Bruno Maggioni "Wędrówka przez Biblię. Droga wtajemniczenia"
Księga modlitwy i medytacji
Dzisiaj się często zaleca, aby Pismo Święte stało się księgą modlitwy i medytacji, co jest jak najbardziej słuszne. Jednakże i ten sposób korzystania z Biblii może być niewłaściwie rozumiany lub przynajmniej zubażany. Możemy i powinniśmy się modlić i medytować nad Biblią, ale bez pewnych uwag.
Tekstami biblijnymi można się modlić na wiele sposobów. Pierwszy z nich, może nawet najgłębszy, polega na zrozumieniu, że modlitwa, mniej polega na mówieniu do Boga, a bardziej na Jego słuchaniu. Jeśli tak jest, to mamy do czynienia z prawdziwą modlitwą za każdym razem, gdy otwieramy Biblię, aby szczerze szukać Boga i Jego woli.
Modlitwa to też mówienie do Boga, a w Piśmie Świętym znajdujemy całe bogactwo ludzi, którzy stają „przed swoim Bogiem” i z Nim rozmawiają, rozważają i dyskutują. Mówienie do Boga słowami Biblii, na przykład wersami psalmów, jest niezwykle korzystne: zwraca się bowiem do Boga słowami, które podpowiedział On sam. To zaś bardzo człowieka ubogaca. Modlitwa zawsze wystawiona jest na niebezpieczeństwo przekształcenia się w słowa, za pomocą których człowiek przegląda się w samym sobie i zamyka we własnym doświadczeniu. Jeśli jednak modlimy się za pomocą Biblii, nic takiego się nie dzieje. Nie konfrontuję się bowiem ze samym sobą, z moimi własnymi słowami, ale z doświadczeniem większym od mojego, i ze słowami, które mnie wyrażają, a jednocześnie przerastają. Gdy chodzi o pytania istotne, głębokie, dotyczące egzystencji, Boga i mnie samego, pytania o cierpienie czy radość życia, łatwo jest znaleźć je w Biblii, bo zawiera ona moje własne pytania, ale zawsze wypowiadane przed Bogiem. Człowiek biblijny dyskutuje z Bogiem, nie prowadzi rozmowy z samym sobą ani z innymi, ale wszystko rozważa przed Bogiem i z Bogiem. W ten sposób refleksje nad życiem stają się modlitwą, są nią po prostu.
Nie należy przy tym zapominać, że nierzadko odnajduję w Biblii swoje pytania, wyrażone tak zdecydowanie i jasno, do czego sam nie byłbym zdolny. Moje pytania odzwierciedlone w słowie Bożym powracają do mnie pogłębione, a przede wszystkim właściwie ukierunkowane. Nie zawsze znajduję w Biblii bezpośrednią odpowiedź na moje pytania. Zawsze jednak odnajduję właściwy kierunek, w którym powinienem podążać.
By posłużyć się konkretnym przykładem, sięgnijmy do Psalmu 25. Jest to modlitwa udręczonego Izraelity, który zwraca się do swojego Boga w chwili wielkiego strapienia, o czym świadczą wypowiadane przez niego słowa: odpuść mi mój grzech, chociaż jest on wielki; jestem samotny i nieszczęśliwy; oddal ode mnie udręki mojego serca; wyzwól mnie z ucisków, bo moi nieprzyjaciele gwałtownie mnie nienawidzą wybaw Izraela ze wszystkich jego udręk.
Strapienie jest często towarzyszem człowieka: strapienie z powodu przewinień, samotności, otaczającej nas złości, z powodu odczuwanego w sercu smutku, czasem bez widocznego powodu. Starożytny Izraelita, który wyznaje swoje strapienie jest odbiciem człowieka wszystkich czasów, każdego człowieka. A jednak w jego sposobie przeżywania strapienia jest coś, co go wyróżnia. Przede wszystkim fakt, że się modli. Psalmista nie zatrzymuje udręki w swoim sercu, ale wykrzykuje ją swojemu Bogu. Z Bogiem można być szczerym, bez niepotrzebnych obaw czy wstydu. Wobec innych musimy czasem ukrywać nasze zmartwienia. Przed Bogiem nie musimy niczego ukrywać. On rozumie udręki, których inni nie są w stanie zrozumieć i nie wyśmiewa się z nas, chociaż inni mogą tak czynić. Jest tak dlatego, że Bóg wie, iż utrapienie niezależnie od jego powodu w rzeczywistości jest sygnałem głębokiego niezadowolenia i wielkiej tęsknoty za Nim. Niepokój i udręczenie dowodzą, że jesteśmy stworzeni dla Boga, nie dla rzeczy czy innych ludzi. To tęsknota za Bogiem rodzi w nas niepokój. Tylko ludzie szczególnie roztargnieni, nieuważni tego nie dostrzegają.
Jest jeszcze jedna cecha, charakteryzująca postawę psalmisty wobec swojego strapienia. On wie, że jego strapienie nie jest tylko jego spełnieniem. Dlatego nie zamyka się w sobie, ale myśli o całym narodzie, a jego modlitwa staje się modlitwą zbiorową: „Boże wybaw Izraela ze wszystkich jego ucisków!”. Niepokój i zmartwienia mogą człowieka zamknąć w sobie, a wówczas do jednego strapienia dodaje się kolejne. Ale mogą też człowieka otworzyć, uwrażliwić na problemy innych i wówczas strapienie rozpływa się w miłości. Jedynym sposobem złagodzenia udręki naszego serca i nadania życiu sensu jest poświęcenie naszych dni czemuś większemu od nas, wykraczającemu poza obszar naszego ja.
