Gorki Maksym Mieszczanie


Maksym Gorki

MIESZCZANIE

OSOBY

Biezsjemienow Wasilij Wasiljewicz — zamożny mieszczanin, lat 58, starszy cechu malarzy pokojowych.

A k u l i n a Iwanowna — jego żona, lat 52.

Piotr — były student, lat 26.

Tatjana — nauczycielka, lat 28.

N i ł — wychowanek Biezsjemienowa, maszynista, lat 27.

Pierczychin — daleki krewny Biezsjemienowa, lat 50, handluje ptakami.

Pola — jego córka, lat 21, szwaczka, pracuje po domach.

Helena Nikołajewna Kriwcowa — wdowa po naczelniku więzienia, lat 24, mieszka u Biezsjemienowów.

Tietieriew — śpiewak cerkiewny - lokator i stołownik Biezsjemienowów.

Szyszkin — student - lokator i stołownik Biezsjemienowów.

Cwietajewa — nauczycielka, przyjaciółka Tatjany, lat 25.

Stiepanida — kucharka.

Baba z ulicy.

Chłopiec — terminator malarski.

Doktor.

Rzecz dzieje się w prowincjonalnym miasteczku.

Dekoracja

Pokój w zamożnym mieszczańskim domu. Prawy róg pokoju jest oddzielony dwoma przepierzeniami, które schodzą się pod kątem prostym tak, że skracają drugi plan sceny tworząc na pierwszym niewielki oddzielny pokoik. W przepierzeniu między dużym a małym pokojem — otwór zakończony u góry drewnianym łukiem; pod łukiem przeciągnięty drut, na nim wisi barwna zasłona. W dużym pokoju w ścianie wprost widowni — drzwi do sieni i do tej części, gdzie mieści się kuchnia i pokoje lokatorów-stołowników. Na lewo od drzwi olbrzymi, ciężki kredens, w kącie kufer, po prawej stronie staroświecki zegar szafkowy. Wielkie jak księżycowa tarcza wahadło powoli kołysze się za szkłem i gdy w pokoju panuje cisza, słychać monotonne: tak, tak, tak, tak. Po lewej stronie dwoje drzwi: jedne prowadzą do pokoju Biezsjemienowów, drugie — do pokoju Piotra. Między drzwiami — biały kaflowy piec. Obok pieca — stara sofa obita ceratą, przed sofą stół, przy którym jada się obiady i pije herbatę. Pod ścianami tandetne wiedeńskie krzesła, ustawione z obrzydliwą symetrią. Na lewo, na samym brzegu sceny — oszklona serwantka, a w niej kolorowe pudełeczka, wielkanocne jajka, para lichtarzy z brązu, łyżki duże i małe, kilka srebrnych kieliszków i kubeczków. W pokoju za przepierzeniem przy ścianie, na wprost widowni, pianino, etażerka z nutami, w kącie drewniany kubeł, a w nim filodendron. W prawej ścianie dwa okna. Na parapetach kwiaty. Pod oknami kozetka, obok niej przy przedniej ścianie niewielki stolik.


AKT PIERWS/Y

Zmierzch, piąta po południu. Za oknami jesienny zmrok. W dużym pokoju prawie ciemno. Tatjana na wpół leżąc na kozetce czyta książkę. Pola szyje przy stole.

T a t j a n a czyta

„Księżyc wzeszedł. Dziwne, że od tak małego i smutnego księżyca spływa na ziemię tyle srebrnobłękitnego łagodnego światła..."

opuszcza książkę na kolana Ciemno.

Pola Czy mam zapalić lampę?

T a t j a n a

Nie trzeba, zmęczyłam się czytaniem.

Pola

Jak to pięknie napisane! Tak po prostu i rzewnie, aż za serce chwyta... (pauza) Tak chciałabym wiedzieć, jak się to skończy? Pobiorą się czy nie?

Ta t j a na

z niesmakiem

Nie o to chodzi...

Pola

A ja bym takiego nie pokochała... Nie!

Tatjana

Dlaczego?

Pola

Nudny... I wciąż się skarży... waha... Dlatego że... Mężczyzna powinien wiedzieć, czego chce w życiu...

Tatjana

cicho

A Nił — czy wie?

Pola

pewnym głosem

Pola

pewnym głosem

On wie!

Tatjana

Co wie?

Pola

Ja nie mogę pani tego wytłumaczyć... tak po prostu, jak on mówi, ale źli ludzie, źli i chciwi popamiętają go sobie! On takich ludzi nie lubi.

Tatjana

Kto jest zły, a kto — dobry?

Pola

Nił wie!

Tatjana milczy, nie patrzy na Polę. Pola z uśmiechem bierze z jej kolan książkę.

Pola

Jak to ślicznie napisane! Jaka ona jest pociągająca! Taka prosta, szczera, serdeczna! Gdy czytam taki piękny opis kobiety, wydaje mi się, że sama staję się lepsza...

Tatjana

Jakaś ty naiwna. Polu... Jakaś ty śmieszna... A mnie to opowiadanie po prostu drażni! Taka dziewczyna nigdy nie istniała! Takiego dworu, takiego księżyca, takiej rzeki nigdy nie było! Wszystko to jest zmyślone. W książkach nigdy nie opisują życia tak, jak ono wygląda naprawdę... jak nasze życie, jak twoje, na przykład...

Pola

Piszą o rzeczach ciekawych. A czy nasze życie jest ciekawe?

Tatjana

nie słucha, mówi z rozdrażnieniem

Często zdaje mi się, że książki piszą ludzie, którzy mnie nie lubią i zawsze się ze mną sprzeczają. Jak gdyby mi mówili: to jest lepsze, niż sądzisz, a tamto — jest właśnie gorsze...

Pola

Ja myślę, że wszyscy pisarze muszą być dobrzy. Ach, gdybym mogła zobaczyć pisarza!...

Tatjana

jakby do siebie

Rzeczy złe i trudne przedstawiają nie tak, jak ja je widzę — ale jakoś inaczej... w większej skali, w tonie tragicznym. A rzeczy piękne po prostu zmyślają. Nikt nie wyznaje miłości tak, jak oni to opisują! A życie wcale nie jest tragiczne... Płynie powoli, jednostajnie, jak wielka, mętna rzeka. Kiedy patrzeć na jej bieg, to aż oczy bolą i smutek ogarnia... Umysł tępieje i nawet nie chce się myśleć, po co ta rzeka płynie.

Pola

patrzy przed siebie, zamyślona

A ja chciałabym zobaczyć pisarza. Kiedy pani czytała, to sobie tylko myślałam, jaki on jest? Młody czy stary? Może brunet?...

Tatjana

Kto?

Pola

No, ten pisarz...

Tatjana

On już nie żyje.

Pola

Ach... Jaka szkoda! Czy dawno umarł? Czy w młodym wieku?

Tatjana

W średnim. Dużo pił...

Pola

Biedny... (pauza) I dlaczegoż to mądrzy ludzie piją wódkę? O, na przykład ten nasz stołownik, śpiewak... Przecież to mądry człowiek, a jednak pije. Dlaczego?

Tatjana

Bo życie jest nudne...

Piotr

wychodzi zaspany ze swego pokoju

Co za ciemności! Kto tu?

Pola

Ja i Tatjana Wasiljewna.

Piotr

Dlaczego nie zapalicie światła?

Pola

Tak sobie rozmyślamy o szarej godzinie.

Piotr

Do mojego pokoju z pokoju rodziców przenika zapach oleju, pewnie dlatego śniło mi się, że płynę po jakiejś rzece, a woda była w niej gęsta jak dziegieć... Trudno było płynąć... I nie wiedziałem, dokąd mam płynąć. Nie widziałem brzegu. Chwytałem się jakichś kawałków drzewa, ale rozsypywały się w próchno, zgniłe, zbutwiałe... Ee... głupstwa! (gwiżdżąc chodzi po pokoju) Czas na herbatę.

Pola

zapala lampę

Zaraz podam.

wychodzi

Piotr

Wieczorami w naszym domu jest jakoś dziwnie... ciasno i ponuro. Wydaje się, że wszystkie te przedpotopowe meble rosną, stają się jeszcze większe, jeszcze cięższe. I zajmując przestrzeń, zabierają powietrze, nie pozwalają oddychać, (uderza kilkakrotnie dłonią w drzwi kredensu) Ten lamus osiemnaście lat stoi na jednym miejscu. Osiemnaście lat... Mówią, że życie szybko idzie naprzód. Ale tego kredensu nie zdołało przesunąć ani o cal. Jako mały chłopiec nieraz rozbijałem sobie głowę o tę fortecę. Teraz także mi jakoś przeszkadza. Głupi mebel! Nie kredens, ale jakiś symbol... Niech go diabli wezmą!

Tatjana

Jakiś ty nudny. Piotrze... Marnujesz się, to niedobrze.

P-i o t r

Jak to?

Tatjana Nigdzie nie bywasz. Tylko na górze u Leny. Co wieczór... A to bardzo niepokoi rodziców.

Piotr

nie odpowiada, chodzi po pokoju i gwiżdże.

Wiesz, czuję się coraz bardziej zmęczona. W szkole męczy mnie hałas i rozgardiasz. Tu — cisza i porządek. Chociaż teraz, kiedy Lena się tu wprowadziła, jest weselej. Tak, jestem bardzo zmęczona! A do świąt jeszcze tak daleko. Listopad, grudzień... Zegar wybija szóstą.

B i e z s j e m i e n o w

wysuwa głowy zza drzwi swego pokoju

Pogwizdujesz sobie! A podania toś pewno znowu nie napisał?

Piotr

Napisałem, napisałem...

B i e z s j e m i e n o w

Zdobyłeś się nareszcie... hę! hę!

cofa głowę

Tatjana

Co to za podanie?

Piotr

W sprawie wyegzekwowania od kupca Sizowa 17 rubli i 50 kopiejek za pomalowanie dachu w szopie.

Akulina Iwanowna

wchodzi z lampą

A na dworze znów deszczyk pada! (podchodzi do kredensu, wyjmuje talerze i nakrywa do stołu) Zimno jakoś tutaj. W piecu napalone, a jednak zimno. Dom stary, przeciągi. A ojciec, moje dzieci, znów czegoś zły. W krzyżu go łamie, powiada. Stary już... Ciągle kłopoty, nie wiedzie się, wydatki wielkie, o wszystko trzeba się troszczyć.

Tatjana

do brata

Czy byłeś wczoraj u Leny?

Piotr

Byłem...

Tatjana

Dobrze się bawiłeś?

Piotr

Jak zwykle. Piliśmy herbatę, śpiewaliśmy, sprzeczaliśmy się...

Tatjana

Kto z kim?

Piotr

Ja z Niłem i z Szyszkinem.

Tatjana

Jak zwykle.

Piotr

Tak. Nił zachwycał się życiem... strasznie mnie ten Nił drażni. Głosi pochwalę dzielności, umiłowania życia... Śmieszne! Gdy się słucha, wydaje się, że owo nikomu nie znane życie — to niby jakiś wujaszek z Ameryki, który zjawi się lada chwila i obdarzy nas wszelakim dobrem. A Szyszkin wygłosił kazanie o pożytku picia mleka i o szkodliwości tytoniu. I przy tym zarzucił mi burżuazyjny sposób myślenia.

Tatjana

Wciąż to samo...

Piotr

Tak. Jak zwykle.

Tatjana

Bardzo podoba ci się Lena?

Piotr

Tak sobie, jest bardzo miła... Wesoła...

Akulina Iwanowna

Pstro ma w głowie! Puste życie! Co dzień goście, poczęstunki, herbatki, tańce, piosenki.... A umywalni to sobie kupić nie może! W miednicy się myje i chlapie na podłogę. Cały dom zgnije.

Tatjana

A ja byłam wczoraj w klubie na wieczorze towarzyskim. Radny miejski Somow, opiekun mojej szkoły, ledwie mi kiwnął głową. Ale kiedy na salę weszła utrzymanka sędziego Romanowa, Somow podbiegł do niej, ukłonił się nisko, jakby była przynajmniej żoną gubernatora, i pocałował ją w rękę...

Akulina Iwanowna

To bezwstydnik! Zamiast wziąć uczciwą panienkę pod rączkę i okazać jej szacunek, przejść się z nią po sali uroczyście, wobec wszystkich...

Tatjana

Nie. Pomyśl tylko! Nauczycielka w oczach tych ludzi nie zasługuje nawet na tyle szacunku, co wymalowana rozpustnica...

Piotr

Nie warto zwracać uwagi na takie plotki. Trzeba wznieść się ponad to... Chociaż to rozpustnica, ale się nie maluje.

Akulina Iwanowna

zirytowana, macha ręką

A ty skąd wiesz? Lizałeś ją po twarzy czy co? Siostrę skrzywdzili, a ten ujmuje się za krzywdzicielką ..

Piotr

Mamo! Daj spokój!

Tatjana

Nie, przy mamie zupełnie nie można rozmawiać!

W korytarzu za drzwiami słychać ciężkie kroki.

Akulina Iwanowna

No, no! już pokazujecie zęby. A ty, Piotrze, zamiast łazić po pokoju, lepiej byś przyniósł samowar... Stiepanida skarży się, że jej ciężko...

Stiepanida

wnosi samowar, stawia go na podłodze obok stołu i prostując się oddycha z trudem; do Akuliny Iwanowny

Jak pani sobie chce, ale ja raz jeszcze powiadam: sił nie mam tego diabła dźwigać — nogi się pode mną uginają.

Akulina Iwanowna

To co, może każesz mi nająć człowieka, żeby samowar nosił?

Stiepanida

Jak pani sobie chce! Niech śpiewak nosi, co to dla niego! Piotrze Wasiljewiczu, postaw samowar na stole, sił nie mam!

Piotr

No, daj!

Stiepanida

Dziękuję!

wychodzi

Akulina Iwanowna

Wiesz, Pietia, mógłbyś rzeczywiście powiedzieć śpiewakowi, niechby nosił samowar. Naprawdę...

Tatjana

wzdycha z niechęcią

O, Boże...

Piotr

A może by mu tak powiedzieć, żeby wodę nosił, podłogi szorował, kominy czyścił, a przy okazji i bieliznę wyprał?

Akulina Iwanowna

niechętnie macha ręką

Po co to gadać? To wszystko i tak się robi bez niego. A samowar mógłby przynosić.

Piotr

Mamo! Co wieczór mama porusza to niezmiernie ważne zagadnienie: kto ma przynosić samowar? I niech mi mama wierzy, że to zagadnienie pozostanie nierozstrzygnięte dopóty, dopóki nie przyjmie się stróża.

Akulina Iwanowna

A na diabła nam stróż? Ojciec sam podwórko zamiata...

Piotr

To właśnie nazywa się sknerstwo. A sknerstwo — to rzecz nieładna, zwłaszcza gdy się ma w banku...

Akulina Iwanowna

Tsss! Milcz! Jak ojciec usłyszy, to ci dopiero da bank; tyś składał pieniądze do banku?

Piotr

Niech mama posłucha!

Tatjana

zrywa się

Piotrze, przynajmniej ty daj spokój... Znieść już tego nie można...

Piotr

zbliża się do niej

Nie krzycz, nie krzycz! Mimo woli człowiek wdaje się w te sprzeczki...

Akulina Iwanowna

Już się zaczyna! Matka nawet słowa nie może powiedzieć.

Piotr

Codziennie to samo. Od tych rozmów zbiera się w duszy jakiś osad, jakaś rdza...

Akulina Iwanowna

woła w kierunku swego pokoju

Ojcze! Chodź na herbatę...

Piotr

Gdy skończy się termin mojego wyklęcia z uniwersytetu, wrócę do Moskwy na studia i, tak jak dawniej, będę tu przyjeżdżał na tydzień, nie na dłużej. W ciągu trzech lat uniwersyteckiego życia odzwyczaiłem się od domu, od tego drobiazgowego skąpstwa i mieszczańskich kłopotów. Jak dobrze jest żyć samemu bez tych rozkoszy domowego ogniska...

Tatjana

A ja nawet nie mam dokąd pojechać...

Piotr

Mówiłem ci, żebyś jechała na kursy.

Tatjana

Ach, na co mi kursy, ja chcę żyć, żyć, a nie uczyć się, zrozum to!

Akulina Iwanowna

zdejmując imbryk z samowara parzy sobie rękę

A niech to licho!...

Tatjana

I nawet nie wiem, nie wyobrażam sobie, co to znaczy: żyć? Jakbym właściwie mogła żyć?

Piotr

zamyślony

Nno... tak... żyć trzeba umiejętnie, ostrożnie...

Biezsjemienow

wychodzi ze swego pokoju i spojrzawszy na dzieci siada przy stole

Stołowników wołaliście?

Akulina Iwanowna

Pietia! Zawołaj ich!

Piotr wychodzi. Tatjana podchodzi do stołu.

Biezsjemienow

Znów kupiliście cukier w kostkach? Tyle razy mówiłem...

Tatjana

Czy to nie wszystko jedno, ojcze?

Biezsjemienow

Mówię nie do ciebie, tylko do matki. Ja wiem, że dla ciebie to wszystko jedno.

Akulina Iwanowna

Kupiłam tylko funt. Jest w domu cała głowa cukru, ale nie zdążyliśmy jej porąbać... Nie gniewaj się!

Biezsjemienow

Nie gniewam się, mówię tylko, że cukier w kostkach jest ciężki i niesłodki, a więc się nie opłaca. Trzeba zawsze kupować głowę cukru i rąbać w domu, okruchy można zużyć do potraw. Taki cukier jest i lekki, i słodki... (do córki) A ty czego się krzywisz i wzdychasz?

Tatjana

Nie, nic... ja tylko tak...

Biezsjemienow

No, jak nic, to nie ma co wzdychać! Czy to tak ciężko słuchać ojcowskich słów? Nie dla siebie mówiłem, tylko dla was, młodych. Myśmy już swoje przeżyli, a przed wami całe życie. A kiedy się patrzy na was, to człowiek nie rozumie, jak właściwie chcecie żyć? Jakie macie zamiary? Nasze porządki wam się nie podobają, wiem o tym... czuję to, ale jakie zwyczaje wy chcecie wprowadzić? To jest pytanie! No tak...

Tatjana

Niech ojciec pomyśli, ile razy ojciec już to mówił.

B i e z s j e m i e n o w

Stale i bez końca będę to powtarzał... Aż do grobu... Ciągle... Spokój mojego życia został przez was zakłócony... Niepotrzebnie, bez zastanowienia, kazałem was kształcić. I co? Piotra wypędzili, a ty za mąż nie idziesz.

Tatjana

Ja pracuję... ja...

Biezsjemienow

Słyszałem już... I co komu z tej pracy? Te twoje dwadzieścia pięć rubli nie uratuje nikogo, ani nawet ciebie. Wyjdź za mąż, żyj jak Pan Bóg przykazał, a ja sam będę ci dawał co miesiąc pięćdziesiąt...

Akulina Iwanowna

podczas rozmowy ojca z córką kręci się niespokojnie na krześle i kilkakrotnie usiłuje coś powiedzieć, aż wreszcie pyta z czułością

Ojcze, a może zjadłbyś pierożków z serem? Zostały z obiadu?...

Biezsjemienow

zwraca się ku niej, patrzy na nią najpierw gniewnie, potem uśmiecha się pod wąsem i mówi

No, dawaj te twoje pierożki, dawaj...

Akulina Iwanowna

podbiega do kredensu. Biezsjemienow mówi do córki

Widzisz, matka tak was broni przede mną, jak kura swoich piskląt przed jastrzębiem. Tylko drży, żebym was, broń Boże, złym słowem nie uraził. O, ptasznik! Znalazła się zguba!

Pierczychin

staje w drzwiach, za nim w milczeniu Pola

Pokój temu domowi, siwemu gospodarzowi, pięknej gospodyni i ich potomstwu... Na wieki wieków!

Biezsjemienow

Znów sobie pofolgowałeś? Podpiłeś sobie, co?

Pierczychin

To z żalu!

B i e z s j e m i e n o w

Z jakiego?

Pierczychin

witając się opowiada

Ziębę dziś sprzedałem. Trzy lata trzymałem ptaka. Tyrolskie trele wyciągał, a jednak sprzedałem. Poczułem, że jestem podłym człowiekiem, i rozczuliłem się... Szkoda ptaka, przyzwyczaiłem się, polubiłem.

Pola uśmiechając się kiwa głowa, w stronę ojca.

Biezsjemienow

No to dlaczegoś go sprzedał?

Pierczychin

chodzi wokół stołu chwytając się krzeseł

Dali dobrą cenę...

Akulina Iwanowna

A na co ci pieniądze? I tak je przepuścisz...

Pierczychin

z uśmiechem

Racja, mamusiu! Pieniądze się mnie nie trzymają. Racja!

B i e z s j e m i e n o w

To jeszcze jeden powód, żeby nie sprzedawać...

Pierczychin

Był powód, ptak zaczął ślepnąć... Zdechłby niedługo.

Biezsjemienow

z uśmiechem

Ty jednak nie jesteś taki głupi...

Pierczychin

A czy ja to z rozumu zrobiłem? To przez moją podłą naturę...

Wchodzą Piotr i Tietieriew.

Tietieriew

A gdzie Nił?

Piotr

Poszedł z Szyszkinem na próbę!

Biezsjemienow

Gdzie chcą znów grać?

Piotr

W ujeżdżalni, przedstawienie dla żołnierzy.

Pierczychin

do Tietieriewa

Szacunek fujarce bożej. Na sikory pójdziemy?

Tietieriew

Możemy pójść. A kiedy?

Pierczychin

Choćby jutro.

Tietieriew

Nie mogę. Mam nieboszczyka...

Pierczychin

To może przed nabożeństwem?

Tietieriew

Dobrze. Przyjdź do mnie. Akulino Iwanowno! Czy zostało coś z obiadu? Może trochę kaszy lub coś w tym rodzaju?

A k u l i n a Iwanowna

Zostało, zostało... Polu, przynieś no...

Pola wychodzi.

Tietieriew

Najuprzejmiej dziękuję, bowiem, jak wam wiadomo, z powodu pogrzebu i ślubu nie jadłem dziś obiadu.

Akulina Iwanowna

Wiemy... Wiemy...

Piotr z pełną szklanką wychodzi do przedpokoju za przepierzeniem, odprowadzany badawczym spojrzeniem ojca i niechętnym wzrokiem Tietieriewa. Przez kilka chwil wszyscy jedzą i piją w milczeniu.

B i e z s j e m i e n o w

Nieźle zarabiasz w tym miesiącu, Tierientij Chryzanficzu. Prawie co dzień nieboszczyk.

Tietieriew

Nieźle idzie!

Biezsjemienow

I śluby często.

Tietieriew

Tak, żenią się ludziska zawzięcie...

Biezsjemienow

Nazbieraj sobie pieniążków i sam się ożeń.

Tietieriew

Nie mam ochoty do żeniaczki.

Tatjana wychodzi za bratem. Zaczynają z cicha rozmawiać.

Pierczychin

Nie żeń się, po co ci to! Na co nam, dziwakom, małżeństwo? Chodźmy lepiej gile łowić.

Tietieriew

Zgoda...

Pierczychin

Piękna to rzecz — łowić gile! Właśnie spadł śnieg, ziemia jak w białej szacie... Dookoła cisza, spokój, wszystko lśni... Zwłaszcza jeśli to dzień słoneczny... Dusza śpiewa z radości, a gałęzie przysypał srebrny, puszysty śnieżek. I na to rzewne piękno naraz — tiu-tiu-tiu-tiu — spada z jasnego nieba stadko czerwonych ptaszków, cwi-cwi-cwi-cwi, i jakby zakwitły maki. Takie malutkie ptaszyny, poważne, stateczne niby generałowie. Skaczą, gderają i popiskują. Wielka radość. Chciałbym zamienić się w gila, żeby móc grzebać z nimi w śniegu...

Biezsjemienow

Gil to głupi ptak...

Pierczychin

Ja sam jestem głupi...

Tietieriew

Ładnieś to powiedział o tych gilach...

Akulina Iwanowna

do Pierczychina

Dziecko z ciebie...

Pierczychin

Lubię łowić ptaszki! Nie ma na świecie nic piękniejszego niż śpiewający ptak!

Biezsjemienow

Ptaki łowić to grzech, wiesz?

Pierczychin

Wiem. Ale jeśli to lubię, a nic innego nie potrafię, więc tak sobie myślę, że miłość uświęca każdą pracę...

Biezsjemienow

Każdą?

Pierczychin

Każdą!

Biezsjemienow

A jeśli ktoś lubi na przykład zwędzić cudzą własność?

Pierczychin

To już nie praca, tylko złodziejstwo.

Biezsjemienow

M-m-m... Chyba że tak...

Akulina Iwanowna

ziewając

O-ho-ho! Tak jakoś nudno. Zawsze jakoś nudno wieczorem... Mógłbyś, Chryzanficzu, przynieść gitarę.... zagrałbyś co...

Tietieriew

spokojnie

Kiedy wynajmowałem mieszkanie, czcigodna Akulino Iwanowno, nie zobowiązywałem się pani rozweselać.

Akulina Iwanowna

nie orientując się

Jak powiedziałeś?

Tietieriew

Głośno i dobitnie.

Biezsjemienow

ze zdziwieniem i niechęcią

Przyglądam ci się, Tierientij Chryzanficzn, i nadziwić ci się nie mogę... Człowiek z ciebie, za przeproszeniem, nędzny, marny, a dumny jesteś niczym wielki pan. Skąd się to bierze?

Tietieriew

spokojnie

Wrodzone...

Biezsjemienow

Z czego jesteś taki dumny, powiedz no z łaski swojej?

Akulina Iwanowna

Taki już jest, błaznuje tylko. Gdzie on tam może być dumny.

Tatjana

Mamo!

Akulina Iwanowna

zaniepokojona

Co? Czego chcesz? (Tatjana kiwa głową z wyrzutem) Znów cos złego powiedziałam... Niech tam... Będę milczeć. Bóg z wami!

Biezsjemienow

urażony

Wyrażaj się ostrożniej, matko. Żyjemy wśród osób wykształconych. Wszystko potrafią skrytykować z punktu widzenia nauki i wyższego rozumu. A my oboje jesteśmy starzy... głupi...

Akulina Iwanowna

pojednawczo

Co tam... pewnie... oni lepiej wiedzą.

Pierczychin

A toś, bracie, dobrze powiedział, choć żartem, ale słusznie....

B i e z s j e m i e n o w

Nie żartowałem.

Pierczychin

Poczekaj... Starzy ludzie są naprawdę głupi...

B i e z s j e m i e n o w

Zwłaszcza kiedy spojrzeć na ciebie...

Pierczychin

Ja się nie liczę... Nawet tak sobie myślę, że gdyby nie było starców, nie byłoby i głupoty... Gdy stary myśli, to tak, jakby się paliło wilgotne drzewo: więcej dymu niż ognia...

Tietieriew

uśmiecha się

Przychylam się do tego zdania.

Pola patrzy w milczeniu na ojca i gładzi go po ramieniu.

Biezsjemienow

ponuro

Tak... Tak... no, gadaj zdrów dalej...

Piotr i T a t j a n a przerywają rozmowę i patrzą z uśmiechem naPierczychina.

Pierczychin

z zapałem

Przede wszystkim starzy ludzie są uparci. Stary, nawet jeśli widzi, że się omylił, i czuje, że nic nie rozumie, przyznać się do tego nie może. Pycha nie pozwala! Żył na tym świecie, żył, samych portek ze czterdzieści par zniszczył i naraz przestał rozumieć! No i co? Przykro? A on wciąż swoje: jestem stary, więc mam rację! Ale gdzie tam — rozum mu stępiał... A młodzi mają umysł lekki, bystry...

