MAKSYM GORKI
BARBARZYŃCY
SCENY Z MIASTA POWIATOWEGO
PRZEŁOŻYLI ANNA KAMIEŃSKA I JAN ŚPIEWAK
MAŁA KRONIKA ŻYCIA I TWÓRCZOŚCI MAKSYMA GORKIEGO (ALEKSEGO PIESZKOWA)
1868
Aleksy Pieszkow, syn Maksyma, rzemieślnika, urodził się w Niżnim Nowgorodzie.
1872
Po śmierci Maksyma Pieszkowa żona jego przenosi się wraz z synem do swego ojca, właściciela farbiarni, który wkrótce traci majątek. Rodzina wpada w nędzę.
1875
Aleksy Pieszkow zaczyna chodzić do szkoły. Jednocześnie pracuje zarobkowo, zbierając gałgany i papier. Po kilku miesiącach przerywa naukę na skutek choroby.
1875—1884
Aleksy Pieszkow pracuje jako chłopiec na posyłki. Kilkakrotnie zmienia zajęcie, potem praktykuje u kreślarza. Po śmierci matki ucieka z domu, pracuje jako kuchcik na statku, zmienia miejsca pobytu i zawody, pracuje kolejno jako dozorca, piekarz, stróż nocny.
1884
Aleksy Pieszkow wyjeżdża do Kazania na studia; nie mając środków nie może jednak wstąpić na. uniwersytet i pracuje w różnych zawodach.
1886
W Kazaniu Aleksy Pieszkow styka się ze środowiskiem inteligencji, z rewolucyjnie nastrojoną młodzieżą, kształci się jako samouk, czyta Marksa, zapoznaje się z utworami klasyków.
1888
Początek działalności rewolucyjnej wśród chłopów nadwołżańskich.
1889
Aleksy Pieszkow wraca do Niżniego Nowgorodu. Znajomość z Korolenką. Pierwsze utwory literackie i poezje. Aresztowany w związku ze sprawą rewolucjonisty Somowa, przebywa przez miesiąc w więzieniu.
1891
Wielka wędrówka piesza po Rosji.
1892
Opowiadanie „Makar Czudra" wydrukowane po raz pierwszy w tyfliskiej gazecie „Kaukaz" (Kawkaz) pod pseudonimem Maksym Gorki.
1898
„Szkice i opowiadania" (Oczerki i rasskazy), wydane w dwu tomach, przynoszą Gorkiemu rozgłos.
1899
Gorki zaczyna współpracować w marksistowskim czasopiśmie „Życie" (Żizn). 'W tym samym roku w Jałcie poznaje Czechowa.
1900
Gorki poznaje Tołstoja w Moskwie.
1901
W marca Gorki bierze udział w demonstracji w Petersburgu. W kwietniu w czasopiśmie „Żizń" ukazuje się „Pieśń o zwiastunie burzy" (Pieśnią o buriewiestnikie). Po powrocie do Niźniego Nowgorodu Gorki zostaje aresztowany i zesłany do Arzamasu.
1902
Gorki zostaje wybrany honorowym członkiem Akademii Nauk, ale Mikołaj II poleca unieważnić wybory ze względu na rewolucyjną działalność Gorkiego; Czechow i Korolenko występują na znak protestu z Akademii Nauk.
1908
Gorki zostaje osadzony w twierdzy Pietropawłowskiej, jako autor odezwy zawierającej żądanie detronizacji Mikołaja II. Po wyjściu z twierdzy, w grudniu, Gorki poznaje Lenina. Bierze żywy udział w pracach redakcji gazety „Nowe Życie" (Nowaja Żizn), której ideowym twórcą i rzeczywistym kierownikiem był Lenin.
1906
W styczniu Gorki występuje na mityngu w Helsingforsie, po czym opuszcza Rosję stając się emigrantem politycznym. W październiku osiedla się we Włoszech, na Capri.
1907
Gorki bierze udział w londyńskim zjeździe SDPRR.
1908
Gorki rozpoczyna regularną korespondencję z Leninem.
1909
Gorki zakłada na Capri szkolę partyjną dla robotników skierowanych przez komitety partyjne Moskwy i innych miast.
1910
Lenin odwiedza Gorkiego na Capri.
1913
Gorki redaguje dział literatury pięknej w piśmie bolszewików „Oświata" (Proswieszczenije). W grudniu, po ogłoszeniu amnestii, wraca do Rosji.
1914—1921
Ożywiona działalność literacka i publicystyczna Gorkiego.
1921
Gorki, chory na płuca, wyjeżdża do Włoch.
1921—1927
Za granicą Gorki pisze kilka większych utworów literackich oraz rozwija ożywioną działalność publicystyczną demaskując wrogów ZSRR.
1928
Powrót Gorkiego do ZSRR.
1928
Na V Zjeździe Rad ZSRR Gorki zostaje wybrany do CIK (Centralnyj Ispolnitielnyj Komitiet).
1934
Gorki bierze udział w organizacji I Zjazdu literatów radzieckich, któremu przewodniczy.
1936
Śmierć Maksyma Gorkiego.
Ważniejsze utwory
Proza: (data druku) 1892 — debiut literacki, opowiadanie „Makar Czudra''; 1898 „Szkice i opowiadania" (Oczerki i rasskazy) (2 tomy); 1899 „Foma Gordiejew"; 1907 „Matka" (Mat'); 1913 „Dzieciństwo" (Dietstwo); 1916 „Wśród ludzi" (W ludiach); 1923 „Moje uniwersytety" (Moi wiwiersitiety); 1924 „Włodzimierz Lenin" (Wladimir Lenin); 1925 „Artamonow i synowie" (Dielo Artamonowych); 1927 „Życie Klima Samgina" (Żizń Klima Samgina).
Dramat: (data druku) 1902 „Mieszczanie"; 7903 „Na dnie"; 1904—5 „Letnicy" (Boczniki): 1906 „Wrogowie" (Wrogi); 1910 (data powstania utworu) „Wassa Żeleznowa"; 2932 „Jegor Bułyczow i inni" (Jegor Bulyczow i drugije); 1935 (nowa redakcja utworu) „Wassa Żeleznowa".
BARBARZYŃCY
OSOBY
Czerkun J e g o r Pietrowicz — lat 32, inżynier
Anna Fiodorowna — lat 23, jego żona
Cyganow Sjergiej Nikołajewicz — lat 45, inżynier
Bogajewska Tatjana Nikołajewna — lat 55, właścicielka domu, szlachcianka
Lidia P a w ł o w n a — lat 28, jej siostrzenica
Riedozubow W a b i l i j Iwanowicz — lat 60, burmistrz
G r i s z a — lat 20 l jego syn
K a t i a- lat 18 jego córka
Pritykin Archip Fomicz — lat około 35, kupiec, przemysłowiec leśny
Pritykina Pelagia Iwanowna — lat 45, jego żona
Monachow Maurycy Osipowicz — lat 40, kontroler akcyzy
Monachowa Nadieżda Polikarpowna — lat 28, jego żona
Gołowastikow Pawlin Sawieliewicz — lat około 60, mieszczanin
Drobiazgin — lat 25, pracownik urzędu skarbowego
Doktor Makarow — lat 40
W i e s j e ł k i n a — lat 22, córka poczmistrza
S p r a w n i k * — lat 45
I w a k i n — lat 50, ogrodnik i pszczelarz
Ł u k i n S t i e p a n — lat 25, student, siostrzeniec Iwakina
Duńkiny maż — lat około 40, postać nieokreślona
G o g i n M a t w i e j — lat 23, chłopak wiejski
S t i o p a — lat 20, pokojówka Czerkuna
J e f i m — lat 40, robotnik Iwakina.
*/ Sprawni k (isprawnik) — naczelnik policji powiatowej.
AKT PIERWSZY
Łąka nad brzegiem rzeki, za rzeką widać małe miasteczko powiatowe, otulone zielenią ogrodów. Przed oczyma widza — ogród: jabłonie, wiśnia, jarzębina i lipy, kilka uli, okrągły stół wkopany w ziemie, ławeczki. Pleciony z chrustu, poszarpany płot otacza ogród, na żerdziach sterczą wojłokowe buty, wisi stara marynarka, czerwona koszula. Obok płotu biegnie droga od przeprawy przez rzekę do stacji pocztowej. W ogrodzie po prawej stronie węgieł starego, pochylonego domku, do którego przytyka kryty dachem stragan z chlebem, obwarzankami, pestkami i kwasem. Z lewej strony ogrodu pod płotem jakieś zabudowanie kryte słomą, ogród ciągnie się dalej poza nim. Lato, gorące popołudnie, odzywa się derkacz, dobiega przyciszony, smętny głos fujarki.
W ogrodzie na przyzbie pod oknem siedzi I w a k i n, wygolony, łysy, z dobrotliwym, a zarazem komicznym wyrazem twarzy i z przejęciem gra na gitarze. Obok niego — Pawlin, czyściutki, schludny staruszek w kaftanie i cieplej czapce. Na oknie stoi czerwony dzban z kwasem i kubki. Pod płotem na ziemi siedzi M a t w i e j G o g i n, miody chłopak wiejski i powoli żuje chleb. Z prawej strony od stacji dolatuje przeciągły, płaczliwy glos kobiecy: Jefim... Cisza. Z lewej strony idzie drogą Duńkiny mąż, mężczyzna w nieokreślonym wieku. obdarty i zalękniony. Znów rozlega się: Jefim...
Iwakin
Jefim, ej tam!
Jefim
idzie przez ogród wzdłuż płotu
Słyszę... (do Matwieja) Ty co tu robisz?
Matwiej
Nic... Tak sobie, siedzę...
Po raz trzeci rozlega się niecierpliwie już wołanie: Jefim!
I w a k i n
Jefim! Bratku, co ty...
Jefim
Zaraz, (do M a t w i ej a) Wynoś się!
zdejmuje z płotu koszulę
Duńkiny mąż kaszle i kłania mu się,.
A... przyszedłeś! Czego chcesz?
Duńkiny mąż
Jefimie Mitriczu, idę z monasteru...
J e f i m
odchodząc
Wypędzili cię? Uch, darmozjady, diabły!
I w a k i n
do Jefima
No idź, bratku, kiedy wołają... (do Pawlina) Stary lubi się rządzić...
Pawlin
Każdy by chciał.
Iwakin
A ludzie — przeciwnie... Ludzie nie chcą, żeby na nich wrzeszczeć nie wiadomo o co... tak...
Pawlin
Choćbyś nie wiem jak postępował, uznania ludzkiego się nie doczekasz... A jednak wszystkim trzeba silnej ręki.
I w a k i n
Tego samego walca można grać w inny sposób — o tak!
gra
D u ń k i n y mąż
O, Boże! Zwymyślał wszystkich bez wyjątku... I za co?
Matwiej
Gorąco.
D u ń k i n y mąż
Mnie też gorąco, ale ja cierpię w milczeniu... Po prostu, jak człowiek choć trochę sobie podje, to już myśli, że może się rządzić. Nie ma to jak chleb i sól!
Matwiej
Jem, ale swój...
Duńkiny mąż
Wiejski? Na wsi pieką dobry chleb.
Matwiej
Kiedy jest mąka, a jakże, potrafią upiec... Ten kupiłem u Iwakina...
Duńkiny mąż
Proszę! A pachnie jak wiejski... Pozwól mi kawałeczek... Spróbuję.
Matwiej
Dla mnie samego mało...
Duńkiny mąż westchnąwszy porusza ustami.
I w a k i n
O... można grać jeszcze wolniej.
Pawlin
Więc powiadasz, że to się nazywa „Walc obłąkanego kapłana"?
Iwakin
Właśnie...
Pawlin
Dlaczego tak? Wydaje mi się, że jest w tym coś gorszącego i jakby brak szacunku dla stanu duchownego...
Iwakin
No, zaczynasz się mądrzyć! Jakiś ty, Pawlin, czepialski!
Pawlin
Nie wiem, dlaczego tak mnie potępiasz, kiedy wszyscy wiedzą, że istotą mej duszy jest pokora... tylko że umysł mam taki niespokojny...
Iwakin
Nie dajesz się lubić, bratku, w tym rzecz!
Pawlin
Albowiem prawdę pokochałem ponad wszystko... A kiedy mnie prześladują, nie wyrzekam i będąc stałym w swoich zamierzeniach nie pragnę niczego oprócz prawdy.
Iwakin
A czegóż miałbyś pragnąć? Masz kamieniczkę, masz pieniążki...
Z lewej strony słychać jakieś głosy. Iwakin patrzy w tym kierunku.
Idzie córka poczmistrza... Dokąd to?
Pawlin
Trzpiot... dziewczyna złego prowadzenia...
Idą Drobiazgin i Wiesjełkina
Wiesjełkina
Powiadam panu... była żoną inżyniera.
Drobiazgin
Mario Iwanowno, dlaczego pani tak nie dowierza faktom?
Wiesjełkina
Wierzę tylko w to, co wiem...
Drobiazgin
prawie z rozpaczą
Ale ten pesymizm zupełnie nie licuje z pani powierzchownością! Proszę mi wierzyć, mąż Lidii Pawłowny był dyrektorem fabryki lukrecji, a ona go nie porzuciła, tylko po prostu on umarł udławiwszy się rybią ością...
Wiesjełkina
Rzuciła go, mówię panu!
Drobiazgin
Mario Iwanowno! My w urzędzie skarbowym wiemy wszystko...
Wiesjełkina
My na poczcie wiemy więcej od was... On ukradł pieniądze i teraz został oddany pod sąd... Ona też jest zamieszana w tę sprawę, tak, proszę pana!
Drobiazgin
Lidia Pawłowna? Mario Iwanowno! Nawet Tatjana Nikołajewna...
Wiesjełkina
A za karę, że pan się tak sprzecza, powinien pan poczęstować mnie kwasem...
I w a k i n wstaje i odchodzi za węgieł domu. Pawlin podnosi pozostawioną przez niego gitarę, zagląda do jej wnętrza, dotyka strun.
Drobiazgin
Bardzo proszę! A jednak ona jest wdową!
Wiesjełkina
Tak? Więc dobrze... zobaczy pan...
Wychodzą na prawo.
Duńkiny mąż półgłosem
Proszę cię... daj kawałeczek... na litość boską...
M a t w i e j
Dziwak! Czemuś nie powiedział od razu? Prosisz na spróbowanie... Czy chleb się próbuje?
W ogrodzie zjawia się I w a k i n, stawia na stole dzban kwasu, dwa kubki i patrzy w dal.
Duńkiny mąż
Wstyd było tak wprost... dziękuję!
I w a k i n
Pawlin!
Ale miasto — piękne! Jak jajecznica na patelni, co?
P a w l i n
Przeprowadzą kolej żelazną i wszystko zepsują...
I w a k i n
Czym zepsują? Nie kracz!
Pawlin
Najedzie się obcych ludzi...
Wiesjełkina i Drobiazgin wchodzą do ogrodu, siadają przy stole, piją kwas i rozmawiają półgłosem. I w a k i n i Pawlin wychodzą za węgieł.
M a t w i e j
Kto ty jesteś?
Duńkiny mąż
Mieszczanin... z miasta...
M a t w i e j
Wasi mieszczanie są bogaci... a ty co
Duńkiny mąż
A ja zbiedniałem. Zrujnowała mnie żona... żona, brat... Z początku była niezła...żyliśmy zgodnie. Piękna była, zręczna... tak. A potem, powiada — nudzi mi się. Zaczęła pić, a ja razem z nią...
Matwiej
Ty też?
Dnńkiny mąż
Ja też, cóż robić? Pociągnęła ją rozpusta... wtedy zacząłem ją bić... tak, a ona uciekła... miałem córkę... córka też uciekła, w piętnastym roku życia...
milknie, zamyśla się
Drobiazgin
głośno
To nieprawda, Mario Nikołajewno! Doktor i Nadieżda Polikarpowna... oboje są tacy romantyczni...
Wiesjełkina
Pst! Ciszej!
M a t w i e j
Ona też rozpustna?
Duńkiny mąż
Kto?
Matwiej
Córka?
D u ń ki n y mąż
Nie... nie wiem. Nie wiadomo, gdzie jest... A mnie znowu ktoś odbił wnętrzności, gdy byłem pijany... teraz ze zdrowiem kiepsko, do pracy się nie nadaję... zresztą nic nie umiem...
Matwiej
Patrzcie go... no, to jakże ty?...
Duńkiny mąż
Tak jakoś, jak popadnie...
Drobiazgin zrywa się
Mario Iwanowno, to zadziwiające, to nawet straszne! Pani zupełnie nie wierzy, żeby coś mogło być czyste...
Wiesjełkina
Proszę nie krzyczeć! Pan całkiem oszalał.
Drobiazgin
Nie! Żeby Lidia Pawłowna... żeby sprawnik...
Wiesjełkina
Niech pan siądzie...
Duńkiny mąż
Dziś przyjadą inżynierowie...
Matwiej
Żeby budować drogę?
Duńkiny mąż
Tak... budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść...
Matwiej
Będzie praca... co? Żeby tak... Żeby tak popracować!
W ogrodzie zjawia się P a w l i n, idzie w kierunku stołu, Wiesjełkina spostrzega go.
Wiesjełkina
półgłosem
Idzie Gołowastikow...
Drobiazgin
A, mędrzec! Co pan powie?
Pawlin
Życzę wszelkiej pomyślności.
Drobiazgin
Dziękuję...
Pawlin
Dopiero co przejechał przez rzekę burmistrz, idzie tu...
Wiesjełkina
Wyszedł na spotkanie inżynierów... proszę! Taki dumny stary.
Wchodzi Iwakin zadyszany.
Drobiazgin
Tak... Cóż, Iwanie Iwanowiczu, gorąco?
Iwakin
patrzy w dal na lewo
Ta-ak...
Pawlin
To pańska niecierpliwość zwiększa upał... ja na przykład nie czekam na nikogo i dlatego nie czuję upału...
I w a k i n
Doktor idzie... ten z akcyzy...
Wiesjełkina
Na kogo czekamy? Nie mamy na kogo czekać.
Pawlin
Ja nie o pani, tylko, że on czeka na siostrzeńca...
Drobiazgin
Na studenta?
Iwakin
Tak... A z nimi Archip Pritykin...
Wiesjełkina
Pierwszy student w naszym mieście. To bardzo zajmujące!
Drobiazgin
Mario Iwanowno, już nie pierwszy! Statystyk, który się zastrzelił...
Wiesjełkina
On nie ukończył studiów...
Pawlin
Tak, wydalili go za przekonania polityczne.
I w a k i n
nieco szorstko
Zastrzelił się dlatego, że napisałeś na niego donos... A na co ci to było, diabli wiedzą!
wychodzi
Pawlin
za nim
Zawsze będę się sprzeciwiać szkodliwym. Ciężki charakter ma ten Iwan Iwanowicz! A do tego jest niesprawiedliwy. Wiem dokumentnie że pan statystyk Rybin zastrzelił się wskutek swojej beznadziejnej miłości do Nadieżdy Polikarpowny...
Drobiazgin
Skąd pan to wszystko wie?
P a w l i n
Stąd, że jestem spostrzegawczy...
Z lewej strony przechodzą drogą Doktor, Monachow i Pritykin. D u ń k i n y mąż znika niepostrzeżenie. M a t w i e j wstaje, kłania się.
Pritykin
Nie, doktorze, pan wybaczy, ale nie mogę zrozumieć, co to za przyjemność łowić ryby!
Doktor
ponuro
Ryby — milczą...
Monachow
Na czym wy się, ojczulku, w ogóle rozumiecie? Na niewielu rzeczach. W lecie — kąpać się. W zimie — parzyć się w łaźni: oto wszystkie wasze duchowe rozkosze...
P a w l i n odchodzi i siada na przyzbie bliżej płotu.
Pritykin
Ciało ludzkie lubi czystość...
Drobiazgin
woła
A my już tutaj!...
Doktor
zatrzymuje się przy płocie
Drobiazgin, niech pan zamówi kwasu...
Drobiazgin
wola
Iwakin, dawaj pan kwasu, jak najzimniejszego i jak najwięcej!
Pritykin
Grając w stukułkę przyjemnie jest ograć kogoś...
Monachow
Nie przeczę...
Pritykin
Znowu — muzyka... Kiedy trębacze biorą się do roboty, wstępuje we mnie żołnierski duch...
Doktor
ze smutnym uśmiechem do Monachowa
On panu pochlebia...
Drobiazgin podchodzi do płotu i staje przysłuchując się. Widać, że chciałby się wtrącić do rozmowy, ale to mu się nie udaje. Wiesjełkina odchodzi w głąb ogrodu, patrzy na miasto, cicho nucąc.
Pritykin
...I jaki mam z tego pożytek? Maurycy Osipowicz wyćwiczył strażaków w sztuce muzycznej i dzięki temu zasłużył na wieczną chwałę w całym mieście — co, może nie?
Monachow
No tak! Śmiało mogę powiedzieć, że namęczyłem się nad nimi! Przecież to nie ludzie, ale — słonie...
P r i t y k i n
Maurycy Osipowiczu, teraz myślę o panu, nawet gdy patrzę na samowar.
Doktor
bez uśmiechu
Czyż on jest podobny do samowara?
D r o b i a z g i n
śmieje się.
P r i t y k i n
Bynajmniej! Chciałem powiedzieć, że wszystko, co miedziane, przypomina mi pana...
Doktor
On pana pekluje tymi pochwałami...
P r i t y k i n
...a raczej trudy pańskie poniesione dla muzyki...
Monachow
Cóż to wy, ojczulku, tak słodziutko śpiewacie, co?
I w a k i n przynosi kwas, po czym idzie w stronę płotu.
Pritykin
Jeśli nawet śpiewam, to jak skowronek, bez żadnego wyrachowania... a doktor kpi, bo już w ogóle ma taki ponury charakter i nie lubi nic oprócz ryb…
Monachow
spogląda na bok
A tymczasem nasze panie zmęczyły się widocznie: o, ledwie idą...
D r o b i a z g i n
Najciężej Tatjanie Nikolajewnie z taką tuszą i w tym wieku...
I w a ki n
Państwo pozwolą kwasu...
Doktor
No, naokoło nie pójdę...
przeskakuje przez płot
Monachow
A Lidia Pawłowna jakoś się nie kwapi do naszego towarzystwa...
Drobiazgin
Światowa dama, dumnie się nosi...
Pritykin
Świetnie jeździ konno...
Monachow
Tak, ojczulku! To ona potrafi...
Pritykin
Kiedy już mowa o przyjemnościach, zapomnieliśmy o płci pięknej, a co może być przyjemniejszego? Oczywiście nie mówię o własnej żonie...
Monachow
śmiejąc się
Fomicz, chodźmy napić się kwasu...
Idą wzdłuż płotu.
Pritykin Jednak czasu zostało niewiele, poczta pewno już przyjechała. Zobaczmy, jak wyglądają ci panowie budowniczowie.
M o n a c h o w
T-tak, ciekawe. Na pewno karciarze...
Pritykin
Przypuszczam, że i popić sobie lubią... co?
Wychodzą. Ukazuje się Duńkiny mąż.
M a t w i e j
Czy oni tak się zebrali na spotkanie inżynierów?
Pawlin
Chodzili do wsi na jarmark, na przechadzkę, ale oczywiście, kto ma pieniądze, ten każdemu potrzebny...
Z prawej strony — Lidia Pawłowna w amazonce, ze szpicrutą.
Lidia Pawłowna
Proszę was, bądźcie tak dobrzy i potrzymajcie mojego konia, zapłacę wam...
Mątwiej
Czemu nie, dobra...
Lidia Pawłowna
Proszę...
wychodzi na lewo
Matwiej
Hoho! Ale pani!
D u ń k i n y mąż
z zawiścią, niespokojnie
Ech, gdyby ciebie nie było, mnie wypadłoby pilnować konia! Jeżeli ona zapłaci dużo, daj mi choć piątaka, dobrze?
Matwiej
A może wszystkiego da tylko piątaka.
Obaj wychodzą na prawo. W ogrodzie rozmawiają Doktor i Wiesjełkina.
Doktor
ponuro
Dzieła pisze się w młodości...
Pawlin
wstając
Pozwolę sobie nadmienić, że święci ojcowie pisali dzieła i w podeszłym wieku.
Doktor
Co z tego, szanowny panie?
Pawlin
To wszystko, szanowny panie!
Wchodzą Pritykina i Nadieżda, kobieta bardzo piękna, wysoka, o wielkich, nieruchomych oczach; za nimi — B o g a j e w s k a.
N a d i e ż d a
Wówczas on mówi do niej: „Aliso, moja miłość nie umrze przede mną, ale póki żyję, jam twój!"
Pritykina
Hoho! Nasi mężczyźni nie znają nawet takich słów...
N a d i e ż d a
siada na pniu
Francuzi są niewierni, ale kochają namiętnie i szlachetnie... Hiszpanie dochodzą w miłości do szaleństwa, a zakochani Włosi koniecznie muszą grac w nocy na gitarze pod oknem ukochanej kobiety.
