączkowych poszukiwań nowych broni, które mogłyby przechylić szalę wojny ną ich korzyść.
Tymczasem starano się opózniać posuwanie się naprzód wojsk przeciwnika, przeciągać wojnę jak
najbardziej. W hitlerowskiej grupie rządzącej oraz w niemieckich kołach wojskowych nie rezygnowano
również z prób wybrnięcia z sytuacji innymi drogami. Podejmowane inicjatywy były przy tym wyrazem
pogłębiającego się kryzysu politycznego. Polegały one na zorganizowaniu przez grupę wojskowych spisku
przeciwko Hitlerowi i przygotowaniu zamachu na niego (nieudana próba zamachu miała miejsce w dniu 20
lipca 1944 roku). Polegały również na staraniach o nawiązanie rokowań z aliantami. W ostatniej fazie wojny
starania te podejmują czołowi  policjanci reżimu hitlerowskiego. Szef wydziału VI Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy, Schellenberg, prowadzi, za wiedzą samego Himmlera, rozmowy z hrabią Folke
Bernadotte. Stara się podsunąć mu myśl, że Himmler byłby najodpowiedniejszym kandydatem do rokowań z
aliantami. W tym samym czasie bezpośredni przełożony Schellenberga, Kaltenbrunner, szef Głównego
Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, deleguje pułkownika SS Wilhelma Hoettla w takiej samej misji do podjęcia
rozmów z Allan Dullesem.
Wśród posunięć czysto militarnych duże znaczenie przywiązują Niemcy do kontrofensywy, rozpoczętej
16 grudnia 1944 roku w Ardenach. Miała ona zahamować ofensywę aliantów, osłabić ich siły i poprawić
sytuację Niemiec na froncie zachodnim; miała stać się militarnym  argumentem dla wszczęcia pertraktacji
o separatystyczny pokój z Zachodem.
Równocześnie niemieckie naczelne dowództwo podjęło próbę wzmocnienia swoich skrzydeł na froncie
wschodnim (na południu i na północy) w celu zastosowania odpowiednich uderzeń flankowych. Niemcy
sądzili przy tym, że radzieckie działania ofensywne na odcinku centralnym (między Warszawą a Karpatami)
nie rozpocznÄ… siÄ™ szybko.
W dniu 2 stycznia 1945 roku Niemcy rozpoczęli walki na skrzydle południowym, na Węgrzech (w
rejonie rzeki Drawy i jeziora Balaton).
Powyższy plan był rozpaczliwą próbą ratowania walącego się w gruzy  nowego ładu europejskiego;
znać było tutaj rękę Hitlera, który osobistymi nerwowymi decyzjami, nie opartymi na rzeczywistej analizie
sił i możliwości, usiłował na arenie wojennej zmienić coś na korzyść Niemiec. Jak bardzo krótkie nogi miał
ten plan i jak bardzo był oparty na braku wyczucia rzeczywistych proporcji sił, okazało się wkrótce, gdy 12
stycznia 1945 roku rozpoczęła się radziecka ofensywa. Ponieważ plan niemiecki oparty był na założeniu, że
nie ma bezpośredniego niebezpieczeństwa rozpoczęcia ofensywy przez wojska radzieckie stojące nad Wisłą,
rozpoczęcie tej ofensywy w dniu 12 stycznia stanowiło dla dowództwa niemieckiego całkowite zaskoczenie.
Sytuacja ta została umiejętnie wykorzystana przez dowództwo radzieckie. Główne uderzenie skierowane
zostało na ten właśnie najsłabiej obsadzony przez Niemców centralny odcinek.
Po rozpoczęciu ofensywy radzieckiej zaczęło się gwałtowne ściąganie dywizji niemieckich z innych
odcinków frontu oraz oddziałów  Volkssturmu z głębi Niemiec. Liczono przy tym na istniejące umocnienia.
Dowództwo niemieckie robiło wszystko, aby utrzymać Polskę w swoich rękach i nie dopuścić do
przesunięcia się frontu w bezpośrednie sąsiedztwo Berlina.
W ciągu 1944 roku na olbrzymim obszarze między Wisłą a Odrą powstał cały system umocnień.
Nie ominęły one również Krakowa. Okupant z całą właściwą mu skrupulatnością podjął w tym zakresie
odpowiednie przygotowania. Tak więc w ciągu miesięcy jesiennych 1944 roku, a potem niemal do samego
końca okupacji, trwały prace nad maksymalnym ufortyfikowaniem miasta.
W skład prac fortyfikacyjnych wchodziła budowa pierścieni umocnień wokół Krakowa, głównie od
strony północno-wschodniej, zaminowanie dróg prowadzących do miasta i różne przedsięwzięcia w jego
obrębie. Na ulicach zaczęły wyrastać bunkry i olbrzymie słupy betonowe. Zwalone w odpowiednim
momencie, miały służyć jako zapory przeciwczołgowe. Ogółem zbudowali Niemcy na ulicach Krakowa 240
żelazobetonowych słupów, 50 bunkrów i cały szereg schronów podziemnych. Równocześnie prowadzono
prace saperskie nad Wisłą w celu umocnienia tej naturalnej linii obrony. Przygotowano przy tym do
wysadzenia wszystkie mosty nad Wisłą i szereg innych obiektów nie tylko o znaczeniu wojskowym. Coraz
więcej napływało wiadomości, o czynionych przez okupanta przygotowaniach do zniszczenia sporej części
miasta. Zaczęło się zaminowywanie dworca kolejowego, szeregu ulic przelotowych, sieci kanalizacyjnych,
wielu zakładów przemysłowych (liczba ich doszła do 24), a także bezcennych zabytków kultury polskiej.
Materiały wybuchowe założone zostały pod Wawelem, Skałką, Uniwersytetem Jagiellońskim, Teatrem im.
Juliusza Słowackiego, wieżą ratuszową w Rynku Głównym, ponadto  pod terenem otaczającym Kościół
Mariacki, w tunelu obok kamienicy  Pod Baranami , w piwnicach domów przy ul. Krupniczej oraz pod
całym szeregiem innych obiektów. Nie szczędzono przy tym materiału wybuchowego. Pracownicy Gazowni
i Elektrowni ustalili, że do zaminowania tych dwóch zakładów Niemcy użyli 90 skrzyń dynamitu, każda o
wadze 40 kilogramów.
Było to zatem nie tylko fortyfikowanie Krakowa w celu przekształcenia go w odpowiednim momencie
w punkt oporu, lecz także czynienie przygotowań do wysadzenia miasta w powietrze na wypadek
konieczności opuszczenia go.
*
Poczynania Niemców śledzone były z niepokojem przez mieszkańców Krakowa. Pracownicy wielu
instytucji i przedsiębiorstw gromadzili informacje o niemieckich przygotowaniach.. Rozwijał się wręcz
spontaniczny ruch w tym zakresie. W wielu fabrykach i zakładach przemysłowych robotnicy organizowali
komitety fabryczne w celu przeciwdziałania przygotowywanej przez Niemców dewastacji zakładów pracy
oraz wywożeniu maszyn i urządzeń przemysłowych.