Biezsjemienow

gburowato

Aleś się załgał! Lepiej mi powiedz: jeśli jesteśmy głupi, więc trzeba nas uczyć rozumu?

Pierczychin

Nie, nie trzeba! To jak groch o ścianę!

Biezsjemienow

Czekaj no, nie przerywaj! Jestem od ciebie starszy. Pytam się, dlaczego to mądre głowy po kątach się przed nami chowają i stamtąd stroją głupie miny, a rozmawiać z nami nie chcą. Pomyśl o tym... I ja pomyślę... Pójdę sobie, jeżeli jestem dla was za głupi... (z hałasem odsuwa krzesło i stając w progu swego pokoju, mówi) Moje mądre, wykształcone dzieci...

Pauza.

Pierczychin

Dlaczego, moje dzieci, obrażacie starego?

Pola

z uśmiechem

Przecież to tyś go obraził...

Pierczychin

Ja? Nigdy w życiu nikogo nie obraziłem!

Akulina Iwanowna

Drodzy moi, źle się dzieje, dlaczegoście obrazili ojca? Wszyscy chodzą nadęci, niezadowoleni, a on jest stary i trzeba mu spokoju; trzeba go szanować, to przecież ojciec... Pójdę do niego... Pelagio, zmyj naczynie...

T a t j a n a

zbliża się do stołu

Za co właściwie ojciec się na nas rozgniewał?

Akulina Iwanowna

w progu

A ty lepiej byś przed nim tak nie uciekała, mądralo!

Pola zmywa naczynia. Tietieriew, oparty łokciami o stół, poważnie patrzy jej w twarz. Pierczychin zbliża się do Piotra i siada przy stole, Tatjana powoli idzie do swego pokoju.

Pola

do Tietieriewa

Dlaczego pan tak na mnie patrzy?

Tietieriew

Tak sobie...

Pierczychin

O czym myślisz, Pietia?

Piotr

Dokądby uciec...

Pierczychin

Od dawna już chciałem cię zapytać... Powiedz mi, co to jest kanalizacja?

Piotr

Na co ci to? Wyjaśnić tak, żebyś zrozumiał, to sprawa długa i nudna...

Pierczychin A ty sam przynajmniej wiesz?

Piotr

Wiem.

Pierczychin

patrzy mu w oczy z niedowierzaniem

Mm, mm...

Pola

Dlaczego tak długo nie ma Niła Wasiljewicza?

Tielieriew

Jakie pani ma piękne oczy...

Pola

Już mi pan to wczoraj mówił...

Tietieriew

Jutro też powiem.

Pola

Po co?

Tietieriew

Sam nie wiem... Może pani myśli, że jestem w pani zakochany?

Pola

Mój Boże, wcale tak nie myślę...

Tietieriew

Wcale? Szkoda! Niech pani pomyśli...

Pola

Tak..- ale o czym?

Tietieriew

No, choćby o tym, dlaczego nie daję pani spokoju? Niech pani pomyśli i powie mi...

Pola

Dziwak z pana!

Tietieriew

Wiem o tym. Już mi pani nieraz to mówiła. Ja też pani ciągle powtarzam: niech pani stąd ucieka... Nie powinna pani bywać w tym domu... Niech pani stąd ucieka!

Piotr

Pan się oświadcza, może powinienem wyjść?

Tietieriew

Nie, niech się pan nie krępuje, nie uważam pana za istotę żywą...

Piotr

Mało dowcipne.

Pola

do Tietieriewa

Ależ pan kłótliwy!

Tietieriew

odchodzi na bok i uważnie przysłuchuje się rozmowie Piotra z Pierczychinem.

Tatjana

wychodzi ze swego pokoju, otulona w szal, siada przy pianinie i pyta uderzając w klawisze

Czy Nił jeszcze nie przyszedł?

Pola

Nie...

Pierczychin

Nudno tu jakoś... Ach, wiesz co, Pietia? Czytałem niedawno w gazecie, że podobno w Anglii zbudowano latający okręt... Okręt jak okręt, ale gdy wsiąść do niego i nacisnąć guziczek — fiu — natychmiast wzlatuje jak ptak pod same obłoki i unosi człowieka nie wiadomo dokąd... Podobno wielu Anglików przepadło w ten sposób bez śladu. Czy to możliwe, Pietia?

Piotr

Bzdura!

Pierczychin

A drukują...

Piotr

Mało to bzdur drukują!

Pierczychin

Czyżby tak wiele?

Tatjana gra jakiś smutny motyw.

Piotr

gniewnie

Pewnie, że dużo!

Pierczychin

Nie złość się. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego wy, młodzi, patrzycie z góry na nas, starych? I nawet nie chcecie z nami gadać. To źle!

Piotr

I co dalej?

Pierczychin

Dalej? Widzę, że powinienem sobie stąd pójść. Naprzykrzyłem się. Polu, prędko pójdziesz do domu?

Pola

Jak tylko sprzątnę.

wychodzi z pokoju odprowadzana spojrzeniem Tietieriewa

Pierczychin

Nno... tak... zapomniałeś już, Pietia, jak to razem łowiliśmy czyżyki... Wtedy mnie lubiłeś...

Piotr

Ja i teraz...

Pierczychin

Widzę, czuję to... jak ty teraz...

Piotr

Wtedy lubiłem landrynki i pierniki, a teraz do ust tego nie biorę...

Pierczychin

Rozumiem... Kumie Tierientij, chodźmy na piwo.

Tietieriew

Nie jestem w nastroju...

Pierczychin

No to ja sam... w knajpce weselej, w knajpce prościej. A z wami to można umrzeć z nudów. Bez obrazy. Nic nie robicie, nie macie żadnych zainteresowań... Albo wiecie co — zagrajmy partyjkę! Mamy właśnie czwórkę. (Tietieriew patrzy na Piotra i uśmiecha się) Nie macie ochoty? No, jak sobie chcecie. Do widzenia! (podchodząc do Tietieriew a, prztyka się w szyje) Więc co, pójdziemy?

Tietieriew

Nie.

Pierczychin wychodzi, machając ręką z rezygnacją. Chwila ciszy. Wyraźnie słychać ciche dźwięki motywu, który powoli gra T a t j a n a. Piotr, leżąc na kozetce, słucha uważnie i pogwizduje melodię. Tietieriew wstaje i chodzi po pokoju. W korytarzu za drzwiami z hukiem spada coś żelaznego — wiadro lub rura od samowaru.

Słychać glos Stiepanidy: Gdzie cię licho niesie?

Taljana

nie przerywając gry

Dlaczego ten Nił tak długo nie przychodzi...

Piotr

Nikt nie przychodzi...

Tatjana

Czekasz na Helenę?

Piotr

Na kogokolwiek...

Tietieriew

Nikt do was nie przyjdzie...

Tatjana

Jaki pan zawsze ponury...

Tietieriew

Nikt do was nie przyjdzie, bo nikomu nic nie możecie dać...

Piotr

Tako rzecze Tierientij — kaznodzieja...

Tietieriew

uparcie

Czyście zauważyli, że ten stary pijaczyna ptasznik jest żywym człowiekiem i ma żywą duszę, a wy oboje stojąc na progu życia jesteście na wpół martwi?

Piotr

A pan? Co pan myśli o sobie?

Tatjana

wstaje

Przestańcie, panowie! To już było... było... Jużescie o tym mówili...

Piotr

Podoba mi się pański styl, Tierientij Chryzanficzu. I podoba mi się pańska rola... Rola sędziego. Ale chciałbym zrozumieć, dlaczego pan gra tę rolę? Mówi pan zawsze tak, jakby pan odmawiał litanię za spokój duszy...

Tietieriew

Takich nie ma...

Piotr

Wszystko jedno. Chciałem tylko powiedzieć, że pan nas nie lubi...

Tietieriew

I to nawet bardzo...

Piotr

Dziękuję za szczerość.

Wchodzi Pola.

Tietieriew

Smacznego.

Pola

Czym pan ich częstuje?

Tatjana

Impertynencjami...

Tietieriew

Prawdą.

Pola

A ja chcę iść do teatru. Może kto ze mną pójdzie?

Tietieriew

Ja...

Piotr

Co dziś grają?

Pola

„Drugą młodość"... Pójdziemy, Tatjano Wasiljewno?

Tatjana

Nie... Wątpię, czy w tym sezonie będę chodziła do teatru... Znudziło mi się... Złoszczą mnie, drażnią te wszystkie dramaty z wystrzałami, skargami, szlochaniem... (Tietieriew uderza palcem w klawisz fortepianu, w pokoju rozlega się niski, smutny dźwięk) Wszystko to kłamstwo. Życie łamie ludzi bez hałasu, bez krzyków, bez łez... niepostrzeżenie...

Piotr

ponuro

Grają dramaty o cierpieniach miłosnych, a nikt nie widzi tych dramatów, które szarpią duszę człowieka stojącego wobec problemu „chcę" i „powinienem"... Tietieriew

uśmiecha się i uderza w klawisze basów.

Pola

uśmiecha się, zmieszana

A ja lubię teatr... Strasznie lubię. Na przykład — Don Cezare de Bassan, hiszpański szlachcic... prześliczne... Prawdziwy bohater...

Tietieriew

Czy jestem do niego podobny?

Pola

Co też pan mówi! Ani trochę!

Tietieriew

z uśmiechem

Szkoda...

Tatjana

Kiedy aktor oświadcza się na scenie, słucham i jestem zła. Przecież w życiu nigdy tak nie bywa. Nigdy.

Pola

No, idę już... Tierientij Chryzanficz, pójdzie pan ze mną?

Tietieriew

odrywa palce od klawiszy

Nie, nie pójdę z panią, bo uważa pani, że nie jestem podobny do hiszpańskiego szlachcica.

Pola wychodzi śmiejąc się.

Piotr

patrzy za nią

Co jej strzeliło do głowy z tym hiszpańskim szlachcicem?

Tietieriew

Czuje w nim zdrowego człowieka...

Tatjana

Jest pięknie ubrany...

Tietieriew

I wesoły... Człowiek wesoły jest zawsze sympatyczny. Szubrawcy rzadko bywają weseli...

Piotr

Patrząc z tego punktu widzenia, pan powinien być największym szubrawcem na świecie...

Tietieriew

znów uderza w basy 'pianina

Ja jestem po prostu pijakiem... To wszystko. Wie pan, dlaczego w Rosji jest tylu pijaków? Bo być pijakiem to rzecz bardzo wygodna. Pijaków u nas lubią. Nowatorów, ludzi śmiałych, nienawidzą, a pijaków lubią. Bo przecież zawsze jest wygodniej lubić jakąś miernotę, jakieś niedobrego niż coś, co jest wielkie i dobre.

Piotr

przechadza się po pokoju

U nas w Rosji... U nas w Rosji... Jak to dziwnie brzmi. Czy Rosja jest nasza? Moja? Pańska? Co to znaczy: my? Kto my?

Tietieriew

nucąc

„My wo-o-lne ptaki..."

Tatjana

Tierientij Chryzanficz! Niech pan przestanie brzdąkać, to brzmi zbyt żałobnie...

Tietieriew

nie przestaje grać

To akompaniament do nastroju...

Tatjana

z gniewem wychodzi na korytarz.

Piotr

zamyślony

no, tak... pan... Rzeczywiście, może by pan przestał grać, to denerwuje... Myślę, że kiedy Francuz lub Anglik wymawia słowo „Francja", „Anglia", to zawsze widzi za tym słowem coś rzeczywistego, konkretnego... Coś, co dla niego jest zrozumiale... A ja mówię „Rosja" — i czuję, że to dla mnie pusty dźwięk. Nie potrafię napełnić tego słowa jakąś zrozumiałą treścią, (pauza; Tietieriew brzdąka na fortepianie) Wiele jest takich słów, które wypowiada się z przyzwyczajenia, nie myśląc o tym, co się za nimi kryje... Życie... Moje życie... Co zawierają w sobie te dwa słowa?

w milczeniu przechadza się po pokoju

Tietieriew, uderzając delikatnie w klawisze, wydobywa z fortepianu jękliwe dźwięki i z zastygłym uśmiechem obserwuje Piotra.

Diabli nadali, że wziąłem udział w tych idiotycznych rozruchach. Poszedłem na uniwersytet po to, żeby studiować — i studiowałem... Niech pan przestanie brzdąkać z łaski swojej. Nie odczuwałem żadnego ucisku, który by mi przeszkadzał studiować prawo rzymskie. Nie odczuwałem. Daję słowo, że nie odczuwałem. Odczuwałem natomiast nacisk obowiązku solidarności i poddałem się, zmarnowałem dwa lata życia. Tak. To przemoc! Przemoc, prawda? Myślałem sobie: skończę studia, będę prawnikiem, będę pracował, będę czytał, obserwował, będę żył!

Tietieriew

podpowiada mu ironicznie

Na pociechę rodzicom. Bogu i ojczyźnie na chwalę, jako pokorny sługa społeczeństwa...

Piotr

Społeczeństwo? Tego właśnie nienawidzę — społeczeństwo ma coraz większe wymagania względem jednostki, ale nie pozwala jej rozwijać się należycie, bez przeszkód... Człowiek przede wszystkim powinien być dobrym obywatelem — społeczeństwo powtarzało mi to przez usta moich kolegów. Byłem dobrym obywatelem, niech to diabli wezmą! Ja nie chcę... Nie mam obowiązku podporządkowywać się wymaganiom społeczeństwa... jestem jednostką. Jednostka jest niezależna... Niechże pan wreszcie przestanie! Niech pan przerwie tę diabelską muzykę!

Tietieriew

Ja panu przecież akompaniuję... Mieszczuchu, któryś przez pół godziny był dobrym obywatelem! Słychać hałas za drzwiami w przedpokoju.

Piotr

rozdrażniony

Niech pan ze mnie nie szydzi!

Tietieriew patrzy wyzywająco na Piotra, nie przestając brzdąkać. Wchodzą Nił, Helena, Szyszkin, Cwietajewa, a za nimi Tatjana.

Helena

Co oznacza ten marsz pogrzebowy? Dobry wieczór, ponury odludku. Dobry wieczór, niedoszły prokuratorze! Coście tu robili?

Piotr

ponuro

Głupstwa...

Tietieriew

Odprawiałem nabożeństwo żałobne za człowieka przedwcześnie zgasłego...

Nił

do Tietieriewa

Słuchaj, mam do ciebie prośbę...

szepce mu cos do ucha, Tietieriew kiwa głową

Cwietajewa

Ach, panowie, żebyście wiedzieli, jaka to była interesująca próba!...

Helena

O, prokuratorze! Jak zawzięcie zalecał się do mnie porucznik Bykow...

Szyszkin

Cielę z naszego Bykowa!

Piotr

Dlaczego pani przypuszcza, że mnie interesuje, kto i w jaki sposób do pani się zalecał?

Helena

O, pan jest w złym humorze?

Cwietajewa

Piotr Wasiljewicz zawsze jest w złym humorze.

Szyszkin

To jego zwykły humor...

Helena

Taniu! Ty też swoim zwyczajem jesteś smutna, jak wrześniowa noc...

Tatjana

Tak jak zwykle...

Helena

A ja jestem strasznie wesoła! Powiedzcie, państwo, dlaczego zawsze mi tak wesoło?

Nił

Odmawiam odpowiedzi; mnie też jest zawsze wesoło.

Cwietajewa

I mnie.

Szyszkin

A mnie nie zawsze, ale...

Tatjana

Stale...

Helena

Taniu, żartujesz? No to dobrze! Odludku! Niech mi pan powie, dlaczego mi tak wesoło?

Tietieriew

O, wcielenie lekkomyślności!

Helena

Cooo? Doskonale! Przypomnę panu te słowa, gdy mi się pan będzie oświadczał.

Nił

Jednak bym coś zjadł. Wkrótce muszę iść na dyżur.

Cwietajewa

Na całą noc... Biedactwo.

Nił

Na całą dobę. Pójdę do kuchni. Pokłonię się nisko Stiepanidzie.

Tatjana

Sama jej powiem.

wychodzi za Niłem

Tietieriew

do Heleny

Zaraz, zaraz! Za pozwoleniem, czy doprawdy muszę się w pani zakochać?

Helena

Tak, bezczelny człowieku! Tak, ponury potworze! Tak! Tak!

Tietieriew

cofa się przed nią

Będę posłuszny... To dla mnie nic trudnego... Pewnego razu byłem zakochany równocześnie w dwóch pannach i w mężatce...

Helena

zbliża się do niego, natarczywie

No i co?

Tietieriew

Bez skutku...

Helena

półgłosem, wskazując wzrokiem Piotra

Co tu się stało?

Tietieriew śmieje się. Rozmawiają po cichu.

Szyszkin

do Piotra

Słuchaj, bracie... Nie mógłbyś mi tak przypadkiem rubelka... Na jakie trzy dni? Buty mi się podarły, rozumiesz?

Piotr

Masz... Jesteś mi już winien siedem...

Szyszkin

Pamiętam...

Cwietajewa

Piotrze Wasiljewiczu! Dlaczego pan nie bierze udziału w naszych przedstawieniach?

Piotr

Nie mam zdolności aktorskich...

Szyszkin

A czy my mamy?

Cwietajewa

Przynajmniej mógłby pan przychodzić na próby... Żołnierzyki są okropnie interesujący! Jeden z nich, Szyrkow, jest taki zabawny... Naiwny... Miły... Tak przyjemnie się uśmiecha... z zażenowaniem... i nic nie rozumie...

Piotr

patrząc z ukosa na Helenę

Wie pani, nie pojmuję, jak mogą być interesujący ludzie, którzy nic nie rozumieją?

Helena

Ale tam prócz Szyrkowa są również inni...

Piotr

Przypuszczam, że nawet cala kompania...

Cwietajewa

Jak można mówić podobne rzeczy? Nie rozumiem, co to znaczy — czy to arystokratyzm, czy co?

Tietieriew

mówi nagle głośno

Nie potrafię żałować...

Helena

Tssss...

Piotr

Jak wam wiadomo, jestem mieszczaninem.

Szyszkin

Tym bardziej niezrozumiały jest twój stosunek do prostych ludzi.

Tietieriew

Nikt mnie nigdy nie żałował.

Helena

półgłosem

A czy pan nie wie, że należy odpłacać dobrem za zło?

Tietieriew

Nie mam ani grubszych pieniędzy, ani drobnych...

Helena

Ach, ciszej!

Piotr

przysłuchując się rozmowie Heleny z Tietieriewem

Nie rozumiem, po co ta cała zabawa w sympatię do prostych ludzi?

Cwietajewa

Wcale nie udajemy. Dzielimy się z nimi, czym możemy.

Szyszkin

To nawet nie o to chodzi... Po prostu lubimy przebywać w ich towarzystwie. Oni są naturalni, prości. Wśród nich oddycha się zdrową atmosferą, jak w lesie. Nam, molom książkowym, nie zaszkodzi odetchnąć od czasu do czasu innym powietrzem.

Piotr

uparcie, z utajonym rozdrażnieniem

Lubicie po prostu żyć złudzeniami... A do waszych żołnierzy podchodzicie z ukrytym zamiarem; wybaczacie mi, ale to śmieszny zamiar odpoczywać psychicznie wśród żołnierzy, to już przepraszam, ale...

Cwietajewa

Ależ nie tylko wśród żołnierzy! Przecież pan wie, że urządzamy również przedstawienia w parowozowni.

Piotr

To obojętne... Mówiłem tylko, że jeśli uważacie tę waszą bieganinę i zajęcia za cos istotnego, to okłamujecie się sami. Jesteście przekonani, że przyczyniacie się do rozwoju jednostki i tak dalej — i tym właśnie sami się oszukujecie! Jutro przyjdzie pierwszy lepszy oficer albo majster, da jednostce w mordę i wybije jej z głowy wszystko to, coście zdołali w niej zasiać, jeśliście w ogóle zdołali...

Cwietajewa

Jak przykro słuchać takich zdań!

Szyszkin

ponuro

No, tak... Niezdrowe myśli. Nie pierwszy raz je słyszę i coraz mniej mi się podobają. Pewnego dnia, Piotrze, doprowadzimy te rozmowy do końca — raz na zawsze!

Piotr

ozięble i powoli

I ja się tego obawiam. Ale pragnę takiej decydującej rozmowy!

Helena

namiętnie

Dlaczego gracie tę komedię, panowie! Dlaczego on koniecznie chce uchodzić za złego?

Piotr

Żeby się wydawać oryginalnym — tak sądzę.

Cwietajewa

Oczywiście... Kokietuje. Każdy mężczyzna stara się zwrócić na siebie uwagę kobiet. Jeden udaje pesymistę, inny — Mefistofelesa. A to po prostu wałkonie;

Tietieriew

Krótko, jasno i dobitnie!

C w i e ta j e w a

A co, może mam prawić wam komplementy? Nie doczekacie się tego! Znam was dobrze!

T i e t i e r i e w

W tym wypadku zna ich pani lepiej ode mnie... A może wie pani przypadkiem, czy należy odpłacać dobrem za zło, czy nie należy? Mówiąc jaśniej, czy uważa pani dobro i zło za równorzędne, czy nie?

Cwietajewa

Te paradoksy nie bardzo się panu udają!

Szyszkin

Chwileczkę... Niech mu pani nie przerywa! To ciekawe, co on mówi. Wiecie państwo — lubię słuchać Tietieriewa! Bądź co bądź niekiedy zabije klina. A przecież prawdę mówiąc nasze myśli są zdawkowe, wytarte jak stare miedziaki...

Piotr

Jesteś zbyt wspaniałomyślny w tym mierzeniu wszystkich według własnej wartości.

Szyszkin

No, no! Trzeba mówić prawdę, bracie! Nawet w drobiazgach trzeba być szczerym! Ja przyznaję się otwarcie, że jeszcze nigdy nie powiedziałem ani jednego oryginalnego zdania! A tak bym chciał, moi drodzy!

Tietieriew

Właśnie powiedziałeś!

Szyszkin

z ożywieniem

Nie, doprawdy? Co!

Tietieriew

Powiedziałeś, bracie! Doprawdy... A co, domyśl się sam.

Szyszkin

No, jeśli powiedziałem, to mimo woli.

Tietieriew

Świadomie trudno być oryginalnym. Próbowałem...

Helena

No niechże pan mówi wreszcie, dręczycielu, co jest dobre, a co — złe!

Szyszkin

Nakręć swoją filozoficzną katarynkę!

Tietieriew

przybiera pozę mówcy

Czcigodne dwunogie zwierzęta! Gdy twierdzicie, że za zło należy płacić dobrem, mylicie się. Zło jest to właściwość wam wrodzona i dlatego niewiele warta. Dobro wymyśliliście sami, opłacaliście je bardzo drogo i dlatego jest jak klejnot, jest rzeczą rzadką. Nic piękniejszego niż dobro nie ma na świecie. Stad też wniosek, że mierzenie dobra i zła jednakową miarą jest dla was niekorzystne i bezcelowe. Powiadam wam: dobrem płaćcie tylko za dobro. Nie płaćcie nigdy więcej, niż otrzymaliście, aby nie rozwijać w człowieku instynktów lichwiarza. Człowiek bowiem jest chciwy. Jeśli raz otrzyma więcej, niż mu się należy, następnym razem zapragnie otrzymać jeszcze więcej. Nie płaćcie mu też mniej, niż jesteście winni. Jeśli bowiem raz go oszukacie, to człowiek, który długo pamięta krzywdy, powie o was, że jesteście bankrutami. Przestanie was szanować i następnym razem nie wyświadczy wam dobra, tylko da jałmużnę. Bracia! Bądźcie skrupulatni płacąc za wyświadczone wam dobro! Nie ma bowiem na świecie nic smutniejszego i wstrętniejszego niż człowiek, który daje jałmużnę bliźniemu swemu. Ale za zło płaćcie zawsze stokroć większym złem! Bądźcie okrutnie hojni, wynagradzając bliźniego za wyrządzone wam zło. Jeśli wam dał kamień, gdy prosiliście o chleb, zwalcie skalę na jego głowę.

Tietieriew zaczyna swoje przemówienie w sposób żartobliwy, stopniowo wpada w poważny ton i kończy przemówienie z głębokim przekonaniem. Ciężkim krokiem odchodzi na bok. Chwila milczenia. Obecni są zakłopotani, czują w jego słowach coś przygnębiającego i prawdziwego.

Helena

cicho

Pan chyba... doznał od ludzi wiele złego...

Tietieriew

uśmiechając się

Ale to mi pozwoliło mieć radosną nadzieję, że i oni z czasem doznają zła ode mnie, albo mówiąc ściślej, za mnie.

Nił wchodzi z talerzem i kawałkiem chleba w ręku. Mówiąc uważa, by nie rozlać zawartości talerza. Za nim wchodzi Tatjana.

Nił

Wszystko to filozofia. Masz złe przyzwyczajenie, Taniu, że z każdego głupstwa robisz filozofię. Deszcz pada — filozofia, palec boli — filozofia, czad w pokoju — też filozofia. Gdy słyszę takie filozoficzne wywody o głupstwach, myślę mimo woli, że wykształcenie nie dla każdego jest pożyteczne.

Tatjana

Jakiś ty ordynarny. Nił.

Nił

siada przy stole i zaczyna jeść

Wcale nie jestem ordynarny! Smutno ci żyć — to znajdź sobie jakieś zajęcie. Kto pracuje, ten się nie nudzi. W domu ci źle — jedź na wieś, mieszkaj tam, ucz dzieci... A jak nie — to jedź do Moskwy — ucz się sama...

Helena

Dobrze jej tak! Jeszcze niech pan zwymyśla tego tu! (wskazuje na Tietieriewa) Właśnie tego!

Nił

spogląda z ukosa

Też ziółko! Heraklita udaje.

Tietieriew

Nazwij mnie Swiftem, jeśli to dla ciebie nie za trudne...

Nił

Za wielki zaszczyt.

Piotr

Tak, rzeczywiście za wielki...

Tietieriew

A mnie byłoby przyjemnie.

Cwietajewa

Jaki chytry!

Nił

patrzy w talerz

Nie gniewaj się na mnie... Aaa... Pola... Była tu? Właściwie... Chciałem zapytać, dokąd poszła?

Tatjana

Do teatru. Bo co?

Nił

Nie, nic... Ja tylko tak... Po prostu się pytam...

Tatjana

Masz do niej jakąś sprawę?

Nił

Nie, nie mam... Właściwie, w tej chwili nie mam... a w ogóle zawsze... to mam... A, do diabła! Język mi się plącze.

Wszyscy uśmiechają się prócz Tatjany.

Tatjana

natarczywie

Na co ci Pola, na co?

Nił nie odpowiada. Je dalej.

Helena

szybko do Tatjany

Dlaczego on tak ostro do ciebie mówił?

Cwietajewa

Tak, to ciekawe!

Szyszkin

Bardzo lubię, kiedy Nił Wasiljewicz prawi morały.

Piotr

A ja wolę, kiedy je...

Nił

Ja wszystko robię dobrze.

Helena

No, Taniu, mów!

Tatjana

Nie mam ochoty...

Cwietajewa

Ona nigdy nie ma na nic ochoty!

Tatjana

Skąd wiesz? A może mam wielką ochotę umrzeć?

Cwietajewa

Fe, obrzydliwe!

Helena

Brr, nie lubię mówić o śmierci.

Nił

Co można powiedzieć o śmierci, póki się nie umarło?

Tietieriew

Oto prawdziwy filozof.

Helena

Chodźcie, państwo, do mnie. Samowar już pewnie dawno gotowy.

