Gorki Maksym Barbarzyńcy


MAKSYM GORKI

BARBARZYŃCY

SCENY Z MIASTA POWIATOWEGO


PRZEŁOŻYLI ANNA KAMIEŃSKA I JAN ŚPIEWAK

MAŁA KRONIKA ŻYCIA I TWÓRCZOŚCI MAKSYMA GORKIEGO (ALEKSEGO PIESZKOWA)

1868

Aleksy Pieszkow, syn Maksyma, rzemieślnika, urodził się w Niżnim Nowgorodzie.

1872

Po śmierci Maksyma Pieszkowa żona jego przenosi się wraz z synem do swego ojca, właściciela farbiarni, który wkrótce traci majątek. Rodzina wpada w nędzę.

1875

Aleksy Pieszkow zaczyna chodzić do szkoły. Jednocześnie pracuje zarobkowo, zbierając gałgany i papier. Po kilku miesiącach przerywa naukę na skutek choroby.

1875—1884

Aleksy Pieszkow pracuje jako chłopiec na posyłki. Kilkakrotnie zmienia zajęcie, potem praktykuje u kreślarza. Po śmierci matki ucieka z domu, pracuje jako kuchcik na statku, zmienia miejsca pobytu i zawody, pracuje kolejno jako dozorca, piekarz, stróż nocny.

1884

Aleksy Pieszkow wyjeżdża do Kazania na studia; nie mając środków nie może jednak wstąpić na. uniwersytet i pracuje w różnych zawodach.

1886

W Kazaniu Aleksy Pieszkow styka się ze środowiskiem inteligencji, z rewolucyjnie nastrojoną młodzieżą, kształci się jako samouk, czyta Marksa, zapoznaje się z utworami klasyków.

1888

Początek działalności rewolucyjnej wśród chłopów nadwołżańskich.

1889

Aleksy Pieszkow wraca do Niżniego Nowgorodu. Znajomość z Korolenką. Pierwsze utwory literackie i poezje. Aresztowany w związku ze sprawą rewolucjonisty Somowa, przebywa przez miesiąc w więzieniu.

1891

Wielka wędrówka piesza po Rosji.

1892

Opowiadanie „Makar Czudra" wydrukowane po raz pierwszy w tyfliskiej gazecie „Kaukaz" (Kawkaz) pod pseudonimem Maksym Gorki.

1898

„Szkice i opowiadania" (Oczerki i rasskazy), wydane w dwu tomach, przynoszą Gorkiemu rozgłos.

1899

Gorki zaczyna współpracować w marksistowskim czasopiśmie „Życie" (Żizn). 'W tym samym roku w Jałcie poznaje Czechowa.

1900

Gorki poznaje Tołstoja w Moskwie.

1901

W marca Gorki bierze udział w demonstracji w Petersburgu. W kwietniu w czasopiśmie „Żizń" ukazuje się „Pieśń o zwiastunie burzy" (Pieśnią o buriewiestnikie). Po powrocie do Niźniego Nowgorodu Gorki zostaje aresztowany i zesłany do Arzamasu.

1902

Gorki zostaje wybrany honorowym członkiem Akademii Nauk, ale Mikołaj II poleca unieważnić wybory ze względu na rewolucyjną działalność Gorkiego; Czechow i Korolenko występują na znak protestu z Akademii Nauk.

1908

Gorki zostaje osadzony w twierdzy Pietropawłowskiej, jako autor odezwy zawierającej żądanie detronizacji Mikołaja II. Po wyjściu z twierdzy, w grudniu, Gorki poznaje Lenina. Bierze żywy udział w pracach redakcji gazety „Nowe Życie" (Nowaja Żizn), której ideowym twórcą i rzeczywistym kierownikiem był Lenin.

1906

W styczniu Gorki występuje na mityngu w Helsingforsie, po czym opuszcza Rosję stając się emigrantem politycznym. W październiku osiedla się we Włoszech, na Capri.

1907

Gorki bierze udział w londyńskim zjeździe SDPRR.

1908

Gorki rozpoczyna regularną korespondencję z Leninem.

1909

Gorki zakłada na Capri szkolę partyjną dla robotników skierowanych przez komitety partyjne Moskwy i innych miast.

1910

Lenin odwiedza Gorkiego na Capri.

1913

Gorki redaguje dział literatury pięknej w piśmie bolszewików „Oświata" (Proswieszczenije). W grudniu, po ogłoszeniu amnestii, wraca do Rosji.

1914—1921

Ożywiona działalność literacka i publicystyczna Gorkiego.

1921

Gorki, chory na płuca, wyjeżdża do Włoch.

1921—1927

Za granicą Gorki pisze kilka większych utworów literackich oraz rozwija ożywioną działalność publicystyczną demaskując wrogów ZSRR.

1928

Powrót Gorkiego do ZSRR.

1928

Na V Zjeździe Rad ZSRR Gorki zostaje wybrany do CIK (Centralnyj Ispolnitielnyj Komitiet).

1934

Gorki bierze udział w organizacji I Zjazdu literatów radzieckich, któremu przewodniczy.

1936

Śmierć Maksyma Gorkiego.

Ważniejsze utwory

Proza: (data druku) 1892 — debiut literacki, opowiadanie „Makar Czudra''; 1898 „Szkice i opowiadania" (Oczerki i rasskazy) (2 tomy); 1899 „Foma Gordiejew"; 1907 „Matka" (Mat'); 1913 „Dzieciństwo" (Dietstwo); 1916 „Wśród ludzi" (W ludiach); 1923 „Moje uniwersytety" (Moi wiwiersitiety); 1924 „Włodzimierz Lenin" (Wladimir Lenin); 1925 „Artamonow i synowie" (Dielo Artamonowych); 1927 „Życie Klima Samgina" (Żizń Klima Samgina).

Dramat: (data druku) 1902 „Mieszczanie"; 7903 „Na dnie"; 1904—5 „Letnicy" (Boczniki): 1906 „Wrogowie" (Wrogi); 1910 (data powstania utworu) „Wassa Żeleznowa"; 2932 „Jegor Bułyczow i inni" (Jegor Bulyczow i drugije); 1935 (nowa redakcja utworu) „Wassa Żeleznowa".


BARBARZYŃCY

OSOBY

Czerkun J e g o r Pietrowicz — lat 32, inżynier

Anna Fiodorowna — lat 23, jego żona

Cyganow Sjergiej Nikołajewicz — lat 45, inżynier

Bogajewska Tatjana Nikołajewna — lat 55, właścicielka domu, szlachcianka

Lidia P a w ł o w n a — lat 28, jej siostrzenica

Riedozubow W a b i l i j Iwanowicz — lat 60, burmistrz

G r i s z a — lat 20 l jego syn

K a t i a- lat 18 jego córka

Pritykin Archip Fomicz — lat około 35, kupiec, przemysłowiec leśny

Pritykina Pelagia Iwanowna — lat 45, jego żona

Monachow Maurycy Osipowicz — lat 40, kontroler akcyzy

Monachowa Nadieżda Polikarpowna — lat 28, jego żona

Gołowastikow Pawlin Sawieliewicz — lat około 60, mieszczanin

Drobiazgin — lat 25, pracownik urzędu skarbowego

Doktor Makarow — lat 40

W i e s j e ł k i n a — lat 22, córka poczmistrza

S p r a w n i k * — lat 45

I w a k i n — lat 50, ogrodnik i pszczelarz

Ł u k i n S t i e p a n — lat 25, student, siostrzeniec Iwakina

Duńkiny maż — lat około 40, postać nieokreślona

G o g i n M a t w i e j — lat 23, chłopak wiejski

S t i o p a — lat 20, pokojówka Czerkuna

J e f i m — lat 40, robotnik Iwakina.

*/ Sprawni k (isprawnik) — naczelnik policji powiatowej.


AKT PIERWSZY

Łąka nad brzegiem rzeki, za rzeką widać małe miasteczko powiatowe, otulone zielenią ogrodów. Przed oczyma widza — ogród: jabłonie, wiśnia, jarzębina i lipy, kilka uli, okrągły stół wkopany w ziemie, ławeczki. Pleciony z chrustu, poszarpany płot otacza ogród, na żerdziach sterczą wojłokowe buty, wisi stara marynarka, czerwona koszula. Obok płotu biegnie droga od przeprawy przez rzekę do stacji pocztowej. W ogrodzie po prawej stronie węgieł starego, pochylonego domku, do którego przytyka kryty dachem stragan z chlebem, obwarzankami, pestkami i kwasem. Z lewej strony ogrodu pod płotem jakieś zabudowanie kryte słomą, ogród ciągnie się dalej poza nim. Lato, gorące popołudnie, odzywa się derkacz, dobiega przyciszony, smętny głos fujarki.

W ogrodzie na przyzbie pod oknem siedzi I w a k i n, wygolony, łysy, z dobrotliwym, a zarazem komicznym wyrazem twarzy i z przejęciem gra na gitarze. Obok niego — Pawlin, czyściutki, schludny staruszek w kaftanie i cieplej czapce. Na oknie stoi czerwony dzban z kwasem i kubki. Pod płotem na ziemi siedzi M a t w i e j G o g i n, miody chłopak wiejski i powoli żuje chleb. Z prawej strony od stacji dolatuje przeciągły, płaczliwy glos kobiecy: Jefim... Cisza. Z lewej strony idzie drogą Duńkiny mąż, mężczyzna w nieokreślonym wieku. obdarty i zalękniony. Znów rozlega się: Jefim...

Iwakin

Jefim, ej tam!

Jefim

idzie przez ogród wzdłuż płotu

Słyszę... (do Matwieja) Ty co tu robisz?

Matwiej

Nic... Tak sobie, siedzę...

Po raz trzeci rozlega się niecierpliwie już wołanie: Jefim!

I w a k i n

Jefim! Bratku, co ty...

Jefim

Zaraz, (do M a t w i ej a) Wynoś się!

zdejmuje z płotu koszulę

Duńkiny mąż kaszle i kłania mu się,.

A... przyszedłeś! Czego chcesz?

Duńkiny mąż

Jefimie Mitriczu, idę z monasteru...

J e f i m

odchodząc

Wypędzili cię? Uch, darmozjady, diabły!

I w a k i n

do Jefima

No idź, bratku, kiedy wołają... (do Pawlina) Stary lubi się rządzić...

Pawlin

Każdy by chciał.

Iwakin

A ludzie — przeciwnie... Ludzie nie chcą, żeby na nich wrzeszczeć nie wiadomo o co... tak...

Pawlin

Choćbyś nie wiem jak postępował, uznania ludzkiego się nie doczekasz... A jednak wszystkim trzeba silnej ręki.

I w a k i n

Tego samego walca można grać w inny sposób — o tak!

gra

D u ń k i n y mąż

O, Boże! Zwymyślał wszystkich bez wyjątku... I za co?

Matwiej

Gorąco.

D u ń k i n y mąż

Mnie też gorąco, ale ja cierpię w milczeniu... Po prostu, jak człowiek choć trochę sobie podje, to już myśli, że może się rządzić. Nie ma to jak chleb i sól!

Matwiej

Jem, ale swój...

Duńkiny mąż

Wiejski? Na wsi pieką dobry chleb.

Matwiej

Kiedy jest mąka, a jakże, potrafią upiec... Ten kupiłem u Iwakina...

Duńkiny mąż

Proszę! A pachnie jak wiejski... Pozwól mi kawałeczek... Spróbuję.

Matwiej

Dla mnie samego mało...

Duńkiny mąż westchnąwszy porusza ustami.

I w a k i n

O... można grać jeszcze wolniej.

Pawlin

Więc powiadasz, że to się nazywa „Walc obłąkanego kapłana"?

Iwakin

Właśnie...

Pawlin

Dlaczego tak? Wydaje mi się, że jest w tym coś gorszącego i jakby brak szacunku dla stanu duchownego...

Iwakin

No, zaczynasz się mądrzyć! Jakiś ty, Pawlin, czepialski!

Pawlin

Nie wiem, dlaczego tak mnie potępiasz, kiedy wszyscy wiedzą, że istotą mej duszy jest pokora... tylko że umysł mam taki niespokojny...

Iwakin

Nie dajesz się lubić, bratku, w tym rzecz!

Pawlin

Albowiem prawdę pokochałem ponad wszystko... A kiedy mnie prześladują, nie wyrzekam i będąc stałym w swoich zamierzeniach nie pragnę niczego oprócz prawdy.

Iwakin

A czegóż miałbyś pragnąć? Masz kamieniczkę, masz pieniążki...

Z lewej strony słychać jakieś głosy. Iwakin patrzy w tym kierunku.

Idzie córka poczmistrza... Dokąd to?

Pawlin

Trzpiot... dziewczyna złego prowadzenia...

Idą Drobiazgin i Wiesjełkina

Wiesjełkina

Powiadam panu... była żoną inżyniera.

Drobiazgin

Mario Iwanowno, dlaczego pani tak nie dowierza faktom?

Wiesjełkina

Wierzę tylko w to, co wiem...

Drobiazgin

prawie z rozpaczą

Ale ten pesymizm zupełnie nie licuje z pani powierzchownością! Proszę mi wierzyć, mąż Lidii Pawłowny był dyrektorem fabryki lukrecji, a ona go nie porzuciła, tylko po prostu on umarł udławiwszy się rybią ością...

Wiesjełkina

Rzuciła go, mówię panu!

Drobiazgin

Mario Iwanowno! My w urzędzie skarbowym wiemy wszystko...

Wiesjełkina

My na poczcie wiemy więcej od was... On ukradł pieniądze i teraz został oddany pod sąd... Ona też jest zamieszana w tę sprawę, tak, proszę pana!

Drobiazgin

Lidia Pawłowna? Mario Iwanowno! Nawet Tatjana Nikołajewna...

Wiesjełkina

A za karę, że pan się tak sprzecza, powinien pan poczęstować mnie kwasem...

I w a k i n wstaje i odchodzi za węgieł domu. Pawlin podnosi pozostawioną przez niego gitarę, zagląda do jej wnętrza, dotyka strun.

Drobiazgin

Bardzo proszę! A jednak ona jest wdową!

Wiesjełkina

Tak? Więc dobrze... zobaczy pan...

Wychodzą na prawo.

Duńkiny mąż półgłosem

Proszę cię... daj kawałeczek... na litość boską...

M a t w i e j

Dziwak! Czemuś nie powiedział od razu? Prosisz na spróbowanie... Czy chleb się próbuje?

W ogrodzie zjawia się I w a k i n, stawia na stole dzban kwasu, dwa kubki i patrzy w dal.

Duńkiny mąż

Wstyd było tak wprost... dziękuję!

I w a k i n

Pawlin!

Ale miasto — piękne! Jak jajecznica na patelni, co?

P a w l i n

Przeprowadzą kolej żelazną i wszystko zepsują...

I w a k i n

Czym zepsują? Nie kracz!

Pawlin

Najedzie się obcych ludzi...

Wiesjełkina i Drobiazgin wchodzą do ogrodu, siadają przy stole, piją kwas i rozmawiają półgłosem. I w a k i n i Pawlin wychodzą za węgieł.

M a t w i e j

Kto ty jesteś?

Duńkiny mąż

Mieszczanin... z miasta...

M a t w i e j

Wasi mieszczanie są bogaci... a ty co

Duńkiny mąż

A ja zbiedniałem. Zrujnowała mnie żona... żona, brat... Z początku była niezła...żyliśmy zgodnie. Piękna była, zręczna... tak. A potem, powiada — nudzi mi się. Zaczęła pić, a ja razem z nią...

Matwiej

Ty też?

Dnńkiny mąż

Ja też, cóż robić? Pociągnęła ją rozpusta... wtedy zacząłem ją bić... tak, a ona uciekła... miałem córkę... córka też uciekła, w piętnastym roku życia...

milknie, zamyśla się

Drobiazgin

głośno

To nieprawda, Mario Nikołajewno! Doktor i Nadieżda Polikarpowna... oboje są tacy romantyczni...

Wiesjełkina

Pst! Ciszej!

M a t w i e j

Ona też rozpustna?

Duńkiny mąż

Kto?

Matwiej

Córka?

D u ń ki n y mąż

Nie... nie wiem. Nie wiadomo, gdzie jest... A mnie znowu ktoś odbił wnętrzności, gdy byłem pijany... teraz ze zdrowiem kiepsko, do pracy się nie nadaję... zresztą nic nie umiem...

Matwiej

Patrzcie go... no, to jakże ty?...

Duńkiny mąż

Tak jakoś, jak popadnie...

Drobiazgin zrywa się

Mario Iwanowno, to zadziwiające, to nawet straszne! Pani zupełnie nie wierzy, żeby coś mogło być czyste...

Wiesjełkina

Proszę nie krzyczeć! Pan całkiem oszalał.

Drobiazgin

Nie! Żeby Lidia Pawłowna... żeby sprawnik...

Wiesjełkina

Niech pan siądzie...

Duńkiny mąż

Dziś przyjadą inżynierowie...

Matwiej

Żeby budować drogę?

Duńkiny mąż

Tak... budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść...

Matwiej

Będzie praca... co? Żeby tak... Żeby tak popracować!

W ogrodzie zjawia się P a w l i n, idzie w kierunku stołu, Wiesjełkina spostrzega go.

Wiesjełkina

półgłosem

Idzie Gołowastikow...

Drobiazgin

A, mędrzec! Co pan powie?

Pawlin

Życzę wszelkiej pomyślności.

Drobiazgin

Dziękuję...

Pawlin

Dopiero co przejechał przez rzekę burmistrz, idzie tu...

Wiesjełkina

Wyszedł na spotkanie inżynierów... proszę! Taki dumny stary.

Wchodzi Iwakin zadyszany.

Drobiazgin

Tak... Cóż, Iwanie Iwanowiczu, gorąco?

Iwakin

patrzy w dal na lewo

Ta-ak...

Pawlin

To pańska niecierpliwość zwiększa upał... ja na przykład nie czekam na nikogo i dlatego nie czuję upału...

I w a k i n

Doktor idzie... ten z akcyzy...

Wiesjełkina

Na kogo czekamy? Nie mamy na kogo czekać.

Pawlin

Ja nie o pani, tylko, że on czeka na siostrzeńca...

Drobiazgin

Na studenta?

Iwakin

Tak... A z nimi Archip Pritykin...

Wiesjełkina

Pierwszy student w naszym mieście. To bardzo zajmujące!

Drobiazgin

Mario Iwanowno, już nie pierwszy! Statystyk, który się zastrzelił...

Wiesjełkina

On nie ukończył studiów...

Pawlin

Tak, wydalili go za przekonania polityczne.

I w a k i n

nieco szorstko

Zastrzelił się dlatego, że napisałeś na niego donos... A na co ci to było, diabli wiedzą!

wychodzi

Pawlin

za nim

Zawsze będę się sprzeciwiać szkodliwym. Ciężki charakter ma ten Iwan Iwanowicz! A do tego jest niesprawiedliwy. Wiem dokumentnie że pan statystyk Rybin zastrzelił się wskutek swojej beznadziejnej miłości do Nadieżdy Polikarpowny...

Drobiazgin

Skąd pan to wszystko wie?

P a w l i n

Stąd, że jestem spostrzegawczy...

Z lewej strony przechodzą drogą Doktor, Monachow i Pritykin. D u ń k i n y mąż znika niepostrzeżenie. M a t w i e j wstaje, kłania się.

Pritykin

Nie, doktorze, pan wybaczy, ale nie mogę zrozumieć, co to za przyjemność łowić ryby!

Doktor

ponuro

Ryby — milczą...

Monachow

Na czym wy się, ojczulku, w ogóle rozumiecie? Na niewielu rzeczach. W lecie — kąpać się. W zimie — parzyć się w łaźni: oto wszystkie wasze duchowe rozkosze...

P a w l i n odchodzi i siada na przyzbie bliżej płotu.

Pritykin

Ciało ludzkie lubi czystość...

Drobiazgin

woła

A my już tutaj!...

Doktor

zatrzymuje się przy płocie

Drobiazgin, niech pan zamówi kwasu...

Drobiazgin

wola

Iwakin, dawaj pan kwasu, jak najzimniejszego i jak najwięcej!

Pritykin

Grając w stukułkę przyjemnie jest ograć kogoś...

Monachow

Nie przeczę...

Pritykin

Znowu — muzyka... Kiedy trębacze biorą się do roboty, wstępuje we mnie żołnierski duch...

Doktor

ze smutnym uśmiechem do Monachowa

On panu pochlebia...

Drobiazgin podchodzi do płotu i staje przysłuchując się. Widać, że chciałby się wtrącić do rozmowy, ale to mu się nie udaje. Wiesjełkina odchodzi w głąb ogrodu, patrzy na miasto, cicho nucąc.

Pritykin

...I jaki mam z tego pożytek? Maurycy Osipowicz wyćwiczył strażaków w sztuce muzycznej i dzięki temu zasłużył na wieczną chwałę w całym mieście — co, może nie?

Monachow

No tak! Śmiało mogę powiedzieć, że namęczyłem się nad nimi! Przecież to nie ludzie, ale — słonie...

P r i t y k i n

Maurycy Osipowiczu, teraz myślę o panu, nawet gdy patrzę na samowar.

Doktor

bez uśmiechu

Czyż on jest podobny do samowara?

D r o b i a z g i n

śmieje się.

P r i t y k i n

Bynajmniej! Chciałem powiedzieć, że wszystko, co miedziane, przypomina mi pana...

Doktor

On pana pekluje tymi pochwałami...

P r i t y k i n

...a raczej trudy pańskie poniesione dla muzyki...

Monachow

Cóż to wy, ojczulku, tak słodziutko śpiewacie, co?

I w a k i n przynosi kwas, po czym idzie w stronę płotu.

Pritykin

Jeśli nawet śpiewam, to jak skowronek, bez żadnego wyrachowania... a doktor kpi, bo już w ogóle ma taki ponury charakter i nie lubi nic oprócz ryb…

Monachow

spogląda na bok

A tymczasem nasze panie zmęczyły się widocznie: o, ledwie idą...

D r o b i a z g i n

Najciężej Tatjanie Nikolajewnie z taką tuszą i w tym wieku...

I w a ki n

Państwo pozwolą kwasu...

Doktor

No, naokoło nie pójdę...

przeskakuje przez płot

Monachow

A Lidia Pawłowna jakoś się nie kwapi do naszego towarzystwa...

Drobiazgin

Światowa dama, dumnie się nosi...

Pritykin

Świetnie jeździ konno...

Monachow

Tak, ojczulku! To ona potrafi...

Pritykin

Kiedy już mowa o przyjemnościach, zapomnieliśmy o płci pięknej, a co może być przyjemniejszego? Oczywiście nie mówię o własnej żonie...

Monachow

śmiejąc się

Fomicz, chodźmy napić się kwasu...

Idą wzdłuż płotu.

Pritykin Jednak czasu zostało niewiele, poczta pewno już przyjechała. Zobaczmy, jak wyglądają ci panowie budowniczowie.

M o n a c h o w

T-tak, ciekawe. Na pewno karciarze...

Pritykin

Przypuszczam, że i popić sobie lubią... co?

Wychodzą. Ukazuje się Duńkiny mąż.

M a t w i e j

Czy oni tak się zebrali na spotkanie inżynierów?

Pawlin

Chodzili do wsi na jarmark, na przechadzkę, ale oczywiście, kto ma pieniądze, ten każdemu potrzebny...

Z prawej strony — Lidia Pawłowna w amazonce, ze szpicrutą.

Lidia Pawłowna

Proszę was, bądźcie tak dobrzy i potrzymajcie mojego konia, zapłacę wam...

Mątwiej

Czemu nie, dobra...

Lidia Pawłowna

Proszę...

wychodzi na lewo

Matwiej

Hoho! Ale pani!

D u ń k i n y mąż

z zawiścią, niespokojnie

Ech, gdyby ciebie nie było, mnie wypadłoby pilnować konia! Jeżeli ona zapłaci dużo, daj mi choć piątaka, dobrze?

Matwiej

A może wszystkiego da tylko piątaka.

Obaj wychodzą na prawo. W ogrodzie rozmawiają Doktor i Wiesjełkina.

Doktor

ponuro

Dzieła pisze się w młodości...

Pawlin

wstając

Pozwolę sobie nadmienić, że święci ojcowie pisali dzieła i w podeszłym wieku.

Doktor

Co z tego, szanowny panie?

Pawlin

To wszystko, szanowny panie!

Wchodzą Pritykina i Nadieżda, kobieta bardzo piękna, wysoka, o wielkich, nieruchomych oczach; za nimi — B o g a j e w s k a.

N a d i e ż d a

Wówczas on mówi do niej: „Aliso, moja miłość nie umrze przede mną, ale póki żyję, jam twój!"

Pritykina

Hoho! Nasi mężczyźni nie znają nawet takich słów...

N a d i e ż d a

siada na pniu

Francuzi są niewierni, ale kochają namiętnie i szlachetnie... Hiszpanie dochodzą w miłości do szaleństwa, a zakochani Włosi koniecznie muszą grac w nocy na gitarze pod oknem ukochanej kobiety.

