Życie po zyciu Raymond A Moody


WPROWADZENIE

Tom ten powinien być przeczytany w połączeniu z moją poprzednią książką: "Życie po życiu", ponieważ stanowi rozszerzenie niektórych idei i odkryć tam opisanych.

Od czasu wydania "Życia po życiu" przesłuchałem inne osoby, które miały przeżycia po śmierci klinicznej. Odkryłem nowe przypadki tego zjawiska i to w takiej ilości, że nie pamiętam już dokładnie ich liczby.

W mojej poprzedniej pracy, kilka z tych osób przeżyło śmierć kliniczną, a inne otarły się tylko o śmierć na skutek poważnych ran lub w wypadkach. W relacjach, które później usłyszałem, piętnaście pospolitych przypadków, omówionych w książce "Życie po życiu", powtarzało się. Dlaczego więc jeśli te przeżycia były tak liczne jak stwierdziłem, inni ludzie nie zbierali relacji o nich. Po pewnym czasie przekonałem się, że kilka innych osób, najbardziej zaś godna szacunku dr Elisabeth Kubler-Ross przeprowadzała takie same badania i miała identyczne wyniki.

Kiedy dr Kubler-Ross otrzymała strony korekty przed wydaniem mojej pierwszej książki, stwierdziła, że mogłaby napisać taką samą pracę na podstawie swoich badań. Wielu lekarzy i duchownych także potwierdziło, że już dawno notowali podobne przypadki tego zjawiska i przypuszczali, że mogły one być powszechne. Przychodzili do mnie ludzie; z którymi dawniej rozmawiałem o ich przeżyciach związanych z życiem po śmierci klinicznej. Niektórzy mówią teraz o swych przeżyciach publicznie w czasie dyskusji następujących po moich wykładach. W ten sposób inne osoby usłyszały o tych "przeżyciach" bezpośrednio od ludzi, którzy zetknęli się ze śmiercią.

Mogę teraz powiedzieć z całym przeświadczeniem, że zjawisko to, cokolwiek ostatecznie by ono znaczyło - jest powszechne. W rzeczywistości jest ono tak szeroko rozpowszechnione, że myślę iż wkrótce nie będzie wątpliwości, że istnieje naprawdę.

Jednym z założeń książki "Życie po życiu" była chęć wprowadzenia tego zjawiska na forum publiczne i pragnienie zainteresowania nim innych.

Na początku tej książki, pozwolę sobie wprowadzić teoretyczny, kompletny model "przeżycia", który po raz pierwszy zbudowałem w książce "Życie po życiu".

Obejmuje on pospolite przypadki typowych przeżyć u "progu śmierci",

"Człowiek umiera i kiedy osiąga punkt najwyższego fizycznego utrapienia, słyszy jak lekarz stwierdza jego śmierć".

Docierają do niego nieprzyjemny hałas, głośne dzwonienie albo buczenie i zarazem czuje jakby szybko mknął przez długi ciemny tunel. Potem nagle znajduje się poza swoim ciałem, ale w tym samym otoczeniu jak dotąd i widzi swoje ciało z odległości, jakby był widzem, obserwuje wysiłki mające przywrócić go do życia. Przeżywa stan emocjonalnego wstrząsu. Po chwili opanowuje się i staje się bardziej przystosowany do swoich nowych warunków. Zauważa że ma jeszcze "ciało", ale ciało inne i z innymi siłami, niż ciało fizyczne, które pozostawił poza sobą. Wkrótce nadchodzą inni "ludzie", aby go spotkać i pomóc mu. W przelocie widzi duchy swych krewnych i przyjaciół, którzy już umarli oraz Ducha, którego nie potrafi określić... Jest to istota ze światła emanująca ciepłem i dobrocią.

Ten Duch zadaje mu pytanie, bez słów, które ma ocenić jego życie. Pomaga mu w tym przez panoramiczne ukazywanie najważniejszych wypadków z jego życia.

W tej samej chwili osoba w tym przedziwnym stanie stwierdza, że zbliża się do jakiegoś rodzaju bariery, prawdopodobnie przedstawiającej granicę między ziemskim życiem, a życiem następnym. Teraz przekonuje się, że musi wracać na Ziemię, że czas jego śmierci jeszcze nie nadszedł. W tym momencie waha się, ponieważ teraz jest pochłonięty doznaniami w jego życiu pozagrobowym i nie chce wracać. Jest ogarnięty intensywnymi uczuciami radości, miłości i spokoju. Nie wiedząc jak to się dzieje, łączy się ponownie ze swoim fizycznym ciałem i ryje dalej. Później próbuje zwierzyć się ze swych przeżyć, ale natrafia na wiele trudności. Nie może znaleźć żadnych ludzkich słów odpowiednich do opisania tych pozaziemskich wydarzeń. Stwierdza jedynie, że życie pozagrobowe wstrząsnęło nim do głębi, zmieniając jego pogląd na śmierć i stosunek do życia".

WIZJA WSZECHWIEDZY

Kilka osób opowiedziało mi, że podczas zetknięcia się ze śmiercią mieli krótki obraz całej egzystencji innego świata, w którym całkowite poznanie, czy to przeszłości, teraźniejszości, czy przyszłości wydawało się współistnieć w jakimś "bezczasie".

Opisywano to, jako moment oświecenia, w którym wszechwiedza dawała kompletne poznanie wszystkiego. Wszyscy podawali, że jest to przeżycie nieopisane.

Wszyscy też zgadzali się, że wrażenie kompletnego poznania się trwało dalej po powrocie do życia, lecz że nie . przynieśli żadnego rodzaju wszechwiedzy ze sobą.

Zgodnie przyznawali również że ta wizja nie zniechęciła ich do nauki w ich ziemskim życiu, a przeciwnie raczej ich zachęcała do dalszej pracy.

Powyższe przeżycie było porównywane w różnych opowiadaniach do błysku widzenia całego wszechświata, jakby instytucji wyższego nauczania, "szkoły" i "biblioteki". Każdy podkreślał jednak, że słowa, których używają do opisania tego przeżycia, są w najlepszym razie tylko mglistymi odbiciami zaistniałego stanu jaki starają się opisać.

Odnoszę wrażenie, że we wszystkich tych opowiadaniach pojawia się nowy, nieznany rodzaj świadomości. Jednak kobieta "umarła" podała, co następuje z obszernego przeprowadzonego z nią wywiadu.

Czy pani mogłaby opowiedzieć o swojej "wizji wszechświata", o której pani wspomniała?

- Zdaje się, że stało się to potem, jak zobaczyłam obraz mojego życia przed sobą. Miałam wrażenie jakby wszystko stawało się nagle: całe uświadomienie sobie wszystkiego od samego początku życia, aż do końca.

I w jednej sekundzie wiedziałam o wszystkich tajemnicach swego życia i znaczeniu kosmosu, gwiazd, księżyca... słowem wszystkiego. Ale potem, gdy wybrałam powrót do życia, ta świadomość uciekła i nie mogłam sobie przypomnieć niczego. Miałam wrażenie, że kiedy podjęłam decyzję powrotu do ciała fizycznego, oznajmiono mi, że nie będę mogła zatrzymać tej "świadomości pozaziemskiej"; ale byłam wzywana przez moje dzieci.

Ta Wszechmocna Nadświadomość objawiła mi się. Zdawało mi się, że będę chorować jakiś czas i że zostanę jeszcze wezwana. Miałam potem wezwania bliskich memu sercu. Powiedziano mi, że część z tych przeżyć zastanie wymazana z tej "świadomości kosmicznej".

Będzie mi dane poznać tajemnice wszechświata, ale potem zapomnę o nich. Pamiętam jedno; miałam świadomość wszystkiego po śmierci, co zdarzyło się w moim życiu, ale nie było mi dane zatrzymanie tego w pamięci po powrocie do życia. Wybrałam jednak powrót do moich dzieci... Pamięć wszystkich tych rzeczy, które zdarzyły się; była jasna, ale przelotna, jak wizja wszechwiedzy". I uczucie Wszechmocnej Nadświadomości zniknęło, kiedy powróciłam do mego ciała fizycznego. Brzmi to głupio gdy się o tym mówi na głos. Może dlatego nigdy nie miałam odwagi zwierzać się z tego nikomu. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale ja wiem... że to jak w Biblii:

"Wszystkie rzeczy będą tobie objawione": Potem nie było już nic: ani pytań, ani odpowiedzi. Jak to długo trwało nie mogę powiedzieć, bo to jednak nie był "ziemski czas".

- W jakiej formie ta Wszechmocna Nadświadomość objawiła się pani? Czy w słowach, czy w obrazach?

- Odbierałam ją wzrokiem, słuchem, myślami. Ona była Czymś, była Wszystkim. To tak, jakby nie było nic, co by było niewiadome. Tam była cała wszechwiedza, nie jedna jakaś dziedzina, ale cała.

- Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Spędziłem wiele lat mego życia na poszukiwaniu wiedzy, nauki. Jeśli tak to się przedstawia, to może nie ma sensu w poszukiwaniu wiedzy?

- Nie!... Jeszcze wciąż chce się szukać wiedzy, nawet po powrocie stamtąd. Ja nadal poszukuję wiedzy... i łatwo odpowiedzieć na to tutaj. Poszukiwanie wiedzy jest częścią naszego życia... i nie jest to cel dla jednej osoby, ale jest to przeznaczeniem całej ludzkości.

To, co wiemy, zawsze zawdzięczamy innym".

Jest jedna rzecz, którą chciałbym zaznaczyć w tej relacji. Ta kobieta miała całkowite przeświadczenie, że przeznaczony czas na jej długą rekonwalescencję, przyczynił się do zapomnienia prawie wszystkiego z jej "wszechwiedzy". To nasuwa przypuszczenie, że działa jakiś mechanizm mający za zadanie zablokować przyjście tajemnic "wszechwiedzy" do stanu jej ziemskiej egzystencji. Kobieta ta nie potrafiła przenieść "pozaziemskiej świadomości" do "świadomości ziemskiej".

Jestem pod wrażeniem podobieństwa pomiędzy tym przypuszczeniem, a myślą wyrażoną w metaforyczny i poetyczny sposób przez Platona w jego opowiadaniu o Erze, wojowniku, który powrócił do życia, będąc już na stosie całopalnym, jak zmarły. Er miał widzieć wiele rzeczy w życiu pośmiertnym, ale powiedziano mu, że powróci do życia na Ziemi, aby powiedzieć innym, co to znaczy "śmierć".

