WPROWADZENIE
Tom ten powinien być przeczytany w połączeniu z moją poprzednią książką: "Życie po
życiu", ponieważ stanowi rozszerzenie niektórych idei i odkryć tam opisanych.
Od czasu wydania "Życia po życiu" przesłuchałem inne osoby, które miały przeżycia
po śmierci klinicznej. Odkryłem nowe przypadki tego zjawiska i to w takiej ilości, że nie
pamiętam już dokładnie ich liczby.
W mojej poprzedniej pracy, kilka z tych osób przeżyło śmierć kliniczną, a inne otarły
się tylko o śmierć na skutek poważnych ran lub w wypadkach. W relacjach, które później
usłyszałem, piętnaście pospolitych przypadków, omówionych w książce "Życie po życiu",
powtarzało się. Dlaczego więc jeśli te przeżycia były tak liczne jak stwierdziłem, inni
ludzie nie zbierali relacji o nich. Po pewnym czasie przekonałem się, że kilka innych
osób, najbardziej zaś godna szacunku dr Elisabeth Kubler-Ross przeprowadzała takie
same badania i miała identyczne wyniki.
Kiedy dr Kubler-Ross otrzymała strony korekty przed wydaniem mojej pierwszej
książki, stwierdziła, że mogłaby napisać taką samą pracę na podstawie swoich badań.
Wielu lekarzy i duchownych także potwierdziło, że już dawno notowali podobne
przypadki tego zjawiska i przypuszczali, że mogły one być powszechne. Przychodzili do
mnie ludzie; z którymi dawniej rozmawiałem o ich przeżyciach związanych z życiem po
śmierci klinicznej. Niektórzy mówią teraz o swych przeżyciach publicznie w czasie
dyskusji następujących po moich wykładach. W ten sposób inne osoby usłyszały o tych
"przeżyciach" bezpośrednio od ludzi, którzy zetknęli się ze śmiercią.
Mogę teraz powiedzieć z całym przeświadczeniem, że zjawisko to, cokolwiek
ostatecznie by ono znaczyło - jest powszechne. W rzeczywistości jest ono tak szeroko
rozpowszechnione, że myślę iż wkrótce nie będzie wątpliwości, że istnieje naprawdę.
Jednym z założeń książki "Życie po życiu" była chęć wprowadzenia tego zjawiska na
forum publiczne i pragnienie zainteresowania nim innych.
Na początku tej książki, pozwolę sobie wprowadzić teoretyczny, kompletny model
"przeżycia", który po raz pierwszy zbudowałem w książce "Życie po życiu".
Obejmuje on pospolite przypadki typowych przeżyć u "progu śmierci",
"Człowiek umiera i kiedy osiąga punkt najwyższego fizycznego utrapienia, słyszy jak
lekarz stwierdza jego śmierć".
Docierają do niego nieprzyjemny hałas, głośne dzwonienie albo buczenie i zarazem
czuje jakby szybko mknął przez długi ciemny tunel. Potem nagle znajduje się poza
swoim ciałem, ale w tym samym otoczeniu jak dotąd i widzi swoje ciało z odległości,
jakby był widzem, obserwuje wysiłki mające przywrócić go do życia. Przeżywa stan
emocjonalnego wstrząsu. Po chwili opanowuje się i staje się bardziej przystosowany do
swoich nowych warunków. Zauważa że ma jeszcze "ciało", ale ciało inne i z innymi
siłami, niż ciało fizyczne, które pozostawił poza sobą. Wkrótce nadchodzą inni "ludzie",
aby go spotkać i pomóc mu. W przelocie widzi duchy swych krewnych i przyjaciół, którzy
1
już umarli oraz Ducha, którego nie potrafi określić... Jest to istota ze światła emanująca
ciepłem i dobrocią.
Ten Duch zadaje mu pytanie, bez słów, które ma ocenić jego życie. Pomaga mu w tym
przez panoramiczne ukazywanie najważniejszych wypadków z jego życia.
W tej samej chwili osoba w tym przedziwnym stanie stwierdza, że zbliża się do
jakiegoś rodzaju bariery, prawdopodobnie przedstawiającej granicę między ziemskim
życiem, a życiem następnym. Teraz przekonuje się, że musi wracać na Ziemię, że czas
jego śmierci jeszcze nie nadszedł. W tym momencie waha się, ponieważ teraz jest
pochłonięty doznaniami w jego życiu pozagrobowym i nie chce wracać. Jest ogarnięty
intensywnymi uczuciami radości, miłości i spokoju. Nie wiedząc jak to się dzieje, łączy
się ponownie ze swoim fizycznym ciałem i ryje dalej. Później próbuje zwierzyć się ze
swych przeżyć, ale natrafia na wiele trudności. Nie może znaleźć żadnych ludzkich słów
odpowiednich do opisania tych pozaziemskich wydarzeń. Stwierdza jedynie, że życie
pozagrobowe wstrząsnęło nim do głębi, zmieniając jego pogląd na śmierć i stosunek do
życia".
WIZJA WSZECHWIEDZY
Kilka osób opowiedziało mi, że podczas zetknięcia się ze śmiercią mieli krótki obraz
całej egzystencji innego świata, w którym całkowite poznanie, czy to przeszłości,
teraźniejszości, czy przyszłości wydawało się współistnieć w jakimś "bezczasie".
Opisywano to, jako moment oświecenia, w którym wszechwiedza dawała kompletne
poznanie wszystkiego. Wszyscy podawali, że jest to przeżycie nieopisane.
Wszyscy też zgadzali się, że wrażenie kompletnego poznania się trwało dalej po
powrocie do życia, lecz że nie . przynieśli żadnego rodzaju wszechwiedzy ze sobą.
Zgodnie przyznawali również że ta wizja nie zniechęciła ich do nauki w ich ziemskim
życiu, a przeciwnie raczej ich zachęcała do dalszej pracy.
Powyższe przeżycie było porównywane w różnych opowiadaniach do błysku widzenia
całego wszechświata, jakby instytucji wyższego nauczania, "szkoły" i "biblioteki". Każdy
podkreślał jednak, że słowa, których używają do opisania tego przeżycia, są w
najlepszym razie tylko mglistymi odbiciami zaistniałego stanu jaki starają się opisać.
Odnoszę wrażenie, że we wszystkich tych opowiadaniach pojawia się nowy, nieznany
rodzaj świadomości. Jednak kobieta "umarła" podała, co następuje z obszernego
przeprowadzonego z nią wywiadu.
Czy pani mogłaby opowiedzieć o swojej "wizji wszechświata", o której pani
wspomniała?
- Zdaje się, że stało się to potem, jak zobaczyłam obraz mojego życia przed sobą.
Miałam wrażenie jakby wszystko stawało się nagle: całe uświadomienie sobie
wszystkiego od samego początku życia, aż do końca.
2
I w jednej sekundzie wiedziałam o wszystkich tajemnicach swego życia i znaczeniu
kosmosu, gwiazd, księżyca... słowem wszystkiego. Ale potem, gdy wybrałam powrót do
życia, ta świadomość uciekła i nie mogłam sobie przypomnieć niczego. Miałam wrażenie,
że kiedy podjęłam decyzję powrotu do ciała fizycznego, oznajmiono mi, że nie będę
mogła zatrzymać tej "świadomości pozaziemskiej"; ale byłam wzywana przez moje
dzieci.
Ta Wszechmocna Nadświadomość objawiła mi się. Zdawało mi się, że będę chorować
jakiś czas i że zostanę jeszcze wezwana. Miałam potem wezwania bliskich memu sercu.
Powiedziano mi, że część z tych przeżyć zastanie wymazana z tej "świadomości
kosmicznej".
Będzie mi dane poznać tajemnice wszechświata, ale potem zapomnę o nich.
Pamiętam jedno; miałam świadomość wszystkiego po śmierci, co zdarzyło się w moim
życiu, ale nie było mi dane zatrzymanie tego w pamięci po powrocie do życia. Wybrałam
jednak powrót do moich dzieci... Pamięć wszystkich tych rzeczy, które zdarzyły się; była
jasna, ale przelotna, jak wizja wszechwiedzy". I uczucie Wszechmocnej Nadświadomości
zniknęło, kiedy powróciłam do mego ciała fizycznego. Brzmi to głupio gdy się o tym mówi
na głos. Może dlatego nigdy nie miałam odwagi zwierzać się z tego nikomu. Nie wiem,
jak to wyjaśnić, ale ja wiem... że to jak w Biblii:
"Wszystkie rzeczy będą tobie objawione": Potem nie było już nic: ani pytań, ani
odpowiedzi. Jak to długo trwało nie mogę powiedzieć, bo to jednak nie był "ziemski
czas".
- W jakiej formie ta Wszechmocna Nadświadomość objawiła się pani? Czy w słowach,
czy w obrazach?
- Odbierałam ją wzrokiem, słuchem, myślami. Ona była Czymś, była Wszystkim. To
tak, jakby nie było nic, co by było niewiadome. Tam była cała wszechwiedza, nie jedna
jakaś dziedzina, ale cała.
- Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Spędziłem wiele lat mego życia na poszukiwaniu
wiedzy, nauki. Jeśli tak to się przedstawia, to może nie ma sensu w poszukiwaniu
wiedzy?
- Nie!... Jeszcze wciąż chce się szukać wiedzy, nawet po powrocie stamtąd. Ja nadal
poszukuję wiedzy... i łatwo odpowiedzieć na to tutaj. Poszukiwanie wiedzy jest częścią
naszego życia... i nie jest to cel dla jednej osoby, ale jest to przeznaczeniem całej
ludzkości.
To, co wiemy, zawsze zawdzięczamy innym".
Jest jedna rzecz, którą chciałbym zaznaczyć w tej relacji. Ta kobieta miała całkowite
przeświadczenie, że przeznaczony czas na jej długą rekonwalescencję, przyczynił się do
zapomnienia prawie wszystkiego z jej "wszechwiedzy". To nasuwa przypuszczenie, że
działa jakiś mechanizm mający za zadanie zablokować przyjście tajemnic
"wszechwiedzy" do stanu jej ziemskiej egzystencji. Kobieta ta nie potrafiła przenieść
"pozaziemskiej świadomości" do "świadomości ziemskiej".
3
Jestem pod wrażeniem podobieństwa pomiędzy tym przypuszczeniem, a myślą
wyrażoną w metaforyczny i poetyczny sposób przez Platona w jego opowiadaniu o Erze,
wojowniku, który powrócił do życia, będąc już na stosie całopalnym, jak zmarły. Er miał
widzieć wiele rzeczy w życiu pośmiertnym, ale powiedziano mu, że powróci do życia na
Ziemi, aby powiedzieć innym, co to znaczy "śmierć".
Zanim jednak wrócił ujrzał dusze przygotowane do narodzin. Wszystkie one dążyły do
Doliny Zapomnienia przez straszliwe i duszące gorąco, pozbawione drzew i roślin.
Obozowały one tam nad brzegami Rzeki Zapomnienia, której żadna łódź nie mogła
przepłynąć. Wszystkie chciały wypić bezmiar tej wody, a te którym nie miało być dane
ocalenie przez swe dobre uczucia, piły wodę ponad miarę. Każdej zaś z dusz wypita
woda przynosiła zapomnienie. Gdy o północy zapadły w sen rozległy się grzmoty i
nastąpiło trzęsienie ziemi.
Dusze uniosły się nagle jak wystrzelone gwiazdy, aby w ten sposób narodzić się. Lecz
Eremu nie pozwolono napić się wody i musiał powrócić do fizycznego ciała. Zobaczył
nagle samego siebie leżącego na stosie całopalnym. Główna treść tych dwóch
wypadków jest podobna. Przed powróceniem do życia, pojawił się pewien rodzaj
"zapomnienia" tego, o czym wiedziało się v stanie wiekuistym.
Podczas innego wywiadu, młody człowiek powiedział mi tak:
- "Otóż byłem w szkole... i to było naprawdę. To nie była fantazja, bo gdybym nie był
tego zupełnie pewny, to powiedziałbym: - "czyż jest to możliwe, że ja tam byłem?", ale to
było naprawdę. To miejsce było podobne do szkoły, ale nie było w niej nikogo..., gdy się
skupiło uwagę, to wyczuwało się, że były tam obecne jakieś istoty... odbywały się tam
lekcje dla mnie, ciągle trwające pouczania mnie".
Inny mężczyzna rzekł mi, że wszedł do czegoś, co nazwaliby "biblioteką" lub
"akademią".
- Czy spróbowałby pan opowiedzieć mi to?
- Oczywiście, choć w tym wypadku nie jest to takie proste. Zwykle, gdy człowiek
opowiada o jakim wydarzeniu, można je sobie dokładnie wyobrazić. A tutaj nie ma słów
właściwych, są uboższe i za pomocą języka werbalnego nie można tego opowiedzieć.
Stan ten nie jest porównywalny do niczego na ziemi.,
Terminy, których używam do opisania odbiegają daleko od rzeczywistości, ale to
wszystko co mogę zrobić. Odczuwam to jakby miejsce wszechwiedzy, czyli wiedzy i
informacji. Dzięki wchłoniętej wiedzy zna się odpowiedź na wszystko. To jakby umysłowe
źródło oświecenia w owej szkole. Zaznaczam, że to "wszechwiedza" płynie przez
człowieka z tego źródła automatycznie. Jakby się w pośpiechu przeszło dwanaście
kursów nauczania. I wiem dosłownie o czym mam mówić, ale rozumie pan; że ja sam
teraz mam już "świadomość" ziemską i używam słów innych, niż tamte...
Idę na poszukiwanie wiedzy, szukam i znajdę ją. Można zdobyć wiedzę samemu.
Modlę się o mądrość, mądrość ponad wszystko..."
4
Kobieta w średnim wieku opisała to w ten sposób: - "Była to chwila wszechwiedzy,
którą trudno opisać, ale była to jak gdyby świadomość o wszystkich. rzeczach... Przez
chwilę wydawało się, że nie potrzebna jest wszelka łączność. Znałam odpowiedzi na
wszystkie pytania i problemy".
MIASTA ZE ŚWIATŁA
Zaznaczyłem w "Życie po życiu", że nie spotkałem się z wypadkiem, gdzie "niebiosa",
a przynajmniej pewien tradycyjny opis tego miejsca, zostałby mi podany. Jednakże
rozmawiałem z wieloma osobami, które z uderzającą logiką opisywały inne królestwo
egzystencji, które mogłoby być określone, jako "niebiańskie". Dla mnie jest to dziwne, że
w kilku opowiadaniach powtarzało się jedno zdanie "miasto ze światła".
W tych i kilku innych określeniach, obrazy w których te sceny są opisane, zdają się
być reminiscencją tego, co znajduje się w Biblii. Mężczyzna w średnim wieku po
przebytym zawale serca, podał mi co następuje:
- "Miałem zapaść i kliniczną śmierć... Lecz pamiętam wszystko dokładnie. Nagle
poczułem, że drętwieję. Dźwięki zaczęły dochodzić mnie z bliska... Cały ten czas byłem
zupełnie świadomy wszystkiego, co się działo. Usłyszałem, jak aparatura do badania
serca zamilkła. Zobaczyłem pielęgniarkę wchodzącą do pokoju i potem telefonującą.
Widziałem wchodzących lekarzy, siostry i salowe. Kiedy wszystko dookoła mnie zbladło,
zaczął docierać do mnie dźwięk podobny do bicia w bęben, lub strumienia pośpiesznie
wpadającego do wąwozu. I wtedy wstałem i znalazłem się kilka stóp w górze, patrząc na
dół na moje własne ciało. Leżałem tam, a ludzie usiłowali mnie ratować. Nie obawiałem
się, nie odczuwałem bólu. Jedynie spokój. Po kilku chwilach miałem wrażenie, że
wykonuję obrót unosząc się do góry. Było tak ciemno, jak w dziurze lub tunelu i wreszcie
ukazało się Światło. Stawało się coraz jaśniejsze i miałem wrażenie przechodzenia przez
nie. Nagle znalazłem się gdzie indziej. Piękne złote światło wszędzie. Nie mogłem
znaleźć nigdzie źródła tego światła. Było wokół, przychodzące zewsząd. I była muzyka.
Wrażenie takie, jakbym był na wsi, gdzie znajdują się strumienie, trawa, drzewa i góry.
Ale kiedy rozejrzałem się dokoła, jeśli można by użyć tego słowa, to wszystkie te rzeczy i
drzewa nie były takie, jakie my znamy na Ziemi. A najdziwniejszą sprawą dla mnie było
to, że tam znajdowali się ludzie, ale nie w formie fizycznej, jaką znamy... Zaznałem
uczucia kompletnego spokoju, zadowolenia i miłości. Jakbym był częścią tego
wszystkiego. To przeżycie mogło trwać całą noc lub sekundę... Nie wiem..."
Inna z kolei kobieta opisuje:
- "Ogarnęła mnie pewnego rodzaju wibracja. I to wibrowanie otaczało mnie, całe moje
ciało. Tak to było, jakby ciało wibrowało, ale dlaczego, nie wiem. W trakcie tej wibracji
nastąpiło oddzielenie od mego ciała fizycznego. Mogłam teraz zobaczyć swoje ciało...
Zatrzymałam się chwilę i obserwowałam, jak lekarz i pielęgniarki usiłowali przywrócić
mnie do życia, no i myślałam o tym co się stało.