Bogajewska

Nadieżdo, szkoda, że cię nauczono czytać.

Nadieżda

Tatjano Nikołajewno, pani jest w wieku, kiedy wszystko przestaje już interesować, a ja...

Bogajewska

A ty tylko językiem mielesz...

N a d i e ż d a

z powagą

Przepraszam...

Pritykina

A ja ci zazdroszczę, moja droga. Ileż ty znasz miłosnych historii, a jakie piękne wszystkie! Jak sny dziewczęce... Ale gdzie jest mój Archip?

Bogajewska

O, klacz Lidoczki...

Nadieżda

Niech pani mnie z nią zapozna...

Bogajewska

Z klaczą?

Nadieżda

poważnie

Nie, z Lidią Pawłowną...

Bogajewska

Popatrz no, kochanie, przeczytałaś tysiąc romansów, a nie umiesz wyrazić się, jak należy... pokazujesz się w komicznym świetle, tak!

Nadieżda

spokojnie

To nic... każdy ma swój rozum.

Bogajewska

woła idąc w prawą stronę

Lidoczko!

Pritykina

półgłosem

Jaka ona szorstka wobec pani... ajajaj!

Nadieżda

spokojnie

Szlachta zawsze odnosi się tak do prostych ludzi, nawet w romansach, które opisują wszystko lepiej, niż jest naprawdę, szlachta jest zawsze harda... Niech pani spojrzy, jaka ona piękna!

Bogajewska, za nią Lidia.

Bogajewska

Lidoczko, Nadieżda Polikarpowna prosiła, aby ją z tobą zapoznać...

Nadieżda dyga.

Patrz, umie nawet dygać...

Podchodzi Doktor.

Nadieżda

Ja panią znam... Pani codziennie przejeżdża konno koło naszego domu... A ja patrzę i podziwiam — pani wygląda zupełnie jak hrabina albo markiza... To bardzo piękne.

Lidia

Często widzę twarz pani w oknie i także ją podziwiam...

Nadieżda

Dziękuję pani! Pochwałę swojej piękności przyjemnie usłyszeć nawet z ust kobiety...

Bogajewska

Patrzcie ją!

Doktor

chmurno

Przyjemniej z ust kobiety czy mężczyzny?

Nadieżda

Oczywiście, ocenić piękność, jak należy, potrafi tylko mężczyzna...

Lidia

Z jakim przekonaniem pani to powiedziała...

Pritykin

woła

Proszę państwa! Już jadą! Słyszycie?

Wszyscy nadsłuchują, rozlega się dźwięk dzwoneczków.

Nadieżda

do Lidii

Czy pani jest ciekawa, jak oni wyglądają?

Lidia

Kto? Ciociu, czas na nas.

Nadieżda

Inżynierowie...

Pritykin

wybiega

Zaraz przyjadą!

Lidia

do Nadieżdy

Nie...

Bogajewska

Zmęczyłam się, Lidoczko... poczekaj trochę!

Nadieżda

A ja czekam na nich jak na święto...

P r i ty k i n a

A jeśli nagle okaże się, że są starzy!

Lidia

do ciotki półgłosem

To przypomina jakąś uroczystość powitalną, po prostu śmieszne.

Bogajewska

Pójdziemy do ogrodu... tylko napiję się czegoś... Chodźmy do ogrodu!

Wszyscy idą za nią.

Pritykin

Przyjechali... ciekawe, co, doktorze?

Doktor

ponuro

Dlaczego? Gdyby na przykład przyszli piechotą, to jeszcze — jeszcze!

N a d i e ż d a

Co za brednie!

Bogajewska

Ona chciałaby ich zobaczyć konno, w zbrojach, w płaszczach...

Wszyscy wychodzą na prawo, dźwięk dzwoneczków zagłusza monotonny odgłos ich rozmowy. Z prawej strony wchodzi powoli, z rakami założonymi do tyłu Riedozubow — siwy, surowy starzec z czarnymi nastroszonymi brwiami. Zatrzymuje się przysłuchując hałasowi dolatującemu od stacji. Zjawia się, P a w l i n, z daleka już zdejmuje czapkę.

Riedozubow

No, jak zdrowie?

Pawlin

Czy mogę usłyszeć coś przyjemnego o pańskim cennym zdrowiu?

Riedozubow

Zapytaj doktora. Przyjechali?

Pawlin

Owszem — oczekiwani przez wszystkich inżynierowie: jeden starszy, wygolony, z wąsami, jakby już trochę wstawiony... drugi młodszy, mocno rudawy. Z nimi pani, młoda, piękna, a z nią służąca, taka szykowna dziewczyna. Jechali w dwu powozach, a w trzecim — rzeczy i student, siostrzeniec Iwakina.

Riedozubow

A on jak, razem z nimi?

Pawlin

Widocznie będąc w trudnym położeniu materialnym przyłączył się tak z łaski...

Riedozubow

Koń Bogajewskiej?

Pawlin

Tak. Była w Fokinie na przejażdżce... A teraz poprawia toaletę u Darii Iwakin. Daria długo przecież była u nich pokojówką... a jej matka klucznicą...

Riedozubow

z posępnym uśmiechem

O babce nic nie wiesz?

Pawlin

Nie przypominam sobie...

Nadchodzi Pritykin.

Pritykin

Moje uszanowanie, Wasiliju Iwanowiczu!

Riedozubow

nie podając ręki

Dzień dobry!

P r i t y k i n

Zapragnął pan przywitać gości?

Riedozubow

Na co mi oni?

Pritykin

Tak, w ogóle. Ludzie pożyteczni dla miasta.

Riedozubow

idąc ku stacji

No, to niech miasto ich wita...

Pritykin

półgłosem

Kłamie.

Pawlin

Kłamie, marzy o dostawie podkładów...

Pritykin

Patrzcie go, stary diabeł! Pawlin, zapoznaj się z ich służącą i dowiedz się... w ogóle... jak i co... zrozumiano?

Pawlin

Zrozumiano...

Obaj idą w kierunku stacji; w ogrodzie zjawiają się uradowany I w a k i n i Stiepan Ł u k i n.

S t i e p a n

No, jak się miewasz?

I w a ki n

Widzisz. Jestem zdrów, a czego więcej potrzeba? Ale ty zżółkłeś... Ech, ty! Gałganie! Za co siedziałeś w więzieniu?

S t i e p a n

Bez tego ani rusz. Teraz, bracie, to powszechny obowiązek, coś jak służba wojskowa... a zresztą głupstwo... nie mów o tym, bracie, dobra?

I w a k i n

Co za brat! Nie jestem twoim bratem, ale wujem...

S t i e p a n

Jeszcze czego! Jakiś ty wuj? Jesteś po prostu moim przyjacielem z dziecinnych lat. Popatrz — bądź co bądź ja mam brodę i czuprynę, a tobie jeszcze włosy nie odrosły...

I w a k i n

No, no! Napij się kwasu... a starszych szanuj...

Wbiega Pritykin, rozgląda się.

Czego pan szuka, Archipie Fomiczu?

Pritykin

Bo widzisz... Ej, chłopcze, chodź no tutaj!

M a t w i e j

Co takiego?

Pritykin

Znasz mnie? Pobiegnij do miasta, do mnie, powiedz, żeby przysłali konie do przeprawy i powóz, i bryczkę, i jeszcze wóz na bagaże, zrozumiałeś? Leć!

biegnie w kierunku stacji

Matwiej

wychodząc

Ej, ziomku, popilnuj konia...

I w a k i n

Zakręciło się miasteczko Wierchopole!

S t i e p a n

Co się stało z waszym mostem?

Iwakin

Deszcz lał i zniosło go... a burmistrz nie kwapi się naprawiać, przewóz przecież jest w jego rękach... Znasz tych inżynierów?

S t i e p a n

Będę u nich pracował... Jak tam twoje pszczoły? A gitara, a wędki?

Iwakin

Wszystko w porządku...

Wchodzą Doktor, Monachow, Drobiazgin i W i e s j e ł k i n a. Iwakin i Stiepan wychodzą z ogrodu. Wchodzi Pawlin, stoi chwilę, wychodzi i pojawia się znowu w czasie rozmowy Cyganowa z Duńkinym mężem.

Monachow

z zazdrością

A Pritykin, szelma, szybko zaznajomił się z nimi!

Wiesjełkina

Doktorze, czy pan zauważył tego młodego: zupełnie jak pochodnia!

Doktor

A gdzież pani widziała pochodnie?

Wiesjełkina

A na pogrzebie... Pamięta pan pogrzeb księcia Chriaszczewatego?

Drobiazgin

Jakież ona ma oczy! Maurycy Osipowiczu, czy pan zwrócił uwagę?

Wiesjełkina

Bzdura, oczy zupełnie zwyczajne...

Drobiazgin

Bynajmniej! Cudownie poetyczne...

Monachow

W obecności jednej kobiety nieuprzejmie jest mówić o piękności drugiej, rozumie pan!

Doktor

Wstręt bierze. Wszyscy się rzucili... jak jesienne muchy do ognia...

P r i ty k i n

woła

Doktorze, proszę tutaj!...

Doktor

Po oo?

Pritykin

W sprawie zawodowej... Trzeba...

Doktor

idąc

Głupstwo...

Monachow

z zazdrością

Więc i wy, ojczulku, zapoznacie się...

Wiesjełkina idzie za Doktorem, naprzeciwko niej wychodzi Cyganow, elegancko ubrany, nieco podchmielony; Wiesjełkina miesza się i nie wiadomo dlaczego gwałtownie odwraca się; od niego. Cyganow pytająco podnosi brwi, Drobiazgin kłania się.

Cyganow

dotykając kapelusza

Moje uszanowanie... Z kim mam zaszczyt?

Drobiazgin

zmieszany

Porfirij... to jest pracownik skarbowy Porfirij Drobiazgin... urzędnik!

Cyganow

A! Bardzo przyjemnie... Proszę mi powiedzieć, czy w tym mieście jest hotel?

Drobiazgin

Jest... z bilardem! Jest pensja... żeńska...

Cyganow

Pensja? Dziękuję panu, to nie jest mi tak bardzo potrzebne... a dorożkarze są?

Drobiazgin

Trzej, stoją koło cerkwi.

Cyganow

patrzy na miasto

Nie usłyszą, gdyby zawołać?

Drobiazgin

z uśmiechem

Skądże... skądże! To daleko...

Dnńkiny mąż

z lewej strony

Wielmożny panie... wspomóżcie chorego i nieszczęśliwego...

Cyganow wyjmując pieniądz

Proszę... proszę bardzo...

Duńkiny mąż

drgnąwszy z radości

Panie Boże zapłać... daj wam Boże... zachłystuje się i wychodzi

Cyganow

Pije?

Drobiazgin

Nie, rzeczywiście nieszczęśliwy... chory... i w ogóle.. żona od niego uciekła...

Monachow

podchodząc

Pan wybaczy, że się ośmielę...

Cyganow

Proszę bardzo...

Monachow

Jestem Maurycy Osipowicz, kontroler akcyzy...

Cyganow

Bardzo mi milo... Sjergiej Nikołajewicz Cyganow...

Monachow

Pozwolę sobie oznajmić panu, że hotel jest brudny i że tam są pluskwy...

Drobiazgin

Najautentyczniejsze i do tego całe mnóstwo!

M o n a c h o w

Powinien pan wynająć dom Bogajewskiej, najlepszy dom w całym mieście... taki pański dom, rozumie pan! Zresztą zdaje się, że ona tu jest... zaraz to panu załatwię...

Idzie szybko, naprzeciwko niego wychodzą Anna Fiodorowna i S t i o p a.

Cyganow

Ależ pan pozwoli... pan taki uprzejmy... Proszę posłuchać!

Drobiazgin

zrywa się z miejsca

Zaraz zawołam go z powrotem...

Cyganow

Ależ nie! To nie wypada! Uciekł!

Anna

Co takiego?

Cyganow

Oni są tacy uprzejmi... jak prawdziwe dzikusy! Winszuję pani, w mieście nie ma hoteli... właściwie jest hotel... ale zajęty przez pluskwy.

Anna

A przy tym trudno się dostać do tego miasta... coś się stało z promem.

Cyganow

kiwa palcem

Proszę was.... podejdźcie tu!

Podchodzi D u ń k i n y mąż.

Powiedzcie mi, czy w waszym mieście są jakieś... osobliwości?

Duńkiny mąż

Raki... panie... wielgachne raki!

Stiopa wpatruje się w niego uporczywie.

Cyganow

To niezłe... od czasu do czasu. Ale przecież one zapewne żyją w rzece, a nie w mieście?

Duńkiny mąż

Tak... w rzece. Są żywe, w wodzie.

Stiopa

po cichu

Anno Fiodorowno, to on!

Anna

Kto taki?

Stiopa

Mój ojciec... co robić?

Cyganow

A co jest w mieście?

Duńkiny mąż

Strażacy grają na trąbach... na miedzianych trąbach. Kontroler ich wyćwiczył.

Anna

Nic nie mów... stań za mną...

Cyganow

Głośno grają?

Duńkiny mąż

Ze wszystkich sil!

Stiopa

Odejdę tam... na stację... on mnie nie widział...

C y g a n o w

To mnie nie pociesza... Nie! No, dziękuję wam... macie tu...

D u ń ki n y mąż

Jaśnie wielmożny panie...

chce go pocałować w rękę

Cyganow

z obrzydzeniem

To zbyteczne, mój drogi... idźcie!

Stiopa

patrząc za ojcem

Żebrak... mówiłam pani, że go spotkam... że nie powinnam tu przyjeżdżać... mówiłam!

Anna

Uspokój się! Ja wszystko tak urządzę, żeby cię nie tknął.

Stiopa

Boję się, zadręczył matkę... żebrak!

Cyganow

O co chodzi, można zapytać?

A n n a

To jej ojciec...

Cyganow

Oo! To ciekawe...

Anna

Tylko tyle? Stiopa, idź na stację...

Cyganow

Nie pozwolimy cię skrzywdzić...

C z e r k u n woła za sceną

Anno! Chodź tutaj...

Cyganow

patrzy w kierunku głosu

Z kim on rozmawia? No, proszę... mech mnie diabli! Nie może być...

Anna idąc na wołanie

Co panu?

Cyganow

radośnie wyciąga ręce

Lidio Pawłowno, to pani? Pani!

Lidia

idzie mu na spotkanie

Wuju Serge!

Cyganow

Pani? Tutaj, na tej Ziemi Ognistej, między dzikusami! Jakim sposobem?

W ogrodzie przechadza się Wiesjełkina wachlując twarz kwiatami. Potem nadchodzi Drobiazgin, przechadzają się razem przysłuchując się rozmowie.

Lidia

Przyjechałam do ciotki... Cieszę się, że pana widzę! A pan jest zawsze taki sam...

Cyganow

Taki mój los! Pierwsza znajomość zawarta na tej ziemi to — kontroler akcyzy!

Lidia

Ta pani — czy to żona pana?

Cyganow

Moja? Nie miałem i nigdy nie będę miał własności. A gdzież jest pani szanowny małżonek?

Lidia

Doprawdy nie wiem... Bardzo mało mnie to interesuje...

Cyganow

Czy dobrze zrozumiałem pani odpowiedź? Brawo! Rozeszliście się wreszcie? Czy tak?

Wiesjelkina

usłyszawszy okrzyk Cyganowa

No i co? Kto miał rację?

Drobiazgin kuli się, zmieszany.

Lidia

Nie tak głośno...

Cyganow

Czy pani już poznała mojego kolegę? George, chodź tutaj... Oto człowiek niezmiernie rudy i bardzo zuchwały... George, wiesz, kto to jest? Pamiętasz, opowiadałem ci często i wiele o pewnej kobiecie...

Czerkun

ściskając jej rękę

Tak, pamiętam... istotnie on często mówił o pani.

Lidia

Jestem wzruszona...

C z e r k u n

Ale nie przypuszczałem, że spotkam panią kiedykolwiek, a tym bardziej tu, na tym obszarze beznadziejnej nudy...

Lidia

Nie podoba się panu miasto?

Czerkun

Nie lubię sielanek...

Cyganow

On lubi tylko skandale...

W ogrodzie zjawia się Nadieżda, stoi patrząc uporczywie na Czerkuna, nieruchoma jak posąg, z kamienną twarzą.

Czerkun

Maleńkie domki chowają się wśród drzew jak ptasie gniazda... Tu tak spokojnie, że aż nudno... i tak milo, że wstręt bierze... i strasznie chciałoby się zburzyć tę idyllę.

Cyganow

Zapoznaj panią ze swoją żoną.

C z e r k u n

O tak... pani pozwoli?

Lidia

Proszę bardzo... Ale jak pan surowo ocenił to biedne miasto...

Cyganow

Dopiero teraz, zdaje mi się, oceni pani łagodność mojego serca i wszystkie inne moje cnoty...

Czerkun

Wszystko, co widzę — podoba mi się albo nie podoba od pierwszego wejrzenia.

Cyganow

On nie posiada żadnych cnót.

Lidia

Człowiek, który ma tylko wady — to jest już coś określonego...

Cyganow

spostrzega Nadieżdę

Hm... George, zapoznajże panią ze swoją żoną!

Czerkun

Anna! O, jej zapewne podoba się ten miły obrazek... ona lubi spokój, ciszę, lubi marzyć...

Lidia

Wielu widzi w tym poezję...

Czerkun

Tchórze, leniuchy, ludzie zmęczeni...

Cyganow

Kto to jest ta dostojna dama, z którą idzie tu twoja żona?

Lidia

To moja ciocia...

Czerkun

Anno, poznajcie się panie...

Bogajewska

Lidoczko, przedstawiam ci... państwo wynajęli u mnie duży dom...

Anna

Bardzo się cieszę... że wszystko ułożyło się tak prędko i dobrze.

Cyganow

Niech żyje kontroler akcyzy! To on jest sprawcą zwycięstwa...

Lidia

Ciszej — w ogrodzie jest jego żona...

Cyganow

To jest jego żona? Hm...

przygląda się Nadieżdzie

Anna

Ale ja jestem taka zmęczona... chciałabym jak najprędzej zajechać gdziekolwiek...

Bogajewska

Zaraz będzie prom.

Nadieżda powoli odchodzi.

Czerkun

A na brzegu już czekają na nas konie tego kupca... jak on się nazywa?

Bogajewska

Pritykin... Lidoczko, ja pojadę łódką... zarządzę tam wszystko... trzeba dla nich...

Anna

O, proszę się nie trudzić...

Czerkun

Nie jesteśmy tacy niezaradni...

Lidia

do ciotki

Poczekaj! (do Anny) Pani jeździ konno?

Anna

O, nie!

Lidia

Szkoda. Chciałam zaproponować pani swego konia... tam w górze rzeki jest bród...

Anna

Dziękuję pani, boję się koni... Widziałam raz, jak koń zabił chłopca... od tego czasu wydaje mi się, że każdy koń chce zabić człowieka.

Lidia

z uśmiechem

Ale powozem pani jeździ? Nie boi się pani?

Anna

Nie, nie tak bardzo. Tam zawsze siedzi przede mną stangret albo dorożkarz.

C z e r k u n

To zapewne bardzo wzruszające, Anno, ale jak Boga kocham... niedowcipne!

Anna

Bynajmniej nie próbuję być dowcipną.

Cyganow do Lidii

Więc widzę panią znowu!

Czerkun

Ale wiesz, czasem trzeba spróbować!

Cyganow

Przecież to prawie jak cud, nie?

Lidia

A może to tylko dowód, jaki świat jest mały?

Bogajewska

do Anny

Proszę popatrzeć, co za malownicze miasteczko... prowadzi Annę bliżej płotu

Cyganow

Pani jeszcze wypiękniała... I w oczach pani zjawiło się coś nowego.

Lidia

To prawdopodobnie nuda...

Czerkun

Pani się nudzi?

Lidia

Wydaje mi się, że życie w ogóle nie jest zbyt wesołe.

Od strony stacji nadchodzi Riedozubow. Zbliża się, przystaje, kaszle. Nikt go nie spostrzega. Podnosi rękę do czapki i szybko opuszcza ją jakby w obawie, że ktoś zauważył ten ruch.

C z e r k u n

Nie spodziewałem się, że pani tak powie.

Lidia

Dlaczego?

C z e r k u n

Nie wiem, ale zdawało mi się, że pani powinna inaczej zapatrywać się na życie...

Lidia

Cóż to jest życie? Ludzie, widziałam wielu ludzi, wszyscy są jednakowi.

Riedozubow

Jestem tutejszym burmistrzem, Wasilij Iwanowicz Riedozubow, burmistrz.

Czernku

chłodno

Czego pan sobie życzy?

Riedozubow

Ja do kierownika. Czy pan jest naczelnikiem?

Cyganow

Obaj jesteśmy naczelnikami - czy może pan sobie to wyobrazić?

Riedozubow

Wszystko jedno. Potrzebne wam będzie drzewo na podkłady?

C z e r k u n

oschle

Złociutki, o interesach będę rozmawiać za tydzień, nie wcześniej.

Milczenie.

Riedozubow zdziwiony

Pan może... nie tego...?

Czerkun

Co?

Riedozubow

Powiedziałem, że jestem tutejszym burmistrzem...

C z e r k u n

Słyszałem... no i co z tego?

Riedozubow

powstrzymując gniew

Mam sześćdziesiąt trzy lata... jestem syndykiem cerkwi*/, całe miasto mi podlega...

*/ W oryg. cerkownyj starosta — wyznaczony lub wybrany przez ogół jeden z parafian, który miał pieczę nad majątkiem cerkiewnym.

C z e r k u n

Dlaczego pan myśli, że te wiadomości są mi potrzebne?

Cyganow

Wielce szanowny panie, kiedy tylko przyjdziemy trochę do przytomności, bezwzględnie weźmiemy pod uwagę pańskie cenne przymioty...

C z e r k u n

A tymczasem proszę zostawić nas w spokoju. Kiedy zajdzie potrzeba, wezwiemy pana.

Riedozubow, zmierzywszy Czerkuna gniewnym spojrzeniem, odchodzi bez słowa.

Anna

Jegorze, czemu ty... tak do niego obraźliwie? To przecież starszy człowiek.

C z e r k u n

Bezczelny! Znam ja takich. To nie burmistrz, ale paszcza... głupia i chciwa paszcza... Wiem...

Cyganow

do Lidii

Jak pani się podoba ten rudy awanturnik?

Lidia oschle

Jeśli mam być szczera — nie bardzo.

Bogajewska

Lido, trzeba iść.

Anna

Mój maż jest zawsze trochę ostry, ale w gruncie rzeczy jest...

Czerkun

...miękki i dobry — to chciałaś powiedzieć? Proszę jej nie wierzyć... Jestem w istocie takim, na jakiego wyglądam...

Lidia

Do widzenia... Ach! Ten człowiek nie mnie obchodzić się z koniem...

szybko wychodzi na prawo, za nią Bogajewska

Bogajewska

Więc oczekujemy państwa...

Cyganow

Dziękujemy i nie omieszkamy...

Anna

A gdzie jest ten student... nasz student?

Czerkun

patrzy na miasto

Nie wiem.

Anna

Czy można go poprosić, żeby przypilnował rzeczy, jak sądzisz? Nie wypada, żeby Stiopa...

Czernku

Nie jest lokajem...

Cyganow

George! Patrzysz na to miasto niby Atylla na Rzym... Do jakiego stopnia wszystko zmarniało na tym świecie!

C z e r k u n

Obrzydliwe miasteczko... Czy ta kobieta miała kochanków?

C y g a n o w

Rzeczywiście, bracie... to jest pytanie!

Anna

Fe, Jegorze!

C z e r k u n

Co? Jesteś zgorszona? Nie wiesz, że wiele kobiet ma kochanków?

Anna

O tym się nie mówi w ten sposób!

Czerkun

One nie mówią, ja mówię. Czy to niemoralnie?

Anna

Nieprzyzwoicie i... ordynarnie.

C z e r k u n

Myślałem, że niemoralnie. Miała — Sjergiej?

Cyganow

Nie wiem, mój drogi. Nie przypuszczam. I jeśli usłyszę o niej coś... podobnego — nie uwierzę...

Nadchodzą Pritykin i D u ń k i n y m ą ż.

Pritykin

Proszę bardzo, wszystko gotowe! Rzeczy państwa przeniesiono już na prom, proszę uniżenie.

Cyganow

Dziękuję panu! Fatygował się pan, prawda?

Pritykin

Zlitujcie się!... To drobnostka... zresztą obowiązek gościnności...

Cyganow

Pan jest przemiłym człowiekiem, słowo daję! Ale proszę mi powiedzieć — co wy tu pijecie?

Pritykin

Wszystko!

Cyganow

Ale co przede wszystkim?

Pritykin

Wódkę.

Cyganow

Gust niewybredny, ale — zdrowy...

Wychodzą.

C z e r k u n

do Anny

Chodźmy...

Anna bierze go pod rękę

Dlaczego tak nagle... spochmurniałeś? Powiedz!