Zanim jednak wrócił ujrzał dusze przygotowane do narodzin. Wszystkie one dążyły do Doliny Zapomnienia przez straszliwe i duszące gorąco, pozbawione drzew i roślin. Obozowały one tam nad brzegami Rzeki Zapomnienia, której żadna łódź nie mogła przepłynąć. Wszystkie chciały wypić bezmiar tej wody, a te którym nie miało być dane ocalenie przez swe dobre uczucia, piły wodę ponad miarę. Każdej zaś z dusz wypita woda przynosiła zapomnienie. Gdy o północy zapadły w sen rozległy się grzmoty i nastąpiło trzęsienie ziemi.

Dusze uniosły się nagle jak wystrzelone gwiazdy, aby w ten sposób narodzić się. Lecz Eremu nie pozwolono napić się wody i musiał powrócić do fizycznego ciała. Zobaczył nagle samego siebie leżącego na stosie całopalnym. Główna treść tych dwóch wypadków jest podobna. Przed powróceniem do życia, pojawił się pewien rodzaj "zapomnienia" tego, o czym wiedziało się v stanie wiekuistym.

Podczas innego wywiadu, młody człowiek powiedział mi tak:

- "Otóż byłem w szkole... i to było naprawdę. To nie była fantazja, bo gdybym nie był tego zupełnie pewny, to powiedziałbym: - "czyż jest to możliwe, że ja tam byłem?", ale to było naprawdę. To miejsce było podobne do szkoły, ale nie było w niej nikogo..., gdy się skupiło uwagę, to wyczuwało się, że były tam obecne jakieś istoty... odbywały się tam lekcje dla mnie, ciągle trwające pouczania mnie".

Inny mężczyzna rzekł mi, że wszedł do czegoś, co nazwaliby "biblioteką" lub "akademią".

- Czy spróbowałby pan opowiedzieć mi to?

- Oczywiście, choć w tym wypadku nie jest to takie proste. Zwykle, gdy człowiek opowiada o jakim wydarzeniu, można je sobie dokładnie wyobrazić. A tutaj nie ma słów właściwych, są uboższe i za pomocą języka werbalnego nie można tego opowiedzieć. Stan ten nie jest porównywalny do niczego na ziemi.,

Terminy, których używam do opisania odbiegają daleko od rzeczywistości, ale to wszystko co mogę zrobić. Odczuwam to jakby miejsce wszechwiedzy, czyli wiedzy i informacji. Dzięki wchłoniętej wiedzy zna się odpowiedź na wszystko. To jakby umysłowe źródło oświecenia w owej szkole. Zaznaczam, że to "wszechwiedza" płynie przez człowieka z tego źródła automatycznie. Jakby się w pośpiechu przeszło dwanaście kursów nauczania. I wiem dosłownie o czym mam mówić, ale rozumie pan; że ja sam teraz mam już "świadomość" ziemską i używam słów innych, niż tamte...

Idę na poszukiwanie wiedzy, szukam i znajdę ją. Można zdobyć wiedzę samemu. Modlę się o mądrość, mądrość ponad wszystko..."

Kobieta w średnim wieku opisała to w ten sposób: - "Była to chwila wszechwiedzy, którą trudno opisać, ale była to jak gdyby świadomość o wszystkich. rzeczach... Przez chwilę wydawało się, że nie potrzebna jest wszelka łączność. Znałam odpowiedzi na wszystkie pytania i problemy".

MIASTA ZE ŚWIATŁA

Zaznaczyłem w "Życie po życiu", że nie spotkałem się z wypadkiem, gdzie "niebiosa", a przynajmniej pewien tradycyjny opis tego miejsca, zostałby mi podany. Jednakże rozmawiałem z wieloma osobami, które z uderzającą logiką opisywały inne królestwo egzystencji, które mogłoby być określone, jako "niebiańskie". Dla mnie jest to dziwne, że w kilku opowiadaniach powtarzało się jedno zdanie "miasto ze światła".

W tych i kilku innych określeniach, obrazy w których te sceny są opisane, zdają się być reminiscencją tego, co znajduje się w Biblii. Mężczyzna w średnim wieku po przebytym zawale serca, podał mi co następuje:

- "Miałem zapaść i kliniczną śmierć... Lecz pamiętam wszystko dokładnie. Nagle poczułem, że drętwieję. Dźwięki zaczęły dochodzić mnie z bliska... Cały ten czas byłem zupełnie świadomy wszystkiego, co się działo. Usłyszałem, jak aparatura do badania serca zamilkła. Zobaczyłem pielęgniarkę wchodzącą do pokoju i potem telefonującą. Widziałem wchodzących lekarzy, siostry i salowe. Kiedy wszystko dookoła mnie zbladło, zaczął docierać do mnie dźwięk podobny do bicia w bęben, lub strumienia pośpiesznie wpadającego do wąwozu. I wtedy wstałem i znalazłem się kilka stóp w górze, patrząc na dół na moje własne ciało. Leżałem tam, a ludzie usiłowali mnie ratować. Nie obawiałem się, nie odczuwałem bólu. Jedynie spokój. Po kilku chwilach miałem wrażenie, że wykonuję obrót unosząc się do góry. Było tak ciemno, jak w dziurze lub tunelu i wreszcie ukazało się Światło. Stawało się coraz jaśniejsze i miałem wrażenie przechodzenia przez nie. Nagle znalazłem się gdzie indziej. Piękne złote światło wszędzie. Nie mogłem znaleźć nigdzie źródła tego światła. Było wokół, przychodzące zewsząd. I była muzyka. Wrażenie takie, jakbym był na wsi, gdzie znajdują się strumienie, trawa, drzewa i góry. Ale kiedy rozejrzałem się dokoła, jeśli można by użyć tego słowa, to wszystkie te rzeczy i drzewa nie były takie, jakie my znamy na Ziemi. A najdziwniejszą sprawą dla mnie było to, że tam znajdowali się ludzie, ale nie w formie fizycznej, jaką znamy... Zaznałem uczucia kompletnego spokoju, zadowolenia i miłości. Jakbym był częścią tego wszystkiego. To przeżycie mogło trwać całą noc lub sekundę... Nie wiem..."

Inna z kolei kobieta opisuje:

- "Ogarnęła mnie pewnego rodzaju wibracja. I to wibrowanie otaczało mnie, całe moje ciało. Tak to było, jakby ciało wibrowało, ale dlaczego, nie wiem. W trakcie tej wibracji nastąpiło oddzielenie od mego ciała fizycznego. Mogłam teraz zobaczyć swoje ciało... Zatrzymałam się chwilę i obserwowałam, jak lekarz i pielęgniarki usiłowali przywrócić mnie do życia, no i myślałam o tym co się stało.

Stałam u wezgłowia łóżka patrząc na nich i na moje ciało. W .pewnej chwili pielęgniarka sięgnęła po zawieszoną nad łóżkiem maskę tlenową i wykonała ten ruch przeze mnie, przez moją szyję, bo przecież stałam przy łóżku. A potem pofrunęłam do góry, przeszłam przez ciemny tunel... tak, przeszłam przez ciemny tunel i doszłam do jasnego Światła... Wzniosłam się jeszcze troszeczkę dalej i znalazłam się wśród swoich najbliższych, którzy już zmarli. Dookoła mnie było najcudowniejsze, najjaśniejsze Światło... Jasne kolory, ale nie takie, hak tu na Ziemi, inne, nie do opisania. I wszędzie tam byli szczęśliwi ludzie. Niektórzy zebrali się w grupy, inni uczyli się... W oddali mogłam zobaczyć miasto. Były tam budynki jasne i świecące. Ludzie w nich byli szczęśliwi. Ach i była tam woda rozpryskująca się, kaskada i fontanny... To było miasto ze Światła i przypuszczam, że to jest najlepsze określenie. Ono było cudowne. I muzyka była tam piękna. Wszystko promieniało i było urocze. Ale pomyślałam sobie, że gdybym weszła do tego miasta, nigdy bym nie wróciła. Właściwie to tak mi powiedziano, że gdy wejdę tam, to nie mogę wrócić na Ziemię i że ta decyzja należy do mnie".

Starszy zaś pan tak zeznał:

- "Siedziałem na krześle. Chciałem wstać i coś mnie uderzyło prosto w pierś... Oparłem się o ścianę. Usiadłem znowu i ponownie doznałem uderzenia w pierś, jak młotem kowalskim...

Potem byłem w szpitalu i powiedziano mi, że mam zawał serca...

- A co pan przypomina sobie z chwili owego zawału serca?

- Miejsce... rzeczywiście piękne, ale nie do opisania, choć byłem tam naprawdę. Nie można go nawet sobie wyobrazić. A po drugiej stronie... znajdowała się rzeka, jak w Biblii "A tam była rzeka..." Miała gładką powierzchnię, jak szkło... I można było przedostać się na drugi brzeg rzeki i ja to uczyniłem.

- Co pan odczuł, jak przepłynął przez tę rzekę?

- Szedłem... tak właśnie szedłem... Ale to było tak ładne, piękne! . Nie można tego opisać. Nie ma dwóch zdań... tutaj mamy również piękno, ale nie takie. Jak piękne są tam kwiaty, wszystko... Nie ma porównania. I jaka tam cisza i spokój. Można tam odpocząć. I nie było tam żadnej ciemności.

NADZIEMSCY WYBAWCY

W kilku raportach, które zebrałem, opowiadający twierdzą, że ocaleli przed śmiercią dzięki wstawiennictwu jakiegoś duchowego wysłannika, albo istoty pozaziemskiej. Wszystkie uratowane osoby znajdowały się najczęściej w beznadziejnym stanie zdrowia. Często zrezygnowane i przygotowane na śmierć. Jednak w krytycznym momencie pojawiło się światło lub głos i ocaliło te osoby od niechybnej śmierci. Ludzie ci po powrocie do życia potrafili inaczej patrzeć na doczesność. Ich wiara religijna została wzmocniona. Jedno przeżycie tego rodzaju, stało się głośne dzięki książce Catherine Marshall pt. "Człowiek wzywa Piotra". Opisuje tam jak Peter Marshall został w dzieciństwie ocalony przed śmiercią przez głos wołający z dala we mgle. To przeżycie sprawiło, że postanowił zostać księdzem. Pewien mężczyzna opowiedział mi jak został uratowany z ogromnej cysterny, do której wpompowywany był pod wysokim ciśnieniem strumień gorącego kwasu i .pary.