5
Stałam u wezgłowia łóżka patrząc na nich i na moje ciało. W .pewnej chwili
pielęgniarka sięgnęła po zawieszoną nad łóżkiem maskę tlenową i wykonała ten ruch
przeze mnie, przez moją szyję, bo przecież stałam przy łóżku. A potem pofrunęłam do
góry, przeszłam przez ciemny tunel... tak, przeszłam przez ciemny tunel i doszłam do
jasnego Światła... Wzniosłam się jeszcze troszeczkę dalej i znalazłam się wśród swoich
najbliższych, którzy już zmarli. Dookoła mnie było najcudowniejsze, najjaśniejsze
Światło... Jasne kolory, ale nie takie, hak tu na Ziemi, inne, nie do opisania. I wszędzie
tam byli szczęśliwi ludzie. Niektórzy zebrali się w grupy, inni uczyli się... W oddali
mogłam zobaczyć miasto. Były tam budynki jasne i świecące. Ludzie w nich byli
szczęśliwi. Ach i była tam woda rozpryskująca się, kaskada i fontanny... To było miasto
ze Światła i przypuszczam, że to jest najlepsze określenie. Ono było cudowne. I muzyka
była tam piękna. Wszystko promieniało i było urocze. Ale pomyślałam sobie, że gdybym
weszła do tego miasta, nigdy bym nie wróciła. Właściwie to tak mi powiedziano, że gdy
wejdę tam, to nie mogę wrócić na Ziemię i że ta decyzja należy do mnie".
Starszy zaś pan tak zeznał:
- "Siedziałem na krześle. Chciałem wstać i coś mnie uderzyło prosto w pierś...
Oparłem się o ścianę. Usiadłem znowu i ponownie doznałem uderzenia w pierś, jak
młotem kowalskim...
Potem byłem w szpitalu i powiedziano mi, że mam zawał serca...
- A co pan przypomina sobie z chwili owego zawału serca?
- Miejsce... rzeczywiście piękne, ale nie do opisania, choć byłem tam naprawdę. Nie
można go nawet sobie wyobrazić. A po drugiej stronie... znajdowała się rzeka, jak w Biblii
"A tam była rzeka..." Miała gładką powierzchnię, jak szkło... I można było przedostać się
na drugi brzeg rzeki i ja to uczyniłem.
- Co pan odczuł, jak przepłynął przez tę rzekę?
- Szedłem... tak właśnie szedłem... Ale to było tak ładne, piękne! . Nie można tego
opisać. Nie ma dwóch zdań... tutaj mamy również piękno, ale nie takie. Jak piękne są
tam kwiaty, wszystko... Nie ma porównania. I jaka tam cisza i spokój. Można tam
odpocząć. I nie było tam żadnej ciemności.
KRÓLESTWO OTĘPIAŁYCH DUCHÓW
U kilku osób powtórzyły się opowiadania dotyczące zjaw, które sprawiały wrażenie
"przeniesionych" w krytycznym momencie swej (psychicznej) egzystencji.
Stan tych istot sugerował niemożność wyrzeczenia się przywiązania do ziemskiego
życia. Jeden mężczyzna powiedział, że duchy, które zobaczył widoczne "nie potrafiły
przejść do nowego życia, ponieważ ich bóg został jeszcze na Ziemi". Zdawały się tęsknić
do jakiejś szczególnej rzeczy czy osoby. Posiadały jakby niższy poziom świadomości,
6
Były otępiałe i smutne. Stan ten miał trwać aż do momentu rozwiązania przez nie swoich
problemów.
A oto rozmowa z kobietą, która przeżyła 15-minutową śmierć kliniczną:
- Wspomniała Pani o ludziach-duchach, którzy zdawali się być zakłopotani. Czy może
pani powiedzieć mi coś więcej o nich?
- Nie potrafię uświadomić sobie dokładnie gdzie ich widziałam. Kiedy przechodziłam
przez miejsca tonące w jasnym świetle wśród zjaw różniących się nieco od ziemskich
ludzi ujrzałam "szare miejsce". Widma tam wyglądały na smutne, przygnębione".
Niewyraźne ich kształty miały pospuszczane głowy, powłóczyły nogami jakby spętane
łańcuchami. Nie wiadomo dlaczego tak mówię, bo nie przypominam sobie, żebym
widziała nogi. Nie wiem kim oni byli, ale wyglądali na opuszczonych i szarych. Ciągle
powłóczyli nogami i kręcili się wokoło, bez celu i żadnej nadziei.
Gdy przechodziłam obok nich, oni nawet nie podnieśli głów, byli obojętni. Zdawali się
myśleć: "Wszystko się skończyło. Co teraz? Co mam robić teraz?" Uderzała
bezcelowość kompletne załamanie. Byli w ciągłym beznadziejnym powolnym ruchu.
- Czy zdawali się być świadomi świata fizycznego? - Raczej nie, ani ziemskiego, ani
duchowego świata. Sprawiali wrażenie "uwięzionych" pomiędzy światem ziemskim a
duchowym. Jest tam gdzieś taka przestrzeń pomiędzy tymi dwoma światami. Możliwe,
że istoty te miały kontakt z ziemskim światem. Były pochylone jakby zapatrzone w swe
życie, postępki i to co powinny były zrobić. Brakowało im odwagi w podjęciu decyzji. Ich
twarze wyrażały najwyższe przygnębienie tak jakby nie było w nich życia. Nie wiem kim
oni byli. To wyglądało jakby oni sami stracili świadomość i nie bardzo wiedzieli kim są ani
kim byli. Tacy bezimienni.
- Czy mogłaby pani opisać ten świat między światem fizycznym, a duchowym?
- O ile sobie przypominam, zobaczyłam tę "szarą" przestrzeń między ziemskim
światem, a duchowym, jak opuściłam swoje ciało fizyczne. Gdy poczułam, że unoszę się
w górę zaczęłam przemieszczać się w ciemnym tunelu.
A potem byłam już w tym świecie, gdzie było takie jasne Światło. Jasność była
silniejsza niż słoneczna, ale światło nie raziło i nie oślepiało, a było takie przyjemne.
Jedynie przestrzeń między światem ziemskim, a duchowym miała kolor szary. Mam
przyjaciela, który cierpi na daltonizm i słyszałam, jak kiedyś mówił, że świat dla niego jest
tylko cieniem i kolorem szarym. Ja jestem wrażliwa na barwy, więc ta przestrzeń była
czymś podobnym do czarno-białego filmu. Różne odcienie szarości: smutne, wyblakłe.
Ci ludzie nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Nie wykazywali żadnej oznaki
zainteresowania mną. Byli pogrążeni w kompletnej depresji. Miałam wrażenie, że chcą
się zdobyć na decyzję, że patrzą wstecz, że nie wiedzą, gdzie iść, w którą stronę się
obrócić: I tak jakby nie wiedzieli gdzie są. Zdawali się krążyć i wciąż patrzyli w dół. Nie
mieli odwagi iść -na przód, aby zobaczyć, co ich czeka. Przypominali mi opisy duchów, o
których czytałam, że musiały jakąś rzecz doprowadzić do końca. I zdawało mi się, że
tych istot dookoła była cała chmara.
7
Niektórzy widząc ten fenomen, zauważyli, że czasami istoty z "szarej przestrzeni"
próbowały, chociaż bezskutecznie, skomunikować się z osobami, posiadającymi jeszcze
ciało fizyczne. Jeden mężczyzna podał wiele przykładów, które zaobserwował będąc
"umarłym" przez dłuższy okres czasu. Na przykład opowiedział, jak zobaczył pewnego
pana idącego ulicą, nieświadomego, że nad nim krąży jedna z tych "otępiałych" istot.
Odniósł takie wrażenie, jakby ten duch był za życia, matką przechodnia, nie mogącą w
dalszym, ciągu zrzec się swej ziemskiej roli i próbując powiedzieć swemu synowi, co ma
robić.
A oto kolejny urywek opowiadania przebadanej kobiety, która taki podaje opis przeżyć
po śmierci klinicznej:
- A więc... można ich było zobaczyć, jak próbowali nawiązać kontakt. Nikt jednak nie
zdawał sobie sprawy, że te duchy są wokół nich. Próbowały one skomunikować się, ale
nie mogły przełamać owej bariery. Ludzie bowiem kompletnie nie uświadamiają sobie ich
obecności.
- Czy pani mogłaby powiedzieć co oni próbowali mówić?
- Jeden duch zdawał się być kobietą próbującą usilnie dotrzeć do dzieci i do starszej
niewiasty w domu. Myślałam, że może to jest matka tych dzieci i córka tej starszej pani.
Dzieci jednak spokojnie bawiły się, a starsza kobieta krzątała się po kuchni, nie
przeczuwając obecności tak bliskiej osoby.
- Czy była jakaś szczególna rzecz, którą ona chciała im powiedzieć?
- Tak. Próbowała wrócić do nich i powiedzieć im, aby postępowali inaczej, niż
dotychczas i zmienili styl swego dotychczasowego życia. Teraz to brzmi, jak coś
zmyślonego, ale oni naprawdę usiłowała-wrócić do nich i powiedzieć im, aby postępowali
dobrze i żeby zmienili się, jeśli nie chcą być pozostawieni tam, gdzie ona jest. Ta matka
mówiła: "nie róbcie tak, jak ja, a nie zdarzy się wam, to co mnie. Czyńcie wiele dla
bliźnich, żeby nie być tam, gdzie ja jestem". Może w owym domu nie było miłości...
Zdawało mi się, że ona próbowała odpokutować za swe złe czyny. To było przeżycie,
którego nigdy nie zapomnę.
NADZIEMSCY WYBAWCY
W kilku raportach, które zebrałem, opowiadający twierdzą, że ocaleli przed śmiercią
dzięki wstawiennictwu jakiegoś duchowego wysłannika, albo istoty pozaziemskiej.
Wszystkie uratowane osoby znajdowały się najczęściej w beznadziejnym stanie zdrowia.
Często zrezygnowane i przygotowane na śmierć. Jednak w krytycznym momencie
pojawiło się światło lub głos i ocaliło te osoby od niechybnej śmierci. Ludzie ci po
powrocie do życia potrafili inaczej patrzeć na doczesność. Ich wiara religijna została
wzmocniona. Jedno przeżycie tego rodzaju, stało się głośne dzięki książce Catherine
Marshall pt. "Człowiek wzywa Piotra". Opisuje tam jak Peter Marshall został w
dzieciństwie ocalony przed śmiercią przez głos wołający z dala we mgle. To przeżycie
sprawiło, że postanowił zostać księdzem. Pewien mężczyzna opowiedział mi jak został
8
uratowany z ogromnej cysterny, do której wpompowywany był pod wysokim ciśnieniem
strumień gorącego kwasu i .pary.
A oto jego relacja:
- Przerażające było gorąco. Ryczałem: "Wypuśćcie mnie stąd! Jestem, jak w pułapce".
Przywarłem do jak najdalszego kąta cysterny i przyłożyłem tam swą twarz, ale cysterna
była tak gorąca, że parzyła mnie przez ubranie. I w tym momencie zrozumiałem, że
umrę. Przypuszczam, że z osłabienia, zrezygnowałem z walki o życie mówiąc do siebie:
"To śmierć. Ja odchodzę". Nic nie widziałem, bo gorąco było tak straszliwe, że nie
mogłem otworzyć oczu. Cały czas miałem oczy zamknięte, ale zdawało mi się; że cała
przestrzeń płonie blaskiem. Zdeterminowany poszedłem za tym światłem podświadomie
wyczuwając szansę na uratowanie życia. To tajemnicze światło "zawiodło" mnie do
wyjścia.
- Czy to zmieniło pana życie w jakiś sposób?
- Po powrocie do pracy niektórzy robotnicy, którzy pracowali ze mną, dziwili się że
jestem po wypadku taki spokojny. Nie byłem odważnym mężczyzną. Ale fakt, że
zostałem wyprowadzony przez Niewidzialną Rękę z niebezpieczeństwa, był źródłem
mojej odwagi. Głos, który mnie wyprowadził, był tym samym głosem, który dał mi
odwagę i spokój. Wiem; że pomoc Jezusa Chrystusa pozwoliła pozostać mi przy życiu.
Sądzę, że to nie jest sprawa rozumu, a sprawa podświadomości, że to była wola Boska
ocalić mnie, ale czym sobie zasłużyłem, tego nie wiem. Przedtem nie żyłem tak blisko z
Bogiem, jak powinienem, ale to zdarzenie sprawiło, że zbliżyłem się do Niego.
- Kiedy pan usłyszał głos, czy to był normalny ziemski głos?
- Nie. Był silniejszy, donioślejszy. Nie mam wątpliwości, że usłyszałem go i nie mam
wątpliwości skąd dochodził. Jakby szedł z prawej i lewej strony, a gdybym nie poszedł za
nim, to zostałbym natychmiast zabity. Nigdy bym z tamtego żaru sam nie wyszedł.
Wiedziałem, że nie mam sposobu wydostania się.
- Jak długo to trwało?
- Zdawało się, że wieczność. Jeśli człowiek pełza czterdzieści, albo pięćdziesiąt stóp
przez gorący kwas, każda chwila, zda się trwać nieskończenie długo. Prawdopodobnie
wszystko trwało 2 lub 3 minuty, ale dla mnie wtedy była to wieczność.
- Jakby pan określił to Światło?
- Nigdy przedtem nie widziałem niczego podobnego do tego Światła. To było takie
Światło; jakby się patrzyło w słońce. A tam przecież gdzie zostałem złapany jak w
pułapkę było zupełnie ciemno. To było wielkie jasne Światło i wyraźny głos. Nie
widziałem postaci, ani nic podobnego, ale cały czas postępowałem za Światłem.
- Czy to Światło raziło pana oczy? Czy sprawiało ból, gdy się patrzyło na to Światło?
- Nie, absolutnie nie! - Oczy miałem cały czas zamknięte i nie potrafię powiedzieć
jakimi zmysłami odbierałem tę Jasność.
- Czy światło miało jakiś osobliwy kolor?
9
- Nie, żadnego koloru oprócz jasno-białego. To było, jak słońce, jak patrzenie w
słońce.
Inny mężczyzna opowiedział:
- Było to podczas II wojny światowej. Służyłem w piechocie w Europie. Miałem
przeżycie, którego nigdy nie zapomnę... Zobaczyłem nieprzyjacielski samolot nurkujący
w kierunku budynku, w którym kwaterowaliśmy i lotnik otworzył ogień prosto na nas.
Wpadłem w przerażenie. Pomyślałem, że będziemy wszyscy zabici. Nagle poczułem
cudowną dobrą obecność Kogoś obok mnie i jakiś łagodny głos: "Jestem tutaj z tobą,
Reid. Twój czas nie nadszedł jeszcze... I w tej chwili uspokoiłem się i poczułem się
dobrze... Od tego dnia nie boję się śmierci.
Oto opowiadanie kobiety, która była ciężko chora po zastrzyku. Zauważcie, że w tym
wypadku pacjentka została powiadomiona, co czynić i otoczona opieką, aż do
przywrócenia jej do życia.
- Lekarze zrezygnowali z ratowania mnie. Stwierdzili, że umarłam. Doszłam do stanu,
w którym człowiek czuje zbliżającą się śmierć:.. Mogłam jeszcze słyszeć co kto mówi,
chociaż nie widziałam już nic. Chciałam jeszcze żyć, wychowywać moje dzieci i cieszyć
się z ich istnienia. Wtedy usłyszałam, że Bóg przemówił do mnie, najbardziej łagodnym
głosem. Wiem, że nie zwariowałam, jak to niektórzy ludzie myślą... Mogłam słyszeć głosy
innych w pokoju, nieco dalej, mogłam rozumieć co mówią. To było strasznie dziwne.
Boski głos powiedział mi, że jeśli chcę żyć, to powinnam oddychać. Tak też zrobiłam.
Kiedy wzięłam jeden oddech, to zaczęłam powracać do życia. Bóg powiedział mi znowu,
abym oddychała i mogłam zaczerpnąć oddechu jeszcze raz i życie ożywiło moje ciało.
Lekarze byli zdumieni. Wszyscy bowiem zrezygnowali z przywrócenia mi życia i nie
słyszeli żadnego głosu, który ja słyszałam tak wyraźnie. Nie mogli więc zrozumieć, co się
stało, że ożyłam."
Zamknę ten rozdział, zwracając uwagę czytelnikom na to; że nie są to bynajmniej
powszechne przeżycia u progu śmierci. Jednak zdarzały się one dość często, a każde z
nich jest od strony merytorycznej podobne.
Na przykład w pierwszym przypadku zacytowanym w rozdziale "Wizja
Wszechwiedzy", pacjent również opisywał odejście od swojego ciała fizycznego,
przejście przez ciemny tunel, widzenie retrospektywne całego swego życia. Podobne
relacje zawarte są w rozdziale "Miasta ze Światła".
Zdarzenia te opisywali zwykli ludzie, którzy nigdy przedtem nie interesowali się tymi
zagadnieniami ani ich podstawami naukowymi. A jednak potem nie wątpili w
prawdziwość tego, co zobaczyli.
SĄD
10
W czasie dyskusji prowadzonych przeze mnie wśród osób, które przeżyły śmierć
kliniczną pojawiły się głosy przypuszczające, że duchowieństwo nie zaakceptuje tych
nowych odkryć, bo nie potwierdzają one teorii katolickiej o karze i nagrodzie za uczynki w
życiu doczesnym. Niezgodne są z tradycyjnym modelem głoszonym przez kościół.
Wiele osób poruszyło ten temat, więc zdaje się być właściwe, przestudiowanie .relacji
między przeżyciami u "progu śmierci", a teologiczną teorią "Sądu Ostatecznego".
Ponownie moi pacjenci opisali mi panoramiczny, otaczający ich kolorowy, przegląd
zdarzeń ze swego życia. Niektórzy mówili, że podczas tej wizji, widzieli tylko ważne
wydarzenia ze swego życia. Inni opowiadali nawet, że podczas tej retrospekcji każda
rzecz, którą dokonali lub pomyśleli, była tam przedstawiona. Panorama wydarzeń z ich
życia odbywała się w obecności "Istoty ze Światła", którą Chrześcijanie identyfikowali z
Chrystusem i to ona zadawała pytania: "Co zrobiłeś ze swoim życiem?".
Moi rozmówcy zmuszeni do dokładnego wyjaśnienia treści tych słów w większości
wypadków mówili, że chodziło 0 określenie pobudek jakimi kierowali się oni, postępując
w ten a nie inny sposób. Przy projekcji czynów egoistycznych czuli żal i skruchę,
natomiast przy postępowaniu świadczącym o ich dobroci i miłości bliźniego doznawali
uczucia satysfakcji.
Wszystko to był pewnego rodzaju sąd.