C z e r k u n

Jestem zmęczony...

Anna

To nieprawda... ty się nigdy nie męczysz...

C z e r k u n

No, to — zakochałem się...

Anna cicho

Czemu tak szorstko, Jegorze? Czemu?

D u ń k i n y mąż

podchodzi

Jaśnie wielmożny panie...

C z e r k u n

Wynoś się...

Anna

podaje pieniądz

Weźcie...

Wychodzą.

Matwiej

wyskakuje

Ile dała?

Duńkiny mąż

Dwadzieścia kopiejek. A wszystkiego zebrałem sobie rubel dwadzieścia...

Mątwiej Żeby cię... A ja — dwie piątki...

Pritykin

woła

Hej, chłopcze!

Matwiej

Lecę...

wybiega

Przez płot gramoli się Pawlin.

Pawlin

Rubel dwadzieścia, powiadasz?

Duńkiny mąż

lękliwie

Rubel dwadzieścia.

Pawlin

Pokaż no... No tak, rzeczywiście. Ale za co? gadaj! Masz, smoluchu! Wynoś się!... Stój! Opowiedziałbym ci jeden f igiełek... opowiedzieć?

D u ń k i n y mąż

Pan będzie łaskaw, Pawlinie Sawieljiczu...

Nadchodzi Riedozubow.

Pawlin

surowo

Idź, idź! Co się tu szwendasz?

Riedozubow

Poszli?

Pawlin

Poszli...

Riedozubow

O czym gadałeś z ich dziewczyną?

Pawlin

Tak ogólnie... ale nic nie mogłem... Nawet rubla jej dałem.

Riedozubow

Po co? Może potem powiedzieć, że chciałeś ją przekupić...

Pawlin

Wasiliju Iwanowiczu, dałem — w myślach... Pomyślałem tylko — a co będzie, jeśli dam jej rubla? Ale uznałem, że to nie pomoże! Zepsuta dziewczyna...

Riedozubow nie słucha, tylko patrzy na miasto.

Wasiliju Iwanowiczu! Ale przecież to zbiegła córka Duńkinego męża... sama się do tego przyznała...

Riedozubow

nagle surowo

A czy ty wiesz, że sam gubernator podaje mi rękę.

Pawlin

z uszanowaniem

Jakżebym nie wiedział! Wszyscy o tym wiedzą...

Milczenie. Z okna słychać głos Stiepana.

Riedozubow

półgłosem

Kto to mówi?

Pawlin cicho

Siostrzeniec Iwakina... student...

Riedozubow tak samo

Cicho...

Słuchają. Gdzieś żałośnie wyje pies, odzywa się derkacz.

Stiepan

Wybudujemy nową drogę i zburzymy wasz stary świat...

śmieje się

Riedozubow

półgłosem

Słyszałeś?

Pawlin z przekonaniem

Kłamie...

Riedozubow

Pamiętaj!

Riedozubow wychodzi, za nim Pawlin.

AKT DRUGI

Ogród Bogajewskiej. Między drzewami rozpięte płótno, pod nim zwykły, niepoliturowany, duży stół, przy stole siedzi Czerkun, przed nim plik papierów, mapy, szkice. Z lewej strony dom, do którego prowadzi szeroka ścieżka, w głębi ogrodu — płot. Z lewej strony pod drzewami, w plecionym fotelu siedzi Anna z książką w ręku.


Anna

przeciągając się

Gorąco ci?

Czerkun

Oczywiście.

Anna

Sjergieja Nikołajewicza wciąż jeszcze nie ma... Ty zawsze więcej pracujesz — a nigdy nie możesz go prześcignąć. Dlaczego?

C z e r k u n

nie podnosząc głowy

On ma to, czego mnie jeszcze brak — doświadczenie, wiedzę...

Anna

Ale on jest taki... niemoralny.

C z e r k u n

Wiedza jest cenniejsza od moralności...

Milczenie.

Anna

Jacy tu wszyscy ciekawscy. Podglądają nas, śledzą... Tacy naiwni...

Czerkun

Mówiąc po prostu — idioci...

Anna

I teraz na przykład — w sąsiednim ogrodzie ktoś chodzi wzdłuż płotu i patrzy przez szpary. Widzę, jak błyszczą oczy.

Czerkun

Do diabła z nimi... niech sobie błyszczą...

S t i e p a n

wchodzi

Proszę pana, zgodziłem tego Matwieja Gogina, to jego paszport!...

Anna

Proszę mi dać...

Czerkun

Niech pan jej nie daje, schowa go gdzieś, a potem będzie mnie pytać, gdzie schowała... To niezbyt zabawne...

S t i e p a n

Ależ ludzie tu! Zdumiewająca dzicz! Jak się tak patrzy na nich, to człowiek zaczyna powątpiewać o przyszłości Rosji... A jeśli się pomyśli, ile tysięcy wsi i miast zaludniają podobne osobniki — ogarnia człowieka beznadziejny, czarny pesymizm...

C z e r k u n

Dla człowieka pracy pesymizm jest tak samo zbyteczny jak białe rękawiczki. No i co, jaki jest ten Matwie j?

S t i e p a n

Zdaje się, że niezbyt głupi... O, właśnie idzie. Nie jestem panu potrzebny?

Zbliża się M a t w i e j. Jest ubrany schludniej niż w pierwszym akcie.

Czerkun

Nie. (do Matwieja) No, cóż powiecie?

Matwiej

Chcę podziękować wielmożnemu panu za to, że mnie przyjął...

C z e r k u n

Nazywam się Jegor Pietrow, jestem tak samo jak i wy chłopem, a nie wielmożnym panem. Nie mamy sobie za co dziękować: wy będziecie pracować, ja będę wam płacił. Ale gdyby wam przyszło do głowy oszukiwać mnie, przepędzę was i podam do sądu... Zrozumiano ?

Matwiej

Rozumiem. Już ja się postaram dla pana...

Czerkun

Zobaczymy... Idźcie.

Matwiej

rozmyśla chwila, waha się

Dziękuję uniżenie...

Czerkun

spogląda na niego

A jednak?

Matwiej

Co, proszę pana?...

Czerkun

Nic! Odejdźcie...

Milczenie.

Anna

Jegorze, jakiś ty wymagający w stosunku do ludzi.

C z e r k u n

On obchodzili się ze mną tak samo...

Milczenie.

Anna

Podoba ci się Tatjana Nikołajewna?

C z e r k u n

Jej siostrzenica więcej.

A n n a

Czemu mnie denerwujesz?

C z e r k u n

Czemu się dajesz denerwować? Nie pozwól...

Nad płotem ukazuje się głowa Griszy Riedozubowa.

Anna

z trwogą

Jegorze, patrz! patrz!...

Czerkun

zdziwiony Czego pan tu chce?

G r i s z a z uśmiechem

Niczego. Ja tak sobie... tylko z ciekawości...

C z e r k u n

Kto pan jest?

G r i s z a

Riedozubow…pański sąsiad...

Anna

Jaki on ma szczery uśmiech! Zaproponuj mu, niech tu przyjdzie...

C z e r k u n

Śmiało... Chodź pan do nas! No cóż, zapoznamy się.

G r i s z a

Ja tędy nie przejdę... jestem gruby...

Anna ze śmiechem

To niech pan wejdzie bramą...

G r i s z a

Hm... to znaczy przez ulicę? Dobra...

znika

Wchodu Cyganow.

A n n a

Jaki on śmieszny!

Czerkun

No, i masz rozrywkę...

Cyganow

Chciałem zasnąć i — nie mogłem, do diabła! Latają jakieś powiatowe muchy — bzz, bzz! I z rozmachem — bum! — w szybę. Siadają na nosie, łaskoczą...

Czerkun

A poza tym głowa pewnie boli po wczorajszym...

Cyganow

Taak, rozumiesz... serdeczne przyjęcie inżynierów w mieście powiatowym odbyło się dla mnie niezbyt pomyślnie... Co oni tu piją?

Czerkun

Pritykin nazywa to diabelskim napojem...

Cyganow

Mocna sztuka jak piekło... Wiesz, George, jakie to dziwne! Widocznie zaczęło mi się odbijać czy co. Nagle dziś przypomniałem sobie tę... taka bruneteczka... jakże ona się nazywała? Chórzystka z operetki... potem utopiła się w Mojce... znałeś taką?

Czerkun

Nie...

Cyganow w zamyśleniu

Malutka... miłe oczka... I właśnie dzisiaj jedna mucha, której podpaliłem skrzydła papierosem, przypomniała mi tę dziewczynkę... jak jej było na imię?

Anna

patrzy w kierunku domu

Co to? Oj, patrzcie!

Cyganow

Halucynacja?

Czerkun

Fe, co za bęcwał!

Grisza

w ciężkiej futrzanej szubie •

Oto jestem... uf! Ciężko mi!

Czerkun

Słuchaj no... typie jeden! Po co pan tak się wystroił?

G r i s z a

z uśmiechem

W szubę? To ojciec tak ze mnie pot wyciska... Żebym schudł: w jesieni mam iść do wojska... więc on tak ze mnie tłuszcz wyciska...

Cyganow

Dowcipnie...

Czerkun

I pan tak pozwala się nad sobą znęcać?

G r i s z a

Cóż robić? Z nim nie można się sprzeczać... bije. A może doprawdy nie wezmą mnie do wojska, jak schudnę?

C z e r k u n

No, proszę zdjąć szubę. Wstręt bierze patrzeć. Jak panu nie wstyd? Proszę pomyśleć, z pewnością dziewczęta śmieją się z pana! Co za potworność! Trzeba powiedzieć ojcu, że pan więcej nie chce... nosić szuby w takie upały. Rozumie pan?

G r i s za

Właśnie, niech mu kto powie... niech spróbuje!

Cyganow

Posłuchaj, młodzieńcze: a jeśli ojcu przyjdzie nagle ochota siąść na tobie i w święto kazać się wozić po ulicach?

Grisza

O, on się nie zhańbi, taki dumny!

C z e r k u n

nalega

Proszę zdjąć szubę!...

G r i s z a

zdejmuje

Dobra... tylko żeby on nie zobaczył!

Anna

Pan go kocha, prawda?

G r i s z a

po chwili

Jest już stary... niedługo pewno umrze... wtedy sam będę sobie panem!

C z e r k u n

Niech pan idzie do domu i przyśle go tu do minie.

G risza zdumiony

To znaczy kogo — ojca... przysłać?

Czerkun

No tak... jest w domu?

G r i s z a

speszony

Tak... jakże ja powiem? Patrzcie no! Przysłać — też! Czy to możliwe? On jest pierwszą osobą...

Czerkun

zrywa się

O, do diabła!

idzie w kierunku płotu

G r i s z a

wystraszony

Co pan...? Co on robi? Proszę pani... ja sobie pójdę... a niech was! A to figlarz!

C z e r k u n

Sjergiej! Nie puszczaj go... (woła przez płot) Hej, jest tam kto? Hej!

Anna śmieje się

Jegorze! To niepotrzebne, doprawdy...

G r i s z a

Proszę pani! To dopiero kawał! Zwabiliście mnie tutaj... a teraz... Pójdę sobie... Cóż to znowu?

Cyganow

Młodzieńcze, trzeba być bohaterem! W tym celu wystarczy tylko czekać spokojnie... proszę siąść!

C z e r k u n

przez płot

To pan? Pan pozwoli do mnie... Co? Tak, zaraz!

Riedozubow

za płotem

Grigorij! Griszka!

G r i s z a

przestraszony woła

Ojojoj! Boże!

C z e r k u n

Jest tu, u mnie...

Cyganow

O, zbliża się jeszcze jeden okaz miejscowej fauny...

G r i s z a

z lękiem

Masz ci los! To Pelagia Pritykina... no!

Cyganow

Wie pan, trzeba by się napić dla kurażu... To pomaga!

Grisza

Niech pan da... prędzej! Ach ty... no już...

Anna śmieje się,

No dosyć... och, jakiż z pana.. dziwak! Stiopa!

Pritykina

Dzień dobry!

Cyganow kłania się

Czego pani sobie życzy?

Pritykina

Czy Tatjana Nikołajewna jest w domu?

Cyganow

Niestety, tego nie wiem...

Wchodzi Stiopa.

Pritykina

Ach, Grisza! Dzień dobry!

Grisza

bąka niewyraźnie

No... teraz się zaczęło...

C z e r k u n

Dama wita się z panem, a pan siedzi...

Anna do S t i o p y

Proszę przynieść portwejn i likier...

Cyganow

I koniak, i wódkę...

G r i s z a

Ja ją znam...

Pritykina

Znamy się, a jakże! A to — żona pana? Jaką pan ma piękną żonę...

Czerkun

Ona też nie wie, gdzie jest Tatjana Nikołajewna...

S t i o p a wnosi na tacy butelki.

Pritykina

To mnie nie bardzo interesuje. Przecież, prawdę mówiąc, przyszłam nie do niej, tylko do państwa... ją zawsze mogę zobaczyć, a państwa nie miałam jeszcze zaszczytu poznać...

Czerkun

Anno! Myślę, że to się odnosi do ciebie...

Cyganow

do Anny

Jestem przekonany, że do pani... No, młodzieńcze, którą podać?

Grisza

Która mocniejsza...

Pritykina

Nie, ja do wszystkich. Pańska małżonka, oczywiście, ze względu na toalety, ale wy, łaskawi panowie, jesteście też bardzo zajmujący...

G r i s z a

Pije

Uf! Słodkie, ale... mocne!

Cyganow

kłania się Pritykinie

Jestem niezmiernie zaszczycony... Młodzieńcze, proszę zapamiętać: ten napój nazywa się szartrez...

Anna

do Pritykiny

Proszę, niech pani siądzie...

Pritykina

Merci! Od dawna już mówię Archipowi, to jest mężowi: „Ty, diable. Zapoznaj mnie z inżynierami!" A on mnie straszy: „Oni są — mówi — tacy nieprzystępni." A tymczasem państwo bynajmniej nie jesteście nieprzystępni, tylko, oczywiście, wykształceni — i dlatego — dumni... No cóż, każdy człowiek chce się czymś pochlubić — my na przykład chlubimy się pieniędzmi, a wy — nauką. Ale kto nic nie ma, ten... czym jest? Niby niemowlę, co po roku życia zmarło i nie można o nim nic powiedzieć! Takie właśnie urodziłam...

Anna

wstaje szybko

A może pani przejdzie tam, na werandę?

Pritykina

Przejdę się, droga pani, z przyjemnością! Jaka pani uprzejma, jaka miła... I tak się cieszę, że państwo przyjechali, tak się cieszę! Miasteczko mamy miłe, piękne, a jakie okolice... i lasy, i pola, i błota... i żurawiny, masa żurawin!

Cyganow

spogląda są paniami

Ceorge, to ciekawe, doprawdy... zajmująca kobieta!

G r i s z a

wybucha nagle śmiechem

To głupia baba!

Czerkun

Co?

Grisza

Mówię, że głupia. Stara, a wyszła za mąż za młodego... Bogata jest... On wszystko jej odebrał, a sam, oczywiście, lata... Spryciarz z niego! Och, ojciec idzie! Niech pan mnie zasłoni, ja jeszcze łyknę... Cyganow zasłania sobą Griszę. Grisza nalewa duży kieliszek likieru, prędko wypija i dziko wytrzeszcza oczy. Wchodzi Riedozubow patrząc spode łba na C z e r k u n a, za nim Pawlin z grubym zeszytem pod pachą.

Riedozubow bez ukłonu

Griszka! Co ty tu robisz?

Grisza uśmiecha się

Tak sobie... nic...

Czerkun

To ja go zaprosiłem...

Riedozubow

Po co?

Czerkun

Trzeba było.

Riedozubow

A czy on mnie zapytał, czy może iść?

Czerkun

Po co?

W milczeniu patrzą na siebie.

Riedozubow

Jestem jego ojcem...

C z e r k u n

No tak, szanowny panie, nie mam czasu na długie rozmowy... Pański syn powinien zdjąć tę idiotyczną szubę. Co za głupota!

Riedozubow zdumiony

Proszę... co takiego?

Pawlin ostrożnie odsuwa się od Riedozubowa.

C z e r k u n

Jeżeli zaś będzie nadal nosił tę szubę, napiszę do komendanta wojskowego, że pan zmusza syna do uchylania się od obowiązku służby wojskowej... rozumie pan?

Grisza

nagle

Tata! Chcę do wojska... jak Boga kocham!

Czerkun

Rozumie pan? To jest przestępstwo kryminalne...

Riedozubow stropiony

Chwileczkę! Jakim prawem? Pawlin, biorę cię na świadka... Griszka, idź do domu...

G r i s z a

Tata! Ja nie mogę schudnąć... nie mogę!

Z lewej strony za drzewami staje Pritykin.

Riedozubow

spokojnie

Pan, mój panie, przyjechałeś tu budować drogę... Buduj! Ja ci nie przeszkadzam... a ty także nie wtrącaj się do cudzych spraw, tak! A... a oczu... swoich zielonych oczu na mnie nie wytrzeszczaj... Grigorij, do domu! To ja się poskarżę... pojadę do gubernatora...

Cyganow

z łagodnym uśmiechem

Ale przyjedzie pan na ławę oskarżonych... I to mając sześćdziesiąt lat! Jako burmistrz, syndyk cerkwi, kum naczelnika straży ogniowej i tak dalej, i tak dalej... Taka olśniewająca kariera i taki ponury koniec! Proszę to sobie wyobrazić...

Riedozubow

Grigorij, idź do domu, ty psie! Nie słuchaj, nie patrz na nich...

Grisza z pijackim płaczem

Oni ciebie... do więzienia! I mnie do więzienia!

Riedozubow chwyta go za rękę

Chodź, psie...

szybko wychodzi

Czerkun

za odchodzącym, spokojnie

Wielce szanowny panie! jeśli pan obije syna — będzie to pana drogo kosztowało...

idzie za nimi

Pritykin

zdziwiony

Przeląkł się! Wasilij Iwanów Riedozubow przeląkł się!

Cyganow

Lubi honory, co?

Pritykin

Uu! Strasznie! Jeżeli wiozą kogoś do grobu z honorami — to nawet takiemu zazdrości — położyłby się na jego miejscu! Widzieli państwo słupy z kamienia przed jego domem? Zagrodził nimi ulicę, chciał wybudować taki paradny ganek jak u księcia Chriaszczewatego... Zabroniono mu psuć ulicę — już siódmy rok się procesuje, nie chce ustąpić... Nigdy i nikomu nie ustępował...

Pawlin

wysuwa się do przodu i wylicza na palcach

Pozwolę sobie zauważyć, że to człowiek okrutny: jedną małżonkę wpędził do grobu, druga — uciekła do monasteru, jeden syn pęta się jak głupek, drugi przepadł bez śladu...

Cyganow

Pan pozwoli, drogi panie, pan co za jeden?

Pawlin

Ja, proszę?... Mnie tu wszyscy znają...

Wchodzi S t i o p a, zbiera ze stoki butelki i wynosi je.

Pritykin

To koleżka Riedozubowa, także ziółko!

Pawlin

Pragnę żyć w zgodzie ze wszystkimi...

Cyganow

Pan sobie czegoś życzy ode mnie?

Pawlin

Właśnie. Napisałem dzieło... i pragnąłbym, jako że jest pan człowiekiem wykształconym, poznać pański sąd, o który gorąco proszę. Tytuł dzieła brzmi:

„Niejakie rozważanie o wyrazach, ułożone dla ujawnienia kłamstwa przez bezinteresownego miłośnika prawdy." Dziewięć lat pisałem...

Cyganow bierze zeszyt

Cóż pan tu rozważa?

Pawlin

Jestem przeciwny nowym wyrazom... Jako że czyny ludzkie pozostały od czasów pradawnych niezmienione, a tylko nadano im inne nazwy; właśnie sprzeciwiam się temu... W ogóle — przeciwko nowym wyrazom.

Cyganow

Cóż to takiego — nowe wyrazy?

Pawlin

Na przykład: dawniej mówiono pozew, a dzisiaj mówi się — korespondencja...

Pritykin

To w związku z tym, że nawymyślali mu w gazecie za donos na nauczyciela... Ale chyba burmistrzowi Riedozubowowi nie sprzeciwiałeś się ani trochę...

Pawlin

Mały krzew nie zakryje swoim cieniem dużego drzewa, Archipie Fomiczu! On stoi wyżej ode mnie przez swoje stanowisko w mieście... To, co niedostępne — jest nieosiągalne!

Cyganow

idzie w stronę domu

Dobrze, przejrzę pański rękopis..

Pawlin

Będę głęboko wdzięczny...

Cyganow

Wstąpi pan do mnie kiedyś...

Pawlin

Będę to sobie poczytywał za obowiązek...

Wszyscy trzej wychodzą. Nad płotem ogrodu Riedozubowa ukazuje się Katia, która uważnie się rozgląda. Na dźwięk głosu Czerkuna — znika. Wchodzą Czernku i Anna.

Anna

To nieładnie tak naśmiewać się z ludzi za to, że są głupi!

C z e r k u n

Są źli...

Anna

Wszystko jedno — to z głupoty...

C z e r ku n

Ach, wiem dobrze, co powiesz...

Anna

Jegorze, jak ciężko z tobą żyć!

C z e r k u n

Tobie jest ciężko? Mnie na razie tylko nudno... (siada przy stole) Tam czekają na ciebie ci... goście...

Anna

Już idę. Czy... nie chcesz mnie pocałować?

C z e r k u n

Nie...

Anna odwraca się, szybko i wychodzi. C z e r k u n zabiera się: do pracy. Nad płotem znowu ukazuje się K a t i a — rzuca w Czerkuna kamieniem, potem kijem. Znika.

C ze r k u n

w stronę, płotu

Hej, ty dzikusie! Nie znoszę takich żartów!

Katia

za płotem

A ja gwiżdżę na pana... słyszy pan?!

C z e r k u n

wstaje

Kobieta ?

Katia

Nie pańska sprawa... rudzielcze!

C z e r k u n

Jeśli nawet pani jest kobietą, to przecież ciskać kamieniami jest i ordynarnie, i głupio...

Katia

A pan śmie obrażać ludzi?

C z e r k u n

Jakich ludzi?

Katia

Aha, jakich... Ojca i brata...

Czerkun

A, to tak! Ale jednak to nieuczciwie rzucać z ukrycia... Mogłaby się pani chyba pokazać...

Wchodzi Stiepan i ze zdziwieniem patrzy na Czerkuna.

Katia

Myśli pan, że się pana boję?

C z e r k u n

Mógłbym nawet tak pomyśleć... Ale raczej to, że pani jest bardzo brzydka.

Stiepan

Szefie, z kimże to pan rozmawia?

Czerkun

Z pewną damą...

Stiepan rozgląda się

Ale... gdzie ona jest?

Czerkun

Tam...

Stiepan

Nic nie rozumiem! Sprawnik chce się z panem zobaczyć,..

Czerkun

Co tam znowu?

Stiepan

Nie wiem. Pójdę zobaczyć, co to za dama...

Katia

Spróbuj tylko!

Czerkun wychodząc

Ostrożnie... Ona ciska w mężczyzn kijami.

Katia

Tylko w rudych...

Stiepan

A więc mnie nie walnie pani kijem?

Katia

Niech pan wlizie — zobaczy pan!

S t i e p a n

Hm... jakoś straszno... A jednak — wlizę!

Katia

ukazuje się nad płotem

Nie trzeba. Gdyby ojciec zobaczył, dalby panu. Czego pan chce?

Stiepan

Nic. A pani?

Katia

Kiedy przyjdzie rudy — z pewnością dostanie ode mnie kamieniem w nos...

Stiepan

Oho! Za co?

Katia

Już ja wiem, za co! Niech pan powie, czy ta piękna pani to ślubna żona rudego?

S t i e p a n

A pani na co ta wiadomość?

Katia

Widocznie potrzebna. A czy on ją kocha?

Stiepan

Niech pani jego o to zapyta... albo ją...

Katia

A pan niby nie wie?

Stiepan

Nie mam w tych sprawach doświadczenia...

Katia

A jakże — niech pan nie udaje! Wszyscy studenci to rozpustnicy, w Boga nie wierzą i czytają zakazane książki... wiem przecież! Czy pan też czyta zakazane książki?...

Stiepan

Przyznaję się...

Wchodzi Cyganow, zatrzymuje się i słucha z uśmiechem.

Katia

Ach, co za bezwstydnik z pana! Po cóż pan to robi?

Stiepan

Tak sobie, proszę .pani, z przyzwyczajenia!

Katia półgłosem

Niech pan mi pożyczy jedną... tylko jakąś ciekawszą... dobrze? Bardzo lubię czytać... ojej!

znika

Stiepan ogląda się.

Cyganow

Ładnie, ładnie, młody człowieku!

Stiepan zmieszany

No... pan zaraz... Nie ma w tym nic nadzwyczajnego... po prostu prosiła o książkę... oczywiście, przez płot... No i co w tym takiego?

Cyganow

Przecież ja nic nie mówię!

