Jak przestałem się martwić i pokochałem jena
Żeby dowiedzieć się, co dzieje się złego z japońską gospodarką należy zacząć od Kazuo Mizuno.
56-letni rządowy doradca jest zbyt młody, by mógł mieć coś do powiedzenia w zdominowanej przez starszych Japonii. A to bardzo niedobrze. Mizuno jest od tylu lat wysokiej rangi urzędnikiem, że może mówić prawdę o jenie: Japonia wiele może skorzystać na mocnej walucie.
W Tokio już sama taka wzmianka to herezja i Mizuno może w tym tygodniu spodziewać się telefonów od rozdrażnionych nią osób. Może nawet z sugestią przejścia na bardzo wczesną emeryturę. Jednak wicedyrektor generalny do spraw ekonomicznych przy japońskim urzędzie rady ministrów ma całkowitą rację.
Japońskie upodobanie do starszych wiekiem przywódców to jak samokrępujący kaftan bezpieczeństwa, uniemożliwiający dopływ świeżych pomysłów. Zanim politycy dojdą do władzy są w stu procentach przekonani, że silny jen to zasadniczy czynnik hamujący japońską gospodarkę. Niestety Mizuno znajduje się zbyt nisko w politycznym łańcuchu pokarmowym, żeby przebić się ze swoimi argumentami za silnym jenem.
Dla wielu ludzi w Tokio jego koncepcja przypomina pomysły pełnego dziwactw doktora Strangelove'a (ze słynnego filmu Stanleya Kubricka „Dr. Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę"). Tylko w przypadku Japonii niewielu strategów do spraw waluty żartowało w rozmowie ze mną, że cytat powinien brzmieć „jak przestałem się martwić i pokochałem silnego jena". W przeciwieństwie do filmowego szalonego amerykańskiego generała Kazuo Mizuno w żaden sposób nie jest pomylony.
Rynki zignorowały ostatnie interwencyjne wysiłki premiera Naoto Kana. Jen jest w zasadzie na takim samym poziomie, jak był 14 września, dzień przed pierwszą japońską oficjalną próbą obniżenia jego wartości do poziomu najniższego w okresie sześciu lat.
Maklerzy wiedzą to, czego nie wie Japonia. Jen jest coraz silniejszy, ponieważ inne liczące się waluty są coraz słabsze z zasadniczych powodów. Na przykład Rezerwa Federalna może wkrótce rozpocząć kolejną rundę „ilościowego rozluźnienia" polityki monetarnej. A to sprawi, że wartość jena wzrośnie, niezależnie od tego ile jenów Japonia rzuci na rynki.
Ale skupmy się na stronach dodatnich. Silny dolar broniony przez rząd Billa Clintona w latach 1990. pokazał, jak silniejsza waluta może stać się magnesem dla zagranicznych inwestorów, którzy mają skłonność do unikania Japonii. Wspiera giełdy i pozwala kontrolować długoterminowe stopy procentowe. To najlepsza oznaka zaufania do gospodarki.
W Tokio nie wierzy się bardziej w japońskie prognozy niż na giełdach Londynu czy Nowego Jorku. Japonia zapomina, że kiedy jej trwające dziesięciolecia obawy ostatecznie się skończą, jen będzie silny i pewnie znacznie silniejszy niż teraz.
Jen stał się nieskutecznym dogmatem, podobnie jak poglądy na deflację. Pracownik banku centralnego Japonii w Tokio, taksówkarz w Osace, albo sprzedawca polis ubezpieczeniowych z Kagoshima - każdy uważa, że deflacja jest głównym czynnikiem hamującym gospodarkę. Indeks cen konsumpcyjnych jest niski ponieważ spada krajowa trajektoria. Brak zaufania jest powodem, dla którego stopy procentowe są bliskie zera, a tempo wzrostu niewiele wyższe. Słabszy jen nie zwalczy deflacji - może tego dokonać jedynie całkowita rewitalizacja japońskiego systemu ekonomicznego.
- Japonia powinna zmienić swoją konstrukcję, żeby podnieść standardy życia wykorzystując silnego jena - powiedział w tym tygodniu Mizuno.
A najważniejszą ze wszystkich korzyści jest ta, że silny jen może zachęcić zagraniczne fuzje i przejęcia i sprawić, że kraj będzie bardziej konkurencyjny. Może umożliwić Japonii zakup praw do eksploatowania zasobów naturalnych. I zmienić Japonię na lepsze.
Zaakceptowanie silnego jena może wyzwolić „ożywczego ducha", o jakim mówił John Maynard Keynes. Firma Sony Corp. musiałaby polegać bardziej na rozwoju pożądanych produktów. Honda Motor Co. musiałaby skupić się na zwiększeniu produkcji. Japan Airlines Corp. musiałaby być skuteczniejsza. Rząd musiałby dostosować podatki od przedsiębiorstw na korzyść nowopowstających firm, które tworzą nowe miejsca pracy, a nie na korzyść narodowych bohaterów przeszłości.
Japonia poświęciła już zbyt wiele czasu na martwienie się jenem i na próby osłabienia go. Urzędujący trzy miesiące rząd Kana udowadnia, że nic się nie zmienia. Japonia naprawdę powinna nauczyć się pokochać silnego jena.