Trzeba zauważyć, że sąd w przypadkach, które przestudiowałem, nie jest
sprawowany przez Istotę ze Światła, kochającą i przyjmującą tych ludzi, ale przez
zewnętrzne osądzenia siebie samego.
W Ewangelii św. Mateusza samosądzenie ma duże znaczenie. Interpretacja Biblii
przez króla James'a tak przedstawia przetłumaczony ten rozdział (św. Mateusz 7 : 1-2)
"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Albowiem jakim sądem sądzić będziecie, takim
was osądzą i jaką miarą mierzyć będziecie, domierzą was":
Jednak w Dzisiejszej Angielskiej Interpretacji Nowego Testamentu jest podane
następujące tłumaczenie: "Nie sądźcie innych, abyście nie byli sądzeni przez Boga,
ponieważ Bóg będzie was sądził w ten sam sposób, w jaki wy sądzicie innych i zastosuje
do was te same prawa, które wy stosujecie do innych".
Nie jestem biegły w Biblii, nie mogę więc wskazać, które z tych tłumaczeń jest bardziej
dokładne, jednak sądzę i to na podstawie tego, co mi moi pacjenci donosili o swych
przeżyciach, że pierwsze tłumaczenie nie może być zastosowane. Sąd dokonany został
przez nich samych. W tym stanie wyższej świadomości zdawali się widzieć siebie
samych i zgodnie z tym sami siebie osądzali.
Z rozważań nad tymi wszystkimi opowiadaniami wynika, że w stanie tym ludzie
wyzbywają się wszelkich póz i masek oraz że jedynie otwartość i szczerość jest tu
możliwa. Szukamy wewnętrznego bezpieczeństwa za pomocą pieniędzy lub władzy;
wytwarzamy w sobie przeświadczenie, że jesteśmy lepsi od innych, szczycąc się
naszymi społecznymi pozycjami, stopniami naszej edukacji; kolorem skóry, pięknością
naszego ciała, czy rolą, jako kobiety lub mężczyzny itd. Stroimy nasze ciała w ubrania a i
chowamy najskrytsze myśli i pewne nasze czyny przed obcymi spojrzeniami. w
11
Jednak w chwili śmierci wszystkie takie maski są ostatecznie zrzucone. Nagle
człowiek stwierdza, że każda jego myśli czyn zostają mu przedstawione w trzech
wymiarach, w pełnej kolorowej panoramie. Jeśli spotka inne istoty, to stwierdza, że
wiedzą one o każdej jego myśli. Przekonuje się, że w tym stanie porozumienie odbywa
się za pomocą myśli. ,
Piękno fizycznego ciała lub kolor skóry przestaje być istotne. W rzeczywistości ludzie
nie mają tam w ogóle ciał fizycznych. Piękno, które pojawia się po śmierci, nie ma nic
wspólnego z ciałem fizycznym, może to być tylko piękno duszy. Sex jest wykluczony.
Wielu ludzi po śmierci klinicznej nie odczuwało swej płci. Jest więc naturalne, że wtedy w
chwili śmierci liczą się dwie wartości: miłość i wiedza. One stoją bezwzględnie na
pierwszym miejscu.
Jednym z przeżyć u "progu śmierci" jest możliwość zobaczenia plastycznego obrazu
czynów, których konsekwencje dotyczą innych. Mówi jeden z pacjentów:
Najpierw wyszedłem z mego ciała i uniosłem się w górę, skąd widziałem swoje ciało.
Miałem świadomość, że otacza mnie Światło. Potem odniosłem wrażenie, że wokoło
mnie odbywa się pokaz całego mojego życia. Byłem naprawdę bardzo zawstydzony
wieloma sprawami, które uczyniłem, bo zdawało mi się, że oceniałem to z innego punktu
widzenia i że Światło ukazało mi, co było błędem, co zrobiłem złego. I tak było
rzeczywiście. Wyglądało to, jak slajd z przeszłości, który pokazywał moje postępowanie
mające na celu jedynie zaspokojenie moich potrzeb i zapewnienie mi dobrobytu.
Było to podobne do Sądu, a potem nagle Światło stało się bardziej mgliste i nastąpiła
rozmowa za pomocą myśli. Przeżywałem każde przeszłe wydarzenie ze swego życia,
jakbym oglądał oczami wszechwiedzy kierującymi mną i pomagającymi ujrzeć to
wszystko. Uderzyło mnie podczas tego przeglądu, że Światło pokazało mi nie tylko, co
uczyniłem, ale nawet, jakie były konsekwencje tego, co zrobiłem. Nie było to patrzenie,
jak w kinie, gdyż mogłem odczuć te swoje czyny ponownie i bardzo głęboko doznawałem
silnych uczuć, szczególnie od chwili, gdy ogarnęła mnie "wszechwiedza" do tego stopnia,
że nawet żadna myśl, którą wtedy pomyślałem, nie była stracona... Każdą myśl z życia
na Ziemi pamiętałem... Czułem tak jakby myśli były najważniejsze i miały przetrwać.
Ta sytuacja może być uważana za najbardziej nieprzyjemną oczywiście i nie trzeba
się dziwić, że często ludzie powróciwszy do życia, pragną zmienić swoje życie.
Zastanówmy się nad opowiadaniami dwóch mężczyzn o ich przeżyciach.
(1) - Nie mówiłem nikomu o swoich przeżyciach, lecz gdy wróciłem do życia, byłem
ogarnięty żarliwym nie dającym mi spokoju życzeniem zrobienia czegoś dla innych
ludzi... Byłem tak zawstydzony wszystkim, co czyniłem dotychczas w moim życiu.
Poczułem, że muszę zmienić swoje postępowanie i nie mogę zwlekać.
(2) - Gdy wróciłem z powrotem do życia, zdecydowałem zmienić się i być lepszym
człowiekiem. Nie byłem zadowolony z życia, które prowadziłem dotychczas i
zamierzałem poprawić się.
Chociaż wiele osób, stale zapytuje mnie, czy ktoś z kim rozmawiałem opowiadał mi o
piekle, muszę stwierdzić że nikt nigdy nie opisał stereotypowego piekła. Nie wykluczam
12
jednak możliwości istnienia piekła. Niektórzy ludzie wydają się być zakłopotani faktem,
że istota ze Światła przedstawia im się w przeżyciach u "progu śmierci", jako Miłość i
zupełne Przebaczenie oraz ukochanie ich wad, które są im ujawnione tak obrazowo w
obecności tego Światła.
Co do mnie, mogę, tylko powiedzieć, że ja kocham moje dzieci mimo ich błędów i
jestem pewien, że nadal będę je kochał niezależnie od tego co mogłyby zrobić.
Niektórzy zdają się być niezadowoleni, gdyż widocznie myślą, że te przeżycia-są
sprzeczne z pojęciem Sądu Ostatecznego. Nie widzę tutaj żadnej sprzeczności.
Oczywiście, jeśli ktoś powróciwszy do życia miałby powiedzieć; że przeszedł przez Sąd
Ostateczny, to myliłby się.
W żadnym raporcie ludzi, którzy byli u "progu śmierci" nie mam nic podanego o końcu
świata, który jeszcze nie nadszedł, a nie ma wątpliwości co do prawdziwości tych
przeżyć. Przeżycia tych ludzi nie mają nic wspólnego z Sądem Ostatecznym i wcale mu
nie zaprzeczają. Faktem jest, że wiele wierzących osób, które przesłuchałem, było
przekonanych że koniec świata nadejdzie i że będzie Sąd Ostateczny. Należy dodać, że
twierdzą. oni tak jedynie na podstawie autorytetu biblijnego, a nie doznanych przeżyć.
Wyobrażenie nieba i piekła, osądzania, Sądu Ostatecznego, końca świata i Łaski
Boskiej są eschatologicznymi (dotyczącymi "rzeczy ostatecznych") koncepcjami, których
podstawy są roztrząsane przez teologów. Wszystkie są tak krańcowe, tak kosmiczne w
swej ważności, że jest bardzo trudno nam, ludziom mówić o nich w sposób prosty.
Dlatego też czasami ludzie przedstawiają te symbole w bardzo kolorowych
metaforycznych określeniach. Jeżeli się przejrzy historię malarstwa europejskiego, to
idea Sądu Ostatecznego jest przedstawiona za pomocą różnych symboli: księgi kronik
lub księgi rachunkowej, księgi praw lub wagi (ważenie naszych dusz):
Platon w swym micie o Erze mówi o "znakach", które noszą dusze przed sądem. W
"Tybetańskiej Księdze Śmierci" pojęcie Sądu jest przedstawione, jako "Zwierciadło
Karmy".
Przypominam, że wszyscy moi pacjenci, którzy znajdowali się u "progu śmierci"
powiedzieli mi że słowa których używają do opisania swych przeżyć są tylko
porównywaniem lub metaforą, a prawdziwe doznanie tych przeżyć nie
da się wyrazić żadnym ludzkim językiem: Nic więc dziwnego, że niektóre słowa noszą
jakby piętno współczesnej cywilizacji i nauki. Przypomnę tu kilka z najfantastyczniejszych
osiągnięć nauki, jak fotografia albo technologia telewizji, trójwymiarowy hologram, czy
komputer.
Nurtuje mnie uporczywa myśl. Co mogłoby się zdarzyć podczas takiej panoramy tym
co ponoszą odpowiedzialność za nieszczęścia, cierpienia i śmierć wielu istnień ludzkich.
Ci, którzy zaplanowali nazistowskie okrucieństwa zdają się być ludźmi kompletnie
pozbawionymi uczuć miłości do bliźniego, co pociągnęło za sobą masowe tragedie,
oddzielenia rodziców od dzieci męża od żony, przyjaciół od przyjaciół. Ich czyny
spowodowały niezliczone długie, przeciągające się konania i gwałtowne brutalne zgony.
Ich czyny doprowadziły do straszliwych poniżeń w latach głodu, łez i męczarni ich ofiar.
13
Ci ludzie również zobaczyliby prawdopodobnie panoramiczną ilustrację swego życia jak
moi dotychczasowi pacjenci. W mej najfantastyczniejszej wyobraźni, nie jestem w stanie
wyobrazić sobie piekła bardziej straszliwego, jak spojrzenie na takie swoje życie.
SAMOBÓJSTWO
Określenie "samobójstwo" jest użyte w związku z możliwościami zniszczenia samego
siebie, których podstawa tkwi w wielu różnych widocznych motywach. Możliwości te
objawiają się pod szeroko zróżnicowanymi okolicznościami. Od dawna ludzie starali się
przeciwdziałać postępowaniu samobójców. Najpierw podchodzono do tego zagadnienia
od "strony teologicznej, etycznej i filozoficznej. W ostatnich czasach doszły badania
socjologiczne i psychologiczne. Pomimo tych długich badań wiele pozostało
zagadkowych problemów w tej dziedzinie. Faktem jest, że wielu ludzi zostało
przywróconych do życia z pogranicza śmierci i samobójcy mieli również duchowe
przeżycia. Raporty o przeżyciach u "progu śmierci" nie dają nam końcowej odpowiedzi
na wiele różnych zagadek dotyczących samobójstwa. Możemy zastanowić się nad
dwoma pytaniami: czy osoby, które miały przeżycia po śmierci klinicznej z przypadków
innych niż usiłowania samobójstwa, :powróciły ze szczególnym nastawieniem do
samobójstwa? I drugie pytanie: czy doznane przeżycia po śmierci klinicznej, które
wynikały z powodu usiłowania samobójstwa, różnią się w jakiś sposób od tych, które
nastąpiły po śmierci klinicznej wywołanej innymi przyczynami? Chociaż ludzie, którzy
referowali mi przeżycia u "progu śmierci" twierdzili bardzo często, że nie chcieli powrotu
ze "śmierci". Tym niemniej wszyscy oni wyrzekali się samobójstwa, jako środka powrotu
do tego stanu. Mówili, że dostrzegli podczas swych przeżyć cel jaki mają do wypełnienia
tutaj w życiu. Wrócili z pozytywnym nastawieniem do życia.
Absolutnie nikt z tych, których przesłuchałem nie chciał powtórzenia swoich przeżyć.
Wielu ludzi, którzy "umarli" niesamobójczą śmiercią powiedziało mi, że gdy byli w tamtym
stanie, było im oznajmione, iż samobójstwo jest bardzo nieszczęsnym aktem
podlegającym ciężkiej karze. Jeden mężczyzna, który ;,umarł" po wypadku, powiedział
mi tak:
"Podczas gdy byłem po drugiej stronie życia, miałem uczucie, że dwie rzeczy są
kompletnie mi zabronione: zabić siebie lub zabić kogoś... Gdybym miał popełnić
samobójstwo, to odrzuciłbym dar Boga... Zabijając kogoś innego, mieszałbym się do
planów Boga".
Inny mężczyzna, który wrócił do życia po śmierci klinicznej trwającej dłuższy czas,
powiedział, że gdy był w "innym życiu", to miał wrażenie, iż za samobójstwo płaci się
karę i że część jej spada na tych, którzy przyczynili się do samobójstwa. W czasie
kompletowania rękopisu pierwszej książki, spotkałem się z wieloma poważnymi
przypadkami usiłowania samobójstwa. Jest zrozumiałe, że osoby mające takie przeżycia,
nie chciały o tym opowiadać ze względu na poczucie winy. Od tego czasu
poinformowano mnie jednak o innych wypadkach. Wszyscy ci ludzie zgadzają się w
14
jednym punkcie: odczuli, że ich próby samobójstwa nie rozwiązały niczego. Stwierdzili,
że byli zaplątani tam w takie same problemy, od których próbowali uciec. Każda trudność
którą próbowali przezwyciężyć była po drugiej stronie nadal nierozwiązana. Jedna z osób
wspominała, że była w sytuacji-pułapce i to spowodowało, że popełniła samobójstwo. A
stan spraw, które miała przed "śmiercią" ciągle powtarzał się, jak jakiś cykl tej sytuacji.
"Problem, o którym panu powiedziałam, patrząc z dystansu czasu, nie jest tak ważny.
Ale w owym czasie, gdy miałam tamte lata, zdawał się bardzo ważny... Istniał on w
dalszym ciągu nawet kiedy "umarłam". Stale się powtarzał. Chciałam raz już przejść to
do końca, myślałam... i powiedzieć sobie: - och, jestem szczęśliwa, że to już się
skończyło, ale gdzież!... Znowu zaczynało się od początku i myślałam tylko: - och nie,
nie, żeby to nie było od początku!"
Wszyscy przywróceni do życia zaznaczyli, że po przeżyciach po tamtej stronie, nigdy
nie będą usiłowali popełnić znowu samobójstwa. Łączy je jedno - zdają` sobie sprawę z
popełnionego błędu i są bardzo zadowoleni, że nie chcą tego powtarzać. Na przykład,
gdy zapytałem jednego mężczyzny, czy w świetle tego, co przeżył, spróbowałby kiedyś
zabić się, on odpowiedział:
"Nie, nie zrobiłbym tego znowu.. Umrę śmiercią naturalną, po "drugiej stronie życia"
zrozumiałem, że nasze życie tutaj na Ziemi jest tak krótkie, a tyle jest jeszcze do
dokonania, gdy się żyje. Kiedy się umrze, to tam już jest Wieczność".
Ciekawe, że te poglądy i przeżycia wykazują zbieżność z uczuciami wyrażonymi w
starodawnym teologicznym zakazie samobójstwa. Teologowie i filozofowie w ciągu
wieków byli przeciwni samobójstwu, jako ucieczce od rzeczywistości. Twierdzili, że życie
jest "darem Boga" i nie do nas należy rozporządzanie nim. W "Phaedo" Platon nawiązuje
do doktryny podającej, że jesteśmy na Ziemi, jakby na posterunku i nie wolno nam z
niego uciekać. Twierdzi, że w istocie jesteśmy pod opieką Boga i nie możemy uwalniać
się sami spod tej opieki. W Średniowieczu Tomasz z Akwinu wysunął wniosek, że skoro
życie jest darem danym nam od Boga, to tylko On sam może osądzić kiedy życie
człowieka powinno się skończyć
W XVII wieku John Locke, filozof brytyjski, któremu Amerykanie zawdzięczają ideę
Deklaracji Niepodległości i Konstytucji, oświadczył również, że jesteśmy własnością
Boga, i że. umieścił On nas na Ziemi w sobie wiadomym celu, nie po to abyśmy
opuszczali nasze stanowiska samowolnie. Podobnie niemiecki filozof Immanuel Kant,
który różnił się wielce swymi poglądami od innych, napisał: "... rozpatrując samobójstwo
z punktu widzenia religijnego, widzimy od razu ten czyn w jasnym świetle.
Zostaliśmy umieszczeni na tym świecie pod pewnymi warunkami i przeznaczeni do
specjalnych celów. Ale samobójstwo sprzeciwia się celowi naszego Stworzyciela.
Człowiek, który popełnił samobójstwo jest w innym świecie, ponieważ opuścił swoje
stanowisko i traktowany musi być, jako buntownik przeciw Bogu... Bóg jest naszym
panem, my jesteśmy Jego poddanymi. Jego opatrznościowe prace są dla naszego
dobra".
15
Zawsze myślę, czy tym celem Boga jest pomóc Bogu w utrzymaniu równowagi świata.
Wola - to jest suma Dobra i Zła. Jeśli tego Zła zaczyna być zbyt wiele, to równowaga
świata zostaje zagrożona. Dając ludziom własną wolę: sumę dobra i zła, wraz z duszą,
jest to jakby rozdzielenie nadmiaru Zła na poszczególnych ludzi, którzy powoli przez
miliony stuleci mają to Zło z Woli usunąć lub zmniejszyć. Odbierając sobie życie, ludzie
samowolnie przestają być istotami współpracującymi z Bogiem nad zniszczeniem Zła.
Ale to tylko moje przypuszczenie.
"Niezbadane są wyroki Boskie".
