Morien Je te plumerais


Tytuł: Je te plumerais

Autor: Nimori

Para: HP/LM

Ocena: NC-17

Gatunek: angst, romans?

Wprowadzenie: uwięziony w klatce ptak będzie śpiewał, nawet jeśli tylko po to by ocalić swojego ducha.

Kontynacja: planuję przetłumaczyć, ale nie wiem, czy znajdę czas.

Je te plumerais

Nadal żył.

Ogolili mu głowę i chociaż włosy odrosły mu przez noc, nadal żył.

Nie chciał myśleć, o tym, co to oznaczało.

***

Czas stał się duchem, nigdy nie gasnącym lumos, które unosiło się ponuro nad jego celą, kładąc kres dniu i nocy, posiłkami dostarczanymi w według niego nieregularnych odstępach. Wiedział, co robił Voldemort; Czarny Pan był Ślizgonem, a Ślizgoni lubili umysłowe zmagania jak nie przymierzając rośliny światło słoneczne. Wydarzenia w pobliskim świecie nabrały tempa. Czuł to i wiedział, że Voldemort chciał, by on to czuł i wiedział jak jest bezradny.

I posiłki pojawiały się. i odpadki znikały. i Harry Potter nie widział niczyjej twarzy od śmierci czasu, od świtu niekończącego się zmierzchu.

***

Przemierzał salę. Śpiewał piosenki. Wydrapywał numeroligiczne zagadnienia na ścianach. Przypomniał sobie o terrarium i zastanawiał się, czy był jakiś ślad tego poza celą.

Thamnophis potterica, północnoeuropejski gatunek ogrodowy. Zagrożony wymarciem. Pochodzi z południowej Anglii, Thamnophis potterica jest obecnie najczęściej spotykany w Szkocji, ale okresowo migruje na południe podczas lata. Okaz jest szacowany na 16 - 17 lat. Wyhodowany w niewoli.

Dalej przemierzał salę. Nikt nie przyszedł.

***

Ktoś przyszedł.

Światło, jaśniejsze niż jego przyćmione lumos podskoczyło, kiedy niosący się poruszył. Jego drzwi zostały otwarte i dwóch zamaskowanych śmierciożerców rzuciło bezwładne, umazane krwią ciało na jego podłogę.

Wyszli, zabierając swoje światło ze sobą i zostawiając swój pokiereszowany ciężar, ale teraz, och teraz było po i przed, i dało mu to nadzieję, że czas jedynie zapadł w hibernację i mógł się niedługo obudzić, i przynieść ze sobą dzień i noc, i zajęcia, i przyjaciół, i czarne psy, i piegi, i Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta, i migoczące zza okularów w kształcie półksiężyców oczy, i nowatorskie przepowiednie jego własnej śmierci, i sok z dyni, i ciemne, rzucające groźne spojrzenia oczy, które go nienawidziły, i gumochłony, i nocne wędrówki po korytarzach, bezpieczne od ryzyka zauważenia, ale ze świadomością, że mógłby zostać zauważony, jeśli wybrałby bycie. istnienie dla kogoś.

Mógł przetrwać oczekiwanie, ponieważ teraz było po i przed. Przed tym jego drzwi się otworzyły. Po tym jak jego drzwi się otworzyły. Dzięki temu przybyciu zdobył punkt odniesienia i zwycięstwo smakowało słodko. Zostawił swojego gościa tam, gdzie porzucili go śmierciożercy i powrócił do swojego sto pięćdziesiątego piątego wykonania "Allouette".

Nucił słowa, których nie znał, a było ich dużo.

***

Po chwili, Harry nie był pewien jak długiej, ponieważ myślał, a myślenie czasem przyspiesza poczucie czasu, a czasem je zwalnia, Lucjusz Malfoy usiadł.

- Potter. Przestań śpiewać. - załamany, zachrypnięty głos.

- Nie. Allouette, hmm-hmm allouette, allouette, je te hmm-hmm-hmm.

