Tłumaczenie poniższego artykułu (a właściwie książki) pojawiło się jakiś czas temu na stronie www.poznajpana.org i kiedy tylko poznałem jej zawartość, wiedziałem, że muszę ją zamieścić na swojej witrynie. Okazało się bowiem, że poruszony w niej temat bezpośrednio odnosi się do mojej obecnej sytuacji i to w takim stopniu, że czytając przytoczone przez autora wypowiedzi licznych osób, a przede wszystkim jego własną historię, miałem wrażenie jakby ktoś czytał w moich myślach i znał okoliczności mojego życia, a następnie opisał je na łamach tej książki. Wiem jednak, że nie jest to przypadek, ale że w ten sposób Ojciec ostatecznie potwierdził mi to wszystko, co od ponad roku sam przechodziłem i w czym przez cały czas dostrzegałem Jego wyraźne prowadzenie. Chociaż każda opisana tu historia jest niepowtarzalna i widać, że u różnych osób proces ten przebiega na różne sposoby, to jednak wszystkie one stanowią próbkę zjawiska, o którego zasięgu nie miałem nawet pojęcia. Dopiero teraz widzę, że jest to działanie, którego sam Bóg dokonuje w życiu milionów chrześcijan na całym świecie.
CHRZEŚCIJANIE „POZA KOŚCIOŁEM”
Andrew Strom
Dlaczego dziesiątki tysięcy oddanych
Chrześcijan opuszcza kościoły?
Czy to jest “ruch”? Co powoduje
to światowej skali zjawisko?
Możesz kopiować tę książkę w dowolnej formie i przekazywać dalej. Niemniej jeśli chcesz opublikować ją lub jej część w innej formie czy innej publikacji, proszę postaraj się najpierw o zgodę autora.
Andrew Strom's email: prophetic@revivalschool.com
Ta książka znajduje się w całości na stronach: http://www.revivalschool.com
Spis treści
1. Zjawisko na skalę ogólnoświatową
2. Moje własne doświadczenie “pustyni”
3. Dlaczego odchodzą?
4. “Wywołani”?
5. Kontrola i duchowe wykorzystywanie
6. Maszyna
7. Dlaczego `pustynia'?
8. Niebezpieczeństwa
9. Ciałem „w”, duchem już „poza”
10. Czy odpowiedzią jest “Przebudzenie”?
Copyright (c) Andrew Strom, 2003/2004. Wszelkie prawa zastrzeżone.
UWAGA: W związku z ilością dostępnego miejsca spora część cytatów z emaili została w tej książce skrócona. Gdyby nie to, książka ta wyglądała by znacznie obszerniej niż obecnie! Często dysponowaliśmy miejscem na opublikowanie tylko jednego czy dwóch fragmentów z każdego - czy nawet kilku komentarzy. Czasami konieczne było skorygowanie gramatyki czy interpunkcji czy dokonanie jakichś pomniejszych zmian. Ze względów prawnych oraz ze względu na ochronę prywatności w kilku przypadkach zostały zmienione imiona lub miejsca. W każdym przypadku, wierzymy, że pierwotny kierunek myśli i zamierzenia autorów zostały zachowane. Wszystkie emaile wykorzystane w niniejszej książce znajdują się w naszej bazie.
“ZDUMIEWAJĄCE JEST ODKRYCIE, ŻE Z GRUBSZA 10 MILIONÓW
NARODZONYCH NA NOWO DOROSŁYCH CHRZEŚCIJAN [w USA] POZOSTAJE BEZ KOŚCIOŁA”
-Pollster George Barna - www.barna.org
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ZJAWISKO NA SKALĘ OGÓLNOŚWIATOWĄ
Dla mnie cały ten efekt “kuli śnieżnej” zaczął się od audycji radiowej i emaila. W marcu 2003 zostałem zaproszony przez Rhem Christian network w Nowej Zelandii do dyskusji nad wzrastającym zjawiskiem “chrześcijan (będących) poza kościołem”. Zostałem zaproszony ponieważ w jednej z moich książek opisałem moje doświadczenie pustyni i fakt, że wielu chrześcijan zdaje się decydować na wyjście z dzisiejszego systemu kościelnego. To było zjawisko, o którym coś wiedziałem, lecz nawet wtedy niewiele zdawałem sobie sprawę z rozmiaru i zasięgu tego, co się działo.
W tygodniu, w którym wyemitowano audycję, opublikowałem artykuł na ten sam temat na naszej internetowej liście dyskusyjnej. Rezultatem był całkowity zalew korespondencji z całego świata. Poniżej e-mail, który wysłałem. Nie miałem pojęcia o tym, że wywoła on taką reakcję łańcuchową.
Cytat:
„EMAIL - Dot.: CHRZEŚCIJANIE "POZA KOŚCIOŁEM" -Andrew Strom. [4 kwiet. 2003].
Piszę dzisiaj na raczej niezwykły temat. W poniedziałek (31 marca) zostałem zaproszony do chrześcijańskiej radiostacji “Christian Radio show” w Nowej Zelandii do przedyskutowania zjawiska wzrastającej na zachodzie liczby chrześcijan pozostających “poza kościołem” - ludzi, którzy opuścili kościoły z różnych przyczyn, lecz ciągle przyznających się do silnej chrześcijańskiej wiary. Był to bardzo interesujący wieczór, a telefon rozgrzał się do czerwoności.
To zjawisko pozostawania “poza kościołem” wzrosło obecnie do takich rozmiarów, że pisze się na ten temat książki. W rzeczywistości, kilka lat temu usłyszałem przybliżoną ich liczbę szacowaną na DZIESIATKI TYSIECY w samym tylko naszym największym mieście (Auckland). I wierzę, że tak jest na całym Zachodzie, osobiście poznałem setki takich ludzi. Zaskakujące jest to, że często są to najbardziej oddanego rodzaju chrześcijanie - modlący się, z wglądem w duchową rzeczywistość i głęboko myślący. Niemniej oni właśnie zmęczyli się “odgrywaniem' wewnątrz naszego kościelnego systemu i wyszli. Często ich zaangażowanie sięga wielu lat wstecz, wielokrotnie bywali liderami różnego rodzaju. Lecz teraz wyszli. Dlaczego? Kościół w oczywisty sposób ma wielkie trudności z wyjaśnianiem tego i zajmowaniem się problemem. Zazwyczaj rzucane są oskarżenia typu: “Taki a taki został zraniony i ma korzeń zgorzknienia”, czasami są oni “buntownikami”, lub nie są już “graczami w drużynie” lub jeszcze gorzej - “są odstępcami”.
Lecz jeśli porozmawiasz z tymi ludźmi często okazuje się, że oni byli w kościele latami i po prostu nie mogą już wytrzymać siedzenia i przyglądania się tej samej grze po raz kolejny. BRAK BOGA jest tym co do nich dociera - nawet w najbardziej “Duchem napełnionych” kościołach. GDZIE JEST BÓG W CAŁEJ NASZEJ DZIAŁALNOŚCI? Z pewnością nie jest tak, jak być powinno?
Nowe przelotne mody na programy przychodzą i odchodzą, lecz miernota i BRAK BOGA wydaje się trwać wiecznie. Cicho, często nie zauważeni przez nikogo, wymykają się drzwiami, nigdy nie wracając. Niektórzy powiedzieli mi nawet, że czuli, że Bóg “wywołuje” ich. Inni po prostu czuli, że nie mogą już znieść więcej. STAN kościoła zaważył na ich decyzji bardziej niż da się to opisać słowami.
Bardzo często zaliczyli rundę po innych kościołach w nadziei, że znajdą miejsce, gdzie będą “czuli” się dobrze mimo wszystko. (Pomimo, że większość z nich ze swej natury nie należy do “turystów kościelnych”). Lecz miejsca, które odwiedzali nie wydawały się ani trochę bardziej “właściwe” niż te, które opuścili i po jakimś czasie okazywało się, że łatwiej jest pozostać w domu, z Bogiem.
Jak powiedziałem wcześniej, większość z nich nie porzuciła chrześcijaństwa wcale, a raczej współczesny system kościelny. I mówimy tutaj o ogromnych liczbach. Tysiące myślą nad tym. Wielu czuje, jakby oczekiwali na coś.
Niektórzy z tych ludzi zaczęli społeczności domowe lub spotykają się z innymi parami przypadkowo, lecz wielu nie spotyka się z nikim i oni to postrzegają siebie jako przebywających na “pustynnym miejscu” sam na sam z Bogiem (bardzo powszechne).
Kilka tygodni temu zostałem zapytany przez pewnego pastora czy zgadzam się z tym, że to co się dzieje, może być “poruszeniem Bożym”. Jest to całkiem radykalna myśl. Wielu liderów myśli przeciwnie, bo czyż cokolwiek, co wyprowadza ludzi z “ich kościoła”, może być od Boga?
Lecz nie jest możliwe pozostawać na zawsze “samemu”. Któregoś dnia, jeśli ci ludzie zamierzają być częścią nowego poruszenia Ducha Bożego, będą musieli wyjść ze swojej pustyni i stać się częścią “CIAŁA”, które Jezus zbiera razem - “nowym bukłakiem”, który pojawi się wraz z tym nowym poruszeniem Bożym. Inaczej mogą je przegapić i jest to wielkie niebezpieczeństwo.
Jestem przekonany, że jest wielu na tej Liście, którzy mają jakieś komentarze czy świadectwa na ten temat. Bardzo pragnąłbym usłyszeć je od was. Ten ruch staje się faktycznie znaczącym problemem w kościele.
Niech was Bóg błogosławi, przyjaciele”.
Koniec cytatu.
________________________________
Przez wiele tygodni po opublikowaniu tego artykułu, byłem zasypywany mailami. Wydawało się, że krąży on po całym internecie, ponieważ wiele odpowiedzi otrzymywałem od ludzi, którzy nawet nie byli członkami naszej Listy. Tak ogromna ilość chwytających za serce historii od ludzi, którzy ciągle kochają Jezusa, lecz opuścili kościoły (w wielu przypadkach na zawsze). Jakże otwierające oczy doświadczenie! Potwierdziło mi to fakt, że jest to sprawa znacznie poważniejsza niż wielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Nie sądzę, żeby wielu chrześcijańskich liderów miało jakiekolwiek informacje o tym, jak wielu wierzących optuje dziś za wyjściem ze “zorganizowanej religii”.
W tej książce przeczytacie wiele z tych historii, które otrzymałem z całego świata. Aby dać wam obraz tego, jak “globalne” jest to zjawisko, na początek mała próbka:
Ian (Szkocja):
Jesteśmy grupą 4 chrześcijan, która spotyka się w naszych domach. Byliśmy poprzednio liderami w naszej lokalnej społeczności, lecz z różnych przyczyn znaleźliśmy się poza ustabilizowanym kościołem i podobnie jak z toba okazało się, że nie jesteśmy sami. Spotkaliśmy dziesiątki chrześcijan w całej Szkocji, którzy jadą na tym samym wózku. Większość była liderami w swych społecznościach. Ostatniego wieczoru byliśmy wraz z grupą dwóch rodzin, około 8 czy 9 osób na spotkaniu w domu.
Twoja przybliżona liczba wydaje się właściwa. Spotkałem się w Londynie z pewnym człowiekiem, który prowadził listę mailową mającą cztery tysiące członków. Słyszałem, że szacunkowa liczba może nawet przewyższać liczbę tych, którzy ciągle jeszcze są w “kościele”. Jednak z uwagi na samą naturę pozostawania “poza kościołem”, będzie to bardzo trudne do określenia.
Pastor Jim C. (USA):
Według mojej oceny, jeśli chodzi o liczby zaangażowanych w ten ruch na jednego mieszkańca, Nowa Zelandia to zaledwie pociąganie nosem, w Ameryce jest to zapalenie płuc w pełnym rozkwicie.
Mary (-USA)
Byłbyś BARDZO zdumiony liczbą obdarowanych i dojrzałych chrześcijańskich liderów, którzy NIE przynależą do formalnego kościoła tutaj w Płd. Kalifornii. Mój mąż i ja prowadzimy grupę składającą się z 15 par od 7 lat. Tylko troje z nich nadal uczęszcza do kościoła.
Thomas (-USA):
Ja sam wraz z moją rodziną jesteśmy, jak wierzę, częścią milionów, które opuściły kościelny system i zostały wywołane przez Boga na “pustynię”. Jak wyjaśnił Pan nasze wywołanie, miał to być czas przycinania i nauczenia nas trwania wyłącznie w Nim, abyśmy mogli stać właściwie, gdy zostaniemy sprowadzeni z powrotem wraz z wieloma innymi. Ciągle mamy społeczność i dzielimy się Słowem z innymi. Ciągle, pod Jego prowadzeniem, czynimy dzieła Kościoła: wychodzimy naprzeciw potrzebującym, dzielimy się Jego prawdą. Nie jesteśmy już częścią systemu - i nie wierzę, że kiedykolwiek zostaniemy wezwani do przyłączenia się do religijnego systemu - lecz żywym, wydającym owoce ciałem.
Mike (Vineyard Church, UK):
Właśnie przeczytałem “Chrześcijanie poza kościołem”. Zdumiewające - miałem od pewnego czasu stale wzrastające wrażenie, że jest to coś, co się dzieje w całej Anglii. Tak wielu chrześcijan żyjących skutecznie poza Ciałem... zawsze myślałem, że każdy kto się sam odciął w ten sposób umrze, uschnie, jak odcięty palec - a jednak ci goście nie giną czy też jeszcze nie zginęli, mimo wszystko. Jedną sprawą jest strata dla kościoła, a niebezpieczeństwo dla nich drugą - a jednak ciągle jest to pustynia. Spójrz na króla Dawida, jak musiał spędzić tyle lat uciekając po pustyni zanim jego namaszczenie mogło zadziałać, tak jakim było ...
Donnalea (Afryka Płd.):
To zjawisko dotknęło także mojego kraju. Jestem pewna, że wielu południowo-afrykańskich chrześcijan, którzy pozostają poza kościołem, skontaktowało się już z tobą. Pomimo, że nadal jestem w społeczności, rzeczywiście przechodziłam przez ciężki czas, gdy miałam wyjść w każdą niedzielę do kościoła. Kocham Pana z całego serca, lecz chrześcijanie i współczesne chrześcijaństwo czy “kościelnictwo” działa mi na nerwy. Jestem zbyt zmęczona tymi wszystkimi programami i wiecznym brakiem poczucia tego, że Bóg to kontroluje. Desperacko pragnę poznać Boga ponownie i rzeczywiście znać Jego wolę. W ciągu tygodnia mam społeczność z ludźmi, którzy opuścili kościół całkowicie i, podobnie jak w opisywanym tu zjawisku, nadal są prawdziwymi chrześcijanami prawdziwie szukającymi Bożej woli.
Tony (Afryka Płd):
Przeczytałem artykuł “Chrześcijanie poza kościołem” z wielkim zainteresowaniem, i rzeczywiście, to jest światowy fenomen. Osobiście rozmawiałem z wieloma chrześcijanami z zagranicy, z których wielu to biznesmeni (wydaje się, że społeczność biznesmenów była najłatwiejsza do zidentyfikowania). Tak, to zaczęło się jako strużka, a teraz bramy potopu otworzyły się i wielu z nich wyszło lub jest w trakcie wychodzenia.
Jouko (-Finlandia):
W artykule “Chrześcijanie poza kościołem” po prostu opisałeś moją sytuację. Jest również wielu takich w Finlandii. Nie wiem jakie będzie w przyszłości rozwiązanie tego dylematu.
Liz (-Zimbabwe):
Otrzymałam właśnie od przyjaciółki twój artykuł i było dla mnie niezwykle interesujące odkryć, że nie tylko nasz kraj przeżywa to “zjawisko” (jeśli mogę użyć tego wyrażenia!).
Jest wielu spośród nas, którzy czuli się “wywołani z kościoła” i zbieramy się razem w domowych grupach, gdzie jest około 12 osób razem. Spotykamy się raz na miesiąc wraz z innymi, lecz mamy bardzo silną sieć modlitewną i codziennie kontaktujemy się ze sobą, jako że ogromne są potrzeby tutaj, w Zimbabwe.
Mark (-USA):
Nadal jestem w kościelnym przywództwie i służbie muzycznej w tradycyjnym kościelnym otoczeniu, lecz wielu bardzo namaszczonych i proroczo obdarowanych moich przyjaciół wypchało się już po brzegi „odgrywaniem kościoła“ i „wypisało“ ze zorganizowanej religii. Jeden prowadzi służbę (obóz wypoczynkowy) dla pastorów, inny pasie owieczki w Kansas, a trzeci tworzy sieć internetową dla kościołów, lecz nikt z nich nie chodzi do tradycyjnych miejsc typu: „kazanie/muzyka/modlitwa/kazalnica i ławki”, które nazywamy „kościołami“. Czuję w swym sercu, że ten masowy głód i ludzie idący za Chrystusem to jest Boży sposób prowadzenia spraw ku potężnym reformacyjnym przemianom.
Randy (-USA):
Przeczytałam jedno z wyjaśnień wzrostu zjawiska pt.: “Chrześcijanie poza kościołem”. Oni twierdzą, że jesteśmy samotnymi strażnikami, odstępcami, nie umiemy grać w zespole, czy mamy gorzki korzeń osądzania... nic bardziej odległego od prawdy...
Gdy uczestniczyliśmy w kościele odkryliśmy - Brak Boga - Brak Mocy - Brak Ewangelii - Złe działania - Słabe Przywództwo - Złe Nauczanie - Złe programy - Brak Chrystusa - Brak uzdrowień - Brak cudów. Po prostu walka o władzę i kontrolę.
Nie potrafię powiedzieć jak wiele razy byłam traktowana w taki sposób jakbym nie szła do Nieba, ponieważ nie uczestniczę w kościele. Zatem, to smutne, gdzie zaniesiemy nasze dary, dziesięciny, naszą miłość, jeśli nie na ulice?
Znamy wielu takich, którzy opuścili kościół, którzy zaangażowali się jako wojownicy modlitwy, wstawiennictwa, misjonarze czy czciciele i chcą dzielić się swymi darami od Boga.
Ten ruch rośnie, a zatem przejmie kościół. To, co widzisz to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Pat (Kanada):
Jestem wierzącą osobą będącą poza kościołem od 7 lat. Jestem również ordynowaną nie-denominacyjnego kościoła. Odwiedziłam w ciągu tych lat wiele różnych kościołów (w wielu z nich przemawiając) tak, jak prowadził mnie Pan, lecz, szczerze mówiąc, często są to bardzo trudne odwiedziny. To tak, jakby wszędzie można było usłyszeć tylko szlochających ludzi i brzęk łańcuchów wokół mnie, a jednak wszyscy uśmiechają się i śpiewają o tym, jak Bóg uwolnił ich i wypełnił radością. Często chciało mi się płakać, podczas gdy wierzący wokół mnie uśmiechali się i śmiali z widoczną radością... choć w rzeczywistości widać było, że w bardzo niewielkim stopniu doświadczają Bożej miłości, nawet w ich własnych kościołach. Kanada ma również wielu prawdziwych wierzących, podobnie jak Nowa Zelandia, którzy nie są w kościele.
Sam (ex-Vineyard pastor, Kanada):
Mieszkam w społeczności 330.000 ludzi i populacja “chrześcijan poza kościołem” wzrosła z 6.000 do 10.000 od lata 1999....
Sue (Australia):
Osobiście znam wielu silnych chrześcijan, oddanych byłych liderów, zaprzedanych Bogu, których Bóg używa poza lokalnym kościołem. Niektórzy są w grupach domowych, inni po prostu razem zbierają się regularnie. Jeśli chodzi o mnie to większość mojej społeczności jest z przyjaciółmi w Nowej Zelandii i Australii przez telefon oraz email.
Jenny (-Nowa Zelandia):
Praca z ludźmi, którzy opuścili kościoły to mój zawód pod parasolem nazwy “Spirited Exchanges” (Duchowa wymiana). Opiekuję się kilkoma grupami ludzi, zajmując się tym, co przydarzyło im się w kościołach i ich zmaganiami ze sprawami wiary i kościoła...
Zgodzę się z tobą - oskarżenia o “odstępstwo” i inne są całkiem nieodpowiednie i w niczym nie pomagają. Z tego, co widzę oni po prostu zadają trudne pytania po to, aby pogłębić, trwać i lepiej integrować swoją wiarę.
Również zastanawiam się czy jest w tym poruszenie Boże - ludzi którzy są wzywani do czegoś głębszego, poza odgrywaniem gier i konformistycznym stanem wiary..
Scott (Japonia - email zachowany w bazie):
Jako człowiek, który zaangażowany był w służbie i w kościele grubo ponad 20 lat (od wieku 15 lat), rozumiem ludzi, którzy właśnie wyszli. W dawnych czasach powiedzielibyśmy o takiej osobie kazanie, że brakuje im oddania, że musisz być zasadzony w jednym miejscu..., i że wszystko czego Bóg chce dokonać, dokonuje poprzez lokalny kościół... itd..
Zatem ludzie, którzy opuścili kościół byli zawsze postrzegani jako nie mający wiele do zaoferowania. Lecz jest ich tam mnóstwo. Ostatnio brałem udział w internetowym czacie i jestem zaskoczony tym, że wielu ludzi chce społeczności i kocha Boga, lecz nie chodzą do kościoła regularnie.
Anne (-USA):
W Ameryce, w niektórych miastach, chrześcijaństwo poza kościelne jest prawdopodobnie liczniejsze niż „tradycyjne“. Jest to fenomenalne zjawisko. Czuję to, jako misyjna ewangelistka, że jest tak wiele kościelnych programów z niewielką lub żadną Obecnością Pana w kościołach, a to jest powód dlaczego ludzie opuszczają je. Jest niewiele modlitwy, a bez modlitwy jest brak pasji, mocy i ognia.
Peggy (USA):
Wraz z mężem jesteśmy chrześcijanami od 30 lat, ja liderem grupy domowej przez większość tego czasu, a mąż był również liderem uwielbienia. A jednak teraz jesteśmy pośród tych “poza kościołem”, który opisuje twój artykuł, pomimo, że nadal spotykamy się i modlimy z innymi wierzącymi, którzy czują to samo pragnienie czegoś bardziej realnego od tego, co przeżywaliśmy przez znacznie dłuższy czas, niż chcielibyśmy o tym pamiętać. Wołaniem naszych serc nie jest żyć wspomnieniami niesamowitej intymności z Bogiem z przeszłości, lecz odkrywanie Go na nowo i w głębszy sposób niż kiedykolwiek dotychczas. Jesteśmy zdesperowani w poszukiwaniu Go. W świetle tego pragnienia, pustka naszego kościelnego doświadczenia, kościoła do którego chodziliśmy przez 17 lat, była nie do zniesienia.
_____________________________________________________
Ponownie autor:
Jest to zaledwie odrobina tego, co otrzymałem na ten temat z całego świata. Kilka dni po opublikowaniu artykułu napisał do mnie webmaster z Francji, że przetłumaczył mój artykuł na francuski i umieścił go na francusko-języcznej witrynie. Natychmiast zacząłem otrzymywać wszelkiego rodzaju emaile w języku francuskim, których nie byłem w stanie nawet przeczytać. Pokazuje to jak ta “poza-kościelna” sprawa jest ogromna w całym zachodnim świecie. Wydaje się, że wszędzie, ludzie pragną RZECZYWISTOŚCI Boga, lecz, niestety, nie znajdują jej już w swoich kościołach. Co się dzieje?
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 2
Andrew Strom
MOJE WŁASNE DOŚWIADCZENIE “PUSTYNI”.
Jedną z przyczyn tego, że zostałem zaproszony do radia jest to, że, teoretycznie, byłem kimś, kto widział “obie strony” tej sprawy. Jestem chrześcijańskim mówcą, który prowadzi spotkania i przemawia w kościołach, lecz jestem również kimś, kto spędził siedem lat całkowicie “poza kościołem” - na pustyni, aż do 1993 roku i aż do dziś mam wielu przyjaciół i znajomych, którzy ciągle pozostają tam. Zatem rozumiem to zjawisko dobrze.
Moje osobiste przeżycie “pustyni” było bardzo ważną częścią mojego życia. Miało ono ogromny wpływ na mnie. Nigdy nie wstydziłem się tego przeżycia i od dawna jest dostępne dla ludzi na moich stronach i w jednej z moich książek. Poniższa wersja jest po prostu przeniesiona z jednej ze stron internetowych. Mam nadzieję, że czytając to zrozumiesz pewne “fazy”, przez które przeszedłem w mojej pustynnej podróży. Z pewnością wzbudziło to przez lata wiele komentarzy.
___________________
Wychowywałem się w środowisku chrześcijańskim przez całe moje życie. Ojciec był napełnionym Duchem, baptystycznym kaznodzieją zanim się urodziłem, był też badaczem i pisarzem Przebudzenia (to zostało odziedziczone!) Gdy zatem sam zostałem napełnionym Duchem chrześcijaninem w wieku 17 lat, byłem zafascynowany przebudzeniem i modlitwą od samego początku. Otrzymałem też bardzo silne prorocze namaszczenie, którego nie rozumiałem. (Co jest ze mną “złego”? - Czemu tak cierpię i jestem tak zdruzgotany stanem kościoła podczas, gdy inni wydają się być zadowoleni tym, co jest? ). Na szczęście miałem te wszystkie książki o przebudzeniach, które mówiły mi, że nie jestem sam, lecz po postu jestem jednym z wielu zatroskanych przez stulecia chrześcijan. Niemniej, przeważnie czułem się bardzo samotny (Oczywiście, nie licząc Boga - On zawsze był tutaj).
Zaangażowałem się w kilku kościołach - głównie tych znacznie “twardych” zielonoświątkowych grup. Z powodu mojej zuchwałej, młodzieżowej gorliwości w świadczeniu dobrze się tam miałem, choć zawsze miałem problemy z przywództwem. Po prostu nie potrafiłem zamykać swych ust we właściwym czasie - tak bardzo pragnąłem oglądać kościół w stanie prawdziwego Przebudzenia i byłem całkiem bezczelny w swych opiniach ( z pewnością brakowało mi wówczas mądrości). Byłem również bardzo “twardym” legalistą wobec siebie na wiele różnych sposobów, lecz Bóg szkolił mnie i używał, przeważnie pomimo mnie samego.
Wtedy stało się. Ostatecznie po wielu dysputach doszedłem do tego, co czułem, co było całkiem fundamentalne w różnicach teologicznych między tym kościołem, a mną i ostatecznie odszedłem na dobre, po pewnym okresie irytacji. Jednak zamiast szukać innego kościoła wraz z żoną zebraliśmy się z przyjaciółmi i próbowaliśmy zacząć naszą własną grupę. Lecz o ile przedtem Boże błogosławieństwo było z nami, teraz wyraźnie go brakowało i niewiele dawało to, co robiliśmy. Bóg miał przygotowane dla mnie WIELKIE lekcje.
Był to początek okresu, który oznaczał dosłownie SIEDEM LAT całkowicie poza kościelnym systemem ( gdy miałem 20 - 27 lat) dla mnie i rodziny. (Lecz w tym czasie poślubiłem cudowną chrześcijankę i mieliśmy sześcioro wspaniałych dzieci).
Przez cały ten okres pustyni, testów i prób, z jednej rzeczy nigdy nie zrezygnowałem, a były to moje nocne modlitwy, czas z Bogiem. Były błogosławione jak zwykle, lecz często były jedyną “duchową” sprawą jaka działa się w moim życiu. Wszystko inne wydawało się zamknięte, puste, martwe. Trwało tak rok za rokiem. WIEDZIAŁEM, że nie wrócimy do kościoła, a jednak nic się nie działo. Lecz kiedy odwiedzałem kościół nie działo się również nic.
Wszystko było pustką, aż w końcu ten, który kiedyś był najbardziej dumną, najgłośniejszą, najbardziej “twardą”, arogancką maszyną do świadczenia został tak duchowo zdruzgotany, że z trudnością znosił rozmowy o duchowych sprawach z kimkolwiek. Niektórzy mogliby powiedzieć, że to wszystko pochodziło od diabła. Nic z tego. Bóg poprowadził mnie na pustynię w pewnym celu i On wyprowadził mnie w Jego dobrym czasie. Byłem uczony pokory i łamany a każde deko dumnego `religijnego' życia było wykruszane ze mnie, aby Bóg mógł któregoś dnia świecić przez mnie.
W tym czasie pomału uświadamialiśmy sobie istnienie sieci chrześcijan funkcjonujących poza kościołem w całej Nowej Zelandii (i bez wątpienia w innych krajach również), z których wszyscy wyszli z różnych kościołów (niektórzy byli nawet liderami). Czasami odwiedzaliśmy ich dość przypadkowo i odkryliśmy, że grupy te posiadały niemal swoje własne pozakościelne „doktryny”, które sami zaczęliśmy stopniowo wchłaniać. Więcej z tych “doktryn” było negatywnych niż pozytywnych. Często wymieniałem długie litanie tego wszystkiego, co jest złe w kościelnym systemie i jego liderach (bardzo delikatny i wygodny cel), często angażując się w coś jakby “kpinę”, sarkazm i ulgę z tego, że my “prawdziwi” chrześcijanie pozostajemy teraz poza tym wszystkim.
W pełni brałem udział w tym wszystkim z rozkoszą, zachowując się agresywnie oraz mając swoje własne urazy do pielęgnowania. Oczywiście, wielka “odpowiedź” - jak zadowoleni z siebie wierzyliśmy - to było całkowite opuszczenie kościołów. Staliśmy się podejrzliwi wobec wszelkich “kościelnych” Chrześcijan, którzy ciągle pozostawali w systemie - nawet jeśli byli ludźmi modlitwy, którzy chodzili blisko Boga. Jakże wielkimi ignorantami byliśmy wówczas! Lecz po jakimś czasie nawet to zaczęło nużyć i stałem się tak “zdruzgotany”, że nawet szyderstwa z “systemu” nie cieszyły mnie już więcej. Wszystko było próżne, nicością. Czy Bóg kiedykolwiek jeszcze poruszy?
