sasiad


TW Nr 41 - Po sasiedzku Przede wszystkim muszkarze wiedzą, że łowić z łbem zanurzonym pod wodą się nie da. Ci, którzy otwarci są na naturę, zagapiają się na nadwodny świat bez względu na uprawianą metodę. Więc trochę o tym, co w pobliżu nas...     NR 41      15 MAJA Wydawca: KROKUS ska z o. o. oraz Zespół Łódź i Wałcz   Rójkę fotografował Sobiesław Skopek INTYMNY ŚWIAT DAFNI, CZYLI SKĄD SIĘ BIORĄ OWADY      Wiosną cała natura opanowana jest myślą o seksie. Myśl opanowuje także nas, wędkarzy... Nie, nie, nie mam tu na myśli nic z tego, czego chcieliby zakazać niektórzy posłowie stosowną ustawą. Żadnej pornografii nie będzie! Będzie za to sporo podglądactwa.      Każdy wędkarz, spytany o maj, na pierwszym miejscu wymieni szczupaka. Na drugim - rójkę. Rójkę widelnicy, rójkę jętki, rójkę jeszcze innych stworzonek... Dlaczego? Bo rójka to wędkarska pełnia szczęścia. Ogłupiałe od godów owady krążą w chocholim tańcu, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Ryby, równie ogłupiałe jak rojące się owady, czyhają z otwartymi paszczami na nadlatujące ze wszystkich stron żarcie. Wędkarze też mogą w tym wszystkim ogłupieć. Ze szczęścia. Bo rybom wszystko jedno. Pstrągarz, który w takim dniu nadepnie pstrągowi na ogon, może z powodzeniem łowić dalej. Pstrąg takiego drobiazgu nie zauważy...      Oczywiście, rójka jest nie tylko dla pstrągarzy. Szaleje wszelka ichtiofauna, nawet taka, którą natura przystosowała do pobierania pokarmu z dna. jakże śmiesznie wygląda uganiająca się za owadami brzana, sięgająca po przysmak bokiem, jakże pocieszny staje się leszcz, polujący metodą "odkrytej flądry". Wygląda wtedy jak wielka, złota patelnia...      Wystarczy mieć cokolwiek powierzchniowego, by wziąć udział w majowym święcie.      I trzeba się śpieszyć. Rójki nie trwają długo. Kilka dni, a czasami tylko kilka godzin...      Cóż to takiego jest, ta rójka? Dlaczego jest taka masowa - i taka krótka? Ano, ma po prostu tylko jeden cel. Nowe jajeczka. Jętki, widelnice, chruściki i muchówki składają jajeczka w wodzie. Z jajeczek tych po pewnym czasie wylęgają się larwy, które - przeobrażając się i przeobrażając - osiągają stadium nimfy. Stąd już tylko krok do właściwego owada, przez fachowców zwanego doskonałym. Owady stadnie wyłażą na powierzchnię wody, odprawiają gody... Czasu mają na to niewiele, wiec nic innego im nie w głowie. Korzystają na tym ryby - i my. SEKS PRZY SŁUPIE      Dlaczego jednak, zamiast rozpierzchnąć się po świecie, sporym przecież, owady roją się w jednym miejscu, narażając się na marny los rybiego obiadu? Ano, owadzi gatunek już tak ma. Weźmy choćby takie muchy.      Do obserwacji much nie potrzeba wiele. Jedynie dogodną pozycję i żyrandol. Muchy, nie wiedzieć czemu, gromadzą się bowiem chętnie pod lampą, wywijając tam skomplikowane esy-floresy. To ich miejsce randek. Niegdyś rolę żyrandola spełniały zapewne owoce na drzewie, huby i temu podobne, dziś, w dobie industrializacji, muchy upodobały sobie elektryczność.      Warunek jest jeden: punkt zbiórki owadów rojących musi wyróżniać się z otoczenia. Stąd niektóre motyle roją się nad pagórkami, guniaki - przy narożnikach dachów, muchówki pozmrokowate wręcz nad ludzkimi głowami - pod warunkiem, że człowiek choć na chwilę stanie.      Wracajmy do much. Owe esy-floresy są dla nich bardzo ważne. Mucha mówi w ten sposób: jestem samcem, a to jest moje terytorium. Pamiętaj o tym, wstrętny intruzie! Badania niemieckiego entomologa, Jochena Zaila wykazały, że jedna mucha pokojowa patroluje przestrzeń 30 - 60 cm pod punktem odniesienia. Obszar taki ma kształt walca o średnicy ok. 50 cm i wysokości 25 cm.      Każdy nowy samiec, podlatujący od dołu pod lampę, może być przyjęty lub nie. Jeśli nie - wiadomo, musi znaleźć inną lampę. Zaakceptowany, zajmie niższą pozycję i patrolował będzie przestrzeń ok. 30 cm. poniżej dominanta. Jak to jest być nowym samcem, przekonać się można bez wielkiego wysiłku, zawieszając na żyłce kawałeczek ołowiu. Muchy zaatakują od razu!      