Stiepan

Ale pan się uśmiecha...

Cyganow

Nie bardzo pan jest elokwentny, to znaczy, że jeszcze się pan nie zakochał...

Stiepan

Jeszcze by też — miłość! Po co to?

Cyganow

Ja też często zapytywałem siebie — po co? Ale to, młodzieńcze, nic mi nie pomagało i znowu się kochałem... A ona jest ładniutka, wie pan, takie rozczochrane diablątko... życzę powodzenia...

wychodzi wziąwszy ze stołu zwój map

S t i e p a n patrzy na płot, po chwili usiłuje na niego wejść.

Wchodzą Bogajewska i Nadieżda.

Bogajewska

Dlaczegóż to pan włazi na plot, młody człowieku?

S t i e p a n

Czapka... powiesiłem czapkę i tam mi spadła...

Bogajewska

Ale przecież czapkę ma pan na głowie!

Stiepan

To nie ta... tamta była... inna...

Bogajewska

Pan, zdaje się, zgubił głowę, a nie czapkę... Nadieżdo Polikarpowno, zapoznajże się z panem — to Stiepan Daniłowicz Łukin...

Nadieżda

patrzy na niego z uwagą

Jaki młodziutki...

Bogajewska

zapala papierosa

Więc zostawmy go, niech sobie łazi po płotach... O, wszyscy tu idą... Ach, Nadieżdo, mów jak najmniej — może wydasz się ludziom mądrzejsza...

Wchodzi Stiopa, przynosi kosz z naczyniami, butelkami limoniady, likierem, zbiera ze stołu papiery, nakrywa stół obrusem, Po pewnym czasie wchodzą Doktor, Cyganow i Anna.

Nadieżda spokojnie

Ja jestem bardzo mądra...

Bogajewska

Nie kłam. Pomyśl, przecież ty o niczym nie potrafisz mówić, tylko o tej swojej miłości...

Nadieżda

O niczym innym nie potrafię...

Cyganow

do Doktora

Doktorze, najpierw napijemy się z panem, prawda?

Doktor

I potem też się napijemy.

Cyganow

Potem też, oczywiście... Stiopa, już? O, proszę...

zabiera się do otwierania butelki

Doktor patrzy na Nadieżdę tępym, nieruchomym wzrokiem. Anna zbliża się i siada koło niej.

Anna

Pewno nudzi się pani tutaj?

Nadieżda

Są tacy, co się na to skarżą... Ale ja się nie nudzę: po całych dniach czytam książki albo siedzę i myślę...

Anna

Co pani czyta? Romanse?

Nadieżda

A cóż więcej można czytać? Był tu ktoś, pracował w urzędzie ziemskim, potem się zastrzelił...

Anna

Zastrzelił się? Dlaczego?

Nadieżda

Nie wiem...

Doktor ponuro i złośliwie

Z miłości do niej...

Bogajewska

tonem wyrzutu

Ej, ojczulku...

Nadieżda spokojnie

Pożyczał mi jakieś inne książki, nie romanse... ale były nudne, więc ich nie czytałam...

Cyganow

A tu, w mieście, w prawdziwym życiu — czy zdarzają się romanse?

Nadieżda

A jak można bez tego? Tu także ludzie się kochają.

Anna

Żałosna pewno ta tutejsza miłość...

Nadieżda

Miłość jest wszędzie taka sama, jeśli jest prawdziwa...

Cyganow

A jaka miłość jest prawdziwa?

Nadieżda

Ta na cale życie...

Cyganow

Hm... tak! Pani musiała przeczytać wiele romansów... Myślę, że pani często się oświadczają...

Nadieżda

Nie, nie bardzo... O, ten urzędnik, co się zastrzelił, pisał do mnie listy, a przed nim oświadczył mi się naczelnik urzędu ziemskiego.

Doktor

powoli odchodzi na bok.

Ale potem pojechał na polowanie, zaziębił się tam po pijanemu i po trzech dniach umarł...

Anna

drgnąwszy

Umarł?

Nadieżda

Tak. Nie podobał mi się. Dużo pisał, sapał przez nos i miał taką czerwoną twarz. Teraz to doktor mówi, że mnie kocha...

Bogajewska

z wyrzutem

Moja droga, dałabyś już spokój!

wstaje, idzie w strony domu

Wśród drzew stoi nieruchomo Doktor i patrzy na N a d i e ż d ę.

Anna przygnębiona

Jak pani to opowiada... tak po prostu!

Cyganow z powagą

A pani... jak pani odnosi się do niego?

N a d i e ż d a

Nijak. Jest podobny do mojego męża...

Cyganow

Co też pani mówi! Nie widzę tego bynajmniej!

Nadieżda

Tak, jest podobny. Zewnętrznie niepodobny, ale charaktery pokrewne. Obaj lubią łowić ryby, a kto lubi łowić ryby, ten już jest jak półtrup: siedzi nad wodą, jakby oczekiwał śmierci...

Cyganow do Anny

Jest w tym coś z prawdy...

Anna

To by się podobało Jegorowi...

Nadieżda

Jakie czarujące oczy ma pani mąż! A włosy — jak ogień! I w ogóle — to wspaniały mężczyzna... gdy się go raz zobaczy — trudno zapomnieć! Bo tutejsi mężczyźni mają wszyscy jednakowe oczy, a nawet... tak jakby wcale nie mieli oczu...

Anna półgłosem

Jaka pani... dziwna!

Cyganow powoli

Taak... Powiedziałbym nawet — straszna...

Nadieżda

uśmiecha się po raz pierwszy

Pan to mówi - poważnie?

Cyganow

Daję słowo honoru!

Nadieżda

Bo doktor mówi to samo...

Anna cicho

Biedny doktor...

Rozlega się śmiech Monachowa. Wchodzą Czerkun, Sprawnik, Monachow, Lidia i Bogajewska.

Czerkun

Anno! Jakub Aleksjejewicz już odchodzi...

zostaje na boku z Lidią

Anna

Nie chce pan posiedzieć dłużej?

Sprawnik

Stokrotne dzięki! Jak na pierwszy raz — wystarczy. A czy pan wie, Sjergieju Nikołajewiczu, jakoś tak — niepostrzeżenie — wypiłem cały xeres *. Rzeczywiście, piekielne wino!

*/x e r e s (cheres) — gatunek białego wina hiszpańskiego

Cyganow z roztargnieniem

Proszę poczekać — wkrótce otrzymam coś w tym rodzaju...

Sprawnik

Czekam! Czekam z niecierpliwością! śmieje się

M o n a c h o w

podchodzi do Doktora

No cóż, ojczulku?

Doktor

Nic... myślę... że trzeba by napić się piwa...

Monachow

Pij! Minie smutek...

Sprawnik

A więc jutro przejażdżka łódkami? O piątej po południu przyślę po was konie straży ogniowej... A może być muzyka?

Bogajewska

Ależ zlitujcie się, ojczulku... co za przyjemność, kiedy bębenki w uszach pękają? Przecież strażacy w mieście też mogą się przydać.

Sprawnik

Niech Bóg broni! Nie lubię pożarów i w ogóle goraca! (śmieje się) Do widzenia państwu! Strasznie się cieszę, że w moim mieście zamieszkają tacy ludzie... i w ogóle... nie umiem przemawiać...

N a d i e ż d a

Pan końmi?

Sprawnik

Ale oczywiście. Odwieźć panią do domu? Bardzo proszę!

Cyganow

Gdzie pani się śpieszy, Nadieżdo Polikarpowno? Proszę zostać!

N a d i e ż d a

Czas do domu... Do widzenia... Maurycy, jadę do domu... Anno Fiodorowno, do widzenia!

Monachow

Do domu? Cudownie, Nadiu...

Anna

Zawsze chętnie będę panią widzieć...

Cyganow

Ja też...

Sprawnik

Przyjemnie na nią patrzeć, co? Madame, służę ramieniem! Anno Fiodorowno, do zobaczenia! Sjergieju Nikolajewiczu, więc czekam... gdyby coś tam... Szanowna Tatjano Nikolajewno, dobranoc pani...

Bogajewska

Jeszcze wcześnie, ojczulku... bardzoś łaskawy!

S p r a w n i k

Dla pani — wszystko... Ale wiecie, jestem wdzięczny burmistrzowi, chociaż to głupi chłop... Gdyby się na was nie poskarżył — jeszcze nieprędko bym was poznał! Wszystkiego najlepszego!...

wychodzi wraz z Nadieżdą

Anna

podchodzi do Doktora

Doktorze, chce pan przejść się po ogrodzie?

Doktor

Proszę... chodźmy.

Anna

Mógłby pan powiedzieć chociaż — z przyjemnością...

Doktor

Oduczyłem się mówić po ludzku...

Idą rozmawiając. Czerkun i Lidia, oboje poważni, podchodzą do stołu rozmawiając półgłosem. Cyganow patrzy w skupieniu za odchodzącą Nadieżdą, nalewa sobie duży kieliszek i wypija. Monachow stojąc przy stole mlaska językiem z aprobatą.

C z e r k u n

Ależ ty pijesz na umór, Sjergieju!

Cyganow

Mój drogi, naucz się trochę galanterii od sprawnika.

Czerkun do Lidii

Pani wybaczy... Na chwilkę, Sjergieju... Słuchaj, ta głupia baba, żona inspektora, tak mnie pożera oczami...

Cyganow

George, jesteś głupi... to mi sprawia przyjemność!

Czerkun

Nie, poważnie... mnie to krępuje...

Cyganow

Idź! Czekają na ciebie...

Czerkun

wzruszywszy ramionami wraca do Lidii.

Maurycy Osipowiczu, może likieru?

Monachow

Nie odmówię przyjemności nawet w godzinę śmierci...

Cyganow

Słusznie. Jeszcze cygaro. Czy pan gra w karty?

Monachow

A po cóż matura obdarzyła mnie rękami?

Cyganow

O, pan jest przy tym dowcipny... Posiadacz takiej pięknej kobiety (Monachow się śmieje) i zarazem miły kompan...

Monachow nagle

Chce się pan założyć?

Cyganow

Założyć — o co?

Monachow

Stawiam sto rubli na pańskich piętnaście, że pan się zakocha w mojej żonie! Przyjmuje pan?

Cyganow

patrzy na niego uważnie i mówi z nie pozbawioną wdzięku pańską bezczelnością

Pan nie ma nic przeciwko temu?

Monachow

kreśli palcem w powietrzu zero

Absolutnie nic! Błogosławię!

Cyganow

podnosi głos

A jeżeli — niech pan sobie wyobrazi taki casus — jeżeli ona zakocha się we mnie?

Monachow

Stawiam pięćset na sto, że nie!

Cyganow ze śmiechem

Pan jest bardzo miły... Ale tymczasem zostawmy to, dobrze? I zagramy w karty... Niech pan zawoła doktora. Pritykin tam z naszym studentem sprawdzają rachunki... weźmiemy go — on chyba nie zmarnuje okazji okradzenia nas, prawda?

Idzie w stroną domu, w którym Anna gra na fortepianie jakąś smutną melodię.

Monachow

Oczywiście!

Cyganow

Ludzie karłowacieją, łotry — rosną.

Monachow śmieje się. Spoza drzew wychodzą C z e r k u n i Lidia, idą powoli, zatrzymują się, koło stołu i rozmawiają stojąc.

Czerkun

Pani długo tu pobędzie?

Lidia

Nie wiem. Prawdopodobnie miesiąc...

C z e r k u n

Ja — prawie do zimy... do późnej jesieni...

Lidia

Nie lubię małych miasteczek: mieszkają w nich marni ludzie... kiedy jestem między nimi, pytam sama siebie, czy to są ludzie?

Czerkun

Tak, tak!... Gdy się wśród nich przebywa, gaśnie energia. W dużych miastach energia kipi dniem i nocą. Tam nieustannie ścierają się przeciwne siły, tam nigdy nie ustaje walka o życie. Płoną światła. Dźwięczy muzyka. Tam jest wszystko, co sprawia, że życie jest piękne.

Lidia

Duże miasto to symfonia. To czarodziejski pałac z bajki, gdzie jest wszystko i po wszystko można sięgnąć. Tam chce się żyć!

Czerkun

Tak, żyć! Chcę żyć intensywnie, chciwie... Widziałem już wiele, doświadczyłem całej pospolitości i wszystkich ciężarów życia. Był czas, że poniżano mnie tylko za to, że byłem głodny. A pani nie wie, jak ludzie poniżają człowieka za to, że ma brudną bieliznę i nie obcięte w porę paznokcie!

Lidia

Widzę, że było panu źle...

Czerkun

No tak! Muszę koniecznie porachować się z ludźmi za moją przeszłość, koniecznie! Nie mam ani litości, ani pobłażania dla tych chciwych i tępych zwierząt, które rządzą światem... A słabość tych, którzy się im poddają, doprowadza minie do wściekłości.

Lidia

Czy i teraz jest panu źle na świecie?...

C z e r k u n

Teraz? Tak... teraz też...

Lidia

szerokim gestem wskazuje wokoło

Nie tego panu potrzeba — panu trzeba szerokiego pola walki. Wydaje mi się, że pan jest zdolny do czegoś ogromnego... wielkiego... Pan jest taki... szczery... Ale czy pan umie siebie docenić? Cenić siebie zbyt wysoko to wcale nie błąd, można się podciągnąć, podskoczyć do tego poziomu, ale ocenić zbyt nisko swoją wartość, to znaczy pochylić się po to, żeby inni mogli przeskakiwać nam przez plecy.

Czerkun

Rozumiem to...

Lidia

Wydaje mi się, że człowiek nie powinien wiele posiadać, ale to, co posiada, musi być wspaniałe! Nie trzeba być chciwym... nie trzeba zaśmiecać swojej duszy tandetą i drobiazgami... Życie stanie się piękne wtedy, gdy ludzie zapragną czegoś niezwykłego...

C z e r k u n

Pani jest romantyczką...

Lidia

Cóż w tym złego... Jeśli nawet tak jest? Kto to?

Wchodzi D u ń k i n y mąż, jeszcze bardziej obdarty niż w akcie pierwszym. Jest pijany, więc kroczy odważnie.

Czerkun

Czego sobie życzycie?

Duńkiny mąż

jakby w natchnieniu

Pan pozwoli, że powiem... jestem — ojcem!

Czerkun

Czyim ojcem?

Duńkiny mąż

Jej, tej od was... pokojówki... Stiepanidy... Ona uciekła... ode mnie. Więc ja — żądam... jakem ojciec! Co mi zrobicie? Mam prawo żądać...

C z e r k u n

do Lidii

O, prawie taki sam był mój ojciec...

Lidia

Proszę go wypędzać — on jest wstrętny...

Czerkun

Czego tu chcecie?

Duńkiny mąż

Jej zarobku... Czyja córka? Moja. Więc i jej zarobek jest mój, i dlatego ja żądam... A jak nie — to zabiorę ją, zabiorę córkę... Pawlin powiada; nikt nie może trzymać u siebie cudzej córki... jeśli ona uciekła... A ojciec zawsze może żądać zarobku... Pawlin powiada...

C z e r k u n

Nie jesteście ojcem. Spłodzić dziecko to nie znaczy jeszcze być jego ojcem... Ojciec — to człowiek, a czy wy jesteście człowiekiem?

Lidia

z uśmiechem

Jaki pan młody! On nie zrozumie; po co pan to mówi?

C z e r k u n

Tak, nie zrozumie... Ej — wy, idźcie sobie stąd!

D n ń k i n y mąż

cofając się

A... zarobek?

Wchodzi Anna, zatrzymuje się i patrzy.

Czerkun

Idźcie stąd!

Duńkiny mąż

przestraszony i nieco wytrzeźwiony

No, trudno... pójdę... ale — niech pan da choć pół rubla!

Lidia rzucając pieniądz

Idźcie...

Czerkun

Prędzej! No?

Duńkiny mąż wychodzi nie oglądając się. Anna patrzy zza krzaków.

Lidia uśmiecha się

Jakie to proste! Tak więc zamienił córkę na kawałeczek marnego srebra. A nas chcą zmusić, abyśmy się litowali nad takimi ludźmi, a nawet ich kochali... jak panu się to podoba? O... Anno Fiodorowno! Zmęczyli panią goście?

Anna oschle

Ach nie. Grają w karty. Wyszłam popatrzeć...

Czerkun podejrzliwie

Na co popatrzeć?

Anna

Widziałam, jak wchodził do ogrodu ten nieszczęsny człowiek...

Lidia

No, idę do domu... Zobaczymy się wieczorem, nie żegnam się...

Czerkun

Tak... zobaczymy się...

Lidia wychodzi. Czerkun patrzy za nią. Anna spogląda na niego przygryzając wargi. Nagle przypada do niej Stiopa.

Stiopa

Po mnie przyszedł... po mnie?

Anna

Nie, Stiopa... Nie, nie... nie bój się!

Stopa

Na litość boską, niech mnie pani nie oddaje...

Anna

Ależ nie! Uspokój się... idź!

Stiopa

Pójdę do monasteru! Tam go nie wpuszczą... Nie wpuszczą, prawda?

Czerkun

Stiopa, idź! To wszystko głupstwo... On ci nic nie może zrobić...

Anna

Nie oddamy mu ciebie...

Stiopa wychodząc

O, Boże...

Anna

Zdaje mi się, Jegorze, że trzeba by tego człowieka jakkolwiek...

C z e r k u n ostro

Nic nie należy robić jakkolwiek!

Anna łagodnie

Jesteś zdenerwowany...

C z e r k u n

Nie.. Ale chcę ci powiedzieć, że zbyt wyraźnie podkreślasz swoją niechęć do Lidii Pawłowny...

Anna

Pozwól! Skąd ci to przyszło do głowy?

C z e r k u n

Anno, nieszczerość nigdzie nie jest potrzebna, tym bardziej między nami... Ona mi się podoba, z nią jest jakoś ciekawie; widzisz to i boisz się...

Anna z lękiem

Czego się boję? Ja... nie boję się, nie!

C z e r ku n

Anno, widzę przecież...

Anna

Co? co widzisz? Powiedz... powiedz... prędzej... Nie, nie mów... proszę cię — nie trzeba!

C z e r k u n

ponuro

Anno, ciszej...

Anna

Nic nie mów! Proszę cię... Pozwól mi się przyzwyczaić do tej myśli...

C z e r k u n

Ta myśl już dawno jest w tobie, a ty jeszcze ciągle nie przyzwyczaiłaś się...

Anna

A jeżeli — nie mogę! Przecież kocham ciebie, kocham! Wszystko ci przebaczam...

C z e r k u n

Nie potrzeba mi przebaczenia...

Anna

Jestem nudnym, zwykłym człowiekiem... wiem o tym, tak! Ale kocham cię... I bez ciebie nie mogę... nie mogę. Czyż można kimś z tego powodu pogardzać? Czy można... tak okrutnie...

C z e r k u n

Nie pogardzam tobą... To nieprawda... Ale nie kocham cię już. To prawda...

Anna

Ale kochałeś mnie... Nie... poczekaj! Mylisz się.

Czerkun

To wygasło. A żyć z żoną bez miłości może tylko rozpustnik... lub kłamca...

Anna

O, poczekaj! Poczekaj... Daj mi czas... spróbuję, może stanę się... inną! Może nie będę taka nieciekawa...

C z e r k u n

Ach, Anno! Wstydź się! Jak można zaprzeć się sie­bie?

Anna

Mój drogi! Mój ukochany... Nie mogę żyć bez ciebie...

C z e r k u n

twardo

A ja — z tobą...

idzie w stronę, domu

Anna przygnębiona siada powoli przy stole. Hałas. Sądząc po odgłosach, ktoś przełazi przez płot. Anna nie słyszy. Zza drzew wybiega K a t i a.

Katia

obejmując Annę

Kochana pani, moja droga! Proszę nie płakać... on jest podły...

A n n a

zrywa się

Niech pani odejdzie! Kto pani jest?

Katia

Głupi! Jak można tak mówić? Jak można nie kochać pani?

Anna

Kto pani jest? Jak pani...

Katia

Jestem Katia, Katia Riedozubowa! Niech pani go rzuci... pani jest młoda, jeszcze pani pokocha kogoś! Innego, miłego, dobrego... Ja go... Ja bym go wytrzaskała po twarzy...

Anna

Po co pani słuchała? O, mój Boże!

Katia

Wiem wszystko, co się dzieje u państwa... Całe dnie obserwuję was przez szpary... tak panią lubię, tak lubię!

Anna

powoli przychodzi do siebie

To nieładnie — podsłuchiwać...

Katia

Dlaczego nieładnie? Trzeba wszystko wiedzieć, to ciekawe! O, gdybym nie przyszła, pani siedziałaby sama i płakała... A tak, ja będę panią pocieszać...

Wchodzi S t i e p a n.

Anna

Proszę nie mówić... ciszej! Nic pani nie wie, nic nie słyszała... proszę panią!

Katia

z powaga

Rozumiem! Ach, to... ten!

S t i e p an

zdejmuje czapkę i kłania się

Ten sam... Raczyła pani przybyć przez płot?

Katia

A co panu do tego? Pan myśli, że muszę być głupia, bo chodzę przez płot? Nie głupsza od pana — niech pan się wynosi!

S t i e p a n

Masz babo placek! Czym ja panią rozgniewałem...

Katia

tupiąc noga

Proszę nic nie mówić! Nikt z panem nie rozmawia... Chodźmy.

bierze Annę za rękę,

Anna

Ja... przepraszam... nie mogę... nie mam czasu...

Katia

Rozumiem... Pobędę z panią... Chodźmy!

prowadzi ją w głąb ogrodu Zdumiony S t i e p a n zostaje sam. Wchodzą Riedozubow i Pawlin. Riedozubow jest rozczochrany i podniecony.

Riedozubow

Pawlin, biorę cię na świadka... dopiero co zwabili syna... spoili go... a teraz znowu córkę, (do Stiepana) Ty kto taki? Służący? Zawołaj państwa... Uważaj, Pawlin...

S t i e p a n

Pan się myli, szanowny panie...

Riedozubow

Wszystko mi jedno! To spelunka, a jakże! Och, farmazony, co? Wołaj ich!

S t i e p a n

Nie chcę...

Riedozubow

Co? Ja do ciebie mówię, a ty...

Wchodzi Czerkun.

Pawlin

To student...

Riedozubow

Aha! Czyli z tej samej szajki...

C z e r k u n

spokojnie

Co się stało? O co chodzi?

Riedozubow

Gdzie moja córka?

Czerkun

Nie wiem...

Riedozubow

Kłamiesz, farmazonie!...

C z e r k u n

do Stiepana

Co to takiego — farmazon?

Stiepan

Pierwszy raz słyszę...

Riedozubow

Nie żartuj pan! Gdzie mogą córka?

Pawlin

W naukowym języku mówi się: mason.

C z e r k u n

Proszę posłuchać, staruszku: pańska córka ciskała we mnie kamieniami, ale więcej nic o niej nie wiem... Rozumie pan?

Wbiega Katia,

Riedoznbow

Co to znaczy? Katarzyno... kto ci pozwolił...

Katia

No, no, nie krzycz... Chodź tutaj! Chodź, chodź... Nie bój się, on nie pójdzie...

Riedozubow

Córeczko! To nie dla ciebie miejsce.

Katia

do Czerkuna

Pan niech się nie rusza! Słyszy pan? Potworze!

wychodzi pociągając ojca za sobą

Stiepan śmieje się. Czerkun patrzy na niego z uśmiechem. Pawlin spogląda z zaciśniętymi ustami.

C z e r k u n

Głupio... ale bardzo przyjemnie, słowo daję! Zuch dziewczyna... Przychodzi, rządzi się... hm...

S t i e p a n śmieje się

Ach, do diabła! Ale zręcznie, co, szefie?

Czerkun

Trzeba pogadać ze starym...

Zza płotu ukazuje się wystraszona twarz Griszy.

Pawlin

Pozwolę sobie powiedzieć — że pan go porządnie wzburzył i zakłócił jego spokój...

Czerkun do Stiepana

Kto to jest?

S t i e p a n

z uśmiechem

Miejscowy mędrzec... i w ogóle człowiek do wszystkiego...

G r i s z a

Hej, panie!

Czerkun

No, co?

Grisza

Ale nie bił mnie... jak Boga kocham!

Katia wbiega

Niech pan słucha... no! Proszę tu przyjść... ojciec pana prosi... No, cóż pan tak szczerzy zęby? Wiem wszystko o panu... Och, rudzielec!

pokazuje mu język i wybiega

S t i e p a n wybucha śmiechem. P a w l i n nie wie, jak się zachować w tej sytuacji. Czerkun uśmiecha się i idzie za Katią. Grisza patrzy za nim z lękiem.