Szyszkin

A nieźle byłoby teraz łyknąć herbaty! I coś przekąsić... Mam nadzieję...

Helena

Oczywiście!

Szyszkin

wskazuje na N i ł a

Bo patrzę na niego i muszę przyznać, że zazdroszczę!

Nił

Nie zazdrość, wszystko już zjadłem, pójdę z wami, mam jeszcze przeszło godzinę czasu...

Tatjana

Lepiej byś odpoczął przed dyżurem...

Nił

Obejdzie się...

Helena

Piotrze Wasiljewiczu! Idzie pan?

Piotr

Jeśli pani pozwoli...

Helena

Pozwalam łaskawie... Proszę mi podać ramię!

Cwietajewa

Ustawcie się wszyscy parami. Nił, proszę do mnie...

Szyszkin

do T a t j a n y

Więc pani — ze mną...

Tietieriew

Mówią, że więcej jest na świecie kobiet niż mężczyzn. A ja mieszkałem w wielu miastach — i zawsze, i wszędzie brakowało dla mnie damy...

Helena

zbliża się do drzwi z uśmiechem i śpiewa

Allons enfants de la patri... i... i... e!

Szyszkin

popycha Piotra

No, ruszajże się prędzej, synu ojczyzny!

Wychodzą z hałasem, śpiewem i śmiechem. Pokój przez kilka chwil jest pusty. Po pewnym czasie otwierają się drzwi pokoju Biezsjemienowów, wchodzi A k u l i n a Iwanowna i poziewując gasi światło. Słychać glos Biezsjemienowa, który monotonnie czyta psalmy. Akulina Iwanowna, potykając się w ciemności o krzesła, wraca do swego pokoju.

kurtyna

AKT DRUGI

Ten sam pokój. Jesienne popołudnie. Biessjemienow siedzi przy stole, Tatjana bezszelestnie przechadza się po pokoju. Piotr stojąc przy przepierzeniu patrzy przez okno.

Biezsjemienow

Całą godzinę mówię do was... dzieci moje kochane... Ale widać, że nie ma takich słów, które by mogły poruszyć wasze serca. Jedno słucha mnie odwrócone plecami, drugie łazi jak wrona po plocie.

Tatjana

Mogę usiąść.

siada

Piotr

zwracając się w stronę ojca

Powiedz otwarcie, czego od nas chcesz?

Biezsjemienow

Chciałbym wiedzieć, co z was za ludzie... Chcę wiedzieć, kim jesteś...

Piotr

Poczekaj... Odpowiem ci... Zrozumiesz, zobaczysz... Pozwól mi najpierw skończyć studia.

B i e z s j e m i e n o w

No tak... skończyć studia... Gdybyś ty studiował! Ale ty wcale nie studiujesz... Awanturujesz się... Nauczyłeś się wszystkim pogardzać, ale umiaru w życiu los się nie nauczył... Z uniwersytetu cię wypędzili... Myślisz, że nie mieli racji? Mylisz się. Student powinien się uczyć, a nie politykować. Gdyby każdy dwudziestoletni chłopiec chciał ustanawiać nowe porządki... wszystko wywróciłoby się do góry nogami... A rozsądny człowiek nie mógłby sobie znaleźć miejsca na ziemi... Skończ studia, wyucz się dobrze swojego fachu, a wtedy będziesz mógł filozofować. A na razie każdy ma prawo na tę filozofię powiedzieć ci: milcz! Mówię to nie ze złości, a wedle sumienia, z całego serca, jako że jesteś moim synem, krwią z mojej krwi i tak dalej... Niłowi nic nie mówię. Choć wiele mnie kosztował wysiłku, choć jest moim wychowankiem... Ale to jednak obca krew. A im dalej, tym bardziej jest mi obcy. Widzę już — będzie z niego dobry gagatek. Aktorem zostanie albo czymś takim. Może nawet socjalistą będzie. No, to odpowiednia dla niego kariera!

Akulina Iwanowna wychyla się zza drzwi, mówi nieśmiało żałosnym głosem

Ojciec, czy nie czas na obiad?

Biezsjemienow

surowo

Wynośsię! Nie pchaj się, gdzie nie trzeba!

Akulina Iwanowna znika za drzwiami. Tatjna z wyrzutem patrzy na ojca, wstaje i znów zaczyna chodzić po pokoju.

Widzicie? Wasza matka nie ma chwili spokoju, tak was pilnuje. Tylko się boi, żebym wam czego złego nie zrobił. Nie chcę nikogo krzywdzić. To wyście mnie skrzywdzili. Mocno skrzywdzili. We własnym domu chodzę na paluszkach, jakby na podłodze było rozsypane tłuczone szkło... Nawet goście, starzy przyjaciele, przestali do mnie przychodzić. Powiadają.: myśmy ludzie prości, a twoje dzieci są wykształcone, jeszcze gotowe się z nas wyśmiewać. Nieraz się z nich wyśmiewaliście, a mnie aż wstyd za was palił. Wszyscy moi przyjaciele mnie opuścili, jak gdyby wykształcone dzieci — to zaraza w domu. A wy wcale nie zwracacie uwagi na ojca. Nigdy z nim serdecznie nie porozmawiacie, nigdy mu nie powiecie, o czym myślicie, co macie zamiar robić. Jestem dla was jak obcy. A przecież ja was kocham. Kocham was... Czy wy wiecie, co to znaczy kochać? Ciebie wypędzili z uniwersytetu, a mnie to boli, Tatjana więdnie w staropanieństwie, a ja przez to cierpię. Nawet przed ludźmi wstyd. Dlaczego Tatjana ma być gorsza od innych, które wychodzą za mąż? Chciałbym cię widzieć. Piotrze, człowiekiem, a nie wciąż studentem... O, na przykład syn Filipa Nazarowa — skończył studia, ożenił się, wziął posag, ma dwa tysiące rocznie. Zostanie ławnikiem.

Piotr

Niech ojciec poczeka! I ja się ożenię...

Biezsjemienow

Tak... Spodziewam się... Gotów jesteś choćby jutro... Ale z kim? Z lafiryndą, a przy tym z wdową. E, tam!

Piotr

zrywa się

Ojciec nie ma prawa tak o niej mówić!

Biezsjemienow

Jak mówić? Że wdowa czy że lafirynda?

T a t j a n a

Tatusiu! No dosyć... Dosyć... Niech tatuś przestanie. Piotrze, wyjdź albo przestań mówić. Ja przecież nic nie mówię. Słuchaj, ojcze... Nic nie rozumiem. Kiedy ojciec mówi, czuję, że ojciec ma rację, tak, ojciec ma rację. Wiem... Niech mi ojciec wierzy, że czuję to. Naprawdę czuję. Ale prawda ojca jest nam obca. Mnie i jemu. Czy ojciec to rozumie? My już mamy własną prawdę. Niech się ojciec nie gniewa. Są dwie prawdy, tatusiu.

Biezsjemienow

zrywa się

Łżesz! Jest tylko jedna prawda! Moja prawda! Jaka jest wasza prawda? Gdzie ona? Pokaż ją!

Piotr

Ojcze, nie krzycz. Chcę coś powiedzieć... No tak… ty masz rację, ale twoja prawda jest dla nas zbyt wąska... Wyrośliśmy z niej, jak się wyrasta z ubrania, ciasno nam, dusimy się. To, czym żyłeś, twój sposób życia już nam nie odpowiada...

Biezsjemienow

No tak, wy, wy, wy... No tak, wyście kształceni, a ja głupi! A wy...

Tatjana

To nie o to chodzi, tatusiu, nie o to...

Biezsjemienow

Właśnie, że o to! Goście do was przychodzą, hałasy po całych dniach, w nocy spać nie dają... Ty pod moim bokiem kumasz się z lokatorką... Ty chodzisz wciąż nadęta, a ja... i matka siedzimy po kątach...

Akulina Iwanowna

wypada z sąsiedniego pokoju i żałośnie woła

Kochani moi! Ja przecież... Mój drogi, czy ja co mówię?... Mnie wystarczy byle kąt! W kącie czy w chlewie, tylko bez kłótni! Nie żryjcie się wzajemnie, mili moi!

Biezsjemienow

jedną ręką przygarnia ją do siebie, a drugą odpycha

Wynoś się, stara! Nie jesteś im potrzebna! Oboje nie jesteśmy im potrzebni! Oni są mądrzy! Jesteśmy dla nich obcy!

Tatjana

jęczy

Co za męka! Co za męka!

Piotr

blady, mówi z rozpaczą

Zrozum, ojcze, to przecież nie ma sensu! Nie ma sensu... Nagle ni stąd, ni zowąd...

Biezsjemienow

Nagle? Łżesz! Wcale nie nagle! To przez całe lata zbierało się w moim sercu.

Akulina Iwanowna

Pietia! Ustąp ojcu! Nie kłóć się z nim! Taniu! Zlitujcie się nad nim!...

Biezsjemienow

Nie ma sensu? Głupcze! To przecież straszne. Nagle... Żył ojciec z dziećmi... I nagle... Dwie prawdy... Jesteście podli.

Tatjana

Piotrze, wyjdź! Uspokój się, ojcze, proszę cię!

Biezsjemienow

Jesteście bez serca! Wepchnęli nas w kąt. Z czego jesteście dumni? Coście zrobili? Myśmy przynajmniej żyli! Pracowaliśmy, domy budowali... Dla was... Grzeszyliśmy... Może nawet bardzośmy grzeszyli, ale to dla was.

Piotr

krzyczy

A czy ja cię prosiłem o to?

Akulina Iwanowna

Piotrze, na litość...

Tatjana

Wyjdź stąd, Piotrze, nie mogę tego znieść! Odchodzę.

bezsilnie siada na krześle

Biezsjemienow

Aha, uciekacie od prawdy jak diabeł od święconej wody. Sumienie was ruszyło...

Nił otwiera na oścież drzwi od sieni i zatrzymuje się w progu. Wraca z pracy. Twarz ma poczerniałą od dymu i sadzy, ręce — brudne. Nosi krótką, wyświechtaną i zatłuszczoną smarami kurtkę, przepasaną rzemieniem, i wysokie, zabłocone buty.

Nił

wyciąga rękę i mówi

Dajcie mi prędko dwadzieścia kopiejek na dorożkę.

Nieoczekiwane wejście N i ł a i jego spokojny głos przerywa nagle kłótnię; przez kilka chwil wszyscy trwają w milczeniu, patrząc na niego nieruchomym spojrzeniem. N i ł spostrzega, jakie wrażenie wywołało jego wejście, i zorientowawszy się natychmiast w sytuacji, mówi z uśmiechem politowania

No co, znowu wojna?

Biezsjemienow

krzyczy brutalnie

Ty bezbożniku! Do karczmy wszedłeś?

Nił

Co? Dokąd?

Biezsjemienow

Czapkę zdejm!... Czapkę!...

Akulina Iwanowna

Co ty sobie właściwie myślisz? Patrzcie go, zasmolony włazi do pokoju.

Nił

Dajcie mi wreszcie te dwadzieścia kopiejek.

Piotr daje mu pieniądze i mówi półgłosem

Wracaj zaraz!

Nił

z uśmiechem

Z odsieczą? Nie możecie się z nim uporać? Co? Zaraz wrócę.

Biezsjemienow

Patrzcie go! Wszystko tak robi prosto z mostu, bez zastanowienia. Też gdzieś tam się czegoś nałapał. Nic, ale to nic w świecie nie szanuje.

Akulina Iwanowna

usiłuje naśladować ton męża

I rzeczywiście... Obwieś jeden. Taniu! Idź do kuchni... do kuchni! Powiedz Stiepanidzie, niech podaje obiad...

Tatjana wychodzi.

Biezsjemienow

uśmiecha się ponuro

No, a dokąd poślesz Piotra? Ach, ty głupia stara! Głupia jesteś! Zrozum, przecież nie jestem bestią! Ja na nich krzyczę, bo ich kocham... Z całego serca... Bo mi żal. A nie ze złości... Czego ty ich ode mnie odpędzasz?

Akulina Iwanowna

Wiem, wiem, mój kochany! Wiem wszystko, ale mi ich żal... Starzy jesteśmy oboje. Nie zmienimy się już! Gdzie nam do nich? Mój Boże! Co komu po nas? A przed nimi — całe życie! Biedactwa, nacierpią się jeszcze od ludzi...

Piotr

Ojcze, ty doprawdy niepotrzebnie się denerwujesz. Wyimaginowałeś coś sobie.

Biezsjemienow

Boję się! Czasy takie! Straszne czasy! Wszystko trzeszczy, wali się. Życie się kotłuje. Boję się o ciebie. A nuż coś się stanie... Kto nam pomoże na stare lata? Ty jesteś naszą podporą, a ten Nił, to wiesz, jaki jest! I ten Tietieriew... Też dobry ptaszek. Trzymaj się od nich z daleka! Oni nas nie lubią!

Piotr

E, co tam, nic mi nie będzie. Zaczekam jeszcze trochę, potem złożę podanie...

Akulina Iwanowna

Złożyłbyś, Pietia, prędzej, uspokoiłbyś ojca.

Biezsjemienow

Wierzę ci. Piotrze, gdy tak mówisz rozsądnie... Wierzę, że dasz sobie w życiu radę niegorzej ode mnie. No, a kiedy indziej...

Piotr

Daj spokój, na dziś starczy... Pomyśl tylko, jak często bywają między nami takie sceny!

Akulina Iwanowna

Kochani moi!

Biezsjemienow

Jeszcze z tą Tatjaną! E, rzuciłaby lepiej szkołę... Co ona ma z tego? Męczy się tylko...

Piotr

Tak, powinna odpocząć.

Akulina Iwanowna

Oj, powinna!

Nił

wchodzi bez kurtki, w niebieskiej bluzie, ale twarz ma jeszcze nie umytą

Czy prędko będzie obiad? Piotr na widok N i ł a szybko wchodzi do przedpokoju.

Biezsjemienow

Gębę byś najpierw umył, a potem mówił o obiedzie.

Nił

Cóż, gębę mam niewielką, długo jej myć nie będę, a głodny jestem jak wilk. Wiatr, zimno, parowóz stary, marny... Zmordowałem się tej nocy, sił mi brak po prostu! Ach, gdyby tak zmusić kierownika ruchu, żeby się sam przejechał w taką pogodę i w dodatku na takim parowozie...

Biezsjemienow

Gadaj, gadaj! Coś mi się widzi, że bez szacunku zacząłeś mówić o naczelnikach. Uważaj, żeby się źle nie skończyło!

Nił

Dla naczelników nigdy nic się źle nie kończy.

Akulina Iwanowna

Ojciec nie o nich mówi, tylko o tobie.

Nił

Aha, o mnie...

Biezsjemienow

Tak, o tobie.

Nił

Aha!

Biezsjemienow

Żadne „aha", tylko słuchaj...

Nił

Słucham.

Biezsjemienow

Zhardzialeś.

Nił

Czy od dawna?

B i e z s j e m i e n o w

Nie waż się do mnie mówić takim językiem.

Nił

Mam tylko jeden język (pokazuje język) i mówię nim ze wszystkimi.

Akulina Iwanowna

załamuje ręce.

Ach ty bezwstydniku, komu język pokazujesz?

Biezsjemienow

Poczekaj, matko!

Akulina Iwanowna kiwa z wyrzutem głową i wychodzi.

Biezsjemienow

Ty mądralo, chcę z tobą pogadać!

Nił

Może po obiedzie?

Biezsjemienow

Nie, zaraz.

Nił

Wolałbym po obiedzie, jestem doprawdy głodny, zmęczyłem się, zziębłem. Niech no ojciec z łaski swojej odłoży rozmowę na potem. A zresztą, co mi ojciec może powiedzieć? Będzie się ze mną ojciec kłócił. A ja nie chciałbym się kłócić. Lepiej by ojciec... hm... powiedział mi po prostu, że mnie nie znosi. I żebym sobie...

Biezsjemienow

No, niech cię diabli!...

wchodzi do swego pokoju i gwałtownie zamyka za sobą drzwi

Nił

burczy

Doskonale... Wolałbym już z diabłem niż z tobą...(nuci coś pod nosem i chodzi po pokoju; wchodzi Tatjana)

Znowu żeście się żarli?

Tatjana

Nie możesz sobie wyobrazić...

Nił

Doskonale sobie wyobrażam. Odegraliście znowu dramatyczną scenę z nie kończącej się komedii pod tytułem „Ni tędy, ni owędy".

Tatjana

Dobrze ci tak mówić. Potrafisz trzymać się na uboczu.

Nił

Potrafię odepchnąć od siebie cały ten bałagan. A wkrótce odepchnę ostatecznie, na zawsze. Zostanę monterem w parowozowni. Znudziły mi się te jazdy po nocach na towarowych pociągach. Gdyby przynajmniej na pasażerskich: na ekspresach na przykład, pruć powietrze, gnać całą parą! A tu wlecze się człowiek powoli, sam jeden z palaczem. Co za nuda! Lubię przebywać z ludźmi!

Tatjana

A jednak od nas uciekasz.

Nił

Tak... Wybacz mi tę szczerość, ale każdy by uciekł! Lubię życie, gwar, pracę, lubię wesołych, prostych ludzi. A wy — czy wy żyjecie? Błąkacie się jakoś obok życia i stękacie nie wiadomo dlaczego. Narzekacie... Na kogo, na co, dlaczego? Nie rozumiem.

Tatjana

Nie rozumiesz?

Nił

Właśnie że nie rozumiem. Gdy komuś niewygodnie leżeć na jednym boku, to odwraca się na drugi, a gdy mu niewygodnie żyć, to się tylko skarży. Ale spróbuj zrobić ten wysiłek i odwrócić się na drugi bok!

Tatjana

Wiesz, Nił, pewien filozof powiedział, że tylko głupcom życie wydaje się proste!

Nił

Filozofowie chyba wiedzą, co to jest głupstwo. Ale ja przecież nie uważam się za mędrca... Po prostu sądzę, że współżycie z wami jest jakoś nieznośnie nudne. Chyba dlatego, że bardzo lubicie narzekać na wszystkich i na wszystko. Po co narzekać, kto wam pomoże? Nikt. I nie ma komu, i nie warto...

Tatjana

Skąd w tobie taka oschłość?

Nił

A czy to oschłość?

Tatjana

Okrucieństwo... Zdaje mi się, że cię tym zaraził Tietieriew, który nie wiadomo za co nienawidzi wszystkich ludzi.

Nił

No, nie wszystkich, (uśmiecha się) Czy ten Tietieriew nie wydaje ci się podobny do siekiery?

Tatjana

Do siekiery? Do jakiej znów siekiery?

Nił

Do zwyczajnej żelaznej siekiery na drewnianym trzonku.

Tatjana

Daj spokój, nie żartuj. Wiesz, przyjemnie się z tobą rozmawia. Jesteś taki świeży. Ale za mało liczysz się z...

Nił

Z kim?

Tatjana

Z ludźmi... Na przykład... ze mną...

Nił

Hm... Oczywiście, nie ze wszystkimi.

Tatjana

Ze mną...

Nił

Z tobą? No tak... (oboje milkną. Nił przygląda się swoim butom. Tatjana patrzy na niego wyczekująco) Widzisz... Wobec ciebie... Ja ciebie... no cóż... (Tatjana pochyla się w stronę N i ł a, który tego nie spostrzega) Bardzo szanuję i lubię... Nie podoba mi się tylko, ze jesteś nauczycielką. Ta praca ci nie odpowiada, męczy cię i denerwuje. A to ważna i wielka praca. Z dzieci wyrosną kiedyś ludzie... Trzeba umieć je cenić i trzeba je kochać... Każdą pracę trzeba kochać, żeby ją dobrze wykonać. Wiesz, ja na przykład ogromnie lubię pracę w kuźni. Pomyśl, masz przed sobą rozpaloną do czerwoności złą, bezkształtną bryłę. Walić w nią młotem to rozkosz! Rozpalona bryła pryska na ciebie syczącą, ognistą śliną, chce ci wypalić oczy, oślepić cię, odepchnąć od siebie, jest żywa, elastyczna... Ty zaś silnym uderzeniem młota kształtujesz ją, jak chcesz...

Tatjana

Na to trzeba być silnym.

N i ł

I zręcznym.

Tatjana

Słuchaj, Nił, czy nigdy ci nie żal...

Nił

Kogo?

Helena

wchodzi

Jedliście już obiad? Jeszcze nie? No to chodźcie do mnie! Żebyście wiedzieli, jakie ciasto upiekłam! A gdzie prokurator? Pyszne ciasto!

Nił

zbliża się do H e l e n y

Idę! O, zjem to całe pyszne ciasto. Umieram z głodu. Umyślnie mnie tu głodzą! Źli są na mnie, nie wiem za co...

Helena

Z pewnością za pański język... Chodźmy, Taniu!


Tatjana

Powiem tylko mamie...

wychodzi

Nił

A skąd pani wie, że pokazałem ojcu język?

Helena

Cooo? O niczym nie wiem! Co się stało?

Nił

Nie powiem. Lepiej niech pani mi powie o tym pysznym. cieście.

Helena

I tak się dowiem! A o cieście?... Nauczył mnie piec ciasto pewien więzień, którego skazali za zabójstwo. Mąż pozwalał mu pomagać w kuchni. Był taki wynędzniały, chudziutki...

Nił

Mąż?

Helena

Łaskawy panie! Mój mąż miał dwanaście werszków/1 wzrostu.

Nił

Jak to, był taki niski? /2

1/ werszok — miara długości w carskiej Rosji, równa około 4,4 cm (Przyp. red.)

2/ Określając wysokość człowieka mawiano w skrócie, że mierzy tyle a tyle werszkow, domyślne jednak było: dwa arszyny i tyle to a tyle werszkow* (Przyp. red.)

Helena

Milcz pan! I miał, o takie wąsy, długości trzech werszków.

pokazuje palcami długość wąsów

Nił

Po raz pierwszy słyszę, żeby zalety człowieka mierzyć na werszki!

Helena

Niestety, nie miał innych zalet prócz wąsów!

Nił

To smutne! Niech pani mówi dalej o cieście.

Helena

Ten więzień był kucharzem i zabił swoją żonę. Ale mnie się bardzo podobał. Zabił ją jakoś tak...

Nił

Od niechcenia? Rozumiem!

Helena

Niech się pan wynosi, nie chcę z panem rozmawiać.

Tatjana staje w drzwiach i patrzy na nich. Drugimi drzwiami wchodzi Piotr.

Prokuratorze, pan idzie z nami! Na ciasto!

Piotr

Z przyjemnością!

Nił

Tatuś go dziś zwymyślał za brak szacunku...

Piotr

No, przestań...

Nił

I dziwię się, że ma odwagę iść do pani nie pytając o pozwolenie.

Piotr

patrzy niespokojnie na drzwi pokoju rodziców

Jak mamy iść, to chodźmy!

Tatjana

Idźcie, ja zaraz przyjdę...

Nił, Piotr i Helena wychodzą. Tatjana idzie do swojego pokoju, ale w tej chwili z pokoju rodziców rozlega się głos Akuliny Iwanowny.

Akulina Iwanowna

Taniu!

Tatjana

zatrzymuje się i niecierpliwie wzrusza ramionami

Co?

Akulina Iwanowna

przez drzwi

Chodź no tu! (prawie szeptem) Czy Pietia znowu poszedł do tej?...

Tatjana

Tak... ja też idę...

Akulina Iwanowna

Wieczne utrapienie! Zawróci mu w głowie ta latawica. Już ja to czuję. Pomówiłabyś choć z nim...

Powiedziałabyś mu; braciszku, przestań. To dla ciebie nie partia — tak byś mu powiedziała! Przecież ona ma tylko trzy tysiące i emeryturę męża. Wiem dobrze...

Tatjana

Mamo! Daj spokój. Helena wcale nie interesuje się Piotrem.

Akulina Iwanowna

Naumyślnie tak robi, naumyślnie! To szelma — podnieca go w ten sposób, udaje tylko, że niby to się nim nic interesuje. A sama patrzy za nim jak ten kot za ptakiem...

Tatjana

Ach, co to mnie obchodzi! Niech mama jej powie, niech mama da mi spokój! Jestem zmęczona, rozumie mama?

Akulina Iwanowna

Przecież nie musisz z nim mówić zaraz... Idź, połóż się, odpocznij...

Tatjana

prawie krzyczy

Nie mam gdzie odpoczywać. Zawsze już będę zmęczona... Zawsze! Rozumie mama? Przez całe życie. Wyście mnie zmęczyli! Wy!

szybko wchodzi do przedpokoju

A k u l i n a Iwanowna

robi ruch, jakby ją chciała zatrzymać, lecz załamuje ręce i staje otwierając ze zdumienia usta.

Biezsjemienow

wysuwa głowę przez drzwi

Znów kłótnia?

Akulina Iwanowna

wzdrygnąwszy się

Nie... Nic takiego... To tak sobie...

Biezsjemienow

Jak to — tak sobie? Powiedziała ci coś?

Akulina Iwanowna

z pośpiechem

Nie... Nic takiego... O co ci chodzi? Powiadam jej: czas na obiad — a ona powiada: nie chcę. Ja jej powiadam: jak to nie chcesz? — a ona...

Biezsjemienow

Załgałaś się, matko!

Akulina Iwanowna

Słowo daję!

Biezsjemienow

Ile ty razy przez nich wobec mnie kłamiesz! Spójrz mi w oczy... Nie możesz... Nie możesz...

Akulina Iwanowna stoi przed mężem w milczeniu, z pochyloną głową. Biezsjemienow również milczy gładząc w zamyśleniu brodę. Potem westchnąwszy mówi.

Nie... szkoda jednak, że oddzieliło ich od nas to wykształcenie...

Akulina Iwanowna

cicho

Daj spokój! Dziś prości ludzie też nielepsi...

Biezsjemienow

Nie wolno nigdy dawać dzieciom więcej, niż się ma samemu... Najbardziej mnie boli to, że nie widzę w nich żadnego charakteru, żadnej siły. Przecież każdy człowiek powinien mieć w sobie coś własnego... A oni są jacyś tacy... Zupełnie jakby nie mieli własnych twarzy... Taki Nił... Bezczelny... Zbój... Ale ma charakter. Jest niebezpieczny, ale można go zrozumieć... E, tam! Ja na przykład w młodości lubiłem cerkiewne śpiewy... Lubiłem zbierać grzyby... a co lubi Piotr?

Akulina Iwanowna

nieśmiało, z westchnieniem

Poszedł do lokatorki...

Biezsjemienow

No właśnie... Poczekaj... ja jej dam jeszcze!

Wchodzi Tietieriew, zaspany i jeszcze bardziej ponury niż zwykle. W ręku trzyma butelkę wódki i kieliszek.

Biezsjemienow

Tierientij Chryzanficz! Znów sobie golnąleś?

Tietieriew

Wczoraj, po wieczornym nabożeństwie...

Biezsjemienow

Dlaczego?

Tietieriew

Bez powodu. Kiedy obiad?

Akulina Iwanowna

Zaraz nakryję...

zaczyna się krzątać

Biezsjemienow

Ej, Tierientij Chryzanficz, mądry z ciebie człowiek, ale wódeczka cię gubi!

Tietieriew

Szanowny mieszczaninie — kłamiesz! Nie gubi mnie wódka, ale moja siła... nadmiar siły — to moja zguba...

Biezsjemienow

No, nigdy się nie ma za dużo sił...