A oto jego relacja:

- Przerażające było gorąco. Ryczałem: "Wypuśćcie mnie stąd! Jestem, jak w pułapce". Przywarłem do jak najdalszego kąta cysterny i przyłożyłem tam swą twarz, ale cysterna była tak gorąca, że parzyła mnie przez ubranie. I w tym momencie zrozumiałem, że umrę. Przypuszczam, że z osłabienia, zrezygnowałem z walki o życie mówiąc do siebie: "To śmierć. Ja odchodzę". Nic nie widziałem, bo gorąco było tak straszliwe, że nie mogłem otworzyć oczu. Cały czas miałem oczy zamknięte, ale zdawało mi się; że cała przestrzeń płonie blaskiem. Zdeterminowany poszedłem za tym światłem podświadomie wyczuwając szansę na uratowanie życia. To tajemnicze światło "zawiodło" mnie do wyjścia.

- Czy to zmieniło pana życie w jakiś sposób?

- Po powrocie do pracy niektórzy robotnicy, którzy pracowali ze mną, dziwili się że jestem po wypadku taki spokojny. Nie byłem odważnym mężczyzną. Ale fakt, że zostałem wyprowadzony przez Niewidzialną Rękę z niebezpieczeństwa, był źródłem mojej odwagi. Głos, który mnie wyprowadził, był tym samym głosem, który dał mi odwagę i spokój. Wiem; że pomoc Jezusa Chrystusa pozwoliła pozostać mi przy życiu. Sądzę, że to nie jest sprawa rozumu, a sprawa podświadomości, że to była wola Boska ocalić mnie, ale czym sobie zasłużyłem, tego nie wiem. Przedtem nie żyłem tak blisko z Bogiem, jak powinienem, ale to zdarzenie sprawiło, że zbliżyłem się do Niego.

- Kiedy pan usłyszał głos, czy to był normalny ziemski głos?

- Nie. Był silniejszy, donioślejszy. Nie mam wątpliwości, że usłyszałem go i nie mam wątpliwości skąd dochodził. Jakby szedł z prawej i lewej strony, a gdybym nie poszedł za nim, to zostałbym natychmiast zabity. Nigdy bym z tamtego żaru sam nie wyszedł. Wiedziałem, że nie mam sposobu wydostania się.

- Jak długo to trwało?

- Zdawało się, że wieczność. Jeśli człowiek pełza czterdzieści, albo pięćdziesiąt stóp przez gorący kwas, każda chwila, zda się trwać nieskończenie długo. Prawdopodobnie wszystko trwało 2 lub 3 minuty, ale dla mnie wtedy była to wieczność.

- Jakby pan określił to Światło?

- Nigdy przedtem nie widziałem niczego podobnego do tego Światła. To było takie Światło; jakby się patrzyło w słońce. A tam przecież gdzie zostałem złapany jak w pułapkę było zupełnie ciemno. To było wielkie jasne Światło i wyraźny głos. Nie widziałem postaci, ani nic podobnego, ale cały czas postępowałem za Światłem.

- Czy to Światło raziło pana oczy? Czy sprawiało ból, gdy się patrzyło na to Światło?

- Nie, absolutnie nie! - Oczy miałem cały czas zamknięte i nie potrafię powiedzieć jakimi zmysłami odbierałem tę Jasność.

- Czy światło miało jakiś osobliwy kolor?

- Nie, żadnego koloru oprócz jasno-białego. To było, jak słońce, jak patrzenie w słońce.

Inny mężczyzna opowiedział:

- Było to podczas II wojny światowej. Służyłem w piechocie w Europie. Miałem przeżycie, którego nigdy nie zapomnę... Zobaczyłem nieprzyjacielski samolot nurkujący w kierunku budynku, w którym kwaterowaliśmy i lotnik otworzył ogień prosto na nas. Wpadłem w przerażenie. Pomyślałem, że będziemy wszyscy zabici. Nagle poczułem cudowną dobrą obecność Kogoś obok mnie i jakiś łagodny głos: "Jestem tutaj z tobą, Reid. Twój czas nie nadszedł jeszcze... I w tej chwili uspokoiłem się i poczułem się dobrze... Od tego dnia nie boję się śmierci.

Oto opowiadanie kobiety, która była ciężko chora po zastrzyku. Zauważcie, że w tym wypadku pacjentka została powiadomiona, co czynić i otoczona opieką, aż do przywrócenia jej do życia.

- Lekarze zrezygnowali z ratowania mnie. Stwierdzili, że umarłam. Doszłam do stanu, w którym człowiek czuje zbliżającą się śmierć:.. Mogłam jeszcze słyszeć co kto mówi, chociaż nie widziałam już nic. Chciałam jeszcze żyć, wychowywać moje dzieci i cieszyć się z ich istnienia. Wtedy usłyszałam, że Bóg przemówił do mnie, najbardziej łagodnym głosem. Wiem, że nie zwariowałam, jak to niektórzy ludzie myślą... Mogłam słyszeć głosy innych w pokoju, nieco dalej, mogłam rozumieć co mówią. To było strasznie dziwne.

Boski głos powiedział mi, że jeśli chcę żyć, to powinnam oddychać. Tak też zrobiłam. Kiedy wzięłam jeden oddech, to zaczęłam powracać do życia. Bóg powiedział mi znowu, abym oddychała i mogłam zaczerpnąć oddechu jeszcze raz i życie ożywiło moje ciało. Lekarze byli zdumieni. Wszyscy bowiem zrezygnowali z przywrócenia mi życia i nie słyszeli żadnego głosu, który ja słyszałam tak wyraźnie. Nie mogli więc zrozumieć, co się stało, że ożyłam."

Zamknę ten rozdział, zwracając uwagę czytelnikom na to; że nie są to bynajmniej powszechne przeżycia u progu śmierci. Jednak zdarzały się one dość często, a każde z nich jest od strony merytorycznej podobne.

Na przykład w pierwszym przypadku zacytowanym w rozdziale "Wizja Wszechwiedzy", pacjent również opisywał odejście od swojego ciała fizycznego, przejście przez ciemny tunel, widzenie retrospektywne całego swego życia. Podobne relacje zawarte są w rozdziale "Miasta ze Światła".

Zdarzenia te opisywali zwykli ludzie, którzy nigdy przedtem nie interesowali się tymi zagadnieniami ani ich podstawami naukowymi. A jednak potem nie wątpili w prawdziwość tego, co zobaczyli.

SĄD

W czasie dyskusji prowadzonych przeze mnie wśród osób, które przeżyły śmierć kliniczną pojawiły się głosy przypuszczające, że duchowieństwo nie zaakceptuje tych nowych odkryć, bo nie potwierdzają one teorii katolickiej o karze i nagrodzie za uczynki w życiu doczesnym. Niezgodne są z tradycyjnym modelem głoszonym przez kościół.

Wiele osób poruszyło ten temat, więc zdaje się być właściwe, przestudiowanie .relacji między przeżyciami u "progu śmierci", a teologiczną teorią "Sądu Ostatecznego". Ponownie moi pacjenci opisali mi panoramiczny, otaczający ich kolorowy, przegląd zdarzeń ze swego życia. Niektórzy mówili, że podczas tej wizji, widzieli tylko ważne wydarzenia ze swego życia. Inni opowiadali nawet, że podczas tej retrospekcji każda rzecz, którą dokonali lub pomyśleli, była tam przedstawiona. Panorama wydarzeń z ich życia odbywała się w obecności "Istoty ze Światła", którą Chrześcijanie identyfikowali z Chrystusem i to ona zadawała pytania: "Co zrobiłeś ze swoim życiem?".

Moi rozmówcy zmuszeni do dokładnego wyjaśnienia treści tych słów w większości wypadków mówili, że chodziło 0 określenie pobudek jakimi kierowali się oni, postępując w ten a nie inny sposób. Przy projekcji czynów egoistycznych czuli żal i skruchę, natomiast przy postępowaniu świadczącym o ich dobroci i miłości bliźniego doznawali uczucia satysfakcji.

Wszystko to był pewnego rodzaju sąd.

Trzeba zauważyć, że sąd w przypadkach, które przestudiowałem, nie jest sprawowany przez Istotę ze Światła, kochającą i przyjmującą tych ludzi, ale przez zewnętrzne osądzenia siebie samego.

W Ewangelii św. Mateusza samosądzenie ma duże znaczenie. Interpretacja Biblii przez króla James'a tak przedstawia przetłumaczony ten rozdział (św. Mateusz 7 : 1-2) "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Albowiem jakim sądem sądzić będziecie, takim was osądzą i jaką miarą mierzyć będziecie, domierzą was":

Jednak w Dzisiejszej Angielskiej Interpretacji Nowego Testamentu jest podane następujące tłumaczenie: "Nie sądźcie innych, abyście nie byli sądzeni przez Boga, ponieważ Bóg będzie was sądził w ten sam sposób, w jaki wy sądzicie innych i zastosuje do was te same prawa, które wy stosujecie do innych".

Nie jestem biegły w Biblii, nie mogę więc wskazać, które z tych tłumaczeń jest bardziej dokładne, jednak sądzę i to na podstawie tego, co mi moi pacjenci donosili o swych przeżyciach, że pierwsze tłumaczenie nie może być zastosowane. Sąd dokonany został przez nich samych. W tym stanie wyższej świadomości zdawali się widzieć siebie samych i zgodnie z tym sami siebie osądzali.

Z rozważań nad tymi wszystkimi opowiadaniami wynika, że w stanie tym ludzie wyzbywają się wszelkich póz i masek oraz że jedynie otwartość i szczerość jest tu możliwa. Szukamy wewnętrznego bezpieczeństwa za pomocą pieniędzy lub władzy; wytwarzamy w sobie przeświadczenie, że jesteśmy lepsi od innych, szczycąc się naszymi społecznymi pozycjami, stopniami naszej edukacji; kolorem skóry, pięknością naszego ciała, czy rolą, jako kobiety lub mężczyzny itd. Stroimy nasze ciała w ubrania a i chowamy najskrytsze myśli i pewne nasze czyny przed obcymi spojrzeniami. w

Jednak w chwili śmierci wszystkie takie maski są ostatecznie zrzucone. Nagle człowiek stwierdza, że każda jego myśli czyn zostają mu przedstawione w trzech wymiarach, w pełnej kolorowej panoramie. Jeśli spotka inne istoty, to stwierdza, że wiedzą one o każdej jego myśli. Przekonuje się, że w tym stanie porozumienie odbywa się za pomocą myśli. ,

Piękno fizycznego ciała lub kolor skóry przestaje być istotne. W rzeczywistości ludzie nie mają tam w ogóle ciał fizycznych. Piękno, które pojawia się po śmierci, nie ma nic wspólnego z ciałem fizycznym, może to być tylko piękno duszy. Sex jest wykluczony. Wielu ludzi po śmierci klinicznej nie odczuwało swej płci. Jest więc naturalne, że wtedy w chwili śmierci liczą się dwie wartości: miłość i wiedza. One stoją bezwzględnie na pierwszym miejscu.