Zaangażowaliśmy się w chrześcijańską muzykę (oboje z żoną jesteśmy muzykami), lecz znowu tłukliśmy głową w mur przez cały ten okres. Bóg trzymał nas w “więzieniu” i zmierzaliśmy DO NIKĄD, dopóki nie nauczyliśmy się tego, czego On nas musiał nauczyć.
Przez wiele lat modliłem się: “Panie, użyj mnie, Boże wypełnij mnie więcej i więcej twoim Duchem, Boże daj przebudzenie”, a teraz oto siedziałem w duchowym lochu i nic nie mogłem z tym zrobić. Duchowo mówiąc, był to rodzaj “maszyny do miażdżenia”. To był czas rozpaczy, lecz to właśnie otrzymujesz, jeżeli prosisz Boga, aby cię “złamał i użył”. Nie zdziw się, jeśli weźmie cię za twoje słowo!
Do tego czasu mój pierwszy zespół stał się dla mnie niemal “bałwanem” (miałem 26 lat) - jak to często z usługującymi bywa. Jednak któregoś dnia, coś poszło dramatycznie źle i musieliśmy odwołać koncert i nagle WIEDZIAŁEM - po prostu WIEDZIAŁEM, że to wszystko nie było z Boga - to byłem ja i moje zmagania, zmagania, zmagania, aby “WRESZCIE COŚ DRGNĘŁO”. Nagle wiedziałem, że wszystko skończone. To była moja ostatnia nadzieja, „as w rękawie”, jedyna duchowa służba jaką zostawiłem i ona nie była z Boga. Zespół był skończony. Zagraliśmy kilka ostatnich koncertów i to było wszystko. NIE BYŁO NIC WIĘCEJ. NIC PRÓCZ BOGA.
Zamiast zmagania i “służby- bałwana” zacząłem ponownie spędzać godziny po prostu skąpany w obecności Boga, łzy lały mi się strumieniami, uwielbiałem Jego obecność - uwielbiając Go i mając społeczność z Nim. Zacząłem wchodzić pod prorocze namaszczenie, życie którego nigdy nie znałem, nawet na początku. Miałem 27 lat i byłem na Pustyni od siedmiu lat.
Nagle Bóg usunął starą pelerynę ciężaru i wymienił ją na szatę chwały. Mówił do mnie to samo stale i wciąż :”PRZEBUDZENIE NADCHODZI, PRZEBUDZENIE NADCHODZI”. (Czasami skakałem z radości z powodu realności tego słowa). W czasie jednego takiego intensywnego trzydniowego czasu, Bóg pokazał mi w jaki sposób mogę zaatakować i zniszczyć w imieniu Jezusa, wiele warowni pychy, buntu, religii itd., które trzymałem w swoim życiu przez wiele lat i to dosłownie zrobiłem. Chwała Bogu! Mówię wam, to było przemieniające!
Bóg zaczął mnie również przedstawiać wielu modlącym się i proroczym ludziom (w większości będących “w kościele”, choć niektórzy byli “poza” - mnie jednak już więcej nie obchodziło jak ci ludzie byli zaszufladkowni, teraz liczyła się ich relacja z Bogiem). Wielu z tych ludzi potwierdziło to, co Bóg pokazywał mi na temat nadchodzącego przebudzenia. Po raz pierwszy usłyszałem też “prorocze” taśmy z za mórz, które były zdumiewającym potwierdzeniem. Nagle nie byłem sam! To wszystko, co Bóg pokazywał mi przez te lata, dawał również innym! Nagle, zacząłem czuć, że muszę to wszystko napisać, aby inni mogli mieć udział w tym, co Bóg mówił (nie pisałem przez wiele lat). Nie byłem już zmiażdżony i zdesperowany na Pustyni. Byłem potężnie wolny w Jezusie. Lecz coś ważnego we mnie (w rzeczywistości wiele rzeczy) zmieniło się przez tą Pustynną podróż. Nie byłem już tą samą osobą i to w wielu wymiarach. (Wielu nie mogło uwierzyć w te zmiany) Bóg zmiażdżył mnie i ponownie przywrócił do życia - Jego sposobem. Wiele z moich kanciastych brzegów zginęło na zawsze i faktycznie, myślę teraz, jak Bóg mógłby mnie używać takiego jakim wtedy byłem?
Mam teraz 37 lat. Obecnie jesteśmy z żoną szczęśliwym małżeństwem od siedemnastu lat i mamy szóstkę cudownych dzieci. Zaangażowaliśmy się w lokalny napełniony Duchem kościół Armii Zbawienia, później w społeczność baptystów. Lecz jestem przekonany, jak wielu z was, że to co najlepsze (i najbardziej wyzywające) jest jeszcze przed nami, a wspaniałe Przebudzenie jest tuż za rogiem.
Z tego wszystkiego pojawiają się dwa wnioski, które chciałbym streścić. Po pierwsze, wierzę, że Bóg wyprowadził mnie z kościelnego systemu przede wszystkim ze względu na MOJE wady - bardziej niż wady kościoła. (Choć oczywiste jest, że dzisiejszy kościół ma poważne problemy). Pan chciał wyprowadzić mnie na miejsce odosobnienia i pozbawić mnie mojej arogancji, pychy, zuchwałości, twardego, legalistycznego postrzegania spraw. Później również zajął się moim „wyniosłym”, zadowolonym z siebie stosunkiem do „kościelnego” chrześcijaństwa, systemów itd. Chciał mnie złamać i upokorzyć (na moje życzenie), ponieważ tylko wtedy mógł mi poważnie zaufać. Jakże niszczący proces! Lecz jak mądrze przeprowadzony przez Boga! On nie chce nas zniszczyć, lecz uratować przed nami samymi. Jak ciemne jest nasze serce i jak bardzo potrzebujemy być złamani i odnowieni w obraz Jego świętego Syna.
Wierzę, że wielu proroczych ludzi (jak ja sam w tamtych dniach) ma problemy z „buntem”. Czasami sprowadzają liderów na manowce. Potem rozwijają „kompleks prześladowanego” lub chyłkiem oddalają się pławiąc się w użalaniu nad sobą. Przerabiałem to wszystko i znacznie więcej. Bunt jest najbardziej zdradzieckim grzechem i gdy zaczniesz dostrzegać jak bardzo dominuje nasz świat, jak bardzo się zintegrował z nami, to ujrzysz jak bardzo otwiera to oczy. Było to dla mnie w ciągu ostatnich lat absolutne objawienie. Jakże zwodnicze i złe jest serce człowieka!
Z drugiej strony, współczuję prorokom mówiącym niepopularne słowo, które pochodzi z Bożego serca i są odrzucani. Jakże niszczące doświadczenie dla proroka. Byłem również i ja w takich sytuacjach, lecz odkryłem, że tylko wtedy, gdy uporałeś się z Buntem, możesz prawdziwie ufać sobie, aby mówić Boże słowo do liderów. Bunt może bardzo znacznie wpłynąć na słowo, które przynosimy liderom, a wielu proroków nie chce wiedzieć o tym, że ma problemy w tej dziedzinie. Teraz mogę spojrzeć wstecz i skrzywić się na wpływ buntu na moje słowa i działania w przeszłości. Lecz Bóg oczyszcza i uzdrawia.
Następną rzeczą, jeśli chodzi o proroczych ludzi i typy „poza kościelne” to ich `indywidualizm', który z łatwością się zadomawia i powoduje, że nie mogą być poważnie przez Boga używani w jakiś istotny sposób, ponieważ oni po prostu nie potrafią się odnieść do „Ciała”… Nie jest możliwe, aby ciało było złożone z indywidualistów, to po prostu nie działa. Prawdziwe Ciało ma LIDERÓW. Jego członki są „ZŁĄCZONE RAZEM”. Często jestem zdumiony czytając literaturę typu „pozakościelnego”, gdzie nakręca się szerzący się indywidualizm (tj. wychodzimy z kościoła i „robimy swoją własną rzecz dla Boga”), po czym przechodzi do mówienia o cudownym Przebudzeniu, które nadchodzi. Powiadam wam, dopóki nie możesz się PRZYŁACZYĆ DO CIAŁA i odnieść dobrze do liderów i wszystkich innych rzeczy związanych z Ciałem, NIGDY NIE WEŹMIESZ UDZIAŁU W NADCHODZĄCYM PRZEBUDZENIU. To jest mrzonka. Niektórzy mówią, że będą się dobrze odnosić do tych liderów, którzy przyjdą, choć mają problemy z tymi, którzy są dziś. Powiem wam coś: Bóg pracuje nad buntem teraz. Jeśli nie możesz siedzieć pod władzą dziś to będziesz cierpiał i jutro. Zajmij się swoim buntem teraz, albo stracisz przebudzenie. To jest tak proste.
Drugi wniosek jest taki, że to właśnie Pustynia JEST właściwym miejscem dla ludzi, którzy mają być łamani, szkoleni i przekształcani przez Boga. Wielu Bożych herosów, dużych i małych, w ciągu stuleci, było osobiście tak traktowanych przez Boga na Pustyni. Wierzę, że wielu z tych, których Bóg przygotowuje, aby byli częścią Jego nowego poruszenia, zostało przez Boga zabranych na Pustynię w dzisiejszych dniach. Pustynia sama w sobie nie jest odpowiedzią. To jedynie etap pośredni. Jeśli utkniesz na Pustyni, jak dzieci Izraela, to jesteś w kłopocie. Jeśli podoba ci się widok Pustyni bardziej niż Ziemi Obiecanej to jesteś w DUŻYM problemie. Pustynia pochłonęła większość dzieci Izraela. Nie wykorzystali jej jako przygotowania tak jak powinni. Poszli na miejsce próby i zawiedli, lecz historycznie Pustynia ma bardzo ważne miejsce w łamaniu i szkoleniu. Jest to miejsce gdzie Bóg przygotowywał mężów i niewiasty Boże zanim używał ich w jakiś sposób.
Proszę więc tych, którzy są „w kościele”, aby nie umniejszali tego, co się dzieje w życiu ludzi, których Bóg „wywołał” na jakiś czas, podobnie jak proszę, aby oni nie dyskryminowali was. Wiele jest prawdy w idei, że Bóg używa Pustyni nie tyle, aby ludzi wyciągnąć z systemu ile, aby system wyciągnąć z ludzi. Musimy oduczyć się wielu naszych starych `chrześcijańskich' zachowań na nadchodzące Przebudzenie tak, abyśmy ich już nie powtarzali. To Przebudzenie NIE będzie dało się ująć w konwencjonalne „kościelnictwo”, jakie znamy. Ponieważ ono zrujnuje przebudzenie tak, jak rujnowało wiele Przebudzeń w ciągu stuleci. To „oduczanie” jest jednym z bardzo ważnych powodów, dla których, jak wierzę, Bóg wziął tak wielu ludzi z chrześcijaństwa na chwilę na pustynię. Jest to przygotowanie na nadchodzące Przebudzenie, które będzie bardzo różnić się od tego, co mamy teraz (a jednocześnie będzie to coś bardzo praktycznego - tak jak w pierwszym kościele).
Pisząc to, mam nadzieję, że będzie to wyzwaniem dla obu grup - tych wewnątrz i tych spoza systemu, aby pozwolić Bogu na przygotowywanie was w sposób, jaki on uzna za właściwy, tak by następnie mógł użyć was we wszystkim, czego zamierza dokonać. Chciałbym też zachęcać do zrozumienia różnorodnych dróg, jakimi On prowadzi swoich ludzi.
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 3
Strom Andrew
DLACZEGO ODCHODZĄ?
„Niemniej jednak moim wnioskiem jest to, że liczba opuszczających
ewangeliczne, zielonoświątkowe i charyzmatyczne kościoły jest znacznie większa,
niż początkowo oczekiwano i tempo opuszczania ciągle zwiększa się”.
-Pastor Alan Jamieson, autor książki: 'A Churchless Faith'.
Ukazało się ostatnio wiele publikacji dotyczących zjawiska „bycia poza kościołem”. Jak pisze chrześcijański ankieter George Barna w „Re-Churching the Uncherched”: Relatywnie niewielu będących poza kościołem ludzi jest ateistami. Większość z nich sami siebie nazywają chrześcijanami i mają za sobą poważną dawkę kościoła w swym życiu”. Autor Światowej Encyklopedii Chrześcijaństwa, David Barrett, szacuje, że jest około 112 milionów chrześcijan `bez kościołów' na świecie - około 5 procent wszystkich zwolenników. Szacuje, że liczba ta podwoi się do 2025 roku.
Pastor z Nowej Zelandii Alan Jamieson, autor „A Churchless Faith” badał to zjawisko przez kilka lat. Ku jego zaskoczeniu odkrył, że 94% pozostających „poza” to byli liderzy różnego rodzaju - jak diakoni, starsi, nauczyciele szkółek - a 40% to pełnoetatowi pracownicy chrześcijańscy. Odkrył również, że przełom dla wielu nastąpił nie dlatego, że stracili wiarę, lecz dlatego, że chcieli ją zachować.
Smutne jest to, jak mówi Jamieson, że wiele kościołów wydaje się nie zainteresowanych tymi, którzy odeszli z ich szeregów. Znakomita większość wychodzących, z którymi przeprowadził wywiady, powiedziała mu, że nikt z ich kościoła nigdy nie rozmawiał z nimi o tym, dlaczego odeszli.
Ja sam odkryłem, że jest ogromna różnorodność powodów, dla których ludzie odchodzą i wiele sytuacji, w których znajdują się dzisiaj. Niektórzy przyłączyli się do nowych sieci grup domowych czy kościołów komórkowych, które powstają na całym świecie. O wiele więcej, jednak, opowiada się za bardziej spontaniczną czy też niestrukturalną formą chrześcijaństwa. Niektórzy zostawili również regularne chrześcijańskie społeczności. Dla nich jest to prawdziwe doświadczenie Pustyni - samotnie z Bogiem. Jestem pewien, że rozpoznacie te różne doświadczenia w poniższych e-mailach.
To, co chcę zrobić w tej książce to poświęcić pewną ilość rozdziałów na przyglądnięcie się przyczynom, dlaczego ci ludzie odchodzą. Potem, chcę spojrzeć na wartość tego, co robią obecnie i ostatecznie czego potrzeba, aby się ponownie zaangażowali w szerszym Ciele.
Pomimo tego, że niektóre z rzeczy wypowiadanych przez tych ludzi o kościele może być sklasyfikowana jako „negatywne” to wierzę, że jest to absolutnie żywotne, aby posłuchać ich tym razem. Ponieważ to, co oni mówią jest reprezentatywne dla tysięcy, które tłumnie opustoszają teraz nasze kościoły. Musimy więc poważnie przyjrzeć się przyczynom tego zjawiska. Może nam się nie podobać to, co mówią, lecz faktycznie musimy tego wysłuchać - dla naszego własnego dobra i ich.
Zacznijmy od kilku liderów, którzy zostawili za sobą formalny „kościół', by zaangażować się w „kościół domowy” - obecnie błyskawicznie rosnący trend na całym świecie.
Ron (New Zealand):
Byłem pastorem przez kilka lat, widziałem i przeżyłem wiele niedostatków współczesnego kościoła. Widziałem ludzi, którzy żyli w miernocie, usiłując dopasować Boga do ich życia, zamiast spróbować dopasować swoje życie do Boga. O ile jest wielu dobrych ludzi w kościele i dobrych kościołów, ja również miałem wrażenie, że musi być coś więcej.
To, co Bóg zaczął mi objawiać to fakt, że jest wiele sposobów na kształtowanie kościoła. Od chwili, gdy zostałem chrześcijaninem 17 lat temu, znałem wyłącznie „kościół społecznościowy”. To, czego się w konsekwencji dowiedziałem, to coś co Larry Kreider, międzynarodowy dyrektor Dove Ministries dobrze wyjaśnił - powstaje wiele różnych modeli kościoła.
Tradycyjny model to „kościół społecznościowy”, gdzie pastor prowadzi kościół, kościół ma różne programy działania i spotyka się w budynku społeczności.
W ciągu ostatnich 20 lat powstał model „mega - kościoła”. Zbiegło się to w czasie z powstaniem supermarketów, do których ludzie jeżdżą z bardzo odległych miejsc, aby załatwić wszystko za jednym razem.
Niemniej bardziej interesujące jest powstawanie sieci mikro-kościołow. Te małe grupy kościołów, kościołów domowych czy podobne, współpracują ze sobą wspierając się, mając wspólną wizję i odpowiedzialność. Te sieci rozkwitły na całym świecie przeważnie pod prowadzeniem Ducha Świętego (nie jako model importowany!). Małe grupy są bardziej intymne, realne, dają więcej relacji i składają się z ludzi, którzy żyją pod prąd współczesnej kultury. Ewangelizacje opierają się głównie na relacjach i są bardzo skuteczne. Te grupy zamiast stawiać na powiększanie się trzymają się zasady pomnażania i zakładania coraz większej ilości kościołów, które stają się częścią sieci.
To zjawisko pojawiło się w ciągu ostatni 3-5 lat i szczególnie odpowiada pokoleniu X i Y ponieważ zawiera bardzo silny element relacji.
Sam (Kanada):
Byłem w radzie kościoła Vineyard i zrezygnowałem w 1999 roku po intymnym spotkaniu z Panem przez czytanie Słowa Bożego i książki Tommy Tenney'sa „GOD CHASERS”. Zrezygnowałem w tydzień po moim ostatnim kazaniu. Nie byłem w stanie już więcej grać w tą grę. Odkryłem, że mój mechanik, starszy lokalnego kościoła zielonoświątkowego i przyjaciel od 17 lat również wyszedł i spotykał się z chrześcijanami w domach a ich oddanie Panu nie zgasło, a nawet wzrosło!
Odkryłem inną grupę ludzi, którzy wyszli z systemu. Oni sami stali się społecznością. Niektórzy ciągle mieszkali w swych domach, lecz część sprzedała swoje własności, zebrali pieniądze i kupili duży dom tak, aby mogli mieszkać wszyscy razem i tak byli ze sobą od 1998 roku.
Znalazłem też innych wierzących, którzy spotykali się w TimHortons, naszym wydaniu Starbucks, kafejki, gdzie rozmawiali i modlili się, i zachęcali nawzajem. Okazało się, że w jednym z naszych największych marketów spotyka się grupa chrześcijan w niedzielne poranki, aby chodzić z innymi ludźmi i praktykować, po czym znowu spotkać się i dzielić swymi potrzebami i tym, co Pan robi w ich życiu.
Ci wszyscy ludzie optowali za wyjściem z systemu i pragnęli autentycznego chrześcijaństwa. Zarówno oni jak i ja sam porzuciliśmy religijny system, który wydawał się być autentyczny, lecz my postrzegamy kościół jako lud Boży, a nie pułapki służb, budynków, dziesięcin i danin, czy programów za programami. Nie chcemy mieć z tym nic wspólnego.
Zacząłem bywać z innymi, równie rozczarowanymi jak ja. Po prostu spotykaliśmy się razem, jedliśmy, byliśmy ze sobą i mieliśmy ze sobą społeczność. Przyprowadzaliśmy nasze dzieciaki, graliśmy w różne gry i cieszyli życiem. Uwielbialiśmy i dzieliliśmy Słowem, pomagaliśmy sobie nawzajem i troszczyliśmy o pewne oczywiste potrzeby, jak też wykonywaliśmy służbę miłosierdzia na zewnątrz, w mieście. Po roku w listopadzie 2000 roku poprosiłem wszystkich (18 osób), żebyśmy szukali Pana o to, czy mamy stać się zorganizowanym kościołem. Pościliśmy i modliliśmy się przez miesiąc, po czym zebraliśmy się i rozmawialiśmy o tym, co Pan mówił do nas. Okazało się to wystarczająco dziwne: „Róbcie to, co robicie, ponieważ to dlatego wywołałem was i zebrałem razem. Już jesteście kościołem i coraz bardziej stajecie się ludźmi takimi, jakich ja pragnę”.
To wstrząsnęło mną. Byłem gotów zakładać kościół komórkowy, lecz tutaj Pan powiedział, że już jesteśmy kościołem, jakiego On chce. Nie trzeba mówić, że szliśmy dalej w tej podróży. Staliśmy się obsesyjni na punkcie Pana i intymności z Nim i rozwinęliśmy znacznie głębszą relację z Panem i sobą nawzajem i w pełni zrozumieliśmy wszystkie nowotestamentowe „jedni drugim”, a szczególnie wersy „jedni drugich miłujcie”. Jestem zdumiony tym, co się stało. Nigdy nie wróciłbym z powrotem do tego, co znałem wcześniej. Nigdy.
Współpracuję teraz w sieci z innymi. Okazało się, że jest ponad 12 takich domowych kościołów w mieście i, że cały czas pojawiają się nowe. Okazało się, że pastorzy kościoła Vineyard przekształcili trzy zbory na sieć kościołów domowych. Są to sieci, które odkrywają nowe sposoby wyrażania życia Jezusa i Jego służby w różnorodności bukłaków... wierzymy, że jest to określony nowy paradygmat życia kościoła uwolniony w Ameryce Płn.
Kristine (USA):
Więc, jak „kościół domowy” przydarzył się mi? Kilka lat temu moja mała „prorocza grupa”, która spotykała się w ramach wielkiego kościoła została razem i stała się domowym kościołem, a później, przy wielkiej radości, założyliśmy 15 następnych takich grup w czasie „zebrania kościoła domowego”, które odbywało się w domu. Wielu spośród nas przyłączało się i chodziło do innych domów na różne nauczania, noce wstawiennictwa czy po prostu, aby „się zebrać, zjeść razem i cieszyć się sobą przez całą noc”. Nasz kościół domowy skontaktował się również z kościołem domowym, który każdej niedzieli dożywiał bezdomnych w lokalnym parku (co było dla mnie bardzo trudne dla mnie, ponieważ już robiliśmy to, co Jezus powiedział, aby „nakarmić głodnych”) I oto teraz robiliśmy niedzielny „kościół” w parku. To już nie chodziło więcej o NAS... lecz o NICH!
Zack & Patty (USA):
Jeśli chodzi o nas, to nie mogliśmy już dłużej grać kościoła. Kościół, do którego należeliśmy miał być miejscem pięciorakiej służby, gdzie wyposaża się ludzi, aby mogli robić to, do czego ich Bóg powołuje, a stał się kościołem pracy z programami, liturgią i kontrolą. Nasz poprzedni pastor zarządzał wszystkimi aspektami kościoła, od uwielbienia do wypoczynku.
Mąż był liderem uwielbienia. Zarządzanie stało się tak twarde, że powiedziano mu jak ma uwielbiać. Bóg i prowadzenie Ducha Świętego zostały z tego obrazu całkowicie usunięte. W końcu nie mógł już tego dłużej znieść. Musiał wybrać Boga!! Musiał zrezygnować... i robić to, do czego Bóg go powoływał... uwielbiać Go w wolności! Jeśli chodzi o mnie to byłam liderką służby kobiet i diakonisą.
Ponieważ opuściliśmy kościół zostaliśmy nazwani buntownikami, martwymi drzewami i byliśmy oskarżeni o to, że mamy ducha Izabel. Smutne, czyż nie... Wszystko czego chcieliśmy to Jezusa i aby On był wywyższony!
Po odejściu z kościoła znaleźli się ludzie, którzy chcieli uwielbiać Boga i cieszyć się Jego obecnością poprzez dar Boży udzielony mężowi. Zatem Bóg rozwinął domową grupę uwielbienia i chwały, którą ja nazwałam The Acts II Gang (Grupa Dziejów II). Za każdym razem, gdy się spotykamy ktoś jest uzdrawiany lub komuś zostaje usłużone przez Boga i moc Ducha Świętego. Aktualnie mamy 10-15 osób na spotkaniach.
Do tego właśnie Bóg powołał mojego męża. Prowadź uwielbienie w miejscu, gdzie ludzie dojdą do większego zrozumienia Bożej miłości i przeżyją cudowne Boże dotknięcie. Smutne jest pomyśleć, że gdyby tylko na to samo pozwolono, to ten sam rodzaj posługi mógł był się odbywać w poprzednim kościele.
Chcemy być częścią Bożego poruszenia... chcemy wywyższyć Jego kościół... nie ludzkie agendy kościelne... Chcemy widzieć wywyższonego Jezusa i ludzi realnie poznających Go...
_________________________________________________
Oprócz tych, którzy wychodzą z tradycyjnego kościoła, aby prowadzić domowe spotkania w swych domach, jest spora liczba chrześcijan, którzy również optują za wyjściem. Dla jednych jest to wynik jednego złego doświadczenia, dla innych całej serii takich doświadczeń:
Bob (USA):
Kościół po drugiej stronie ulicy, Kościół Chrystusa, prowadzi spotkania przebudzeniowe w tygodniu. Nasza frontowa weranda umożliwia obejrzenie ulicy z wysoka. Siedzimy z Kay patrząc jak się zbierają. Niektórzy spojrzą w górę, nieliczni, o ile w ogóle ktokolwiek coś powie, chociaż my sami próbowaliśmy.
Wydaje się to takie odległe, gdy jeszcze „chodziliśmy do kościoła”. Tego wieczora, gdy siedzieliśmy tam przypominając sobie owe dni, to mogło już być, powiedzmy, 15 lat od chwili ostatniej wizyty, zaczynając od połowy lat siedemdziesiątych, w Kościele Nazarejczyka. Zastanawialiśmy się nad tymi, których znaliśmy wówczas, jak się dziś mają. Przypominaliśmy sobie ich imiona, innym towarzyszyły jakieś wydarzenia, czasem pamięć zawodziła. Byliśmy bardzo mocno zaangażowani w ich działalność, choć nigdy nie byliśmy członkami, którzy chodzili z „plakietkami”. Wprowadzili nas i kochali, wierzę. Zgodziliśmy się z Kay, że tęsknimy za tymi przyjaźniami z trzema czy czterema parami, z którymi się polubiliśmy, za wzajemnymi wizytami w domach i wydarzeniach zaplanowanych tak, aby zaangażować wielu członków kościoła. To wszystko wydawało mi się dobre, te międzyludzkie relacje.
Na drugie lato wyznaczyli mnie, aby zebrać zespół piłkarski softball (odmiana amerykańskiej piłki nożnej, uprawiana na mniejszym boisku i większą, delikatniejszą piłką) w lidze lokalnego kościoła. Zarządzanie zespołem sportowym to był mój zawód. Przedstawiłem swoje oczekiwania, myśląc, że będzie to lekki spacerek. Przede wszystkim, miałem do czynienia w większości z chrześcijanami, miało to na celu „ćwiczenia koleżeństwa”... żadnej szaleńczej konkurencji, żadnych wstrętnych postaw czy dyspozycji. Przerabiałem to wszystko wcześniej biorąc udział w lidze miejskiej, lidze wojskowej, ten palnik zwany „wygraj-za-wszelką-cenę”, który czasami tak utrudnia życie, a w ekstremalnych przypadkach powoduje fizyczną konfrontację. Nigdy w kościelnej lidze!
Phil był przyczepką, zawsze chętny do pomocy i zrobienia czegoś. Jeśli zostaliśmy wyznaczeni jako „domowy zespół” to często do moich zadań należało dopilnowanie, aby boisko zostało należycie przygotowane do gry. Koszenie trawy, rysunek baz, czy gotowe. Nikogo do pomocy, a Phil był zawsze w pobliżu. Wtedy mógł mieć około 19 lat, był nieco powolny, zarówno fizycznie jak i umysłowo, ale tylko troszkę. Choć w oczach niektórych mógł być „zawadą”, wiedziałem, że Phil potrzebuje przyjaciela i chce być przyjacielem dla kogoś... i wiedziałem również, że chciał grać w piłkę. I wtedy, o zgrozo, moje iluzje zaczęły się sypać w proch. Phil nie był graczem, lecz hej... to była kościelna liga, chłopaki z wielkim sercem i dobrotliwą naturą. Pozwoliłem mu grać.
Prawe pole powinno być dobrym miejscem dla niego, nieczęsto będzie się zdarzało, aby miał cokolwiek do złapania. Wiedząc, że ten zespół nie będzie miał dobrego lewicowego... przyglądałem się jednemu nadętemu ważniakowi, który wchodził na pozycję łapacza ze złej strony. Jego intencje były oczywiste, wiedział, że możliwości Phil'a złapania czegokolwiek były jak 1 na 100. Powstrzymałem oddech,... nie pomogło. Phill ominął rutynowo lecącą piłkę, no i kilku chłopaków było na mnie wściekłych.
- Zabieraj go stamtąd!
- Oooo. No chłopaki, to tylko dla zabawy, to jest po prostu gra, pozwólcie mu grać.
Jeden zajrzał mi w twarz, rzucił kij:
- Ja tu jestem, aby wygrać, jeśli ty nie, to tracę czas...
I odszedł, wsiadł w samochód i odjechał do domu. Stałem tam zszokowany, zraniony, zamyślony, zmieszany... Tylko Phil podszedł do mnie:
- W porządku Bob, nie chcę ci robić kłopotów, siądę sobie.
To złamało mi serce, naprawdę.
Wiecie, to się działo tak wiele lat temu, a jest tak świeże z powodu wpływu jaki wywarło, że nie mogę zapomnieć. Ale to, co „najlepsze” to mam wam dopiero do powiedzenia. Całkowicie bezradny, nie wiedząc co robić i jak dalej radzić sobie z sytuacją szukałem pomocy zastępcy pastora, który był tam w czasie gry i widział całe zajście.