- Być może się myliłem. - powiedział Malfoy, krzywiąc się z bólu. Harry był zadowolony, że jego długi, arystokratyczny nos wyglądał na złamany. - Piekło jednak istnieje.

Harry uśmiechnął się.

- Wkurzyłeś swojego pana.

- Możesz to tak ująć.

- Ja też. Allouette, hmm-hmm allouette.

- Merlinie, ratuj.

***

- Popsujesz to!

Malfoy rzucił mu zirytowane i lekko nieprzytomne spojrzenie, policzki zaczerwienione i wilgotne, ponownie podejmując swoje żmudne wysiłki w celu dosięgnięcia zbiornika z wodą.

- Popsuję. co. Potter?

Harry wskazał na zawiły wzór, który utworzył sącząc piasek z dłoni w rozchodzące się koła. Hermiona powiedziałaby, że wyglądał bardzo zen, a potem obdarzyłaby go nieskondensowaną historią buddyzmu.

- Świetnie, - Malfoy oparł się o ścianę, dysząc i jednocześnie próbując tego nie pokazywać. - więc przynieś mi trochę wody.

Harry spojrzał na niego ze złością, a potem, rozdarty, przeniósł swój wzrok pomiędzy samonapełniającym się zbiornikiem wody a kulminacją godzin lub nawet dni cierpliwego grzebania się w piachu. Wzdychając, wstał i poszedł w kierunku miednicy, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że nie miał kubka. Talerze i miski pojawiały się i znikały razem z jedzeniem i nigdy nie dawano mu sztućców. Wzruszając ramionami, stulił dłonie na kształt miseczki.

Bardzo niewiele wody przetrwało podróż i Malfoy podwinął wargę z pogardą, kiedy Harry dotarł do niego, choć chłopak nie mógł powiedzieć, czy spowodowała to marna ilość, jaką oferował, czy lekko brudny, podrapany i sponiewierany stan jego rąk. Jednakże zaakceptował wodę, szorstkie i popękane usta dotknęły wewnętrznej strony jego dłoni.

Zrobił jeszcze kilka wycieczek po wodę, zanim Malfoy odgonił go machnięciem dłoni, a potem zwrócił ją całą na piaskowy wzór, rujnując starania chłopaka, by zachować spokój ducha przez wschodnią filozofię.

***

- Allouette, hmm-hmm allouette.

- Gentile.

- Co?

- Gentile allouette.

- Gentile allouette, allouette, je te...

- Plumerais. - cisza przez moment. - No i co?

- Nie znam reszty.

- Na miłość Talezjana. "Je te plumerais la tete, je te plumerais la tete, et la tete, et la tete." *

- Co to znaczy?

- Skowronku, delikatny skowronku, skowronku, oskubałbym cię. Oskubałbym twoją głowę, oskubałbym twoją głowę i twoją głowę i twoją głowę.

- To jest chore.

- To dziecięca piosenka, Potter. One wszystkie są makabryczne.

Harry przez moment siedział cicho, a potem:

- Great, green gobs of greasy, grimy gopher guts, mutilated monkey meat, little dirty birdies' feet...**

Malfoy zajęczał i opuścił swoją głowę na kolana.

***

Tylko czas, kapryśna suka, mógł powiedzieć, czy noga Malfoya była złamana, czy tylko poważnie nadwerężona, ale w międzyczasie ten wydawał się dobrze bawić, zatrudniając Harry'ego jako przynieś-wynieś.

Nie żeby było dużo do przynoszenia i odnoszenia. Posiłki, ponieważ Harry musiał się bez nich obchodzić zbyt często, woda, z tego samego powodu i kosz na odpady, ponieważ nie chciał żyć w smrodzie. Dodanie drugiego ciała do pozbawionej mydła celi było wystarczająco złe, nawet jeśli Malfoy nie mógł wyczuć niczego przez swój zmaltretowany nos.

***

- Je te plumerais le nez, je te plumerais le nez, et le nez, et le nez. Allouette, allouette...

- Będziesz cicho?