Jednym z przeżyć u "progu śmierci" jest możliwość zobaczenia plastycznego obrazu czynów, których konsekwencje dotyczą innych. Mówi jeden z pacjentów:

Najpierw wyszedłem z mego ciała i uniosłem się w górę, skąd widziałem swoje ciało. Miałem świadomość, że otacza mnie Światło. Potem odniosłem wrażenie, że wokoło mnie odbywa się pokaz całego mojego życia. Byłem naprawdę bardzo zawstydzony wieloma sprawami, które uczyniłem, bo zdawało mi się, że oceniałem to z innego punktu widzenia i że Światło ukazało mi, co było błędem, co zrobiłem złego. I tak było rzeczywiście. Wyglądało to, jak slajd z przeszłości, który pokazywał moje postępowanie mające na celu jedynie zaspokojenie moich potrzeb i zapewnienie mi dobrobytu.

Było to podobne do Sądu, a potem nagle Światło stało się bardziej mgliste i nastąpiła rozmowa za pomocą myśli. Przeżywałem każde przeszłe wydarzenie ze swego życia, jakbym oglądał oczami wszechwiedzy kierującymi mną i pomagającymi ujrzeć to wszystko. Uderzyło mnie podczas tego przeglądu, że Światło pokazało mi nie tylko, co uczyniłem, ale nawet, jakie były konsekwencje tego, co zrobiłem. Nie było to patrzenie, jak w kinie, gdyż mogłem odczuć te swoje czyny ponownie i bardzo głęboko doznawałem silnych uczuć, szczególnie od chwili, gdy ogarnęła mnie "wszechwiedza" do tego stopnia, że nawet żadna myśl, którą wtedy pomyślałem, nie była stracona... Każdą myśl z życia na Ziemi pamiętałem... Czułem tak jakby myśli były najważniejsze i miały przetrwać.

Ta sytuacja może być uważana za najbardziej nieprzyjemną oczywiście i nie trzeba się dziwić, że często ludzie powróciwszy do życia, pragną zmienić swoje życie. Zastanówmy się nad opowiadaniami dwóch mężczyzn o ich przeżyciach.

(1) - Nie mówiłem nikomu o swoich przeżyciach, lecz gdy wróciłem do życia, byłem ogarnięty żarliwym nie dającym mi spokoju życzeniem zrobienia czegoś dla innych ludzi... Byłem tak zawstydzony wszystkim, co czyniłem dotychczas w moim życiu. Poczułem, że muszę zmienić swoje postępowanie i nie mogę zwlekać.

(2) - Gdy wróciłem z powrotem do życia, zdecydowałem zmienić się i być lepszym człowiekiem. Nie byłem zadowolony z życia, które prowadziłem dotychczas i zamierzałem poprawić się.

Chociaż wiele osób, stale zapytuje mnie, czy ktoś z kim rozmawiałem opowiadał mi o piekle, muszę stwierdzić że nikt nigdy nie opisał stereotypowego piekła. Nie wykluczam jednak możliwości istnienia piekła. Niektórzy ludzie wydają się być zakłopotani faktem, że istota ze Światła przedstawia im się w przeżyciach u "progu śmierci", jako Miłość i zupełne Przebaczenie oraz ukochanie ich wad, które są im ujawnione tak obrazowo w obecności tego Światła.

Co do mnie, mogę, tylko powiedzieć, że ja kocham moje dzieci mimo ich błędów i jestem pewien, że nadal będę je kochał niezależnie od tego co mogłyby zrobić.

Niektórzy zdają się być niezadowoleni, gdyż widocznie myślą, że te przeżycia-są sprzeczne z pojęciem Sądu Ostatecznego. Nie widzę tutaj żadnej sprzeczności. Oczywiście, jeśli ktoś powróciwszy do życia miałby powiedzieć; że przeszedł przez Sąd Ostateczny, to myliłby się.

W żadnym raporcie ludzi, którzy byli u "progu śmierci" nie mam nic podanego o końcu świata, który jeszcze nie nadszedł, a nie ma wątpliwości co do prawdziwości tych przeżyć. Przeżycia tych ludzi nie mają nic wspólnego z Sądem Ostatecznym i wcale mu nie zaprzeczają. Faktem jest, że wiele wierzących osób, które przesłuchałem, było przekonanych że koniec świata nadejdzie i że będzie Sąd Ostateczny. Należy dodać, że twierdzą. oni tak jedynie na podstawie autorytetu biblijnego, a nie doznanych przeżyć.

Wyobrażenie nieba i piekła, osądzania, Sądu Ostatecznego, końca świata i Łaski Boskiej są eschatologicznymi (dotyczącymi "rzeczy ostatecznych") koncepcjami, których podstawy są roztrząsane przez teologów. Wszystkie są tak krańcowe, tak kosmiczne w swej ważności, że jest bardzo trudno nam, ludziom mówić o nich w sposób prosty. Dlatego też czasami ludzie przedstawiają te symbole w bardzo kolorowych metaforycznych określeniach. Jeżeli się przejrzy historię malarstwa europejskiego, to idea Sądu Ostatecznego jest przedstawiona za pomocą różnych symboli: księgi kronik lub księgi rachunkowej, księgi praw lub wagi (ważenie naszych dusz):

Platon w swym micie o Erze mówi o "znakach", które noszą dusze przed sądem. W "Tybetańskiej Księdze Śmierci" pojęcie Sądu jest przedstawione, jako "Zwierciadło Karmy".

Przypominam, że wszyscy moi pacjenci, którzy znajdowali się u "progu śmierci" powiedzieli mi że słowa których używają do opisania swych przeżyć są tylko porównywaniem lub metaforą, a prawdziwe doznanie tych przeżyć nie

da się wyrazić żadnym ludzkim językiem: Nic więc dziwnego, że niektóre słowa noszą jakby piętno współczesnej cywilizacji i nauki. Przypomnę tu kilka z najfantastyczniejszych osiągnięć nauki, jak fotografia albo technologia telewizji, trójwymiarowy hologram, czy komputer.

Nurtuje mnie uporczywa myśl. Co mogłoby się zdarzyć podczas takiej panoramy tym co ponoszą odpowiedzialność za nieszczęścia, cierpienia i śmierć wielu istnień ludzkich. Ci, którzy zaplanowali nazistowskie okrucieństwa zdają się być ludźmi kompletnie pozbawionymi uczuć miłości do bliźniego, co pociągnęło za sobą masowe tragedie, oddzielenia rodziców od dzieci męża od żony, przyjaciół od przyjaciół. Ich czyny spowodowały niezliczone długie, przeciągające się konania i gwałtowne brutalne zgony. Ich czyny doprowadziły do straszliwych poniżeń w latach głodu, łez i męczarni ich ofiar. Ci ludzie również zobaczyliby prawdopodobnie panoramiczną ilustrację swego życia jak moi dotychczasowi pacjenci. W mej najfantastyczniejszej wyobraźni, nie jestem w stanie wyobrazić sobie piekła bardziej straszliwego, jak spojrzenie na takie swoje życie.

SAMOBÓJSTWO

Określenie "samobójstwo" jest użyte w związku z możliwościami zniszczenia samego siebie, których podstawa tkwi w wielu różnych widocznych motywach. Możliwości te objawiają się pod szeroko zróżnicowanymi okolicznościami. Od dawna ludzie starali się przeciwdziałać postępowaniu samobójców. Najpierw podchodzono do tego zagadnienia od "strony teologicznej, etycznej i filozoficznej. W ostatnich czasach doszły badania socjologiczne i psychologiczne. Pomimo tych długich badań wiele pozostało zagadkowych problemów w tej dziedzinie. Faktem jest, że wielu ludzi zostało przywróconych do życia z pogranicza śmierci i samobójcy mieli również duchowe przeżycia. Raporty o przeżyciach u "progu śmierci" nie dają nam końcowej odpowiedzi na wiele różnych zagadek dotyczących samobójstwa. Możemy zastanowić się nad dwoma pytaniami: czy osoby, które miały przeżycia po śmierci klinicznej z przypadków innych niż usiłowania samobójstwa, :powróciły ze szczególnym nastawieniem do samobójstwa? I drugie pytanie: czy doznane przeżycia po śmierci klinicznej, które wynikały z powodu usiłowania samobójstwa, różnią się w jakiś sposób od tych, które nastąpiły po śmierci klinicznej wywołanej innymi przyczynami? Chociaż ludzie, którzy referowali mi przeżycia u "progu śmierci" twierdzili bardzo często, że nie chcieli powrotu ze "śmierci". Tym niemniej wszyscy oni wyrzekali się samobójstwa, jako środka powrotu do tego stanu. Mówili, że dostrzegli podczas swych przeżyć cel jaki mają do wypełnienia tutaj w życiu. Wrócili z pozytywnym nastawieniem do życia.

Absolutnie nikt z tych, których przesłuchałem nie chciał powtórzenia swoich przeżyć. Wielu ludzi, którzy "umarli" niesamobójczą śmiercią powiedziało mi, że gdy byli w tamtym stanie, było im oznajmione, iż samobójstwo jest bardzo nieszczęsnym aktem podlegającym ciężkiej karze. Jeden mężczyzna, który ;,umarł" po wypadku, powiedział mi tak:

"Podczas gdy byłem po drugiej stronie życia, miałem uczucie, że dwie rzeczy są kompletnie mi zabronione: zabić siebie lub zabić kogoś... Gdybym miał popełnić samobójstwo, to odrzuciłbym dar Boga... Zabijając kogoś innego, mieszałbym się do planów Boga".