Bogajewska
Nadieżdo, szkoda, że cię nauczono czytać.
Nadieżda
Tatjano Nikołajewno, pani jest w wieku, kiedy wszystko przestaje już interesować, a ja...
Bogajewska
A ty tylko językiem mielesz...
N a d i e ż d a
z powagą
Przepraszam...
Pritykina
A ja ci zazdroszczę, moja droga. Ileż ty znasz miłosnych historii, a jakie piękne wszystkie! Jak sny dziewczęce... Ale gdzie jest mój Archip?
Bogajewska
O, klacz Lidoczki...
Nadieżda
Niech pani mnie z nią zapozna...
Bogajewska
Z klaczą?
Nadieżda
poważnie
Nie, z Lidią Pawłowną...
Bogajewska
Popatrz no, kochanie, przeczytałaś tysiąc romansów, a nie umiesz wyrazić się, jak należy... pokazujesz się w komicznym świetle, tak!
Nadieżda
spokojnie
To nic... każdy ma swój rozum.
Bogajewska
woła idąc w prawą stronę
Lidoczko!
Pritykina
półgłosem
Jaka ona szorstka wobec pani... ajajaj!
Nadieżda
spokojnie
Szlachta zawsze odnosi się tak do prostych ludzi, nawet w romansach, które opisują wszystko lepiej, niż jest naprawdę, szlachta jest zawsze harda... Niech pani spojrzy, jaka ona piękna!
Bogajewska, za nią Lidia.
Bogajewska
Lidoczko, Nadieżda Polikarpowna prosiła, aby ją z tobą zapoznać...
Nadieżda dyga.
Patrz, umie nawet dygać...
Podchodzi Doktor.
Nadieżda
Ja panią znam... Pani codziennie przejeżdża konno koło naszego domu... A ja patrzę i podziwiam — pani wygląda zupełnie jak hrabina albo markiza... To bardzo piękne.
Lidia
Często widzę twarz pani w oknie i także ją podziwiam...
Nadieżda
Dziękuję pani! Pochwałę swojej piękności przyjemnie usłyszeć nawet z ust kobiety...
Bogajewska
Patrzcie ją!
Doktor
chmurno
Przyjemniej z ust kobiety czy mężczyzny?
Nadieżda
Oczywiście, ocenić piękność, jak należy, potrafi tylko mężczyzna...
Lidia
Z jakim przekonaniem pani to powiedziała...
Pritykin
woła
Proszę państwa! Już jadą! Słyszycie?
Wszyscy nadsłuchują, rozlega się dźwięk dzwoneczków.
Nadieżda
do Lidii
Czy pani jest ciekawa, jak oni wyglądają?
Lidia
Kto? Ciociu, czas na nas.
Nadieżda
Inżynierowie...
Pritykin
wybiega
Zaraz przyjadą!
Lidia
do Nadieżdy
Nie...
Bogajewska
Zmęczyłam się, Lidoczko... poczekaj trochę!
Nadieżda
A ja czekam na nich jak na święto...
P r i ty k i n a
A jeśli nagle okaże się, że są starzy!
Lidia
do ciotki półgłosem
To przypomina jakąś uroczystość powitalną, po prostu śmieszne.
Bogajewska
Pójdziemy do ogrodu... tylko napiję się czegoś... Chodźmy do ogrodu!
Wszyscy idą za nią.
Pritykin
Przyjechali... ciekawe, co, doktorze?
Doktor
ponuro
Dlaczego? Gdyby na przykład przyszli piechotą, to jeszcze — jeszcze!
N a d i e ż d a
Co za brednie!
Bogajewska
Ona chciałaby ich zobaczyć konno, w zbrojach, w płaszczach...
Wszyscy wychodzą na prawo, dźwięk dzwoneczków zagłusza monotonny odgłos ich rozmowy. Z prawej strony wchodzi powoli, z rakami założonymi do tyłu Riedozubow — siwy, surowy starzec z czarnymi nastroszonymi brwiami. Zatrzymuje się przysłuchując hałasowi dolatującemu od stacji. Zjawia się, P a w l i n, z daleka już zdejmuje czapkę.
Riedozubow
No, jak zdrowie?
Pawlin
Czy mogę usłyszeć coś przyjemnego o pańskim cennym zdrowiu?
Riedozubow
Zapytaj doktora. Przyjechali?
Pawlin
Owszem — oczekiwani przez wszystkich inżynierowie: jeden starszy, wygolony, z wąsami, jakby już trochę wstawiony... drugi młodszy, mocno rudawy. Z nimi pani, młoda, piękna, a z nią służąca, taka szykowna dziewczyna. Jechali w dwu powozach, a w trzecim — rzeczy i student, siostrzeniec Iwakina.
Riedozubow
A on jak, razem z nimi?
Pawlin
Widocznie będąc w trudnym położeniu materialnym przyłączył się tak z łaski...
Riedozubow
Koń Bogajewskiej?
Pawlin
Tak. Była w Fokinie na przejażdżce... A teraz poprawia toaletę u Darii Iwakin. Daria długo przecież była u nich pokojówką... a jej matka klucznicą...
Riedozubow
z posępnym uśmiechem
O babce nic nie wiesz?
Pawlin
Nie przypominam sobie...
Nadchodzi Pritykin.
Pritykin
Moje uszanowanie, Wasiliju Iwanowiczu!
Riedozubow
nie podając ręki
Dzień dobry!
P r i t y k i n
Zapragnął pan przywitać gości?
Riedozubow
Na co mi oni?
Pritykin
Tak, w ogóle. Ludzie pożyteczni dla miasta.
Riedozubow
idąc ku stacji
No, to niech miasto ich wita...
Pritykin
półgłosem
Kłamie.
Pawlin
Kłamie, marzy o dostawie podkładów...
Pritykin
Patrzcie go, stary diabeł! Pawlin, zapoznaj się z ich służącą i dowiedz się... w ogóle... jak i co... zrozumiano?
Pawlin
Zrozumiano...
Obaj idą w kierunku stacji; w ogrodzie zjawiają się uradowany I w a k i n i Stiepan Ł u k i n.
S t i e p a n
No, jak się miewasz?
I w a ki n
Widzisz. Jestem zdrów, a czego więcej potrzeba? Ale ty zżółkłeś... Ech, ty! Gałganie! Za co siedziałeś w więzieniu?
S t i e p a n
Bez tego ani rusz. Teraz, bracie, to powszechny obowiązek, coś jak służba wojskowa... a zresztą głupstwo... nie mów o tym, bracie, dobra?
I w a k i n
Co za brat! Nie jestem twoim bratem, ale wujem...
S t i e p a n
Jeszcze czego! Jakiś ty wuj? Jesteś po prostu moim przyjacielem z dziecinnych lat. Popatrz — bądź co bądź ja mam brodę i czuprynę, a tobie jeszcze włosy nie odrosły...
I w a k i n
No, no! Napij się kwasu... a starszych szanuj...
Wbiega Pritykin, rozgląda się.
Czego pan szuka, Archipie Fomiczu?
Pritykin
Bo widzisz... Ej, chłopcze, chodź no tutaj!
M a t w i e j
Co takiego?
Pritykin
Znasz mnie? Pobiegnij do miasta, do mnie, powiedz, żeby przysłali konie do przeprawy i powóz, i bryczkę, i jeszcze wóz na bagaże, zrozumiałeś? Leć!
biegnie w kierunku stacji
Matwiej
wychodząc
Ej, ziomku, popilnuj konia...
I w a k i n
Zakręciło się miasteczko Wierchopole!
S t i e p a n
Co się stało z waszym mostem?
Iwakin
Deszcz lał i zniosło go... a burmistrz nie kwapi się naprawiać, przewóz przecież jest w jego rękach... Znasz tych inżynierów?
S t i e p a n
Będę u nich pracował... Jak tam twoje pszczoły? A gitara, a wędki?
Iwakin
Wszystko w porządku...
Wchodzą Doktor, Monachow, Drobiazgin i W i e s j e ł k i n a. Iwakin i Stiepan wychodzą z ogrodu. Wchodzi Pawlin, stoi chwilę, wychodzi i pojawia się znowu w czasie rozmowy Cyganowa z Duńkinym mężem.
Monachow
z zazdrością
A Pritykin, szelma, szybko zaznajomił się z nimi!
Wiesjełkina
Doktorze, czy pan zauważył tego młodego: zupełnie jak pochodnia!
Doktor
A gdzież pani widziała pochodnie?
Wiesjełkina
A na pogrzebie... Pamięta pan pogrzeb księcia Chriaszczewatego?
Drobiazgin
Jakież ona ma oczy! Maurycy Osipowiczu, czy pan zwrócił uwagę?
Wiesjełkina
Bzdura, oczy zupełnie zwyczajne...
Drobiazgin
Bynajmniej! Cudownie poetyczne...
Monachow
W obecności jednej kobiety nieuprzejmie jest mówić o piękności drugiej, rozumie pan!
Doktor
Wstręt bierze. Wszyscy się rzucili... jak jesienne muchy do ognia...
P r i ty k i n
woła
Doktorze, proszę tutaj!...
Doktor
Po oo?
Pritykin
W sprawie zawodowej... Trzeba...
Doktor
idąc
Głupstwo...
Monachow
z zazdrością
Więc i wy, ojczulku, zapoznacie się...
Wiesjełkina idzie za Doktorem, naprzeciwko niej wychodzi Cyganow, elegancko ubrany, nieco podchmielony; Wiesjełkina miesza się i nie wiadomo dlaczego gwałtownie odwraca się; od niego. Cyganow pytająco podnosi brwi, Drobiazgin kłania się.
Cyganow
dotykając kapelusza
Moje uszanowanie... Z kim mam zaszczyt?
Drobiazgin
zmieszany
Porfirij... to jest pracownik skarbowy Porfirij Drobiazgin... urzędnik!
Cyganow
A! Bardzo przyjemnie... Proszę mi powiedzieć, czy w tym mieście jest hotel?
Drobiazgin
Jest... z bilardem! Jest pensja... żeńska...
Cyganow
Pensja? Dziękuję panu, to nie jest mi tak bardzo potrzebne... a dorożkarze są?
Drobiazgin
Trzej, stoją koło cerkwi.
Cyganow
patrzy na miasto
Nie usłyszą, gdyby zawołać?
Drobiazgin
z uśmiechem
Skądże... skądże! To daleko...
Dnńkiny mąż
z lewej strony
Wielmożny panie... wspomóżcie chorego i nieszczęśliwego...
Cyganow wyjmując pieniądz
Proszę... proszę bardzo...
Duńkiny mąż
drgnąwszy z radości
Panie Boże zapłać... daj wam Boże... zachłystuje się i wychodzi
Cyganow
Pije?
Drobiazgin
Nie, rzeczywiście nieszczęśliwy... chory... i w ogóle.. żona od niego uciekła...
Monachow
podchodząc
Pan wybaczy, że się ośmielę...
Cyganow
Proszę bardzo...
Monachow
Jestem Maurycy Osipowicz, kontroler akcyzy...
Cyganow
Bardzo mi milo... Sjergiej Nikołajewicz Cyganow...
Monachow
Pozwolę sobie oznajmić panu, że hotel jest brudny i że tam są pluskwy...
Drobiazgin
Najautentyczniejsze i do tego całe mnóstwo!
M o n a c h o w
Powinien pan wynająć dom Bogajewskiej, najlepszy dom w całym mieście... taki pański dom, rozumie pan! Zresztą zdaje się, że ona tu jest... zaraz to panu załatwię...
Idzie szybko, naprzeciwko niego wychodzą Anna Fiodorowna i S t i o p a.
Cyganow
Ależ pan pozwoli... pan taki uprzejmy... Proszę posłuchać!
Drobiazgin
zrywa się z miejsca
Zaraz zawołam go z powrotem...
Cyganow
Ależ nie! To nie wypada! Uciekł!
Anna
Co takiego?
Cyganow
Oni są tacy uprzejmi... jak prawdziwe dzikusy! Winszuję pani, w mieście nie ma hoteli... właściwie jest hotel... ale zajęty przez pluskwy.
Anna
A przy tym trudno się dostać do tego miasta... coś się stało z promem.
Cyganow
kiwa palcem
Proszę was.... podejdźcie tu!
Podchodzi D u ń k i n y mąż.
Powiedzcie mi, czy w waszym mieście są jakieś... osobliwości?
Duńkiny mąż
Raki... panie... wielgachne raki!
Stiopa wpatruje się w niego uporczywie.
Cyganow
To niezłe... od czasu do czasu. Ale przecież one zapewne żyją w rzece, a nie w mieście?
Duńkiny mąż
Tak... w rzece. Są żywe, w wodzie.
Stiopa
po cichu
Anno Fiodorowno, to on!
Anna
Kto taki?
Stiopa
Mój ojciec... co robić?
Cyganow
A co jest w mieście?
Duńkiny mąż
Strażacy grają na trąbach... na miedzianych trąbach. Kontroler ich wyćwiczył.
Anna
Nic nie mów... stań za mną...
Cyganow
Głośno grają?
Duńkiny mąż
Ze wszystkich sil!
Stiopa
Odejdę tam... na stację... on mnie nie widział...
C y g a n o w
To mnie nie pociesza... Nie! No, dziękuję wam... macie tu...
D u ń ki n y mąż
Jaśnie wielmożny panie...
chce go pocałować w rękę
Cyganow
z obrzydzeniem
To zbyteczne, mój drogi... idźcie!
Stiopa
patrząc za ojcem
Żebrak... mówiłam pani, że go spotkam... że nie powinnam tu przyjeżdżać... mówiłam!
Anna
Uspokój się! Ja wszystko tak urządzę, żeby cię nie tknął.
Stiopa
Boję się, zadręczył matkę... żebrak!
Cyganow
O co chodzi, można zapytać?
A n n a
To jej ojciec...
Cyganow
Oo! To ciekawe...
Anna
Tylko tyle? Stiopa, idź na stację...
Cyganow
Nie pozwolimy cię skrzywdzić...
C z e r k u n woła za sceną
Anno! Chodź tutaj...
Cyganow
patrzy w kierunku głosu
Z kim on rozmawia? No, proszę... mech mnie diabli! Nie może być...
Anna idąc na wołanie
Co panu?
Cyganow
radośnie wyciąga ręce
Lidio Pawłowno, to pani? Pani!
Lidia
idzie mu na spotkanie
Wuju Serge!
Cyganow
Pani? Tutaj, na tej Ziemi Ognistej, między dzikusami! Jakim sposobem?
W ogrodzie przechadza się Wiesjełkina wachlując twarz kwiatami. Potem nadchodzi Drobiazgin, przechadzają się razem przysłuchując się rozmowie.
Lidia
Przyjechałam do ciotki... Cieszę się, że pana widzę! A pan jest zawsze taki sam...
Cyganow
Taki mój los! Pierwsza znajomość zawarta na tej ziemi to — kontroler akcyzy!
Lidia
Ta pani — czy to żona pana?
Cyganow
Moja? Nie miałem i nigdy nie będę miał własności. A gdzież jest pani szanowny małżonek?
Lidia
Doprawdy nie wiem... Bardzo mało mnie to interesuje...
Cyganow
Czy dobrze zrozumiałem pani odpowiedź? Brawo! Rozeszliście się wreszcie? Czy tak?
Wiesjelkina
usłyszawszy okrzyk Cyganowa
No i co? Kto miał rację?
Drobiazgin kuli się, zmieszany.
Lidia
Nie tak głośno...
Cyganow
Czy pani już poznała mojego kolegę? George, chodź tutaj... Oto człowiek niezmiernie rudy i bardzo zuchwały... George, wiesz, kto to jest? Pamiętasz, opowiadałem ci często i wiele o pewnej kobiecie...
Czerkun
ściskając jej rękę
Tak, pamiętam... istotnie on często mówił o pani.
Lidia
Jestem wzruszona...
C z e r k u n
Ale nie przypuszczałem, że spotkam panią kiedykolwiek, a tym bardziej tu, na tym obszarze beznadziejnej nudy...
Lidia
Nie podoba się panu miasto?
Czerkun
Nie lubię sielanek...
Cyganow
On lubi tylko skandale...
W ogrodzie zjawia się Nadieżda, stoi patrząc uporczywie na Czerkuna, nieruchoma jak posąg, z kamienną twarzą.
Czerkun
Maleńkie domki chowają się wśród drzew jak ptasie gniazda... Tu tak spokojnie, że aż nudno... i tak milo, że wstręt bierze... i strasznie chciałoby się zburzyć tę idyllę.
Cyganow
Zapoznaj panią ze swoją żoną.
C z e r k u n
O tak... pani pozwoli?
Lidia
Proszę bardzo... Ale jak pan surowo ocenił to biedne miasto...
Cyganow
Dopiero teraz, zdaje mi się, oceni pani łagodność mojego serca i wszystkie inne moje cnoty...
Czerkun
Wszystko, co widzę — podoba mi się albo nie podoba od pierwszego wejrzenia.
Cyganow
On nie posiada żadnych cnót.
Lidia
Człowiek, który ma tylko wady — to jest już coś określonego...
Cyganow
spostrzega Nadieżdę
Hm... George, zapoznajże panią ze swoją żoną!
Czerkun
Anna! O, jej zapewne podoba się ten miły obrazek... ona lubi spokój, ciszę, lubi marzyć...
Lidia
Wielu widzi w tym poezję...
Czerkun
Tchórze, leniuchy, ludzie zmęczeni...
Cyganow
Kto to jest ta dostojna dama, z którą idzie tu twoja żona?
Lidia
To moja ciocia...
Czerkun
Anno, poznajcie się panie...
Bogajewska
Lidoczko, przedstawiam ci... państwo wynajęli u mnie duży dom...
Anna
Bardzo się cieszę... że wszystko ułożyło się tak prędko i dobrze.
Cyganow
Niech żyje kontroler akcyzy! To on jest sprawcą zwycięstwa...
Lidia
Ciszej — w ogrodzie jest jego żona...
Cyganow
To jest jego żona? Hm...
przygląda się Nadieżdzie
Anna
Ale ja jestem taka zmęczona... chciałabym jak najprędzej zajechać gdziekolwiek...
Bogajewska
Zaraz będzie prom.
Nadieżda powoli odchodzi.
Czerkun
A na brzegu już czekają na nas konie tego kupca... jak on się nazywa?
Bogajewska
Pritykin... Lidoczko, ja pojadę łódką... zarządzę tam wszystko... trzeba dla nich...
Anna
O, proszę się nie trudzić...
Czerkun
Nie jesteśmy tacy niezaradni...
Lidia
do ciotki
Poczekaj! (do Anny) Pani jeździ konno?
Anna
O, nie!
Lidia
Szkoda. Chciałam zaproponować pani swego konia... tam w górze rzeki jest bród...
Anna
Dziękuję pani, boję się koni... Widziałam raz, jak koń zabił chłopca... od tego czasu wydaje mi się, że każdy koń chce zabić człowieka.
Lidia
z uśmiechem
Ale powozem pani jeździ? Nie boi się pani?
Anna
Nie, nie tak bardzo. Tam zawsze siedzi przede mną stangret albo dorożkarz.
C z e r k u n
To zapewne bardzo wzruszające, Anno, ale jak Boga kocham... niedowcipne!
Anna
Bynajmniej nie próbuję być dowcipną.
Cyganow do Lidii
Więc widzę panią znowu!
Czerkun
Ale wiesz, czasem trzeba spróbować!
Cyganow
Przecież to prawie jak cud, nie?
Lidia
A może to tylko dowód, jaki świat jest mały?
Bogajewska
do Anny
Proszę popatrzeć, co za malownicze miasteczko... prowadzi Annę bliżej płotu
Cyganow
Pani jeszcze wypiękniała... I w oczach pani zjawiło się coś nowego.
Lidia
To prawdopodobnie nuda...
Czerkun
Pani się nudzi?
Lidia
Wydaje mi się, że życie w ogóle nie jest zbyt wesołe.
Od strony stacji nadchodzi Riedozubow. Zbliża się, przystaje, kaszle. Nikt go nie spostrzega. Podnosi rękę do czapki i szybko opuszcza ją jakby w obawie, że ktoś zauważył ten ruch.
C z e r k u n
Nie spodziewałem się, że pani tak powie.
Lidia
Dlaczego?
C z e r k u n
Nie wiem, ale zdawało mi się, że pani powinna inaczej zapatrywać się na życie...
Lidia
Cóż to jest życie? Ludzie, widziałam wielu ludzi, wszyscy są jednakowi.
Riedozubow
Jestem tutejszym burmistrzem, Wasilij Iwanowicz Riedozubow, burmistrz.
Czernku
chłodno
Czego pan sobie życzy?
Riedozubow
Ja do kierownika. Czy pan jest naczelnikiem?
Cyganow
Obaj jesteśmy naczelnikami - czy może pan sobie to wyobrazić?
Riedozubow
Wszystko jedno. Potrzebne wam będzie drzewo na podkłady?
C z e r k u n
oschle
Złociutki, o interesach będę rozmawiać za tydzień, nie wcześniej.
Milczenie.
Riedozubow zdziwiony
Pan może... nie tego...?
Czerkun
Co?
Riedozubow
Powiedziałem, że jestem tutejszym burmistrzem...
C z e r k u n
Słyszałem... no i co z tego?
Riedozubow
powstrzymując gniew
Mam sześćdziesiąt trzy lata... jestem syndykiem cerkwi*/, całe miasto mi podlega...
*/ W oryg. cerkownyj starosta — wyznaczony lub wybrany przez ogół jeden z parafian, który miał pieczę nad majątkiem cerkiewnym.
C z e r k u n
Dlaczego pan myśli, że te wiadomości są mi potrzebne?
Cyganow
Wielce szanowny panie, kiedy tylko przyjdziemy trochę do przytomności, bezwzględnie weźmiemy pod uwagę pańskie cenne przymioty...
C z e r k u n
A tymczasem proszę zostawić nas w spokoju. Kiedy zajdzie potrzeba, wezwiemy pana.
Riedozubow, zmierzywszy Czerkuna gniewnym spojrzeniem, odchodzi bez słowa.
Anna
Jegorze, czemu ty... tak do niego obraźliwie? To przecież starszy człowiek.
C z e r k u n
Bezczelny! Znam ja takich. To nie burmistrz, ale paszcza... głupia i chciwa paszcza... Wiem...
Cyganow
do Lidii
Jak pani się podoba ten rudy awanturnik?
Lidia oschle
Jeśli mam być szczera — nie bardzo.
Bogajewska
Lido, trzeba iść.
Anna
Mój maż jest zawsze trochę ostry, ale w gruncie rzeczy jest...
Czerkun
...miękki i dobry — to chciałaś powiedzieć? Proszę jej nie wierzyć... Jestem w istocie takim, na jakiego wyglądam...
Lidia
Do widzenia... Ach! Ten człowiek nie mnie obchodzić się z koniem...
szybko wychodzi na prawo, za nią Bogajewska
Bogajewska
Więc oczekujemy państwa...
Cyganow
Dziękujemy i nie omieszkamy...
Anna
A gdzie jest ten student... nasz student?
Czerkun
patrzy na miasto
Nie wiem.
Anna
Czy można go poprosić, żeby przypilnował rzeczy, jak sądzisz? Nie wypada, żeby Stiopa...
Czernku
Nie jest lokajem...
Cyganow
George! Patrzysz na to miasto niby Atylla na Rzym... Do jakiego stopnia wszystko zmarniało na tym świecie!
C z e r k u n
Obrzydliwe miasteczko... Czy ta kobieta miała kochanków?
C y g a n o w
Rzeczywiście, bracie... to jest pytanie!
Anna
Fe, Jegorze!
C z e r k u n
Co? Jesteś zgorszona? Nie wiesz, że wiele kobiet ma kochanków?
Anna
O tym się nie mówi w ten sposób!
Czerkun
One nie mówią, ja mówię. Czy to niemoralnie?
Anna
Nieprzyzwoicie i... ordynarnie.
C z e r k u n
Myślałem, że niemoralnie. Miała — Sjergiej?
Cyganow
Nie wiem, mój drogi. Nie przypuszczam. I jeśli usłyszę o niej coś... podobnego — nie uwierzę...
Nadchodzą Pritykin i D u ń k i n y m ą ż.
Pritykin
Proszę bardzo, wszystko gotowe! Rzeczy państwa przeniesiono już na prom, proszę uniżenie.
Cyganow
Dziękuję panu! Fatygował się pan, prawda?
Pritykin
Zlitujcie się!... To drobnostka... zresztą obowiązek gościnności...
Cyganow
Pan jest przemiłym człowiekiem, słowo daję! Ale proszę mi powiedzieć — co wy tu pijecie?
Pritykin
Wszystko!
Cyganow
Ale co przede wszystkim?
Pritykin
Wódkę.