***

W końcu Harry zmoczył pasek swoich szat, którego używał, by się oczyścić, przyniósł go Malfoyowi i pomógł mu obmyć twarz. Widok zaschniętej i zaskorupiałej krwi i spuchniętego, poczerniałego oka wywoływał u niego nieprzyjemne wizje. Malfoy przeklinał go, kiedy Harry czyścił skórę jego złamanego nosa i wrażliwej powieki, ale wreszcie wyglądał jakby tylko wdał się w bójkę w barze, a nie jakby właśnie przegrał walkę z wilkołakiem.

***

- Je te plumerais les yeux, je te plumerais les yeux, et les yeux, et les yeux. Allouette, allouette...

- Czy nie możesz zaśpiewać czegoś - czegokolwiek - innego?

***

Malfoy zgodził się na naukę gry w warcaby, ale tylko dlatego, że nie mieli jak zamienić małych kamyków w figury szachowe, a żadne z nich nie pamiętało na tyle rozkładu planszy do backgamona, by rozrysować go na podłożu. Przemieszczał otoczaki jedną zadowoloną z siebie, delikatną i okropnie precyzyjną ręką, czekając, aż opuchlizna na palcach drugiej dłoni zejdzie i zblednie ich fioletowe zabarwienie.

***

- Je te plumerais les mains, je te plumerais les mains, et les mains, et les mains. Allouette, allouette...

- Potter, grzecznie cię proszę. Zamknij. Się.

***

Zdarzyło się im kilka bójek, kiedy stan nogi Malfoya się poprawił. Harry, wystarczająco chętny, by zlitować się nad bezradnym mężczyzną, odmówił pozostania skrzatem domowym, jak tylko ten mógł chodzić, chociaż Malfoy uważał za zabawne sprawdzanie, na jak wiele mógł namówić Harry'ego by ten dla niego zrobił.

***

- Je te plumerais les jambes, je te plumerais les jambes, et les jambes, et les jambes. Allouette.

- Cholera niech to weźmie, Potter, zamknij się do diaska, zanim utopię cię w zbiorniku z wodą.

***

Ponownie odkryta niezależność Malfoya przywróciła Harry'ego do stanu kompletnego znudzenia, więc gdy rozmowa-ukośnik-kłótnia o korzyściach bycia wychowanym w rodzinie czystej krwi zarezultowała propozycją Malfoya, by nauczyć Harry'ego tańca, ten ostatni zgodził się.

- Ron też nie tańczy - Harry wymamrotał, jednocześnie niechętny i ożywiony i zakłopotany, kiedy pozwolił Malfoyowi umieścić jego dłonie na ramieniu i talii. - Jest czystej krwi, więc nie widzę, jak to może być korzyścią wynikającą z pochodzenia.

- Wybacz mi, powinienem był powiedzieć czystej krwi z klasą i odrobiną godności. Głowa w górę, ja prowadzę.

Harry prychnął.

- Czy rzeczywiście byłbyś szczęśliwszy, gdyby świat został zredukowany do czystokrwistych czarodziejów z wysokim statusem i starymi fortunami, którzy ubierają tylko w ręcznie szyte aksamitne szaty, jak Wergiliusz, ale nie Homer i myślą, że kawior jest tandetny? Wszystkich ich dwudziestu siedmiu?

- Dla mnie brzmi to jak utopia. - odpowiedział Malfoy. - Chociaż kawior nigdy nie jest tandetny i aksamit jest za gorący w lecie, więc musimy zezwalać też na jedwab.

Harry'emu zabrało chwilę zorientowanie się, że Malfoy zażartował, a kiedy to się stało, był tak zaskoczony, że pomylił kroki i Malfoy nadepnął mu na palce.

- Niezdarny bachor.

- Hej, to ty na mnie wdepnąłeś. I skoro mnie zraniłeś, myślę, że powinieneś dla odmiany dzisiaj mi usługiwać.

***

"Je te plumerais les pieds, je te plumerais les pieds, et les pieds, et les pieds. Allouette, allouette..."

"Allouette, gentile allouette."

"Allouette, je te plumerais. Jeszcze raz! Allouette..."

