mego życia, jeżeli zyskam przekonanie, że będziemy razem szczęśliwi do końca życia. Jeśli w ogóle można mieć taką pewność. Jonathanie, nie jest moją intencją obrażać cię. Wiem, że ty, tak samo jak ja, nie chcesz się angażować w małżeństwo i dlatego mogę mówić z tobą szczerze. Nie chcę, żebyś czuł się zobowiązany mi się oświadczyć, gdy już będziesz miał w tej kwestii wolną rękę. Zresztą nie dopuszczę, żeby tak się stało. Musisz wyjechać wczesnym rankiem, zanim wuj Richard wstanie.
Więc to pożegnanie? - spytał.
T...tak-odparła.
Ujął jej rękę. Była zimna jak lód. Zaczął ją rozcierać dłońmi.
- Nie zrobię tego - rzucił. -Jutro oboje stawimy mu czoło.
Honor i troska o Rachel dyktowały mu, by stanął przed Westonem
razem z nią. Weston obdarzył go zaufaniem. Musi spojrzeć mu w oczy, gdy baron powie mu, że tego zaufania nadużył. Rachel zadrżała.
Lepiej połóżmy się do łóżka - powiedział.
Razem?
Nie o to mu chodziło. Wyczuwał jednak, że ona potrzebuje bliskości, a może czegoś więcej. Potrzebowała czułego uścisku. Chciał jej to ofiarować. Boże, miej go w swej opiece.
Czy tego właśnie chcesz? - uniósł jej dłoń do ust. Kiwnęła głową.
Jeśli ty też tego pragniesz.
Roześmiał się cicho i przyciągnął ją do siebie. Uniosła ku niemu twarz. Spotkali się ustami, zgłodniali z pragnienia i pożądania, złączeni potrzebą, by dać sobie nawzajem pociechę i znaleźć w swoich ramionach ukojenie.
Jak to nazwała Geraldine? Opały. Znaleźli się w opałach. Jutro spróbują się z nich wydobyć. A na razie mieli dla siebie tę noc.
Schylił się i uniósł ją w ramionach, po prostu dlatego, że teraz, gdy noga już mu się zagoiła, mógł to zrobić. Zaniósł ją do łóżka i położył na środku. Zdjął z siebie całe ubranie i położył się obok niej.
Kochali się tylko raz. Żarliwie, niespiesznie, niemal sennie. Alleyne zdał sobie sprawę, że nie było to tylko fizyczne zbliżenie. Ale też nie miłość, skoro Rachel go nie kochała, a przynajmniej nie taką miłością, o jakiej marzyła. A jednak to, co ich połączyło, było bezcenne. Pełna czułości bliskość i wzajemne ukojenie.
Zasnęła, jeszcze zanim się z niej wysunął i położył obok. We śnie przytuliła się do niego. Oparł policzek na jej głowie i zaraz potem odpłynął w nieświadomość.
Rachel prawie nie tknęła śniadania. Odsunęła od siebie talerz. Nie była w stanie nawet spojrzeć na Jonathana. Poszła do niego w środku nocy, żeby go przekonać do natychmiastowego wyjazdu z Chesbury i zasnęła w jego łóżku. A zanim zasnęła...
To było bardzo zawstydzające.
Jednak to nie Jonathan odebrał jej apetyt. Wuj Richard już nie spał, choć jak zwykle zjadł śniadanie w swoim apartamencie. Przysłał na dół lokaja z prośbą, by oboje przyszli do niego, jak tylko skończą posiłek.
Geraldine pakowała ria górze kuferek Rachel. Wyjadą stąd najpóźniej w południe. Rachel skupiła się tylko na tej myśli. Najpierwjednak musiała stawić czoło temu, co czekało ją ze strony wuja. Miała nadzieję, że poczuje jakąś ulgę, gdy już ruszą w drogę? Tak wiele rzeczy zostanie bezpowrotnie straconych. Rozgniewa, zasmuci i rozczaruje wuja. I w końcu go opuści. A potem czekają rozstanie z Jonathanem.
Zycie wydało się jej ponure i beznadziejne. Jedyną pociechą była świadomość, że gorzej już być nie może.
Rachel wstała i odsunęła krzesło. Jonathan również. Gdy wychodzili z jadalni, ani Bridget, ani Flossie nie odezwały się nawet słowem.
Wuj Richard siedział w tym samym fotelu co zwykle, tyle że dzisiaj zwrócony plecami do okna. Rachel zauważyła, że znów wydaje się chory. Ostatni wieczór okazał się ponad jego siły. A teraz jeszcze...
Usiądźcie - poprosił poważnym tonem.
Wujku, muszę ci coś powiedzieć - odezwała się Rachel. - Nie ma na co czekać. Ja tylko...
Rachel, proszę - uciszył ją gestem. - Ja muszę coś powiedzieć pierwszy. Zabrakło mi odwagi, by powiedzieć to wcześniej, ale teraz czas już na to najwyższy. Proszę, usiądź. Pan też, Smith.
Zdenerwowana Rachel przysiadła na brzeżku krzesła. Jonathan usiadł na krześle obok.
- Myślę, że tak czy inaczej podjąłbym tę decyzję, którą ogłosiłem
wczoraj - powiedział wuj. - Rachel, zawsze pragnąłem, żebyś tu
194
195