Tietieriew

Znów kłamiesz! Dziś siła jest niepotrzebna... Dziś trzeba zręczności, chytrości... Trzeba być zwinnym jak wąż. (zakasuje rękaw i pokazuje pięść) Patrz, Jeśli tą pięścią uderzę w stół, rozbiję go w drzazgi... gdy się ma takie ręce — nic w życiu nie można zrobić. Mogę rąbać drzewo, ale byłoby śmieszne, gdybym się na przykład zabrał do pisania. Nie wiem, co robić ze swoją siłą. Mogę znaleźć dla siebie zajęcie tylko w cyrkowej budzie na jarmarku, gdzie rozrywałbym żelazne łańcuchy, podnosił ciężary i tak dalej. Ale ja studiowałem... I nawet dobrze się uczyłem, za co też wypędzono mnie z seminarium... Uczyłem się i nie chcę żyć na pokaz, nie chcę, żebyś ty w jarmarcznej budzie gapił się na mnie spokojnie i z zadowoleniem... Chcę, żebyście wszyscy patrzyli na mnie z niepokojem i z niezadowoleniem...

Biezsjemienow

Zły z ciebie człowiek...

Tietieriew

Bydlęta tej wielkości, co ja, nie bywają złe — nie znasz zoologii. Natura jest chytra. Albowiem gdyby tak do mojej siły dodać złość, to gdziebyś przede mną uciekł?

Biezsjemienow

A po co mam uciekać... Jestem w swoim domu...

Akulina Iwanowna

Zostaw lepiej, ojcze...

Tietieriew

Racja, jesteś w swoim domu. Całe życie — to twój dom, twoja budowa. I dlatego dla mnie nie ma miejsca, mieszczaninie.

Biezsjemienow

Żyjesz bez celu, bez sensu... Ale gdybyś zechciał...

Tietieriew

Nie chcę zechcieć... bo to dla mnie wstrętne. Bardziej mi przystoi upijać się i staczać na dno niż żyć i pracować na ciebie i tobie podobnych. Czy możesz sobie, mieszczaninie, wyobrazić, że jestem trzeźwy, przyzwoicie ubrany i że rozmawiam z tobą niewolniczym językiem twojego sługi? Nie, nie możesz.

Wchodzi Pola i widząc Tietieriewa cofa się. Tietieriew na jej widok uśmiecha się szeroko i kiwając głową mówi wyciągnąwszy do niej rękę.

Dzień dobry, niech się pani nie boi... Nic więcej pani nie powiem, wszystko już wiem!

Pola

zakłopotana

Co takiego? O niczym pan nie może wiedzieć.

Akulina Iwanowna

Q, przyszłaś! Chodźże tu, powiedz Stiepanidzie, niech podaje kapuśniak...

Biezsjemienow

Najwyższy czas. (do Tietieriewa) Lubię słuchać, jak zaczynasz rozprawiać... Zwłaszcza gdy mówisz o sobie. Kiedy na ciebie popatrzyć, wydajesz się straszny. A kiedy wypowiadasz swoje myśli, czuję całą twoją słabość...

śmieje się cicho, z zadowoleniem

Tietieriew

I ty mi się też podobasz. Jesteś bowiem w miarę mądry i w miarę głupi, w miarę — dobry i w miarę — zły, w miarę uczciwy i w miarę podły, tchórzliwy i odważny... Wzorowy z ciebie mieszczanin. Jesteś doskonałym wcieleniem pospolitości mieszczańskiej. Tej siły, która zwycięża nawet bohaterów. I żyje, żyje i triumfuje. No, wypijmy, zanim podadzą kapuśniak, czcigodny krecie!

Biezsjemienow

Jak podadzą, to wypijemy. Ale powiedz no mi, dlaczego właściwie mi wymyślasz? Nie należy obrażać ludzi bez powodu. Rozumować należy spokojnie, składnie, tak żeby można cię było słuchać z przyjemnością... A jeśli będziesz ludzi kłuł słowami, to nikt ciebie nie będzie słuchał, a ten kto posłucha, będzie głupcem!

Nił

wchodząc

Czy jest Pola?

Tietieriew

z uśmiechem

Jest.

Akulina Iwanowna

A po co ci Pola?

Nił

nie odpowiada, do Tietieriewa

Aha, golnąłes sobie? Znowu?... Często popijasz teraz...

Tietieriew

Lepiej pić wódkę niż ludzką krew... Tym bardziej, że krew dzisiejszych ludzi jest rzadka, wstrętna i bez smaku... Zdrowej i smacznej krwi zostało niewiele, wszystko wyssali...

Wchodzą Pola z półmiskiem i Stiepanida z wazą.

Nił

podchodzi do P o l i

Dzień dobry. Czy możesz mi już dać odpowiedź?

Pola

półgłosem

Nie teraz... Nie przy wszystkich...

Nił

Też powód? A czegóż się bać?

Biezsjemienow

Kto ma się bać?

Nił

Ja i ona...

Akulina Iwanowna

Nie rozumiem...

Tietieriew

z uśmiechem

A ja rozumiem...

nalewa wódkę i pije

Biezsjemienow

O co chodzi? Co tam znowu, Pelagio?

Pola

zakłopotana, cicho

Nic. Nic...

Nił

siada przy stole

Sekret... Tajemnica!...

Biezsjemienow

A jak tajemnica, to mówcie sobie gdzieś w kącie, nie przy ludziach. A tak — to wygląda, jakbyście się z nas wyśmiewali. Z domu mamy uciekać czy co?

Jakieś tam znaki, niedomówienia, spiski... A ja mam siedzieć jak głupi i tylko oczy wybałuszać... Ja cię, Nił, pytam, kim jestem właściwie dla ciebie?

Akulina Iwanowna

Co to wszystko znaczy, Nił?

Nił

spokojnie

Jesteś moim przybranym ojcem... Ale gniewać się i awanturować nie należy. Nic szczególnego się nie stało...

Pola

podnosi się z krzesła, na którym przed chwilą usiadła

Wczoraj Nił Wasiljewicz... powiedział mi... zapytał...

Biezsjemienow

O co zapytał? No?

Nił

spokojnie

Niech ojciec jej nie straszy... Zapytałem ją, czy nie zechciałaby wyjść za mnie za mąż...

Biezsjemienow

ze zdziwieniem patrzy na niego i na Polę, ręka zawisa mu w powietrzu. Akulina Iwanowna siedzi, zastygła w bezruchu. Tietieriew patrzy przed siebie, powieki opadają mu ciężko. Przegub jego dłoni spoczywającej na kolanie drży. Pola siedzi z nisko opuszczoną głową.

Nił

mówi dalej

A ona mi powiedziała, że odpowie mi dzisiaj... i to wszystko.

Tietieriew

machając ręką

To bardzo... proste... I nic więcej...

Biezsjemienow

Tak... Rzeczywiście... Bardzo proste! (z goryczą) I modne. Nowoczesne!... A zresztą, co tam!

Akulina Iwanowna

Ty bezbożniku! Ty wariacie! Chyba z nami trzeba było wpierw pomówić...

Nił

niechętnie

E, do licha, po co to powiedziałem!

Biezsjemienow

Przestań, matko, to nie nasza sprawa! Jedz i milcz, ja też będę milczał...

Tietieriew

podchmielony

A ja będę mówił... A zresztą... I ja na razie będę milczał.

Biezsjemienow

Tak... Lepiej, żeby wszyscy milczeli. Jednak, Nił, nieładnie mi odpłacasz za opiekę... Masz sekrety przede mną...

Nił

Za opiekę płaciłem pracą i dalej będę płacił... A twojej woli, ojcze, ulegać nie mogę. Chciałeś mnie ożenić z tą głupią Siedową tylko dlatego, że ma w posagu dziesięć tysięcy. Na co mi ona?... A Polę kocham... Kochałem ją od dawna i nigdy tego przed nikim nie ukrywałem... Nigdy nie miałem w życia żadnych sekretów i nie będę ich miał... Te wyrzuty są zupełnie niepotrzebne, a obrażać się na mnie też nie ma za co.

Biezsjemienow

powściągliwie

Tak, tak! Bardzo dobrze... No więc cóż, żeńcie się, nie będziemy wam przeszkadzać. Ale z jakich kapitałów będziecie żyć? Jeśli to nie sekret, to powiedzcie?

Nił

Będziemy pracować. Przenoszę się do parowozowni, a Pola też znajdzie zajęcie. Będziecie jak dotąd otrzymywali ode mnie trzydzieści rubli miesięcznie.

Biezsjemienow

Zobaczymy. Obiecywać to łatwo...

Nił

Dam ci weksel, ojcze.

Tietieriew

Mieszczaninie, weź od niego weksel! Weź!

Biezsjemienow

Nikt pana nie prosił, żeby się pan mieszał do nie swoich spraw.

Akulina Iwanowna

Patrzcie go! Znalazł się doradca!

Tietieriew

Jednak weź! No co? Nie weźmiesz, sumienie ci nie pozwoli, nie masz odwagi?... Nił, napisz ma zobowiązanie! „Zobowiązuję się co miesiąc..."

Biezsjemienow

Mogę nawet wziąć zobowiązanie... Myślę, że jest za co. Od dziesiątego roku życia karmię go, poję, ubieram... do dwudziestu siedmiu lat... Tak...

Nił

Czy nie byłoby lepiej, ojcze, żebyś potem robił te rachunki, nie w tej chwili?

B i e z s j e m i e n o w

Mogę potem... (nagle wybucha) Ale pamiętaj, Nił, od dziś jesteśmy wrogami! Tej zniewagi nie daruję. Wiedz o tym!

Nił

Co za zniewaga? Czym ojca obraziłem? Przecież ojciec się chyba nie spodziewał, że się z nim ożenię?

Biezsjemienow

krzyczy nie słuchając

Pamiętaj, kpić z tego, kto cię karmił, poił... o nic nie pytać... Nie poradzić się... W tajemnicy... Ty!! Taka spokojna! Taka posłuszna! Dlaczego spuszczasz głowę? Co? Milczysz? A czy wiesz, że mogę cię...

Nił

zrywa się z krzesła

Nic ojciec nie może. Dość tych awantur. W tym domu ja też jestem gospodarzem. Dziesięć lat pracowałem i oddawałem ojcu swój zarobek. W to wszystko, o tu, (tupie nogą i szerokim gestem wskazuje wokół siebie) niemało włożyłem. Gospodarzem jest ten, kto pracuje.

Podczas gdy Nił mówi, Pola wstaje i wychodzi. W progu spotyka Piotra i Tatjanę. Piotr zagląda do pokoju i cofa się. Tatjana stoi w drzwiach, opierając się o futrynę.

Biezsjemienow

nieprzytomnie wytrzeszcza oczy na N i ł a

Co? Gospodarzem? Ty?

Akulina Iwanowna

Chodź, ojcze! Chodźmy stąd! Proszę cię, chodźmy! (grożąc pięścią Niłowi) No, Niłka! No! Poczekaj! (ze łzami) Poczekaj... Doczekasz się...

Nił

uporczywie

Tak... Gospodarzem jest ten, kto pracuje... Zapamiętajcie to sobie...

Akulina Iwanowna

ciągnie za sobą męża

Chodźmy stąd, stary! Cho-o-dźmy. Bóg z nimi! Nie mów, nie krzycz, kto nas posłucha?

Biezsjemienow

ulega żonie

No, dobrze... Zostań tu... Gospodarzu! Zobaczymy, kto tu jest gospodarzem... Zobaczymy... wychodzi

Nił, wzburzony, przechadza się po pokoju. Gdzieś daleko na ulicy gra katarynka.

Nił

No, nawarzyłem piwa. Diabli nadali... Głupiec ze mnie. Doprawdy, nie potrafię nic ukryć. Mimo woli wszystko wyłazi na wierzch.

Tietieriew

Nie szkodzi. Bardzo ciekawa scena. Słuchałem i przyglądałem się z zadowoleniem. Wcale nieźle. Nie przejmuj się, bracie. Masz zdolności. Mógłbyś grać bohaterskie role. Bohaterowie są teraz bardzo potrzebni. Wierz mi! W naszych czasach cała ludzkość powinna być podzielona na bohaterów, czyli głupców, i na łajdaków, czyli ludzi rozsądnych.

Nił

Po co naraziłem Polę na taką ohydną awanturę? Przelękła się. Nie, ona nie jest lękliwa! Na pewno się obraziła.

Tatjana, która wciąż jeszcze stoi w progu, porusza się na dźwięk imienia Poli. Katarynka milknie.

Tietieriew

Najłatwiej dzielić ludzi na durniów i na łotrów. Łotrów jest zatrzęsienie. Rządzą się zwierzęcym instynktem, wierzą tylko w prawdę siły. Nie mojej siły, nie tej, która tkwi w mojej piersi, ale w siłę chytrości. Chytrość — to rozum zwierzęcia...

Nił

nie słuchając

Teraz trzeba będzie przyśpieszyć ślub. No, to przyspieszymy... Tak, ale ona jeszcze nie dała mi odpowiedzi. Ale wiem, co mi odpowie... Jak ja nienawidzę tego człowieka... Tego domu... Całego tego życia... Zgniłego życia... Tutaj wszyscy są jakimiś potworami... Oni nie czują, że sami zepsuli sobie życie... że to ich życie składa się z drobiazgów... że sami uczynili sobie z niego więzienie, katorgę, nieszczęście... Jak oni to robią? Nie rozumiem. Ale nienawidzę ludzi, którzy niszczą życie...

Tatjana posuwa się o krok, znów się zatrzymuje. Potem bezszelestnie idzie w stronę kufra i siada na nim w kącie. Zgarbiona, wydaje się niższa, drobniejsza i jeszcze bardziej żałosna.

Tietieriew

Durnie są ozdobą życia. Durniów jest niewielu. Wciąż czegoś szukają, co im nie jest potrzebne, a raczej nie tylko im... Lubią wynajdywać recepty na powszechne szczęście i rozmaite podobne głupstwa. Chcą znaleźć początek i koniec wszystkiego, co istnieje. A w ogóle robią głupstwa...

Nił

zamyślony

Tak, głupstwa. To ja potrafię. No, ale ona jest rozsądniejsza ode mnie. Ona też kocha życie, kocha je taką tkliwą, spokojną miłością. Wiesz, nasze wspólne życie będzie wspaniale. Jesteśmy oboje odważni i jeśli czegoś zapragniemy, to potrafimy osiągnąć! Tak, ja z nią potrafię osiągnąć wszystko... Ona jest naiwna jak dziecko... (śmieje się) Będziemy razem wspaniale żyć!

Tietieriew

Głupiec może przez całe życie myśleć, dlaczego szkło jest przezroczyste, a łajdak zrobi po prostu ze szkła butelkę.

Znów rozlega się dźwięk katarynki, tym razem bliżej, prawie pod oknami.

Nił

Wciąż mówisz o tych butelkach!

Tietieriew

Wcale nie — mówię o głupcach. Głupiec zastanawia się, gdzie jest ogień, dopóki ognia nie rozpalono, i gdzie się ogień podział, gdy zgaśnie. A łajdak siedzi przy ogniu i grzeje się.

Nił

zamyślony

Ta-ak, grzeje się...

Tietieriew

W istocie — obaj są głupi. Tylko głupota jednego jest piękna, bohaterska, a drugiego — tępa, nędzna... I obaj, choć różnymi drogami, dochodzą do tego samego punktu — do grobu. Tylko do grobu, mój przyjacielu...

śmieje się

Tatjana powoli kiwa głową.

Nił

do Tietieriewa

Dlaczego się śmiejesz?

T i e t i e r i e w

Tak sobie. Głupcy, którzy zostali przy życiu, patrzą na umarłego kamrata i zachodzą w głowę: gdzie też on się podział, a łajdacy po prostu dziedziczą majątek nieboszczyka i żyją sobie wygodnie, syto i dostatnio.

śmieje się

Nił

Zdrowo sobie podpiłeś!... Może byś tak poszedł do siebie, co?

Tietieriew

Do siebie? Pokaż mi, gdzie to?

Nił

No, nie wygłupiaj się. Chcesz, to cię odprowadzę?

Tietieriew

Mnie, bracie, nie odprowadzisz. Nie jestem spokrewniony ani z oskarżonymi, ani z poszkodowanymi. Sam jestem panem. Jestem rzeczowym dowodem przestępstwa! Zmarnowane życie. Źle uszyte. Życie, mówię ci, nie jest uszyte na miarę porządnego człowieka. Mieszczanie je zwęzili, skrócili, przez nich stało się ciasne... Jestem właśnie takim rzeczowym dowodem, że człowiek nie ma jak, nie ma gdzie i nie ma po co żyć...

Nił

No, idź już, idź!

Tietieriew

Zostaw. Ty myślisz, że mogę upaść. Ja już upadłem, głuptasie! Już dawno. Chciałem się zresztą podnieść, ale przeszedłeś obok mnie i nie spostrzegłszy, niechcący znów mnie popchnąłeś! Głupstwo, idź sobie! Idź, ja się nie skarżę... Jesteś zdrów i wart tego, żebyś szedł, dokąd chcesz i jak zechcesz. Ja, człowiek upadły, odprowadzam cię spojrzeniem pełnym uznania. Idź!

Nił

Co ty gadasz? To nawet ciekawe, ale niezrozumiale...

Tietieriew

Możesz nie rozumieć... Nie szkodzi! Niektórych rzeczy lepiej nie rozumieć... To zbyteczne. Idź już!

Nił

No, dobrze, pójdę.

wchodzi do przedpokoju, nie spostrzega skulonej w kącie Tatjany

Tietieriew

składa ukłon za odchodzącym Niłem

Życzę ci powodzenia, rabusiu! Sam o tym nie wiedząc odebrałeś mi ostatnią nadzieję i... niech ją diabli porwą, (zbliża się do stołu, na którym stoi butelka, i spostrzega siedzącą w kącie Tatjanę) A to kto właściwie?

Tatjana

cicho

To ja...

Katarynka nagle milknie,.

Tietieriew

Pani? Hm... A ja myślałem... Mnie się zdawało...

Tatjana

Nie, to ja...

Tietieriew

Rozumiem. Ale dlaczego pani?... Dlaczego pani się tu znajduje?

Tatjana

niezbyt głośno, lecz dobitnie

Dlatego, że nie mam gdzie, nie mam jak i nie mam po co żyć... (Tietieriew w milczeniu zbliża się do niej bezszelestnym krokiem) Nie wiem, dlaczego jestem taka zmęczona i tak mi źle... Ale pan rozumie, jest mi strasznie źle! Mam dopiero dwadzieścia osiem lat... Wstyd mi, zapewniam pana, bardzo mi wstyd, że się tak czuję... Taka słaba, taka nędzna... Wewnątrz, w sercu, czuję pustkę... Wszystko wyschło... Wypaliło się. Czuję to, i to mnie boli... Wszystko stało się tak jakoś niepostrzeżenie dla mnie samej, w piersi została pustka... Po co ja to panu mówię?

Tietieriew

Nie rozumiem... Jestem bardzo pijany. Nic nie rozumiem...

Tatjana

Nikt nie mówi ze mną tak, jakbym chciała... Jakbym pragnęła. Spodziewałam się, że on... zacznie mówić... Długo czekam na to w milczeniu... A to życie... Kłótnie... Trywialność... Drobiazgi... To ciasne życie... Wszystko to mnie zdławiło... Powoli, niepostrzeżenie zdławiło... Brak mi sił... I nawet moja rozpacz jest bezsilna.... Strach mnie ogarnął... Teraz boję się.

Tietieriew

kiwa głową i oddala się w kierunku drzwi; otworzywszy je mówi, z trudem poruszając językiem

Przekleństwo temu domowi!... I tyle!

Tatjana powoli idzie do swego pokoju. Scena przez chwilę jest pusta. Cisza. Szybkim i cichym krokiem wchodzi Pola, a za nią Nił. W milczeniu zbliżają się do okien i tam N i ł, chwyciwszy Polę za rękę, mówi półgłosem.

Nił

Wybacz mi wszystko, co się stało!... Wyszło to jakoś głupio i obrzydliwie... Ale ja nie potrafię milczeć, kiedy mam ochotę mówić!

Pola

prawie szeptem

To obojętne... teraz już wszystko jedno. Co oni wszyscy dla mnie znaczą? Wszystko jedno...

Nił

Wiem, że mnie kochasz... Widzę to... Nie pytam ciebie... Jaka ty jesteś zabawna! Powiedziałaś mi wczoraj: „Jutro dam ci odpowiedź, muszę pomyśleć". Jakaś ty śliczna! O czym tu myśleć — przecież mnie kochasz...

Pola

No tak, no tak... Od dawna...

Tatjana zakrada się do pokoju, staje za kotarą i słucha.

Nił

Nasze życie będzie piękne... Zobaczysz! Jesteś takim świetnym towarzyszem życia — nie boisz się nędzy... potrafisz znieść niepowodzenia...

Pola

z prostotą

Z tobą? Czego mam się bać? Nawet bez ciebie nie jestem nieśmiała... Jestem tylko spokojna...

Nił

Jesteś uparta, silna.. Nie ugniesz się... No, bardzo się cieszę... Wiedziałem przecież, że tak będzie... Cieszę się... Strasznie się cieszę...

Pola

Ja też wszystko z góry wiedziałam...

Nił

Naprawdę? Wiedziałaś? To dobrze!... Ach, życie jest piękne! Prawda, że piękne?

Pola

Piękne... mój drogi... mój miły... wspaniały z ciebie człowiek...

Nił

Doskonale to powiedziałaś!

Pola

No, nie chwal mnie... Trzeba już iść... Trzeba iść... Może ktoś wejść...

Nił

A niech tam! '

Pola

Nie, nie, muszę iść... No, pocałuj mnie jeszcze!

wyrywa się z objęć N i ł a, przebiega obok T a t j a n y, ale jej nie spostrzega. Nił idąc za nią uśmiechnięty widzi Tatjanę, zatrzymuje się przed nią zdumiony i oburzony jej obecnością. Tatjana milczy, patrzy na niego martwo, z krzywym uśmiechem.

Nił

z pogardą

Podsłuchiwałaś? Podpatrywałaś?. Ach, ty!...

Szybko wychodzi z pokoju, Tatjana, stoi nieruchomo, jak skamieniała. Nił wychodząc zostawia otwarte drzwi do sieni; słychać gniewny okrzyk starego Biezsjemienowa: „Stiepanida! Kto rozsypał węgiel? Nie widzisz? Sprzątnij zaraz".

Kurtyna


AKT TRZECI

Ten sam pokój. Poranek. Stiepanida ściera kurze.

Akulina Iwanowna

zmywa naczynia i mówi

Wołowina dzisiaj chuda, więc zrób tak: z wczorajszej pieczeni został na pewno tłuszcz, zapraw nim kapuśniak... Kapuśniak wyda się tłusty... Słyszysz?

Stiepanida

Słyszę.

Akulina Iwanowna

A jak będziesz piekła cielęcinę, to nie wal tak dużo masła do brytfanny... W środę kupiłam pięć funtów, wczoraj patrzę, a tu nawet funta nie zostało...

Stiepanida

Widocznie wyszło...

Akulina Iwanowna

Wiem, że wyszło... Wysmarowałaś sobie nim włosy... Tyle go masz we włosach, co chłop dziegciu w maźnicy...

Stiepanida

A czy pani po zapachu nie czuje, że smaruję włosy olejem z lampki?

Akulina Iwanowna

.No, już dobrze, dobrze... (pauza) Dokąd cię dziś rano posyłała Tatjana?

Stiepanida

Do apteki... po amoniak. Idź, powiada, kup mi za dwadzieścia kopiejek amoniaku...

Akulina Iwanowna

Pewnie ją głowa boli... (wzdycha) Wciąż choruje...

Stiepanida

Za mąż ją wydać... Od razu by wyzdrowiała...

Akulina Iwanowna

Niełatwo to dziś panienkę za mąż wydać... A wykształconą jeszcze trudniej...

Stiepanida

Jak pani da ładny posag, to nawet i na wykształconą znajdzie się amator...

Piotr wychyla się ze swego pokoju i cofa głowę.

Akulina Iwanowna

Ach, moje oczy nie zobaczą już tego szczęścia... Nie chce moja Tania za mąż iść...

Stiepanida

Gdzieby tam kto nie chciał... w jej latach...

Akulina Iwanowna

Ach! Kto wczoraj był u lokatorki na górze?

Stiepanida

Ten nauczyciel... Ten rudy...

Akulina Iwanowna

Ten, od którego żona uciekła?

Stiepanida

No, no, właśnie ten!... I akcyźnik... Taki... chuderlawy, żółty na twarzy...

Akulina Iwanowna

Wiem. Żonaty z siostrzenicą kupca Pimienowa. Suchotnik podobno, wiesz?

Stiepanida

Patrzcie no! To nawet po nim widać...

Akulina Iwanowna

A nasz śpiewak był?

Stiepanida

I śpiewak, i Piotr Wasiljewicz... Śpiewak ryczał pieśni... do drugiej wył... Jak byk ryczał...

Akulina Iwanowna

A Pietia kiedy wrócił?

Stiepanida

Świtało, jak mu otwierałam...

Akulina Iwanowna

Oho-ho!

Piotr

wchodzi

No, Stiepanida, sprzątaj prędzej i wynoś się...

Stiepanida

Zara... zara... Sama bym wolała prędzej...

Piotr

A jeślibyś wolała, to więcej rób, a mniej mów.

Stiepanida parska obrażona i wychodzi.

Piotr

Nieraz już prosiłem, żeby mama mniej z nią rozmawiała... Niech mama zrozumie, przecież to nie wypada prowadzić poufne rozmowy z kucharką... wypytywać ją o różne rzeczy... Po prostu nie wypada…

Akulina Iwanowna

urażona

Co, może mi każesz, żebym cię za każdym razem pytała, z kim wolno mi rozmawiać? Ty nie raczysz rozmawiać ze mną ani z ojcem, więc pozwól mi przynajmniej mówić ze służącą.

Piotr

Ale niech mama zrozumie, że to nie dla mamy towarzystwo. Przecież prócz jakichś tam plotek nic mama od niej nie usłyszy.

Akulina Iwanowna

A od ciebie co słyszę? Pół roku mieszkasz w domu, ani godziny z rodzoną matką nie posiedziałeś... Nic jej nie opowiedziałeś, jak tam w Moskwie i w ogóle...

Piotr

Ale niechże mama posłucha...

Akulina Iwanowna

A jeśli nawet co powiesz — to tylko się człowiek martwi... To nie tak, tamto nie tak... Rodzoną matkę zaczynasz uczyć jak małą dziewczynkę. Wymówki robisz, wyśmiewasz się... (Piotr, machnąwszy ręką, szybko wychodzi do sieni, Akulina Iwanowna idzie za nim) Patrzcie go! Dużo mi powiedział!

wyciera oczy brzegiem fartucha i pochlipuje

Wchodzi Pierczychin. Ma na sobie podartą, przepasaną sznurem kurtkę, z której sterczą klaki brudnej waty, na nogach łapcie, na głowie futrzaną czapkę.

Pierczychin

Czego beczysz? Piotr cię skrzywdził? Tak koło mnie śmignął jak jaskółka, nawet nie powiedział dzień dobry. Pola tu?

Akulina Iwanowna

wzdycha

W kuchni... kapustę szatkuje...

Pierczychin

O, wśród ptaków to przynajmniej są dobre zwyczaje... Opierzyło się pisklę — niech leci w świat... Tam nie ma żadnej musztry, nie napomina go ciągle ojciec i matka... Herbatki dla mnie nie zostało?

Akulina Iwanowna

Ty widać też trzymasz się ptasich zwyczajów w swoim życiu?

Pierczychin

Właśnie, właśnie! A jak to wygodnie! Nic nie mam, nikomu nie zawadzam... jakbym nie na ziemi żył, ale w powietrzu.