- Bob, nie martw się. Nawet jeśli przestanie przychodzić do kościoła to nie będzie wielkiej straty. On nie daje w końcu tak wiele dziesięciny.
W mgnieniu oka, wiele z moich wyobrażeń runęło w gruzach. Jakże wyraźnie zrozumiałem wartość człowieka. Nowy budynek wspinał się w górę i myśli pobiegły mi do kazania pastora z poprzedniej niedzieli o dziesięcinie. `Przeglądałem ostatnio tutaj księgi i niektórzy z was albo nic nie robią, albo okradają Boga”. A oto tutaj był inny „kaznodzieja”, który był bardzo wyraźny... pieniądze.
Obserwowaliśmy ich tego wieczoru idących do kościoła... oczywiście ich więź, ich przyjaźń, rozmowy. Siedzieliśmy w milczeniu przez pewien czas... wtedy Kay powiedziała smutno,
- Tęsknię za tym.
Znam jej serce i to co rzeczywiście miała na myśli...i powiedziałem,
- Ja też, kochanie, ja też.
_______________________________________
Inni zaś, którzy odeszli mówią, że po prostu nie mogli już znieść przewidywalności tej samej starej „rutyny”. Gdzie jest życie? Gdzie jest żywotność Chrystusa? Dla nich, nawet w wielu tzw. „napełnionych Duchem” kościołach wydawała się trwać całkowita nuda i przewidywalność. Z tygodnia na tydzień coraz trudniej było im zmusić się do kontynuowania tego:
Shawn Marie (Wyspy Kajmana)
Również jestem osobą wierzącą, która ukrywa się w domowej intymności z Panem, ponieważ jest tak wiele pustki, nudziarstwa i frustracji w kościołach, a mówię o kościołach napełnionych Duchem. Mieszkam na Wyspach Kajmana i mam społeczność z wierzącymi na całym świecie przez internet. Tak wielu jest zranionych i pozostawionych w bólu przez brak duchowego pożywienia - „głodujących”! Wierzę, że jesteśmy na skraju całkowicie nowego duchowego wybuchu, eksplozji i podniesienia się całkowicie nowej armii Pana.
Chris & Rick (USA)
NIE jesteśmy „buntowniczy” czy „indywidualistami”, czy niemowlętami w Chrystusie... Byliśmy zbawieni przez ponad 20 lat, wychowaliśmy syna, który KOCHA Jezusa i jest pastorem uwielbienia, byliśmy pierwszymi „liderami kościoła” i mamy siedmioletnią służbę więzienną... Po prostu nie mogliśmy już strawić „rutyny” cotygodniowego chodzenia, aby usłyszeć tego samego faceta wychodzącego z KOLEJNYM przesłaniem...
Bill & Bonnie (Kanada):
Jesteśmy sfrustrowani kościołem już od kilku lat. Słowo nie jest już głoszone, a to co się nazywa „Poruszeniem Ducha Bożego” z pewnością nim nie jest. Modliłem się i prosiłem Pana, by pokazał nam, gdzie możemy znaleźć wierzących, którzy są również spragnieni Jezusa. Byliśmy oskarżeni o odstępstwo, skakanie po kościołach. Odwiedziliśmy kilkanaście kościołów, lecz nie mogliśmy znaleźć jednego, gdzie Jezus byłby wywyższany.
______________________________________________
Spora liczba tych, którzy napisali widziało zbyt wiele podwójnych standardów w kościele - głoszenie jednego a wykonywanie czegoś innego i w końcu wpłynęło to na ich chęć pozostawania tam. Nie chcieli odchodzić, lecz po jakimś czasie było to dla nich zbyt wiele:
From: Geralyn (USA):
Jestem jednym z tych chrześcijan, którzy mają coraz większe trudności w znalezieniu kościoła działającego tak jak kościół w Księdze Dziejów - w Biblii. Jestem tak zmęczona kontrolowaniem przez jednego człowieka (Pastora, księdza, itd.) wielu chrześcijańskich kościołów. Boża idea kościoła (ecclesia) to nie jest to, co się dzieje w większości kościołów. Pan chciał, aby wszyscy byli równie ważni i używali różnych duchowych darów, aby cały kościół wzrastał. Miał starszych w kościele, nauczycieli, uczniów i apostołów. Musimy pozbyć się tej postawy chodzenia do kościoła i zdać sobie sprawę z tego, że mamy BYĆ kościołem. Powinniśmy być ciałem wierzących, które ma specyficzne zadania głoszenia ewangelii zgubionemu światu.
Nauczanie w kościele jest ważne, lecz zbliża się czas, gdy będziemy musieli robić to, czego jesteśmy nauczani; że będziemy musieli żyć według tego, czego jesteśmy nauczani. Tak wielu chrześcijan za bardzo jest podobnych do tego świata, a nie do dzieci Bożych. Mamy żyć innym życiem, które będzie widoczne dla wszystkich, aby nie-chrześcijanie zapragnęli tego, co my mamy.
Douglas (USA):
Lepiej być szczerym z Panem niż chodzić do kościoła i odgrywać tą grę „świętszy od tamtego”, którą wszyscy zdają się tam grać... dopóki nie spotkasz ich poza kościołem, w ich codziennym życiu i zobaczysz jak ci „świętsi-od-tamtych” faktycznie żyją... To właśnie tam Bóg nas chce... w naszym rzeczywistym życiu, a nie tym udawanym, które większość ludzi odgrywa w kościele, sądząc że tak trzeba... On kocha nas takimi, jakim naprawdę jesteśmy.
D.D. ():
Byliśmy liderami kościoła, filarami wiary, bojownikami modlitwy i wstawiennikami, przez 20-30 lat wiernej pracy w kościele... Lecz ludzie zdaje się byli przeklęci przez jakiegoś rodzaju mentalność wojny obronnej swego poletka i większe skupienie się na budowaniu imperiów swych własnych służb niż budowaniu Królestwa Bożego. Po wielu latach doszliśmy do smutnego wniosku, że „władze będące” na szczycie struktury kościelnej tak faktycznie nie chciały wcale budować zgodnie z wzorem, który Bóg pozostawił w Biblii... lecz raczej coś, co szło w zgodzie ze światem biznesu. Pomyśl o tym: Co by było, gdyby Noe nie zbudował Arki zgodnie z wzorem podanym mu przez Boga? Co by było, gdyby Salomon nie zbudował świątyni zgodnie z Bożym planem, który otrzymał Dawid? Dopóki „kościół” za którego narodziny umarł Jezus nie będzie budował zgodnie z Jego planem, będziemy oglądać coraz więcej i więcej schorzeń i będziemy opuszczać kościół, który jest całkowicie nastawiony na programy, w których nie ma poruszenia Bożego.
Mary Jean (USA):
Widzieliśmy to wszystko: od martwych kościołów żyjących w kompromisie, do sztucznie szumnych, w których mówiono nam, że jeśli będziemy robić to czy tamto to przyjdzie następny poziom. No, i oczywiście największa doktryna naszego pokolenia: jeśli będziesz dawał więcej pieniędzy to wszystkie twoje problemy zostaną rozwiązane, lub, co gorsze, Pan cię uzdrowi, naprawi twoje małżeństwo i zaleje mnóstwem pieniędzy itd.
Michelle (USA):
Chodziłam z dala od Pana przez wiele lat i właśnie ostatnio znalazłam drogę powrotu. A może, mówiąc precyzyjniej, Pan powiedział „DOŚĆ”, a ja posłuchałam. Próbowałam wrócić. Ostatnim razem, gdy poszłam pastor głosił i miał takiego ducha rozczarowania, że z trudnością mogłam to znieść. Wyglądało to tak, jak gdyby nie był w stanie już nigdy więcej wierzyć. Takie było moje ogólne odczucie. Kościół jest czasem społecznym; czasem na ubiory i udział w „świętych” plotkach. Dary odrzucono i nikogo nie obchodzą rzeczywiste potrzeby braci, grzech zaś jest lukrowany.
Vicki (USA):
Opuściłam mój kościół (charyzmatyczny, wielo-kulturowy, Płn. Amerykański) osiem miesięcy temu. Odwiedziłam inne kościoły i błagałam Ducha Świętego o prowadzanie mnie w tym, co mam robić. Tęskniłam za społecznością, bezpieczeństwem i prowadzeniem, które daje zgromadzenie jednostkom.
Ostatnio odwiedziłam mój zbór. Pomyślałam, być może mam wrócić, a jedynie moja głupia pycha nie pozwala mi na zrobienie tego, czego Bóg ode mnie chce. Jestem zmęczona samotnością, trwaniem bez duchowej rodziny udzielającej emocjonalnego wsparcia. Lecz niestety wyszłam z tymi samymi, starymi wrażeniami. Przywództwo chce moich dziesięcin, mojej obecności i ślepego posłuszeństwa, a większość chrześcijan chce „ciepłego i lekkiego” chrześcijaństwa...
Marlene (Nowa Zelandia):
Jestem jedną z tych „pustynnych” chrześcijanek, o których pisałeś w mailu. Osobiście, jestem całkowicie przekonana, że to co czuję i doświadczam jest „z Boga”. Zaczęło się to wszystko tak: zostałam poproszona o wzięcie udziału w grupie liderskiej nowego kościoła, teraz to już będzie kilka lat temu. Odkryłam, że stan kościołów był w tamtym czasie moim wielkim duchowym ciężarem. Często w samym środku uwielbienia bywałam ogarniana przez ducha wstawiennictwa, płakałam w niemal nie kontrolowany sposób. Czułam ogromny smutek i żal. Kiedy prosiłam Pana o jakieś zrozumienie, jedną rzeczą jaką otrzymywałam było to, że Jego obecność wiązała się ze smutkiem. Czułam, że Pan opuścił kościół, a my robimy jak zwykle biznes bez zwracania uwagi na Niego. Wierzę, że kościół jako zbiorowość zgubił Jego drogę i Bóg mówi: dość, już dość. Przeprowadziłam się ostatnio do innego miasta i jest tam znacznie więcej życia w jednym z kościołów, do którego przyłączyłam się, lecz wydaje mi się, że odgrywanie i powtarzanie tego samego tak się zakorzeniło, że wielu ludzi w ogóle by nie zauważyło, gdyby Boga tam nie było. Nie znoszę wspierać czegoś, co nie funkcjonuje skutecznie. Gdzie jest Jego obecność na naszych zbiorowych zgromadzeniach? Już czas, aby zacząć wołać do Boga i powiedzieć: „nie zrezygnuję, aż przyjdziesz!” Wielu ludzi, z którymi rozmawiałam czuje dokładnie to samo. Jestem głęboko oddaną chrześcijanką od jakichś 20 lat. Nie opuściłam kościoła z powodu zgorzknienia czy zranienia - po prostu dlatego, że kościół nie wykonuje dzieła Bożego.
______________________________________________
Wielu ma sporo do powiedzenia na temat tego, jak wygląda obecnie kościół i faktu, że nie wydaje się być szczególnie biblijny czy chrześcijański. Ci ludzie często maja coś bardzo interesującego do powiedzenia:
Orlando (USA):
Wyraźnie widać, że „system” kościelny jaki się rozwinął, zaakceptowany i rozpoznawany przez wielu, którzy są jego częścią, jako „główny nurt chrześcijaństwa” nie funkcjonuje zgodnie z nowotestamentowym przykładem kościoła, który został dany w Piśmie. Zamiast aktywnego życia, wzrostu i pomnażania, zjednoczonego i wolnego organizmu (Ciała Chrystusa) to, co zostało zbudowane jest po prostu złączoną organizacją, prywatnym klubem socjalnym dla elit.
Najbardziej oczywistym dowodem na to, że współczesny kościół nie jest ustanowiony zgodnie ze standardami Nowego Testamentu jest używanie takich zwrotów jak „turystyka kościelna” czy „mój kościół/twój kościół” czy nawet stawianie pytania „Czyjego kościoła jesteś członkiem?” Te zwroty stały się powszechną i akceptowaną częścią słownika ogromnej większości chrześcijan.
Richard (USA):
Przyjacielu, Kościół nie jest, powtórzę NIE JEST, jakimś miejscem do którego idziesz. Kościół to jest coś, czym JESTEŚ ty. Jeśli nie jesteś Kościołem, to chodzenie do jakiegoś budynku pod jakimkolwiek pretekstem nie zrobi z ciebie Kościoła. Możesz wstawić konia do garażu, ale to nie zrobi z niego samochodu.
Marcia (New Zealand):
W chrześcijańskim świecie jest bardzo podobnie jak w świecie, tzn. ważne jest, co robisz? Zajęcie określa to, kim jesteś. Są tam chrześcijanie, dla których odpowiedź na pytanie: „Do jakiego kościoła chodzisz?” determinuje kim jesteś w Chrystusie. To tak niedobrze, lecz ciągle się to zdarza. Mam nadzieję, że kiedyś to się skończy. Nie uczestniczę w kościele od 2 lat. Jestem bardzo zadowolona z mojej relacji z Bogiem, który jest rzeczywiście rozkoszą mojej duszy.
Betty (USA):
Odkryłam Jezusa jako mojego Zbawiciele, gdy miałam sześć lat w kościele Foursquare. Teraz mam 57 lat. Większość tych lat spędziłam w ramach systemu kościelnego i byłam zaangażowana w „służbę”. Uczyłam w szkółce niedzielnej, prowadziłam chór, grałam na pianinie, byłam sekretarką dwóch pastorów, lecz sercem zawsze pragnęłam czegoś więcej. I tak odkryłam Aglow i spotkania domowe Full Gospel Business Men (Biznesmeni Pełnej Ewangelii). Zawsze poszukiwałam. Około 10 lat temu pamiętam, że pytałam Jezusa:
- Jezu, czy to jest kościół, o którym mówiłeś, że go zbudujesz?
Byłam już chora od kościoła i wszystkich ludzkich programów, braku Jego obecności i poruszenia Bożego. W tym czasie ktoś dał mi książkę, która otworzyła mi oczy i serce i mogłam zobaczyć prawdę na temat pięciorakiej służby z Ef. 4. Mogłam zobaczyć, że to nigdy nie będzie się dało dopasować do obecnej rządowej struktury kościelnej.
Przechodziłam od kościoła do kościoła przez pewien czas, zawsze mając nadzieję, że w końcu znajdę ten prawdziwy. Lecz niestety nie. Jest to tak trudne miejsce na pobyt, pustynia. Tęsknię do zborowego uwielbienia. Uwielbiam Pana sama w domu, lecz bez wątpienia jest pewna dynamika w zbiorowym uwielbieniu, za którym tęsknię. Masz rację, nie możemy trwać na pustyni, musimy w końcu zejść się razem. Lecz... my nie możemy doprowadzić do tego „zejścia się razem” Chrystusowego kościoła. Tylko On może.
________________________________________________
Niektóre e-maile otrzymałem od ludzi, którzy odkryli skrajne uwolnienie od tych wszystkich działalności i restrykcji „kościoła jaki znamy”. Teraz mogli osiągnąć o wiele więcej dla Boga niż wcześniej. Jeden wspaniały e-mail przyszedł od grupy czterech starszych kobiet, które teraz robią zdumiewająco dużo:
Pat (USA):
Nasza mała grupka została uwolniona do wszelkiego rodzaju posługi, których prawdopodobnie nigdy byśmy nie robiły, ani nawet nie wiedziały o nich, gdybyśmy były zaangażowane w kościelną działalność. Przeprowadziłyśmy trzy kursy Alfa (2 z młodych ludzi, którzy przyszli do Pana na naszym pierwszym kursie usługuje teraz pantomimą w dużym kościele), zorganizowałyśmy i bierzemy udział w grupie, która pracuje z zatrzymaną młodzieżą w lokalnym obozie paramilitarnym. Pracujemy z lokalną młodzieżą. Trzy z nas pracują w zarządzie służby, która jest wyjściem do społeczeństwa... Wspieramy zarówno finansowo jaki i duchowo misjonarza w Mozambiku. Sponsorowałyśmy wypoczynek kobiet... Ja uczę co tydzień uczę w biblijnej klasie, a jedna z nas jest przewodniczącą lokalnego oddziału CWA (Christian Wordl Adoption - chrześcijańska organizacja adopcyjna).
Jedna z nas została licencjonowanym doradcą ds. narkotyków i jest chrześcijańskim doradcą, inna ma centrum wypoczynkowe, jako swoją działalność gospodarczą.
Robimy to, czego nie mogłybyśmy robić w tradycyjnym kościele. Jeśli cztery starsze kobiety mogą mieć tak wielką służbę to pomyśl po prostu, co mogło by się wydarzyć, gdyby ludzie przestali wpatrywać się w ciemiona siedzących z przodu i zacząć traktować Wielki Nakaz poważnie... Oto jesteśmy my, mała grupka kobiet, lecz uprawomocniona przez wszechmogącego Boga. Co by się stało, gdyby namaszczenie do służby swobodnie poruszało się tak, jak Duch prowadzi?
_________________________________
Trzeba też pamiętać, że e-maile opublikowane w tej książce są reprezentatywne dla wielu tysięcy chrześcijan, którzy optują za wyjściem ze swych kościołów, a które to liczby są już teraz zarejestrowane. Ja sam otrzymałem setki odpowiedzi na mój artykuł - lecz tutaj możemy pokazać tylko ich część. Ten ruch jest potężny.
Dzieje się to na skalę globalną a anegdotyczne dowody sugerują, że to zjawisko rośnie w fenomenalnym stopniu. Na każdy opublikowany tutaj e-mail jest wiele innych, które zostały do mnie wysłane i wyrażają podobną troskę. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy: Tysiące oddanych, modlących się chrześcijan opuszcza nasze kościoły - wielu nigdy nie wraca. Badacz George Barna zebrał dane, które pokazują, że jest obecnie dziesięć milionów takich ludzi tylko w samych Stanach. Koniecznie więc musimy słuchać przyczyn ich wyjścia z kościołów.
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 4
Strom Andrew
„WYWOŁANI” ?
Znaczna część tych ludzi, którzy napisali do mnie zaznaczali, że główną przyczyną ich wyjścia z kościoła było to, że czuli się „wywołani” przez Boga. Nie było to z powodu zranienia czy urazy, ani z żadnej innej przyczyny. Upierali się przy tym, że otrzymali od Boga wezwanie, aby „wyjść na zewnątrz” i to właśnie zrobili. W tym rozdziale spojrzymy co ci chrześcijanie mówią na temat przyczyn ich wyjścia:
Anne (Nowa Zelandia):
Nie mam za sobą zranienia. Jestem poza strukturami kościoła od 3.5 roku po tym, gdy wyraźnie usłyszałam wezwanie Pana do wyjścia. Nie jestem pewna czy przechodzę przez doświadczenie pustyni, lecz przez większość czasu wzrastam w uczeniu się i posłuszeństwie i totalnej zależności od mojego bardzo wiernego, najbliższego przyjaciela. Jestem otwarta na powrót do `systemu', lecz nie inaczej, jak tyko na wezwanie Boga do ponownego wejścia; równie wyraźnego jak poprzednie do wyjścia.
Sue (Australia):
Również ja odczułam, że Bóg „wywołuje mnie”, pomimo tego, że czytano mi zazwyczaj stosowane wtedy wersety z Pisma i oskarżano, że jestem „buntownicza”, „nie chcę być pod autorytetem” itd. Lecz poczucie Bożego powołania było tak mocne, że musiałam to zrobić.
Nie odeszłam z kościoła, nie mówiąc moim pastorom dlaczego to robię. To był kościół, który jest `przyjazny poszukującym' więc to, co tam podawano nie było nawet duchowym mlekiem. Poinformowałam moich pastorów, że naprawdę potrzebuję duchowego mięsa. Wydawali się całkiem zadowoleni z tego, że jedna owca opuszcza ich dlatego, że potrzebuje mięsa; jestem pewna, że nadal trwają w cyklach spotkań pt.: „Możesz wieść szczęśliwe życie” z kilkoma odniesieniami do Boga, rzuconymi trochę tu, trochę tam.
Dość zabawne jest to, że mocniej wzrosłam w Panu i nauczyłam się więcej przez dwa lata pobytu poza kościołem, niż przez osiem lat należności do niego.
Pete (New Zealand):
Poczułem się „wywołany” rok temu i wyszedłem pomimo wielkich trudności i czasu prób zarówno wewnętrznie jak i pochodzących z chrześcijańskiej społeczności. Spędziłem długie godziny na modlitwie i szukając Boga w sprawie, która całkiem prawdziwie złamała mi serca. W czasie, gdy trwały prześladowania poznałem Boga i mojego Pana Jezusa Chrystusa znacznie głębiej i bardziej osobiście niż kiedykolwiek przypuszczałem, że jest to możliwe w „kościele”.
Teraz zdaje sobie sprawę z tego, że Bóg chciał, abym doszedł do całkowitego polegania wyłącznie na Nim jeśli chodzi o mój wzrost i wiarę, i że Bóg nie chciał, abym był w przywództwie denominacyjnego systemu. Zaczęliśmy nasze własne domowe spotkania nazwane: „Reaching Out” Christian felloship i obecnie mamy już wiele więcej osób biorących udział w niedzielnych społecznościach i piątkowych grupach nocnej modlitwy. Usługujemy tym spośród lokalnej społeczności, którzy są w mniej szczęśliwej sytuacji, potrzebującym pomocy i docieramy do ludzi, którzy dla kościoła wydawali się być niedostępni. Zdecydowanie czujemy, że jest to początek i że Bóg buduje fundament wśród ludzi.
Darcy (USA):
Odkąd Pan „wywołał mnie” z kościoła, którego członkiem była moja rodzina, cierpieliśmy wielkie potępienie, niezrozumienie i krytycyzm naszej decyzji, aby raczej iść za Panem niż za ludźmi. Było to bardzo trudne i nieraz było tak, że chciałem wyjść spośród „współ-wierzących”, którzy nieustannie zadawali mi pytanie: „Gdzie będziecie chodzić teraz do kościoła?” Gdy mówiłem im, że nie zamierzam tym razem chodzić do żadnego kościoła, szybko zapraszali mnie do siebie (wszyscy próbowali) lub osądzali mnie i mówili, że odrzucam wspólne zgromadzenia.
Przez długi czas byłem w stanie odrętwienia z powodu tego wszystkiego, potem Pan zaczął przyprowadzać do mnie ludzi, którzy jechali na tym samym wózku. Jakim darem było wiedzieć, że nie jestem sam.
_________________________________________
Sporo osób znajdujących się poza kościołem mówi o znacznie większej `intymności' z Jezusem teraz, gdy odeszli od wszelkiej działalności i kościelnej krzątaniny. Biblia mówi nam, że największym przykazaniem jest „Kochaj Boga z całego serca twego, z całej duszy i ze wszystkich sił”. Taka ogarniająca miłość do Boga może rozwinąć się tylko przez „szukanie Go z całego serca”. Zwróciłem uwagę na to, że jest kładziony bardzo silny nacisk na ten rodzaj bliskiej, osobistej więzi z Jezusem wśród ludzi spoza kościoła. Jest to faktycznie dominujący temat wielu e-maili, które otrzymałem.
Robin (-USA):
Nie jestem już więcej spragniona Jezusa, głoduję z tęsknoty za Nim, a Jego nie ma w lokalnych kościołach! Byłam posłuszna jego wezwaniu, aby po prostu odpocząć w Nim i robię to od niemal 4 lat. Gdy Pan powoła mnie do powrotu, pobiegnę, bo wiem jak brzmi Jego głos, ponieważ mam ucho przyciśnięte do Jego piersi od dłuższego czasu. Nie jestem przepełniona buntem przeciwko kościołom, ponieważ wołam o to, aby ich oczy zostały otwarte, aby również mogli nauczyć się wchodzić głęboko w obecność Tatusia, w intymność, której nic na tym świecie nie jest w stanie zaspokoić.
My jesteśmy kościołem, nie cztery ściany! Te ściany muszą zostać zwalone, abyśmy mogli przyciągnąć zgubionych Jego miłością, objąć siebie nawzajem Jego pragnieniem, Jego ogniem a nigdy już nie będziemy tacy sami. Mocno wierzę, że nadchodzi czas, że wszyscy, którzy zostali wywołani i odpoczywali, i oczekiwali na Pana, zostaną wezwani do powrotu, lecz w nich będzie pochodnia, która rozpali serca!
Louise (Australia):
Jestem poza głównym nurtem „kościoła” od 2 lat i Pan poprowadził mnie w znacznie głębszej i intymnej podróży w tym czasie. Odkryłam świeżą wolność w naszej relacji i w konsekwencji odkryłam, że „kościelny” system to ... system, który jest całkowicie stworzony przez człowieka i na człowieku skupiony. Był to czas, w którym nauczyłam się przychodzić bezpośrednio do tronu po mądrość i Pan był wierny. Słowa: „Zbliżcie się tronu Bożego, a On zbliży się do was” są moim codziennym "napojem".
Cindi (USA):
Widzę to od jakiegoś czasu jako masowy EXODUS uczniów Pańskich, którzy są prawdziwie spragnieni REALNEJ obecności i intymności, i rzeczywistego, codziennego chodzenia z naszym Ojcem.. Czy wiesz, że Słownik Webstera definiuje religię jako „powrót do niewoli”? Większość tzw. denominacji bez względu na nazwę jest zaangażowana w działania w swoich własnych „agendach” już tak długo, że zapomnieli, a może nigdy nie znali totalnej zależności od Chrystusa i Jego Świętego Ducha... Wielu z nas, którzy odeszli, odkryło Boga osobiście w sposób niesamowicie potężny, intymny i radykalnie odmienny od tego, czego byliśmy uczeni w czasie kościelnych nabożeństw.
David (Kanada):
Byłem „starszym” i człowiekiem zaangażowanym w działaniu w więcej niż jednej denominacji i w końcu doszedłem do miejsca, w którym musiałem wszystko zostawić. Było to bardzo realne spotkanie, którego wynikiem było „biada mi” dokładnie tak jak u Izajasza, gdy na oka mgnienie uchwyciłem jaka jest naprawdę moja grzeszna natura i jak wiele z tego, co kiedykolwiek zrobiłem było dla Jego Imienia. Najemnik, a nie przyjaciel. Modliłem się o przebudzenie, o Jego Obecność w kościele, jak to nazywasz. Odpowiedzią było, aby zacząć widzieć Jego, a brzydzić się sobą. Nie mogłem dalej tak iść. Nikt nie zrozumiał, co się ze mną stało, a najmniej ja sam.
Społeczność, którą się cieszę, jest bardziej wolna i cudowna niż kiedykolwiek była. Nic z tego nie wydarzyło się w tradycyjnych granicach. Nic. Pan poprowadził nas na pustynię, aby mówić do nas czule. Jest to miejsce, gdzie jest tylko pustynia i On. Żadnych przeszkód i wtedy Pan zamienia pustynię w owocujący ogród.
Lorraine (Lokalizacja nieznana):
Należę do „tych”, których wymieniłeś jako ludzi, o których słyszałeś, że Pan powołał ich do „wyjścia” z systemu i pozostania samemu z Nim. Z mojego doświadczenia przebywania sam na sam z Nim w ciągu ostatnich 3.5 roku szczerze mogę powiedzieć ci, że nic nie może się równać z tym, jak cudownie jest być coraz bliżej i bliżej Niego w codziennej intymności. Moja relacja z Panem pogłębiła się w każdy możliwy sposób przez to doświadczenie. Nie da się opisać, jak realny stał się Bóg w moim życiu. Wszystko, co robię i mówię obraca się wokół tego, co On mówi, abym zrobiła czy powiedziała. Jest to miejsce samotności z Nim i Pan udowodnił, że On wystarczy!
Wielu sądzi, że taka „samotność” z Nim oznacza bycie poza Ciałem. Uważają, że oznacza to, że ci poza systemem nie mają społeczność z innymi wierzącymi. Nic nie wiem o innych, lecz ja sama mam więcej społeczności z innymi wierzącymi niż wtedy, gdy byłam w systemie. Społeczność z innymi, która płynie z intymności z Panem jest znacznie bardziej szczera, otwarta i napełniająca, niż społeczność, którą miałam, gdy byłam w systemie. Komunikowanie się z innymi jest realne i serdeczne. Jest to łączność całkowicie z Ducha do Ducha, bardziej niż naturalne przyjacielskie gesty wobec innych dlatego, że chodzą do tego samego kościoła co ty. Bardziej czuję się częścią Ciała niż kiedykolwiek wcześniej, gdy siedziałam w naturalnym budynku pełnym ludzi.
To, czego nie jest w stanie zaoferować system to intymna relacja z Bogiem. Ten system oferuje różne cielesne działalności, lecz nie ma mocy do wpływania na wnętrza ludzkich serc. Poza systemem spotkałam Żyjącego Boga, który jest w trakcie odnawiania mnie ku właściwej relacji z Nim. Zaczynam Go poznawać osobiście w taki sposób, jak nigdy dotąd. W systemie, tylko wiedziałam o Nim.. teraz zaczynam poznawać Go intymnie każdego dnia.
Naturalny sposób myślenia prowadzi do wniosku, że ci, którzy są poza systemem są odłączeni od Ciała, lecz to nie jest prawda. Ci, którzy są uczeni intymnego poznawania Boga, ostatecznie stają się takim Ciałem, jakie Pan zaplanował. To, czy ktoś należy do Ciała nie zależy od tego czy jest nim w sposób naturalny czy nie, lecz od poznania Tego, który jest Głową. Jeśli ktoś jest intymnie połączony z Głową to jest połączony z Jego ciałem, bez względu na to, gdzie się znajduje fizycznie.