Nikt nie chce być poddanym, najmniej chce być poddanym Polak, ale każdy chce być
w domu Boga, choćby najpokorniejszym sługą. A przecież sługa ma swego pana,
któremu musi być posłuszny. Trzeba więc już na Ziemi być bardziej pokornym i uznać
swego Pana. Ale jakże jest to trudne dla ludzi-istot obdarzonych własną wolą: sumą
Dobra i Zła.
Nie przedstawiam powyższych argumentów, aby popierać ich słuszność albo
przeprowadzać etyczny, czy moralny sąd nad samobójcami. Chcę zaznaczyć takie same
opinie co do celowości życia człowieka i jego samobójstwa użyte w teologicznych
argumentach, jak w słowach ludzi, którzy byli u "progu śmierci". Przypuszczam, że
przeżycia, które zacytowałem w tym rozdziale, wywołają wiele pytań. Niektórzy wykażą,
że pewne samobójstwa nie są moralnie potępione, jak np. w Japonii w czasach
samurajów kiedy był to czyn bohaterski.
Niektórzy będą sugerowali, że my wszyscy jesteśmy w jakiś sposób "zaangażowani"
w samobójstwo. To znaczy, gros z nas wykonuje pewnego rodzaju czynności, które mogą
nas zranić, albo nawet przyczynić się do naszej śmierci. Na przykład palenie papierosów,
spożywanie żywności o wysokiej zawartości cholesterolu i jeżdżenie samochodami w
stanie nietrzeźwym. Ludzie czynią tak mimo że zdają sobie sprawę z ryzyka.
Jaka jest więc różnica między takim zachowaniem a ,,prawdziwym" samobójstwem?...
W jakim punkcie widmo potencjalnego samounicestwienia będzie zasługiwało na karę.
Niektórzy ludzie popełniają samobójstwo z altruistycznych pobudek (na przykład, aby
ratować innych). Co będą przeżywać po śmierci ludzie ponoszący taką heroiczną
śmierć? -I jakie będą przeżycia tych ludzi, którzy doznają straszliwych cierpień w
psychicznej depresji lub po jakiejś okropnej stracie np. bliskiego człowieka?
Wiadome jest, że wiele osób decydowało się na zamaskowanie samobójstwa w celu
zwrócenia uwag: otoczenia na siebie i swoje problemy. W psychiatrii znane jest również
zjawisko odwrotne; istnieją ludzie z podświadomymi inklinacjami do samobójstw. Jednak
nie miałem okazji rozmawiać z żadnym z wyżej wymienionych typów samobójców.
Jeden z moich przyjaciół psychiatrą, który miał nieco inny świat przeżyć w czasie
śmierci klinicznej powiedział mi, że Bóg w swej Istocie jest o wiele bardziej
przebaczającym i rozumiejącym wszystko, czego właśnie my ludzie nie możemy pojąć i
że Bóg ma w opiece te wszystkie istoty zgodnie z miłością swą i mądrością. Osoba
popełniająca samobójstwo potrzebuje od nas ludzi nie sądu, ale miłości i zrozumienia.
16
REAKCJE KSIĘŻY (PASTORÓW)
W swej przedmowie do "Życie po życiu" dr Elizabeth Kubler-Ross wyraziła obawę, że
ten typ studium spowoduje krytykę niektórych członków duchowieństwa. Do pewnego
stopnia to jest prawda. Jednak wielu chrześcijańskich księży różnych sekt, powiedziało
mi o swym entuzjazmie i zainteresowaniu do tego rodzaju badań i zaprosiło mnie do
rozmowy na ten temat z ich parafianami.
Wielu księży wspominało mi, że mają wiernych, którzy opowiedzieli im o przeżyciach u
"progu śmierci". Zdawali się być zadowoleni, że mogą poznać kogoś, kto zawodowych
badań nie łączy z teologiczną doktryną. Kilku księży stwierdziło, Że te przeżycia umocniły
w nich wiarę w prawdy o życiu i śmierci głoszone w Biblii. Czasopismo "Drogowskazy",
które w swej orientacji i poglądach jest przeważnie chrześcijańskie, publikuje takie, jak
te, opowiadania.
Poglądy pewnego metodysty na sprawę przeżyć u "progu śmierci" były tak zbieżne z
moimi, że część badań przeprowadziliśmy wspólnie. A oto część naszego dialogu:
Pastor: - Ta pani była śmiertelnie chora. Starałem się ją pocieszyć rozmowami o życiu
po śmierci: Powiedziałem jej, że jednym z argumentów, które mnie w tym umocniły były
badania przeprowadzone przez lekarzy z ludźmi, którzy umarli i ponownie zostali
przywróceni życiu.
Bardzo ją to zainteresowało. Na jej pogrzebie wygłosiłem mowę pożegnalną,
wspominając rozmowy, które prowadziłem z nią na temat życia po śmierci.
Mowa ta podziałała niezwykle silnie na uczestników pogrzebu, którzy, choć to nie jest
w zwyczaju podchodzili do mnie po uroczystości chcąc pochwalić mnie za sposób w jaki
ją poprowadziłem.
jedną z rzeczy, które próbuję osiągnąć przez kazania, to poprowadzić swych parafian
do miłości bliźniego. I jeśli mówię im, że w czasie śmierci Chrystus przychodzi i pyta ich:
- Jak ukochałeś ludzi? - to znaczy, że miłość jest tą sprawą, na którą wskazuje
Chrystus, nie w Biblii dwa tysiące lat temu, ale teraz gdy ludzie "powracają" ze śmierci, a
przeżycie to jest pozytywnym sensem Sądu, o czym zapewnia nas wiara. Owa miłość
bliźniego to było "narzędzie", którym posługiwałem się w kazaniach dla wzmocnienia
wiary, dla poprowadzenia ludzi, aby zobaczyli znaczenie wiary i miłości.
Dr Moody: - Wspomniałeś pastorze wcześniej, że podobnie; jak ja, myślisz, że dowód
na to, że istnieje życie po śmierci, w sensie naukowym nie nastanie.
Pastom - Gdybyśmy mogli udowodnić, że istnieje życie po śmierci; to tak samo
moglibyśmy udowodnić istnienie Boga.
Nie możemy udowodnić żadnych rzeczy ostatecznych w życiu. Życie w niebie musi
być przyjęte przez wiarę, a gdybyśmy mogli udowodnić, że życie nie istnieje po śmierci,
to ludzie nie mogliby mieć wiary wżycie pozagrobowe. Życie jest tajemnicą. Życie po
życiu - jest więc też tajemnicą.
17
A gdybyśmy kiedyś rozszyfrowali tę tajemnicę, wtedy nie musielibyśmy. posługiwać
się wiarą, aby zrozumieć Boga. Ale do tej pory trzeba opierać się na wiarze. To, co ludzie
mówią po powrocie do życia umacnia naszą wiarę i podbudowuje ją siłą zrozumienia.
Wzmacnia też moją wiarę, skoro jestem człowiekiem wierzącym.
Taka była opinia jednego z pastorów, ale nie spodziewam się, aby wszyscy zgadzali
się z tym. Kilku podeszło do tego z konkretnymi zarzutami. Dość oryginalny pogląd
reprezentowała pewna grupa księży, którzy widzą funkcję kościoła, jako rodzaj etycznego
działania, mającego na celu zgłębienie społecznych reform i jako pomoc w
warunkowaniu się społecznej sprawiedliwości dla wszystkich. Ze swego teologicznego
punktu widzenia księża ci doszli do wniosku, że zwracanie uwagi na życie pozagrobowe
jest przeżytkiem. Słyszałem, jak kilku z nich zaznaczało, że zwracanie uwagi na życie po
śmierci jest daremne. W obronie tego punktu widzenia wystąpił pewien biskup: - "Czy
nie powinniśmy myśleć o tym świecie, a nie o przyszłym? Czy nie ma tutaj wiele
problemów, które nie zostały rozwiązane?
W przeszłości przywódcy różnych krajów próbowali odciągnąć uwagę podległych
narodów od ich sytuacji społecznej nakazując im posłuszeństwo i oddanie w zamian za
co miała ich czekać w życiu pozagrobowym nagroda w postaci nieba. Innymi słowy jego
antagonizm do nauki o zjawisku u .;progu śmierci" zdawał się opierać na idei, że
doktryny życia pozagrobowego czasami przedstawiają zamaskowane próby stłumienia
buntu społecznego.
Do pewnego stopnia zgadzam się z kilkoma opiniami wyrażonymi przez tych
przedstawicieli kleru. Moja opinia jest taka: znajduje się wiele niesprawiedliwości
społecznych w świecie i chciałbym pomóc w polepszeniu tego stanu. Czuję, że nakaz
"kochaj bliźniego swego, jak siebie samegu" jest ważny i oznacza, że powinniśmy starać
się pomóc naszym bliźnim, którym gorzej się powodzi niż nam samym. W świetle mojego
własnego doświadczenia, byłem zdumiony, że kilku księży uważa zwrócenie uwagi na tę
kwestię za przestarzałe, albo nie warte zastanowienia.
Moje obserwacje są krańcowo inne. Uważam, że naprawdę wiele osób jest bardzo
zainteresowanych tą sprawą. Przyznam także, że nie mogę zrozumieć, jak społeczna
uwaga i zainteresowanie życiem po śmierci, mogą się wzajemnie wykluczać. Z
pewnością można by patrzeć na to zagadnienie z punktu dobra innych, niezależnie, czy
człowiek miałby pełną świadomość, że jest lepsze życie po śmierci. Oczywiście wielu
przesłuchanych pacjentów, z którymi rozmawiałem przykładało dużą wagę do dobra
innych. Bardzo wysoko cenią sposób życia. Poza tym wiara w życie pozagrobowe może
dać nam raczej bodziec do próbowania polepszenia swego postępowania, niż stawania
się obojętnymi na krzywdę ludzką. Nie zgadzam się również, że szerzenie doktryny życia
po śmierci, miałoby odciągać ludzi od ich egzystencji; Wiele osób powiedziało mi o ich
obawach przed śmiercią. Oni boją się, że ich świadomość może być unicestwieniem
przez śmierć. Inni chcą mieć nadzieję, że odejście przyjaciół i krewnych w śmierć nie jest
ostateczne. Te uwagi daleko bardziej poruszają sprawy nieszczęść ludzkich i klasowych
buntów. A jeśli chodzi o moje własne podejście do tych przeżyć u "progu śmierci", to leży
ono w zakresie moich medycznych zainteresowań. Ludzie mówią mi, jako lekarzowi o
18
swych przeżyciach pozagrobowych, które miały wielkie znaczenie w ich życiu. Chciałbym
zrozumieć owe przeżycia pozagrobowe moich pacjentów będących pod opieką lekarską.
Nie próbuję podkreślać tutaj, że to co robię jest lepsze, niż działalność księży-liberałów, o
których wspomniałem, tylko że moja działalność jest inna. W ten sposób ich pogląd, że
kierowanie uwagi na życie po śmierci nikogo nie interesuje, jest odbiciem jedynie ich
własnego niezrozumienia zainteresowań społeczeństwa, gdyż według mnie
zainteresowanie tymi sprawami jest wręcz spontaniczne. Przy czym nie chodzi mi o to,
ku której stronie przechyla się większość opinii chrześcijańskich:
Druga grupa księży, którzy wystąpili z krytyką przeżyć u "progu śmierci", reprezentuje
konserwatywny punkt widzenia. Odnosi się to do tych, którzy mówią, że przeżycia u
"progu śmierci" są kierowane przez diabelskie siły. Nie mam formalnego rozeznania w
dziedzinie teologii. Moja lektura na ten temat ogranicza się jedynie do wielkich teologów
takich, jak: św. Augustyn, Tomasz z Akwinu, Jan Kalwin, którzy są także uważani za
wielkich i wpływowych filozofów:
Zapytani moi przyjaciele-księża co myślą o przeżyciach u "progu śmierci"
odpowiedzieli, że wizje brane są pod uwagę i mają z pewnością znaczenie skoro
wpływają pozytywnie na zmianę życia ludzkiego i powodują zbliżenie człowieka do Boga.
Jak widzieliśmy wcześniej przeżycia u "progu śmierci" osób, które przebadałem,
faktycznie prowadziły je dokładnie tymi samymi drogami do polepszenia swego życia.
Inni księża zwracali uwagę na zbieżność wizji z niektórymi urywkami z Biblii.
Niepokoją mnie zarzuty, że wizje te są spowodowane za sprawą diabła. Moje religijne
wierzenia są dla mnie niesłychanie ważne i doprawdy nie wiem, jak się bronić przed
takim oskarżeniem, jak satanizm. Poczułem do pewnego stopnia ulgę po rozmowie z
pastorem-metodystą reprezentantem konserwatyzmu teologicznego. Zapewnił mnie, że
był również oskarżony przez członków sekty, że jego własna osobowość jest
ukształtowana z pomocą szatana. W tym ogromnymi, dziwnym świecie, zawsze znajdzie
się ktoś, kto będzie kwestionował czyjeś przekonania i ich pobudki. Biorąc pod uwagę te
cechy człowieka, przypuszczam, że i do mnie przyjdzie ktoś aby sprowadzać mnie z
"błędnej drogi".
Wśród moich rozmówców znajduje się również trzecia grupa księży, o których należy
wspomnieć.
Stanowili oni grupę "nieśmiałych". Przeżycie u "progu śmierci" skomentowali, jako
problem leżący w gestii medycyny, zjawisko, które powinno pozostać ważne dla lekarzy.
Ich zdaniem można by nie brać pod uwagę takich zjawisk i nazywać je jedynie
halucynacjami, mimo faktu, że osoby mające przeżycia pozagrobowe opowiadały im o
ich religijnym życiu i wierze, a nie o ich stanie zdrowia i przewidzeniach halucynacyjnych.
Jest jeszcze inny aspekt tego zagadnienia, a mianowicie konflikt między zawodami.
Przedstawiciele każdego zawodu są względem siebie solidarni szczególnie w sytuacji
"zagrożenia z zewnątrz" i bardzo nie lubią ingerencji w ich własną zawodową domenę.
Trzeba stać na straży przeciwko upraszczaniu złożonych problemów, co wypływa z
pewnego rodzaju zawodowej wyłączności. Takie nastawienie zdaje się najbardziej
19
ograniczać intelektualne podejście do zagadnienia. Wygląda to na zamykanie przez
laików drogi zrozumienia przeżyć u "progu śmierci" z punktu widzenia medycyny. Przy
tym takie nastawienie zdaje się nasuwać bardzo problematyczne przypuszczenie, że
obecny podział pracy między zawodami i polami nauki redukuje w pewnym sensie
możliwość ich przenikania. Omawiane przez nas zjawiska są zawieszone pomiędzy
kompetencjami dwóch zawodów.
Tak więc spotkałem duchownych, którzy nie dyskutują nad przeżyciami u "progu
śmierci", ponieważ twierdzą, że jest to tylko medyczne zjawisko. Z drugiej strony kilku
lekarzy powiedziało mi, że oni nie będą o takich przeżyciach mówić ze swymi
pacjentami, ponieważ przypuszczają, że takie przeżycia są na tle religijnego nastawienia
pacjentów. Jednym słowem wydaje się, że dla niektórych osób owo zjawisko jest raczej
niepopularne i leży na granicy dwóch światów: materialnego i duchowego. Muszę jednak
stwierdzić, że wielu duchownych, których poznałem w ciągu mych badań nad tym
zjawiskiem, interesowało się i popierało moją pracę. Zauważali, że nie wyciągam
wniosków i nie próbuję siłą wmówić innym moich własnych teorii na ten temat, dając
każdemu prawo do własnej decyzji, komentarzy i szukania informacji z innych źródeł.
PRZYKŁADY HISTORYCZNE
Kilka lat temu nie znałem przykładów z historii o zjawiskach u "progu śmierci".
Obecnie wiem, że znajdują się one w piśmiennictwie z bardzo wczesnych czasów.
Sądzę, że warto zacytować tutaj te, które są zaczerpnięte z rozmaitych źródeł z różnych
kultur i wieków. Będzie to tylko część materiału, który zebrałem dotychczas.
W dziejach apostolskich 7 : 54-59 podane jest, że zanim św. Szczepan został
ukamienowany przez rozjuszony tłum... (być może przed śmiercią został zraniony i
doznał śmierci klinicznej) miał widzenie. To co powiedział uderzyło ludzi prosto w serce
tak, że zgrzytali zębami z wściekłości. Ale on, będąc pełen Ducha Świętego, patrzył
wciąż w niebo i zobaczył Boga w chwale i Jezusa stojącego po prawej Jego ręce. I rzekł
- Patrzcie, oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Boga.
- Wtedy tłum zakrzyczał głośno. Zatkano sobie ,uszy i jednocześnie rzucono się na
niego aby wypędzić go poza miasto i ukamienować (...).
Czcigodny Bede był mnichem angielskim, który żył od 675 do 735 r. Zebrał "Historię
Angielskiego Kościoła i Ludzi" w 731 r. Wśród wielu cudów; Bede opowiada o "powrocie
ze śmierci, a mimo różnic w idiomach, opowiadanie w wielu punktach przypomina to, co
słyszymy dzisiaj.
"- W owym czasie osobliwy cud, taki, jakie były dawniej, zdarzył się w Wielkiej
Brytanii. Otóż człowiek już zmarły powrócił do życia w ciele fizycznym ze swego życia
duchowego po śmierci i opowiadał wiele walnych rzeczy, które widział tam.
Żył w kraju Northumbrians, naczelnik rodu zwany Cunningham, który był pobożny i żył
w zgodzie ze wszystkimi domownikami. Zachorował i choroba stawała się coraz
20
groźniejsza, aż nastąpił kryzys i śmierć. Ale o świtaniu wrócił do życia i nagle usiadł ku
wielkiemu przerażeniu tych, którzy go opłakiwali. Wszyscy uciekli i pozostała tylko jego
żona, kochająca go szczerze, lecz drżąca i pełna trwogi. Mąż rozproszył jej wątpliwości
tymi słowy:
- Nie bój się, ja naprawdę .powstałem ze śmierci i pozwolono mi żyć wśród ludzi
znowu, ale muszę nauczyć się żyć inaczej.