Akulina Iwanowna

pogardliwie

I żadnego szacunku u ludzi nie masz. No, pij. Tylko herbata zimna... I trochę za słaba...

Pierczychin

podnosi szklankę i przypatruje się jej pod światło

Herbata słaba, ale dobrze, że jest. Bogu dzięki... A co do ludzkiego szacunku, to zróbcie mi tę łaskę, Akulino Iwanowno, i nie szanujcie mnie... Ja sam nikogo nie szanuję...

Akulina Iwanowna

A komu tam potrzebny twój szacunek? Nikomu.

Pierczychin

To świetnie... Tak mi się widzi, że ludzie, co na ziemi swój kęs chleba mają, to go sobie wzajemnie od ust odrywają. A ja żywię się manną niebieską, ptaki mi ją przynoszą... Mam czyste sumienie...

Akulina Iwanowna

No, a wesele szybko będzie?

Pierczychin

Czyje? Moje? Jeszcze ta kukułka, która by za mnie za mąż poszła, nie przyleciała do naszych lasów. Spóźni się chyba, szelma... Umrę nie doczekawszy jej.

Akulina Iwanowna

Nie pleć głupstw, mów zwyczajnie, kiedy ślub? Pierczychin

Czyj?

Akulina Iwanowna

Jakby nie wiedział, patrzcie go!

Pierczychin

Ślub córki? Gdy zechce, to będzie... jeśli będzie z kim.

Akulina Iwanowna

Czy dawno to sobie uplanowali?

Pierczychin

Co? Kto?'

Akulina Iwanowna

Nie udawaj głupiego. Tobie chyba powiedziała...

Pierczychin

O czym?

Akulina Iwanowna

O ślubie...

Pierczychin

O czyim?

Akulina Iwanowna

A niechże cię! Stary już jesteś, wstydziłbyś się udawać wariata.

Pierczychin

Czekaj no, nie złość się. Powiedz po prostu, o co chodzi?

Akulina Iwanowna

Nie mam ochoty z tobą mówić...

Pierczychin

Przecież mówisz... I to jeszcze ile... A wszystko, od rzeczy...

Akulina Iwanowna

oschle, zazdrośnie

Kiedy Pelagię z Niłem żenisz?

Pierczychin

zrywając się

Coo? Z Niłem... Co? Co takiego?

Akulina Iwanowna

Czy doprawdy o niczym ci nie mówiła? Jacy to dzisiaj ludzie! Rodzonemu ojcu...

Pierczychin

z radością

Co ty mówisz? Nie żartujesz? Nił? A niech ich... doprawdy? Ot, diabli! Ach ta Polka, to już cały kadryl, a nie polka... Nie, doprawdy, nie kłamiesz? No, no, sprytnie to urządzili! A ja sobie tak kalkulowałem, że Nił ożeni się z Tatjaną... Daję słowo, tak mi się widziało, że z Tatjaną...

Akulina Iwanowna

obrażona

Tego tylko brakowało, żeby za niego Tatjanę wydać. Za takiego łobuza...

Pierczychin

Nił ci się nie podoba? Co ty mówisz? Toć ja... Gdybym miał dziesięć córek, to z zamkniętymi oczami wszystkie bym mu oddał. Przecież on... On sam stu ludziom potrafi byt zapewnić... Nił? Ha, ha...

Akulina Iwanowna

ironicznie

Widzi mi się, że teścia będzie miał dobrego, ba-a-rdzo miłego teścia,

Pierczychin

Teścia? Figę... Nie zechce ten teść nikomu na kark wleźć. Tańczyć chce mi się z radości... Przecież teraz jestem zupełnie wolny ptak... Teraz będę żył na całego. Nikt mnie nawet nie zobaczy... Prosto w las — i nie ma Pierczychina... No, ta Pola! Nieraz myślałem... córka... Jak też jej życie się ułoży? I nawet miałem wobec niej wyrzuty sumienia... Niby ojciec, a nic nie może dla niej zrobić... A teraz... Teraz ja... Pójdę, gdzie mnie oczy poniosą... Rajskiego ptaka pójdę szukać za siedmioma górami, za siedmioma rzekami.

Akulina Iwanowna

Jak to? Pójdziesz? Od szczęścia nikt nie odchodzi...

Pierczychin

Szczęście? Moje szczęście polega właśnie na tym, żeby sobie pójść... A Polka będzie szczęśliwa... z Niłem? Zdrowy, wesoły, prosty... Aż mi się w głowie kręci z radości... w sercu skowronki śpiewają... No, mam szczęście, (przytupuje) Pola Niła pochwyciła, doskonale to zrobiła... Ej!

Biezsjemienow

wchodzi w palcie, w ręku trzyma czapkę

Znów jesteś pijany!

Pierczychin

To z radości. Słyszałeś? Pelagia... (śmieje się radośnie) wychodzi za Niła. Nieźle, co?

Biezsjemienow

twardo i ozięble

Nas to nie obchodzi... Swoje i tak dostaniemy...

Pierczychin

A ja wciąż myślałem, że Nił ma zamiar ożenić się z Tatjaną.

Biezsjemienow

Co-o?

Pierczychin

Daję słowo, przecie widać było, że Tatjana nie od tego... i tak na niego patrzyła, wiesz jak... no tak, jak to bywa w takich razach... i w ogóle... i tak dalej... prawda? Aż tu nagle...

Biezsjemienow

spokojnie i wrogo

Wiesz, co ci powiem, mój drogi? Choć jesteś głupi, powinieneś jednak zrozumieć, że o pannie takich rzeczy mówić nie wolno. To jedno, (stopniowo podnosi głos) A następnie: na kogo i jak patrzyła twoja córka i kto jak na nią patrzył, i jaka ona tam panna, o tym nie mówię. Powiem tylko jedno: jeżeli wychodzi za Niła, to odpowiednia dla niej partia. Razem oni kopiejki nie warci. A chociaż oboje mają mi wiele do zawdzięczenia — od dziś pluję na nich. To drugie. No, a teraz dalej: choć jesteśmy nawet dalekimi krewnymi, jednak spójrz na siebie, kim ty jesteś? Włóczykij. Powiedz mi, kto ci właściwie pozwolił przyjść do mnie, do przyzwoitego domu, w takim stroju? W łapciach i w ogóle?...

Pierczychin

O co ci chodzi, Wasilij Wasiljewicz? Czy to ja pierwszy raz?

Biezsjemienow

Nie liczyłem, ile razy, i nie chcę liczyć, widzę tylko, że jeśli przychodzisz w tym sianie, to znaczy, że nie masz żadnego szacunku dla gospodarza. Pytam się jeszcze raz: kim jesteś? Nędzarz, oberwaniec z ciebie... słyszysz? To trzecia sprawa. A teraz wynoś się stąd!

Pierczychin

oszołomiony

Wasilij Waailjewicz! Za co? Za jakie...

Biezsjemienow

Precz! Nie udawaj!...

Pierczychin

Opamiętaj się! Nic ci złego...

Biezsjemienow

No, wynoś się, a jak nie, to...

Pierczychin

wychodzi mówiąc z wyrzutem i żalem

Ej, stary, żal mi ciebie. Żegnaj.

Biezsjemienow, wyprostowany, ponury, w milczeniu, ciężkimi, sztywnymi krokami chodzi po pokoju. Akulina Iwanowna zmywa naczynia patrząc z lękiem na męża, ręce jej się trzęsą, szepce coś bezgłośnie.

Biezsjemienow

Co tam mamroczesz! Czary rzucasz czy co?

Akulina Iwanowna

Modlę się... Modlę się, ojcze...

Biezsjemienow

Wiesz, nie będę burmistrzem. Wiem, że nie będę... Łajdaki!

Akulina Iwanowna

Co ty mówisz — rzeczywiście? Ach, mój Boże! Ale dlaczego? Przecież jeszcze mogą cię...

Biezsjemienow

Co mogą mnie? Fiedka Dosiekin, starszy cechu ślusarzy, szykuje się na burmistrza... Smarkacz! Szczeniak!

Akulina Iwanowna

Ale może go nie wybiorą... Nie martw się...

Biezsjemienow

Wybiorą... widać ze wszystkiego. Przychodzę do magistratu, a ten już siedzi i gada; życie, powiada, ciężkie, trzeba, powiada, trzymać się kupy... Wszystko, powiada, robić wspólnie... Spółdzielnie, powiada... Teraz ponoć wszystko wspólnie... rzemieślnik nie może istnieć samodzielnie... A ja powiadam: Żydy są wszystkiemu winne. Żydów trzeba ograniczać... Do gubernatora, powiadam, skargę na nich złożyć, że Rosjanom w drogę włażą... trzeba gubernatora prosić, żeby Żydów wysiedlił.

Tatjana po cichu otwiera drzwi i bezszelestnie, chwiejnym krokiem przechodzi do swego pokoju.

A ten Dosiekin z uśmieszkiem takim pyta: „A co zrobić z tymi Rosjanami, którzy są gorsi od Żydów?" I zaczął różnymi takimi słówkami wskazywać, że to niby ja... Udawałem, że nie rozumiem, ale czułem, do kogo pije... Podlec! Wysłuchałem i odszedłem... Poczekaj no, pomyślałem, dam ja ci jeszcze... A na to podchodzi do mnie Michał Kriukow, zdun, i mówi:

„Wiesz, powiada, burmistrzem to chyba będzie Dosiekin..." I patrzy przy tym w bok z zakłopotaniem... Chciałem mu powiedzieć: „Ty Judaszu zezowaty"...

Helena

wchodzi

Dzień dobry, Wasilij Wasiljewicz. Dzień dobry, Akulino Iwanowno.

Biezsjemienow

Aaa... To pani?... Proszę... Co pani powie?

Helena

Przyniosłam komorne...

Biezsjemienow

uprzejmie

Dobrze. Ile tu? Dwadzieścia pięć rubli... Należy mi się jeszcze 40 kopiejek za dwie szyby w korytarzu i za zawiasy w drewutni. Pani kucharka złamała... No, choćby ze 20 kopiejek.

Helena

z uśmiechem

Jaki pan skrupulatny... Proszę, trzy ruble, nie mam drobnych...

Akulina Iwanowna

Kucharka brała worek węgla.

B i e z s j e m i e n o w

Ile za węgiel?

Akulina Iwanowna

Za węgiel 35 kopiejek.

Biezsjemienow

Razem 95... Dwa ruble 5 kopiejek reszty... Proszę... A co do skrupulatności, łaskawa pani, to powiedziała pani słusznie. Na skrupulatności świat stoi... Słońce też jest skrupulatne... Wschodzi i zachodzi tak, jak ma przykazane od wieków... A jeśli w niebie jest porządek, to na ziemi tym bardziej powinien być. A pani przecież tak samo: jak przyszedł termin, przynosi pani pieniądze.

Helen a

Nie lubię nikomu być dłużna.

Biezsjemienow

Bardzo słusznie. Dlatego każdy pani ufa...

Helena

No, do widzenia, muszę już iść...

Biezsjemienow

Moje uszanowanie, (patrzy za nią, a potem mówi) Niczego sobie, szelma. A jednak z największą przyjemnością wyrzuciłbym ją na zbity łeb z mieszkania...

Akulina Iwanowna

Warto by, ojcze...

Biezsjemienow

No, przypuśćmy. Jak długo jest tutaj, możemy ich mieć na oku. Jeśli się wyprowadzi, to Pietia zacznie do niej łazić, a za naszymi plecami ona łatwiej go może omotać... Trzeba liczyć się z tym, że komorne płaci punktualnie... I wszelkie szkody w mieszkaniu pokrywa bez gadania... No, Piotr... Oczywiście, to niebezpieczne... nawet bardzo...

Akulina Iwanowna

Może on nawet nie myśli się z nią żenić, tylko tak?...

Biezsjemienow

Gdyby było wiadomo, że to tylko tak, nie byłoby o czym mówić i o co się kłopotać... Czy to nie wszystko jedno; zamiast się włóczyć po domach publicznych, lepiej, żeby po prostu tu pod bokiem...

Z pokoju Tatjany słychać chrapliwy jęk.

Akulina Iwanowna

Słyszysz?

Biezsjemienow

cicho

Co takiego?

Akulina Iwanowna

mówi cicho, rozgląda się niespokojnie, jak gdyby czegoś nasłuchiwała

Tak, jakby w sieni...

Biezsjemienow

głośno

To pewnie kot...

Akulina Iwanowna

niepewnym głosem

Wiesz, ojcze... Chciałam ci powiedzieć...

Biezsjemienow

No... mów...

Akulina Iwanowna

Czy nie za surowo postąpiłeś z tym Pierczychinem? Przecież on jest taki łagodny, nieszkodliwy...

Biezsjemienow

Jest dobroduszny, nie obraża się, a jeśli się obrazi, to niewielka dla nas strata... Znajomość z nim — to znów nie taki wielki zaszczyt... (jęk rozlega się głośniej) Kto to, matko?

Akulina Iwanowna

niespokojnie

Nie wiem... doprawdy... co to?

Biezsjemienow

biegnie do pokoju Piotra

Czy to tu? Piotrze!

Akulina Iwanowna

biegnie są nim, przerażona

Pietia... Pietia... Pietia...

Tatjana

krzyczy ochrypłym głosem

Ratujcie... mamo... ratujcie... ratujcie...

Biezsjemienow i Akulina Iwanowna na krzyk Tatjany wybiegają z pokoju Piotra, zatrzymują się na chwilę przed drzwiami pokoju Tatjany, jak gdyby zabrakło im odwagi, a następnie oboje wbiegają. Słychać krzyk Tatjany.

Pali mnie... O-o! Boli... wody! Dajcie wody... ratujcie...

Akniina Iwanowna

otwiera drzwi do sieni i woła

Ludzie! Ludzie miłosierni! Pietia! W pokoju Tatjany rozlega się głuchy głos Biezsjemienowa

Biezsjemienow

Coś ty zrobiła, córeczko... Co ci... co się stało... córeczko

Tatjana

Wody! Umieram... Pali mnie... o... Boże!

Akulina Iwanowna

Chodźcie tu, ludzie...

Biezsjemienow

z pokoju

Biegnij po doktora!

Piotr

wbiega

Co się stało?

Akulina Iwanowna

chwyta go są rękę, ciężko dysząc

Tania umiera...

Piotr

wyrywa się

Niech mama puści... Niech mama puści...

Tietieriew

idąc wkłada marynarkę

Pożar czy co?

Biezsjemienow

Doktora... Doktora wołaj... Piotrze, daj mu dwadzieścia pięć rubli...

Piotr

wybiegając z pokoju siostry, do Tietieriewa

Doktora! Po doktora... niech pan mu powie, że się otruła kobieta... panna... amoniak... prędzej! Tietieriew wybiega do sieni.

Stiepanida

wbiega

Ludzie kochane! Ludzie kochane!

Tatjana

Pietia... pali mnie! Umieram... chcę żyć. Żyć! Dajcie wody.

Piotr

Ile wypiłaś? Kiedy? Mów?...

Biezsjemienow

Córeczko moja, Taniusiu...

Akulina Iwanowna

Coś ty zrobiła, moje biedactwo...

Piotr

Mamo, wyjdź stąd!... Stiepanida, wyprowadź ją... No, wyjdźcie, jak wam się mówi... (Helena wbiega do pokoju) Niech pani wyprowadzi stąd matkę.

Wchodzi Baba, zatrzymuje się w progu, zagląda do pokoju i coś szepce.

Helena

wyprowadza pod rękę Akulinę Iwanownę i mówi po cichu

To nic... to nic... nie ma niebezpieczeństwa...

Akulina Iwanowna

Biedactwo moje! Córeczko... co ci złego zrobiłam?

Helena

To minie... doktor przyszedł... pomoże... oh, co za nieszczęście!

Baba

chwyta Akulinę Iwanownę pod ramię

Nie rozpaczaj, mateczko. Czy to takie rzeczy bywają? Co tam, kochana... u kupca Sitanowa... koń woźnicę kopytem w bok...

Akulina Iwanowna

Moja droga córeczka... co ja teraz zrobię? Moja jedyna.

Wyprowadzają ją. W pokoju krzyki Tatjany mieszają się z głuchym głosem ojca i z nerwowymi słowami Piotra. Słychać brzęk jakichś naczyń, stuk przewróconego krzesła, skrzypienie łóżka, miękkie uderzenie poduszki rzuconej o podłogę. Stiepanida kilkakrotnie wybiega z pokoju, rozczochrana, z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczyma, chwyta z kredensu talerze, filiżanki, coś tłucze i znów wbiega do pokoju T a t j a n y. Z sieni przez drzwi wychylają się jakieś gęby, ale nikt nie ośmiela się wejść. Wbiega terminator malarski i spojrzawszy na drzwi pokoju T a t j a n y natychmiast wraca do sieni i głośnym szeptem informuje zebranych:

„Umiera". Na podwórzu rozlegają się dźwięki katarynki, ale natychmiast milkną. Zebrani w sieni szepcą: „Zabił ojciec.... On jej powiedział: pilnuj się!... W głowę... Czym?... Nie wiesz?... Co ty gadasz?... Sama sobie gardło poderżnęła!..." Głos kobiety pytająco: „Mężatka?" Ktoś głośno ze współczuciem cmoka.

Baba

wychodzi z pokoju Biezsjemienowów. Przechodzi koło stołu i wpycha sobie za posuchę bułkę. Podchodząc do drzwi, mówi

Ciszej... umiera...

Głos mężczyzny

Jak jej na imię?

Baba

Lizawieta...

Głos kobiety

Dlaczego to zrobiła?

Baba

A bo to jeszcze w samo Wniebowstąpienie powiedział do niej: Lizawieto, mówi...

W tłumie poruszenie. Wchodzą Doktor i Tietieriew. Doktor w palcie i kapeluszu idzie wprost do pokoju Tatjany. Tietieriew zagląda przez drzwi i odchodzi, zasępiony. Z pokoju Tatjany słychać wciąż zmieszane glosy i jęki. Z pokoju Biezsjemienowów — biadania Akuliny Iwanowny i jej okrzyki: „Puść mnie! Puść mnie do niej!" W sieni gwar, słychać okrzyki: „To poważny człowiek. Śpiewa w cerkwi. No co tam? Oj — oj..."

Tietieriew

zbliża się ku drzwiom

Co tu robicie? Wynoście się. No?

Baba

pcha się do drzwi

Rozejdźcie się, dobrzy ludzie... Nic wam do tego...

Tietieriew

A ty co? Czego tu chcesz?

Baba

Ja, ojczulku, zieleniną handluję, cebulą, ogóreczkami...

Tietieriew

Czego chcesz?

Baba

Ja, ojczulku, szłam do Siemiaginowej... To moja kuma...

Tietieriew

No więc? Czego tu chcesz?

Baba

Przechodzę obok waszego domu... Krzyk słyszę... myślałam, że to pożar...

Tietieriew

No i co?

Baba

I wstąpiłam... Żeby popatrzyć na nieszczęście...

Tietieriew

Wynoś się... Wszyscy się stąd wynoście!

Stiepanida

wybiega

Dajcie kubeł wody! Prędko!

Zza drzwi wychyla się siwy staruszek z przewiązaną twarzą i mrugając znacząco, mówi do Tietieriewa: „Panie szanowny, ona wam tu ze stołu bułkę ściągnęła". Tietieriew wchodzi do sieni i wyrzuca obecnych. W sieni słychać szamotanie się i odgłosy kroków. Jakiś chłopiec piszczy „Oj, oj!" Ktoś się śmieje, ktoś obrażonym głosem woła: „Spokojnie, nie pchać się".

Tietieriew

za sceną

Do diabła! Marsz stąd!

Piotr

wychyla się zza drzwi

Ciszej! (w stronę pokoju) Idź, ojcze, do matki, idź! No, idź! (w stronę sieni) Nie wpuszczajcie tu nikogo.

Biezsjemienow wychodzi chwiejnym krokiem. Siada na krześle przy stole, tępo patrzy przed siebie. Następnie wstaje i idzie do swego pokoju, skąd słychać głos Akuliny Iwanowny.

Akulina Iwanowna

Czy to ja jej nie kochałam, czy jej nie pilnowałam?

Helena

No, niechże się pani uspokoi, moja kochana...

Akulina Iwanowna

Ojcze! Mój drogi...

Biezsjemienow zamyka drzwi i nie słyszy dalszych słów Akuliny Iwanowny. Scena jest pusta. Z obu stron dochodzi gwar: głosy z pokoju Biezsjemienowów, cicha rozmowa. Jęki i krzątanina z pokoju T a t j a n y. Tietieriew przynosi kubeł wody, stawia go przy drzwiach i ostrożnie stuka. Stiepanida otwiera drzwi, bierze kubeł i wchodzi do pokoju ocierając pot z twarzy.

Tietieriew

Jak tam?

Stiepanida

Tak sobie.

Tietieriew

Czy to doktor powiedział?

Stiepanida

Doktor. Ale... (macha ręką beznadziejnie) Rodziców do niej nie pozwolił wpuszczać...

Tietieriew

A jej lepiej?

Stiepanida

A kto tam wie! Nie jęczy... Przestała... Zielona taka, oczy wybałuszone... Leży bez ruchu... (mówi szeptem, tonem wyrzutu) A mówiłam im tyle razy — wydajcie ją za mąż. Nie posłuchali... No i masz ci los! A czy to zdrowo dla panny tak długo być bez męża? A przy tym w Boga nie wierzyła. Ani to się pomodli, ani przeżegna...

Tietieriew

Milcz, babo... Nie kracz!

Helena

wchodzi

No i co tam?

Tietieriew

Nie wiem... Podobno doktor powiedział, że nie ma niebezpieczeństwa.

Helena

Starzy są zupełnie złamani... Szkoda ich.

Tietieriew w milczeniu wzrusza ramionami.

Stiepanida

wybiega z pokoju

Ludzie kochane! Zostawiłam ogień pod blachą...

Helena

Biedna Tania... Dlaczego? Co się stało? Jak ona teraz cierpi! (wzdryga się, na jej twarzy ukazuje się grymas) Przecież to na pewno boli. Czy bardzo boli? Bardzo? Czy to straszne?

Tietieriew

Nie wiem. Nie piłem nigdy amoniaku...

Helena

Jak pan może żartować!

Tietieriew

Nie żartuję...

Helena

podchodzi do drzwi pokoju Piotra i zagląda

A Piotr Wasiljewicz wciąż jeszcze jest u niej?

Tietieriew

Z pewnością... skoro jeszcze stamtąd nie wyszedł...

Helena

zamyślona

Wyobrażam sobie, jak on to przeży1... (pauza) Kiedy... Kiedy czasem zdarza się, że jestem świadkiem czegoś takiego... zaczynam nienawidzieć nieszczęścia...

Tietieriew

uśmiecha się

To się pani chwali!

Helena

Czy pan to rozumie? Chwyciłabym je, rzuciłabym sobie pod nogi i zdeptała raz na zawsze...

Tietieriew

Nieszczęście?

Helena

Tak, ja się nieszczęścia nie boję. Nienawidzę go... Kocham życie... Radosne życie... Barwne. Lubię być wśród ludzi... i potrafię ułożyć życie tak, żeby i dla mnie, i dla tych, którzy są ze mną, było lekkie i szczęśliwe...

Tietieriew

Tym bardziej się to pani chwali!

Helena

I wie pan co?... Przyznam się panu... Jestem bardzo oschła... bezwzględna... Nie lubię nawet nieszczęśliwych ludzi... Rozumie pan? Bywają ludzie, którzy zawsze czują się nieszczęśliwi, choćby pan nie wiem co zrobił. Można takiemu człowiekowi włożyć na głowę słońce zamiast kapelusza — cóż może być wspanialszego — a on wciąż będzie stękał i narzekał: „Ach, jaki ja jestem nieszczęśliwy! Jaki samotny! Nikt się mną nie zajmuje... Życie jest mroczne i smutne!... Ach! Och! Niestety!..." Kiedy widzę takiego jegomościa, to mam ochotę zrobić mu na złość, żeby był jeszcze bardziej nieszczęśliwy.

T i e t i e r i e w

Kochana pani! Ja też się pani do czegoś przyznam... Nie znoszę, kiedy kobiety zaczynają filozofować. Ale gdy pani filozofuje, to chciałbym całować pani ręce.

Helena

przekornie i kapryśnie

Tylko tyle? I czy tylko wtedy, gdy filozofuję? (spostrzega się) Ojej! Ja tu żartuję, gadam głupstwa, a tam... cierpi człowiek.

Tietieriew

wskazuje drzwi pokoju Biezsjemienowów

Tam też cierpią... I wszędzie, gdziekolwiek pani wskaże palcem, wszędzie cierpi człowiek. Taki już ma zwyczaj...

Helena

A jednak cierpi.

Tietieriew

Oczywiście.

Helena

I trzeba mu współczuć...

Tietieriew

Nie zawsze... Wątpię, czy kiedykolwiek należy człowiekowi współczuć... Raczej trzeba mu pomóc.

Helena

Wszystkim nie można pomóc... I bez współczucia nie ma pomocy...

Tietieriew

Widzi pani, ja myślę, że cierpienia wynikają z pragnień. Są w człowieku takie pragnienia, które zasługują na szacunek, a są takie, które na szacunek nie zasługują. Trzeba mu pomóc w spełnieniu tych pragnień, których spełnianie jest konieczne, by człowiek był zdrów i silny. I tych, które go uszlachetniają i odróżniają od bydlęcia...

Helena

nie słucha go

Może... może... Ale co się tam dzieje? Czy Tatjana zasnęła? Tak tam cicho... Coś szepczą... Starzy też sobie poszli... Zaszyli się w swoim kącie. Jakie to wszystko dziwne! Nagle krzyk, jęki, krzątanina... A potem — cisza, spokój...

Tietieriew

To życie. Ludzie pokrzyczą, pokrzyczą i przestaną— A jak odpoczną — znów zaczną krzyczeć... A tu, w tym domu, wszystko zamiera wyjątkowo szybko... I okrzyk bólu... I radosny śmiech. Tu każdy wstrząs to jak uderzenie kijem w błotnistą kałużę... A ostatnim odgłosem jest zawsze okrzyk trywialności — opiekuńczego ducha tego domu. Triumfujący czy wściekły, on tu zawsze ma ostatnie słowo...

Helena

zamyślona

Gdy mieszkałam przy więzieniu... Tam życie było bardziej zajmujące. Mój mąż był karciarzem, często pił, jeździł na polowania. Miasteczko powiatowe, ludzie byli jacyś szarzy, prowincjonalni... Byłam wolna. Nigdzie nie bywałam, nikogo u siebie nie przyjmowałam, czas spędzałam wśród więźniów... Lubili mnie... Wie pan, jeśli przyjrzeć się im dokładniej — to dziwni ludzie. Bardzo mili i prości ludzie, zapewniani pana. Nieraz przyglądałam się im i wydawało mi się rzeczą nieprawdopodobną, że ten jest mordercą, tamten bandytą, a inny znów... popełnił coś jeszcze straszniejszego. Pytam czasami: zabiłeś? „Zabiłem, Heleno Nikołajewno, zabiłem..." Co na to można poradzić? Wydawało mi się, że on, że ten morderca wziął na siebie cudzą winę, że był tylko kamieniem rzuconym przez nieznaną siłę... Tak... Kupowałam im rozmaite książki, każdej celi dałam warcaby, karty, dawałam im tytoń... Dawałam nawet wódkę, ale tylko trochę... W czasie przechadzki grali w piłkę, w kręgle, zupełnie jak dzieci, daję słowo. Czasem czytałam im wesołe książki, a oni słuchali i śmiali się jak małe dzieci... Kupiłam ptaszki, klatki i każda cela miała swojego ptaszka. Lubili go tak jak mnie. I wie pan, bardzo im się podobało, gdy wkładałam na siebie coś jaskrawego — czerwoną albo żółtą bluzkę... Wie pan, oni bardzo lubią wesołe kolory... Naumyślnie ubierałam się dla nich jak najbardziej jaskrawo... (wzdycha) Dobrze mi z nimi było! Nie zauważyłam nawet, jak minęły trzy lata... A kiedy mąż spadł z konia i zabił się, płakałam chyba nie tyle po nim, co po więzieniu... Żal mi było stamtąd odchodzić... Więźniowie też żałowali... ( rozgląda się po pokoju) Tu, w tym mieście, czuję się gorzej... W tym domu jest coś niedobrego... Nie to, że ludzie są niedobrzy, lecz coś innego... Wie pan, zrobiło mi się jakoś smutno, ciężko... Siedzimy tu, rozmawiamy... A tam umiera człowiek...