Inicjatorami ochrony gospodarczych i kulturalnych obiektów Krakowa przed zniszczeniem i grabieżą
byli przeważnie członkowie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej.
Z fabryki  Semperit w końcu 1944 roku Niemcy wywiezli około 40 procent parku maszynowego, z
zakładów metalowych  Zieleniewski natomiast  70 procent urządzeń, w tym ponad 200 obrabiarek
różnego typu. Część zakładów  Zieleniewski hitlerowcy zamierzali wysadzić w powietrze. Załoga,
kierowana przez lewicowych działaczy, ukryła dużą część urządzeń. Przy pracach demontażowych gorliwie
przestrzegano zasady  żółwiego tempa .
Podjęta została również zorganizowana działalność mająca na celu przekazywanie jak
najdokładniejszych informacji o tym, co dzieje się w Krakowie, dowództwu I Frontu Ukraińskiego. Szereg
działaczy konspiracyjnych, jak Józef Zając, Józef Prysak, Andrzej Śliwa i inni, przekazywało zdobyte
informacje Aleksiejowi, który z kolei przysyłał je do Michajłowa.
Zakres zdobywanych materiałów rozszerzał się coraz bardziej. Szczególnie cenna okazała się
informacja, że w Bronowicach Niemcy kopią rów, zakładają w nim jakieś instalacje, potem zasypują.
Zorganizowana została systematyczna obserwacja tych prac. Prowadzili ją i pracowni kanalizacji miejskiej, i
kolejarze. Podjęto próbę uzyskania w tej sprawie jakichś danych od samych Niemców biorących udział w
owych tajemniczych czynnościach.
Zadanie jest niezwykle trudne. Przez wiele też dni wszelkie wysiłki zmierzające do nawiązania kontaktu
z Niemcami i pociągnięcia ich za język spełzają na niczym. Wreszcie pewnego dnia jednemu z ludzi
wyznaczonych do prowadzenia obserwacji udaje się nawiązać rozmowę z Niemcem, który wypiwszy nieco
za dużo, stał się bardzo rozmowny. Zapytany mimochodem o rodzaj wykonywanej pracy, zrobił tajemniczą
minÄ™ i bÄ…knÄ…Å‚ coÅ› o kablu...
Bardzo cenne wiadomości uzyskują pracownicy krakowskiej kanalizacji  Andrzej Śliwa i Stanisław
Głowacki. Według ich spostrzeżeń, kanałami prowadzony jest kabel do różnych punktów w mieście. Fakt ten
potwierdzają również kolejarze zatrudnieni na przejezdzie w Bronowicach.
Dokąd prowadzi kabel? Stopniowo udaje się ustalić, że w kierunku Pasternika. Tam, w forcie, siedzą
Niemcy.
Dane, zbierane z różnych zródeł, układają się stopniowo w pewną całość. Do rozwiązania zagadki
przyczynia się również Hartmann. Uzyskany materiał potwierdza najgorsze przypuszczenia  w forcie w
Pasterniku znajduje się centrala i punkt wyjściowy kabla, prowadzonego do różnych punktów i obiektów w
mieście. Istnieje przypuszczenie, że instalowane jest tam urządzenie, przy pomocy którego można wysadzić
w powietrze dużą część Krakowa. Pewne jest, że Pasternik ma pełnić w tym zakresie  w takim czy innym
sensie  funkcjÄ™ punktu dyspozycyjnego.
Nadal prowadzone są obserwacje w celu szczegółowego ustalenia, którędy przebiega kabel. Wszystkie
uzyskiwane informacje zostają przekazane drogą radiową dowództwu radzieckiemu.
*
Dane o fortyfikowaniu Krakowa zbierane były stopniowo, w ciągu dłuższego czasu. Dowództwo Frontu
domagało się szczegółowych i w pełni ścisłych informacji. Zdobywano je z różnych zródeł, konfrontowano i
sprawdzano wielokrotnie.
Szczególnym obiektem zainteresowań stała się  Organisation Todt , niemiecka formacja pomocnicza,
powołana do prowadzenia prac budowlanych i fortyfikacyjnych dla potrzeb wojska. Organizacja ta
realizowała budowę umocnień na terenach polskich.
Kapitan Michajłow postanowił  skorzystać z jeszcze jednego zródła informacji. Wydał swoim ludziom
polecenie złapania i przyprowadzenia do kwatery Niemca blisko związanego z budową umocnień i dobrze
poinformowanego. Tak więc w połowie grudnia kilku członków grupy  Rostopszyn, Blizniakow, Ilzjonko,
czyli Mitka Cyran  przystąpiło do wykonania otrzymanej zadania.
Jednym z prominentów  Organisation Todt w
rejonie Krakowa był inżynier major Kurt Peckel. Był
to nie byle kto: członek SA, stary hitlerowiec,
należący do partii narodowo-socjalistycznej od 1925
roku. Jego legitymacja partyjna nosiła bardzo niski
numer: 10440. Był człowiekiem, który niemało
wiedział.
Nadchodziły święta Bożego Narodzenia. Kurt
Peckel chciał trochę odpocząć, zażyć rozrywki i
przyjemności. Miał do tego przecież pełne prawo,
jako człowiek pracujący z całym oddaniem dla dobra
Wielkiej Rzeszy. Dnia 23 grudnia wieczorem wybrał
się więc do swojej kochanki. Nie wiedział
oczywiście, że jest śledzony przez członków bojowej
grupy radzieckiej. Tuż koło Dobczyc nastąpiło
 spotkanie . Niemiec został poproszony przez ludzi
Michajłowa o udanie się wraz z nimi do ich kwatery.
 Chcemy, żeby pan nam powiedział wszystko,
co pan wie o umocnieniach budowanych w Krakowie
i jego rejonie  oświadczył Michajłow,
przygotowany oczywiście na trudności w wydobyciu
jakichkolwiek zeznań.
Patrząc na niemieckiego inżyniera, Michajłow
stwierdzał jednak, że ma przed sobą przede
wszystkim człowieka niezmiernie przestraszonego. I
chyba pod przemożnym wpływem strachu Niemiec
bardzo szybko zatracił wszystkie swoje cechy człowieka oddanego od lat Hitlerowi. Zaczął szczegółowo
opowiadać o systemie umocnień, sporządził szereg rysunków.
Materiału było dużo, rozmowy trzeba było rozłożyć na dni. Stopniowo niemiecki inżynier powracał do
 normy , tym bardziej że nie mógł narzekać na złe traktowanie. Odzyskawszy panowanie nad sobą, tym
precyzyjniej przekazywał potrzebne Michajłowowi dane, które porównywane były następnie ze zdobytymi
poprzednio materiałami. Niektóre trzeba było sprawdzać. Przeprowadzano dodatkowe obserwacje, pytano
Hartmanna.