Cyganow
Gust niewybredny, ale — zdrowy...
Wychodzą.
C z e r k u n
do Anny
Chodźmy...
Anna bierze go pod rękę
Dlaczego tak nagle... spochmurniałeś? Powiedz!
C z e r k u n
Jestem zmęczony...
Anna
To nieprawda... ty się nigdy nie męczysz...
C z e r k u n
No, to — zakochałem się...
Anna cicho
Czemu tak szorstko, Jegorze? Czemu?
D u ń k i n y mąż
podchodzi
Jaśnie wielmożny panie...
C z e r k u n
Wynoś się...
Anna
podaje pieniądz
Weźcie...
Wychodzą.
Matwiej
wyskakuje
Ile dała?
Duńkiny mąż
Dwadzieścia kopiejek. A wszystkiego zebrałem sobie rubel dwadzieścia...
Mątwiej Żeby cię... A ja — dwie piątki...
Pritykin
woła
Hej, chłopcze!
Matwiej
Lecę...
wybiega
Przez płot gramoli się Pawlin.
Pawlin
Rubel dwadzieścia, powiadasz?
Duńkiny mąż
lękliwie
Rubel dwadzieścia.
Pawlin
Pokaż no... No tak, rzeczywiście. Ale za co? gadaj! Masz, smoluchu! Wynoś się!... Stój! Opowiedziałbym ci jeden f igiełek... opowiedzieć?
D u ń k i n y mąż
Pan będzie łaskaw, Pawlinie Sawieljiczu...
Nadchodzi Riedozubow.
Pawlin
surowo
Idź, idź! Co się tu szwendasz?
Riedozubow
Poszli?
Pawlin
Poszli...
Riedozubow
O czym gadałeś z ich dziewczyną?
Pawlin
Tak ogólnie... ale nic nie mogłem... Nawet rubla jej dałem.
Riedozubow
Po co? Może potem powiedzieć, że chciałeś ją przekupić...
Pawlin
Wasiliju Iwanowiczu, dałem — w myślach... Pomyślałem tylko — a co będzie, jeśli dam jej rubla? Ale uznałem, że to nie pomoże! Zepsuta dziewczyna...
Riedozubow nie słucha, tylko patrzy na miasto.
Wasiliju Iwanowiczu! Ale przecież to zbiegła córka Duńkinego męża... sama się do tego przyznała...
Riedozubow
nagle surowo
A czy ty wiesz, że sam gubernator podaje mi rękę.
Pawlin
z uszanowaniem
Jakżebym nie wiedział! Wszyscy o tym wiedzą...
Milczenie. Z okna słychać głos Stiepana.
Riedozubow
półgłosem
Kto to mówi?
Pawlin cicho
Siostrzeniec Iwakina... student...
Riedozubow tak samo
Cicho...
Słuchają. Gdzieś żałośnie wyje pies, odzywa się derkacz.
Stiepan
Wybudujemy nową drogę i zburzymy wasz stary świat...
śmieje się
Riedozubow
półgłosem
Słyszałeś?
Pawlin z przekonaniem
Kłamie...
Riedozubow
Pamiętaj!
Riedozubow wychodzi, za nim Pawlin.
AKT DRUGI
Ogród Bogajewskiej. Między drzewami rozpięte płótno, pod nim zwykły, niepoliturowany, duży stół, przy stole siedzi Czerkun, przed nim plik papierów, mapy, szkice. Z lewej strony dom, do którego prowadzi szeroka ścieżka, w głębi ogrodu — płot. Z lewej strony pod drzewami, w plecionym fotelu siedzi Anna z książką w ręku.
Anna
przeciągając się
Gorąco ci?
Czerkun
Oczywiście.
Anna
Sjergieja Nikołajewicza wciąż jeszcze nie ma... Ty zawsze więcej pracujesz — a nigdy nie możesz go prześcignąć. Dlaczego?
C z e r k u n
nie podnosząc głowy
On ma to, czego mnie jeszcze brak — doświadczenie, wiedzę...
Anna
Ale on jest taki... niemoralny.
C z e r k u n
Wiedza jest cenniejsza od moralności...
Milczenie.
Anna
Jacy tu wszyscy ciekawscy. Podglądają nas, śledzą... Tacy naiwni...
Czerkun
Mówiąc po prostu — idioci...
Anna
I teraz na przykład — w sąsiednim ogrodzie ktoś chodzi wzdłuż płotu i patrzy przez szpary. Widzę, jak błyszczą oczy.
Czerkun
Do diabła z nimi... niech sobie błyszczą...
S t i e p a n
wchodzi
Proszę pana, zgodziłem tego Matwieja Gogina, to jego paszport!...
Anna
Proszę mi dać...
Czerkun
Niech pan jej nie daje, schowa go gdzieś, a potem będzie mnie pytać, gdzie schowała... To niezbyt zabawne...
S t i e p a n
Ależ ludzie tu! Zdumiewająca dzicz! Jak się tak patrzy na nich, to człowiek zaczyna powątpiewać o przyszłości Rosji... A jeśli się pomyśli, ile tysięcy wsi i miast zaludniają podobne osobniki — ogarnia człowieka beznadziejny, czarny pesymizm...
C z e r k u n
Dla człowieka pracy pesymizm jest tak samo zbyteczny jak białe rękawiczki. No i co, jaki jest ten Matwie j?
S t i e p a n
Zdaje się, że niezbyt głupi... O, właśnie idzie. Nie jestem panu potrzebny?
Zbliża się M a t w i e j. Jest ubrany schludniej niż w pierwszym akcie.
Czerkun
Nie. (do Matwieja) No, cóż powiecie?
Matwiej
Chcę podziękować wielmożnemu panu za to, że mnie przyjął...
C z e r k u n
Nazywam się Jegor Pietrow, jestem tak samo jak i wy chłopem, a nie wielmożnym panem. Nie mamy sobie za co dziękować: wy będziecie pracować, ja będę wam płacił. Ale gdyby wam przyszło do głowy oszukiwać mnie, przepędzę was i podam do sądu... Zrozumiano ?
Matwiej
Rozumiem. Już ja się postaram dla pana...
Czerkun
Zobaczymy... Idźcie.
Matwiej
rozmyśla chwila, waha się
Dziękuję uniżenie...
Czerkun
spogląda na niego
A jednak?
Matwiej
Co, proszę pana?...
Czerkun
Nic! Odejdźcie...
Milczenie.
Anna
Jegorze, jakiś ty wymagający w stosunku do ludzi.
C z e r k u n
On obchodzili się ze mną tak samo...
Milczenie.
Anna
Podoba ci się Tatjana Nikołajewna?
C z e r k u n
Jej siostrzenica więcej.
A n n a
Czemu mnie denerwujesz?
C z e r k u n
Czemu się dajesz denerwować? Nie pozwól...
Nad płotem ukazuje się głowa Griszy Riedozubowa.
Anna
z trwogą
Jegorze, patrz! patrz!...
Czerkun
zdziwiony Czego pan tu chce?
G r i s z a z uśmiechem
Niczego. Ja tak sobie... tylko z ciekawości...
C z e r k u n
Kto pan jest?
G r i s z a
Riedozubow…pański sąsiad...
Anna
Jaki on ma szczery uśmiech! Zaproponuj mu, niech tu przyjdzie...
C z e r k u n
Śmiało... Chodź pan do nas! No cóż, zapoznamy się.
G r i s z a
Ja tędy nie przejdę... jestem gruby...
Anna ze śmiechem
To niech pan wejdzie bramą...
G r i s z a
Hm... to znaczy przez ulicę? Dobra...
znika
Wchodu Cyganow.
A n n a
Jaki on śmieszny!
Czerkun
No, i masz rozrywkę...
Cyganow
Chciałem zasnąć i — nie mogłem, do diabła! Latają jakieś powiatowe muchy — bzz, bzz! I z rozmachem — bum! — w szybę. Siadają na nosie, łaskoczą...
Czerkun
A poza tym głowa pewnie boli po wczorajszym...
Cyganow
Taak, rozumiesz... serdeczne przyjęcie inżynierów w mieście powiatowym odbyło się dla mnie niezbyt pomyślnie... Co oni tu piją?
Czerkun
Pritykin nazywa to diabelskim napojem...
Cyganow
Mocna sztuka jak piekło... Wiesz, George, jakie to dziwne! Widocznie zaczęło mi się odbijać czy co. Nagle dziś przypomniałem sobie tę... taka bruneteczka... jakże ona się nazywała? Chórzystka z operetki... potem utopiła się w Mojce... znałeś taką?
Czerkun
Nie...
Cyganow w zamyśleniu
Malutka... miłe oczka... I właśnie dzisiaj jedna mucha, której podpaliłem skrzydła papierosem, przypomniała mi tę dziewczynkę... jak jej było na imię?
Anna
patrzy w kierunku domu
Co to? Oj, patrzcie!
Cyganow
Halucynacja?
Czerkun
Fe, co za bęcwał!
Grisza
w ciężkiej futrzanej szubie •
Oto jestem... uf! Ciężko mi!
Czerkun
Słuchaj no... typie jeden! Po co pan tak się wystroił?
G r i s z a
z uśmiechem
W szubę? To ojciec tak ze mnie pot wyciska... Żebym schudł: w jesieni mam iść do wojska... więc on tak ze mnie tłuszcz wyciska...
Cyganow
Dowcipnie...
Czerkun
I pan tak pozwala się nad sobą znęcać?
G r i s z a
Cóż robić? Z nim nie można się sprzeczać... bije. A może doprawdy nie wezmą mnie do wojska, jak schudnę?
C z e r k u n
No, proszę zdjąć szubę. Wstręt bierze patrzeć. Jak panu nie wstyd? Proszę pomyśleć, z pewnością dziewczęta śmieją się z pana! Co za potworność! Trzeba powiedzieć ojcu, że pan więcej nie chce... nosić szuby w takie upały. Rozumie pan?
G r i s za
Właśnie, niech mu kto powie... niech spróbuje!
Cyganow
Posłuchaj, młodzieńcze: a jeśli ojcu przyjdzie nagle ochota siąść na tobie i w święto kazać się wozić po ulicach?
Grisza
O, on się nie zhańbi, taki dumny!
C z e r k u n
nalega
Proszę zdjąć szubę!...
G r i s z a
zdejmuje
Dobra... tylko żeby on nie zobaczył!
Anna
Pan go kocha, prawda?
G r i s z a
po chwili
Jest już stary... niedługo pewno umrze... wtedy sam będę sobie panem!
C z e r k u n
Niech pan idzie do domu i przyśle go tu do minie.
G risza zdumiony
To znaczy kogo — ojca... przysłać?
Czerkun
No tak... jest w domu?
G r i s z a
speszony
Tak... jakże ja powiem? Patrzcie no! Przysłać — też! Czy to możliwe? On jest pierwszą osobą...
Czerkun
zrywa się
O, do diabła!
idzie w kierunku płotu
G r i s z a
wystraszony
Co pan...? Co on robi? Proszę pani... ja sobie pójdę... a niech was! A to figlarz!
C z e r k u n
Sjergiej! Nie puszczaj go... (woła przez płot) Hej, jest tam kto? Hej!
Anna śmieje się
Jegorze! To niepotrzebne, doprawdy...
G r i s z a
Proszę pani! To dopiero kawał! Zwabiliście mnie tutaj... a teraz... Pójdę sobie... Cóż to znowu?
Cyganow
Młodzieńcze, trzeba być bohaterem! W tym celu wystarczy tylko czekać spokojnie... proszę siąść!
C z e r k u n
przez płot
To pan? Pan pozwoli do mnie... Co? Tak, zaraz!
Riedozubow
za płotem
Grigorij! Griszka!
G r i s z a
przestraszony woła
Ojojoj! Boże!
C z e r k u n
Jest tu, u mnie...
Cyganow
O, zbliża się jeszcze jeden okaz miejscowej fauny...
G r i s z a
z lękiem
Masz ci los! To Pelagia Pritykina... no!
Cyganow
Wie pan, trzeba by się napić dla kurażu... To pomaga!
Grisza
Niech pan da... prędzej! Ach ty... no już...
Anna śmieje się,
No dosyć... och, jakiż z pana.. dziwak! Stiopa!
Pritykina
Dzień dobry!
Cyganow kłania się
Czego pani sobie życzy?
Pritykina
Czy Tatjana Nikołajewna jest w domu?
Cyganow
Niestety, tego nie wiem...
Wchodzi Stiopa.
Pritykina
Ach, Grisza! Dzień dobry!
Grisza
bąka niewyraźnie
No... teraz się zaczęło...
C z e r k u n
Dama wita się z panem, a pan siedzi...
Anna do S t i o p y
Proszę przynieść portwejn i likier...
Cyganow
I koniak, i wódkę...
G r i s z a
Ja ją znam...
Pritykina
Znamy się, a jakże! A to — żona pana? Jaką pan ma piękną żonę...
Czerkun
Ona też nie wie, gdzie jest Tatjana Nikołajewna...
S t i o p a wnosi na tacy butelki.
Pritykina
To mnie nie bardzo interesuje. Przecież, prawdę mówiąc, przyszłam nie do niej, tylko do państwa... ją zawsze mogę zobaczyć, a państwa nie miałam jeszcze zaszczytu poznać...
Czerkun
Anno! Myślę, że to się odnosi do ciebie...
Cyganow
do Anny
Jestem przekonany, że do pani... No, młodzieńcze, którą podać?
Grisza
Która mocniejsza...
Pritykina
Nie, ja do wszystkich. Pańska małżonka, oczywiście, ze względu na toalety, ale wy, łaskawi panowie, jesteście też bardzo zajmujący...
G r i s z a
Pije
Uf! Słodkie, ale... mocne!
Cyganow
kłania się Pritykinie
Jestem niezmiernie zaszczycony... Młodzieńcze, proszę zapamiętać: ten napój nazywa się szartrez...
Anna
do Pritykiny
Proszę, niech pani siądzie...
Pritykina
Merci! Od dawna już mówię Archipowi, to jest mężowi: „Ty, diable. Zapoznaj mnie z inżynierami!" A on mnie straszy: „Oni są — mówi — tacy nieprzystępni." A tymczasem państwo bynajmniej nie jesteście nieprzystępni, tylko, oczywiście, wykształceni — i dlatego — dumni... No cóż, każdy człowiek chce się czymś pochlubić — my na przykład chlubimy się pieniędzmi, a wy — nauką. Ale kto nic nie ma, ten... czym jest? Niby niemowlę, co po roku życia zmarło i nie można o nim nic powiedzieć! Takie właśnie urodziłam...
Anna
wstaje szybko
A może pani przejdzie tam, na werandę?
Pritykina
Przejdę się, droga pani, z przyjemnością! Jaka pani uprzejma, jaka miła... I tak się cieszę, że państwo przyjechali, tak się cieszę! Miasteczko mamy miłe, piękne, a jakie okolice... i lasy, i pola, i błota... i żurawiny, masa żurawin!
Cyganow
spogląda są paniami
Ceorge, to ciekawe, doprawdy... zajmująca kobieta!
G r i s z a
wybucha nagle śmiechem
To głupia baba!
Czerkun
Co?
Grisza
Mówię, że głupia. Stara, a wyszła za mąż za młodego... Bogata jest... On wszystko jej odebrał, a sam, oczywiście, lata... Spryciarz z niego! Och, ojciec idzie! Niech pan mnie zasłoni, ja jeszcze łyknę... Cyganow zasłania sobą Griszę. Grisza nalewa duży kieliszek likieru, prędko wypija i dziko wytrzeszcza oczy. Wchodzi Riedozubow patrząc spode łba na C z e r k u n a, za nim Pawlin z grubym zeszytem pod pachą.
Riedozubow bez ukłonu
Griszka! Co ty tu robisz?
Grisza uśmiecha się
Tak sobie... nic...
Czerkun
To ja go zaprosiłem...
Riedozubow
Po co?
Czerkun
Trzeba było.
Riedozubow
A czy on mnie zapytał, czy może iść?
Czerkun
Po co?
W milczeniu patrzą na siebie.
Riedozubow
Jestem jego ojcem...
C z e r k u n
No tak, szanowny panie, nie mam czasu na długie rozmowy... Pański syn powinien zdjąć tę idiotyczną szubę. Co za głupota!
Riedozubow zdumiony
Proszę... co takiego?
Pawlin ostrożnie odsuwa się od Riedozubowa.
C z e r k u n
Jeżeli zaś będzie nadal nosił tę szubę, napiszę do komendanta wojskowego, że pan zmusza syna do uchylania się od obowiązku służby wojskowej... rozumie pan?
Grisza
nagle
Tata! Chcę do wojska... jak Boga kocham!
Czerkun
Rozumie pan? To jest przestępstwo kryminalne...
Riedozubow stropiony
Chwileczkę! Jakim prawem? Pawlin, biorę cię na świadka... Griszka, idź do domu...
G r i s z a
Tata! Ja nie mogę schudnąć... nie mogę!
Z lewej strony za drzewami staje Pritykin.
Riedozubow
spokojnie
Pan, mój panie, przyjechałeś tu budować drogę... Buduj! Ja ci nie przeszkadzam... a ty także nie wtrącaj się do cudzych spraw, tak! A... a oczu... swoich zielonych oczu na mnie nie wytrzeszczaj... Grigorij, do domu! To ja się poskarżę... pojadę do gubernatora...
Cyganow
z łagodnym uśmiechem
Ale przyjedzie pan na ławę oskarżonych... I to mając sześćdziesiąt lat! Jako burmistrz, syndyk cerkwi, kum naczelnika straży ogniowej i tak dalej, i tak dalej... Taka olśniewająca kariera i taki ponury koniec! Proszę to sobie wyobrazić...
Riedozubow
Grigorij, idź do domu, ty psie! Nie słuchaj, nie patrz na nich...
Grisza z pijackim płaczem
Oni ciebie... do więzienia! I mnie do więzienia!
Riedozubow chwyta go za rękę
Chodź, psie...
szybko wychodzi
Czerkun
za odchodzącym, spokojnie
Wielce szanowny panie! jeśli pan obije syna — będzie to pana drogo kosztowało...
idzie za nimi
Pritykin
zdziwiony
Przeląkł się! Wasilij Iwanów Riedozubow przeląkł się!
Cyganow
Lubi honory, co?
Pritykin
Uu! Strasznie! Jeżeli wiozą kogoś do grobu z honorami — to nawet takiemu zazdrości — położyłby się na jego miejscu! Widzieli państwo słupy z kamienia przed jego domem? Zagrodził nimi ulicę, chciał wybudować taki paradny ganek jak u księcia Chriaszczewatego... Zabroniono mu psuć ulicę — już siódmy rok się procesuje, nie chce ustąpić... Nigdy i nikomu nie ustępował...
Pawlin
wysuwa się do przodu i wylicza na palcach
Pozwolę sobie zauważyć, że to człowiek okrutny: jedną małżonkę wpędził do grobu, druga — uciekła do monasteru, jeden syn pęta się jak głupek, drugi przepadł bez śladu...
Cyganow
Pan pozwoli, drogi panie, pan co za jeden?
Pawlin
Ja, proszę?... Mnie tu wszyscy znają...
Wchodzi S t i o p a, zbiera ze stoki butelki i wynosi je.
Pritykin
To koleżka Riedozubowa, także ziółko!
Pawlin
Pragnę żyć w zgodzie ze wszystkimi...
Cyganow
Pan sobie czegoś życzy ode mnie?
Pawlin
Właśnie. Napisałem dzieło... i pragnąłbym, jako że jest pan człowiekiem wykształconym, poznać pański sąd, o który gorąco proszę. Tytuł dzieła brzmi:
„Niejakie rozważanie o wyrazach, ułożone dla ujawnienia kłamstwa przez bezinteresownego miłośnika prawdy." Dziewięć lat pisałem...
Cyganow bierze zeszyt
Cóż pan tu rozważa?
Pawlin
Jestem przeciwny nowym wyrazom... Jako że czyny ludzkie pozostały od czasów pradawnych niezmienione, a tylko nadano im inne nazwy; właśnie sprzeciwiam się temu... W ogóle — przeciwko nowym wyrazom.
Cyganow
Cóż to takiego — nowe wyrazy?
Pawlin
Na przykład: dawniej mówiono pozew, a dzisiaj mówi się — korespondencja...
Pritykin
To w związku z tym, że nawymyślali mu w gazecie za donos na nauczyciela... Ale chyba burmistrzowi Riedozubowowi nie sprzeciwiałeś się ani trochę...
Pawlin
Mały krzew nie zakryje swoim cieniem dużego drzewa, Archipie Fomiczu! On stoi wyżej ode mnie przez swoje stanowisko w mieście... To, co niedostępne — jest nieosiągalne!
Cyganow
idzie w stronę domu
Dobrze, przejrzę pański rękopis..
Pawlin
Będę głęboko wdzięczny...
Cyganow
Wstąpi pan do mnie kiedyś...
Pawlin
Będę to sobie poczytywał za obowiązek...
Wszyscy trzej wychodzą. Nad płotem ogrodu Riedozubowa ukazuje się Katia, która uważnie się rozgląda. Na dźwięk głosu Czerkuna — znika. Wchodzą Czernku i Anna.
Anna
To nieładnie tak naśmiewać się z ludzi za to, że są głupi!
C z e r k u n
Są źli...
Anna
Wszystko jedno — to z głupoty...
C z e r ku n
Ach, wiem dobrze, co powiesz...
Anna
Jegorze, jak ciężko z tobą żyć!
C z e r k u n
Tobie jest ciężko? Mnie na razie tylko nudno... (siada przy stole) Tam czekają na ciebie ci... goście...
Anna
Już idę. Czy... nie chcesz mnie pocałować?
C z e r k u n
Nie...
Anna odwraca się, szybko i wychodzi. C z e r k u n zabiera się: do pracy. Nad płotem znowu ukazuje się K a t i a — rzuca w Czerkuna kamieniem, potem kijem. Znika.
C ze r k u n
w stronę, płotu
Hej, ty dzikusie! Nie znoszę takich żartów!
Katia
za płotem
A ja gwiżdżę na pana... słyszy pan?!
C z e r k u n
wstaje
Kobieta ?
Katia
Nie pańska sprawa... rudzielcze!
C z e r k u n
Jeśli nawet pani jest kobietą, to przecież ciskać kamieniami jest i ordynarnie, i głupio...
Katia
A pan śmie obrażać ludzi?
C z e r k u n
Jakich ludzi?
Katia
Aha, jakich... Ojca i brata...
Czerkun
A, to tak! Ale jednak to nieuczciwie rzucać z ukrycia... Mogłaby się pani chyba pokazać...
Wchodzi Stiepan i ze zdziwieniem patrzy na Czerkuna.
Katia
Myśli pan, że się pana boję?
C z e r k u n
Mógłbym nawet tak pomyśleć... Ale raczej to, że pani jest bardzo brzydka.
Stiepan
Szefie, z kimże to pan rozmawia?
Czerkun
Z pewną damą...
Stiepan rozgląda się
Ale... gdzie ona jest?
Czerkun
Tam...
Stiepan
Nic nie rozumiem! Sprawnik chce się z panem zobaczyć,..
Czerkun
Co tam znowu?
Stiepan
Nie wiem. Pójdę zobaczyć, co to za dama...
Katia
Spróbuj tylko!
Czerkun wychodząc
Ostrożnie... Ona ciska w mężczyzn kijami.
Katia
Tylko w rudych...
Stiepan
A więc mnie nie walnie pani kijem?
Katia
Niech pan wlizie — zobaczy pan!
S t i e p a n
Hm... jakoś straszno... A jednak — wlizę!
Katia
ukazuje się nad płotem
Nie trzeba. Gdyby ojciec zobaczył, dalby panu. Czego pan chce?
Stiepan
Nic. A pani?
Katia
Kiedy przyjdzie rudy — z pewnością dostanie ode mnie kamieniem w nos...
Stiepan
Oho! Za co?
Katia
Już ja wiem, za co! Niech pan powie, czy ta piękna pani to ślubna żona rudego?
S t i e p a n
A pani na co ta wiadomość?
Katia
Widocznie potrzebna. A czy on ją kocha?
Stiepan
Niech pani jego o to zapyta... albo ją...
Katia
A pan niby nie wie?
Stiepan
Nie mam w tych sprawach doświadczenia...
Katia
A jakże — niech pan nie udaje! Wszyscy studenci to rozpustnicy, w Boga nie wierzą i czytają zakazane książki... wiem przecież! Czy pan też czyta zakazane książki?...
Stiepan
Przyznaję się...
Wchodzi Cyganow, zatrzymuje się i słucha z uśmiechem.
Katia
Ach, co za bezwstydnik z pana! Po cóż pan to robi?
Stiepan
Tak sobie, proszę .pani, z przyzwyczajenia!
Katia półgłosem
Niech pan mi pożyczy jedną... tylko jakąś ciekawszą... dobrze? Bardzo lubię czytać... ojej!
znika
Stiepan ogląda się.