***

Zaczęli siadać razem, kiedy tylko się nie ruszali; zażyłość i apatia wyczerpały całe zdeterminowanie by ze stoickim spokojem wytrzymać lekki chłód. Harry zawsze myślał, że Malfoy jest imponujący pod względem fizycznym, ale nigdy nie zdał sobie do końca sprawy, jak silny był ten mężczyzna, jaka szeroka jego klatka piersiowa, aż leżeli owinięci wokół siebie.

Malfoy spał, jego oddech miękko łaskotał ucho Harry'ego, drobne ciało chłopaka wpasowujące się przyjemnie w większą formę. Zastanawiał się, czy Malfoy wiedział, że jego ramiona skradają się wokół jego współwięźnia zawsze, kiedy spali i zdecydował, że Malfoy prawdopodobnie wiedział. Nie wiele zdołało umknąć bystrym oczom Malfoya.

Nadal jednak ten dotyk był przyjemny, jakby był trzymany przez kochającą osobę. Zastanawiał się, jak by to było być naprawdę kochanym i pomyślał, że jego obecna pozycja była wystarczająco temu bliska.

W końcu, ciężko było tęsknić za czymś, czego nigdy nie miał.

***

- Je te plumerais les bras, je te plumerais les bras, et les bras, et les bras. Allouette, allouette...

- Poddaj się Potter. Wiem, jak cię zamknąć.

- Proszę, zrób to.

***

Brak pewności w ich pierwszym pocałunku nadał ton temu, co za nim podążyło, jako że Malfoy nigdy nie był pewien, czy Harry nie strzeli go nagle w twarz i nie przeklnie za to, jakim był Ślizgońskim śmierciożercą. Malfoy był w rzeczywistości dziwnie pokorny, kiedy po raz pierwszy przycisnął swoje ciepłe, miękkie usta do ust Harry'ego i chociaż ten odpowiedział z pełną ulgi ochotą, nigdy nie stracili tej domieszki wahania. Harry nie sądził, że to kiedykolwiek się stanie. Oboje byli zbyt podejrzliwi, czekający aż drugi odepchnie, wścieknie się na insynuację, chcąc pamiętać ich wrogość.

Nawet, kiedy leżeli na ich twardej podłodze, Malfoy poruszał się mocno i szybko między jego nogami, pot czynił ich ciała śliskimi i przyklejał brud do ich skóry, nie mógł do końca odpuścić. Krzyczał i jęczał i błagał i gryzł, mocno trzymając długie, skołtunione, brudne włosy, ciągnąc, jakby mógł zapanować nad swoim pseudo-kochankiem - jak ktoś mógłby określić Malfoya - ale nigdy nie zapominał, że to Malfoy go pieprzył, nigdy nie zapominał, że należał do czarnych psów i piegów i szop brązowych włosów, że czas nie zawsze spał.

Jak długo istniał w tej próżni, mógł ochoczo spędzać godziny, czy dni, czy tygodnie na kolanach, liżąc i ssąc gruby członek, który w ich przyćmionym lumos barwił się na ciemny szkarłat. Nigdy nie mając dość czucia jak on wbijał się w niego; już nigdy nie nudząc się, jak długo Malfoy był chętny go wziąć. szybko czy wolno, ostro czy delikatnie. zawsze było dobrze.

Ze wszystkiego najbardziej kochał gorące usta Malfoya, gdziekolwiek na nim. Jego szyi, jego sutkach, jego członku. schodzące w dół tylnej strony jego ud, wewnętrznej części ramion. szepczące naprzeciw jego znienawidzonej blizny. Szeptały też do niego, mówiąc mu, jak piękne były jego oczy, jak miękka skóra, jak silny jego duch.

Czasem mówiły też inne rzeczy, rzeczy takie jak: "Nie pozwól mi odejść", i "Zginąłbym bez ciebie" i "Nie chcę cię potrzebować".

Tak, najbardziej ze wszystkiego kochał usta Malfoya.

***

- Je te plumerais la bouche, je te plumerais la bouche, et la bouche, et la bouche. Allouette, allouette...

