Szara dama ze Sławikowa
Na najniższej kondygnacji, tuż obok schodów znajdowały się duże, kute żelazem drzwi. Młody hrabia zapewnił, że nie były one otwierane ludzką ręką od stu lat. Czasami, podczas ciemnych nocy zimowych, rozchylały się same, aby wypuścić szczupłą kobiecą postać, która lekkim krokiem wbiegała po schodach na górę i znikała.
Cytowany powyżej fragment pochodzi z pracy Jerzego Hyckla pt. Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej (Was der Sagenborn rauscht. Sagen aus dem Stadt und Landkreise Ratibor), która ukazała się drukiem w 1924 roku w Raciborzu. Hyckel od kilku tygodni jest naszym przewodnikiem po legendach ziemi raciborskiej. Tym razem zabierze nas w podróż do Sławikowa w gminie Rudnik.
Miejscowość leży na krańcu powiatu raciborskiego, za Łubowicami i Grzegorzowicami. Znajduje się tu zrujnowany XIX-wieczny pałac Guido Eickstedta, przeznaczony po wojnie na siedzibę PGR-u, z czasem ogołocony z wyposażenia, potem detali architektonicznych. Dziś ruiny skrywa starodrzew dawnego pałacowego parku.
Historia Sławikowa sięga XIII wieku. Miejscowość i parafia jest już poświadczona w 1223 roku, kiedy to biskup wrocławski konsekrował tutejszy kościół Św. Jerzego. Obecna, murowana świątynia została zbudowana w latach 1842-1846. Stary drewniany kościół przeniesiono do Zabełkowa w gminie Krzyżanowice (dziś już nie istnieje).
Wieś wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli. Jeśli nie zamek, to na pewno przed XIX wiekiem istniał tu przynajmniej dwór szlachecki. W latach 1795-1831 Sławików należał do Eichendorffów z Łubowic. Bardzo często jest wspominany w dziennikach sławnego poety romantycznego Josepha von Eichendorffa.
Dzierżawcą majątku w czasie młodości Josepha był Antoni Koschatzky, szlachcic polskiego pochodzenia. To tu późniejszy poeta przeżył jedną ze swoich pierwszych gwałtownych miłości. Jak wspomina w swoich dziennikach, odbywały się tu głośne maratony taneczne, przerywane biesiadami, rozmowami i innymi przyjemnościami.
A oto, co o tych czasach pisze Jerzy Hyckel. Eichendorff mieszkał w swojej młodości w starym zamku w Łubowicach. Niedaleko niego zamieszkiwał w innej warowni [w Sławikowie] jego przyjaciel młody hrabia. W zimie odwiedzali się wzajemnie raz na jednym, raz na drugim zamku. Po tym, jak coraz częściej rozprzestrzeniały się wieści o duchach w pałacu w Sławikowie, Eichendorff zaproponował przyjacielowi zbadanie tej sprawy. Kiedyś spotkali się podczas burzliwej nocy w Sławikowie. Krótko przed północą podniósł się hrabia i zażądał, aby Eichendorff towarzyszył mu podczas obchodu zamku. Mężczyźni opuścili bogato zastawioną jadalnię, przeszli przez oświetlone korytarze, aż doszli do szerokich schodów, które łączyły wszystkie piętra. Na najniższej kondygnacji, tuż obok schodów znajdowały się duże, kute żelazem drzwi. Młody hrabia zapewnił, że nie były one otwierane ludzką ręką od stu lat. Czasami, podczas ciemnych nocy zimowych, rozchylały się same, aby wypuścić szczupłą kobiecą postać, która lekkim krokiem wbiegała po schodach na górę i znikała. Przyjaciele zastygli między drzwiami i schodami, gdyż chcieli sprawdzić, czy tajemnicza kobieta pokaże się tego wieczoru. W świetle świecznika, który młody służący przyniósł za dnia, Eichendorff, zobaczył wychodzącą postać kobiecą ubraną na szaro o twarzy owiniętej szarym welonem. Zjawa pośpieszyła schodami do góry. Młody służący, który był razem z nimi, nic nie wiedział o duchach i wyprzedził ją prawie, aby jej poświecić. Tam, gdzie schody się rozdzielały, chciał służący iść w lewo, ale dama wskazała mu białą ręką drogę w prawą stronę. Posłuszny służący zwrócił się tam, gdzie wskazała mu kobieta i cały czas jej przyświecał. Potem zniknęli oboje z pola widzenia.
Nagle dał się słyszeć straszliwy krzyk służącego, a światło świecy zniknęło w ciemności. Młodzi mężczyźni w przerażeniu osłupieli. Eichendorff wziął się w garść jako pierwszy i postanowił pójść do jadalni, by przynieść inny świecznik z płonącymi świecami. Wtedy też razem z hrabią pospieszył w górę schodów. Na piętrze znaleźli trupa służącego. Postać kobieca zniknęła. Próbowali podnieść nieżywego i w tym momencie, kiedy wrócili na dół, tajemnicze drzwi znowu były zamknięte. Zjawy z szarym welonem na twarzy nikt już potem nie widział. Mroczna zagadka śmierci służącego nie została wyjaśniona.
Grzegorz Wawoczny
|
|