Cyganow
Ładnie, ładnie, młody człowieku!
Stiepan zmieszany
No... pan zaraz... Nie ma w tym nic nadzwyczajnego... po prostu prosiła o książkę... oczywiście, przez płot... No i co w tym takiego?
Cyganow
Przecież ja nic nie mówię!
Stiepan
Ale pan się uśmiecha...
Cyganow
Nie bardzo pan jest elokwentny, to znaczy, że jeszcze się pan nie zakochał...
Stiepan
Jeszcze by też — miłość! Po co to?
Cyganow
Ja też często zapytywałem siebie — po co? Ale to, młodzieńcze, nic mi nie pomagało i znowu się kochałem... A ona jest ładniutka, wie pan, takie rozczochrane diablątko... życzę powodzenia...
wychodzi wziąwszy ze stołu zwój map
S t i e p a n patrzy na płot, po chwili usiłuje na niego wejść.
Wchodzą Bogajewska i Nadieżda.
Bogajewska
Dlaczegóż to pan włazi na plot, młody człowieku?
S t i e p a n
Czapka... powiesiłem czapkę i tam mi spadła...
Bogajewska
Ale przecież czapkę ma pan na głowie!
Stiepan
To nie ta... tamta była... inna...
Bogajewska
Pan, zdaje się, zgubił głowę, a nie czapkę... Nadieżdo Polikarpowno, zapoznajże się z panem — to Stiepan Daniłowicz Łukin...
Nadieżda
patrzy na niego z uwagą
Jaki młodziutki...
Bogajewska
zapala papierosa
Więc zostawmy go, niech sobie łazi po płotach... O, wszyscy tu idą... Ach, Nadieżdo, mów jak najmniej — może wydasz się ludziom mądrzejsza...
Wchodzi Stiopa, przynosi kosz z naczyniami, butelkami limoniady, likierem, zbiera ze stołu papiery, nakrywa stół obrusem, Po pewnym czasie wchodzą Doktor, Cyganow i Anna.
Nadieżda spokojnie
Ja jestem bardzo mądra...
Bogajewska
Nie kłam. Pomyśl, przecież ty o niczym nie potrafisz mówić, tylko o tej swojej miłości...
Nadieżda
O niczym innym nie potrafię...
Cyganow
do Doktora
Doktorze, najpierw napijemy się z panem, prawda?
Doktor
I potem też się napijemy.
Cyganow
Potem też, oczywiście... Stiopa, już? O, proszę...
zabiera się do otwierania butelki
Doktor patrzy na Nadieżdę tępym, nieruchomym wzrokiem. Anna zbliża się i siada koło niej.
Anna
Pewno nudzi się pani tutaj?
Nadieżda
Są tacy, co się na to skarżą... Ale ja się nie nudzę: po całych dniach czytam książki albo siedzę i myślę...
Anna
Co pani czyta? Romanse?
Nadieżda
A cóż więcej można czytać? Był tu ktoś, pracował w urzędzie ziemskim, potem się zastrzelił...
Anna
Zastrzelił się? Dlaczego?
Nadieżda
Nie wiem...
Doktor ponuro i złośliwie
Z miłości do niej...
Bogajewska
tonem wyrzutu
Ej, ojczulku...
Nadieżda spokojnie
Pożyczał mi jakieś inne książki, nie romanse... ale były nudne, więc ich nie czytałam...
Cyganow
A tu, w mieście, w prawdziwym życiu — czy zdarzają się romanse?
Nadieżda
A jak można bez tego? Tu także ludzie się kochają.
Anna
Żałosna pewno ta tutejsza miłość...
Nadieżda
Miłość jest wszędzie taka sama, jeśli jest prawdziwa...
Cyganow
A jaka miłość jest prawdziwa?
Nadieżda
Ta na cale życie...
Cyganow
Hm... tak! Pani musiała przeczytać wiele romansów... Myślę, że pani często się oświadczają...
Nadieżda
Nie, nie bardzo... O, ten urzędnik, co się zastrzelił, pisał do mnie listy, a przed nim oświadczył mi się naczelnik urzędu ziemskiego.
Doktor
powoli odchodzi na bok.
Ale potem pojechał na polowanie, zaziębił się tam po pijanemu i po trzech dniach umarł...
Anna
drgnąwszy
Umarł?
Nadieżda
Tak. Nie podobał mi się. Dużo pisał, sapał przez nos i miał taką czerwoną twarz. Teraz to doktor mówi, że mnie kocha...
Bogajewska
z wyrzutem
Moja droga, dałabyś już spokój!
wstaje, idzie w strony domu
Wśród drzew stoi nieruchomo Doktor i patrzy na N a d i e ż d ę.
Anna przygnębiona
Jak pani to opowiada... tak po prostu!
Cyganow z powagą
A pani... jak pani odnosi się do niego?
N a d i e ż d a
Nijak. Jest podobny do mojego męża...
Cyganow
Co też pani mówi! Nie widzę tego bynajmniej!
Nadieżda
Tak, jest podobny. Zewnętrznie niepodobny, ale charaktery pokrewne. Obaj lubią łowić ryby, a kto lubi łowić ryby, ten już jest jak półtrup: siedzi nad wodą, jakby oczekiwał śmierci...
Cyganow do Anny
Jest w tym coś z prawdy...
Anna
To by się podobało Jegorowi...
Nadieżda
Jakie czarujące oczy ma pani mąż! A włosy — jak ogień! I w ogóle — to wspaniały mężczyzna... gdy się go raz zobaczy — trudno zapomnieć! Bo tutejsi mężczyźni mają wszyscy jednakowe oczy, a nawet... tak jakby wcale nie mieli oczu...
Anna półgłosem
Jaka pani... dziwna!
Cyganow powoli
Taak... Powiedziałbym nawet — straszna...
Nadieżda
uśmiecha się po raz pierwszy
Pan to mówi - poważnie?
Cyganow
Daję słowo honoru!
Nadieżda
Bo doktor mówi to samo...
Anna cicho
Biedny doktor...
Rozlega się śmiech Monachowa. Wchodzą Czerkun, Sprawnik, Monachow, Lidia i Bogajewska.
Czerkun
Anno! Jakub Aleksjejewicz już odchodzi...
zostaje na boku z Lidią
Anna
Nie chce pan posiedzieć dłużej?
Sprawnik
Stokrotne dzięki! Jak na pierwszy raz — wystarczy. A czy pan wie, Sjergieju Nikołajewiczu, jakoś tak — niepostrzeżenie — wypiłem cały xeres *. Rzeczywiście, piekielne wino!
*/x e r e s (cheres) — gatunek białego wina hiszpańskiego
Cyganow z roztargnieniem
Proszę poczekać — wkrótce otrzymam coś w tym rodzaju...
Sprawnik
Czekam! Czekam z niecierpliwością! śmieje się
M o n a c h o w
podchodzi do Doktora
No cóż, ojczulku?
Doktor
Nic... myślę... że trzeba by napić się piwa...
Monachow
Pij! Minie smutek...
Sprawnik
A więc jutro przejażdżka łódkami? O piątej po południu przyślę po was konie straży ogniowej... A może być muzyka?
Bogajewska
Ależ zlitujcie się, ojczulku... co za przyjemność, kiedy bębenki w uszach pękają? Przecież strażacy w mieście też mogą się przydać.
Sprawnik
Niech Bóg broni! Nie lubię pożarów i w ogóle goraca! (śmieje się) Do widzenia państwu! Strasznie się cieszę, że w moim mieście zamieszkają tacy ludzie... i w ogóle... nie umiem przemawiać...
N a d i e ż d a
Pan końmi?
Sprawnik
Ale oczywiście. Odwieźć panią do domu? Bardzo proszę!
Cyganow
Gdzie pani się śpieszy, Nadieżdo Polikarpowno? Proszę zostać!
N a d i e ż d a
Czas do domu... Do widzenia... Maurycy, jadę do domu... Anno Fiodorowno, do widzenia!
Monachow
Do domu? Cudownie, Nadiu...
Anna
Zawsze chętnie będę panią widzieć...
Cyganow
Ja też...
Sprawnik
Przyjemnie na nią patrzeć, co? Madame, służę ramieniem! Anno Fiodorowno, do zobaczenia! Sjergieju Nikolajewiczu, więc czekam... gdyby coś tam... Szanowna Tatjano Nikolajewno, dobranoc pani...
Bogajewska
Jeszcze wcześnie, ojczulku... bardzoś łaskawy!
S p r a w n i k
Dla pani — wszystko... Ale wiecie, jestem wdzięczny burmistrzowi, chociaż to głupi chłop... Gdyby się na was nie poskarżył — jeszcze nieprędko bym was poznał! Wszystkiego najlepszego!...
wychodzi wraz z Nadieżdą
Anna
podchodzi do Doktora
Doktorze, chce pan przejść się po ogrodzie?
Doktor
Proszę... chodźmy.
Anna
Mógłby pan powiedzieć chociaż — z przyjemnością...
Doktor
Oduczyłem się mówić po ludzku...
Idą rozmawiając. Czerkun i Lidia, oboje poważni, podchodzą do stołu rozmawiając półgłosem. Cyganow patrzy w skupieniu za odchodzącą Nadieżdą, nalewa sobie duży kieliszek i wypija. Monachow stojąc przy stole mlaska językiem z aprobatą.
C z e r k u n
Ależ ty pijesz na umór, Sjergieju!
Cyganow
Mój drogi, naucz się trochę galanterii od sprawnika.
Czerkun do Lidii
Pani wybaczy... Na chwilkę, Sjergieju... Słuchaj, ta głupia baba, żona inspektora, tak mnie pożera oczami...
Cyganow
George, jesteś głupi... to mi sprawia przyjemność!
Czerkun
Nie, poważnie... mnie to krępuje...
Cyganow
Idź! Czekają na ciebie...
Czerkun
wzruszywszy ramionami wraca do Lidii.
Maurycy Osipowiczu, może likieru?
Monachow
Nie odmówię przyjemności nawet w godzinę śmierci...
Cyganow
Słusznie. Jeszcze cygaro. Czy pan gra w karty?
Monachow
A po cóż matura obdarzyła mnie rękami?
Cyganow
O, pan jest przy tym dowcipny... Posiadacz takiej pięknej kobiety (Monachow się śmieje) i zarazem miły kompan...
Monachow nagle
Chce się pan założyć?
Cyganow
Założyć — o co?
Monachow
Stawiam sto rubli na pańskich piętnaście, że pan się zakocha w mojej żonie! Przyjmuje pan?
Cyganow
patrzy na niego uważnie i mówi z nie pozbawioną wdzięku pańską bezczelnością
Pan nie ma nic przeciwko temu?
Monachow
kreśli palcem w powietrzu zero
Absolutnie nic! Błogosławię!
Cyganow
podnosi głos
A jeżeli — niech pan sobie wyobrazi taki casus — jeżeli ona zakocha się we mnie?
Monachow
Stawiam pięćset na sto, że nie!
Cyganow ze śmiechem
Pan jest bardzo miły... Ale tymczasem zostawmy to, dobrze? I zagramy w karty... Niech pan zawoła doktora. Pritykin tam z naszym studentem sprawdzają rachunki... weźmiemy go — on chyba nie zmarnuje okazji okradzenia nas, prawda?
Idzie w stroną domu, w którym Anna gra na fortepianie jakąś smutną melodię.
Monachow
Oczywiście!
Cyganow
Ludzie karłowacieją, łotry — rosną.
Monachow śmieje się. Spoza drzew wychodzą C z e r k u n i Lidia, idą powoli, zatrzymują się, koło stołu i rozmawiają stojąc.
Czerkun
Pani długo tu pobędzie?
Lidia
Nie wiem. Prawdopodobnie miesiąc...
C z e r k u n
Ja — prawie do zimy... do późnej jesieni...
Lidia
Nie lubię małych miasteczek: mieszkają w nich marni ludzie... kiedy jestem między nimi, pytam sama siebie, czy to są ludzie?
Czerkun
Tak, tak!... Gdy się wśród nich przebywa, gaśnie energia. W dużych miastach energia kipi dniem i nocą. Tam nieustannie ścierają się przeciwne siły, tam nigdy nie ustaje walka o życie. Płoną światła. Dźwięczy muzyka. Tam jest wszystko, co sprawia, że życie jest piękne.
Lidia
Duże miasto to symfonia. To czarodziejski pałac z bajki, gdzie jest wszystko i po wszystko można sięgnąć. Tam chce się żyć!
Czerkun
Tak, żyć! Chcę żyć intensywnie, chciwie... Widziałem już wiele, doświadczyłem całej pospolitości i wszystkich ciężarów życia. Był czas, że poniżano mnie tylko za to, że byłem głodny. A pani nie wie, jak ludzie poniżają człowieka za to, że ma brudną bieliznę i nie obcięte w porę paznokcie!
Lidia
Widzę, że było panu źle...
Czerkun
No tak! Muszę koniecznie porachować się z ludźmi za moją przeszłość, koniecznie! Nie mam ani litości, ani pobłażania dla tych chciwych i tępych zwierząt, które rządzą światem... A słabość tych, którzy się im poddają, doprowadza minie do wściekłości.
Lidia
Czy i teraz jest panu źle na świecie?...
C z e r k u n
Teraz? Tak... teraz też...
Lidia
szerokim gestem wskazuje wokoło
Nie tego panu potrzeba — panu trzeba szerokiego pola walki. Wydaje mi się, że pan jest zdolny do czegoś ogromnego... wielkiego... Pan jest taki... szczery... Ale czy pan umie siebie docenić? Cenić siebie zbyt wysoko to wcale nie błąd, można się podciągnąć, podskoczyć do tego poziomu, ale ocenić zbyt nisko swoją wartość, to znaczy pochylić się po to, żeby inni mogli przeskakiwać nam przez plecy.
Czerkun
Rozumiem to...
Lidia
Wydaje mi się, że człowiek nie powinien wiele posiadać, ale to, co posiada, musi być wspaniałe! Nie trzeba być chciwym... nie trzeba zaśmiecać swojej duszy tandetą i drobiazgami... Życie stanie się piękne wtedy, gdy ludzie zapragną czegoś niezwykłego...
C z e r k u n
Pani jest romantyczką...
Lidia
Cóż w tym złego... Jeśli nawet tak jest? Kto to?
Wchodzi D u ń k i n y mąż, jeszcze bardziej obdarty niż w akcie pierwszym. Jest pijany, więc kroczy odważnie.
Czerkun
Czego sobie życzycie?
Duńkiny mąż
jakby w natchnieniu
Pan pozwoli, że powiem... jestem — ojcem!
Czerkun
Czyim ojcem?
Duńkiny mąż
Jej, tej od was... pokojówki... Stiepanidy... Ona uciekła... ode mnie. Więc ja — żądam... jakem ojciec! Co mi zrobicie? Mam prawo żądać...
C z e r k u n
do Lidii
O, prawie taki sam był mój ojciec...
Lidia
Proszę go wypędzać — on jest wstrętny...
Czerkun
Czego tu chcecie?
Duńkiny mąż
Jej zarobku... Czyja córka? Moja. Więc i jej zarobek jest mój, i dlatego ja żądam... A jak nie — to zabiorę ją, zabiorę córkę... Pawlin powiada; nikt nie może trzymać u siebie cudzej córki... jeśli ona uciekła... A ojciec zawsze może żądać zarobku... Pawlin powiada...
C z e r k u n
Nie jesteście ojcem. Spłodzić dziecko to nie znaczy jeszcze być jego ojcem... Ojciec — to człowiek, a czy wy jesteście człowiekiem?
Lidia
z uśmiechem
Jaki pan młody! On nie zrozumie; po co pan to mówi?
C z e r k u n
Tak, nie zrozumie... Ej — wy, idźcie sobie stąd!
D n ń k i n y mąż
cofając się
A... zarobek?
Wchodzi Anna, zatrzymuje się i patrzy.
Czerkun
Idźcie stąd!
Duńkiny mąż
przestraszony i nieco wytrzeźwiony
No, trudno... pójdę... ale — niech pan da choć pół rubla!
Lidia rzucając pieniądz
Idźcie...
Czerkun
Prędzej! No?
Duńkiny mąż wychodzi nie oglądając się. Anna patrzy zza krzaków.
Lidia uśmiecha się
Jakie to proste! Tak więc zamienił córkę na kawałeczek marnego srebra. A nas chcą zmusić, abyśmy się litowali nad takimi ludźmi, a nawet ich kochali... jak panu się to podoba? O... Anno Fiodorowno! Zmęczyli panią goście?
Anna oschle
Ach nie. Grają w karty. Wyszłam popatrzeć...
Czerkun podejrzliwie
Na co popatrzeć?
Anna
Widziałam, jak wchodził do ogrodu ten nieszczęsny człowiek...
Lidia
No, idę do domu... Zobaczymy się wieczorem, nie żegnam się...
Czerkun
Tak... zobaczymy się...
Lidia wychodzi. Czerkun patrzy za nią. Anna spogląda na niego przygryzając wargi. Nagle przypada do niej Stiopa.
Stiopa
Po mnie przyszedł... po mnie?
Anna
Nie, Stiopa... Nie, nie... nie bój się!
Stopa
Na litość boską, niech mnie pani nie oddaje...
Anna
Ależ nie! Uspokój się... idź!
Stiopa
Pójdę do monasteru! Tam go nie wpuszczą... Nie wpuszczą, prawda?
Czerkun
Stiopa, idź! To wszystko głupstwo... On ci nic nie może zrobić...
Anna
Nie oddamy mu ciebie...
Stiopa wychodząc
O, Boże...
Anna
Zdaje mi się, Jegorze, że trzeba by tego człowieka jakkolwiek...
C z e r k u n ostro
Nic nie należy robić jakkolwiek!
Anna łagodnie
Jesteś zdenerwowany...
C z e r k u n
Nie.. Ale chcę ci powiedzieć, że zbyt wyraźnie podkreślasz swoją niechęć do Lidii Pawłowny...
Anna
Pozwól! Skąd ci to przyszło do głowy?
C z e r k u n
Anno, nieszczerość nigdzie nie jest potrzebna, tym bardziej między nami... Ona mi się podoba, z nią jest jakoś ciekawie; widzisz to i boisz się...
Anna z lękiem
Czego się boję? Ja... nie boję się, nie!
C z e r ku n
Anno, widzę przecież...
Anna
Co? co widzisz? Powiedz... powiedz... prędzej... Nie, nie mów... proszę cię — nie trzeba!
C z e r k u n
ponuro
Anno, ciszej...
Anna
Nic nie mów! Proszę cię... Pozwól mi się przyzwyczaić do tej myśli...
C z e r k u n
Ta myśl już dawno jest w tobie, a ty jeszcze ciągle nie przyzwyczaiłaś się...
Anna
A jeżeli — nie mogę! Przecież kocham ciebie, kocham! Wszystko ci przebaczam...
C z e r k u n
Nie potrzeba mi przebaczenia...
Anna
Jestem nudnym, zwykłym człowiekiem... wiem o tym, tak! Ale kocham cię... I bez ciebie nie mogę... nie mogę. Czyż można kimś z tego powodu pogardzać? Czy można... tak okrutnie...
C z e r k u n
Nie pogardzam tobą... To nieprawda... Ale nie kocham cię już. To prawda...
Anna
Ale kochałeś mnie... Nie... poczekaj! Mylisz się.
Czerkun
To wygasło. A żyć z żoną bez miłości może tylko rozpustnik... lub kłamca...
Anna
O, poczekaj! Poczekaj... Daj mi czas... spróbuję, może stanę się... inną! Może nie będę taka nieciekawa...
C z e r k u n
Ach, Anno! Wstydź się! Jak można zaprzeć się siebie?
Anna
Mój drogi! Mój ukochany... Nie mogę żyć bez ciebie...
C z e r k u n
twardo
A ja — z tobą...
idzie w stronę, domu
Anna przygnębiona siada powoli przy stole. Hałas. Sądząc po odgłosach, ktoś przełazi przez płot. Anna nie słyszy. Zza drzew wybiega K a t i a.
Katia
obejmując Annę
Kochana pani, moja droga! Proszę nie płakać... on jest podły...
A n n a
zrywa się
Niech pani odejdzie! Kto pani jest?
Katia
Głupi! Jak można tak mówić? Jak można nie kochać pani?
Anna
Kto pani jest? Jak pani...
Katia
Jestem Katia, Katia Riedozubowa! Niech pani go rzuci... pani jest młoda, jeszcze pani pokocha kogoś! Innego, miłego, dobrego... Ja go... Ja bym go wytrzaskała po twarzy...
Anna
Po co pani słuchała? O, mój Boże!
Katia
Wiem wszystko, co się dzieje u państwa... Całe dnie obserwuję was przez szpary... tak panią lubię, tak lubię!
Anna
powoli przychodzi do siebie
To nieładnie — podsłuchiwać...
Katia
Dlaczego nieładnie? Trzeba wszystko wiedzieć, to ciekawe! O, gdybym nie przyszła, pani siedziałaby sama i płakała... A tak, ja będę panią pocieszać...
Wchodzi S t i e p a n.
Anna
Proszę nie mówić... ciszej! Nic pani nie wie, nic nie słyszała... proszę panią!
Katia
z powaga
Rozumiem! Ach, to... ten!
S t i e p an
zdejmuje czapkę i kłania się
Ten sam... Raczyła pani przybyć przez płot?
Katia
A co panu do tego? Pan myśli, że muszę być głupia, bo chodzę przez płot? Nie głupsza od pana — niech pan się wynosi!
S t i e p a n
Masz babo placek! Czym ja panią rozgniewałem...
Katia
tupiąc noga
Proszę nic nie mówić! Nikt z panem nie rozmawia... Chodźmy.
bierze Annę za rękę,
Anna
Ja... przepraszam... nie mogę... nie mam czasu...
Katia
Rozumiem... Pobędę z panią... Chodźmy!
prowadzi ją w głąb ogrodu Zdumiony S t i e p a n zostaje sam. Wchodzą Riedozubow i Pawlin. Riedozubow jest rozczochrany i podniecony.
Riedozubow
Pawlin, biorę cię na świadka... dopiero co zwabili syna... spoili go... a teraz znowu córkę, (do Stiepana) Ty kto taki? Służący? Zawołaj państwa... Uważaj, Pawlin...
S t i e p a n
Pan się myli, szanowny panie...
Riedozubow
Wszystko mi jedno! To spelunka, a jakże! Och, farmazony, co? Wołaj ich!
S t i e p a n
Nie chcę...
Riedozubow
Co? Ja do ciebie mówię, a ty...
Wchodzi Czerkun.
Pawlin
To student...
Riedozubow
Aha! Czyli z tej samej szajki...
C z e r k u n
spokojnie
Co się stało? O co chodzi?
Riedozubow
Gdzie moja córka?
Czerkun
Nie wiem...
Riedozubow
Kłamiesz, farmazonie!...
C z e r k u n
do Stiepana
Co to takiego — farmazon?
Stiepan
Pierwszy raz słyszę...
Riedozubow
Nie żartuj pan! Gdzie mogą córka?
Pawlin
W naukowym języku mówi się: mason.
C z e r k u n
Proszę posłuchać, staruszku: pańska córka ciskała we mnie kamieniami, ale więcej nic o niej nie wiem... Rozumie pan?
Wbiega Katia,
Riedoznbow
Co to znaczy? Katarzyno... kto ci pozwolił...
Katia
No, no, nie krzycz... Chodź tutaj! Chodź, chodź... Nie bój się, on nie pójdzie...
Riedozubow
Córeczko! To nie dla ciebie miejsce.
Katia
do Czerkuna
Pan niech się nie rusza! Słyszy pan? Potworze!
wychodzi pociągając ojca za sobą
Stiepan śmieje się. Czerkun patrzy na niego z uśmiechem. Pawlin spogląda z zaciśniętymi ustami.
C z e r k u n
Głupio... ale bardzo przyjemnie, słowo daję! Zuch dziewczyna... Przychodzi, rządzi się... hm...
S t i e p a n śmieje się
Ach, do diabła! Ale zręcznie, co, szefie?
Czerkun
Trzeba pogadać ze starym...
Zza płotu ukazuje się wystraszona twarz Griszy.
Pawlin
Pozwolę sobie powiedzieć — że pan go porządnie wzburzył i zakłócił jego spokój...
Czerkun do Stiepana
Kto to jest?
S t i e p a n
z uśmiechem
Miejscowy mędrzec... i w ogóle człowiek do wszystkiego...
G r i s z a
Hej, panie!
Czerkun
No, co?
Grisza
Ale nie bił mnie... jak Boga kocham!
Katia wbiega
Niech pan słucha... no! Proszę tu przyjść... ojciec pana prosi... No, cóż pan tak szczerzy zęby? Wiem wszystko o panu... Och, rudzielec!
pokazuje mu język i wybiega
S t i e p a n wybucha śmiechem. P a w l i n nie wie, jak się zachować w tej sytuacji. Czerkun uśmiecha się i idzie za Katią. Grisza patrzy za nim z lękiem.