- Och, Merlinie, tak, tutaj.

***

Nie uważał za stosowne krzyczeć "Malfoy", kiedy dochodził, więc przystosował się do myślenia "Lucjusz", kiedy tylko spotykały się ich usta, aż stało się ono imieniem, które wołał w chwili namiętności. Malfoy wydawał się to lubić i przestał nazywać go "Potterem" nawet w momentach, kiedy nie uprawiali seksu - które stały się rzadkie.

Wydawało się, że jeśli się nie pieprzyli, lizali się, ssali, całowali nawzajem, albo kiedy uniemożliwiało to wyczerpanie, po prostu leżeli w objęciach. To była dalece najbardziej interesująca rzecz, jaką można było robić, dużo lepsza niż warcaby albo maglowanie w kółko starych kłótni i polityki w której i tak nigdy by się nie zgodzili.

***

Raz Malfoy podniósł się od entuzjastycznego dostarczania mu satysfakcji swoimi ustami i zamiast zarzucić sobie nogi Harry'ego na ramiona i zerżnąć go do utraty zmysłów, nabił się na jego sterczącego penisa.

Harry mógł tylko westchnąć ze współczuciem, na bolesny jęk Malfoya, bo serdecznie pamiętał te kilka razy, kiedy Malfoy wziął go bez uprzedniego rozciągania i one mogły spokojnie rywalizować z chwilą, w której Malfoy odebrał mu dziewictwo dla czystej, ekscytującej, pięknej agonii.

Potem Malfoy zaczął się poruszać i Harry zapomniał o byciu branym i odkrył przyjemność brania. I to wszystko było dobre.

***

Pewnego dnia obudził się i pomyślał, że jest ślepy.

Nie był; ich lumos zgasło.

Zapadła noc.

***

W kompletnej, ciężkiej, wyzwalającej, intymnej ciemności pręty klatki skruszały i po raz pierwszy i jedyny kochali się, i kiedy Lucjusz wlał swoje gorące nasienie do jego ciała, Harry przyjął je jak rytualną ofiarę dla od dawna nie żyjącego boga niewinnej przyjemności.

***

- Harry?

Okulary połówki i uprzejme, kruszące serca oczy.

- Lucjusz? - wyszeptał Harry i poczuł jak miękka, czysta szata pokrywa ciało, którego już nie czuł potrzeby ubierać.

Dumbledore odwrócił wzrok na drzwi.

- Poczekaj

Harry usiadł, by znaleźć Malfoya, chwyconego przez dwóch czarodziei w oficjalnie wyglądających niebieskich szatach, na drodze do wyjścia.

Dumbledore spojrzał z powrotem na Harry'ego.

- Myślę, że jednak będziemy podróżować razem.

Dwaj czarodzieje nie wyglądali na zadowolonych, ale poczekali, podczas gdy Dumbledore pomógł Harry'emu się podnieść. Oczy Malfoya pozostały zamknięte, ale Harry usłyszał cichy szept: "Gentile allouette...".

***

Gabinet zabiegowy w Św. Mungu pachniał jak klasa Snape'a, albo przynajmniej jak Harry myślał, że pachniała klasa Snape'a: nie pamiętał dokładnie. Ukoronowane na czerwono i złoto drzewa za szybą zaskoczyły go, sądził, że Voldemort porwał go w marcu. Więc w półmroku stał się siedemnastolatkiem - najmniej wyróżniające się urodziny, jakie kiedykolwiek miał, nie świętowane nawet przez niego.

Umieścili Malfoya w sąsiedniej klitce, choć pielęgniarki zdawały się myśleć, że Harry powinien się go obawiać i starały się go przenieść. Jednakże Dumbledore miał w tych sprawach siódmy zmysł i zjawił się natychmiast by zaradzić takim próbom.

***

Harry położył się czysty, syty i rozgrzany, po raz pierwszy w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy, słuchając znajomego tembru dochodzącego do niego głosu Malfoya. Wydawał się dopytywać o Dracona i Harry nagle przypomniał sobie o innym Malfoyu, którego nienawidził. Dziwne, że mógł o nim zapomnieć.