Niedługo po tym porzucił wszystkie światowe zaszczyty i wstąpił do klasztoru
Melrose...
A oto inna historia o podobnym przeżyciu: "Urodziwy mężczyzna w jaśniejącej szacie
był moim Aniołem Stróżem. Szliśmy w milczeniu jakby w kierunku północno-wschodnim, i
przybyliśmy do bardzo rozległej i ciemnej doliny nieskończonej długości. To właśnie mój
przewodnik wkrótce wyprowadził mnie z ciemności w atmosferę promienistego światła, a
gdy mnie wiódł dalej w. tej jasności, zobaczyłem przed nami ogromny mur, który zdawał
się być bardzo długi i wysoki. Ponieważ nie widziałem żadnej bramy, okna albo przejścia,
więc zacząłem zastanawiać się, jak go przebyć. Nie wiem jakim sposobem, w jednej
chwili dostaliśmy się na wierzch tego muru. Poza nim rozciągała się szeroka piękna
łąka... Całe to miejsce przepojone było światłem, i miało się wrażenie, że jest to jasność
większa., niż o poranku, albo że są to promienie słońca w samo południe.
Mój przewodnik rzekł: - Musisz teraz wrócić do swego ciała i żyć jeszcze wśród ludzi,
ale jeśli spełnisz swoje zadania z większą starannością i będziesz ćwiczył się, aby słowa
twoje były prawdziwe, a życie pełne cnoty i prostoty, to gdy umrzesz znajdziesz swoje
miejsce wśród tych szczęśliwych duchów, które tu widzisz. Za chwilę odejdę, a to
wszystko pokazałem ci abyś wiedział jaka może być twoja przyszłość.
Gdy mi to rzekł, nie chciałem wracać do mego ciała fizycznego, ponieważ
przeszedłem przez miejsce Piękna i Zachwytu i widziałem to wszystko uczestnicząc w
tym życiu. Ale nie ośmieliłem się zadawać pytań memu Przewodnikowi. W pewnym
momencie, nagle znalazłem się wśród ludzi":
O swoich przeżyciach, i o tym co widział, człowiek ten nie będzie mówił z ludźmi
obojętnymi i dbającymi o swą dumę, ale tylko z tymi, którzy obawiają się kary albo cieszą
się nadzieją wiecznego szczęścia i są chętnymi przyjąć jego słowa do serca i żyć w
świętości. Rysem szczególnie interesującym jest to, jak bardzo zmieniło się życie
człowieka i jego poglądy.
Dwa interesujące opowiadania nieznanych Irlandczyków z X i IX wieku, znajdują się w
bogatym zbiorze celtyckiej literatury: - "Zbiór Celtyckiej Literatury'', tłumaczonej przez
Kenneth H. Jackson'a.
"Mali chłopcy, którzy poszli do nieba"
...Donnám syn Liath'a a jeden z uczniów Senan'a, był świadkiem śmierci dwóch
małych chłopców.
Dzieci utopiły się przy skale, a następnego dnia morze wyrzuciło ich ciała.
21
Przyszli rodzice i błagali swych synów, żeby powrócili do życia. Senán rzekł do
Donnan'a:
- Powiedz chłopcom, żeby powstali i rozmówili się ze mną.
Donnan rzekł: - Wstańcie i odezwijcie się do waszych rodziców, ponieważ tak nakazał
Senán. Chłopcy natychmiast wstali na rozkaz Senán'a i powiedzieli swoim rodzicom:
- Zrobiliście źle, żeście nas ściągnęli na Ziemię.
- Jak to - powiedziała ich matka - woleliście zostać gdzie indziej, w innym świecie, niż
wrócić do nas?
- Mamo - odparli - choćbyś mogła dać nam moc całego świata i wszelkie jego
uciechy i radości, to myślelibyśmy, że nie ma różnicy między więzieniem, a życiem na
Ziemi, w porównaniu ze -światem, z którego wróciliśmy. Nie zatrzymuj nas, ponieważ
nadszedł czas abyśmy odeszli. Bóg da wam łaskę, abyście nie zamartwiali się po utracie
nas. I tak rodzice dali im pozwolenie na odejście i poszli razem z Senánem do jego
kaplicy i przyjęli sakrament, a potem poszli do nieba, a ich ciała były pogrzebane przed
probostwem, gdzie mieszkał Senán. I to byli pierwsi ludzie, którzy zostali pogrzebani na
Wyspie Scattery".
"Opowiadanie o duchu"
Dwaj studenci znający się od dziecka prowadzili pewnego razu rozmowę w małej
chatce: Smutna jest droga, w którą udali się nasi najbliżsi i nasi przyjaciele i nigdy
stamtąd nie powrócą aby powiadomić nas o świecie, do którego' się udali. Umówimy się,
że jeżeli któryś z nas umrze, powróci z wieściami do drugiego w przeciągu miesiąca.
Niedługo po tym, jeden z nich zmarł i został pochowany. Drugi oczekiwał zmarłego
przez miesiąc, ale ten nie dawał znaku. Poirytowany przeklinał jego i Trójcę Św. błagając
Ją jednocześnie aby pozwoliła mu porozumieć się ze zmarłym. Mijały dni i żyjący student
znalazł się w skrajnym wyczerpaniu. Gdy pewnego dnia niechcący uderzył głową o belkę
w chatce, poczuł, że umiera i jego dusza oddziela się. od ciała, które jednocześnie i
widział i czuł. W pewnym momencie zobaczył, że znalazł się w kościele i usłyszał:
- Spowodował to twój brat w Chrystusie, który przyprowadził cię tutaj.
Dusza jego wyszła z kościoła. Jeden z duchownych uderzył w dzwon. - To nie jest w
porządku - powiedziała Dusza - żeby ksiądz przyprowadzał mnie do zmarłego. Ksiądz
nie odpowiedział. Dusza zwracała się do każdego, ale nikt jej nie słyszał. Była
zrozpaczona. Przenosząc się dalej zwróciła się do żniwiarzy: - Tutaj jestem rzekła, ale
nikt jej nie słyszał. Wróciła znów do kościoła, gdzie właśnie pobrano opłatę za pochówek
i można było zobaczyć, jak ciało przewożono na cmentarz. Kiedy Dusza weszła do
kościoła, zobaczyła swego przyjaciela przed sobą:
- Dlaczego nie dotrzymałeś obietnicy?
- Nie wymawiaj mi - rzekł przyjaciel - Przychodziłem nieraz i byłem obok twojej
poduszki, błagając ciebie, ale ty nie słyszałeś, ponieważ twoje fizyczne ciało nie słyszy
lekkiej eterycznej duszy.
22
- Słyszę cię teraz - odparła Dusza.
- Nie - rzekł przyjaciel to tylko twoja dusza, która jest tutaj. Ona wyszła z twego ciała
fizycznego. Ponieważ błagałeś mnie, żebym się spotkał z tobą. Nieszczęściem jest, jeśli
ona postępowała źle, a szczęściem jeśli czyniła dobrze. Idź odnaleźć twoje ciało fizyczne
zanim złożą je do grobu.
- Nie chcę wracać do niego - czuję strach i wstręt. Musisz wracać i żyć jeszcze rok.
Powtarzaj codziennie "Anioł Pański" za moją duszę.
Dusza pożegnała się z nim i poszła do swego ciała, a kiedy wchodziła w nie, wydała
okrzyk i powróciła do życia, a po roku poszła do nieba.
W tych dwóch opowiadaniach znajdują się elementy podobne do wielu współczesnych
relacji, w obydwóch tych opowiadaniach występuje znana "niechęć do powrotu".
W drugim zostało podane uczucie duszy oddzielonej od ciała. Student spostrzega
swoje ciało, którego początkowo nie rozpoznaje (uwaga, którą wiele osób czyniło.,
opisując mi swoje przeżycia). Człowiek uważa własne ciało fizyczne za odbicie, jak w
zwierciadle i dlatego mole słyszeć i widzieć innych, ale sam jest niewidzialny i
niesłyszalny dla nich. Student jest witany przez swego zmarłego przyjaciela.
Interesujące opowiadanie z innej kultury jest podane w książce Sir Edwarda Burnett'a
Tylor'a, antropologa z IX wieku. W książce pt. "Pierwotna Kultura" przytacza on
następujące opowiadanie polinezyjskie.
"- Ta historia została opowiedziana Mr Shortland'owi przez służącego, który nazywał
się Te Wharewera. Ciotka jego zmarła w samotnej chatce nad brzegiem jeziora Rotoura.
Ponieważ była kobietą starą, pozostawiono ją w samotnej chatce z solidnymi drzwiami i
oknami. Ale dzień albo dwa po jej śmierci wczesnym rankiem, Te Wharewera z innymi
kolegami; płynąc w canoe, blisko tej chaty, zobaczył postać na brzegu jeziora kiwającą
na nich. To była słaba., zimna i umierająca z głodu ciotka, która powróciła do życia. Kiedy
po jakimś czasie doszła do siebie, opowiedziała, co się z nią stało. Opuszczając swoje
ciało, jej dusza poleciała w kierunku Północnego Przylądka i przybyła do ujścia Reigny.
Tam, trzymając się gałęzi pełzającej rośliny "ake ake" zeszła do przepaści i znalazła się
na piaszczystym brzegu rzeki.
Oglądając się wokoło, spostrzegła w oddali ogromnego ptaka, wyższego niż człowiek,
idącego do niej szybkimi krokami. To straszliwe ptaszysko tak ją przeraziło, że jej
pierwszą myślą była spróbować powrócić po skalnych występach tej przepaści, ale
widząc starego człowieka, płynącego w canoe w kierunku niej, pobiegła do niego
uciekając jednocześnie przed ptakiem. Kiedy została bezpiecznie przewieziona na drugi
brzeg, poprosiła starego Charona, aby powiedział, gdzie mieszkały dusze jej krewnych.
Idąc ścieżką, którą jej stary człowiek wskazał spostrzegła zdumiona, że była to ścieżka,
po której chodziła na Ziemi. Poznawała znajomy krajobraz wsi, drzewa, krzewy i rośliny.
Poszła tam i wśród tłumu tam zebranego, spotkała swego ojca i wielu swych bliskich
krewnych. Rodzina powitała ją lamentującym psalmem, którym zawsze tubylcy zwracają
się do ludzi, spotykając ich po długiej nieobecności.
23
Ale kiedy ojciec zapytał o żyjących krewnych, a specjalnie o jej własne dziecko,
stwierdził, że musi wrócić na Ziemię, aby zaopiekować się jego wnukiem. Na jego rozkaz
odmówiła więc dotknięcia pożywienia, które zmarli ofiarowywali jej i mimo prób
zatrzymania jej, ojciec doprowadził ją szczęśliwie do łodzi, popłynął z nią i podzieliwszy,
dał jej spod swego płaszcza, dwa ogromne słodkie ziemniaki do zasadzenia w swym
kraju, aby były pożywieniem dla jego wnuka. Ale gdy znowu zaczęła się wdrapywać na
ścianę przepaści, dwie ścigające ją dusze noworodków, zepchnęły ją z powrotem.
Uciekając cisnęła w nie ziemniakami.
Weszła pośpiesznie na skałę i za pomocą pnia "ake ake" doszła do Ziemi i odleciała
tam, gdzie zostawiła swoje fizyczne ciało.
Powróciwszy do życia, znalazła się w ciemności, a te przeżycia zdawały się być snem.
Kiedy ranek zaświtał, słabe światło przenikające przez szpary zaryglowanego domu
oświetliło kalabasę częściowo wypełnioną ochrą zmieszaną z wodą. Gorliwie wypiła tę
wodę i gdy poczuła się trochę mocniejsza, spróbowała otworzyć drzwi i przyczołgać się
nad brzeg jeziora, gdzie jej przyjaciele wkrótce ją znaleźli.
Ci, którzy słuchali jej opowiadania, mocno wierzyli w rzeczywistość tych przygód, ale
żałowali, że nie przyniosła z powrotem chociaż jednego z olbrzymich słodkich
ziemniaków na świadectwo jej bytności w kraju duchów".
Nie mogłem znaleźć książki pt. "Tradycje i Zabobony Nowozelandczyków" napisanej
przez Edwarda Shortland'a, o streszczonej przez Tylor'a.
Jednakże nawet biorąc pod uwagę kulturowe różnice w wyrażaniu się, symbole i
ewentualne przekręcania, co prawdopodobnie miała miejsce, kiedy opowiadanie
przechodziło z ust do ust, poznaje się kilka wspólnych cech z przeżyciami u "progu
śmierci".
Kobieta, która "umarła", opuściła swoje ciało, przepłynęła- w canoe rzekę, spotkała się
ze zmarłymi, swymi krewnymi i powiedziano jej, aby wróciła na Ziemię zaopiekować się
swoim synem.
Angielski pisarz Thomas De Quincey (1785-1859) miał również przeżycia u "progu
śmierci". W książce pt. "Wyznania Angielskiego Palacza Opium"; opisuje swoje własne
przeżycia w czasie palenia opium, nawyku, który był w owych czasach szeroko
rozpowszechniony ze względu na łatwość nabycia opium i wolną, legalną sprzedaż tego
narkotyku. Opisuje on powracające sceny z jego przeszłości, które przypomniały mu
pewne opowiadanie jego krewnej, która jak twierdzili uczeni... była jego matką.
W swoim pierwszym wydaniu tej książki w r. 1821 pisze on:
"- Pewnego razu jedna z moich bliskich krewnych opowiadała mi, że kiedy była
dzieckiem wpadła do wody i była bliska śmierci. W tej krytycznej sytuacji miała przez
chwilę wizję swego całego życia widzianą jakby w zwierciadle. Obrazom tym
towarzyszyła zdolność niezwykle jasnego i trafnego oceniania tej panoramy życia". W
dalszym ciągu de Quincey pisze tak o tym wypadku zwracając uwagę na sceptycyzm
niektórych czytelników.
24
"- Ta kobieta żyje jeszcze, chociaż jest bardzo stara i mogę powiedzieć, że życie jej
było pozbawione grzechu i lekkomyślności, a obfitowało w prawdomówność i szczerość.
Była nawet przesadnie skromna w niczym sobie nie pobłażając. Prowadzila życie
niemalże ascetyczne. Gdy się to zdarzyło, mogła mieć ukończone dziewięć lat. Bawiła
się na brzegu strumienia i wpadła do najgłębszej wody. Prawdopodobnie nikt nie
wiedział, że została uratowana przez gospodarza, który przejeżdżał drogą.
Lecz ona zeszła już w otchłań śmierci i poznała sekrety życia pozagrobowego tak, jak
je kiedyś znał człowiek, któremu została dana obietnica powrotu w zaświaty. W pewnym
stadium tego zejścia do krainy pośmiertnej, miała wrażenie, jakby w nią uderzył jakiś
powiew, fosforyczny blask bił ją w oczy i natychmiast zdolność poznania całego swego
życia powstała w jej mózgu. W mgnieniu oka każdy czyn jej przeszłego życia, ożył na
nowo, stając w kolejności, nie jako sukces jej życia, ale jako część egzystencji. Może
takie światło, które pokazało całą drogę jej życia, ze smutkami i radościami dzieciństwa
oświetliło również przeznaczonego na apostoła, Pawła, w czasie jego drogi do
Damaszku. Ale tamto Światło oślepiło na pewien czas Pawła, a to wypełniało cały umysł
niebiańską wizją, tak że jej świadomość stała się w jednej chwili świadomością
wszechwiedzącą tej nieskończonej panoramy życia".
Opowieść ta została przyjęta sceptycznie przez kilku krytyków. Ale od tego czasu
została potwierdzona przez przeżycia innych ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o sobie
nawzajem. Zdumiewającym punktem jest jednak panorama wydarzeń, widzenie
minionych wypadków życia przez wszystkich relacjonujących, co w znacznym stopniu
dopomogło w uformowaniu epokowego odkrycia. Widzenie po śmierci klinicznej ma
głębszy sens - pewność, że jest możliwość wskrzeszenia tego, co tak długo spało w
napomnieniu. Każdy ślad tych przeżyć mówi nam o zerwaniu zasłony Wielkiej Tajemnicy
Życia Pozagrobowego. Nagle, w milczącym rozkazie, na sygnał wysłany z umysłu,
zasłona ta uniosła się w górę i cała głębia Tajemnicy Życia poza życiem, została
pokazana.
Jest godne uwagi, że członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa i Apostołów (Mormoni)
byli już w dawnych czasach pouczeni o przeżyciach u "progu śmierci" i te pouczenia
krążyły wśród nich. Również jest interesujący fakt, że sławny psychiatra Carl Gustaw
Jung miał przeżycie u "progu śmierci". które podaje w rozdziale zatytułowanym "Wizje" w
książce pt. "Wspomnienia, Sny i Refleksje". Oscar Levis, współczesny antropolog napisał
fascynujące dzieło: "Dzieci Sándhez'a" oparte na badaniu życia rodziny meksykańskiej.
Jeden z członków rodziny, opowiedział mu o przeżyciu u "progu śmierci".
W literaturze znajdują się podobne opisy. Choćby tylko te dwa: "Pożegnanie z bronią"
Ernesta Hemingway'a, gdzie narrator opisuje jakich doznawał uczuć, będąc poza swym
ciałem fizycznym w czasie śmierci klinicznej. Należy podkreślić, że powieść ta posiada
wątki autobiograficzne.
Również w książce Lwa Tołstoja pt. "Śmierć Iwana Iliicza" opisane są sceny śmierci
tytułowego bohatera, który miał wrażenie że przebywa w ciasnej jaskini, gdzie widział
jakby projekcję swego minionego życia zakończoną ukazaniem się jasnego światła.
25
Wiele jest podobnych opisów. Zanim powstało pojęcie u "progu śmierci", dawno stan ten
był znany ludziom.
PYTANIA
Po opublikowaniu "Życia po życiu" otrzymałem wiele pytań od czytelników tej książki:
lekarzy, studentów i innych ludzi. Przypuszczam, że odpowiedzi na te pytania
zainteresują wiele osób.