W rezultacie obserwacje prowadzone przez grupy polskich konspiratorów, informacje od Hartmanna
oraz od Kurta Peckela złożyły się na szczegółowy obraz niemieckiego systemu umocnień w rejonie
Krakowa, jak również  planu zniszczenia Krakowa w przypadku konieczności opuszczenia go.
Dowództwo I Frontu Ukraińskiego dysponowało wystarczającą ilością informacji. Ofensywa styczniowa
potwierdziła, że materiały zebrane przez grupę kapitana Michajłowa były w pełni prawdziwe i ścisłe.
*
Budowa bunkrów, słupów betonowych i zasieków wzmagała i tak pełną napięcia atmosferę. Każdy
wiedział, co znaczą walki w mieście. Równocześnie z budową umocnień i gorączkowymi przygotowaniami
do obrony zaczął wzmagać się ruch ewakuacyjny. Począwszy od lata 1944 roku, ludność niemiecka
opuszczała Kraków. To podtrzymywało na duchu. Może stanie się tak, że Niemcy po prostu uciekną z
Krakowa?
Wszystkie te obawy i nadzieje ciągle jeszcze dotyczyły przyszłości.  Na dzisiaj trwała okupacja, ze
wszystkimi jej konsekwencjami. Niemcy utracili co prawda wiele z dawnej buty i pewności siebie. W
administracji okupacyjnej pojawiły się tendencje do łagodniejszego traktowania ludności polskiej. Sam
kierownik tej administracji, gubernator Hans Frank, w różnych swoich wystąpieniach przedstawiał obecnie
zasady polityki wobec Polaków inaczej, niż czynił to w pierwszych latach okupacji.
Podczas gdy w 1940 roku oświadczył np., iż w Generalnej Guberni nie starczyłoby drzew do produkcji
papieru na obwieszczenia o rozstrzeliwaniu Polaków, teraz coraz częściej zaczął przypominać, że Generalna
Gubernia ma stanowić dla Polaków bezwzględnie swobodny obszar życiowy i kulturalny w ramach przyszłej
Europy, do której utrzymania Polacy, z uwagi na ich starą kulturę, będą musieli się przyczynić.
Tendencje do zrewidowania stosunku wobec narodu polskiego podyktowane były, oczywiście, chęcią
zastosowania określonej taktyki, mającej na celu maksymalne wykorzystanie polskiej siły roboczej.
Wszystko zresztą kończyło się tymczasem na dyskusjach wśród samych okupantów, codzienna praktyka i los
Polaków pozostawały niezmienione. Przypomnijmy znowu słowa Franka. W styczniu 1944 roku oświadcza
on wprost, ze po wygraniu wojny Niemcy zrobią z Polaków siekaninę. W maju 1944 roku, na zebraniu partii
hitlerowskiej, tłumaczy politykę dwulicowości wobec Polaków, do której Niemcy są zmuszone,
koniecznością utrzymania 16 milionów ludzi przy pracy. Co innego jednak polityczne konieczności, co
innego zaś program, który pozostaje bez zmian.
Program nie przewidywał, oczywiście, wycofania się z zajętych obszarów. Zgodnie z tym programem
starosta miejski w Krakowie, Kraemer, skrajny polakożerca i psychopata, do ostatniej niemal chwili z
chorobliwą uporczywością twierdził, że żadna siła nie wyprze Niemców z Krakowa. Przekonanie pana
starosty nie mogło być jednak absolutne, skoro od lata 1944 roku przeprowadzał on powolną likwidację
niemieckiego aparatu urzędniczego, a jednemu z polskich pracowników Zarządu Miejskiego oświadczył
nawet, że wojska niemieckie cofną się na Śląsk, by dokonać odpowiednich przegrupowań, po czym front
ponownie przesunie się na wschód.
Aapanki, obławy, pacyfikacje, morderstwa popełniane na Polakach  wszystko to praktykowane było
nadal. Nie na wiele zdały się argumenty nielicznych, trzezwiej myślących Niemców, którzy wskazywali na
to, że zasada polityczno-eksterminacyjna więcej szkody niż pożytku przynosi samej Rzeszy Niemieckiej.
Mimo zdecydowanej przewagi takiej, a nie innej linii politycznej okupanta wobec narodu polskiego,
mimo braku w praktyce jakichkolwiek istotnych oznak łagodniejszego kursu, mimo stosowania do końca
teorii wykrwawiania Polaków, reżim okupacyjny  w obliczu klęski Niemiec  próbował oddziaływać na
Polaków propagandą antybolszewicką, głosząc istnienie jakoby jakichś wspólnych interesów w walce z
komunizmem. Dnia 16 listopada 1944 roku odbyła się na Wawelu konferencja rządu GG, po której
ogłoszono ochotniczy pobór Polaków do wojska. Na murach miast pojawiły się wielkie plakaty wzywające
Polaków do zgłaszania się w biurach werbunkowych.
Próba ta, będąca przejawem tyleż głupoty politycznej, co faktu, że Niemcy wyraznie już tracili głowę,
zakończyła się całkowitym fiaskiem. Nie pomogło również stosowanie  normalnych zasad postępowania z
Polakami  a więc próby stosowania przymusu, zastraszenia itp. Nie pomogło pojawienie się grupki
 ochotników , nie wiadomo jak i gdzie połapanych, maszerujących ulicami Krakowa w charakterze żywej
reklamy. Pracownicy biur werbunkowych  trwali na posterunkach w daremnym wyczekiwaniu.
Nadszedł wreszcie Nowy Rok  1945. We wszystkich domach życzono sobie rychłego zakończenia
wojny. Żywiono powszechne przekonanie, że tym razem, jak nigdy przedtem, życzenia te mają szanse się
spełnić.
Ogólnie panujący w społeczeństwie nastrój nie oznaczał dla Aleksieja i związanych z nim działaczy
osłabienia tempa pracy wywiadowczej. Wprost przeciwnie. Należało nadal zachować czujność wobec
wszystkiego, co działo się w obozie wroga. Do miejsca, w którym znajdowali się Michajłow i Olga wraz z
radiostacją, trzeba było przekazywać wciąż nowe wiadomości  o nowo wybudowanych umocnieniach, o
zarzÄ…dzeniach niemieckich, o ruchach i poczynaniach jednostek wojskowych i policyjnych, o ewakuacji
urzędów, jak również o nastrojach panujących w kręgach niemieckich.
Niemcy, którzy w coraz większym stopniu ulegali panice, wywozili w dalszym ciągu urządzenia fabryk,
maszyny, zabytki kultury i sztuki, przygotowując się jednocześnie do zniszczenia wszystkiego, czego nie uda
się wywiezć.
Aleksiej był w ciągłym ruchu. Kontakty z Hartmannem powodowały konieczność częstych podróży na
trasie Kraków  Krzeszowice.