KURTYNA


AKT TRZECI

Ten sam ogród. Wieczór. Słońce zachodzi. Na galeriach drzew wiszą różnokolorowe lampiony. Na stole stoją butelki wina i przekąski; dokoła stołu porozstawiane w nieładzie różnego rodzaju krzesła. Przy stole krząta się S t i o p a. Pod drzewami M a t w i e j G o g i n, schludnie ubrany, otwiera butelki piwa. W głębi ogrodu, koło płotu, stoi Pritykin, obok niego Monachow przygrywa po cichu na klarnecie. W domu gwar, Ktoś gra na fortepianie jednym palcem „Czyżyka" i myli się nieustannie. Slychać śmiech Sprawnika.

M a t w i e j

Zebrałem już prawie trzy setki.

Stiopa

Co mnie to obchodzi?

Matwiej

To znaczy, że jestem niegłupi...

Stiopa

Wcale nie mówiłam, że jesteście głupi. Za to jesteście chciwi... ciągle tylko mówicie o pieniądzach... jak każdy chłop...

Matwiej

No to co, że chłop?

Wchodzi Czerkun i idzie w kierunku stołu, za nim Nadieżda.

C z e r k u n

Stiopa, proszę wody sodowej! (do N a d i e i ż y) Pani także chce się orzeźwić? Duszno tam, prawda?

Nadieżda

Nie... wcale...

C z e r k u n

Czemu pani tak jakoś dziwnie na mnie patrzy?

Nadieżda

półgłosem

Co w tym dziwnego?

C z e r k u n

z uśmiechem

Może pani napije się zimnej wody... sodowej, co?

Nadieżda

Nie, nie chce mi się pić...

C z e r k u n

idzie w kierunku domu

No to pójdę grać dalej...

Nadieżda powoli idzie za nim.

Matwiej

z uporem

Że jestem chłop, to nic nie znaczy! Stiepan Daniłycz jest studentem i wszystko wie, a mówi, że dawniej wszyscy byli chłopami, dopiero potem ci, co byli mądrzejsi, zrobili się panami... a tak!

Stiopa

Proszę się odczepić — nie lubię takich...

Matwiej

Pobierzemy się — polubisz... Jestem chłopak zdrowy...

Stiopa

jakby do siebie

Ja pójdę do monasteru...

Wchodzą Sprawnik i Cyganow, obaj lekko pijani.

Matwiej

śmieje się

Co to, to panna kłamie... do monasteru... też!

Sprawnik

przy stole

Wszystko tu jest wspaniale, tylko że do jedzenia i picia daleko.

Cyganow

nalewa wina

To jest kobieta - epos...

Sprawnik

Pan wciąż o niej?... No tak... bestia! Ja na przykład już dwa lata do niej się zalecam... Mężczyzna ze mnie nie ułomek, jak pan widzi, wojskowy i w ogóle. Pan nie jest bohaterem — powiada... A dlaczego nie jestem bohaterem? Nie wiadomo. Zresztą — co to znaczy: .bohater? Miasteczko powiatowe, a tu ni stąd, ni zowąd — bohater! Śmieszne...

Monachow i Pritykin podchodzą do stołu.

Bogajewska woła

Jakubie Aleksjejewiczu, pan rozdaje!

Sprawnik

idzie z kanapką w ręku

W tej chwili!

Cyganow

do Monachowa

A my tu ciągle mówimy o pańskiej żonie...

Monachow

Bardzo mi przyjemnie... A co mianowicie panowie mówią, jeśli wolno wiedzieć?

Cyganow

Chcemy zrozumieć, jaka ona właściwie jest? I ciągle nie rozumiemy...

Pritykin

Zrozumieć kobietę — to rzecz bardzo trudna...

Monachow

Mówisz o Marii Iwanownie?

Pritykin

ciągnie go za rękaw

Nie, w ogóle... Mało kto może zrozumieć kobietę...

Monachow

Co mi trzeba, ojczulku, zrozumiałem, a czego nie trzeba — na co mi rozumieć?

Pritykin

Oczywiście, dla świętego spokoju. A zresztą — wszystkiego nigdy nikt nie zrozumie...

Cyganow

Gdzież pan ją znalazł, przyjacielu? co?

Monachow

Zobaczyłem ją podczas nabożeństwa w szkole eparchialnej*/...

*/ Szkoła dla córek duchownych prawosławnych danej eparchii, czyli okręgu podległego władzy archijereja. Eparchia — cerkiewna jednostka administracyjna odpowiadająca diecezji w Kościele katolickim.

Pritykin

Właśnie idzie... a z nią doktor...

śmieje się

Monachow wtóruje mu niezbyt głośno. Cyganow patrzy na nich, wąsy drgają mu pogardliwie.

Monachow

do Cyganowa

Ale waszego Maupassanta nie pochwala — nudne, powiada, i wszystko zbyt krótkie. Za to mnie on się podoba! Tam są takie kawałki... że ojej!

Cyganow

Nadieżdo Polikarpowno, napije się pani jeszcze szampana?

Nadieżda

Proszę... Bardzo mi smakuje...

Monachow

Uważaj, Nadieżdo, bo się upijesz...

Nadieżda

Jak ty się ordynarnie wyrażasz! Mógłby kto pomyśleć, że już się kiedyś upiłam. Po co nosisz się z tym kijem?

Monachow

Bo niedługo będę grać.

P r i t y k i n

bierze Monachowa pod rękę

Chodźmy zobaczyć, jak sprawnik rozgrywa atu...

Idą, Monachow — niechętnie.

Cyganow

podaje Nadieżdzie kieliszek

Pani nie lubi klarnetu?

Nadieżda

Lubię gitarę, można na niej grać bardzo wzruszająco. A klarnet zawsze jakby miał katar... Pan za dużo pije, doktorze...

Doktor

Nazywam się Paweł Iwanowicz...

Cyganow

Proszę! Pierwszy raz słyszę, jak pan ma na imię... dziwne... prawda?

Doktor

Co znaczy imię? Tutaj nikt nie widzi duszy człowieka...

Cyganow

Drogi Pawle Iwanowiczu, jaki pan zawsze smutny...

Doktor

Nie każdy potrafi śmiać się w trupiarni...

C z e r k u n

woła

Sjergiej! Lidia Pawłowna cię prosi...

Cyganow

Przepraszam... Idę...

Doktor

uporczywie przypatruje się Nadieżdzie

Podoba się pani, ten?

Nadieżda

Sympatyczny... mówi ciekawie i zawsze jest czysto ubrany...

Doktor

półgłosem, głucho

To — łotr. Chce panią zdemoralizować... zrobi to... łotr!

N a d i e ż d a

spokojnie

Pan zawsze wszystkim wymyśla, a wtedy widać, że ma pan spróchniałe zęby...

Doktor

namiętnie i ze smutkiem

Nadieżdo! Nie mogę patrzeć na to, że jesteś między nimi... to mnie zabije! Z głębi serca mówię ci: odejdź! Oni są chciwi... nie ma dla nich nic świętego... gotowi wszystko pożreć...

Nadieżda

wstaje

Dlaczego mówi mi pan „ty". To całkiem nieuprzejmie...

Doktor

Nie odchodź, posłuchaj, jesteś jak ziemia pełna twórczych sił... nosisz w sobie wielką miłość... daj mi choć cząsteczkę! Jestem złamany, zmiażdżony przez tę namiętność... Będę cię kochał jak ogień, i na cale życie!

Nadieżda

Ach, mój Boże... a jeżeli pan mi się wcale nie podoba! Niech pan spojrzy na siebie — co z pana za kochanek? Aż śmiech bierze...

Doktor

Uważaj więc... i pamiętaj! Położę się na twojej drodze, zobaczysz! Jednego już zabiłaś... Ja będę drugi... kiedy tylko zobaczę, że ten szubrawiec zdobył cię...

Nadieżda

z lekką obrazą w glosie

Pan jest doprawdy bardzo niemądry! W jaki sposób ktoś może mnie zdobyć, jeżeli ja nie zechcę... A zresztą wszystko to nie powinno pana obchodzić... Jaki pan przykry... po prostu nieznośny!

Wiesjełkina wbiega

Wyobraźcie sobie, co za nowina! Przyjechała nagle Anna Fiodorowna... Nic nie rozumiem! To znaczy, że się nie rozeszli? Czy też pogodzili się? A jeśli tak, to co będzie z Lidią Pawłowną? Przecież on się w niej kocha...

Doktor odchodzi w stronę, stołu patrząc uporczywie na Nadieżdę.

Nadieżda

powoli

Jakie to ciekawe... Tylko że ja nie wierzę, że on się kocha w Lidii Pawłownie...

Wiesjełkina

Co pani mówi! Cale miasto wie o tym...

Nadieżda

Tego nie można wiedzieć, moja droga, ponieważ to jest w sercu.

Wiesjełkina

I w oczach, i w głosie...

Nadieżda

w zamyśleniu

A jednak po co ona przyjechała... żona? Po co? Chociaż to nie jest niebezpieczna rywalka...

Doktor

Czyja?

Nadieżda

nie od razu, powoli

A co to pana obchodzi?

Wiesjełkina

do Doktora

Pan jest niezdrów... pan ma taką minę...

Doktor

półgłosem, jak echo

A co to panią obchodzi?

Wiesjełkina

Fe, jaki pan nieuprzejmy! Chodźmy, kochana, zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie...

Wychodzą. Spoza drzew wyłania się Monachow, zbliża się do Doktora ze złośliwym uśmieszkiem.

Monachow

Co słychać, ojczulku, no?

Doktor

Sto razy słyszałem to mądre pytanie... Co chciałby pan wiedzieć? No?

Monachow

Sza! Ach, jakiż pan jest... Nic nie chcę wiedzieć... wiem wszystko, co trzeba...

Doktor

ze złością

Czy pan wie, że ja... kocham pańską żonę?

Monachow

cicho, z uśmieszkiem

Ojczulku, kto o tym nie wie?

Doktor

chce odejść

No to... idź pan do diabła!

Monachow

przytrzymuje go za rękaw

Pst! Po co sobie wymyślać? Jesteśmy stworzeni nie dla burz, mówi poeta... poza tym nie lubię dramatów...

Doktor

ostro, cicho

Czego pan chce?

Monachow

tajemniczo

Żeby była nieszczęśliwa... żeby ktoś jej zadał cios... ale — nie ja! I nie pan, ojczulku... żal mi pana... przecież jestem — dobry... i widzę... wszystko widzę. Cios ją zmiękczy... nieszczęście czyni człowieka miękkim... rozumie pan, ojczulku?

Doktor

Czy pan jest... pijany? Czy też...

Monachow

z uśmieszkiem

Podpiłem sobie... wszyscy pili! To przecież przyjemnie, prawda? Bardzo przyjemnie...

Doktor

ze złością

Z pana to po prostu... żmija!

Szybko wychodzi. Monachow zbliża się do stołu — z żałosnym, dziwnym uśmiechem. Nalewa wina. Mamrocze.

Monachow

Tak... boli cię, bratku? A mnie — nie boli?

Pritykina

wchodzi, za nią Drobiazgin i Wiesjełkina

Maurycy Osipowiczu, słyszał pan, no?

Monachow

Co mianowicie?

Wiesjełkina

Żona wróciła do Czerkuna...

Monachow

zwykłym tonem

Już wróciła? No tak... Jak się do tego zdarzenia ustosunkować?

Pritykina

A sam nie wiesz, ojczulku?

Wiesjełkina

Przecież on się zakochał w Lidii Pawłownie...

Drobiazgin skwapliwie

Według mnie, oni bardzo do siebie pasują...

Monachow

No to wspaniale...

Pritykina

Cóż w tym wspaniałego?

Drobiazgin ogląda się, bierze ze stołu gruszkę i ukradkiem ją zajada.

Monachow

Wszystko. I to, że oni do siebie pasują, i to, że tamta wróciła... Wy wszyscy też jesteście wspaniali ludzie, i ja jestem wspaniałym człowiekiem... Najważniejsza rzecz — to nie wtrącać się do siebie nawzajem...

wychodzi śmiejąc się

Pritykina

Właściwie to on jest porządny... tylko niewiele rozumie...

Wiesjełkina

Nie ma czasu na rozumienie, musi pilnować żony...

Drobiazgin

Nadieżda Polikarpowna jest skromną kobietą...

Wiesjełkina

Pan zawsze wszystko wie! A tymczasem ona tylko czeka, żeby zakochać się w kimkolwiek...

Drobiazgin

Tego wszyscy pragną... nawet kury...

Pritykina

z westchnieniem

To prawda... tego wszyscy pragną!

Wiesjełkina

Pelagio Iwanowno, czy pani kocha Archipa Fomicza?

Pritykina

Ja jego — bardzo, ale on mnie — nie zanadto. No, cóż robić? Sama jestem winna — nie wychodź czterdziestko za dwudziestolatka... O, burmistrz idzie... a z nim sama solenizantka... bardzo miła kobieta! Wchodzą Bogajewska, Riedozubow z synem i Palelin, Drobiazgin przybliża się przybierając skromną postawą. G r i s z a stroi do niego przyjacielskie miny, Wiesjełkina widząc to śmieje się.

P a w l i n

Monaster, dziewczyno — mówię do niej — to nic trudnego, lepiej wzięłabyś swego nędznego ojca i przygarnęła — to dopiero brzemię, to — mówię — prawdziwy krzyż...

Riedozubow

Słyszysz, Griszka?

G r i s z a

Słyszę... Przecież ja nie chcę do monasteru... co to ma wspólnego.

Riedozubow

Ech, głupiec!

P r i t y k i n a

Tatjano Nikołajewno, jakie to wszystko dobre u pani! Wszystkiego dużo i takie wszystko smaczne, wyszukane... Ach, droga pani, jak to przyjemnie!

Bogajewska

Cieszę się, jeśli dogodziłam... Ale upał straszny...

Pritykina

Niech pani się napije limoniady z koniakiem... Sjergiej Nikołajewicz nauczył mnie pić limoniadę z koniakiem... to orzeźwia!

Riedozubow smętnie

Tatjano Nikolajewno! Po co mnie pani zaprosiła? Siedziałbym sobie w domu... Pawlin powiada, że to jest — uczta Baltazara...

Bogajewska

Zostaw dzieci i idź sobie, jeśli ci się nie podoba... A Pawlin gada głupstwa, choć stary...

Riedozubow

w zamyśleniu

Całkiem mnie otumanił... Co chce — to robię... Czy to podobne do mnie?

Bogajewska

Za to mniej robisz głupstw... Dawno już, ojczulku, należało cię przycisnąć...

Riedozubow

Słupy już porąbałem... Trzymałem się ich siedem lat, ile pieniędzy straciłem na sądy!.

Pawlin

Słupów — szkoda. Bardzo ozdabiały ulicę...

Bogajewska

Co to, to nieprawda... kłamiesz.

Pritykina

Niewygodnie było przejeżdżać... ale tak — nic nie szkodziły! Jednak każdy widział, każdy pytał, czyje to słupy. I od razu wiedział, że burmistrzem Wierchopola jest Riedozubow...

Riedozubow

Griszka! Czego wybałuszasz oczy na butelki!

G r i s z a

Tak sobie, tato... Strasznie dużo tego...

Bogajewska

Czemu na niego krzyczysz? Sam zrobiłeś głupca z chłopaka i jeszcze się gniewasz...

Riedozubow

Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? Te farmazony... to barbarzyńcy, to burzyciele porządku. Wszystko wywracają do góry nogami, wszystko się przez nich wali...

Bogajewska

ziewając

Widocznie było źle budowane...

Riedozubow

Ty jesteś pani... nie żal ci niczego... Wy, pany, robiliście wszystko cudzymi rękami, dlatego właśnie niczego nie żałujecie... ale my — samiśmy harowali — tak...

Bogajewska

Tak, myśmy nie byli chciwi... I to, co zrobiliśmy dobrze, pozostało, ojczulku... A tymczasem na przykład ty, kiedy umrzesz, to na tym miejscu, gdzieś żył, zostanie tylko wyjałowiona... ograbiona ziemia...

Riedozubow

z gniewem

Griszka! Idź stąd... Gdzie Katarzyna?

Wchodzą Sprawnik i Pritykin.

Riedozubow

Wołaj ją, żeby szła do domu... idź! O — idzie Archip... Czym on jest lepszy ode mnie? A tymczasem stawiają go na równi ze mną...

Wychodzi. Za nim Pawlin,

Bogajewska

Może źle zrobiłam, że tak nagadałam staremu... co? Po prostu... głupia...

Pritykina

Ależ, moja droga, a on, jak gadał?

Sprawnik

Tatjano Nikołajewno, pani dom jest rajem, a pani — boginią...

Bogajewska

Tak, nawet jestem podobna...

Sprawnik

Dlatego tez życzę pani, aby obchodziła pani swoje urodziny jeszcze pięćdziesiąt razy!

Bogajewska

Czy nie za wiele?

Pritykin

Rzeczywiście, Tatjano Nikołajewno, słusznie! Gdzie indziej Riedozubow zwymyślałby mnie jak psa, a u pani — nie może! Dlatego, że panią wszyscy szanują... i nikt nic nie może...

Bogajewska

spokojnie

Wiedzą, że potrafię wypędzić precz.

Sprawnik

Brawo!

Pritykin

z zachwytem

Wiedzą!

Pritykina

wzdycha

To bardzo dobrze, gdy człowiek czuje, że mogą go wygnać!

Pritykin

do żony, znacząco, czupurnie

O kimże — to mówisz?

Pritykina

Tak w ogóle! A ty myślałeś, że o tobie?

Pritykin

Właśnie, właśnie.

Sprawnik

Baczność! Najedliśmy się, napili — no i co dalej?

Pritykin

W stukulkę?

Pritykina

Ja też w stukulkę...

Sprawnik

Przepraszam...

Bogajewska

Idźcie, ojczulku, idźcie...

Wszyscy wychodzą. Bogajewska siedzi w fotelu wachlując się chusteczką. Z prawej strony dobiega głos Stiepana. Matwiej rozwiesza i poprawia lampiony. Stiepan i K a t i a wchodzą razem. S t i e p a n jak zwykle mówi pewnym tonem i jakby drwiąco.

Stiepan

Tam płonie wielkie ognisko rozumu i wszyscy uczciwi, wszyscy mądrzy ludzie widzą w jego świetle, jak brudno i podle urządzony jest świat...

Katia

półgłosem

Czy wielu tam jest uczciwych i mądrych?

Stiepan

uśmiecha się

No... nie bardzo...

Bogajewska śmieje się cicho.

Dlatego właśnie mówię pani — niech pani tam idzie! Niech pani poświęci choć dwa, trzy lata swojej młodości marzeniom o nowym życiu i walce o te marzenia. Niech pani dorzuci cząsteczkę swego serca do wspólnego ogniska protestu przeciwko podłości i kłamstwu.

K a t i a

z prostotą

Pójdę...

S t i e p a n

Być może, że pani się zlęknie i wróci znowu do tego błotka... ale zawsze będzie pani miała co wspominać ze swej młodości... a to — piękna nagroda za to, co może pani dać...

Katia

Ja nie wrócę...

S t i e p a n

Tutaj, do tego diabelskiego zakątka nie dobiega ani jeden dźwięk nowego życia... Niechże pani spojrzy, jacy wszyscy tu są ślepi, głusi i głupi...

Katia

wzdrygnąwszy się

Monachow i doktor są podobni do żab...

S t i e p a n

Co pani ma tu do roboty? No, wyjdzie pani za mąż za jakiegoś tam kupczyka w rodzaju brata pani...

dostrzega Bogajewską i nieco zmieszany poprawia czapkę na głowie

Bogajewska

z uśmiechem

Cóż, mój kochany? Czego się pan wstydzi?... Katiusza, on dobrze mówi... uczciwie! Nic nie obiecuje — to dobrze... Dopiero kiedy zacznie obiecywać — nie wierz mu...

S t i e p a n

trochę, szorstko, szczerze

Wie pani... pani jest wspaniała... słowo daję!

Bogajewska

No, no... idźcie! Idźcie... do życia!

S t i e p a n i K a t i a wychodzą.

Bogajewska

Oj... moi ludziska kochani!...

Wchodzi Lidia czytając jakąś karteczkę:, nerwowo podnosi brwi.

Lidoczka!

Lidia

Ach, ciocia tu? Cioci sprzykrzyli się ci ludzie, prawda?

Bogajewska

W moim wieku ludzie prędko się przykrzą... Posłuchaj... chciałabym ci powiedzieć... siądź na chwilkę! Widzisz, przeżyłam tu, nie wyjeżdżając nigdzie, trzydzieści lat... zdziczałam i przestałam wiele rzeczy rozumieć... więc wybacz, jeżeli powiem coś nie tak, jak trzeba...

L i d i a

kładzie jej rękę na ramieniu

Nie trzeba o tym mówić... Ciocia chyba... z powodu mojego stosunku do Czerkuna?

Bogajewska

Tak, tak... Gadają tu wszyscy... mrugają znacząco...

Lidia

Co nas obchodzą wszyscy?

Bogajewska

No, więc nie ma o czym mówić.

Lidia

w zadumie

O, tu... jeśli ciocia chce zobaczyć... Dostałam karteczkę od jego żony. Oznajmia mi, że nie czuje do mnie nienawiści.. coś w tym rodzaju. Jacy ludzie są marni, prawda?

Bogajewska

Ludzie? Ta-ak... Jej żal mi...

Lidia

uśmiecha się

Mam nadzieję, że ciocia nie uważa mnie za zdolną do tego, żebym mogła odebrać żebrakowi ostatni kęs?

Bogajewska

Co też ty, Lidoczka! Jesteś Bogajewska — a to wystarczy, żeby znać swoją wartość... No, odpoczęłam, pójdę znowu do nich... Powiedz — on ci się podoba?...

Lidia

Nie bardzo... Ale w porównaniu z innymi...

B o g a j e w s k a

Szorstki jest taki... gwałtowny... No, daj ci Boże szczęście...

Lidia

Ach, ciociu... jeżeli zechcę — sama wezmę...

Bogajewska

cicho

O, właśnie idą...

L i d i a

wzrusza ramionami

Dlaczego szeptem?

Wchodzą Anna, Nadieżda i Czerkun.

Bogajewska

Dzień dobry, Anno Fiodorowno!... Co za przyjemność dla mnie: akurat są moje urodziny i pani przyjechała...

Anna ożywiona, nerwowo

Wszystkiego najlepszego... Dzień dobry, Lidio Pawłowno!

Lidia podaje jej rękę milcząc, z uśmiechem.

Tak mi dziwnie — mieszkałam przez ten czas prawie sama w głuchym wiejskim zakątku, w ciszy, a tu nagle wpadłam prosto w ten gwar... aż mi się w głowie kręci!

Czerkun pochmurnie

Odpoczęłabyś lepiej...

Anna

Potem... A gdzież jest Katia?

N a d i e ż d a

do Lidii

Jak Anna Fiodorowna wyładniała — niech pani spojrzy!

Lidia

Wydaje mi się, że zawsze była bardzo ładna...

Katia wbiega

Przyjechała pani! Ach, jak to dobrze... jak się cieszę... moja droga... przyjechała pani! Jak pani schudła... a jakie oczy...

Obejmują się. C ze r k u n marszczy brwi. Nadieżda śledzi Czerkuna i Lidię. Wśród krzaków Wiesiełkina i Monachow.

Anna

Jakie?

Kalia

Takie poważne... niespokojne.

Anna

Co u ciebie słychać? Powiedz!

K a t i a

Mnie teraz dobrze... ciekawie! Chodzę ciągle z Łukinem... ojciec mi za to dokucza... jeszcze jak! Ale Łukin jest bardzo mądry... tylko że ze mną rozmawia jak z małą dziewczynką... O wiele lepiej rozmawia z chłopami... Przejdźmy się, dobrze?

Anna

wychodząc

Przecież on też pochodzi z ludu...

Wchodzi Cyganow. Czerkun patrzy za żoną, zza drzew uśmiecha się do niego Monachow. Dalej stoi Doktor. Lidia nucąc obiera gruszkę,

C z e r k u n

Czemuś zostawił gości?

Cyganow

Nadieżda Polikarpowna odeszła, a z dala od niej czuję się jakoś nieswojo...

Nadieżda

Jak pan umie prawić komplementy... nawet trudno zrozumieć od razu...

Cyganow

Dziękuję za komplement...

Nadieżda

A na przykład Jegor Pietrowicz... nigdy nie powie żadnego komplementu...

Lidia idzie w stronę domu.

Cyganow

To dzikus, człowiek źle wychowany...

Nadieżda

Maurycy! Co ty tam znalazłeś?

Monachow

Pająka...

Nadieżda

Obrzydliwość!

Monachow

Lubię obserwować... to pouczające zajęcie...

Cyganow

O czymże pana poucza pająk, co?

Monachow

Właśnie złapał chrząszczyka, a że sam jest taki maleńki — nie może sobie z nim dać rady... Pokręcił się koło niego, pobiegł do sąsiada — pomóż zjeść — mówi...

Doktor

z daleka, szorstko i głucho

On postępuje jak pan, Monachow... zupełnie jak pan...

odchodzi

Cyganow

Co takiego?

Nadieżda

O, Boże... ależ nastraszył!

Monachow

Podpił sobie! Wielu ludzi filozofuje po pijanemu.

idzie w ślad za Doktorem

C z e r k u n

Przedziwnie ordynarne zwierzę z tego doktora!