A co ta cała wojna? Naturalnie, o kobiety. Panie-muchy docierają pod lampę nieco z boku, przecinając w linii prostej obszar nad patrolowaną przestrzenią. Tak więc - kto wyżej - ten lepszy, ten szybciej uderzyć może w konkury. SEKS WYŚCIGOWY      Równie pięknego jak muszy - a może nawet piękniejszego spektaklu - dostarczyć może martwa, uschła brzoza. Najpierw drzewo opanowują gromady drewnojadów. Potem na miejsce przybywają smakosze drewnojadów, błonkówki zgłębce (Rhyssini), prezentujące doprawdy niepospolite obyczaje.      Zgłęby olbrzymie (Megarhysa gigas), smukłe stworzonka miodowego koloru, zaczynają cykl od mordu. Sięgają swymi długimi pokładełkami w głąb kanałów drewnożerców, uśmiercają ich larwy jadem i w pobliżu jaj składają własne jajeczka. jajeczka zostaną przez potomków pożarte w całości - ale nie to jest ważne. I nie to także, że samica nieźle musi się nakombinować, zanim pokładełkami przebije w poszukiwaniu "dobrego" miejsca pięciometrową nieraz warstwę drewna. Ważne są samce.      Samce zjawiają się przy drzewie nieco przed samicami. Nie mają pokładełek, tylko długie, cienkie odwłoki zakończone mocnymi, ostrymi płytkami. samce zbierają się wokół jednego punktu, wyznaczonego im tylko znanym sposobem i zaczynają swój odwiert. ich celem nie są jednak larwy drewnojadów - a świeżo przeobrażone samice, które nie zdążyły jeszcze wyjść. Każdy z samców stara się pierwszy przewiercić korę, pierwszy dopaść partnerki, pierwszy ją zapłodnić. Co ciekawe, wyścig ten odbywa się w doskonałej harmonii - osobniki przepychają się wprawdzie, są rozgorączkowane, ale nie są w stosunku do siebie agresywne.      Z czasem liczba konkurentów zmniejsza się. Osobniki z peryferiów rezygnują, zostają tylko te, które zdołały się "wwiercić" we właściwe miejsce. ten, który ma najgłębiej wetknięty odwłok - wygrywa w końcu rywalizację. Zostaje ojcem.      A samica? Cóż... Po wszystkim poszerza otwór zrobiony przez samca i wychodzi po raz pierwszy na świat, nie będąc już dziewicą... SEKS BEZ SEKSU      Męczące to wszystko, prawda? Nic zatem dziwnego, że niektóre owady i małe zwierzątka zrezygnowały z seksu. Przynajmniej częściowo. Zdecydowały się podeprzeć rozmnażanie tradycyjne partenogenezą, czyli dzieworództwem. Postępuje w ten sposób np. wioślarka, w której pokolenia płciowe i partenogenetyczne występują naprzemiennie czy błonkówka galasówkowata, lokująca swoje partenogenetyczne jajo w szczytowy pąk gałązki dębu (błonkówki, niestety, muszą sobie nawet tak prostą rzecz skomplikować).      Galasówki żyjące na dębach również są "dwupokoleniowe". Samice, które wiosną będą składały jaja w pąkach, zimują na dębie. Z jaj tych wyroi się pokolenie dwupłciowe, którego potomstwo będzie... jedynie żeńskie. I tak dalej, i tak dalej.      Niektóre owady i zwierzęta uprościły cały ten seks jeszcze bardziej, niektóre zrezygnowały z automatyzmu przeplatania pokoleń na rzecz warunków. Komórki jajowe pszczół są na przykład zdolne zarówno do dzieworództwa, jak i do zapłodnienia. Z tych, do których zawędrował plemnik, rozwiną się samice, z jaj niezapłodnionych - trutnie. Niektóre wrotki zaś produkują od razu dwa rodzaje jaj: jaja dzieworódcze i jaja, które rozwinąć się mogą i tak i tak.      Pokolenia bezpłciowe dzieworodne i płciowe przeplatają się ze sobą w cyklu życiowym tych organizmów: wiosną i latem przeważają formy dzieworodne, jesienią zaś, wraz z ochłodzeniem wody, następuje przejście do rozmnażania płciowego. Proste, prawda?      Na koniec maleńka dygresja. W 1910 roku francuski eksperymentator Bataillon eksperymentował na jajach żaby. Nakłuwał je mianowicie cienkim narzędziem. I jaja się rozwijały, mimo, iż plemnika przecież nie było! Inni badacze robili podobne sztuczki z rybami, zapładniając jaja na przykład plemnikami napromieniowanymi wcześniej promieniami UV, a więc niezdolnymi do rozrodu... A rybki się wykluwały. Celuje w takich sztuczkach zwłaszcza karaś srebrzysty, który nawet w naturze "puka" jedynie swoje jajeczka plemnikami, nie przekazując materiału genetycznego. I mamy karasie dzieworódcze. SEKS PRZETRWANIA      A skoro już przy rybach jesteśmy...      