Nadszedł dzień 12 stycznia. Aleksiej już o godzinie siódmej spotkał się z Hartmannem. Od razu
spostrzegł, że Niemiec znajduje się w niecodziennym nastroju.
 Składam panu życzenia z okazji święta.
 Jakiego? O żadnym święcie nie wiem  Aleksiej zdawał się nie rozumieć, o co chodzi.
 Dzisiaj  rzekł Hartmann  wasze wojska rozpoczęły potężną ofensywę. Niedługo spotka się pan
ze swoimi... Co mam dalej robić?
 Pracować. Przekazywać natychmiast wszystkie wiadomości, mogące mieć znaczenie dla powodzenia
ofensywy.
Obydwaj rozumieli, że czas ich współdziałania dobiega końca.
W dniu 15 stycznia od rana Aleksiej jest w Krakowie. Niemcy w panice opuszczajÄ… miasto, Aleksiej z
pełną satysfakcją przygląda się ucieczce. Nareszcie! Jakoś nie wyglądacie teraz na niezwyciężonych
władców Europy!
Przypomina sobie, jak przed kilkoma jeszcze dniami, 7 stycznia, w odezwie wydanej z okazji powstania
Volkssturmu, a adresowanej do Niemców zamieszkałych na terenie Generalnej Guberni, Frank usiłował
obudzić w rodakach ducha bojowego. Patos zawartych w odezwie słów brzmiał wręcz śmiesznie w
zestawieniu z rzeczywistością  olbrzymia większość Niemców w Generalnej Guberni myślała już
wyłącznie o ocaleniu własnej skóry oraz o zatarciu śladów swojej zbrodniczej działalności.
Ciekawe, co dzisiaj przynosi prasa  myśli Aleksiej i kupuje ,,Krakauer Zeitung . W gazecie znajduje
zarządzenie Franka o podatku rolnym, wyznaczające terminy płatności na luty i... maj 1945 roku.
 Poczekajcie, będziecie wy mieli maj  uśmiecha się Aleksiej i kieruje wzrok na inne zarządzenie
niemieckie, wzywające wszystkie osoby  nieniemieckiej narodowości do natychmiastowego zgłoszenia się
we właściwym urzędzie pracy w celu rejestracji.
Zarządzenie to, przypominające bezsilne miotanie się powalonej już bestii, było dla czytających je
Polaków powodem niemałej satysfakcji i uciechy. Musiało bowiem śmieszyć to zachowanie okupanta, jak za
 najlepszych lat podbijania Europy.
Z uzyskanych wiadomości wynika, że u podstaw zarządzenia o rejestracji leży zamierzenie masowego
wywożenia Polaków do Niemiec. Tylko... kto będzie wywoził, skoro powołani do tego sami uciekają w
panice?
Machina zniszczenia działa jednak ciągle. Hitlerowcy jeszcze raz dają świadectwo swego okrucieństwa.
Tego samego dnia, w którym ukazało się zarządzenie, 15 stycznia, około południa, grupa pijanych
gestapowców wywiozła z więzienia Montelupich osiemdziesiąt osób  mężczyzn i kobiet  na
przedmieście Krakowa, do Dąbia. Skazańcy prowadzeni byli po dziesięć osób na wał wiślany i tam
rozstrzeliwani. Jeden z nich, Jan Hajduga, cudem uniknął śmierci. Został tylko postrzelony. Przeleżał wśród
dziesiątków trupów jakiś czas. W pewnym momencie wstał i uciekł z. miejsca egzekucji. Niemiecka
skrupulatność, połączona z zawziętością i nienawiścią, spowodowała, że wkrótce po ucieczce Hajdugi zjawił
się w jego domu esesman. Na szczęście Hajduga znajdował się już wtedy w bezpiecznym miejscu.
Po zebraniu różnych meldunków o sytuacji rejonie Krakowa Aleksiej poleca Wali udać się do
Michajłowa.
Wykonawszy polecenie wraca Wala w dniu 17 stycznia do miasta. Musi zachować wielką ostrożność.
Szlaki komunikacyjne zatłoczone są niemieckim wojskiem. Urzędnicy, policja, volksdeutsche  wszystko
to ciągnie na południe, szosą w kierunku Wadowic. Aby uniknąć niebezpieczeństwa, przedziera się Wala do
Krakowa bocznymi drogami. Szczęśliwie udaje jej się dotrzeć do zachodniego przedmieścia miasta 
Bronowie, gdzie zastaje Aleksieja.
 Myślałam, że już tu nie dotrę. Niemcy uciekają na południe. To już chyba koniec.
 Mam nowe meldunki. Trzeba, żebyś jeszcze raz poszła do Michajłowa. Tylko, jak się
przedostaniesz?
O wydostaniu się z Krakowa nie może już być rzeczywiście mowy. Dla Wali oznacza to koniec jej
zadań związanych z działalnością radzieckiej grupy zwiadowczej. Zdumiona spostrzega jednak, że Aleksiej
 wbrew wszystkiemu, co dyktuje rozum  sam gotuje siÄ™ do drogi.
 Co z tobÄ…, Aleksiej?  pyta zaniepokojona.  DokÄ…d siÄ™ wybierasz?
 Mam kontynuować zadania zwiadowcze. Dostałem rozkaz wycofania się razem z Niemcami. Muszę
przedostać się do Krzeszowic.
Nadchodzi smutna chwila pożegnania. Powodzenia i  do zobaczenia!
Jak Aleksiej przedostanie się do Krzeszowic? Walki toczą się już w najbliższej odległości, na północ od
Bronowic. Radzieckie pociski artyleryjskie zaczynają padać niedaleko domu. Robi się niebezpiecznie...
Wszyscy chronią się w piwnicy, by tam przeczekać ostatnie chwile okupacji.
NA FRONCIE
Jeżeli opierać się na niektórych relacjach niemieckich, można przyjąć, że w kierowniczych kołach
hitlerowskich Niemiec nie było jednolitego stanowiska co do prawdopodobieństwa rozpoczęcia ofensywy
przez Armię Radziecką. W szczególności chodzi o różnice zdań pomiędzy Hitlerem, i jego najbliższym
otoczeniem a niektórymi dowódcami wojskowymi.
Heinz Guderian, od lipca 1944 roku szef sztabu generalnego naczelnego dowództwa wojsk lądowych,
już 23 grudnia 1944 roku zdawał sobie  jak pisze*  w pełni sprawę z tego, że kontrofensywa niemiecka
w Ardenach, stojąca zresztą w obliczu załamania, jest tylko szkodliwym i niepotrzebnym wysiłkiem. Toteż
w dniu 24 grudnia udał się on do kwatery głównej Hitlera, by zażądać przerwania natarcia i
natychmiastowego przerzucenia wszystkich zbędnych sił na front wschodni. Istotnym argumentem, który
przemawiał za tym krokiem, była zdecydowana przewaga strony radzieckiej tak w piechocie, jak w
czołgach, artylerii i lotnictwie.