Inny mężczyzna, który wrócił do życia po śmierci klinicznej trwającej dłuższy czas, powiedział, że gdy był w "innym życiu", to miał wrażenie, iż za samobójstwo płaci się karę i że część jej spada na tych, którzy przyczynili się do samobójstwa. W czasie kompletowania rękopisu pierwszej książki, spotkałem się z wieloma poważnymi przypadkami usiłowania samobójstwa. Jest zrozumiałe, że osoby mające takie przeżycia, nie chciały o tym opowiadać ze względu na poczucie winy. Od tego czasu poinformowano mnie jednak o innych wypadkach. Wszyscy ci ludzie zgadzają się w jednym punkcie: odczuli, że ich próby samobójstwa nie rozwiązały niczego. Stwierdzili, że byli zaplątani tam w takie same problemy, od których próbowali uciec. Każda trudność którą próbowali przezwyciężyć była po drugiej stronie nadal nierozwiązana. Jedna z osób wspominała, że była w sytuacji-pułapce i to spowodowało, że popełniła samobójstwo. A stan spraw, które miała przed "śmiercią" ciągle powtarzał się, jak jakiś cykl tej sytuacji.

"Problem, o którym panu powiedziałam, patrząc z dystansu czasu, nie jest tak ważny. Ale w owym czasie, gdy miałam tamte lata, zdawał się bardzo ważny... Istniał on w dalszym ciągu nawet kiedy "umarłam". Stale się powtarzał. Chciałam raz już przejść to do końca, myślałam... i powiedzieć sobie: - och, jestem szczęśliwa, że to już się skończyło, ale gdzież!... Znowu zaczynało się od początku i myślałam tylko: - och nie, nie, żeby to nie było od początku!"

Wszyscy przywróceni do życia zaznaczyli, że po przeżyciach po tamtej stronie, nigdy nie będą usiłowali popełnić znowu samobójstwa. Łączy je jedno - zdają` sobie sprawę z popełnionego błędu i są bardzo zadowoleni, że nie chcą tego powtarzać. Na przykład, gdy zapytałem jednego mężczyzny, czy w świetle tego, co przeżył, spróbowałby kiedyś zabić się, on odpowiedział:

"Nie, nie zrobiłbym tego znowu.. Umrę śmiercią naturalną, po "drugiej stronie życia" zrozumiałem, że nasze życie tutaj na Ziemi jest tak krótkie, a tyle jest jeszcze do dokonania, gdy się żyje. Kiedy się umrze, to tam już jest Wieczność".

Ciekawe, że te poglądy i przeżycia wykazują zbieżność z uczuciami wyrażonymi w starodawnym teologicznym zakazie samobójstwa. Teologowie i filozofowie w ciągu wieków byli przeciwni samobójstwu, jako ucieczce od rzeczywistości. Twierdzili, że życie jest "darem Boga" i nie do nas należy rozporządzanie nim. W "Phaedo" Platon nawiązuje do doktryny podającej, że jesteśmy na Ziemi, jakby na posterunku i nie wolno nam z niego uciekać. Twierdzi, że w istocie jesteśmy pod opieką Boga i nie możemy uwalniać się sami spod tej opieki. W Średniowieczu Tomasz z Akwinu wysunął wniosek, że skoro życie jest darem danym nam od Boga, to tylko On sam może osądzić kiedy życie człowieka powinno się skończyć

W XVII wieku John Locke, filozof brytyjski, któremu Amerykanie zawdzięczają ideę Deklaracji Niepodległości i Konstytucji, oświadczył również, że jesteśmy własnością Boga, i że. umieścił On nas na Ziemi w sobie wiadomym celu, nie po to abyśmy opuszczali nasze stanowiska samowolnie. Podobnie niemiecki filozof Immanuel Kant, który różnił się wielce swymi poglądami od innych, napisał: "... rozpatrując samobójstwo z punktu widzenia religijnego, widzimy od razu ten czyn w jasnym świetle.

Zostaliśmy umieszczeni na tym świecie pod pewnymi warunkami i przeznaczeni do specjalnych celów. Ale samobójstwo sprzeciwia się celowi naszego Stworzyciela. Człowiek, który popełnił samobójstwo jest w innym świecie, ponieważ opuścił swoje stanowisko i traktowany musi być, jako buntownik przeciw Bogu... Bóg jest naszym panem, my jesteśmy Jego poddanymi. Jego opatrznościowe prace są dla naszego dobra".

Zawsze myślę, czy tym celem Boga jest pomóc Bogu w utrzymaniu równowagi świata. Wola - to jest suma Dobra i Zła. Jeśli tego Zła zaczyna być zbyt wiele, to równowaga świata zostaje zagrożona. Dając ludziom własną wolę: sumę dobra i zła, wraz z duszą, jest to jakby rozdzielenie nadmiaru Zła na poszczególnych ludzi, którzy powoli przez miliony stuleci mają to Zło z Woli usunąć lub zmniejszyć. Odbierając sobie życie, ludzie samowolnie przestają być istotami współpracującymi z Bogiem nad zniszczeniem Zła. Ale to tylko moje przypuszczenie.

"Niezbadane są wyroki Boskie".

Nikt nie chce być poddanym, najmniej chce być poddanym Polak, ale każdy chce być w domu Boga, choćby najpokorniejszym sługą. A przecież sługa ma swego pana, któremu musi być posłuszny. Trzeba więc już na Ziemi być bardziej pokornym i uznać swego Pana. Ale jakże jest to trudne dla ludzi-istot obdarzonych własną wolą: sumą Dobra i Zła.

Nie przedstawiam powyższych argumentów, aby popierać ich słuszność albo przeprowadzać etyczny, czy moralny sąd nad samobójcami. Chcę zaznaczyć takie same opinie co do celowości życia człowieka i jego samobójstwa użyte w teologicznych argumentach, jak w słowach ludzi, którzy byli u "progu śmierci". Przypuszczam, że przeżycia, które zacytowałem w tym rozdziale, wywołają wiele pytań. Niektórzy wykażą, że pewne samobójstwa nie są moralnie potępione, jak np. w Japonii w czasach samurajów kiedy był to czyn bohaterski.

Niektórzy będą sugerowali, że my wszyscy jesteśmy w jakiś sposób "zaangażowani" w samobójstwo. To znaczy, gros z nas wykonuje pewnego rodzaju czynności, które mogą nas zranić, albo nawet przyczynić się do naszej śmierci. Na przykład palenie papierosów, spożywanie żywności o wysokiej zawartości cholesterolu i jeżdżenie samochodami w stanie nietrzeźwym. Ludzie czynią tak mimo że zdają sobie sprawę z ryzyka.

Jaka jest więc różnica między takim zachowaniem a ,,prawdziwym" samobójstwem?... W jakim punkcie widmo potencjalnego samounicestwienia będzie zasługiwało na karę. Niektórzy ludzie popełniają samobójstwo z altruistycznych pobudek (na przykład, aby ratować innych). Co będą przeżywać po śmierci ludzie ponoszący taką heroiczną śmierć? -I jakie będą przeżycia tych ludzi, którzy doznają straszliwych cierpień w psychicznej depresji lub po jakiejś okropnej stracie np. bliskiego człowieka?

Wiadome jest, że wiele osób decydowało się na zamaskowanie samobójstwa w celu zwrócenia uwag: otoczenia na siebie i swoje problemy. W psychiatrii znane jest również zjawisko odwrotne; istnieją ludzie z podświadomymi inklinacjami do samobójstw. Jednak nie miałem okazji rozmawiać z żadnym z wyżej wymienionych typów samobójców.

Jeden z moich przyjaciół psychiatrą, który miał nieco inny świat przeżyć w czasie śmierci klinicznej powiedział mi, że Bóg w swej Istocie jest o wiele bardziej przebaczającym i rozumiejącym wszystko, czego właśnie my ludzie nie możemy pojąć i że Bóg ma w opiece te wszystkie istoty zgodnie z miłością swą i mądrością. Osoba popełniająca samobójstwo potrzebuje od nas ludzi nie sądu, ale miłości i zrozumienia.

REAKCJE KSIĘŻY (PASTORÓW)

W swej przedmowie do "Życie po życiu" dr Elizabeth Kubler-Ross wyraziła obawę, że ten typ studium spowoduje krytykę niektórych członków duchowieństwa. Do pewnego stopnia to jest prawda. Jednak wielu chrześcijańskich księży różnych sekt, powiedziało mi o swym entuzjazmie i zainteresowaniu do tego rodzaju badań i zaprosiło mnie do rozmowy na ten temat z ich parafianami.

Wielu księży wspominało mi, że mają wiernych, którzy opowiedzieli im o przeżyciach u "progu śmierci". Zdawali się być zadowoleni, że mogą poznać kogoś, kto zawodowych badań nie łączy z teologiczną doktryną. Kilku księży stwierdziło, Że te przeżycia umocniły w nich wiarę w prawdy o życiu i śmierci głoszone w Biblii. Czasopismo "Drogowskazy", które w swej orientacji i poglądach jest przeważnie chrześcijańskie, publikuje takie, jak te, opowiadania.

Poglądy pewnego metodysty na sprawę przeżyć u "progu śmierci" były tak zbieżne z moimi, że część badań przeprowadziliśmy wspólnie. A oto część naszego dialogu:

Pastor: - Ta pani była śmiertelnie chora. Starałem się ją pocieszyć rozmowami o życiu po śmierci: Powiedziałem jej, że jednym z argumentów, które mnie w tym umocniły były badania przeprowadzone przez lekarzy z ludźmi, którzy umarli i ponownie zostali przywróceni życiu.

Bardzo ją to zainteresowało. Na jej pogrzebie wygłosiłem mowę pożegnalną, wspominając rozmowy, które prowadziłem z nią na temat życia po śmierci.

Mowa ta podziałała niezwykle silnie na uczestników pogrzebu, którzy, choć to nie jest w zwyczaju podchodzili do mnie po uroczystości chcąc pochwalić mnie za sposób w jaki ją poprowadziłem.

jedną z rzeczy, które próbuję osiągnąć przez kazania, to poprowadzić swych parafian do miłości bliźniego. I jeśli mówię im, że w czasie śmierci Chrystus przychodzi i pyta ich: - Jak ukochałeś ludzi? - to znaczy, że miłość jest tą sprawą, na którą wskazuje Chrystus, nie w Biblii dwa tysiące lat temu, ale teraz gdy ludzie "powracają" ze śmierci, a przeżycie to jest pozytywnym sensem Sądu, o czym zapewnia nas wiara. Owa miłość bliźniego to było "narzędzie", którym posługiwałem się w kazaniach dla wzmocnienia wiary, dla poprowadzenia ludzi, aby zobaczyli znaczenie wiary i miłości.