KURTYNA
AKT TRZECI
Ten sam ogród. Wieczór. Słońce zachodzi. Na galeriach drzew wiszą różnokolorowe lampiony. Na stole stoją butelki wina i przekąski; dokoła stołu porozstawiane w nieładzie różnego rodzaju krzesła. Przy stole krząta się S t i o p a. Pod drzewami M a t w i e j G o g i n, schludnie ubrany, otwiera butelki piwa. W głębi ogrodu, koło płotu, stoi Pritykin, obok niego Monachow przygrywa po cichu na klarnecie. W domu gwar, Ktoś gra na fortepianie jednym palcem „Czyżyka" i myli się nieustannie. Slychać śmiech Sprawnika.
M a t w i e j
Zebrałem już prawie trzy setki.
Stiopa
Co mnie to obchodzi?
Matwiej
To znaczy, że jestem niegłupi...
Stiopa
Wcale nie mówiłam, że jesteście głupi. Za to jesteście chciwi... ciągle tylko mówicie o pieniądzach... jak każdy chłop...
Matwiej
No to co, że chłop?
Wchodzi Czerkun i idzie w kierunku stołu, za nim Nadieżda.
C z e r k u n
Stiopa, proszę wody sodowej! (do N a d i e i ż y) Pani także chce się orzeźwić? Duszno tam, prawda?
Nadieżda
Nie... wcale...
C z e r k u n
Czemu pani tak jakoś dziwnie na mnie patrzy?
Nadieżda
półgłosem
Co w tym dziwnego?
C z e r k u n
z uśmiechem
Może pani napije się zimnej wody... sodowej, co?
Nadieżda
Nie, nie chce mi się pić...
C z e r k u n
idzie w kierunku domu
No to pójdę grać dalej...
Nadieżda powoli idzie za nim.
Matwiej
z uporem
Że jestem chłop, to nic nie znaczy! Stiepan Daniłycz jest studentem i wszystko wie, a mówi, że dawniej wszyscy byli chłopami, dopiero potem ci, co byli mądrzejsi, zrobili się panami... a tak!
Stiopa
Proszę się odczepić — nie lubię takich...
Matwiej
Pobierzemy się — polubisz... Jestem chłopak zdrowy...
Stiopa
jakby do siebie
Ja pójdę do monasteru...
Wchodzą Sprawnik i Cyganow, obaj lekko pijani.
Matwiej
śmieje się
Co to, to panna kłamie... do monasteru... też!
Sprawnik
przy stole
Wszystko tu jest wspaniale, tylko że do jedzenia i picia daleko.
Cyganow
nalewa wina
To jest kobieta - epos...
Sprawnik
Pan wciąż o niej?... No tak... bestia! Ja na przykład już dwa lata do niej się zalecam... Mężczyzna ze mnie nie ułomek, jak pan widzi, wojskowy i w ogóle. Pan nie jest bohaterem — powiada... A dlaczego nie jestem bohaterem? Nie wiadomo. Zresztą — co to znaczy: .bohater? Miasteczko powiatowe, a tu ni stąd, ni zowąd — bohater! Śmieszne...
Monachow i Pritykin podchodzą do stołu.
Bogajewska woła
Jakubie Aleksjejewiczu, pan rozdaje!
Sprawnik
idzie z kanapką w ręku
W tej chwili!
Cyganow
do Monachowa
A my tu ciągle mówimy o pańskiej żonie...
Monachow
Bardzo mi przyjemnie... A co mianowicie panowie mówią, jeśli wolno wiedzieć?
Cyganow
Chcemy zrozumieć, jaka ona właściwie jest? I ciągle nie rozumiemy...
Pritykin
Zrozumieć kobietę — to rzecz bardzo trudna...
Monachow
Mówisz o Marii Iwanownie?
Pritykin
ciągnie go za rękaw
Nie, w ogóle... Mało kto może zrozumieć kobietę...
Monachow
Co mi trzeba, ojczulku, zrozumiałem, a czego nie trzeba — na co mi rozumieć?
Pritykin
Oczywiście, dla świętego spokoju. A zresztą — wszystkiego nigdy nikt nie zrozumie...
Cyganow
Gdzież pan ją znalazł, przyjacielu? co?
Monachow
Zobaczyłem ją podczas nabożeństwa w szkole eparchialnej*/...
*/ Szkoła dla córek duchownych prawosławnych danej eparchii, czyli okręgu podległego władzy archijereja. Eparchia — cerkiewna jednostka administracyjna odpowiadająca diecezji w Kościele katolickim.
Pritykin
Właśnie idzie... a z nią doktor...
śmieje się
Monachow wtóruje mu niezbyt głośno. Cyganow patrzy na nich, wąsy drgają mu pogardliwie.
Monachow
do Cyganowa
Ale waszego Maupassanta nie pochwala — nudne, powiada, i wszystko zbyt krótkie. Za to mnie on się podoba! Tam są takie kawałki... że ojej!
Cyganow
Nadieżdo Polikarpowno, napije się pani jeszcze szampana?
Nadieżda
Proszę... Bardzo mi smakuje...
Monachow
Uważaj, Nadieżdo, bo się upijesz...
Nadieżda
Jak ty się ordynarnie wyrażasz! Mógłby kto pomyśleć, że już się kiedyś upiłam. Po co nosisz się z tym kijem?
Monachow
Bo niedługo będę grać.
P r i t y k i n
bierze Monachowa pod rękę
Chodźmy zobaczyć, jak sprawnik rozgrywa atu...
Idą, Monachow — niechętnie.
Cyganow
podaje Nadieżdzie kieliszek
Pani nie lubi klarnetu?
Nadieżda
Lubię gitarę, można na niej grać bardzo wzruszająco. A klarnet zawsze jakby miał katar... Pan za dużo pije, doktorze...
Doktor
Nazywam się Paweł Iwanowicz...
Cyganow
Proszę! Pierwszy raz słyszę, jak pan ma na imię... dziwne... prawda?
Doktor
Co znaczy imię? Tutaj nikt nie widzi duszy człowieka...
Cyganow
Drogi Pawle Iwanowiczu, jaki pan zawsze smutny...
Doktor
Nie każdy potrafi śmiać się w trupiarni...
C z e r k u n
woła
Sjergiej! Lidia Pawłowna cię prosi...
Cyganow
Przepraszam... Idę...
Doktor
uporczywie przypatruje się Nadieżdzie
Podoba się pani, ten?
Nadieżda
Sympatyczny... mówi ciekawie i zawsze jest czysto ubrany...
Doktor
półgłosem, głucho
To — łotr. Chce panią zdemoralizować... zrobi to... łotr!
N a d i e ż d a
spokojnie
Pan zawsze wszystkim wymyśla, a wtedy widać, że ma pan spróchniałe zęby...
Doktor
namiętnie i ze smutkiem
Nadieżdo! Nie mogę patrzeć na to, że jesteś między nimi... to mnie zabije! Z głębi serca mówię ci: odejdź! Oni są chciwi... nie ma dla nich nic świętego... gotowi wszystko pożreć...
Nadieżda
wstaje
Dlaczego mówi mi pan „ty". To całkiem nieuprzejmie...
Doktor
Nie odchodź, posłuchaj, jesteś jak ziemia pełna twórczych sił... nosisz w sobie wielką miłość... daj mi choć cząsteczkę! Jestem złamany, zmiażdżony przez tę namiętność... Będę cię kochał jak ogień, i na cale życie!
Nadieżda
Ach, mój Boże... a jeżeli pan mi się wcale nie podoba! Niech pan spojrzy na siebie — co z pana za kochanek? Aż śmiech bierze...
Doktor
Uważaj więc... i pamiętaj! Położę się na twojej drodze, zobaczysz! Jednego już zabiłaś... Ja będę drugi... kiedy tylko zobaczę, że ten szubrawiec zdobył cię...
Nadieżda
z lekką obrazą w glosie
Pan jest doprawdy bardzo niemądry! W jaki sposób ktoś może mnie zdobyć, jeżeli ja nie zechcę... A zresztą wszystko to nie powinno pana obchodzić... Jaki pan przykry... po prostu nieznośny!
Wiesjełkina wbiega
Wyobraźcie sobie, co za nowina! Przyjechała nagle Anna Fiodorowna... Nic nie rozumiem! To znaczy, że się nie rozeszli? Czy też pogodzili się? A jeśli tak, to co będzie z Lidią Pawłowną? Przecież on się w niej kocha...
Doktor odchodzi w stronę, stołu patrząc uporczywie na Nadieżdę.
Nadieżda
powoli
Jakie to ciekawe... Tylko że ja nie wierzę, że on się kocha w Lidii Pawłownie...
Wiesjełkina
Co pani mówi! Cale miasto wie o tym...
Nadieżda
Tego nie można wiedzieć, moja droga, ponieważ to jest w sercu.
Wiesjełkina
I w oczach, i w głosie...
Nadieżda
w zamyśleniu
A jednak po co ona przyjechała... żona? Po co? Chociaż to nie jest niebezpieczna rywalka...
Doktor
Czyja?
Nadieżda
nie od razu, powoli
A co to pana obchodzi?
Wiesjełkina
do Doktora
Pan jest niezdrów... pan ma taką minę...
Doktor
półgłosem, jak echo
A co to panią obchodzi?
Wiesjełkina
Fe, jaki pan nieuprzejmy! Chodźmy, kochana, zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie...
Wychodzą. Spoza drzew wyłania się Monachow, zbliża się do Doktora ze złośliwym uśmieszkiem.
Monachow
Co słychać, ojczulku, no?
Doktor
Sto razy słyszałem to mądre pytanie... Co chciałby pan wiedzieć? No?
Monachow
Sza! Ach, jakiż pan jest... Nic nie chcę wiedzieć... wiem wszystko, co trzeba...
Doktor
ze złością
Czy pan wie, że ja... kocham pańską żonę?
Monachow
cicho, z uśmieszkiem
Ojczulku, kto o tym nie wie?
Doktor
chce odejść
No to... idź pan do diabła!
Monachow
przytrzymuje go za rękaw
Pst! Po co sobie wymyślać? Jesteśmy stworzeni nie dla burz, mówi poeta... poza tym nie lubię dramatów...
Doktor
ostro, cicho
Czego pan chce?
Monachow
tajemniczo
Żeby była nieszczęśliwa... żeby ktoś jej zadał cios... ale — nie ja! I nie pan, ojczulku... żal mi pana... przecież jestem — dobry... i widzę... wszystko widzę. Cios ją zmiękczy... nieszczęście czyni człowieka miękkim... rozumie pan, ojczulku?
Doktor
Czy pan jest... pijany? Czy też...
Monachow
z uśmieszkiem
Podpiłem sobie... wszyscy pili! To przecież przyjemnie, prawda? Bardzo przyjemnie...
Doktor
ze złością
Z pana to po prostu... żmija!
Szybko wychodzi. Monachow zbliża się do stołu — z żałosnym, dziwnym uśmiechem. Nalewa wina. Mamrocze.
Monachow
Tak... boli cię, bratku? A mnie — nie boli?
Pritykina
wchodzi, za nią Drobiazgin i Wiesjełkina
Maurycy Osipowiczu, słyszał pan, no?
Monachow
Co mianowicie?
Wiesjełkina
Żona wróciła do Czerkuna...
Monachow
zwykłym tonem
Już wróciła? No tak... Jak się do tego zdarzenia ustosunkować?
Pritykina
A sam nie wiesz, ojczulku?
Wiesjełkina
Przecież on się zakochał w Lidii Pawłownie...
Drobiazgin skwapliwie
Według mnie, oni bardzo do siebie pasują...
Monachow
No to wspaniale...
Pritykina
Cóż w tym wspaniałego?
Drobiazgin ogląda się, bierze ze stołu gruszkę i ukradkiem ją zajada.
Monachow
Wszystko. I to, że oni do siebie pasują, i to, że tamta wróciła... Wy wszyscy też jesteście wspaniali ludzie, i ja jestem wspaniałym człowiekiem... Najważniejsza rzecz — to nie wtrącać się do siebie nawzajem...
wychodzi śmiejąc się
Pritykina
Właściwie to on jest porządny... tylko niewiele rozumie...
Wiesjełkina
Nie ma czasu na rozumienie, musi pilnować żony...
Drobiazgin
Nadieżda Polikarpowna jest skromną kobietą...
Wiesjełkina
Pan zawsze wszystko wie! A tymczasem ona tylko czeka, żeby zakochać się w kimkolwiek...
Drobiazgin
Tego wszyscy pragną... nawet kury...
Pritykina
z westchnieniem
To prawda... tego wszyscy pragną!
Wiesjełkina
Pelagio Iwanowno, czy pani kocha Archipa Fomicza?
Pritykina
Ja jego — bardzo, ale on mnie — nie zanadto. No, cóż robić? Sama jestem winna — nie wychodź czterdziestko za dwudziestolatka... O, burmistrz idzie... a z nim sama solenizantka... bardzo miła kobieta! Wchodzą Bogajewska, Riedozubow z synem i Palelin, Drobiazgin przybliża się przybierając skromną postawą. G r i s z a stroi do niego przyjacielskie miny, Wiesjełkina widząc to śmieje się.
P a w l i n
Monaster, dziewczyno — mówię do niej — to nic trudnego, lepiej wzięłabyś swego nędznego ojca i przygarnęła — to dopiero brzemię, to — mówię — prawdziwy krzyż...
Riedozubow
Słyszysz, Griszka?
G r i s z a
Słyszę... Przecież ja nie chcę do monasteru... co to ma wspólnego.
Riedozubow
Ech, głupiec!
P r i t y k i n a
Tatjano Nikołajewno, jakie to wszystko dobre u pani! Wszystkiego dużo i takie wszystko smaczne, wyszukane... Ach, droga pani, jak to przyjemnie!
Bogajewska
Cieszę się, jeśli dogodziłam... Ale upał straszny...
Pritykina
Niech pani się napije limoniady z koniakiem... Sjergiej Nikołajewicz nauczył mnie pić limoniadę z koniakiem... to orzeźwia!
Riedozubow smętnie
Tatjano Nikolajewno! Po co mnie pani zaprosiła? Siedziałbym sobie w domu... Pawlin powiada, że to jest — uczta Baltazara...
Bogajewska
Zostaw dzieci i idź sobie, jeśli ci się nie podoba... A Pawlin gada głupstwa, choć stary...
Riedozubow
w zamyśleniu
Całkiem mnie otumanił... Co chce — to robię... Czy to podobne do mnie?
Bogajewska
Za to mniej robisz głupstw... Dawno już, ojczulku, należało cię przycisnąć...
Riedozubow
Słupy już porąbałem... Trzymałem się ich siedem lat, ile pieniędzy straciłem na sądy!.
Pawlin
Słupów — szkoda. Bardzo ozdabiały ulicę...
Bogajewska
Co to, to nieprawda... kłamiesz.
Pritykina
Niewygodnie było przejeżdżać... ale tak — nic nie szkodziły! Jednak każdy widział, każdy pytał, czyje to słupy. I od razu wiedział, że burmistrzem Wierchopola jest Riedozubow...
Riedozubow
Griszka! Czego wybałuszasz oczy na butelki!
G r i s z a
Tak sobie, tato... Strasznie dużo tego...
Bogajewska
Czemu na niego krzyczysz? Sam zrobiłeś głupca z chłopaka i jeszcze się gniewasz...
Riedozubow
Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? Te farmazony... to barbarzyńcy, to burzyciele porządku. Wszystko wywracają do góry nogami, wszystko się przez nich wali...
Bogajewska
ziewając
Widocznie było źle budowane...
Riedozubow
Ty jesteś pani... nie żal ci niczego... Wy, pany, robiliście wszystko cudzymi rękami, dlatego właśnie niczego nie żałujecie... ale my — samiśmy harowali — tak...
Bogajewska
Tak, myśmy nie byli chciwi... I to, co zrobiliśmy dobrze, pozostało, ojczulku... A tymczasem na przykład ty, kiedy umrzesz, to na tym miejscu, gdzieś żył, zostanie tylko wyjałowiona... ograbiona ziemia...
Riedozubow
z gniewem
Griszka! Idź stąd... Gdzie Katarzyna?
Wchodzą Sprawnik i Pritykin.
Riedozubow
Wołaj ją, żeby szła do domu... idź! O — idzie Archip... Czym on jest lepszy ode mnie? A tymczasem stawiają go na równi ze mną...
Wychodzi. Za nim Pawlin,
Bogajewska
Może źle zrobiłam, że tak nagadałam staremu... co? Po prostu... głupia...
Pritykina
Ależ, moja droga, a on, jak gadał?
Sprawnik
Tatjano Nikołajewno, pani dom jest rajem, a pani — boginią...
Bogajewska
Tak, nawet jestem podobna...
Sprawnik
Dlatego tez życzę pani, aby obchodziła pani swoje urodziny jeszcze pięćdziesiąt razy!
Bogajewska
Czy nie za wiele?
Pritykin
Rzeczywiście, Tatjano Nikołajewno, słusznie! Gdzie indziej Riedozubow zwymyślałby mnie jak psa, a u pani — nie może! Dlatego, że panią wszyscy szanują... i nikt nic nie może...
Bogajewska
spokojnie
Wiedzą, że potrafię wypędzić precz.
Sprawnik
Brawo!
Pritykin
z zachwytem
Wiedzą!
Pritykina
wzdycha
To bardzo dobrze, gdy człowiek czuje, że mogą go wygnać!
Pritykin
do żony, znacząco, czupurnie
O kimże — to mówisz?
Pritykina
Tak w ogóle! A ty myślałeś, że o tobie?
Pritykin
Właśnie, właśnie.
Sprawnik
Baczność! Najedliśmy się, napili — no i co dalej?
Pritykin
W stukulkę?
Pritykina
Ja też w stukulkę...
Sprawnik
Przepraszam...
Bogajewska
Idźcie, ojczulku, idźcie...
Wszyscy wychodzą. Bogajewska siedzi w fotelu wachlując się chusteczką. Z prawej strony dobiega głos Stiepana. Matwiej rozwiesza i poprawia lampiony. Stiepan i K a t i a wchodzą razem. S t i e p a n jak zwykle mówi pewnym tonem i jakby drwiąco.
Stiepan
Tam płonie wielkie ognisko rozumu i wszyscy uczciwi, wszyscy mądrzy ludzie widzą w jego świetle, jak brudno i podle urządzony jest świat...
Katia
półgłosem
Czy wielu tam jest uczciwych i mądrych?
Stiepan
uśmiecha się
No... nie bardzo...
Bogajewska śmieje się cicho.
Dlatego właśnie mówię pani — niech pani tam idzie! Niech pani poświęci choć dwa, trzy lata swojej młodości marzeniom o nowym życiu i walce o te marzenia. Niech pani dorzuci cząsteczkę swego serca do wspólnego ogniska protestu przeciwko podłości i kłamstwu.
K a t i a
z prostotą
Pójdę...
S t i e p a n
Być może, że pani się zlęknie i wróci znowu do tego błotka... ale zawsze będzie pani miała co wspominać ze swej młodości... a to — piękna nagroda za to, co może pani dać...
Katia
Ja nie wrócę...
S t i e p a n
Tutaj, do tego diabelskiego zakątka nie dobiega ani jeden dźwięk nowego życia... Niechże pani spojrzy, jacy wszyscy tu są ślepi, głusi i głupi...
Katia
wzdrygnąwszy się
Monachow i doktor są podobni do żab...
S t i e p a n
Co pani ma tu do roboty? No, wyjdzie pani za mąż za jakiegoś tam kupczyka w rodzaju brata pani...
dostrzega Bogajewską i nieco zmieszany poprawia czapkę na głowie
Bogajewska
z uśmiechem
Cóż, mój kochany? Czego się pan wstydzi?... Katiusza, on dobrze mówi... uczciwie! Nic nie obiecuje — to dobrze... Dopiero kiedy zacznie obiecywać — nie wierz mu...
S t i e p a n
trochę, szorstko, szczerze
Wie pani... pani jest wspaniała... słowo daję!
Bogajewska
No, no... idźcie! Idźcie... do życia!
S t i e p a n i K a t i a wychodzą.
Bogajewska
Oj... moi ludziska kochani!...
Wchodzi Lidia czytając jakąś karteczkę:, nerwowo podnosi brwi.
Lidoczka!
Lidia
Ach, ciocia tu? Cioci sprzykrzyli się ci ludzie, prawda?
Bogajewska
W moim wieku ludzie prędko się przykrzą... Posłuchaj... chciałabym ci powiedzieć... siądź na chwilkę! Widzisz, przeżyłam tu, nie wyjeżdżając nigdzie, trzydzieści lat... zdziczałam i przestałam wiele rzeczy rozumieć... więc wybacz, jeżeli powiem coś nie tak, jak trzeba...
L i d i a
kładzie jej rękę na ramieniu
Nie trzeba o tym mówić... Ciocia chyba... z powodu mojego stosunku do Czerkuna?
Bogajewska
Tak, tak... Gadają tu wszyscy... mrugają znacząco...
Lidia
Co nas obchodzą wszyscy?
Bogajewska
No, więc nie ma o czym mówić.
Lidia
w zadumie
O, tu... jeśli ciocia chce zobaczyć... Dostałam karteczkę od jego żony. Oznajmia mi, że nie czuje do mnie nienawiści.. coś w tym rodzaju. Jacy ludzie są marni, prawda?
Bogajewska
Ludzie? Ta-ak... Jej żal mi...
Lidia
uśmiecha się
Mam nadzieję, że ciocia nie uważa mnie za zdolną do tego, żebym mogła odebrać żebrakowi ostatni kęs?
Bogajewska
Co też ty, Lidoczka! Jesteś Bogajewska — a to wystarczy, żeby znać swoją wartość... No, odpoczęłam, pójdę znowu do nich... Powiedz — on ci się podoba?...
Lidia
Nie bardzo... Ale w porównaniu z innymi...
B o g a j e w s k a
Szorstki jest taki... gwałtowny... No, daj ci Boże szczęście...
Lidia
Ach, ciociu... jeżeli zechcę — sama wezmę...
Bogajewska
cicho
O, właśnie idą...
L i d i a
wzrusza ramionami
Dlaczego szeptem?
Wchodzą Anna, Nadieżda i Czerkun.
Bogajewska
Dzień dobry, Anno Fiodorowno!... Co za przyjemność dla mnie: akurat są moje urodziny i pani przyjechała...
Anna ożywiona, nerwowo
Wszystkiego najlepszego... Dzień dobry, Lidio Pawłowno!
Lidia podaje jej rękę milcząc, z uśmiechem.
Tak mi dziwnie — mieszkałam przez ten czas prawie sama w głuchym wiejskim zakątku, w ciszy, a tu nagle wpadłam prosto w ten gwar... aż mi się w głowie kręci!
Czerkun pochmurnie
Odpoczęłabyś lepiej...
Anna
Potem... A gdzież jest Katia?
N a d i e ż d a
do Lidii
Jak Anna Fiodorowna wyładniała — niech pani spojrzy!
Lidia
Wydaje mi się, że zawsze była bardzo ładna...
Katia wbiega
Przyjechała pani! Ach, jak to dobrze... jak się cieszę... moja droga... przyjechała pani! Jak pani schudła... a jakie oczy...
Obejmują się. C ze r k u n marszczy brwi. Nadieżda śledzi Czerkuna i Lidię. Wśród krzaków Wiesiełkina i Monachow.
Anna
Jakie?
Kalia
Takie poważne... niespokojne.
Anna
Co u ciebie słychać? Powiedz!
K a t i a
Mnie teraz dobrze... ciekawie! Chodzę ciągle z Łukinem... ojciec mi za to dokucza... jeszcze jak! Ale Łukin jest bardzo mądry... tylko że ze mną rozmawia jak z małą dziewczynką... O wiele lepiej rozmawia z chłopami... Przejdźmy się, dobrze?
Anna
wychodząc
Przecież on też pochodzi z ludu...
Wchodzi Cyganow. Czerkun patrzy za żoną, zza drzew uśmiecha się do niego Monachow. Dalej stoi Doktor. Lidia nucąc obiera gruszkę,
C z e r k u n
Czemuś zostawił gości?
Cyganow
Nadieżda Polikarpowna odeszła, a z dala od niej czuję się jakoś nieswojo...
Nadieżda
Jak pan umie prawić komplementy... nawet trudno zrozumieć od razu...
Cyganow
Dziękuję za komplement...
Nadieżda
A na przykład Jegor Pietrowicz... nigdy nie powie żadnego komplementu...
Lidia idzie w stronę domu.
Cyganow
To dzikus, człowiek źle wychowany...
Nadieżda
Maurycy! Co ty tam znalazłeś?
Monachow
Pająka...
Nadieżda
Obrzydliwość!
Monachow
Lubię obserwować... to pouczające zajęcie...
Cyganow
O czymże pana poucza pająk, co?