Pytanie 1. Czy publiczne omawianie szczegółów tego zjawiska nie stanie na
przeszkodzie w przyszłym naukowym zbadaniu tej dziedziny?
To pytanie jest rzeczywiście trudne. Omawianie publiczne szczegółów tego zjawiska
będzie miało wpływ nie tylko na opowiadanie nowych przeżyć, ale także stworzy
możliwość osobom bez skrupułów fałszowania relacji z interesującej nas dziedziny, w
celu przyciągnięcia uwagi, zdobycia popularności, czy osiągnięcia innych korzyści.
Chociaż moje studium może skomplikować problem odłączenia plew od ziarna, twierdzę,
że aby zjawisko zostało potraktowane naukowo, musi być najpierw ujawnione. Problem
jest czy należy zatrzymać wiadomość o tym fenomenie, jako zawodową tajemnicę, a jeśli
tak, czy zatrzymanie w tajemnicy tak wielkiego odkrycia nie wzbudzi całego szeregu
zastrzeżeń i nie wprowadzi chaosu. Przez wiele lat pytano mnie najczęściej jeśli takie
zjawiska są pospolitymi przeżyciami, dlaczego nie zostały szeroko publikowane? Teraz
nadszedł czas, że doszliśmy do stwierdzenia "jeśli takie zjawiska są szeroko
publikowane, to czemu się dziwić, że są one tak rozpowszechnione?".
Pytanie 2. Dlaczego pan nie podaje nazwisk osób przesłuchiwanych w sprawie ich
przeżyć "pozagrobowych"? Czy nie przyczyniłoby się to do większej wiarygodności?
Nie podawanie nazwisk jest z mojej strony uprzejmością która ma szersze podłoże.
Ludzie przychodzący do mnie, mają gwarancję, że nie zrobię użytku z ich nazwisk. W
dalszym ciągu będę tak postępował i w ten sposób zbiorę znów wiele opowiadań,
których ludzie nie mogliby podać, gdyby wiedzieli, że ujawnię ich nazwiska. Gdybym
podał obraz osoby, jej nazwisko i adres, jak podaje się w artykule w gazecie, to czytanie
książki mogłoby się stać nudne. Jednak i takie postępowanie nie przydałoby dziełu
mojemu większej wiarygodności z naukowego punktu widzenia. Ostatecznie te zjawiska
staną się bardziej realnymi, jeśli inni potwierdzą, że mieli również takie same przypadki.
W mojej książce nie podałem żadnych wniosków, a tylko przepowiedziałem, że inni
ludzie, którzy obserwują to "zjawisko " życzliwie i pilnie, będą mogli znaleźć przykłady
doświadczeń u "progu śmierci" ujawniające stany, o których pisałem.
Pytanie 3. Czy cała koncepcja życia po śmierci nie jest po prostu "pobożnym
życzeniem"?
Niektórzy mogliby dowodzić, że prawie wszyscy albo przynajmniej wielu z nas,
chciałoby żyć po śmierci i nic nie powinno powstrzymywać badań nad tym, czy jest
możliwe życie po śmierci. Takie argumenty zdarzają się w wielu stronach świata, ale
26
mógłbym wykazać, że można przedstawić to winny sposób. Fakt, że gdzieś jest coś,
czego prawie każdy z nas życzy sobie, nie przesądza sprawy, że to "coś" nie istnieje.
Wiliam James powiedział, że odnosząc się z całym szacunkiem do spraw religijnych,
które nie dopuszczają do empirycznych dowodów, że w religii nie znajdzie się innej
niewiary, jak tylko tę powstałą z obawy, aby się nie pomylić i wiarę opartą na nadziei, że,
ma się rację.
Pytanie 4. Czy może cale te przeżycia u "progu śmierci" są dlatego interesujące, że
są dziwactwem?
Wątpię w to. To zjawisko u ludzi z Zachodu przetrwało przez całą ich historię. Prawie
wszyscy wielcy filozofowie zajmowali się przeżyciami pozagrobowymi, są one głównym
tematem wielu pisarzy. i mają na nich wpływ. Po drugie szybki postęp w przywracaniu
ludzi do życia gwarantuje, że coraz częściej w przyszłości będziemy spotykać się ze
zjawiskami przeżyć "pozagrobowych". Wreszcie wielu lekarzy od swoich pacjentów na
rekonwalescencji słyszy bolesną wymówkę: - "Czy mógłby ktoś odpowiedzieć mi
dlaczego ja chcę umrzeć? - Nie zważając, czy ktoś wyobraża sobie przeżycia u "progu
śmierci", jako dowód na nieśmiertelność, czy jedynie jako wynik wypadków
fizjologicznych, sądzę, że jest korzystne, iż zaczynamy uchylać rąbka tajemnicy.
Pytanie 5. Czy ludzie, z którymi pan rozmawiał, interesowali się okultyzmem przed lub
po przeżyciach u "progu śmierci"?
Rozmawiałem już z ponad trzystoma osobami, które znalazły się u "progu śmierci".
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w tej grupie znalazło się kilka osób, które
interesowałyby się reinkarnacją, porozumiewaniem z duchami przez medium, astrologią i
innymi sprawami okultystycznymi. Jednakże jest interesujące, że poza grupą moich
pacjentów, tylko sześć, albo siedem osób oznajmiło, że interesowali się tymi sprawami
przed lub po przeżyciach u "progu śmierci". Żadna z tych osób nie doniosła mi, że miała
więcej niż jedno tajemnicze albo niezwykłe przeżycie w ciągu swego życia. W ogóle
ludzie, z którymi rozmawiałem nie byli tymi, którym często zdarzały się "przeżycia
pozagrobowe", albo którzy wykazywaliby większe zainteresowanie okultyzmem, , . '
Pytanie 6. Czy przeprowadził pan wywiad z jakimiś ateistami, którzy mieli takie
przeżycia?
Każdy, z kim rozmawiałem wyrósł w tradycjach żydowsko-chrześcijańskich. W tym
pytaniu słowo "ateista" jest co najmniej częściowo 'terminem z góry przesądzającym, co
do osobowości, uczuć i wiary. "Ateista" może być w niektórych wypadkach słownym
zamaskowaniem uczuć osobistych,. które mogą być bardzo różne, może nawet głęboko
religyne. Sądzę, że jest prawie niemożliwe określić stopień wiary w tych wypadkach,
ponieważ każdy w naszym społeczeństwie jest pod wpływem pojęć religijnych. W
związku z tym zawsze powstanie pytanie do jakiego stopnia, nawet podświadomie, jest
on pod wpływem idei religijnej. Osoby; które przesłuchiwałem, twierdzące że przed ich
przeżyciami "pozagrobowymi" nie mieli szczególnego nastawienia religijnego, konstatują,
że po przeżyciach u "progu śmierci" przyjęli prawdę doktryn religijnych.
Pytanie 7. Ile lat mają osoby przesłuchiwane przez pana?
27
Rozmawiałem z wieloma dorosłymi, którzy opowiadali mi o swoich przeżyciach u
"progu śmierci" jeszcze za czasów swego dzieciństwa. Relacje o najwcześniejszych
przeżyciach pochodziły od osoby, która doświadczyła tego mając trzy lata. Rozmawiałem
jednak z jednym dzieckiem, które powiedziało mi o swoim przeżyciu "pozagrobowym" i to
przypadkowo. Miało to miejsce w klinice pediatrycznej wówczas, gdy pomagałem
dziecku w kuracji. Najstarszą osobą był mężczyzna około 75 lat, który zgłosił się zaraz
po swym przeżyciu u "progu śmierci". Powiedział mi o tym zaledwie dwa miesiące
później. Sądzę, że wiek osób trochę przyczynia się do treści przeżycia. Oczywiście, myśli
które przebiegają w umyśle dziecka w czasie kryzysu, są inne od tych, które zdarzają się
dorosłym.
Pytanie 8. Czy wyniki z tych badań nie gloryfikują śmierci?
Nie, absolutnie nie. Sądzę, że wszyscy wiemy o złych skutkach śmierci. Śmierć jest
straszna na skutek separacji od tych, których kochaliśmy, jak również z powodu
cierpienia przed śmiercią. Śmierć jest straszna, gdyż ludzie mogą umrzeć wcześniej
zanim mogliby mieć szansę wykonania zadań, które chcieliby zrealizować w swym życiu.
Pytanie 9. "Umarłem", zostałem przywrócony do życia i nie przypominam sobie nic z
tego?
Kilka osób wyraziło coś w rodzaju zmartwienia, a ja chciałem mieć szansę wyciągnąć
z ich opowiadań pewne wnioski. Jak podkreśliłem w "Życiu po życiu" nie każdy, kto
przeżył kliniczną śmierć, pamięta to, co przeżył. Rozmawiałem z wieloma osobami, które
nie pamiętają nic. Nie potrafią wyjaśnić na czym polega to, że jedni pamiętają swe
przeżycia podczas śmierci klinicznej, a drudzy nie. Czy mato podłoże w ich nastawieniu
religijnym osobowości, okolicznościach, przyczynie ich śmierci, czy też zależy od czegoś
innego...?
Można zastanawiać się, czy pewna grupa ludzi, którzy nie przypominają sobie nic, nie
mogłaby być tak wstrząśnięta "przeżyciem pozagrobowym", że podświadomość
zmuszała świadomość do zapomnienia.
Aby uniknąć pomyłek, chcę oprzeć się na liście przypadków już ustalonych, aby podać
dokładny model do czego musi być podobne przeżycie u "progu śmierci": Ogromna skala
przeżyć dana jest osobom, które doznały jednego lub dwóch wypadków "przeżyć
pozagrobowych". Spodziewam się, że lista, którą zebrałem będzie poprawiona i
usystematyzowana. .Jest ona prostym teoretycznym modelem i powinno się unikać
czynienia z przeżyć u "progu śmierci" idealnie ustalonego modelu.
Pytanie 10. Pan powiedział, że nie każdy, kto przechodzi przez śmierć kliniczną ma
przeżycia? Jaka jest ilość takich przypadków?
Rodzaj studiów, które przeprowadziłem nie dał mi podstawy do zrobienia takiego
obliczenia. Mój model wypadków opiera się na relacjach tych, którzy mieli takie
przeżycia. Dzięki temu, że nakreśliłem taki właśnie model przeżyć, ci którzy ich doznali,
mogli mi więcej opowiedzieć, niż ci, którzy przeszli przez śmierć kliniczną i nic nie
pamiętają. Podobne pytania często stawiano o indywidualnych wypadkach przeżyć u
28
"progu śmierci". Ludzie pytają na przykład, jaki procent osób relacjonuje mi o "przejściu
przez tunel" albo o widzeniu "Światła" itd. Nie próbowałem prowadzić statystyki.
Po pierwsze nie można być pewnym, że brak relacji jest równoznaczny z brakiem tego
rodzaju przeżycia (tunel, światło itp.). Może to być spowodowane zapomnieniem lub inną
przyczyną. Po drugie - nie trudziłem się obliczeniami ze względu na obawę przed
pseudo-naukowymi liczbami. Może lepiej by było, abym obie moje książki wzbogacił
graficznymi wykresami pokazującymi takie liczby i procenty. Chociaż mój wzór
przypadków nie jest ad hoc zbieranym materiałem nie był również gromadzony według
pewnych sprawdzianów, więc takie rysunki i wykresy nie miałyby naukowego
potwierdzenia.
Spróbuję dać bardziej szczegółową odpowiedź na to pytanie w załączniku do tej
książki. Następne 250 przypadków walki o życie mogłoby być na przykład przebadanych
przy pomocy aparatury kardiologicznej i sztucznego oddychania. Oczywiście w
określonym szpitalu i w określonych kontrolowanych warunkach, aby można było podać
test eksperymentalnej hipotezy. Pomimo braku statystycznej ewidencji, sądzę, że
przeżycia u "progu śmierci" takiego rodzaju, jaki opisałem, są częste u osób, które
zostały przywrócone do życia po śmierci klinicznej.
Jestem pewny, że badacz, który zainteresuje się tym problemem stwierdzi, że znalazł
obszerny materiał dowodowy.
Pytanie 11. Czy pan pytał kiedyś o przeżycia u "progu śmierci" osobę wprowadzoną w
stan hipnozy?
Myślałem, o tym, że za zgodą pacjentów metoda ta byłaby niezwykle przydatna.
Poczyniłem nawet w tym kierunku przygotowania z doświadczonym lekarzem-
hipnotyzerem. Jednak doszliśmy do wnioski, że cofnięcie któregoś z pacjentów do
momentu jego klinicznej śmierci, mogłoby być dla niego bardzo niebezpieczne. Umysł w
podświadomości przyjmuje bardzo dokładnie sugestie hipnotyzera.
W dodatku hipnoza może mieć wpływ na psychikę człowieka i funkcje organizmu.
Faktem jest, że może powstać bąbel na skórze zahipnotyzowanego człowieka jedynie
na skutek sugestii. Biorąc to pod uwagę, sądziliśmy, że osoba posłuszna w hipnozie,
mając w swym umyśle nakaz powrotu do momentu klinicznej śmierci, mogłaby istotnie
przejść przez wszystkie wydarzenia tego zgonu. Wobec tego nie próbowaliśmy nigdy
tego eksperymentu. Ale ostatnio dowiedziałem się o doświadczeniu tego rodzaju,
podczas którego naprawdę pacjent dostał zapaści serca i zmarł.
Pytanie 12. Czy powinno się mówić pacjentom o takich badaniach?
Pytało mnie o to kilku lekarzy. Nigdy nie potrafiłem dać odpowiedzi na to pytanie choć
miałem wielu pacjentów. Bowiem taka wiadomość zaniepokoiłaby ludzi wierzących, z
których jedni twierdzą, że życie po śmierci jest bardzo bogate w wydarzenia, drudzy
natomiast, że nie obfituje w żadne.
29
Argumentować by można, że wobec tego nie należy mówić pacjentom ó takich
przeżyciach, ponieważ to tylko wprowadziłoby niepokój u chorych. A szczególnie u tych
pacjentów, którzy już sobie wytłumaczyli, co to jest śmierć.
Z drugiej strony słyszałem, że niektórym osobom powinno się o tym powiedzieć. Jeśli
te raporty nie są prawdziwe i nie ma żadnego życia po śmierci, to wobec tego nie zrobią
nikomu krzywdy. Ale jeśli są prawdziwe, to ludzie byliby bardziej przygotowani do tego,
co ich czeka TAM.
Możliwe, że "Tybetańska księga śmierci" została napisana w tym celu. Ukrywana jest
w niej sugestia, że powinna być czytana ludziom w godzinie śmierci, aby umierający
człowiek _ był mniej zaskoczony stanami, które przeżyje. Sądzę, że ostatnia odpowiedź
na to pytanie zależy od osób, które znalazły się u "progu śmierci". Lekarze musieliby
polegać na swoich klinicznych obserwacjach i znajomości swych pacjentów. W każdym
razie to pytanie może być wkrótce szeroko dyskutowane ze względu na coraz większą
popularność tego zagadnienia. Jedna z lekarek pediatrów przypuszcza, że ludzie, którzy
mieli przeżycia "pozagrobowe" opowiadają o nich innym chorym, co spotyka się z
wielkim zainteresowaniem słuchaczy.
Pytanie 13. Jak się powinno zareagować, jeśli ktoś znajomy, albo pacjent bez
proszenia go 0 to, opowiada o takim przeżyciu "pozagrobowym"?
To pytanie dotyczy mnie osobiście. Otóż dziwne, ale nigdy nie przeprowadziłem
wywiadu z pacjentem, którego uratowałem od śmierci klinicznej. W ciągu mych studiów
medycznych, miałem dwóch pacjentów, którzy sami spontanicznie opisali mi swoje
przeżycia u "progu śmierci": W obydwóch tych wypadkach, przeżycia tych osób miały
miejsce o jakiś miesiąc wcześniej i w żadnym z tych wypadków nie pytałem pacjenta o
nic, co byłoby związane z tym tematem. Oni po prostu opowiedzieli mi o tych przeżyciach
podczas zwykłej rozmowy, jaka przeważnie toczy się między lekarzem a pacjentem.
Te dwa opowiadania potwierdziły moje przypuszczenia, że dla jakiejś przyczyny
lekarze dotychczas nie zwracali większej uwagi na to zjawisko, a może po prostu nie
słuchali tego, co im pacjenci mówili. Jeden z tych pacjentów był starszym mężczyzną z
jakąś chorobą skórną, a drugi był opóźnionym w rozwoju 12-letnim chłopcem, który miał
od urodzenia chorobę związaną z gruczołem wydzielania wewnętrznego. Żaden z nich
nie wiedział, że zajmuję się badaniem przeżyć ludzi u "progu śmierci".
Byłem zaskoczony nieoczekiwanym wyjawieniem przez nich ich tajemnic. Rzucałem
tylko luźne uwagi w rodzaju"To interesujące" w celu podtrzymania kontaktu i nie starałem
się nakłaniać ich do mówienia dalej. Przypuszczam, że ci pacjenci potrzebowali wtedy
pomocy, ale klinika nie była odpowiednim miejscem do kontynuowania tej rozmowy.
Nie dałem poznać żadnemu z tych pacjentów, że słyszałem już przed tym o takich
przeżyciach "pozagrobowych". Gdy cofam się myślą wstecz, to mam poczucie winy, że
nie podzieliłem się z nimi moimi wiadomościami o przeżyciach u "progu śmierci". Może
słysząc, że takie przeżycia zdarzały się również innym, podniosło to by ich na duchu.
Sądzę, że wszystko to zależy od poszczególnych osób, które miały takie przeżycia i
można było to podać im w następującym stwierdzeniu: "Takie przeżycia zdarzają się i
30
wiele osób o tym donosi, chociaż z punktu widzenia medycyny i nauki nie można
stwierdzić, co one przedstawiają. Niemniej miały one Wielkie znaczenie dla was samych.
I w końcu takie przeżycie jest zrozumiałe tylko wam i ono ma wpływ na wasze życie.
Możecie poszerzyć wiedzę na ten temat sięgając do wielkich religijnych zapisów,
rozmawiając z innymi ludźmi, którzy znają te zagadnienia z autopsji, albo z tymi którzy
badają te sprawy".