- Nie obawiaj się Lucjuszu. Draco rzeczywiście uciekł i zdołał dotrzeć do Hogwartu około połowy maja. Faktem jest, że to właśnie on poinformował nas, że nasz pan Potter był uzurpatorem używającym eliksiru wielosokowego.

- I...

Dumbledore wydawał się litować nad nim, odpowiadając na niezadane pytanie.

- Narcyza otrzymała już pocałunek dementora. - Harry mógł wręcz usłyszeć mruganie w głosie dyrektora. - Oczekuję, że będzie dla ciebie łatwym przypisanie jej pewnych nielegalnych działań.

Malfoy nie odpowiedział, ale Harry dobrze znał tą smutną ciszę. Uśmiechnął się do siebie.

***

- Je te plumerais la tete, je te plumerais la tete, et la tete, et la tete. Allouette, allouette...

Cichy baryton dochodził do jego łóżka, ale nie dalej i Harry leżał wpatrując się w ogołocone z liści gałęzie drzew, nagie naprzeciw nocnego nieba, otoczone prostokątną ramą okna.

Było za ciemno i chciał, by ktoś rzucił swoją różdżką przytłumione lumos.

- Allouette, gentile allouette...

- Zamknij się i idź spać, Lucjuszu. - wyszeptał

***

Aurorzy zabrali Malfoya zanim uzdrowicielka zezwoliła Harry'emu na przyjmowanie gości i Harry był z tego zadowolony, bo nie zniósłby Syriusza i Rona i Hermiony z Malfoyem słuchającym z sąsiedniego pokoju. Ledwie mógł przetrwać to samemu i czasami wstawał w nocy, człapał do drzwi i wyglądał na zewnątrz. Tabliczka zawsze głosiła "Potter Harry, p. 203, ale stwierdził, że napis mógłby równie dobrze brzmieć "Transfer z Zoo Riddla. Rzadki okaz!".

***

Włosy, które mu zgolili, jak się obawiał, posłużyły do eliksiru wielosokowego, ale uzurpatorem okazał się Petter Pettigrew, co spowodowało pewne korzyści: Syriusz był teraz wolny. Hermiona przyjechała z czarodziejskiego uniwersytetu w Edynburgu i wyznała, że nigdy nie przestała szukać Harry'ego i nawet zniżyła się do tego stopnia, by pracować ze Snape'em. Ron, mający właśnie wyruszyć na swoją pierwszą akcję w terenie jako auror, nie mógł zostać długo, a Hermiona musiała wracać na zajęcia i kiedy Harry czuł ulgę, jak odchodzili, jednocześnie przeklinał ich za pozostawianie go we władaniu swojego nadopiekuńczego, niezrównoważonego psychicznie ojca chrzestnego.

***

Do czasu świąt Bożego Narodzenia wyrwał się ze szpon Syriusza i osiadł w wieży Gryffindoru ze swoimi nowymi kolegami: Harvey'em Morrowem, Gavinem O'Shea, Perseusem Wildersonem, Mickiem Sterlingiem i Colinem Creevey'em. Chętny, jeśli nie gotowy, nadrobić miesiące, które stracił.

Draco Malfoy też powtarzał rok, jako że pomiędzy wydaniem jego ojca przez jego matkę ich panu jako zdrajcy, byciem zaoferowanym jako ofiarę kiedy bronił Lucjusza trochę zbyt gwałtownie, straceniem miesiąca zajęć i spędzeniem reszty semestru na zadręczaniu się losem ojca, Draco raczej kiepsko spisał się na swoich OWTM-ach.

Starali się siebie unikać. Draco skupiał na sobie coraz większą uwagę, kiedy proces jego ojca był opisywany w gazetach, ale w końcu i ona wygasła kiedy starszy Malfoy, drogą półprawd, zdołał zrzucić udział całej rodziny w działaniach Voldemorta na głowę swojej martwej żony.

Co było tym, czego Harry się spodziewał.

***

Życie było ciche.