Cyganow

Czy pani słyszy, co mówi ten rudy pan?

Nadieżda

Mówi prawdę... i to bardzo dobrze... Jegor Pietrowicz zawsze doskonale mówi...

Cyganow

George, czuję, że będziemy musieli strzelać do siebie! O, moja bogini, odejdźmy od niego... on straszliwie działa mi na nerwy... Chodźmy się przejść po ogrodzie i mówić o miłości...

Nadieżda idzie

A Jegor Piotrowicz nigdy nie mówi o miłości...

Cyganow

To beznamiętna figura...

Nadieżda

Co do tego, to przepraszam... Jak pan go ładnie nazywa — George.

Wychodzą. Czerkun z zakłopotaniem bębni palcami po stole i gwałtownie gwiżdże jakąś melodie. Wchodzą Anna, Katia, Stiepan. Gdy Anna zaczyna mówić o dzieciach, zjawiają się przy stole Sprawnik i Pritykin. G r i s z a porusza wargami, pochłonięty odczytywaniem etykiet na butelkach.

Pritykin

A jednak nagadałem porządnie temu staremu diabłu — Riedozubowowi, popamięta mnie. Boi się zaczepić mnie tutaj — a ja jestem tu swój człowiek.

Śmieje się;

Anna

Minęły dwa miesiące, ale naprawdę, zupełnie jakbym przeżyła lata. Wszystko to takie straszne...

Stiepan

Tak, proszę pani, życie to nie fraszka...

Anna

Katia, wiesz, są ludzie, którzy lubują się w biciu kobiet... pięściami po oczach... po twarzy... do krwi... kopią nogami... rozumiesz?

Katia

półgłosem po chwili

Wiem, ojciec bił mamę... Bije Griszę...

Anna

ze smutkiem

O, Boże... moja kochana, moje dziecko!

C z e r k u n

Siądź... nie denerwuj się...

S t i e p a n

Zabawnie patrzeć na panią... pani jakby wczoraj przejrzała....

Anna

Jakie tam są straszne dzieci! Zarażone chorobą... oczy mają wystraszone, ponure, zupełnie jak zapalone gromnice... A matki biją i przeklinają swoje dzieci za to, ze urodziły się chore... Ach, gdyby wszyscy ludzie wiedzieli, na czym zbudowane jest ich życie!

P r i t y k i n

My wiemy! Dla pani to jest coś niezwykłego, ale my wiemy, i to nawet doskonale wiemy. Lud — to bydło... i robi się coraz gorszy... jeszcze baby są spokojniejsze, ale chłopi — to zupełnie kryminaliści!

Monachow

No i baby też. A kto handluje po kryjomu wódką?

Sprawnik

O tak! A czy państwo wiedzą, jak one trują swoich mężów? Upiecze taka, proszę państwa, pieróg z kapustą i z arszenikiem i — częstuje, a tak!

Katia gorąco

A co mają robić, jeśli oni je biją? Tak trzeba.

Pritykina

z lękiem

Och, kochanie! Co też ona mówi!

Sprawnik

żartobliwie

Za takie słowa ja panią powinienem, szanowna pani...

Katia

Niech pan na mnie nie chucha... f e!

Anna

w roztargnieniu

Ależ, panowie, jeśli wiecie o tym wszystkim...

C z e r k u n

Anno, nie bądź naiwna...

S t i e p a n

z uśmiechem

Kogo pani tu chce zadziwić?

Katia

Jak ja nie lubię tego pana uśmieszku... Dlaczego pan się zawsze śmieje?

S t i e p a n

Świat jest pełen przestępstw, które nie mają nazwy... a przestępcy nie są ukarani i ciągle rządzą światem... a wy — ciągle tylko wzdychacie...

Sprawnik bierze pod rękę Pritykina i razem z nim wychodzi

Katia

No, ale co robić?

A n n a

Co trzeba robić?

G r i s z a rozgląda się, bierze ze stołu butelkę i wychodzi.

S t i e p a n

Otwierajcie oczy ślepym od urodzenia — więcej nic nie możecie zrobić... nic!

C z e r k u n

Trzeba budować nowe drogi... drogi żelazne... W żelazie jest siła, która zburzy to głupie, tępe życie...

S t i e p a n

Ludzie, jeśli chcą przebudować życie, powinni być sami jak z żelaza... My tego nie dokonamy, my nie możemy nawet zburzyć tego, co się przeżyło, pomóc w rozkładzie temu, co obumarło — bo to jest nam zbyt bliskie i drogie... Widać nie my otworzymy to nowe — nie, nie my! To trzeba zrozumieć... to od razu umieści każdego z nas na właściwym miejscu...

Monachow

do K a t i

A tymczasem pani braciszek wziął butelkę szartrezy i — widzi pani? — pije!

Katia

wybiegając

Ach... łotr!...

Monachow

Ziółko...

Grisza za sceną

Co ci do tego? Nie twoje... Wynoś się, no... nie dam!

Stiepan

wychodzi w stronę, skąd dobiegają glosy

Gotów ją jeszcze uderzyć...

Anna

Czy Sjergiej Nikołajewicz nadal go wychowuje? To się może źle skończyć...

C z e r k u n

No, wątpię, czy Sjergiej Nikołajewicz uczył go kraść butelki...

Anna

A pić? (ogląda się, mówi szybko i nerwowo) Jegorze, powiem ci, żeby wszystko było od razu jasne: przyjechałam do ciebie...

C z e r k u n

Pomówimy o tym innym razem...

Anna

Nie, poczekaj! Pogodziłam się z myślą, że ja i ty jesteśmy sobie obcy... że jestem dla ciebie obca...

C z e r k u n

półgłosem z uśmiechem.

Obca? Nas łączyły pocałunki — i więcej nic?

Anna

Smutno

Nie... sama nie wiem! Jedno ci powiem: żyć bez ciebie jest mi bardzo trudno! Jestem taka głupia... bezradna! Nic nie wiem i nic nie umiem...

C z e r k u n

Chwileczkę... powiedz mi od razu, czego chcesz?

Anna

Nie obrażaj mnie! Nie przyszłam przecież po jałmużnę... Ja cię kocham... bardzo cię kocham, Jegorze... ale wiem: jeśli ty tak postanowiłeś — to wszystko daremne, jeśli ty tak postanowiłeś...

C ze r k u n

głucho

Anno, po co szarpać sobie nawzajem nerwy?

Anna

Moja miłość — jest taka malutka, ale dręczy mnie... nie, nie odchodź!... Wstydzę się, że moja miłość jest taka... Z początku było mi przykro, boleśnie... gdy wyjechałam, myślałam o śmierci...

C ze r k u n ponuro

Cóż ja ci mogę powiedzieć? Ja ciebie nie rozumiem...

Anna

z lękiem, błagalnie

Jestem taka bezradna... taka nic niewarta... a wszystko jest takie straszne... gdy jestem sama... Tak nieznośnie żal, gdy się widzi chore, zbite dziecko, które nawet boi się płakać...

C z e r k u n

twardo

Anno, muszę wiedzieć, czego chcesz?

Anna

O... chcę pobyć przy tobie jeszcze trochę... jeszcze troszeczkę! Nie będę ci przeszkadzać... żyj tak, jak chcesz! Ale ja muszę...

C z e r k u n

posępnie

Uważaj, będzie ci ciężko!

Wchodzi Katia.

Anna

z bladym uśmiechem

Wtedy odejdę... odejdę! Widzisz, ja nic nie rozumiem, dotychczas nie myślałam o niczym poważnie... Powinieneś mnie nauczyć...

Katia

O czym mówisz?

Anna

O życiu, moja maleńka! (do męża) Powinieneś dać mi coś w zamian za to, co wziąłeś...

C ze r k u n

Nie wiem... jak to zrobię... nie wiem, Anno! Tak mi głupio...

Katia

zrzędząc

Aha, głupio! Właśnie, właśnie! (tupie nogą) Och, nienawidzę mężczyzn! Ja kiedyś tego Łukina... tak wygrzmocę!

Anna z uśmiechem

Mnie przecież także głupio... i przykro, że jestem taka... Ale gdzież ja pójdę? Nie wiem... U mnie w rodzinie — wszystko po staremu, wszyscy uważają, że tylko oni mają rację, i ciągle tylko się złoszczą i obrażają. Stare meble i książki, stare gusty... chłód i martwota! Czasami ogarnia ich nagle strach, krzątają się bez celu i zaczynają mówić ze strachem, że świat się zepsuł... i żyją dalej wśród swoich wspomnień o przeszłości, jak zaczadzeni...

Do stołu podchodzą Cyganow i Nadieżda. Cyganow nalewa sobie wina.

Odwykłam od nich, nie rozumiem ich...

Cyganow

Droga pani, z panią jest i przyjemnie, i strasznie, jak nad przepaścią...

Nadieżda

Jak pan dużo pije!

Katia

Pogodziliście się?

Czerkun

Anno, nic jej nie mów... Niech umrze z ciekawości...

Katia

Praecież widzę... Och, żeby pan był moim mężem, to bym pana — trzymała, o tak!

silnie zaciska pięść

C z e r k u n

No, niech mnie pani nie straszy...

Anna

Kochanie...

Zza drzew wychodzi Monachow.

Cyganow

Jak mnie to złości, że pani jest tak odporna na tę truciznę, którą chciałbym pani wsączyć... Wielka szkoda!...

Anna

szybko

Chodźmy stąd, Katia...

prowadzi ją za rękę

Katia

Tylko nie do domu! Do altanki...

Czerkun

z uśmiechem, idąc w stronę domu

Sjergiej, stawiasz swoje sprawy zbyt otwarcie...

Cyganow

Przynajmniej świat może się nimi zachwycać, jeśli ma ochotę...

Nadieżda

w zadumie

George... ładne imię! Maurycy, czego tu chcesz?

Monachow

zbliża się: i gestem wskazuje na stół

Właśnie... tego!

Nadieżda

Jak to nieładnie — kręcić się ciągle przed oczami...

Monachow

potulnie

Czego zrzędzisz? Znowu brzuch cię boli? Czy odciski?

Nadieżda

do Cyganowa

Pan rozumie — on naumyślnie wygaduje takie ordynarne i wstrętne rzeczy, żeby zniechęcić do mnie mężczyzn...

Cyganow

Tak? Metoda... interesująca...

Nadieżda

szczerze i z prostotą

Ach, gdyby pan wiedział, jaki to wstrętny człowiek! Mówi na przykład, że czuć mi z ust...

Monachow

z lękiem

Ależ, Nadiu! Komu mówiłem?

Nadieżda

idzie w jego kierunku

Przypomnieć ci? Przypomnę...

Monachow

cofa się

Ależ, Nadiu... co znowu? ja żartowałem...

Znikają oboje wśród drzew. Cyganow znużony siada w fotelu ze smutnym wyrazem twarzy. Podchodzą do stołu Drobiazgin i Grisza.

Drobiazgin

Sjergieju Nikołajewiczu! Pan pozwoli, że o coś zapytam, co to takiego — wady ukryte?

Cyganow

Mój drogi, tego panu nie powiem... wolę, żeby pan miał jawne wady... To ma więcej sensu i jest ładniejsze...

Drobiazgin

A czy bywają ukryte zalety?

Cyganow

Myślę, że zalety zawsze są ukryte... nie widziałem jawnych zalet...

G r i s z a

A jak się nazywa to... to zielone, gęste... czym pan mnie częstował za pierwszym razem... pamięta pan?

Cyganow

Szartrezy, młodzieńcze...

G r i s z a powtarza półgłosem i uśmiecha się. M a t w i e j zapala lampiony.

Drobiazgin

Sjergieju Nikołajewiczu, a kto był najmądrzejszy ze wszystkich mędrców na świecie?

Cyganow

W tej materii w historii filozofii istnieje takie opowiadanie: było sobie trzech mędrców; pierwszy udowadniał, że świat jest myślą, drugi twierdził coś wręcz przeciwnego... nie pamiętam, daję słowo, co mianowicie. Ale wiem na pewno, że trzeci uwiódł żonę pierwszego, skradł drugiemu rękopis, wydrukował go jako swoje dzieło i jego właśnie uwieńczono laurami...

G r i s z a

z zachwytem

Spry-ciarz!

Drobiazgin

z niedowierzaniem

Ta-ak... rzeczywiście... ale ich nabrał!

Cyganow

I oszukał, niech pan doda... A teraz weźmy się do picia i niech żyje młodość! Człowiek zbyt późno zaczyna rozumieć, jak to pięknie — być młodym!

Lidia stoi trzymając w ręku kwiatek i patrzy z obrzydzeniem na pijących mężczyzn.

Drobiazgin

w zamyśleniu

Sjergieju Nukołajewiczu, przypuszczam, że złodziejstwo będzie istniało zawsze.

Cyganow

Z pewnością, drogi panie... A przynajmniej dotąd, póki ktoś nie ukradnie wszystkiego... rozumie pan — wszystkiego. Wtedy nie będzie co kraść i mimo woli wszyscy staną się uczciwi...

G r i s z a

śmieje się

Wszyscy będą goli jak święci tureccy... A jak ten Jemielka Pugaczow chciał wszystko ukraść — to go żywcem ugotowali... roztopili cały kocioł srebra i za kark go... zdechł!

chichoce

Lidia

Wuju Serge!

Cyganow

Co pani rozkaże, moja droga?

Drobiazgin i G r i s za z uszanowaniem wycofują się i wychodzą.

Lidia

Po co pan ich... w taki sposób?

Cyganow

To przyjemnie, proszę pani, zdemoralizować trochę tych dwóch prosiaków... może zepsucie sprawi, że staną się bardziej podobni do ludzi... co?

Lidia

Serge Cyganow, smakosz i lew salonowy, do niedawna jeszcze arbiter elegantiarum — upija się... i to z kim?

Cyganow

I kocha się w żonie inspektora akcyzy... Tak paskudnie jakoś kręci się ziemia, cos się zepsuło w harmonii wszechświata...

Lidia

W istocie - co panu jest?

Cyganow półgłosem

Co za kobieta... do diabła!

Lidia

Pan żartuje!

Cyganow

Nie...

Bogajewska woła

Sjergieju Nikołajewiczu!

Cyganow

Idę. Wie pani, moja droga, możliwe, że zaproponuję jej, żeby zawarła ze mną związek małżeński... Już przyszedł na mnie czas, jak dowcipkują subiekci. Idzie pani?

Lidia

Nie... Przykro patrzeć na was, moi państwo, chciałoby się stąd wyjechać...

Cyganow

Czy dlatego, że ktoś niespodziewanie przyjechał?

Lidia

Po cóż ta ordynarność, i to w stosunku do mnie? Cyganow wzrusza ramionami i wychodzi. Lidia, nucąc cicho, idzie na prawo. Naprzeciwko niej wychodzi Anna.

Anna

Gzy pani otrzymała mój liścik?

Lidia

Po co pani to napisała?

Anna

Obraziłam panią?

Lidia

Pani się poniża... tak mi się wydaje...

Anna

Ach, czyż to ważne, jeśli się kocha?!

Lidia

Czy pani ma mi coś do powiedzenia?

Anna

z lekiem i smutkiem

Tak. Tak. Niech pani mną nie pogardza... sama w tej chwili czuję do siebie wstręt... Nie mam gdzie iść, rozumie pani, nie mam gdzie iść... Świat jest taki wielki... Ja mogę być tylko przy nim...

Lidia ozięble

Czy ja to muszę wiedzieć?

Anna

Niech pani tak nie mówi. Silni ludzie powinni być dobrzy... Chciałabym panią zapytać i nie mogę... pani wie, o co chciałabym zapytać?...

Lidia

Tak. Przypuśćmy, że wiem... Czy ja kocham pani męża — o to chodzi? Nie. Nie kocham...

G r i s z a ukradkiem zbliża się do stołu, bierze butelkę wina i wybiega.

Anna

To prawda? (chwyta ja za rękę) A — on? A on — kocha panią? Proszę mi powiedzieć!

Lidia

Nie wiem... Nie sądzę...

Anna

ze smutkiem

Takie rzeczy zawsze się wie!...

Lidia

Jesteśmy przyjaciółmi... rozmawiamy o różnych rzeczach...

Anna

dumnie

O! Teraz i ja mogę rozmawiać o różnych rzeczach!

Lidia

z uśmiechem

No to wspaniale!

Anna

Jestem kobietą, kocham, chcę być z nim razem...

Lidia

Czy mogę już iść?

Anna

szczerze

Pani się mną brzydzi, prawda? Niech pani zrozumie — nie mogę żyć inaczej...

Lidia

Pani wybaczy... ale wydaje mi się, ze pani miłość, taka miłość — jest dla niego ciężarem.

Anna

On jest silny, bardzo silny!

Lidia

Do widzenia!

wychodzi

Anna

Niech pani mną nie gardzi... A zresztą, wszystko jedno! O, Boże... pomóż mi... pomóż mi!

Wchodzą Sprawnik i Pritykin, obaj porządnie podpici, Anna spostrzegłszy ich spiesznie wychodzi.

Sprawnik

Archipie, wyobraź sobie, że jesteś sprawnikiem i że powinieneś się ożenić... z kim? Oto zagadnienie... tak!

Pritykin

W jakiejkolwiek byłbym sytuacji, ożeniłbym się tylko z bogatą...

Sprawnik

Rozumie się... Ale jeżeli obie są bogate — i Monachowa i Lidia Pawłowna? Co wtedy?

Pritykin

Wybrałbym Lidię Pawłownę...

Sprawnik

No tak... ale dlaczego?

Pritykin

Dlatego, że Monachowa jest zamężna... A ten student, na przykład, wie pan... opowiem panu...

Sprawnik

Do diabła z nim! Smarkacz... Ta jest zamężna... hm... to prawda! Ale przecież mogłaby zostać wdową...

Pritykin

Każda kobieta może...

Sprawnik

zdumiony

Właśnie... każda! Tfu! To znaczy — że wszyscy umrzemy... rozumiesz?

Pritykin

Takie już nasze położenie.

Sprawnik

Słusznie — położenie! Toś dobrze powiedział... cholera! Położą cię — i leż...

Pritykin

Ten student mówi takie słowa, że... ojej!.

Sprawnik

zamyślony

Inni jeżdżą na polowania, grają w karty, a ty — leż sobie!

Pritykin

Niech pan zwróci uwagę... tak! On mówi: lud swoją krwią...

S p r a w n i k

Bzdura!

Wbiega Drobiazgin.

Pritykin

Nie... To plaga!

Drobiazgin

Jakubie Aleksjejewiczu, proszę posłuchać! Doktor dał w gębę Monachowowi!

Sprawnik

Co takiego? Za co?

Drobiazgin

Nie wiadomo...

Wszyscy trzej idą w stronę domu. Za drzwiami pojawia się Duńkiny mąż, obdarty, wystraszony, patrzy spode łba. Czerkun prowadzi pod rękę Doktora, za nimi idzie Nadieżda, a potem S t i o p a.

C ze r k u n

Proszę stąd zaraz wyjść...

Doktor

krzyczy

Kto pan jest? Pan tu zepsuł wszystkich!

C z e r k u n

cicho

Proszę... milczeć! Wstydź się pan...

Doktor

Obaj jesteście — kruki... Ale ja nie jestem padliną dla was... mnie nie zadziobiecie jak Riedozubowa... Kto pan jest, pytam?

C z e r k u n

Ależ niech pan idzie!

prowadzi go w głąb ogrodu

Nadieżda

radośnie do S t i o p y

Widziałaś, jak on jego...? Jaki wspaniały... odważny! Jak go po prostu... chwycił i wyprowadził... idzie za Czerkunem

Stiopa woła

Jegorze Pietrowiczu! (spostrzega ojca, przestraszona i zła) Znowuś przyszedł... znowu! Po co? Czego chcesz?

Dańkiny mąż

Stiepanida! Jestem twoim ojcem... prawda? A więc — chodź do mnie!

Stiopa

Nie chcę! Idź sobie! Nie pójdę...

Duńkiny mąż

A ja cię zmuszę przez policję...

S t i o p a

Ucieknę do grobu...

Wchodzą Czerkun, Nadieżda, Anna, Lidia, Cyganow.

Słyszałeś? Nie jesteś ojcem dla mnie... jesteś moim nieszczęściem...

C z e r k u n

Ty znowu? Czego chcesz...

Duńkiny mąż

Po nią... po tę...

S t i o p a

On przyszedł po moją duszę...

Anna

Wyjdź, Stiopa...

C ze r k u n

No, zabieraj się stąd!

Duńkiny mąż

Jeśli już odebraliście córkę... dajcie choć rubla.

Stiopa wyjmuje z kieszeni pieniądze, rzuca je i wybiega

Masz! Udław się! Masz!

Czerkun

Słuchaj, jeżeli ty...

Nadieżda

Ach, po cóż pan z nim rozmawia?

Czerkun

Pani pozwoli, Nadieżdo Polikarpowno...

N a d i e ż d a

Pan w ogóle nie powinien mówić z takim. Ty — odejdź. A jutro powiem sprawnikowi, żeby z tobą zrobił porządek...

D u ń k i n y mąż

zbierając pieniądze

Ze mną nie można... nie boję się...

Cyganow

Co za człowiek, prawda? Zawsze wyskoczy...

Lidia

Czuje swoją siłę — siłę słabości...

Anna

Ale pan, Sjergieju Nikołajewiczu, ciągle mu coś daje...

Cyganow

O, niech pani będzie spokojna! To mnie nie zrujnuje.

Nadieżda do Czerkuna

Pan ma dzisiaj taki ciężki dzień... same przykrości!

Anna

bezwiednie, jak echo

Ciężki... zmęczyłeś się, Jegorze?

Czerkun

Chodzi mi o to, że nie wiem, co trzeba zrobić z tym człowiekiem, żeby dał spokój swojej córce? To złości.

Nadieżda

Pan nic nie powinien robić! Ja sama — proszę tylko nie denerwować się...

Cyganow

Droga pani — raczej małżonek pani wydaje mi się zdenerwowany...

Nadieżda

jakby zdziwiona

On?

C z e r k u n

nagle mówi z rozdrażnieniem.

Jest jak błoto, w które ktoś stąpnął nogą.. ten pani małżonek...

Anna

cicho, uderzona jego słowami

Jegor... co ty?...

Cyganow

z uśmiechem

George, przesadzasz...

Czerkun

do Nadiezdy

Dziwię się, jak pani nie wstyd cierpieć przy sobie takiego... ordynusa!

Nadieżda z zachwytu aż jej dech zapiera

Ach... jak pan to powiedział! Jak słusznie... i surowo! (do Cyganowa) Widzi pan, kto jest straszny... o!

Anna

z niepokojem do Lidii

Boże... jaka ona jest... dziwna... prawda? Widzi pani?

Lidia

Tak... widzę... Chodźmy.

Nadieżda

Ja nie jestem dziwna... tylko lubię męstwo...

C z e r k u n

zmieszany

No... to już coś takiego... nie rozumiem! Pójdę... przejdę się...

Nadieżda

Ja z panem... ja także...

Wychodzą.

Anna

z lękiem do Cyganowa

Ona jest śmieszna, prawda? Miła jest, rozumiem... tylko że... źle wychowana.

Cyganow

do Anny

Pani powinna odpocząć po podróży. Tu taki hałas... zgiełk...

Anna

Tak... pójdę... Ale... jaka ona... mimo wszystko...

szybko wychodzi

Cyganow pali i uśmiecha się. Słychać pijacki śmiech i gwar — wchodzą Monachow, Drobiazgin i Grisza.

Lidia

ze wstrętem

Jakie to wszystko obrzydliwe... I ta kobieta... obie te kobiety... jakie one godne politowania... Dlaczego pan się śmieje?

Cyganow

A jeśli ona znalazła bohatera, to co wtedy?

Lidia

po chwili

Nie. To... to nieprawdopodobne, wuju Serge.

Cyganow

z uśmiechem

Cóż w tym nieprawdopodobnego?

Monachow

On mnie... uderzył?... Dobrze... niech tam!... Ale ja żyję... A on — prędko zdechnie...

Lidia

Idą pijani... odchodzę.

Cyganow

Chodźmy...

Grisza

z przekonaniem

Ja też... potrafię dać w mordę... oho!

Lidia

Ale dlaczego, dlaczego on wchodzi w to... błoto?

Cyganow

To jest żywioł... wciąga... to jak magnes, moja droga... Głodny instynkt zaledwie trochę przykryty warstwą romantyczności...

Wychodzą. Monachow daje znaki swoim towarzyszom i grozi palcem za Cyganowem.

Drobiazgin

Dlaczego? On jest bardzo rozumny... jak Boga kocham!

Monachow

Co to jest rozum?

śmieje się

Drobiazgin i Grisza mu wtórują.