Pytanie 14. Czy wiedza o takich przeżyciach ma wpływ na leczenie umierającego
pacjenta?
To jest bardzo skomplikowane zagadnienie. Jedna rzecz, która mi się zdarzyła
nauczyła mnie, że powinno się być bardzo ostrożnym w tym, co się mówi podczas
ratowania kogoś z klinicznej śmierci. Nawet gdy wydaje się, że nie ma ratunku dla
pacjenta. Wielu lekarzy było zaskoczonych kiedy pacjenci wróciwszy do życia,
przytoczyli im ich własne uwagi. Znam jednego lekarza, który w swej praktyce miał do
czynienia z wieloma pacjentami, chorymi na różne choroby. Wiedział o wielu
przeżyciach, które opisałem, jeszcze przed przeczytaniem moich rozpraw. Stosował on
metodę pozostawania z pacjentami przez chwilę po ich śmierci klinicznej i mówienia do
nich. A przecież, wierzył, że przeżycia po śmierci klinicznej nie są niczym więcej, niż
fizjologicznymi procesami, które zachodzą w mózgu przez chwilę po tym, gdy serce
przestało bić.
Pytanie 15. Jakie znaczenie mają studia nad zjawiskiem przeżyć u "progu śmierci" dla
etycznego problemu sztucznego podtrzymania życia, nawet gdy funkcje mózgu
nieodwołalnie ustały?
Znaczenie tych studiów może być bardzo ważne w przypadkach, gdy życie jest
podtrzymywane sztucznie. Jednak stan badań w tej dziedzinie jest jeszcze tak znikomy,
że żadne wnioski nie mogą być wyciągane. Nawet, jeśli zjawisko przeżyć
"pozagrobowych" będzie rozpatrywane jako fakt naukowo stwierdzony i nie będzie już
dziedziną anegdoty i spekulacji, to wciąż będzie istniał etyczny dylemat. Ze względu na
szczególne problemy dotyczące tak zwanego "zabicia z litości", moim zdaniem będzie on
bardziej dogmatyczny."
Jestem przeciwny eutanazji ze względów etycznych i nie polecałbym tego pod
żadnymi warunkami.
Pytanie 16. Jestem członkiem zespołu medycznego Pogotowia Ratunkowego i często
zdarza mi się, że muszę przywracać do życia ludzi pozornie już martwych. Mam więc
kłopot z dowiedzeniem się od nich; co się dzieje, dlaczego są tak oburzeni, gdy czyni się
wysiłki w celu przywrócenia ich do życia. Czy brać ` udział emocjonalny w ich
przeżyciach?
Słyszałem relacje i od lekarzy i od pacjentów o takich wydarzeniach. Jednak niechęć
pacjentów do powrotu do życia była chwilowa. Mogli oburzać się na wysiłki lekarzy, gdy
trzeba było ich ratować, ale po upływie kilku godzin, dni czy tygodni, ich zachowanie
zmieniało się, Ogólnie mówiąc stają się wdzięczni, że dano im "powtórną szansę'' życia.
31
Pytanie 17. Niektórzy z pana pacjentów mówili, że doszli do przekonania, że
umiejętność miłowania innych i poszerzania wiedzy, były najważniejszymi celami w ich
życiu. Czy mógłby pan szerzej omówić ten rodzaj miłości i wiedzy?
Obydwa te słowa "miłość" i "wiedza" są w języku angielskim bardzo niejasnymi
słowami. Greckie słowa, jak "philos", "eros" i "agape", mimo że wyrażają one bardzo
różne pojęcia, mogłyby być wszystkie przetłumaczone w języku angielskim, jako "love".
Sądzę z tonu osób, które składają raporty o swych przeżyciach "pozagrobowych", że ten
rodzaj miłości, który oni zachowali we wspomnieniach, jest prawdopodobnie bliższy
pojęciu "agapé" (zrozumienie). Może być ono scharakteryzomane jako "nadmiar",
spontaniczny nieumotywowany niczym rodzaj miłości, który jest okazywany innym
niezależnie od ich błędów. Podobnie słowa greckie "epistemé" i "techné" znowu o bardzo
różnych znaczeniach mogą być przetłumaczone jako "wiedza". "Techné" jest
zastosowane w języku angielskim w pokrewnym słowie "technology" (technologia) i w
"technique" (technika) i częściowo wyjaśnia zastosowanie tej "wiedzy" w praktycznym
działaniu. "Epistemé ma związek bardziej z teoretycznymi i naocznymi rodzajami wiedzy.
Wrażenie, jakie odniosłem przy wywiadach o przeżyciu u "progu śmierci" jest takie, że
ten rodzaj "wiedzy" jest świadomością w jaki sposób można używać teoretycznych i
praktycznie dających się przetwarzać rzeczy. Ale na przykład, nikt nie wrócił do życia z
namiętnym życzeniem nauczenia się jeździć na rowerze mimo, że w angielskim języku
"knowing" = "poznanie" = "nauczenie się" stosuje się do "knowing how to ride a bicycle" =
"uczyć się, jak jeździć na rowerze". Ostatnio ludzie, którzy mieli przeżycia po śmierci
klinicznej, prosili mnie o wyjaśnienie jaki to rodzaj miłości czy wiedzy jest tak ważny.
Pewien czterdziestoletni pacjent miał ciężki wypadek samochodowy. Zabrano go do
szpitala, gdzie stwierdzono, że stan był beznadziejny, ale przywrócono go do życia. W
wywiadzie w miesiąc później powiedział tak:
"- O miłości... Światło zapytało mnie o miłość. Czy wiem coś na temat miłości?... To, o
co mnie pytało stało się jasne potem, dla jak trudno było wytłumaczyć Mu to. Ono
chciało, żebym zrozumiał, że "tam" jest rodzaj Miłości, która nie ma nic wspólnego z
miłością ludzi tu na Ziemi. Czy mógłbym pokochać ludzi, niezależnie czy byli oni dobrzy,
czy też źli, pełni wad i błędów?
...Pytało mnie o to, czy znam taką Miłość?... O wiedzy... Wiedzę, którą zdobyłem. Jaki
to był rodzaj wiedzy?
Ach, jak trudno mówić o tym. Jest Wszechwiedza oparli na kosmicznej świadomości
początku i końca i przyczyn wszystkich rzeczy, oparta na tym, co stanowi cały Kosmos...
i na świadomości tego, co jest ważniejsze ponad wszystko; co jest ważniejsze od
Kosmosu".
- Przykłady poniższe pochodzą z przesłuchania 30 kilkuletniej gospodyni domowej,
która miała komplikacje pooperacyjne a także zawały serca.
"- O miłości... On. Istota ze Światła, pokazała mi wszystko czego dokonałam w życiu,
a potem zapytała mnie, czy jestem zadowolona ze swego życia... Interesowała się moją
miłością. Tak. Miłością... I zaznaczyła, jaki to rodzaj miłości. Oto, żebym się zatroszczyła;
32
czy sąsiadka ma co jeść i ma w co się ubrać i żebym jej pomogła, jeśli ona tego
potrzebuje. O wiedzy... Rodzaj tej wiedzy jest specyficzny, to głębsza wiedza, mogłabym
rzec, że to jest tak, jakbym spowiadała się przed własną duszą, przed własnym
zrozumieniem moich błędów".
Jasne więc, że Miłość była celem ukazania panoramy życia tych dwojga ludzi, z
którymi rozmawiałem.
Natomiast "wiedza" była wymieniona przez Istotę ze Światła, często jako dodatkowy
cel. Istota ze Światła zaznaczała, że nauka nie zatrzymuje się po śmierci ludzi, ale w
dalszym ciągu trwa. Zapamiętanie rozmowy z Istotą że Światła jest trudne, gdyż jak
mówią przesłuchiwani, są przytłoczeni wrażeniem całego przeżycia i musieliby posiadać
zdolność "nieziemską", aby to wszystko wyjaśnić. Słowa, których mogą użyć nie są w
stanie wyjaśnić niczego. W rzeczywistości rzeczy, które tam zachodzą nie dadzą się
zamknąć w słowach.
Istnieje inne słowo greckie "Sophia", które również może mieć związek z "wiedzą".
"Sophia" w języku angielskim może być przetłumaczona jako "wisdom" = "mądrość" i
dokładnie odpowiada znaczeniu wyżej przytoczonego greckiego słowa. "Sophia" i
"wisdom" = "mądrość" mają ten sam "wymiar" jeśli można tak określić i jednakowy
element nasilenia wiedzy. Mądry człowiek nie tylko posiada wiedzę, ale może tę wiedzę
używać w moralnie odpowiedni sposób. I dlatego tyle jest przykładów moralnych
aspektów nagromadzonych przy określeniu "Wiedza".
Pytanie 18. Czy podobne przeżycia "pozagrobowe" jakie pan opisywał mają ludzie,
którzy nie ulegli śmierci klinicznej, ani nie zetknęli się ze śmiercią?
Tak, oczywiście, że mają. Wiele osób opowiedziało mi o przeżyciach wyjścia z ciała
fizycznego, które nastąpiło nagle. Osoby przeżywające to, nie były "umarłe", ani nawet
nie były chore, ani nie były w niebezpieczeństwie. Co więcej, w wielu wypadkach te
przeżycia nie były w jakiś sposób obmyślone. Nastąpiły ku kompletnemu zdziwieniu tych
ludzi.
Przeżycia u "progu śmierci" są podobne pod wieloma względami do mistycyzmu i wizji
na tle religijnym, opisywanych przez wielkich proroków w przeszłości. Wiele takich historii
można byłoby zacytować. Jednak nie szukałem takich opowiadań, ani nie interesowałem
się takimi raportami, bowiem miałem aż zbyt dużą ilość materiału, zmuszającą mnie do
skoncentrowania się na raportach zaistniałych u "progu śmierci".
Skoro jednak zapytano mnie o te podobieństwa to mógłbym przypomnieć sobie o
wielu tego rodzaju. Na przykład weźmy taką hipotezę, że jest rzeczywiście życie po
śmierci. Jeśli tak jest, to musi być jakiś "mechanizm" może fizyczny, może duchowy, lub
taki i taki razem, który uwalnia "psyche - duszę" lub coś, jakimkolwiek mianem to
nazwalibyśmy - z ciała fizycznego, po śmierci. Obecnie nie możemy stwierdzić, że ten
nasz "cielesny mechanizm" zawsze działa dobrze. Narządy naszego ciała czasami źle
funkcjonują i nasza świadomość, postrzeganie lub myśli mogą prowadzić nas na
manowce.
33
Analogicznie nie mamy żadnej podstawy do twierdzenia, że ten hipotetyczny
"mechanizm" w celu uwolnienia duszy z ciała zawsze będzie działał doskonale. Może to
nie tylko zależy od rodzaju sytuacji, stresów itp., może on zacząć działać
przedwcześnie?... Gdyby to wszystko było prawdą, mogłoby to wytłumaczyć
podobieństwo między przeżyciami u "progu śmierci" a innymi rodzajami, takimi jak
przeżycie wyjścia z ciała fizycznego. To mogłoby także wyjaśnić fakt, że zjawisko
zarejestrowane przez tych, którzy znaleźli się w sytuacji grożącej życiu, może być
identyczne z przeżyciami tych, którzy są przywróceni do życia po śmierci klinicznej.
Pytanie 19. - Powiedział pan, że mistyczne wizje są podobne pod wieloma
względami do przeżyć u "progu śmierci". Jakie są to podobieństwa?
Obecnie wielu ludzi traktuje "mistycyzm", jako synonim "Wschodniego mistycyzmu".
Jest jednak długa i różna droga tradycji mistycznych wizji Zachodu, św. Augustyna, św.
Franciszka z Asyżu, Teresy z Avili, Mistrza Eckhardt'a czy Jana z Arc. Wszyscy oni
mogliby być nazwani mistykami. W swej sławnej pracy pt. "Różnorodność przeżyć
religijnych" - William James podaje następujący opis cech mistycznych wizji:
1 - Niewysłowioność
Najbardziej pospolite znaki, według których klasyfikuję stan umysłu, jako mistyczny -
są negatywne: Cechy właściwą mistycyzmowi jest niemożność wyrażenia go w słowach,
a więc tym samym żaden raport nie może oddać mistycznych przeżyć.
2 - Niepospolita cecha
Stany mistyczne dla tych, którzy je przeżywają, są jakby stanami wszechwiedzy. To
stany, kiedy można wejrzeć w głąb Prawdy Nadprzyrodzonej dzięki dyskursywnemu,
opartemu na logicznym rozumowaniu umysłowi. Te dwie cechy podkreślają, że dany stan
można nazwać mistycznym, używając tylko takiego słowa. Dwie inne mniej
charakterystyczne cechy należy również wymienić:
3 - Przelotność = Efemeryczność
Stany mistyczne nie trwają długo. W rzadkich jedynie wypadkach - pół godziny,
godzinę lub dwie.
4 - Bierność = Bezwolność = Nieaktywność
Chociaż nadejście stanów mistycznych może być wywołane specyficznymi
działaniami, jak np. skupieniem uwagi albo przez ćwiczenia cielesne lub w inny sposób,
który opisują podręczniki mistycyzmu, jednakże kiedy charakterystyczny stan
świadomości wystąpi, mistyk odczuwa jakby jego własna wola była zawieszona i jakby
przechwycona i trzymana przez Wyższą Moc. Ta właściwość poddawania się Mocy
Nadprzyrodzonej, nadaje stanom mistycznym cechy wynikające z całkiem innej
osobowości lub jakiś innych dodatkowych zdolności: owe prorocze słowa, twórcze dzieła
lub transy medialne. Później można nie przypominać sobie nic z tego stanu i może on
potem nie mieć żadnego wpływu na wewnętrzne życie człowieka, jakby wydarzenie to
miało miejsce w przerwie życia.
34
Stany mistyczne nigdy nie są całkowicie przejściowe. Pozostaje jakieś wspomnienie
tego przeżycia i głębokie przekonanie o jego ważności. Stany mistyczne wpływają
dodatnio na wewnętrzne życie człowieka.
Zdecydowane sklasyfikowanie stanów mistycznych jest bardzo trudne, gdyż
występują w różnym stopniu i pomieszaniu. Inni wskazali dodatkowe cechy tego stanu.
Przykłady mówią o zjawisku zmiany poczucia Czasu i Przestrzeni i wpływu wizji na
osobowość i przyszłe życie człowieka.
Wszystkie te przytoczenia można oczywiście porównać do przeżyć u "progu śmierci".
Ale są inne bardzo pospolite cechy przeżyć u "progu śmierci", których nie spotyka się w
przeżyciach wielkich mistyków. Przykładem takim jest panoramiczny przegląd całego
życia człowieka.
Pytanie 20. Czy ludzie mówią, że Czas zmienił się w trakcie ich przeżyć u "progu
śmierci"?
Stale są raporty o tym, że podczas przeżyć ludzi u "progu śmierci" czas się zmienił.
Np. u pewnej kobiety, która podczas klinicznej śmierci znalazła się "Gdzieś". Kiedy
zapytałem, jak długo to trwało, rzekła mi:
- Można by powiedzieć, że minutę lub że tysiące lat. Nie byłoby w tym żadnej różnicy.
Mężczyzna, który na skutek eksplozji znalazł się w ogniu miał wrażenie, że wypłynął
ze swego ciała i widział innych, gdy biegli mu na ratunek. Twierdził, że w jednej chwili
jego fizyczne otoczenie zniknęło całkowicie, a obrazy jego życia stanęły przed nim i
rozmyślał nad tym, co uczynił w życiu w obecności Chrystusa. Kiedy zapytałem go jak
długo trwał ten "pokaz", rzekł, że gdyby chciał określić czas w ziemskich określeniach, to
musiałby powiedzieć, że godzinę, albo mniej. Ale kiedy powiedziano mu, że musi wracać
na Ziemię zobaczył znowu swoje ziemskie otoczenie. Osoby biegnące mu na pomoc,
zdawały się być zamrożone w tych samych pozycjach, gdy oglądał pokaz swego całego
życia. Kiedy wrócił do swego ciała fizycznego, akcja znowu ożyła.
Te i inne przykłady ilustrują jakie słowa są używane podczas przeżyć u "progu
śmierci". Czas ten nie jest podobny do czasu ziemskiego. Ktoś mógłby wskazać na
podobieństwo mistycznych wizji do pewnych cech wizji u "progu śmierci".
Pytanie 21. Czy ludzie, którzy opuszczają swoje ciało fizyczne podczas śmierci
klinicznej, odczuwają ból?
Wiele osób opowiadało mi, że podczas gdy opuszczali swe ciało fizyczne na skutek
śmierci fizycznej, nie odczuwali żadnego bólu, nawet jeśli przedtem im towarzyszył.
Niektórzy donieśli mi o swoim zdumieniu na widok lekarzy i personelu szpitalnego
uciskających im pierś albo wbijających im igły w celu zrobienia zastrzyków itp. Jednak
gdy wyszli ze swego ciała fizycznego, to nie odczuwali w ogóle żadnego bólu
spowodowanego tymi czynnościami. Ludzie opowiadali mi również, że kiedy znów wrócili
do swych ciał fizycznych po odratowaniu ich ze śmierci klinicznej, to natychmiast
odczuwali ból.
35
Pytanie 22. Wspomniał pan o przypadkach przeżyć u "progu śmierci" po
długotrwałym "zgonie". Jak to jest możliwe, żeby ci ludzie byli wróceni do życia bez
uszkodzenia mózgu?