Nigdy nie porzucę Go i nie wrócę do pustki religii. Jest to trudno zrozumieć komuś, kto nie poznał Go spoza religii. Ci z was, którzy poza systemem doświadczają Jego realności w swym życiu nic nie mogą zrobić jak tylko pragnąć, aby wszyscy poznali Pana w taki cudowny sposób.
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 5
Strom Andrew
KONTROLA I DUCHOWE WYKORZYSTYWANIE
Wielu przypuszcza, że główną przyczyną tego, że ludzie opuszczają kościoły musi być to, że „docierali się” z liderami. Musieli zostać „zranieni” w jakiś sposób i dlatego odeszli. Jest to jedna z licznych przyczyn, których ludzie kościoła nie potrafią zrozumieć - zatem zakładają (często błędnie), że WSZYSCY, którzy odchodzą są zgorzkniali lub „zranieni”.
Lecz często nie jest to W OGÓLE PRZYCZNĄ. Jak widzieliśmy, jest wiele znacznie głębszych przyczyn, niż „problemy z przywództwem”, choć u niektórych osób powód ten może być faktycznie kluczowy, szczególnie u tych, którzy mieli do czynienia z nieco bardziej „kontrolującym” środowiskiem. Niestety wydaje się, że wśród zielonoświątkowców w ostatnich latach kontrola i nadużycie stają się coraz bardziej i bardziej powszechne. Często nadużywanie terminów takich jak „poddanie”, „autorytet”, „przykrycie” prowadzi do tych problemów.
Wielu chrześcijan pozostających poza zorganizowanym kościołem naświetlało fakt, że przywództwo Biblijne często wydaje się być zupełnie inne od większości tego, co widzimy dziś. Zwrócili również uwagę na to, że pewnego rodzaju nauczania jeszcze bardziej pogłębiają problemy w dzisiejszym kościele.
Poniżej kilka e-maili dotyczących tej sprawy:
Alistair (Nowa Zelandia):
Mam kilku szczerych, zdrowo myślących i skutecznych przyjaciół, którzy nie chcą być częścią systemu, który zwany jest kościołem i w większości przypadków przyczyną jest przywództwo. Gdy „autorytaryzm”, który nie pochodzi od Boga, staje się oczywisty, mający rozeznanie wiedzą to i usuwają się. Nie opuszczają Boga, lecz system. Ludzkie narzucanie (władzy - przyp. tłum) nigdy nie miało biblijnego autorytetu...
Jeff (Nowa Zelandia):
Wierzę, że wielu pastorów wymaga od swoich zgromadzeń, aby uczynili „ich” pierwszymi tj., postawili „ich” na piedestale, a jeśli tego nie zrobisz to jesteś ”buntownikiem” lub „nie umiesz wejść pod autorytet” czy też „masz „ducha czarownictwa” albo jeszcze coś innego. Rzuciłem wyzwanie liderom, że powinni być pasterzami owiec, które Bóg im posłał, a nie panami nad nimi i nie podchodzić do nich jak do niewolników. Wielu pastorów jest zdania, że owce mają służyć im, a nie tak jak przedstawił to Jezus w Piśmie: „paś owieczki moje”.
W Ks. Objawienia 2:6 Jezus mówi o Nikolaitach, że ich nienawidzi. Rozumiem, że jest to jedyny raz, gdy Jezus powiedział, że nienawidzi czegoś i jest to wymienione dwa razy w Ks. Objawienia 2, ponownie w wersie 15. Jest tu mowa o kontroli, jaką mieli przywódcy nad ludźmi i nadużyciach jakich dokonywali. Jest to bardzo interesujące i naświetlające ostrzeżenie na dziś. Ujawnia ono tego samego ducha Nikolaitów dziś i teraz.
Rozmawiałem z wielu chrześcijanami w ciągu ostatnich 6 miesięcy, którzy opuścili kościoły i pytałem ich o przyczyny. Niektóre odpowiedzi były takie: 1) Było tam wiele duchowego wykorzystywania/ kontroli nad nami. Jeśli nie poddawaliśmy się kształtowaniu według życzeń pastora i liderów (nawet jeśli było to sprzeczne z Pismem) to byliśmy ignorowani i bojkotowani. Nie śmieliśmy kwestionować niczego. 2) Jeśli nie dawaliśmy dziesięciny zgodnie z ich postrzeganiem naszych dochodów to znów byliśmy ignorowani i bojkotowani. 3) Wszystko rozbijało się o pastorów. Usiłowali być „supergwiazdami” i jeśli biegałeś wokół podobając się im i zgadzając się z nimi to byłeś promowany i używany do służby. Wydawało się, że używali tylko tych, którzy czołgali się przed nimi. Traktowaliśmy ich uprzejmie, lecz nie szliśmy tak daleko, aby się do nich przyssać czy pozwalać na kontrolowanie. Znaczy to, że po prostu siedzieliśmy w ławkach i byliśmy dla nich serdeczni nigdy nie będąc używani do służby. Po pewnym czasie odeszliśmy. Chcieliśmy być używani przez Boga - a nie tylko siedzieć w ławkach. „Pastorzy używali tylko ulubieńców” (słowa bliskiego przyjaciela, który wyszedł z kościoła po 10 latach wiernej służby). 4) Kościoły mówią o tym, aby wstać i być aktywnym w swoich lokalnych społecznościach miejskich (być Jezusem dla świata), lecz to skończyło się przynależnością do klubu „błogosław mnie”. Mnóstwo gadania o tym, aby zanieść ewangelię do ludzi, lecz praktycznie żadnego działania. 6) Każdy tydzień to jak przedstawienie. Pastor robi tam przedstawienie, aby nas utrzymać w regularnych chodzeniu co tydzień i stale zbiera 10% naszych dochodów tak, aby mógł trzymać się swojej roboty. Żadnego Ducha Bożego, nigdzie.
Skończę na tym, mógłbym o tym napisać książkę...
John (USA):
Byłem w kościołach, które podkreślają wagę „Bożego człowieka na właściwą godzinę” i oczekiwanego respektu, który powinien łączyć się z „tym namaszczonym”. Słyszałem jedno kazanie znanego proroczego sługi, który głosił, że jeśli ktoś przyłączy się i służy „mężowi Bożemu” to namaszczenie męża Bożego w końcu spocznie na słudze jak w przypadku Eliasza i Elizeusza. I było wiele odniesień do tego i do tamtego namaszczonego sługi a wszyscy oni mieli status supermanów. Nie miałem lekceważącego stosunku w tych sprawach, bo zgadzam się z tym, co ap. Paweł napisał, jeśli chodzi o szacunek dla tych którzy pracują dla Pana. Niemniej jednak, pewne rzeczy zaczynają rzucać się w oczy... odczuwałem pychę, chełpliwość, samo-wynoszenie się, a nie poczucie Bożego respektu i obecności.
Słyszałem kaznodzieję, który używał Słowa „Nie dotykajcie pomazańców Pańskich” w takim znaczeniu, że lepiej by było dla zwykłych wiernych i świata, aby uważali na to w jaki sposób traktują usługujących. Z pewnością Bóg czuwa nad swoją własnością - widziałem to osobiście, lecz w chrześcijaństwie nie chodzi przecież o relacje typu: „traktujcie mnie dobrze - bo jak nie...” To jest czarownictwo.
Bóg chce mocy i czystości. Gdybyś miał mieć jedno z dwojga to czystość byłaby właściwa! Moc bez miłości i czystości wydaje tyranów i despotów jedynie zatrutych mocą.
Mike (USA):
Czytałem ostatnio kilka książek o pierwszym kościele i o tym, co Jezus nam zostawił, w porównaniu do tego, co nazywamy dziś „kościołem”. Wydaje się, że nie ma ani jednego wersetu popierającego w Nowym Testamencie model kościoła, w którym pastor prowadzi, pastor wiedzie, pastor wspiera... Paweł wyznaczył pięciorakie służby, wspominając coś o „wspieraniu każdego członka...” Pastor nigdy nie miał robić „tego wszystkiego”.
____________________________________________
Wśród piszących do mnie znaleźli się i tacy, którzy mieli fatalne osobiste doświadczenia z liderami. Niestety, wydaje się to dosyć powszechne wśród ludzi pozostających poza kościołem. Można się tylko zastanawiać jak wielu chrześcijan zostało rzeczywiście wywiedzionych poza kościół z powodu tak straszliwych doświadczeń jak to:
Tina (USA):
Jako nowa wierząca w 1979 roku, bez jakiekolwiek wcześniejszego doświadczenia w kościele, zostałam zaprowadzona do charyzmatycznego kościoła, który miał nowego zaczynającego pracę pastora (z pastorskim sercem) i byłam członkiem społeczności przez 15 lat. To była rodzina. Uczono mnie Biblii, była miłość... był wśród nas Bóg. W 1997 roku, nie wchodząc w szczegóły... ten pastor zrezygnował i przeprowadził się. Na jego miejsce przyszedł pastor „Słowa Wiary”, przejął kościół i zaczął budować „wielką służbę”... To, co mieliśmy zostało zastąpione mnóstwem hałasu. Odebraliśmy wiele nauczania na temat czczenia „męża Bożego”, bycia giermkiem, itd., itd.
Wraz z mężem zrezygnowaliśmy z naszych stanowisk tam i odeszliśmy, bez „zabierania ze sobą kogokolwiek”. Dziś niemal wszyscy z pierwotnej grupy odeszli i nie są członkami żadnego kościoła. Nie wchodząc we wszystko, co przez te trzy lata naszego pobytu tam ujawniło się, podsumuję tym, że gdy kiedyś prowadząc samochód usiłowałam sobie wyobrazić, co się stało, Pan powiedział: „Zostałaś duchowo zgwałcona”.
Usiłowaliśmy znaleźć inne miejsce, gdzie moglibyśmy się przyłączyć, lecz nie udawało się... po prostu nie chcieliśmy czy nie mogliśmy już więcej „grać w tę grę”. Czasami robi się samotnie. Wiesz, Ciało będące wieloma członkami, brak przebaczenia, urazy czy zgorzknienie w moim sercu... pewnie tym wszystkim po trochę trzeba się było zająć... po prostu tęsknota za czystą społecznością ze wspólnotą Wierzących, bez agend i z Jezusem jako jednym Królem.
Larry (USA):
Wyszedłem z takiego kościoła, jaki opisałeś w swoim artykule - bardzo autorytatywnego, niemal dyktatorskiego. Byłem w tym środowisku przez 15 lat. Skończyłem ekskomunikowany za opuszczenie tego kościoła i bliski załamania nerwowego. Z punktu widzenia kościoła, ja nie opuściłem kościoła, lecz zostawiłem Boga i oni pokazali mi to wyraźnie. Pokonanie tego i lata umysłowego wykorzystywania, które było moim udziałem, było bardzo trudne. Zajęło mi to całe lata, mogę więc zrozumieć dlaczego ludzie są świadomi silnego kościelnego autorytetu panującego nad nimi. Jak wiele kościołów jest podobnych do Chrystusa? Widzę więcej grzechu i świata w kościele niż Chrystusa. Myślę, że czuję się wygodniej sam prowadząc moje własne życie niż mając grupę bardzo zajętych ciał, które są na wycieczce w poszukiwaniu mocy i starają się mi mówić, co mam robić i jak żyć. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Myślę, że tylko ktoś, kto sam przeszedł przez coś podobnego może zrozumieć, jak to jest być pod autorytetem obraźliwego pastora przez długi czas.
April (USA):
Jestem chrześcijanką „spoza kościoła”; członkiem charyzmatycznej społeczności od 13 lat, która mocno siedziała w „teologii rekonstytucjonalnej”, włącznie z czczeniem liderów jako „pomazańców Bożych” i wymaganiem „uczniowskiego poddania autorytetowi” (które sprowadzało się do niewolniczej pracy dla figur u władzy i rzeczy takich jak pytanie się o zgodę na odwiedziny rodziców czy przyjaciół spoza kościoła).
W końcu odeszłam w 1987 roku i, wierz mi lub nie, wyszłam wraz z kilku dobrymi rzeczami; nawykami naukowego badania Biblii, umiejętnościami duchowej walki, modlitwy wstawienniczej i praktyką usługiwania ciału oraz kontemplacyjnego uwielbienia. Nie przystałam do żadnej społeczności aż do 1990 roku, gdy wraz z mężem przyłączyliśmy się do episkopalnego kościoła, którego kapłan był charyzmatykiem. Ostatecznie, polityka kościelna (ludzie byli motywowani bardziej chciwością i ambicjami, niż przez Ducha) odeszliśmy z tej społeczności około 1995 roku. Więcej już nie uczestniczyliśmy w kościele, choć mój mąż obecnie należy do Vineyard Christian Fellowship.
Pierwsze lata „poza kościołem” czułam się tak, jakbym robiła coś niewłaściwego, lecz za każdym razem, gdy pytałam Pana czy powinnam przyłączyć się gdzie indziej, On odpowiadał, że nie. Zatem przez ostanie 8 lat kultywowałam moją relację z moimi sąsiadami kochając ich i modląc się o nich. Miałam wiele możliwości dzielenia się miłością Jezusa z nimi.
Jeśli poczuję się wystarczająco bezpiecznie, chciałabym wrócić do społeczności z lokalnym ciałem wierzących.
Sherril (Afryka Płd.):
Kocham Ciało Chrystusa, lecz zostałam rozczarowana tak bardzo liderami. Modlę się do Boga o miejsce dla mnie w Ciele, gdzie liderzy byliby ludźmi żyjącymi zgodnie z tym, co głoszą.
Moje ostatnie doświadczenia dotyczyły ludzi, którzy wcale nie interesowali się „owcami”. Były pozostawione samym sobie. Pastorowanie zostało oddane laikom takim jak ja. Trzech pastorów, o czym wiem, było zaangażowanych w nieuczciwe interesy finansowe.
Nie potrafię powiedzieć jak bardzo mnie to bolało. Ci ludzie ciągle są w służbie i widzę coraz więcej rozbicia i rozproszenia wśród owiec. Rozważałam nawet rozpoczęcie swojego własnego kościoła. Mam stopień naukowy z teologii i wkrótce zaczynam pracę nad dyplomem profesora (nauczyciela szkoły średniej). Wiem, że będzie mi potrzebne bardzo wyraźne prowadzenie Ducha Świętego, lecz pokazuje to jak bardzo stałam się zdesperowana.
Dennie (USA):
Pracowałem w chrześcijańskim sklepie i to co widziałem złamało mi serce. Stale usiłowałem pamiętać o tym, że chrześcijanie to jeszcze nie skończone dzieło, lecz serce miałem tak obciążone, że musiałem zrezygnować albo całkowicie bym się załamał. Mój kościół jest wspaniałym miejscem, lecz jest wypełniony frakcjami usiłującymi przebić się ze swoimi wizjami. Od 5 miesięcy wycofałem się z kontaktów z kościołem i chrześcijanami i serce mi rani.
Nate (Australia):
Wraz z żoną byliśmy w zespole muzycznym i przywództwie 200 osobowego silnie zielonoświątkowego kościoła. W czasie, gdy tam byliśmy, jak i teraz, myślę, że pastorzy byli bardzo kontrolujący. Byliśmy zachęcani do tego, aby grać i mówić w taki sposób, który odwoływał się do ludzkich emocji i było to interpretowane jako prowadzenie Ducha. Ja (osobiście) czułem, że jest to manipulacja. Byliśmy wraz z żoną rozczarowani tym, że pastorzy byli skupieni na wzrastającej liczbie członków i znalezieniu „doskonałego” budynku. Stale i wciąż nauczanie koncentrowało się wokół tego. Inne rzeczy były głoszone, lecz jedynym celem niedzielnego nabożeństwa wydawało się być (w moich oczach) manipulowanie ludźmi, aby byli pasjonatami „budynku” czy jakiegokolwiek ostatniego „poruszenia”.
Czuliśmy się tak skompromitowani i ograbieni z czasu, że ostatecznie poszliśmy do pastorów i powiedzieliśmy, że chcemy zrobić sobie przerwę w grze w zespole i liderstwa. Nie zostało to przyjęte tak, jak chcieliśmy i wdaliśmy się w walkę, w której rzucano w nas takimi słowami jak „zwiedzeni” i „stwarzający podziały”.
Myślę, że w tym momencie stałem się zbędny. Pastorzy usiłowali „zdobyć” moją żonę. Powiedzieli jej, że jestem buntowniczy i inne tego typu rzeczy - jak to, że mieli sny, itd. - co powodowało, że byłem na nich jeszcze bardziej zły, gdy mi o tym opowiedziała. Byłem zdecydowany, co powodowało, że żona czuła się miotana między dwoma kierunkami. (W tym stanie nadal chodziliśmy do kościoła i wszyscy udawali, że nic się nie dzieje).
W końcu przeprowadziliśmy się do innego miasta, co odcięło nasze więzi z tymi pastorami.
G.F. (Lokalizacja nieznana):
Tęsknie do uczniostwa, odpowiedzialności, napominania w miłości i spotkań wspólnych częściej niż w same niedziele... Lecz moja zdolność do ufania liderom została okaleczona przez moją podatność na zranienia w dziedzinie mojego osobistego życia i wynikłe z tego odrzucenie, nie raz, lecz wielokrotnie... następnie poważnie wykorzystana przez następnego bardzo ważnego „Męża Bożego”. Zatem zdecydowałam się na wyjście z systemu... Gorąco pragnę znać Pana, lecz nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze w stanie zaryzykować udział w WIELKIM kościele. Na szczęście mam przyjaciół, którzy jadą na tym samym wózku i zbieramy się, aby kochać Pana i siebie nawzajem.
Lynda (USA):
Nasza historia... Pomagaliśmy budować i płacić za kościelny budynek. Złożyliśmy nasze życie na ponad 20 lat służąc w każdy możliwy sposób, prowadząc grupę liderską przez pewien czas (choć nie byliśmy do tego przygotowani).
Po 20 latach sprowadziliśmy pastora i jego żonę z lokalnej „denominacji” - a oni unicestwili nas - zniesławienie - odgradzania - duchowe nadużycie... Niemal wszyscy, którzy byli tam, gdy oni zaczynali zostali zmuszeni do odejścia - jeden mężczyzna usiłował popełnić samobójstwo w związku obrzydliwością ich działań wobec nas wszystkich - długa historia - zajęło nam 2 lata ukrycia w jaskini, aby się wyleczyć. Sądziliśmy, że Pan już zrezygnował z nas... ja osobiście obawiałam się czy kiedykolwiek zobaczę innych „chrześcijan” - tak strasznie mnie zniesławili... Wtedy Pan zaczął ponownie i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to był On sam, jedynie. Przerzucił nas ponad poprzeczką religijnego systemu - umarliśmy a teraz znowu zostaliśmy wskrzeszeni. TERAZ żyjemy - realnym życiem w WOLNOŚCI - bez nadużywania czy religijnych programów i kontroli - bez hierarchiczno-politycznego śmietnika... będąc Jezusem na ziemi... w miłości, szacunku do ludzi... nie budując dla chwały ludzkiej... lecz aby uwielbić Jezusa. Jesteśmy bezpiecznym miejscem!!
Nasza nowa służba... zaczęliśmy w naszym domu - przerośliśmy go i teraz spotykamy się na uwielbianie w centrum konferencyjnym.. Jesteśmy tak wdzięczni za to, że Pan wyprowadził nas z tego systemu - ludzi budujących królestwo dla swojego imienia i chwały... A jeśli chodzi o to nad czym się zastanawiasz - przebaczyliśmy i cieszymy się z naszych przeciwników, że Bóg użył ich do tego, aby przynieśli nam wolność.
______________________________________________
Jedna kobieta wyraziła to w bardzo elokwentny sposób zadając serię pytań skierowanych wprost do serca współczesnego kościoła:
Lynnette (USA):
Kiedy przestaliśmy być szpitalem dla grzeszników?
Kiedy staliśmy się świątynią dla świętych?
Kiedy duch kontroli stał się głową kościoła?
Kiedy Duch Pański poszedł?
Jak długo musi to trwać?
Ogień pali głęboko tych, którzy wędrują poza kościołem. Kiedy, Boże? Kiedy?
Włóczę się po tym miejscu jak wyrzutek, lecz pamiętam, o drogi Panie, pamiętam, gdy Ty poruszałeś się. Modliłam się o dzień, gdy zobaczę twoje ponowne działanie w tych miejscach, które należą do ciebie. „Kościół jak zwykle” stał się zimnym, martwym, suchym miejscem, bez względu na to, jak mały jest. Kiedy przestaniemy odgrywać kościół i zaczniemy być Ciałem i Oblubienicą?
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 6
Strom Andrew
MASZYNA
Ogromna ilość ludzi, którzy pisali do mnie wspominali o tym, że jak bardzo zmęczyli się wszystkim programami, technikami wzrostu kościoła, budowanie fundamentów i systemami fundowanym przez dzisiejszy kościół. „Gdzie jest Bóg w tym wszystkim?” było powszechnym wołaniem. Dla nich to było, jakby kościół stał się jakiegoś rodzaju „maszyną”, która mieli i mieli, czy Bóg jest obecny czy nie. Dla wielu był to znaczący czynnik ich decyzji, aby wyjść z kościołów.
W rzeczywistości niewielu z nich było wcześniej liderami, którzy w pełni sami brali udział w działaniu tej „maszyny”:
D.O. (-USA):
Twój artykuł pt. „Chrześcijanie bez kościoła” naprawdę porwał mnie. Czytałem również inne świadectwa ludzi, którzy byli zmęczeniu kościelną „grą”. Ciekaw jestem ile świadectw ty słyszałeś od pastorów takich jak ja sam, zmęczyli się kościelną grą, nie wiedząc, co z tym robić. Gdy się modliłem to panowała zupełna cisza z nieba (jak i z tego mojego kawałka ziemi), więc zrezygnowałem!
Byłem pastorem kościoła Foursquare porzez 15 lat i Assambly of God przez 8. W końcu zmęczyłem się wylewaniem mojego serca przed ludźmi, którzy wydawali się tego nie „łapać”. Było kilku żarliwych, lecz oni poszli do szkoły biblijnej i zostali sługami na własny rachunek. To nie jest złe, ale ja zostałem zupełnie bez pomocy. Mieliśmy „wspaniałe” usługi pieśniami, ekscytujące proroctwa, posłania w językach, świadectwa, specjalnych śpiewaków i tą całą resztę - lecz nie wyglądało na to, że ma to jakikolwiek trwały wpływ na kogokolwiek. Gdybyśmy mieli nudne usługi po tych „wspaniałych” to ludzie byliby gotowi odejść.
Po prostu zmęczyłem się ! Zmęczyłem się próbami „rozpalenia” ludzi dla Jezusa. Zmęczyłem się usiłowaniem udzielenia im pomocy wyjścia z grzechu i destrukcyjnych praktyk. Zmęczyłem płaczem, gdy ludzie pomimo wszystkich moich wysiłków popadali w cudzołóstwo, narkotyki i co tam jeszcze. Zmęczyłem się nawet brakiem odpowiedzi na modlitwy o tych ludzi.
Zmęczyło mnie również troszczenie się o stare budynki kościelne, wymagające naprawy. Psujące się klimatyzacje i rozlatujące się piece. Zmęczyłem moją żoną, która spędzała dziesiątki godzin wykonując pracę woźnego. Byłem również zmęczony tym, że musiała wozić tych wszystkich „biedaków” po całym mieście, aby swoją harówkę.
Zmęczyłem się płaceniem podatków i uszczęśliwianiem poborcy podatkowego przez wykonywanie wszystkich przepisów IRS (urząd podatkowy) dla kościołów, które rzeczywiście krzywdzą kościół. Zmęczyłem się denominacją, która obciąża co miesiąc swoich ordynowanych kapłanów, aby zachować ważność ich dokumentów... Tak zostałem zmęczony, że rzuciłem kościół i moją denominację. Byłem sfrustrowany, zły i zraniony - i nieco rozczarowany samym Bogiem za to, że nic nie robił, aby uchronić Jego kościoły przed brakiem duchowości a zatem materialistyczną mentalnością.
Nie chodziłem do kościoła nigdzie przez jeden rok. W końcu pod naciskiem żony zaczęliśmy „sprawdzać” kościoły w okolicy. Nie muszę wyliczać szczegółowo tego, co się tam działo. Inni autorzy listów elokwentnie opisali niekończące się zaabsorbowanie licznymi „aktywnościami”, aby wszyscy byli zajęci i/lub szczęśliwi
Ostatnio Pan zaczął szturchać moje serce, abym się przygotował do służby znowu. Nie sądzę, żeby Pan chciał, abym został „pastorem kościoła jaki znamy”. Może jakieś domowe studium Biblijne - po prostu nie wiem.
Phil (Australia):
Jako były pastor zielonoświątkowego zgromadzenia (w Nowej Zelandii) widziałem z pierwszej ręki od wewnątrz działanie wielkiego ruchu i odszedłem rozczarowany, odrzucony, zmieszany, skonsternowany itd... Teraz, wiele lat później jestem wolny, zostałem uzdrowiony z tego wszystkiego, lecz jeśli chodzi o kościoły i tych, którzy je prowadzą to niewiele się zmieniło.
Większość kościołów i pastorów (nie wszyscy) jest przede wszystkim zainteresowanych swym „sukcesem”. Ten sukces oczywiście jest mierzony wielkością zgromadzenia i oni czują potrzebę wartościowania swojej egzystencji jako „głowa zespołu”. Jest to syndrom: „duży kościół = duży sukces”.
Już to samo w sobie wywołuje dość problemów, lecz, co jeszcze bardziej niepokojące to jest imperatyw (nakaz), aby być stale „flagą powiewającą” wychwalającą cnoty ich szczególnego ruchu. Często widzą siebie jako tych, którzy mają coś unikalnego, wyłącznego czy jakieś szczególne powołanie, czy objawienie od Boga, którego inni nie mają - co buduje w nich pychę i chełpliwość. „Hej, jesteśmy szczególni, robimy coś, czego nikt inny nie robi” (Nawet jeśli nie robią nic niezwykłego).
Jako narodowe ciało wierzących zrobiliśmy bardzo niewiele przez ostatnie kilka dziesięcioleci poza utrzymywaniem otwartych drzwi. Wiele kościołów, ogólnie rzecz biorąc, jest przewidywalnych, nie na temat, często nawet nudnych. Jestem chory słysząc kaznodziejów i pastorów rozentuzjazmowanych wspaniałą obecnością Bożą w tym miejscu, silnym namaszczeniem jakie tu jest, podczas, gdy w rzeczywistości jest to niewiele więcej niż powiew ciepłego powietrza idący od frontu...
Anthony (USA):
W końcu znalazłem się w czymś zwanym Holiness Pentecostal Church (Uświęceniowy Kościół Zielonoświątkowy). Spędziliśmy wiele lat usiłując robić to co właściwe. Otrzymałem nawet stopień jednego z denominacyjnych koledżów biblijnych.
Po jakimś czasie opuściłem tą organizację by pracować z innymi kościołami - z których część byłą niezależna, a część należała do innych organizacji (jak Assemblies of God, Vineyard, itp.). Wszędzie widzieliśmy dobre i złe strony, lecz nigdy nie byliśmy usatysfakcjonowani... Było tak, jak gdyby głębia, której chcieliśmy w Bogu w rzeczywistości tam nie istniała. Tak wiele z tego, co było w kościołach było całkowicie powierzchowne. Wiele z nich ogłaszało, że nie wierzą w „programy”, lecz ich nie-programowość była programem samym w sobie, od którego oni nie mogli odstąpić. Równie bolesne jak mówienie o tym, było obserwowanie tego, co widzieliśmy w kościołach - wypychanie Jezusa poza kościoły i wstawianie w Jego miejsce ludzkich planów i programów. Wydawało się jakby w kościołach w ogóle nie chodziło o Jezusa, lecz o „kościół”, pastora i jego służbę...
Teresa (USA):
Byliśmy mocnymi liderami kościoła. Wraz z mężem nauczaliśmy nastolatków, prowadziliśmy służbę wśród dzieci, biednych, w wiezieniu, uwielbienie, poradnictwo laickie, wstawiennictwo, grupy prorocze, małe grupy służb i moja ulubioną służbę wśród kobiet.
Byliśmy zaangażowani w ten kościół w latach 1990-99, nie mogliśmy więc być postrzegani jako „kościelni turyści”, lecz jako ludzie oddani sprawie królestwa. Możesz zapytać, dlaczego odeszliśmy? W miarę jak kościół rósł programy stawały się ważniejsze niż ludzie. Ludzie zaczynali być usuwani ze swoich służb, jeśli nie ubierali się i nie mówili w określony sposób, czy nie przeskakiwali przez wszystkie kolejne „płotki”, których od nich żądano. Zaczęłam być cierniem, ponieważ walczyłam o wielu ludzi, których nie dopuszczano do służby. Nie było żadnych biblijnych podstaw ani zarzutów co do ich życia osobistego, aby trzymać ich z dala od wykonywania zadań w kościele. Usiłowałam respektować ich decyzje i trwać pod autorytetem jaki Bóg tutaj postawił, lecz przychodziło mi to coraz trudniej...
Kilka dni temu robiłam małe przyjęcie i zdałam sobie sprawę z tego, że oprócz jednego członka kościoła, mam w pokoju 15 dodatkowych kobieta zranionych i zwolnionych przez kościół. To są dobre kobiety, które zamiast iść do przodu w poszukiwaniu Jezusa zatrzymały się ponieważ kościół powiedział im, że nie są już „wystarczająco dobre”, ponieważ one nie kupują tego, co tam się naucza...
Mario (Kanada):
Ogromna i stale wzrastająca ilość prawdziwych chrześcijan, których wspólnie głęboko frustruje „ustabilizowany system kościelny” może być postrzegana jako wskazówka, że to Sam Bóg jest Autorem tej frustracji.
