Jan Kochanowski
ELEGIE
[I]
Jeślim poetą, dziełem to nie Muz jest wcale;
Nie chodziłem do groty w aonijskiej skale,
Jeno miłość uczyła mnie wiersz składać słodki,
Naśladując starego Kallimacha zwrotki.
Albowiem bóg miłości umysły ospałe,
Serca zimne podnieca i dusze zdrętwiałe.
Czyż gnuśny Parys nie pasł, jak wieść o tym słynie,
Wpierw rogatych jałówek w idajskiej dolinie?
Lecz ledwo cudzoziemki miłość go zażegła,
Wnet jego troska lasów i wołów odbiegła,
Zbudował statki, puszcza je na mórz odmęty
I do wód Eurotasu zapędza okręty.
I nie wpierw z wojowniczej Lakonii wyrusza,
Aż zwiódłszy męża, córkę skradł Tyndareusza.
Wtedy gdy Grecy pola frygijskie niszczyli,
Dzielnego Eacydę sprzątnął w jednej chwili,
Który jeszcze niedawno w krąg Troi wysokiej
Wlókł hemońskimi końmi Hektorowe zwłoki.
Ta, co duszy mej gnuśnieć nie da, choć nie idzie
Rodem z Jowisza, pięknem równa Heroidzie.
Niechby prośby me przez nią były wysłuchane,
Drugim Amfionem, drugim Linusem się stanę.
Nie mogę wprawdzie twierdzić, aby przystawały
Do mych barków maczugi i gnozyjskie strzały,
Lecz niech ona rozkaże, odważnie uderzę
Na srogą hydrę, natrę na zuchwałe zwierzę,
Skradnę jabłka Hesperyd smokowi spod straży
I psu tartaryjskiemu spętam trójłeb wraży.
O Krzysztofie, ozdobo i chwało Północy,
Wzorem ojca granice ojczyzny dzierż w mocy.
Dowiedź niezłomnym duchem i potężnym czynem,
Że rodzonym owego ojca jesteś synem,
Który twierdz starodubskich z ziemią zrównał
Który pokonał Daki i poskromił Scyty. [szczyty,
Mnie miłość sroga w mocne zakuła kajdany,
I jestem w twardą władzę kochanki oddany.
Dzień mój, noc moja wedle jej rozkazu bieży,
Od niej me szczęście, od niej nieszczęście zależy.
Wy zaś, coście sądzili, że zatrute zioła
Albo czar pieśni miłość ułagodzić zdoła,
Znoście tu ziele wszelkie kryjące uroki,
Jakie zna Pindus, Otrys i Eryks wysoki.
Dopóki ona oczom moim będzie drogą,
Żadne zioła i żadne czary nie pomogą.