Przy omawianiu sytuacji  wspomina Guderian**  obok Hitlera obecni byli jak zwykle generał
pułkownik Jodl, generał Burgdorf i szeregi młodszych oficerów. W referacie swym przedstawiłem... dane o
ugrupowaniu wojsk przeciwnika i o stosunku sił. Mój oddział wywiadowczy  wojska obce na wschodzie
pracował wzorowo; jego wiadomości zasługiwały na zaufanie. Szefa tego oddziału, generała Gehlena,
znałem od dostatecznie długiego czasu, aby wyrobić sobie zdanie o nim i jego współpracownikach, jak też o
metodach i wynikach ich pracy. Przewidywania Gehlena potwierdziły się  jest to fakt historyczny. Hitler
inaczej patrzał na tę sprawę. Oświadczył, że dane oddziału  armie obce na wschodzie to bluff.  Jest to 
zawołał  największy bluff od czasów Dżengis Chana. Któż to wygrzebał tę bzdurę? Hitler od czasu
zamachu sam próbował bluffować, i to bluffować na wielką skalę. Kazał wystawiać korpusy artylerii, które
w rzeczywistości miały siłę brygady. Wystawiano brygady pancerne w sile dwóch batalionów, a więc jednego
pułku. Brygady przeciwpancerne składały się nawet z jednego tylko batalionu...
Teraz, przy swej coraz dziwniejszej mentalności, podejrzewał, że i przeciwnik stara się go zmylić
fikcjami, że roztacza przed nim obraz wsi potiomkinowskich i że w rzeczywistości Rosjanie przypuszczalnie
w ogóle nie przedsięwezmą poważnego natarcia. Że taki właśnie był bieg jego myśli, miałem tego pośredni
dowód podczas kolacji. Siedziałem obok Himmlera, który pełnił jednocześnie funkcje: dowódcy armii
zapasowej, dowódcy Grupy Armii  Górny Ren (stworzonej dla obrony Renu i przechwycenia uciekających
żoÅ‚nierzy), ministra spraw wewnÄ™trznych, szefa policji niemieckiej i reichsführera SS. Himmler miaÅ‚ wtedy
bardzo wysokie mniemanie o swym znaczeniu. Uważał, że zna się na sprawach wojskowych równie dobrze
jak Hitler i naturalnie znacznie lepiej od generałów.  Wie pan, drogi generale pułkowniku  powiedział do
mnie  nie wierzę, żeby Rosjanie w ogóle mieli rozpocząć natarcie. Wszystko to jest jednym wielkim
bluffem. Liczby podawane przez pański oddział  armie obce na wschodzie są przesadzone ponad wszelką
miarę. Za wiele pan się tym wszystkim przejmuje. Jestem święcie przekonany, że na wschodzie nic nie
nastąpi . Na taką naiwność nie było lekarstwa.
Znacznie grozniejszy był opór Jodla przeciw przesunięciu punktu ciężkości działań wojennych na
wschód...
...Jodl żywo protestował, gdy zażądałem przerzucenia na front wschodni wojsk znajdujących się w
Ardenach i nad górnym biegiem Renu. Powtarzał przy tym niejednokrotnie ten sam argument:  Nie mogę
wypuścić z rąk dopiero co odzyskanej inicjatywy . Hitler skwapliwie mu w tym wtórował, ponieważ  na
wschodzie jeszcze możemy oddawać teren, na zachodzie  nie ...
...W końcu zbyto mnie słowami, że front wschodni musi sam sobie radzić.
* H. Guderian  Wspomnienia żołnierza, 1958.
** Wspomnienia żołnierza, str. 311/312.
*
Tymczasem o świcie 12 stycznia z przyczółka baranowsko-sandomierskiego rozpoczęło się potężne
uderzenie radzieckie. Jeszcze pod osłoną nocy radzieccy saperzy wykonali przejścia w polach minowych i
zasiekach z drutu kolczastego. O godzinie piątej rozpoczęło się wstępne przygotowanie artyleryjskie, po
którym wprowadzono do boju kilka batalionów piechoty. Niemcy sądzili, że to faktyczne radzieckie natarcie,
i uruchomili całą swoją artylerię oraz inne środki ogniowe. Strona radziecka zamilkła, a bataliony piechoty
zaległy na ziemi. Niemcy byli przekoani, że natarcie zostało powstrzymane; tymczasem chodziło tutaj o
manewr, który doprowadził do pełnego ujawnienia niemieckich środków ogniowych. Niemcy przekonali się
o tym po niedługim czasie, lecz  już było za pózno.
Po dokonanych przez radziecką artylerię korektach na pozycje wroga spadła ulewa ognia.
...W ciągu 45 minut  wspomina marszałek Koniew*  nasze działa zalały hitlerowców istnym
potokiem ognia. Było to  jak głosiły meldunki i radiogramy hitlerowskie  uderzenie mordercze, które nie
tylko załamało pierwsze linie obrony, lecz również uderzyło śmiertelnie w potężne rezerwy, stojące na
zapleczu frontu.
W czasie tego potężnego uderzenia ześrodkowano ogromną siłę ognia, gdyż na jeden kilometr frontu
przypadało około 260 dział ciężkiego kalibru. Potężna kanonada wszystkich rodzajów broni, w tym również
słynnych  katiusz , doprowadziła do zupełnego załamania się obrony niemieckiej. Piechota ruszyła do
natarcia. Równocześnie zostały wprowadzone w dokonany wyłom wojska zmotoryzowane, które przy
pomocy lotnictwa przełamały niemiecką obronę i wdarły się na głębokość 30 40 kilometrów na tyły wroga.
I Front Ukraiński współdziałał od północy z I Frontem Białoruskim, a od południa  z IV Frontem
Ukraińskim. Jego zadaniem było przełamanie niemieckiej obrony i nacieranie na osi Częstochowa 
Wrocław. Po opanowaniu Śląska wojska tego Frontu miały osiągnąć linię Odry. Czołowe oddziały grupy
uderzeniowej 5 Gwardyjskiej Armii już 14 stycznia wyszły nad Nidę, a w dniu następnym toczyły bój o
silnie broniony Książ Wielki, leżący na północno-wschodnim krańcu województwa krakowskiego. Prawie
równocześnie rozpoczęła się ofensywa na pozostałych frontach i z tego powodu Niemcy nie mogli użyć do
powstrzymania radzieckiego natarcia żadnych, zresztą bardzo szczupłych, odwodów. Ziemia Krakowska z
samym Krakowem leżała na osi natarcia lewoskrzydłowej 60 armii, którą dowodził generał pułkownik P.
Kuroczkin. Wojska tej armii ruszyły do boju 13 stycznia. Miały one bardzo trudne zadanie, gdyż na ich
przedpolu, w rejonie Tarnowa, znajdowała się silna 17 armia niemiecka, a ponadto w trakcie natarcia dwa
korpusy tej armii zmuszone były dokonać przegrupowania za Wisłę i nacierać po dwóch stronach rzeki.