Oto coś z mojego osobistego doświadczenia... w 1993 roku zostałem poproszony, aby wziąć udział w grupie zakładającej kościół. Około 5 lat później okazało się, że jestem przytłoczony wzrastającą frustracją dotyczącą spraw kościoła. Podczas, gdy zgromadzenie gwałtownie wzrastało, nasi progresywni liderzy zaczęli stosować coraz więcej i więcej programów, które miały zapewnić stałe powodzenie służby.
Jako członek zespołu uwielbiającego musiałem spędzać wiele godzin na seminariach i na spotkaniach. Tematem było rozwinięcie najbardziej skutecznej nowoczesnej służby. Musieliśmy uczyć się wszystkiego na temat systemu meta kościoła i jak tworzyć wygodną atmosferę w przyjaznym środowisku. Jako źródło powodzenia i wzrostu kościoła widziano to, aby być ludźmi „wypatrującymi szukających”, przy strategicznym skupieniu się na potrzebach ludzi.
W tym czasie doszedłem do przekonania, że „wypatrywanie szukających” oznacza po prostu umizgiwanie się do ludzi. Wkrótce odkryłem, że sam zmagam się z duchem poczucia winy i potępienia. Być może byłem zbyt krytyczny i osądzający w swej postawie, lecz bez względu na to, jak bardzo starałem się uciszyć to przekonanie, frustracja jaką czułem stale tylko wzrastała. Do niczego nie prowadziły próby rozmawiania na ten temat, a modlitwa o liderów kościoła również nie pomagała.
W końcu, po tym jak Pan dał mi wizję dotyczącą istoty problemu w naszym kościele, zdecydowałem, że nie mogę już dłużej grać w tą grę. W wizji, która doprowadziła do tej decyzji, zobaczyłem obraz pomieszczenia spotkań rady. Bóg wezwał na zebranie i powiedział pastorom naszego kościoła, że daje im służbę i że będą się regularnie spotykać. Pan chciał pomóc im i wyposażyć ich we wszystko czego potrzebowali. Tak więc spotykali się, aż do pewnego dnia, gdy powiedzieli Mu, że nie chcą mu już więcej przeszkadzać tymi spotkaniami. Czuli się pewni, że do tej pory nauczyli się już jak skutecznie prowadzić kościół, że przy całym ogromie dostępnych materiałów, kursów i seminariów będą już w stanie dobrze sobie dawać radę.
Pomimo, że kościół nadal wzrastał w ilości, wielu wartościowych ludzi odeszło w swym pościgu raczej za cudowną obecnością Pana niż następnym programem i tradycją. Na swych pustyniach wyrobili sobie niegasnące pragnienie Jego wody żywota.
____________________________________________
Inni piszący do mnie deklarowali swoje sfrustrowanie wobec ludzkich metod i programów działania, które przejęły panowanie nad tym, co powinno być przystanią duchowego odświeżenia - z koncentracją na działającym BOGU, a nie CZŁOWIEKU.
Wielu spośród nich widziało tak wiele z tego rodzaju rzeczy, że niemal utracili nadzieję na znalezienie miejsca, gdzie Bóg mógłby się poruszać w pełnej wolności:
Connie (USA):
Trudno jest wysiedzieć w instytucji, która wyznaje, że służy Ojcu podczas, gdy wszystko, co widzisz wokół to coraz większy wpływ ludzkich działań. Nie mogłam zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Przed wejściem do budynku odczuwałam w duchu ostrzeżenia i modliłam się o odpowiedzi do Pana. Tak wiele programów zostało wprowadzonych. Słyszałam modlitwy takie jak: „Ojcze, modlę się o to, aby każdy z tutaj obecnych zaangażował się w ten nowy program i stał się aktywnym uczestnikiem, a jeśli nie to wydal ich z mojego kościoła”. To spowodowało złamanie się czegoś we mnie, czego nie potrafię wytłumaczyć. Mój duch był zasmucony i pełen bólu. Wołałam „ O, Boże; O, Boże; O, Boże...”
Jest bardzo smutne widzieć jak „kościół” stał się rzeczą, „tym”. Jest to konto bankowe, a starania o to, aby pozyskiwać kolejnych członków, mają na celu zwiększenie liczby tych, którzy pokrywaliby wszelkie obciążenia konta. Następnie chcą powiększyć budynek, abyśmy mogli pomieścić nowych członków, którzy jeszcze są poza i przyprowadzić ich. Gdyby to było dla Pana - wspaniale. Ale widzę, że trudno dostrzec w tym jakiekolwiek zaangażowanie Boga. Masz rację w tym, co napisałeś w artykule, gdy stwierdziłeś, GDZIE JEST BÓG W DZISIEJSZYM KOŚCIELE?
Robin (USA):
Nie znalazłam kościoła. Uczęszczałam do kościołów, znajdujących się w promieniu 30 mil i nie znalazłam ani jednego, który by miał serce Boga. W większości, wszystko kręciło się wokół pieniędzy. Jeden nie dopuści cię do żadnej służby dopóki nie udowodnisz, że dajesz 10% (nie tylko powiesz, ale UDOWODNISZ). Co się dzieje, jeśli ktoś nie może dawać dziesięciny, bo oznaczało by to głodowanie jego rodziny?
Lisa (Nowa Zelandia):
Oh, można by w nieskończoność o tym, dlaczego tak wielu prawdziwie odrodzonych chrześcijan opuściło i opuszcza fizyczny kościół...
Jeśli chłodno spojrzy się na instytucję kościoła na Zachodzie to właśnie to jest problemem, TO JEST INSTYTUCJA. Problemem dla mnie jest to, że niczym nie różni się to od surowego włoskiego Kościoła Katolickiego w jakim wychowałam się w dzieciństwie. Jakże krępujące było zdać sobie sprawę, że one wszystkie są takie same, że wszystkie funkcjonują tak samo.
Tony (Afryka Płd)
Na początku lat 90-tych zaczęła się era mega-kościołów tutaj w Płd. Afryce. Nawet lokalne główne denominacyjne kościoły chrześcijańskie zostały przez to porwane i wielu przystosowało system kościołów komórkowych przy pomocy licznych pułapek i obietnic powodzenia oferowanego systemu. W rzeczywistości tylko nieliczni charyzmatyczni liderzy zastosowali ten system z powodzeniem i zbudowali mega-kościoły, co wzmocniło ich w przekonaniu o Bożym błogosławieństwie, co spowodowało, że nawet ludzie ze świata otworzyli usta ze zdumienia nad ekstrawagancjami ich kościelnych budynków, ekstrawaganckiego stylu życia liderów, lecz to wszystko było pieczętowane jako „błogosławieństwo Boże” i przedstawienie trwało.
Słowo „Doskonałość” brzmiało wszędzie i wszyscy walczyli o to, aby osiągnąć te większe zespoły uwielbiające i bardziej błyszczące broszurki. Nigdy nie było dość, niektórzy liderzy mieli więcej niż jeden kościół i sami mianowali się apostołami, nosząc tytuły takie jak: „założyciel” czy „przewodniczący” takiej to, a takiej służby. Ci apostołowie wzrastali w tej nowo odkrytej ważności, która coraz bardziej musiała być podkreślana, a do ochrony „męża Bożego” zaczęła być nawet zatrudniana ochrona, podczas gdy on sam arogancko i dumnie kroczył jak kogut z niewielką lub żadną świadomością rzeczywistości, nigdy nie przejmując się jakimkolwiek kontaktem z Bogiem.
Kościoły stały się pożywką dla wszystkich nastawionych na przedstawienia, którzy rozkwitali w tym nowym środowisku. Pod koniec lat 90-tych głównym słowem było WIZJA i PRZEZNACZENIE, przy czym te kościoły miały wizje, aby zdobyć swoje miasta i swoje kraje dla Boga. Te wizje, jakkolwiek wielkie, były ludzką próbą pochwycenia nieba swymi własnymi sposobami i zmaganiami. Te wizje, podobnie jak pierwotna wieża Babel, miały na sobie tą samą pieczęć: „chodźcie zbudujmy sobie” i niestety końcowy wynik był ten sam - wielkie zamieszanie i rozproszenie ludu Bożego.
Problem jest tak stary jak kościół. Wspólne jest dla ludzi to, aby zostawić podróż wiary w łasce i wynająć kurs oparty na uczynkach. Niestety koniec jest ten sam - zostajesz z grupą wypalonych, zranionych chrześcijan i liderem, który kończy nie wypełniając tych samych praw, które głosił w każdą niedzielę. Widzieliśmy niezliczone ilości liderów popadających w grzech głównie w dwóch kategoriach: kobiety i pieniądze. Widzisz, jedyna rzecz, której uczynki nie są w stanie stłumić to ciało. Tylko Syn jest tym, który może nas uwolnić, a łaska jest Jego zdolnością działającą w naszym życiu, nie nasze własne możliwości.
To, co przykuło moją uwagę to brak Boga w całej ich działalności. Ludzie nigdy nie byli uzdrawiani, uwalniani i życie ich nie ulegało przemianie. Otrzymywali świadomość grzechu i całe życie spędzali chodząc w poczuciu winy i potępienia, próbując najnowszą strategię, kupując ostatnią książkę czy jeżdżąc na seminaria, aby wzmocnić swoje życie. Rozwody i inne społeczne problemy były równie powszechne w kościołach, jak w świecie. Nie wyłączając z tej liczby także niektórych głównych liderów....
_______________________________________________
Wielu nie zgadzało się z ogólnym nastawieniem współczesnego zorganizowanego kościoła i sposobu w jaki jest prowadzony, uważając po prostu, że jest to niebiblijne i niewłaściwe.
Richard (USA):
Kościół Pana Jezusa Chrystusa nie jest stworzoną przez ludzi organizacją ani instytucją. Nigdy nią nie był ani nie będzie. Ludzkie próby organizacji i zdobycia Bożej zgody są w najlepszym razie komiczne, a w najgorszym tragiczne. W takim procesie Bóg jest faktycznie wyrzucany z całego obrazu sprawy.
Tom (USA):
Główny nurt dzisiejszego chrześcijaństwa jest często zajęty robieniem „chrześcijańskich” rzeczy, tracąc z widoku BYCIE chrześcijaninem. Wykonywanie obowiązków narzuconych przez religijny system nie czyni z ciebie chrześcijanina, lecz kogoś religijnego, często zmęczonego i zniechęconego; zapytaj wielu pastorów, którzy dziś pasują do tego opisu. Świat widzi to i w konsekwencji nie znajduje w kościele żadnych zbawczych wartości, które by go przyciągały.
Dzisiejsze systemy kościelne są tak zajęte szukaniem tej jednej formuły, która sprowadzi masy zgubionych dusz. Zwracają się nawet w stronę przedstawień, zakończonych kawą i capuccino na nabożeństwach, aby ludzie byli „szczęśliwi” i chcieli wrócić.
Gdzie jest wezwanie do pokuty i pokory, wezwanie do chodzenia bez kompromisu? Wynika to stąd, że bardziej jesteśmy skupieni na wywołaniu pewnego dobrego samopoczucia niż zrobieniu z kogoś „dobrego” (zbawionego).
Jestem ze Stanów, lecz mam przyjaciela z Australii. Podzielił się ze mną broszurą wręczaną przez członków lokalnego kościoła sąsiadom. Nigdzie Jezus nie był nawet wymieniony, a w całej broszurce były zdjęcia dzieci, klownów i ludzi miłych dla siebie i pomagających sobie nawzajem. Wszystko w porządku i dobrze jest gdy dzieci się bawią, ludzie powinni pomagać sobie nawzajem, lecz pytanie ciągle pozostaje: Gdzie jest Jezus? Żaden z tych „dobrych” uczynków nie może zbawić duszy.
Cóż pomoże kościołowi, gdy zdobędzie pełno ludzi, lecz straci wszystkie dusze?
Roberta (USA):
Wydaje się, że wielu z tych, którzy są „poza kościołem” nie tylko zmęczyło się programami, lecz również kościołem, w którym panuje mentalność widza sportowego. Jeśli wszystko, co wolno robić w kościele to obserwować to równie dobrze mogli wszyscy zostać w domu i pooglądać z daleka. Nawet jeśli ktoś jest dopuszczony do „udziału w tych programach” to ciągle pozostaje to program, a nie Bóg.
Moje serce woła i płacze czasami wraz z Bogiem nad duchem widza w kościele. Tak, bardzo pragnę być w miejscu, gdzie ludzie chcą Boga tak bardzo, że poświęcą siebie i przygotują na rzeczywiste nawiedzenie Boga, a nie na dobry show. Pan nie toleruje bałwochwalstwa w kościele, który oddaje chwałę wykonawcom.
_______________________________________________
Byli tacy, którzy przedstawiali całkowicie odmienne rozwiązania dla „maszyny” i miało to na celu rozpoczęcie czegoś o zupełnie innym „smaku”.
Bob & Jan (-USA):
Pan zaprowadził nas w naszym regionie do ogromnego parku, które jest miejscem, w którym zbierają się ludzie i powiedział, że abyśmy tam byli. Aby skrócić całą historię powiem, że spotykamy się tam z grupą ludzi od wielu miesięcy. Ponieważ mieszkamy na Florydzie łatwiej jest spotykać się na zewnątrz. Spotykamy się pod pawilonem i ostatnio zaproponowano nam korzystanie w czasie złej pogody z pewnego nieużywanego budynku, ale wszyscy cieszymy się swobodą pobytu na zewnątrz, na łonie Jego stworzenia. Cudowne jest uwielbienie ze wzrokiem podniesionym w niebo! Nie uważamy siebie za kościół. My jesteśmy „kościołem”. Nie mamy form ani zwierzchnika. Po prostu idziemy i czekamy na Boga. Jest to takie odświeżające. On pojawia się za każdym razem. Ciągle uczymy się i wzrastamy i tylko mamy nadzieję, że nie urośniemy zbyt wielcy, albo nie zaczniemy planować programów, abyśmy nie skończyli tam, skąd przybyliśmy. Cieszymy się prostotą tego wszystkiego. Ponadto, częścią naszego istnienia tutaj są wyjścia ewangelizacyjne. Mamy nadzieję przyciągnąć ludzi, zatem my wychodzimy do ludzi, którzy mieszkają w obozie znajdującym się na terenie parku.
___________________________
Jest dla mnie jasne, że to ta „maszyna” jest głównym problemem wielu wierzących będących „poza kościołem” (i słusznie). Dopóki nie zobaczą Ciała będącego bardziej „organizmem” niż „organizacją”, po prostu nie będą tym zainteresowani. Programy, działalności, organizowanie funduszy itd., - to wszystko śmierdzi dla nich „CZŁOWIEKIEM'. Lecz to za czym oni są tak zdesperowani to „WIĘCEJ BOGA” i dopóki tego nie zobaczą w kościele, po prostu nie wrócą.
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 7
Strom Andrew
DLACZEGO PUSTYNIA?
„Pustynia” nie jest pojęciem zbyt dobrze zrozumianym przez Chrześcijan, mimo, że jest ono rozsiane po całej Biblii. Od Księgi Rodzaju aż do Objawienia są wyraźne odniesienia do „pustyni” jako czegoś, czego Bóg często używa do zajmowania się człowiekiem. Wzorzec jest niezaprzeczalny.
Ale czemu Bóg używa go tak często? I dlaczego duchowa pustynia jest tak konieczna? Jaki jest jej cel i jak ona nas zmienia?
Gdy przyjrzymy się Pismu, widzimy, że pustynia jest często miejscem duchowych „kryzysów” jak i przygotowania. Jest to miejsce, które Bóg przed nami stawia, zanim zacznie się „rzeczywiste działanie”- zanim wejdziemy do pełni Bożego celu dla naszego życia. Musi nastąpić „śmierć” przed zmartwychwstaniem. Przed „Ziemią Obiecaną” musi być pustynia.
Pustynia jest miejscem próby i testu, złamania i pełnego poddania Bogu. Podpory i działania, które trzymały nas, tanie „zmagania” o to, aby coś się działo, zostają usunięte. Zdolność do polegania na sobie zostaje wstrząśnięta i zastąpiona totalną zależnością wyłącznie od Boga. Każdy „bałwan” w naszym życiu (często jest to też nasza służba) jest prześwietlana Bożym kruszącym światłem. Nasze egoistyczne motywy i ambicje zostają ukazane takimi, jakimi są naprawdę. Ten proces może trwać latami. Ostatecznie pojawiamy się złamani, zawstydzeni i oczyszczeni. Ten proces oczyścił nas i spowodował nasze dojrzewanie na tak wiele sposobów. Teraz jesteśmy gotowi do wypełnienia wszystkiego do czego Bóg nas pierwotnie powołał. Lecz motywacje naszego serca są całkowicie odmienne od tych, które były wcześniej.
Widzimy ten schemat przez całe Pismo. Wiele lekcji można nauczyć się z tego, co tam czytamy. Spójrzmy na kilka przykładów:
Z tego co możemy powiedzieć, patriarcha Abraham przeszedł przez co najmniej dwa główne doświadczenia „pustynne” w czasie swego chodzenia z Bogiem. Pierwsze było wtedy, gdy wyszedł wraz z rodziną ze swego domostwa „nie wiedząc dokąd idzie” - w długiej podróży do Kanaanu. Drugim przypadkiem głównego duchowego kryzysu w życiu Abrahama to była jego przyszłość i wszystko w co wierzył.
Bóg obiecał Abrahamowi syna, który będzie „ojcem wszystkich narodów”. Gdy Izaak, syn obietnicy przyszedł, Bóg kazał Abrahamowi udać się na górę Moria i złożyć Mu Izaaka w ofierze! Wszystkie nadzieje i marzenia Abrahama były reprezentowane przez tego małego chłopca, a jednak Bóg nakazał zabić syna obietnicy! Jest to bardzo podobne do tego, co wielu odkrywa w ich pustynnym czasie. To jest niemal tak, jakby musieli uśmiercić wszystkie swoje marzenia, a nawet powołanie, które Bóg złożył na ich życiu. Jednak w ostatniej chwili Bóg zatrzymał rękę Abrahama i dał mu barana na ofiarę w miejsce Izaaka. To wiara Abrahama i jego totalna ufność w Boga zademonstrowały się tego dnia. Jego gotowość do złożenia wszystkich jego pragnień i nadziei była właśnie taką postawą serca jakiej wymagał Bóg.
Innym przykładem z tej samej księgi jest Józef - historia, która ma „pustynię” wpisaną w siebie. Józef był ulubionym synem w swej rodzinie i otrzymał sny od Boga na temat jego przeznaczenia jako wielkiego przywódcy wśród swego ludu. Niewiele wiedział na temat tego, że jego droga do przeznaczenia będzie wiodła przez odrzucenie, ból, więzienie. W rzeczywistości głównym czynnikiem tej historii byli zazdrośni bracia, którzy sprzedali go jako niewolnika do Egiptu. Gdyby tego nie zrobili to wątpliwe, czy udzielone przez Boga sny spełniłyby się kiedykolwiek. Nawet po tym, jak Józef trafił już do Egiptu jego koszmar trwał nadal. Przez cały ten czas Bóg łamał go i kształtował na wielkiego przywódcę, którym miał się stać, ponieważ wyłącznie w oddzielonych miejscach Bóg może wykonać tą głęboką przygotowawczą pracę.
Potem nagle, po wielu, wielu latach, jednego dnia Józef dostaje się z więzienia do pałacu! Dzięki Bożej mądrości w wykładaniu snów faraona, Józef zostaje premierem Egiptu - drugim zaraz po królu; lata oczekiwania na pustyni kończą się. Zaczął się nowy okres. Okres, w którym zobaczył jak wypełniają się wszystkie obietnice, które Bóg mu dał!
Prawdopodobnie najlepiej znanym przypadkiem „doświadczenia pustyni” w ST jest historia Mojżesza i dzieci Izraela. Jest w tym wiele ważnych lekcji. Wszyscy dobrze znamy tą historię. Mojżesz, wychowany i uczony całe swoje życie w pałacach Egiptu nagle spotyka się jako Izraelita ze swoim dziedzictwem, powstaje „w swojej własnej sile” i zabija Egipcjanina. Zostaje zmuszony do ucieczki na pustynię, gdzie spędza 40 LAT jako prosty pasterz. Jaka niezwykła długość czasu! Wyobraź sobie, że każdy chrześcijański lider musiałby spędzić tak długo na pustyni, zanim Bóg mógłby mu pozwolić prowadzić Jego lud! Aż trudno sobie wyobrazić głębię rozpaczy oraz „śmierci” wszystkich marzeń i nadziei, przez jakie Mojżesz musiał przejść w tym czasie! Faktycznie, trudno po 40 latach wyobrazić sobie kogoś bardziej „martwego” zwykłym ambicjom i pokuszeniom przywódczym niż mógł być wówczas Mojżesz. A jaką CIERPLIWOŚĆ te lata oczekiwania musiały w nim wytworzyć!
Ponownie, widzimy tutaj długości czasu, przez które Bóg będzie prowadził lidera w fazie „przygotowania” (chociaż 40 lat jest raczej wyjątkiem). Izolacja, irytacja, wołanie do Boga o uwolnienie - to wszystko jest tego częścią. Takie przeżycie jest nie do zastąpienia. To dlatego Bóg go tak często używa. Serca ludzkie są do siebie podobne w tak wielu dziedzinach, że Boży „lek” staje się również podobny.
On zamyka nas nawet w swego rodzaju „więzieniu” na pewien czas, tak, abyśmy nie mogli uciec przed tym doświadczeniem. To jest tak ważne. Nie chce, aby nastawieni na siebie liderzy prowadzili jego drogocenne owce.
Po 40 latach przygotowań Mojżesz wrócił do Egiptu na Boże polecenie, aby wyprowadzić Jego ludzi z niewoli. To był początek doświadczenia pustyni całego izraelskiego narodu, ponieważ, gdy opuszczali Egipt jedyna droga do Ziemi Obiecanej prowadziła przez pustynię. Niektórzy komentatorzy mówią, że droga w linii prostej zajęła by im kilka tygodni lub mniej, lecz z powodu nieposłuszeństwa i strachu ogromna większość tych, którzy opuścili Egipt pomarła na pustyni, nigdy nie osiągając Ziemi Obiecanej. W rzeczywistości ich pustynna podróż zajęła im 40 lat!
Musimy tu zrobić szczególną uwagę, jeśli chodzi o ten fakt: Nie każdy, kto wszedł na pustynię, przeżył ją, a w rzeczywistości tłumy tam poginęły. Pustynia wypróbowała ich i okazali się nie spełniać wymogów. Weszli do miejsca próby i zawiedli. Jest to szczególnie istotna sprawa, jaką musimy sobie dziś uświadomić. Tylko dlatego, że zostaliśmy „wywołani” i weszliśmy w czas pustyni, nie znaczy, że uchwycimy Boży kontakt i właściwie zareagujemy. Jest całkiem możliwe, że wszystko zostanie tam utracone. Ci ludzie stracili wszystko. Tylko ich dzieci przeszły dalej, aby odziedziczyć Boże obietnice.
Wiele stuleci później czytamy o innym kluczowym przywódcy w historii Izraela - który wytrzymał długi okres próbowania w pustynnym procesie. To był Dawid, pasterz, którego przeznaczeniem była korona.
Dawid spędził całe lata dosłownie uciekając przed śmiercią z rąk Saula, panującego króla Izraela, który był zazdrosny i obawiał się Dawida. Młody człowiek wiedział, że został powołany na króla, lecz droga do królestwa wiodła przez wielkie doświadczenia. Dawid ukrywał się latami w jaskiniach, a nawet w wioskach Filistynów, aby uciec przed złością króla Saula. 400 innych uciekinierów przyłączyło się do niego, mógł zatem prowadzić swoją własną małą armię „buntowników”. Bóg przygotowywał go na dobrego lidera. Mimo to, był to bardzo wyczerpujący i frustrujący okres w jego życiu.
Widzisz, Bóg nie mógł dopuścić kolejnego „Saula” do prowadzenia Izraela. To dlatego musiał poddać próbie Dawida aż do tego stopnia. Pan chciał być pewien, że był on człowiekiem „według Bożego serca”, a ten proces zajął wiele, wiele lat.
Jednym z kluczowych testów, przez które Dawid musiał przejść był test „buntu”. Miał pewnego razu możliwość odebrania Saulowi życia w bardzo łatwy sposób i jego ludzie zachęcali go do tego. Gdyby zabił Saula, królestwo byłoby jego. Lecz Dawid nie podniósłby ręki przeciwko Saulowi. Nadal widział w nim „pomazańca Pańskiego”, mimo że było jasne, że Saul został odrzucony przez Boga jako król. Dawid nie pomógłby swemu przeznaczeniu przez uderzenie na istniejące przywództwo. On oczekiwał na Bożą rękę w Bożym, doskonałym czasie. To był krytycznie ważny dla Dawida test. Ostatecznie, gdy Saul został zabity w bitwie, Dawid doszedł do królestwa w Bożym, wyznaczonym czasie. W ten sposób zaczęła się „złota era” w historii Izraela. Wydłużony czas przygotowania na pustyni przydawał się Dawidowi aż do końca życia.
Lecz ST pokazuje wyraźnie, że nie tylko przyszli królowie czy liderzy byli przez Boga szkoleni na pustyni. Większość proroków była zazwyczaj przygotowywana do ich służby w tym miejscu oddzielenia i pustki. Każdy przyszły Eliasz czy Elizeusz Boży musi przejść przez taki czas intensywnego duchowego szkolenia i jest to prawdą nie tylko w ST, lecz również i w Nowym Testamencie. W rzeczywistości do dziś dnia jeśli jest jakaś służba najbardziej związana z pustynią to jest to służba „prorocza”. Ja osobiście wierzę, że jest bardzo silny proroczy aspekt w sporej części tego, co widzimy dziś jako ruch „poza kościołem”.
Moglibyśmy pokazywać liczne przykłady doświadczenia „pustyni” wielu proroków ST, ponieważ wydaje się, że jest to niemal uniwersalna rzecz, lecz myślę, że jednym z najbardziej interesujących proroków, któremu się warto przyjrzeć jest Jan Chrzciciel, prorok, który „przygotował drogę” dla ery Nowego Testamentu. Jezus ogłosił, że „nie narodził się z niewiasty nikt, kto byłby większy od Jana”. Jan zawsze był przeznaczony na proroka - napełniony Duchem jeszcze w łonie matki. A jednak po 30 latach przygotowań jego służba trwała tylko 6 miesięcy. Lecz jakie to było sześć miesięcy.
Jan Chrzciciel był prawdziwie „pustynnym” prorokiem w najbardziej radykalnym sensie. W okresie swego przygotowania i szkolenia był, jak czytamy, ukryty w miejscach pustynnych, aż nadszedł czas ukazania się. Nagle przybył, jakby znikąd, z przenikającym słowem pokuty na ustach. Jego kazania znajdowały się wśród najbardziej płomiennych ze wszystkich proroków. „I wychodziła do niego cała Judea, Jerozolima i byli chrzczeni w rzece Jordan wyznając grzechy swoje” (Mat. 1:5).
Nie tylko czas przygotowania Jana wypadł na pustyni, lecz również cała jego służba! On był człowiekiem pustyni w każdym sensie i to on miał honor ochrzczenia Jezusa - obiecanego Mesjasza.
Ważne by pamiętać, że również Jezus przeszedł przez okres pustynny tuż przed rozpoczęciem służby. Jak wiemy, gdy został ochrzczony Duch Święty zstąpił na niego jako gołębica. „I został Jezus zaprowadzony przez Ducha na pustynię by go kusił Szatan (Mt. 4:1). Ten okres pustyni był czasem testów i prób, 40 dniowego postu i niewyczerpanych ataków przeciwnika. Gdy Jezus dotarł do końca, był rzeczywiście gotów do Swojej służby. Zatem, nawet w życiu Zbawiciela „pustynia” była kluczowym kamieniem milowym.
Ap. Paweł to następny mąż, od którego Bóg wymagał przejścia przez takie doświadczenie. Wspomina, że natychmiast po nawróceniu i ochrzczeniu Duchem Świętym spędził w Arabii (region pustynny) w społeczności z Bogiem i nie odwiedził apostołów w Jerozolimie przez co najmniej 3 lata (Gal 1:17-18). Ponownie ukazuje to jak ważne jest dla tych, którzy mają specjalne posłanie od Boga, aby spędzić czas wyłącznie z Nim, przed ujawnieniem się światu. Najpierw muszą zostać przygotowani i o to właśnie chodzi w doświadczeniu pustyni.
Jak to już widzieliśmy w całym Piśmie wielu przyszłych Bożych liderów i mówców było wysyłanych do miejsca samotności i złamania zanim zostali wprowadzeni w prawdziwe przeznaczenie. Nie wspomnieliśmy o takich herosach jak Noe, Jozue, Jakub, Job, i inni, którzy mieli podobne przeżycia. Część tego procesu leży w „oczekiwaniu”, które tam ma miejsce. Również w tym, że wszystkie wspierające podpory zostają usunięte. Samo oczekiwanie może być torturą.
Pustynia ma również na celu zajęcie się wszelkim strachem przed ludźmi oraz „usystematyzowanym” patrzeniem na sprawy. Bóg często używa go, aby wprowadzić całkiem świeżą perspektywę, która jest bardzo ważna dla lidera, który ma reprezentować „nowe” podejście lub napotkać na opozycję wywołaną słowami konfrontacji, które przynosi. Samotne lata pustyni dają im kręgosłup, który wytrzyma tłumy czy moce i pozwoli ogłaszać Bożą prawdę bez kompromisu. Teraz naprawdę boją się Boga bardziej niż ludzi i myślą zupełnie inaczej niż reszta. Pustynia jest żywotnie ważna dla każdego, kto chce przynieść świeżą mannę Bożemu ludowi.