Wszyscy wiemy, jak wygląda dafnia: malutki, planktonowaty skorupiak z rzędu wioślarek, służący głównie do karmienia ryb akwariowych. Rozwielitki, zwierzątka występujące w każdej chyba wodzie stojącej, są dla naszych jezior bardzo ważne., a to względu na menu. Żżerają mianowicie glony. A zjeść potrafią: jeśli są liczne, w poszukiwaniu przysmaku mogą przefiltrować w ciągu kilkudziesięciu godzin wodę z całego jeziora. Jezioro takie od razu nabiera urody - czysta, przejrzysta woda wprost raduje nasze wędkarskie serca. Niestety, maleńka dafnia filtruje wodę tylko wczesną wiosną. Potem z łowcy staje się zwierzyną. Nie tylko bowiem akwariowe rybki lubią zakąsić rozwielitką...      Nasze zwierzątko, by nie paść ofiarą żarłocznych na przykład płoci, musiało się nauczyć bronić. I nauczyło się doskonale. Wyczuwa mianowicie ryby... po zapachu. Gdy woda jest rybna, dafnie rozwijają się odpowiednio wcześniej, przed wiosennym atakiem obżarstwa u ryb. Wydają na świat potomstwo zanim staną się atrakcyjnym łupem. Duże gatunki rozwielitek starają się ponadto nie wchodzić rybom w oczy, chowając się w ciągu dnia w ciemnych głębinach. Na śniadanie, obiad i kolację w jednym wychodzą dopiero nocą.      Niezłym sposobem jest także zbijanie się w duże grupy. To paradoksalne, ale atakującej rybie o wiele trudniej trafić w kłębiącą się gromadę dafni niż w jedną rozwielitkę. A nawet jeśli trafi, nie pożre przecież całego stadka, naruszy je jedynie. Co ciekawe, takie gromady rozwielitek bardzo często z genetycznego punktu widzenia składają się... z jednej rozwielitki. Mówiąc obrazowo, są swoimi własnymi klonami, ponieważ od wiosny do późnego lata wszystkie rozwielitki to samice wydające na świat wyłącznie swe wierne kopie. Dzięki temu nie dość, że mnożą się szybko, to zawsze w razie śmierci jednej z nich mogą przekazać odpowiednie geny dalej. SEKS W OSŁONKACH      I tak wróciliśmy do seksu.      Samce rozwielitek pojawiają się dopiero jesienią i dopiero ową jesienią dochodzi do właściwego zapłodnienia. samice składają większe jaja, zamknięte w specjalnych osłonkach, którym nic praktycznie nie jest straszne: ani zamarzanie jeziora, ani brak tlenu, ani nawet pobyt w rybim żołądku. Wiosną, gdy przyjdzie czas na filtrowanie, wyklują się z nich samice i znów będą walczyć o przetrwanie.      Rozpoczęłam tę opowieść od rojących się nad wodą owadów i na owadach tych ją zakończę. Muchówki otóż, te same, które właśnie teraz przyprawiają wędkarzy o dreszcz szczęścia tańcząc nad wodą swój godowy taniec - to zajadli wrogowie naszych rozwielitek, trzebiący ich populację jeszcze bardziej niż ryby. ten wróg wymaga innych wybiegów. zamiast wcześniej, dafnie odkładają rozmnażanie "na później". A potem rosną tak szybko, jak tylko potrafią ich małe ciałka - by stać się kąskiem zbyt dużym dla przeciętnego bezkręgowca.      By obrzydzić im siebie jeszcze bardziej, wykształcają sobie rozmaite wypustki, kolce, a nawet czapeczki. I zmieniają tryb życia: na dzień wędrują pod powierzchnię, na noc w głębiny. Uciekają w ten sposób przed bezkręgowcami, które dokładnie w tym samym czasie muszą uciekać przed obżerającymi się nimi rybami. Bo ryby - mając do dyspozycji kąski tak smaczne jak muchówki - nie zwracają chwilowo na maleńkie dafnie najmniejszej uwagi... Gośka Jurczyszyn   All rights reserved, teksty, rysunki i zdjęcia powierzone przez autorów do publikacji wyłącznie na tych stronach internetowych

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
9 rzeczy, których nie znosimy u sąsiadów
sasiad
sasiad
sasiad
sasiad
Młotek człowiekowi sąsiadem
Budowa na granicy działki sąsiada będzie łatwiejsza
Z wizytą u sąsiadów
ROSJA WOBEC SWOICH SĄSIADÓW
sasiad
sasiad
Jak dobrze mieć sąsiada
U stóp sąsiadki 2

więcej podobnych podstron