W dniu 15 stycznia, na styku 5 i 60 armii dowództwo Frontu wprowadziło do natarcia 59 armię,
dowodzoną przez generała lejtenanta I. Korownikowa, która była dotychczas w drugim rzucie. Oddziały
zmotoryzowane tej armii zdobyły Miechów już 16 stycznia i współdziałając z wojskami 5 armii przełamały
umocnienia na Pilicy. Czołowe siły 60 armii atakowały w tym czasie silne umocnienia niemieckie w rejonie
Proszowic. W tym samym czasie lotnictwo radzieckie bombardowało niemieckie zgrupowania w rejonie
Krakowa, Dworzec Główny w Krakowie i lotnisko.
W dniu następnym rozpoczęły się walki o przedmieścia Krakowa. Niemcy bronili się zaciekle, jednak
bezskutecznie: czołowe siły 59 armii znalazły się już po zachodniej stronie Krakowa. Dla jednostek
niemieckich broniących miasta sytuacja stawała się szczególnie niebezpieczna. Manewr radziecki groził im
zamknięciem i zniszczeniem.
*
W tym samym czasie generalny gubernator Hans Frank ciągłe jeszcze  urzęduje na Wawelu. Hitler
uczynił go odpowiedzialnym za utrzymanie Krakowa. Jednakże grozna sytuacja występuje już w całej
jaskrawości. Jasne jest, że wykonanie rozkazu nie leży w możliwościach Franka.
Tak więc 16 i 17 stycznia  to dni ostatecznego likwidowania agend rządu Generalnej Guberni.
16 stycznia o godzinie jedenastej odbywa siÄ™ jeszcze posiedzenie rzÄ…du. O godzinie czternastej Frank
otrzymuje wiadomość, że Częstochowa i Radomsko są w ręku Rosjan. Wkrótce część najbliższych jego
współpracowników żegna się z nim i opuszcza Kraków. Odjeżdżają jeszcze w kierunku zachodnim.
O godzinie 15.30 dowódca walczących oddziałów, gen. Kruse, referuje Frankowi plan zabezpieczenia
Krakowa. Po tej rozmowie Frank udaje się w obchód po zamku. Jak czytamy w protokole zamieszczonym w
dzienniku Franka, pan generalny gubernator przechodzi przez komnaty zamku i przez budynki
administracyjne, które sam wybudował, i wzruszony żegna swoich podwładnych.
* Dziennik Polski, nr 14 (6515) z dn. 17 18.I.1965 r.
W godzinach pózniejszych Frank odbywa jeszcze szereg rozmów i konferencji, m.in. z szefem prasy
Gassnerem oraz z dyrektorem wydawnictwa Strozykiem  w sprawie dalszego wydawania  Krakauer
Zeitung . Większość pracowników redakcji wyjeżdża tego samego dnia do Królewskiej Huty, gdzie gazeta
ma się ukazywać.
O godzinie dwudziestej Frank podpisuje jeszcze rozporządzenie o straży miejskiej i powiatowej.
Wieczór upływa na rozpatrywaniu sytuacji i rozmyślaniach, czy uda się utrzymać Kraków. W protokole
umieszczonym w dzienniku znajduje się m in. następująca notatka: Najtrudniejszy problem: czy Kraków
będzie broniony przez wojsko i przy pomocy jakich wojsk; mała liczba Niemców nie jest w stanie tego
dokonać.
W nocy Frank rozmawia telefonicznie ze swoim adiutantem, sturmbannführerem Pfaffenrotem, który po
południu udał się do Krzeszowic, i daje mu polecenie wyjazdu samochodem do Sichowa (koło Złotoryi) na
Dolnym Śląsku i powrotu do Krakowa w dniu 18 stycznia, ze względu na doniosłość sprawy załadunku.
Na drugi dzień, 17 stycznia, Frank już o godzinie siódmej przyjmuje zawiadomienia o wydarzeniach
ubiegłej nocy. O godzinie ósmej następuje alarm lotniczy. O godzinie dziewiątej nadchodzi meldunek, że
czołgi radzieckie przełamały się w kierunku szosy Kraków  Trzebinia.
Generalny gubernator ciągle jeszcze  urzęduje . O godzinie jedenastej dyrektor Banku Emisyjnego dr
Paersch zdaje mu sprawozdanie z ostatnich poczynań banku.
O godzinie dwunastej rozpoczyna się ostatnie posiedzenie  rządu Generalnej Guberni . Frank wygłasza
przemówienie, w którym oświadcza: Kraków  prastare niemieckie miasto  nie może być dla Niemców
stracone.
Na nic to butne oświadczenie. O godzinie trzynastej odbywa się scena pożegnania.
Równocześnie zostaje podpisany protokół przekazania zamku wawelskiego dowódcy zamkowej
kompanii wartowniczej, kapitanowi Klinderowi. Oto tekst tego protokółu:
Kraków, dnia 17 stycznia 1945 r.
Protokół przekazania zamku:
Obecni: 1. Radca Sądu Krajowego Walter Schueler, zastępca szefa Kancelarii Generalnego
Gubernatora,
2. kpt. Klinder 3./III./IV. z Policyjnego Batalionu Wartowniczego, dowódca zamkowej kompanii
wartowniczej,
3. Sekretarka  Helena Kraffczyk.
W dniu 17 stycznia 1945 r. został przekazany kpt. Klinderowi, dowódcy zamkowej kompanii
wartowniczej, zamek w Krakowie wraz ze znajdujÄ…cymi siÄ™ w nim urzÄ…dzeniami oraz wszystkimi
magazynami i zapasami.
Kpt. Klinder, jako przejmujący, zobowiązuje się gospodarować istniejącymi zapasami zgodnie z
przepisami i w razie potrzeby oddać zapasy do dyspozycji walczących oddziałów. Zobowiązuje się on do
zgłoszenia niezwłocznie dowódcy walczących oddziałów istniejącego zapasu benzyny.
Kpt. Klinder jest upoważniony do przyjęcia dla swojej jednostki jednego samochodu i znajdujących się
koni.
Wszystkie istniejące klucze zostały wręczonem kpt. Klinderowi, który kwituje ich odbiór swym
podpisem.
W razie innego wykorzystania jednostki, kpt. Klinder przekaże zamek dowódcy walczących oddziałów.
Podpisał Schueler Podpisał Klinder
radca SÄ…du Krajowego kapitan
jako przekazujÄ…cy jako przejmujÄ…cy
Podpisał: Frank
generalny gubernator i
minister Rzeszy
O godzinie 13.25 Frank ze swoją świtą i ochroną opuszcza zamek i  Kraków. Trasa prowadzi już nie
w stronę Katowic, lecz na południowy zachód. Kolumna samochodowa jedzie przez Izdebnik, Kalwarię,
Bielsko-Białą, Cieszyn, Morawską Ostrawę, a póznym wieczorem dociera do Opola.