KURTYNA


AKT CZWARTY

Duży zaciszny pokój. Z lewej strony — drzwi do przedpokoju i dwa okna, z prawej — drzwi do pokoju Anny i drugie — do pokoju J e go r a. Na wprost — szerokie drzwi do bawialni,. której róg widoczny jest na scenie; miedzy tym rogiem i piecem holenderskim, stojącym w prawym rogu pokoju znajduje się nisza, gdzie stoi szeroka kanapa. Cyganow półleżąc na kanapie pali. Z prawej strony między drzwiami — pianino;

Anna gra dotykając zaledwie klawiszów. Na środku pokoju przy stole Bogajewska układa pasjansa. W pokoju Czerkuna pracuje S t i e p a n trzaskając liczydłami. C z e r k u n chodzi zamyślony po pokoju, zatrzymuje się, patrzy w mrok za oknem. Wieczór. Palą się lampy.

Bogajewska

Chłodnawo!

Anna

Podać pani szal?

Bogajewska

Lidusza przyniesie...

Cyganow

Młodzieńcze! Przestań już trzaskać na tych liczydłach.

Stiepan

Jak tylko złapię — przestanę...

Bogajewska

Na kogóż to pan poluje?

S t i e p a n

Na kupca Pritykina...

Bogajewska

S t i e p a n

Nawet dosyć gorliwie...

Bogajewska

N-o, pewno... kupiec! Nawet zakochany szachruje...

Cyganow

To jest właściwość ludzi wszystkich stanów... Prawdę mówiąc jestem przeciwny demaskowaniu oszustów: to udoskonala tylko ich sposoby. Jegor, czego ty bez przerwy chodzisz? Na kogo czekasz?

C z c r k u n

po chwili

Tak... chodzę sobie... a czego chcesz?

Cyganow

Nie mam więcej żadnych pytań — jak mówią prokuratorzy. Co za głupia pogoda!

Anna

Zdenerwowała go dyskusja...

C z e r k u n

oschle

Skąd ty to możesz wiedzieć?

Anna

Wydaje mi się... że kiedy się ktoś nie zgadza — to drażni...

C z e r k u n kpiąco

Tak? Winszuję... bardzo oryginalne spostrzeżenie.

B o g a j e w s k a

Ciekawa była dyskusja... a jakże! Wprawdzie nic nie zrozumiałam... ale ciekawa!

C z e r k u n

Lidia Pawlowna jest zbyt prostolinijna...

Cyganow

Ty to mówisz?

Bogajewska

Jednak będzie mi nudno, kiedy wyjedziecie... bardzo nudno!

Cyganow

Niech pani jedzie z nami. Co pani ma tu do roboty?

Bogajewska

A tam? Ja, ojczulku, nigdzie nie mam nic do roboty... I przez całe życie nic nie robiłam...

Cyganow

Nawet żadnej pomyłki?

Bogajewska

tasując karty

Nawet żadnej pomyłki... Anno Fiodorowno, nie, nie wyszedł...

Anna

ze smutkiem

Nie? Szkoda... A tak chciałam, żeby wyszedł...

Bogajewska

No, to jeszcze raz spytajmy losu...

Stiepan

na pół uroczyście, na pól żartobliwie

Losu nie można zmusić...

Czerkun

półgłosem

To los zmusza ludzi...

Stiepan

Zwłaszcza chciwych...

Bogajewska

A pan — niech pan trzaska na tych liczydłach, niech

pan trzaska...

Wchodzi Lidia niosąc szal.

Cyganow

Dopóki los pana nie otrzaska...

Bogajewska

Dziękuję ci, Lidusza... Słyszałaś — Archip Pritykin ma romans z Marią Wiesjełkiną...

Lidia

Jakie to ciekawe, ciociu!

Bogajewska

Mimo wszystko — zabawne!

Cyganow

Panią, moja droga, nic nie interesuje oprócz jazdy konnej... Dziwne życie pani prowadzi — cwałuje pani po polach w każdą pogodę i — koniec! To dziwne, jak pani się zmieniła...

Lidia

Na niekorzyść?

Cyganow

Oczywiście! Ludzie od dzieciństwa zmieniają się tylko na niekorzyść!...

Lidia

Jeżeli tak — to nie ma się czemu dziwić.

Cyganow

Myślałem, że pani okaże się wspaniałym, trującym kwiatkiem na niwie rozpusty... a pani — czym pani jest? Czego pani szuka? Czego chce?

Lidia

Dowie się pan — jak znajdę...

S t i e p a n

Nie tam pani szuka, gdzie trzeba... nie tam!

Bogajewska

A jednak, ojczulku, może ja krępuję pańskie krasomówstwo?

Cyganow

Ależ nie! Dlaczego?

Bogajewska

Właśnie, właśnie! Bo niektórzy krępują się mówić w mojej obecności ordynarne rzeczy... staruszka, powiadają, taka szanowna...

Lidia

Ciocia jest zbyt surowa... W towarzystwie, w którym się obracałam, mówią jeszcze gorzej...

Bogajewska

Gorzej? No to przepraszam... zdziczałam jakoś...

Cyganow

Dosyć, moje panie!

Wbiega Kalia.

Stiepan zrywa się

No? Jak? Co?

Katia

Tak... Jadę...

Stiepan z uznaniem

Brawo! Zuch...

Katia

podchodzi do Anny

Ciężko! On płacze... Ojciec płacze! Aż litość bierze...

S t i e p a n

To jest kara! Całe życie uciekał ludzi...

Katia tupie nogą

Jak pan śmie tak mówić! Nie pana sprawa...

Anna

No, nie denerwuj się... nie ma o co...

Cyganow

To jest jednak jego sprawa... przecież to on panią wyciągnął...

Katia

Nikt mnie nie wyciągnął, ja — sama... niech pan mi nie gada głupstw... Ale żal mi ojca... kocham go... wiem: jest nieokrzesany, okrutny... a jednak! Wszyscy ludzie są nieokrzesani, okrutni... Pan także, Stiepanie Daniłowiczu... pan także...

S t i e p a n

wzdycha i uśmiecha się,

Być może... no, cóż? Ale świat jest tak urządzony, że trzeba być okrutnym...

Katia

Nienawidzę tego pańskiego uśmieszku... niech pan nic nie mówi!

Anna

Ależ uspokój się... chodźmy do mojego pokoju!

prowadzi ją do siebie

Czerkun

z uśmiechem

Miłe zwierzątko...

Cyganow

Ale pan, młodzieńcze, będzie miał kłótliwą żonę...

S t i o p a wchodzi

Stiepanie Daniłowiczu...

S t i e p a n z odrazą

Pan się nie może obejść bez trywialnych żartów?...

C z e r k u n

krzywi się

Proszę państwa!

Stiopa

Stiepanie Daniłowiczu, Gogin pana prosi...

Stiepan odwraca się gwałtownie i wychodzi do przedpokoju, Stiopa — za nim.

Cyganow

Zapalczywy młody człowiek... Lidio Pawłowno, dlaczego pani się uśmiecha?

Lidia

Ładna para...

Czerkun

Taak... oni są mili...

Lidia

Piękne życie przed nimi...

Cyganow

Ale prawdopodobnie głodne...

Lidia

Podoba mi się ten Łukin... Jest w nim coś szczególnego...

Cyganow

Odpycha panią ten jego uśmieszek...

Lidia

To wszystkich odpycha...

Z przedpokoju wchodzą uśmiechnięty S t i e p a n i Go g i n w pięknym, nowym ubraniu. Jest zażenowany i szepce coś do ucha Stiepanowi.

S t i e p a n

A nie, niech pan sam powie, siguor...

C z e r k u n

Cóż takiego, Gogin? Czego sobie życzycie?

M a t w i e j zmieszany

Bo to właśnie, chciałbym się żenić...

Cyganow

To oryginalne! Skąd wam to wpadło do głowy, co?

Mątwiej

Tak jakoś... już pora! Mam dwadzieścia trzy lata...

Czerkun

No? I co dalej!

Matwiej

Więc właśnie, może pan mi pomoże, Jegorze Pietrowiczu! Wywdzięczę się! Sam jestem z chłopów, więc znam ich wszystkie słabe strony... już ja im nie przepuszczę...

S t i e p a n

Wychowaliśmy człowieka... na chwalę ojczyzny... Wchodzą Katia i Anna i stają przy pianinie.

Czerkun

chmurnie

W jaki sposób — pomóc?

M a t w i e j

Bo to jest tak, proszę pana... wybrałem sobie Stiepanidę, a ona nie chce: nie pójdę, mówi, i basta! A ona jest taka skromna dziewczyna, myślę, że się nie zbałamuci i będzie się bać... Więc właśnie chciałem prosić panią i pana, żeby ją państwo trochę nastraszyli!

Cze r ku n

A to... po co?

Matwiej

Żeby wyszła za mnie, a jak nie, to niech jej państwo powiedzą — odeślemy do ojca! Ona się go boi śmiertelnie. A ja już mu dałem pól rubla, żeby ją skłonił do mnie...

Katia zdumiona

Ach, co za łotr!

Mątwiej drgnąwszy

Co?

C z e r k u n

oziąble do Stiepana

Proszę zrobić z nim rozliczenie...

Matwiej

zaskoczony

Rozliczenie? Ze mną? Za... za co?

S t i e p a n

Pomyślcie — za co?

Czerkun

Idźcie...

Matwiej klęka

Jegorze Pietrowiczu...

Czerkun szorstko

Wstać!

Matwiej zrywa się

Sjergieju Nikołajewiczu, za co?

Katia triumfująco

Aha-a?

Matwiej łzawo

Co ja złego zrobiłem? Oj, Stiepanie Daniłowiczu. Doprowadził mnie pan do nieszczęścia...

Cyganow

Teraz proszę iść... Może potem...

C z e r k u n

spokojnie

Żadne potem...

M a t w i e j

wychodząc ze Stiepanem

Proszę państwa... tak nie można! Czyż to się godzi? Jak to? Nagle, ni z tego, ni z owego... Jak to?

Cyganow

do Czerkuna

Nie sądzę, abyś postąpił jak Salomon, nie! Pieniędzy już nakradł... po cóż go wypędzać? Chłopak niegłupi... a kułakiem i tak zostanie... Mądrzy ludzie zawsze są złodziejami...

Stiopa

wbiega i rzuca się do nóg Czerkuna

Jegorze Pietrowiczu, Bóg zapłać...

C z e r k u n

O, do diabła! Proszę zaraz wstać!

Stiopa wstaje

Bałam się, trzęsłam się ze strachu... myślałam — a nuż oddadzą mnie jemu...

Katia

Jaka głupia...

Anna

Stiopa! Nikt nie może ciebie...

S t i o p a

z lękiem

Ale przecież ja jestem sama! Sama! Ze mną wszystko można zrobić... Tak, oni mnie zabiorą... Ojciec i ten... zabiorą!

Anna podchodzi do niej

Przestań, Stiopa...

Stiopa

Ucieknę do monasteru... stamtąd mnie nie wyciągną... Prawda, że nie wyciągną?!

Anna odprowadza ją do swego pokoju

Chodź ze mną...

Katia

do Czerkuna

To pan dobrze zrobił! Tak właśnie trzeba. Raz, dwa — po łbie i nie ma o czym gadać...

C z e r k u n

Wreszcie zasłużyłem na pani pochwalę...

Cyganow

ziewając

Na którą czekałem tak niecierpliwie i długo...

C z e r k u n

Ale właśnie tak samo — raz, dwa — dałem nauczkę pani tatusiowi...

K a t i a

wybiegając do pokoju Anny

Co też pan mówi! To mój ojciec...

Anna wychodzi ze swego pokoju, nalewa kubek wody i odchodzi z powrotem.

Anna

Dobrze postąpiłeś, Jegorze...

C z e r k u n

nachmurzony

Przestań, Anno...

Cyganow

Tak, George! Skromność istotnie bardzo przystoi bohaterowi...

Lidia

Wuju Serge, jak szybko po czynach następuje nagroda!...

Anna

wychodząc

Moi państwo, że też wam nie obrzydło kpić ze wszystkiego na świecie!

C z e r k u n

posępnie

Państwo, zdaje się, myślą, że nie jestem zdolny właściwie ocenić tego wszystkiego? prawda?

Lidia nadsłuchując

Dzwonek?

C z e r k u n

szybko Tak... Pójdę otworzyć...

wychodzi

Cyganow

A ja wiem, kogo on chce spotkać...

Lidia

Ciociu, czemu ciocia tak milczy?

Bogajewska

Nie można przecież równocześnie myśleć i mówić... Coś mi tu nie wychodzi...

Cyganow

A ja wiem, na kogo on czeka...

Bogajewska

Przyplątała się skądś piąta dama, a brak dziewiątki...

Lidia

O, jest dziewiątka... a to nie jest dama — tylko walet...

Bogajewska

Rzeczywiście tak... oj, ty! Co za oczy... Walet... no tak...

Cyganow

śpiewa

A ja wiem... a ja wiem...

Lidia

To niedowcipne, wuju Serge... Ciociu, kiedy ciocia pójdzie do siebie? To bardzo niezdrowo — tak długo siedzieć...

Bogajewska

zakłopotana

Poczekaj... zaraz... Tak... ja zaraz...

Wchodzą Czerkun i Sprawnik.

Czerkun

Jeszczeście nie znaleźli?

Sprawnik

ponuro

Nie. Diabli wiedzą, gdzie on się podział... zresztą, dokąd można uciec z tego miasta? Dobry wieczór, Lidio Pawłowno... Moje uszanowanie pani, Tatjano Nikołajewno...

w milczeniu ściska rękę Cyganowa

Bogajewska

nie patrząc na niego

No, co słychać z waszym urzędnikiem?

Sprawnik

Przepadł, łajdak... Szukamy, szukamy... w gardle mi zaschło!

Cyganow

Temu ostatniemu mogę zaradzić, (nalewa wina) Ile ukradł?

Sprawnik

Czterysta sześćdziesiąt trzy ruble trzydzieści dwie kopiejki... bałwan! Lepiej, żeby już wszystko ściągnął, tam było jakie osiem tysięcy... Ale on wolał — jedną paczkę, osioł! A zresztą — no, ukradł... no i co? Nic nadzwyczajnego... to nie morderstwo! Niechby przyszedł i powiedział — to ja... Dostałby wtedy mniejszy wyrok... a on, proszę państwa, ukrył się... i aż dziewięciu ludzi go szuka...

C z e r k u n

Biedny chłopiec...

Bogajewska

nie odrywając się od kart

I do tego ukradł jak jaki żebrak... z kopiejkami!

Cyganow

Brawo, Tatjano Nikołajewno!

Lidia i Czerkun śmieją się.

Sprawnik

patrzy na zegarek

Wpadłem tu, Sjergieju Nikołajewiczu, żeby powiedzieć panu... to właśnie... i tak dalej... Pan go widział w dniu dokonania kradzieży... więc będzie pan musiał...

Cyganow poważnie

Rozumiem. Pada na mnie podejrzenie o wspólnictwo...

Sprawnik

E... co znowu? (śmieje się) Ach, jakiż pan jest!... Jak ja bym chciał posiedzieć tu u was... a tymczasem trzeba jechać... jakiś dureń zbił żonę...

Bogajewska

jak poprzednio

Na śmierć?

S p r a w n i k

Zdaje się, że na śmierć... A gdzież jest Pritykin? Przyjechał ze mną... Myśleliśmy, że uda nam się zagrać partyjkę winta...

Czerkun

Zajęty z Łukinem...

Sprawnik

smutno

A tymczasem w drodze policjant zameldował o tej bójce... Aha, jeszcze co do Łukina... Panowie powinni mu powiedzieć, żeby on... żeby się pohamował... Chodzą o nim słuchy... w związku z tym, że ma znajomości z robotnikami w fabrykach... I po co to? Państwo wiedzą, jest tu taki bogobojny Gołowastikow... stary kozioł! Sami go się boimy... Wszystko wie! Wie nawet, co się komu śni. A ja nie chciałbym wyciągać konsekwencji... nie lubię nieprzyjemności!

Cyganow

Dobrze! Biorę to na siebie... Któż znajduje przyjemność w nieprzyjemnościach?

Sprawnik

O właśnie! No, ogólny ukłon dla szanownych państwa... Ach, Sjergieju Nikołajewiczu, jaki z pana wspaniały człowiek...

Cyganow

odprowadzając go

Pomimo ciążącego na mnie podejrzenia współuczestnictwa z Porfirijem Drobiazginem, który skradł ze skarbu państwa trzydzieści dwie kopiejki?

Sprawnik

śmieje się.

Z przedpokoju dolatuje słodziutki głos Pritykina i złośliwe słowa Stiepana.

Czerkun

półgłosem do Lidii

Jak się to pani podoba, co?

Lidia

Pan myśli o Łukinie?

Czerkun

Ależ nie! To naturalne... ale ten Drobiazgin... niech go diabli! Jakby mu pomóc, co? Przecież prawdę mówiąc — Sjergiej... rozumie pani?

Lidia

uśmiecha się

Wkrótce stanie się pan zupełnie porządnym człowiekiem... doprawdy!

Czerkun

poważnie

On zepsuł chłopaka... to oczywiste! Czemuż pani się śmieje?

Lidia

A pamięta pan — kiedyś chciał pan wywrócić miasto do góry nogami?

C z e r k u n

Chciałem? No tak... chciałem... Co z tego? Co pani chce powiedzieć?

Lidia

Ja tylko przypominam. Mówił pan, że jeśli pan zechce — przybędą tu nowe myśli, nowe gusty... Wuj Serge nic nie mówił, ale proszę spojrzeć, ile padło trupów dzięki niemu...

C z e r k u n

Aha, rozumiem panią! Proszę mówić dalej...

Lidia

Ale nie widzę jakoś, żeby życie dzięki panu w jakiś sposób się odnowiło... a pan sam, zdaje mi się, przygasł trochę...

S t i e p a n

z przedpokoju

Jegorze Pietrowiczu, na chwileczkę!

Pritykin

żałośnie

Jegorze Pietrowiczu, pan pozwoli!

C z e r k u n

wychodząc

Odpowiem pani... później...

Lidia

Ciociu! Zostaw już to! Pójdziemy do siebie, dobrze?

Bogajewska

Ja i tu jestem jak u siebie... poczekaj... Tu się wszystko tak poplątało... zaplątało... naplątało... Kochanie, to jest najtrudniejszy pasjans, nazywa się „dwie konieczności”…

Lidia

To ja — idę...

Idzie do przedpokoju i wchodzi po schodach na górę.

Bogajewska

schyliwszy się nad kartami

Już idziesz... idziesz... no, a co ja będę robić? Tak... kiedy właśnie sama nie wiem, co robić... (podnosi głowę, ogląda się) Aha? "Wszyscy wyszli... zostałam sama... no, jak sama, to sama... (patrzy na karty i nagle miesza je) Oj, Tatjano... niedługo umrzesz. Tatjano... niedługo umrzesz, głupia stara... tak...

Idzie w stronę przedpokoju. W drzwiach stoi Pritykina w chustce, wygląda żałośnie: twarz zwiędła, nie umalowana tak jak zwykle. Bogajewska cofa się na jej widok.

Co ci jest? Kto to?

Pritykina

cicho

Ja...

Bogajewska

To... ty, Pelagia?

Pritykina

Tak... ja... Czy mąż jest tutaj?

Bogajewska

Zdaje się, że tak... bo co?

Pritykina

cicho płacze

Przecież on mnie porzuca... opuszcza mnie... Całymi wieczorami siedzi u Wiesjełkina, gra z nim w karty... i uwodzi jego córkę... och, moja droga!

Bogajewska

No, no, nie gadaj głupstw... wszystko kłamstwo! Też... To ci uwodziciel! Nie ośmieszaj się... chodź do mnie... na górę...

Pritykina

O, moja kochana — bije mnie! Złamałaś mi życie, mówi, diabelska kukło... mówi, stara wiedźmo... Idź precz, mówi... A gdzież ja pójdę? Cały majątek przepisany na niego... wszystko w jego rękach... Pani kochana, co ja mam robić?

Bogajewska idąc

Właź na górę... nie hałasuj tu...

Pritykina

idzie za nią

Włażę, włażę... Niech pani mi poradzi, co z nim zrobić? Jak żyć teraz? Ojej! to jego głos... pani kochana... proszę mnie przepuścić naprzód...

Wychodzą. Prawie w tej samej chwili rozlega się trzask szybko otwieranych drzwi i z przedpokoju wchodzi zdenerwowany Pritykin, za nim C z e r k u n i S t i e p a n.

Pritykin

Nie, panie studencie, ze mną tak nie można! Wszyscy mnie tu znają... mam zostać nawet burmistrzem... tak, proszę pana! A pan, jeśli wolno powiedzieć, jest jeszcze po prostu młodym człowiekiem... i więcej nic!

C z e r k u n

No, tu nie miejsce na krzyki...

Pritykin

A czy tu jest miejsce, żeby nazywać mnie oszustem? Dlaczego to ja mam być oszustem... właściwie dlaczego, proszę pana?

S t i e p a n z uśmiechem

Proszę — tu są cyfry...

Pritykin

Cyfry? Cyfry można sobie napisać... jakie się chce... to o niczym nie świadczy... tak, proszę pana!

S ti e p a n

Pan właśnie napisał, jakie się panu zachciało... O, proszę mi wyjaśnić, skąd pan wziął te sześć tysięcy trzysta rubli...

Pritykin

Jegorze Pietrowiczu, pan mi pozwoli nie dawać wyjaśnień... Niech to zostanie między nami... Sjergiej Nikołajewicz ma do mnie zaufanie... A pan Łukin, nie wiem właściwie, czego sobie życzy...

S t i e p a n

Złapać pana na oszustwie…

Pritykin

Oszustwo? Nie... w ten sposób ja nie mogę!...

C z e r k u n oschle

Zostawimy to do jutra...

Pritykin

Nie, proszę pana, nie mogę! Jestem uczciwym człowiekiem... Sjergiej Nikołajewicz wie o tym... Obliczyłem prawidłowo, proszę pana... niech pan go zapyta... on wie...

C z e r k u n

półgłosem, z gniewem

Milczeć... Niech pan idzie... no?

prowadzi Pritykina do siebie

Pritykin

Przepraszam... nie wolno mnie ciągnąć...

C zer k u n wpycha go do pokoju i gwałtownie zatrzaskuje drzwi. S t i e p a n rzuca liczydła na stół, wsuwa ręce w kieszenie i wychodzi.

S t i e p a n

przez zęby

Ach... łotr L.

Z pokoju Anny wychodzi S t i o p a z jakąś książką w ręku, idzie do bawialni. Słychać głos Anny, która coś czyta, W przedpokoju rozlega się hałas, słychać kroki. Wchodzą C y g a n o w i Nadieżda.

Cyganow

Stałem na ganku... sam. Jesienią przyjemnie czasem popatrzeć aa niebo...

Nadieżda

A gdzież są wszyscy?

Cyganow z uśmiechem

Ten, o kim pani myśli, zjawi się zaraz, gdy tylko usłyszy pani głos... ale on nic pani nie da... W jesieni szybko biegną chmury po niebie... ciężkie chmury...

Nadieżda

Nie lubię czarnego koloru. Najważniejszy, wywierający największe wrażenie jest kolor czerwony. Królowe i różne arystokratki ubierają się na czerwono...

Cyganow

Nie wiedziałem, ale wyobrażam sobie, jak to musi być pięknie... No cóż, wkrótce wyjadę, droga pani...

Nadieżda na kanapie

Pan nie sam wyjedzie...

Cyganow

Nie sam? Jak to mam rozumieć? Czyżby pani się zdecydowała?

Nadieżda

Na co się zdecydowałam?

Cyganow półgłosem

Pojedzie pani ze mną? Do Paryża? Proszę pomyśleć — Paryż! Markizowie, hrabiowie — wszyscy ubrani na czerwono... Będzie pani miała wszystko, czego zapragnie... wszystko dam...

Nadieżda spokojnie

Sjergieju Nikołajewiczu, to jest po prostu nieprzyzwoite! Jak gdybym była jakąś taką... pierwszą lepszą…

Cyganow

Pani jest dziwna, oryginalna... i straszna! Ale ja panią kocham — proszę mi uwierzyć! Kocham jak młodzieniec... W pani jest — siła! Ile szczęścia, ile rozkoszy panią czeka...

N a d i e ż d a

Sjergieju Nikolajewiczu, po cóż to wszystko? Zresztą, czy pan może kochać jak młodzieniec, kiedy niedługo skończy pan pięćdziesiąt lat, a za dwa lata będzie pan pewno całkiem łysy? I cóż to za podróże po Paryżach, jeżeli ja nie mogę pana kochać? Jest pan bardzo interesującym mężczyzną, ale w starszym wieku i do mnie pan nie pasuje. Przepraszam pana, ale aż przykro słuchać tych pana pomysłów...

Cyganow

prawie z jękiem

O... do diabla! No to... chce pani — pobierzemy się? Załatwię pani rozwód z mężem i...

N a d i e ż d a

Czy to dla mnie nie wszystko jedno? Przecież ważny jest mężczyzna, a nie coś innego... Nie, proszę mnie zostawić... Pan mnie wiele nauczył, stałam się teraz mądrzejsza i śmielsza...