Oto kilka interesujących e-maili, które otrzymałem, dotyczących tej sprawy:
Scott (USA):
Łatwo przychodzi nam porównywać „Pustynię” z czymś negatywnym. Nie wierzę w to. Wierzę, że część tego, co Bóg przygotowuje nie da się nauczyć zza kazalnicy. Stare powiedzenie, że: „Tego nie da się nauczyć, to trzeba przeżyć” odgrywa tutaj ogromną rolę.
„A dziecię rosło i wzmacniało się na duchu, PRZEBYWAJĄC NA PUSTYNI, aż do dnia wystąpienia przed Izraelem” (Łk 1:80). Właśnie przygotowywana była zmiana porządku rzeczy... Jan, syn Zachariasza, nie miał uczyć się PRAWDY w domu swego ojca, ani w kościele w Sabaty. To było objawienie, które przyszło, gdy Jan przebywał na pustyni. To, co Bóg przygotowywał, poruszenie Boże, które szykował do objawienia (Jezus) musiało być wyłożone całkiem poza wpływami i porządkiem tamtych dni.
Wierzę, że nadchodzi zmiana w dzisiejszym kościele, podobnie jak za dni Jana. Oczywiście nie mam na myśli nowych zasad zbawienia czy łaski, chodzi mi o kościół. Wyprodukowaliśmy całe mnóstwo rzeczy, z którymi Jezus nie ma nic wspólnego. Wierzę, że zmiana porządku przywróci Boży porządek Jego ludziom. Wierzę, że Bóg tych, których nazywa synami trzyma na „pustynnych miejscach”, ponieważ przygotowuje ich do wszczepienia i zdeponowania w ich sercach tego, czego prawdopodobnie nie da się nauczyć w dzisiejszym kościele...
Nie mówię, że cały współczesny kościół jest wykręcony. Kocham ten kościół, biorę w nim udział każdego tygodnia. Wierzę, że ci, którzy są teraz na pustyni kochają kościół równie mocno. Wierzę, że są tam jednak w wyniku prowadzenia Ducha Świętego. Są takie rzeczy i prawdy, które Bóg otwiera przed nimi, a których nie da się teraz nauczyć w 4 ścianach kościoła.
W swoim artykule napisałeś, że „tysiące wybrało wyjście a wielu czuje się tak, jakby 'czekali' na coś”. Wierzę w to! Wierzę, że są tam wyczekując. Modląc się, poszcząc, słuchając głosu Bożego! Wątpię czy wielu z nich rozumie, dlaczego. Lecz przez wewnętrzny poziom wiary, wierzą że Jezus powiedział: ”Wyjdźcie”.
Napisałeś, że nie jest możliwe, aby pozostali z dala na zawsze. Zgadzam się. Wierzę, że wrócą i przenikną kościół i wprowadzą ze sobą posłanie i objawienie, które nami wstrząśnie. Oczywiście, będą tacy, którzy wykorzystają „zranienia i rany” jako powód do odejścia i nie przyjęcia odpowiedzialności. Inni są po prostu leniwi i cieleśni, lecz są tacy, którzy słyszą głos Pana pobudzający ich do szukania Jego oblicza i serca poza 4 ścianami lokalnego kościoła.
Deborah (Lokalizacja nieznana):
Wielu opuściło „system” i nie wiedzą dlaczego. W Egipcie był ogromny nacisk na Żydów, aby „pracowali”. Jest to symbol zmęczenia, które przychodzi wraz z „uczynkami”. Sprawiedliwość oparta na odgrywaniu przedstawienia jest skrajnie wyczerpująca. Większość została wkupiona w system nieświadomie. Wierzę, że Bóg wywołuje wielu z tego „systemu wiary”... ON wywołuje nas z „Egiptu”...
Gdy On wywołuje „poza obóz” to jest czas świętowania. Dlaczego? Wierzę, że jest tak dlatego, ponieważ Pan mówi, że to już czas na głębszą relację z Nim i na przygotowanie. Przygotowanie do tego, z czym się musimy spotkać, co przed nami. Wywołanie nas poza obóz, jak to było z Jezusem, aby umrzeć. Będą to najlepsze i najgorsze czasy. Najlepsze, dlatego, że wejdziemy z Nim w głębszą i bardziej realną społeczność niż kiedykolwiek wcześniej i będziemy mniej związani przez „uczynki”. Najgorsze, ponieważ to, co nie jest z Niego musi umrzeć.
Hari (Australia):
Podobnie jak wielu, jestem pewna, że byliśmy ostrzegani o niebezpieczeństwach sytuacji pozostania „samemu” i sprawach takich jak znalezienie się między wilkami (choć, co smutne, spotkałam więcej wilków wewnątrz kościoła) czy opuszczania „wspólnych zgromadzeń” braci itd.
Pustynia to miejsce bez jakichkolwiek zakłóceń i fanfar, miejsce gdzie sam Pan czeka na ciebie. Minęło już pięć lat i w tym czasie próbowaliśmy „wrócić do”, lecz jakoś byliśmy wypychani „na zewnątrz”... Nie jesteśmy rozgoryczeni ani niepoddający się zwierzchnictwu, lecz po prostu pozbawieni złudzeń.
Czasami musisz znaleźć się na zewnątrz, aby zobaczyć, co się dzieje. Aby móc pomóc człowiekowi uwięzionemu w dole musisz być na zewnątrz, aby go wyciągnąć. Oczywiście, bycie „poza” samo w sobie jest urazą dla tych „wewnątrz”. Wywołuje to na powierzchnię wiele pytań, które zwyczajnie nie ustąpią, a z którymi wielu nie chce się zmierzyć.
Lecz na tej pustyni znaleźliśmy Pana i On sam prowadził nas i karmił i spowodował nasz wzrost w taki sposób, że tysiąc nabożeństw nie byłoby w stanie tego dokonać.
Być może podobnie jak Jan Chrzciciel my wszyscy oczekujemy na wywołanie do wyjścia i udania się do miast (Łk 3:2) i, podobnie jak on, będziemy ludźmi przygotowanymi do przygotowania drogi Pańskiej, na Jego przyjście... Być może wtedy świat zobaczy coś innego, być może wtedy my ponownie będziemy ludźmi, którzy „wywrócą świat do góry nogami”.
_________________________________________
Wielu piszących do mnie miało wiele bardzo interesujących rzeczy do powiedzenia na temat ich własnego doświadczenia pustyni:
Christopher (USA):
Byłem mentorowany przez dwie wielkie służby i do 1996 roku zostałem drugim zarządzającym w służbie, która tutaj stała się znaną jednostką w proroczych kręgach.
Pod koniec 1999 Pan zaczął do mnie mówić na temat bałwochwalstwa wobec tej służby. Było to bardzo trudne, ponieważ ja zwyczajnie postępowałem według poleceń typu: „jak zrobić to i tamto...” moich mentorów i zrezygnowałem z kariery w korporacyjnych Stanach w odpowiedzi na „powołanie” (jak byłem uczony). Wtedy w listopadzie 2000 roku Sam Pan przyszedł do mnie i zaczął rozmowę...
Siedziałem w moim biurze w fotelu na wpół leżąc za biurkiem, gdy nagle usłyszałem głos Pana mówiący do mnie w bardzo wyraźny sposób. Powiedział:
- Chris, czy byłoby dla ciebie w porządku, gdybym powiedział ci, że zamierzamy udać się na skraj pustyni i w tym miejscu, to wszystko co uważałeś i znałeś jako normalne zaniknie. Nie będzie nabożeństw, działalności, widoczności. Będzie się wydawało jakby wszystko się zatrzymało - lecz to co będziesz miał to będzie manifestacja mojej Obecności.
Była króciutka chwila ciszy w tym momencie i Pan wrócił ponownie do mnie mówiąc:
- Chris, wszystko co masz to Ja i tylko Ja, czy będzie to dla ciebie wystarczające?
Jak tylko Jezus skończył zadawać pytanie, zdałem sobie sprawę z tego, że właściwa odpowiedź brzmi „tak”, lecz coś wewnątrz mnie spowodowało, że powstrzymałem się i pomyślałem o pytaniu, a nie odpowiedziałem pośpiesznie. To było tak, jak gdyby to, co powiem miało być proroctwem tego, co się stanie - i zostanie uruchomione natychmiast po tym, gdy to wypowiem. Przez krótką chwilę zastanawiałem się nad tym, co mówiła by odpowiedź „nie” („Nie, Jezu, Ty nie wystarczyłbyś. My pragniemy służby bardziej niż Ciebie”), lecz było to tak śmieszne, że byłem gotowy odpowiedzieć na pytanie Pana, nawet gdyby miało wywołać zwrot, o którym nie myślałem. Wiedziałem, że wszelka służba warta zaangażowania zawsze MUSI zaczynać się i kończyć z Jezusem. Powiedziałem więc:
- Tak, Panie, Ty sam wystarczysz.
Znów nastąpił następny moment ciszy i Pan po prostu odpowiedział:
- OK.
Intensywna Jego obecność odeszła i nie przeżyłem następnego nawiedzenia takiego jak to aż do końca stycznia 2002.
Pewnego poranka pod koniec stycznia 2002, siedziałem pracując dokładnie w tym samym fotelu w moim biurze, gdy Pan ponownie przyszedł do mnie tak samo jak ostatnio w listopadzie. Choć minęło kilkanaście miesięcy od ostatniego „spotkania”, Pan przemówił do mnie tak, jak gdybyśmy nadal kontynuowali poprzednią rozmowę. Powiedział:
- Chris, gdybym dał ci te rzeczy, o których myślałeś, że potrzebowałeś w służbie, wzgardziłbyś nimi nawet bardziej niż wzgardziłeś tymi aspektami biznesu, które uważałeś, że konkurują o twój czas i przeszkadzają w wypełnieniu Mojego powołania dla twojego życia.
Mówił dalej:
- W nadchodzących dniach największym pragnieniem moich ludzi będzie, aby po prostu usiąść u moich stóp i cieszyć się słodką społecznością. Już więcej nie będą swoich pasji owijać w to, co dla mnie robią. Ja będę ich pasją. Wtedy powiem do jednego, czy pójdziesz i przekażesz to posłanie tej grupie; i powiem do tamtego, czy pójdziesz na ulicę i pomożesz temu w wielkiej potrzebie; i powiem do jeszcze innego, czy pójdziesz i zachęcisz tego, który jest Moją owcą. Z powodu pasji dla mnie nie będą chcieli opuszczać tego miejsca przy moich stopach, lecz pójdą i zrobią, gdy poproszę, z wielkiej miłości dla mnie. Oni wszyscy pójdą i wykonają swoje zadania dokładnie tak, jak ich poinstruuję, lecz gdy skończą swoje zadania ich jedynym pragnieniem będzie szybko wrócić na miejsce i siedzieć u Moich stóp. Nigdy więcej nie będą zastępować swej pasji dla Mnie tymi rzeczami, które robią dla Mnie. Ja sam będę ich pasją.
„Wyszliśmy na zewnątrz” i nie widzę powrotu. Wyglądam wprzód, aby zobaczyć, co Pan będzie teraz robił, ponieważ wierzę, że On stoi za tym wszystkim.
Nancy (USA):
Muszę powiedzieć, że wcale nie czuję się jakbym była na pustyni. A możliwe, że jestem, tylko po prostu o tym nie wiem (ha). Dla mnie, pustynia to jest miejsce, gdzie nie ma Boga. Zupełnie nie czuję się w ten sposób. Rozmawiam z Nim codziennie, On mówi do mnie codziennie. Idę za nim najlepiej jak potrafię. Ufam Mu, że wprowadzi mnie do większej wierności Jemu, większego oddania modlitwie, większej miłości do Niego. Z pewnością bardzo lubię być z ludźmi, lecz miałam tego wiele przez te wszystkie lata, gdy byłam w kościele. Jedyne za czym wtedy tęskniłam to był Bóg!
Rodney (USA):
Jakieś 7 lat temu zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że spędzę całe moje tak zwane chrześcijańskie życie w takim lub innym grzechu myśląc przez cały czas, że znam Boga. Nagle zdałem sobie sprawę z mojej ogromnej potrzeby Jego. Błagałem GO przez sześć miesięcy, aby coś dla mnie zrobił. Któregoś dnia zrobił. W jednej chwili przyszedł i oczyścił mnie i całkowicie zmienił kierunek mego życia. Od tej chwili zacząłem się dziwić dlaczego po tak wielu latach spędzonych w kościele nigdy nie widziałem tego rodzaju mocy. Kochając Boga bardziej niż kiedykolwiek, a nawet wzrastając stale odłączyłem się od zorganizowanego kościoła. Walczyłem z poczuciem winy, skrajną samotnością, wieloma niemal bezsennymi nocami i wielu innymi emocjami, ponieważ przez kilkanaście lat czułem się tak, jakbym był jedynym, który tak czuje. Pozwól, że podkreślę fakt, że moja miłość do Boga stale wzrastała. On Osobiście uczy mnie rzeczy, o których nigdy nie słyszałem w kościele. Bóg wypełnił moje serce tak wielu cudownymi rzeczami i tak bardzo pragnąłem powiedzieć ludziom, a jednak nie było uszu do słuchania.
Pustynia była czymś nieznośnym dla mojej rodziny i dla mnie. Znacznie łatwiej było w dawnych czasach żyć w ignorancji, po prostu grając w tą grę. Wielokrotnie myśleliśmy, że powinniśmy wrócić i zaangażować się ponownie. Gdy idziemy na „kościelne nabożeństwo” to często zostajemy ogarnięci zmartwieniem i wielkim smutkiem. W ciągu ostatnich kilku lat spotykaliśmy się z ludźmi podobnymi do nas i teraz mamy społeczność z ponad dziesiątką rodzin a znamy wiele więcej. Czasami uczestniczymy w nabożeństwach, po prostu dlatego, że czujemy tak wielką miłość do ludzi, której nigdy nie mieliśmy wcześniej i chcemy być z nimi (nawet z ludźmi, których nie znamy), a jednak czasami potrzeba tygodnia lub więcej, aby dojść do siebie po tym bolesnym przeżyciu.
Teraz po 7 latach, nie zamieniłbym tego na nic innego. Nawet w okresie najstraszniejszej pustyni i samotności byłem tak pewien tego, że to wszystko Bóg czyni, że założyłbym się o to swoim życiem. Pan był tak niesamowicie wierny i wydaje się teraz, że jesteśmy już poza pustynią i czujemy, że coś się wydarzy.
Nikki (USA):
Czasami, gdy jesteś sam, nie znając nikogo, lub zaledwie kilku innych - myślisz, że pewnie jesteś buntowniczy - lecz czas z Panem jest tak bogaty, głęboki, a wzrastające korzenie takie dobre, że wiesz, że coś tutaj jest w porządku. Uczymy się słuchać, chodzić z Panem i podążać za Nim w bardzo rzeczywisty i osobisty sposób. On ma swoje powody a ja wiem, że ja wiem, że nie będziemy mieli problemów słuchając Go, gdy mówi nam, aby „Iść” - lecz nie będzie to prawdopodobnie budynek, lecz żywa świątynia Jego dzieci, wszystkich posłusznych Jego powołaniu.
Donna (USA):
Jestem poza kościołem od kilku lat. Czasami, okazjonalnie odwiedzam jakiś, lecz zawsze słyszę głos Ducha: „Nie - to nie jest twój dom”. Wiedziałam, że mój Ojciec ma jakiś cel w tym doświadczeniu pustyni i że zrozumiem to we właściwym czasie. Ostatnio, zrozumiałam, że to na pustkowiu przygotowywana jest droga...
Nie wiem dokładnie, co mój Ojciec zaplanował dla mnie, lecz jest to coś znacznie ponad wszystko, co mogę sobie wyobrazić. Wiem, że jest objawienie odnowionej prawdy, które nadchodzi do wielu znajdujących się na pustyni, a które wkrótce będzie przekazane. Wszyscy powinni robić zakupy z Obj. 3:18, a szczególnie maść na oczy. Nie wszystko przychodzi przez łaskę, jest cena, którą zapłacić muszą ci, którzy zwyciężą.
Shearon (USA):
Polityka nie należy do kościoła, chóry na paradach nie należą do kościoła, „dzień kapelusza” nie należy do kościoła itd. Pozbyliśmy się wszystkiego, czym kościół jest. Pan zabiera nas z powrotem.
Ja również przeszłam przez doświadczenie pustyni, mogę więc odnieść się do tego, przez co oni przechodzą. Pustynia nie jest łatwa, wszyscy powinniśmy przejść jedną. Jest cel w pustyni i dziękuję Bogu za moje przeżycie, tak wiele się nauczyłam. Lecz, tak masz rację, jest czas na wyjście. Nie możesz pozostać na pustyni (chociaż chciałam). Jest taki czas, gdy Bóg wyśle cię na pustynię, podobnie jak Mojżesza i Swego Syna. Może to być 40 dni, może 6 miesięcy, a może 40 lat, lecz musisz wyjść.
Jeśli nie, to po co by to było?
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 8
Strom Andrew
NIEBEZPIECZEŃSTWA
Jak zobaczyliśmy na kartach tej książki, wielu pozostających poza kościołem ludzi ma ku temu bardzo mocne powody. Niemniej, jest jeszcze druga strona. Osobiście spotkałem sporo tych „spoza”, którzy znacznie ponad dziesięć lat są całkowicie poza wszystkim i ciągle tam trwają. Jeśli tylko nie ma jakiejś bardzo szczególnej przyczyny takiego stanu rzeczy, nie mogę uwierzyć, żeby było to właściwe. Czasami wypracowuje się taką tendencję do „dryfowania” rok po roku. Wierzę, że jest w tym duże niebezpieczeństwo. Serce moje podąża za tymi ludźmi w ich podróży, lecz czasami przypominają mi się dzieci Izraela, które bardziej umiłowały pustynię niż Ziemię Obiecaną - i skończyli spędzając tam całe swoje życie. Nigdy nie odziedziczyli Ziemi Obiecanej. Ich domem stała się pustynia i nigdy nie weszli do swego powołania.
(Nie kieruję tego do tych w kościołach domowych, lecz raczej do tych, którzy są w bardziej ekstremalnych „samotniach”).
Nie wierzę w to, żeby Bóg wysyłał nas na pustynię po to, abyśmy tam spędzili resztę naszego życia. To nie miałoby żadnego sensu i jest całkowicie niebiblijne. Pustynia zawsze była miejscem przygotowania. Jeśli pozostaniemy tam zbyt długo, po prostu dlatego, że stało się to „wygodne” to stajemy wobec wielkiego niebezpieczeństwa utraty Bożego powołania i wszystkiego, co dla nas ma. Pustynia jest miejscem przygotowania, a nie Ziemią Obiecaną.
Znam jednak sporą liczbę ludzi pozostających poza kościołami, którzy przyswoili sobie „pustynną mentalność”. Zaczęło im być tak „wygodnie”, że wydaje się, iż konieczne by było bardzo mocne wstrząśnięcie nimi, aby w ogóle rozważyli możliwość ruszenia się dalej. Cała ich mentalność sprawia, że jest im ogromnie trudno przyłączyć się ponownie do czegokolwiek - nawet do prawdziwego poruszenia Bożego. Stali się chronicznie „nie-zrzeszeni”. Podobnie jak dzieci Izraela uznają, że ryzyko jest zbyt wielkie, pustynia stała się dla nich strefą wygody.
Myślę, że szczególnie znaczący jest fakt, iż w przypadku Izraelitów czas ich ostatecznego kryzysu przypadł na chwilę, gdy mieli opuścić pustynię i wejść do Ziemi Obiecanej. Nie potrafili tego przejść, ryzyko wydawało się zbyt wielkie. Wierzę, że reprezentuje to moment wielkiego niebezpieczeństwa również dla współczesnych mieszkańców pustyni, ponieważ oni byli poza kościołem przez parę lat i wtedy stało się ryzykowne nawet myślenie o ponownym przyłączeniu się do czegokolwiek - nawet do „nowych bukłaków”. Zauważyłem, w niektórych przypadkach, że nawet rozważanie na temat środowiska „Ciała” rzuca wyzwanie ich wygodnej strefie i ci wycofują się ze wszelkiego zaangażowania. Co za straszliwy wstyd. To właśnie wtedy dzieci Izraela straciły wszystko, całą przyszłość. „Pustynia”, która trwa i trwa - rok za rokiem - bez Ziemi Obiecanej jest koszmarem nocnym. Jest to dowód na to, że coś jest bardzo źle. Ludzie, którym zrobiło się wygodnie w tego rodzaju środowisku muszą stawić czoła sobie samym. Zdecydowanie coś jest nie w porządku.
Widzisz, Nowy Testament zna wyłącznie jeden rodzaj chrześcijaństwa - a jest to chrześcijaństwo typu „Ciała”. Nie ma w Biblii absolutnie NIC TAKIEGO jak chrześcijaństwo indywidualistyczne typu „zostawcie-mnie-samego”. Mogą być okresy pustyni, lecz one nie trwają wiecznie, są chwilowe. Są o to okresy prób i przygotowania. To nie jest „norma”. W rzeczywistości, nie mają one nic wspólnego z normalnym życia kościoła.
Badałem historię przebudzeń i mówię wam, że nigdy nie było Przebudzenia, które wymagało by „wyjścia i pozostania samemu”. Przebudzenie jest z samej swej natury ZBIOROWE. To jest 120-tu w Górnej Komnacie, modlących się i poszczących przez wiele dni i w końcu „zgodnie”. To jest 3000 ludzi przychodzących do Chrystusa w ciągu jednego dnia. To jest Dzień Zielonych Świąt stale i wciąż. Jest to jedność, miłość i wspólne zebrania. Jest to coś zupełnie przeciwnego do indywidualizmu.
Teraz nie mam już żadnego problemu z czasem przygotowania, gdzie „samotność” i oddzielenie staje się normą na pewien czas. Coś takiego z pewnością dzieje się w drodze do Przebudzenia, lecz jeśli to trwa i trwa i staje się „strefą wygody”, to jest to alarmujące. Przebudzenie nigdy nie przychodzi do grupy fanatycznych indywidualistów. Indywidualizm to coś całkowicie przeciwnego do wszystkich zasad NT, ponieważ cały Nowy Testament mówi o „JEDNYM CIELE” - połączonym i zjednoczonym w zgodzie.
Jestem świadom tego, że kościoły jakie widzimy dziś na świecie są bardzo odległe od nowotestamentowego wzorca, mogę zatem łatwo zrozumieć dlaczego ludzie nie chcą się do nich przyłączać, lecz nie ma żadnej wymówki na to, aby stać się przeciwnym Ciału. A obawiam się, że dzieje się tak z wielu ludźmi będącymi poza kościołem. Stają się chronicznie „nie-zrzeszeni”, cyniczni - całkowite przeciwieństwo ludzi „Ciała”. W rzeczywistości wielu z nich dochodzi do takiego stanu, że nigdy więcej nie przyłączą się do niczego. Czy to brzmi właściwie dla ciebie? Czy to wygląda na „ekipę Przebudzenia”? Z pewnością nie. Jeśli jesteś przeciwny Ciału to jesteś anty-Jezusowy - nie mogę widzieć tego inaczej.
Jak wspomniałem wcześniej spotkałem całkiem sporo ludzi (niektórzy z nich to poprzedni liderzy), którzy byli poza kościołem od blisko 20 lat. Byli wśród nich tacy, którzy sprzeciwiali się całej koncepcji wspólnych „spotkań” („zbyt religijne” mówili), zatem nigdy nie zbierali się z żadną grupą. Byli całkiem szczęśliwi ze sobą - „po prostu oni i Bóg”. Muszę powiedzieć, że uważam to za ogromną stratę. Nie mogę w tym przypadku nie myśleć o `nieużytecznym słudze”, który zakopał swój talent w ziemi, zamiast go używać dla Królestwa Bożego. Nie mogę uwierzyć w to, że Bóg chce, aby jego ludzie z silnym obdarowaniem i powołaniem spędzili 20 lat wyłączeni przez siebie samych w jakimś zaścianku, tylko dlatego, że nie mogą się odnieść do koncepcji „Ciała”. To jest śmieszne. Mnóstwo z nich ma taki wgląd duchowy, którego kościół dramatycznie potrzebuje, lecz nigdy nie usłyszy, ponieważ oni rozmawiają tylko ze sobą.
Jest w tym pewien rodzaj „elitaryzmu” (czy duchowej pychy), który jest bardzo niszczący. Wiem o tym, ponieważ sam brałem w tym udział, gdy pozostawałem poza kościołem. Jest to rodzaj samozadowolenia, które mówi: „Ludzie w kościele są „religijni”. Oni siedzą w `systemie'. My jesteśmy wolni od tego, my jesteśmy tymi, którzy rzeczywiście wiedzą, co się dzieje”. Z takim nastawieniem bardzo łatwo jest poddać się duchowej pysze. Nie różni się to niczym od faryzeuszy, którzy modlili się w ten sposób: „Boże, dziękuję ci, że nie jestem taki jak inni ludzie...”
Powiadam wam, że gdy nadszedł mój moment „kryzysu” w 1993 roku - czas gdy miałem wyjść z pustyni - było tak wiele z tych postaw, o czym przekonał mnie Bóg. W rzeczywistości zobaczyłem, że może być tyle samo pychy, elitaryzmu i `sekciarstwa' na poza-kościelnej scenie, co w większości religijnych kościołów! Gdy oddzielasz się i patrzysz z góry na innych chrześcijan to ty jesteś faryzeuszem. Nie ma znaczenia, czy jesteś w kościele, poza nim czy gdziekolwiek indziej. Samo-sprawiedliwosć jest straszliwym złem. I z tego, co widzę, szerzy się w wielu częściach tego ruchu.
Całkiem prawdopodobne jest bycie „religijnym” nie-religijnym. Można tak bać się wszystkiego, co wygląda jak `kościół', że ucieka się w przeciwnym kierunku i pakuje we wszelkiego rodzaju głupie skrajności. Niektóre z rzeczy, jakie widziałem poza kościołem byłyby godne śmiechu, gdyby nie były tak tragiczne. Byłem na takich spotkaniach, gdzie wszyscy tak bardzo bali się być postrzegani jako `liderzy', że z trudnością cokolwiek się faktycznie działo. Bywałem z ludźmi, którzy czuli, że śpiewanie też jest zbyt „religijne”. Inni zaś, myśleli, że wszystko co „zorganizowane” nie pochodzi od Boga. A nawet zdarzyło mi się trafić na takich, którzy myśleli, że dziękowanie przed jedzeniem jest „religijne”!
Czy ci ludzie kiedykolwiek czytali Biblię? Czy nie czytali księgi Dziejów?
Widzisz, „bycie poza kościołem” może stać się tak samo „sektą” jak cokolwiek innego. Jeśli nie będziemy uważni to może się to stać śmiesznym klubem „anty-wszystkiemu”. Może stać się nawet naszym prywatnym małym „kultem” - utrzymującym nas z więzach z dala od innych i uniemożliwiającym nam wypełnienie Bożego celu dla naszego życia.
Mówię tutaj o „ekstremach' tego ruchu, lecz wierzcie mi, że jest wielu ludzi siedzących w tego typu rzeczach. Niech czytelnik będzie rozważny!
Przed 1993 ja sam tkwiłem w takiej sytuacji. Co zatem otworzyło moje oczy i wyprowadziło mnie z tego okresu 7-letniej pustyni? Całkiem proste. Bóg pokazał mi w jaki sposób radzić sobie z `warowniami' i więzami głęboko wewnątrz mnie i jak tylko zostało to załatwione, całe mnóstwo rzeczy stało się nagle dla mnie widocznych i jasnych. To tak jakby łuski spadły z moich oczu.
Główny przełom nadszedł wtedy, gdy otrzymałem nowe objawienie autorytetu, jaki Bóg dał każdemu ze Swych dzieci, aby „niszczyć warownie” - nawet te z ich własnego życia. Zacząłem dostrzegać to, że w moim wnętrzu była taka „ziemia” nie poddana Bogu i że była ona ciągle w rękach przeciwnika. Były tam warownie pychy, buntu, odrzucenia i wszelkiego rodzaju więzów z przeszłości, które tkwiły głęboko wewnątrz mnie. To nie były „demony” jako takie, lecz te warownie dawały przeciwnikowi oparcie dla stóp w moim życiu, które były wykorzystywane przeciwko mnie. Nawet pomimo tego, że `pokutowałem' z wielu rzeczy w moim życiu, wydaje się, że to nie załatwiało tych większych warowni. W jakiś sposób musiały zostać wykorzenione.
Bóg pokazał mi, że muszę prosić Go, aby oświetlił Swym światłem te warownie tak, aby stało się wyraźne widoczne to z czym mamy do czynienia. Potem miałem się tego WYRZEKAĆ nie tylko ustami, lecz też Z GŁĘBI CAŁEJ MOJEJ ISTOTY, każdej z tych warowni i to bardzo konkretnie. Miałem je wyrzucać z siebie, jako „nieczyste rzeczy” w imieniu Jezusa - odrzucając je z pełną mocą całej mojej istoty. Miała to być misja typu „szukaj i zniszcz” całkowicie bez miłosierdzia.
I to zadziałało. W ciągu trzech dni przeszedłem przez całe moje życie w ten sposób, prosząc Boga, aby pokazywał mi wszystko, czym trzeba było się zająć. I kolejno, jedna po drugiej WYRZEKAŁEM SIĘ tych wszystkich rzeczy i nakazywałem im odejść z mego życia w imieniu Jezusa. Jaka przemiana! Jak moje życie zmieniło się w ciągu zaledwie trzech dni!