*
Pozostali w Krakowie Niemcy zajęci są zacieraniem śladów swojego pięcioletniego panowania. Niszczą
kompromitujące archiwa, podpalają w związku z tym szereg budynków. Płoną przy Alei Mickiewicza
budynki Seminarium Śląskiego, w którym mieściła się policja. Płonie gmach Akademii Górniczej 
siedziba  rządu Generalnego Gubernatorstwa . Płonie także szereg magazynów.
W dniu 17 stycznia mieszkańcy Krakowa prawie nie wychodzą z domów. Ciągłe alarmy lotnicze
zmuszają ich do chronienia się w piwnicach. Niespokojna noc powoduje, że nikt nie myśli o śnie. Słychać
detonacje pocisków artyleryjskich, odgłosy broni ręcznej i maszynowej.
Niemieckie oddziały wojskowe próbują się wycofać drogą na Katowice. Wieczorem dnia 17 stycznia
droga ta zostaje odcięta przez czołgi radzieckie. Niemcy zawracają w popłochu kierując się ku mostom na
Wiśle i dalej  jedyną jeszcze wolną drogą w kierunku Mogilan i Kalwarii.
18 stycznia oddziały radzieckie dotarły do północnych i zachodnich przedmieść Krakowa. Natarcie na
miasto rozpoczęte zostało w inny sposób niż zazwyczaj. Artyleria otrzymała wyrazny rozkaz:  Nie strzelać,
aby nie niszczyć zabytków . Dlatego też ogień artylerii objął jedynie przedmieścia Krakowa, w
szczególności punkty, w których znajdowały się silne pozycje wroga.
Przedmieście Bronowice zostało opanowane przez jednostki radzieckie jeszcze w godzinach rannych.
W ciągu dnia walki przeniosły się na ulice miasta, toczyły się coraz bliżej śródmieścia. Wojska radzieckie
nacierały dwiema głównymi liniami: jedną stanowiła ulica Długa, a następnie Sławkowska, którą żołnierze
radzieccy dotarła do Rynku Głównego, drugą  ulice prowadzące w kierunku mostu Dębnickiego,
położonego blisko Wawelu i stanowiącego połączenie z prawobrzeżnymi dzielnicami południowymi. Tędy
prowadziła najbliższa droga do szosy biegnącej na południe  ostatniej będącej w dyspozycji Niemców linii
ucieczki.
Opór Niemców na tej ostatniej linii był szczególnie silny. Ich działa przeciwpancerne stały kolejno na
stanowiskach na skrzyżowaniu ulic: Piłsudskiego (dzisiaj Manifestu Lipcowego) i Alei Krasińskiego, Alei
Krasińskiego i ulicy Smoleńsk, wreszcie pod samym mostem. Wojska radzieckie jednak nieprzerwanie
posuwały się naprzód, likwidując poszczególne punkty oporu oddziałów Wehrmachtu, żandarmerii, SS,
własowców.
Przed wieczorem osiągnięta została linia Wisły. W momencie, w którym oddziały radzieckie dotarły do
mostu Dębnickiego, został on wysadzony w powietrze. Wraz z nim  pozostałe mosty.
Pierwsze zadanie zostało wykonane.
Błyskawiczne natarcie z zachodu i północy, czego
najmniej spodziewali się Niemcy, doprowadziło do
wyzwolenia lewobrzeżnego Krakowa z jego
bezcennymi wartościami kulturalnymi. Zaskoczenie,
dezorientacja i zamieszanie wśród Niemców, jak
również konieczność szybkiego wycofywania się w
celu uniknięcia zagrażającego okrążenia  wszystko
to spowodowało, że nie doszło do poważniejszych,
długotrwałych walk na ulicach, że Niemcy nie zdążyli
uczynić z wąskich ulic starego Krakowa zapór
przeciwczołgowych, że nie zdążyli zrealizować
barbarzyńskich zamiarów zniszczenia miasta i jego
zabytków.
Walki o prawobrzeżny Kraków były bardziej
zacięte. Niemcy stawili tutaj silniejszy opór. Umocnili
prawy brzeg Wisły, ponadto w południowych
dzielnicach miasta zgrupowane były znaczniejsze ich
siły.
Jeszcze w nocy z 18 na 19 stycznia i o świcie 19
stycznia zaczęło się forsowanie Wisły po lodzie. W
dzielnicy Podgórze, a także Borek Fałęcki, doszło do
ostrych walk. Niemcy bronili siÄ™ tutaj z determinacjÄ….
Natarcie radzieckie prowadziło do zajmowania coraz to nowych fragmentów miasta. Po silnym starciu w
rejonie Rynku Podgórskiego Niemcy wycofywali się w ciągu dnia ulicami Kalwaryjską i Aagiewnicką, przez
Borek Fałęcki  południowe przedmieście Krakowa. W rezultacie w ciągu 19 stycznia został uwolniony
również prawobrzeżny Kraków.
*
Pożary w Krakowie strawiły kilka budynków nie powodując, na szczęście, większych szkód.
O świcie 18 stycznia, kiedy jeszcze Niemcy byli w mieście, Komenda Krakowskiej Straży Pożarnej
została zaalarmowana wiadomością o pożarze na Wawelu. Z trudem dotarli strażacy na Wawel  ulice
miasta zatłoczone były wojskiem i kolumnami ewakuacyjnymi. Okazało się, że na Wawelu, mimo
podpisania w dniu poprzednim protokołu przekazania zamku dowódcy zamkowej kompanii wartowniczej,
nie ma już Niemców. Przed odejściem podpalili oni pomieszczenia centrali telefonicznej. Strażacy
stwierdzili, że w sąsiednim budynku znajdowały się wielkie ilości broni, amunicji i materiałów
wybuchowych.
W trakcie akcji ratowniczej zamek ostrzeliwany był z położonych za Wisłą Dębnik przez artylerię
niemiecką. Co by się stało z Wawelem gdyby pożar nie został w porę ugaszony? Co by było, gdyby któryś
pocisk trafił w skład amu nicji i materiałów wybuchowych?
*
Aleksiejowi, który otrzymał rozkaz wycofania się razem z Niemcami na zachód, nie było dane grać
dalej swojej roli. W ogólnym chaosie, wywołanym szybkim posuwaniem się wojsk radzieckich na zachód i
zamknięciem drogi z Krakowa w kierunku Chrzanowa i Katowic, nie zdołał on nawiązać kontaktu ze
 swoją jednostką. I oto już 20 stycznia, znalazłszy się na tyłach wojsk radzieckich, łączy się ze swoimi.
W związku z takim obrotem sprawy Aleksiej jedzie do Krakowa. Wie już, że miasto ocalało. Dowiaduje
się również, że fort na Pasterniku  niebezpieczne miejsce, z którego kable prowadziły do różnych punktów
miasta  został bardzo wcześnie odcięty. Jeszcze Niemcy tam się znajdowali, gdy radzieckie czołówki
przecięły kabel w dwóch miejscach na odcinku między Pasternikiem a Bronowicami. Kiedy czołgiści
radzieccy dotarli do fortu, zastali tam już tylko starego stróża.