Monachow
Właśnie złapał chrząszczyka, a że sam jest taki maleńki — nie może sobie z nim dać rady... Pokręcił się koło niego, pobiegł do sąsiada — pomóż zjeść — mówi...
Doktor
z daleka, szorstko i głucho
On postępuje jak pan, Monachow... zupełnie jak pan...
odchodzi
Cyganow
Co takiego?
Nadieżda
O, Boże... ależ nastraszył!
Monachow
Podpił sobie! Wielu ludzi filozofuje po pijanemu.
idzie w ślad za Doktorem
C z e r k u n
Przedziwnie ordynarne zwierzę z tego doktora!
Cyganow
Czy pani słyszy, co mówi ten rudy pan?
Nadieżda
Mówi prawdę... i to bardzo dobrze... Jegor Pietrowicz zawsze doskonale mówi...
Cyganow
George, czuję, że będziemy musieli strzelać do siebie! O, moja bogini, odejdźmy od niego... on straszliwie działa mi na nerwy... Chodźmy się przejść po ogrodzie i mówić o miłości...
Nadieżda idzie
A Jegor Piotrowicz nigdy nie mówi o miłości...
Cyganow
To beznamiętna figura...
Nadieżda
Co do tego, to przepraszam... Jak pan go ładnie nazywa — George.
Wychodzą. Czerkun z zakłopotaniem bębni palcami po stole i gwałtownie gwiżdże jakąś melodie. Wchodzą Anna, Katia, Stiepan. Gdy Anna zaczyna mówić o dzieciach, zjawiają się przy stole Sprawnik i Pritykin. G r i s z a porusza wargami, pochłonięty odczytywaniem etykiet na butelkach.
Pritykin
A jednak nagadałem porządnie temu staremu diabłu — Riedozubowowi, popamięta mnie. Boi się zaczepić mnie tutaj — a ja jestem tu swój człowiek.
Śmieje się;
Anna
Minęły dwa miesiące, ale naprawdę, zupełnie jakbym przeżyła lata. Wszystko to takie straszne...
Stiepan
Tak, proszę pani, życie to nie fraszka...
Anna
Katia, wiesz, są ludzie, którzy lubują się w biciu kobiet... pięściami po oczach... po twarzy... do krwi... kopią nogami... rozumiesz?
Katia
półgłosem po chwili
Wiem, ojciec bił mamę... Bije Griszę...
Anna
ze smutkiem
O, Boże... moja kochana, moje dziecko!
C z e r k u n
Siądź... nie denerwuj się...
S t i e p a n
Zabawnie patrzeć na panią... pani jakby wczoraj przejrzała....
Anna
Jakie tam są straszne dzieci! Zarażone chorobą... oczy mają wystraszone, ponure, zupełnie jak zapalone gromnice... A matki biją i przeklinają swoje dzieci za to, ze urodziły się chore... Ach, gdyby wszyscy ludzie wiedzieli, na czym zbudowane jest ich życie!
P r i t y k i n
My wiemy! Dla pani to jest coś niezwykłego, ale my wiemy, i to nawet doskonale wiemy. Lud — to bydło... i robi się coraz gorszy... jeszcze baby są spokojniejsze, ale chłopi — to zupełnie kryminaliści!
Monachow
No i baby też. A kto handluje po kryjomu wódką?
Sprawnik
O tak! A czy państwo wiedzą, jak one trują swoich mężów? Upiecze taka, proszę państwa, pieróg z kapustą i z arszenikiem i — częstuje, a tak!
Katia gorąco
A co mają robić, jeśli oni je biją? Tak trzeba.
Pritykina
z lękiem
Och, kochanie! Co też ona mówi!
Sprawnik
żartobliwie
Za takie słowa ja panią powinienem, szanowna pani...
Katia
Niech pan na mnie nie chucha... f e!
Anna
w roztargnieniu
Ależ, panowie, jeśli wiecie o tym wszystkim...
C z e r k u n
Anno, nie bądź naiwna...
S t i e p a n
z uśmiechem
Kogo pani tu chce zadziwić?
Katia
Jak ja nie lubię tego pana uśmieszku... Dlaczego pan się zawsze śmieje?
S t i e p a n
Świat jest pełen przestępstw, które nie mają nazwy... a przestępcy nie są ukarani i ciągle rządzą światem... a wy — ciągle tylko wzdychacie...
Sprawnik bierze pod rękę Pritykina i razem z nim wychodzi
Katia
No, ale co robić?
A n n a
Co trzeba robić?
G r i s z a rozgląda się, bierze ze stołu butelkę i wychodzi.
S t i e p a n
Otwierajcie oczy ślepym od urodzenia — więcej nic nie możecie zrobić... nic!
C z e r k u n
Trzeba budować nowe drogi... drogi żelazne... W żelazie jest siła, która zburzy to głupie, tępe życie...
S t i e p a n
Ludzie, jeśli chcą przebudować życie, powinni być sami jak z żelaza... My tego nie dokonamy, my nie możemy nawet zburzyć tego, co się przeżyło, pomóc w rozkładzie temu, co obumarło — bo to jest nam zbyt bliskie i drogie... Widać nie my otworzymy to nowe — nie, nie my! To trzeba zrozumieć... to od razu umieści każdego z nas na właściwym miejscu...
Monachow
do K a t i
A tymczasem pani braciszek wziął butelkę szartrezy i — widzi pani? — pije!
Katia
wybiegając
Ach... łotr!...
Monachow
Ziółko...
Grisza za sceną
Co ci do tego? Nie twoje... Wynoś się, no... nie dam!
Stiepan
wychodzi w stronę, skąd dobiegają glosy
Gotów ją jeszcze uderzyć...
Anna
Czy Sjergiej Nikołajewicz nadal go wychowuje? To się może źle skończyć...
C z e r k u n
No, wątpię, czy Sjergiej Nikołajewicz uczył go kraść butelki...
Anna
A pić? (ogląda się, mówi szybko i nerwowo) Jegorze, powiem ci, żeby wszystko było od razu jasne: przyjechałam do ciebie...
C z e r k u n
Pomówimy o tym innym razem...
Anna
Nie, poczekaj! Pogodziłam się z myślą, że ja i ty jesteśmy sobie obcy... że jestem dla ciebie obca...
C z e r k u n
półgłosem z uśmiechem.
Obca? Nas łączyły pocałunki — i więcej nic?
Anna
Smutno
Nie... sama nie wiem! Jedno ci powiem: żyć bez ciebie jest mi bardzo trudno! Jestem taka głupia... bezradna! Nic nie wiem i nic nie umiem...
C z e r k u n
Chwileczkę... powiedz mi od razu, czego chcesz?
Anna
Nie obrażaj mnie! Nie przyszłam przecież po jałmużnę... Ja cię kocham... bardzo cię kocham, Jegorze... ale wiem: jeśli ty tak postanowiłeś — to wszystko daremne, jeśli ty tak postanowiłeś...
C ze r k u n
głucho
Anno, po co szarpać sobie nawzajem nerwy?
Anna
Moja miłość — jest taka malutka, ale dręczy mnie... nie, nie odchodź!... Wstydzę się, że moja miłość jest taka... Z początku było mi przykro, boleśnie... gdy wyjechałam, myślałam o śmierci...
C ze r k u n ponuro
Cóż ja ci mogę powiedzieć? Ja ciebie nie rozumiem...
Anna
z lękiem, błagalnie
Jestem taka bezradna... taka nic niewarta... a wszystko jest takie straszne... gdy jestem sama... Tak nieznośnie żal, gdy się widzi chore, zbite dziecko, które nawet boi się płakać...
C z e r k u n
twardo
Anno, muszę wiedzieć, czego chcesz?
Anna
O... chcę pobyć przy tobie jeszcze trochę... jeszcze troszeczkę! Nie będę ci przeszkadzać... żyj tak, jak chcesz! Ale ja muszę...
C z e r k u n
posępnie
Uważaj, będzie ci ciężko!
Wchodzi Katia.
Anna
z bladym uśmiechem
Wtedy odejdę... odejdę! Widzisz, ja nic nie rozumiem, dotychczas nie myślałam o niczym poważnie... Powinieneś mnie nauczyć...
Katia
O czym mówisz?
Anna
O życiu, moja maleńka! (do męża) Powinieneś dać mi coś w zamian za to, co wziąłeś...
C ze r k u n
Nie wiem... jak to zrobię... nie wiem, Anno! Tak mi głupio...
Katia
zrzędząc
Aha, głupio! Właśnie, właśnie! (tupie nogą) Och, nienawidzę mężczyzn! Ja kiedyś tego Łukina... tak wygrzmocę!
Anna z uśmiechem
Mnie przecież także głupio... i przykro, że jestem taka... Ale gdzież ja pójdę? Nie wiem... U mnie w rodzinie — wszystko po staremu, wszyscy uważają, że tylko oni mają rację, i ciągle tylko się złoszczą i obrażają. Stare meble i książki, stare gusty... chłód i martwota! Czasami ogarnia ich nagle strach, krzątają się bez celu i zaczynają mówić ze strachem, że świat się zepsuł... i żyją dalej wśród swoich wspomnień o przeszłości, jak zaczadzeni...
Do stołu podchodzą Cyganow i Nadieżda. Cyganow nalewa sobie wina.
Odwykłam od nich, nie rozumiem ich...
Cyganow
Droga pani, z panią jest i przyjemnie, i strasznie, jak nad przepaścią...
Nadieżda
Jak pan dużo pije!
Katia
Pogodziliście się?
Czerkun
Anno, nic jej nie mów... Niech umrze z ciekawości...
Katia
Praecież widzę... Och, żeby pan był moim mężem, to bym pana — trzymała, o tak!
silnie zaciska pięść
C z e r k u n
No, niech mnie pani nie straszy...
Anna
Kochanie...
Zza drzew wychodzi Monachow.
Cyganow
Jak mnie to złości, że pani jest tak odporna na tę truciznę, którą chciałbym pani wsączyć... Wielka szkoda!...
Anna
szybko
Chodźmy stąd, Katia...
prowadzi ją za rękę
Katia
Tylko nie do domu! Do altanki...
Czerkun
z uśmiechem, idąc w stronę domu
Sjergiej, stawiasz swoje sprawy zbyt otwarcie...
Cyganow
Przynajmniej świat może się nimi zachwycać, jeśli ma ochotę...
Nadieżda
w zadumie
George... ładne imię! Maurycy, czego tu chcesz?
Monachow
zbliża się: i gestem wskazuje na stół
Właśnie... tego!
Nadieżda
Jak to nieładnie — kręcić się ciągle przed oczami...
Monachow
potulnie
Czego zrzędzisz? Znowu brzuch cię boli? Czy odciski?
Nadieżda
do Cyganowa
Pan rozumie — on naumyślnie wygaduje takie ordynarne i wstrętne rzeczy, żeby zniechęcić do mnie mężczyzn...
Cyganow
Tak? Metoda... interesująca...
Nadieżda
szczerze i z prostotą
Ach, gdyby pan wiedział, jaki to wstrętny człowiek! Mówi na przykład, że czuć mi z ust...
Monachow
z lękiem
Ależ, Nadiu! Komu mówiłem?
Nadieżda
idzie w jego kierunku
Przypomnieć ci? Przypomnę...
Monachow
cofa się
Ależ, Nadiu... co znowu? ja żartowałem...
Znikają oboje wśród drzew. Cyganow znużony siada w fotelu ze smutnym wyrazem twarzy. Podchodzą do stołu Drobiazgin i Grisza.
Drobiazgin
Sjergieju Nikołajewiczu! Pan pozwoli, że o coś zapytam, co to takiego — wady ukryte?
Cyganow
Mój drogi, tego panu nie powiem... wolę, żeby pan miał jawne wady... To ma więcej sensu i jest ładniejsze...
Drobiazgin
A czy bywają ukryte zalety?
Cyganow
Myślę, że zalety zawsze są ukryte... nie widziałem jawnych zalet...
G r i s z a
A jak się nazywa to... to zielone, gęste... czym pan mnie częstował za pierwszym razem... pamięta pan?
Cyganow
Szartrezy, młodzieńcze...
G r i s z a powtarza półgłosem i uśmiecha się. M a t w i e j zapala lampiony.
Drobiazgin
Sjergieju Nikołajewiczu, a kto był najmądrzejszy ze wszystkich mędrców na świecie?
Cyganow
W tej materii w historii filozofii istnieje takie opowiadanie: było sobie trzech mędrców; pierwszy udowadniał, że świat jest myślą, drugi twierdził coś wręcz przeciwnego... nie pamiętam, daję słowo, co mianowicie. Ale wiem na pewno, że trzeci uwiódł żonę pierwszego, skradł drugiemu rękopis, wydrukował go jako swoje dzieło i jego właśnie uwieńczono laurami...
G r i s z a
z zachwytem
Spry-ciarz!
Drobiazgin
z niedowierzaniem
Ta-ak... rzeczywiście... ale ich nabrał!
Cyganow
I oszukał, niech pan doda... A teraz weźmy się do picia i niech żyje młodość! Człowiek zbyt późno zaczyna rozumieć, jak to pięknie — być młodym!
Lidia stoi trzymając w ręku kwiatek i patrzy z obrzydzeniem na pijących mężczyzn.
Drobiazgin
w zamyśleniu
Sjergieju Nukołajewiczu, przypuszczam, że złodziejstwo będzie istniało zawsze.
Cyganow
Z pewnością, drogi panie... A przynajmniej dotąd, póki ktoś nie ukradnie wszystkiego... rozumie pan — wszystkiego. Wtedy nie będzie co kraść i mimo woli wszyscy staną się uczciwi...
G r i s z a
śmieje się
Wszyscy będą goli jak święci tureccy... A jak ten Jemielka Pugaczow chciał wszystko ukraść — to go żywcem ugotowali... roztopili cały kocioł srebra i za kark go... zdechł!
chichoce
Lidia
Wuju Serge!
Cyganow
Co pani rozkaże, moja droga?
Drobiazgin i G r i s za z uszanowaniem wycofują się i wychodzą.
Lidia
Po co pan ich... w taki sposób?
Cyganow
To przyjemnie, proszę pani, zdemoralizować trochę tych dwóch prosiaków... może zepsucie sprawi, że staną się bardziej podobni do ludzi... co?
Lidia
Serge Cyganow, smakosz i lew salonowy, do niedawna jeszcze arbiter elegantiarum — upija się... i to z kim?
Cyganow
I kocha się w żonie inspektora akcyzy... Tak paskudnie jakoś kręci się ziemia, cos się zepsuło w harmonii wszechświata...
Lidia
W istocie - co panu jest?
Cyganow półgłosem
Co za kobieta... do diabła!
Lidia
Pan żartuje!
Cyganow
Nie...
Bogajewska woła
Sjergieju Nikołajewiczu!
Cyganow
Idę. Wie pani, moja droga, możliwe, że zaproponuję jej, żeby zawarła ze mną związek małżeński... Już przyszedł na mnie czas, jak dowcipkują subiekci. Idzie pani?
Lidia
Nie... Przykro patrzeć na was, moi państwo, chciałoby się stąd wyjechać...
Cyganow
Czy dlatego, że ktoś niespodziewanie przyjechał?
Lidia
Po cóż ta ordynarność, i to w stosunku do mnie? Cyganow wzrusza ramionami i wychodzi. Lidia, nucąc cicho, idzie na prawo. Naprzeciwko niej wychodzi Anna.
Anna
Gzy pani otrzymała mój liścik?
Lidia
Po co pani to napisała?
Anna
Obraziłam panią?
Lidia
Pani się poniża... tak mi się wydaje...
Anna
Ach, czyż to ważne, jeśli się kocha?!
Lidia
Czy pani ma mi coś do powiedzenia?
Anna
z lekiem i smutkiem
Tak. Tak. Niech pani mną nie pogardza... sama w tej chwili czuję do siebie wstręt... Nie mam gdzie iść, rozumie pani, nie mam gdzie iść... Świat jest taki wielki... Ja mogę być tylko przy nim...
Lidia ozięble
Czy ja to muszę wiedzieć?
Anna
Niech pani tak nie mówi. Silni ludzie powinni być dobrzy... Chciałabym panią zapytać i nie mogę... pani wie, o co chciałabym zapytać?...
Lidia
Tak. Przypuśćmy, że wiem... Czy ja kocham pani męża — o to chodzi? Nie. Nie kocham...
G r i s z a ukradkiem zbliża się do stołu, bierze butelkę wina i wybiega.
Anna
To prawda? (chwyta ja za rękę) A — on? A on — kocha panią? Proszę mi powiedzieć!
Lidia
Nie wiem... Nie sądzę...
Anna
ze smutkiem
Takie rzeczy zawsze się wie!...
Lidia
Jesteśmy przyjaciółmi... rozmawiamy o różnych rzeczach...
Anna
dumnie
O! Teraz i ja mogę rozmawiać o różnych rzeczach!
Lidia
z uśmiechem
No to wspaniale!
Anna
Jestem kobietą, kocham, chcę być z nim razem...
Lidia
Czy mogę już iść?
Anna
szczerze
Pani się mną brzydzi, prawda? Niech pani zrozumie — nie mogę żyć inaczej...
Lidia
Pani wybaczy... ale wydaje mi się, ze pani miłość, taka miłość — jest dla niego ciężarem.
Anna
On jest silny, bardzo silny!
Lidia
Do widzenia!
wychodzi
Anna
Niech pani mną nie gardzi... A zresztą, wszystko jedno! O, Boże... pomóż mi... pomóż mi!
Wchodzą Sprawnik i Pritykin, obaj porządnie podpici, Anna spostrzegłszy ich spiesznie wychodzi.
Sprawnik
Archipie, wyobraź sobie, że jesteś sprawnikiem i że powinieneś się ożenić... z kim? Oto zagadnienie... tak!
Pritykin
W jakiejkolwiek byłbym sytuacji, ożeniłbym się tylko z bogatą...
Sprawnik
Rozumie się... Ale jeżeli obie są bogate — i Monachowa i Lidia Pawłowna? Co wtedy?
Pritykin
Wybrałbym Lidię Pawłownę...
Sprawnik
No tak... ale dlaczego?
Pritykin
Dlatego, że Monachowa jest zamężna... A ten student, na przykład, wie pan... opowiem panu...
Sprawnik
Do diabła z nim! Smarkacz... Ta jest zamężna... hm... to prawda! Ale przecież mogłaby zostać wdową...
Pritykin
Każda kobieta może...
Sprawnik
zdumiony
Właśnie... każda! Tfu! To znaczy — że wszyscy umrzemy... rozumiesz?
Pritykin
Takie już nasze położenie.
Sprawnik
Słusznie — położenie! Toś dobrze powiedział... cholera! Położą cię — i leż...
Pritykin
Ten student mówi takie słowa, że... ojej!.
Sprawnik
zamyślony
Inni jeżdżą na polowania, grają w karty, a ty — leż sobie!
Pritykin
Niech pan zwróci uwagę... tak! On mówi: lud swoją krwią...
S p r a w n i k
Bzdura!
Wbiega Drobiazgin.
Pritykin
Nie... To plaga!
Drobiazgin
Jakubie Aleksjejewiczu, proszę posłuchać! Doktor dał w gębę Monachowowi!
Sprawnik
Co takiego? Za co?
Drobiazgin
Nie wiadomo...
Wszyscy trzej idą w stronę domu. Za drzwiami pojawia się Duńkiny mąż, obdarty, wystraszony, patrzy spode łba. Czerkun prowadzi pod rękę Doktora, za nimi idzie Nadieżda, a potem S t i o p a.
C ze r k u n
Proszę stąd zaraz wyjść...
Doktor
krzyczy
Kto pan jest? Pan tu zepsuł wszystkich!
C z e r k u n
cicho
Proszę... milczeć! Wstydź się pan...
Doktor
Obaj jesteście — kruki... Ale ja nie jestem padliną dla was... mnie nie zadziobiecie jak Riedozubowa... Kto pan jest, pytam?
C z e r k u n
Ależ niech pan idzie!
prowadzi go w głąb ogrodu
Nadieżda
radośnie do S t i o p y
Widziałaś, jak on jego...? Jaki wspaniały... odważny! Jak go po prostu... chwycił i wyprowadził... idzie za Czerkunem
Stiopa woła
Jegorze Pietrowiczu! (spostrzega ojca, przestraszona i zła) Znowuś przyszedł... znowu! Po co? Czego chcesz?
Dańkiny mąż
Stiepanida! Jestem twoim ojcem... prawda? A więc — chodź do mnie!
Stiopa
Nie chcę! Idź sobie! Nie pójdę...
Duńkiny mąż
A ja cię zmuszę przez policję...
S t i o p a
Ucieknę do grobu...
Wchodzą Czerkun, Nadieżda, Anna, Lidia, Cyganow.
Słyszałeś? Nie jesteś ojcem dla mnie... jesteś moim nieszczęściem...
C z e r k u n
Ty znowu? Czego chcesz...
Duńkiny mąż
Po nią... po tę...
S t i o p a
On przyszedł po moją duszę...
Anna
Wyjdź, Stiopa...
C ze r k u n
No, zabieraj się stąd!
Duńkiny mąż
Jeśli już odebraliście córkę... dajcie choć rubla.
Stiopa wyjmuje z kieszeni pieniądze, rzuca je i wybiega
Masz! Udław się! Masz!
Czerkun
Słuchaj, jeżeli ty...
Nadieżda
Ach, po cóż pan z nim rozmawia?
Czerkun
Pani pozwoli, Nadieżdo Polikarpowno...
N a d i e ż d a
Pan w ogóle nie powinien mówić z takim. Ty — odejdź. A jutro powiem sprawnikowi, żeby z tobą zrobił porządek...
D u ń k i n y mąż
zbierając pieniądze
Ze mną nie można... nie boję się...
Cyganow
Co za człowiek, prawda? Zawsze wyskoczy...
Lidia
Czuje swoją siłę — siłę słabości...
Anna
Ale pan, Sjergieju Nikołajewiczu, ciągle mu coś daje...
Cyganow
O, niech pani będzie spokojna! To mnie nie zrujnuje.
Nadieżda do Czerkuna
Pan ma dzisiaj taki ciężki dzień... same przykrości!
Anna
bezwiednie, jak echo
Ciężki... zmęczyłeś się, Jegorze?
Czerkun
Chodzi mi o to, że nie wiem, co trzeba zrobić z tym człowiekiem, żeby dał spokój swojej córce? To złości.
Nadieżda
Pan nic nie powinien robić! Ja sama — proszę tylko nie denerwować się...
Cyganow
Droga pani — raczej małżonek pani wydaje mi się zdenerwowany...
Nadieżda
jakby zdziwiona
On?
C z e r k u n
nagle mówi z rozdrażnieniem.
Jest jak błoto, w które ktoś stąpnął nogą.. ten pani małżonek...
Anna
cicho, uderzona jego słowami
Jegor... co ty?...
Cyganow
z uśmiechem
George, przesadzasz...
Czerkun
do Nadiezdy
Dziwię się, jak pani nie wstyd cierpieć przy sobie takiego... ordynusa!
Nadieżda z zachwytu aż jej dech zapiera
Ach... jak pan to powiedział! Jak słusznie... i surowo! (do Cyganowa) Widzi pan, kto jest straszny... o!
Anna
z niepokojem do Lidii
Boże... jaka ona jest... dziwna... prawda? Widzi pani?
Lidia
Tak... widzę... Chodźmy.
Nadieżda
Ja nie jestem dziwna... tylko lubię męstwo...
C z e r k u n
zmieszany
No... to już coś takiego... nie rozumiem! Pójdę... przejdę się...
Nadieżda
Ja z panem... ja także...
Wychodzą.
Anna
z lękiem do Cyganowa
Ona jest śmieszna, prawda? Miła jest, rozumiem... tylko że... źle wychowana.
Cyganow
do Anny
Pani powinna odpocząć po podróży. Tu taki hałas... zgiełk...
Anna
Tak... pójdę... Ale... jaka ona... mimo wszystko...
szybko wychodzi
Cyganow pali i uśmiecha się. Słychać pijacki śmiech i gwar — wchodzą Monachow, Drobiazgin i Grisza.
Lidia
ze wstrętem
Jakie to wszystko obrzydliwe... I ta kobieta... obie te kobiety... jakie one godne politowania... Dlaczego pan się śmieje?
Cyganow
A jeśli ona znalazła bohatera, to co wtedy?
Lidia
po chwili
Nie. To... to nieprawdopodobne, wuju Serge.
Cyganow
z uśmiechem
Cóż w tym nieprawdopodobnego?
Monachow
On mnie... uderzył?... Dobrze... niech tam!... Ale ja żyję... A on — prędko zdechnie...
Lidia
Idą pijani... odchodzę.
Cyganow
Chodźmy...
Grisza
z przekonaniem
Ja też... potrafię dać w mordę... oho!
Lidia
Ale dlaczego, dlaczego on wchodzi w to... błoto?