Po przebyciu tego procesu, okazało się, że moje oczy zostały otwarte na mnóstwo rzeczy, o których myślałem, że są „OK”. Niektóre z moich poza kościelnych postaw wobec liderstwa, na przykład, teraz rozpoznałem jako prostą „rebelię”. Inne zaś, pochodziły wyraźnie z odrzucenia i pychy niż z czegokolwiek pobożnego. Zdałem sobie sprawę z tego, że byłem równie „religijny” i zadowolony z siebie z przynależności do ruchu poza kościelnego, jak byłem wcześniej, gdy należałem do raczej „ekskluzywnej” zielonoświątkowej denominacji. Postawy były dokładnie te same. Można być bardzo legalistycznym, osądzającym i ciasnym w myśleniu o byciu „poza kościołem”.
Jednak teraz, gdy wewnętrzne warownie zostały zniszczone, poczułem się znacznie bardziej „wolny”, niż kiedykolwiek wcześniej. Przeżywałem prawdziwą wolność w Chrystusie - prawdopodobnie po raz pierwszy. Nie osądzałem już ludzi na podstawie zewnętrznej formy ich chrześcijaństwa, czy „szufladek”, w których się znajdowali, lecz bardziej na podstawie ich serca wobec Boga i szczerości w pogoni za Nim.
Zacząłem dostrzegać to, że w księdze Dziejów Apostolskich byli SILNI LIDERZY (tj. apostołowie i starsi) i wyraźny stopień ZORGANIZOWANIA I STRUKTURY. Zacząłem zauważać, że była dyscyplina i władza (złe słowa na większości tej sceny). Zdałem sobie sprawę z tego, że część moich postaw była bardziej wynikiem `reakcji' przeciw przeszłemu systemowi niż właściwego, biblijnego punktu widzenia.
Dzięki uświadamianiu sobie takich rzeczy, cały mój pogląd zmienił się niemal w ciągu nocy. Odkryłem, że zostawiłem „pustynię” za sobą. Był już czas, aby wyjść z zimna.
W jaki sposób więc widzę ruch poza kościelny teraz? Faktem jest, że nadal jestem przekonany o tym, że Bóg przygotowuje całe mnóstwo ludzi i pustynia jest równie ważna jak zawsze. Myślę również, że wchodzimy we wspaniały okres „zmian” w kościele i „oduczanie” dróg z przeszłości po to, aby uchwycić te nowe, jest czymś, co Bóg w oczywisty sposób wymusza. Wiele domowych kościołów, czy komórkowych sieci, które powstają, dowodzą istnienia tych wiatrów przemian, lecz jest jeszcze długa droga zanim wrócimy do chrześcijaństwa Nowego Testamentu. Jest to zaledwie początek.
Jestem przekonany, że wielu tych, którzy zostali wywołani z kościołów w tym czasie, mieli przywódcze powołanie. Wierzę, że mogą oni być liderami w nadchodzącym poruszeniu Bożym. Jak już zauważyliśmy, badania Alan'a Jamieson'a ujawniły, że kolosalna liczba 94% poza-kościelnych chrześcijan, z którymi rozmawiał, było różnego rodzaju liderami w kościele. Jest to wstrząsająca statystyka. Nie mogę o tym myśleć inaczej jak tylko tak, że Bóg zamierza zrobić coś nowego i, że to On przygotowuje Swoich liderów na pustyni, tak jak to zawsze robił. Nabiera to doskonałego sensu i, jak to widzieliśmy już, jest całkowicie biblijne.
Niemniej fakt pozostaje ten sam, że wielu z tych ludzi jest wielkim niebezpieczeństwie utknięcia na pustyni na zawsze. Jest to jedna z moich największych trosk, ponieważ widziałem to z pierwszej ręki i jest to przerażające.
Jestem przekonany, że na pustyni są takie rzeczy, które MUSIMY załatwić, jeśli chcemy ją przejść i dostać się na drugą stronę. Jest to prawdopodobnie jeden z głównych powodów dla których Bóg nas tam posyła - zająć się tymi rzeczami z naszego życia.
Jak już wcześnie powiedziałem, podobnie jak w przypadku dzieci Izraela, `próba' przychodzi wtedy, gdy zbliża się czas opuszczenia pustyni. Czy bunt i nieprzebaczenie jeszcze trzymają się? Czy problemy ciągle istnieją z liderstwem i autorytetem? Czy wszystkie minione „rany” zostały uzdrowione? Czy pycha, strach, odrzucenie ciągle chwieją naszym sercem? To są dla każdego z nas krytycznie ważne pytania i są to dokładnie te sprawy, które powodują wszelkie przemiany.
Nie ma sensu zaprzeczać, że wyjście z pustyni jest „ryzykiem”. Nikt nie chce być ponownie zraniony. Nikt nie chce ponownie być odrzuconym. Nikt nie chce przymusu wołania „pokutujcie” w twarz powszechnego tłumu.
Bóg musi mieć liderów, a oni muszą być liderami, którym On może ufać. Oni muszą mieć odwagę i nie bać się mówić wbrew popularnym opiniom. Muszą to być ludzie, którzy widzą „inaczej” i rzeczywiście bardziej boją się Boga niż ludzi. Muszą być dobrymi pasterzami i kaznodziejami Prawdy. Bóg musi mieć właśnie takich liderów i jeśli Pan musi ich wysłać do „szkoły pustyni” i czekać, i czekać, dopóki nie będą gotowi to On to chętnie zrobi, ponieważ to był zawsze koszt, który On chętnie ponosił.
Oto kilka interesujących e-maili odnoszących się do tego wszystkiego:
Marilyn (USA):
Właśnie przeczytałam o twoim doświadczeniu pustyni... Pomogło mi to zrozumieć, że muszę pozwolić Bogu uzdrowić mój ból, którego doświadczyłam z rąk ludzi „kościoła”, abym mogła znowu się z nimi złączyć. Już zaczynałam się cieszyć pustynią - będąc ze sobą sama.
Właśnie ostatnio Bóg wysłał mnie na konferencję radykalnego uwielbienia. Powiedziałam Bogu, że musi mi powiedzieć, po co tam mam być, lub wracam do domu, ponieważ wszystko, co mi powiedział to to, że potrzebuję spędzić z Nim trochę czasu, a ja mogłam to równie łatwo zrobić w domu. Gdy dotarłam na miejsce usługujący mówił o tym, jak ważne jest zbiorowe uwielbienie. Bóg powiedział mi:
- Gdy jesteś chora, umierająca to spędzasz czas ze mną sama i Ja pomagam ci, lecz teraz Moje Ciało jest chore i umierające i ty musisz spędzić czas z innymi członkami Ciała uwielbiając Mnie, aby ono mogło zostać uzdrowione.
Bóg powiedział mi, że Jego ciało będzie uzdrowione w taki sam sposób jak moje - po prostu podczas spędzania czasu z Nim i cieszenia się Jego obecnością.
Bóg poczynił ogromne uzdrowienie mojego serca, gdy byłam na konferencji i wygrzebał cały stary śmietnik. Wylał znowu Swego Ducha na mnie.
Myślałam, że już wszystko załatwione z tym całym uzdrawianiem, aż do dziś, gdy Bóg dał mi słowo, które mówi, że muszę pozwolić Mu na uzdrowienie ze zranień, które wycierpiałam. Gdy zapytałam Go, co to za rany, odpowiedzią jaką cały czas otrzymywałam byli różni liderzy i ludzie z kościoła. Przebaczyłam im i nie miałam żadnego zgorzknienia. Nie miałam problemów z proszeniem Boga o to, aby ich błogosławił, ani z modlitwą o nich, lecz gdy przyszło do pomysłu ponownego zejścia się z nimi, nie mogłam tego znieść. Bóg pokazał mi, że musiałam wznieść wielki mur i oddzielić się z powodu ran. Poddawałam nawet przez cały dzień w wątpliwość czy to pochodzi od Boga, ponieważ nie mogłam zrozumieć dlaczego miałby chcieć, abym się znów zeszła z tymi samymi ludźmi, którzy odrzucili mnie wcześniej. Pewien człowiek mówił mi wczoraj o tym, że powinnam zetknąć się z kilkoma ludźmi w okolicy. Nie miałam absolutnie żadnego pragnienia, żeby to zrobić. Powiedziałam mu, że jeśli Bóg powie mi, że mam to zrobić to zrobię, lecz i tak nie zamierzałam iść do nich. No i Bóg zaczął dziś mówić do mnie w tej sprawie.
Mark (USA):
Pamiętam, że wszystkie biblijne postaci były wysyłane na pustynie (Paweł, Jezus, Dawid itd.), wyszli z niej ponownie i przyłączyli do ciała radując się odświeżeniem. My wszyscy również przyłączymy się do ciała, lecz temu przyłączeniu będą starać się przeszkadzać i odrzucać nas Saulowie, stare bukłaki. Tak zawsze było.
Bóg powiedział do mnie około 3 lat temu (poprzez innego chrześcijanina), wystarczająco wyraźnie to pokazał, że dopóki nie poddam się Jego oblubienicy, nie zostanę dopuszczony do poznania Jego tajemnic. Na pustyni nauczyłem się mnóstwo o Nim, lecz w ostatnich latach Pan sprowadził mnie z powrotem od kościoła. Oczywiście, okazało się trochę trudne poddanie się autorytetowi (po tak długim okresie funkcjonowania jako samotny wilk i trzymaniu się zupełnie innych wartości). Te rzeczy, które Bóg mi pokazał w duchowej rzeczywistości nie mogą być zrozumiane czy zaakceptowane przez istniejące kościoły.
W tym roku Pan kazał mi wziąć udział w „szkole” budowania kościoła. Możesz sobie wyobrazić jak interesujące było porównanie ich wartości z tymi, których, jak wierzę, nauczył mnie Bóg.
Zawsze musimy pamiętać o tym, że Dawid nigdy nie podjął żadnego działania przeciwko Saulowi. Bóg wycofał Dawida z królestwa, aby ten stał się zupełnie nowym królem. Niemniej Dawid zawsze respektował wybrane przez Boga władze. Wierzę, że musimy być na tyle odważni, aby iść do przodu twierdząc, że Bóg robi coś nowego, lecz my sami musimy być pokorni na tyle, aby poddawać się wybranym przez Boga autorytetom. Pomimo, że różnimy się od nich w pewien sposób to On umieścił ich w miejscu władzy.
Jeff (USA):
Bóg posyła nas na pustynię na bardzo specyficzny czas i w bardzo specyficznym celu, po czym wysyła nas z powrotem do Ciała Chrystusa, aby dokończyć dzieła, które nam przydzielił. Bóg wysłał mnie na pustynię na pewien czas, lecz ten czas już się skończył. Już powołał mnie do nowego kościoła, który wierzy tak samo jak ja i rozpoczął proces przywracania mnie do służby, którą miałem wcześniej, jak również leczenia mojego serca z ran z przeszłości. Wspaniale jest być częścią grupy tak pełnej miłości i robić wszystko, co tylko możliwe, aby wprowadzać w życie to, co głoszą. Częścią służby, którą mam teraz jest dzielić się tymi rzeczami, które Bóg mi pokazał w czasie, gdy byłem na pustyni. Jedną z rzeczy, którymi chcę się dzielić jest to w jaki sposób Bóg zmienił „MNIE” w czasie tego trudnego okresu.
Zdarzyło się to również Eliaszowi po zwycięstwie na Górze Karmel (1 Król. 18). Pamiętacie, że gdy uciekł przed pogróżkami Izabel też skierował się na pustynię i Bóg mu błogosławił. Lecz później, gdy pokazał człowiekowi Swoją chwałę, zapytał:
- Co ty tutaj robisz?
Jak długo Eliasz przebywał na „skraju pustyni” Bóg nie mógł go używać. To dlatego Pan powiedział do niego: „Co ty tutaj robisz?” i następnie:
- Udaj się w drogę powrotną.
Innymi słowy, po tym, gdy Bóg pokazał mu to, co zamierzał mu pokazać, wysłał go z powrotem do ludzi i do pracy w służbie.
Pamiętaj również, że pustynia jest miejscem prób i objawienia i, jako taka, nigdy nie była przeznaczona do stałego zamieszkania dla Bożych ludzi... On również posyła z powrotem, abyś dzielił się z innymi tymi rzeczami, które pokazał tobie w czasie pobytu na pustyni (jak to było i ze mną). To dlatego Eliaszowi powiedziano, żeby zarówno namaścił Elizeusza na proroka jak i Jehu na króla. Wyobraź sobie, co by było, gdyby nigdy nie dokończył tego dzieła.
Alison (Południowa Afryka):
Wiem, jak to jest być w kościele, w którym moje własne (i mego męża) wizje zostały zdeptane pod nogami przywództwa. Wiem, jak to jest wędrować po pustyni bez społeczności z kimkolwiek, a kościół nie jest właściwym miejscem.
Wiem, jak to jest stać w zgromadzeniu, na którym ludzie są manipulowani emocjonalnie - to też nie jest kościół.
Gdzie zatem jest kościół? To jest istotne. Czy „chrześcijanie poza kościołem” szukają obecnie kościoła - czy też są zadowoleni ze swojej izolacji? Jak długo szczerze szukamy to należymy do tych, którzy chcą oglądać odnowioną prawdę, lecz jak tylko zadowolimy się naszą izolacją, przystosowując się do pustyni i modlimy się tak: „my czworo i nikt więcej” to wtedy, Boże pomóż nam, sami przez swoje działania odrzucamy powrót Samego Pana... Nie „bawmy się” w krytycyzm bardziej, niż niektórzy „bawią się” w kościół.
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 9
Strom Andrew
CIAŁEM „W”, DUCHEM JUŻ „POZA”.
Wygląda na to, że istnieje narastająca fala „niezadowolenia” w kościele. Czy to możliwe, że Sam Bóg wywołuje to, aby przygotować na wielkie zmiany i reformację wśród Swoich ludzi? Wielu spośród tych, którzy do mnie napisali ciągle jeszcze jest w swoich kościołach, lecz trudno im znaleźć silne argumenty za tym, aby tam pozostać. Poniższe e-maile wyjaśniają przyczyny ich wzrastającego niezadowolenia:
Noreen (Południowa Afryka):
Jestem jedną z tych, którzy są w, ale zarazem poza, jeśli wiesz o co mi chodzi. Odkryłam, że o wiele bezpieczniej czuję się w mojej osobistej relacji z Panem w domu. Okazało się również, że nigdy nie mogę być pewna tego, czy to co się dzieje w kościołach jest właściwe. To okropne, że dziś wieczór mogłam iść do kościoła, a jednak zdecydowałam, że nie. To pozostawia poczucie winy, niemniej, nigdy nie czułam się bliżej Pana.
Candy (USA):
Nie jestem obecnie „poza kościołem”, lecz czasami czuję, że równie dobrze mogłabym być. Wróciłam do napełnionego Duchem kościoła, do którego uczęszczałam siedem lat temu. (Poszłam do innego charyzmatycznego kościoła na 3 lata i odpadłam, po czym przeszłam na 4 lata do niecharyzmatycznego). Wiedziałam, że muszę wrócić do kościoła napełnionego Duchem... Okazało się, że moje członkostwo zostało usunięte i muszę przyłączyć się ponownie... Ciągle tego nie zrobiłam... Nie wiem, dlaczego mam to zrobić. Pastor promuje różne rzeczy usiłując pozyskać nowych członków. To nie jest złe, ale gdybyśmy mieli prawdziwe przebudzenie ludzie przyszliby sami z siebie, tak? W każdym razie zmagam się z regularnym chodzeniem pomimo, że wiem, że powinnam. Czuję się tak, jakbym była w bardzo suchym miejscu, nawet wtedy, gdy jestem w kościele. Na każdą osobę, które jest „poza kościołem” przypada prawdopodobnie co najmniej jedna osoba „w kościele”, która zastanawia się po co tu jest.
Vicki (USA):
Czy to możliwe, aby być na pustyni i ciągle aktywnie być zaangażowanym w kościele? Identyfikuję się z tymi, którzy znajdują się na pustyni i opuścili kościół i rozważałam to samo, lecz otrzymuję sprzeczne informacje i dopóki nie będę miała wyraźnego nakazu wymarszu, nie odważę się ruszyć, choć mam już tak dość kościelnych programów. Myślę, że jestem „chrześcijanką, która w kościele jest poza kościołem”, wykończoną przez programy i puste uwielbienie, spragnioną rzeczywistych relacji skoncentrowanych na tym, co Bóg robi i pragnącą przynosić owoce nawet jeśli oznacza to oczyszczenie z bardzo starych gałęzi.
Alistair (Australia):
Nadal chodzimy do kościoła, lecz tracimy nadzieję. Zastanawialiśmy się przez pewien czas, czy obecna struktura będzie zniszczona a prawdziwa oblubienica powstanie jak Feniks z popiołów, czy też prawdziwy kościół będzie wzbudzony poza tym obecnym, który stanie się jeszcze bardziej oderwany od Pana.
Mamy wraz z żona dwa palące pragnienia w naszych wnętrzach: aby zobaczyć odkupioną sztukę (w znaczeniu działalności artystycznej) oraz aby zobaczyć kościół będący Jezusem dla świata wokół nas.
______________________________________________
Wielu mówiło mi, że czują się tak, jakby po prostu „nie pasowali” do tego, co się dzieje w ich lokalnych kościołach. Trzymają się, lecz nie są w stanie wejść w to, co się dzieje:
Jill (Nowa Zelandia):
Wraz z mężem, po okresie aktywnego zaangażowania w życie kościoła charyzmatycznego od 1965 roku, spędziliśmy dwa lata poza kościołem i ostatnio znowu wracamy... tyle że już do innej społeczności.
Niemniej, kiedy siedzę tutaj w każdą niedzielę czuję się tak nie na miejscu i zastanawiam się, co jest ze mną złego. Mam nawet problemy z wejściem w zbiorowe uwielbianie... a przecież w domu... sama czuję się znacznie bliżej Pana. Nie jesteśmy turystami kościelnymi i byliśmy bardzo zaangażowani w grupy domowe, studium biblijne, gdy byliśmy w kościele, lecz od chwili, gdy znaleźliśmy się „poza kościołem” okazało się, że o wiele łatwiej jest mi się komunikować z innymi, którzy są poza kościołem z różnych przyczyn. Nie pragniemy być samotnymi strażnikami, robiącymi coś sami z siebie, lecz wydaje nam się, że jesteśmy jednak w czymś, co Bóg robi.
Claudia (USA):
Dyskutowaliśmy wraz z mężem o tym, czy zostaliśmy wywołani ze zorganizowanego kościoła czy nie. Ciągle uczestniczymy w kościele w niedzielę, lecz nie wydaje się, żebyśmy gdziekolwiek pasowali. Siedzimy wśród tysięcy, słuchamy „dobrego posłania”, lecz „nie jesteśmy połączeni z ciałem”. Chcielibyśmy. Próbowaliśmy przyłączyć się tylko po to, aby zostać wypchnięci. Dostrzegamy tak wiele kontroli w lokalnych kościołach, do których chodzimy. Wiem, że izolacja nie jest odpowiedzią.
_______________________________________________
Pewna ilość tych „z kościoła” mówi, że zauważyli wielu innych wokół, którzy wydają się być obecnie niespokojni i niezadowoleni. Zdaje się, że to zjawisko jest bardzo rozpowszechnione:
Peter i Doreen (Nowa Zelandia):
Mam wątłą wieź z kościołem anglikańskim i spotkałem tak wielu ludzi, którzy są spragnieni „sami nie wiedzą czego”. Mają niepokój w sercach i, jak powiadasz, wędrują od kościoła do kościoła...
Erlene (USA):
Mam przyjaciół, którzy (w większości) opuścili kościół. Sama ciągle chodzę do mojego, a to dlatego, że NIE usłyszałam, aby Bóg powiedział mi coś innego. Prowadzę studium biblijne dla dorosłych w każdy niedzielny poranek, oraz pewne inne studia biblijne z różnymi ludźmi w ich domach i wiem, że Bóg powołał mnie do nauczania. Niemniej jednak, jestem bardzo niespełniona moim „kościołem takim jak zwykle”. Sfrustrowana tym, że nie widzimy znacznie więcej „znaków, towarzyszących tym, którzy uwierzyli” i niezmienną rutyną. Dary Ducha są rzadkością, zbawienie nie zdarza się na jakąkolwiek większą skalę, a kościół stał się raczej chrześcijańskim klubem społecznym, moim zdaniem...
Eileen (USA):
Należymy do tej części chrześcijan, którzy nie czują się właściwie w kościele do którego uczęszczamy i jedyne co nas przy nim trzyma to fakt, że nasze dzieci są zaangażowane w grupę młodzieżową i czujemy, że potrzebują tego kontaktu.
Wszystkie kościoły, w których byliśmy, zielonoświątkowe, charyzmatyczne, baptystyczne... cokolwiek.. w każdym z nich czegoś brakuje. Wydaje mi się, że kościołowi tego pokolenia brakuje „pełni” Chrystusa. To zawsze wydawało się być jego najsłabszą dziedziną. Nie mówię, że jesteśmy doskonałymi chrześcijanami, którzy wszystko wiedzą... to nie tak... lecz tak wiele brakuje.
Uczę się i wzrastam w dużo większym stopniu w domu, w komorze modlitwy szukając Pana i studiując Jego Słowo. Mój i męża duchowy wzrost nie jest wynikiem uczestnictwa w kościele, lecz czasu spędzonego z NIM w domu. Kościół stał się bardziej socjalną przerwą niż czasem prawdziwego poszukiwania Boga. Powinniśmy robić te rzeczy, które robił Jezus (cuda, uzdrowienia, uwolnienia, odnowienia, itd..) a nawet większe! Szczególnie w tych dniach ostatecznych!
____________________________________________________
Wielu pisało do mnie o tym, jak „pustym” doświadczeniem stał się dla nich kościół i jak zastanawiali się nad tym, co trzeba by zrobić, aby to uległo zmianie.
Ruthie (USA):
Wydaje się, że tylko grzeję siedzenie w moim kościele. „Działalności” i „programy” stały się tak puste. Staliśmy się klubem społecznym o mentalności „błogosław mnie...” Odkryłam, że mam większe pragnienie spędzania czasu samotnie z Jezusem i odczuwania Jego obecności niż w grupie ludzi, którzy całe nabożeństwo spoglądają na zegarki, zastanawiając się ile z ich wolnego dnia będzie użyte na kościelne nabożeństwo...
Hollie (USA):
Czuję się jakbym była w miejscu duchowego zawieszenia przez ostatnie 4, 5 lat. Kościół do którego uczęszczam ma wspaniałe nabożeństwa, programy rozpierają ściany, lecz przeważnie pozostawia mnie to z niewzruszonym i apatycznym sercem.
Ponieważ...
Ponieważ, być może, patrzę na innych, nie skupiam wzroku na Jezusie.
Ponieważ patrzę na innych i po wspaniałym nabożeństwie, oni wracają do robienia tego wszystkiego, co robili, a co nie było całkiem doskonałe przed Panem. Co dobrego niesie ogromne „dotknięcie” (gęsia skórka) przez Pana, jeśli nie ma trwałych zmian, gdy gęsia skórka znika?
Niechętnie świadczę ludziom w przypadku, gdy chcą przyjść ze mną do kościoła. Czuję, że wprowadzenie ich do kościoła poprowadzi ich przeważnie do przywiązania do kościoła, a nie do relacji z Panem... Nie chcę, aby ktoś po prostu „przyszedł do kościoła” ze mną, chcę, aby „przyszedł do Jezusa”!
Wydaje się, że nie podkreśla się tak bardzo osobistej relacji z Panem, przeważają relacje z pastorem i innymi usługującymi, czy naszą służbą w zgromadzeniu.
Zupełnie nie mam pragnienia służby czy przywódczej roli w zgromadzeniu. Wszystko to już widziałam, sama wiele z tego robiłam i jestem już tym naprawdę zmęczona, nie robi to na mnie więcej żadnego wrażenia.
Nie ma większej radości, jak sądzę, niż kiedy idzie się odwiedzać skazanych, wdowy, chorych, zranionych, tych, którzy wyślizgują się po cichu poza drzwi zgromadzenia i nikt tego nie zauważa, ponieważ wszyscy są tak bardzo zajęci „usługiwaniem” zgubionym. (Zgubieni stają się jeszcze bardziej zgubieni, a zbawieni są nie zauważani). Nawet jeśli zauważą, że ktoś od dłuższego czasu nie przychodzi to są zbyt zajęci, aby faktycznie dowiedzieć się dlaczego tej osoby nie ma czy gdzie jest. (Często ta „zajętość” jest związana z kościołem!)
W tym samym czasie jestem spragniona. Jestem tak desperacko spragniona znaleźć w lokalnym kościele to coś, to sprawia w moim duchu/duszy ten straszliwy głód i czuję się tak nie usatysfakcjonowana tym, co się mi podaje w lokalnym zgromadzeniu.
Przebadałam swoje serce, aby zobaczyć czy to jest „moje”, czy są takie rzeczy, z których powinnam pokutować, zająć się nimi czy poddać pod krew... Oczywiście są, lecz nie tylko to powoduje taki straszliwy duchowy głód.
Nie chcę „dobrych” nabożeństw w moim kościele, nie chcę brać udziału w większej ilości programów czy wyjazdowych usług. Nie chcę pozycji w lokalnej społeczności.
Może po prostu chcę być nakarmiona. Lecz nakarmiona czym? I dlaczego czuję tak straszliwy duchowy głód? Słowo mówi: „skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan”. Być może nie „kosztuję”. Jeśli tak, to chcę! Lecz nie chcę próbować czegoś, co upichci pastor, aby podać na nabożeństwie. Nie chcę być przy duchowym szwedzkim stole, podnosić i kosztować co też może mnie usatysfakcjonować duchowo, lub wywołać „gęsią skórkę” Ducha Świętego, którą ktoś inny dla mnie przygotował.
Ja po prostu chcę BOGA!
Marilyn (USA):
Już długi czas mija, jak nic nie otrzymałam od kościoła. Uwielbienie jest słabe... wszystko w pośpiechu, ponieważ mamy nabożeństwa kolejno jedno po drugim.
Nie ma czasu, aby pozwolić Duchowi Świętemu wejść, lecz chcę ci powiedzieć dlaczego zostaję. Zostaję ze względu na dzieci, nie jestem tutaj po to, aby brać, lecz aby dawać. Możemy robić nabożeństwa dla dzieci, żywe i pełne znaczenia. Dzieci nas potrzebują w tym miejscu i więcej otrzymuję dając dzieciom niż biorąc udział w nabożeństwach.
Donna (USA):
Nie jestem w stanie powiedzieć jak wiele razy chodzę do kościoła w desperacji, aby spotkać Boga, tylko po to, aby wyjść zniechęcona a czasami nawet ze łzami.
Kościoły, które tutaj, w Ameryce znajduję (w stanie Oregon, gdzie mieszkam i w Teksasie) są tak martwe i suche (tak, tzw. „napełnione Duchem”), że muszę zmuszać się do tego, aby iść, a czasami nie mogę się zmusić.
Zastanawiałam się czy coś jest nie tak ze mną, że tak bardzo jestem niechętna, podczas gdy wszyscy moi przyjaciele zawsze tryskają entuzjazmem, bo „obecność Pana była tak mocna” czy „to było naprawdę wspaniałe”. A ja myślałam (nigdy tego nie mówiąc) UH! Wolę mojego dentystę.
Kocham Jezusa taaaaaaaak bardzo i mam tak dobry czas po prostu będąc z Nim w domu, że nie mogłam zrozumieć dlaczego tak często w kościele czułam się tak nieprzyjemnie. Rozmawiam z wielu swoimi niezbawionymi przyjaciółmi i rodziną, którzy bez wyjątku zostali wykorzystani lub nawet okradzeni przez „chrześcijan” i „chrześcijańskie służby” i stale usiłuję ich przekonać, że to nie Bóg im to zrobił.
Niestety większość „chrześcijan” wyrabia Bogu tak złą opinię, że niezbawieni nie chcą mieć z Nim nic wspólnego. Modlę się teraz nieustannie: „Panie, jeśli źle reprezentuję ciebie, powstrzymaj mnie koniecznie w jakikolwiek sposób”. Nie chcę zdawać rachunku w dzień sądu za wszystkich ludzi, którzy z mojego powodu trzymaliby się od Boga z dala.
Teraz wiem, że są nas prawdopodobnie miliony, którzy czują się tak samo wobec „zorganizowanej religii” i zakładam się, że ten masowy exodus z „kościoła” jest z Boga. On powiedział: „Wyjdź z niego ludu mój, nie bierz więcej udziału w jego grzechach”.
______________________________________________
Ludzie będący „w kościele” mówili mi, że są w stanie zakłopotania, co robić i dokąd iść. Wydaje się, że jest tam mało możliwości. Rzeczywiście nie dostrzegają Boga działającego w ich kościele, lecz zdaje się, że gdzie indziej nie jest lepiej. Cóż można zrobić, aby zaradzić tej niemocy, która ogarnęła zachodnie chrześcijaństwo?
Sondra (Australia):
Pomimo, że pozostałam w kościelnym systemie (co jest niewygodne), po prostu nie wiem, co robić. Myślę o tym całym „staniu się dziwnym i poza porządkiem”.