W Krakowie, w organizowanym Komitecie Miejskim Polskiej Partii Robotniczej, Aleksiej spotyka siÄ™ z
Józefem Zającem i innymi towarzyszami, z którymi spędził tyle dni pełnych ryzyka i poświęcenia. Głębokie
więzy uczuciowe połączyły go i z tymi ludzmi, i z samym miastem.
Z podobnymi uczuciami żegnali Ziemię Krakowską Michajłow, Olga i inni członkowie grupy
radzieckiej, która tak wielki wkład wniosła w uratowanie miasta narodowych pamiątek Polaków.
ROZMOWA Z DOWÓDC
W dwudziestą rocznicę wyzwolenia Krakowa miasto gościło dowódcę I Frontu Ukraińskiego marszałka
Iwana Koniewa. I to spotkanie  podobnie jak kilka miesięcy wcześniej spotkanie z Olgą, Michajłowem i
Aleksiejem  było poświęcone, siłą rzeczy, wspomnieniom. Jest tylko różnica  szczebla ; marszałek mówi
w zasadzie o sprawach ogólnych, aczkolwiek bynajmniej nie unika akcentów osobistych. Nas jednak i teraz
interesują przede wszystkim sprawy ogólne, tym bardziej że wspominając dni ofensywy styczniowej,
dowódca I Frontu Ukraińskiego podkreśla te elementy decyzji wojskowych, które uwzględniały  interesy
natury pozamilitarnej. Oddajmy zresztą głos marszałkowi Koniewowi*:
O ofensywie styczniowej napisano już wiele. No cóż, wydaje się, że warto przypomnieć przede
wszystkim, iż zaczęliśmy ją niemal o osiem dni wcześniej, niż zakładały to początkowo plany naszego
najwyższego dowództwa. O przyspieszeniu terminu rozpoczęcia działań na linii Wisły zadecydowały
niepowodzenia naszych sojuszników na froncie zachodnim...
Kraków moglibyśmy  być może  zdobyć nawet wcześniej. Były takie koncepcje w naszym sztabie.
Koncepcje te musiały jednak upaść. Co innego było bowiem zdobyć Kraków, a co innego utrzymać go w
posiadaniu... Zresztą problem nie polegał tylko na zdobyciu Krakowa. Chodziło o to, aby zabezpieczyć go i
uchronić przed zniszczeniem...
Mając do wyboru szereg wariantów natarcia, dowództwo zdecydowało się ostatecznie na dokonanie
właśnie owego manewru oskrzydlającego, w wyniku którego przypuszczony został atak na tylne pozycje
obrony niemieckiej  od zachodu i północnego zachodu.
*  Dziennik Polski , nr 14, 17 18.I.1965 r.
Było to prawdziwe zaskoczenie dla hitlerowców, którzy przygotowywali się do obrony miasta od strony
wschodniej. Wobec grozby okrążenia wojska niemieckie zaczęły opuszczać Kraków w istnym popłochu.
Temu zaskoczeniu należy przypisać, iż Niemcom nie udało się zrealizować ich zbrodniczego planu
wysadzenia większości zabytkowych obiektów Krakowa oraz nie mniej licznych zakładów przemysłowych. O
planie tym wiedzieliśmy dość wcześnie od naszego wywiadu wojskowego, działającego na tyłach wroga.
Mogę powiedzieć, że dzięki pracy tego wywiadu, dzięki pomocy udzielanej nam przez patriotyczne siły
społeczeństwa polskiego, informacje o przygotowaniach hitlerowców w rejonie Krakowa i ich sile mieliśmy
już, stojąc jeszcze w rejonie Sandomierza...
Marszałek Koniew właściwie dopiero w styczniu 1965 roku poznawał Kraków; nie tylko ten nowy
Kraków, z jego Nową Hutą, lecz i ten bardzo stary. W 1945 roku nie było na to czasu i dopiero teraz
człowiek, którego wojska przepędziły stąd Niemców i uratowały miasto przed zniszczeniem, zwiedza
Wawel, Uniwersytet Jagielloński, Sukiennice.
 A dziewiętnastego stycznia  mówi marszałek Koniew  na drugi dzień od momentu, kiedy na
Wawelu zatknęliście biało-czerwony sztandar, Moskwa czciła wyzwolenie Krakowa honorowym salutem
artyleryjskim...
KRZYŻÓWKA Z TYGRYSEM
POZIOMO: 1) zamordowany przez hitlerowców właściciel domku, w którym pracowała tajna
radiostacja radziecka. 4) miasto uchronione od zniszczeń wojennych m.in. wskutek działalności radzieckiego
wywiadu, 7) państwo azjatyckie, 9) zdrewniała część owocu, 10) ziemna zapora przeciwczołgowa, 11)
rodzaj ukrycia dla sprzętu lub amunicji wykonanego w ścianie transzei, 12) wielokrotny reprezentant
Czechosłowacji w hokeju na lodzie, czołowy zawodnik świata w tej dyscyplinie, 15) przeżuwacz żyjący w
Tatrach, 18) budowla przegradzająca dolinę rzeki, 21) przenośne pomieszczenie dla ludzi lub sprzętu w
warunkach polowych, 24) blacha na rękojeści broni siecznej, 26) środek bakteriobójczy służący do
odkażania ran, 27) ręczna broń odłamkowa lub przeciwpancerna, 28) otyłość, 29) część spadochronu, 30)
prowincja w Kenii.
PIONOWO: 1) jeden z taktycznych sposobów działania pododdziałów rozpoznawczych, 2) decydujący
etap operacji, na który składa się szereg walk, 3) pnącze rejonów podzwrotnikowych, 4) strój żeński, 5)
paryski rzezimieszek, 6) oszklona budowla nad torami kolejowymi, 8) grymas, 13) rzeka w ZwiÄ…zku
Radzieckim, 14) prawy dopływ Warty, 16) owad z rzędu błonkówek, 17) opłata graniczna, 18) organizator
komórki KPP w Rybnej, 19) antylopa afrykańska o prostych rogach, 20) imię żeńskie, 21) typ broni ręcznej
używanej w wielu armiach świata, 22) pewna wielkość przyjęta za jednostkę, 23) samochód osobowy
produkowany przez jednego z naszych sąsiadów, 25) legendarny założyciel państwa słowiańskiego.
 ZWAN


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pomnik buta usunięty na rozkaz władz (31 01 2009)
J S Russel Miasto Aniołów
t informatyk12[01] 02 101
r11 01
2570 01
introligators4[02] z2 01 n
Biuletyn 01 12 2014
beetelvoiceXL?? 01
01
2007 01 Web Building the Aptana Free Developer Environment for Ajax
9 01 07 drzewa binarne
01 In der Vergangenheit ein geteiltes Land Lehrerkommentar
L Sprague De Camp Novaria 01 The Fallible Fiend

więcej podobnych podstron