Kilka faktów mogłoby być tutaj przedstawionych. Przede wszystkim, podczas
procedury przywracania człowieka do życia, mózg jest zasilany krwią, która wraz z
tlenem i środkami odżywczymi, opływa organizm. Dzieje się to na skutek masażu serca
w celu utrzymania krwioobiegu, nawet gdy serce przestaje bić. Po drugie warunki takie,
jak różnice temperatur, powstrzymują uszkodzenie mózgu. Mózg człowieka którego
temperatura wynosi 105°F przed śmiercią, mógłby być zniszczony szybciej, niż mózg
człowieka o obniżonej temperaturze ciała. Co prawda podczas takich operacji, jak
chirurgiczne otwarcie serca, serce zostaje zatrzymane na długi okres czasu i nie zasila
mózgu, a jednak nie towarzyszy temu jego uszkodzenie. Jest to możliwe dzięki
aparaturze dotleniającej, ogrzewającej i wymuszającej obieg krwi w ciele pacjenta
poddanego operacji. A zatem, chociaż wiele się słyszy, że po. pięciu minutach bez tlenu,
wskrzeszenie człowieka bez uszkodzenia mózgu jest niemożliwe, to jednak jest to
uproszczona definicja. Wszystkie rodzaje czynników muszą być brane w rachubę z
uwagi na skomplikowane okoliczności przy przywracaniu człowieka do życia., Istotnie
ciężkie uszkodzenie mózgu nie było zanotowane wśród moich pacjentów, którzy
powrócili do życia po zawale serca.
Pytanie 23. Pan powiedział, że przeżycia u "progu śmierci" stają się coraz
popularniejsze w ostatnich latach, dzięki rozwojowi techniki pomagającej w przywracaniu
człowieka do życia. Czy zdarzały się wskrzeszenia ludzi, zanim poznano nowoczesną
medycynę?
Samo wskrzeszenie, w tej lub innej formie, jest dawno znane. Fenickie medyczne
tabliczki sprzed tysięcy lat podają wskrzeszenie za pomocą oddechu usta usta. Również
znajdujemy w Biblii w II Księdze Królów 4 : 18-37 następujące opowiadanie:
"A kiedy dziecko urosło, ono upadło w dniu, gdy poszło do swego ojca, do żniwiarzy i
powiedziało do ojca.
- "Moja głowa, moja głowa!" - A on rzekł do chłopca obok, aby zaniósł syna do matki.
A gdy młodzieniec go wziął i zaniósł do matki, dziecko siedziało na jej kolanach aż do
południa, a potem umarło. A ona powstała i położyła go na łóżku "męża Bożego" i
zamknęła drzwi i odeszła...
...Ruszyła i przybyła do "męża Bożego" (Elizeusza) na górę Karmel... Wstał więc i
poszedł z nią... Elizeusz wszedł do domu... zamknął drzwi... i modlił się do Jahwe.
Podszedł i położył się na chłopcu. Przyłożył swoje usta do jego ust, swoje oczy do jego
oczu, swoje dłonie do jego dłoni... Ciało chłopca się rozgrzało... Zaczął chodzić po domu
to w tę to w tamtą stronę... podszedł i znów położył się na nim: Chłopiec kichnął aż
siedem razy i otworzył oczy... A kiedy matka dziecka przyszła on rzekł: - Weź syna
swego! - Więc ona weszła i padła na kolana i pokłoniła się nisko do ziemi, a potem
wzięła swego syna i wyszła".
36
Podobne, ale bardziej szczegółowe opowiadanie jest w I Księdze Królów 17. Ciekawy
też jest szczegół zacytowany z rozdziału z II Księgi Królów, że chłopiec kichnął po
przywróceniu go do życia. Jest takie ludowe wierzenie i to u wielu ludzi, że kichnięcie jest
oznaką, że dusza powróciła do ciała, które opuściła na krótki okres czasu. Ten skądinąd
zagadkowy mały szczegół jest prawdopodobnie odbiciem tej wiary.
W śród wielu znanych sposobów przywrócenia do życia ludzi, używanych w dawnych
czasach, było przykładanie gorących okładów do brzucha ofiary. Inny sposób to
biczowanie, ból zadawany umierającej osobie przez chłostanie jej pokrzywami, w nadziei
przywrócenia jej do życia. Niewątpliwie inne metody były również używane, ale dużego
kroku w medycynie średniowiecza dokonał lekarz Paracelsus, żyjący w latach 1493-
1541.
Zastosował on procedurę wskrzeszania ludzi istotnie, zmarłych lub znajdujących się u
"progu śmierci" przez wtłaczanie powietrza do ich płuc za pomocą zwykłych miechów,
używanych w kominkach.
Vesalius (1514-1564) inny wybitny lekarz owych czasów, także używał miechów do
wskrzeszania "umarłych" i robił doświadczenia ze sztucznym oddychaniem. Metoda
używania miechów przyjęła się na przestrzeni wieków w Europie. Wiele innych technik,
włącznie z przetaczaniem topielców przez beczkę i kładzeniem osoby zmarłej na grzbiet
konia, pędzącego kłusem, było stosowane przez wiele wieków i w różnych krajach.
Metoda pobudzania serca za pomocą zastrzyków adrenaliny została wprowadzona
przez Wintem dopiero w roku 1905.
Techniki wskrzeszania mają długą historię nie tylko na Zachodzie i w krajach Judeo-
chrześcijańskich, ale także w krajach o prymitywnej kulturze. Na przykład niektórzy
Indianie z Północnej Ameryki używali metody w której dym, zawarty w podobnej do
instrumentu do grania syryndze, był wpychany zmarłej osobie przez kiszkę stolcową.
Mimo, że ta metoda wygląda na niewiarygodną, jednak przypuszczalnie była przez jakiś
czas używana z powodzeniem w amerykańskich koloniach i została wprowadzona w
Wielkiej Brytanii pod koniec XVIII wieku.
Wyżej wymienione metody były znane i stosowane w każdym kraju. Zastanawiam się,
czy występowanie przeżyć u "progu śmierci" częściowo nie mogłoby tłumaczyć pewnego
bardzo starego i szeroko rozpowszechnionego poglądu o pewnych chorobach. Na całym
świecie wiele ludzi wierzyło, że pewne choroby były spowodowane opuszczeniem ciała
przez duszę. Gdzie taka wiara została przyjęta, leczenie postępowało w kierunku, aby
perswazją i zmuszaniem pacjenta wrócić duszę jego ciału.
Można wskazać na inne tego rodzaju wierzenia, na przykład wśród mieszkańców
środkowej części Celebes, wyspy Wschodniej Indonezji. Wierzą tam, że dusza może
opuścić ciało, kiedy osoba jest nagle i nieoczekiwanie czymś przerażona.
Prawdopodobnie wierzenia te przychodziły stopniowo, jak stopniowo przychodzą wieści
o doświadczeniach u "progu śmierci", takie, jak te Q których się dowiedziałem.
Pytanie 24. Czy stwierdził pan przychylne ustosunkowanie się lekarzy do tego
zjawiska?
37
Tak jak w przypadku z duchownymi, i lekarze stanowią ogromnie różnorodne
ugrupowanie. Składają się z osobników o różnych podłożach warunków, interesów i
osobowości, toteż odpowiedzi ich będą również się różnić. Niemniej można ich podzielić
na cztery kategorie, które ułatwią zadanie zaszeregowania. Pierwsza grupa składa się z
lekarzy, którzy sami mieli przeżycia u "progu śmierci". Ich stosunek do "przeżyć" jest taki
sam, jak innych ludzi, którzy mieli takie przeżycia.
Relacje jakie usłyszałem od dwóch lekarzy nie były oparte na naukowym, medycznym
podłożu, lecz opisywały one w sposób spontaniczny odczucia i przeżycia stanu śmierci
klinicznej. Kiedy zapytałem jednego z tych lekarzy o zdanie na temat jego przeżycia,
stwierdził: = Jako naukowiec myślałem, że naprawdę takie wydarzenie nie miało miejsca.
Ale ono jednak było.
Inna grupa składa się z lekarzy, którzy nawiązali ze mną kontakt, aby opowiedzieć o
swoich pacjentach, raportujących o swoich przeżyciach. Kilku lekarzy zaznaczyło, że oni
również zebrali tego rodzaju opowiadania i byli zaszokowani, wobec tego z
zadowoleniem przyjęli wiadomość, że ktoś inny zajmuje się studiami o przeżyciach u
"progu śmierci". Jeszcze inna grupa wyraziła religijny stosunek do tego zjawiska.
Wyczuwali, że-zdarzenia u "progu śmierci" utwierdzają ich własną wiarę w to, że jest
Życie, po śmierci ciała fizycznego.
Czwarta grupa składa się z lekarzy, którzy sądzą, że przeżycia u "progu śmierci" są
następstwem medycznego zjawiska, które jest już znane.
Sądzą, że potrafię wytłumaczyć takie przeżycia u "progu śmierci" naukowo, w oparciu
o fizjologię i psychologię.
Pytanie 25. Czy są jakieś przykłady znanych już w medycynie zjawisk, które mogłyby
być użyte w celu wyjaśnienia powstania przeżyć "pozagrobowych"?
Znajduje się niemal niekończąca się lista przyczyn znanych w medycynie,
wytwarzających przeżycia, które przypominają zjawiska raportowane w opowiadaniach o
"progu śmierci".
W "Życiu po życiu" omawiałem pewne farmakologiczne, fizjologiczne, neurologiczne i
psychologiczne przyczyny przeżyć u "progu śmierci". Mogłoby być nudne rozpatrywanie
każdej osobno, ale uważam, że dwie dziedziny z medycyny zdają się być najbardziej
sprzyjające w stwarzaniu u pacjentów zjawisk podobnych do przeżyć u "progu śmierci".
Są to: anestezjologia i neurologia. Jestem pewny, że sensacje, jak przechodzenie przez
ciemny tunel są często doznawane przez osoby po anestezji, a specjalnie pod narkozą
eterem. Jednak nie sądzę, żeby anestetyczne aspekty dały solidne i kompletne
wytłumaczenie przeżyć u "progu śmierci". Niewielu moich pacjentów poddanych było
anestezji w czasie, gdy mieli przeżycia "pozagrobowe". Kilka lat temu zwrócili mi uwagę,
że wiele przeżyć u "progu śmierci" nosiło cechy pewnego podobieństwa do wszelkiego
rodzaju blokad w organizmie, a w szczególności w chwilowej blokadzie płata mózgu. Oto
wyraźne podobieństwa:
1) - Ludzie z chwilowymi blokadami mózgu mogą potem poda, że "hałas" zwiastuje im
początek jakiegoś napadu.
38
2) - Chwilowa blokada części płata mózgu odbija się na pamięci pacjentów i osoby,
które zaczynają w tym czasie umierać mogą potem mówić, że zapamiętały "panoramę"
swego życia. Można podać prawie nieskończoną ilość takich domysłów. Na przykład
można twierdzić, że wrażenie intensywnego światła, o którym mówili pacjenci, jest
rezultatem zbiegu wypadków, spowodowanych przez napływ większej ilości tlenu do
potylicy mózgu - przestrzeni mózgu, która jest siedliskiem wszelkiej wizji. Chciałbym
dodać do tej listy domysłów, poza autoskopią (samorodnym działaniem), wymienioną w
"Życiu po życiu", doniesione mi przez znanego chirurga-neurologa doktora W. Penfield'a
przeżycie jednego z jego pacjentów.
W klasycznych seriach swych doświadczeń, dr Penfield przeprowadzał badania nad
podrażnieniem pewnej części płatu mózgowego swych pacjentów podczas operacji
mózgu. Po dokonaniu tych doświadczeń stwierdził; że mózg zachował żywe
wspomnienia, jakby obudzenia na nowo przeszłych wydarzeń, przepływających w
świadomości pacjenta. Sprecyzowane, kompletne szczegóły wydarzeń, które zaszły
przed laty.
W dalszym ciągu nie jestem przekonany, że te znane neurologiczne fenomeny
wyjaśniają przeżycia u "progu śmierci". Co do wyjaśnień na przykład na podstawie
blokad mózgu, to usiłowanie wyjaśnienia prawie niezmiennie opiera się na przesłance o
aneksji w mózgu, czyli utraty tlenu, co jest specyficzną przyczyną blokady mózgu.
Jednak powyższe twierdzenie jest sprzeczne ze wszystkimi zjawiskami: hałasu,
panoramy wspomnień i Światła, gdzie nastąpiło przecież odcięcie dopływu krwi do
mózgu. Proszę zwrócić uwagę, że przedstawiłem przeżycia "pozagrobowe ludzi"; którzy
nie doznali śmierci klinicznej, i że te przeżycia zawierały wiele rysów takich samych, jak u
osób, które doznały śmierci klinicznej. Prosty przegląd tych przypadków, które mogłem
przedstawić, potwierdził to jasno. Można posunąć się dalej i próbować wyjaśnić
przeżycia u "progu śmierci", w których Światło, panorama całego życia człowieka i inne
zjawiska zachodziły niezależnie od zaopatrzenia mózgu w tlen, że były to jakieś "stresy"
na tle rozważań o śmierci człowieka powiązane z rzekomymi przewidzeniami
umysłowymi.
Według mojej opinii, wprowadzono tu słowo "stres", gdyż słowo to jest często
używane bez znajomości jego znaczenia. Jaki rodzaj stresu? - nasuwa się pytanie.
Zupełnie łatwo jest formułować bez końca wyjaśnienia tego typu.
Jednak jest również łatwo przyjąć jakieś takie wyjaśnienia, jako zupełnie oczywiste,
bez zwrócenia należytej uwagi na elementy przeżycia "pozagrobowego", które nie stoją
właściwie w zasięgu żadnych wyjaśnień. Niektórzy lekarze mówili mi. że nie mogą
zupełnie zrozumieć, jak ich pacjenci potrafili . opisać czynności towarzyszące ich
przywracaniu do życia nawet gdyby .naprawdę unosili się do sufitu i mogli patrzeć
stamtąd. Wielu pacjentów referowało mi, że gdy wyszli ze swych ciał podczas śmierci
klinicznej, to stali się świadkami wydarzeń z pewnej odległości, nawet spoza szpitala i te
zeznania były potwierdzone przez nie mających z tym nic wspólnego obserwatorów.
39
Sądzę, że powinniśmy wreszcie spojrzeć rozsądnie na te nienaukowe potwierdzenia,
które pewnego' dnia będą opracowywane w warunkach eksperymentalnych badań.
W końcu zaobserwowałem, że takie wyjaśnienia nie przygnębiają osób, które same
przeżyły zjawiska "pozagrobowe".
Jeden młody mężczyzna, przywrócony do życia po widocznych oznakach śmierci
klinicznej, zastanawia się:
- "Zabawne. Jest coś, co w istocie nie może istnieć, a tymczasem nie ma się
najmniejszej wątpliwości, że takie "coś" zdarzyło się. Teraz orientuję się, że wiele osób
nie wierzy w to... Ludzie wychodzą ze stanowiska, że rzeczy nie potwierdzone naukowo,
nie mogą istnieć... Ale czy ludzie wiedzą "co" nie może istnieć?... Ich niewiara nie
zmienia postaci rzeczy, że to "coś" istnieje... Jest całkiem pewne, że w tej chwili siedzę
tutaj, ale gdybym umarł dziś powtórnie to istotnie to samo by mi się wydarzyło, z
wyjątkiem, że mógłbym zaobserwować to "coś" - lepiej. Ale ludzie mówią mi, że to "coś"
nie istnieje, mało tego, oni przysięgają, że takie "coś" nie istnieje i pokazują mi naukowe
podstawy, że takiego "czegoś" nie ma... No i co mogę na to odpowiedzieć?... Tylko tyle: -
"Ale ja wiem, gdzie byłem".
Pytanie 26. Jakie jest pana własne nastawienie do tych badań? Czy ono wpłynęło na
pana życie w jakiś sposób?
Sądzę, że nawet po stwierdzeniu, że nie miałem zamiaru udowadniać, że jest życie po
śmierci i po dokonaniu wszystkich moich odpowiednich uwag ludzie, z którymi
rozmawiałem, nie są jeszcze zadowoleni. Chcieliby się dowiedzieć, co ja - Raymond
Moody czuję.
Sądzę, że jest to słuszne pytanie, jeśli się rozumie, że chodzi tu o sprawy
psychologiczne, a nie o sprawę logicznego wniosku na ten temat. Tych, którzy interesują
się moją biografią informuję: - patrzę na to zagadnienie przez pryzmat mojego
nastawienia religijnego, że jest życie po śmierci i wierzę, że zjawisko któremu poświęcam
moje badania jest zamanifestowaniem mojego stosunku do życia po śmierci.
Jednak mimo ciągłego obsesyjnego może omawiania wydarzeń "pozagrobowych" ja
chcę żyć. Osoby, z którymi przeprowadziłem wywiady zgadzają się z tym, że i one
pragną dalej żyć. Ognisko ich uwagi po tym co przeżyli u "progu śmierci" jest skierowane
na życiu na Ziemi. Wszyscy bowiem jesteśmy już w tym Życiu. W tym "Życiu" mam
nadzieję, że będę mógł zrobić użytek z tego, czego się uczę na Ziemi.
Chcę w miarę swych możliwości iść dalej w odkrywaniu tych zjawisk w dziedzinie
miłowania bliźnich i szukania wiedzy i zrozumienia. Szczególnie zwracam uwagę na
przeżycia u "progu śmierci", ale nie w celu wprowadzenia jakiejś nowej formy kultu.
Zjawiska te nie mogą być utożsamiane z moją osobą, albo z kimś innym, kto
przeprowadza badania nad nimi. Przeżycia z "progu śmierci" są bardzo
rozpowszechnione i trzeba wiele pracy włożyć, aby je wszystkie zebrać i skompletować.
Wreszcie doszedłem do przekonania, że moje długie badania na ten temat w jakiś
sposób wyróżniły mnie. Duży procent moich przyjaciół "zmarło". Po rozmowie z tymi
ludźmi, zacząłem rozumieć, jak blisko śmierci jesteśmy wszyscy w naszym codziennym
40
życiu. Bardziej niż kiedyś staram się pozwolić każdej osobie odczuć moją miłość taką,
jaką ja teraz rozumiem i odczuwam.
RAYMOND A.MOODY Jr
ŻYCIE PO ŻYCIU, CZĘŚĆ 2 (obecnie rozszerzona i o tytule: Refleksje nad życiem
po życiu)
[Refiections of Life after life / wyd. orygin.: 1979 ?]
41