Tietieriew

spokojnie

A my go nie żałujemy.

Helena

szybko

Pan nie żałuje?

Tietieriew

Pani też nie żałuje...

Helena

cicho

Tak, ma pan rację... To źle... Rozumiem. Ale nie odczuwam, że to coś złego. Pan wie... Przecież tak zawsze bywa — można rozumieć, że coś jest złe, ale nie odczuwać tego... Wie pan, jego... Piotra Wasiljewicza, bardziej mi jeszcze żal niż jej. Żal mi go. On źle się tu czuje. Prawda?

Tietieriew

Tutaj wszyscy źle się czują...

Pola

wchodzi

Dzień dob...

Helena wstaje i zbliża się do niej

Tss... Ciszej! Wie pani? Tatjana się otruta...

Pola

Co-o?

Helena

No tak, tak. Właśnie jest tam doktor i brat...

Pola

Czy jest umierająca?... Czy umrze?...

Helena

Nie wiadomo...

Pola

Jak to się stało? Czy powiedziała, dlaczego?

Helena

Nie wiem... Nie...

Piotr

wychyla zza drzwi rozczochraną głowę

Heleno Nikolajewno. Na chwileczkę...

Helena szybko wychodzi.

Pola

Dlaczego pan tak na mnie patrzy?

Tietieriew

Ile razy pani mnie już o to pytała?

Pola

Bo pan zawsze tak... Zawsze takie dziwne spojrzenie... Dlaczego? (podchodzi do niego blisko, mówi surowo) Czy według pana ja jestem temu winna?

Tietieriew

z uśmiechem

A czy pani odczuwa coś... w rodzaju winy?

Pola

Czuję, że coraz bardziej pana nie lubię... I tyle! Niech pan mi lepiej powie, jak się to wszystko stało?

Tietieriew

Wczoraj ktoś ją lekko popchnął, a ona, słaba, dziś upadła... To wszystko...

Pola

Nieprawda.

Tietieriew

Co nieprawda?

Pola

Wiem, co pan ma na myśli... To nieprawda... Nił...

Tietieriew

Czyżby Nił? Cóż on ma z tym wspólnego?

Pola

Ani on, ani ja... Oboje nie mamy z tym nic wspólnego. Pan... Nie, nie. Wiem, pan nas obwinia... No cóż... kocham go... i on mnie kocha... To zaczęło się już dawno.

Tietieriew

poważnie

O nic pani nie obwiniam. To pani sama się obwinia i usprawiedliwia wobec pierwszego napotkanego człowieka. Po co pani to robi? Ja panią... bardzo szanuję... Kto pani zawsze, stale, uparcie powtarza: niech pani jak najprędzej opuści ten dom, niech pani przestanie tu przychodzić, to złe miejsce, tu panią moralnie zniszczą. Ja to mówiłem.

Pola

Więc cóż z tego?

T i e t i e r i e w

Nic. Chciałem tylko powiedzieć, że gdyby pani tu nie bywała, nie doświadczyłaby pani tego, co pani teraz doświadcza... To wszystko.

Pola

Tak... Ale co z Tatjaną? Czy to niebezpieczne? Czym się otruła?

Tietieriew

Nie wiem.

wchodzą Piotr i D o k t o r

Piotr

Polu! Pomóż Helenie Nikołajewnie.

Tietieriew

do Piotra

Jak tam?

Doktor

Właściwie to głupstwo. Gdyby nie to, że pacjentka jest taka nerwowa, w ogóle nie byłoby o czym mówić. Wypiła małą ilość. Poparzyła sobie przewód pokarmowy... Prawdopodobnie do żołądka dostało się też trochę amoniaku. Ale niewiele. I to też zwróciła...

Piotr

Pan się zmęczył, doktorze. Proszę, niech pan chwilę spocznie.

Doktor

Dziękuję. Poleży z tydzień. W tych dniach miałem ciekawy wypadek. Pijany malarz wypił zamiast piwa całą szklankę pokostu.

Wchodzi Biezsjemienow. Zatrzymuje się w progu w milczeniu, ponuro i pytająco patrzy na doktora.

Piotr

Uspokój się, ojcze! Nie ma niebezpieczeństwa.

Doktor

Tak, tak... Niech się pan nie obawia. Za dwa, trzy dni wstanie.

B i e z s j e m i en o w

Doprawdy?

Doktor

Zapewniam pana.

Biezsjemienow

Dziękuję, panie doktorze! Jeżeli to prawda... jeżeli nie ma niebezpieczeństwa — to dziękuję. Piotrze, chodź no tu!

Piotr zbliża się do niego. Biezsjemienow cofa, się ku drzwiom swego pokoju. Szept, brzęk pieniędzy.

Tietieriew

do doktora

No i co się stało z malarzem?

Doktor

O czym pan mówi?

Tietieriew

Co z malarzem?

Doktor

O, malarz!... nic, wyzdrowiał... Hm... zdaje się, że gdzieś już pana widziałem?

Tietieriew

Możliwe...

Doktor

Czy pan przypadkiem nie leżał w baraku tyfusowym?

Tietieriew

Leżałem.

Doktor

z radością

Aha! Właśnie! Taka znajoma twarz... Zaraz—Zaraz... Czy to było na wiosnę? Tak? Zdaje się, pamiętam nawet pańskie nazwisko...

Tietieriew

I ja pana pamiętam...

Doktor

Doprawdy?

Tietieriew

Pamiętam. Pamiętam, że gdy czułem się już trochę lepiej i poprosiłem pana, by mi zwiększono porcję, to pan skrzywił gębę i powiedział: „Bądź zadowolony z tego, co ci dają. Pełno was tu, pijaków i włóczęgów".

Doktor

zmieszany

Zaraz... zaraz... tego... przepraszam... panie... jak pan się nazywa, jestem doktor Mikołaj Trojekurow, a pan?

Tietieriew

zbliża się do niego

Ja zaś jestem dziedziczny alkoholik i kawaler Zielonego Węża, Tierientij Kaznodziejski. (Doktor cofa się przed Tietieriewem) Nie bój się... Nie ruszę...

przechodzi obok niego

Doktor zmieszany patrzy za nim, wachlując się kapeluszem. Wchodzi Piotr.

Doktor

spogląda na drzwi do sieni

No, do widzenia, czekają na mnie. Gdyby chora skarżyła się na bóle, proszę powtórzyć lekarstwo, proszę dać jej krople... Nie przypuszczam, żeby były silne bóle... Do widzenia... Aha!... Niech mi pan powie: był tu przed chwilą taki... oryginalny jegomość... czy to pański krewny?

Piotr

Nie, to nasz lokator.

Doktor

Aha!... Bardzo mi przyjemnie. To wielki oryginał... Do widzenia, dziękuję panu...

wychodzi

Piotr odprowadza go do sieni. Biezsjemienow i Akulina Iwanowna wychodzą ze swego pokoju i stąpając ostrożnie na palcach, zbliżają się do drzwi pokoju Tatjany.

Biezsjemienow

Poczekaj, nie wchodź... Nic nie słychać. Może śpi?... Lepiej Jej nie budzić…(ciągnie żonę w kąt, gdzie stoi kufer) No, tak, matko. Tośmy się doczekali... Ładny bal... Gadania, plotek będzie teraz w mieście bez liku...

Akulina Iwanowna

Ojcze! Co ty mówisz, czy to ważne? A niech sobie gadają ile wlezie... Byle tylko ona żyła... Niech sobie tam trąbią na całe miasto...

Biezsjemienow

No tak. Wiem... rzeczywiście... Tylko... ty... ee... ty nic nie rozumiesz. Przecież to hańba dla nas!

Akulina Iwanowna

Jaka tam znów hańba?

Biezsjemienow

Córka się otruła, zrozum. Cośmy jej zrobili złego? Czym dokuczyli? Cóż to — czy nie postępowaliśmy z nią po ludzku, czy co? A gadać będą różności... Ja na to gwiżdżę; dla dzieci wszystko zniosę. Ale dlaczego? Za co? Żebym choć wiedział. Dzieci... żyją tuż koło nas i milczą... Co oni myślą? Nie wiadomo. Co czują? Nic nie wiadomo. To mnie boli.

Akulina Iwanowna

Ja to rozumiem i mnie też to boli, jestem przecież matka. Przez cały dzień człowiek się stara, biega i nikt nawet nie powie: dziękuję... Ja to rozumiem... Trudno. Niech tylko będą zdrowe, całe — a tu masz ci...

Pola

wychodzi z pokoju Tatjany

Zasypia. Mówcie ciszej...

Biezsjemienow

No, jak tam, jak się czuje? Czy można na nią popatrzyć?

Akulina Iwanowna

Wejdę po cichu z ojcem...

Pola

Doktor nie pozwolił nikogo wpuszczać.

Biezsjemienow

podejrzliwie

A ty skąd wiesz? Przecież ciebie tu nie było, kiedy był doktor?

Pola

Powtórzyła mi to Helena Nikolajewna.

Biezsjemienow

A czy ona tam jest? Patrzcie no! Obcym to wolno, a rodzicom nie pozwalają? Ciekawe...

Akulina Iwanowna

Obiad będziemy jeść w kuchni, żeby jej nie przeszkadzać... Moja kochana Taniusia! Nawet popatrzyć na nią nie wolno...

macha ręką i wychodzi do sieni

Pola stoi oparta o kredens i patrzy na drzwi pokoju Tatjany. Brwi ma ściągnięte, wargi zaciśnięte, stoi wyprostowana. Biezsjemienow stoi przy stole, jakby na coś czekał.

Pola

cichym głosem

Czy mój ojciec był tu dzisiaj?

Biezsjemienow

Wcale nie chodzi ci o ojca. Co tam ojciec? Wiem, o kogo ci chodzi... (Pola patrzy na niego ze zdziwieniem) Twój ojciec był tu, tak... Przyszedł brudny, obdarty jak nieboskie stworzenie... Ale mimo wszystko powinnaś go szanować.

Pola

Ja go szanuję... Dlaczego pan o tym mówi?

Biezsjemienow

Żebyś rozumiała... Twój ojciec jest bezdomnym włóczęgą, a mimo to powinnaś szanować jego wolę. Ale czy wy rozumiecie, co to znaczy ojciec? Nie macie w sobie żadnych uczuć... Na przykład ty... Dziewczyna uboga, bezdomna, powinnaś być skromna, grzeczna dla wszystkich... A ty tak jak oni... Pozwalasz sobie na mędrkowanie, naśladujesz ludzi wykształconych! Ty wychodzisz za mąż... A tu ktoś niemal sobie życia nie odebrał.

Pola

Nie rozumiem, co pan mówi... I po co?

Biezsjemienow

wzburzony, traci wątek myśli

Powinnaś rozumieć... Pomyśleć... Po to właśnie mówię, żebyś rozumiała. Kim ty właściwie jesteś? A mimo to, proszę, wychodzisz za mąż. A moja córka... Czego tu sterczysz? Idź do kuchni... Zajmij się czymś... Ja sam tu będę czuwał... Idź! (Pola patrzy na niego zdziwiona, chce odejść} Poczekaj! Niedawno... zwymyślałem twego ojca...

Pola

Za co?

Biezsjemienow

To nie twoja rzecz. Wynoś się! Idź!

Pola wychodzi zdumiona. Biezsjemienow powoli zbliża się do drzwi pokoju T a t j a n y i odemknąwszy je stara się zajrzeć do wnętrza. Helena wychodzi i odsuwa go na bok.

Helena

Niech pan tu nie wchodzi, zdaje się, że zasnęła... Niech pan jej nie męczy...

Biezsjemienow

Wszyscy nas męczą... Nas wolno a was nie...

Helena zdziwiona

Co pan mówi? Przecież ona jest chora...

Biezsjemienow

Wiem... Wszystko wiem...

wychodzi do sieni

Helena wzrusza ramionami. Zbliża się do okna, siada na kozetce i założywszy rękę na kark, o czymś myśli. Na twarzy jej pojawia się uśmiech, rozmarzona przymyka oczy. Wchodzi Piotr, ponury, zdenerwowany, potrząsa głową, jakby pragnął pozbyć się jakiegoś ciężaru. Zatrzymuje się widząc Helenę.

Helena

nie otwierając oczu

Kto to?

Piotr

Dlaczego pani się uśmiecha? To dziwne, gdy się teraz po tym wszystkim widzi kogoś uśmiechniętego...

Helena

spogląda na niego

Pan się gniewa? Pan jest zmęczony? Biedny chłopiec!... Jak mi pana żal...

Piotr

siada koło niej na krześle

Samemu mi siebie żal...

Helena

Powinien pan stąd wyjechać...

Piotr

Tak... powinienem. Właściwie, co ja tu robię? Bardzo mi ciąży to życie...

Helena

A jakby pan właściwie chciał żyć, niech mi pan powie... Nieraz pana o to pytałam, ale pan mi nigdy nie odpowiedział.

Piotr

Nie łatwo być szczerym.

Helena

Wobec mnie?

Piotr

Nawet wobec pani... Czy ja wiem, co pani o mnie myśli? Jakby pani oceniła to, co mógłbym pani powiedzieć? Niekiedy wydaje mi się, że pani...

Helena

Że ja... no...

Piotr

Że pani dobrze...

Helena

Ja myślę o panu bardzo dobrze... Mój miły chłopcze...

Piotr

namiętnie

Nie jestem chłopcem... nie... Wiele myślałem. Niech pani posłucha... Niech mi pani powie... Czy pani się podoba... czy panią doprawdy interesuje to wszystko, czym się tak zajmuje Nił, Szyszkin, Cwietajewa...wszyscy ci ludzie, którzy robią tyle hałasu? Czy pani naprawdę wierzy, że wspólne czytanie mądrych książek, przedstawienia dla robotników... te wszystkie godziwe rozrywki i ta cala bieganina — że to doprawdy taka ważna sprawa, dla której warto żyć? Niech mi pani powie?

Helena

Kochanie! Przecież ja nie jestem wykształcona... Nie mogę o tym sądzić, nie rozumiem tego. Przecież ja nie jestem taka poważna. Oni mi się wszyscy podobają: Nił i Szyszkin... Tacy weseli, zawsze czymś zajęci... Lubię wesołych ludzi... Sama jestem wesoła... Dlaczego pan o to pyta?

Piotr

A mnie to wszystko drażni... Jeżeli oni lubią takie życie, jeśli ono sprawia im przyjemność, to proszę bardzo. Ja im nie przeszkadzam. Nikomu nie chcę przeszkadzać, ale nie chcę, by mnie przeszkadzano żyć tak, jak ja sobie życzę. Dlaczego oni nadają swojej działalności jakieś wyjątkowe znaczenie? Dlaczego mi mówią, że jestem tchórzem, egoistą?

Helena

dotyka głowy Piotra

Zadręczyli go, zmęczył się chłopiec...

Piotr

Nie, nie jestem zmęczony. Jestem tylko rozdrażniony. Mam prawo żyć tak, jak mnie się podoba — mnie! Czy mam prawo?

Helena

bawi się jego włosami

To znowu dla mnie za mądre pytanie. Wiem tylko jedno; jeśli chodzi o mnie — żyję, jak umiem, robię, co mi się podoba... A jeśli ktoś nawet zechciałby mnie przekonywać, żebym poszła do klasztoru — to i tak nie pójdę. Gdyby mnie zmusili, to ucieknę, utopię się.

Piotr

Pani częściej przebywa z nimi niż ze mną. Oni się bardziej pani podobają niż ja. Czuję to. Ale mogę pani powiedzieć, mam prawo to powiedzieć: ci ludzie, to puste beczki.

Helena

zdziwiona

Co?

Piotr

Puste beczki... jest taka bajka o pustych beczkach...

Helena

Wiem, znam ja... A jednak... Przecież ja też jestem... Więc i ja jestem pusta?

Piotr

O, nie! Pani — nie! Pani jest żywa, pani jest jak strumień, pani orzeźwia.

Helena

Ach tak? Więc według pana jestem zimna?

Piotr

Niech pani nie żartuje. Proszę panią... Ta chwila... Ale pani się ze mnie śmieje. Dlaczego? Czy jestem śmieszny? Ja chcę żyć według własnego rozumu. Według własnej woli...

Helena

Niech pan żyje, kto panu przeszkadza?

Piotr

Kto? Ktoś... coś... Gdy myślę sobie, że trzeba żyć samemu, niezależnie, wydaje mi się, że ktoś mówi — nie wolno.

Helena

To sumienie.

Piotr

Cóż ma z tym wspólnego sumienie? Ja... nie... przecież ja nie chcę popełnić zbrodni... chcę być tylko wolny... chcę powiedzieć...

Helena

pochyla się ku niemu

Tego nie można tak powiedzieć. To trzeba powiedzieć znacznie prościej. Pomogę panu, mój biedny chłopcze... Żeby pan nie mylił tak prostych spraw...

Piotr

Heleno Nikołajewno! Pani mnie dręczy swoimi żartami. To okrutne. Chciałbym pani powiedzieć... nic przed panią nie ukrywam.

Helena

Znów nie tak!

Piotr

Jestem z pewnością słabym człowiekiem... to życie jest ponad moje siły. Odczuwam jego nikczemność, ale nic nie mogę zmienić, nic nowego nie potrafię wnieść... Chcę odejść, żyć sam...

Helena

ujmuje w dłonie jego głowę

Niech pan za mną powtarza: Kocham panią...

Piotr

O, tak, tak! Ale... nie... pani żartuje...

Helena

Doprawdy, mówię poważnie, już dawno postanowiłam wyjść za pana za mąż. Może to niedobrze, ale mam na to wielką ochotę...

Piotr

Ach, jaki ja jestem szczęśliwy! Kocham panią... jak...

Z przyległego pokoju słychać jęk Tatjany. Piotr zrywa się, zmieszany, rozgląda się dokoła. Helena spokojnie wstaje z kozetki.

Piotr

szeptem

Czy to Tania? A my... tu...

Helena

przechodząc koło niego

Nie zrobiliśmy nic złego...

Głos Tatjany

Wody! Dajcie wody!

Helena

Idę...

uśmiecha się do Piotra i wychodzi

Piotr stoi ściskając dłońmi skronie i niepewnie patrzy przed siebie. Drzwi od sieni otwierają się i słychać głośny szept Akuliny Iwanowny

Akulina Iwanowna

Pietia! Pietia! Gdzie jesteś?

Piotr

Tu...

Akulina Iwanowna

Chodź na obiad...

Piotr

Nie pójdę... nie chcę...

Helena

wchodzi

On pójdzie ze mną...

Akulina Iwanowna patrzy z niezadowoleniem na Helenę i cofa się za drzwi.

Piotr

szybko zbliża się do Heleny

Jak to źle wypadło... Ona tam leży, a my... my...

Helena

Chodźmy... Cóż w tym złego? Nawet w teatrze po dramacie grają zawsze coś wesołego, a w życiu to jest jeszcze bardziej potrzebne.

Piotr zbliża się do Heleny, która bierze go pod ramie i wyprowadza z pokoju.

Tatjana

jęczy ochryple

Leno... Leno...

Wbiega Pola.

Kurtyna

AKT CZWARTY

Ta sama dekoracja. Wieczór, na stole zapalona lampa. Pola sprząta ze stołu. Tatjana, chora, leży na kozetce w kącie w półmroku. Obok niej, na krześle, siedzi Cwietajewa.

Tatjana

cicho, z wyrzutem

Czy myślisz, że nie chciałabym patrzyć na życie tak samo jak ty? Wesoło, pogodnie... Ach, chcę tego, ale nie potrafię! Urodziłam się bez wiary w sercu... Nauczyłam się wszystko analizować.

Cwietajewa

Kochanie! Zanadto wszystko analizujesz. Ale wierz mi, musisz się z tym zgodzić, że nie warto być mądrym po to tylko, żeby rozszczepiać włos na czworo. Rozsądek to rzecz dobra, ale widzisz... człowiek, żeby mógł żyć wesoło i swobodnie, musi mieć fantazję... Powinien, choć oczywiście nie stale, zaglądać w przyszłość...

Pola słucha uważnie słów Cwietajewej i uśmiecha się łagodnie, w zamyśleniu.

Tatjana

A cóż jest w przyszłości?

Cwietajewa

Wszystko, co pragniesz ujrzeć!

Tatjana

Tak... ale to trzeba sobie wymyślić...

Cwietajewa

Trzeba uwierzyć...

Tatjana

W co?

Cwietajewa

W swoje marzenie. Wiesz, gdy patrzę w oczy moich uczniów, myślę sobie: taki Nowikow na przykład — skończy szkołę, pójdzie do gimnazjum, później na uniwersytet, będzie lekarzem... Tak mi się wydaje, że on będzie lekarzem! To taki porządny chłopiec, uważny, serdeczny. Ma wysokie czoło... Taki dobry, będzie pilnie pracował. Bezinteresowny, miły. Ludzie go będą kochali, szanowali. Jestem tego pewna. I kiedyś, gdy będzie wspominał swoje dzieciństwo, przypomni sobie, jak to nauczycielka Cwietajewa, bawiąc się z nim w czasie pauzy, uderzyła go niechcący W nos. A może sobie nawet nie przypomni... wszystko jedno! Nie, na pewno sobie przypomni. Bardzo mnie lubi. Jest w mojej klasie taki roztrzepany, roztargniony i zawsze umorusany Klokow: zabijaka, kłótnik, urwis. Sierota. Mieszka u wujka, nocnego stróża! Jest prawie nędzarzem. A przy tym taki dumny, odważny! Myślę, że będzie dziennikarzem. Ach, ilu jest w tej klasie takich wartościowych chłopców! I mimo woli myślę zawsze o ich przyszłości, o tym, jaka rola przypadnie im w życiu... Szalenie lubię wyobrażać sobie przyszłość moich uczniów... Widzisz, Taniu, to przecież niewiele, ale gdybyś wiedziała, ile to daje radości!

Tatjana

A ty? Gdzie w tym wszystkim jesteś ty? Twoi uczniowie będą mieli własne życie, może nawet bardzo piękne... Ale ty już wtedy...

Cwietajewa

Umrę? Też wymyśliłaś! Nic podobnego, mam zamiar długo, długo żyć.

Pola

półgłosem, łagodnie, jakby wzdychała

Jaka pani jest miła, Maszo, jaki wspaniały z pani człowiek.

Cwietajewa

uśmiecha się do P o l i

Rozśpiewałaś się, ptaszyno... Wiesz, Taniu, nie jestem sentymentalna, ale gdy myślę o przyszłości, o ludziach przyszłości, o życiu — to ogarnia mnie jakieś miłe i smutne uczucie... Jak gdyby w mojej duszy jaśniał jesienny, rześki dzień... Wiesz, bywają takie dni jesienne: na jasnym niebie spokojne słońce, powietrze przezroczyste, w dali wszystko widać tak wyraźnie... Dzień jest świeży, ale nie chłodny, ciepły, ale nie upalny...

Tatjana

Wszystko to bajki... Zresztą zgadzam się, że może wy wszyscy: ty, Nił, Szyszkin i inni do was podobni, rzeczywiście potraficie żyć marzeniami. Ja — nie potrafię.

Cwietajewa

Ależ nie, zaczekaj... Przecież nie tylko marzenia...

Tatjana

Nic nigdy nie wydawało mi się dość prawdziwe... Chyba tylko to, że ja — to ja, a ściana — to ściana... Gdy mówię „tak" lub „nie" — mówię to bez przekonania... Po prostu... Odpowiadam na pytanie — to wszystko... Niekiedy mówię: „nie" — i natychmiast myślę sobie w głębi duszy: a może — „tak"?

Cwietajewa

Bo tak chcesz, bo to ci się podoba. Przyjrzyj się sobie, ty sama przecież uważasz, że to rozdwojenie duszy jest przyjemne. A może boisz się wierzyć... Przecież wiara do czegoś zobowiązuje.

Tatjana

Nie wiem... Nie wiem. Zmuś mnie do wiary. Przecież innych zmuszacie, żeby wam wierzyli... (śmieje się cicho) A mnie szkoda tych, którzy wam wierzą. Przecież wy ich oszukujecie! Bo życie zawsze było takie jak teraz. Ciemne, ciasne... I zawsze takie będzie.

Cwietajewa

z uśmiechem

Naprawdę? A może nie będzie takie?

Pola

jakby do siebie

Nie będzie.

Tatjana

Coś powiedziałaś Polu?

Pola

Powiedziałam: nie będzie!

Cwietajewa

Zuch z ciebie, dziewczyno!

Tatjana

Oto jedna z nieszczęsnych, która uwierzyła... Ale spytaj jej: dlaczego nie będzie? Dlaczego życie miałoby się zmienić? Spytaj jej!

Pola

szeptem, podchodząc ku Tatjanie

Bo, widzi pani: jeszcze nie wszyscy ludzie naprawdę żyją! Niewielu tylko korzysta z życia. Większość nie ma na to po prostu czasu... Pracują tylko na kawałek chleba. Ale gdy i oni...

Szyszkin

szybko wchodzi do pokoju

Dobry wieczór, (do P o l i) Witaj, jasnowłosa córko króla Dunkana!

Pola

Co takiego? Jakiego króla?

Szyszkin

Aha, złapałem panią! Teraz widzę, że Heinego pani nie czytała, choć trzyma pani książkę już przeszło dwa tygodnie. Dobry wieczór, Tatjano Wasiljewno!

Tatjana

podaje mu rękę

Co ją teraz obchodzą książki... Ona wychodzi za mąż...

Szyszkin

No? Za kogo?

Cwietajewa

Za Niła...

Szyszkin

Aaaa! W takim razie mogę pani pogratulować... ale w ogóle to niemądry dowcip wychodzić za mąż, żenię się i tak dalej... Małżeństwo w obecnych warunkach....

Tatjana

Nie, nie, dosyć, niech pan przestanie, pan już nieraz wypowiadał się w tej sprawie...

Szyszkin

Jeśli tak, milczę! Zresztą nie mam nawet czasu. (do Cwietajewej) Czy pójdzie pani ze mną? Doskonale! A Piotra nie ma?

Pola

Jest na górze...

Szyszkin

Hm... Nie, nie pójdę po niego! Mam do pani prośbę, Tatjano Wasiljewuo, albo do pani, Polu... Niech mu pani powie, że ja znów... no, wie pani, że korepetycje u Prochorowa są wolne...

Cwietajewa

Znowu? No, to się panu nie wiedzie?

Tatjana

Czy pan się pokłócił?

Szyszkin

Właściwie to nie bardzo! Jestem zbyt opanowany.

Cwietajewa

Więc dlaczego? Przecież pan sam chwalił Prochorowa?