Cyganow
To jest żywioł... wciąga... to jak magnes, moja droga... Głodny instynkt zaledwie trochę przykryty warstwą romantyczności...
Wychodzą. Monachow daje znaki swoim towarzyszom i grozi palcem za Cyganowem.
Drobiazgin
Dlaczego? On jest bardzo rozumny... jak Boga kocham!
Monachow
Co to jest rozum?
śmieje się
Drobiazgin i Grisza mu wtórują.
KURTYNA
AKT CZWARTY
Duży zaciszny pokój. Z lewej strony — drzwi do przedpokoju i dwa okna, z prawej — drzwi do pokoju Anny i drugie — do pokoju J e go r a. Na wprost — szerokie drzwi do bawialni,. której róg widoczny jest na scenie; miedzy tym rogiem i piecem holenderskim, stojącym w prawym rogu pokoju znajduje się nisza, gdzie stoi szeroka kanapa. Cyganow półleżąc na kanapie pali. Z prawej strony między drzwiami — pianino;
Anna gra dotykając zaledwie klawiszów. Na środku pokoju przy stole Bogajewska układa pasjansa. W pokoju Czerkuna pracuje S t i e p a n trzaskając liczydłami. C z e r k u n chodzi zamyślony po pokoju, zatrzymuje się, patrzy w mrok za oknem. Wieczór. Palą się lampy.
Bogajewska
Chłodnawo!
Anna
Podać pani szal?
Bogajewska
Lidusza przyniesie...
Cyganow
Młodzieńcze! Przestań już trzaskać na tych liczydłach.
Stiepan
Jak tylko złapię — przestanę...
Bogajewska
Na kogóż to pan poluje?
S t i e p a n
Na kupca Pritykina...
Bogajewska
S t i e p a n
Nawet dosyć gorliwie...
Bogajewska
N-o, pewno... kupiec! Nawet zakochany szachruje...
Cyganow
To jest właściwość ludzi wszystkich stanów... Prawdę mówiąc jestem przeciwny demaskowaniu oszustów: to udoskonala tylko ich sposoby. Jegor, czego ty bez przerwy chodzisz? Na kogo czekasz?
C z c r k u n
po chwili
Tak... chodzę sobie... a czego chcesz?
Cyganow
Nie mam więcej żadnych pytań — jak mówią prokuratorzy. Co za głupia pogoda!
Anna
Zdenerwowała go dyskusja...
C z e r k u n
oschle
Skąd ty to możesz wiedzieć?
Anna
Wydaje mi się... że kiedy się ktoś nie zgadza — to drażni...
C z e r k u n kpiąco
Tak? Winszuję... bardzo oryginalne spostrzeżenie.
B o g a j e w s k a
Ciekawa była dyskusja... a jakże! Wprawdzie nic nie zrozumiałam... ale ciekawa!
C z e r k u n
Lidia Pawlowna jest zbyt prostolinijna...
Cyganow
Ty to mówisz?
Bogajewska
Jednak będzie mi nudno, kiedy wyjedziecie... bardzo nudno!
Cyganow
Niech pani jedzie z nami. Co pani ma tu do roboty?
Bogajewska
A tam? Ja, ojczulku, nigdzie nie mam nic do roboty... I przez całe życie nic nie robiłam...
Cyganow
Nawet żadnej pomyłki?
Bogajewska
tasując karty
Nawet żadnej pomyłki... Anno Fiodorowno, nie, nie wyszedł...
Anna
ze smutkiem
Nie? Szkoda... A tak chciałam, żeby wyszedł...
Bogajewska
No, to jeszcze raz spytajmy losu...
Stiepan
na pół uroczyście, na pól żartobliwie
Losu nie można zmusić...
Czerkun
półgłosem
To los zmusza ludzi...
Stiepan
Zwłaszcza chciwych...
Bogajewska
A pan — niech pan trzaska na tych liczydłach, niech
pan trzaska...
Wchodzi Lidia niosąc szal.
Cyganow
Dopóki los pana nie otrzaska...
Bogajewska
Dziękuję ci, Lidusza... Słyszałaś — Archip Pritykin ma romans z Marią Wiesjełkiną...
Lidia
Jakie to ciekawe, ciociu!
Bogajewska
Mimo wszystko — zabawne!
Cyganow
Panią, moja droga, nic nie interesuje oprócz jazdy konnej... Dziwne życie pani prowadzi — cwałuje pani po polach w każdą pogodę i — koniec! To dziwne, jak pani się zmieniła...
Lidia
Na niekorzyść?
Cyganow
Oczywiście! Ludzie od dzieciństwa zmieniają się tylko na niekorzyść!...
Lidia
Jeżeli tak — to nie ma się czemu dziwić.
Cyganow
Myślałem, że pani okaże się wspaniałym, trującym kwiatkiem na niwie rozpusty... a pani — czym pani jest? Czego pani szuka? Czego chce?
Lidia
Dowie się pan — jak znajdę...
S t i e p a n
Nie tam pani szuka, gdzie trzeba... nie tam!
Bogajewska
A jednak, ojczulku, może ja krępuję pańskie krasomówstwo?
Cyganow
Ależ nie! Dlaczego?
Bogajewska
Właśnie, właśnie! Bo niektórzy krępują się mówić w mojej obecności ordynarne rzeczy... staruszka, powiadają, taka szanowna...
Lidia
Ciocia jest zbyt surowa... W towarzystwie, w którym się obracałam, mówią jeszcze gorzej...
Bogajewska
Gorzej? No to przepraszam... zdziczałam jakoś...
Cyganow
Dosyć, moje panie!
Wbiega Kalia.
Stiepan zrywa się
No? Jak? Co?
Katia
Tak... Jadę...
Stiepan z uznaniem
Brawo! Zuch...
Katia
podchodzi do Anny
Ciężko! On płacze... Ojciec płacze! Aż litość bierze...
S t i e p a n
To jest kara! Całe życie uciekał ludzi...
Katia tupie nogą
Jak pan śmie tak mówić! Nie pana sprawa...
Anna
No, nie denerwuj się... nie ma o co...
Cyganow
To jest jednak jego sprawa... przecież to on panią wyciągnął...
Katia
Nikt mnie nie wyciągnął, ja — sama... niech pan mi nie gada głupstw... Ale żal mi ojca... kocham go... wiem: jest nieokrzesany, okrutny... a jednak! Wszyscy ludzie są nieokrzesani, okrutni... Pan także, Stiepanie Daniłowiczu... pan także...
S t i e p a n
wzdycha i uśmiecha się,
Być może... no, cóż? Ale świat jest tak urządzony, że trzeba być okrutnym...
Katia
Nienawidzę tego pańskiego uśmieszku... niech pan nic nie mówi!
Anna
Ależ uspokój się... chodźmy do mojego pokoju!
prowadzi ją do siebie
Czerkun
z uśmiechem
Miłe zwierzątko...
Cyganow
Ale pan, młodzieńcze, będzie miał kłótliwą żonę...
S t i o p a wchodzi
Stiepanie Daniłowiczu...
S t i e p a n z odrazą
Pan się nie może obejść bez trywialnych żartów?...
C z e r k u n
krzywi się
Proszę państwa!
Stiopa
Stiepanie Daniłowiczu, Gogin pana prosi...
Stiepan odwraca się gwałtownie i wychodzi do przedpokoju, Stiopa — za nim.
Cyganow
Zapalczywy młody człowiek... Lidio Pawłowno, dlaczego pani się uśmiecha?
Lidia
Ładna para...
Czerkun
Taak... oni są mili...
Lidia
Piękne życie przed nimi...
Cyganow
Ale prawdopodobnie głodne...
Lidia
Podoba mi się ten Łukin... Jest w nim coś szczególnego...
Cyganow
Odpycha panią ten jego uśmieszek...
Lidia
To wszystkich odpycha...
Z przedpokoju wchodzą uśmiechnięty S t i e p a n i Go g i n w pięknym, nowym ubraniu. Jest zażenowany i szepce coś do ucha Stiepanowi.
S t i e p a n
A nie, niech pan sam powie, siguor...
C z e r k u n
Cóż takiego, Gogin? Czego sobie życzycie?
M a t w i e j zmieszany
Bo to właśnie, chciałbym się żenić...
Cyganow
To oryginalne! Skąd wam to wpadło do głowy, co?
Mątwiej
Tak jakoś... już pora! Mam dwadzieścia trzy lata...
Czerkun
No? I co dalej!
Matwiej
Więc właśnie, może pan mi pomoże, Jegorze Pietrowiczu! Wywdzięczę się! Sam jestem z chłopów, więc znam ich wszystkie słabe strony... już ja im nie przepuszczę...
S t i e p a n
Wychowaliśmy człowieka... na chwalę ojczyzny... Wchodzą Katia i Anna i stają przy pianinie.
Czerkun
chmurnie
W jaki sposób — pomóc?
M a t w i e j
Bo to jest tak, proszę pana... wybrałem sobie Stiepanidę, a ona nie chce: nie pójdę, mówi, i basta! A ona jest taka skromna dziewczyna, myślę, że się nie zbałamuci i będzie się bać... Więc właśnie chciałem prosić panią i pana, żeby ją państwo trochę nastraszyli!
Cze r ku n
A to... po co?
Matwiej
Żeby wyszła za mnie, a jak nie, to niech jej państwo powiedzą — odeślemy do ojca! Ona się go boi śmiertelnie. A ja już mu dałem pól rubla, żeby ją skłonił do mnie...
Katia zdumiona
Ach, co za łotr!
Mątwiej drgnąwszy
Co?
C z e r k u n
oziąble do Stiepana
Proszę zrobić z nim rozliczenie...
Matwiej
zaskoczony
Rozliczenie? Ze mną? Za... za co?
S t i e p a n
Pomyślcie — za co?
Czerkun
Idźcie...
Matwiej klęka
Jegorze Pietrowiczu...
Czerkun szorstko
Wstać!
Matwiej zrywa się
Sjergieju Nikołajewiczu, za co?
Katia triumfująco
Aha-a?
Matwiej łzawo
Co ja złego zrobiłem? Oj, Stiepanie Daniłowiczu. Doprowadził mnie pan do nieszczęścia...
Cyganow
Teraz proszę iść... Może potem...
C z e r k u n
spokojnie
Żadne potem...
M a t w i e j
wychodząc ze Stiepanem
Proszę państwa... tak nie można! Czyż to się godzi? Jak to? Nagle, ni z tego, ni z owego... Jak to?
Cyganow
do Czerkuna
Nie sądzę, abyś postąpił jak Salomon, nie! Pieniędzy już nakradł... po cóż go wypędzać? Chłopak niegłupi... a kułakiem i tak zostanie... Mądrzy ludzie zawsze są złodziejami...
Stiopa
wbiega i rzuca się do nóg Czerkuna
Jegorze Pietrowiczu, Bóg zapłać...
C z e r k u n
O, do diabła! Proszę zaraz wstać!
Stiopa wstaje
Bałam się, trzęsłam się ze strachu... myślałam — a nuż oddadzą mnie jemu...
Katia
Jaka głupia...
Anna
Stiopa! Nikt nie może ciebie...
S t i o p a
z lękiem
Ale przecież ja jestem sama! Sama! Ze mną wszystko można zrobić... Tak, oni mnie zabiorą... Ojciec i ten... zabiorą!
Anna podchodzi do niej
Przestań, Stiopa...
Stiopa
Ucieknę do monasteru... stamtąd mnie nie wyciągną... Prawda, że nie wyciągną?!
Anna odprowadza ją do swego pokoju
Chodź ze mną...
Katia
do Czerkuna
To pan dobrze zrobił! Tak właśnie trzeba. Raz, dwa — po łbie i nie ma o czym gadać...
C z e r k u n
Wreszcie zasłużyłem na pani pochwalę...
Cyganow
ziewając
Na którą czekałem tak niecierpliwie i długo...
C z e r k u n
Ale właśnie tak samo — raz, dwa — dałem nauczkę pani tatusiowi...
K a t i a
wybiegając do pokoju Anny
Co też pan mówi! To mój ojciec...
Anna wychodzi ze swego pokoju, nalewa kubek wody i odchodzi z powrotem.
Anna
Dobrze postąpiłeś, Jegorze...
C z e r k u n
nachmurzony
Przestań, Anno...
Cyganow
Tak, George! Skromność istotnie bardzo przystoi bohaterowi...
Lidia
Wuju Serge, jak szybko po czynach następuje nagroda!...
Anna
wychodząc
Moi państwo, że też wam nie obrzydło kpić ze wszystkiego na świecie!
C z e r k u n
posępnie
Państwo, zdaje się, myślą, że nie jestem zdolny właściwie ocenić tego wszystkiego? prawda?
Lidia nadsłuchując
Dzwonek?
C z e r k u n
szybko Tak... Pójdę otworzyć...
wychodzi
Cyganow
A ja wiem, kogo on chce spotkać...
Lidia
Ciociu, czemu ciocia tak milczy?
Bogajewska
Nie można przecież równocześnie myśleć i mówić... Coś mi tu nie wychodzi...
Cyganow
A ja wiem, na kogo on czeka...
Bogajewska
Przyplątała się skądś piąta dama, a brak dziewiątki...
Lidia
O, jest dziewiątka... a to nie jest dama — tylko walet...
Bogajewska
Rzeczywiście tak... oj, ty! Co za oczy... Walet... no tak...
Cyganow
śpiewa
A ja wiem... a ja wiem...
Lidia
To niedowcipne, wuju Serge... Ciociu, kiedy ciocia pójdzie do siebie? To bardzo niezdrowo — tak długo siedzieć...
Bogajewska
zakłopotana
Poczekaj... zaraz... Tak... ja zaraz...
Wchodzą Czerkun i Sprawnik.
Czerkun
Jeszczeście nie znaleźli?
Sprawnik
ponuro
Nie. Diabli wiedzą, gdzie on się podział... zresztą, dokąd można uciec z tego miasta? Dobry wieczór, Lidio Pawłowno... Moje uszanowanie pani, Tatjano Nikołajewno...
w milczeniu ściska rękę Cyganowa
Bogajewska
nie patrząc na niego
No, co słychać z waszym urzędnikiem?
Sprawnik
Przepadł, łajdak... Szukamy, szukamy... w gardle mi zaschło!
Cyganow
Temu ostatniemu mogę zaradzić, (nalewa wina) Ile ukradł?
Sprawnik
Czterysta sześćdziesiąt trzy ruble trzydzieści dwie kopiejki... bałwan! Lepiej, żeby już wszystko ściągnął, tam było jakie osiem tysięcy... Ale on wolał — jedną paczkę, osioł! A zresztą — no, ukradł... no i co? Nic nadzwyczajnego... to nie morderstwo! Niechby przyszedł i powiedział — to ja... Dostałby wtedy mniejszy wyrok... a on, proszę państwa, ukrył się... i aż dziewięciu ludzi go szuka...
C z e r k u n
Biedny chłopiec...
Bogajewska
nie odrywając się od kart
I do tego ukradł jak jaki żebrak... z kopiejkami!
Cyganow
Brawo, Tatjano Nikołajewno!
Lidia i Czerkun śmieją się.
Sprawnik
patrzy na zegarek
Wpadłem tu, Sjergieju Nikołajewiczu, żeby powiedzieć panu... to właśnie... i tak dalej... Pan go widział w dniu dokonania kradzieży... więc będzie pan musiał...
Cyganow poważnie
Rozumiem. Pada na mnie podejrzenie o wspólnictwo...
Sprawnik
E... co znowu? (śmieje się) Ach, jakiż pan jest!... Jak ja bym chciał posiedzieć tu u was... a tymczasem trzeba jechać... jakiś dureń zbił żonę...
Bogajewska
jak poprzednio
Na śmierć?
S p r a w n i k
Zdaje się, że na śmierć... A gdzież jest Pritykin? Przyjechał ze mną... Myśleliśmy, że uda nam się zagrać partyjkę winta...
Czerkun
Zajęty z Łukinem...
Sprawnik
smutno
A tymczasem w drodze policjant zameldował o tej bójce... Aha, jeszcze co do Łukina... Panowie powinni mu powiedzieć, żeby on... żeby się pohamował... Chodzą o nim słuchy... w związku z tym, że ma znajomości z robotnikami w fabrykach... I po co to? Państwo wiedzą, jest tu taki bogobojny Gołowastikow... stary kozioł! Sami go się boimy... Wszystko wie! Wie nawet, co się komu śni. A ja nie chciałbym wyciągać konsekwencji... nie lubię nieprzyjemności!
Cyganow
Dobrze! Biorę to na siebie... Któż znajduje przyjemność w nieprzyjemnościach?
Sprawnik
O właśnie! No, ogólny ukłon dla szanownych państwa... Ach, Sjergieju Nikołajewiczu, jaki z pana wspaniały człowiek...
Cyganow
odprowadzając go
Pomimo ciążącego na mnie podejrzenia współuczestnictwa z Porfirijem Drobiazginem, który skradł ze skarbu państwa trzydzieści dwie kopiejki?
Sprawnik
śmieje się.
Z przedpokoju dolatuje słodziutki głos Pritykina i złośliwe słowa Stiepana.
Czerkun
półgłosem do Lidii
Jak się to pani podoba, co?
Lidia
Pan myśli o Łukinie?
Czerkun
Ależ nie! To naturalne... ale ten Drobiazgin... niech go diabli! Jakby mu pomóc, co? Przecież prawdę mówiąc — Sjergiej... rozumie pani?
Lidia
uśmiecha się
Wkrótce stanie się pan zupełnie porządnym człowiekiem... doprawdy!
Czerkun
poważnie
On zepsuł chłopaka... to oczywiste! Czemuż pani się śmieje?
Lidia
A pamięta pan — kiedyś chciał pan wywrócić miasto do góry nogami?
C z e r k u n
Chciałem? No tak... chciałem... Co z tego? Co pani chce powiedzieć?
Lidia
Ja tylko przypominam. Mówił pan, że jeśli pan zechce — przybędą tu nowe myśli, nowe gusty... Wuj Serge nic nie mówił, ale proszę spojrzeć, ile padło trupów dzięki niemu...
C z e r k u n
Aha, rozumiem panią! Proszę mówić dalej...
Lidia
Ale nie widzę jakoś, żeby życie dzięki panu w jakiś sposób się odnowiło... a pan sam, zdaje mi się, przygasł trochę...
S t i e p a n
z przedpokoju
Jegorze Pietrowiczu, na chwileczkę!
Pritykin
żałośnie
Jegorze Pietrowiczu, pan pozwoli!
C z e r k u n
wychodząc
Odpowiem pani... później...
Lidia
Ciociu! Zostaw już to! Pójdziemy do siebie, dobrze?
Bogajewska
Ja i tu jestem jak u siebie... poczekaj... Tu się wszystko tak poplątało... zaplątało... naplątało... Kochanie, to jest najtrudniejszy pasjans, nazywa się „dwie konieczności”…
Lidia
To ja — idę...
Idzie do przedpokoju i wchodzi po schodach na górę.
Bogajewska
schyliwszy się nad kartami
Już idziesz... idziesz... no, a co ja będę robić? Tak... kiedy właśnie sama nie wiem, co robić... (podnosi głowę, ogląda się) Aha? "Wszyscy wyszli... zostałam sama... no, jak sama, to sama... (patrzy na karty i nagle miesza je) Oj, Tatjano... niedługo umrzesz. Tatjano... niedługo umrzesz, głupia stara... tak...
Idzie w stronę przedpokoju. W drzwiach stoi Pritykina w chustce, wygląda żałośnie: twarz zwiędła, nie umalowana tak jak zwykle. Bogajewska cofa się na jej widok.
Co ci jest? Kto to?
Pritykina
cicho
Ja...
Bogajewska
To... ty, Pelagia?
Pritykina
Tak... ja... Czy mąż jest tutaj?
Bogajewska
Zdaje się, że tak... bo co?
Pritykina
cicho płacze
Przecież on mnie porzuca... opuszcza mnie... Całymi wieczorami siedzi u Wiesjełkina, gra z nim w karty... i uwodzi jego córkę... och, moja droga!
Bogajewska
No, no, nie gadaj głupstw... wszystko kłamstwo! Też... To ci uwodziciel! Nie ośmieszaj się... chodź do mnie... na górę...
Pritykina
O, moja kochana — bije mnie! Złamałaś mi życie, mówi, diabelska kukło... mówi, stara wiedźmo... Idź precz, mówi... A gdzież ja pójdę? Cały majątek przepisany na niego... wszystko w jego rękach... Pani kochana, co ja mam robić?
Bogajewska idąc
Właź na górę... nie hałasuj tu...
Pritykina
idzie za nią
Włażę, włażę... Niech pani mi poradzi, co z nim zrobić? Jak żyć teraz? Ojej! to jego głos... pani kochana... proszę mnie przepuścić naprzód...
Wychodzą. Prawie w tej samej chwili rozlega się trzask szybko otwieranych drzwi i z przedpokoju wchodzi zdenerwowany Pritykin, za nim C z e r k u n i S t i e p a n.
Pritykin
Nie, panie studencie, ze mną tak nie można! Wszyscy mnie tu znają... mam zostać nawet burmistrzem... tak, proszę pana! A pan, jeśli wolno powiedzieć, jest jeszcze po prostu młodym człowiekiem... i więcej nic!
C z e r k u n
No, tu nie miejsce na krzyki...
Pritykin
A czy tu jest miejsce, żeby nazywać mnie oszustem? Dlaczego to ja mam być oszustem... właściwie dlaczego, proszę pana?
S t i e p a n z uśmiechem
Proszę — tu są cyfry...
Pritykin
Cyfry? Cyfry można sobie napisać... jakie się chce... to o niczym nie świadczy... tak, proszę pana!
S ti e p a n
Pan właśnie napisał, jakie się panu zachciało... O, proszę mi wyjaśnić, skąd pan wziął te sześć tysięcy trzysta rubli...
Pritykin
Jegorze Pietrowiczu, pan mi pozwoli nie dawać wyjaśnień... Niech to zostanie między nami... Sjergiej Nikołajewicz ma do mnie zaufanie... A pan Łukin, nie wiem właściwie, czego sobie życzy...
S t i e p a n
Złapać pana na oszustwie…
Pritykin
Oszustwo? Nie... w ten sposób ja nie mogę!...
C z e r k u n oschle
Zostawimy to do jutra...
Pritykin
Nie, proszę pana, nie mogę! Jestem uczciwym człowiekiem... Sjergiej Nikołajewicz wie o tym... Obliczyłem prawidłowo, proszę pana... niech pan go zapyta... on wie...
C z e r k u n
półgłosem, z gniewem
Milczeć... Niech pan idzie... no?
prowadzi Pritykina do siebie
Pritykin
Przepraszam... nie wolno mnie ciągnąć...
C zer k u n wpycha go do pokoju i gwałtownie zatrzaskuje drzwi. S t i e p a n rzuca liczydła na stół, wsuwa ręce w kieszenie i wychodzi.
S t i e p a n
przez zęby
Ach... łotr L.
Z pokoju Anny wychodzi S t i o p a z jakąś książką w ręku, idzie do bawialni. Słychać głos Anny, która coś czyta, W przedpokoju rozlega się hałas, słychać kroki. Wchodzą C y g a n o w i Nadieżda.
Cyganow
Stałem na ganku... sam. Jesienią przyjemnie czasem popatrzeć aa niebo...
Nadieżda
A gdzież są wszyscy?
Cyganow z uśmiechem
Ten, o kim pani myśli, zjawi się zaraz, gdy tylko usłyszy pani głos... ale on nic pani nie da... W jesieni szybko biegną chmury po niebie... ciężkie chmury...
Nadieżda
Nie lubię czarnego koloru. Najważniejszy, wywierający największe wrażenie jest kolor czerwony. Królowe i różne arystokratki ubierają się na czerwono...
Cyganow
Nie wiedziałem, ale wyobrażam sobie, jak to musi być pięknie... No cóż, wkrótce wyjadę, droga pani...
Nadieżda na kanapie
Pan nie sam wyjedzie...
Cyganow
Nie sam? Jak to mam rozumieć? Czyżby pani się zdecydowała?
Nadieżda
Na co się zdecydowałam?
Cyganow półgłosem
Pojedzie pani ze mną? Do Paryża? Proszę pomyśleć — Paryż! Markizowie, hrabiowie — wszyscy ubrani na czerwono... Będzie pani miała wszystko, czego zapragnie... wszystko dam...
Nadieżda spokojnie
Sjergieju Nikołajewiczu, to jest po prostu nieprzyzwoite! Jak gdybym była jakąś taką... pierwszą lepszą…
Cyganow
Pani jest dziwna, oryginalna... i straszna! Ale ja panią kocham — proszę mi uwierzyć! Kocham jak młodzieniec... W pani jest — siła! Ile szczęścia, ile rozkoszy panią czeka...