W omawianym przez nas psalmie jest jeszcze jeden akcent, którego nie należy pominąć: modląc się w swoim strapieniu, psalmista nie traci okazji, by prosić Boga o coś jeszcze. Modląc się w swojej trudnej sytuacji, zapomina on na chwilę o dotykającym go strapieniu i woła: „Daj mi poznać drogi Twoje, Panie, i naucz mnie Twoich ścieżek! Wiedź mnie drogą Twej prawdy i pouczaj” (Ps 25, 4-5). Brzmi to jak prośba człowieka, który jest spokojny, a tymczasem wiemy, że chodzi o człowieka strapionego. Także pośród zmartwień biblijny człowiek prosi Boga o upodobanie w prawdzie i dążenie do poznania Go.
Spróbujmy jeszcze bardziej uściślić temat naszego rozważania. Czytanie/medytacja jest zajęciem nie tylko słusznym, ale wręcz nieodzownym, zalecanym przy każdym kontakcie z Pismem Świętym. Sam wysiłek egzegetyczny, jeśli nie przemienia się w medytację, jest jak przesłanka, która nie prowadzi do żadnego wniosku, jak nasienie, które nie przynosi owocu. Duszą Biblii, jej najgłębszą rzeczywistością jest bowiem przekazywanie wezwania przemieniającego ludzkie życie i prowadzącego do osobistego spotkania z Bogiem. Pewien żydowski mędrzec miał zwyczaj mawiać: „Głupcem jest ten, kto nie posiadając podwórza zachowuje się tak, jakby go miał, i buduje bramę. Na cóż się przyda brama wejściowa, jeśli nie ma podwórza, na które można by przez nią wejść?”. Bramą jest egzegeza, podwórzem zaś dążenie duszy do spotkania z Bogiem. Inny mędrzec ostrzegał swoich uczniów takimi słowami: „Istnieje niebezpieczeństwo spędzenia życia na studiowaniu Pism, zapominając o tym, po co się to robi. A chodzi o to, by znaleźć Boga”. Trzeci mędrzec mówiąc o egzegecie zanurzonym w swoich badaniach, zauważał: „Jest tak pochłonięty swoimi poszukiwaniami, że zapomniał, iż na tym świecie istnieje Bóg”.
Medytacyjne podejście do Pisma Świętego, tak jak każde inne, wymaga jednak zachowania ostrożności. Biblia, która zrodziła się z Ducha Bożego, staje się przejrzysta za sprawą Jego działania. Z tego przekonania wypływa świadomość, że światło, jakim promieniuje tekst Pisma, nie jest tylko owocem badań egzegetycznych, ale darem Ducha Świętego. I dlatego przy zagłębianiu się w Biblię potrzebna jest atmosfera modlitwy i ufność w działanie Ducha.
Medytacja jest szukaniem Boga. Nie zadowala się ona mówieniem o Bogu ani wiedzą o tym, jak postępować, by być posłusznym Jego Słowu: medytacja chce doprowadzić do spotkania z Nim, pragnie Go doświadczać. U jej podstaw leży świadomość, że człowiek jest poszukiwaczem Boga, a dręczące go niepokoje w istocie są (o czym już wspominaliśmy) znakiem nieodpartej tęsknoty za Nim; historia i świat nie zawierają w sobie swojego sensu, lecz są znakami lub przypowieściami, które odsyłają nas dalej, są rzeczywistością, którą trzeba odczytać. Do tego potrzebny jest klucz, wskazanie tym właśnie jest Pismo Święte oraz wnikliwość i dogłębność (Duch Św., modlitwa, oczyszczenie serca).
W Dziejach Apostolskich (2,37) czytamy, że po wysłuchaniu wystąpienia Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy wszyscy zgromadzeni „przejęli się do głębi serca” i zapytali Piotra oraz pozostałych Apostołów: „Cóż mamy czynić, bracia?”. Jest to ważne pytanie, gdyż Słowo Boże musi zmienić życie człowieka. Nie jest to jednak jedyne pytanie, ani nawet jak nam się wydaje najistotniejsze. O wiele głębsze jest pytanie Pawła w chwili nawrócenia: „Kto jesteś, Panie?” (Dz 9,5). Medytacja zmierza do dania odpowiedzi na to pytanie. Jest ona kontemplacyjnym czytaniem Pisma, lekturą, budzącą radość nie tylko wtedy, gdy znajduje pouczenie, jak żyć, ale i wtedy, gdy dostrzega ślad Bożego piękna. Medytacja jest przede wszystkim pragnieniem piękna, a nie tylko osiągnięciem praktycznej korzyści. Jest pragnieniem patrzenia, a nie tylko wędrowania.
Medytacyjna lektura jest szkołą cierpliwości. Człowiek jest jak pole, które potrzebuje troskliwej pracy rolnika, aby przynieść plon. Sieje się ziarno: ono potem powoli wschodzi, wzrasta i przynosi plony. Podstawą medytacyjnego słuchania Słowa Bożego jest cierpliwość wszak w glebę wrzuca się nasiona, nie gotowe drzewa! Niepotrzebne jest pospieszne wnioskowanie, oczekiwanie natychmiastowych korzyści, a także niemal obsesyjne nastawienie na konkretną realizację i skuteczność medytacji. Potrzebna zaś jest powolna praktyka kontemplacji, roztropne i spokojne jej prowadzenie i kontynuowanie. Nie dążyć z niepokojem do odkrywania nowości, ale raczej wola ich przyswajania.