Szyszkin

Niestety! Chwaliłem... niech go diabli!... i w gruncie rzeczy on jest przyzwoitszy od innych... niegłupi... Trochę tylko zarozumiały... gadatliwy... a w ogóle — (z nieoczekiwaną gwałtownością) to bydlę!

Tatjana

Wątpię, czy Piotr będzie szukał dla pana korepetycji...

Szyszkin

No tak. Pewnie się będzie na mnie gniewał...

Cwietajewa

Ale co zaszło między panem a Prochorowem?

Szyszkin

Niech pani sobie wyobrazi: on jest antysemita!

Tatjana

A co to pana obchodzi?

Szyszkin

No wie pani, to po prostu nieprzyzwoite! Niegodne inteligentnego człowieka. A w ogóle — to burżuj! Choćby na przykład taka historia: jego pokojówka chodziła do niedzielnej szkoły. Wspaniale! On sam przecież aż do znudzenia dowodził mi pożytku niedzielnych szkół... A przecież wcale go o to nie prosiłem! Chwalił się nawet, że jest jednym z inicjatorów. I oto niedawno, w niedzielę, wraca do domu i... okropność! Drzwi otwiera nie pokojówka, lecz niańka! Gdzie Sasza? W szkole. Aha! No — i zabronił pokojówce chodzić do szkoły! Jak to według pani określić?

Tatjana

w milczeniu wzrusza ramionami,

Cwietajewa

A taki gaduła z niego...

Szyszkin

W ogóle Piotr jak gdyby na złość wciąż znajduje mi lekcje u takich ludzi.

Tatjana

oschle

Zdaje mi się, że pan bardzo chwalił kasjera.

Szyszkin

Tak. Pewnie. To miły staruszek! Ale numizmatyk! Wciąż mi pcha pod nos różne miedziaki i prawi o cezarach, diadochach i jakichś tam faraonach na triumfalnych wozach. Dręczył mnie, sił mi już brakowało. No i powiedziałem mu: Wikientij Wasiljewiczu, to są, moim zdaniem, głupstwa! Pierwszy lepszy kamień z bruku jest starszy od pańskich miedziaków. Obraził się. Jak to, powiada, to ja piętnaście lat życia straciłem na głupstwa? Potwierdziłem to. Przy rozrachunku potrącił mi pół rubla... Zapewne zostawił sobie dla uzupełnienia kolekcji. Ale to drobiazg... A z Prochorowem... no tak... (ponuro) Mam wstrętny charakter! (pospiesznie) Mario Nikiticzno! Chodźmy, już czas!

Cwietajewa

Chętnie. Do widzenia, Taniu! Jutro niedziela... Przyjdę do ciebie rano...

Tatjana

Dziękuję ci. Wydaje mi się nieraz, że jestem jak bluszcz, który się owija dokoła waszych nóg... Nie ma we mnie ani urody, ani radości... Czepiam się ludzi przeszkadzając im iść naprzód.

Szyszkin

Cóż to za złe myśli, fe!

Cwietajewa

Przykro tego słuchać, Taniu.

Tatjana

Poczekaj... Czy wiesz? Rozumiem, zrozumiałam nareszcie okrutną logikę życia... Kto nie potrafi w nic uwierzyć, ten nie powinien żyć... Ten powinien zginąć... Tak!

Cwietajewa

z uśmiechem

Naprawdę? A może nie?

Tatjana

Przekomarzasz się ze mną... Czy to warto? Czy warto ze mnie żartować?

Cwietajewa

Nie, Taniu, nie, moja droga. Przez ciebie mówi twoja choroba, wyczerpanie, lecz nie ty sama... No, do widzenia! I nie uważaj nas za okrutnych, złych ludzi.

Tatjana

Idźcie, do widzenia!

Szyszkin

do P o l i

No, a kiedy pani wreszcie przeczyta Heinego? Ach — prawda, przecież pani wychodzi za mąż... Hm! W związku z tym można by kilka słów powiedzieć... Ale co tam... Do widzenia!

wychodzi za Cwietajewą

Pauza.

Pola

Pewnie już niedługo skończy się wieczorne nabożeństwo... Czy mam powiedzieć Stiepanidzie, żeby przyniosła samowar?

Tatjana

Wątpię, czy rodzice będą pili herbatę... Zresztą, jak chcesz, (pauza) Przedtem cisza mnie przygnębiała, a teraz sprawia mi przyjemność.

Pola

Czy nie powinna pani już zażyć lekarstwa?

Tatjana

Jeszcze nie. W ostatnich dniach było u nas tak gwarno, tak hałaśliwie. Ile hałasu robi ten Szyszkin...

Pola

zbliżając się ku niej

To dobry człowiek...

Tatjana

Dobry... ale głupi...

Pola

Porządny, odważny. Gdzie tylko dostrzega jakąś niesprawiedliwość, zaraz przeciwko niej występuje. O, na przykład ujął się za pokojówką. Kto zwraca uwagę na to, jak żyją pokojówki i inni ludzie, którzy pracują na bogaczy? A jeśli nawet ktoś zwróci uwagę, to czy się za nimi ujmie?

Tatjana

nie patrzy na P o l ę

Powiedz mi, Polu... Czy ty się nie boisz wyjść za mąż za Niła?

Pola

spokojnie, ze zdziwieniem

Czegóż bym się miała bać? Nie, nie boję się wcale...

Tatjana

Czego? A ja... bałabym się. Mówię z tobą o tym dlatego, że cię lubię! Jesteś inna niż on. Jesteś prostą dziewczyną, a Nił dużo czytał, jest wykształcony. Może się tobą znudzić. Czyś o tym pomyślała, Polu?

Pola

Nie. Wiem, że mnie kocha.

Tatjana

z goryczą

Czy to można wiedzieć?

Tietieriew

wnosi samowar.

Pola

O, bardzo panu dziękuję! Pójdę po mleko.

wychodzi

Tietieriew

podchmielony, z twarzą obrzękłą

Przechodzę koło kuchni, a tu Stiepanida zaczyna mnie błagać: „Niech pan zaniesie samowar!" Ja, powiada, dam panu za to, kiedy pan zechce, ogóreczka. A że jestem żarłok, więc się skusiłem...

Tatjana

Pan już po nabożeństwie?

Tietieriew

Nie, nie byłem dzisiaj. Łeb mi pęka z bólu. A jak pani? Czuje się pani lepiej?

T a t j a n a

Dziękuję, tak sobie. Pytano mnie dziś o to chyba ze dwadzieścia razy... Czułabym się o wiele lepiej, gdyby w domu nie było tak hałaśliwie. Ta bieganina trochę mnie denerwuje... Wszyscy dokoła się śpieszą, krzyczą. Ojciec złości się na Niła, matka wciąż wzdycha... A ja leżę, przyglądam się i... nie widzę sensu w tym, co oni wszyscy nazywają życiem.

Tietieriew

Myli się pani, życie jest ciekawe. Ja, człowiek stojący z boku, którego nie obchodzą ziemskie sprawy, żyję tylko dlatego, że jestem ciekawy, i uważam, że ten dom jest dość interesujący.

T a t j a n a

Pan nie wymaga wiele, wiem o tym. Ale cóż tu jest interesującego ?

Tietieriew

O, na przykład to, że ludzie stroją swoje życie jak instrument. Lubię słuchać, gdy w teatrze orkiestra stroi skrzypce. Ucho łowi mnóstwo oddzielnych harmonijnych dźwięków. Czasami słychać piękną frazę... I ma się wielką ochotę jak najprędzej usłyszeć, co właściwie ta orkiestra będzie grała. Kto tu jest solistą? Jaki to utwór? Tutaj to samo... Stroją instrumenty...

Tatjana

W teatrze... owszem. Tam zjawia się dyrygent, macha pałeczką, a orkiestra źle i bezdusznie gra jakąś starą, ograną melodię. A tu? Ci ludzie tutaj? Co oni potrafią zagrać? Nie wiem.

Tietieriew

Mam wrażenie, że coś fortissimo...

Tatjana

Zobaczymy. (Pauza. Tietieriew zapala fajkę) Dlaczego pan pali fajkę, a nie papierosy?

Tietieriew

Wygodniej. Przecież jestem włóczęgą. Większą część roku spędzam w drodze. Niedługo znów pojadę. Niech tylko zima się ustali, ruszam w drogę.

Tatjana

Dokąd?

Tielieriew

Nie wiem... Przecież to wszystko jedno...

Tatjana

Zamarznie pan gdzieś po pijanemu...

Tielieriew

W drodze nigdy nie piję. A jeśli zamarznę — to co? Lepiej zamarznąć idąc, niż gnić siedząc na jednym miejscu...

Tatjana

Czy to pan do minie pije?

Tietieriew

zrywa się przerażony

Broń Boże! Co pani mówi, przecież jestem człowiekiem!

T a t j a n a

uśmiecha się

Niech się pan uspokoi, to mnie nie dotknęło. Straciłam wrażliwość na ból. (z goryczą) Wszyscy wiedzą, że mnie nie można dotknąć... Pelagia, Helena, Masza. One wszystkie zachowują się jak ludzie bogaci, których nic nie obchodzi, co czuje, co myśli nędzarz, gdy widzi, jak jedzą wyszukane potrawy.

Tietieriew

krzywi się, mówi przez zęby

Po co ta pokora? Trzeba szanować siebie...

Tatjana

No dobrze... Przestańmy o tym mówić, (pauza) Niech mi pan coś powie o sobie. Pan nigdy o sobie nie mówi. Dlaczego?

Tietieriew

Temat obszerny, ale nieciekawy.

Tatjana

Niech pan powie, dlaczego pan tak dziwnie żyje? Zdawałoby się, że pan jest mądry, utalentowany. Co się panu w życiu przytrafiło?

Tietieriew

Co się przytrafiło? O, to długa historia i nudna, gdyby ją opowiedzieć własnymi słowami...

Po szczęście w drogę wyruszyłem.

Nagi i bosy powróciłem.

Nadzieje i bielizna cała

W strzępy się zdarły w tych opalach.

Ale to wyjaśnienie nieco dla mnie za piękne, mimo że dokładne... Trzeba jeszcze dodać, że w Rosji jest znacznie wygodniej i bezpieczniej być pijakiem, włóczęgą niż trzeźwym, uczciwym, pracowitym człowiekiem. (wchodzą Piotr i Nił) Tylko ludzie bezwzględnie szczerzy i twardzi jak miecze, tylko oni potrafią się przebić. O! Nił! Skąd wracasz?

Nił

Z parowozowni! Po bitwie, w której odniosłem wspaniałe zwycięstwo. Ten tępogłowy kierownik parowozowni...

Piotr

Na pewno niedługo wyrzucą cię z pracy...

Nił

Znajdę sobie inną...

Tatjana

Wiesz, Piotrze. Szyszkin pokłócił się z Prochorowem i wobec tego, że nie miał odwagi ci sam powiedzieć...

Piotr

ze złością, zdenerwowany

Niech go diabli porwą! To po prostu oburzające! W jakiej idiotycznej sytuacji stawia mnie wobec Prochorowa! I w końcu odbiera mi możność okazania pomocy koledze...

Nił

Poczekaj, nie denerwuj się, dowiedz się najpierw, kto jest winien.

Piotr

Wiem!

Tatjana

Szyszkinowi nie spodobało się, że Prochorow jest antysemitą.

Nił

śmieje się

Ach, kochany, czupurny kogucik z naszego Szyszkina.

Piotr

No tak, tobie się to podoba. Ty także jesteś zupełnie pozbawiony szacunku dla cudzych przekonań... Dzicy ludzie...

Nił

Zaczekaj! A czy ty sam gotów byłbyś szanować antysemitę?

Piotr

W żadnym wypadku nie przypisuję sobie prawa do chwytania kogokolwiek za gardło.

Nił

A ja bym chwycił...

Tietieriew

przygląda się kolejno Niłowi i Piotrowi

Chwytaj!

Piotr

Kto wam dał?... Kto wam dał takie prawo?

Nił

Prawa nikt nie daje, prawo zdobywa się samemu. Człowiek powinien sam wywalczyć sobie prawo, jeśli nie chce, by go przygniótł brutalny obowiązek...

Piotr

Ależ pozwól!

Tatjana

zniechęcona

No i znów zaczyna się dyskusja!... Nie kończąca się dyskusja! Że też wam się to nie znudzi...

Piotr

pojednawczo

Przepraszam, już nie będę! Ale doprawdy, ten Szyszkin postawił mnie...

Tatjana

Rozumiem... To głupi człowiek!

Nił

Jest bardzo dzielny. Nie tylko nie pozwala, by mu ktoś następował na odciski, lecz sam zaczyna walkę! To wielka zaleta, gdy ma się tyle poczucia ludzkiej godności.

Tatjana

Chciałeś powiedzieć — tyle naiwności?

Nił

Nie, ja się nie mylę. Niech to sobie będzie naiwność, a przecież to piękne.

Piotr

Raczej śmieszne.

Nił

No, jeśli ktoś odrzuca ostatni kawałek chleba tylko dlatego, że go otrzymuje od niesympatycznego człowieka...

Piotr

To znaczy, że ten, kto odrzuca chleb, nie jest tak bardzo głodny. Wiem, ty się z tym nie zgodzisz, sam jesteś taki... Ty też jesteś naiwnym uczniakiem... Na przykład na każdym kroku starasz się pokazać ojcu, że go nie szanujesz... Po co to?

Nił

A po co to ukrywać?

Tietieriew

Dziecię moje, przyzwoitość wymaga, by ludzie kłamali...

Piotr

Ale jakiż to ma sens? Jaki?

Nił

My, bracie, nie zrozumiemy się nigdy... Nie ma o czym gadać... Wszystko, co robi i mówi twój ojciec, jest dla mnie wstrętne...

Piotr

Może to jest wstrętne i dla mnie... A jednak staram się opanować. A ty wciąż go drażnisz... i za to rozdrażnienie płacimy my — ja, siostra...

Tatjana

No dość już! Przecież to nudne!

Nił spogląda na nią i zbliża się do stołu.

Piotr

Czy przeszkadzają ci nasze rozmowy?

Tatjana

Znudziły mi się... Wciąż to samo... Zawsze to samo...

Wchodzi Pola, trzyma garnek z mlekiem; widząc, że Nił uśmiecha się marzycielsko, Pola spogląda na obecnych i mówi

Pola

Patrzcie, jak się ten Nił błogo uśmiecha!

Tietieriew

Właściwie z czego jesteś taki zadowolony?

Nił

Ja?... Przypominam sobie, jak zwymyślałem kierownika parowozowni... Życie to bardzo interesująca rzecz!

Tietieriew

basem

Amen.

Piotr

Wzrusza ramionami

Bardzo mnie to dziwi. Czyżby optymiści rodzili się ślepi?

Nił

Optymista czy nie optymista — to nieważne. Ale życie — to mi się podoba, (wstaje i przechadza się po pokoju) Żyć na świecie to wielka przyjemność!

Tietieriew

Tak, życie jest bardzo interesujące.

Piotr

Jeśli to mówicie szczerze, to obaj jesteście komiczni!

Nił

A ty... sam nawet nie wiem, jak cię nazwać. Wiem, i to nie jest dla nikogo tajemnicą, że jesteś zakochany i że cieszysz się wzajemnością. No więc choćby tylko z tego powodu: czy nie masz ochoty śpiewać, tańczyć? Czy nawet to nie jest dla ciebie powodem do radości?

Pola spoza samowara dumnie spogląda na wszystkich. Tatjana niespokojnie porusza się na kozetce, starając się dostrzec twarz N i ł a. Tietieriew uśmiechając się czyści fajkę.

Piotr

Zapominasz o pewnych drobnych rzeczach. Po pierwsze: studentom nie wolno się żenić, po drugie: będę musiał stoczyć bój z rodzicami, po trzecie...

Nił

Boże! Co ty mówisz? No więc właściwie zostaje ci tylko jedno wyjście: ucieczka... Uciekaj, uciekaj na pustynię.

Pola uśmiecha się.

Tatjana

Wiesz, Nił, jesteś niepoważny...

Nił

Nie, Pietia, nie. Życie, nawet jeśli się nie jest zakochanym, to wspaniałe zajęcie! Prowadzić rozklekotane parowozy w jesienne noce wśród deszczu i wichury... Albo zimą wśród zamieci, gdy wokół nic nie widać, gdy ziemię okrywa mrok lub gdy wszystko jest zasypane śniegiem — droga wtedy jest męcząca, trudna, nawet niebezpieczna, a przecież to wszystko ma swój urok. W jednym tylko nie widzę nic przyjemnego — w tym, że mnie i innym uczciwym ludziom rozkazują świnie, idioci, złodzieje... Ale nie całe życie do nich należy! Oni przeminą, znikną tak, jak znikają wrzody na zdrowym ciele. Nie ma takiego rozkładu jazdy, który by nie uległ zmianom!

Piotr

Nieraz już to słyszałem. Zobaczymy, jak ci na to odpowie życie.

Nił

Zmuszę je, by mi tak odpowiedziało, jak zechcę. Ty mnie nie zastraszysz. Wiem lepiej od ciebie, że życie jest trudne, że czasem jest ohydnie okrutne, że nieokiełznane, brutalne siły napierają na człowieka i dławią go. Wiem o tym, i to mi się nie podoba, to mnie oburza. Takiego porządku na świecie nie chcę! Wiem, że życie to sprawa poważna, ale jeszcze nie uporządkowana, że będę musiał zużyć wszystkie siły i zdolności, by je uporządkować. Wiem również, że nie jestem bohaterem, tylko uczciwym, zdrowym człowiekiem, a jednak mówię: to nic, nasza sprawa zwycięży! I wytężę wszystkie siły, żeby zaspokoić to jedno pragnienie: wejść w sam środek życia, ugniatać je jak ciasto. I tak, i owak, jednemu przeszkodzić, innemu pomóc... W tym właśnie jest radość życia!

Tietieriew uśmiecha się

W tym tkwi sens najgłębszej z nauk! W tym sens całej filozofii! A każdej innej filozofii — przekleństwo!

Helena

w progu

Z jakiego powodu tu się krzyczy i macha rękami?

Nił

podbiega ku niej

O pani! Pani mnie rozumie! Opiewałem przed chwilą urodę życia! No, niech pani powtórzy: życie jest przyjemne!

Pola

półgłosem

Dobrze jest żyć!

Helena

Kto się z tym nie zgadza?

Nił

do Poli

Moja ty kochana.

Helena

Proszę się nie czulić w mojej obecności!

Piotr

Diabli wiedzą, co się z nim dzieje! Zupełnie, jakby był pijany...

Tatjana, która leży z głową opartą o wezgłowie kozetki, powoli podnosi ręce i zasłania nimi twarz.

Helena

Chwileczkę! Przyszliście tu na herbatę, a ja chciałam was zaprosić do siebie... Ale zostanę z wami, tak tu dziś wesoło, (do Tietieriewa) Tylko pan, mądry kruku, tylko pan siedzi nastroszony — dlaczego?

Tietieriew

Ja też jestem wesoły. Ale lubię cieszyć się po cichu, a martwić głośno.

Nił

Tak jak wielkie, mądre, ponure psy...

Helena

Nigdy nie widziałam pana ani w dobrym, ani w złym nastroju, zawsze pan tylko filozofuje. Wiecie, państwo, wiesz Taniu? On mnie uczy filozofii. Wczoraj wygłosił cały wykład o jakiejś tam zasadzie racji dostatecznej... Ach, zapomniałam, jak ta dziwna zasada brzmi. Jak to się mówi? No, jak?

Tietieriew

uśmiecha się

Nic nie istnieje bez uzasadnienia, dlaczego istnieje...

Helena

Słyszycie państwo? Proszę, jakie ja znam mądrości. Wy wcale nie wiecie, że ta zasada wyobraża sobą — to bardzo filozoficzne wyrażenie — wyobraża sobą coś w rodzaju dębu, ponieważ posiada jak gdyby cztery korzenie — cztery podstawy... Zgadza się?

Tietieriew

Nie śmiem oponować...

H e l e n a

Oczywiście! Niechby się pan odważył! Podstawa pierwsza, a może zresztą nie pierwsza — to prawo dostatecznego uzasadnienia życia... Życie to materia ukształtowana, o, na przykład ja: jestem materią, która przyjęła — nie bez podstaw — kształty kobiety... Ale za to — już bez żadnych podstaw — jest pozbawiona bytu. Byt jest wieczny, a materia ukształtowana pobędzie trochę na ziemi i — fiut! Zgadza się?

Tietieriew

Zgadza się. Poniekąd...

Helena

Wiem jeszcze, że istnieją związki przyczynowe, a priori i a posteriori, ale co to za jedne, zapomniałam! Jeśli od tych wszystkich mądrości nie wyłysieję, to będę bardzo mądra. A najciekawsze i najmądrzejsze w całej filozofii to zagadnienie, dlaczego pan rozmawia ze mną o filozofii?

Tietieriew

Dlatego że, po pierwsze: bardzo lubię na panią patrzeć...

Helena

Dziękuję! Po drugie, na pewno to nic zajmującego...

Tietieriew

...po drugie, dlatego że człowiek nie kłamie tylko wtedy, gdy filozofuje, ponieważ filozofując po prostu zmyśla!

Helena

Nic nie rozumiem! A, prawda... Taniu, jak się czujesz? (nie czekając na odpowiedz) Piotrze... Wasiljewiczu, z czego pan jest taki niezadowolony?

Piotr

Z siebie.

Nił

I ze wszystkiego poza tym.

Helena

Wiecie, państwo, mam ogromną ochotę śpiewać! Jaka szkoda, że dziś sobota i że nie skończyło się jeszcze nabożeństwo, (wchodzi Biezsjemienow i Akulina Iwanowna) O! Wracają już nabożnisie! Dobry wieczór!

Biezsjemienow

oschle

Moje uszanowanie...

A k u l i n a Iwanowna

Dobry wieczór, paniusiu, jużeśmy się dziś widzieli.

Helena

Ach tak! Zapomniałam... No, jak tam... Bardzo gorąco było w cerkwi?

Biezsjemienow

Nie po to tam chodzimy, żeby badać klimat...

Helena

zmieszana

Oczywiście, oczywiście, chciałam po prostu zapytać... czy dużo było ludzi...

Akulina Iwanowna.

Nie liczyliśmy...

Pola

do Biezsjemienowa

Czy będzie pan pił herbatę?

B i e z s j e m i e n o w

Wpierw zjemy kolację... Matko, idź no, przygotuj...

Akulina Iwanowna wychodzi pociągając nosem. Ogólne milczenie. T a t j a n a wstaje i podtrzymywana przez Helenę, zbliża się do stołu. Nił siada na kozetce. Piotr przechadza się po pokoju. Tietieriew siedzi przy pianinie i przygląda się wszystkim z uśmiechem. Pola krząta się kolo samowara. Biezsjemienow siedzi w kącie na kufrze.

Biezsjemienow

Co to dziś za naród, sami złodzieje, aż dziwne! Kiedy szedłem z matką do cerkwi, położyłem deseczkę przy bramie, żeby się nie zabłocić. Wracamy, a deseczki ani śladu. Jakiś złodziejaszek ściągnął. Straszne teraz zepsucie, (pauza) Dawniej złodziejaszków było mniej. Ludzie raczej chodzili na rozbój. Wszyscy mieli większy rozmach, wstydzili się obciążać sumienie głupstwami...

Za oknem słychać śpiew i dźwięki harmonii.

Patrzcie no, śpiewają! Sobota, a ci śpiewają.

Dźwięki zbliżają się, słychać śpiew na dwa głosy,

Na pewno rzemieślnicy. Widocznie po fajrancie poszli do knajpy, przepili cały zarobek, a teraz drą się na całe gardło.

Śpiew rozlega się pod oknem. Nił przyciska twarz do szyby i patrzy na ulicę.

Pożyją tak rok, najwyżej dwa, i gotowe! Będą z nich włóczęgi, łobuzy...

Nił

Zdaje się, że to Pierczychin...

Akulina Iwanowna

w progu

Ojcze, chodź na kolację.

Biezsjemienow

wstaje

Taki Pierczychin... Też zmarnowany człowiek.

wychodzi

Helena

odprowadza go spojrzeniem

A jednak u mnie przyjemniej pić herbatę...

Nił

Pani dowcipnie rozmawiała ze starymi.

Helena

Ja w jego obecności czuję się zmieszana. On mnie nie lubi i to mi sprawia przykrość... Nawet mnie obraża... Dlaczego on mnie nie lubi?

Piotr

W gruncie rzeczy to poczciwy staruszek... Ale zbyt ambitny.

Nił

Jest przy tym trochę chciwy, trochę zły...

Pola

Tss! Nie trzeba tak mówić o kimś, kto jest nieobecny. To nieładnie!

Nił

Nieładnie być chciwym.

Tatjana

oschle

Proponuję nie dyskutować nad tą sprawą... Ojciec może wejść lada chwila!... W ciągu ostatnich trzech dni z nikim się nie kłócił, stara się być wobec wszystkich uprzejmy...

Piotr

To go niemało kosztuje...

Tatjana

Trzeba to jednak ocenić... To stary człowiek... To nie jego wina, że się urodził wcześniej od nas i że myśli nie tak jak my. (z rozdrażnieniem) Jacy ludzie są okrutni! Jacy my wszyscy jesteśmy brutalni, bezlitośni! Uczą nas kochać bliźniego. Mówią nam: bądźcie łagodnego serca...

Nił

naśladując glos Tatjany

I włażą nam na karki, i poganiają nas...

Helena śmieje się. Pola i Tietieriew uśmiechają się. Piotr chce coś powiedzieć Niłowi i zbliża się ku niemu. Tatjana z wyrzutem kiwa głową.

Biezsjemienow

wchodzi obrzucając Helenę nieprzyjaznym spojrzeniem

Pelagio! Twój ojciec jest w kuchni. Idź no i powiedz mu, żeby przyszedł innym razem, gdy będzie trzeźwy. Tak! Powiedz mu: idź, tatusiu, do domu... no i tak dalej! (Pola, a za nią Nił wychodzą) Idź no i ty, przyjrzyj się swojemu przyszłemu... Hm... (przerywa, siada przy stole) Zauważyłem, że jak tylko wchodzę, wszystkim wam się usta zamykają...

T a t j a n a

Kiedy ojca nie było, też niewiele mówiliśmy...

Biezsjemienow

patrzy na Helenę spode łba

A z czegoście się śmiali?

Piotr

Tak... po prostu. To były żarty. Nił...

Biezsjemienow

Wszystko Nił! Wszystko jego robota, wiedziałem o tym.

Tatjana

Czy nalać ojcu herbaty?

Biezsjemienow

Nalej.

Helena

Pozwól, Taniu, ja naleję...

Biezsjemienow

Nie, po co ma się pani trudzić, córka mi naleje...

Piotr

Myślę, że to wszystko jedno, kto ojcu naleje herbaty... Tania źle się czuję...

Biezsjemienow

Nie pytam cię, co o tym myślisz. Jeśli dla ciebie obcy ludzie są bliżsi niż rodzina...

Piotr

Ojcze! Jak ci nie wstyd.

Tatjana

Zaczyna się! Piotrze — bądź rozsądny.

Helena

uśmiecha się sztucznie

Ale czy to warto?

Drzwi otwierają się z cicha, wchodzi Pierczychin. Widać, ze jest podchmielony, lecz nie pijany.

Pierczychin

Wasilij Wasiljewicz! Przyszedłem, wyszedłeś stamtąd, a ja tutaj za tobą...

Biezsjemienow

nie patrząc na niego

No, jak już jesteś, to siadaj... Napij się herbaty, niech tam...

Pierczychin

Nie chcę herbaty! Pij sam na zdrowie! Przyszedłem, żeby się z tobą rozmówić...