Cyganow przytomnieje

No dobrze! Niech będzie — postawmy nad tym krzyżyk, droga pani! Słowo honoru — to moja ostatnia próba... na więcej nie mam czasu... i sił! Nie mam sil...

Nadieżda

O, właśnie! Jest pan mądrym człowiekiem... pan rozumie, że siły nie kupuje się w sklepiku...

Cyganow

zwykłym tonem

O, tak, pani ma rację! To coś tak jak rozum — nie sprzedają go nawet w wielkich magazynach...

Nadieżda

A widzi pan!

Wchodzą Riedozubow i P a w l i n. Riedozubow znacznie się postarzał.

Riedozubow

Dobry wieczór!... Córka jest u was?

Cyganow

Zdaje się, że jest tu...

puka do drzwi Anny

Riedozubow

do Pawlina

Widzisz? Same pary... tak...

Anna stając w drzwiach

A, dobry wieczór! Wasiliju Iwanowiczu... Katia!

Nadieżda

Dobry wieczór! Anno Fiodorowno...

Anna drgnąwszy

Ach... to pani?

Nadieżda

Tak...

Katia do ojca

Po coś się tu przywlókł?...

Pawlin półgłosem

Stęsknił się...

Anna woła

Stiopa! (do Nadieżdy) Napije się pani herbaty? Pani lubi...

Nadieżda

Nie odmówię...

Wchodzi Stiopa.

Anna

do S t i o p y

Stiopa, podaj herbaty, proszę... Ja — zaraz!

wychodzi do swojego pokoju

Cyganow

I koniaku, Stiopa, i koniaku...

podchodzi do Nadieżdy i mówi jej coś po cichu

Riedozubow

Z kim ty tam byłaś? Tylko z nią?

Katia

Cicho... Co za głupstwa!

Riedozubow

Chodź do domu.. co? To ostatnie dni... posiedziałabyś w domu... co?

Katia

Dobrze... Poczekaj, ja zaraz…

szybko idzie do Anny

Riedozubow

do P a w l i n a

Widziałeś? Zrobiła się zupełnie obca... Odebrali córkę... Z syna zrobili pijaka... zburzyli moje życie... I — niby nigdy nic...

P a w l i n

po cichu,

Niech pan się nie martwi... niech pan czeka!

Riedozubow

Na co mam czekać? Komu mam się poskarżyć?

P a w l i n

Przekupili sprawnika, ale Boga nikt nie potrafi przekupić... rozumie pan?

Riedozubow

Z Pritykinem się cackają, a mnie obrzucili błotem... Teraz — córka... Może ona tam ze studentem, a ja... Czekam! Ja? (nagle wstaje i dziko krzyczy) Kat'ka!

Nadieżda

Ach!... Co to?

Cyganow

Co panu jest, szanowny panie?

Wchodzi Czerkun, są nim Pritykin, wygląda jak człowiek, którego bolą zęby. Wybiegają Katia i Anna.

Katia

Czego krzyczysz?

Riedozubow

Marsz do domu!

Czerkun

Pan pozwoli... tu nie targ...

Riedozubow

wrzeszczy

Masz... masz — dobij! Rozbójnik! Bij mnie...

Katia

Ojcze... o. Boże!...

Czerkun Proszę posłuchać, panie starszy...

Riedozubow

Milcz! Nie rozmawiaj ze mną... farmazonie! Katarzyna, do domu! No i co, Archip... ha? Cieszysz się? Lizus!

Pritykin

Wasiliju Iwanowiczu... jestem niewinny!

Riedozubow

Aha! Ożeniłeś się z bogatą staruchą, okradłeś ją... starasz się o kochanki... szykujesz się na burmistrza...fagasie!

Czerkun

No cóż, panowie — idźcie lepiej wymyślać sobie gdzie indziej...

Katia

krzyczy

Idź... bo cię stąd wygonią! Przecie to będzie wstyd dla mnie, przykro; jak ja wtedy będę mogła przyjść do nich? Jeśli cię wygonią, ja ciebie znienawidzę...

Riedozubow

Co?... Jak?

Anna

Proszę posłuchać: ona pana kocha... żal jej pana... płakała... kocha pana!

Riedozubow

To dlaczego mnie porzuca... jeżeli kocha, co?

Katia

Chodźmy... chodź, na litość boską!

prowadzi ojca do przedpokoju

Pawlin kręci się jakoś dziwacznie i zatrzymuje przy drzwiach.

Czerkun

Archipie Fomiczu, niech pan też idzie. Nie mamy więcej o czym mówić...

Pritykin

wzdycha

No cóż... pójdę... Ale swoją drogą popamiętam to panu Łukinowi... On jest tutejszy... ja też... tak, proszę państwa...

Anna

Boże... jakie to wszystko dziwne...

Nadieżda przez cały czas uśmiechnięta wodzi oczyma za Czerkunem. Uśmiech jej jest nieruchomy, dziwny. Cyganow nerwowo pali cygaro i patrzy na wszystkich, ruszając wąsami. S t i o p a nalewa herbatę i bojaźliwie, z nienawiścią spogląda na P a w l i n a. Anna spojrzawszy na Nadieżdę wzdryga się, robi ruch, jakby chciała ku niej podejść, ale szybko się odwraca i wychodzi do swego pokoju.

Cyganow

do Czerkuna

Obliczyłeś się z nim?

C ze r k u n

Tak. Muszę z tobą pomówić... O, Nadieżda Polikarpowna... Pani przyszła? A ja pani nie zauważyłem! No, dzień dobry!... Paskudna pogoda, prawda?...

Cyganow

Chyba nie zaraz będziemy ze sobą rozmawiać...

C z e r k u n

Rozumie się! Czemuż pani tam, w kącie, w ciemności? Chodźmy do bawialni...

Nadieżda

Z przyjemnością... A ja czekałam, kiedy pan na mnie spojrzy...

Wychodzą do bawialni. Stamtąd słychać ich przyciszoną rozmowę.

Cyganow

do Pawlina

Taak... a pan tu? No, co pan powie?

Pawlin

Stracił głowę stary... Powinien był dopuścić do tego, żeby go stąd przepędzili — gdyby tak z nim postąpiono, nie wypadałoby oczywiście Katiuszy tu przychodzić...

S t i o p a

bezwiednie półgłosem

Ach... żmija!

Cyganow

zamyślony, nie dosłyszał słów Pawlina

No tak... no i co?

Pawlin

Potem by się już zobaczyło, co dalej... Szanowny panie, ośmielę się zapytać — jak tam moja praca? Przejrzał pan?

Cyganow patrzy na niego milcząc, Pawlin cofa się przed nim:

Pytam, czy był pan łaskaw przeczytać ten zeszycik mojego pisarskiego dzieła?

Cyganow

Co? Ach, tak... (szorstko) To są brednie, staruszku...

P a w l i n

nie wierzy

Moja dziesięcioletnia praca — to brednie?

Cyganow lekceważąco

Zaraz przyniosę tę filozofię... proszę poczekać... (wychodzi do bawialni) Stiopa, proszę mi podgrzać butelkę czerwonego...

P a w l i n półgłosem

A. ja znów dzisiaj, dziewczyno, widziałem twojego ojca.

S t i o p a opiera się rękami o stół i uporczywie patrzy na P a w l i n a.

Na dworze wiatr, deszczyk siąpi... a twój ojciec idzie pijaniusieńki... cały goły i plącze... i gorzko płacze!...

S t i o p a

głucho

Kłamiesz! Dlaczego mnie dręczysz,? (rzuca w niego pokrywką samowara) Masz... diable... potworze!

Anna otwiera drzwi

Co tu się dzieje?

P a w l i n

podnosi pokrywkę,

Pokryweczka upadla... przez nieostrożność...

S t i o p a

Niech pani go wygoni!

Cyganow wychodząc z bawialni

Proszę, niech pan weźmie...

Stiopa

Niech pani go wygoni!

Anna zbliża się do niej i o coś cicho pyta. S t i o p a wychudzi. Anna stoi koło stołu, słyszy rozmowę w bawialni — na jej twarzy maluje się, ból i obrzydzenie.

Pawlin

Po co zaraz wyganiać, dziewczyno! Pójdę z własnej woli. Więc raczył pan powiedzieć, że to brednie?

Cyganow

Tak, tak...

Pawlin

Czyli że przez dziesięć lat rozumowałem mylnie... Pokornie dziękuję szanownemu panu... A czy pan ze swej strony nie mógł się omylić? Do widzenia!...

wychodzi

Cyganow

Rzeczywiście — stary kozioł, jak mówi naczelnik... Ale czy pani jest niedobrze?

Anna

szeptem

Co ona mówi? Proszę posłuchać...

Cyganow

półgłosem

W takich sytuacjach nie pozwalam sobie nic słyszeć...

Anna

O, co ona robi?

Cyganow

głośno

Moi państwo, dlaczego nie idziecie? Herbata gotowa...

Czerkun

Zaraz...

Anna

półgłosem, z, bólem

Pan myśli, że ja... myśli pan, że podsłuchiwałam, tak? Jak panu nie wstyd!

Cyganow

Ależ nie! Jegor, chodź no tutaj...

Anna wybiega do swego pokoju.

Czerkun

w drzwiach

No? Co takiego?

Cyganow cicho

Chodź tutaj... Przed chwilą twoja żona coś usłyszała i bardzo się przejęła...

C z e r k u n

krzywi się

E, zwyczajna historia! Nadieżda Polikarpowna żartuje... i tyle! Opowiada mi, jak różni ludzie powinni się oświadczać... To strasznie śmieszne...

szybko wychodzi

C y g o n o w wzrusza ramionami, pokręca wąsa, nalewa duży kieliszek koniaku, pije. Bierze kapelusz i idzie w stronę, przedpokoju. W drzwiach staje Monachow, pokorny, smutny.

Monachow

cicho

Dobry wieczór!

Cyganow

Dobry wieczór!... Chce pan koniaku?

Monachow

Proszę bardzo... zimno... moja Nadieżda jest tutaj?

Cyganow

Jeszcze nalać?

Monachow kiwa głową w milczeniu. Cyganow gwiżdże jakąś melodię.

Monachow

cicho

A ja przyszedłem... po nią...

Cyganow uśmiecha się

Zawołać?

Monachow

Nie... nie trzeba... Lepiej napiję się jeszcze...

Cyganow

uśmiecha się

Czy aby to na pewno lepiej?

Monachow

Niech się pan nie śmieje... co tam!

Cyganow

A czy pamięta pan — zakład?

Monachow

No cóż... pan przegrał...

Cyganow

Ale jednak pana to nie cieszy? E, co pan wyrabia? Nie trzeba!.

Monachow płacze

Smutno... jak ja teraz będę żył, co? Niech pan pomyśli... jak? Przecież nie mam nic oprócz niej! Nic!

Cyganow

ukrywając wstręt

No, no, chodźmy... do mnie... albo na powietrze... Niech pan idzie, proszę! Przyjacielu, niechże pan cierpi, jeśli to już konieczne, ale nigdy nie należy być śmiesznym i obrzydliwym...

Wychodzą do przedpokoju. W pokoju cisza. Z bawialni słychać przyciszony głos Nadieżdy.

Nadieżda

Prawdziwa miłość niczego nie żałuje i niczego się nie lęka...

C z e r k u n

ze śmiechem

No, dajmy temu pokój... pani dzisiaj tak mówi...

staje w drzwiach bawialni, wzburzony

Nadieżda

mówi stojąc za nim

O miłości nic nie można powiedzieć... Mówiłam panu tylko o tym, jak oświadczają się różni bohaterowie. Ale kochać trzeba w milczeniu...

C z e r k u n

mruczy

W milczeniu?... No... chyba napijemy się herbaty...

Nadieżda

półgłosem

Pan się boi?

Czerkun

Ja? Czego?

Nadieżda

Mnie. To mi nie przyszło do głowy...

Czerkun

Ale dość już...

Nadieżda

Nie przyszło mi do głowy, że pan może się bać...

Czerkun

przybliżywszy się do niej

Proszę uważać... proszę się strzec!

Nadieżda

Czego się mam strzec?

Czerkun

kładzie jej ręce na ramionach

Ty mnie kochasz... tak? No, powiedz... kochasz?

Nadieżda

cicho, stanowczo

Tak. Jak tylko cię zobaczyłam... od pierwszego wejrzenia... Mój George! Ty jesteś mój, George...

obejmuje go

Czerkun robi taki ruch, jakby chciał się, od niej uwolnić. Wchodzi Anna, zapłakana, z chusteczką w ręku. Spostrzega męża i Nadieżdę, prostuje się, wypręża się cała jak struna.

Anna

cicho

To... obrzydliwe!

Czerkun

z pijackim uśmiechem

Nie śpiesz się, Anno... a zresztą wszystko jedno!

Nadieżda

Tak. Teraz już — wszystko jedno!

Anna

z obrzydzeniem

Ach... pani jest jak zwierzę! Wstrętne zwierzę...

Nadieżda

spokojnie

Czy dlatego, że pokochałam?

Czerkun

jakby zbudzony ze snu

Anno, poczekaj, nic nie mów...

Anna

Nic nie mówić? Jak ty nisko upadłeś... Zrozumiałabym, gdyby chodziło nie o nią... gdyby chodziło o — inną... ale — ta! To zwierzę...

Nadieżda

do Czerkuna

George, idźmy stąd...

Czerkun

Nadieżdo Polikarpowno, proszę mnie posłuchać...

W przedpokoju hałas. Wbiega szybko Cyganow, za nim Doktor i Monachow.

Cyganow

Trzymajcie tego głupca!

Doktor

w ręku ma duży stary rewolwer; trzymając się ręką za odrzwia celuje w Cyganowa

Zabiję cię... zabiję...

spuszcza kurek, rewolwer nie wypala

Cyganow

Osioł! Nie umiesz strzelać!

Czerkun

rzuca się na Doktora

Puść!

Anna i Nadieżda razem

Uciekaj! Zabije!

Doktor

obraca palcami bębenek rewolweru

Przeklęty!... diabeł...

Nadieżda

wyrywa mu rewolwer

Ach... głupcze!

Czerkun

Zwariował pan?

Monachow

Nadia... Rzuć pistolet!

Lidia

wbiega

Co się stało?

Cyganow

rozdrażniony

Mam dosyć własnych grzechów... nie chcę płacić za cudze... dzikus!

Anna do Lidii

On ją całował... ją! (do Monachowa) Niech pan weźmie stąd tę... (do Lidii) Całował się z nią...

Lidia

odprowadza ją do pokoju

Stiopa! Poproś tu ciocię...

Doktor

głucho do Czerkuna

Z nim? Z panem?

Czerkun

Proszę się wynosić!...

Cyganow

owijając ręką chustką

Spadł z nieba... idiota!

Doktor

smutno

Nadieżda! Kogoś ty wybrała?

Nadieżda

przez cały czas patrzy na niego z uśmiechem zadowolenia

Nie jestem dla pana żadna Nadieżda...

Doktor

Kogoś wybrała?

Nadieżda

wskazując na Czerkuna, z dumą

Jego!

Monachow

jęczy

Nadia!... Nadia! Za co?... Nadiusza!

Bogajewska

wchodzi

Co, skandal? Doczekaliśmy się!

przechodzi do pokoju Anny

Doktor

do Cyganown

Więc... pan! Moja wina... okazuje się, że trzeba było jego... a zresztą to wszystko jedno. Obaj jesteście rabusie... żałuję, że nie zabiłem pana... żałuję...

Nadieżda

ze współczuciem

Co pan potrafi... pan!

Doktor

Tak, nic nie potrafię! Wszystko się wypaliło w moim sercu...

C z e r k u n No... dość tego, powiadam!

Monachow

Nadia, chodźmy do domu!

Nadieżda

stanowczo

Mój dom jest tam, gdzie on... tam jest mój dom!

Doktor

Długie cztery lata płonęło moje serce... czym jestem teraz?

Cyganow

Jegorze! Co ob tam gada? Oderwał mi paznokieć...

C z e r k u n

do Doktora

Zrobił pasa awanturę i tanim kosztem się pan wymigał... Proszę odejść! Wystarczy...

Doktor

przychodzi do siebie, z prostotą

Nadieżdo, żegnaj! Kocham ciebie... Przebacz mi... wszystko! Żegnaj... Zginiesz z nimi... zginiesz! Żegnaj!... Żegnajcie... ścierwa...

wychodzi

Cyganow

do Nadieżdy

No, zadowolona pani nareszcie? Wszystko jak w powieści: szczęśliwa miłość, trzy egzemplarze nieszczęśliwych... próba wystrzału z rewolweru... krew (pokazuje owinięty chustką palec) —— w porządku?

Nadieżda

w otępieniu

Cóż on teraz zrobi... także się zabije?

Cyganow

Ja bym się zastrzelił... ze wstydu...

Monachow

do Czerkuna, cicho

Niech pan mi odda... żonę! Niech pan odda... Nic więcej nie posiadam... wszystko w niej! Oddałem jej całe życie... kradłem — dla niej...

Czerkun

szorstko

Proszę... niech pan ją zabiera!

Nadieżda

zdumiona, doCzerkuna

Coś ty powiedział? Niech zabiera? Tak?

Czerkun

twardo

Tak. Nadieżdo Polikarpowno, ja panią proszę: niech pani mi przebaczy...

Nadieżda

Co przebaczyć?

Czerkun

Niech pani nie przywiązuje znaczenia do tego, co zrobiłem... To chwilowe uniesienie... wywołane przez panią samą... to nie miłość...

Nadieżda

głucho

Mów prościej... żebym mogła prędzej zrozumieć.

Czerkun

Nie kocham pani... wcale!

Nadieżda

nie wierzy

Tak... ależ nie! Pocałowałeś mnie... Nigdy nikt mnie nie całował... tylko ty!

Monachow

łagodnie

A ja... a ja, Nadia?

Nadieżda

z trudem

Milcz, ty nieboszczyku!

C z e r k u n

Skończmy tę całą historię! Pani mnie zrozumiała? Proszę mi przebaczyć... jeśli pani może!

chce odejść

Nadieżda

dziwnie, ze smutkiem

Ależ nie! Może ja siądę... George, siądź koło mnie, dobrze? Jegorze Piotrowiczu...

C z e r k u n

Nie kocham pani... nie kocham!

wychodzi do swego pokoju

Nadieżda cicho osuwa się na kanapę, osłupiała. Cyganow, radośnie zdumiony, porusza wąsami. Monachow stoi przy drzwiach, cały jakiś skrzywiony, połamany,

Cyganow wesoło

Ależ idiotyczne miasto! Wszystko tu jest do góry nogami: doktor powinien leczyć, a tymczasem — sam zadaje rany...

Monachow

Nadia!

Nadieżda

Co?...

Monachow

Chodźmy do domu...

Nadieżda

półgłosem, spokojnie

Idź sam, nieboszczyku, idź!

Monachow westchnąwszy wychodzi do przedpokoju.

Cyganow

półgłosem

A może jednak pojedzie pani do Paryża, moja droga, co?

Nadieżda

Nie kocha mnie?... to prawda?

Cyganow

Oczywiście! Czy, jeśli ktoś kocha...

Nadieżda

Nie trzeba... wiem sama...

Cyganow

No, więc widzi pani, moje szczęście...

Nadieżda

w rozpaczy

A może... tylko się boi?

Cyganow

wzdycha

No nie... czego miałby się bać?

Nadieżda

A doktor... zabije się... prawda?

Cyganow

Wątpię... Ale nawet gdyby tak — cóż z tego? Pani się już do tego przyzwyczaiła... teraz z kolei doktor... potem pewnie ja...

Nadieżda

kręcąc głową

W jaki sposób się zabije? Pistolet jest tu...

Cyganow

Można kupić inny...

Nadieżda

U nas nie sprzedają... Duszno tu! Och, jak mi duszno... Chodźmy... chociaż na ganek... postoimy tam... chodźmy!

Cyganow

Ja za panią — gdzie tylko pani zechce... choćby na dach! Przecież ja panią kocham... kocham panią!

Nadieżda

Nie... nie trzeba! (s głębokim przekonaniem) Jak pan może kochać, jeśli on nie może? On! Przestraszył się... nawet on! Nikt nie może mnie kochać... nikt. Nikt nie może mnie kochać... Wychodzą. Z pokoju Anny wybiega S t i o p a, za nią Lidia. Stiopa wyjmuje coś z szafy. Wychodzi Czerkun, ponury i przybity.

Lidia

Stiopa, piętnaście kropli...

S t i o p a

Boże! Jakie to straszne! Co za życie?

Lidia

Proszę iść, trzeba jak najprędzej...

Czerkun

Co z Anną?

Lidia

wzrusza ramionami

Nic... cóż można powiedzieć innego?

Czerkun

Mnie... właściwie jej trudno będzie na mnie patrzeć...

Lidia

A czego pan chce od niej?

C z e r k u n

Bardzo proszę, niech jej pani powie... że Monachowa... poszła. Wyjaśniłem jej mój postępek... prosiłem o przebaczenie... Poszła... więcej nie wróci...

Lidia

Nie rozumiem...

C z e r k u n

Ona... sama rozbudziła we mnie zwierzę... no, pocałowałem ją... nie mogłem się powstrzymać... Mocna jest — ta kobieta!

Lidia

z ironią

Aha! To ona jest winna? Uwiedziono pana? Biedny...

Czerkun

cicho

Pani... pani się mną brzydzi?

Lidia

cicho, mocno, mściwie

O tak, brzydzę się panem, tak! Pogardzam panem...

Czerkun

Nie! Dlaczego? Dlaczego, jeśli pani widziała, że padam...

Lidia

Nie zajmuję się zbawianiem ginących... Niech ci, co muszą zginąć — giną! To odświeża życie... to niszczy to, co zbyteczne... tylko to, co zbyteczne!

Czerkun

Czułem, że pani czegoś we mnie szukała... Zachwycałem się panią... i... ale teraz nie śmiem tego powiedzieć...

Lidia

Tak, nie śmie pan tego powiedzieć! Tak! Szukałam... Myślałam, że znajdę niezachwianego, mocnego człowieka, którego będę mogła szanować... Od dawna szukam... szukam człowieka, aby mu się pokłonić, aby razem z nim... Niech to będzie tylko marzenie... ale ja nie przestanę szukać człowieka...

C z e r k u n

cicho

Aby mu się pokłonić...

Lidia

I pójść razem z nim... Czyż nie ma na świecie ludzi-kapłanów, ludzi-bohaterów, dla których życie byłoby wielką twórczą pracą... czyż takich nie ma?

Czerkun

głucho, z rozpaczą

Tu nie podobna uchronić siebie, mech pani to zrozumie... nie podobna! Przemoc tego życia... tego błota...

Lidia

gniewnie

Wszędzie — godni politowania, wszędzie — chciwi... Na dworze rozlega się wystrzał.

Czerkun

ze smutkiem

O... jeszcze! Co tam takiego... jeszcze?

Anna

wybiega z pokoju

Jegor! Gdzie... Ach... Boże...

pada na kanapę

Lidia

wychodzi

Ja zobaczę...

Bogajewska

A ja chciałam już iść spać... tak...

Cyganow

w przedpokoju

Proszę nie wychodzić...

Czerkun

Kto strzelał?

Cyganow

blady, wąsy mu zwisły

Ona... Nadieżda Polikarpowna...

Czerkun

Do kogo?

Cyganow

wzdryga s»ę

Do siebie... wobec mnie... wobec męża... tak spokojnie... po prostu... niech to diabli!

Bogajewska

wychodzi do przedpokoju

Ale głupia! Kto by to pomyślał, co?

Anna

rzuca się do męża

Jegor, ty jesteś niewinny! Nie, Jegor...

C z e r k u n

Gdzie... ten... doktor?

Monachow

wchodzi

Nie trzeba doktora... nic nie trzeba... Panowie, zabiliście człowieka... za co?

Anna

O, Jegorze... to nie ty... to — nie ty!

Monachow

cicho, z przerażeniem

Co wyście zrobili? Co? Co wyście zrobili?

Wszyscy milczą. Słychać jak wiatr wyje na dworze.

KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gorki Maksym Barbarzyńcy
Gorki Maksym Na dnie
Gorki Maksym Matka (rtf)
Gorki Maksym DZIECIŃSTWO
Gorki Maksym BAŚNIE WŁOSKIE
Gorki Maksym Dziecinstwo
Gorki Maksym Mieszczanie
Maksym Gorki Matka
Barbara Szumilas Powiat limanowski
Akt elekcji Maksymiliana Habsburga
Psychologia ogólna - ćwiczenia , Szkoła - studia UAM, Psychologia ogólna, Konwersatorium dr Barbara
Ze św Maksymilianem, > # @ a a a Religia modlitwy
barbararadziwil
232 Rozporz dzenie Ministra Sprawiedliwo ci w sprawie maksymalnych stawek taksy notarialnej
Podaj wzr na maksymalny wskanik porowatoci, Prywatne, Budownictwo, Materiały, IV semestr, IV sem, Me

więcej podobnych podstron