Grażynce z sąsiedniego pokoju
Coś widzę, lecz marny wzrok!
Nie mogę dojrzeć celu.
Gdzie jestem? Wokoło mrok.
W lesie? W domu? W tunelu?
O ciemność się potykam,
O wyciągnięte ręce,
O czas, co stojąc - tyka,
O ciągłe „mniej”, niż „więcej”.
Idę, upadam, ślepię.
Labirynt? Próżnia? Kółko?
Bezcel? Bezrozum? Lepiej!
Los mój, puknięty w czółko!
A jednak, w tym bezczasie,
W nicości, krok po kroku..
Coś jakby - rozpala się,
Jakiś nadziei spokój.
Spokoju zorze świecące,
Jakże osiągnąć łatwo!
Gdy jest tunelu końcem -
Twego pokoju światło!
*
Chwila i gwiazdy. Mrok rozbłyśnie!
Dobranoc. Lampkę zdmuchnij.
Przed snem sobie pomyślę -
Jak cudnie krzątasz się po kuchni.
Wnet zasnę. Chociaż - nie od razu,
Nie mów tego nikomu...
Jest we mnie sto obrazów
Ciebie, krzątającej się w domu.
Pacierzem Cię jeszcze uświęcę,
Do snu utulę sennie...
We śnie jest jeszcze więcej -
Twej cudnej krzątaniny, we mnie.