Nie chcę być poza Ciałem, tylko poza „skomercjalizowanym” kościołem... taki brak wstawiennictwa, szukania Boga i cichego czasu na głęboką modlitwę, a właściwie nie ma tego zupełnie!! A będąc całkiem szczerą, to brak w ogóle pokuty. Faktycznie, pokuta zdaje się być brudnym słowem w naszym kościele. Zbyt niewygodnym, aby udzielić mu wystarczającej wagi na jaką zasługuje i jakiej Bóg wymaga do zdrowego duchowego życia. W rzeczywistości pokuta została wypchnięta na rzecz budowania samego siebie i pychy we wszystkim co robimy! Nasz kościół wydaje się promować siebie tak, jakby był tak godny znalezienia się na pierwszym miejscu w Bożych planach, celach i błogosławieństwach. Kulę się w swym duchu i czuję chora z powodu każdej niedzieli, gdy muszę siedzieć dwie godziny w trakcie „szukania Boga”, podczas gdy wszyscy zdajemy się szukać siebie i przeżywać jedynie dobry socjalny czas.
Cheryl (USA):
Jesteśmy już o krok od całkowitego odejścia z kościoła i faktycznie bardzo tego chcemy, jako że jesteśmy bardzo sfrustrowani i wypchani po brzegi odgrywaniem kościoła. Przez 10 lat byliśmy oddanymi liderami młodzieżowymi i zostaliśmy okrzyknięci buntownikami za naszą troskę o stan kościoła przez ostatnie kilka lat. Zauważyliśmy, że wycofaliśmy się z kościoła, ale nadal wahamy się, czy odejść całkowicie. Nasze odczucia są takie - jeśli my wszyscy „wyjdziemy” to kto powie innym, którzy czują się podobnie, że nie są sami i że nie są „dziwakami”?
We wszystkich aspektach naszego życia jesteśmy bardzo oddani Bogu i rzeczywiście znacznie bliżej Niego teraz, niż kiedykolwiek wcześniej. Zabawne jak to działa! Znamy bardzo wielu ludzi, którzy również są na skraju opuszczenia kościoła lub już to zrobili. Dzieje się to w alarmującym tempie tutaj w Ontario, ponieważ tak wielu z nas czuje podobnie i wykonuje ten sam ruch nie wiedząc wcześniej o innych idących tą samą drogą. Nie mogę myśleć inaczej, jak tylko w ten sposób, że to Bóg wyprowadza tą armię na pewien czas. Jak długo - kto to wie?
Tait (USA):
Od pierwszego roku byłem tak sfrustrowany moim kościołem i ich światowymi sposobami, strachem przed ludźmi (siedzącymi w ławkach) bardziej niż bojaźnią Bożą, że czułem, że muszę odejść (ponieważ bardziej byłem skupiony na tym, co jest złe, niż na Panu). Pan w oczywisty sposób działa w moim kościele przygotowując nowe bukłaki, lecz moja frustracja wywołana przez ludzi, którzy chcą się trzymać starych metod i odrzucają nawet możliwość przyjęcia nowych, jest przytłaczająca.
Lea (USA):
Czasami wydaje mi się, że łatwiej by było regularnie chodzić do kościoła, żeby uniknąć zatroskanych uwag od moich chrześcijańskich przyjaciół, którzy wierzą, że jestem nieposłuszna. W rzeczywistości, chodzę do kościoła okazjonalnie z powodu poczucia winy, lecz za każdym razem, gdy to robię, czuję jakby mi Bóg przypominał, że to On mnie stąd wywołał. Nie wywołał mnie ze społeczności z braćmi i siostrami, lecz ze zorganizowanego kościoła.
Wtedy gdy idę, czuję się taka pusta. Dowiedziałam się od pastora, jak ważne jest, aby być częścią kościoła. Słyszałam to już tak wiele razy, że zaczyna mnie zastanawiać, dlaczego tak wielu pastorów stale nam o tym przypomina. Zastanawiam się czy oni nie czują tego, że Bóg jest na tyle wielki, aby spotykać się z nami w domach bez zorganizowanego uwielbiania, kazań i szkółek niedzielnych dla dzieci?
Chrześcijanie „poza kościołem” - Rozdział 10
Strom Andrew
CZY ODPOWIEDZIĄ JEST „PRZEBUDZENIE” ?
„Przebudzenie” w sensie chrześcijańskim definiowane jest jako potężne poruszenie Boże, które przynosi prawdziwą „odnowę” - powrót kościoła do czegoś, co było oryginalnym stanem z „Księgi Dziejów” - i trwa przez pewien czas. Było wiele wspaniałych Reformacji i Przebudzeń w ciągu całej historii kościoła - które dramatycznie zmieniły go na zawsze.
Zdając sobie sprawę z tego, że tysiące ludzi opuszcza współczesne kościoły, wielu liderów chce jakiegoś rodzaju „rozwiązania”, aby ich sprowadzić z powrotem.
- Co możemy zrobić, aby wrócili - pytają.
Lecz nie zdają sobie sprawy z tego, że wielu z tych „pozakościelnych” ludzi nie jest w ogóle zainteresowanych powrotem do „kościoła jaki znamy”. Czekają na nowe poruszenie - całkowicie nowy „Kościół” - przemieniony przez moc Bożą. W rzeczywistości jest jasne, że oni chcą czegoś znacznie bardziej podobnego do pierwotnego kościoła Biblii. To o czym mówią to Reformacja na ogromną skalę a Przebudzenie, to coś co przeniesie nas ponownie do pełni żywotności, wiary i mocy pierwszych chrześcijan.
Ciekawe jest to, że oryginalny kościół w Jerozolimie był w istocie kościołem funkcjonującym „na zewnątrz” (oryg. outdoor).
- Przepraszam - mówisz - kościół zewnętrzny? Myślałem, że spotykali się każdego dnia w świątyni. To wcale nie brzmi dla mnie jak kościół „otwarty”.
Choć niewielu chrześcijan współcześnie zdaje sobie z tego sprawę jest absolutnie poza wszelkimi wątpliwościami, że kościół Jerozolimski przede wszystkim był „otwarty”.
Księga Dziejów Apostolskich podaje, że wierzący z Jerozolimy zbierali się codziennie w Przysionku (współcz. Przedsionku) Salomona, który był ogromnym otwartym dziedzińcem dołączonym do głównej świątyni. Zwany był również „dziedzińcem pogan” i był ogromnym otwartym obszarem z ławkami - o wymiarach około pięciu i pół boisk do piłki nożnej. Wzdłuż jednej strony był zakryty obszar, gdzie stawali apostołowie i głosili - znany właśnie jako Przysionek Salomona.
Wiemy, że kościół w Jerozolimie był liczony w tysiącach od samego początku, a zatem jeśli chcieli się gromadzić „jako jedno” to jedynym miejscem na to mogła być olbrzymia otwarta przestrzeń. Był to także najbardziej zatłoczony i ruchliwy „plac” w całym mieście. Jeśli więc chcieli, aby ich posłanie było przekazane przed największą możliwą publicznością, to właśnie to było odpowiednie miejsce.
Cóż ma to wszystko wspólnego z dyskusją na temat chrześcijan „poza kościołem”. No tak, oni nie są jedynymi, którzy mówią o powrocie do „oryginału”. Nie są jedynymi, którzy wierzą, że wielka Reformacja i Przebudzenie nadchodzi. Jest to coś, co Bóg zdaje się mówić do wszystkich chrześcijan - w poprzek całego spektrum - od wielu już lat. Zdaje się, że to ON chce Przebudzenia bardziej niż ktokolwiek inny.
Czy to możliwe, aby takie poruszenie Boże było „punktem spotkania”, gdzie wielu ludzi zarówno tych „wewnątrz-kościelnych”, jak i tych „poza-kościelnych” znajdzie wspólny grunt? Czy to może być odpowiedzią?
Jasne jest, że Bóg chce powrotu do Swego „oryginalnego” kościoła. Wszystkie cuda, jedność, przenikające serca głoszenie „pokuty”, oraz wszystko inne, co powodowało, że pierwszy kościół był tym czym był - to wszystko Bóg chce odnowić, ponieważ tak wiele zostało na przestrzeni stuleci utracone. W porównaniu z nimi, nasz wpływ jest minimalny, a nasze małostkowe podziały zabijają nas.
Myślę, że wielu chrześcijan byłoby zdumionych, gdyby dowiedziało się, jak całkowicie inny był pierwszy kościół od tego, co nazywamy „kościołem” teraz.
W tamtych dniach mieli oni całkowicie ZJEDNOCZONY kościół (i nie mówię tutaj o „ekumenizmie”!). Prostą prawdą jest to, że nie mieli „denominacji” wcale. W rzeczywistości to byliby zdumieni słysząc o czymś takim! Był „jeden” kościół - bez podziałów, bez małych grupek separujących się i określających siebie różnymi nazwami. Zresztą sam Jezus modlił się „aby byli JEDNO... po to aby świat UWIERZYŁ”. Co w takim razie powoduje, że świat nam dzisiaj nie „wierzy”? To, że nie jesteśmy „jedno”.
Ostatnio mnóstwo ludzi podkreśla to, że pierwszy kościół spotykał się w domach (co jest prawdą), lecz wydaje się, że zapominają o tym, że wierzący zbierali się również na OGROMNYCH SPOTKANIACH NA OTWARTYM POWIETRZU i działo się to prawie CODZIENNIE - wspólne schodzenie się „jako jedno”. Wszyscy wierzący z całego miasta mogli zbierać się w ten sposób.
Widzimy więc, że były DWA różne rodzaje spotkań, w kościele jerozolimskim. Jedne były to bardziej intymne spotkania typu „kościół domowy”, gdzie wierzący z sąsiedztwa mogli zebrać się razem w czyimś domu - przyjmując komunię i poruszając się wspólnie w duchowych darach - budując siebie nawzajem w jedności i miłości. Drugie zaś były ogromne i otwarte o czym tu już dyskutowaliśmy. (Masowe zgromadzenia całego miasta, gdzie apostołowie mogli głosić, uzdrawiać chorych itd.). Te również odbywały się przez cały czas.
W rzeczywistości apostołowie kontynuowali służbę Jezusa - po prostu tak, jak im nakazano. Zarówno Jezus jak i Jan Chrzciciel prowadzili służby na otwartej przestrzeni - tam, gdzie przebywali „zwykli ludzie”. To było bardzo ważne. Zostali oni powołani do tego, aby docierać do zgubionych, a nie ukrywać się za czterema ścianami.
My, jako dzisiejszy kościół wyświadczamy światu bardzo złą przysługę. Oni niemal nigdy nie widzą jak się zgromadzamy „jako jedno”, czyż nie? Faktycznie, to oni w ogóle nas nie widzą. Zamykamy się w naszych oddzielnych grupach - za czterema ścianami - poza polem widzenia i poza uwagą. Nic dziwnego, że mamy tak mały wpływ na świat wokół nas. Sami powodujemy naszą nieobecność w ich życiu.
Lecz to wszystko ma się zmienić. Bóg mówi w ostatnich latach na całym globie o nadchodzącej „Wielkiej Reformacji” kościoła - o wielkim „wstrząsaniu”, które przywróci go do stanu w jakim powinien się zawsze znajdować.
Warto odnotować, że największe Przebudzenia kościoła w ciągu minionych stuleci zawsze wiązały się z powrotem do ogromnych spotkań na otwartym powietrzu. Wielkie przebudzenie lat 1740 (Wesley, Whitefield i Tennant)) jest pierwszym tego przykładem. Zwyczajnym stało się dla dziesiątków tysięcy ludzi zbieranie się na otwartym powietrzu. Podobnie „Drugie Wielkie Przebudzenie” w wieku XIX (zaczęło się w Kentucky), które było świadkiem powstania „spotkań namiotowych” i odbywało się wśród tysięcy zgromadzonych na otwartym powietrzu. Nawet wielkie Przebudzenie 1859 roku było mocno w tym zakorzenione - szczególnie w Ulsterze, gdzie były masowe spotkania modlitewne na otwartym powietrzu.
Jestem przekonany, że Bóg już wkrótce zadziała w ten sposób ponownie. On chce odnowić „oryginał”, pragnie, aby kościół zbierał się „jednomyślnie” - właśnie tam, gdzie są ludzie. Pan pragnie „jednego” kościoła - nie wielu - kościoła, który jest czysty i święty - „bez skazy, zmazy czy czegoś w tym rodzaju” i chce kościoła, który idzie do przodu „niszcząc dzieła diabła”, jak to robił Jezus.
Jeśli Bóg będzie musiał wykonać wielkie „trzęsienie”, po to żeby znów pojawiło się Chrześcijaństwo tego rodzaju, to On właśnie to zrobi. Cokolwiek jest potrzebne. Wchodzimy w erę wielkiej „przemiany” w kościele. Wierzę, że jako Chrześcijaństwo Zachodnie jesteśmy już prawie w punkcie przełomu typu „zmień lub zgiń”, ponieważ Bóg nie może mieszkać w letnim kościele.
Gdzie zatem w tym wszystkim pasują chrześcijanie będący „poza kościołem”? Ogromna ich ilość wierzy, że to co obecnie robią to „przygotowanie” do tego nadchodzącego poruszenia Bożego. Bardzo znamienne jest to, jak wielu z nich napisało o tym do mnie. Wierzą, że aby być w pełni gotowymi na to, co Bóg ma zrobić muszą się „oduczyć” wielu z ich starych sposobów „prowadzenia kościoła” i przygotować się na to, że Bóg chce zrobić coś zupełnie nowego.
Oto kilka przykładów tego, co napisali w tej sprawie:
Rowayne (Płd. Afryka):
Wierzę, że Bóg jest bardzo zajęty czymś całkowicie nowym, co wstrząśnie religią i tradycją. Nadchodzi taki czas, że będziemy świadkami ogromnej zmiany w sposobie funkcjonowania kościoła. Wierzę, że kościół wyjdzie na ulice, uwielbienie będzie absolutnie ogniste na rogach ulic i równinach. Modlitwa wzniesie się z centrów handlowych i miejsc spotkań biznesowych. Nie będziesz musiał chodzić do kościoła, ponieważ kościół będzie czekał na ciebie na zewnątrz! Niesamowita przemiana słabej i bezsilnej organizacji w potężną Walczącą Oblubienicę... Niektórzy z nas widzieli tę cudowną przemianę w sercu Boga wiele razy, czekamy i przyglądamy się, a nie będzie to już długo trwało. Chwała Bogu!
Lea (USA):
Czuję, że tradycyjny sposób na „prowadzenie kościoła” miał już swoją erę. Myślę, że Bóg szuka ludzi, którzy są gotowi przyznać, że głodujemy i nie zostajemy nakarmieni we współczesnym kościele, choć słyszę jak pastorzy twierdzą, że jest inaczej. Szczerze wierzę, że nie będziemy gotowi na następny ruch Boży dopóki nie przyznamy się, że pragniemy i że obecna struktura nie działa. Wyczekuję tego, co Bóg zrobi i myślę, że to będzie się działo poza murami a w szczególności poza specjalnymi programami i tradycyjnymi niedzielnymi porankami. Wypatruję również czasu, gdy my, jako wierzący, będziemy mogli zjednoczyć się pod jednym parasolem i będziemy mieli przywilej brania udziału w następnym ruchu, który Bóg wykonuje.
Nie sądzę, aby wszyscy byli wezwani do opuszczenia kościoła, lecz wierzę, że niektórzy tak i jestem zachęcona tym, że ci ludzie na to wezwanie odpowiadają. Jestem bardzo podekscytowana i chcę oglądać to, co Bóg zamierza zrobić przy pomocy tych ludzi!
Sue (Australia):
W 1995 roku Pan pokazał mi, że zamierza „strząsnąć piekło z kościoła”. Dosłownie.
Pokazał mi, że w systemie lokalnego kościoła nad niektórymi kościołami są demoniczni mocarze i mają do tego legalne prawo. Dał mi werset mówiący, że „rzeczy podlegające wstrząsowi, będą wstrząśnięte”. Każda struktura, która nie jest ustanowiona przez Pana rozpadnie się, tj. instytucje, kościoły, college (koledże), wszystko, co nie zostało ugruntowane na Skale Chrystusa Jezusa. Ustabilizowany system, taki jak go znamy, rozpadnie się. Stało się to, że ludzie weszli w drogę Bogu i jego planowi dotyczącemu Jego królestwa.
Jestem jedną z tych wyczekujących. Wiem, że Bóg znów użyje mężów i niewiasty, których wytrenował i którzy są poza systemem. To, co Bóg tchnął w ich życie, nie pójdzie na marne. Czuję, że zostałam ukryta w Jaskini Adullam na 5 lat. W zeszłym roku wzięłam udział w proroczej konferencji i odkryłam, że inni czują to samo... Jezus powraca po kościół pełen chwały.
Steven (miejsce nieznane):
Byłem poza kościołem przez trzy lata, czekając na Boga, aby pokazał mi, co mam dalej robić. W tym tygodniu otrzymałem list z prośbą, abym przyjechał i nauczał na temat pastorskiego przywództwa w szkole biblijnej w South Pacific, lecz czego miałbym nauczać? Moje pojmowanie rzeczy jest całkowicie odmienne od NORMALNEGO pastorskiego punktu widzenia. Czy kościół będzie kiedykolwiek gotowy na wykorzenienie i zburzenie normalnego, bezsilnego systemu, sprawiającego, że ludzie polegają na kościele i liderach, zamiast polegać na Bogu i na Nim JEDYNIE?
Jim (Lokalizacja nieznana):
Komicznie nazywam to „przeżyciem poza Ciałem” odnosząc to do ciała Chrystusa. To w co może się to przerodzić to przebudzenie, które objawi Kościół bez ścian.
Cathy (USA):
Ostatnio przeprowadziliśmy się... są tutaj trzy widoczne, napełnione Duchem kościoły, które mają w większości takie same doktryny. W żadnym z nich nie wspomina się o pozostałych, ani nigdy nie schodzą się razem w jedności na jednym miejscu. Na tyle na ile można to powiedzieć wszystkie wzrastają i maja przyjemne budynki i programy przyciągania tak wielu ludzi jak to tylko możliwe... Dziwi mnie to... Nie mogę przestać się zastanawiać, czy przywództwo kościołów byłoby w stanie się zjednoczyć, tak jak to stało się w Columbii. Słyszałam jednego pastora z Columbii mówiącego:
- Ludzie byli gotowi na jedność, lecz pastorzy ich powstrzymywali.
Może to nie byłaby jeszcze pełna odpowiedź, lecz w duchu wierzę, że byłby to kluczowy krok.
L.S. (USA):
Czuje się tak, jakbym czekał od dawna... lecz wierzę, że Pan mówi, że Reforamcja jest już blisko i że znajdę miejsce w nowym poruszeniu Bożym.
Carroll (USA):
Słyszeliśmy i stale słyszymy proroctwa o nadchodzącej w kościele zmianie. Tyle, że słyszy je tylko część z nas. Większość z nich nie zdaje sobie sprawy, że Bóg nie prowadzi nas od jednego typu kościoła z cegły do drugiego, ale że robi coś poza murami kościołów.
Nie jesteśmy przeciwni kościołowi - lecz Bóg chce dokonać pewnych zmian a my chcemy być z Nim, gdy będzie to robił.
Jest wielu ludzi, którzy, podobnie jak my, nie należą do kościołów - nie jesteśmy samotnymi strażnikami przyrody. Przyjaciele, których mamy nie wędrują w kółko bez celu. Jesteśmy częścią „Ciała” a następne poruszenie Boże będzie miało miejsce na rynku miejskim i w domach i być może tymi, którzy to przeoczą będą ci siedzący wewnątrz systemu „murowanych kościołów”, ponieważ oni byli uczeni, że wszystko musi pochodzić z systemu. Oni będą mieli trudny czas z nowym poruszeniem Bożym.
Mark (USA):
Czuję w swym sercu, że te masy głodnych i podążających za Jezusem ludzi są Bożym sposobem na przygotowanie sceny dla wielkiej reformacyjnej zmiany.
__________________________________________________
Ponownie autor:
Jak więc widzicie, to poczucie nadchodzącej Reformacji czy Przebudzenia jest bardzo powszechne wśród ludzi spoza kościoła. Postrzegają siebie, jako będących na „Pustyni” i zwróconych w stronę Obiecanej Ziemi Przebudzenia - „nowego bukłaku” dla kościoła. Lecz, jak już wcześniej powiedziałem w tej książce, podobnie jak było to z dziećmi Izraela, kiedy przyjdzie czas na ostateczne opuszczenie tej pustyni, przyjdzie test.
Jestem przekonany, że wielu spośród ludzi poza kościołem to materiał na liderów i nie zdziwi mnie jeśli Bóg przygotowywał ich do przywódczej roli w nadchodzącym poruszeniu. Lecz jest jedna rzecz, z którą będą musieli się zmierzyć: wszystkie największe przebudzenia miały silnych liderów. Była to krytycznie ważna sprawa dla ich powodzenia. Czy jednak ci ludzie spoza systemu rzeczywiście poradzą sobie z tą koncepcją? Nic nie mogę poradzić uczuciu, że niektórzy (a może i wielu) staną się ofiarami postaw anty-liderskich, anty-władzy, anty-Ciała, które wchłaniają na całej poza kościelnej scenie (podobnie jak ja sam kiedyś). Wielu z nich w ogóle nie wierzy już w LIDERSTWO.
Jeśli nie wierzysz w nic poza najbardziej umiarkowaną formą autorytetu przywództwa to wtedy jest bardzo trudno PROWADZIĆ siebie samego. Możesz „zarządzać” lecz faktyczne „przewodzenie” jest czymś zupełnie innym. A bez liderów, którzy będą korzystali ze swego autorytetu, aby trzymać diabła z daleka, każde Przebudzenie będzie infiltrowane przez przeciwnika natychmiast. Zobaczyłem to w czasie badań nad minionymi przebudzeniami stale i wciąż. Jest to główna przyczyna zakończenia Wielkiego Przebudzenia Walijskiego z 1904 roku w ciągu JEDNEGO ROKU. Mamy przeciwnika, który grasuje wokół jak lew ryczący i nienawidzi Przebudzeń. Przeniknął i zrujnował wiele poruszeń Bożych w historii i jeśli damy mu szansę to zrobi to ponownie. Uwielbia on sytuacje, w których istnieje „próżnia” władzy i nikt nie strzeże bram. Mówię wam, nie istnieje coś takiego jak Przebudzenie bez liderów. A jeśli jest to nie trwa długo! Przebudzenia muszą być strzeżone przez liderów, którzy są wyznaczeni przez Boga i którzy nie boją się stanąć przed odpowiedzialnością. Tacy ludzie jak Wesley, Booth, Finney i podobni. Silni przywódcy - każdy z nich. Takimi byli też apostołowie. Przebudzenie i silne przywództwo idą ręka w rękę.
Księga Dziejów jest pełna liderów, którzy DIAŁALI JAK LIDERZY. Byli sługami - tak, lecz byli również RZECZYWISTYMI PRZYWÓDCAMI. Bez nich nie byłoby Księgi Dziejów. Zastanawiam się, ile czasu upłynie zanim niektórzy ludzie spoza kościoła poradzą sobie z tym prostym faktem? (Mnie zajęło to bardzo dużo czasu).
Muszę, zatem, zadać te pytania:
Czy współcześni „niezrzeszeni” rzeczywiście są gotowi pomóc PROWADZIĆ nowe poruszenie Boże? Czy też wielu z nich faktycznie boi się „prowadzić”? Czy są gotowi wziąć odpowiedzialność i autorytet tam, gdzie jest to potrzebne? Czy też wierzą w jakiegoś rodzaju przebudzenie bez przywództwa? Czy są oni gotowi stać się „spoiwami” w prawdziwym znaczeniu tego słowa? Czy też podejrzliwość i „trwanie poza” stały się przeważającą częścią ich duchowej konstrukcji? Czy są gotowi, aby zostać przyłączonymi do ciała czy też ostatecznie znajdą jakieś wymówki, aby pozostać z dala i oddzieleni? Są to zasadnicze pytania i są to właśnie te rzeczy, które będą testowane, gdy nadejdzie pora. Czy ci ludzie prawdziwie WYRZEKLI SIĘ wszystkiego, czego muszą się wyrzec?
POKUTA, KTÓRA ZALEJE KOŚCIÓŁ
To oczywiste, że choć jest wiele spraw dotyczących „struktury”, którymi należy się zająć, to RZECZYWISTYMI problemami (takimi, które faktycznie się liczą) są te, które dotyczą SERCA. Kościół jest chory i niedomagający, ponieważ jego serce jest chore i niedomagające. Nie tyle jest to problem `szufladek', w których żyje czy stylu nabożeństw, które prowadzi. To są składniki drugorzędne. To SERCE ludzi Bożych potrzebuje faktycznej pracy i to jest to, od czego każde Przebudzenie musi zacząć - oczyścić serca Jego ludzi. Rozwiązywanie spraw „strukturalnych” może przyjść później. To serce tak naprawdę się liczy. A zatem, potężna fala POKUTY musi przyjść najpierw (podobnie jak w każdym prawdziwym Przebudzeniu w całej historii).
Znam wielu ludzi w ruchu kościołów domowych, którzy wierzą, że jeśli tylko wejdziemy we właściwą strukturę opartą na domach, to wszystko inne pójdzie za tym. Niektórzy spędzają całe godziny na dyskusjach o „pluralizmie starszych” czy „formach kościołów domowych” itd. Wydaje się, że wierzą w to, że zmiana „szufladki” spowoduje, że zmieni się ku dobremu wszystko inne. Przykro mi, lecz nie zgadzam się z tym. To zmiana SERC jest konieczna - przede wszystkim i ponad wszystkim i to właśnie Przebudzenie spowoduje. Pamiętajmy, w pierwszym kościele, to WYLANIE przyszło najpierw, a później budowano wokół tego struktury. Najpierw musi przyjść Przebudzenie i zmienić serca Bożych ludzi, zanim zacznie się cokolwiek innego. Próby formowania „nowego bukłaka” bez nowego wina jest po prostu stawianiem zaprzęgu przed koniem.
Jak wielu, jestem przekonany, że wielkie Przebudzenie nadchodzi - powódź Bożego Ducha, która sprowadzi kościół na kolana w głębokiej pokucie i przemianie. Poprzez te dzieła przyjdzie „nowy bukłak” i ogromne zbiory - wraz ze wzbudzonymi przez Boga nowymi liderami.
Czy zatem wielu spośród trwających dziś poza kościołem będzie częścią tego nowego przywództwa? Nie wątpię, że tak będzie. Nie po to Bóg przeprowadził ich przez to wszystko, aby nic z tego nie było, lecz czas jest kluczową sprawą. Czasami potrzeba „kryzysu”, aby mógł powstać nowy lider. Jak mówi przysłowie „Z właściwą godziną przychodzi właściwy człowiek” ("Cometh the hour, cometh the man") i nigdy nie jest to bardziej prawdziwe niż w czasach Przebudzenia czy Reformacji. Nagle nowi liderzy przyjdą jakby znikąd - przygotowywani przez Boga latami w ukrytych miejscach. Tak zawsze było z największymi Przebudzeniami. Czas jest najważniejszy.
Jak zobaczyliśmy w tym rozdziale - a faktycznie w całej książce - jest na świecie grupa chrześcijan, którzy opuścili bezpieczną strefę rutyny, przyjaciół i znajomego otoczenia, aby oddzielić się ku czemuś nowemu, nie wiedząc dokładnie dokąd idą czy też w jaki sposób się tam dostaną, po prostu wiedząc, że muszą iść. Usłyszeli wołanie, sprawdzili wizję i wyruszyli. To wymagało odwagi i wielu z nich bardzo głęboko podziwiam. Jeśli przejdą przez pustynię, nic pewniejszego niż to, że wielu z nich będzie wspaniałymi przywódcami Bożego ludu, lecz kluczem jest tutaj nastawienie na wyjście z tej `pustyni'. Osobiście wierzę, że ogromna ich ilość przejdzie to. Żyjemy w doniosłych czasach.
Czy, zatem, ten potężny ruch poza-kościelny jest znakiem, że coś niespotykanego wcześniej leży przed nami? Czy ta narastająca fala „niezadowolenia” wśród tłumów chrześcijan jest dowodem dramatycznych zmian, które są tuż za rogiem? Z pewnością musimy przyznać, że coś ważnego się dzieje. To, co się dzieje jest zbyt wielkie, aby mogło być dziełem zwykłego zbiegu okoliczności. To coś niezwykłego i to na światową skalę, co może być zarządzone wyłącznie przez Boga.
Czy więc, zobaczymy nowy typ przywódców wychodzących z pustyni - przygotowywanych przez lata na ten czas - gotowych do przyjęcia narodzin nowego poruszenia Ducha Bożego? Czy nadchodzi następne wielkie „przebudzenie uliczne”? Cóż, jedno jest pewne - zdecydowanie potrzebujemy go. Ale czas pokaże. Niemniej są znaki tego, że coś o tej wielkości i znaczeniu zbiera się. Wydaje się poza wszelkimi wątpliwościami, że Bóg porusza się w obecnym pokoleniu w zupełnie nowy sposób i że On czyni coś całkowicie radykalnego. Czy też, może jest to coś tak starego, że po prostu wydaje się radykalne, ponieważ nigdy dotąd czegoś takiego nie oglądaliśmy.
_________________________________________________________________
Można kopiować, drukować, kserować tą książkę i przekazywać dalej.
Niemniej jeśli chcesz „publikować” ją lub jej fragmenty w innej formie, czy publikacji, proszę o uzyskanie najpierw zgody autora.
Andrew Strom's email: prophetic@revivalschool.com
NASZA STRONA :
http://www.revivalschool.com
PRZYŁĄCZ SIĘ DO NASZEJ LISTY “PROROCZO/PRZEBUDZENIOWEJ' E-MAILOWEJ
(W j. angielskim).
Wystarczy wysłać pusty e-mail na adres: anzac-subscribe@welovegod.org
_________________________________________________
Copyright (c) Andrew Strom, 2003/2004. Wszelkie prawa zastrzeżone.