Dr Moody: - Wspomniałeś pastorze wcześniej, że podobnie; jak ja, myślisz, że dowód na to, że istnieje życie po śmierci, w sensie naukowym nie nastanie.

Pastom - Gdybyśmy mogli udowodnić, że istnieje życie po śmierci; to tak samo moglibyśmy udowodnić istnienie Boga.

Nie możemy udowodnić żadnych rzeczy ostatecznych w życiu. Życie w niebie musi być przyjęte przez wiarę, a gdybyśmy mogli udowodnić, że życie nie istnieje po śmierci, to ludzie nie mogliby mieć wiary wżycie pozagrobowe. Życie jest tajemnicą. Życie po życiu - jest więc też tajemnicą.

A gdybyśmy kiedyś rozszyfrowali tę tajemnicę, wtedy nie musielibyśmy. posługiwać się wiarą, aby zrozumieć Boga. Ale do tej pory trzeba opierać się na wiarze. To, co ludzie mówią po powrocie do życia umacnia naszą wiarę i podbudowuje ją siłą zrozumienia. Wzmacnia też moją wiarę, skoro jestem człowiekiem wierzącym.

Taka była opinia jednego z pastorów, ale nie spodziewam się, aby wszyscy zgadzali się z tym. Kilku podeszło do tego z konkretnymi zarzutami. Dość oryginalny pogląd reprezentowała pewna grupa księży, którzy widzą funkcję kościoła, jako rodzaj etycznego działania, mającego na celu zgłębienie społecznych reform i jako pomoc w warunkowaniu się społecznej sprawiedliwości dla wszystkich. Ze swego teologicznego punktu widzenia księża ci doszli do wniosku, że zwracanie uwagi na życie pozagrobowe jest przeżytkiem. Słyszałem, jak kilku z nich zaznaczało, że zwracanie uwagi na życie po śmierci jest daremne. W obronie tego punktu widzenia wystąpił pewien biskup: - "Czy nie powinniśmy myśleć o tym świecie, a nie o przyszłym? Czy nie ma tutaj wiele problemów, które nie zostały rozwiązane?

W przeszłości przywódcy różnych krajów próbowali odciągnąć uwagę podległych narodów od ich sytuacji społecznej nakazując im posłuszeństwo i oddanie w zamian za co miała ich czekać w życiu pozagrobowym nagroda w postaci nieba. Innymi słowy jego antagonizm do nauki o zjawisku u .;progu śmierci" zdawał się opierać na idei, że doktryny życia pozagrobowego czasami przedstawiają zamaskowane próby stłumienia buntu społecznego.

Do pewnego stopnia zgadzam się z kilkoma opiniami wyrażonymi przez tych przedstawicieli kleru. Moja opinia jest taka: znajduje się wiele niesprawiedliwości społecznych w świecie i chciałbym pomóc w polepszeniu tego stanu. Czuję, że nakaz "kochaj bliźniego swego, jak siebie samegu" jest ważny i oznacza, że powinniśmy starać się pomóc naszym bliźnim, którym gorzej się powodzi niż nam samym. W świetle mojego własnego doświadczenia, byłem zdumiony, że kilku księży uważa zwrócenie uwagi na tę kwestię za przestarzałe, albo nie warte zastanowienia.

Moje obserwacje są krańcowo inne. Uważam, że naprawdę wiele osób jest bardzo zainteresowanych tą sprawą. Przyznam także, że nie mogę zrozumieć, jak społeczna uwaga i zainteresowanie życiem po śmierci, mogą się wzajemnie wykluczać. Z pewnością można by patrzeć na to zagadnienie z punktu dobra innych, niezależnie, czy człowiek miałby pełną świadomość, że jest lepsze życie po śmierci. Oczywiście wielu przesłuchanych pacjentów, z którymi rozmawiałem przykładało dużą wagę do dobra innych. Bardzo wysoko cenią sposób życia. Poza tym wiara w życie pozagrobowe może dać nam raczej bodziec do próbowania polepszenia swego postępowania, niż stawania się obojętnymi na krzywdę ludzką. Nie zgadzam się również, że szerzenie doktryny życia po śmierci, miałoby odciągać ludzi od ich egzystencji; Wiele osób powiedziało mi o ich obawach przed śmiercią. Oni boją się, że ich świadomość może być unicestwieniem przez śmierć. Inni chcą mieć nadzieję, że odejście przyjaciół i krewnych w śmierć nie jest ostateczne. Te uwagi daleko bardziej poruszają sprawy nieszczęść ludzkich i klasowych buntów. A jeśli chodzi o moje własne podejście do tych przeżyć u "progu śmierci", to leży ono w zakresie moich medycznych zainteresowań. Ludzie mówią mi, jako lekarzowi o swych przeżyciach pozagrobowych, które miały wielkie znaczenie w ich życiu. Chciałbym zrozumieć owe przeżycia pozagrobowe moich pacjentów będących pod opieką lekarską. Nie próbuję podkreślać tutaj, że to co robię jest lepsze, niż działalność księży-liberałów, o których wspomniałem, tylko że moja działalność jest inna. W ten sposób ich pogląd, że kierowanie uwagi na życie po śmierci nikogo nie interesuje, jest odbiciem jedynie ich własnego niezrozumienia zainteresowań społeczeństwa, gdyż według mnie zainteresowanie tymi sprawami jest wręcz spontaniczne. Przy czym nie chodzi mi o to, ku której stronie przechyla się większość opinii chrześcijańskich:

Druga grupa księży, którzy wystąpili z krytyką przeżyć u "progu śmierci", reprezentuje konserwatywny punkt widzenia. Odnosi się to do tych, którzy mówią, że przeżycia u "progu śmierci" są kierowane przez diabelskie siły. Nie mam formalnego rozeznania w dziedzinie teologii. Moja lektura na ten temat ogranicza się jedynie do wielkich teologów takich, jak: św. Augustyn, Tomasz z Akwinu, Jan Kalwin, którzy są także uważani za wielkich i wpływowych filozofów:

Zapytani moi przyjaciele-księża co myślą o przeżyciach u "progu śmierci" odpowiedzieli, że wizje brane są pod uwagę i mają z pewnością znaczenie skoro wpływają pozytywnie na zmianę życia ludzkiego i powodują zbliżenie człowieka do Boga. Jak widzieliśmy wcześniej przeżycia u "progu śmierci" osób, które przebadałem, faktycznie prowadziły je dokładnie tymi samymi drogami do polepszenia swego życia. Inni księża zwracali uwagę na zbieżność wizji z niektórymi urywkami z Biblii.

Niepokoją mnie zarzuty, że wizje te są spowodowane za sprawą diabła. Moje religijne wierzenia są dla mnie niesłychanie ważne i doprawdy nie wiem, jak się bronić przed takim oskarżeniem, jak satanizm. Poczułem do pewnego stopnia ulgę po rozmowie z pastorem-metodystą reprezentantem konserwatyzmu teologicznego. Zapewnił mnie, że był również oskarżony przez członków sekty, że jego własna osobowość jest ukształtowana z pomocą szatana. W tym ogromnymi, dziwnym świecie, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie kwestionował czyjeś przekonania i ich pobudki. Biorąc pod uwagę te cechy człowieka, przypuszczam, że i do mnie przyjdzie ktoś aby sprowadzać mnie z "błędnej drogi".

Wśród moich rozmówców znajduje się również trzecia grupa księży, o których należy wspomnieć.

Stanowili oni grupę "nieśmiałych". Przeżycie u "progu śmierci" skomentowali, jako problem leżący w gestii medycyny, zjawisko, które powinno pozostać ważne dla lekarzy. Ich zdaniem można by nie brać pod uwagę takich zjawisk i nazywać je jedynie halucynacjami, mimo faktu, że osoby mające przeżycia pozagrobowe opowiadały im o ich religijnym życiu i wierze, a nie o ich stanie zdrowia i przewidzeniach halucynacyjnych.

Jest jeszcze inny aspekt tego zagadnienia, a mianowicie konflikt między zawodami. Przedstawiciele każdego zawodu są względem siebie solidarni szczególnie w sytuacji "zagrożenia z zewnątrz" i bardzo nie lubią ingerencji w ich własną zawodową domenę. Trzeba stać na straży przeciwko upraszczaniu złożonych problemów, co wypływa z pewnego rodzaju zawodowej wyłączności. Takie nastawienie zdaje się najbardziej ograniczać intelektualne podejście do zagadnienia. Wygląda to na zamykanie przez laików drogi zrozumienia przeżyć u "progu śmierci" z punktu widzenia medycyny. Przy tym takie nastawienie zdaje się nasuwać bardzo problematyczne przypuszczenie, że obecny podział pracy między zawodami i polami nauki redukuje w pewnym sensie możliwość ich przenikania. Omawiane przez nas zjawiska są zawieszone pomiędzy kompetencjami dwóch zawodów.

Tak więc spotkałem duchownych, którzy nie dyskutują nad przeżyciami u "progu śmierci", ponieważ twierdzą, że jest to tylko medyczne zjawisko. Z drugiej strony kilku lekarzy powiedziało mi, że oni nie będą o takich przeżyciach mówić ze swymi pacjentami, ponieważ przypuszczają, że takie przeżycia są na tle religijnego nastawienia pacjentów. Jednym słowem wydaje się, że dla niektórych osób owo zjawisko jest raczej niepopularne i leży na granicy dwóch światów: materialnego i duchowego. Muszę jednak stwierdzić, że wielu duchownych, których poznałem w ciągu mych badań nad tym zjawiskiem, interesowało się i popierało moją pracę. Zauważali, że nie wyciągam wniosków i nie próbuję siłą wmówić innym moich własnych teorii na ten temat, dając każdemu prawo do własnej decyzji, komentarzy i szukania informacji z innych źródeł.

PRZYKŁADY HISTORYCZNE

Kilka lat temu nie znałem przykładów z historii o zjawiskach u "progu śmierci". Obecnie wiem, że znajdują się one w piśmiennictwie z bardzo wczesnych czasów. Sądzę, że warto zacytować tutaj te, które są zaczerpnięte z rozmaitych źródeł z różnych kultur i wieków. Będzie to tylko część materiału, który zebrałem dotychczas.