Nawet eliksiry mijały bez incydentów, kiedy Harry szczęśliwie pozwolił Snape'owi rozkoszować się swoim udziałem w pokonaniu Voldemorta, przeważającym ten słynnego Harry'ego Pottera. Po jakimś czasie Snape nadąsał się na Harry'ego za brak zainteresowania w kontynuowaniu ich konfliktu i skończył z tym. Czarne oczy obserwowały go nieprzerwanie, ale już nie promieniowały złośliwością.

Życie było ciche, i czas obudził się ze swojego długiego snu, powolny i chwiejny, nigdy nie do końca ten sam.

Zawsze wydawało się zbyt jasno, lub zbyt ciemno.

***

Przyszła poczta, w poranek przed egzaminami i nieznajoma sowa upuściła złote, przewiązane zieloną wstążką pudełko przed Harrym. Musiał złapać je w locie, żeby nie wylądowało w jego jajecznicy.

Odwiązał wstążkę, świadom ukradkowych spojrzeń z pozostałych stołów i mniej subtelnej ciekawości Ginny i Colina. Podniósł wieko, wyciągnął zwinięty liścik i znalazł pod nim setki tycich, delikatnych, pokrytych złotym pyłem piórek z końcami przyczepionymi do małych brązowych kuleczek.

- Kto mógł ci przysłać zestaw extollo pluma? - Colin zaglądnął Harry'emu przez ramię.

- Ooch, to pióra skowronka. - powiedziała Ginny. - Przynoszą szczęście i słoneczne dni.***

- Czym one są?. - zapytał, podnosząc jedno do światła i obracając, obserwując, jak połyskuje.

- Dekoracje. - odparł Colin, tracąc zainteresowanie. - Możesz rzucić na nie wingardium leviosa i wyrzucić je w powietrze. Pozostaną w górze przez godziny, jak te świece. - machnął ręką w kierunku sufitu z nosem z powrotem w swoim podręczniku do zaklęć.

Liścik, gdy Harry go rozwinął, głosił: Tu m'as plume.****

***

Hermiona sądziła, że jego nowe mieszkanie było bardzo Zen i dała mu książkę o historii buddyzmu. Harry uprzejmie nie wspomniał, że już ją przeczytał i wysłuchał jej komplementów co do uspakajającego wpływu małej ilości umeblowania i ozdób z kamienia i piasku.

Ron pomyślał, że Harry to dziwak i powiedział mu to.

***

Pewnej letniej nocy zgasił wszystkie światła i rzucił przyćmione lumos, okrywając swój spokojny salon półmrokiem i pokrzepiające światło zamigotało na setkach złotych piórek, iskrząc się na ich wypolerowanych, brązowych podstawach. Dryfowały na strumieniach powietrza, po ustalonych kursach, żeglowały do nowych światów.

- Jak ja kocham to światło.

Nie uznał obecności mężczyzny stojącego w drzwiach, niezaproszonego i niezapowiedzianego, zdecydował się nie kwestionować naruszenia swoich zabezpieczeń. Długie, srebrnoblond włosy lśniły teraz, wolne od brudu, którego czysta woda nigdy nie zdołała zmyć, gładko przyczesane i przycięte zaraz za ramionami. Miał nastawiony nos, ale nie udało się go przywrócić do poprzedniego stanu.

- Kocham jak oswaja twoje oczy, - Malfoy kontynuował - jak je pogłębia i koi niepokój.

Harry sięgnął i pochwycił jedno z piór, przykładając je do jego warg. Jak on kochał usta Malfoya, szczególnie, gdy...

- Nie pozwól mi odejść. Jestem taki zagubiony.

... formowały słodkie słowa, które sprawiały, że czuł się potrzebny i kochany. I teraz on mówił je bez katalizatora w postaci namiętności, bez pretekstu zapobieżenia ucieczce i odcisnął niewinny pocałunek na jego karku. Niepewność zginęła. Harry oparł się o silne ciało, tak wiele większe od niego.

- Je te plumerais la tete, et les yeux, et le nez, et tes levres qui me baisent,***** oh, and your hands that touch me...