N a d i e ż d a
Sjergieju Nikolajewiczu, po cóż to wszystko? Zresztą, czy pan może kochać jak młodzieniec, kiedy niedługo skończy pan pięćdziesiąt lat, a za dwa lata będzie pan pewno całkiem łysy? I cóż to za podróże po Paryżach, jeżeli ja nie mogę pana kochać? Jest pan bardzo interesującym mężczyzną, ale w starszym wieku i do mnie pan nie pasuje. Przepraszam pana, ale aż przykro słuchać tych pana pomysłów...
Cyganow
prawie z jękiem
O... do diabla! No to... chce pani — pobierzemy się? Załatwię pani rozwód z mężem i...
N a d i e ż d a
Czy to dla mnie nie wszystko jedno? Przecież ważny jest mężczyzna, a nie coś innego... Nie, proszę mnie zostawić... Pan mnie wiele nauczył, stałam się teraz mądrzejsza i śmielsza...
Cyganow przytomnieje
No dobrze! Niech będzie — postawmy nad tym krzyżyk, droga pani! Słowo honoru — to moja ostatnia próba... na więcej nie mam czasu... i sił! Nie mam sil...
Nadieżda
O, właśnie! Jest pan mądrym człowiekiem... pan rozumie, że siły nie kupuje się w sklepiku...
Cyganow
zwykłym tonem
O, tak, pani ma rację! To coś tak jak rozum — nie sprzedają go nawet w wielkich magazynach...
Nadieżda
A widzi pan!
Wchodzą Riedozubow i P a w l i n. Riedozubow znacznie się postarzał.
Riedozubow
Dobry wieczór!... Córka jest u was?
Cyganow
Zdaje się, że jest tu...
puka do drzwi Anny
Riedozubow
do Pawlina
Widzisz? Same pary... tak...
Anna stając w drzwiach
A, dobry wieczór! Wasiliju Iwanowiczu... Katia!
Nadieżda
Dobry wieczór! Anno Fiodorowno...
Anna drgnąwszy
Ach... to pani?
Nadieżda
Tak...
Katia do ojca
Po coś się tu przywlókł?...
Pawlin półgłosem
Stęsknił się...
Anna woła
Stiopa! (do Nadieżdy) Napije się pani herbaty? Pani lubi...
Nadieżda
Nie odmówię...
Wchodzi Stiopa.
Anna
do S t i o p y
Stiopa, podaj herbaty, proszę... Ja — zaraz!
wychodzi do swojego pokoju
Cyganow
I koniaku, Stiopa, i koniaku...
podchodzi do Nadieżdy i mówi jej coś po cichu
Riedozubow
Z kim ty tam byłaś? Tylko z nią?
Katia
Cicho... Co za głupstwa!
Riedozubow
Chodź do domu.. co? To ostatnie dni... posiedziałabyś w domu... co?
Katia
Dobrze... Poczekaj, ja zaraz…
szybko idzie do Anny
Riedozubow
do P a w l i n a
Widziałeś? Zrobiła się zupełnie obca... Odebrali córkę... Z syna zrobili pijaka... zburzyli moje życie... I — niby nigdy nic...
P a w l i n
po cichu,
Niech pan się nie martwi... niech pan czeka!
Riedozubow
Na co mam czekać? Komu mam się poskarżyć?
P a w l i n
Przekupili sprawnika, ale Boga nikt nie potrafi przekupić... rozumie pan?
Riedozubow
Z Pritykinem się cackają, a mnie obrzucili błotem... Teraz — córka... Może ona tam ze studentem, a ja... Czekam! Ja? (nagle wstaje i dziko krzyczy) Kat'ka!
Nadieżda
Ach!... Co to?
Cyganow
Co panu jest, szanowny panie?
Wchodzi Czerkun, są nim Pritykin, wygląda jak człowiek, którego bolą zęby. Wybiegają Katia i Anna.
Katia
Czego krzyczysz?
Riedozubow
Marsz do domu!
Czerkun
Pan pozwoli... tu nie targ...
Riedozubow
wrzeszczy
Masz... masz — dobij! Rozbójnik! Bij mnie...
Katia
Ojcze... o. Boże!...
Czerkun Proszę posłuchać, panie starszy...
Riedozubow
Milcz! Nie rozmawiaj ze mną... farmazonie! Katarzyna, do domu! No i co, Archip... ha? Cieszysz się? Lizus!
Pritykin
Wasiliju Iwanowiczu... jestem niewinny!
Riedozubow
Aha! Ożeniłeś się z bogatą staruchą, okradłeś ją... starasz się o kochanki... szykujesz się na burmistrza...fagasie!
Czerkun
No cóż, panowie — idźcie lepiej wymyślać sobie gdzie indziej...
Katia
krzyczy
Idź... bo cię stąd wygonią! Przecie to będzie wstyd dla mnie, przykro; jak ja wtedy będę mogła przyjść do nich? Jeśli cię wygonią, ja ciebie znienawidzę...
Riedozubow
Co?... Jak?
Anna
Proszę posłuchać: ona pana kocha... żal jej pana... płakała... kocha pana!
Riedozubow
To dlaczego mnie porzuca... jeżeli kocha, co?
Katia
Chodźmy... chodź, na litość boską!
prowadzi ojca do przedpokoju
Pawlin kręci się jakoś dziwacznie i zatrzymuje przy drzwiach.
Czerkun
Archipie Fomiczu, niech pan też idzie. Nie mamy więcej o czym mówić...
Pritykin
wzdycha
No cóż... pójdę... Ale swoją drogą popamiętam to panu Łukinowi... On jest tutejszy... ja też... tak, proszę państwa...
Anna
Boże... jakie to wszystko dziwne...
Nadieżda przez cały czas uśmiechnięta wodzi oczyma za Czerkunem. Uśmiech jej jest nieruchomy, dziwny. Cyganow nerwowo pali cygaro i patrzy na wszystkich, ruszając wąsami. S t i o p a nalewa herbatę i bojaźliwie, z nienawiścią spogląda na P a w l i n a. Anna spojrzawszy na Nadieżdę wzdryga się, robi ruch, jakby chciała ku niej podejść, ale szybko się odwraca i wychodzi do swego pokoju.
Cyganow
do Czerkuna
Obliczyłeś się z nim?
C ze r k u n
Tak. Muszę z tobą pomówić... O, Nadieżda Polikarpowna... Pani przyszła? A ja pani nie zauważyłem! No, dzień dobry!... Paskudna pogoda, prawda?...
Cyganow
Chyba nie zaraz będziemy ze sobą rozmawiać...
C z e r k u n
Rozumie się! Czemuż pani tam, w kącie, w ciemności? Chodźmy do bawialni...
Nadieżda
Z przyjemnością... A ja czekałam, kiedy pan na mnie spojrzy...
Wychodzą do bawialni. Stamtąd słychać ich przyciszoną rozmowę.
Cyganow
do Pawlina
Taak... a pan tu? No, co pan powie?
Pawlin
Stracił głowę stary... Powinien był dopuścić do tego, żeby go stąd przepędzili — gdyby tak z nim postąpiono, nie wypadałoby oczywiście Katiuszy tu przychodzić...
S t i o p a
bezwiednie półgłosem
Ach... żmija!
Cyganow
zamyślony, nie dosłyszał słów Pawlina
No tak... no i co?
Pawlin
Potem by się już zobaczyło, co dalej... Szanowny panie, ośmielę się zapytać — jak tam moja praca? Przejrzał pan?
Cyganow patrzy na niego milcząc, Pawlin cofa się przed nim:
Pytam, czy był pan łaskaw przeczytać ten zeszycik mojego pisarskiego dzieła?
Cyganow
Co? Ach, tak... (szorstko) To są brednie, staruszku...
P a w l i n
nie wierzy
Moja dziesięcioletnia praca — to brednie?
Cyganow lekceważąco
Zaraz przyniosę tę filozofię... proszę poczekać... (wychodzi do bawialni) Stiopa, proszę mi podgrzać butelkę czerwonego...
P a w l i n półgłosem
A. ja znów dzisiaj, dziewczyno, widziałem twojego ojca.
S t i o p a opiera się rękami o stół i uporczywie patrzy na P a w l i n a.
Na dworze wiatr, deszczyk siąpi... a twój ojciec idzie pijaniusieńki... cały goły i plącze... i gorzko płacze!...
S t i o p a
głucho
Kłamiesz! Dlaczego mnie dręczysz,? (rzuca w niego pokrywką samowara) Masz... diable... potworze!
Anna otwiera drzwi
Co tu się dzieje?
P a w l i n
podnosi pokrywkę,
Pokryweczka upadla... przez nieostrożność...
S t i o p a
Niech pani go wygoni!
Cyganow wychodząc z bawialni
Proszę, niech pan weźmie...
Stiopa
Niech pani go wygoni!
Anna zbliża się do niej i o coś cicho pyta. S t i o p a wychudzi. Anna stoi koło stołu, słyszy rozmowę w bawialni — na jej twarzy maluje się, ból i obrzydzenie.
Pawlin
Po co zaraz wyganiać, dziewczyno! Pójdę z własnej woli. Więc raczył pan powiedzieć, że to brednie?
Cyganow
Tak, tak...
Pawlin
Czyli że przez dziesięć lat rozumowałem mylnie... Pokornie dziękuję szanownemu panu... A czy pan ze swej strony nie mógł się omylić? Do widzenia!...
wychodzi
Cyganow
Rzeczywiście — stary kozioł, jak mówi naczelnik... Ale czy pani jest niedobrze?
Anna
szeptem
Co ona mówi? Proszę posłuchać...
Cyganow
półgłosem
W takich sytuacjach nie pozwalam sobie nic słyszeć...
Anna
O, co ona robi?
Cyganow
głośno
Moi państwo, dlaczego nie idziecie? Herbata gotowa...
Czerkun
Zaraz...
Anna
półgłosem, z, bólem
Pan myśli, że ja... myśli pan, że podsłuchiwałam, tak? Jak panu nie wstyd!
Cyganow
Ależ nie! Jegor, chodź no tutaj...
Anna wybiega do swego pokoju.
Czerkun
w drzwiach
No? Co takiego?
Cyganow cicho
Chodź tutaj... Przed chwilą twoja żona coś usłyszała i bardzo się przejęła...
C z e r k u n
krzywi się
E, zwyczajna historia! Nadieżda Polikarpowna żartuje... i tyle! Opowiada mi, jak różni ludzie powinni się oświadczać... To strasznie śmieszne...
szybko wychodzi
C y g o n o w wzrusza ramionami, pokręca wąsa, nalewa duży kieliszek koniaku, pije. Bierze kapelusz i idzie w stronę, przedpokoju. W drzwiach staje Monachow, pokorny, smutny.
Monachow
cicho
Dobry wieczór!
Cyganow
Dobry wieczór!... Chce pan koniaku?
Monachow
Proszę bardzo... zimno... moja Nadieżda jest tutaj?
Cyganow
Jeszcze nalać?
Monachow kiwa głową w milczeniu. Cyganow gwiżdże jakąś melodię.
Monachow
cicho
A ja przyszedłem... po nią...
Cyganow uśmiecha się
Zawołać?
Monachow
Nie... nie trzeba... Lepiej napiję się jeszcze...
Cyganow
uśmiecha się
Czy aby to na pewno lepiej?
Monachow
Niech się pan nie śmieje... co tam!
Cyganow
A czy pamięta pan — zakład?
Monachow
No cóż... pan przegrał...
Cyganow
Ale jednak pana to nie cieszy? E, co pan wyrabia? Nie trzeba!.
Monachow płacze
Smutno... jak ja teraz będę żył, co? Niech pan pomyśli... jak? Przecież nie mam nic oprócz niej! Nic!
Cyganow
ukrywając wstręt
No, no, chodźmy... do mnie... albo na powietrze... Niech pan idzie, proszę! Przyjacielu, niechże pan cierpi, jeśli to już konieczne, ale nigdy nie należy być śmiesznym i obrzydliwym...
Wychodzą do przedpokoju. W pokoju cisza. Z bawialni słychać przyciszony głos Nadieżdy.
Nadieżda
Prawdziwa miłość niczego nie żałuje i niczego się nie lęka...
C z e r k u n
ze śmiechem
No, dajmy temu pokój... pani dzisiaj tak mówi...
staje w drzwiach bawialni, wzburzony
Nadieżda
mówi stojąc za nim
O miłości nic nie można powiedzieć... Mówiłam panu tylko o tym, jak oświadczają się różni bohaterowie. Ale kochać trzeba w milczeniu...
C z e r k u n
mruczy
W milczeniu?... No... chyba napijemy się herbaty...
Nadieżda
półgłosem
Pan się boi?
Czerkun
Ja? Czego?
Nadieżda
Mnie. To mi nie przyszło do głowy...
Czerkun
Ale dość już...
Nadieżda
Nie przyszło mi do głowy, że pan może się bać...
Czerkun
przybliżywszy się do niej
Proszę uważać... proszę się strzec!
Nadieżda
Czego się mam strzec?
Czerkun
kładzie jej ręce na ramionach
Ty mnie kochasz... tak? No, powiedz... kochasz?
Nadieżda
cicho, stanowczo
Tak. Jak tylko cię zobaczyłam... od pierwszego wejrzenia... Mój George! Ty jesteś mój, George...
obejmuje go
Czerkun robi taki ruch, jakby chciał się, od niej uwolnić. Wchodzi Anna, zapłakana, z chusteczką w ręku. Spostrzega męża i Nadieżdę, prostuje się, wypręża się cała jak struna.
Anna
cicho
To... obrzydliwe!
Czerkun
z pijackim uśmiechem
Nie śpiesz się, Anno... a zresztą wszystko jedno!
Nadieżda
Tak. Teraz już — wszystko jedno!
Anna
z obrzydzeniem
Ach... pani jest jak zwierzę! Wstrętne zwierzę...
Nadieżda
spokojnie
Czy dlatego, że pokochałam?
Czerkun
jakby zbudzony ze snu
Anno, poczekaj, nic nie mów...
Anna
Nic nie mówić? Jak ty nisko upadłeś... Zrozumiałabym, gdyby chodziło nie o nią... gdyby chodziło o — inną... ale — ta! To zwierzę...
Nadieżda
do Czerkuna
George, idźmy stąd...
Czerkun
Nadieżdo Polikarpowno, proszę mnie posłuchać...
W przedpokoju hałas. Wbiega szybko Cyganow, za nim Doktor i Monachow.
Cyganow
Trzymajcie tego głupca!
Doktor
w ręku ma duży stary rewolwer; trzymając się ręką za odrzwia celuje w Cyganowa
Zabiję cię... zabiję...
spuszcza kurek, rewolwer nie wypala
Cyganow
Osioł! Nie umiesz strzelać!
Czerkun
rzuca się na Doktora
Puść!
Anna i Nadieżda razem
Uciekaj! Zabije!
Doktor
obraca palcami bębenek rewolweru
Przeklęty!... diabeł...
Nadieżda
wyrywa mu rewolwer
Ach... głupcze!
Czerkun
Zwariował pan?
Monachow
Nadia... Rzuć pistolet!
Lidia
wbiega
Co się stało?
Cyganow
rozdrażniony
Mam dosyć własnych grzechów... nie chcę płacić za cudze... dzikus!
Anna do Lidii
On ją całował... ją! (do Monachowa) Niech pan weźmie stąd tę... (do Lidii) Całował się z nią...
Lidia
odprowadza ją do pokoju
Stiopa! Poproś tu ciocię...
Doktor
głucho do Czerkuna
Z nim? Z panem?
Czerkun
Proszę się wynosić!...
Cyganow
owijając ręką chustką
Spadł z nieba... idiota!
Doktor
smutno
Nadieżda! Kogoś ty wybrała?
Nadieżda
przez cały czas patrzy na niego z uśmiechem zadowolenia
Nie jestem dla pana żadna Nadieżda...
Doktor
Kogoś wybrała?
Nadieżda
wskazując na Czerkuna, z dumą
Jego!
Monachow
jęczy
Nadia!... Nadia! Za co?... Nadiusza!
Bogajewska
wchodzi
Co, skandal? Doczekaliśmy się!
przechodzi do pokoju Anny
Doktor
do Cyganown
Więc... pan! Moja wina... okazuje się, że trzeba było jego... a zresztą to wszystko jedno. Obaj jesteście rabusie... żałuję, że nie zabiłem pana... żałuję...
Nadieżda
ze współczuciem
Co pan potrafi... pan!
Doktor
Tak, nic nie potrafię! Wszystko się wypaliło w moim sercu...
C z e r k u n No... dość tego, powiadam!
Monachow
Nadia, chodźmy do domu!
Nadieżda
stanowczo
Mój dom jest tam, gdzie on... tam jest mój dom!
Doktor
Długie cztery lata płonęło moje serce... czym jestem teraz?
Cyganow
Jegorze! Co ob tam gada? Oderwał mi paznokieć...
C z e r k u n
do Doktora
Zrobił pasa awanturę i tanim kosztem się pan wymigał... Proszę odejść! Wystarczy...
Doktor
przychodzi do siebie, z prostotą
Nadieżdo, żegnaj! Kocham ciebie... Przebacz mi... wszystko! Żegnaj... Zginiesz z nimi... zginiesz! Żegnaj!... Żegnajcie... ścierwa...
wychodzi
Cyganow
do Nadieżdy
No, zadowolona pani nareszcie? Wszystko jak w powieści: szczęśliwa miłość, trzy egzemplarze nieszczęśliwych... próba wystrzału z rewolweru... krew (pokazuje owinięty chustką palec) —— w porządku?
Nadieżda
w otępieniu
Cóż on teraz zrobi... także się zabije?
Cyganow
Ja bym się zastrzelił... ze wstydu...
Monachow
do Czerkuna, cicho
Niech pan mi odda... żonę! Niech pan odda... Nic więcej nie posiadam... wszystko w niej! Oddałem jej całe życie... kradłem — dla niej...
Czerkun
szorstko
Proszę... niech pan ją zabiera!
Nadieżda
zdumiona, doCzerkuna
Coś ty powiedział? Niech zabiera? Tak?
Czerkun
twardo
Tak. Nadieżdo Polikarpowno, ja panią proszę: niech pani mi przebaczy...
Nadieżda
Co przebaczyć?
Czerkun
Niech pani nie przywiązuje znaczenia do tego, co zrobiłem... To chwilowe uniesienie... wywołane przez panią samą... to nie miłość...
Nadieżda
głucho
Mów prościej... żebym mogła prędzej zrozumieć.
Czerkun
Nie kocham pani... wcale!
Nadieżda
nie wierzy
Tak... ależ nie! Pocałowałeś mnie... Nigdy nikt mnie nie całował... tylko ty!
Monachow
łagodnie
A ja... a ja, Nadia?
Nadieżda
z trudem
Milcz, ty nieboszczyku!
C z e r k u n
Skończmy tę całą historię! Pani mnie zrozumiała? Proszę mi przebaczyć... jeśli pani może!
chce odejść
Nadieżda
dziwnie, ze smutkiem
Ależ nie! Może ja siądę... George, siądź koło mnie, dobrze? Jegorze Piotrowiczu...
C z e r k u n
Nie kocham pani... nie kocham!
wychodzi do swego pokoju
Nadieżda cicho osuwa się na kanapę, osłupiała. Cyganow, radośnie zdumiony, porusza wąsami. Monachow stoi przy drzwiach, cały jakiś skrzywiony, połamany,
Cyganow wesoło
Ależ idiotyczne miasto! Wszystko tu jest do góry nogami: doktor powinien leczyć, a tymczasem — sam zadaje rany...
Monachow
Nadia!
Nadieżda
Co?...
Monachow
Chodźmy do domu...
Nadieżda
półgłosem, spokojnie
Idź sam, nieboszczyku, idź!
Monachow westchnąwszy wychodzi do przedpokoju.
Cyganow
półgłosem
A może jednak pojedzie pani do Paryża, moja droga, co?
Nadieżda
Nie kocha mnie?... to prawda?
Cyganow
Oczywiście! Czy, jeśli ktoś kocha...
Nadieżda
Nie trzeba... wiem sama...
Cyganow
No, więc widzi pani, moje szczęście...
Nadieżda
w rozpaczy
A może... tylko się boi?
Cyganow
wzdycha
No nie... czego miałby się bać?
Nadieżda
A doktor... zabije się... prawda?
Cyganow
Wątpię... Ale nawet gdyby tak — cóż z tego? Pani się już do tego przyzwyczaiła... teraz z kolei doktor... potem pewnie ja...
Nadieżda
kręcąc głową
W jaki sposób się zabije? Pistolet jest tu...
Cyganow
Można kupić inny...
Nadieżda
U nas nie sprzedają... Duszno tu! Och, jak mi duszno... Chodźmy... chociaż na ganek... postoimy tam... chodźmy!
Cyganow
Ja za panią — gdzie tylko pani zechce... choćby na dach! Przecież ja panią kocham... kocham panią!
Nadieżda
Nie... nie trzeba! (s głębokim przekonaniem) Jak pan może kochać, jeśli on nie może? On! Przestraszył się... nawet on! Nikt nie może mnie kochać... nikt. Nikt nie może mnie kochać... Wychodzą. Z pokoju Anny wybiega S t i o p a, za nią Lidia. Stiopa wyjmuje coś z szafy. Wychodzi Czerkun, ponury i przybity.
Lidia
Stiopa, piętnaście kropli...
S t i o p a
Boże! Jakie to straszne! Co za życie?
Lidia
Proszę iść, trzeba jak najprędzej...
Czerkun
Co z Anną?
Lidia
wzrusza ramionami
Nic... cóż można powiedzieć innego?
Czerkun
Mnie... właściwie jej trudno będzie na mnie patrzeć...
Lidia
A czego pan chce od niej?
C z e r k u n
Bardzo proszę, niech jej pani powie... że Monachowa... poszła. Wyjaśniłem jej mój postępek... prosiłem o przebaczenie... Poszła... więcej nie wróci...
Lidia
Nie rozumiem...
C z e r k u n
Ona... sama rozbudziła we mnie zwierzę... no, pocałowałem ją... nie mogłem się powstrzymać... Mocna jest — ta kobieta!
Lidia
z ironią
Aha! To ona jest winna? Uwiedziono pana? Biedny...
Czerkun
cicho
Pani... pani się mną brzydzi?
Lidia
cicho, mocno, mściwie
O tak, brzydzę się panem, tak! Pogardzam panem...
Czerkun
Nie! Dlaczego? Dlaczego, jeśli pani widziała, że padam...
Lidia
Nie zajmuję się zbawianiem ginących... Niech ci, co muszą zginąć — giną! To odświeża życie... to niszczy to, co zbyteczne... tylko to, co zbyteczne!
Czerkun
Czułem, że pani czegoś we mnie szukała... Zachwycałem się panią... i... ale teraz nie śmiem tego powiedzieć...
Lidia
Tak, nie śmie pan tego powiedzieć! Tak! Szukałam... Myślałam, że znajdę niezachwianego, mocnego człowieka, którego będę mogła szanować... Od dawna szukam... szukam człowieka, aby mu się pokłonić, aby razem z nim... Niech to będzie tylko marzenie... ale ja nie przestanę szukać człowieka...
C z e r k u n
cicho
Aby mu się pokłonić...
Lidia
I pójść razem z nim... Czyż nie ma na świecie ludzi-kapłanów, ludzi-bohaterów, dla których życie byłoby wielką twórczą pracą... czyż takich nie ma?
Czerkun
głucho, z rozpaczą
Tu nie podobna uchronić siebie, mech pani to zrozumie... nie podobna! Przemoc tego życia... tego błota...
Lidia
gniewnie
Wszędzie — godni politowania, wszędzie — chciwi... Na dworze rozlega się wystrzał.
Czerkun
ze smutkiem
O... jeszcze! Co tam takiego... jeszcze?
Anna
wybiega z pokoju
Jegor! Gdzie... Ach... Boże...
pada na kanapę
Lidia
wychodzi
Ja zobaczę...
Bogajewska
A ja chciałam już iść spać... tak...
Cyganow
w przedpokoju
Proszę nie wychodzić...
Czerkun
Kto strzelał?
Cyganow
blady, wąsy mu zwisły
Ona... Nadieżda Polikarpowna...
Czerkun
Do kogo?
Cyganow
wzdryga s»ę
Do siebie... wobec mnie... wobec męża... tak spokojnie... po prostu... niech to diabli!
Bogajewska
wychodzi do przedpokoju
Ale głupia! Kto by to pomyślał, co?
Anna
rzuca się do męża
Jegor, ty jesteś niewinny! Nie, Jegor...
C z e r k u n
Gdzie... ten... doktor?
Monachow
wchodzi
Nie trzeba doktora... nic nie trzeba... Panowie, zabiliście człowieka... za co?
Anna
O, Jegorze... to nie ty... to — nie ty!
Monachow
cicho, z przerażeniem
Co wyście zrobili? Co? Co wyście zrobili?
Wszyscy milczą. Słychać jak wiatr wyje na dworze.
KONIEC