W dziejach apostolskich 7 : 54-59 podane jest, że zanim św. Szczepan został ukamienowany przez rozjuszony tłum... (być może przed śmiercią został zraniony i doznał śmierci klinicznej) miał widzenie. To co powiedział uderzyło ludzi prosto w serce tak, że zgrzytali zębami z wściekłości. Ale on, będąc pełen Ducha Świętego, patrzył wciąż w niebo i zobaczył Boga w chwale i Jezusa stojącego po prawej Jego ręce. I rzekł - Patrzcie, oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Boga. - Wtedy tłum zakrzyczał głośno. Zatkano sobie ,uszy i jednocześnie rzucono się na niego aby wypędzić go poza miasto i ukamienować (...).

Czcigodny Bede był mnichem angielskim, który żył od 675 do 735 r. Zebrał "Historię Angielskiego Kościoła i Ludzi" w 731 r. Wśród wielu cudów; Bede opowiada o "powrocie ze śmierci, a mimo różnic w idiomach, opowiadanie w wielu punktach przypomina to, co słyszymy dzisiaj.

"-  W owym czasie osobliwy cud, taki, jakie były dawniej, zdarzył się w Wielkiej Brytanii. Otóż człowiek już zmarły powrócił do życia w ciele fizycznym ze swego życia duchowego po śmierci i opowiadał wiele walnych rzeczy, które widział tam.

Żył w kraju Northumbrians, naczelnik rodu zwany Cunningham, który był pobożny i żył w zgodzie ze wszystkimi domownikami. Zachorował i choroba stawała się coraz groźniejsza, aż nastąpił kryzys i śmierć. Ale o świtaniu wrócił do życia i nagle usiadł ku wielkiemu przerażeniu tych, którzy go opłakiwali. Wszyscy uciekli i pozostała tylko jego żona, kochająca go szczerze, lecz drżąca i pełna trwogi. Mąż rozproszył jej wątpliwości tymi słowy:

- Nie bój się, ja naprawdę .powstałem ze śmierci i pozwolono mi żyć wśród ludzi znowu, ale muszę nauczyć się żyć inaczej.

Niedługo po tym porzucił wszystkie światowe zaszczyty i wstąpił do klasztoru Melrose...

A oto inna historia o podobnym przeżyciu: "Urodziwy mężczyzna w jaśniejącej szacie był moim Aniołem Stróżem. Szliśmy w milczeniu jakby w kierunku północno-wschodnim, i przybyliśmy do bardzo rozległej i ciemnej doliny nieskończonej długości. To właśnie mój przewodnik wkrótce wyprowadził mnie z ciemności w atmosferę promienistego światła, a gdy mnie wiódł dalej w. tej jasności, zobaczyłem przed nami ogromny mur, który zdawał się być bardzo długi i wysoki. Ponieważ nie widziałem żadnej bramy, okna albo przejścia, więc zacząłem zastanawiać się, jak go przebyć. Nie wiem jakim sposobem, w jednej chwili dostaliśmy się na wierzch tego muru. Poza nim rozciągała się szeroka piękna łąka... Całe to miejsce przepojone było światłem, i miało się wrażenie, że jest to jasność większa., niż o poranku, albo że są to promienie słońca w samo południe.

Mój przewodnik rzekł: - Musisz teraz wrócić do swego ciała i żyć jeszcze wśród ludzi, ale jeśli spełnisz swoje zadania z większą starannością i będziesz ćwiczył się, aby słowa twoje były prawdziwe, a życie pełne cnoty i prostoty, to gdy umrzesz znajdziesz swoje miejsce wśród tych szczęśliwych duchów, które tu widzisz. Za chwilę odejdę, a to wszystko pokazałem ci abyś wiedział jaka może być twoja przyszłość.

Gdy mi to rzekł, nie chciałem wracać do mego ciała fizycznego, ponieważ przeszedłem przez miejsce Piękna i Zachwytu i widziałem to wszystko uczestnicząc w tym życiu. Ale nie ośmieliłem się zadawać pytań memu Przewodnikowi. W pewnym momencie, nagle znalazłem się wśród ludzi":

O swoich przeżyciach, i o tym co widział, człowiek ten nie będzie mówił z ludźmi obojętnymi i dbającymi o swą dumę, ale tylko z tymi, którzy obawiają się kary albo cieszą się nadzieją wiecznego szczęścia i są chętnymi przyjąć jego słowa do serca i żyć w świętości. Rysem szczególnie interesującym jest to, jak bardzo zmieniło się życie człowieka i jego poglądy.

Dwa interesujące opowiadania nieznanych Irlandczyków z X i IX wieku, znajdują się w bogatym zbiorze celtyckiej literatury: - "Zbiór Celtyckiej Literatury'', tłumaczonej przez Kenneth H. Jackson'a.

"Mali chłopcy, którzy poszli do nieba"

...Donnám syn Liath'a a jeden z uczniów Senan'a, był świadkiem śmierci dwóch małych chłopców.

Dzieci utopiły się przy skale, a następnego dnia morze wyrzuciło ich ciała.

Przyszli rodzice i błagali swych synów, żeby powrócili do życia. Senán rzekł do Donnan'a:

- Powiedz chłopcom, żeby powstali i rozmówili się ze mną.

Donnan rzekł: - Wstańcie i odezwijcie się do waszych rodziców, ponieważ tak nakazał Senán. Chłopcy natychmiast wstali na rozkaz Senán'a i powiedzieli swoim rodzicom:

- Zrobiliście źle, żeście nas ściągnęli na Ziemię.

- Jak to - powiedziała ich matka - woleliście zostać gdzie indziej, w innym świecie, niż wrócić do nas?

- Mamo - odparli - choćbyś mogła dać nam moc całego świata i wszelkie jego uciechy i radości, to myślelibyśmy, że nie ma różnicy między więzieniem, a życiem na Ziemi, w porównaniu ze -światem, z którego wróciliśmy. Nie zatrzymuj nas, ponieważ nadszedł czas abyśmy odeszli. Bóg da wam łaskę, abyście nie zamartwiali się po utracie nas. I tak rodzice dali im pozwolenie na odejście i poszli razem z Senánem do jego kaplicy i przyjęli sakrament, a potem poszli do nieba, a ich ciała były pogrzebane przed probostwem, gdzie mieszkał Senán. I to byli pierwsi ludzie, którzy zostali pogrzebani na Wyspie Scattery".

"Opowiadanie o duchu"

Dwaj studenci znający się od dziecka prowadzili pewnego razu rozmowę w małej chatce: Smutna jest droga, w którą udali się nasi najbliżsi i nasi przyjaciele i nigdy stamtąd nie powrócą aby powiadomić nas o świecie, do którego' się udali. Umówimy się, że jeżeli któryś z nas umrze, powróci z wieściami do drugiego w przeciągu miesiąca.

Niedługo po tym, jeden z nich zmarł i został pochowany. Drugi oczekiwał zmarłego przez miesiąc, ale ten nie dawał znaku. Poirytowany przeklinał jego i Trójcę Św. błagając Ją jednocześnie aby pozwoliła mu porozumieć się ze zmarłym. Mijały dni i żyjący student znalazł się w skrajnym wyczerpaniu. Gdy pewnego dnia niechcący uderzył głową o belkę w chatce, poczuł, że umiera i jego dusza oddziela się. od ciała, które jednocześnie i widział i czuł. W pewnym momencie zobaczył, że znalazł się w kościele i usłyszał:

- Spowodował to twój brat w Chrystusie, który przyprowadził cię tutaj.

Dusza jego wyszła z kościoła. Jeden z duchownych uderzył w dzwon. - To nie jest w porządku - powiedziała Dusza - żeby ksiądz przyprowadzał mnie do zmarłego. Ksiądz nie odpowiedział. Dusza zwracała się do każdego, ale nikt jej nie słyszał. Była zrozpaczona. Przenosząc się dalej zwróciła się do żniwiarzy: - Tutaj jestem rzekła, ale nikt jej nie słyszał. Wróciła znów do kościoła, gdzie właśnie pobrano opłatę za pochówek i można było zobaczyć, jak ciało przewożono na cmentarz. Kiedy Dusza weszła do kościoła, zobaczyła swego przyjaciela przed sobą:

- Dlaczego nie dotrzymałeś obietnicy?

- Nie wymawiaj mi - rzekł przyjaciel - Przychodziłem nieraz i byłem obok twojej poduszki, błagając ciebie, ale ty nie słyszałeś, ponieważ twoje fizyczne ciało nie słyszy lekkiej eterycznej duszy.

- Słyszę cię teraz - odparła Dusza.

- Nie - rzekł przyjaciel to tylko twoja dusza, która jest tutaj. Ona wyszła z twego ciała fizycznego. Ponieważ błagałeś mnie, żebym się spotkał z tobą. Nieszczęściem jest, jeśli ona postępowała źle, a szczęściem jeśli czyniła dobrze. Idź odnaleźć twoje ciało fizyczne zanim złożą je do grobu.

- Nie chcę wracać do niego - czuję strach i wstręt. Musisz wracać i żyć jeszcze rok. Powtarzaj codziennie "Anioł Pański" za moją duszę.

Dusza pożegnała się z nim i poszła do swego ciała, a kiedy wchodziła w nie, wydała okrzyk i powróciła do życia, a po roku poszła do nieba.

W tych dwóch opowiadaniach znajdują się elementy podobne do wielu współczesnych relacji, w obydwóch tych opowiadaniach występuje znana "niechęć do powrotu".

W drugim zostało podane uczucie duszy oddzielonej od ciała. Student spostrzega swoje ciało, którego początkowo nie rozpoznaje (uwaga, którą wiele osób czyniło., opisując mi swoje przeżycia). Człowiek uważa własne ciało fizyczne za odbicie, jak w zwierciadle i dlatego mole słyszeć i widzieć innych, ale sam jest niewidzialny i niesłyszalny dla nich. Student jest witany przez swego zmarłego przyjaciela.

Interesujące opowiadanie z innej kultury jest podane w książce Sir Edwarda Burnett'a Tylor'a, antropologa z IX wieku. W książce pt. "Pierwotna Kultura" przytacza on następujące opowiadanie polinezyjskie.