Biezsjemienow

Po co rozmawiać, to wszystko głupstwa.

Pierczychin

Głupstwa, no? (śmieje się) Dziwak z ciebie, (wchodzi Nił i patrząc surowo na Biezsjemienowa staje obok kredensu) Od czterech dni wybieram się do ciebie, no i przyszedłem.

Biezsjemienow

To świetnie...

Pierczychin

Nie, wcale nie świetnie! Wasilij Wasiljewicz! Mądry z ciebie człowiek! Bogaty... Przyszedłem, żeby ci przemówić do sumienia!

Piotr podchodzi do N i ł a, cicho

Dlaczegoś go tu wpuścił?

Nił

Daj spokój. To nie twoja sprawa.

Piotr

Zawsze robisz... diabli wiedzą co.

Pierczychin

zagłuszając słowa Piotra

Jesteś stary, znam cię od dawna.

Biezsjemienow

zły

Czego właściwie chcesz?

Pierczychin

Powiedz mi, za co mnie niedawno wyrzuciłeś z domu? Myślałem i myślałem, w żaden sposób nie mogę zrozumieć. Powiedz, bracie! Przyszedłem tu bez złości. Ja do ciebie, bracie, z sercem...

Biezsjemienow

Z głupim rozumem przyszedłeś, ot co!

Tatjana

Piotrze! Pomóż mi. Nie, lepiej zawołaj Polę. Piotr wychodzi.

Pierczychin

O... Pola! Moja droga córka, moje niewinne pisklę, przez nią mnie wypędziłeś. Prawda? Za co? Za to, że odbiła Tatjanie konkurenta?

Tatjana

O, co za głupstwa... jakie to trywialne.

Biezsjemienow

powoli wstaje z krzesła

Uważaj, Pierczychin! Po raz drugi...

Helena

półgłosem do Niła

Niech go pan wyprowadzi, będzie awantura.

Nił

Nie chcę...

Pierczychin

Po raz drugi mnie nie wypędzisz, Wasilij Wasiljewicz! Nie masz powodu. Pola... Kocham ją, to dobre dziecko! A jednak nie pochwalam jej, nie pochwalam jej, nie! Dlaczego odbiła Tatjanie chłopca? Tak się nie robi.

Tatjana

Leno... Ja... chcę iść do swego pokoju... (Helena pomaga jej przejść, podtrzymuje ją. Przechodząc koło N i ł a, Tatjana mówi do niego cicho) Jak ci nie wstyd! Wyprowadź go!

Biezsjemienow

usiłuje panować nad sobą

Pierczychin! Milcz! Siedź i milcz... A jak nie, to marsz do domu!

Wchodzi P o l a, za nią Piotr.

Piotr

do Pali

Ale niech się pani uspokoi... Proszę panią...

Pola

Wasilij Wasiljewicz! Za co pan poprzednim razem wypędził ojca?

Biezsjemienow w milczeniu i surowo patrzy kolejno na wszystkich obecnych.

Pierczychin

Tsss! Córko! Nie mów nic!... Powinnaś zrozumieć.... Tatjana się truła — dlaczego? Aha? Wasilij Wasiljewicz? Widzisz? Ja, bracie, mówię szczerą prawdę, ja was wszystkich rozsądzę wedle sumienia. Jak należy! Ja po prostu...

Pola

Zaczekaj, ojcze...

Piotr

Pozwól, Polu...

Nił

Daj lepiej spokój...

Biezsjemienow

Pelagio... jesteś zuchwała...

Pierczychin

Ona? Ależ skąd... Ona dla mnie...

Biezsjemienow

Milcz! Nie wiem już w końcu, czyj to dom? Kto tu jest gospodarzem? Kto jest sędzią?

Pierczychin

Ja! Ja rozsądzę wszystkich... wszystkich po kolei... Po pierwsze, nie bierz cudzego! Po drugie, jeśli wzięłaś, to oddaj!

Piotr

do Pierczychina

Przestań gadać! Chodź do mojego pokoju.

Pierczychin

Nie lubię ciebie. Piotrze! Jesteś zarozumiały, próżny. Zresztą o niczym nie masz pojęcia... Co to jest kanalizacja? Aha! Opowiadali ci, bracie. (Piotr ciągnie go za rękę) Zostaw, zaczekaj...

Nił

do Piotra

Nie rusz go...

Biezsjemienow

do N i ł a

A ty co, psy szczujesz?

Nił

Nie, chcę zrozumieć, o co chodzi. Co zawinił Pierczychin? Za co go ojciec wypędził? Co z tym ma wspólnego Pola?

Biezsjemienow

Cóż to? Zeznań ode mnie żądasz?

Nił

A jeśli nawet, to co? Ojciec jest człowiekiem i ja jestem człowiekiem...

Biezsjemienow

z wściekłością

Nie! Ty nie jesteś człowiek. Ty jesteś wściekła bestia!

Pierczychin

Tss! Ciszej! Trzeba mówić spokojnie... wedle sumienia...

Biezsjemienow

do P o l i

A ty jesteś żmija, żebraczka!

Nił

przez zęby

Niech ojciec nie krzyczy!

Biezsjemienow

Co? Precz! Niewdzięczniku! Wykarmiłem cię własną krwią.

T a t j a n a

ze swego pokoju

Tatusiu! Ojcze!

Piotr

do N i ł a

No... Doigrałeś się? Wstydziłbyś się!

Pola

półgłosem

Pan nie śmie na mnie krzyczeć, nie jestem pańską niewolnicą. Pan nie ma prawa wszystkich obrażać. Niech pan powie: za co pan wypędził ojca?

Nił

spokojnie

Ja również żądam odpowiedzi. To nie dom wariatów. Trzeba odpowiadać za swoje czyny.

Biezsjemienow

nieco ciszej, hamując gniew

Nie narażaj się, Nił, idź stąd. Uważaj... Ja cię wykarmiłem, ja cię wychowałem...

Nił

Niech mi ojciec nie wypomina swojego chleba! Odrobię wszystko, co zjadłem.

Biezsjemienow

Serce mi zeżarłeś, ty zbóju.

Pola

bierze N i ł a za rękę

Chodźmy stąd!

Biezsjemienow

Idź, pełznij, żmijo! To wszystko przez ciebie. Córkę mi ukłułaś swoim żądłem, a teraz jego, przeklęta... przez ciebie moja córka...

Pierczychin

Wasilij Wasiljewicz! Ciszej! Miejże sumienie!

Tatjana

woła

Ojcze! Nieprawda! Piotrze, dlaczego milczysz? (staje w drzwiach swego pokoju i bezsilnie wyciągając ręce wychodzi na środek sceny) Piotrze, nie trzeba! Mój Boże! Tierientij Chryzanficz! Niech pan im powie... Niech pan im powie... Nił! Polu! Idźcie stąd, na litość boską! Idźcie! Po co to wszystko?

Tietieriew uśmiechając się, powoli wstaje od stołu. Biezsjemienow cofa się przed córką. Piotr chwyta siostrę za rękę i podtrzymuje ją rozglądając się z zakłopotaniem.

Pola

Chodźmy!

Nił

Dobrze, (do Biezsjemienowa) odżałuję, że to się odbyło w tak gwałtowny sposób.

Biezsjemienow

Idź, idź! Zabierz ją sobie...

Nił

Ja tu już nie wrócę...

Pola

głośno, drżącym głosem

Czy można mnie winić... czy zawiniłam wobec Tani? Czy to ja jestem winna? Jak pan się nie wstydzi?

Biezsjemienow

z wściekłością

Wynoś się wreszcie!

Nił

Ciszej!

Pierczychin

Nie kłóćcie się, trzeba łagodniej!

Pola

Do widzenia na zawsze! Chodź, ojcze!

Nił

do Pierczychina

Chodźmy!

Pierczychin

Nie, nie pójdę z wami. Sam sobie jestem panem. Tierientij, nie pójdę z nimi... jestem sam... Moja sprawa jest uczciwa...

Tietieriew

Chodź ze mną.

Pola

Chodź, chodźże, póki cię nie wypędzają...

Pierczychin

Nie. Nie pójdę, Tierientij. Nie pójdę z nimi! Rozumiem, że...

Piotr

do N i ł a

Idźcie wreszcie stąd do diabła!

Nił

Idę... Żegnaj... jakiś ty jednak...

Pola

Chodźmy, chodźmy...

Wychodzą.

Biezsjemienow

woła za nimi

Wrócicie! Padniecie mi do nóg, będziecie przepraszać.

Piotr

Zostaw, ojcze, dość tego!

Tatjana

Tatusiu... Mój drogi, nie krzycz.

Biezsjemienow

Zaczekajcie!

Pierczychin

No, poszli sobie. Bardzo dobrze! A niech tam!

Biezsjemienow

Powinienem był im powiedzieć na pożegnanie... Łajdaki! Karmiłem, poiłem... (do Pierczychina) Ty stary diable! Durniu! Przyszedłeś, nagadałeś. Czego chcesz? Czego?

Piotr

Tatusiu! Dosyć tego.

Pierczychin

Wasilij Wasiljewicz! Nie krzycz. Ja ciebie przecież szanuję, ty dziwaku! Jestem głupi, to prawda! Ale rozumiem, co się komu należy.

Biezsjemienow

Myśli mi się plączą, nic nie rozumiem. Co się właściwie stało? Nagle... jak pożar latem w czasie suszy... Poszedł, powiedział: nie wrócę. Widzieliście, jakie to łatwe! Widzieliście, jak on... Nie, nie mogę w to uwierzyć...

Tietieriew

do Pierczychina

No, a ty co tu robisz? Po co tu siedzisz?

Pierczychin

Tak wypada... Ja, bracie, myślę zwyczajnie, po prostu. Raz, dwa... Pola jest moją córką? Dobrze! Znaczy powinna... (nagle milknie) Jestem złym ojcem, ona nic nie powinna, niech sobie żyje, jak chce! A Tani mi żal. Taniu, żal mi ciebie, żal mi was wszystkich. E! Mówiąc szczerze, wszyscy jesteście głupcy...

Biezsjemienow

Milcz...

Piotr

Taniu, czy Helena Nikołajewna wyszła?

Helena

z pokoju T a t j a n y

Jestem tutaj, poszłam po lekarstwo.

Biezsjemienow

Nie mogę zebrać myśli. Nic nie rozumiem. Czyżby doprawdy Nił... poszedł sobie?

Akulina Iwanowna

wchodzi, niespokojnie

Co się stało? Nił z Pelagią są w kuchni, a ja byłam w spiżarni...

Biezsjemienow

Czy oni już wyszli?

Akulina Iwanowna

Nie... proszą, żeby Pierczychin przyszedł. Pelagia powiada: niech pani powie ojcu, żeby... a wargi jej drżą... Nił warczy jak pies, co się stało?

Biezsjemienow

wstając

Zaraz... zaraz pójdę...

Piotr

Ojcze, nie trzeba! Niech ojciec nie idzie.

Ta t j a n a

Tatusiu! Proszę cię, nie trzeba!

Biezsjemienow

Czego nie trzeba?

Akulina Iwanowna

Ale co się stało?

Biezsjemienow

Nił od nas odchodzi, rozumiesz?... Na zawsze...

Piotr

No więc cóż? Odchodzi, doskonale... Na co on ojcu potrzebny? Ożeni się. Chce założyć własną rodzinę.

Biezsjemienow

A czy ja jestem dla niego obcy?

Akulina Iwanowna

Nie martw się tym, ojcze! Bóg z nim. Niech sobie idzie. Mamy własne dzieci. (do Pierczychina) A ty czego tu? Idź stąd!

Pierczychin

Nie mam z nimi wspólnej drogi...

Biezsjemienow

Nie, tu nie o to chodzi. Jeśli Nił odchodzi, niech sobie idzie! Ale jak, w jaki sposób on stąd odszedł? Jakim wzrokiem na mnie patrzył?

Helena wychodzi z pokoju Tatjany.

Tietieriew bierze Pierczychina pod rękę i prowadzi go ku drzwiom

Chodźmy na kieliszek żubrówki.

Pierczychin

Ty, fujarko boża! Stateczny jesteś...

Wychodzą.

Biezsjemienow

Wiedziałem, że od nas odejdzie... Ale nie myślałem, że w ten sposób. A ta wrzeszczy. Wyrobnica, smarkata... Pójdę, powiem im...

Akulina Iwanowna

Ej, zostaw ojcze! To są obcy ludzie! Czego ich żałować? Poszli sobie — niech tam!

Helena

do Piotra cicho

Chodźmy do mnie na górę...

Tatjana

Ja też pójdę, weźcie mnie ze sobą.

Helena

Chodźmy.

Biezsjemienow

słyszy

Dokąd?

Helena

Do mnie.

Biezsjemienow

Kogo pani zaprasza? Piotra?

Helena

Tak, i Tanię też...

Biezsjemienow

Nie mówimy o Tani. A Piotr do pani chodzić nie powinien.

Piotr

Ależ, ojcze! Nie jestem dzieckiem! Pójdę albo nie pójdę.

Biezsjemienow

Nie pójdziesz!

Akulina Iwanowna

Pietia! Ustąp ojcu! Ustąpże!

Helena

wzburzona

Przepraszam, Wasilij Wasiljewicz...

Biezsjemienow

Nie ma pani co przepraszać. Chociaż jesteście ludźmi, i to w dodatku ludźmi wykształconymi... choć straciliście wstyd i nie szanujecie nikogo...

Tatjana

krzyczy histerycznie

Tatusiu! Niech tatuś przestanie!

Biezsjemienow

Milcz! Jeżeli nie jesteś panią własnego losu, to milcz!... Czekaj! Dokąd idziesz?

Helena

idzie w kierunku drzwi.

Piotr

biegnie za nią, chwyta ją za rękę

Chwileczkę... Trzeba od razu wszystko wyjaśnić...

Biezsjemienow

Trzeba mnie wysłuchać... Zróbcie mi tę łaskę i wysłuchajcie mnie. Wyjaśnijcie mi, co się dzieje.

Wchodzi Pierczychin rozpromieniony, wesoły, za nim Tietieriew, również uśmiechnięty. Zatrzymują się na progu, patrzą na siebie znacząco. Pierczychin mruga wskazując ruchem głowy Biezsjemienowa i macha ręką.

Wszyscy gdzieś odchodzą, nie mówią nawet, po co, dokąd... Dokąd ty możesz iść, Piotrze? Kim ty jesteś? W jaki sposób chcesz żyć? Co chcesz robić?

Akulina Iwanowna szlocha, Helena, Tatjana i Piotr stoją zwartą grupą przed Biezsjemienowem; gdy Biezsjemienow mówi: „Dokąd ty możesz iść".., Tatjana odchodzi na bok, w stronę stołu, przy którym stoi matka. Pierczychin na migi pokazuje coś Tietieriewowi, potrząsa przy tym głową i macha rękami, jak gdyby płoszył ptaki.

Mam prawo o to pytać! Jesteś jeszcze młody, jesteś głupi! Pięćdziesiąt osiem lat ręce sobie urabiałem po łokcie, pracując na dzieci...

Piotr

Słyszałem już o tym, ojcze! Setki razy...

Biezsjemienow

Milcz!

Akulina Iwanowna

Ach, Pietia, Pietia!

Tatjana

Mamo! Mama nic nie rozumie!

Akulina Iwanowna

potrząsa głowa.

Biezsjemienow

Milcz! Co ty tam wiesz? Nic.

Piotr

Ojcze! Dlaczego mnie dręczysz? Czego chcesz ode mnie?

Akulina Iwanowna

mówi nagle głośno

Nie, czekaj! I ja mam serce, i ja mam tu coś do powiedzenia! Synku! Co ty robisz? Coś postanowił? Kogoś się radził?

T a t j a na

To okropne! To jakby tępą pilą... (do matki) Mama szarpie duszę, ciało...

Akulina Iwanowna

Kto jest piłą? Matka?

Biezsjemienow

Stara, zostaw! Niech on... pozwól mu mówić.

Helena

do Piotra

Dosyć tego! Nie mogę już dłużej. Odchodzę.

Piotr

Niech pani zaczeka. Na Boga! Zaraz wszystko się wyjaśni.

Helena

Nie, nie! To dom wariatów! To...

T i e t i e r i e w

Heleno Nikołajewno! Niech pani stąd idzie, niech ich pani wszystkich pośle do diabla!...

Biezsjemienow

Pan, pan...

Tatjana

Czy to się wreszcie kiedyś skończy? Piotrze, wyjdź!

Piotr

prawie krzyczy

Ojcze, matko, spójrzcie: to jest moja narzeczona!

Pauza. Wszyscy patrzą na Piotra. Potem Akulina Iwanowna załamuje ręce i spogląda z przerażeniem na męża. Biezsjemienow cofa się, jak gdyby ktoś go popchnął, pochyla głowę. Tatjana ciężko wzdycha i powoli, z opuszczonymi rękami, idzie w stronę pianina.

Tietieriew

półgłosem

Wybrał sobie odpowiednią chwilę...

Pierczychin

wysuwa się ku przodowi

No, to już koniec! Wszyscy się rozlatują... Hej, dzieci, lećcie z klatki, jak ptaszki w dniu zwiastowania.../3

Helena

wyrywa rękę z dłoni Piotra

Niech pan mnie puści! Nie mogę...

Piotr

cicho

Teraz wszystko już się wyjaśniło od razu...

Biezsjemienow

kłania się Piotrowi

No, dziękuję ci, synku, za miłą wiadomość.

Akulina Iwanowna

z płaczem

Unieszczęśliwiłeś się, Pietia! Czy to... Czy to dla ciebie żona?

Pierczychin

Ona — dla Piotra? Co ty pleciesz, stara? A co on wart?

3/Według dawnego obyczaju w ten dzień wypuszczano ptaki z klatek. (Przyp. tłum.)

Biezsjemienow

powoli do Heleny

I pani też dziękuję, łaskawa pani! No, teraz to już stracony człowiek! Powinien się jeszcze uczyć, a teraz... sprytnie!... Choć przeczuwałem! (ze złością) Winszuję pani zdobyczy! Pietia! Nie dam ci błogosławieństwa! A ty, ty złapałaś go, ukradłaś! Ty kotko parszy...

Helena

Jak pan śmie!

Piotr

Ojcze! Tyś oszalał!

Helena

Zaraz, niech pan czeka. Tak, to prawda! Tak, sama go wam zabrałam, sama! Sama... ja pierwsza mu powiedziałam, zaproponowałam mu małżeństwo! Słyszzy pan? Ty stary puchaczu! Słyszy pan? To ja go wam odebrałam! Żal mi go! Zamęczyliście go tutaj. Zżeracie ludzi, jak rdza! Wasza miłość to dla niego zguba! Myślicie... wiem, co myślicie — że ja to zrobiłam dla siebie! Myślcie tak sobie! Jak ja was nienawidzę!

Tatjana

Lena! Lena! Co ty mówisz?

Piotr

Heleno! Chodźmy stąd!

Helena

Wie pan, nawet nie wezmę z nim ślubu. Cieszy się pan, co? O, to bardzo możliwe. Niech się pan nie lęka przedwcześnie! Będę z nim żyła, ot tak, po prostu, bez ślubu, ale wam go nie oddam! Nie oddam! Nie będziecie go już dłużej dręczyć! Nie! On już do was nie wróci! Nigdy! Nigdy! Nigdy!

Tietieriew

Wiwat! Niech żyje kobieta!

Akulina Iwanowna

Ach, Boże! Ojcze! Co się dzieje... Ojcze...

Piotr

popycha Helenę w kierunku drzwi

Idź... niech pani idzie, niech pani stąd wyjdzie...

Helena wychodzi ciągnąc za sobą Piotra.

Biezsjemienow

rozgląda się bezradnie

Jak to? (mówi nagle głośno i szybko) Zawołaj policję! (tupie nogami) Niech się wynosi z domu! Jutro, natychmiast!

T a t j a n a

Tatusiu, jak można?

Pierczychin

zdziwiony, nic nie rozumiejąc

Wasillj Wasiljewicz! Kochany, co się stało? Dlaczego krzyczysz? Powinieneś się cieszyć...

T a t j a n a

podchodzi do ojca

Słuchaj, ojcze...

Biezsjemienow

A, ty, ty, tyś jeszcze tu została! Dlaczego stąd nie odchodzisz? Idź... Nie masz z kim? Nie masz dokąd? Przegapiłaś?

Tatjana żachnąwszy się odchodzi szybko w kierunku pianina. Akulina Iwanowna, zgnębiona i bezradna, podbiegu do córki.

Pierczychin

Wasilij Wasiljewicz! Daj spokój! Pomyśl tylko! Piotr nie będzie się teraz uczył. A na co mu to? (Biezsjemienow patrzy tępo w twarz Pierczychina i kiwa głową) Ma na życie. Nazbierałeś przecież dość pieniędzy... Żonę będzie miał jak malina, a ty krzyczysz, złościsz się! Opamiętaj się, dziwaku! Tietieriew śmieje się głośno.

Akulina Iwanowna

płacze

Wszyscy nas porzucili! Odeszli!

Biezsjemienow

rozglądając się

Milcz, matko! Wrócą. Nie mają prawa! Dokąd pójdą? (do Tietieriewa) A ty czego zęby szczerzysz? Ty żmijo! Diable! Wynoś się z mieszkania! Żeby cię tu już jutro nie było! Cała was tu szajka...

Pierczychin

Wasilij Wasiljewicz!

Biezsjemienow

Precz stąd! Ty łajdaku! Włóczęgo!

Akulina Iwanowna

Taniu! Taniusiu! Taka jesteś chora, nieszczęśliwa! Co teraz będzie?

Biezsjemienow

Ty, córko, wiedziałaś o wszystkim. Wiedziałaś o wszystkim i milczałaś. To spisek przeciwko ojcu. (nagle, jakby przestraszony) Czy myślisz, że on jej nie rzuci? Tej baby? Taką rozpustnicę za żonę? Mój syn... jesteście przeklęci, rozpustni, zgubieni ludzie...

Ta t j a na

Niech mi ojciec da spokój! Żebym nie musiała ojca znienawidzić...

Akulina Iwanowna

Córeczko, biedactwo moje! Zadręczyli cię. Nas wszystkich zadręczyli... Za co?

Biezsjemienow

A kto? Wszystko ten Nił — bandyta, zbój, podlec! To on mi zbuntował syna... I córka przez niego cierpi! (spostrzega Tietieriewa, który stoi koło kredensu) Ty oberwańcze! No co? Czego tu chcesz? Wynoś się z mieszkania!

Pierczychin

Wasilij Wasiljewicz! A jego za co wyganiasz? Ach, ty stary, zupełnie już zwariowałeś!

Tietieriew

spokojnie

Nie krzycz, stary! Nie dasz rady wszystkiemu, co się na ciebie wali. Nie bój się. Twój syn wróci...

Biezsjemienow

szybko

A ty skąd wiesz?

Tietieriew

On od ciebie daleko nie odejdzie. Tylko chwilowo poszedł na górę, bo go tam wciągnięto, ale zejdzie stamtąd... Ty umrzesz, on trochę przebuduje ten chlew, przestawi w nim meble i będzie żył jak ty — spokojnie, rozsądnie, wygodnie...

Pierczychin

do Biezsjemienowa

Widzisz! Ty dziwaku postrzelony! Człowiek ci dobrze życzy, mówi ci dobre słowo, żeby cię uspokoić, a ty wrzeszczysz na niego. Tierientij, bracie, to mądry człowiek.

Tietieriew

Przestawi meble i będzie żył ze świadomością, że spełnił jak należy swój obowiązek wobec życia i ludzi. Przecież on jest do ciebie podobny...

Pierczychin

Jak dwie krople wody!

Tietieriew

Zupełnie taki sam... Tchórzliwy, głupi...

Pierczychin

do Tietieriewa

Co ty pleciesz?

Biezsjemienow

Mów, ale nie wymyślaj mi. Jak śmiesz!

Tietieriew

Przyjdzie czas, że stanie się chciwy jak ty, tak samo zarozumiały, pewny siebie, okrutny.

Pierczychin

patrzy ze zdziwieniem na Tietieriewa nie rozumiejąc, czy Tietieriew pociesza Biezsjemienowa, czy też mu wymyśla. Na twarzy Biezsjemienowa tez widać zdziwienie, niepewność, ale słucha z zaciekawieniem słów Tietieriewa.

Nawet będzie tak samo nieszczęśliwy jak ty teraz.. Życie idzie naprzód, stary — kto mu nie dotrzymuje kroku, ten zostaje sam...

Pierczychin

Słyszysz? Więc wszystko dzieje się tak, jak się dziać powinno. A ty się złościsz.

Biezsjemienow

Przestań, odczep się!

Tietieriew

I tak samo nikt nie oszczędzi twojego nieszczęsnego i godnego politowania syna, i każdy powie mu prawdę w oczy. Tak, jak ja mówię ją dziś tobie! Po coś ty żył? Coś zrobił dla ludzi? A syn twój, jak ty dzisiaj, nie odpowie.

Biezsjemienow

Taak... Ty tu niby sobie mówisz... Zawsze potrafiłeś pięknie mówić. A co masz w sercu? Nie, nie wierzę ci. Wszystko jedno, wynoś się z mieszkania! Dość tego! Długo was znosiłem! I ty też... sporo trucizny tu nasączyłeś.

Tietieriew

Ach, gdyby to ja! Ale niestety, nie ja.

wychodzi

Biezsjemienow

potrząsa głową

No, zniosę to jakoś. Trudno! będę czekał... Całe życie to znosiłem. Wytrzymam i teraz.

wchodzi do swego pokoju

Akulina Iwanowna

biegnie za mężem

Ojcze! Dlaczego dzieci nas opuściły? Za co nas tak pokarały?

wchodzi do swego pokoju

Pierczychin

stoi na środku sceny i mruga ssę zdziwieniem.. Tatjana na krześle przy pianinie spogląda, wokół nieprzytomnie. Z pokoju Biezsjemienowów dobiegają głuche dźwięki rozmowy.

Pierczychin

Taniu! Ta... (Tatjana patrzy na niego i nie odpowiada) Taniu, dlaczego jedni rozbiegli się, inni płaczą? Dlaczego ? (patrzy na T a t j a n ę, wzdycha) Dziwni ludzie. (patrzy na drzwi pokoju Biezsjemienowów, idzie w kierunku sieni, kiwając głową) Pójdę sobie do Tietieriewa...Dziwni ludzie!

Tatjana powoli pochyla się nad pianinem i opiera się o klawisze. W pokoju rozlega się nieharmonijny, głośny dźwięk wielu strun i zamiera.

KURTYNA



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gorki Maksym Na dnie
Gorki Maksym Matka (rtf)
Gorki Maksym DZIECIŃSTWO
Gorki Maksym BAŚNIE WŁOSKIE
Gorki Maksym Dziecinstwo
Gorki Maksym Na dnie
Gorki Maksym Na dnie
Gorki Maksym Barbarzyńcy
Gorki Maksym Barbarzyńcy
Maksym Gorki Matka
Mieszcza
Ćwiczenie 2 Stosunek prędkości średniej do maksymalnej
Kultura kamienic mieszczańskich
Akt elekcji Maksymiliana Habsburga
Ze św Maksymilianem, > # @ a a a Religia modlitwy
moralnosc mieszczanska ossowskiej, kulturoznawstwo
232 Rozporz dzenie Ministra Sprawiedliwo ci w sprawie maksymalnych stawek taksy notarialnej
Podaj wzr na maksymalny wskanik porowatoci, Prywatne, Budownictwo, Materiały, IV semestr, IV sem, Me

więcej podobnych podstron