Lucjusz jęknął i jego ręce i usta usłuchały, przesuwając się po brzuchu Harry'ego, unosząc się w górę jego szyi by pocałować płatek ucha.

- Wyjdź za mnie.

Kochał, kiedy te usta mówiły taki rzeczy, szczerze, czy nie.

- Tak.

Uwolnił porwane pióro, by objąć swojego delikatnego, kruchego skowronka i ono oddaliło się, wirując, pełne radości i przerażone swoim nieoczekiwanym uwolnieniem

~~Finis~~

<*> ALLOUETTE

Allouette, gentile allouette,

Allouette, je te plumerais

(Skowronku, delikatny skowronku,

Skowronku, oskubałbym cię.)

Je te plumerais la tete,

(Oskubałbym twoją głowę,)

Je te plumerais la tete,

Et la tete, et la tete,

(I twoją głowę, i twoją głowę),

Allouette, allouette, oh-oh,

Allouette, gentile allouette,

Allouette, je te plumerais.

Je te plumerais le nez (twój nos), etc.

Les yeux (twoje oczy), la bouche (usta),

Les bras (ramiona), les mains (dłonie),

Les jambes (nogi), les pieds (stopy).

<**>GOPHER GUTS

Great green globs of greasy grimy gopher guts,

Mutilated monkey meat,

Little dirty birdies' feet,

Great green globs of greasy grimy gopher guts,

And I forgot my spoon!

Great green gobs of greasy grimy gopher guts,

Mutilated monkey meat,

Itsy bitsy birdie feet,

French fried eye-balls,

Rolling down a muddy street,

And I forgot my spoon.

...But I got my straw!

Great green gobs of greasy grimy gopher guts,

Mutilated monkey meat,

Saturated birdy feet,

All wrapped up in

All purpose porpoise pus.

And me without a spoon!

Gee whiz! (but I've got a straw)

Great green gobs of greasy grimy gopher guts

Mutilated monkey meat

Chopped up dirty birdy feet.

A one pound jar of all purpose porpoise pus

Swimming in pink lemonade.

Scab sandwich, spit on top

Monkey vomit, camel snot

Eagle eye and cookie goo

Made a sandwich just for you.

<***>Według celtów, pieśń skowronka, usłyszana w dniu św. Brygidy, obiecywała szczęście i słoneczne dni dla każdego, kto ją usłyszał.

<****>Tu m'as plume.

Oskubałeś mnie.

<*****>Je te plumerais la tete, et les yeux, et le nez, et tes levres qui me baisent...

Oskubałbym twoją głowę, i twoje oczy, i twój nos, i twoje usta, które mnie całują...

Mirror: The Exaltation of the Lark - czeka w kolejce do tłumaczenia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Je te veuxid 18377
123 Satie Je te veux
JAKIE CECHY OPISUJĄ WŁAŚCIWOŚCI TECHNICZNE MATERIAŁÓW BUDOWLANYCH WYMIEŃ TE WŁAŚCIWOŚCI I KRÓTKO JE
jak je ść te owoce
ce que je noserai jamais te dire
och te kobiety www prezentacje org
Przebiegi zwarciowe i charakteryz je wielkosci
Arteterapia w pracy pedagoga Te Nieznany (2)
instrukcja bhp przy obsludze te Nieznany
HP2041 TE
JS1660 TE
002 Z Pomoca Latwiej Gdzie je pomoc dydaktycznaid 2241
OC TO JE, Studia, Materiałoznastwo, Metaloznastwo i Podstawy Obrobki Cieplnej, Meteloznastwo, Ściągi
Tkaniy z włókna octanowego, Pielęgnacja materiałów - jak je prać
Tkaniy ażurowe, Pielęgnacja materiałów - jak je prać
Mech- Badanie zależności współczynnika lepkości cieczy od te, Sprawozdania - Fizyka
Czym jest myślenie twórcze i jak je rozwijać
Morfologia komorek drozdzy je je je
KNOCHE TALERZÓWKA TE

więcej podobnych podstron