"-  Ta historia została opowiedziana Mr Shortland'owi przez służącego, który nazywał się Te Wharewera. Ciotka jego zmarła w samotnej chatce nad brzegiem jeziora Rotoura. Ponieważ była kobietą starą, pozostawiono ją w samotnej chatce z solidnymi drzwiami i oknami. Ale dzień albo dwa po jej śmierci wczesnym rankiem, Te Wharewera z innymi kolegami; płynąc w canoe, blisko tej chaty, zobaczył postać na brzegu jeziora kiwającą na nich. To była słaba., zimna i umierająca z głodu ciotka, która powróciła do życia. Kiedy po jakimś czasie doszła do siebie, opowiedziała, co się z nią stało. Opuszczając swoje ciało, jej dusza poleciała w kierunku Północnego Przylądka i przybyła do ujścia Reigny. Tam, trzymając się gałęzi pełzającej rośliny "ake ake" zeszła do przepaści i znalazła się na piaszczystym brzegu rzeki.

Oglądając się wokoło, spostrzegła w oddali ogromnego ptaka, wyższego niż człowiek, idącego do niej szybkimi krokami. To straszliwe ptaszysko tak ją przeraziło, że jej pierwszą myślą była spróbować powrócić po skalnych występach tej przepaści, ale widząc starego człowieka, płynącego w canoe w kierunku niej, pobiegła do niego uciekając jednocześnie przed ptakiem. Kiedy została bezpiecznie przewieziona na drugi brzeg, poprosiła starego Charona, aby powiedział, gdzie mieszkały dusze jej krewnych. Idąc ścieżką, którą jej stary człowiek wskazał spostrzegła zdumiona, że była to ścieżka, po której chodziła na Ziemi. Poznawała znajomy krajobraz wsi, drzewa, krzewy i rośliny. Poszła tam i wśród tłumu tam zebranego, spotkała swego ojca i wielu swych bliskich krewnych. Rodzina powitała ją lamentującym psalmem, którym zawsze tubylcy zwracają się do ludzi, spotykając ich po długiej nieobecności.

Ale kiedy ojciec zapytał o żyjących krewnych, a specjalnie o jej własne dziecko, stwierdził, że musi wrócić na Ziemię, aby zaopiekować się jego wnukiem. Na jego rozkaz odmówiła więc dotknięcia pożywienia, które zmarli ofiarowywali jej i mimo prób zatrzymania jej, ojciec doprowadził ją szczęśliwie do łodzi, popłynął z nią i podzieliwszy, dał jej spod swego płaszcza, dwa ogromne słodkie ziemniaki do zasadzenia w swym kraju, aby były pożywieniem dla jego wnuka. Ale gdy znowu zaczęła się wdrapywać na ścianę przepaści, dwie ścigające ją dusze noworodków, zepchnęły ją z powrotem.

Uciekając cisnęła w nie ziemniakami.

Weszła pośpiesznie na skałę i za pomocą pnia "ake ake" doszła do Ziemi i odleciała tam, gdzie zostawiła swoje fizyczne ciało.

Powróciwszy do życia, znalazła się w ciemności, a te przeżycia zdawały się być snem.

Kiedy ranek zaświtał, słabe światło przenikające przez szpary zaryglowanego domu oświetliło kalabasę częściowo wypełnioną ochrą zmieszaną z wodą. Gorliwie wypiła tę wodę i gdy poczuła się trochę mocniejsza, spróbowała otworzyć drzwi i przyczołgać się nad brzeg jeziora, gdzie jej przyjaciele wkrótce ją znaleźli.

Ci, którzy słuchali jej opowiadania, mocno wierzyli w rzeczywistość tych przygód, ale żałowali, że nie przyniosła z powrotem chociaż jednego z olbrzymich słodkich ziemniaków na świadectwo jej bytności w kraju duchów".

Nie mogłem znaleźć książki pt. "Tradycje i Zabobony Nowozelandczyków" napisanej przez Edwarda Shortland'a, o streszczonej przez Tylor'a.

Jednakże nawet biorąc pod uwagę kulturowe różnice w wyrażaniu się, symbole i ewentualne przekręcania, co prawdopodobnie miała miejsce, kiedy opowiadanie przechodziło z ust do ust, poznaje się kilka wspólnych cech z przeżyciami u "progu śmierci".

Kobieta, która "umarła", opuściła swoje ciało, przepłynęła- w canoe rzekę, spotkała się ze zmarłymi, swymi krewnymi i powiedziano jej, aby wróciła na Ziemię zaopiekować się swoim synem.

Angielski pisarz Thomas De Quincey (1785-1859) miał również przeżycia u "progu śmierci". W książce pt. "Wyznania Angielskiego Palacza Opium"; opisuje swoje własne przeżycia w czasie palenia opium, nawyku, który był w owych czasach szeroko rozpowszechniony ze względu na łatwość nabycia opium i wolną, legalną sprzedaż tego narkotyku. Opisuje on powracające sceny z jego przeszłości, które przypomniały mu pewne opowiadanie jego krewnej, która jak twierdzili uczeni... była jego matką.

W swoim pierwszym wydaniu tej książki w r. 1821 pisze on:

"-  Pewnego razu jedna z moich bliskich krewnych opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem wpadła do wody i była bliska śmierci. W tej krytycznej sytuacji miała przez chwilę wizję swego całego życia widzianą jakby w zwierciadle. Obrazom tym towarzyszyła zdolność niezwykle jasnego i trafnego oceniania tej panoramy życia". W dalszym ciągu de Quincey pisze tak o tym wypadku zwracając uwagę na sceptycyzm niektórych czytelników.

"-  Ta kobieta żyje jeszcze, chociaż jest bardzo stara i mogę powiedzieć, że życie jej było pozbawione grzechu i lekkomyślności, a obfitowało w prawdomówność i szczerość. Była nawet przesadnie skromna w niczym sobie nie pobłażając. Prowadzila życie niemalże ascetyczne. Gdy się to zdarzyło, mogła mieć ukończone dziewięć lat. Bawiła się na brzegu strumienia i wpadła do najgłębszej wody. Prawdopodobnie nikt nie wiedział, że została uratowana przez gospodarza, który przejeżdżał drogą.

Lecz ona zeszła już w otchłań śmierci i poznała sekrety życia pozagrobowego tak, jak je kiedyś znał człowiek, któremu została dana obietnica powrotu w zaświaty. W pewnym stadium tego zejścia do krainy pośmiertnej, miała wrażenie, jakby w nią uderzył jakiś powiew, fosforyczny blask bił ją w oczy i natychmiast zdolność poznania całego swego życia powstała w jej mózgu. W mgnieniu oka każdy czyn jej przeszłego życia, ożył na nowo, stając w kolejności, nie jako sukces jej życia, ale jako część egzystencji. Może takie światło, które pokazało całą drogę jej życia, ze smutkami i radościami dzieciństwa oświetliło również przeznaczonego na apostoła, Pawła, w czasie jego drogi do Damaszku. Ale tamto Światło oślepiło na pewien czas Pawła, a to wypełniało cały umysł niebiańską wizją, tak że jej świadomość stała się w jednej chwili świadomością wszechwiedzącą tej nieskończonej panoramy życia".

Opowieść ta została przyjęta sceptycznie przez kilku krytyków. Ale od tego czasu została potwierdzona przez przeżycia innych ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o sobie nawzajem. Zdumiewającym punktem jest jednak panorama wydarzeń, widzenie minionych wypadków życia przez wszystkich relacjonujących, co w znacznym stopniu dopomogło w uformowaniu epokowego odkrycia. Widzenie po śmierci klinicznej ma głębszy sens - pewność, że jest możliwość wskrzeszenia tego, co tak długo spało w napomnieniu. Każdy ślad tych przeżyć mówi nam o zerwaniu zasłony Wielkiej Tajemnicy Życia Pozagrobowego. Nagle, w milczącym rozkazie, na sygnał wysłany z umysłu, zasłona ta uniosła się w górę i cała głębia Tajemnicy Życia poza życiem, została pokazana.

Jest godne uwagi, że członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa i Apostołów (Mormoni) byli już w dawnych czasach pouczeni o przeżyciach u "progu śmierci" i te pouczenia krążyły wśród nich. Również jest interesujący fakt, że sławny psychiatra Carl Gustaw Jung miał przeżycie u "progu śmierci". które podaje w rozdziale zatytułowanym "Wizje" w książce pt. "Wspomnienia, Sny i Refleksje". Oscar Levis, współczesny antropolog napisał fascynujące dzieło: "Dzieci Sándhez'a" oparte na badaniu życia rodziny meksykańskiej. Jeden z członków rodziny, opowiedział mu o przeżyciu u "progu śmierci".

W literaturze znajdują się podobne opisy. Choćby tylko te dwa: "Pożegnanie z bronią" Ernesta Hemingway'a, gdzie narrator opisuje jakich doznawał uczuć, będąc poza swym ciałem fizycznym w czasie śmierci klinicznej. Należy podkreślić, że powieść ta posiada wątki autobiograficzne.

Również w książce Lwa Tołstoja pt. "Śmierć Iwana Iliicza" opisane są sceny śmierci tytułowego bohatera, który miał wrażenie że przebywa w ciasnej jaskini, gdzie widział jakby projekcję swego minionego życia zakończoną ukazaniem się jasnego światła. Wiele jest podobnych opisów. Zanim powstało pojęcie u "progu śmierci", dawno stan ten był znany ludziom.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Moody Raymond A Życie po Życiu compressed
Raymond Moody Życie po życiu
ŻYCIE PO ŻYCIU, Moody Raymond A
Moody Raymond A Życie po życiu 02
Raymond Moody Życie po życiu
Życie po życiu cz II Raymond A Moody Jr
Moody Raymond A Życie po Życiu
Zycie po zyciu komorek roslin Nieznany
Tajemnice zycia po smierci, ŻYCIE PO ŻYCIU
Oriah Mountain Dreamer - Zaproszenie, Życie po życiu
Dzien w czysccu, ŻYCIE PO ŻYCIU
Zycie Po Zyciu
Życie przed życiem, życie po życiu Zaświaty w tradycjach niebiblijnych(1)
Pytania egzaminacyjne Teoria żeglowania, Życie Po Życiu, ⇒ ZEGLARSTWO (hasło- zeglarstwo)
Pytania egzaminacyjne Teoria manewrowania, Życie Po Życiu, ⇒ ZEGLARSTWO (hasło- zeglarstwo)
Laddon Judy - Z tamtej strony (fragmenty)(1), Prawda Falsz Fantazje nie mam pojęcia, Życie po Życ
prawdziwe poglądy na reinkarnację, Życie po życiu, Reinkarnacja, inne wymiary, prawda o smierci itp

więcej podobnych podstron